Historie dla dziewczyn i chłopców, którzy chcą uratować świat - Carola Benedetto Luciana Ciliento - ebook

Historie dla dziewczyn i chłopców, którzy chcą uratować świat ebook

Carola Benedetto Luciana Ciliento

4,3

Opis

Co łączy gwiazdy filmowe Emmę Watson i Leonarda DiCaprio, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Wangari Maathai, wielokrotnie nagradzanego fotografa Sabastião Salgado, zdeterminowaną szwedzką aktywistkę Gretę Thunberg i lokalnych aktywistów w rozmaitych rejonach świata? Każda z tych osób w pewnym momencie swego życia dostrzegła, jak człowiek niszczy środowisko, i zrozumiała, że należy uczynić wszystko, aby ratować świat. Miłość do Ziemi i poczucie wspólnoty ze wszystkimi istotami kazały im podjąć w codziennym działaniu misję walki o ochronę środowiska. Każde z nich zaangażowało się na swój sposób, ale wszyscy stanęli w pierwszym szeregu z konkretnymi inicjatywami, które miały i będą mieć duże znaczenie. Siedemnaścioro bohaterów przedstawionych w szesnastu opowieściach, które niosą niezwykle ważne przesłanie: nigdy nie jest się zbyt małym, żeby móc zmieniać świat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 168

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (13 ocen)
8
3
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anyolki

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę inspirująca książka
10

Popularność




Tytuł oryginału: Storie per ragazze e ragazzi che vogliono salvare il mondo

Testi: © 2019 Carola Benedetto e Luciana Ciliento by arrangement with Walkabout Literary Agency

Illustrazioni: © 2019 Roberta Maddalena Bireau

Copyright © for the Polish translation Wydawnictwo BIS 2020

Historie zamieszczone w tej książce

są inspirowane biografiami bohaterów.

ISBN 978-83-7551-694-4

Wydawnictwo BIS

ul. Lędzka 44a

01-446 Warszawa

tel. 22-877-27-05, 22-877-40-33

[email protected]

www.wydawnictwobis.com.pl

Wszyscy jesteśmy nasionami

Vandana zdejmuje niebieskie buty, rzuca je za fotel na biegunach, na którym się kołysze, i biegnie do Miry, swojej starszej siostry, zachęcając, by poszła za nią do ogródka. Mira się uśmiecha i daje się prowadzić. Vandana porusza się swobodnie, skacze lekko między grządkami pomidorów i arbuzów. Bosymi stopami bada wilgotną ziemię: wie, gdzie zostało już zasiane, a gdzie mogą spokojnie chodzić. Jedną ręką ściska dłoń Miry, w drugiej trzyma torebkę z czerwonego materiału, którą na nowej maszynie uszył dla niej tata, a ona napełniła ją nasionami marchewki.

– Najpierw musimy podziękować dżdżownicom.

To one spulchniają glebę

i w ten sposób dostarczają tlen,

który odżywia marchewki –

wyjaśnia Vandana, po czym składa dłonie, a jej głos łączy się z głosem Miry. Obie recytują mantrę, hinduską modlitwę.

Siostry zbliżają usta do ziemi i proszą ją o pozwolenie na wykopanie zagłębienia. W Indiach ziemia jest boginią, jest święta i zanim się ją nadepnie albo zruszy, choćby tylko po to, by umieścić w niej nasiona, trzeba dostać jej zgodę i błogosławieństwo.

Vandana zamyka powieki i zanurza stopy w miękkiej ziemi. Kiedy na skórze czuje ciepło, wie, że bogini odpowiedziała. Wtedy otwiera oczy i powoli zagłębia palce w ziemi. Starannie wykopuje mały, okrągły dołek.

– Powąchaj, jak pachnie – mówi do siostry, podnosząc garść ziemi. Następnie robi kolejne okrągłe wgłębienie. – Kiedy ziemia będzie sucha, te wgłębienia zatrzymają wilgoć, a w porze deszczowej sprawią, że woda nie będzie stać w ogródku.

W tym momencie otwiera czerwoną torebkę i wyjmuje nasiona.

– Zasiejemy dziewięć, bo to magiczna liczba.

Vandana mieszka w małej wiosce Dehradun, u stóp Himalajów, razem z Mirą, bratem Kudipem, mamą, tatą i cudowną babcią, która gotuje wszelkiego rodzaju przysmaki. Tata jest strażnikiem leśnym i często przynosi do domu małe tygryski, żeby się nimi opiekować. Od kilku lat szyje na maszynie ubrania dla całej rodziny. Tata lubi szyć, ale ta maszyna jest dla niego czymś więcej. To narzędzie wolności, jak nauczał Gandhi zwany Mahatmą, czyli wielką duszą, ze względu na swoją mądrość. Gandhi przewodził Indiom w walce bez użycia broni o uzyskanie niepodległości od imperium brytyjskiego. Zachęcał Hindusów, aby tkali bawełnę i sami szyli sobie ubrania, a potem maszerował razem z nimi, by wydobywać z morza sól i nie kupować jej więcej od brytyjskich osadników.

