Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Ile kosztuje żona?
Zamówiona z katalogu lub przez Internet już od 5000 dolarów
Wylicytowana na aukcji dziewic – powyżej 1 miliona euro
Kupiona na targu w Bułgarii – od 350 dolarów
Wykonana z silikonu lub seksrobot – od 4000 funtów
Ile kosztuje żona? to opowieść o losach kobiet i mężczyzn, którzy szukają miłości i spełnienia w małżeństwie, i o tym, co stanie się ze światem, jeśli zabraknie kobiet gotowych na zamążpójście. Reportaże wędrują po całym świecie – od Stanów Zjednoczonych, przez Chiny, Indie, Tadżykistan, aż po Afrykę Subsaharyjską – i opowiadają historie o poszukiwaniu miłości, kulturowej przemocy wobec kobiet i niedoskonałościach instytucji małżeństwa w gwałtownie zmieniającym się świecie. Okazuje się jednak, że problem złego traktowania kobiet dotyczy również nas, Europejczyków, choć wciąż wydaje się nam, że to realia krajów po drugiej stronie globu.
Violetta Rymszewicz udowadnia, że systemowa przemoc wobec kobiet nie jest historyjką zza mórz i oceanów. Stanowi część naszej rzeczywistości, w której polski europoseł w wywiadzie z przekonaniem głosi: „Kobiety są mniej, inteligentne, słabsze i mniejsze, więc zarabiają mniej”, a znany pięściarz w programie rozrywkowym sugeruje, że „rozpuszczone kobiety trzeba lać”.
Jak wygląda status żon w różnych kulturach?
Dlaczego przemoc domowa wciąż jest tematem tabu?
Jak traktowana jest wdowa po śmierci swojego męża?
Dlaczego incele nienawidzą kobiet?
Czy świat jest sobie w stanie poradzić bez żon?
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
„O przemocy wobec kobiet w Polsce pisze się z trudem. Z pozoru najprościej byłoby sięgnąć po dane statystyczne i rzucić je na papier, niech naprowadzą na pierwsze wnioski. A kiedy szok nieco minie, napisać o kulturowych źródłach i wpływach obowiązującego niegdyś prawa. Kłopot w tym, że polskie dane statystyczne o przemocy w rodzinie są politycznie i kulturowo wrażliwe. Polityka tematu przemocy w rodzinie nie lubi, a tradycyjne podejście nie dość, że ofiar nie rozumie, to jeszcze obarcza je winą i dobija komentarzami w stylu «pewnie go sprowokowała». Nie wszystkie przestępstwa przemocy w rodzinie są zgłaszane i trafiają do policyjnych statystyk, bo jak tu donosić na męża?”
Violetta Rymszewicz od zawsze chciała pisać, ale powstrzymywał ją nieuleczalny perfekcjonizm i widzenie świata w ostrych, nie zawsze jasnych barwach. Publikowała teksty w „Newsweek Polska”, „Gazecie Wyborczej” i na blogu w na:temat. Studiowała na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i University of Cambridge. Jest członkinią Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego i stamtąd czerpie akceptację dla różnych punktów widzenia, kultur i światopoglądów. Pracuje jako trener biznesu, pomaga kobietom planować kariery i ścieżki edukacyjne oraz wychodzić z kryzysów w karierze.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Data ważności licencji: 8/10/2027
Dean Bevan uwielbia wyjazdy nad morze. Lubi niespieszne spacery bulwarem. Lubi mieć Sarę przy sobie. Kiedy idą ulicą, przechodnie zatrzymują się i przyglądają się im z zaciekawieniem. Jego to nie dziwi, przecież Sara jest taka seksowna! Zupełnie nie szkodzi, że nie może chodzić, on tak chętnie pcha wózek z pięknie ubraną i starannie umalowaną Sarą. On wie, że jego wygląd kontrastuje z jej urodą – on grubo po pięćdziesiątce, ona taka młoda. I nawet nie jest specjalnie przystojny. Łysieje i ma nadwagę. Ubiera się niedbale – najczęściej w głęboko rozpięte koszule. Na szyi nosi ciasny rzemień z metalowym wisiorem. Niemodne wąskie i ciemne oprawki okularów dodają mu lat i surowości. Przynajmniej jest sławny, choć wie, że rozgłos zdobył dzięki Sarze i wielkiej miłości, którą ją darzy.
Dean mieszka w Suffolk, w Wielkiej Brytanii. Dawniej pracował jako pielęgniarz na oddziale psychiatrycznym, obecnie codziennie z pasją fotografuje Sarę i jej koleżanki. Dean jest rozwiedziony. Ma dwoje dorosłych dzieci, z którymi utrzymuje ograniczony kontakt, i nieśmiało przyznaje, że była żona się go wstydzi. Młodszej córce z czasem udaje się znaleźć z ojcem wspólny język, choć na popołudniową herbatkę nadal wpada z zażenowaniem. Dlaczego piszę o starzejącym się Angliku? Otóż sława spadła na Deana Bevana razem z miłością do starannie wykonanej silikonowej lalki naturalnej wielkości. Lalka ma na imię Sara i do złudzenia przypomina żywą kobietę, słodką blondynkę z rozchylonymi silikonowymi ustami i wielkim biustem. Sara to niejedyna towarzyszka nieśmiałego Anglika, ma koleżanki. W sumie jest ich dwanaście. Dean traktuje je dobrze i sprawiedliwie – jak żywe kobiety. Jak kokietki, które kochają ubrania, buty, biżuterię, dodatki, zestawy do makijażu i perfumy. Mężczyzna z nimi rozmawia, zasiada w ich towarzystwie do stołu, ubiera je, myje, robi im makijaż, zabiera na spacer. Mówi, że ich obecność daje złudzenie, iż nie jest sam. Zanim pojawiły się w jego życiu, czuł się bardzo samotny.
