54,99 zł
Od Fiata po Juventus, media i władzę
Prawdziwa historia rodziny, która ukształtowała Włochy XX wieku!
Dynastia. Władza. Upadek. Agnelli – rodzina, która nie tylko stworzyła motoryzacyjne imperium, lecz także przez stulecie trzymała w rękach ekonomiczne i polityczne losy całych Włoch.
Za kulisami największych włoskich marek – Fiata, Ferrari, Juventusu – stała jedna rodzina, której ambicje wykraczały daleko poza biznes. Od wizjonerskiego Giovanniego, twórcy pierwszej włoskiej potęgi motoryzacyjnej, przez legendarnego Gianniego, symbol włoskiego stylu i la dolce vita, po współczesnego spadkobiercę Johna Elkanna – ich decyzje kształtowały losy narodu.
Ale za fasadą bogactwa i władzy kryje się historia namiętności, zdrady i osobistych tragedii. Charyzmatyczne kobiety: Virginia – arystokratka, która walcząc o opiekę nad dziećmi, nie wahała się interweniować u Mussoliniego; olśniewająca Marella – muza Capotego i ikona stylu; oraz Margherita, której bunt doprowadził do rozbicia rodzinnego imperium.
Przetrwali wojny światowe, faszyzm i terror Czerwonych Brygad, ale czy zdołali ocalić samych siebie? Nagłe śmierci, samobójstwa, uzależnienia i bezwzględna walka o władzę – oto prawdziwa cena za potęgę.
Imperium Agnellich to porywająca opowieść o jednej z najpotężniejszych europejskich dynastii, której historia jest równie fascynująca, co mroczna.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 494
Data ważności licencji: 7/2/2030
Tytuł oryginału:
THE PATRIARCHS: The Agnelli Dynasty and the Price of Power
Copyright © 2024 Jennifer Clark
Translation rights arranged through The Agency srl di Vicki Satlow.
Published by agreement with Book/lab Literary Agency.
Copyright © for the translation by Tomasz Macios
Projekt okładki:
Katarzyna Bućko
Plakat na okładce:
Natalia Anna Łęcka
Materiały wykorzystane w kolażu pochodzą z domeny publicznej (zdjęcia piłkarzy: autorzy nieznani, plakat Fiata: Giuseppe Riccobaldi del Bava). Zdjęcie ze ślubu Gianniego i Marelli © Archivio Leonardi di Casalino, courtesy of Massimiliano Leonardi.
Redaktorka nabywająca:
Eliza Kasprzak-Kozikowska
Redaktorka prowadząca:
Agnieszka Katarzyna Homoncik
Adiustacja:
Jędrzej Szulga
Korekta:
Kinga Kosiba, Karina Bednarska-Markot
Opieka promocyjna:
Natalia Hipnarowicz-Kostyrka
Opieka promocyjna:
Magdalena Sarapata
ISBN 978-83-8367-934-1
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Na zlecenie Woblink
plik przygotowała Katarzyna Rek
Rankiem 13 listopada 2000 roku Edoardo Agnelli wstał wcześniej niż zwykle. Wyszedł z domu już o wpół do dziewiątej i powiedział swojemu ochroniarzowi Gilbertowi Ghediniemu, że wybiera się na przejażdżkę po Turynie i za chwilę będzie z powrotem. Ghedini zwrócił uwagę na nietypową porę, ale Edoardo często lubił jeździć do pobliskiej bazyliki Superga i parku na szczycie wzgórza, skąd rozciągał się wspaniały widok na miasto, fabryki Fiata zbudowane przez jego pradziadka, Giovanniego Agnellego, i Alpy w oddali.
– Czy chcesz, żebym pojechał z tobą? – zapytał Ghedini.
– Nie, dzięki, wolę być sam – odpowiedział Edoardo.
Ghedini, niegdyś oficer karabinierów, został zatrudniony przez Orione, firmę ochroniarską rodziny Agnellich, aby dbać o bezpieczeństwo Edoarda i mieć na niego oko. Był jednym z pięciu strażników, którzy zmieniali się przez całą dobę. W myśl ustalonych zasad Edoardo nie powinien prowadzić samochodu bez nadzoru. Ludzie z czuwającej nad nim ekipy już dawno zdali sobie jednak sprawę, że jeśli nie będzie życzył sobie towarzystwa, zignoruje ich obecność i będzie jeździł jak szaleniec, narażając nie tylko swoje, ale także ich życie. Dlatego Ghedini go nie zatrzymywał.
Edoardo rozpoczął dzień jak zwykle – zadzwonił do Ghediniego w budce strażniczej, aby przyniósł mu plik gazet: „La Stampę”, „Corriere della Sera”, „La Repubblicę”, „Il Giornale” i „International Herald Tribune”. Z pewnością zajrzał do „La Stampy”, własności Agnellich, w poszukiwaniu wiadomości o Juventusie – klubie piłkarskim również należącym do rodziny, którego Edoardo był zagorzałym kibicem. W dziale sportowym tej gazety rzeczywiście znalazł się wywiad z Carlem Ancelottim, trenerem Juventusu, a w nim wzmianka o tym, że ojciec Edoarda, Gianni, pochwalił grę drużyny w niedzielnym meczu.
Ghedini dobrze znał zwyczaje swojego podopiecznego. Pracował dla Agnellich od blisko dziesięciu lat – od czasu powrotu Edoarda do Włoch po tym, jak w 1990 roku oskarżono go w Kenii o przestępstwa związane z narkotykami. Zarzuty ostatecznie wycofano, ale życie Edoarda zmieniło się na zawsze.
Kiedy opuścił areszt, ojciec Edoarda, Gianni, i matka, Marella Caracciolo, zamiast wysłać go do stacjonarnego ośrodka odwykowego dla narkomanów, uznali, że lepszym miejscem na terapię będzie dla niego dom, Villa Bona, położony w pobliżu Villa Frescot, rezydencji rodziców na szczycie wzgórza. Edoardowi przydzielono pracownika socjalnego, mężczyzna konsultował się też z psychiatrą. Jeśli złamał ustalone zasady, na przykład zażył narkotyki, ojciec pozbawiał go dostępu do środków transportu i konta bankowego. Według szacunków Edoarda niemal dwa i pół roku z pierwszych czterech lat pobytu w Villa Bona spędził w „areszcie domowym”.