– Za każdym razem, gdy wkładamy ubranie uszyte przez Hindusa, jego rodzina może kupić sobie to, czego potrzebuje do życia, i dzięki temu wszyscy są szczęśliwi – powtarza często Babadźi (w języku hindi to słowo oznacza „tata”). A szczęście, które się mnoży tak samo jak laddu (góry słodkich kulek z mąki i roztopionego masła przygotowywane przez babcię), dla Vandany jest najpiękniejszą rzeczą na świecie.

Mama pracuje na roli i zajmuje się krowami. Vandana jest nimi oczarowana. Uwielbia wszystkie zwierzęta, ale krowy są dla niej wyjątkowe. Białe, o wielkich oczach z czarną obwódką, jakby były podkreślone kajalem, przywodzą na myśl eleganckie i dostojne damy. A kiedy razem z mamą zamykają je w oborze, Vandana, która chce znać przyczyny wszystkiego, pyta:

– Dlaczego krowy są święte?

– Ponieważ środkiem transportu potężnego boga Śiwy jest byk, a także dlatego, że od krów dostajemy wszystko to, co służy nam do życia – odpowiada mama.

– A co służy nam do życia?

– Na przykład mleko. Z niego robimy ghee, masło, które tak bardzo lubisz. Wykorzystujemy także ich suchy nawóz, okrągłe placki, którymi rozpalamy ogień do gotowania i ogrzewania. I w końcu służy nam też obornik, dzięki któremu pola są żyźniejsze i rosną na nich cebula, ryż i soczewica.

Vandana słucha uważnie. Wie, że

wszystkie rzeczy są ze sobą połączone,

jak powtarza ciągle babcia. Tego wieczoru, przed pójściem spać, myśli o tym, ile się nauczyła.

– Śpij, Vandano – szepcze babcia, która przychodzi, aby powiedzieć jej dobranoc.

– Nie chce mi się spać, Nani. – Nani oznacza mniej więcej tyle co „droga babciu, która jesteś bardzo mądra”. – Opowiesz mi historię o drzewach i kobietach?

– Opowiadałam ci ją wczoraj, a nawet przedwczoraj.

– Wiem, ale ona jest taka jak twoje pączki. Nigdy mi się nie nudzi.

I babcia, która nie potrafi odmówić prośbie wielkich czarnych oczu Vandany, zaczyna opowiadać:

Dawno temu na północy Indii

mieszkał pewien maharadża,

bardzo zły i okrutny król.

Pewnego upalnego lata zapragnął pospacerować pośród fontann z zimną wodą. Nie namyślając się, rozkazał swoim służącym wyciąć las dookoła pałacu i urządzić w tym miejscu ogród pełen szumiącej wody. Gdy ta wiadomość dotarła do mieszkającej w pobliskiej wiosce Amrity Devi, dziewczyna przybyła natychmiast, żeby bronić roślin.

– Drzewa są cenne. Chronią zwierzęta, a dzięki swoim korzeniom zatrzymują wodę, która nawadnia pola – powiedziała służącym maharadży, którzy zabierali się już do pracy.

Oni jednak tylko się roześmiali i zaczęli ścinać pierwsze drzewo.

– Drzewa są święte. Kiedy panuje susza i brakuje jedzenia, my, kobiety, przychodzimy tutaj zbierać zioła i dzięki temu karmimy nasze rodziny – upierała się Amrita.

– No to pójdziecie gdzie indziej, bo tutaj zbudujemy fontanny dla maharadży. A teraz odejdź, wracaj do wioski, i to szybko! – wrzasnęli służący.

Lecz Amrita ich nie posłuchała, a nawet zrobiła krok do przodu.

To jest ulubiony fragment Vandany. Ponieważ ona też nie cofnęłaby się o krok wobec takiej niesprawiedliwości.

Amrita ruszyła w stronę największego drzewa i mocno je przytuliła, jakby było jej bratem albo matką.

– Zabić ją! – krzyknął okrutny maharadża, który pojawił się przed pałacem.

Widząc jednak, że służącym zabrakło odwagi, zrobił to osobiście. Ale zaraz potem zjawiło się wiele innych kobiet, by przytulać drzewa. Dziesięć, pięćdziesiąt, sto. Okrutny maharadża zabił wiele z nich, ale ze wszystkich stron królestwa przybywały kolejne. I kiedy zjawiło się następnych trzysta kobiet, bezlitosny król wreszcie opuścił miecz i zrezygnowany powrócił do swojego pałacu.

