49,99 zł
ŚMIERĆ NIE JEST KRESEM – TO DOPIERO POCZĄTEK NOWEGO PROCESU
Co dzieje się ze świadomością, kiedy umieramy?
Czego śmierć może nas nauczyć o życiu?
Czym są wspomnienia o doświadczeniu śmierci?
Okazuje się, że umierający człowiek jedynie brodzi w oceanie śmierci, a nie tonie od razu i nieodwracalnie, dzięki czemu jeszcze przez wiele godzin można przywrócić mu życie.
Doktor Sam Parnia, lekarz i naukowiec z Uniwersytetu Nowojorskiego, zajmuje się aktywnością mózgu i procesami zachodzącymi w czasie resuscytacji i umierania. Dzięki prowadzonym przez niego rewolucyjnym projektom badawczym AWARE-I i AWARE-II otrzymujemy pełniejszy obraz doświadczenia śmierci, niż było to możliwe kiedykolwiek wcześniej.
Wiele wskazuje na to, że świadomość jest w stanie przetrwać śmierć organizmu. Przywołane w książce przypadki osób, które powróciły z szarej strefy pomiędzy życiem a śmiercią pokazują, że wspomnienia każdego z nich są niemal identyczne bez względu na kulturę, religię i poziom wykształcenia.
Po powrocie nigdy nie byli tacy sami; ich życie zmieniło się na lepsze, bo zrozumieli, o co tak naprawdę w nim chodzi.
DOPIERO UMIERAJĄC DOWIADUJEMY SIĘ, JAK ŻYĆ
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 481
Data ważności licencji: 1/29/2030
Tytuł oryginału:
LUCID DYING: The New Science Revolutionizing How We Understand Life and Death
Copyright © 2024 by Sam Parnia
This edition published by arrangement with Hachette Books, an imprint of Perseus Books, LLC, a subsidiary of Hachette Book Group, Inc., New York, New York, USA. All rights reserved.
Copyright © for the translation by Rafał Śmietana
Projekt okładki
Tomasz Majewski
Ilustracje na okładce
© rawpixel
Konsultacja merytoryczna
Urszula Dąbrowska
Redaktorka nabywająca
Ewa Bolińska-Gostkowska
Redaktorka prowadząca
Aleksandra Grząba
Adiustacja
Maria Zając
Korekta
Ewa Mościcka, Joanna Wiśniewska
Koordynatorka produkcji
Maria Król, Maria Gromek
Opieka promocyjna
Julia Adamek
ISBN 978-83-8427-171-1
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Na zlecenie Woblink
plik przygotowała Katarzyna Rek
Czy nam się to podoba, czy nie, wszyscy umrzemy, a nieodwołalność śmierci jest jednym z zaledwie dwóch pewników naszej egzystencji. Jak napisał Benjamin Franklin w 1789 roku: „Na tym świecie nic nie może być pewne, z wyjątkiem śmierci i podatków”*. Wiemy, że umrzemy, ale perspektywa ta schodzi na dalszy plan wobec trosk naszego codziennego życia i u niewielu ludzi wzbudza poważny niepokój.
Niemniej rzeczywistość naszej nieuchronnej śmiertelności i znaczenie odkrycia, co się dzieje, gdy umieramy, nagle nabierają wagi, kiedy tracimy ukochaną osobę, doświadczamy osobistej tragedii – na przykład wypadku lub nieoczekiwanej choroby – albo po prostu zaczynamy się starzeć i stopniowo zbliżamy się do kresu życia. Dopiero w tych chwilach, naznaczonych dezorientacją, strachem lub akceptacją, większość z nas tak naprawdę zaczyna szukać odpowiedzi na pytania, które nurtują ludzkość od wielu tysięcy lat: czym jest życie, a czym śmierć? Co się dzieje, gdy umieramy? Dokąd nasza świadomość – nasze „ja” – odchodzi po śmierci? Czy istnieje coś poza nią?
Nasze przekonania na temat śmierci i znaczenie, jakie przywiązujemy do tej kwestii, są w dużej mierze kształtowane przez ideologie społeczne, osobiste, historyczne, religijne i kulturowe.
W rezultacie dzisiejsze przekonania większości ludzi, w tym naukowców, wywodzą się z tradycji i filozoficznych debat o śmierci toczonych przez naszych przodków od tysięcy lat. A jeżeli nasze opinie na temat śmierci są zasadniczo błędne i paradygmat, w ramach którego toczyliśmy te dyskusje, już nie istnieje? Może się wówczas okazać, że życie i śmierć wcale nie są łatwymi do zdefiniowania zdarzeniami binarnymi. Co ważniejsze, sama śmierć wcale nie musi być kresem istnienia, z którym prędzej czy później przychodzi się nam pogodzić. A co, jeżeli to, kim jesteśmy – nasza świadomość i jaźń – nie ulegają unicestwieniu wraz ze śmiercią, a najnowsze odkrycia mogą tego dowieść? Co to będzie oznaczać dla nas – dla społeczeństwa, dla religii, dla filozofii, dla tego, jak żyjemy?
Chociaż śmierć dotyczy nas wszystkich, naukowcy tradycyjnie unikają prób udzielenia odpowiedzi na związane z nią pytania. Niektóre z najkosztowniejszych obecnie badań naukowych, od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przez wyprawy na Marsa po turystykę kosmiczną, mają niewielki wpływ na nasze życie. Niestety nauka głównego nurtu całkowicie ignoruje jedyne pole dociekań, które z pewnością wpłynie na nas wszystkich, mianowicie badanie śmierci i tego, co się dzieje, gdy umieramy.
Powodem może być po prostu to, że świat akademicki uważa śmierć za coś z natury niepoddającego się analizie, wręcz niemożliwego do rygorystycznego zbadania. No bo jak dociekać istoty zjawiska, które ostatecznie prowadzi do utraty wszystkich obiektów badań? Jeżeli postrzegamy śmierć jako kres – a nie jako chorobę – łatwiej zrozumieć, dlaczego uznano, że nie ma sensu nad nią deliberować.
Wielu naukowców uważa wszystko, co dzieje się po śmierci, wyłącznie za spekulacje będące domeną filozofii lub teologii. Nie zgadzam się z tym stanowiskiem, co więcej, na szczęście dziś wcale nie musi już być ono prawdziwe. Korzystając z zaawansowanych technologii, możemy zajrzeć do wnętrza mózgów ludzi, którzy zbliżają się do śmierci, po to, by rejestrować i badać aktywność elektryczną tego narządu w trakcie umierania. Postępy w matematyce, technologii sztucznej inteligencji i mocy obliczeniowej komputerów pozwalają nam obiektywnie analizować aspekty życia i śmierci, w które do niedawna nie mieliśmy wglądu. Dzięki tym narzędziom po raz pierwszy otrzymaliśmy możliwość badania w czasie rzeczywistym tego, co dzieje się z mózgiem oraz ze świadomością ludzi przekraczających granicę życia i śmierci.