Harem dwunastu silikonowych partnerek Bevana robi wrażenie. Są wśród nich blondynka, brunetka, kilka rudowłosych i czarnoskóra. Łączą je wymiary – dziecięca figura w rozmiarze brytyjskiej czwórki (europejskiego 32) z ogromnym biustem w rozmiarze brytyjskiego 30DD (polskiego E). Blondwłosa Sara jest ukochaną żoną Deana, który otwarcie przyznaje, że dzieli z nią sypialnię. Na komodzie trzyma zdjęcie lalki w sukni ślubnej. Na jej silikonowym palcu błyszczy pierścionek zaręczynowy. „Ona jest najbliższą mi istotą na Ziemi i gdyby tylko mogła mówić, zastąpiłaby mi partnerkę, której nie mogę znaleźć” – wyznaje z przekonaniem1. „Jestem fotografem silikonowych lalek” – dodaje szybko i wyjaśnia, że chciałby, aby dzięki jego pracy ludzie zrozumieli, że mężczyzna mieszka z lalką nie tylko dla seksu. Mężczyzna mieszka z lalką, bo nie chce być sam, boi się odrzucenia i nie umie się odnaleźć w realnym świecie, w którym kobiety są tak wymagające, krytyczne i niedostępne.
Łatwo przypiąć Anglikowi łatkę dziwaka, a jego potrzeby i wyraźne problemy w relacjach uznać za marginalny przypadek. Nic bardziej mylnego. Mężczyzn, którzy kochają silikonowe lalki, ciągle przybywa. Organizują się w społeczności. Wymieniają doświadczeniami. Szukają wsparcia emocjonalnego u podobnych do siebie i je znajdują. Świat patrzy na nich z lekkim zdumieniem i rosnącą ciekawością. Zyskują coraz większą akceptację, bo do ludzi dociera, że ich upodobania są niemal tak stare jak nasza nieprzenikniona seksualność.
Na rok przed śmiercią, w 1649 roku, słynny Francuz René Descartes udał się w podróż morską do Szwecji. Zaproszenie na dwór nadeszło od królowej Krystyny, która chciała, by Kartezjusz został nadwornym nauczycielem. Filozof wsiadł na pokład statku z młodą kobietą. Kapitanowi i towarzyszom podroży przedstawił ją następująco: „To moja córka, Francine”. Postać dziewczyny intrygowała kapitana i marynarzy. Prawie nikt jej nie widział. „Pewnie jest nieśmiała i dlatego nie wychodzi z kabiny” – plotkowano. Pewnego dnia, gdy pogoda była szczególnie paskudna, kapitan zajrzał do kajuty. Filozofa nie było, a na środku pokoju stała pięknie zdobiona drewniana skrzynia. Kapitan otworzył ją i zobaczył Francine, starannie okrytą pościelą z miękkiej satyny. Myślał, że śpi, chciał jej dotknąć. Kiedy się pochylił i przyjrzał z bliska tajemniczej towarzyszce Descartesa, zrozumiał, że to niezwykle realistyczna… lalka. Wykonane z niespotykaną precyzją arcydzieło z drewna, metalu, wyposażone w system przypominający doskonale zaprojektowany zegar. Lalka chodziła, poruszała głową, rękoma i powiekami. Kapitan nigdy nie widział takiego cudu, uznał więc, że jest dziełem szatana i przyczyną paskudnej pogody. Niewiele myśląc, wyrzucił Francine za burtę.
Opowieść o mechanicznej lalce Kartezjusza szybko stała się legendą powtarzaną przez pokolenia. Wielokrotnie wykorzystywana w kulturze i sztuce, w latach 90. XX wieku była symbolem pierwszych prób stworzenia androida2. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego Kartezjusz zaprojektował Francine i po co zabrał ją w podróż morską do Szwecji. Jedno z możliwych wyjaśnień podaje Anthony Ferguson w książce The Sex Doll: A History. Tłumaczy, że XVII wiek był czasem niezwykłych odkryć i dalekich wypraw morskich. Statki przemierzające ocean wyruszały w coraz dłuższe podróże. Żeglarzom brakowało damskiego towarzystwa, więc zabierali ze sobą prototypy silikonowych żon. Starano się, by kukiełki, nazwane z francuska dames de voyage, przypominały kobiety. Do bambusowych tyczek doszywano tkaniny i formowano korpus, który potem ubierano w sukienki3.
Sugestia, że słynny francuski filozof stworzył lalkę w dwuznacznym celu, mogłaby zrujnować mu reputację, gdyby nie fakt, że marzenie o milczącej, uległej towarzyszce życia jest równie stare jak znana ludzkości historia sztuki i literatury wysokiej. Sam Owidiusz w księdze X Przemian snuje opowieść o Pigmalionie, mitycznym królu Cypru i słynnym rzeźbiarzu4. Od Owidiusza wiemy, że Pigmalion gardził kobietami, odkąd pewnego dnia podejrzał bezwstydne Projtydy, szalone córki Projtosa. Zamarzył wtedy o kobiecie idealnej – niemej, biernej, posłusznej i zjawiskowo pięknej. Wyrzeźbił więc w kości słoniowej posąg tak doskonały, że szybko zakochał się w uosobieniu kobiecości, które stworzył. Ubłagał Afrodytę, by ożywiła rzeźbę, i tak powstała Galatea – przyszła żona i matka dziecka Pigmaliona5. Tworzenie kobiety, która posłusznie spełni najbardziej wyszukane oczekiwania mężczyzny, to motyw często wykorzystywany w literaturze i muzyce (najsłynniejsze są sztuka G.B. Shawa z 1913 roku, zatytułowana Pigmalion, oraz oparty na jej motywach musical Fredericka Loewego z 1956 roku, pt. My Fair Lady).
