Ich książęce wysokości - Ciurlok Jerzy - ebook + książka

Ich książęce wysokości ebook

Ciurlok Jerzy

0,0

Opis

Wydawnictwo SILESIA PROGRESS wraz ze STOWARZYSZENIEM OSÓB NARODOWOŚCI ŚLĄSKIEJ rozpoczyna kolejną serię wydawniczą pt. Canon Silesiae - Ślōnskie dzieje.  Serię rozpoczynamy publikacją Jerzego Ciurloka „Ich książęce wysokości. Część górnośląska”, która jest historią książąt górnośląskich.

Słowo wstępne do książki napisał Leszek Jodliński, były dyrektor Muzeum Śląskiego.

O czym będzie książka? Oddajmy głos Jurkowi Ciurlokowi: „Książka ta powstała z mojej ogromnej miłości do śląskiej ziemi i jej historii. Powstała z chęci przybliżenia pewnej części dziejów Śląska, bowiem ich znajomość dana jest nielicznym. Na ogół o Śląsku jeśli się w ogóle pisało, to zawsze z jakiegoś nieśląskiego punktu widzenia. Metropolie władające Śląskiem widziały go i widzą w kontekście własnego interesu, którego zbieżność z interesem Śląska i jego mieszkańców jest niekonieczna. Tak było w dawnych wiekach, kiedy śląscy książęta prowadzili samodzielną politykę nie będącą zawisłą od nikogo, nie lękając się konfliktu nawet z papieżem. I nieco później, kiedy czeskie stany chciały ograniczenia śląskiej niezależności, nieporównywalnej z żadną inną krainą królestwa, którego Śląsk też był częścią, lecz Śląsk ją utrzymał, a na jej straży stało powołane w 1402 roku zgromadzenie stanowe, czyli pierwszy śląski sejm. Tak było wówczas, gdy Fryderyk Wielki po włączeniu Śląska do Prus swobody te ograniczał. I w okresie międzywojennym, gdy Górny Śląsk miał swoją autonomię, i w 1945 roku, kiedy bezprawnie ją zlikwidowano. Tak jest też na początku drugiego tysiąclecia śląskich dziejów, gdy mieszkańcom tej ziemi odmawia się uznania ich tożsamości narodowościowej i kulturowej. Moje widzenie Śląska i jego przeszłości wynika z faktu, że jestem Ślązakiem i z tego punktu widzenia patrzę na naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I nie obchodzi mnie, czy to moje spojrzenie jest komuś w smak, czy nie. I czy współgra z innymi niż śląskie interesami, tak jak ja je widzę i rozumiem, czy jest z nimi w konflikcie.” A jak książkę rekomenduje Leszek Jodliński? „Mikrokosmos świata utkanego przez Jurka Ciurloka rozpięty jest między Pragą, Wiedniem,  czasami Krakowem, Berlinem i tym, co pomiędzy. Powracają pytania o to, czym jest Śląsk. Pomostem, narożnikiem (by odnieść się do słów błogosławionego Emila Szramka)? Jak dalece Śląsk jest miejscem, które posiada własną, fascynującą historię? Autor to świetny erudyta, ale też po ludzku mądra osoba i wie, że nasze indywidualne odpowiedzi na pytanie o miejsce dziejów Śląska we współczesnej historii musimy znajdować samodzielnie.”

Książka ukazała się w ramach serii CANON SILESIAE - Ślōnske dzieje (nr 1).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ICH KSIĄŻĘCE WYSOKOŚCI

© Silesia Progress 2015

Korekta:

Artur Czesak, Janusz Muzyczyszyn

Opracowanie graficzne, skład:

Rafał Szyma

Projekt okładki:

Dominika Ciurlok

Wersja epub/mobi:

Łukasz Juszczak

STOWARZYSZENIE OSÓB NARODOWOŚCI ŚLĄSKIEJ

ul. Wodna 9

46-045 Kotórz Mały

tel.: +48 693 953 661

www.slonzoki.org

www.facebook.com/Slonzoki

[email protected]

Silesia Progress

ul. Reymonta 30, III piętro, lokal 10

45-066 Opole

tel.: +48 693 953 661

http://silesiaprogress.com

zamówienia: [email protected]

Wydanie II, poprawione

ISBN: 978-83-936190-4-7

Słowo wstępne

Teksty Jurka Ciurloka są jak dobre sukno średniowieczne – jak lniana tkanina, na której wciąż coś się dzieje. Mają osnowę gęstą, czasami nierówną, zdarzają się i węzły, i przebarwienia. Niekiedy bywa gęsto od faktów, innym znów razem znajdujemy miejsce na zaczerpnięcie oddechu. Splątane wątki są rozwijane, historia nabiera autentyczności, postaci ożywają i wychodzą z ram i definicji, w których onegdaj osadzili je historycy.

Lubię książki historyczne. Ta należy do takich, które cenię wysoko, bo Autor zdobywa się w niej na własne oceny i interpretacje. Swoboda narracji nie zwalnia go z rzetelności. Opowiada tak, by nie utrudniać rozumienia historii. Dzieje Śląska osadza w kontekście ponadnarodowym.

Ten ostatni element jest w pracy Jurka Ciurloka szczególnie cenny, choć pozornie wydaje się, że zostaje osiągnięty jakby mimochodem, w związku i na kanwie prowadzonej opowieści. W ten sposób losy Śląska toczą się na przecięciu oddziaływania Korony Polskiej, Korony Czeskiej, interesów dynastycznych Habsburgów i rosnących w znaczenie Prus, z księstwami śląskimi usytuowanymi pomiędzy wspomnianymi żywiołami państwowymi.

Jest to historia Śląska, przy poznawaniu której pojawiają się i odzyskują znaczenie miejsca wydawać by się mogło współcześnie zapomniane – Głogówek, Prudnik, Nysa, czy Oleśnica (wymieniam pierwsze z brzegu). W snutej tu opowieści o książętach i szlachcie śląskiej okazują się ważne dla budowy pamięci zbiorowej i tożsamości regionalnej. Życiorysy książąt śląskich, barwne, gęste od szczegółów i faktów (dla niektórych być może informacji tych jest zbyt wiele, ale do tego wątku jeszcze powrócę) składają się na nową, w istocie wydobywaną z zapomnienia, terytorialną i emocjonalną mapę Śląska.