Naukowa opowieść o śmierci i o tym, co się dzieje, gdy umieramy, choć interesuje nas wszystkich i ma dla nas ogromne znaczenie, zaczęła się rozwijać dopiero w ciągu ostatnich kilku dekad. Postępy w nauce skutkują podważeniem naszych poglądów w wielu innych sferach życia – dlaczego zatem ze śmiercią miałoby być inaczej? Śmierć, niegdyś będąca domeną perspektywy kulturowej, religijnej, filozoficznej, biologicznej, antropologicznej i metafizycznej, nie jest tak prostym zjawiskiem, jak uważa wielu ludzi. Odkrycia naukowe dotyczące śmierci i okresu pośmiertnego ujawniły, że tradycyjne poglądy, w dużej mierze wywodzące się ze starożytnych koncepcji filozoficznych i historycznych, są albo przestarzałe i błędne albo w najlepszym razie nieścisłe i nieuporządkowane. Wielu naukowców wciąż kieruje się jednak osobistymi uprzedzeniami i dawnymi wyobrażeniami na ten temat, zamiast iść z duchem czasu.
Dlatego po prawie trzydziestu latach pracy na pierwszej linii badań, mając za sobą długoletnią praktykę kliniczną w tej dziedzinie, piszę tę książkę z zamiarem zaprezentowania najważniejszych odkryć naukowych i udostępnienia ich zarówno profesjonalistom, jak i ogółowi społeczeństwa. Mam nadzieję, że łącząc różne elementy tej intrygującej układanki, niczym dyrygent orkiestry pomogę czytelnikowi docenić fascynująco piękną i spójną, lecz w zasadzie nieopowiedzianą historię tego, co dzieje się z nami, gdy przechodzimy z życia do śmierci, a nawet dalej.
***
Na dość wczesnym etapie swojej kariery zawodowej zainteresowałem się rolą resuscytacji w nagłym zatrzymaniu krążenia, badaniami mózgu i świadomości oraz podejmowałem próby zrozumienia tego, co dzieje się z ludźmi przechodzącymi pomiędzy życiem a śmiercią. W 1994 roku jako student ostatniego roku medycyny odbywałem praktykę w szpitalu Mount Sinai w Nowym Jorku. Spotkałem tam bardzo sympatycznego starszego mężczyznę, którego bliscy przywieźli na izbę przyjęć z dolegliwością na pozór niezagrażającą jego życiu. Mniej więcej pół godziny później przez szpitalny radiowęzeł wezwano zespół ratunkowy. Okazało się, że serce jednego z pacjentów przyjętych na oddział przestało pracować. Natychmiast pobiegłem we wskazane miejsce. Zastałem tam już grupę lekarzy w białych fartuchach, gorączkowo uwijających się wokół łóżka. Uciskali oni klatkę piersiową martwego, pochlapanego krwią ciała.
Próby resuscytacji trwały ponad godzinę. Obserwowałem zabiegi ratunkowe, mające na celu ponowne uruchomienie serca pacjenta. W pewnej chwili zorientowałem się, że „martwe ciało” należy do mężczyzny, z którym rozmawiałem zaledwie kilka godzin wcześniej. Byłem zdruzgotany, patrząc, jak umiera na moich oczach, mimo że lekarze i pielęgniarki robili wszystko, by przywrócić go do życia.
Niestety serce nie wznowiło pracy. Zapis na monitorze EKG pokazywał płaską linię, czyli całkowity brak czynności skurczowej serca. Mężczyzna był tak samo martwy jak wtedy, gdy wszedłem do sali, choć oficjalnie nie został za takiego uznany i lekarze wciąż nie dawali za wygraną: na przemian uciskali i rozprężali jego klatkę piersiową, podawali mu leki i wykonywali inne zabiegi ratujące życie.
W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Kiedy w ciągu mniej więcej godziny, która minęła od nagłego zatrzymania krążenia do teraz, ten człowiek naprawdę umarł? Czy istnieje wyraźna granica między życiem a śmiercią, czy raczej jest to coś w rodzaju dłuższej przeprawy? Czego doświadczał ten człowiek podczas przejścia między życiem a śmiercią? Co stało się z jego świadomością – jego jaźnią – i czy był w ogóle czegokolwiek świadomy, gdy go reanimowano?
Mimo krótkiego doświadczenia ze stanami nagłymi w medycynie słyszałem już o reanimowanych pacjentach, którzy opowiadali, że widzieli, co działo się wokół nich, gdy lekarze i pielęgniarki próbowali przywrócić ich do życia. Zastanawiałem się: Czy on doświadczył tego samego? Czy zachował świadomość, czy też została ona unicestwiona w chwili, gdy jego serce przestało bić? W końcu po ponad godzinie lekarze zaprzestali walki i uznali mężczyznę za zmarłego. W dokumentacji medycznej w rubryce „Czas zgonu” wpisano godzinę zaprzestania resuscytacji, choć w rzeczywistości mężczyzna zmarł nieco wcześniej. Wrażenie, jakie wywarło na mnie spotkanie z nim, i pytania, jakie wywołała jego śmierć, pozostaną ze mną na zawsze i ukształtowały całą moją karierę zawodową.
W tamtym czasie fascynowałem się również tym, co daje początek naszej świadomości, naszemu poczuciu własnej tożsamości i jedynemu w swoim rodzaju wewnętrznemu wszechświatowi myśli, które razem wzięte w sposób niepozostawiający wątpliwości czynią nas ludźmi. Chociaż nie pamiętam dokładnie, co zapoczątkowało to trwające całe życie zainteresowanie, nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o swoim ojcu, który cierpiał na chorobę zwyrodnieniową mózgu. Gdy byłem jeszcze nastolatkiem, choroba ta uniemożliwiła mu kontakt z członkami rodziny. Podczas odwiedzin siedziałem przy pustej skorupie człowieka, którego kiedyś znałem, i zastanawiałem się, co właściwie z niego zostało. Czy jego poczucie świadomości, jego jaźń i umysł były nadal nienaruszone? Z perspektywy zewnętrznego obserwatora zmienił się w „warzywo”, ale nikt z nas nie wiedział, co działo się w jego wnętrzu ani jak on sam przeżywał stopniowy zanik funkcji mózgu. Nie można było zajrzeć do „środka”, aby spróbować poznać ten wyjątkowy wewnętrzny świat. Zamiast tego trzymaliśmy go za rękę, patrzyliśmy mu w oczy i snuliśmy domysły. Mieliśmy nadzieję, że gdziekolwiek jest i czegokolwiek doświadcza, nie cierpi. Ale nauka nie mogła nam zaoferować nic więcej.
