Halszka - Józef Ignacy Kraszewski - ebook

Halszka ebook

Józef Ignacy Kraszewski

0,0

Opis

Halszka” to książka Józefa Ignacego Kraszewskiego, polskiego pisarza i publicysty oraz autora największej liczby wydanych książek w historii literatury polskiej i siódmego autora na świecie pod tym względem.

Halszka” to dramat w trzech aktach, napisana przez jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XIX wieku.

“Takie Kniaziów kochanie! — O! biada nam biada!

Jeśli z niska wyszedłszy podlecim wysoko —

Kniaź orzeł nas uniesie, gdzie nie dojrzy oko —

Kniaź orzeł tam zostanie — dziewczyna upada —

Na cóż mi było kazać kochać ciebie?

I na co brać mnie było z spokojnego domu?

Znalazłbyś równą sobie na kniaziowskiém niebie,

I żył z nią tak szczęśliwy! bez troski, bez sromu!

Jam biedna! Nie myśl Kniaziu, że gdym tobie cała,

Siebie i duszę swoją i życie oddała —

Żem z sukniami, kobiécy wstyd z siebie zrzuciła? —

O! nie — i ja się wstydzę! — Gdy twoi dworzanie —

Szydzą, wskazując moje kozacze ubranie; —

Krew mi się pali w sercu, w ziemię bym się skryła,

Lub gdy wieczorną porą, do twojéj komnaty

Idę, a oni w kącie zasiadłszy na czaty —

Wołają za mną — A dokąd kozacze? —

Myślisz że się nie wstydzę, że wówczas nie płaczę?”

Fragment

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 163

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-645-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Od autora

O historyczności przedmiotu można się przekonać czytając — Dzieje Łukasza Górnickiego (Ed. Most.) kar. 349 do 398 i 400 — Historyą Neugebauera a Cadano (Hanoviae 1618) p. 589. Paprockiego Klejnoty Rycerstwa f.93, 350i inne. — Metryki Litewskie dadzą także świadectwo o téj sprawie, którą tu tak ściśle, jak tylko w poezyi można — staraliśmy się historyczną uczynić.

 Z resztą wątpim aby ta sztuka graną być mogła. Wilno 1835.

AKT I

OSOBY PIERWSZEGO AKTU

KNIAŹ DYMITR (Sienguszko).

KNIAŹ WASIL OSTROGSKI. MOŁNIA dziewczyna przebrana po kozacku. Turek pokojowiec. Posłaniec z Ostroga. Dowódzca kozaków Ks. Dymitra. Biesiadnicy dworni, dworscy, dworzanie, dowódzcy  rot kozackich, urzędnicy zamkowi, słudzy.

Scena w zamku. Ks. Dymitra r. 1554.

SCENA I

Komnata gościnna wielka, na ścianach oręże i trofea tureckie, drugie z łuków i kołczanów tatarskich — skóry zwierząt dzikich, rogi żubrów i łosi, zbroje. Stół wielki w pośrodku sali — dwie lampy zapalone — Zmierzch.

KNIAŹ DYMITR, MOŁNIA.

Mołnia stoi przy stole, płacze i łzy ociera — Dymitr chodzi szybko w koło stołu, czasem się zatrzymuje, siada, wstaje, zbliża się do niéj i oddala.

Mołnia po chwili milczenia.

Takie Kniaziów kochanie! — O! biada nam biada! Jeśli z niska wyszedłszy podlecim wysoko — Kniaź orzeł nas uniesie, gdzie nie dojrzy oko — Kniaź orzeł tam zostanie — dziewczyna upada —