Edoardo miał czterdzieści sześć lat. Mniej więcej w tym wieku jego ojciec Gianni objął stanowisko prezesa Fiata, fabryki samochodów, którą założył dziadek Gianniego w 1899 roku i która stała się jednym z największych przedsiębiorstw we Włoszech. Gianni oczekiwał, że Edoardo pójdzie w jego ślady i stanie na czele rodzinnego imperium. Ale już w dzieciństwie stało się jasne, że bardzo różnił się od ojca i nie miał ani chęci, ani predyspozycji do zdyscyplinowanego życia w sali zarządu dużej korporacji. Gianni zasłynął jako charyzmatyczny mężczyzna, którego błyskotliwe bon moty na temat sportu, biznesu i polityki natychmiast stawały się nagłówkami w gazetach. Edoardo był wrażliwy i zainteresowany dyskusjami o religii i filozofii, a nie na temat biznesu. Gianni nie mógł się pogodzić z upodobaniami syna i nie krył gorzkiego rozczarowania.
Z kolei Edoardo, mimo że dysponował niemal nieograniczonymi zasobami, nigdy nie zdołał ułożyć sobie życia osobistego ani zawodowego tak, by przyniosło mu szczęście i spełnienie. Co gorsza, zważywszy na to, że połowę samochodów na włoskich drogach wyprodukował Fiat, a rodzina Edoarda była właścicielem dwóch największych włoskich gazet i klubu Juventus, mężczyzna nieustannie musiał mierzyć się z tym, co uważał za swoją porażkę, niezależnie od tego, czy prowadził samochód, czytał gazetę czy oglądał mecz piłki nożnej. Gdziekolwiek spojrzał i zobaczył kogoś, kto parkuje auto, oddaje się lekturze prasy w kawiarni czy nosi szalik Juventusu, przypominał sobie, że nie może uciec od bogactwa, sukcesu i wpływów swojej rodziny. Były one wszechobecne i niemal przytłaczające.
Edoardo, niegdyś szczupły i przystojny mężczyzna, przybrał na wadze i stał się lękliwy z powodu leczenia metadonem, podjętego, by pokonać uzależnienie od heroiny. Nieżonaty i bezdzietny, mieszkał sam. Oprócz przychodzących codziennie kucharki i sprzątaczki jego jedynymi gośćmi byli pracownik socjalny Alfredo Bini i informatyk Raffaele Vona, widywani przez Edoarda niemal każdego dnia. Chociaż mieszkał blisko rodziców, od dzieciństwa pozostawał od nich emocjonalnie odizolowany, a uzależnienie od narkotyków, które zaczął brać już jako nastolatek, tylko pogorszyło sytuację. Gianni i Marella nigdy nie mieli zbyt wiele czasu dla Edoarda i jego młodszej siostry Margherity. Dzieci były pozostawione same sobie i mogły robić, co im się żywnie podobało. Teraz Edoardo codziennie dzwonił do kamerdynera Gianniego, Bruna Gaspariniego, aby dowiedzieć się, co słychać u ojca, a kiedy chciał z nim porozmawiać, musiał łączyć się przez centralę telefoniczną, ponieważ Gianni nie dał mu swojego bezpośredniego numeru telefonu.
Tego ranka Edoardo pomachał Ghediniemu w wartowni, wyjeżdżając przez bramę swoim fiatem cromą, i skręcił w prawo, by zjechać krętą drogą w kierunku Turynu. Dzielnica po drugiej stronie Padu była dawniej obszarem wiejskim i zachowała swój klimat. Gdy Edoardo pokonywał serpentyny, jego oczom ukazało się kilka willi ukrytych za wysokimi bramami i starannie przyciętymi żywopłotami.
Po dotarciu do rzeki skręcił w lewo, na corso Moncalieri, i ruszył za miasto. Gdyby przejechał na drugą stronę Padu, mógłby minąć rezydencję pradziadka z widokiem na Parco del Valentino, położoną w pobliżu pierwszej fabryki samochodów Fiata – na corso Dante – która dziś jest muzeum.
Kiedy opuścił Turyn, za Carmagnolą bloki mieszkalne ustąpiły miejsca płaskim, żyznym polom, wciąż spowitym poranną mgłą. Niebo było zachmurzone. W pogodny poranek słońce niczym reflektor oświetliłoby pokryty śniegiem trójkątny szczyt Monviso. Edoardo wjechał na autostradę Turyn–Savona, która łączyła przemysłowe miasto ze słonecznymi plażami na liguryjskim wybrzeżu. Podobnie jak niemal wszystko inne w Turynie, łącznie z lotniskiem Caselle, została zbudowana przez rodzinę Agnellich, przez oddział Fiata o nazwie Costruzioni e Impianti, później zmienionej na Fiat Engineering. Po lewej stronie na horyzoncie majaczyły wzgórza Alby.
Jechał jeszcze dziesięć minut równiną usianą gospodarstwami rolnymi, by dotrzeć do celu: mostu nad doliną utworzoną przez rzekę Sturę tuż przed miastem Fossano. Zauważył, że o tej porze ruch był niewielki, a barierę mostu zabezpieczono wysokim ogrodzeniem, by zniechęcić ludzi do skakania z niego. Długi wiadukt wznosił się osiemdziesiąt metrów nad korytem rzeki. Na całej jego długości ciągnął się pas awaryjny. Edoardo zjechał do Fossano i ruszył w kierunku domu. Przejażdżka zajęła mu jakieś czterdzieści minut.
Tego samego dnia zjadł lunch z Giannim, kuzynem Lupem Rattazzim i siostrzeńcem Johnem Elkannem w Villa Frescot, pięćdziesięciotrzypokojowej rezydencji, która emanowała atmosferą starego wiejskiego dworu, otoczonej ukochanym ogrodem Marelli, sadem owocowym i kasztanowcami. Gasparini zaprowadził Edoarda do jadalni. Na ścianie nad stołem wisiał obraz impresjonisty Claude’a Moneta przedstawiający zaśnieżony staw.