Przez całe studia medyczne zastanawiałem się, jak to możliwe, by komórki mózgowe dawały początek myślom. Przecież są one zbudowane zasadniczo tak samo jak wszystkie inne, dlaczego więc miałyby wytwarzać myśli? Chciałem wiedzieć, co sprawia, że każdy z nas jest tak wyjątkowy. W tamtym czasie bardzo mocno wierzyłem, że odpowiedzi na moje pytania można znaleźć gdzieś w mózgu. Rozważałem nawet specjalizację z neurologii lub psychiatrii, ale szybko doszedłem do wniosku, że żadna z tych dziedzin nie odpowie na dręczące mnie pytania. Było tak, ponieważ nauka nie znała jeszcze na nie odpowiedzi.
Coraz bardziej intrygowały mnie również aspekty medycyny związane z życiem i śmiercią. Wydarzenia, których byłem świadkiem na oddziale ratunkowym szpitala Mount Sinai w Nowym Jorku, połączyły wszystkie te dojrzewające zainteresowania – Czym jest świadomość? Co dzieje się z ludźmi między życiem a śmiercią? Jak możemy przywrócić życie ludziom po zatrzymaniu akcji serca? – i ostatecznie skierowały mnie na ścieżkę kariery, którą podążam już od ponad trzydziestu lat.
Teraz jako profesor medycyny mam zaszczyt być jednym z pionierów tej gałęzi nauki, będąc przy tym świadkiem jej rozwoju i ewolucji. Kwalifikacje zawodowe zdobyłem na Uniwersytecie Londyńskim, a studia doktoranckie ukończyłem na Uniwersytecie w Southampton, gdzie uzyskałem również tytuł doktora w dziedzinie biologii komórkowej i molekularnej. Później, w Weill Cornell Medical Center w Nowym Jorku, zrobiłem specjalizację z medycyny intensywnej terapii. W tej książce opisuję przygodę stanowiącą większą część mojego dorosłego życia jako naukowca i lekarza, którego zainteresowania – oprócz intensywnej terapii – obejmują zagadnienia związane z resuscytacją, nagłym zatrzymaniem krążenia, poważnymi uszkodzeniami mózgu oraz wzajemnymi związkami między mózgiem a świadomością.
Gdy zaczynałem, nie przypuszczałem nawet, że nieco ponad ćwierć wieku później będę opisywał, jak moje własne odkrycia i odkrycia dokonane przez innych naukowców zmieniły oblicze dyscypliny zajmującej się niektórymi spośród najważniejszych pytań dla ludzkości, choć na pozór wciąż pozostają one bez odpowiedzi.
Życie i śmierć wprawdzie nadal są tajemnicą, ale nauka dowodzi, że w przeciwieństwie do tego, co twierdzili przez całe wieki niektórzy filozofowie, lekarze i naukowcy, ani procesy biologiczne, ani psychiczne nie kończą się w sensie bezwzględnym wraz ze śmiercią. Chociaż pozostało jeszcze wiele do odkrycia, pojawiają się przekonujące dowody na trwanie ludzkiej świadomości i tożsamości – nie ulegają one unicestwieniu po przejściu w śmierć i dalej ku znajdującej się za nią wielkiej niewiadomej. W śmierci odkrywamy również, że liczy się każdy nasz czyn, każda myśl i każdy zamiar powzięty za życia – od najdrobniejszych do najpoważniejszych.
Ta naukowa podróż, podobnie jak znacznie hojniej finansowana, lepiej nagłaśniana i znana eksploracja kosmosu, również rozpoczyna się w połowie XX wieku. Zamiast jednak odwiedzać przestrzenie położone poza naszą planetą, zamierzam oprowadzić czytelnika po znacznie mniej znanych i znacznie skromniej sponsorowanych, lecz przy tym znacznie ważniejszych odkryciach naukowych dokonywanych w najgłębszych i najdalszych częściach przestrzeni leżących poza życiem, u nowo odkrytej granicy śmierci. Dzięki innowacjom technicznym zajrzymy do umysłów ludzi, którzy przekraczają granicę śmierci, i zobaczymy, jak w ich mózgach pojawiają się oznaki unikalnych nadświadomych stanów umysłu. Sposób, w jaki ich mózgi wznawiają aktywność, a także konkretne jej rodzaje, które rejestrujemy, wsparte analizami wielu tysięcy relacji ludzi, dadzą nam wgląd w rzeczywistość tego, czego wszyscy doświadczymy u kresu naszego życia.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat badacze dokonali zdumiewających odkryć dotyczących procesu umierania ciała i towarzyszących mu zjawisk. W tej książce prezentuję jedno z najważniejszych odkryć w tej dziedzinie, które podważa wszystko, co do tej pory sądziliśmy o naturze śmierci i o tym, kiedy możemy uznać, że ktoś odszedł na zawsze. Po omówieniu funkcjonowania świadomości człowieka podczas umierania przejdę do opisu wyników swoich własnych dociekań dotyczących tego, co dzieje się w nowo odkrytej strefie granicznej leżącej poza śmiercią, opracowanych na podstawie świadectw tysięcy osób, u których resuscytacja zakończyła się powodzeniem. Wyniki moich eksperymentów będą miały przemożny wpływ na wszystkie aspekty naszego życia, zarówno w stanach nagłych, jak i w innych okolicznościach.
Przedstawię zdumiewająco podobne do siebie wspomnienia tysięcy ludzi, którzy weszli do granicznej „szarej strefy śmierci” i z niej powrócili. Nie ma znaczenia, że osoby te nigdy się ze sobą nie spotkały ani nie kontaktowały, nie ma też znaczenia, gdzie zmarły – w Meksyku, Iranie, Tajlandii, Ameryce, Danii czy w Wielkiej Brytanii. Niezależnie od tego, jak toczyło się ich ziemskie życie, ich relacje z doświadczenia śmierci są uderzająco zbieżne.
Nie jest to książka religijna ani filozoficzna, dlatego pozostawiam czytelnikowi interpretację opisanych w niej doznań oraz tego, dlaczego one się zdarzają. Niemniej jednak nie można zaprzeczyć, że się zdarzają. Właśnie dlatego wszyscy powinniśmy zachować spokój i okazywać więcej akceptacji w obliczu cierpienia bliskich oraz nieuchronności własnej śmierci. Możemy również wynieść z tych doświadczeń naukę o konieczności okazywania innym większej empatii i współczucia, ponieważ kluczowym elementem wspomnień o doświadczeniu śmierci okazuje się ponowne przeżywanie swoich czynów z perspektywy osób, na które miały one wpływ.