Powracanie do książki, bo coś nam umknęło (ba, bo coś chcemy ponownie sprawdzić), to okoliczność, która czyni jej lekturę wyjątkowym doświadczeniem, a samą publikację każe cenić jeszcze wyżej. Tak dzieje się i w tym przypadku. Do tej książki, jestem tego pewien, będziecie Państwo wracać. Dlatego właśnie nie obawiam się nagromadzenia faktów, dat, imion i okoliczności. Będziecie po nią sięgali, by na przykład lepiej poznać losy Mieszka zwanego Plątonogim lub śledzić dokonania Bolka III Opolskiego, fundatora wielu instytucji świeckich i kościelnych, bywałego za granicą i podróżującego do Akwizgranu czy Bolonii. Sukno tkane przez Autora wciąż zaciekawia, na kolejnych stronach książki ujawnia wątki ukryte, niecne czyny, zmusza do myślenia nad ówczesną polityką, celami dynastycznymi realizowanymi przez poszczególne dwory, przemijaniem Piastów Śląskich – „odchodzącej klasy”, którą w czasach nowożytnych zastąpi inna.

Na tle tego, czym jest współcześnie realizowana polityka zawłaszczania historii Śląska, jej unifikowania i poddawania doraźnym celom polskiej polityki narodowej, książka skrzy się jak diament. To Śląsk pozbawiony kompleksów, zanurzony w historii Europy Środkowej, Śląsk przynależący do epicentrum wydarzeń w Europie i niemożliwy do zrozumienia, bez uświadomienia sobie tych relacji.

Mikrokosmos świata utkanego przez Jurka Ciurloka rozpięty jest między Pragą, Wiedniem, czasami Krakowem, Berlinem i tym, co pomiędzy. Powracają pytania o to, czym jest Śląsk. Pomostem, narożnikiem (by odnieść się do słów błogosławionego Emila Szramka)? Jak dalece Śląsk jest miejscem, które posiada własną, fascynującą historię? Autor to świetny erudyta, ale też po ludzku mądra osoba i wie, że nasze indywidualne odpowiedzi na pytanie o miejsce dziejów Śląska we współczesnej historii musimy znajdować samodzielnie.

Cenię tę książkę za język. Jestem wdzięczny, że napisał ją praktykujący dziennikarz. Intrygujące tytuły, lekko blogowa redakcja tekstów (czy Autor mi wybaczy ten komplement, a może zarzut – ot, tę oczywistość?), skrót i dominujące w narracji zdania proste niemal od razu definiują istotę wykładanych historii. Ten styl pozwala rozpoczynać lekturę w dowolnie wybranym przez nas miejscu (to kolejna cecha książek dobrych i sprawnie napisanych). Ta właściwość gwarantuje czytelnikowi, że każde otwarcie książki będzie jego osobistą wyprawą w stosunkowo mało znane obszary historii Śląska. To książka, którą zdecydowanie należy ze sobą zabrać wybierając się w taką podróż w czasie.

Polecam ją szczerze i wyrażam ogromną radość, że powstała, bo jest w rzeczy samej jak owe tytułowe sukno, które z historii Śląska czyni materię niezwykłą i cenną.

Dziękuję Autorowi, że mi zaufał i powierzył napisanie wstępu do książki, która, jeśli znać i Jurka Ciurloka, i jego pasję do Śląska, jest dla niego niezwykle ważna. Dla mnie lektura tej książki była poznawczo wyjątkowa.

Zostawiam Państwa z nią sam na sam.

Leszek Jodliński

Opawa, 4 sierpnia 2014 r.

Leszek Jodliński

Dyrektor Muzeum w Gliwicach (2003–2008) i Muzeum Śląskiego w Katowicach (2008–2013); autor m.in. koncepcji scenariusza wystawy stałej w Muzeum Śląskim (2012); wykładowca na Uniwersytecie Śląskim, kierownik Działu Komunikacji i Marketingu w Śląskim Muzeum Ziemskim w Opawie (od 2014 r.)

OD AUTORA

Szanowni czytelnicy. Książka, którą bierzecie do rąk, nie jest podręcznikiem historii, choć wszystkie przytoczone w niej fakty mają swoje potwierdzenie w źródłach i opracowaniach historycznych. Jednakże proszę pamiętać, że jest to praca publicysty i pasjonata, który nie kryje swoich sympatii i antypatii w stosunku do przedstawianych postaci. Nie kryje też swoich poglądów na poszczególne wydarzenia i ich skutki. Nie została tu uwzględniona cała chronologia wydarzeń, wszystkie drobne fakty, lecz jedynie te, które były najważniejsze i te, które charakteryzują poszczególnych władców. Nie zostały przytoczone wszystkie daty, detale i konteksty gdyż w razie potrzeby można je bez trudu znaleźć w encyklopediach i podręcznikach. Przede wszystkim chodziło o pokazanie losów postaci władców i – na ile to możliwe – tego, jakimi byli ludźmi.

Książka ta powstała z mojej ogromnej miłości do śląskiej ziemi i jej historii. Powstała z chęci przybliżenia pewnej części dziejów Śląska, bowiem ich znajomość dana jest nielicznym. Na ogół o Śląsku jeśli się w ogóle pisało, to zawsze z jakiegoś nieśląskiego punktu widzenia. Metropolie władające Śląskiem widziały go i widzą w kontekście własnego interesu, którego zbieżność z interesem Śląska i jego mieszkańców jest niekonieczna. Tak było w dawnych wiekach, kiedy śląscy książęta prowadzili samodzielną politykę nie będącą zawisłą od nikogo, nie lękając się konfliktu nawet z papieżem. I nieco później, kiedy czeskie stany chciały ograniczenia śląskiej niezależności, nieporównywalnej z żadną inną krainą królestwa, którego Śląsk też był częścią, lecz Śląsk ją utrzymał, a na jej straży stało, powołane w 1402 roku zgromadzenie stanowe, czyli pierwszy śląski sejm. Tak było wówczas, gdy Fryderyk Wielki po włączeniu Śląska do Prus swobody te ograniczał. I w okresie międzywojennym, gdy Górny Śląsk miał swoją autonomię, i w 1945 roku, kiedy bezprawnie ją zlikwidowano. Tak jest też na początku drugiego tysiąclecia śląskich dziejów, gdy mieszkańcom tej ziemi odmawia się uznania ich tożsamości narodowościowej i kulturowej. Moje widzenie Śląska i jego przeszłości wynika z faktu, że jestem Ślązakiem i z tego punktu widzenia patrzę na naszą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I nie obchodzi mnie, czy to moje spojrzenie jest komuś w smak, czy nie. I czy współgra z innymi niż śląskie interesami, tak jak ja je widzę i rozumiem, czy jest z nimi w konflikcie.