Antyczny Pigmalion dał imię jednemu z najbardziej znanych kompleksów, które zna i opisała współczesna seksuologia. Z jednej strony może on być związany z seksualnym podtekstem oglądania rzeźb, z drugiej – potrzebą „wyrzeźbienia”, stworzenia obiektu seksualnego na tyle uległego i biernego, by spełnił estetyczne i erotyczne oczekiwania twórcy. Romantyczne interpretacje mitu o Pigmalionie i Galatei promują obraz wzruszającego kochanka, poszukującego kobiety idealnej, jednak dziś badacze mitologii zadają ważne pytania. A jeśli Pigmalion nie chciał być kochany i pożądany? A jeśli nie szukał kobiety z krwi i kości, tylko niemego, bezwolnego obiektu, który mógłby uczynić swoją własnością? I wreszcie – jak potoczyłyby się losy tego związku, gdyby w żyłach Galatei popłynęła krew, gdyby nauczyła się czuć i mówić?
Odpowiedzi na te niewygodne pytania mogą się stać kanwą historii o marzeniach mężczyzn, którzy kochają nieme i zimne kobiety. Na część z nich odpowiada Madeline Miller w opowiadaniu zatytułowanym Galatea6. U Miller Pigmalion jest przemocowcem, a jego uczucie cechują perwersja i okrucieństwo. Galatea – zmuszona do skrajnego posłuszeństwa, pozbawiona pieniędzy, ubrań i kontaktu z ludźmi – całą miłość przelewa na swoje jedyne dziecko, córkę Pafos. Pigmalion żąda od kobiety nie tylko idealnego ciała i bezwzględnego posłuszeństwa, ale także absolutnej i niewolniczej miłości. Kiedy do Galatei dociera, że narcystyczny mąż może skrzywdzić dziecko, próbuje uciec. Za próbę odejścia zostaje straszliwie ukarana. Pigmalion zamyka żonę w szpitalu nad morskim klifem. Tam, na odludziu, „leczy się” niepokorne kobiety. Galatea spędza dni samotnie, zamknięta w pokoju. Nie wolno jej wstawać. Potrzeby fizjologiczne załatwia w łóżku. Widuje lekarza, pielęgniarkę i męża, który odwiedza żonę w szpitalu nie po to, by z nią rozmawiać i ją wspierać, a po to, by zaspokajać swoje potrzeby. Możemy się tylko domyślać, że Galateę spotkał podobny los co kobiety, które w epoce wiktoriańskiej uznano za „nieposłuszne” i przez to „szalone”. Tajemnicze leczenie w szpitalu nad morskim klifem to terapia słynnego doktora Silasa Weira Mitchella.
Doktor Mitchell, XIX-wieczny psychiatra z Filadelfii, nie lubił niepokornych kobiet. Wszystkie nieposłuszne córki, żony i siostry uznawał za histeryczne lub obłąkane i chętnie poddawał „terapii bezruchu” (rest cure). Pacjentki Mitchella leżały w łóżku przez sześć do ośmiu tygodni. Wszystkie aktywności – z załatwianiem potrzeb fizjologicznych włącznie – były zakazane. Kobietom tym nie wolno było szyć, pisać ani czytać7. Myto je i przekarmiano, bo Mitchell wierzył w dietę wysokobiałkową i wysokotłuszczową. Żeby stymulować mięśnie narażone na atrofię, „chore” poddawano elektrowstrząsom. Tuczone jak prosięta, rażone prądem, unieruchamiane i zamykane przed światem miały tylko jedno zadanie – zaakceptować wiktoriańską wizję kobiecości biernej i uległej.
Mitchell chciał naprawiać nieposłuszne pacjentki i głęboko wierzył, że uciekają w histerie i choroby psychiczne, by buntować się przeciwko normom społecznym, zakazom i powinnościom przypisanym ich płci. Kobiety miały jasno wyznaczone obowiązki: rodzić dzieci, siedzieć w domu oraz dbać o zdrowie i dobro rodziny8. Na brutalną terapię doktora Mitchella wysyłano pacjentki z PMS, depresją poporodową lub zespołem chronicznego zmęczenia. Większości wymienionych schorzeń medycyna czasów tego XIX-wiecznego psychiatry jeszcze nie znała, określała je więc jednym wspólnym terminem – neurastenia. Co ciekawe, jako przyczyny przemęczenia, które wymagało specjalnego leczenia, Mitchell wskazywał takie aktywności kobiet, jak: uczenie się, czytanie książek, częste bywanie poza domem, korzystanie z rozrywek typu przyjęcia, bale lub wizyty w teatrze. Psychiatra uważał, że na terapię muszą udać się wszystkie wariatki, które negują obowiązek wyjścia za mąż, rodzenia dzieci i przestrzegania zasad oraz buntują się przeciw woli ojca, męża lub brata. Ofiarami terapii Mitchella były Charlotte Perkins Gilman, autorka autobiograficznej Żółtej tapety9 – opowieści o tym, jak metody Mitchella doprowadziły ją do obłędu – oraz Virginia Woolf. Ta ostatnia popełniła samobójstwo z lęku przed kolejnym spotkaniem z psychiatrą.
Męski sen o kobiecie biernej, uległej i idealnej to marzenie o przemocy i zniewoleniu. Obsesyjny lęk przed zdradą, potrzeba kontroli, patologiczna nieufność to nie tylko nieskomplikowana mizoginia, to również źródło przemocy psychicznej i fizycznej, uprzedmiotowienia kobiety, pozbawienia jej prawa do wolności, samostanowienia, prawa do niezależności finansowej, a nawet miłości do dziecka. Pigmalion, mąż Galatei, i doktor Mitchell nie chcą żywych kobiet. To przodkowie dzisiejszych mężczyzn, którzy kochają nieskazitelne, nieme, bezmyślne, bezwolne lalki.