– Las został uratowany dzięki odwadze Amrity Devi i innych kobiet, prawda, Nani?

– Prawda, moja mała.

Odwaga kobiet nie zna granic.

Kobiety są potężne, sąśakti, żeńską energią zdolną do wszystkiego. I ty też jesteś kobietą, nigdy o tym nie zapominaj.

Vandana przytakuje i przytula babcię, czując się bezpiecznie, tak jak drzewa z opowieści, i wreszcie zasypia.

Lata mijają szybko jak pociągi, Vandana dorasta i wkrótce staje przed pierwszym wyborem i ważną podróżą.

– Rób to, co czujesz – mówi jej Babadźi, gdy ukończyła szkołę średnią. A ona, jako że nigdy nie przestała szukać przyczyn różnych rzeczy, decyduje się studiować fizykę i wyjeżdża na jeden z najlepszych uniwersytetów na świecie, University of Guelph w Ontario w Kanadzie.

Babadźi i Matadźi („mama” w języku hindi) chcą dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze. Nie zależy im na tym, by Vandana znalazła męża albo jakieś tradycyjne zajęcie, czego z kolei chcą rodzice wielu jej przyjaciółek.

– Vandano, pragnę tylko jednego, teraz i zawsze – mówi Babadźi, patrząc córce prosto w oczy. – Żebyś zawsze była wolna i odważna jak Mahatma Gandhi. Pamiętaj, nie istnieją takie przeszkody, których nie dałoby się pokonać dzięki wytrwałości. Będziesz wytrwała?

– Tak, obiecuję. Nauczę się wszystkiego, co trzeba wiedzieć, ale na pewno wrócę do domu.

Chcę, żeby wszystkie hinduskie dzieci mogły się uczyć,

ale jeszcze bardziej chcę, żeby miały co jeść

i oddychały czystym powietrzem.

Jest tak wiele do zrobienia!

– odpowiada podekscytowana, podczas gdy Matadźi, próbując zwalczyć smutek, pomaga jej przygotować ogromną walizkę, do której dziewczyna pakuje ubrania, przyprawy, słodycze babci i rodzinną fotografię.

Kiedy Vandana wraca do domu na wakacje, zauważa, że sytuacja w Indiach się pogorszyła. Lasy w wielu miejscach się przerzedziły. Drzewa ścina się po to, żeby sprzedawać tarcicę i wydobywać z ziemi minerały. Wraz z wylesianiem życie na wsiach staje się trudne: coraz więcej rodzin jest zmuszonych do opuszczenia swoich domów i szukania nowych terenów, zwiększa się też liczba biednych dzieci, które proszą o jałmużnę. I tak Vandana dołącza do kobiet z Ruchu Chipko, które w hołdzie dla Amrity Devi także teraz przytulają drzewa, by je chronić. W końcu rząd musi przyznać im rację: lasy zostaną zachowane, żeby zagwarantować dobre życie na wsiach.

Po ukończeniu studiów Vandana robi specjalizację z fizyki kwantowej, nauki, która bada niewidzialną strukturę materii, na Uniwersytecie Zachodniego Ontario.

Kiedy w 1978 roku na dobre wraca do Dehradun, jest wielkie święto: krewni i znajomi przyjeżdżają z pobliskich miejscowości, aby złożyć jej wizytę, wypić razem masala czaj (czarną herbatę z przyprawami i mlekiem), a także zjeść słodkie kulki laddu.

Następnego dnia rano Vandana wyrusza z Mirą w stronę gór. Jadą drogą biegnącą wzdłuż lasu, szukając ochłody i aromatycznych przypraw, tak jak wtedy, gdy były małe, i tu Vandana widzi na własne oczy ścięte pnie tysięcy ogromnych dębów. To dzieło firm wydobywczych, które chcą ułatwić przejazd swoich ciężarówek załadowanych kamieniami. Vandana na chwilę wstrzymuje oddech i mało brakuje, by się rozpłakała.

– Nadszedł czas, żeby znaleźć w sobie siłę

i odwagę Amrity Devi

i spróbować to wszystko trochę naprawić

– mówi sobie stanowczo.

Vandana pracuje teraz w Indyjskim Instytucie Zarządzania w Bangalore, gdzie wykonuje badania dotyczące szkód spowodowanych niedawnym przekształceniem gospodarstw rolnych w plantacje eukaliptusa. I tutaj uświadamia sobie, że nauka i technologia są często wykorzystywane do negatywnych celów. Projekt został zresztą sfinansowany przez Bank Światowy, który określa go jako zalesianie, a więc pozytywne działanie mające na celu przywrócenie roślinności na terenach jałowych. Tak naprawdę jednak zasadzenie tysięcy jednakowych drzew zubożyło środowisko naturalne i sprawiło, że stało się ono bardziej podatne na pożary. Poza tym eukaliptusy wybrano nie dlatego, że są najbardziej odpowiednim gatunkiem w tym miejscu, tylko dlatego, że są idealne do produkcji papieru, tak więc znowu chodziło tylko o zarabianie pieniędzy.