Edoardo ucieszył się na widok Lupa. Jego ulubiony kuzyn zawsze budził w nim wspomnienia szczęśliwych chwil spędzonych wspólnie w młodości. Byli niemal rówieśnikami i w latach siedemdziesiątych razem przygotowywali się do uzyskania licencji pilota. Prawdopodobnie mniej uszczęśliwiło Edoarda spotkanie z Johnem, najstarszym synem jego siostry Margherity. Cichy i poważny John, dwadzieścia lat młodszy od Edoarda, na życzenie Gianniego został w 1997 roku członkiem zarządu Fiata. Ten ruch oficjalnie potwierdził to, co wszyscy w rodzinie wiedzieli od lat: Edoardo nigdy nie będzie kierował firmą. To John pewnego dnia zostanie jej prezesem.
Edoardo był zrozpaczony i upokorzony pominięciem go jako kandydata na to stanowisko. Jego wielkie niezadowolenie wzbudził też dokonany przez ojca podział pakietu kontrolnego w Fiacie, którego część miał odziedziczyć. W 1996 roku Gianni postanowił, że po jego śmierci jego udziały w rodzinnym przedsiębiorstwie powinny zostać równo podzielone między Margheritę, Marellę, Johna i Edoarda. Edoardo był wściekły z powodu dopuszczenia Johna do tego, co jak uważał, należało się wyłącznie dzieciom Gianniego, czyli jemu i Marghericie. Często żalił się na swój los Gaspariniemu i członkom rodziny. Decyzja ojca tak bardzo go wzburzyła, że odmówił podpisania dokumentów, które pozwoliłyby mu odziedziczyć przyznane udziały. Dlatego Gianni obiecał synowi wypłacić ich równowartość w gotówce.
Podczas lunchu rozmowa nieuchronnie zeszła na Fiata. W marcu Gianni w końcu podjął decyzję o przyszłości przedsiębiorstwa: jako partnera wybrał General Motors. Obydwie spółki wymieniły się akcjami, a Fiat wynegocjował prawo do wymuszenia na amerykańskim koncernie zakupu dziewięćdziesięciu procent udziałów w firmie Fiat Auto, których jeszcze nie posiadał, począwszy od 2005 roku. W gruncie rzeczy była to odroczona sprzedaż.
Ponieważ ta decyzja nie mogła wejść w życie przez pięć lat, oszczędziła siedemdziesięciodziewięcioletniemu Gianniemu bólu związanego z bezpośrednim zaangażowaniem w transakcję przeprowadzaną wbrew woli jego dziadka. Fiat i jego marki: Alfa Romeo, Lancia i Ferrari wypuściły na rynek ponad połowę z blisko dwóch i pół miliona aut sprzedanych w 2000 roku. Niemniej jednak produkcja samochodów nie przynosiła Fiatowi oczekiwanych wyników finansowych. Była o wiele mniej zyskowna niż inne rodzaje działalności, a udział firmy w rynku europejskim malał. Mimo umowy z General Motors rodzinę dręczył niepokój.
Jak to się często zdarzało, atmosferę podczas obiadu zepsuł Gianni, który stracił panowanie nad sobą, gdy Edoardo rozpoczął jeden ze swoich teoretycznych wywodów.
– Wiesz, o czym mówisz, czy tylko pleciesz trzy po trzy? – wybuchnął Gianni.
Lupo ze smutkiem pomyślał, jak niewiele się zmieniło od czasów dzieciństwa Edoarda. Gianni wciąż miał niewiele szacunku do syna. A on mimo to uwielbiał wyidealizowanego ojca. Nigdy o nic go nie obwiniał.
Następnego dnia Edoardo wyszedł z domu jeszcze wcześniej, o wpół do szóstej rano. Na służbie był tylko ochroniarz. Kucharka i sprzątaczka pojawiły się dopiero o siódmej.
Ponownie ruszył swoim fiatem cromą krętymi, wąskimi uliczkami, minął mały Parco San Vito na wzgórzu, gdzie mieszkał z rodzicami, dojechał aż do rzeki, pokonał miasto i wjechał na autostradę. Panował całkowity mrok, a horyzont przesłaniała mgła. Minął Moncalieri z zamkiem na wzgórzu, Carmagnolę i należącą do Fiata fabrykę aluminium Teksid, zjazd do Asti, aż dotarł do mostu. Był on pusty. O tej porze, jeśli chciał, mógł zatrzymać samochód i spojrzeć w dół, nie zwracając niczyjej uwagi.
Wrócił do Villa Sole na tyle wcześnie, by jak zwykle poczytać gazety.
Kiedy Gianni i Marella wybudowali tę rezydencję w 1961 roku, miał sześć lat. Fascynowały go jej nowoczesne okna od podłogi do sufitu, wychodzące na basen, który odbijał się w ich szybach. Marella wypełniła posiadłość swoją kolekcją sztuki współczesnej i meblami Eamesa. Nie był to właściwie dom rodzinny. Gianni przyjeżdżał tu, gdy chciał się zrelaksować z dala od żony, dzieci i biura, coś zjeść i popływać.
Edoardo wiódł spokojne życie. Jedynym punktem w jego harmonogramie tego dnia było wyjście z pracownikiem socjalnym Binim do fizjoterapeuty, ponieważ Edoarda bolała stopa. Po powrocie z wizyty omówili kilka jego planów. Organizował duchowe odosobnienie w pustelni braci betlejemitów na Monte Corona w Umbrii. Pracował nad propozycją dla Fondazione Edoardo Agnelli, turyńskiej szkoły prowadzonej przez zgromadzenie zakonne salezjanów księdza Bosko, założonej przez jego pradziadka w 1938 roku dla upamiętnienia jego syna Edoarda, który zginął w wypadku lotniczym.
Resztę dnia spędził na rozmowach telefonicznych z kilkoma starymi, ostatnio niewidzianymi przyjaciółmi.