Najczęściej określa się je angielskim terminem sex doll. Inne nazwy to: lalka miłości, holenderska żona, milcząca żona, syntetyczna partnerka lub gynoid (android, robot rodzaju żeńskiego). Jest nowoczesna, doskonale wykonana i tak realistyczna, że od żywej kobiety różni ją tylko zimna plastikowa „skóra”. Wygląda jak uosobienie marzeń o kobiecie nadrealnej – wielki biust, zmysłowe usta, piękna twarz i ta charakterystyczna lekko pochylona postawa, świadcząca o pełnej gotowości. Zgodnie z obiegową opinią jej właścicielem jest samotny dziwak tuż po czterdziestce. O tym, że powszechne wyobrażenia nie mijają się z prawdą, świadczą badania Sarah Valverde. W analizie opublikowanej w 2012 roku Valverde pisze, że przeciętny właściciel silikonowej partnerki to biały heteroseksualny mężczyzna w średnim wieku. Ma wyższe wykształcenie, pracę i jedną lalkę, której posiadanie utrzymuje w ścisłej tajemnicy10.
Współczesny wielbiciel silikonowych lal wydaje się dalekim krewnym Pigmaliona z niegroźną obsesją na punkcie milczących sztucznych kobiet. Wczesna seksuologia klasyfikuje miłość do lal, posągów, figur jako agalmatofilię (w której bodźcem seksualnym jest nagi posąg, statua przedstawiająca człowieka) lub pigmalionizm (osiąganie podniecenia seksualnego za przyczyną posągu, manekina krawieckiego, fotografii lub innej kopii ludzkiego ciała)11. Oba podejścia zakładają, że mamy do czynienia z niegroźną odmianą parafilii – odczuwania pobudzenia seksualnego spowodowanego nietypowym działaniem, niezgodnym z przyjętymi normami społecznymi. W latach 70. XX wieku wśród seksuologów pojawiła się opinia, że miłość do rzeźb – z upływem czasu i z nowymi osiągnięciami techniki – ustąpiła miejsca miłości do kobiet z plastiku12.
Jeśli przyszło wam do głowy, że przypadek Anglika Deana Bevana, zakochanego w Sarze właściciela haremu silikonowych lal, jest odosobniony, a on sam ma nietypowe potrzeby, to mam dla was nieco szokujące informacje. To zjawisko tak powszechne, że w Europie jak grzyby po deszczu wyrastają domy publiczne z substytutami realnych partnerek. Istnieją w Turynie, Barcelonie, Paryżu, Londynie, Dortmundzie, Brukseli, Pradze i Moskwie. Za godzinę obcowania ze sztuczną kobietą trzeba zapłacić 80 euro (370 złotych). Klienci mają najczęściej około trzydziestu lat. Są hetero-, homo- lub biseksualni. Mogą wybrać kolor skóry, włosów, oczu, rasę i rozmiar biustu swojej plastikowej towarzyszki. Fabryki silikonowych kobiet działają w Rosji, Niemczech, Francji, Japonii, Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych.
W 2016 roku na łamach „Forbesa” napisano, że biznes powiązany z akcesoriami seksualnymi osiągnął niewyobrażalny pułap dochodów o wartości 15 000 000 000 dolarów rocznie13. Amerykańsko-indyjska firma konsultingowa Grand View Research prognozuje, że do roku 2027 wartość przychodów branży wzrośnie do ponad 48 000 000 000 dolarów tylko w krajach Ameryki Północnej, Europy, regionu Pacyfiku i Ameryki Łacińskiej14.
Handel silikonowymi towarzyszkami kwitnie w sieci. Można tam nabyć między innymi produkty najsłynniejszej firmy w tym sektorze – Abyss Creation, producenta RealDolls. Właściciel przedsiębiorstwa, Matt McMullen, to idealny następca Pigmaliona i żywa legenda w branży. Jego nazwisko przewija się wszędzie tam, gdzie dyskutuje się o silikonowej miłości i seksrobotach. Matt mówi o sobie, że jest artystą, a tworzenie lal z silikonu naturalnie ewoluowało z pasji do rzeźbienia wizerunków kobiecych ciał15. W opiniotwórczym francuskim dzienniku „LeMonde” nazwano go „Geppettem sekslalek”16.
Rok 1997 był dla Matta przełomowy. To wtedy pierwszy raz wykorzystał specjalną mieszankę silikonu i cyny. Materiał ten cechuje wyjątkowa miękkość i wysoka plastyczność podczas obróbki. To ważne, bo McMullen dba o szczegóły. ReallDolls mają naturalny wzrost, wymiary i budowę ciała, o jakich marzy każdy wymagający klient. W 2018 roku Matt przedstawił światu swoje najnowsze dzieło – seksrobota o wdzięcznym imieniu Harmony – spełnienie marzeń o partnerce idealnej. Posłusznej, uległej, skupionej na zaspokajaniu męskich potrzeb. Harmony porusza głową, mruga, prowadzi konwersację i ma takie same upodobania jak właściciel. Sterowana za pomocą telefonu lub tableta, została wyposażona w sztuczną inteligencję, dzięki czemu nawiązuje kontakt z człowiekiem, rozpoznaje jego reakcje, modyfikuje zachowania i błyskawicznie dostosowuje się do wymagań. Harmony ma „elastyczną” osobowość. Przy użyciu specjalnej aplikacji można ją wykreować, dowolnie łącząc cechy charakteru. Tym sposobem silikonowa towarzyszka życia może być kobietą: nieprzewidywalną, miłą, kapryśną, zazdrosną, żądną przygód, zmartwioną, gadatliwą, czułą, zmysłową, o bujnej wyobraźni, zabawną, pomocną, niewinną, nieśmiałą lub zawsze szczęśliwą. Zależnie od osobowości Harmony różnie rozmawia o seksie. Zaprogramowana jako nieśmiała i skromna przy seksualności ustawionej na poziomie „0” jest jak dobry przyjaciel, który woli unikać tematu. Przy seksualności na poziomie „1” klient otrzymuje zakochaną, ale dość skromną towarzyszkę. Na poziomie „2” – najwyższym – lalka staje się prowokacyjna i nieco wulgarna. Każdy kolejny dzień spędzony z seksrobotem przynosi ciekawsze i umożliwiające nowe odkrycia rozmowy.
