Jak odzyskać siebie. Kobieca twarz depresji - Małgorzata Serafin - ebook + książka

Jak odzyskać siebie. Kobieca twarz depresji ebook

Serafin Małgorzata

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Czternaście kobiet – czternaście intymnych i szczerych rozmów o przepaści, znad której można zawrócić.

Ich świadectwa mierzenia się z depresją to opowieści o przekraczaniu siebie, niestawianiu granic, pracowaniu ponad siły i braku odpoczynku. Opowieści o zaciskaniu zębów, braniu się w garść, dawaniu sobie rady. O ignorowaniu sygnałów płynących z ciała.

To historie o dbaniu o to, by wszyscy wokół byli otoczeni opieką i zadowoleni. Grzeczne, perfekcyjne, oddane córki, matki, żony, partnerki, pracownice.

To świadectwa, w których wiele kobiet odnajdzie własne doświadczenia, emocje, myśli, słowa. Swoje marzenia, złudzenia, problemy i tęsknoty. Mam nadzieję, że ta książka będzie wsparciem dla każdego, kto zmaga się z depresją. Bo depresję da się wyleczyć. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok. Krok po pomoc. Po moc. Żeby odzyskać siebie.

Małgorzata Serafin – prezenterka telewizyjna, dziennikarka newsowa. Pracę w mediach rozpoczęła w Superstacji, gdzie prowadziła programy „Raport” i „Finał dnia”, później związana była z Telewizją Polską. Na antenie TVP 1 prowadziła wywiady z politykami w programie „Polityka przy kawie”. Współtworzyła pasmo poranne i serwis „Info dzień” w TVP Info, a także telewizję w Wirtualnej Polsce. Była wydawczynią i prowadzącą serwisów informacyjnych. Po 11 latach w mediach mikrofon zamieniła na nożyczki i została fryzjerką. W trakcie pandemii doświadczyła kryzysu psychicznego po którym zaczęła dzielić się swoim świadectwem leczenia depresji. Na Youtubie prowadzi podcast „Bez farbowania”, do którego zaprasza osoby po kryzysach psychicznych. Autorka podcastu „W Czułym Zwierciadle” min. o DDA, uzależnieniach, dorosłych w spektrum autyzmu i z ADHD realizowanego dla miesięcznika „Zwierciadło”. Współautorka wraz z Markiem Sekielskim książki „Jest ok. To dlaczego nie chcę żyć?”(2024). Prywatnie kocha odkurzać, układać puzzle i jeść chipsy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 348

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Małgorzata Serafin, 2025

Projekt okładki

Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Ilustracja na okładce

© AS Photo Family/Adobe Stock

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Aneta Kanabrodzka

Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8391-853-2

Warszawa 2025

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

[email protected]

WSTĘP

Wyszorowałam łazienkę. Dokładnie. Fugi też. Najtrudniejsze jest pierwsze zdanie. Potem zawsze jakoś idzie. Tym razem nie idzie. Blat w kuchni brudny, klei się, umyję. Kuchenkę też od razu, jak już wstałam od komputera. Może teraz jakoś pójdzie. Dalej nic. Napięłam się jak struna, ściska mnie w żołądku, co się dzieje? Niby taka wygadana jestem, a jak trzeba kilka mądrych zdań wstępu napisać, to się wstydzę. Tak bardzo się boję, że kogoś rozczaruję. Czytelników, wydawnictwo, rodziców. Paraliżuje mnie branie odpowiedzialności i lęk przed odrzuceniem. Mam kolegę, który mówi, że jest z Lękowa. Spodobało mi się to określenie. Ja też jestem z Lękowa (powiat Beznadzieja), z dzielnicy Cierpienie. Mieszkam na osiedlu Depresja. To bardzo zatłoczone osiedle. Z roku na rok coraz więcej mieszkańców. Mam dużo sąsiadek, takie koło sióstr w kryzysie. One rozumieją, akceptują, nie oceniają, wspierają. Zaprosiłam je do mojego podcastu „Bez farbowania” i poprosiłam, żeby podzieliły się swoimi doświadczeniami chorowania na depresję. Bo depresja jest chorobą, a nie słabością, nie lenistwem, nie wymysłem. Chorobą, która nieleczona może doprowadzić do śmierci. Chorobą, która lubi wracać, której wiele osób się wstydzi. Chorobą, której bardzo często nie widać.

Bohaterki tej książki są w różnym wieku, pochodzą z różnych środowisk, wykonują różne zawody. Ale łączy je wiele rzeczy. Sposób, w jaki zostały wychowane, zasady i wartości, jakie im wpojono. Jako dziewczynkom narzucono im społeczne oczekiwania i wtłoczono wzorce zachowań związane z ich płcią. Stereotypowe role łagodnych, ugodowych i grzecznych, do jakich zostały socjalizowane, odciskają swoje piętno w dorosłym życiu, w warunkach współczesnego świata. Ich świadectwa mierzenia się z depresją to opowieści o przekraczaniu siebie, niestawianiu granic, pracowaniu ponad siły, braku odpoczynku. Opowieści o zaciskaniu zębów, braniu się w garść, dawaniu sobie rady. O ignorowaniu sygnałów płynących z ciała. O bezsenności, bólach psychosomatycznych i wielu innych dolegliwościach zwiastujących depresję lub z nią współwystępujących. To historie o dbaniu o to, by wszyscy wokół byli zaopiekowani i zadowoleni. Grzeczne, perfekcyjne, oddane córki, matki, żony, partnerki, pracownice. Wszystkie bohaterki łączy też jedna bardzo ważna decyzja: zwrócenie się o pomoc do specjalisty zdrowia psychicznego – psychiatry, psychoterapeuty – i rozpoczęcie leczenia. Moje rozmówczynie opowiadają o swoich doświadczeniach szczerze. Bez farbowania. Jestem im ogromnie wdzięczna za to, że podzieliły się trudnymi osobistymi historiami. Historiami, w których wiele kobiet odnajdzie swoje doświadczenia, emocje, myśli, słowa. Swoje marzenia, złudzenia, problemy i tęsknoty. Mam nadzieję, że ta książka będzie wsparciem dla wszystkich, którzy zmagają się z depresją, i dla ich bliskich, a także impulsem do sięgnięcia po pomoc dla tych, którzy boją się lub wstydzą usłyszeć diagnozę i rozpocząć leczenie. Bo depresję da się wyleczyć. Trzeba zrobić pierwszy krok. Krok po pomoc. Po moc.