Na cóż mi było kazać kochać ciebie? I na co brać mnie było z spokojnego domu? Znalazłbyś równą sobie na kniaziowskiém niebie, I żył z nią tak szczęśliwy! bez troski, bez sromu! Jam biedna! Nie myśl Kniaziu, że gdym tobie cała, Siebie i duszę swoją i życie oddała — Żem z sukniami, kobiécy wstyd z siebie zrzuciła? — O! nie — i ja się wstydzę! — Gdy twoi dworzanie — Szydzą, wskazując moje kozacze ubranie; — Krew mi się pali w sercu, w ziemię bym się skryła, Lub gdy wieczorną porą, do twojéj komnaty Idę, a oni w kącie zasiadłszy na czaty — Wołają za mną — A dokąd kozacze? — Myślisz że się nie wstydzę, że wówczas nie płaczę? I twoje serce Kniaziu, tych krzywd nie nagrodzi — Dzień za dniem, noc za nocą jednako uchodzi — Mego szczęścia nie widać, chociażem przy tobie — Daleko moje szczęście — oh! może aż w grobie!

K. Dymitr stając naprzeciw niéj

Héj! słuchaj Mołnia — łzami nie zwołasz wesela — Powiedz mi lepiéj, kto tu szydzić się ośmiela — Kto, kiedy słówko pisnął, kto zawstydził ciebie? Będzie poganin siedział, rok o suchym chlebie — Jak mnie widzisz żywego!

( wskazuje na ścianę)

 na tę szablę moją — Przysięgam że to zrobię — Czy się mnie nie boją? Czy im życie nie miłe? — Wnet gdy klasnę w ręce, Pierwszemu co tu wpadnie, hardy kark ukręcę.

Mołnia

A mnież to co pomoże? Czy z nim wszyscy zginą? Na co mam cudzéy śmierci lub łez być przyczyną — Szyderstwa nie ustaną, a mnie do mogiły Będzie krew zabitego i jęki goniły, Mołnia nie chce łez cudzych.

Dymitr.

 Czegoż chciałaś przecie?Zakazu? — ja zakażę —

Mołnia.

 Komu zakażecie? Zakażecie ich ustom? — a ich oczu mowa, Będzie milcząc też same powtarzać mi słowa! Zakażecie ich oczom — kto zakaże duszy? Spuszczą wzrok, ale w sercu przeczytam to snadnie, I chociaż na mnie oczu żaden nie poruszy, Choć z ust ich, słówko żadne nie upadnie — Ja będę wiedzieć co myślili w duszy! I cóż z ich szyderstw? Czas z niemi ucieka — Przejdą i miną, choć dusza zaboli,

Dwa dobre słowa dobrego człowieka, Zatrą pamiątkę złych ludzi i doli — ! Kniaziu Dymitrze, gdybym pewna była Że z tobą razem upłynie me życie, Że się ty innej nie oddasz kobiécie — Wszystkobym zniósła — ! bo ia kocham ciebie! Kocham! ach! kocham — jak Boga na niebie! Duszę i życie — wszystkobym oddała! —

Dymitr gniewnie.

Któż ci znów naplotł o przyszłéj rozłące — Kto to śmiał mówić? — na coś go słuchała? To słowa próżne, fałszywe, szczypiące — Chciał tu któś widać gadziny słowami Nasienia zwady posiać między nami, A! już to nadto! żeby w moim domu, Śmieli zuchwalcy pod memi oczyma — Pleść takie baje — Jeszcze pytam komu? O! nie daruję! jest tam kto czy nié ma? Héj! —

Mołnia chwytając go za rękę.

 Cicho Kniaziu! po co wołać — po co? Mnie nikt nie gadał — serce mi szeptało, Kniaź inną kocha — Wczoraj, późną nocą, Co się to z Kniaziem Wasilem gadało?

O młodej Księżnie bogatéj z Ostroga — O pięknéj Księżnie — Słuchałam za drzwiami — Księżna bogata, a Mołnia uboga. I Mołni piękność spłynęła ze łzami

Dymitr milczy gniewny i chodzi.

Cóż Mołnia z Księżną wspólnego mieć może? Chciałażeś żebym przykuty na wieki, Innéj nie wezwał na książęce łoże — Na inną nie śmiał podnosić powieki! Dla ciebie oddał wszystkie moje lata, Przy tobie, nędznie przespał moje życie?