Sylwetki śląskich władców mało są znane, choć pisali o nich kronikarze już w średniowieczu. Począwszy jednak od czasów najdawniejszych pisano o nich tak jak o całym Śląsku, czyli na ogół w jakimś nie śląskim kontekście. Czytelnik w Polsce pierwsze informacje uzyskał od Janka z Czarnkowa, a potem od Jana Długosza. Obaj byli reprezentantami interesów królestwa polskiego i z tego punktu widzenia pisali o książętach sąsiedniej krainy. Ten sposób pisania przetrwał aż do czasów współczesnych. Nie jest też łatwy dostęp do dokumentów źródłowych, które znajdują się w archiwach Pragi, Wiednia, Berlina, Watykanu i jeszcze innych europejskich miast. Kwerendy w ich poszukiwaniu chyba nikt dotąd nie zrobił, ale też nie jest to rzecz prosta. Niestety, całe ogromne archiwum z dokumentami dotyczącymi księstwa opolskiego zginęło bezpowrotnie kilka wieków temu za sprawą nieszczęśliwego zdarzenia. Otóż archiwista, który kiedyś zajrzał do skrzyni z tymi dokumentami, wkrótce potem zmarł na nieznaną chorobę. Fakty te powiązano i skrzynię spalono wraz z zawartością. Inne dokumenty ginęły od ognia i wody, żołdaków i myszy. Ja swoją wiedzę czerpałem ze starych kronik, zbiorów i opracowań dokumentów przede wszystkim śląskich autorów, począwszy od XVI-wiecznej kroniki Cureusa. Ogromnie pomocne były też opracowania czeskie i polskie z XIX i początku XX wieku. Przede wszystkim „Historya Królestwa Czeskiego” Wacława Władiwoja Tomka i „Książęta Szlązcy z Domu Piastów” Michała Bonieckiego (Kraków 1874). Natomiast zupełnie pominąłem XX-wieczne, beletryzowane polskie książki, które powstały jako polityczno-propagandowy oręż w II RP i w PRL. Prawie wszystkie książki, z których korzystałem – od starodruków po współczesne – pochodziły z moich prywatnych zbiorów bibliofilskich.

To, co Państwo trzymają w rękach, jest pierwszą częścią, dotyczącą władców ziem, które od XVI wieku noszą nazwę Górny Śląsk. Należą oni do trzech dynastii, a czwarta linia to biskupi wrocławscy. Druga część, poświęcona trzem dynastiom dolnośląskim, jest już także gotowa i mam nadzieję, że wkrótce się ukaże.

Praca nad tą książką zajęła mi kilka lat. Ogromną pomoc otrzymałem od mojej żony Małgorzaty, za co serdecznie dziękuję. Jej też i trojgu moich dorosłych dzieci: Dominice, Monice i Sławoszowi, rzecz tę dedykuję.

SŁOWO OD AUTORA DO DRUGIEGO WYDANIA

Zaskakująco szybko wyczerpało się pierwsze wydanie książki, opowiadającej o władcach ziem, które po większej części złożyły się na późniejszy Górny Śląsk. W pierwszym wydaniu nie ustrzegliśmy się pewnych błędów, które teraz możemy poprawić. Oprócz pomyłek redakcyjnych i błędów drukarskich, wkradły się też pewne nieścisłości merytoryczne. Zabrakło m.in. części zdania dotyczącego władców Księstwa Pszczyńskiego, utworzonego z Wolnego Państwa Stanowego. Przypomnijmy, że książęta pszczyńscy nie odgrywali takiej roli, jak dynastyczni książęta prezentowani w tej książce. Tam gdzie była mowa o kolejnych rodzinach obejmujących w posiadanie Księstwo Pszczyńskie, pominięta została informacja, że następcami rodu Anhalt – Cothen byli, spokrewnieni z nimi, Hochbergowie. Ród ten nadal jest w posiadaniu tytułu książąt pszczyńskich.

Już po wydaniu książki, podczas prac nad drugim tomem, natrafiłem na kilka informacji – moim zdaniem interesujących – które uzupełniają przedstawione przeze mnie książęce dzieje. Zatem wraz z wydawcą postanowiliśmy w drugim wydaniu zamieścić dodatkowy, krótki rozdział, w którym te informacje udało się pomieścić. Dotyczą one kilku spośród książąt opolskich z dynastii Piastów.

Czytelnicy często pytali o bibliografię. Wyjaśniam, że świadomie nie została ona zamieszczona. Nie czyniłem odnośników w tekście do stosownych materiałów źródłowych. Chciałem uniknąć potraktowania mojej pracy jako rozprawy naukowej, która powinna kierować się dokładnością, wnikliwością i obiektywizmem – choć w czasach, gdy polityka historyczna bierze górę nad nauką historii o wartości te coraz trudniej. Moja praca jest rozprawą publicystyczną, mającą spopularyzować wiedzę o śląskich dziejach. Nie jest to wykład naukowca – historyka, lecz miłośnika dziejów swojej ojczyzny, którą jest Śląsk. Niemniej jednak, w drugim tomie, poświęconym władcom z obszaru Dolnego Śląska, taka bibliografia się znajdzie. Uznaję, że będzie to także ułatwienie dla tych, którzy chcieliby znaleźć więcej informacji o śląskich dziejach.

I. KSIĄŻĘTA OPOLSKO - RACIBORSCY

1. Od niego się zaczęło

Jeśli spojrzeć na drzewo genealogiczne śląskich Piastów, to w jego plątaninie łatwo zauważyć dwa główne konary. Jeden związany z częścią zachodnią Śląska, od XVI wieku zwaną Dolnym Śląskiem, i z częścią wschodnią, czyli Śląskiem Górnym. Zapoczątkowali te dwie linie synowie Władysława Wygnańca: Bolesław Wysoki i Mieszko zwany Plątonogim. Był jeszcze ich brat Konrad, przeznaczony do stanu duchownego, ale i jego śląskie włości w końcu przyciągnęły. Była też siostra, ale kobiety nie ustanawiały linii drzewa genealogicznego, natomiast współtworzyły je, łącząc ze sobą możne rody w wyniku zawieranych małżeństw.