ŻYCIE W POCZUCIU NIEDOPASOWANIA I BYCIA NIEWYSTARCZAJĄCYM

Rozmowa

z Ewą Grzelakowską-Kostoglu –

Red Lipstick Monster

EWA GRZELAKOWSKA-KOSTOGLU –

pseudonim „Red Lipstick Monster”, youtuberka, wizażystka

Żyłam w nieustającym lęku. Nie miałam wielu ataków paniki, ale cały czas tkwiłam w strachu, w takim niedopasowaniu, w przekonaniu, że komuś przeszkadzam i jestem niewystarczająca. Bycie niewystarczającą to w ogóle jest coś, czym, mam wrażenie, dopiero niedawno się zajęłam. Po prostu dałam sobie wmówić tę niewystarczalność. Dlatego, na przykład, nie potrafię cieszyć się z sukcesów, bo przecież mogłabym lepiej.

Małgorzata Serafin: Jesteś szczera, jesteś sobą i jesteś taka naturalna w internecie, a to nie jest częste. Od początku tak sobie założyłaś, że w zgodzie ze sobą będzie ci najlepiej?

Ewa Grzelakowska-Kostoglu: Nie potrafiłabym inaczej. Granie jest dla mnie wyczerpujące, więc nie mogłabym tego ciągnąć, nie dałabym rady. W internecie jest moja grzeczniejsza wersja, ale to nadal jestem ja. Nigdy się nie zastanawiam, nie reżyseruję swojego zachowania, nie dbam o to, czy ono będzie się podobać, jak ludzie mnie odbiorą, bo to jest to, za co pokochałam media społecznościowe. Jest to ogromnym przywilejem, kiedy można żyć i tworzyć na własnych zasadach.

Ile lat temu zaczęłaś? Jeszcze je liczysz, czy już musisz się zastanawiać?

Wiem, jak długo prowadzę social media, ale nie do końca pamiętam, ile mam lat. Więc albo pytam męża, albo muszę sobie policzyć – po prostu niezbyt mnie to obchodzi. Ale ponieważ niedawno miałam urodziny, to wiem, że mam trzydzieści osiem lat.

I od dwunastu lat jesteś królową YouTube’a. Denerwujesz się, jak tak się o tobie mówi?

Może niekoniecznie się z tym utożsamiam, ale ego lubi takie określenia.

Dwanaście lat to kawał czasu. Wracasz niekiedy do momentu, gdy zaczynałaś? Co cię wtedy urzekło?

Wolność tworzenia, fakt, że mogę sama decydować o wszystkim: kiedy, co i w jaki sposób. Zajarałam się na maksa wideo jako formą przekazu. Zawsze trudno mi się pisało. Pisanie to po prostu nie był mój sposób przekazywania informacji. Gadanie to co innego.

Rzeczywiście masz gadane. To jest u ciebie tak naturalne, z taką łatwością i brakiem skrępowania radzisz sobie przed kamerą, jakbyś się przed nią urodziła. Ale też pewnie wynika to z ADHD.

Nagrywanie materiałów początkowo wcale nie przychodziło mi łatwo.

Bo to nie jest takie proste.

Ludzie mnie pytają, ile czasu zajęło mi oswajanie się z kamerą, myślą, że wystarczyło nakręcić kilka kawałków, a ja dopiero po dwóch latach przestałam odczuwać napięcie, kiedy kamera była włączona. A potem musiałam się jeszcze przystosowywać do tego, że ktoś inny jest w pomieszczeniu prócz mnie.

Każdy może to robić, ale nie każdy odnosi taki sukces jak ty. Czy to ciężki kawałek chleba?

Nie mówiłabym o moim zajęciu w takich kategoriach. Mam wrażenie, że wydaje się to bardziej ciężkim zajęciem, niż tak naprawdę jest. Zdaję sobie sprawę, że moja praca jest ogromnym przywilejem, mam taką świadomość dosłownie każdego dnia. Nie wyobrażam też sobie czegoś, w czym bardziej bym się spełniała. Przeszkody są tylko w głowie.

A co na te przeszkody w głowie mówi twój wewnętrzny krytyk? Jak mi się czegoś nie chce, jak narzekam, to mój mówi: ale czemu ty narzekasz? Nie masz dzieci, nie tyrasz od rana do nocy. A jak się zastanawiam, czy o czymś powiedzieć w internecie, to od razu powstrzymuję się komentarzami: toż to głupoty, kogo to obchodzi? Czy masz podobnie?

Mam w sobie krytyka, który mówi: niedostatecznie dobrze to robisz, mogłabyś lepiej, mogłabyś tak to wytłumaczyć, żeby więcej osób zrozumiało; mogłabyś jeszcze trochę nad tym pomyśleć, jak to powinno wyglądać albo co należałoby napisać, powiedzieć. Więc tak, też tak mam. I wcale nie postrzegam się jako ktoś, kto odniósł sukces. Po prostu robię to, co kocham, i strasznie się z tego cieszę, a już fakt, że tak dużo ludzi to polubiło, to całkiem inna sprawa. Swoją drogą dziwię się, bo przez większość życia nikt mnie nie lubił, a teraz nagle lubi mnie mnóstwo obcych ludzi.

Nie lubili cię, bo co?

Przez większość etapów dorastania byłam totalnym odmieńcem. Osobą, której albo ludzie nie zauważali, albo się nad nią znęcali. Miałam grupę przyjaciół, znajomych, spotykaliśmy się na każdej przerwie – tak było na przykład w liceum – i to było ekstra, ale w innych momentach edukacji, czy nawet na studiach, byłam raczej outsiderem.

Duże skoki – od kogoś, kto jest super, do outsidera. A gdzie jest złoty środek?

No nie ma. Ale już się do tego przyzwyczaiłam. Trudno jest mi tak po prostu powiedzieć, że jest okej, bo albo naprawdę jest bardzo fajnie, mam dobry dzień czy tydzień, albo swoje samopoczucie mogłabym określić jako „nie każcie mi dzisiaj wstawać”. Złoty środek jest prawie nieosiągalny. Często pytam ludzi, którzy są zdrowi, którzy trzymają w życiu balans i czują się dobrze, jak to jest. Gdyby mi to wytłumaczyli, może zdołałabym zauważyć taką równowagę u siebie. Mój psychiatra nie daje mi jednak na to gwarancji.

Nie? A co mówi?

Że tak będzie przez całe życie. Półtora roku temu dostałam diagnozę ADHD. I dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego przez cały czas jestem albo w jednym, albo w drugim stanie.

Po rozmowach z kobietami, u których w dorosłym życiu stwierdzono spektrum autyzmu lub ADHD, wiem, że zanim pojawiła się ta diagnoza, po drodze bardzo często występowały różnego rodzaju kryzysy, depresja, nerwica lękowa albo nietrafione diagnozy.