Zaczniemy od dziwnego, nowego świata „mózgu w wiadrze” i dowiemy się, dlaczego wszystko, co kiedyś myśleliśmy o rzekomo szybkiej dezintegracji tego narządu po śmierci, jest w najlepszym razie wynikiem niepełnego, a w najgorszym – błędnego zrozumienia dostępnych danych. Jeżeli, czego dowodzą te eksperymenty, nasze mózgi wciąż funkcjonują i można je ożywić jeszcze przez wiele godzin po śmierci, to jak powinniśmy zmodyfikować swoje dotychczasowe poglądy na życie i śmierć oraz na umieranie?
* Franklin nie był pierwszym, który użył tych słów. Pochodzą one z komedii Christophera Bullocka z 1716 roku pt. The Cobbler of Preston (Szewc z Preston), w której jeden z bohaterów stwierdza: „Nie można być pewnym niczego prócz śmierci i podatków” (wszystkie przypisy pochodzą od autora, chyba że zaznaczono inaczej).
Nauka o życiu i śmierci
Mózg w wiadrze
Rzecz działa się w niepozornej sali konferencyjnej na szóstym piętrze budynku biurowego znajdującego się na rozległym kampusie na przedmieściach Waszyngtonu. W rześki poranek 28 marca 2018 roku kilkoro mężczyzn i kobiet zajęło miejsca w ponurej, pomalowanej na beżowo sali. Przed każdym z uczestników spotkania ustawiono mikrofon. Na stole konferencyjnym, wśród stosów papierów i migoczących ekranów laptopów, stały karafki z wodą, filiżanki do kawy i plastikowe butelki. Ścianę pomiędzy beżowymi kotarami zajmował ekran projekcyjny, a ze stojaka wciśniętego w prawy róg pokoju zwisała flaga Stanów Zjednoczonych. Uczestnicy spotkania rozglądali się po pomieszczeniu, wpatrywali się w stół lub unosili głowy ku błękitnemu, falującemu ekranowi, ale rzadko spoglądali na siebie nawzajem. To mogło być spotkanie w dowolnym biurze w Ameryce. Nie były to jednak zwykłe biuro, zwykła grupa ani zwykły kampus. Było to spotkanie osiemnastu wybitnych przedstawicieli świata neuronauki i etyki oraz prawników z Narodowych Instytutów Zdrowia (National Institutes of Health, NIH). Zaproszone osoby miały wysłuchać relacji z przełomowych badań naukowych wprost ze świata science fiction. Tak czy inaczej, to spotkanie miało zmienić świat na zawsze, gdyż podważyło jedno z najgłębiej zakorzenionych przeświadczeń określających strukturę naszego społeczeństwa, dotyczących granicy między życiem a śmiercią.
Doktor Nenad Šestan, ponad czterdziestoletni naukowiec, Chorwat z pochodzenia, wstał i udał się na przód sali, aby zająć miejsce na podwyższeniu. W oczy rzucały się dwa elementy jego ubioru: kraciasta koszula w kolorze lawendy i okulary. Przeprosił za łamiący się głos. Zwykle żywy i podekscytowany, tym razem zachowywał się nerwowo i niepewnie. Wiedział, że choć wyniki jego prac są ważne, by nie rzec przełomowe, to mogą na zawsze zakończyć jego karierę naukową i doprowadzić do zamknięcia jego laboratorium. Gęsta ciemna czupryna sprawiała, że w gronie starszych i siwiejących kolegów wyglądał jak młodzieniec. Trudno było poznać, że jest profesorem Uniwersytetu Yale, niezwykle oryginalnym neuronaukowcem, którego prace zostały uhonorowane przez wiele prestiżowych organizacji naukowych i który bez wątpienia zasługuje na Nagrodę Nobla.
Nie zwlekając, przeszedł do rzeczy. Podczas trwającej 45 minut prezentacji poinformował zebranych o czymś, co wcześniej było nie do pomyślenia: wraz ze swoim zespołem przywrócił życie mózgom martwych świń. Mózgi te pozyskano ze ściętych głów zwierząt 4 godziny po uboju w zakładzie przetwórstwa wieprzowiny. Następnie – wykorzystując dostęp przez główne naczynia krwionośne – napełniono je roztworem zawierającym sztuczną krew oraz specjalny koktajl leków chroniących i stabilizujących mózg za pomocą specjalnie zaprojektowanego systemu podtrzymywania życia o nazwie BrainEx.
Ku swemu nieopisanemu zdumieniu w ciągu 6 do 10 godzin (a ostatecznie do 14 godzin po uboju) Šestan i jego zespół zaobserwowali oznaki życia w martwych świńskich mózgach. Część z nich udało im się utrzymać przy życiu nawet przez 36 godzin. W narządach podłączonych do systemu BrainEx zaobserwowano niemal wszystkie prawidłowe funkcje. Nie doszło do uszkodzenia ich struktury, komórek ani naczyń krwionośnych, a krew przepływała przez nie prawidłowo. Aktywność biologiczna i chemiczna wskazywały na prawidłowy metabolizm. Impulsy elektryczne pojawiły się również na połączeniach komórkowych, zwanych synapsami. To było niesłychane.
Zespół Šestana wykonał tę procedurę już ponad 300 razy, a zatem uzyskane wyniki nie mogły być dziełem przypadku. Zapis aktywności elektrycznej mózgów pozostawał płaski, co oznaczało brak klasycznych oznak zazwyczaj kojarzonych z przytomnością i świadomością. Badacz wyjaśnił, że można się było tego spodziewać, gdyż do roztworu dodawano specjalnie dobrane leki, aby uniknąć uszkodzenia komórek i obniżyć prawdopodobieństwo odrodzenia się globalnej aktywności elektrycznej mózgu, zazwyczaj koniecznej do podtrzymania percepcji i świadomości. Po prostu zespół chciał mieć pewność, że zwierzęta nie będą cierpieć.
Uzyskano naprawdę niezwykłe wyniki. Naukowcy słuchający prezentacji byli przekonani, że oglądają zdrowe, a nie martwe mózgi. Šestan przyznał, że przywrócenie świadomości i przytomności martwym świńskim mózgom jest możliwe. Co jednak ważniejsze, ujawnił również, że podobną metodę można zastosować do ludzkich mózgów i utrzymywać je przy życiu przez dłuższy czas. Trudno nie uznać za zdumiewający pomysłu, by mózg martwego ssaka po kilku godzinach oddzielić od ciała, napełnić jakimś roztworem i przywrócić mu świadomość. Zapewne po wprowadzeniu pewnych modyfikacji można tę samą procedurę wykorzystać do ożywienia całej martwej osoby. Ożywiony mózg to jednak co innego w science fiction, a co innego w życiu. Nie wiemy, jak istota ludzka zareagowałaby na życie toczące się całkowicie w obrębie mózgu i będące samą świadomością bez połączenia ze światem za pośrednictwem zmysłów. Przerażająca jest sama myśl o tym, że w niedalekiej przyszłości umierająca osoba może zgłosić się na ochotnika lub zażądać pobrania jej mózgu i zakonserwowania go w ten sposób.