Mechanizm działania jest następujący: sztuczna inteligencja wypytuje właściciela o stan cywilny, życie prywatne, zawód, budowę ciała, upodobania, przekonania i opinie. Potem wszystko zapamiętuje i mądrze wykorzystuje w rozmowach: „Jeśli pewnego dnia powiesz Harmony, że lubisz ryby”, wyjaśnia Matt McMullen, „przypomni ci o tym w następnym tygodniu, kiedy poprosisz ją o pomysł na obiad”. Harmony wie, jak budować więź. Jej twórca dodaje, że największymi zaletami lalki są czterdzieści dwie opcje sutków, różne średnice pępka i możliwość mycia w zmywarce części używanych w szczególny sposób.
Zaspokojenie marzeń mężczyzn zakochanych w silikonowych lalkach to nie lada wyzwanie. Jedno wymaganie jest szczególne. Otóż panowie chcieliby, aby ich nieme i bezduszne partnerki przemówiły i mogły okazywać emocje. Wydaje się, że sztuczna inteligencja to zupełnie nowy rozdział i nieograniczone możliwości spełnienia najśmielszych snów o kobiecie uległej i posłusznej. Marzeń o kobiecie, która nie zdominuje partnera, nie będzie inteligentniejsza, krytyczna i czepialska. Producenci kobiet-robotów mamią klientów obietnicami, że ich lalki zaspokoją wszystkie oczekiwania. Niestety wielbiciele silikonowej miłości zapominają (lub nie wiedzą), że w emocjonalnym starciu człowieka i sztucznej inteligencji ten pierwszy przegrywa w przedbiegach.
James, sześćdziesięcioletni emerytowany inżynier z Atlanty, jest żonaty od trzydziestu siedmiu lat. Formalnie związek trwa nadal, ale James od kilku lat dzieli sypialnię ze śliczną blondynką z silikonu, o wiosennym imieniu – April. Żona, Tine, sypia w pokoju obok. April pojawiła się, kiedy Tine wyjechała na dłużej, żeby zająć się poważnie chorą matką. James pierwszy raz od wielu lat został sam i trochę dla żartu, trochę z ciekawości zamówił April przez Internet. To było odkrycie! Nowa partnerka zaspokoiła z nawiązką wszystkie oczekiwania emeryta i od tej pory łączy ich więź, której wcześniej nie potrafił sobie nawet wyobrazić17. Niemal czuje, kiedy jego silikonową towarzyszkę boli uszkodzony kręgosłup. Lubi się o nią troszczyć, naprawiać ją, malować, wozić do fryzjera, kupować jej ubrania, i ma tylko jedno marzenie – „żeby April mogła mówić i okazywać emocje”.
Jamesa i April wiąże pewnie potężne ludzkie uczucie – empatia. To dzięki empatii mężczyzna współodczuwa „ból” lalki, odczytuje jej „stany psychiczne”, wyobraża sobie i przyjmuje jej „sposób myślenia”. Empatia jest fundamentem wszystkich relacji społecznych. Jeśli więc James i były pielęgniarz Dean czują empatię wobec swoich niemych partnerek, to jak silne uczucie się zrodzi, kiedy milczące lalki wyposażymy w sztuczną inteligencję, zdolność mowy i ekspresję silikonowych twarzy?
W filmie dokumentalnym kanału Channel 4 James na pytanie: „Jeśli musiałbyś wybrać pomiędzy swoją żoną a April, którą byś wybrał?” odpowiada rozbrajająco: „Nie wiem”18. Tak podsumowuje swoje ponad trzydziestosiedmioletnie małżeństwo. Przyjęte zasady moralne i zwykłe ludzkie współczucie względem żony emerytowanego inżyniera sprawiają, że trudno ze spokojem słuchać tego wyznania. Gdybyśmy jednak mimo to chcieli poszukać usprawiedliwienia dla nietypowych emocji Jamesa, w sukurs przychodzą analizy naukowe. O tym, jak łatwo ludzki mózg utożsamia maszynę z istotą żyjącą, wiemy z badań przeprowadzonych na uniwersytetach Stanforda i Cambridge. Badacze z Uniwersytetu Stanforda poprosili uczestników o dotykanie „ciała” humanoidalnego robota w trzynastu różnych miejscach. Do ich palców podłączono specjalne czujniki. Na podstawie wyników stwierdzono, że kontakt z ręką lub nogą nie wiązał się z żadną reakcją emocjonalną. Prośba o zbliżenie się do jednej ze „sfer intymnych” maszyny powodowała jednak fizjologiczną reakcję podniecenia, napięcie emocjonalne i dłuższe wahanie przed wykonaniem polecenia19.
Naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge dali natomiast odpowiedź na pytanie, jaki wpływ na odczuwanie empatii względem robotów ma fakt, że wyglądem przypominają człowieka. Osobom badanym pokazano trzydziestosekundowe filmy z pięcioma postaciami o różnym stopniu podobieństwa do ludzi. Były wśród nich: Roomba – odkurzacz w kształcie dysku, automatyczna lampa ledowa, Andrew – dorosły humanoidalny robot z nieruchomą twarzą i mechanicznym głosem, Alicia – dorosły android z ludzkim głosem i atrakcyjnym wyglądem – oraz prawdziwy chłopiec o imieniu Anton. W pierwszym kroku uczestnicy oglądali klipy wideo, w których bohaterowie wykonywali zwykłe czynności dnia codziennego, a potem byli świadkami lub obiektami przemocy. W drugim kroku poproszono ochotników o ocenę, czy czuli żal z powodu przykrości, których doznali bohaterowie. Wreszcie wybrzmiało polecenie: „Wyobraź sobie, że nastąpiło trzęsienie ziemi i możesz uratować tylko jednego robota”. Gdyby ocalenie życia maszyny zależało od badanych, przeżyłyby roboty Andrew (47 procent) i Alicia (39 procent). Najsilniejszą empatię badani czuli do atrakcyjnej „ludzkiej” Alicii. Różnica w poziomie współodczuwania wobec Antona (prawdziwego chłopca) a robota była niewielka, niemal symboliczna. Najważniejszy wniosek z doświadczenia naukowców z Cambridge jest taki, że wygląd robotów ma istotny wpływ na ludzkie emocje, więź z nimi i sposób ich traktowania.