Wszystko, co mówisz, jest o mnie.

Opowiesz mi o swojej drodze?

Dużo tego było. Mniej więcej od dziesiątego roku życia czułam, że ciężko mi się żyje.

Pamiętasz, jak pojawiła się ta myśl?

Zaczęłam odczuwać niemożność dopasowania się, mimo że wszyscy chcieli mnie wtłoczyć w jakiś szablon i ja sama strasznie chciałam do tego szablonu pasować. Okazało się to jednak niewykonalne. Dorośli całe życie mi powtarzali, że mam się postarać bardziej, mocniej przycisnąć, i przez to wyrobiłam w sobie ogromny krytycyzm wobec siebie; nikt nigdy tak dużo ode mnie nie wymagał jak ja sama, bo ciągle zbierałam opinie od ludzi, że muszę bardziej, lepiej, dłużej, więcej. I jak wreszcie zaczęłam robić coś, co kocham, pojawiłam się na YouTubie, to miałam wrażenie, że cała reszta życia może spieprzać, bo to akurat umiem robić, mogę to robić jeszcze lepiej, jeszcze dłużej. Był taki czas, że nie zajmowałam się swoją pracą tylko wtedy, gdy spałam.

No a jako dziesięciolatka, która myślała sobie, że jest jej trudno się dostosować – co z tym zrobiłaś? Podzieliłaś się z kimś tym problemem? Czy wiedziałaś, że trochę nie ma sensu się dzielić?

Nie za bardzo czułam, że mogę się tym podzielić, po prostu nie było ku temu warunków i nie rozmawiało się na ten temat.

Czyli miałaś mieć piątki.

Tak. I być grzeczna. Potrafiłam mieć piątki. Do dzisiaj mam jednak problemy z uczeniem się niektórych rzeczy – i to wynika z ADHD. Ostatnio terapeuta mi powiedział, że widzi u mnie bardzo wyraźne cechy autyzmu. Mam silną depresję od trzech lat, a ponadto dysleksję – i z dysleksji bierze się to, że nie potrafię płynnie czytać. Przez tę dysleksję i ADHD przestawiają mi się litery w słowach. Do dzisiaj, kiedy piszę, bardzo często robię błędy, na przykład mylę „p” z „b”, „d” z „b”, muszę chwilę pomyśleć nad tymi literami. No i sądziłam, że po prostu jestem głupia i muszę się bardziej starać, bo tak wszyscy mówili.

A usłyszałaś w szkole pytania: „Co jest trudnego w tym, żeby to napisać? Czego nie rozumiesz?”?

Właśnie tak, po prostu miałam coś napisać.

„Przestań dukać, czytaj płynnie, co z tobą nie tak?”

Jak chciałam dobrze wypaść, to się uczyłam wielu rzeczy na pamięć. Chociaż to dla mnie było bardzo trudne. Uważałam, że jak spędzę nad czymś dużo godzin, to się przecież nauczę.

I jakoś przetrwałaś.

Tak. Ale okazywało się, że nie byłam w stanie zapamiętać niczego na dłużej.

A kiedy pojawił się taki moment, gdy stwierdziłaś, że potrzebujesz pomocy specjalisty?

W gimnazjum. Jestem z pierwszego rocznika, który się uczył w gimnazjum. To było naprawdę dzikie, bo pamiętam siebie i swoich rówieśników w tym czasie. Nikt z nas nie wiedział, jak będzie wyglądała nasza edukacja, byliśmy jak króliki doświadczalne. Miałam wszystkie nowe podręczniki, nauczyciele często nie wiedzieli, co mają robić, więc wychodzili z założenia, że lepiej zrobić więcej. W dodatku chodziłam do bardzo dobrego gimnazjum, które było przy liceum, więc wymagania były jeszcze wyższe. No i jak przycisnęłam, to dawałam radę, ale pod koniec gimnazjum skończyły mi się możliwości wyciśnięcia z siebie czegokolwiek więcej.

Jak byś określiła dominujące uczucie z tamtego okresu?

Pamiętam u siebie zaciśnięte zęby. Kojarzę ten czas z myślą, że chcę zniknąć, ale też, że chyba wybuchnę od tego wszystkiego. Chciałam, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju, bo każdy miał do mnie jakieś uwagi. Dla dziecka ważne jest, by mieć wsparcie, a ja nie dostawałam takiego wsparcia, jakiego potrzebowałam. Nawet jak trafiłam do psychiatry czy do psychologa, to nie było to porównywalne z jakością usług, jakie dzisiaj są dostępne. Naprawdę. Miałam wprowadzane leki, ale czułam się na nich jeszcze gorzej niż bez nich. Terapia absolutnie mi nie pomagała. To wyglądało tak, że szłam do jakiejś pani, która mnie pytała, jak było w tym tygodniu, i koniec.

Raportowałaś, jak było?

Tak, to były raporty składane komuś, komu mogłam powiedzieć trochę więcej niż mamie, bo wiedziałam, że terapeutka na mnie nie nakrzyczy. Nie czułam, żeby mi to cokolwiek dawało, ale miałam nadzieję, że będzie lepiej, że poprawi się moje samopoczucie, więc tam chodziłam.

Jaka była pierwsza diagnoza?

Zaburzenia lękowe – bo ja tak bujam się od lęku do depresji. Teraz jestem w depresji, ale jak byłam młodsza, miałam zaburzenia lękowe. Koło osiemnastki usłyszałam też diagnozę borderline. Osoby z ADHD często ją słyszą, ponieważ występuje u nich labilność emocjonalna. W moim przypadku ADHD objawia się impulsywnością, i chodzi nie tylko o to, że fajnie jest się ze mną bawić, bo lubię rzeczy, które dają dużo wrażeń, lecz także o to, że trudno mi kontrolować emocje – i w radości, i w smutku zanurzam się głębiej i głębiej, tak samo jak w poczuciu beznadziei i wkurzeniu.

Trudno jest ci znaleźć umiar. Jak jesteś wkurzona, to na full, jak przeżywasz smutek, to od razu dramat.

Tak, i jest to męczące, bardzo męczące, to przez cały czas zużywa moje siły.

A te zaburzenia lękowe – pamiętasz, z czego wynikały?

Ze wszystkiego. Żyłam w nieustającym lęku. Nie miałam wielu ataków paniki, ale cały czas tkwiłam w strachu, w takim niedopasowaniu, w przekonaniu, że komuś przeszkadzam i jestem niewystarczająca. Bycie niewystarczającą to w ogóle jest coś, czym, mam wrażenie, dopiero niedawno się zajęłam. Po prostu dałam sobie wmówić tę niewystarczalność. Dlatego, na przykład, nie potrafię cieszyć się z sukcesów, bo przecież mogłabym lepiej.