„Był w wyśmienitym nastroju, niemal w euforii – wspominał Massimiliano Leonardi. – Mówił o najróżniejszych planach. Tak bardzo przypominał starego Edoarda”.
Zadzwonił też do innego dawnego przyjaciela, Gelasia Gaetaniego. Poznali się na początku lat siedemdziesiątych, kiedy Edoardo kończył liceum w Rzymie, i łączyły ich iście braterskie relacje. Na początku lat osiemdziesiątych razem nauczyli się skakać ze spadochronem.
– Jak się miewa kucharka z twojego domu w Argiano? – zapytał Edoardo Gaetaniego, wspominając rodzinną posiadłość Gaetanich w Toskanii, słynącą z wybornego wina Brunello. – Czy nadal przyrządza żeberka wieprzowe? Były najlepsze. Przekaż jej pozdrowienia ode mnie.
Wysłał też Gaspariniemu swoje zdjęcie, zrobione niedawno, na którym podpierał się laską i miał na sobie szalik oraz kurtkę myśliwską.
– To ładne zdjęcie, chcę, żebyś zachował je na pamiątkę – powiedział.
***
15 listopada Ghedini przybył na swoją ranną zmianę za dziesięć szósta. Edoardo poprosił o gazety dziesięć po szóstej. Na pierwszej stronie „La Stampy” znalazła się informacja, że Alfa Romeo 147, wyprodukowana przez Fiat Group, zdobyła tytuł Samochodu Roku. W dziale biznesowym zamieszczono artykuł o spółkach z holdingu rodziny Agnellich ze zdjęciami jego ojca Gianniego i stryjka Umberta obok nagłówka: „IFI notuje siedemset trzydzieści miliardów lirów zysku”, z informacją, że „dwie firmy Agnellich osiągnęły w 2000 roku lepsze wyniki niż w roku ubiegłym”.
– Wszystko w porządku, Gilberto? Jak tam pogoda? – zapytał Edoardo, gdy przywitał się z ochroniarzem, tak samo jak każdego ranka.
– Nadciąga burza, Edoardo – odparł Ghedini.
O siódmej dziesięć do pracy przyszły kucharka Laura Brisotto i sprzątaczka Carmela Guidi. Gdy Edoardo opuszczał dom, przywitał się z Carmelą i powiedział jej, że może posprzątać jego pokój, ponieważ wychodzi. Zapytał, czy jest zimno.
Guidi zwróciła uwagę na to, że nie zadał sobie trudu, by odpowiednio się ubrać, co wydało jej się dziwne. Narzucił tylko kurtkę na górę piżamy. Ale nie wyglądało na to, żeby się spieszył.
Dziesięć minut później Edoardo poprosił Ghediniego, aby wyprowadził jego fiata cromę z garażu, ponieważ ma zamiar pojechać do Supergi.
– Czy chciałbyś kogoś do towarzystwa? – zapytał Ghedini.
– Nie, dzięki, Gilberto, długo tam nie zabawię – odpowiedział Edoardo.
Na odchodnym uśmiechnął się do Ghediniego w budce strażniczej.
Nie pojechał do Supergi. Wybrał tę samą trasę, którą przebył w dwa poprzednie poranki: w dół ze wzgórza, przez miasto i na autostradę Turyn–Savona. W drodze trzy razy zadzwonił do Ghediniego z komórki. Pierwszy raz o wpół do ósmej, aby poprosić o kod dostępu do telefonu samochodowego zamontowanego na desce rozdzielczej. Potem zadzwonił tylko z pytaniem, czy w domu wszystko w porządku. Ostatni telefon wykonał po to, by poprosić Ghediniego o zmianę terminu wizyty u dentysty na następny dzień.
Zadzwonił również do Biniego i zapytał, czy umówił go z Valentinem Castellanim, burmistrzem Turynu, na rozmowę o renowacji budynku na terenie posiadłości Villa Sole. Alfredo odpowiedział, że spotkanie zaplanowano na piątek 17 listopada.
– Piątek siedemnastego to idealny dzień na rozmowę z burmistrzem – zażartował Edoardo, nawiązując do włoskiego przesądu, że piątek siedemnastego jest pechowy.
Rozłączył się i skupił na drodze, która ścieliła się przed nim w świetle wczesnego poranka. Być może przypomniał sobie, co czuł podczas skoku ze spadochronem z samolotu z Gaetanim wiele lat temu, zastrzyk adrenaliny i silną więź, jaką wtedy nawiązali.
Wjechał na most, ale nie był w stanie zahamować. Zjechał do Fossano, zawrócił i ponownie wjechał na autostradę, którą skierował się z powrotem do Turynu. Następnie znowu zmienił kierunek i jeszcze raz wjechał na most.
Tym razem zatrzymał samochód. Dziwne, że ostatecznie zajęło to tylko chwilę. A potem skoczył.
Konieczna zuchwałość
Gwałtowne lub przedwczesne zgony naznaczyły historię rodziny Agnellich. Gianni zawsze był przekonany, że spotka go tragiczny koniec, podobnie jak jego ojca Edoarda, syna Giovanniego Agnellego, założyciela Fiata, i jego matkę, księżną Virginię Bourbon del Monte, córkę czwartego księcia San Faustino i amerykańskiej dziedziczki Jane Allen Campbell, obdarzonej silnym charakterem.
Ojciec Gianniego, Edoardo, przemysłowiec i spadkobierca fortuny Fiata, zginął w 1935 roku w wieku czterdziestu trzech lat, gdy Gianni był zaledwie czternastolatkiem, na pokładzie wyprodukowanego przez rodzinną firmę samolotu w drodze powrotnej do Turynu po weekendzie spędzonym w nadmorskiej willi Agnellich. Zostawił żonę Virginię z siedmiorgiem dzieci. Spośród dwunastu wnuków Agnellich Gianni został szybko wybrany na dziedzica przez swojego sławnego dziadka, który w 1899 roku w Turynie założył Fiata wraz z ośmioma bogatymi i arystokratycznymi członkami elity tego miasta i zdołał przechytrzyć ich wszystkich, jednego po drugim, w efekcie czego został samowładnym posiadaczem pakietu kontrolnego fabryki samochodów.