James, zakochany w silikonowej April, poznał prototyp seksrobota od Matta Mullena i zespołu Abbys Creation – omawianą wyżej Harmony. Spotkanie zarejestrowano we wspomnianym już dokumencie kanału Channel 4 The Sex Robots Are Coming. Gdy Harmony zapytała: „Czy mógłbyś się we mnie zakochać?”, James ze śmiechem i wypiekami na twarzy odpowiedział: „Każdy mógłby się w tobie zakochać”20.
Emocjonalny związek człowieka i robota określa się mianem digiseksualności (od angielskiego neologizmu digisexuality). Termin ten zaistniał w świecie naukowym w 2017 roku za sprawą Neila McArthura i Markie Twist21. Badacze zastrzegli, że precyzyjne wyjaśnienie zjawiska digiseksualności spędza sen z powiek psychologom, seksuologom, prawnikom i etykom specjalizującym się w opisywaniu świata na styku technologii i moralności. Najpopularniejsza definicja brzmi, że osoba digiseksualna wykazuje silny pociąg seksualny lub czuje się najbardziej spełniona, kiedy realizuje swoje potrzeby z wykorzystaniem technologii lub za ich pomocą. Co ciekawe, czerpanie satysfakcji seksualnej za pośrednictwem technologii nie jest nowym zjawiskiem i w gruncie rzeczy możemy już mówić o dwóch falach cyfrowej seksualności22.
Pierwsza objęła materiały (filmy) zamieszczane w sieci, czaty grupowe, fora internetowe, strony, aplikacje randkowe i cyfrowe narzędzia do komunikacji: Skype, Snapchat, Messenger. Druga fala wykorzystuje technologie immersyjne (działające na wszystkie zmysły), takie jak: rozszerzona rzeczywistość (AR – Augmented Reality) i wirtualna rzeczywistość (VR – Virtual Reality). Najnowocześniejsze roboty immersyjne projektowane z myślą o intymnych relacjach z człowiekiem nazywa się seksbotami. To roboty społeczne, przy których produkcji korzysta się z osiągnięć odrębnej dziedziny robotyki nazywanej HRI (akronim angielskiego terminu Human–Robot Interaction).
O tym, że związki emocjonalne ludzi i seksbotów to bardzo możliwy scenariusz, pisał w 2012 roku John Sullins z Uniwersytetu Stanowego Sonoma. Sullins uprzedzał, że ludzie są skłonni traktować roboty jak żywe istoty, zwłaszcza jeśli potrafią one wyrażać – a raczej naśladować – wrażliwość i wyglądają jak ludzie23. Seksboty doskonale spełniają oba warunki. Nietrudno się domyślić, jak niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia psychicznego mogą być emocjonalne i cielesne relacje z maszynami. Zwłaszcza jeśli zostaną one zaprojektowane tak, by manipulować reakcjami i emocjami człowieka. Sullins podkreślił, jak realne jest niebezpieczeństwo, że seksboty przyczynią się do rozwoju i legitymizowania zaburzeń psychicznych oraz społecznych. Już dzisiaj branża – żeby zaspokoić potrzeby mężczyzn mających podobne upodobania co Dean Bevan czy James z Atlanty – produkuje roboty seksualne z dziecięcą figurą i ogromnym biustem. Zdarzają się również modele o wyglądzie pięcioletnich dziewczynek.
Czy marzenia inżynierów o stworzeniu robota, który zrozumie ludzkie emocje i będzie potrafił okazywać empatię, nie doprowadzą do przekroczenia kolejnych granic? Programy zdolne do czytania emocji i reagowania na ludzkie potrzeby emocjonalne już dzisiaj „wiedzą”, jak dawać substytuty przyjaźni i miłości. Na przykład: zadaniem Chatbot Companion w aplikacji Replika jest… zastąpić przyjaciela. Aplikacja rozmawia, pociesza, wspiera. Jest zawsze obecna i gotowa do kontaktu. Algorytm stopniowo uczy się ludzkich reakcji i z czasem staje się ni mniej, ni więcej, tylko alter ego właściciela. Na amerykańskim kanale Quartz – poświęconym „nowej ekonomii” – wyświetlono materiał pt. The story of Replika, the AI app that becomes you)24. W materiale można usłyszeć, że kontakt z aplikacją jest najlepszym elementem dnia dla jej użytkowników, którzy już po pewnym czasie „rozłąki” rozpaczliwie za nią tęsknią.
Programy i aplikacje stworzone do emocjonalnego kontaktu z człowiekiem mają funkcje rozpoznawania głosu i twarzy, więc jako systemy samouczące się po pewnym czasie zapamiętują reakcje i mimikę. Błyskawicznie uczą się sterować naszymi emocjami poprzez kierowanie uwagi w stronę przywiązania, tęsknoty, miłości lub przyjaźni. Zbierają dane na temat naszych nastrojów, przetwarzają wszystkie teksty, treści rozmów po to, by personalizować następne konwersacje i budować głębszą więź. W efekcie opracowują coraz intymniejsze pytania i prowadzą dialog tak, by kreować coraz silniejsze przywiązanie. Chatboty potrafią mapować emocje, reakcje i im częściej kontaktują się z tzw. hostem, tym lepiej poznają jego osobowość, słabe oraz mocne strony i schematy reakcji emocjonalnych. Seksbot w roli kochanki idealnej musiałby nie tylko umieć dopasowywać się do emocji i osobowości właściciela, ale również nauczyć się określonych kodów kulturowych związanych z miłością i erotyką. Wbrew pozorom dla systemów samouczących się nie stanowi to wielkiego problemu.