Im więcej Vandana wie, tym bardziej czuje potrzebę poświęcenia całego swojego czasu ochronie Ziemi. Żeby to jednak robić, musi być wolna – „tak jak Gandhi, który nie miał żadnych zobowiązań”, powiedziałby Babadźi. To właśnie wtedy rzuca swoją pracę i postanawia, że od tej pory będzie niezależną naukowczynią, bez żadnego rządu, który by jej płacił i przedstawiał dokumenty prawdziwe być może tylko częściowo.

W budynku gospodarczym swoich rodziców zakłada Fundację Badań Nauki, Technologii i Natury – centrum badawcze zajmujące się bioróżnorodnością (zróżnicowaniem organizmów żywych, które zamieszkują naszą planetę), ale także wpływem zapór i elektrowni wodnych na środowisko.

Najpierw zajmuje się rzeką Narmadą w środkowych Indiach, jedną z najświętszych w kraju. Bieg rzeki został zmieniony przez tamy i zapory, aby wykorzystać jej energię wodną, a także wydobywać metale szlachetne na potrzeby przemysłowe. Vandana i jej nowi współpracownicy zbierają informacje, relacje świadków oraz dokumenty i odkrywają, że – zwłaszcza w okolicach kamieniołomów wapieni w dolinie Doon – sytuacja jest dramatyczna. Brakuje wody, nie wystarcza jedzenia dla ludzi i paszy dla zwierząt. Nie ma już nawet drewna do budowy domów, ponieważ zniknęły lasy. Poza tym podczas ulewnych deszczy monsunowych nagromadzone wokół kamieniołomu pozostałości po wydobyciu są znoszone do koryta rzeki, której wody się podnoszą i wylewają, podtapiając wioski.

– Firmy, z którymi walczycie, są potężne,

nie dacie im rady!

– słyszy często Vandana, ale nie ma zamiaru się poddać.

U jej boku protestują także mieszkańcy wiosek wzdłuż Narmady oraz kobiety z Ruchu Chipko. Po stu dniach walki Vandana zostaje wezwana do najważniejszego sądu w Indiach, Sądu Najwyższego. Prawda w końcu zwycięża.

– Kopalnie w dolinie Doon zostaną zamknięte! – orzeka najstarszy sędzia, mocno uderzając młotkiem.

Tego wieczoru Vandana, zmęczona, ale szczęśliwa, opowiada Babadźiemu o wyroku:

– Oczywiście postępu nie da się powstrzymać – mówi, szukając jeszcze potwierdzenia w spojrzeniu jego głębokich i mądrych oczu – ale nie można przecież zniszczyć wszystkiego! Bo rozumiesz, Babadźi, to jest dopiero pierwsza z wielu batalii, jakie nas czekają!

Vandana wie, że w Indiach przybywa międzynarodowych firm sprzedających nie naturalne, lecz modyfikowane nasiona, które niszczą ziemię i ją zubożają: są to GMO, wyprodukowane w laboratorium nasiona ze zmodyfikowanym DNA. Producenci obiecują rolnikom obfite zbiory, ale w rzeczywistości podczas pierwszej suszy rośliny nie przetrwają i trzeba zaczynać wszystko od początku: kupować inne nasiona w coraz wyższych cenach i tak powstaje niekończąca się spirala.

– Starali się zmodyfikować nawet ryż basmati, który od wieków rośnie w naszych dolinach, twierdząc, że to oni go wynaleźli. Wyobraź to sobie: wynaleźć ziarno! Ziaren nikt nie wynajduje i nikt nie jest ich właścicielem – opowiada Vandana, coraz bardziej wzburzona.

– Sytuacja nie wygląda dobrze – przyznaje Babadźi. – Te nasiona przynoszą duże plony pierwszego roku, a później zostawiają jałową ziemię. Żeby znów uzyskać dobre plony, potrzeba pestycydów, substancji chemicznych sprzedawanych przez te same firmy, a są to środki zatruwające ziemię. Wielu rolników straciło wszystko i odebrało sobie życie.

– Muszę coś zrobić! – mówi Vandana. – Jestem naukowczynią i czuję się odpowiedzialna za tę katastrofę spowodowaną przez innych naukowców. Muszę znaleźć jakieś remedium. A jeśli nie ma go w tym wszystkim, czego się uczyłam, znajdę je gdzie indziej!