Założyciel Fiata, Giovanni – wysoki mężczyzna o pięknych, wyrazistych rysach – miał parę zimnych szarych oczu, którymi potrafił błyskawicznie oceniać ludzi i uciszać ich piorunującym spojrzeniem. W domu, na łonie rodziny, uśmiechał się szeroko i życzliwie. Ale jego biznesowa twarz była nieprzeniknioną maską, a usta pod przystrzyżonym wąsem często wykrzywiał złośliwy uśmieszek.
Giovanni nie pozostawił po sobie żadnych dokumentów, pamiętników ani osobistych zapisków pomocnych w odkryciu jego życia wewnętrznego. Dlatego też wznosi się nad współczesnymi Włochami niczym tajemniczy kolos. Przypomina jedną z tych gargantuicznych rzeźb Nerona lub Konstantyna zdobiących place starożytnego Rzymu, których zachowane do dziś fragmenty dłoni lub stopy dają nam wyobrażenie o monumentalnych rozmiarach całości.
Nie sposób zrozumieć, dlaczego drogi rodziny Gianniego i Marelli tak bardzo się rozeszły, bez przyjrzenia się temu, jak decyzje Giovanniego determinowały każdy ruch Gianniego we wczesnej młodości. Kiedy w połowie lat trzydziestych dziadek zaczął przysposabiać nastoletniego wnuka do przejęcia Fiata, był człowiekiem budzącym respekt. Już wcześniej odebrał kontrolę nad Fiatem jego udziałowcom i współzałożycielom i został odznaczony przez premiera Giovanniego Giolittiego królewskim Orderem Zasługi za Pracę w uznaniu wkładu Fiata w przemysł. Agnellemu udało się opanować „czerwoną falę” strajków w 1920 roku, podczas których robotnicy tygodniami koczowali w fabrykach Fiata. Gdy pod koniec 1922 roku Benito Mussolini objął stanowisko premiera, już w 1923 roku poprosił Giovanniego, by został senatorem. Agnelli umocnił swoją i tak już znaczną władzę, kiedy w 1926 roku przejął turyński dziennik „La Stampa”, a następnie rozsławił nazwisko rodziny, gdy dzięki jego synowi Edoardowi klub piłkarski Juventus ustanowił wiele rekordów.
Giovanni Agnelli urodził się w Villar Perosa – wiosce u podnóża włoskich Alp, w pobliżu Turynu – w 1866 roku, zaledwie cztery lata po zjednoczeniu Włoch, które pod rządami królewskiej dynastii sabaudzkiej po raz pierwszy od czasów Cesarstwa Rzymskiego stały się jednym krajem. Był pierwszym dzieckiem swoich rodziców, Edoarda i Anicety. Wzięli oni ślub 23 kwietnia 1863 roku w renesansowej katedrze w Turynie w obecności swoich ojców i współpracowników biznesowych jako świadków. Aniceta miała zaledwie osiemnaście lat, a Edoardo – trzydzieści dwa.
Nastąpiło połączenie dwóch zamożnych klanów. Dwa dni wcześniej rodziny narzeczonych spotkały się, aby podpisać intercyzę. Małżeństwo rodziców Giovanniego nie było „tylko sojuszem dwóch bogatych rodzin, ale dwóch najbogatszych w mieście, zarówno wśród rodów mieszczańskich i arystokratycznych” – napisała Giulia Ajmone Marsan w książce Aniceta & Edoardo. Ojciec Anicety, Giovanni Frisetti, dał jej szczodry posag w wysokości 100 tysięcy lirów – równowartości około 420 300 euro. Fortuny awansującej lokalnej burżuazji, takiej jak młodzi nowożeńcy Agnelli, przyćmiewały majątki piemonckiego ziemiaństwa, tak odmiennego od szlachty z innych części Włoch. Większość tutejszej arystokracji miała feudalne korzenie i nie wywodziła się z szeregów wzbogaconych kupców, jak miało to miejsce w Mediolanie, Wenecji czy Genui. Dwór sabaudzki, któremu służyli szlachetnie urodzeni Piemontczycy, ponad wszelkie inne cnoty przedkładał umiejętności wojskowe i służbę państwu. Byli oni niezwykle konserwatywni, nawet jak na drugi stan, gardzili handlem i przemysłem jako sposobami na wzbogacenie się, preferując jako źródło utrzymania duże majątki wiejskie. Życie intelektualne i specjalistyczne wykształcenie na ogół odrzucali na rzecz kariery w armii.
Ojciec Edoarda, Giuseppe Francesco, wspomógł młode małżeństwo: podarował synowi rozległą posiadłość wiejską w Villar Perosa o wartości 200 tysięcy lirów (równowartość 840 600 euro), nabytą w 1853 roku, nieco ponad dekadę przed narodzinami Giovanniego. Barokowa willa została zbudowana w XVIII wieku, a jej fasadę poprawił później Filippo Juvarra, królewski architekt domu sabaudzkiego, wzorując łukowe okna na pałacu wersalskim. Willa była dla Agnellego – ambitnego członka nowej klasy burżuazyjnej, starającego się naśladować maniery szlacheckich sąsiadów – ważnym zakupem. Wskazywała na dynastyczne ambicje.
Rodzina nie odziedziczyła swojej posiadłości, lecz kupiła ją. Agnelli nie byli ziemianami jak turyńska arystokracja, której część służyła domowi sabaudzkiemu od XI lub XII wieku i z tego powodu dominowała w życiu politycznym nowego państwa. Rodziny Agnellich i Frisettich dorobiły się majątków dzięki własnym staraniom i należały do przedsiębiorców osiadłych w miastach. Oprócz swojej pięknej wiejskiej posiadłości Giuseppe Francesco kupił również działkę w centrum Turynu, na której wraz z Giovannim Frisettim zbudowali wspaniały zespół kamienic przy via Cernaia, gdzie dorastał Giovanni Agnelli. Budynki te nie były tak imponujące jak pałace arystokracji, które nadal zdobią centrum Turynu, ale były równie duże – i warte więcej niż dom w Villar Perosa.