***
Naukowcy od zawsze uważali, że kiedy człowiek umiera, komórki jego mózgu z powodu braku tlenu ulegają nieodwracalnemu uszkodzeniu w ciągu kilku minut. Tak brzmiał niezaprzeczalny od kilkudziesięciu lat dogmat naukowy. Niewielu odważyło się go zakwestionować, przeniknął więc nawet do kultury masowej. Teraz Šestan i jego zespół skutecznie go podważyli, udowadniając, że nawet jeżeli mózg jest pozbawiony tlenu i składników odżywczych przez kilka godzin po śmierci, jego komórki nie umierają ani nie ulegają szybkiej degeneracji, można zatem przywrócić mu życie. Badacz określił uzyskane rezultaty zarówno jako „nieoczekiwane”, jak i „zdumiewające”. Dzięki BrainEx stworzyli system, który miał moc przywracania funkcji mózgom ssaków, potencjalnie także ludzi, kilka godzin po śmierci.
Tak oto Šestan odkrył sekret odwracania śmierci. A jakby tego było mało, zainspirował naukową eksplorację okresu pośmiertnego, a wraz z nim tego, co dzieje się z nami po śmierci.
Po raz pierwszy usłyszałem o badaniach Šestana w 2019 roku, gdy skontaktowała się ze mną Sara Reardon, redaktorka z tygodnika „Nature”. Pod warunkiem zachowania poufności przesłała mi kopię artykułu Šestana, zawierającego wnioski płynące z badań jego zespołu, i poprosiła o komentarz. Byłem tak oszołomiony, że dosłownie zaniemówiłem. Przez co najmniej dziesięć lat starałem się zwrócić uwagę świata nauki na konieczność przedefiniowania naszej koncepcji życia i śmierci. Nie powinniśmy postrzegać kresu życia w kategoriach chwili – należy ją raczej rozumieć jako proces chorobowy, który można leczyć przez wiele godzin po jego wystąpieniu. Próbowałem wskazać tę potrzebę w swojej wydanej w 2013 roku książce Erasing Death. The Science That Is Rewriting the Boundaries Between Life and Death (Wymazywanie śmierci. Badania, które przesuwają granice między życiem a śmiercią) – w Wielkiej Brytanii ukazała się ona pod tytułem The Lazarus Effect (Efekt Łazarza) – a także w publikacjach naukowych oraz licznych wykładach i wywiadach. Co niewiarygodne, właśnie teraz nastąpił przełom.
Tamtego dnia w gronie słuchaczy znalazł się Henry „Hank” Greely, profesor prawa na Uniwersytecie Stanforda, dyrektor Ośrodka Prawa i Nauk Biologicznych w Stanford oraz stanfordzkiego programu w dziedzinie neuronauki i społeczeństwa. Jest on jednym z czołowych światowych ekspertów od kwestii etycznych, prawnych i społecznych wynikających z postępów w genetyce, neuronauce i badaniach nad ludzkimi komórkami macierzystymi. Była też Nita Farahany, profesorka prawa i filozofii na Uniwersytecie Duke’a oraz czołowa badaczka etycznych, prawnych i społecznych implikacji nowych technologii i śmierci. To jednak doktor Jonathan Moreno, profesor Uniwersytetu Pensylwanii i członek Narodowej Akademii Medycyny, okrzyknięty niegdyś „najciekawszym etykiem naszych czasów”, zadał tak ważkie pytanie, że Šestan dosłownie zaniemówił:
„Wybacz intelektualne prostactwo mojego pytania, ale czy mam rację, twierdząc, że kilka godzin po śmierci zwierzęcia zamieniłeś [martwy świński mózg] w świński mózg w stanie śpiączki? Bo chyba tak możemy to najtrafniej opisać?”.
To była celna uwaga. Šestan wprowadził nie jeden, lecz wiele martwych świńskich mózgów w stan, który w najlepszym razie można opisać jako żywe mózgi w śpiączce. Może nawet były to mózgi świadome, z aktywnym umysłem, lecz w których sygnały elektryczne związane z przytomnością i świadomością nie pojawiały się, gdyż tłumiła je specjalnie dobrana mieszanina związków chemicznych.
A teraz rozważmy tę informację w szerszym kontekście. W szpitalach całego świata przebywa wielu ludzi znajdujących się w śpiączce, o czym świadczy płaski zapis aktywności elektrycznej ich mózgów (fakt ten naukowcy wykorzystali do stwierdzenia, że świnie nie były przytomne ani świadome). Nie są martwi, lecz w głębokiej śpiączce, a w przypadku każdej śpiączki przytomność i świadomość można teoretycznie przywrócić po pewnym czasie. W przypadku mózgów świń sprawa była jednak jasna. Aby uchronić je przed uszkodzeniem, Šestan i jego zespół dodali do mieszaniny odżywczej związki blokujące przepływ impulsów elektrycznych przez synapsy. Nie było więc niczym niezwykłym, że żadnych sygnałów tego rodzaju nie wykryto.
Mózgi świń umarły, powędrowały daleko poza strefę śmierci, po czym odżyły i znalazły się w śpiączce. To rzeczywiście poważny dylemat etyczny i prawny. Jakie prawa miałyby martwe świńskie mózgi, gdyby przestały być martwe? Siedziba świadomości – umysł – u ssaków, w tym u nas, ludzi, znajduje się w mózgu. Šestan nie ożywił wątroby ani nerek – ożywił cały mózg, a wraz z nim wszystkie implikacje tego, co jest niezbędne do zachowania tożsamości i myślenia: aktywność umysłową, przytomność, świadomość i osobowość.
Šestan przez pewien czas siedział w bezruchu, mrużąc oczy. W końcu odpowiedział: „Nie chcę robić niczego, co byłoby etycznie wątpliwe. Nie uzyskaliśmy żadnego sygnału [świadomości podczas elektrycznego monitorowania mózgu], zwierzęta nie były więc niczego świadome. Jestem o tym przekonany”.
Jego zdaniem zwierzęta najprawdopodobniej nie cierpiały. I o to chodziło członkom zespołu. Badane przez nich mózgi zwierząt funkcjonowały tak jak u osoby będącej pod wpływem silnego środka znieczulającego, poddawanej zabiegowi operacyjnemu, bez bólu ani świadomości istnienia świata zewnętrznego. Nieodczuwanie bólu i tymczasowy brak świadomości to jednak nie to samo co brak świadomości w sensie bycia całkowicie pustym i pozbawionym osobowości. W świńskich mózgach nie wykryto oznak świadomości właśnie dlatego, że podano im środki działające tak samo jak silne leki znieczulające u ludzi.
Šestan unikał odpowiedzi na najważniejsze pytanie: Co się dzieje z mózgami zwierząt, które były martwe – tak martwe, jak to tylko możliwe, gdyż ich głowy oddzielono od tułowia – a po upływie czterech lub więcej godzin znów stały się żywe? Nikt go nie naciskał. Przypuszczalnie dlatego, że nikt spośród zebranych nie potrafił na to odpowiedzieć.