Gdy Władysławowicze odzyskali Śląsk zagrabiony przez stryjów, to początkowo rządzili nim wspólnie. Ale wkrótce – oczywiście – się pokłócili i wypowiedzieli posłuszeństwo najstarszemu Bolesławowi. Wsparcia poszukali u niegdysiejszych wrogów, czyli stryjów, którzy jeszcze tak niedawno odebrali ich ojcu i im śląskie dziedzictwo. Do buntu przyłączył się też najstarszy syn Bolesława Wysokiego z pierwszego małżeństwa, Jarosław. W efekcie Bolesław znów musiał uchodzić za granicę i znów wsparł go cesarz Fryderyk Barbarossa. Jednakże do inwazji nie doszło, gdyż za cenę 8 tys. grzywien i powrotu Bolesława Wysokiego do swej dziedziny senior książąt polskich Mieszko Stary uratował pokój. Książęta polscy mieli bowiem jeszcze w pamięci niedawne upokorzenie, w wyniku którego musieli oddać zagarnięte dziedzictwo Władysława Wygnańca i jego synów, czyli Śląsk. Ale i Bolesław Wysoki poczynił ustępstwa: Mieszko Plątonogi otrzymał ziemie raciborskie, a syn Jarosław Opole w formie dożywocia, ale pod warunkiem, że przyjmie stan duchowny. Najmłodszy brat Konrad, nie będący czynnym uczestnikiem spisku, niemniej jednak domagający się części dziedzictwa, otrzymał księstwo głogowskie, które po jego śmierci Bolesław Wysoki odzyskał. Mieszko Plątonogi raz jeszcze wraz z Jarosławem wystąpił przeciwko starszemu bratu, który tym razem schronił się w Krakowie. Efektem tej batalii było uzyskanie przez Mieszka Plątonogiego terenów po wschodniej stronie swoich włości. Niegdyś były to zapewne tereny plemienne Golęszyców, bo tak wynikałoby z przebiegu rzek i innych charakterystycznych cech terenu, będących niegdyś naturalnymi granicami. Jednakże potem nastąpił podział wedle nowych reguł i powstały nowe granice. M.in. granice kościelne. Wschodnia część dzisiejszego Górnego Śląska przypadła biskupstwu krakowskiemu i według tej granicy Bolesław Krzywousty dokonał podziału dzielnicowego. Głównymi miastami tych ziem były Bytom, Chrzanów, Oświęcim, Pszczyna, Siewierz i Zator. Książę krakowski Kazimierz Sprawiedliwy przekazał je w formie prezentu ślubnego dla syna Mieszka Plątonogiego, księcia raciborsko-opolskiego, swojego imiennika, znanego później jako Kazimierz I. Jeśli prześledzimy szczegółowy przebieg owej kościelnej granicy, zobaczymy jak bardzo była sztuczna. Bo np. Pszczyna, Suszec, Woszczyce, Mokre, Mikołów, Paniowy, Biskupice, Mikulczyce, Miechowice, Repty i Koziegłowy należały do biskupstwa krakowskiego. Zaś: Bielsko, Wisła, Pawłowice, Warszowice, Żory, Bujaków, Chudów, Zaborze, Grzybowice, Rybna, Wieszowa i Woźniki, to biskupstwo wrocławskie. Wystarczy spojrzeć na jakąkolwiek mapę by zobaczyć, że podział ten nie miał nic wspólnego z geografią i nie mógł być efektem dawnych podziałów plemiennych. A przecież dziś jeszcze niektórzy politykierzy i upolitycznieni historycy usiłują z tamtej granicy czynić współczesny oręż, służący nacjonalistycznym celom. W każdym razie w roku 1177 ukształtowała się wschodnia granica Śląska. Zmiana nastąpiła dopiero za Jagiellonów, gdy odpadły od Śląska Siewierz i Oświęcim – przy czym do początku XX wieku nazywane one były nadal ziemiami śląskimi. Dopiero dwudziestowieczne zmiany administracyjne i idące za nimi zmiany w świadomości społeczeństwa spowodowały zamieszanie w historycznie ukształtowanym stanie wiedzy.

Nagrobek księcia Bolesława I Wysokiego.

Wróćmy do Mieszka Plątonogiego. Jest on rzeczywistym twórcą późniejszej dzielnicy górnośląskiej. Ale jest też sprawcą historycznego podziału Śląska. Po śmierci Jarosława Opolszczyznę przejął Bolesław Wysoki. Z kolei po jego śmierci Mieszko Plątonogi przyłączył ją do swojej raciborskiej dziedziny. Jedynie ziemię otmuchowską odsprzedał synowi Bolesława, Henrykowi I, zwanemu później Brodatym. Zatem datę zawarcia tego układu – 25 lipca 1202 roku – uznać można chyba za ostateczny moment ukształtowania przyszłego Górnego Śląska z głównymi miastami: Raciborzem, Opolem, Opawą, Cieszynem, Oświęcimiem i Nysą. Nieco wcześniej, w marcu 1202 roku zmarł ostatni ze stryjów Mieszka Plątonogiego, najmłodszy syn Bolesława Krzywoustego, Mieszko III Stary. Zatem raciborski książę został najstarszym z Piastów i wspierany przez wielu małopolskich wielmożów mógł walczyć o tron w Krakowie. Zaangażował się jednak w utworzenie swego raciborsko-opolskiego władztwa i kto wie, czy nie był to najlepszy wybór. Mieszko Plątonogi był zapobiegliwym gospodarzem, w czym podobny był do brata Bolesława i ojca Władysława. Racibórz był wówczas siedzibą książęcą i głównym miastem dzielnicy. Dopiero później zrównało się z nim Opole. Choć dzielnica Mieszkowa była biedniejsza i słabiej rozwinięta od włości Bolesława Wysokiego, to uczynił on wiele dla jej wszechstronnego rozwoju. Dotyczyło to zarówno górnictwa i rzemiosła oraz handlu, jak i kultury. Dlatego to później w Raciborzu, a nie – jak się najczęściej sądzi – w Henrykowie, zapisano pierwsze zdanie w rodzimym języku, brzmiące: „Gorze szą nam stalo”; czyli: „Źle nam się stało”, co miał rzec książę Henryk Pobożny podczas bitwy pod Legnicą, widząc chaotyczną ucieczkę części swych, wprowadzonych w błąd, oddziałów. Od tamtego, znanego z Księgi Henrykowskiej zdania, słowa z raciborskiej kroniki dzieli około 30 lat. Nie byłoby ich, gdyby nie zapoczątkowany przez Mieszka Plątonogiego rozwój kultury – w tym piśmiennictwa. Jednym z najwyższych osiągnięć na tym polu będzie późniejszy słynny graduał raciborski. Podobnie jak zapisy w kronice, która od 1300 roku dokładnie rejestruje wszelkie ważne wydarzenia w dziejach miasta. Za czasów Mieszka Plątonogiego Racibórz był większy od Opola i dopiero w późniejszych wiekach stał się drugim, po stołecznym już wówczas Opolu, górnośląskim miastem, nie tracąc jednak swego gospodarczego i kulturalnego impetu. Kręgosłupem włości Mieszka Plątonogiego była Odra, która wraz z dopływami łączyła najważniejsze górnośląskie ośrodki.