Rozwiązanie jest właściwie tuż pod jej nosem,

a raczej pod oknem, w starym przydomowym ogródku

warzywnym, którego uprawa łączy się z troską o ziemię,

proszeniem ziemi o pozwolenie na wysiewanie nasion

i dziękowaniem za żywność, którą daje.

Oto i przełom. Razem z Bidźą Devi, rolniczką i przyjaciółką, której imię oznacza właśnie „nasiono”, Vandana zakłada Bank Nasion: nazywają go Navdanya, co znaczy „dziewięć nasion”, ale też „nowy dar”. W hinduskiej astrologii dziewięć nasion reprezentuje dziewięć planet, które rządzą życiem każdej istoty, ponieważ Ziemia nie jest odizolowana i wszystko, co na niej żyje – także ludzie – jest połączone z Kosmosem.

– Do pomieszczenia, w którym przechowywane są nasiona, trzeba wchodzić bez butów, ponieważ nasiona są święte, od nich zależy życie – powtarza zawsze Bidźa Devi. Obie kobiety zbierają ze swojego pola stare naturalne nasiona i przekazują je okolicznym rolnikom, aby wykorzystywali je zamiast tych modyfikowanych.

Pięć lat później Bank Nasion staje się prawdziwą farmą, Farmą Navdanya, na której uprawia się ponad sześćset gatunków roślin, ziół leczniczych i ponad dwieście odmian ryżu. Po kolejnych pięciu latach powstaje natomiast Bidźa Vidyapeeth, czyli Uniwersytet Nasion, gdzie odbywają się spotkania dotyczące ekologicznych metod upraw i naturalnych środków owadobójczych, przede wszystkim jednak przypomina się o tym, że żywność jest święta i daje życie.

Dziś Navdanya jest międzynarodową siecią strażników nasion oraz ekologicznych producentów znajdujących się w dwudziestu dwóch stanach Indii. Przyczyniła się do założenia stu dwudziestu czterech banków nasion, czyli miejsc, w których gromadzone nasiona trzymane są nie w sejfach, tylko w wielu małych pojemnikach z nazwą na przyklejonej etykiecie. Dzięki odwadze Vandany powstała wspólnota ludzi, którzy szanują Ziemię i którzy ocalili i ochronili tysiące roślin.

– Zachowanie nasion oznacza zachowanie bioróżnorodności, wiedzy i kultury całej ludzkości – powtarza nieustannie Vandana w Navdanyii oraz na całym świecie.

Uratuję ten raj!

Leonardo zawsze miał jasno sprecyzowane cele, i to już od dziecka.

W dniu jedenastych urodzin Leonardo otrzymuje od mamy nietypowy prezent. Może wybrać jedną z dużych reprodukcji obrazów słynnych malarzy, które porozwieszane są w domu.

– Wybierz jeden do swojego pokoju – mówi mama.

A Leonardo nie ma żadnych wątpliwości: Ogród rozkoszy ziemskich.

Pomimo tytułu jest to niepokojący obraz. Namalował go Hieronim Bosch, niderlandzki malarz z XV wieku, aby opowiedzieć historię ludzkości, historię, która według artysty nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.

– Czy on nie jest zbyt ponury, Leo? – pyta zaniepokojona Irmelin. – Będziesz go widział codziennie, wieczorem zanim zaśniesz i rano po przebudzeniu.

– Może – odpowiada chłopiec, bawiąc się swoimi długimi jasnymi włosami, co robi zawsze, kiedy myśli o czymś ważnym. – Przypomina mi komiksy taty. To nie jest zwykły obraz, on jest jak historia, historia, która chce mi coś przekazać…

Obraz jest podzielony na trzy części. W pierwszej znajdują się Adam i Ewa, szczęśliwi w zielonym i przytulnym ogrodzie, razem z białym jednorożcem oraz kaczkami i łabędziami, które pływają beztrosko w spokojnym jeziorku. W drugiej części sceneria jest bardziej chaotyczna, ogród zamienił się w wielką zatłoczoną przestrzeń, ludzie się rozmnożyli i wzięli górę nad naturą, która zeszła na dalszy plan. W trzeciej części kolory stają się ciemne, panuje upiorna atmosfera, demony i potwory torturują ludzi: ogród zamienił się w piekło.

To właśnie ta ostatnia część przykuwa uwagę Leonarda, który

zastanawia się, co wydarzyło się pośrodku,

pomiędzy sceną rajską

a tą piekielną.

Coś niezrozumiałego, co go niepokoi, a jednocześnie fascynuje.

– Dobrze, kochanie, Ogród rozkoszy ziemskich jest twój – mówi Irmelin z uśmiechem. – Poza tym tobie zawsze podobały się tajemnicze rzeczy.