Można lepiej, można bardziej, tylko gdzie jest poprzeczka? Czy można stanąć przed jakąś komisją świata, która powie: to już?

Bardzo bym chciała.

Nie ma takiej komisji, tymczasem cały świat chce od nas więcej: rób lepiej, rób szybciej, więcej posiadaj, miej więcej followersów, subskrybentów, wyświetleń… Zapytałam cię o twój sukces, a ty odpowiedziałaś, że trudno to nazwać sukcesem. Nie przemawia przez ciebie fałszywa skromność, wyraźnie to widzę. Masz ogromną rozpoznawalność, co może być obciążające, stąd moje pytanie, czy będąc osobą publiczną, można w ogóle powiedzieć: jest mi ciężko. Czy nie boisz się, że na przykład zaraz ktoś powie: o, gwiazdorzy. Jak jest w twoim świecie?

Praca nie jest dla mnie obciążeniem. Po prostu życie jest dla mnie trudne. Praca dostarcza mi mnóstwo radości, motywacji, napędza mnie pozytywnie. Powiedziałabym, że jest dla mnie uzdrawiająca, że jest częścią terapii. Przez większość roku nie chce mi się wstawać i zaczynać dnia, ale mam swój czteroosobowy doskonały i zgrany zespół i kiedy pójdę i zobaczę te wspaniałe mordki, kiedy pracujemy razem, a mamy wspólne wartości, to ja się automatycznie napędzam, nawet nie myśląc o trudnościach. I to jest super.

Kontakty społeczne i utrzymywanie bliskich relacji to jeden z filarów zdrowia psychicznego. Masz ochotę siedzieć pod kocykiem, bo wszystko jest do dupy i ciężko spod niego wyjść, ale wiesz, że jak wyjdziesz i jak się spotkasz ze swoim zespołem, to oni ci dadzą energię.

Wszystko się zgadza.

Ale kiedyś ludzie chyba cię przytłaczali, skoro doszło u ciebie do zaburzeń lękowych. Taki sączący się lęk jest trudnym problemem.

No właśnie, masz mózg, który wszędzie widzi zagrożenie, nawet jak logika podpowiada, że go tam nie ma. Mózg jest jednak tak nastawiony, że wszystko odbiera lękowo, jakby to była maszyna skalibrowana na to, żeby się wszystkiego bać.

A ty się przywiązałaś do diagnozy, bo jest też coś takiego, jak przywiązanie do diagnozy i takie trochę przesadne definiowanie się przez diagnozę.

Chodzi ci o to, że się komfortowo poczułam w niedoli?

Tak, mam tę swoją niedolę i będę tutaj ojojać, bo ojojanie jest super. Usłyszałaś diagnozę uogólnione zaburzenia lękowe i pomyślałaś: dobra, boję się wszystkiego. Ale potem usłyszałaś inną diagnozę – osobowość borderline. Stereotypowo myśli się, że kobieta z taką osobowością to rozhisteryzowana laska, która się tnie, nieobliczalna, niepoczytalna wariatka. Dopiero jak się wczytasz w mądre książki, to rozumiesz, że ta choroba może się objawiać różnie. Nie dotknęła cię stygmatyzacja?

Zaraz po tej diagnozie zaczął się dobry okres w moim życiu, bo w końcu zrobiłam coś, o czym marzyłam przez całe swoje młode życie: wyprowadziłam się do dużego miasta na studia. Pojechałam do Wrocławia i to było dla mnie leczące, w końcu odcięłam się od wszystkiego, co było tak strasznie dla mnie trudne i obciążające. Stworzyłam swój własny mikroświat. Chciałam czuć się odpowiedzialna, cieszyłam się tym i to było dla mnie bardzo dobre.

Co było w tym mikroświecie?

Mogłam zarządzać sobą tak, jak chciałam, to było wspaniałe. Cokolwiek zrobiłam, było po prostu moją decyzją i brałam za to odpowiedzialność.

Odpowiedzialność jest straszna, oszalałaś?

Dla mnie jest super, bardzo lubię odpowiedzialność. Nie miałam z tym problemu, by brać ją za coś, co tworzę od samego początku. I kiedy było przy mnie sto osób, i milion – bo to nadal są prawdziwi ludzie. Studia dawały mi frajdę. Tworzenie swojego mikroświata z każdym rokiem szło mi coraz lepiej. Było coraz fajniej, bo przeprowadzałam się praktycznie z każdym rokiem studiów i za każdym razem natrafiałam na jakichś nowych ludzi. Nauka była dla mnie ciekawa, tak samo jak integracja z tymi wszystkimi ludźmi, którzy przyjechali z różnych miejsc. Samemu dokonywało się wyboru, z kim się przebywa, jakie informacje się chłonie – to było dla mnie niesamowite.

Świetna jest taka świadomość, a miałaś ją cały czas, czy potem ją zgubiłaś?

Miałam.

Twoja linia życia i zdrowia psychicznego to sinusoida. Miałaś takie momenty, że przez parę lat było okej?

No właśnie myślę, że studia to był mój najlepszy czas. Najlepszy, bo czułam, że mam jeszcze trochę luzu. Rodzice wspomagali mnie finansowo, dodatkowo miałam też stypendium i zaczynałam pracować jako piercerka, więc naprawdę sobie radziłam. Pamiętam moment, kiedy pierwszy raz zakończyłam miesiąc z pieniędzmi na koncie i mogłam sobie kupić coś, co nie jest niezbędne. O Jezu, jaką to dawało wolność w świecie, gdzie za wszystko musisz płacić! To było cudowne.

Fajnie, jak człowiek przed czterdziestką wspomina, że udało mu się pierwszy raz coś kupić za własne, zarobione przez siebie pieniądze, i się tym cieszył. To dawało dużo większą radość niż wszystko potem.

Tak, bo nie chodzi o tę kupioną rzecz, chodzi o decyzyjność, wolność i odrobinę więcej niezależności.

Ile lat trwa twoja terapia? Rozmawiałyśmy już o gimnazjum i o pani, która pytała, jak ci minął tydzień.

Jeszcze w liceum chodziłam na terapię. Na studiach właściwie już nie. Wróciłam dopiero dużo później, kilka lat temu.

Co się stało, że pojawiła się depresja?

Mój obecny psychiatra ma głęboką i – warto dodać – aktualną wiedzę na temat ADHD. Mówię o tym, bo wielu lekarzy nie uczyło się o neuroróżnorodności. I to wcale nie jest oczywiste, że psychiatra wie, jak to zaburzenie zdiagnozować. Tak więc ludzie, którzy podejrzewają u siebie spektrum autyzmu, ADHD i wszystko, co jest z tym związane, muszą szukać specjalisty, który ma aktualną wiedzę w tym zakresie. Mój lekarz ma taką wiedzę, i ma też takie doświadczenie, że przy ADHD istnieją choroby współistniejące.