W życiu Mieszka Plątonogiego, który przez całe lata musiał starać się, by on i jego potomstwo nie zostali odepchnięci od swego dziedzictwa, na sam koniec zaistniał jeszcze jeden niezwykły epizod. Otóż na początku 1211 roku, w okresie nieustannych sporów i walk pomiędzy książętami piastowskimi o przywództwo, zasiadł on w niejasnych okolicznościach na tronie w Krakowie, a więc był faktycznym władcą Polski. Był nim do końca życia – bowiem zmarł właśnie w Krakowie w maju 1211 roku.

2. Górny Śląsk w pełnym kształcie

Książę raciborsko-opolski Mieszko I Plątonogi był ostatnim prawowitym seniorem rozbitej na dzielnice Polski – a co za tym idzie, ostatnim wykonawcą testamentu Bolesława Krzywoustego. Spełniał ten obowiązek, rezydując w stołecznym Krakowie, gdzie też zmarł. Potem władzę w Polsce Piastowicze z innych dzielnic przejmowali nie według starszeństwa z zachowaniem ustanowionego porządku, lecz w drodze waśni, bratobójczych walk i zdradzieckich sojuszy. Piastowie śląscy z rzadka włączali się w te awantury, choć przez wiele lat pamiętano o testamencie Krzywoustego i zawartej w niej zasadzie senioratu. Czasami śląscy książęta upominali się o należne im prawa wynikające ze starszeństwa. Czasami wchodzili w alianse z książętami z innych dzielnic. Lecz głównie skupiali się na budowie dobrobytu własnych włości. Tak czynił następca Mieszka Plątonogiego, Kazimierz książę opolski.

Mieszko miał czworo dzieci z księżniczką czeską Ludmiłą. Oprócz wymienionego już Kazimierza były trzy córki: imienniczka matki Ludmiła oraz Agnieszka i Eufrozyna. Niezbyt jasna jest historia związana z jeszcze jedną córką Ryksą, o której niewiele wiadomo. Nie jest nawet pewne, czy była książęcą córką, a jeśli tak, to z jakiej matki. Wiadomo, że zmarła około 1239 roku. Niezbyt dużo jest też informacji o pozostałych trzech córkach, ale to była w tamtych czasach sytuacja powszechna; jeśli dziewczyna poprzez małżeństwo nie wchodziła do znaczniejszych rodzin lub nie osiągała godności klasztornych, jej losy znikały w mrokach historii. Przyszły następca na raciborsko-opolskim księstwie urodził się w 1178 roku. Mając 26 lat, ożenił się. Jak na tamte warunki był to ożenek stosunkowo późny i nastąpił krótko przed śmiercią ojca. Żoną jego została Wiola, córka cara bułgarskiego Kałojana – choć pochodzenie to jest przez wielu historyków kwestionowane. Małżeństwo należało do udanych – co nie było na książęcych śląskich dworach regułą. Książęca para dochowała się czworga potomków: dwóch córek i dwóch synów. Najstarszy był urodzony w 1220 roku Mieszko nazwany również Otyłym. Imię otrzymał po dziadku i był następcą ojca na opolskim władztwie, ale zmarł młodo – mając zaledwie 26 lat, a więc tyle, ile jego ojciec w chwili ożenku. Nie spłodził też następców w małżeństwie, które zawarł w 1239 roku z Judytą, córką Konrada I Mazowieckiego. Drugim synem Kazimierza był urodzony około 1225 roku Władysław. Zastąpił on na opolskim tronie brata i miał liczne potomstwo. Kolejna była zmarła jako dziecko Więcława. I wreszcie urodzona pomiędzy 1228 a 1230 rokiem Eufrozyna. Wychodziła ona dwukrotnie za mąż; najpierw za Kazimierza I, księcia kujawskiego, a w roku 1275 za Mściwoja II, księcia Pomorza Gdańskiego, z którym zresztą rozwiodła się po trzynastu latach. Przypuszczam, że już teraz mają Państwo lekki mętlik w głowach, a to dopiero początki piastowskiej genealogii i zaledwie jednej jej części, bo równolegle rozrastała się linia dolnośląska. Książę opolski Kazimierz umacniał stworzone przez ojca księstwo, nie bardzo mieszając się w sprawy dynastyczne innych piastowskich domów. Jego ziemie nie były tak zaludnione i zurbanizowane jak zachodnie tereny Śląska. Ale Kazimierz bardzo dbał o ich rozwój i cywilizacyjny postęp. Blisko współdziałał z kuzynem Henrykiem Brodatym, któremu w testamencie powierzył opiekę nad nieletnimi synami. Pomiędzy latami 1217 – 1222 głównym miastom nadał prawa miejskie na przepisach magdeburskich, co przyczyniło się do ich dynamicznego rozwoju. Dotyczyło to między innymi Opola, Raciborza i Głuchołaz. Rozwój ten mocno związany był z osadnictwem z zachodu Europy. Ufundował też słynny klasztor norbertanek w Czarnowąsach. Norbertanki przyszły do Czarnowąsów z klasztoru w Rybniku, ufundowanego przez ojca Kazimierza, Mieszka. Klasztor w Czarnowąsach stał się ważnym ośrodkiem kultury i rozmaitych społecznych przedsięwzięć. Bezpieczeństwo tak wschodnich, jak zachodnich rubieży księstwa było stale zagrożone. Ochotę uszczknięcia zegoś z opolskich ziem mieli i książęta krakowscy, i potężny książę Henryk Brodaty. W tej sytuacji Kazimierz I szukał oparcia w Kościele. Zapewne z tego powodu podczas zjazdu w Wolborzu z biskupem wrocławskim Wawrzyńcem wydał wielki immunitet, na mocy którego w Ujeździe utworzono minipaństewko biskupie. Był to jakby wstęp do powstania późniejszego księstwa biskupiego ze stolicą w Nysie. Wbrew obawom, poprawnie układały się też stosunki Kazimierza z kuzynem Henrykiem Brodatym. Oddziały raciborsko-opolskie wsparły wyprawę Henryka po tron w Krakowie. Zakończyła się ona niepowodzeniem, ale w efekcie w dobrach opolskich pojawili się uciekinierzy polityczni z Małopolski. Przede wszystkim ród Gryfitów, co przyniosło pewne profity. Np. Klemens Gryfita sfinansował budowę części murów obronnych Opola. Ponadto wyprawa dała drobną zdobycz terytorialną w postaci grodu Czeladź.