***
Potrzeba niesłychanej odwagi i śmiałości, aby w ogóle wpaść na pomysł ożywienia martwych mózgów, nie wspominając o podjęciu próby jego realizacji. Nie ma on precedensu w historii nauki, a większości ludzi kojarzy się raczej z opowieścią o doktorze Frankensteinie niż z prawdziwą nauką. A jednak Šestan nie tylko wpadł na ten pomysł, lecz także go zrealizował.
Jako specjalista w dziedzinie neuronauki rozwojowej chciał zrozumieć, co czyni nas ludźmi i czym różnimy się od zwierząt. Zainspirowało go to do podjęcia badań, które doprowadziły do tego odkrycia. Powiedział: „To właśnie próbowałem pojąć przez prawie dwadzieścia lat, odkąd założyłem własne laboratorium”. Podobnie jak teraz, był wówczas przekonany, że sekret człowieczeństwa – klucz do zrozumienia, kim jesteśmy i co czyni nas wyjątkowymi – tkwi w połączeniach pomiędzy dziesiątkami miliardów komórek w naszych mózgach. Nie chodzi o rozmiar ludzkiego mózgu, ale o sposób kontaktowania się ze sobą tych miliardów komórek połączonych aksonami porównywanymi niekiedy do kawałków drutu. Warto nieco bardziej szczegółowo opisać drogę prowadzącą Šestana do dokonania tego przełomu. Jego prace będą miały bezpośredni wpływ na wielu z nas, zarówno za życia, jak i po śmierci, a zwłaszcza na każdego, kto w najbliższej przyszłości będzie potrzebował przeszczepienia jakiegoś narządu. Ale co najważniejsze, bardziej niż jakikolwiek inny naukowiec przyczynił się on do wznowienia debaty o naturze życia i umierania. Wraz z zespołem uświadomił wszystkim doniosłość badań nad związkami ludzkiego umysłu ze świadomością, w tym nad milionami wspomnień o doświadczeniu śmierci, dostarczając niepodważalnych dowodów na to, że graniczna szara strefa śmierci jest znacznie rozleglejsza, niż dotychczas uważano.
Šestan rozpoczął badania na początku XXI wieku w ważnym okresie dla neuronauki. Nieco ponad dziesięć lat wcześniej prezydent George H.W. Bush podpisał deklarację, w której lata dziewięćdziesiąte nazwano „dekadą mózgu”, a rok przed otwarciem laboratorium Šestana (2 maja 2001 roku) w „Nature” – jednym z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych na świecie – opublikowano wyniki niezwykle istotnego badania naukowego zatytułowanego Neural Progenitor Cells Recovered from Postmortem and Adult Tissue (Neuronalne komórki progenitorowe pozyskane z tkanek zwłok i od osób dorosłych). Profesor Fred Gage i jego zespół z Instytutu im. Salka w Kalifornii pobrali fragmenty ludzkich mózgów ze zwłok przechowywanych w kostnicy nawet przez 21 godzin i wykazali, że można je hodować w szalkach Petriego w warunkach laboratoryjnych. Gage zauważył: „Uważam za niezwykłe, że wszyscy mamy w swoich mózgach zbiorowiska komórek mogących rosnąć i różnicować się przez całe nasze życie, a nawet po śmierci”.
Artykuł ten w pełni potwierdził spostrzeżenia Šestana. Jego dociekliwy umysł zaczął więc dążyć ku czemuś nowemu i bezprecedensowemu. Czy można stworzyć kompletną mapę wszystkich najważniejszych połączeń w ludzkim mózgu? Swoje podejście porównał do funkcjonowania internetu, w którym zmieniono metodę udostępniania informacji bez zmiany ich treści. Postawił sobie za zadanie sporządzenie konektomu (pełnej mapy) połączeń w ludzkim mózgu i zbadanie, jak przepływają przez nie informacje. Był to śmiały i kosztowny plan. W tym celu musiałby wyhodować w laboratorium komórki pobrane z mózgów zwłok i zbadać wszystkie skomplikowane połączenia między nimi. Powiedział: „Nigdy nikt wcześniej czegoś takiego nie zrobił. To była droga w nieznane”. Uznał zrozumienie konektomu za klucz do zrozumienia, co czyni nas ludźmi i czym różnimy się na przykład od szympansów.
Pierwszym krokiem było uzyskanie dostępu do mózgów potrzebnych do sporządzenia konektomu. W tym celu badacz nawiązał współpracę z bankiem mózgów zarządzanym przez Wellcome Trust w Wielkiej Brytanii. Banki te gromadzą mózgi lub ich fragmenty pochodzące od zmarłych osób, które za życia przekazały je do badań, a następnie rozprowadzają je wśród badaczy na całym świecie. Šestan wspominał: „Zazwyczaj zamrażają one mózgi przed wysyłką. Lecz pewnego razu pracownik banku po prostu obłożył go lodem i wysłał do nas bez zamrażania. Musiał uznać, że narząd będzie wystarczająco schłodzony i nie ulegnie [rozkładowi ani typowym dla tego procesu uszkodzeniom]. Nie przewidział jednak tego, że firma kurierska nie zdąży nadać przesyłki na najbliższy lot do Nowego Jorku. Oczywiście lód stopniał i otrzymaliśmy mózg bardzo późno, bo aż 48 godzin później, niż oczekiwaliśmy”.
Šestan czuł się okropnie. „Ktoś oddał swój mózg do badań w dobrej wierze. Nie wolno nam go zmarnować. Musimy traktować go z szacunkiem i w pełni wykorzystać. To był bardzo hojny dar. Ale po 48 godzinach nie nadawał się do naszych badań. Uznaliśmy, że rozkład posunął się za daleko”.
Zamiast wyrzucić mózg, Šestan postanowił znaleźć dla niego inne zastosowanie. Jeden z jego doktorantów, Andre Sousa, właśnie doskonalił technikę badania połączeń nerwowych za pomocą nowego narzędzia, zaproponował mu więc, by poćwiczył na niedawno otrzymanym narządzie.
Dwa i pół tygodnia później podekscytowany Andre przybiegł do Šestana i zawołał: „Muszę ci coś pokazać!”. Šestan zerknął przez mikroskop na szalkę Petriego i zobaczył skupiska rozwijających się ludzkich komórek mózgowych. „Komórki wyglądały tak dobrze jak te, które wyhodowaliśmy ze świeżych fragmentów mózgu pobranych podczas operacji”. Šestan nie posiadał się ze zdumienia. Doskonale wiedział, skąd pochodziły komórki, na których pracował jego student – ze spóźnionej przesyłki. Ale przecież znajdowały się w podróży przez dwie doby, powinny zatem już być w stanie daleko posuniętego rozkładu. Nie wierzył w to, co widzi.