To bardzo częste, prawda?

Tak i cieszę się, że w końcu mam w miarę dobre leki, wcześniej zawsze musiałam męczyć się z jakimiś skutkami ubocznymi, więc to było zawsze coś za coś. Teraz czuję się dobrze. Ale co chciałam powiedzieć? O co mnie zapytałaś?

To też charakterystyczne w ADHD, że odpływasz. Zapytałam cię, co takiego się stało, że pojawiła się depresja.

Już wiem, dlaczego zaczęłam mówić o moim lekarzu. Wytłumaczył mi, że depresja, w której teraz jestem, nie chce puścić, bo wynika z nieleczonego od wielu lat, niezaopiekowanego ADHD. A że mam je w stopniu znacznym, no to szkody też są znaczne.

Było niezaopiekowane pod względem farmakologicznym czy terapeutycznym?

Przede wszystkim terapeutycznym. Chodzi o zrozumienie i nauczenie się życia z niedoborami, ale też z tymi cechami, które są świetne. Diagnoza polega nie tylko na tym, że ktoś ci ją napisze i teraz ty sobie myślisz: okej, to mam teraz taką łatkę, mogę o niej powiedzieć znajomym czy coś takiego. Przynosi ogromną ulgę, daje zrozumienie, dlaczego zdarzyło się to, co się zdarzyło. Zdiagnozowanie depresji czy ADHD nie jest jednak usprawiedliwieniem zachowania, jak często myślą osoby zdrowe. To zachowanie jest uzasadnione, bo wynika z ADHD czy depresji, ale diagnoza nie jest usprawiedliwieniem, bo nadal ponoszę odpowiedzialność za swoje zachowanie, tylko teraz rozumiem, dlaczego tak jest, a dzięki temu, że rozumiem, mogę szybciej się zorientować, kiedy ponownie zadziała dany mechanizm. Łatwiej jest zrozumieć ADHD, kiedy się ujmie to w ten sposób, że ma się wgrany trochę inny system niż inni. Mamy niby te same klocki, ale są one inaczej połączone i podczas gdy inni mają swoją instrukcję obsługi, którą dostali przy urodzeniu, to ty masz ją po niemiecku, ale nie znasz tego języka, więc trochę wiesz, co jest na tych obrazkach, patrzysz na innych, jak sobie radzą, słuchasz, jak cię rugają, bo przede wszystkim tego dużo słuchasz przez całe życie, i potem nagle, kiedy poznajesz diagnozę, jesteś w stanie z lekarzem i terapeutą, który czai ADHD, poskładać te wszystkie klocki do kupy i po prostu napisać dla siebie właściwą instrukcję.

Do tego, żeby pojawiła się trafna diagnoza, trzeba czasu w gabinecie i uważności lekarza. Idziesz na pierwszą wizytę do psychiatry – to nie jest piętnaście minut co trzy miesiące, kiedy potrzebujesz przedłużenia recepty czy zwiększenia albo zmniejszenia dawki. Te pierwsze są nieco dłuższe. Przed taką wizytą często odczuwa się ogromny wstyd. Wiele osób, nawet jak już wejdzie do gabinetu, wstydzi się wszystko powiedzieć, a myślę, że właśnie pozbycie się wstydu i wyznanie wszystkiego lekarzowi pomoże mu właściwie cię zdiagnozować. Nawet jeżeli coś ci się wydaje głupie i wstydliwe, to jeśli to ukryjesz, lekarz może czegoś nie wychwycić. To nie jest proste – usiąść przed obcym człowiekiem i powiedzieć: ja chyba zwariowałam i nie mam siły żyć. Pamiętasz w ogóle, w jakim stanie trafiłaś trzy lata temu do lekarza?

Odłóżmy to pytanie, bo chciałam się zatrzymać przy wstydzie. Ja się nie wstydziłam pójść do lekarza, ale usłyszałam od niego, że skoro jestem osobą publiczną, to może się umówimy, że będę przychodziła na ostatnią wizytę, żeby nikt mnie nie zobaczył. Wcale tego nie potrzebowałam, przeciwnie, dla mnie to taki sam lekarz jak każdy inny. Czułam jednak przy nim, że się żalę, że powinnam się trzymać. Dziewczynki są tak uczone, że muszą znieść jak najwięcej, dlatego najczęściej idziemy do lekarza, kiedy jesteśmy już na dnie. U mnie dno było tak głęboko, że nawet nie miałam myśli samobójczych, bo one też wydawały mi się bezsensowne.

Brak sił, żeby zęby umyć?

Żeby zęby umyć, żeby w ogóle wstać, żeby zjeść. A zawsze mam ogromny apetyt. Zresztą zła relacja z jedzeniem przewijała mi się przez całe życie, bo podjadanie to mój sposób kojenia i regulacji emocji.

On się wydaje wspaniały.

Tak, wspaniały, bo przecież możesz, kiedy chcesz, co chcesz – idziesz do sklepu i to wszystko jest od razu. Ale znowu nie pamiętam, o czym mówiłam.

O tym, że już nie było siły na umycie zębów.

Tak, zupełnie.

I to było podczas pandemii?

Tak.

Twoja praca jest związana z internetem, w związku z tym nie musiałaś chodzić do pracy. Pandemia coś zmieniła w twoim życiu?

Wróciły mi lęki, bałam się o siebie i o świat, bardzo. A kiedy pojawiło się już więcej informacji na temat covidu, kiedy wiedzieliśmy już, w jakich ramach możemy się poruszać i jak będzie wyglądało życie przez najbliższe miesiące, a ja ułożyłam sobie wszystko w pracy, to ciężko mi było żyć w zamknięciu, bo potrzebuję kontaktów z ludźmi. Nie muszą być liczne, ale za to z tymi, którzy są dla mnie ważni. I wtedy nałożyły się na siebie nieleczone ADHD i przytłoczenie pandemią, dodatkowo wydarzyła mi się bardzo okrutna sytuacja ze znajomymi, i to wszystko sprawiło, że po prostu się rozsypałam. Wszystko puściło.

Ale jeszcze próbowałaś wziąć się w garść, czy już wiedziałaś, że to na nic?