Rodzinne bogactwo nie jest jednak gwarancją dobrego zdrowia. Edoardo zmarł w 1871 roku, w wieku czterdziestu lat, najprawdopodobniej na gruźlicę. Chociaż żył dość krótko, zdążył wykazać się ambicją – wziął udział w wyborach na burmistrza Villar Perosa i je wygrał. Jego śmierć pozbawiła pięcioletniego Giovanniego ojca, a Aniceta została młodą wdową. Osierocony syn stał się również bogatym dzieckiem. Był jedynym spadkobiercą, ponieważ jego dwie młodsze siostry zmarły w wieku niemowlęcym.
Żył w epoce społecznych przemian. Wcześniej w Europie bogactwem mogli się cieszyć niemal wyłącznie przedstawiciele ziemiaństwa. W 1848 roku, dwadzieścia dwa lata przed narodzinami Giovanniego, król Wiktor Emanuel II zniósł dziedziczne przywileje włoskiej szlachty. Wielką fortunę przemysłową mógł zrobić każdy, kto miał dostęp do kapitału i na tyle odwagi, by wykorzystać swoją szansę. Jeden z dwóch dużych arystokratycznych majątków należał do hrabiego Emilia Grimaldiego del Poggetta, oficera włoskiej armii. Zostawił on swoim spadkobiercom 443 tysięcy lirów. Posiadaczem drugiego był hrabia Luigi di Cacherano di Bricherasio, którego dzieci, Emanuele i Sofia, odziedziczyły 431 500 lirów – więcej niż 299 147 lirów (1 160 270 euro) otrzymanych w spadku przez Giovanniego, nie stanowiło to jednak aż tak wielkiej różnicy. Losy Giovanniego i hrabiego Emanuelego splotły się później, gdy hrabia poprosił Agnellego, aby wraz z nim i siedmioma innymi osobami założył Fiata.
Mały Giovanni spędzał każde lato w Villar Perosa. Jego wnuk Gianni powiesił później obraz posiadłości nad biurkiem w swoim gabinecie w Turynie. Aniceta nie należała do wdów przesiadujących w domu. Kierowała pracami rolnymi w stupięćdziesięciohektarowym majątku ziemskim w Villar Perosa i zmieniła ogrody w oazę godną wzmianki w przewodniku po okolicy. Była bardzo zaangażowana w działalność charytatywną, poświęcała swój czas i przekazywała pieniądze na rzecz ludzi, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia co ona. Udzielała się w szpitalu dziecięcym, jadłodajni i schronisku dla bezdomnych kobiet, pomagała niewidomym, a także stowarzyszeniu wspierającemu młodych kominiarzy.
Prawnuczka Anicety, Clara, urodzona w 1913 roku, opisała ją jako surową damę, powściągliwą w okazywaniu uczuć – podobnie jak jej syn Giovanni. W rozmowie z pisarką Giulią Ajmone Marsan powiedziała:
Była bardzo miłą i inteligentną kobietą […], ale chłodną emocjonalnie. Wychowywała mojego dziadka dość twardą ręką. Gdy my, dzieci, odwiedzałyśmy ją, nie tolerowała narzekań ani złego zachowania. Była naszą prababcią, ale unikała uścisków i pocałunków. Myślę, że uważała takie rzeczy za niepedagogiczne.
W dzieciństwie Giovanni czuł się samotny. Nie tylko dlatego, że siostry wcześnie zmarły, a matkę pochłaniały praca i działalność charytatywna. Uczęszczał do San Giuseppe, katolickiej szkoły dla chłopców w centrum Turynu, jednej z trzech placówek, które kształciły i wychowywały synów turyńskiej elity, i mieszkał w internacie. Większość kolegów z klasy pochodziła z takich rodzin jak jego, ale dzieci piemonckiej arystokracji nie mogły z nim rozmawiać, zgodnie z surowymi obyczajami tamtych czasów. Chociaż dziedziczne przywileje zostały prawnie zniesione, snobizm był wciąż żywy i miał się dobrze, a szlachetnie urodzeni turyńczycy nie utrzymywali kontaktów towarzyskich z synami bogatej burżuazji, takimi jak Giovanni. Wpływ jego izolacji społecznej i surowego wychowania w domu jest widoczny na zdjęciu z okresu nauki w szkole podstawowej. Chłopiec ma poważny wyraz twarzy i wygląda bardziej jak mały dorosły niż jak beztroskie dziecko. Już na wczesnym etapie życia nauczył się zachowywać swoje zdanie dla siebie i podążać własną drogą, co okazało się przydatne w przyszłej karierze biznesmena.
Aniceta wyszła ponownie za mąż za Luigiego Lampugnaniego, utalentowanego i prominentnego dyrektora kolei, gdy Giovanni miał siedemnaście lat. Prawdopodobnie właśnie od ojczyma przejął on zamiłowanie do techniki. Rok później, w 1884 roku, opuścił dom, aby rozpocząć naukę w Akademii Wojskowej w Modenie. Zważywszy na to, że Giovanni odcisnął tak wielkie piętno na historii Włoch, brak szczegółów biograficznych z okresu jego młodości jest frustrujący. Biografowie wskazują, że matka wybrała dla syna karierę wojskową, kierując się pragnieniem awansu społecznego. W każdym razie poczynił on duże postępy i w 1889 roku został porucznikiem w elitarnej Savoia Cavalleria, jednostce Królewskiej Armii Włoskiej, pułku założonym w 1690 roku przez Wiktora Amadeusza II, księcia Sabaudii. Za czasów Giovanniego potrzeba modernizacji armii przez monarchię sprawiała, że coraz większa liczba przedstawicieli burżuazji i klasy średniej – takich jak on – mogła uzyskać wyższe stopnie wojskowe, mimo że korpus oficerski nadal był zdominowany przez arystokratów z najstarszych turyńskich rodów. Podziały społeczne pozostawały bardzo silne. Tylko szlachetnie urodzeni mogli zostać członkami Società del Whist, najlepszego klubu towarzyskiego Turynu.