To prawda. Leonardo jest chłopcem nietuzinkowym i ciekawskim, spędza godziny na czytaniu komiksów i patrzeniu na ocean, całkowicie zanurzony we własnym świecie. Ale to nieuniknione, jeśli ma się takich rodziców jak on. Obydwoje są niespokojnymi duchami, hipisami. Noszą ubrania w krzykliwych kolorach i uwielbiają sztukę. George rysuje komiksy w swoim garażu zamienionym na pracownię. Irmelin pracuje jako sekretarka, ale kiedy tylko może, maluje i zaprasza do domu ekscentrycznych poetów, artystów i malarzy.

Rodzice już od dawna nie są razem – George mieszka teraz ze swoją nową partnerką i jej synem Adamem – ale pozostali przyjaciółmi i często się spotykają. Tak jak dziś, z okazji przyjęcia urodzinowego Leo.

– Dzwonek, kochanie! To tata! – wykrzykuje Irmelin.

Leonardo biegnie, by uścisnąć George’a, a następnie Adama, który ma już piętnaście lat, ale jest świetnym towarzyszem zabaw.

Niedługo potem przybywają także przyjaciele artyści i przyjęcie może się zaczynać. Wszyscy siadają przy stole, a Leo – jak zawsze – znajduje się w centrum uwagi. Opowiada o życiu w swojej szkole mieszczącej się w eleganckiej dzielnicy Los Angeles, o kolegach, którzy naśmiewają się z jego hipisowskich ubrań i długich włosów.

– Wołają na mnie „wielki łeb”! – wyjaśnia. – Nie znoszę ich!

Później przechodzi do najnowszych wieści. Ostatnio zagrał w paru reklamach telewizyjnych. Wszystko zaczęło się właściwie przez przypadek. Poszedł na przesłuchanie, przekonany, że nie ma żadnych szans. A tymczasem…

– Jak to jest być aktorem, Leo? – pyta jeden z przyjaciół mamy.

Leonardo uśmiecha się podekscytowany.

– Fantastycznie! Do reklamy płatków owsianych kazali mi włożyć taką superczapkę z daszkiem. Ale lepiej się bawiłem przy kręceniu reklamy gum do żucia: były bardzo dobre i musiałem zrobić mnóstwo balonów.

Pod koniec obiadu Leo zdmuchuje świeczki i krojony jest tort z bitą śmietaną. W tym momencie Irmelin odchrząkuje.

– Czas na niespodziankę – ogłasza. – A raczej dwie niespodzianki. Bo są dwie.

Leonardo nie może usiedzieć. Jest bardzo podekscytowany.

– Przede wszystkim pójdziemy kupić nowe ubrania! – wykrzykuje mama.

– Naprawdę? Takie, które mi się podobają? – dopytuje Leonardo, przenosząc wzrok z mamy na tatę.

Irmelin i George kiwają głowami. Batalia o ubrania trwa już od dłuższego czasu. Irmelin zawsze szyła dla syna kwieciste koszule i szerokie spodnie, ale Leo nie cierpi hipisowskiej mody i nie znosi być wyśmiewany przez kolegów… Nawet dziś o tym wspominał. Próbował się buntować na wszelkie sposoby, jak prawdziwy wojownik. Pewnego razu na znak protestu przez dwie godziny siedział na szafie. Innym razem natomiast włożył koszulę na lewą stronę, żeby ukryć jaskrawe wzory.

Dziś wreszcie wygrał swoją batalię. Irmelin ustąpiła, zrozumiała, że

kiedy Leonardo wbije sobie

coś do głowy, nie podda się,

dopóki tego nie osiągnie.

– A druga niespodzianka? – pyta Leo.

– Ona będzie później – odpowiada George z tajemniczym uśmiechem.

Cała rodzina udaje się do sklepu sportowego nad oceanem, gdzie Leonardo wybiera sobie parę spodni oraz dwie jednokolorowe koszulki.

Po zakupach ruszają na długi spacer po plaży. Leonardo uwielbia to miejsce. Patrzy na ocean i zapomina o wszystkim: czuje głęboki spokój. Ale z tego spokoju rodzi się wiele pytań:

– Ile jest gatunków ryb? Czy są to te same, odkąd istnieje ocean? – dopytuje.

– Czekałem na twoje pytania, ale tym razem odpowiedzi znajdziesz sam, w Muzeum Nauk Przyrodniczych – ogłasza George z uśmiechem. – To jest mój prezent.

– Łał! – Leonardowi brakuje słów. Razem z Adamem odłączają się od grupy i biegną na przystanek autobusowy. Kiedy wysiadają przed muzeum, serce bije mu jak szalone. – Szybko, wchodzimy! Chcę zobaczyć wszystko!