Przez kilka miesięcy byłam w takim stanie, że nie chciałam się poddać: wstajesz, idziesz i w ogóle nieważne, że jesteś nie do zniesienia dla siebie, dla innych, że mózg przestaje ci pracować, masz wrażenie, że to nie twoja głowa, że w ogóle nie panujesz nad myślami, nad żadnym procesem nie panujesz. Nad procesem planowania tego, co ludzie robią bez namysłu, tego, że wstają, idą siku, zrobią sobie herbatę, umyją zęby. A ciebie to tak dużo kosztuje. To jest nie do zrobienia. Wydaje się wtedy, jakby się wchodziło na wielką górę.

To jest trudne do wytłumaczenia i trudne do zrozumienia. Ciężko jest to zrozumieć komuś, kto nie doświadczył depresji. Osoba zdrowa nie pojmuje, jak to jest nie mieć siły, żeby wstać i pójść pod prysznic, ani tego, że nie widzisz sensu w tym, żeby iść pod prysznic, ponieważ nic nie ma sensu i świat nie ma sensu. Bardzo chciałbyś ten sens czuć, ale nie czujesz go żadnym kawałkiem ciała.

Może dla kogoś będzie to łatwiejsze do zrozumienia, jeśli użyję porównania. Jeśli mamy chorą wątrobę, to ona nie spełnia swojej funkcji, nie filtruje krwi, żeby oczyścić ją z toksyn. Tak samo może chorować mózg, konkretny organ, w którym porozumiewają się wszystkie komórki nerwowe – i kiedy to porozumienie nie zachodzi tak, jak powinno, to głowa nie pracuje i nie pozwala funkcjonować w zdrowy sposób.

Dałaś sobie czas na chorowanie? Poszłaś do lekarza, on rozpoznał głęboką depresję, uznał, że jedziemy z lekami i musi minąć chwila, aż będzie dobrze. Dałaś sobie ten czas, czy też było tak, że chciałaś jak najszybciej się podnieść?

Nie chciałam dać sobie czasu, nie chciałam tego zaakceptować, wypierałam swoją słabość. Poszłam do lekarza, bo było naprawdę źle. Poszłam, uznałam, że wezmę leki i zaraz będzie okej, bo może nie jest ze mną tak źle. A było. Wypierałam swoje doświadczenie, bardzo nie chciałam, żeby to była depresja. Można powiedzieć, że dałam sobie półtora miesiąca wolnego. Nie było to jakoś bardzo zauważalne w social mediach, a jak już potem nagrywałam materiały, to okazywały się słabe i byłam za nie ostro krytykowana. Mniej więcej przez rok, czyli odkąd zaczęła się depresja, ale jeszcze zaciskałam zęby, a potem pół roku po tym, jak już zaczęłam się nią zajmować, ale jeszcze nie byłam w stanie stanąć na nogi, moje materiały były strasznie słabe. Wiedziałam, że to się ludziom nie podoba, ale nie pozwalałam sobie na to, by odpuścić. To było jedyne, co mnie trzymało na powierzchni. Ludzie tymczasem mówili, że słabo, Ewa, w ogóle to, co reprezentujesz, jest megasłabe, i w ogóle idź stąd, no bo przecież nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, a ja nie zamierzałam im tego tłumaczyć. Oni tylko widzieli outcome, którego wymagali ode mnie, i on był gorszy niż wcześniej, nie odpowiadał im, więc jechali po mnie. Tak wygląda życie. Przez ten rok podczas nagrań mówiłam w spokojny sposób, bo uważałam, że nic nie ma sensu, te materiały, które tworzyłam, też nie miały sensu. Nie umiałam zarządzać pomysłami, nie umiałam ich realizować, moja głowa nie funkcjonowała.

Rok ciężkiego życia to dużo. Jak traktujesz hejt, czy on na ciebie działa, czy nie działa? Masz to gdzieś czy się przejmujesz?

Trzeba być robotem, żeby się w ogóle nie przejmować, ale od początku miałam dość grubą skórę. Kiedy byłam nastolatką, to w domach nie było jeszcze internetu, a co dopiero mówić o smartfonach – nawet nie wiedzieliśmy, że coś takiego powstanie. Ja wtedy bardzo lubiłam kolorowo i fajnie się ubierać, coś tam z włosami sobie zrobić, tu jakiś warkoczyk, a tu dred, tutaj na kolorowo… Pochodzę ze średniej wielkości miasta, a wtedy rządzili nim starsi chłopcy w dresach, panowało takie patodresiarstwo. I oni wyzywali mnie, pluli na mnie, raz jakiś typek podpalił plecak, który miałam na sobie, i niemal mi się włosy zajęły ogniem. Tych rzeczy doświadczałam na żywo, więc jak ileś lat później znalazłam się w internecie i ktoś mi tylko pisał, że jestem głupia i brzydka, że w ogóle nie mam racji, to mnie takie rzeczy nie ruszały. Najgorsze są takie komentarze, które sprawiają wrażenie porady, ale tylko sprawiają wrażenie, że ktoś się o ciebie troszczy, bo ta troska jest w cudzysłowie.

Można wyrażać toksyczną troskę.

Na przykład ktoś komentuje: chcę ci napisać szczerze, bo spędziłam z tobą pięć lat, że to, co ostatnio robisz, jest totalnie zjebane. I w ogóle idź się schowaj. A dalej następuje dużo ładnych słów. W moim odczuciu jest to agresja w rękawiczkach. Ona jest najgorsza, bo łatwo jest się nabrać na troskę. Kiedy komentarz dotyczy kogoś z internetu, to dla ludzi ta osoba jest prawdziwa, ale w sumie nie do końca, a na pewno chce tych porad, bo przecież żyje dla komentarzy. To wszystko prawda, tylko że my przecież jesteśmy żywymi ludźmi. Nie możemy poświęcać czasu temu złu, które się sączy w komentarzach, rozmawiać o nim, bo nie chcemy dawać mu przestrzeni. Nie chcemy też przeżywać go dziesięć razy. Dlatego nie rozmawiamy o tym publicznie. Ale tylko tak się wydaje, że mamy wszyscy twarde dupy. Jesteśmy tylko ludźmi. Większość osób, które tworzą coś w internecie, mocno przeżywa negatywne komentarze.

Ten hejt ma twarz. Na Facebooku ludzie komentują ze swoich profili i hejtuje mnie na przykład kobieta, która na zdjęciu jest uśmiechnięta, z dwójką dzieci, a mnie wyzywa od najgorszych.

I robi ci analizę tylko na podstawie pozorów.

To mnie bardzo dotknęło i zestresowało. Ale generalnie hejtem się nie przejmuję. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś na ulicy do mnie podszedł i mnie zbluzgał, tak jak na mnie bluzgają w internecie. A czy ciebie w życiu dorosłym spotkały jakieś nieprzyjemne sytuacje na żywo?