Mołnia

O! nie chcę! nie chcę! nie wiążę ci świata! Bierz sobie Księżnę! pożałujesz skrycie! — Ona za krośna usiadłszy od ranka Będzie z swojemi gwarzyć kobietami, Nie będzie z szablą przy boku kochanka, Jeździć na turków i na łowy z nami. Ona, gdy z bitwy wrócisz pod namioty, Nie przyjdzie otrzeć białą dłonią czoła — Ona mieć będzie ciche kniaziów cnoty, Będzie łzy ronić, póydzie do kościoła — Ale gdy ranny pohańców strzałami, Jak wprzódy legniesz wybladły, skrwawiony —

Ona ran twoich nie obmyje łzami — Będziesz mógł umrzeć daleko od żony — A Mołnia Kniaziu, czy bitwa czy łowy, Czy Turek wrzeszcząc w krzywe szable dzwoni. Głód, chłód czy słota, stepy czy parowy — Zawsze za tobą — cień za ciałem goni! W nocy po bitwie kto otarł pot z czoła, Kto nad snem czuwał, nie zmrużył powieki, Kto na twe rany umiał znaleść zioła, Kto sercu twemu umiał znaleść leki — A potém uciekł od pochwał, nagrody — Żeby znów stanąć, gdyś skinął w potrzebie? Kto niewczas dzielił, łzy twoje i gody — I duszę swoją gotów dać za ciebie? —

Dymitr.

Pomnę ja Mołnia, wszystkie trudy twoje, Pamiętam kiedym gonił za Turkami, Twe troski o mnie, łzy i niepokoje. Kobieta, zniosłaś męskie trudy z nami. Ja też w tém sercu na wieki zasiałem, Pamięć o tobie i wdzięczność dla ciebie, Ja — nie nagrodzę mojém życiem całém — Lecz tam ci Mołnia, nagrodzi Bóg w niebie! Księżna niech sobie siedzi za krośnami Ale z jéj zamków, licznych wsi i włości,

Popłyną skarby złotemi strugami, A zamek pełen rycerzy i gości, Od rannych świtów przez noc, przez dzień cały, Będzie się szumną rozlegał biesiadą Tu będą pieśni wesołe huczały. Tu się sąsiedzi do mych stołów zjadą. Krzycząc przedemną — Kniaź Dymitr niech żyje. Przed mojém złotem uginając szyję — Potém — biesiadą, krzykami znużony, Wymknę się od nich i z tobą dziewczyno Najsłodsze nocy cicho nam przepłyną.

Mołnia przerywa

A któż pilnować będzie młodéj żony? Gdy w dzień za stołem, w nocy przy dziewczynie, Kniaź Dymitr będzie pędzić czas wesoły — ? Ona —

Dymitr.

 Inaczéj jéj życie przepłynie! Nie zechce patrzeć na biesiadne stoły! Więc ze swojemi kobiétami siędzie, W osobnéj, zamku spokojnéj komnacie, Tam szyć na krosnach, bajek słuchać będzie, W drogich kamieniach, w złotolitéj szacie, — Na miękkiém łożu spocznie utrudzona,

Ze złotych naczyń brać będzie napoje, Cóż jéj zabraknie?

Mołnia.

 Biédna Kniazia żona! O! nad jéj roskosz, wolę ja łzy swoje Wolę ja z tobą i trudy i wrzawę Niż nudną, smutną bez ciebie zabawę. —

Dymitr.

Insze też serce, inne chęci twoje — Tobie tych cacek, tych zabaw nie trzeba, Ty, ze mną razem polecisz na boje, W grubéj sukmance o kawałku chleba! Na kamień złożysz głowę utrudzoną, Pod moją burką wiatr cię nie zawieje Nie zaśniesz w nocy, zbudzisz się gdy dnieie — Insza ta, która ma być Kniazia żoną — Ona jak kwiatek, od słońca, od słoty Od wiatru, zimy, niepokoju, wrzawy, Ucieka zdala na swój zamek złoty, Pod cichych komnat dziecięce zabawy — Ona jak trzcina, gdy nią wiatr powieje, Gnie się, drży cała, przed burzą i gromem, Od słót i wichru przedzielona domem, Jeszcze się boi, płacze i blednieje.