Kazimierz Książę Opolski zmarł w 1230 roku w Opolu, a pochowany został w ufundowanym przez siebie klasztorze sióstr norbertanek w Czarnowąsach. Życiorys jego nie należy do zbyt burzliwych, ale za to do niezwykle pracowitych, nie pozbawiony wizjonerstwa, a z pewnością pełen rozsądku i konsekwencji.

3. I jak to podzielić?

Od czasów Mieszka Plątonogiego kształtowało się Księstwo Opolsko-Raciborskie, czyli to, co miało w przyszłości stać się Górnym Śląskiem. I on, i jego potomkowie starali się powiększyć obszar swoich włości, stworzyć z nich silny monolit i dogonić w poziomie ich rozwoju posiadłości swoich kuzynów rezydujących w Głogowie, Legnicy i Wrocławiu. W XIII wieku dziedzictwo książąt opolsko-raciborskich było mniej zurbanizowane, mniej zaludnione i słabiej rozwinięte niż ziemie śląskie leżące od niego na zachód. Gdy książę Kazimierz I zmarł 13 maja 1229, a może 1230 roku jego synowie, spadkobiercy księstwa, byli nieletni. Zaopiekował się nimi wuj, Henryk Brodaty. Z opieki wywiązał się wzorowo, dbając nie tylko o rozwój dzieci, lecz również o rozwój ich ziem. I gdy wydawało się, że starszy z chłopców, Mieszko II Otyły, będzie mógł spokojnie kontynuować to dzieło, nadeszła nawała tatarska.

Mieszko, mimo że fizycznie niedomagał i jak wskazuje przydomek, nie był wzorem męskiej tężyzny, inaczej niż jego piastowscy krewniacy w Małopolsce, nie oddał pola bez walki. Odniósł nawet sukces, rozgromiwszy pod Raciborzem, na przeprawie przez Odrę, spory oddział wroga. Potem jednak podążył z wojskiem pod Legnicę, by wziąć udział w wielkiej i rozstrzygającej bitwie. Niestety, niechcący przyczynił się do niepowodzenia śląskich oddziałów. Otóż tatarski wysłannik wprowadził specjalnie w błąd jego hufiec krzykiem, nakazującym ucieczkę. Wojsko rozpierzchło się, czyniąc Tatarom wolną przestrzeń do ataku. To wtedy Henryk Pobożny wypowiedział słynne zdanie, które jako pierwszy niełaciński zapis na naszych ziemiach, znalazło się w kronice raciborskiej. Brzmiało ono: „Gorze się nam stało”.

Wkrótce po bitwie, w maju 1241 roku, 21-letni książę powrócił na swe włości. Młodszy brat Władysław przebywał wówczas w ofiarowanym mu jeszcze przez księcia Henryka Brodatego Kaliszu. Jednakże wkrótce ziemię kaliską wyrwali mu książęta wielkopolscy. Mimo to spadek po ojcu i dziadku nie został podzielony, zaś Władysław zadowalał się dobrami wieluńskimi. Mieszko próbował kontynuować dzieło poprzedników w dziedzinie gospodarczej, ale wielkich sukcesów nie odnosił. Starał się sprzyjać osadnictwu. Sprowadził zakony rycerskie joannitów i krzyżaków, które otaczał szczególną opieką. Raz jeszcze wdał się w wojenną awanturę, wspierając swojego teścia Konrada Mazowieckiego w walce o koronę polską. Skończyło się to porażką, choć na krótki z zdobył Lelów, ale przede wszystkim ściągnął na swoje ziemie odwet Bolesława Wstydliwego. Z księżniczką mazowiecką Judytą nie doczekał się potomstwa, zmarł przed trzydziestką w drugiej połowie października 1246 roku. Pochowano go w Raciborzu. Rządy w księstwie przejął młodszy brat Władysław I.

Młodszy Kazimierzów syn miał wówczas około 21 lat. Dość zgrabnie potrafił prowadzić politykę, lawirując zręcznie pomiędzy sprzecznymi interesami poszczególnych Piastów i zachowując z nimi dobre stosunki. Jednocześnie rozwijał na swoich ziemiach rzemiosło, handel, wydobycie rud. Kolejne miasta lokowano na prawie magdeburskim. Zakładał nowe klasztory z najsłynniejszym klasztorem cystersów w Rudach Raciborskich na czele – ale i o franciszkanach w Wodzisławiu, Głogówku i Orłowej, i o dominikanach w Raciborzu, warto przypomnieć. Klasztory te stały się źródłem wszelkiej oświaty i nowych trendów gospodarczych. To wówczas pojawił się jeden z największych intelektualistów ówczesnej Europy, franciszkanin, słynny Peregryn z Raciborza, zwany też Peregrynem z Opola. Jego nauki w odpisach wędrowały po całej Europie i do dziś manuskrypty te przechowywane są w największych bibliotekach. Nadto książę był miłośnikiem piękna, co się odbijało w architekturze fundowanych budowli i ich zdobnictwie. Wspierała go żona – Eufemia, księżniczka wielkopolska, córka księcia Władysława Odonica.