Często starsi panowie lubią komentować ciała kobiet.

To jest niesamowite, że się do tego przyzwyczaiłyśmy.

Oni naprawdę uważają, że tak można. A jakby tak odwrócić sytuację, że sobie idziesz i widzisz starszego pana, po czym nieproszona, niepytana, dajesz mu uwagi dotyczące jego ciała i ubioru?

Nie ma takiej opcji. Kiedy siedziałam z koleżankami na ławce i przechodził koleś, to nigdy nie gwizdałyśmy, nie mówiłyśmy, jaki to on ma tyłeczek, w ogóle nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. A w drugą stronę – mężczyznom wszystko wolno. A czy odpowiadasz takiemu dziadkowi, czy przechodzisz nad tym do porządku?

Zwykle jestem w szoku, dlaczego ktoś pomyślał, że w ogóle tak można. Ale co mogłabym powiedzieć? Nie pytałam pana o zdanie? Nie życzę sobie? Obawiam się, że to by pociągnęło dalszą dyskusję, a ja jej nie chcę, bo czułabym się, jakbym waliła głową w ścianę.

Z czym poszłaś na terapię? Było coś, czym chciałaś się zająć, czy poszłaś po prostu po pomoc, bo sobie nie radziłaś? Miałaś jakiś cel? Na przykład: idę, żeby nauczyć się obsługiwać swoje ADHD.

Jak usłyszałam diagnozę, ADHD, to poszukałam osoby, która się w tym specjalizuje. Wcześniej natomiast chciałam się po prostu zająć depresją, no i mroczną przeszłością, która się za mną ciągnie.

Musiałaś wrócić do tego mroku i zaakceptować, że coś się wydarzyło, zrozumieć, według jakich schematów i mechanizmów postępowałaś, albo dlaczego czułaś to, co czułaś.

Teraz uczestniczę w terapii poznawczo-behawioralnej, dającej dużą wiedzę o schematach działania, i jest to bardzo pomocne w przypadku ADHD. Ta terapia wygląda zupełnie inaczej niż moja poprzednia. A to naprawdę ma ogromne znaczenie, że nie stosuje się jakiejś tam terapii, tylko dostosowaną do diagnozy.

Na czym polegają różnice?

Wiem, że są pewne sprawy, które zawsze będą dla mnie łatwiejsze niż dla niektórych ludzi, ale są i takie, których nie przeskoczę, i nie ma co się tym zajmować. Na terapii uczę się podchodzić do takich trudniejszych tematów od innej strony niż zazwyczaj.

Jak u ciebie przejawia się ADHD? Wiem, że może to różnie wyglądać.

Dobrze, że o to pytasz, bo to prawda. Jak ktoś zna jedną osobę, która ma autyzm, czy jedną osobę z ADHD, to nie powinien tego doświadczenia przekładać na innych, bo objawy naprawdę są bardzo, bardzo różne. Widzę to, bo mam różnych znajomych z tą diagnozą. W środowisku twórczym jest więcej osób z ADHD, po prostu ciągnie je w tę stronę; wolne zawody są bardziej sprofilowane pod ich możliwości, pod to, co je interesuje. Takim osobom raczej trudno jest się odnaleźć w korporacji, bo albo zostaną stamtąd wyrzucone, albo same zdecydują się odejść. Dużo ludzi próbuje jakoś się tam odnaleźć i czuje, że jest ciężko. Jeśli ktoś podejmował się pracy, z której nie był zadowolony, szybko się męczył, to szybko też z niej rezygnował. Trafna diagnoza jest pierwszym krokiem do tego, by zacząć robić coś, co jest dla nich bardziej satysfakcjonujące.

Jakie objawy są u ciebie najmocniejsze?

U dziewczynek jest inaczej, bo dziewczynki są zupełnie inaczej wychowywane. Teraz dużo kobiet w dorosłym życiu otrzymuje diagnozę ADHD, a częściej o tym słyszymy, bo chodzi o osoby twórcze, rozpoznawalne. Nagle dwa pokolenia w dorosłym życiu dowiadują się, jak mogą się sobą zaopiekować. Ale o czym to ja miałam mówić?

O objawach.

No właśnie, ja na przykład zawsze miałam ogromne kłopoty ze skupieniem. Wiedziałam, że pod tym względem radzę sobie gorzej niż inni, ale nikt nie chciał w to wierzyć. I jak się dowiedziałam, że jest to kwestia tego, jak działa mój mózg, to mi ulżyło. Po prostu nie funkcjonuję jak inni.

Nie stresujesz się kamerami, ale masz kłopoty z koncentracją.

Jak się ma tego typu zaburzenie, to się nad nim nie panuje. Żaden sen na to nie pomoże. Chodzi o takie tracenie wątku jak teraz i tego typu rzeczy – u mnie to zawsze było bardzo silne, dlatego trudno mi się było uczyć. Czytanie też było dla mnie trudne, nawet teraz tak jest, mimo że czytam tylko to, co sama sobie wybiorę, co mnie fascynuje. Nadal muszę w to wkładać bardzo dużo wysiłku, naprawdę trudno jest mi doczytać zdanie do końca i nie odpłynąć gdzieś myślami. Tak po prostu samo się robi, nie mam nad tym kontroli. Potrzebuję wyeliminowania wszystkich bodźców, żeby móc się skoncentrować. Kiedy już stałam się świadoma tego, że łatwo się dekoncentruję, to siadałam w domu twarzą do ściany – absolutnie nie pod oknem, bo za nim może coś czasem przelecieć albo ktoś przejdzie. Siedziałam zwrócona do ściany i starałam się, żeby nie było żadnych dźwięków. Na studiach na przykład uczyłam się w słuchawkach wygłuszających, też twarzą do ściany. Ale już nauka w klasie to był dramat, podczas pisania sprawdzianów najtrudniejsze było niezwracanie uwagi na różne bodźce, że komuś spadł długopis, ktoś się ruszył, ktoś ławką szurnął – ta walka była trudniejsza niż znalezienie wiedzy w głowie.

A w dorosłym życiu zdarzało ci się, że byłaś odbierana jako osoba, która nie słucha, co się do niej mówi, która traci wątek, jest niepoważna? Na przykład w sytuacjach urzędowych?

Tylko na ten temat mogłybyśmy rozmawiać ze dwie godziny. Mogłabym przytoczyć mnóstwo anegdotek ze swojego życia, naprawdę jest tego sporo. Od zawsze miałam trudność z przypominaniem sobie słów, nazwisk, nazw, których potrzebowałam na zawołanie, dlatego często wymyślałam dziwne słowa, przestawiałam wyrazy w szeregu, i zawsze byłam za to krytykowana, na każdym etapie życia. Teraz mogę już mówić o tym swobodnie, bo wiem, że to wynika z ADHD. Moja głowa nie ustaje z produkcją myśli. Nie mogę zatrzymać się na jakimś temacie, bo głowa już myśli o czymś innym, nawet o trzech rzeczach naraz.