Co ciekawe, ojczym niewątpliwie odegrał istotną rolę w życiu Giovanniego, jeśli chodzi o małżeństwo pasierba, ponieważ młody Agnelli zakochał się w siostrzenicy Lampugnaniego, Clarze. Była ona córką jego siostry Margherity i Leopolda Bosellego, również inżyniera kolejowego, który brał udział w budowie nowej linii biegnącej wzdłuż górzystego wybrzeża do Genui. Młody Giovanni przez lata skrycie wielbił Clarę, aż w końcu pewnego lata w Levanto, pięknym kurorcie na górzystym wybrzeżu Ligurii, zdobył się na odwagę, by wyznać jej miłość. Okazało się, że Clara odwzajemniała jego uczucie. Ich zauroczenie prawdopodobnie zaczęło się, kiedy on był szesnasto- lub siedemnastoletnim licealistą, a ona miała zaledwie trzynaście, może czternaście lat.
„Bardzo ją kocham i mam powody sądzić, że będziemy dobraną parą” – napisał młody oficer do przyjaciela, którego poprosił o zachowanie tajemnicy, ponieważ ślub miał odbyć się dopiero za siedem lub osiem miesięcy.
Pewnego dnia Giovanni i Clara wybrali się w górę Punta Mesco, cypla między Levanto a Cinque Terre, i dotarli do romantycznego miejsca z widokiem na Bonassolę po drugiej stronie zatoki. Zatrzymali się, aby podziwiać plażę i błękitną wodę poniżej, rozciągającą się aż do wzgórz. Na dziewiczym wybrzeżu nadal było bardzo mało budynków.
„Jeśli kiedykolwiek będę miał taką możliwość, chcę zbudować dom dla nas właśnie tutaj, w tym miejscu” – obiecał.
I tak zrobił. W 1913 roku Giovanni i inżynier Carlo Nasi, zięć Agnellego, zaprojektowali i wznieśli w Levanto Villa Agnelli. Z rezydencji roztacza się dokładnie ten sam widok na drugą stronę zatoki, który urzekł zakochanych. Przez wiele lat posiadłość była letnim domem rodziny, a kolejne pokolenie Nasich nadal spędza tam wakacje. A naprzeciwko tarasu ciągle rośnie krzew, który podobno pamięta oświadczyny Giovanniego.
Nie sposób powiedzieć, co przyciągnęło ku sobie tych dwoje. Jak twierdzi Marella Carracciolo Chia, Clara była „kulturalną, inteligentną i wrażliwą dziewczyną, nieprzystosowaną do bujnego życia towarzyskiego, bardziej skłonną do samotności i lektury, szczególnie francuskich magazynów literackich”. Giovanni również nie chciał marnować czasu w modnych salonach tamtej epoki. Ale był przystojny, charyzmatyczny, towarzyski, pragmatyczny, szczery i prawdopodobnie już wtedy ambitny.
Clara od razu polubiła ciche ogrody Villar Perosa i dobrze dogadywała się ze swoją teściową Anicetą. Wydaje się, że ich zupełnie różne charaktery się uzupełniały. Wybranka Giovanniego nade wszystko uwielbiała zaszywać się gdzieś z książką lub jednym ze swoich francuskich magazynów albo przechadzać się po terenie Villar Perosa. Wnuki wspominały ją jako inteligentną, dowcipną i kulturalną, a czasami uszczypliwą i sarkastyczną. Ale kiedy były nastolatkami, ich babcia niemal zupełnie wycofała się z życia rodzinnego, być może z powodu depresji.
Ślub odbył się w 1889 roku w mediolańskim kościele San Francesco di Paola. Państwo młodzi zamieszkali w wielkim stylu w Weronie, na corso Cavour, ulicy pełnej okazałych neoklasycystycznych pałaców, w Palazzo Balladoro – mniej sławnym niż sąsiednie budynki, ale wciąż mogącym poszczycić się piano nobile z kolorowymi freskami autorstwa ucznia weneckiego mistrza Tiepola. Ich pierwsze dziecko – córka Aniceta, nazywana przez wszystkich Tiną – przyszło na świat w 1889 roku, a w 1892 roku urodził się Edoardo.
Dzięki karierze wojskowej młody Giovanni zdobył doświadczenie i kontakty potrzebne mu, aby stać się najlepiej prosperującym przedsiębiorcą swojego pokolenia. Czas spędzony w Modenie i Weronie dał mu okazję do wejścia w kręgi arystokratycznej elity, która do tej pory odtrącała go w Turynie, i prawdopodobnie ze względu na te kontakty poproszono go później o dołączenie do grupy pierwszych inwestorów Fiata. Potomkowie szlacheckich rodów Piemontu często wybierali karierę w wojsku, a zwłaszcza w kawalerii, czyniąc zadość wielowiekowej tradycji służby domowi sabaudzkiemu. I to właśnie w Weronie Giovanni nawiązał trwałą przyjaźń z hrabią Giuliem Figarolem di Gropellem, scementowaną wspólnym zamiłowaniem do nowoczesnej techniki.
Chociaż Agnelli dorastał w uprzywilejowanym domu, daleko mu było do warunków, w jakich wychowywał się jego nowy przyjaciel. W miejskim pałacu w Alessandrii hrabią Figarolem zajmowały się mamki, guwernantka i nianie, miał on także lokaja, pokojówkę, kucharkę, kuchtę, praczkę i woźnicę. W wiejskiej posiadłości Gropella, położonej między Turynem a Genuą, w skład służby wchodzili też ogrodnik, konserwator, dozorca i woźnica. Rodzinne przejażdżki odbywały się z pompą i przepychem, a woźnice w liberiach oddawali honory członkom rodziny, kiedy wsiadali oni do powozu i z niego wysiadali. Agnelli również mieli służbę domową, ale znacznie mniej liczną i skromniej odzianą.