Lecz ona piękna, ona jak śnieg biała, Jéj oczy — gwiazdy — !

Mołnia.

 Czyż nie znam piękności? — Gdyby jak anioł z nieba wyglądała, Szczęścia i wdzięków Mołnia nie zazdrości. — Niech będzie piękna, szczęśliwa, bogata, Co mi do Księżnéj? — Dziewczę z Ukrainy, Czarne ma oczy i młode ma lata, Dla ukraińskiéj dość tego dziewczyny! Niech ma świat cały — ja mam serce twoje — O świat, o skarby i o nic nie stoję!

Dymitr.

No! więc ci dobrze! Chwałaż tobie Boże! Bo skarg nie cierpię — na wojnie, pod dachem Lubię to zrobić, co się zrobić może, Bez długich żalów, za jednym zamachem — ! I próżne Mołnia byłyby twe jęki — Księżna mojego serca nie odmieni, To serce twoje, wszak nie pragniesz ręki? A ręką tylko Kniaź Dymitr się żeni — Nie płacz, nikogo nie wstydź się dziewczyno, Ja twój obrońca, kto cię dotknie słowy, Chyba swéj śmierci chciałby być przyczyną,

Chybaby swojéj nie żałował głowy? — A teraz — poleć i zobacz tam z wieży, Kniazia Wasila czy widać na drodze? Miał dziś być tutaj — już i wieczór bieży, Ja próżno czekam, próżno się uwodzę — Może nie przybydź! — Nie zwodziłby stary — Lecz co go trzyma? — Héj! niech tutaj w sali, Zastawią na stół, misy i puhary, Będziem ich jeszcze przez chwilę czekali, Potem i sami zasiądziem za stoły, W winie utopić zawodne nadzieje. Przeleci wieczór krótki i wesoły, I noc przeleci, legniem jak zadnieje! Héj sam Król Zygmunt nie wzgardzi biesiadą, Czaszy nie popchnie, gdy w niéj dobre wino! Nakrywać stoły! — a jak nie przyjadą Sami wypić potrafim — dziewczyno! —

(Mołnia wychodzi)

SCENA II

Dymitr sam — chodzi żywo.

Nie! on nie zawiódł — on mi sprzyja szczerze, Przyrzekł i będzie — słowom jego wierzę. Bo, chociaż stary często lisem bywa, Choć wielu zawiódł — nie dobre ma imię!

Własnego dobra łączą nas ogniwa, Bo własném dobrem Kniaź Wasil nie drzymie.

(chodzi milcząc).

Ej! wówczas, wówczas kiedy Księżnę młodą, Do mego zamku druchy mi przywiodą, Gdy stryj ją wiedzie na małżeńskie łoże. Kiedy ksiądz stułą zwiąże ręce nasze, Kto wówczas Halszkę odebrać mi może I kto śmieć będzie? kogo nie ustraszę?

(milczy)

Matka! ha! matka nie lubi mnie stara — Cóż mi po sercu? — niech się tylko boi — Zamku jakiego lub włości ofiara, Najłatwiéy gniew jéj łakomy rozbroi — Król — Zechceż Kniaziów imienia niesławy? Zechceż odebrać z łoża męża żonę? Mógłże zapomnieć tureckie wyprawy, I blizny moje i granic obronę — ? Hola! szczęśliwym! — Kniaź Dymitr niech żyje!

( chodzi)

Lecz Wasil dotąd czemu nie przybywa? — Może namowy odwiodły go czyje? Może zapomniał i w zamku spoczywa. A czas narady nie cierpiący zwłoki.