Leo jest zdumiony, odkrywa gatunki zwierząt, o których nigdy wcześniej nie słyszał! Na początku zatrzymuje się, aby podziwiać pająki: niektóre mają przerażające nazwy, jak białooki zabójca albo ptasznik olbrzymi. Następnie przechodzi do sali, w której wystawione są niedźwiedzie polarne i zostaje tam przez dłuższy czas. Jednak to dinozaury robią na nim największe wrażenie. Ich kolosalne szkielety przenoszą go w zaginiony świat. I znowu dopadają go pytania.

Ciekawe, jak wyglądała Ziemia w czasach prehistorycznych… Jak wielkie były wtedy lasy? Ale przede wszystkim dlaczego wyginęły dinozaury? Czy rzeczywiście sprawił to meteoryt, jak uczył się w szkole, czy może inwazja Marsjan, jak mówił któryś z kolegów taty? Leo wyobraża sobie spustoszenia i jego myśli natychmiast biegną do trzeciej części obrazu Boscha.

Te urodziny pozostawiają trwały ślad w życiu Leonarda, który przez całą zimę wraca do muzeum razem z Adamem.

Miesiące upływają spokojnie między szkołą a nagrywaniem różnych reklam. W końcu Leonardo, który robi się coraz starszy, zbiera się na odwagę i postanawia ubiegać się także o małe role w filmach i serialach telewizyjnych. Na początku ciągle słyszy „nie”. Ale nie poddaje się, uczy, inspiruje się Robertem De Niro, który jest najlepszy (jak powtarza zawsze George), aż w końcu pewnego dnia wiadomość elektryzuje całą rodzinę: Leonardo otrzymał rolę w serialu!

Od tamtej pory jego kariera nabiera rozpędu. Dzięki takim przebojom kinowym jak Romeo i Julia oraz Titanic staje się gwiazdą. W wieku dwudziestu dwóch lat za jeden film otrzymuje honorarium w wysokości około dwudziestu pięciu milionów dolarów.

Teraz Leonardo bardzo dużo podróżuje, odwiedza dalekie kraje i na własne oczy widzi, że przyroda, którą tak kocha, znajduje się w niebezpieczeństwie. Dziesiątki gatunków zwierząt są zagrożone wyginięciem, które kiedyś spotkało dinozaury. Dlatego zastanawia się, co sam może zrobić, aby uratować planetę.

Podczas gdy jego koledzy jeżdżą samochodami zanieczyszczającymi środowisko, on przesiada się do auta elektrycznego, kupuje dom zbudowany wyłącznie z materiałów ekologicznych i wykorzystuje każde publiczne wystąpienie, aby uwrażliwić fanów na konieczność ochrony Ziemi, angażując w to także innych aktorów.

Później zaczyna działać na poważnie.

Powołuje fundację swojego imienia i produkuje film dokumentalny pod tytułem Za pięć dwunasta poświęcony zmianom klimatycznym i degradacji środowiska. Aby móc go zrealizować, rozmawia z ponad pięćdziesięcioma naukowcami, ekologami i aktywistami. Sukces jest tak duży, że w 2008 roku dziennik „The Guardian” zamieszcza nazwisko DiCaprio na liście pięćdziesięciu osób, które mogą zmienić planetę.

Jego fundacja finansuje różne inicjatywy na rzecz ochrony środowiska, między innymi projekt WWF mający na celu uratowanie nepalskich tygrysów przed nielegalnym polowaniem. Dzięki jego wsparciu aktywiści wzmacniają patrole zwalczające kłusownictwo i ustanawiają dla tygrysów obszary chronione. W krótkim czasie liczba tych zwierząt w Nepalu prawie się podwaja: to wielkie zwycięstwo.

Za swoje zaangażowanie w 2014 roku Leonardo zostaje mianowany Posłańcem Pokoju Organizacji Narodów Zjednoczonych. To bardzo duża odpowiedzialność: dzięki swojej sławie i wiarygodności będzie musiał zwrócić uwagę polityków, międzynarodowych firm i obywateli na kwestię zmian klimatycznych. Jak mówi Leo, kiedy oficjalnie przyjmuje przyznany mu tytuł, czas działać.

Globalne ocieplenie

jest niezaprzeczalnym faktem:

wzrost temperatury powoduje topnienie najstarszych lodowców istniejących od czasu epoki lodowcowej na Grenlandii i Antarktydzie, i to w tempie szybszym, niż przewidywali naukowcy. A powodzie, susze i cyklony coraz bardziej przybierają na sile.