Mimo to Giovanni zadawał szyku, gdy wraz z hrabią Figarolo chadzali na popołudniowe spacery po głównym placu Werony, obok starożytnego rzymskiego amfiteatru, i wspaniale się prezentowali. Nosili błyszczące czarne buty, srebrne epolety na szerokich ramionach, dwie identyczne szarfy skrzyżowane na piersiach i błyszczące, metalowe hełmy z grzebieniem inspirowane wojownikami z eposów Homera.
Inną konsekwencją wojskowej kariery Giovanniego było zapoznanie się ze współczesną techniką. Miał on szczęście przyjść na świat w rodzinie bogatych przedsiębiorców i wejść w dorosłość u schyłku pozłacanego wieku, w pełnej optymizmu epoce galopującego postępu naukowego. Telefon i telegraf już pozbawiły znaczenia fizyczne odległości w komunikacji, które przez tysiąclecia dzieliły ludzi, a na ulicach Paryża, Londynu, Berlina i Turynu pojawiły się samochody. Karl Benz opatentował swój trójkołowy automobil w 1886 roku. Giovanni i hrabia Figarolo w wolnym czasie z entuzjazmem dyskutowali o najnowszych wynalazkach opisywanych przez gazety i wkrótce zaczęli wspólnie przeprowadzać eksperymenty mechaniczne. Przyjaciele, obaj właściciele ziemscy, chcieli stworzyć zmotoryzowane maszyny, które można by wykorzystać w rolnictwie. Hrabia posunął się nawet do tego, że skoczył z dachu budynku w swojej posiadłości, by przetestować spadochron, i złamał nogę.
W 1891 roku Giovanni odwiedził warsztat Enrica Bernardiego, siwowłosego, łysiejącego i wąsatego profesora pobliskiego uniwersytetu w Padwie, który pracował nad silnikiem spalinowym zasilanym gazem. Giovanni zobaczył na własne oczy jeden z pierwszych na świecie silników spalinowych, co prawdopodobnie odmieniło jego życie. Patent Bernardiego w istocie wyprzedził o kilka miesięcy Daimlera i Benza. Młody Agnelli był zatem świadkiem narodzin motoryzacji. Bernardi wraz z Giacomem Miarim i Franceskiem Giustim założyli w 1894 roku firmę Miari & Giusti, by produkować trójkołowe, a później czterokołowe samochody Bernardiego, które osiągały prędkość trzydziestu pięciu kilometrów na godzinę. Do trzech pionierów wkrótce dołączyły setki innych, ale przetrwało tylko kilku.
Eksperymenty Bernardiego ośmieliły Agnellego i jego przyjaciela, hrabiego Figarola, do majsterkowania na własną rękę – udało im się wysadzić w powietrze warsztat, gdy uruchomili znaleziony na śmietniku silnik Daimlera podczas próby sklecenia gaźnika. Ekscytacja związana z tymi eksperymentami prawdopodobnie skłoniła Giovanniego do podjęcia ważkiej decyzji. Wojskowe życie mu się znudziło. Każdy rok był monotonną powtórką poprzedniego: te same bezsensowne ćwiczenia i te same nużące rozmowy w klubie oficerskim. Po zaledwie sześciu latach służby jako oficer kawalerii miał już dość. Giovanni uwielbiał uczucie szybkości i siły konia w pełnym galopie. Ale kawaleria pozłacanego wieku od czasów Napoleona Bonapartego prawie się nie zmieniła. Tymczasem świat pędził naprzód dzięki oszałamiającemu postępowi technicznemu.
Znużenie Giovanniego mogło również wynikać z niezrealizowanych ambicji. Jego droga do dowództwa kawalerii – choć łatwiejsza niż pokolenie wcześniej – była trudna, ponieważ wciąż liczyło się arystokratyczne pochodzenie. Jeśli wstąpił do armii w nadziei na awans lub otrzymanie za swoją służbę tytułu szlacheckiego, mógł zdać sobie sprawę, że prawdopodobnie czeka go rozczarowanie.
7 lipca 1893 roku, po tym, jak rok wcześniej wziął urlop, Giovanni na dobre porzucił wojskowe życie. W wieku dwudziestu siedmiu lat był jeszcze na tyle młody, by zmienić zdanie na temat swojej przyszłej kariery. Wsadził Clarę i dwójkę małych dzieci, Edoarda i Tinę, do powozu, przemierzył równiny północnych Włoch i ruszył ku podnóżu Alp, do Villar Perosa, gdzie się urodził. Zaczął poprawiać rentowność majątku, oceniając uprawiane zboża, zajął się też hodowlą i sprzedażą bydła oraz drewna, dzięki czemu powiększył spadek po ojcu.
Trzy lata później, w 1895 roku, przeprowadził się z rodziną do Turynu. Zamieszkali w apartamencie niedaleko Parco Valentino, nad Padem. Niewiele wiadomo o ich życiu rodzinnym, z pewnością bardzo wygodnym, ponieważ zarówno Giovanni, jak i Clara pochodzili z zamożnych domów. Można tylko domniemywać, że samotne dzieciństwo Giovanniego uczyniło go raczej powściągliwym partnerem i ojcem. Nie ma też żadnych świadectw, które wskazywałyby na to, że przez pewien czas zastanawiał się nad tym, w jakim kierunku powinno pójść jego życie.
Zważywszy na jego późniejsze działania, prawdopodobnie przeprowadził się z rodziną do Turynu, by szukać tam okazji do inwestycji. Miał odziedziczony kapitał, a także posag Clary w wysokości 100 tysięcy lirów – dziś odpowiednik około 374 122 euro. Zgodnie z obyczajem tamtej epoki mężowie zarządzali posagami żon, a własny majątek wykorzystywali jako zabezpieczenie. Tak też postąpił Giovanni i w 1906 roku przeniósł zabezpieczenie z Villar Perosa na ich dom przy via Giacosa. Jego spadek i fundusze z posagu Clary pomogły mu rozpocząć działalność inwestora i stać się jednym z najpotężniejszych ludzi we Włoszech.
Umiłowanie szybkości
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