Goni nas lecąc pośpiesznemi kroki. — Nie — jeszcze wcześnie —

(wygląda oknem)

 zaledwie się pono Niebo wieczorną ubrało zasłoną, I na zachodzie znać łunę czerwoną — Czas jeszcze (patrzy znowu),  ale, tak jak zajrzeć okiem, Nic na gościńcu nie widać szerokim —

(chodzi)

Miałżeby zdradzić, i nasze namowy, Księżnie wygadać zjadliwemi słowy? Nie! zna mnie Wasil! Ja zdradą za zdradę, W pień wyrznę włości i zamek najadę — Niech się poważy! na turkach ostrzony, Miecz mój się pomści przyszłéj mojéj żony — Lecz to strach próżny — kto tam?

SCENA III

Turek młody wchodzi z listem w ręku.

 To ja panie — Od Księżnéj jakieś przynoszę posłanie, Z nim dworski przybył, na odpowiedź czeka —

K. Dymitr bierze list i nim go czytać zacznie, obraca w ręku

Każ dobrze przyjąć cudzego człowieka — Niech u nas braku niczego nie widzi A wypatrzywszy, po świecie nie szydzi — Upoić winem, dać jeść co zażąda — Wywieść po zamku, niech wszystko ogląda, Pokazać skarbiec — czy słyszysz psi synie? Napoić — karmić?

Turek.

 Kazałeś — uczynię. —

(odchodzi).

SCENA IV

Dymitr sam — rozrywa list czyta prędko, chmurzy czoło.

rzuca na stół — i chodzi żywo.

A! tak to Księżno! pogardzasz więc nami? I przyrzeczeniem! — U kobiéty słowo, Dzisiaj na ustach, jutro pod nogami — Dziś tak przysięga; jutro słabą głową Inaczéj myśli, innemu przyrzeka. Teraz — odmawia córki i nadziei, Stawia przeszkody — odkłada i zwleka —

Z pięknych wymówek, odmówienie klei! Ale mnie nie zwieść! ja jutro pojadę, Na złe czy dobre, pogrzeb lub biesiadę — Tylko ten Wasil!

(uderza ręką o stół)

 cóż mu się znów stało?

( wygląda oknem).

Gościniec pusty, a czasu tak mało?

( chodzi).

Odpisać Księżnie czy nie? — nie odpiszę! Jutro sam będę, na wszystko odpowiem! Jutro też z ust jéj ostatek posłyszę — Czy zła czy dobra — lecz jutro się dowiem — Héj!

( klaska w ręce).

SCENA V

Turek wbiega — Dymitr.

Dymitr.

 Powiedz temu, kto przybył z Ostroga, Że ja Kniaź Dymitr, listu mu nie daję — Wszak ztąd do Księżnéj nie daleka droga, Niechaj oznajmi, że sam jutro staję —

( myśli).

Lub, tu go wołaj!

( Turek wybiega).

SCENA VI

Dymitr sam, chodzi i list ma w ręku,

 Sam powiem mu lepiéj, Powiem bez gniewu, powolność zaślepi, Pomyśli Księżna, że się zrzekam żony — A jutro

(bieży do okna i wygląda).

 Czy nie jedzie Wasil z drugiéj strony? — Tu go nie widać —

(odchodzi od okna)

 złość serce mi ściska — Jeśli mnie zdradził, na zdradzie nie zyska!

(drze list w ręku).

Tak ja go w szmaty podrę przeniewiercę — Oczy mu wydrę, żywcem zjem mu serce — Lecz nie! on zna mnie! on zdradzić nie może! Nie — nie — !

(patrzy oknem).

 Nie widać, jak długie bezdroże.

SCENA VII

TUREK I POSŁANIEC. — DYMITR.

Dymitr zbliżając się do posłańca, głośno.

Księżnie twéj pani, na list nie odpowiem, Bo jutro myślę sam stanąć w Ostrogu,

Niechaj Bóg Księżnę czerstwém darzy zdrowiem, I niech mnie przyjmie na gościnnym progu, Z tak dobrą myślą, tak dla mnie życzliwa, Jak się Kniaź Dymitr z jéj listu spodziéwa.