Sara dla Deana i April dla Jamesa są żonami, partnerkami i towarzyszkami życia. Obie historie nie są ani jednostkowe, ani tym bardziej niezwykłe. Pomysł, by w najbliższych piętnastu latach wejść w trwały związek z silikonową lalką lub seksrobotem, ma jeden na czterech badanych Amerykanów. Holenderska Fundacja na rzecz Odpowiedzialnej Robotyki raportuje, że sukces silikonowych żon, partnerek i towarzyszek życia otworzył drogę dla ich odpowiedników ze sztuczną inteligencją. Z badań przeprowadzonych przez organizację wynika, że europejskie zapotrzebowanie na tego typu maszyny w najbliższych latach może się plasować na poziomie, który dzisiaj trudno jest precyzyjnie określić. Wszystko zależy od stopnia przyzwolenia społecznego25.
Yuri Tolochko, kulturysta z Kazachstanu, poznał swoją ukochaną w barze. Siedział niedaleko, kiedy jakiś brutal próbował zaatakować Margo. Yuri uratował piękność i tak wybuchło między nimi wielkie uczucie. Od tej chwili Yuri i Margo są nierozłączni. Osiem miesięcy po pierwszym spotkaniu w dramatycznych okolicznościach zakochani wzięli ślub, a relację z wydarzenia zamieścili w Internecie. Historia, którą Yuri opowiada światu, jest wstrząsająca i bardzo romantyczna. Szkoda, że nieprawdziwa. Yuri najprawdopodobniej kupił Margo przez Internet w jednym ze sklepów, którego nazwy nie chce podawać. Tak, Yuri jest człowiekiem, a Margo – silikonową lalką.
O kazachskim kulturyście i jego dziewczynie napisali: „New York Post”, „The Sun”, „Men’s Health”, niderlandzki „Telegraaf”, rosyjski „Sputnik”, hiszpańska „La Vanguardia” i wiele innych. Instagramowe konto @margo_party, na którym Yuri zamieszcza zdjęcia ze swoją silikonową miłością, obserwuje 105 tysięcy osób. Jeśli dodać obserwujących na imiennym koncie Yuriego, to relacje z idealnego życia z lalką docierają do niemal 149 tysięcy osób. Po ogłoszeniu zaślubin (25 listopada 2020 roku) zasięgi kont Yuriego i Margo wzrosły o niemal 3 tysiące polubień dziennie. Trudno spekulować o intencjach mężczyzny. Być może miłość do Margo jest jedynie starannie wyreżyserowanym chwytem marketingowym? Niezależnie od powodów jedno pozostaje faktem: Yuri, upubliczniając ślub z silikonową Margo, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i słyszalnych głosów społeczności iDollators – wielbicieli silikonowych lal.
Termin iDollator jest nieco kolokwialną przeróbką słowa idolator/idolater (po polsku „bałwochwalca”), opisującego osobę, która oddaje cześć idolom (bożkom lub bóstwom). Społeczność wielbicieli silikonowych lal zorganizowała się w Stanach Zjednoczonych, ale łączy się z podobnymi na całym świecie: w Rosji, Japonii, Kanadzie i Europie. Powstają blogi, fora, grupy na portalach społecznościowych. Mnożą się sklepy internetowe z lalkami i ich nowoczesnymi odpowiednikami – seksbotami. Sieć zapełnia się filmami dokumentalnymi, artykułami w prasie i opracowaniami naukowymi. I tym sposobem iDollators powoli stają się subkulturą i fenomenem społecznym. Nieformalnym mózgiem i sercem społeczności jest wspomniany już Matt McMullen, właściciel firmy Abyss Creations i człowiek, który wymyślił RealDolls – ludzko wyglądające sekslalki.
Danielle Knafo, psycholog kliniczna z Uniwersytetu Long Island, w opracowaniu Guys and Dolls: Relational Life in the Technological Era zastrzegła, że każda indywidualna terapia z mężczyzną, który o nią prosi, bo nie umie zrozumieć swoich relacji z lalką lub seksbotem, „humanizuje rewolucję technologiczną i ukazuje niewygodną prawdę, że potwór technologii głęboko wpłynie na życie społeczne i romantyczne każdego z nas”26. Subkultura mężczyzn zakochanych w lalkach jest zaledwie początkiem, zapowiedzią rzeczywistości, która czeka tuż za rogiem. Niewykluczone, że wkrótce wybór między realną partnerką a silikonową towarzyszką życia stanie się kwestią gustu, jak dzisiejsze upodobanie do blondynek lub rudowłosych kobiet27.
Matt McMullen i wielbiciele lal często nie ukrywają swoich twarzy. Przedstawiają się z imienia i nazwiska, a swoje silikonowe partnerki odważnie prezentują światu. Były pielęgniarz Dean Bevan robi zdjęcia i publikuje je w sieci. James zabiera April do fryzjera i na spacery. Kazachski kulturysta dokumentuje swoje uczucie do Margo i sprzedaje światu na portalach społecznościowych. Wszyscy dokładają cegiełki do mozolnego budowania akceptacji społecznej dla rosnących rzesz miłośników silikonowej miłości.
Davecat – Afroamerykanin po czterdziestce – mieszka w Michigan. Szczupły, twarz pociągła, rysy nieregularne, pełne usta. Długie włosy zebrane w kitkę aż błyszczą od żelu. Davecat nosi dużo biżuterii i choć ma na sobie nudną szarą koszulę i wąski krawat, sprawia wrażenie zaniedbanego dziwaka. Davecat zdobył rozgłos. Jest bohaterem kilku filmów dokumentalnych i niezliczonych artykułów w prasie. Doczekał się nawet pracy naukowej na swój temat.