„Szczerze mówiąc, początkowo myślałem, że chłopak chce mnie nabrać”, wyznał. „Naprawdę tak mi się wydawało”. Ale jeżeli to nie był niesmaczny, głupi żart, wnioski były szokujące. „Komórki pochodzące z mózgu zmarłej osoby [i pobrane po upływie 48 godzin] dzieliły się zupełnie prawidłowo. Zachowały się nawet wszystkie aksony – włókna łączące pojedyncze komórki nerwowe”. Nikt nigdy nie uzyskał podobnych wyników podczas pracy z tkankami mózgu tak długo po śmierci. Komórki mózgowe zmarłej osoby nie były ani martwe, ani uszkodzone, i rozwijały się jeszcze przez kilka tygodni.
Pracownicy firmy kurierskiej nie mieli pojęcia, w jakim stopniu ich niefrasobliwość przyczyniła się do niezwykle ważnego odkrycia naukowego. Tak jak Alexander Fleming przypadkowo odkrył penicylinę, gdy przed wyjazdem na urlop zostawił w laboratorium odkrytą szalkę Petriego, Šestan wraz ze współpracownikami nieświadomie dokonali przełomu, który na zawsze zmieni bieg medycyny i nauki. Ale to był dopiero pierwszy krok. Chociaż Šestan był świadom wagi tego odkrycia, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że martwy mózg można będzie ożywić i przywrócić mu zdolność funkcjonowania. Potrzebny był do tego kolejny szczęśliwy zbieg okoliczności.
***
Šestan wciąż się zastanawiał, jak „wziąć mózg, utrzymać go przy życiu i zmapować”. Mówiąc „zmapować”, miał na myśli odtworzenie połączeń nerwowych wewnątrz dużego fragmentu mózgu. Oznaczało to radykalne odejście od sposobu, w jaki tradycyjnie badano połączenia w małych skupiskach komórek mózgowych hodowanych w szalkach Petriego. Większe próbki tkanki lepiej nadawały się do jego celu, ponieważ zawierały znacznie większą sieć komórek z zachowanymi połączeniami i dłuższe odcinki aksonów. Badanie konektomu ekscytowało Šestana, lecz wiedział, że prowadzenie eksperymentów na tak dużą skalę z wykorzystaniem mózgów pochodzących z ludzkich zwłok będzie niemożliwe.
Rozwiązanie pojawiło się pewnego dnia, gdy wybrał się na zakupy w miejscowym hipermarkecie Costco i zauważył, że w jego pobliżu znajduje się ubojnia. Zbierając się na odwagę, badacz podszedł i zapukał do drzwi. Otworzył mu postawny, niezbyt przyjaźnie usposobiony i trochę zdenerwowany mężczyzna, który przyglądał mu się podejrzliwie. Šestan zdecydowanie nie wyglądał na handlarza mięsem.
– Jestem naukowcem z Uniwersytetu Yale i zajmuję się mózgami. Czy nie miałby pan jakiegoś mózgu na zbyciu? – zapytał Šestan.
Zbity z tropu pracownik stał się wyraźnie mniej przyjaźnie usposobiony, bardziej zdenerwowany i podejrzliwy. Kto z nas spodziewałby się profesora Yale stojącego na progu naszej ubojni? A może to inspektor sanitarny?
– Nic z tych rzeczy, może mi pan zaufać. – Šestan nie dawał za wygraną. – Potrzebuję mózgu do eksperymentów naukowych.
W końcu po dłuższych wyjaśnieniach mężczyzna utwierdził się w przekonaniu, że nic mu nie grozi.
– Nie używamy świńskich mózgów, bo nie są nam do niczego potrzebne. Może pan sobie zabrać ich tyle, ile pan chce – powiedział.
Tak oto Šestan znalazł rozwiązanie swojego problemu. Ubojnia i tak wyrzucała świńskie mózgi, mógł więc mieć tyle materiału do badań, ile potrzebował, i żadne zwierzęta nie musiały ginąć specjalnie w tym celu.
Dotąd Šestan i jego zespół badali bardzo cienkie plastry mózgu lub jego pojedyncze komórki, nie mieli zatem trudności z dostarczaniem im tlenu. Teraz stanęli w obliczu zupełnie nowego wyzwania. Musieli znaleźć sposób na zaopatrywanie w tlen dużych fragmentów świńskich mózgów. Ze względu na ich rozmiary i delikatny układ naczyń krwionośnych występowały jednak trudności z zapewnieniem krążenia krwi w pociętej na plastry tkance, co z kolei powodowało jej szybki rozkład. „Kilka razy w tygodniu jeździliśmy do rzeźni, skąd braliśmy mózgi do laboratorium. Przez dwa lata próbowaliśmy różnych rzeczy, żeby utrzymać je przy życiu, ale bez powodzenia”.
Pewnego dnia Šestan w zupełnie innej sprawie odwiedził Arta Belangera, patologa i dyrektora kostnicy Uniwersytetu Yale. Gdy tylko wszedł do laboratorium, zwrócił uwagę na dziwną konstrukcję. W wiadrze wstawionym do zlewu znajdował się ludzki mózg. Gdy badacz podszedł bliżej, zauważył stojącą obok plastikową butelkę z płynem sączącym się przez układ rurek do głównych naczyń krwionośnych mózgu.
Belanger wyjaśnił, że jego personel używa tej aparatury do utrwalania i konserwacji mózgu. Šestan wiedział o tym, że preparaty tkankowe konserwuje się, zanurzając je w formaldehydzie, ale nie poprzez wprowadzanie specjalnie przygotowanego roztworu dużymi naczyniami krwionośnymi. Metoda ta nosi nazwę plastynacji. „Możesz mi wierzyć – powiedział Belanger – plastynacja daje znacznie lepsze rezultaty”. W przeciwieństwie do zanurzania w formaldehydzie w procesie plastynacji wykorzystuje się istniejącą sieć naczyń krwionośnych, a preparat dociera do najgłębszych zakamarków mózgu.
„To był dla mnie punkt zwrotny – powiedział mi Šestan. – Doznałem olśnienia”. A może zamiast używać preparatu konserwującego, jak to robił Belanger, użyć innego roztworu zawierającego tlen i składniki odżywcze, a następnie pompować go do mózgu przez duże naczynia? Oczywiście nie byłoby to łatwe, a nawet gdyby znalazł na to jakiś sposób, pozostawał do przezwyciężenia bardzo poważny problem – ludzkie mózgi docierały do badaczy najwcześniej po 8 godzinach od stwierdzenia zgonu ich właścicieli. Narządy te pozostawały zatem przez wiele godzin pozbawione tlenu i składników odżywczych, nie wspominając o tym, że cała krew w ich naczyniach krwionośnych zdążyłaby zakrzepnąć. W tym stanie nie da się przepompować przez nie żadnego roztworu.