Dymitr wychodzi — Słudzy milczą spoglądając na drzwi któremi się oddalił.

SCENA VIII

Ciż sami prócz Dymitra, Mołnia drugiemi drzwiami wchodzi ze dzbanem w ręku i kubkiem, ogląda się na wszystkie strony, zbliża się do posłańca i daje znak turkowi aby wyszedł. Turek wychodzi.

Mołnia zbliżając się

Z Ostrogaś przybył, zapewne zmęczony!

Posłaniec.

Nie, mój kozacze, nie dalekie strony! Przywykłem dawno, nie do takiéj drogi, Zrosłem, ze strzemion nie wyjmując nogi Nie czułem nawet jak tu przyleciałem.

Mołnia stawiając dzban przed nim.

Ale się trochę ochłodzić nie szkodzi?

Posłaniec.

Już ja tu do dwóch dzbanków zaglądałem — A jak mnie czasem napój tak ochłodzi, Że koń gdzie w drodze wyrzuci siedzącego?

Mołnia nalewa.

Co znów za myśli? możeż przyjść do tego? Kto tak przywykły do trudów i znoju, Ten pewnie wody nie pijał ze zdroju. Lecz przywykł także winem się ochłodzić — Napij się trochę — (podaje kubek).

Posłaniec.

 Muszę ci dogodzić!

Mołnia nalewa i częstuje przez całą scenę.

Cóż u was słychać, jak tam Księżna Pani. Czyli nam sprzyja? czy tam na nas czeka?

Posłaniec upijając się coraz bardziéj.

Stara, żadnego nie cierpi człowieka, Nikomu rada, a każdego gani! I wy nie lepsi — ona tylko zwleka! Inaczéj myśli — a zamki książęce. Coby się w zięcia miały dostać ręce, Rada że trzyma, nie da Księżnéj młodéj, Na jéj pogrzebie, będą chyba gody,

Bo póki żywa ze swojego domu, Jak mi Bóg miły, nie da jéj nikomu!

Mołnia nalewając ciągle.

Czy to być może! wszakże dawniéj pono, Kniaź Dymitr Halszkę ma już przyrzeczoną?

Posłaniec pijąc.

Dobrze my także przyrzeczenia znamy! Głupi kto wierzy, kto na nich spoczywa! Nie jeden po nie gdy w zamek przybywa, Przed nosem każą zamykać mu bramy — Nie znacie Księżnéj!

Mołnia cicho.

 Ale wy nie wiecie Stryj Wasil z nami, on nam będzie swatem!

Posłaniec coraz bardziéj pijany.

Gdy Kniaź nasz Illia nie mógł żyć na świecie, Rad nie rad musiał żegnać się z tym światem, Wiesz to?

Mołnia.

 Nic nie wiem.

Posłaniec.

 Ja tę łaskę zrobię. Że o dwóch Księżnach, wszystko powiem tobie.

Lecz drugim mówić mój kozacze wara! Ty za dzban wina wart jesteś, lecz drugi. Gdyby rozgadał, toby Księżna stara Dobrze mi dała bo ciężka na sługi. Słuchaj! — tak było — Gdy Illia umierał, Znał swego brata Wasila od młodu, Znał, opiekunem córce nie wybierał, Lecz że miał żonę wysokiego rodu Że Konstantego był synem z Ostroga, Mógł opiekunów wybrać sobie śmiało. I opiekunem piérwszym wybrał — Boga, A drugim Króla — I dobrze się stało! Bo książę Wasil, jak to czas pokazał, Nie jednym potem złym się czynem zmazał, A gdyby bogactw miał opiekę daną, Byłby frymarczył synowicy wiano.

(odpoczywa i pije).