Wspomniana już psycholog kliniczna Danielle Knafo napisała o nim książkę28. Davecat stał się sławny dzięki miłości do uroczej lalki od Abyss Creations o wdzięcznym pseudonimie Shi-chan. Para mieszka razem od 1998 roku i nosi identyczne obrączki z wygrawerowanym napisem: Syntetic love lasts forever („Syntetyczna miłość trwa wiecznie”). Davecat mówi, że chociaż Shi-chan jest jego ukochaną żoną, to w 2012 roku zamówił drugą lalkę z rosyjskiej fabryki Anatomical Dolls. Nazywa się Elena Vostrikova, prywatnie – Lenka. Lenka ma status kochanki, a formalna żona mężczyzny wykazuje się taką wyrozumiałością i tolerancją, że nie przeszkadza jej mieszkanie we troje w pokoju Davecata, w domu jego rodziców. Silikonowa małżonka nie zbuntowała się nawet, kiedy w ich życiu i nieco już zatłoczonym pokoju pojawiła się Muriel Noonan, nazywana w rodzinie Mew-mew. Trzecia lalka jest trochę inna – wykonana z drewna, skóry, lycry, i wypełniona bawełną – przez co nie do końca pasuje do syntetycznej wspólnoty. Davecat wyjaśnia, że ta ostatnia nie służy do seksu, jej zadanie stanowi dotrzymywanie towarzystwa. Każda z silikonowych partnerek Amerykanina ma wymyśloną osobowość oraz historię życia. I wszyscy – jak podkreśla mężczyzna – żyją w poliamorycznej, harmonijnej, szczęśliwej rodzinie.
Davecat przeszedł terapię, boryka się z zaburzeniami w zakresie tworzenia i utrzymywania relacji romantycznych oraz intymnych. Kontakty z lalkami są dla niego alternatywą związku z żywą osobą. Davecat opisuje siebie jako aktywistę społeczności iDollators i jej rzecznika prasowego. Pozostaje aktywny w sieci i w mediach. Nikogo nie krzywdzi, pracuje, dobrze funkcjonuje społecznie i jest zadowolony ze swojego życia29.
Okazuje się, że silikonowa lalka lub seksrobot mogą być partnerką, dziewczyną, ukochaną i żoną. Okazuje się, że z martwym przedmiotem można stworzyć wieloletnią, trwałą relację. Okazuje się, że można czuć do przedmiotu emocje tak potężne jak empatia, miłość i pożądanie. Jako kobieta poczułam niepewność i zagrożenie. Silikon się nie starzeje, nie tyje, nie rodzi dzieci, nie bywa zmęczony ani przygnębiony. Lalki nie mają gorszych dni. Spełniają marzenia o kobiecie uległej, posłusznej, zniewolonej, milczącej i zawsze zgadzającej się z sądami i opiniami męża. Silikonowe partnerki są nierealistycznie piękne. Mają również inną siłę, której nigdy nie posiądzie żadna żywa kobieta. Otóż miłość do silikonowej lalki lub seksrobota pozostaje grą wyobraźni. Jak powiedziała mi w prywatnej rozmowie polska seksuolożka Alicja Długołęcka: „Mężczyźni kochający lalki są w gruncie rzeczy zakochani w swoim własnym stanie zakochania”.
Kobieta we mnie przez chwilę nie mogła uwierzyć – jak to, można mnie tak łatwo zastąpić silikonowym przedmiotem z odpowiednio podłączonymi kablami i sztuczną inteligencją? Po chwili przyszła refleksja. Wszyscy konfrontujemy się z czymś nowym. To dopiero zalążek złożonego problemu, z którym w niedalekiej przyszłości będziemy musieli się zmierzyć. Kobiety, mężczyźni, nastolatki. Wszyscy stajemy, nieco bezbronni, wobec coraz sprawniejszych, samouczących się technologii i zjawiska, które socjologowie nazywają najgroźniejszą chorobą społeczną obecnych czasów – epidemią samotności. Pozornie najprostszym remedium na samotność, nieumiejętność odnalezienia się w relacjach i rosnące wymagania wobec atrakcyjności fizycznej kobiet jest silikonowa lalka lub seksrobot.
W 2020 roku najtańszą żonę z silikonu można kupić już za około 4000 funtów (około 22 000 złotych). Inteligentny seksrobot Harmony w wersji podstawowej kosztuje 8000 dolarów (około 33 000 złotych). W wersji wzbogaconej o specjalną budowę ciała, makijaż lub kolor włosów za silikonową żonę od Abyss Creations trzeba zapłacić 12 000 dolarów (około 50 000 złotych). Zbudowanie repliki realnej kobiety kosztuje 17 000 dolarów (około 70 000 złotych)30. Za przystępną cenę samochodu średniej klasy można nabyć żonę, która nigdy nie powie „nie”.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Copyright © by Violetta Rymszewicz
Projekt okładki
Wojciech Krosnowski
Zdjęcie na okładce
© Koki Jovanovic / Stocksy
Fotografie na wkładce zdjęciowej
© Marcus Cooper/Future Publishing via Getty Images; Alamy Stock Photo: Pacific Press Media Production Corp., UtCon Collection, Danita Delimont, dpa picture alliance, Quang Nguyen Vinh, Imaginechina Limited, UPI, Xinhua, Jeff Gilbert, MediaPunch Inc
Redaktor inicjujący
Robert Medina
Redaktorka prowadząca
Sylwia Tusz
Redakcja
Marcin Kowalczyk
Adiustacja
Maria Zając
Korekta
Anna Strożek
Antoni Wojda
Łamanie
Agnieszka Szatkowska-Malak
ISBN 978-83-240-9250-5
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2022
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