Książę ożenił się stosunkowo późno, w wieku 26 lat. Teść wciągnął go w wojenne awantury pomiędzy Węgrami i Czechami. Początkowo Władysław wsparł Węgrów, ale już wkrótce stanął po stronie króla czeskiego Przemysła Ottokara. Zaowocowało to uregulowaniem granicy śląsko-czeskiej. Czeski król namówił go także do próby sięgnięcia po tron w Krakowie. Wtedy też po raz pierwszy orzeł w książęcym godle otrzymał koronę. Było to po raz pierwszy w historii, nie tylko na Śląsku, lecz w całym władztwie Piastów, że ich godło otrzymało ów królewski atrybut. Działo się to pomiędzy 1255 a 1273 rokiem, bo dopiero wtedy nadarzyła się okazja do czynnego wystąpienia i wejścia śląskich wojsk do Małopolski. Niedaleko doszły, bo w okolicach Olkusza Bolesław Wstydliwy pokonał je bezapelacyjnie. Następnego roku to on z kolei wkroczył na Śląsk, ale tym razem Władysław był zdecydowanie górą. Wreszcie obaj książęta pogodzili się i nawet wymienili ziemiami; chrzanowska wróciła do Małopolski w zamian za tereny nad Skawą, aż po okolice dzisiejszej Skawiny.

Kilka lat później książę – już nie osobiście, lecz swoim wojskiem – ponownie wsparł króla czeskiego Przemysła Ottokara. Zapewne chciał przy tej okazji przejąć Opawszczyznę. Nie powiodło się. Jeszcze przez kilka lat stosunki śląsko-czeskie były z tego powodu nie najlepsze. Dopiero w 1280 roku, gdy podczas zjazdu władców w Wiedniu książę Władysław I składał hołd lenny królowi Ferdynandowi I Habsburgowi, zostały one naprawione. Wraz z nim hołd lenny składał też książę wrocławski Henryk IV Probus. Obaj władcy zadzierzgnęli wówczas sojusz, zmierzający do sięgnięcia przez Probusa po tron w Krakowie. Przypieczętowało go małżeństwo wrocławskiego księcia z córką Władysława.

Z małżeństwa Władysława z Eufemią przyszło na świat pięcioro dzieci, czterech synów i jedna córka. Córka była najmłodsza z rodzeństwa. Urodziła się około 1265 roku. Jej imienia nie znamy, ale wiemy, że w wieku 12 lub 13 lat została wydana za mąż. Małżeństwo miało służyć wyłącznie polityce i staraniom o tron, bowiem uczucia książę ulokował zupełnie gdzie indziej – ale to inna historia. W każdym razie po mniej więcej 7 latach, łamiąc wszelkie obyczaje i nakazy, swoją młodą żonę odesłał do Opola, czym obraził całą jej rodzinę, zaś ona sama po kilku miesiącach rozstała się z życiem. Na szczęście nie dożył tej tragedii jej ojciec, książę Władysław, ale obrazę długo pamiętali bracia księżniczki.

Książę Władysław I zmarł w 1281roku lub – jak chcą inni – rok później. Spoczął u Dominikanów w Raciborzu. Jego czterej synowie byli już wówczas w pełni ukształtowanymi politykami. Każdy z nich rządził inną częścią Śląska. Doszło więc niestety do rozbicia owego monolitu, budowanego przez ojca, dziadka i pradziadka. Młodzi książęta początkowo wymieniali się ziemiami i starali się o ich powiększenie o tereny ościenne. W wyniku tego podziału powstały księstwa: bytomsko-kozielskie, raciborskie, cieszyńskie i oczywiście opolskie. Księstwo raciborskie objął najmłodszy z synów Władysława, Przemysł, którego data urodzenia mieści się pomiędzy 1258 a 1268 rokiem. Za to data śmierci nie budzi wątpliwości i przypada na 1306 rok. Nie żył więc książę Przemysł Raciborski zbyt długo. Z żoną Anną, córką księcia czerskiego Konrada II, miał trzy córki i jednego syna. Anna wyszła za mąż za księcia opawskiego Michała II. Eufemia była ksienią u sióstr dominikanek w Raciborzu. O Konstancji niewiele wiadomo. Syn Leszek zaś ożenił się z Agnieszką, córką księcia głogowsko-żagańskiego Henryka Wiernego. Umarł jednak bezpotomnie w roku 1336, po czym ziemia raciborska przeszła w ręce Przemyślidów Opawskich. Kolejną część stanowiło księstwo cieszyńsko-oświęcimskie. Objął je we władanie najstarszy z Władysławowych synów: Mieszko nazwany później Pierwszym Cieszyńskim. On z kolei stał się protoplastą linii, która wygasła na początku XVII wieku – przetrwała więc dłużej niż linia opolska. Opolską metropolię objął Bolesław, który otrzymał potem przydomek „Pierwszy”. Urodzony pomiędzy 1254 a 1258 rokiem, już za życia ojca brał udział w sprawowaniu rządów i posługiwał się tytułem księcia opolskiego. Stał się też protoplastą całej linii władców tej części Górnego Śląska. I wreszcie czwarty, a drugi co do starszeństwa syn Władysława – Kazimierz. Urodził się pomiędzy 1253 a 1257 rokiem. Jego domeną były ziemie bytomska i kozielska. Były to jedne z najbardziej – rzec można – efemerycznych włości. Często zmieniały właścicieli i podlegały licznym podziałom, choć boczna linia zapoczątkowana przez księcia Kazimierza, zwanego „Drugim” dla odróżnienia od dziada, księcia opolskiego Kazimierza I, trwała jeszcze przez trzy pokolenia. Z żoną Heleną – być może księżniczką ruską – doczekał się sześciorga dzieci. Jedyna córka Maria została żoną króla węgierskiego Karola Roberta. Najstarszy syn Bolesław otrzymał sakrę i został arcybiskupem ostrzyhomskim oraz scholastykiem krakowskim, posiadając jednocześnie wydzielone z ziem ojca księstwo toszeckie. Drugi syn, Władysław kontynuował zasadniczą linię książąt bytomsko-kozielskich. Kolejny syn Siemowit otrzymał część Bytomia i Gliwice, ale zmarł bezdzietnie. Podobnie jak Jerzy, który nie pełnił żadnych funkcji. Ostatni z synów – Mieszko – był przeorem joannitów na Węgrzech oraz biskupem nitrzańskim i weszpremskim. Zatem praprawnukowie Mieszka Plątonogiego w tej linii zrobili znakomite kariery, zapisując się wspaniałymi osiągnięciami na sprawowanych urzędach.