Nie ma czasu do stracenia. I Leonardo, w ramach promowania ochrony środowiska, produkuje rok później Cowspiracy, film dokumentalny poświęcony przemysłowej hodowli zwierząt, co jest jednym z głównych powodów zanieczyszczenia środowiska. Dowiadujemy się z niego, że każda krowa – poprzez oddech i odchody – dziennie wydziela ogromne ilości gazu metanowego i że hodowle zabierają rolnictwu cenną ziemię.

– Żeby uratować naszą planetę, wszyscy musimy jeść mniej mięsa! – Do takiego wniosku dochodzi Leonardo, kiedy prezentuje dziennikarzom film Cowspiracy.

W 2016 roku w Nowym Jorku w siedzibie ONZ przedstawiciele stu siedemdziesięciu pięciu państw podpisują paryskie porozumienie klimatyczne dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych. Zostaje tam zaproszony również Leonardo, ma zabrać głos. Jest spięty, stojąc przed tak ważną publicznością, ale wygłasza stanowcze i ważne przemówienie.

– Świat na was patrzy – mówi do zebranych polityków. – Możecie wybrać, czy będziecie oklaskiwani, czy potępiani przez przyszłe pokolenia. Czy macie honor, czy okryjecie się hańbą. Jesteście ostatnią nadzieją Ziemi.

Wciąż kontynuuje swoje podróże. Leci do Indonezji, aby udokumentować dewastację lasów deszczowych na wyspie Sumatra. Tutaj drzewa są wycinane po to, aby zrobić miejsce na plantacje palmy, z której pozyskiwany jest olej mający szerokie zastosowanie w przemyśle spożywczym. Na skutek wylesiania tysiące słoni, tygrysów, orangutanów i innych gatunków znajdują się w niebezpieczeństwie. Pomimo presji ze strony lokalnych władz, które grożą, że Leonardo nie zostanie już więcej wpuszczony do Indonezji, on rozpowszechnia zdjęcia i nagrania wideo z katastrofy ekologicznej. I także dzięki jego interwencji na całym świecie spada spożycie oleju palmowego. Nikt nie chce już kupować produktów, które go zawierają, i przykładać ręki do eksterminacji zwierząt i niszczenia drzew.

To doświadczenie skłania Leonarda do podjęcia kolejnych działań. Jeździ po całym świecie: od Arktyki po Indie, od Europy po Chiny, od Karaibów po Amerykę Południową, aby opowiadać o tym, jak człowiek niszczy lasy, zanieczyszcza rzeki i morza. W ten sposób powstaje film dokumentalny Czy czeka nas koniec?, wyświetlany na całym świecie i dostępny za darmo w Internecie.

Leonardo zrozumiał, że pieniądze nie są ani dobre, ani złe, ważny jest tylko sposób, w jaki się je wykorzystuje. Dlatego znaczną część swoich zarobków przeznacza na inicjatywy ratujące środowisko i wciąż nie przestaje działać.

Po Indonezji leci do Belize, na małą karaibską wyspę Blackadore Caye, gdzie zwierzętom i roślinom też grozi wyginięcie. Lata połowów z nadmiernym wykorzystaniem włoków (wleczonych po dnie wielkich sieci) przetrzebiły namorzyny – wielkie rośliny o długich korzeniach porastające dno morskie. A bez ich naturalnej ochrony małe ryby szukają schronienia w pobliżu raf koralowych, gdzie niestety są bardziej narażone na ataki drapieżników. Chcąc zapobiec kolejnej tragedii, Leonardo postanawia kupić wyspę, a następnie zrealizować na niej ambitny plan.

Pewnego dnia spotyka się z Irmelin i podekscytowany opowiada jej o swoim najnowszym projekcie.

– Kupiłeś sobie wyspę, żeby na wakacjach nikt ci się nie naprzykrzał… – żartuje mama, siedząc z nim nad oceanem.

Leonardo się uśmiecha i kręci głową.

– Chcę uratować ten raj

– wyjaśnia. – Zbudujemy tam ekologiczną wioskę i sztuczne rafy, żeby chronić ryby. Później doprowadzimy do tego, żeby odrosły namorzyny.

– Robisz coś wspaniałego – mówi Irmelin, która teraz przybiera poważny wyraz twarzy. – Jestem z ciebie dumna.

– To także twoja zasługa, mamo. Pamiętasz obraz Ogród rozkoszy ziemskich, który mi podarowałaś?

– Oczywiście. Cieszyłam się, że wybrałeś tak trudne dzieło. Chociaż nigdy nie rozumiałam, co ci się spodobało w tym obrazie…

– Jego siła przekazu i historia, którą opowiada. Jednak dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ludzkość podąża tą samą drogą, którą przedstawił Bosch: zmierza w kierunku katastrofy. A ja zrobię wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Ja się nie poddaję…

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

PODZIĘKOWANIA

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.