A Księżna stara! czy i téj nie znacie, Skąpa (pije) i chowa i dusi i zbiera, Ni sobie skarbców, nikomu otwiera, Ciężka w litości, bo nawet w opłacie! Sługi zamęcza, a księżniczkę młodą,

Co już od dawna chłopców tyle miała, Ze swemi skarby, ze swoją urodą, Dotąd jak mogła w domu utrzymała. Nie żeby ona chciała nudne życie Pędzić sam na sam bez wesołéj chwili, Bo któréjby to chciało się kobiecie? Lecz, póki jeszcze w domu Księżna młoda, Płyną do skarbcu z niezliczonych włości, Złoto i srebro strumieniem jak woda, A tego trzeba dla księżnéj Jéjmości! — Rozumiesz teraz (pije) — co i jak się dzieje, A mnie czas jechać —

Mołnia nalewa.

 Jeszcze ci naleję! To słaby trunek, nie zawróci głowy. Lecz nim pojedziesz chcę ci kilką słowy Nawzajem jedną powiedzieć nowinę. Ja chociaż w liczbie Kniazia sług się mieszczę, I wam też sprzyjam — téj chwili nie minę, Muszę was ostrzedz — (cicho) Jutro może jeszcze Kniaź przyjacielsko do Księżnéj zawita, Ale się strzeżcie jeśli odmówicie — Przyjedzie zbrojny — o wolą nie spyta, Porwie Księżniczkę, a bezbronnym życie — Jak skoro orszak postrzeżecie wielki,

Oznajmcie panom, na wałach Ostroga, Gotowa siłą odbić napad wszelki, Niech stanie wasza zamkowa załoga Kniaź Dymitr przysiągł z dobréj czy złéj woli, Porwać wam Księżnę —

Posłaniec.

 Co mi gadasz bracie? Ho! ho! a Król że czy na to pozwoli? Król nasz opiekun —

Mołnia.

 Dymitra nie znacie! Gdy co zamierzy, nie patrzy na daléj — Byleśmy dzisiaj przeszkody złamali, Króla przebłagać łatwiéj niż się zdaje — Bądźcie ostrożni —

Posłaniec.

 Et! pleciesz mi baje — Kto to zaś siłą żonę sobie bierze? Halszka nie zechce. —

Mołnia.

 Nie pytamy woli, Miecz nasze prawo!

Posłaniec.

 Ja w to nie uwierzę — Z resztą zobaczym!

(podaje kubek)

 trochę mi tu doléj! —

(Mołnia dolewa, on wypija, stawia kubek i wstaje).

A teraz — żegnam! —

(Chce ją uścisnąć, Mołnia ucieka i wpada na wchodzącego jednemi drzwiami Kniazia Wasila ze swojemi dworzany. W téjże chwili drugiemi, z głębi zamku drzwiami wbiega Kniaź Dymitr i leci prosto do wchodzącego Wasila. Mołnia wymyka się, a za nią posłaniec.

SCENA IX

DYMITR, WASIL — Dworzanie Wasila w głębi.

Dymitr biegnąc uściskać Wasila.

 Tak długo czekałem! Tyleś mi Kniaziu myśli napędził do głowy, Tyle razy od okna, do okna biegałem! —

(ściskają się).

Że kiedyś wjechał w dziedziniec zamkowy, Mało mi serce nie skoczyło z łona! Witajże gościu! — héj! stoły! puhary! A naprzód — słówko.

 bierze za rękę Wasila i prowadzi go naprzód sceny. Słudzy tym czasem ciągle stół nakrywają, zapalają więcéj świateł, przynoszą dzbany, misy i robią przygotowania do biesiady).

Dymitr.

 Już nadzieja kona Tylko co pismo Księżnéj odebrałem staréj, W niem jak zwykle, nie łudząc zwodniczemi słowy Choć grzecznie, wbrew odmawia — patrz, jakiéj osnowy.

(podaje list podarty. Kn. Wasil czyta, on mówi ciągle).

Czego się tu spodziewać? na Króla się zdaje! Że on córki opiekun! — Lecz wieczne zwyczaje Matkom i opiekunom równe dają prawa —