Kazimierz II Bytomski sprawował początkowo rządy wspólnie z bratem Bolkiem. Rządzili jako tzw. bracia niedzielni. Warto wyjaśnić, że pojęcie to nie pochodzi od nazwy dnia tygodnia, lecz od wspólności, czyli nierozdzielności. Trwało to jednak krótko. Mniej więcej w tym czasie rozgrywał się słynny konflikt biskupa wrocławskiego Tomasza II z Henrykiem IV Probusem. Biskup w ucieczce przed księciem dotarł aż do Raciborza, gdzie znalazł schronienie. Synowie Władysława poparli biskupa, gdyż byli wściekli na Probusa za zniewagę wobec siostry i całej rodziny. Wyłamał się tylko, nie wiedzieć czemu, Bolko Opolski. Po wielomiesięcznym oblężeniu Raciborza biskup dobrowolne wyszedł za mury, by się oddać w niewolę, lecz wówczas nastąpiło niespodziewane pojednanie z Probusem. Jednakowoż Kazimierz mocno obawiał się wrocławskiego księcia i w związku z tym 10 stycznia 1289 roku w Pradze złożył hołd lenny królowi Czech Wacławowi II. W ten sposób zapoczątkował ścisły związek Śląska z koroną czeską, bowiem w następnych latach kolejni śląscy władcy stali się poddanymi królów czeskich – choć na krótko Kazimierz lenno to zerwał po wymarciu dynastii Przemyślidów.

Tymczasem Bolko I Opolski wyraźnie „grał do jednej bramki” – jakbyśmy dziś powiedzieli – z Henrykiem IV Probusem. Wziął udział w zabawie stronników wrocławskiego księcia, jaka odbyła się w Nysie – stolicy biskupiego księstwa – na koszt ukrywającego się w Raciborzu biskupa Tomasza. Zaowocowało to uczynieniem go swoim spadkobiercą przez Probusa, ale do faktycznego przejęcia wrocławskich włości przez Opolczyka nie doszło. Gdy doszło do pogodzenia się księcia wrocławskiego z biskupem, Bolko był mediatorem. Widać miał do tego talent, bo służył nim również na dworze praskim. Między innymi był mediatorem w konflikcie o zakres kościelnej władzy pomiędzy biskupami w Ołomuńcu i we Wrocławiu, który rozstrzygnięto na korzyść stolicy Śląska. Dobitnym dowodem znaczenia opolskiego księcia, było wysłanie go w zastępstwie czeskiego króla na zjazd elektorów Rzeszy. Bolko był również krewkim wojakiem. W walce o tron polski wsparł Henryka Probusa i wraz z nim brał udział w opanowaniu Krakowa. Brał też udział w słynnej bitwie pod Siewierzem, kiedy to odpoczywające oddziały śląskie zostały niespodziewanie napadnięte i pokonane, zaś sam Bolko, ciężko ranny, na rok pozostał w niewoli u Władysława Łokietka i dopiero za dużym okupem został uwolniony, zaś jego przygraniczne ziemie zostały doszczętnie złupione. Po tych wypadkach i śmierci Henryka Probusa Bolko związał się bliżej z dworem praskim, wspierając króla Wacława II w walce o polski tron przeciw Łokietkowi. Brał udział w wyprawie wojennej Przemyślidy w 1292 roku. Rok wcześniej wraz z braćmi podpisał w Ołomuńcu układ, będący de facto zobowiązaniem lennym. Po raz trzeci opolski książę walczył z Łokietkiem u boku księcia Henryka II Głogowskiego w roku 1296. Potem jeszcze raz wziął udział w walkach o Kraków w roku 1311, podczas buntu wójta Alberta; być może jako namiestnik króla czeskiego, Jana Luksemburskiego. Nie udało mu się zdobyć Wawelu. Samego przywódcę buntu Alberta wziął w niewolę i przywiózł do Opola, być może ratując go w ten sposób przed krwawą zemstą Łokietka.

Płyta nagrobna Bolka I i Bolka II.

Bolko I Opolski wśród licznych wojennych poczynań i wielkiej polityki znajdował też czas na gospodarskie zajęcia i księstwo jego rozwijało się całkiem dobrze, zaś spośród poczynionych fundacji na plan pierwszy wybija się klasztor cystersów w Jemielnicy. Ożenił się w wieku dwudziestu kilku lat z Agnieszką nieznanego rodu. Gdy umierał w 1313 roku, miał trzech synów: Bolesława zwanego pierworodnym, który stał się księciem niemodlińskim; Bolka II Opolskiego i Alberta, który otrzymał ziemię strzelecką w wianie. Bolko I Opolski zmarł dożywszy sześćdziesiątki, 14 maja 1313 roku. Spoczął w kościele franciszkańskim w Opolu. Znana jest płyta nagrobna z późniejszego czasu, na której znalazł się obok swego następcy, Bolka II.

Od roku nie żył już Kazimierz II Bytomski. Mało o nim wiemy nad to, co już zostało powiedziane. Dzięki bogatym złożom rud srebra Bytom świetnie się rozwijał pod jego rządami. Wybudował między innymi warowny zamek. Samo miasto także zostało dobrze obwarowane. Jego „oczkiem w głowie” był sprowadzony do Miechowa zakon bożogrobców. Wszystko wskazuje na to, że nie był on jednak typem odważnego wizjonera. Umarł w wieku podobnym jak młodszy brat Bolko, ale pozostawił znacznie mniej śladów po sobie. Za to synów aż pięciu, których już za życia obdzielił mikroskopijnymi ksiąstewkami, a oni doprowadzili to dziedzictwo do ostatecznego upadku. Zatem urodzony około 1280 roku Bolesław otrzymał Toszek. Lecz przede wszystkim był duchownym. Kolejno: scholastykiem krakowskim, kanonikiem wrocławskim, wreszcie arcybiskupem ostrzyhomskim. Tę ostatnią godność uzyskał dzięki znakomitym stosunkom na dworze węgierskim, gdzie się znalazł w roku 1315. Arcybiskupstwo otrzymał za doprowadzenie do małżeństwa króla węgierskiego z królewną polską Elżbietą Łokietkówną. Zdolności dyplomatyczne wykazywał jeszcze wielokrotnie i w sprawach kościelnych i świeckich. Cenił go papież Jan XXII. Do jego największych sukcesów niewątpliwie należy doprowadzenie do uregulowania stosunków pomiędzy Węgrami a Wenecją. Bolesław nie powrócił już na Śląsk, a gdy zmarł w 1328 roku, pochowano go w katedrze w Ostrzyhomiu. Potrafił jednak dbać o rodzinę. Jego miniksięstwo połączyło się z częścią bytomską należącą do młodszego nieco brata Władysława. Wcześniej wystarał się o biskupstwo w Nitrze kolejnemu młodszemu bratu, Mieszkowi.