No właśnie, a przecież masz pocztę, bank, spółdzielnię i inne rzeczy do ogarnięcia – jak to ogarniasz?

Dam ci przykład z mojego dorosłego życia, z czasów już po poznaniu przeze mnie diagnozy. Wtedy się śmiałam, ale normalnie to już bym się popłakała i padła na ziemię z niemocy. Niekiedy jest tak, że nie mogę znaleźć jakiegoś słowa, zwłaszcza w razie choćby lekkiego stresu, napięcia, a sytuacje formalne takie właśnie są. Miałam lot z przesiadką w Londynie, a było jakieś opóźnienie i nie zdążyłam na przesiadkę. Nie wzięłam wtedy paszportu i w związku z tym musiałam przejść kontrolę graniczną w Anglii tylko z dowodem osobistym. Urzędnik zadawał mi mnóstwo pytań, między innymi o to, skąd przyleciałam. A ja nie wiedziałam skąd i nagle on zaczął mnie o coś podejrzewać.

Pewnie o to, że jakieś dobre substancje wjechały.

„To niemożliwe, że pani nie wie. Nie wie pani, skąd pani przyleciała?” Ja mówię: „Nie wiem”. Nie miałam przed oczami nawet pierwszej litery, bo czasami, jak widzę pierwszą, to mi łatwiej, ale wtedy miałam w głowie pustkę. Leciałam z miasta w Hiszpanii i bardzo mi się ono podobało, ale nie pamiętałam jego nazwy. Po prostu nie miałam dostępu do tego słowa.

Jaką twój mąż ma do ciebie instrukcję obsługi? Jesteście już ze sobą z milion lat i tworzycie bardzo fajną parę.

Cieszę się, że o tym rozmawiamy, bo my dosłownie kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się z Wojtkiem, dlaczego tak do siebie pasujemy. Chodzimy na terapię par. Jesteśmy wiele lat razem, ale po prostu zawsze jest coś, co można robić lepiej. Związek ewoluuje i chcieliśmy jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie, może nie fizycznie, tylko mentalnie. Jest dużo rzeczy, które można zrobić, żeby umocnić więź i czuć się ze sobą lepiej. Terapeuta powiedział nam, że my się tak dobrze ze sobą dogadujemy, poczuliśmy zrozumienie, jakiego nigdy nie mieliśmy z innymi ludźmi, z powodu spektrum autyzmu, które u mnie jest lekkie, a u Wojtka nieco większe. I kiedy my mówimy o zasadach w naszym związku, to one obowiązują – i koniec. To jest dla nas podstawa. Nie trzeba niczego podpisywać, obiecywać. Każda zasada, którą wprowadzamy, obowiązuje, póki nie powiemy, że jest inaczej.

Czyli oboje macie spektrum z ADHD, jedno w nasileniu, a drugie słabsze.

On ma też pewną trudność w czytaniu innych ludzi. Terapeuta nam powiedział, że osoby, które mają problem z rozpoznawaniem emocji i zachowań innych, uwielbiają ludzi z ADHD, bo oni mają silniejszą ekspresję i dzięki temu łatwiej jest ich zrozumieć – więc po prostu cyk.

Wydawałoby się, że Wojtek mógłby mieć trudność w nadążaniu za tobą, a ty za nim, a tu przeciwnie, to właśnie was połączyło.

Rozumiemy, że mamy jakieś swoje ograniczenia, i dajemy sobie bezwzględną akceptację. Jemu na niezaopiekowanym spektrum autyzmu narosło zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. Ja daję mu przestrzeń do liczenia.

Proszę bardzo, układaj sobie wszystko i licz.

Może sobie liczyć różne rzeczy i układać je w konkretny sposób, bo dla niego jest to kojące. A ja, gdybym mogła zachowywać się swobodnie, rozrzucałabym wszystko, tyle że wypracowałam sposób, żeby nie było aż tak źle, czyli na przykład mam miejsce, gdzie coś zostawiam, i zasłaniam to zasłonką.

Dlaczego zdecydowałaś się mówić o zdrowiu psychicznym?

Bo to jest w dalszym ciągu tabu. Nadal albo się tego wstydzimy, albo to wypieramy. To jest naprawdę trudne na wielu poziomach. Nie traktujemy psychiatry jak każdego innego lekarza. Usłyszałam niedawno coś ciekawego w którymś z podcastów, a mianowicie że choroby psychiczne mają zły PR. Nikt podobnie nie traktuje osób, które mają cukrzycę, raka.

Nikt nikogo nie wyzywa od cukrzyków, a od schizofreników i od wariatów już tak.

I nikt nie podważa trafności diagnozy. Hej, ale ja mam ADHD nie dlatego, że sobie to wymyśliłam, tylko lekarz postawił taką diagnozę. Diagnozy cukrzycy się nie podważa.

Trudno jest się z nią pogodzić, być może trzeba zmienić nawyki żywieniowe, ale raczej diagnozy się nie podważa, a diagnozy psychiatryczne bywają podważane.

No bo co to jest takiego ten ból psychiczny?

Nie dość, że sami sobie nie dowierzamy, to jeszcze świat nam nie dowierza.

Domyślam się, że osoby, które podważają czyjeś doświadczenia, wykluczają też swoje – to zawsze idzie w parze. Jest takie słowo, „unieważnienie”, wiele osób doświadczających problemów ze zdrowiem psychicznym zaznało właśnie czegoś w rodzaju unieważnienia.

Czego ci życzyć?

To jest najtrudniejsze pytanie, dziwne nawet, bo dlaczego miałabyś mi czegoś życzyć?

Bo dobrze życzę dobrym ludziom.

No dobrze.

Spokoju? Albo żeby ustała gonitwa myśli w twojej głowie?

Wiesz, kiedyś bym tak powiedziała, że może ustanie, ale teraz wiem, że to niemożliwe. I widzisz, jak tak sobie analizuję, no to wszystko już mam. Nie wiem, czego mi życzyć. Możemy to tak zostawić?

Możemy.

Zupełnie bez życzeń, po prostu.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI

Spis treści

ŻYCIE W POCZUCIU NIEDOPASOWANIA I BYCIA NIEWYSTARCZAJĄCYM. Rozmowa z Ewą Grzelakowską-Kostoglu – Red Lipstick Monster

Punkty orientacyjne

Okładka