Šestan spojrzał na Belangera i nieco rozczarowany stwierdził:
– Ale to działa tylko wtedy, kiedy roztwór zostanie wpompowany zaraz po śmierci, prawda?
Patolog uśmiechnął się do kolegi i zdradził mu tajemnicę handlową.
– Niekoniecznie. Kilka godzin po śmierci krew znów ulega upłynnieniu.
To było drugie olśnienie. Šestan nie posiadał się z ekscytacji. Uświadomił sobie, że dotąd podchodził do problemu z niewłaściwej strony. Powinien pracować na całych mózgach i dostarczać im składników odżywczych tą samą drogą, jaką Belanger konserwował mózgi w wiadrze. Wystarczyło tylko zastąpić preparat utrwalający odpowiednim roztworem, który dostarczałby tlenu i innych potrzebnych związków do każdego zakątka tego narządu w taki sam sposób, w jaki odbywa się to u żywych ludzi.
Znalezienie maszyny, która pozwoliłaby przetestować w praktyce ideę sztucznej perfuzji mózgów, zabrało trochę czasu. W końcu jednak się udało: było to urządzenie zdolne do utrzymywania przy życiu przez dłuższy czas nerek, serc i wątroby poza ciałem człowieka. Jej producent, firma BioMEDInnovations (BMI), miał nadzieję, że system ten, znany jako CaVESWave, pomoże naukowcom opracować lepsze metody konserwacji i przygotowania pojedynczych narządów przeznaczonych do przeszczepów.
Zanim Šestan i jego zespół mogli przetestować maszynę, musieli sporządzić bardzo precyzyjną mapę układu krwionośnego mózgu świni, aby zidentyfikować połączenia pomiędzy poszczególnymi naczyniami i zdecydować, które spośród nich należy zamknąć. Do tego celu użyli barwnika spożywczego. Po wprowadzeniu go do tętnic śledzili drogę pokonywaną przez krew do każdego zakamarka tego narządu. Prace te trwały kilka miesięcy. Po zużyciu wielu świńskich mózgów zespół wyznaczył przebieg naczyń i opracował plan działania.
Gdy firma BMI dostarczyła zamówione urządzenie, Šestan i jego zespół zaczęli od wprowadzania w nim daleko idących modyfikacji, aby możliwie najlepiej dostosowywać je do potrzeb eksperymentu. Cały system nazwali BrainEx, lecz między sobą mówili o nim „mózg w wiadrze”. Wkrótce miały się potwierdzić jego zdumiewające możliwości.
Maszynę wykorzystano po raz pierwszy podczas prac nad stworzeniem optymalnego roztworu do perfuzji mózgu. Badacze użyli sztucznej substancji podobnej do krwi, zwanej hemoglobinopochodnym nośnikiem tlenu (hemoglobin-based oxygen carriers, HBOCs). Następnie dodali do niej co najmniej dziewięć różnych związków, aby usprawnić przepływ krwi i chronić komórki mózgowe. Było to konieczne, żeby zapobiec tak zwanemu zespołowi reperfuzji lub urazowi reoksygenacyjnemu, który prowadzi do szybkiej śmierci uprzednio pozbawionych tlenu komórek mózgowych po przywróceniu dopływu krwi. Użyli także kilku substancji chemicznych umożliwiających im śledzenie przepływu roztworu w mózgu za pomocą ultradźwięków.
Wreszcie nadeszła długo wyczekiwana chwila: naukowcy przez godzinę pompowali do badanego mózgu niecały litr szkarłatnoczerwonego płynu zmieszanego z koktajlem leków ochronnych. Ponieważ w warunkach naturalnych krew nie płynie przez tętnice ciągłym strumieniem, zespół Šestana wprowadził kolejną modyfikację układu w postaci automatycznego generatora impulsów naśladujących tętno. Po precyzyjnym dostrojeniu parametrów urządzenia zauważyli, że tkanka mózgowa przybiera różowoszary odcień, niczym żywy mózg.
Umieszczenie pierwszego świńskiego mózgu w BrainEx oznaczało początek eksperymentu, który otworzył drzwi do nowej ery w nauce, stawiając naukowców i bioetyków na całym świecie w obliczu wielu bardzo trudnych pytań. W chwili, gdy rozpoczęto eksperyment, zwierzęta, od których pozyskano mózgi, nie żyły już od wielu godzin. Wcześniej naukowcy uważali, że po odcięciu dopływu krwi mózg ulega szybkiej degradacji, prowadzącej do śmierci wszystkich jego komórek. Zmiany uznawano za nieodwracalne, jeżeli nie udało się szybko przywrócić przepływu krwi. Ze względu jednak na fakt, że tak naprawdę wcześniej nie badano tego zjawiska, nikt nie wiedział, gdzie przebiega granica między zmianami odwracalnymi a nieodwracalnymi. Zespół Šestana stopniowo wydłużał czas perfuzji z godziny do 2 godzin, a następnie z 2 do 3. Z każdą kolejną godziną ożywało więcej komórek.
Po raz pierwszy w historii ludzkości dzięki maszynie pierwotnie skonstruowanej w celu utrzymywania przy życiu pojedynczych narządów przeznaczonych do przeszczepu naukowcy uzyskali możliwość badania całego mózgu poza ciałem po śmierci. Dzięki temu sporządzili mapę komórek mózgowych i ich połączeń o wcześniej niemożliwym do uzyskania poziomie precyzji. Šestan wspomina zdumienie, jakie odczuwał, pochylając się nad mikroskopem. Mózg i jego komórki znów były biologicznie aktywne. Funkcja mózgu została przywrócona. „O Boże!”, pomyślał.
Šestan podejrzewał, że mózgi mogą odzyskać przytomność. Wyobraźmy sobie przez chwilę świnię w takim stanie: jest przytomna, ale nie ma oczu, którymi mogłaby patrzeć, ryjka, którym mogłaby kwiczeć, ani ciała, a mimo to pozostaje świadoma swojego bezcielesnego istnienia. Byłoby to zdarzenie rodem z powieści science fiction lub z naszych najgorszych koszmarów, mimo to nie można go było całkowicie wykluczyć. Właśnie dlatego naukowcy musieli się upewnić, że po śmierci i ożywieniu mózg świni pozostanie w stanie nieświadomości, aby uniknąć nieopisanego stresu u zwierzęcia. Im dłużej trwał eksperyment, tym bardziej prawdopodobny był powrót świadomości i aktywności umysłu. Czy mu się to podobało, czy nie, Šestan odnowił odwieczny filozoficzny spór dotyczący tego, co dzieje się po śmierci z nami wszystkimi, czyli z umysłem, świadomością i jaźnią.
Potrzebował czegoś, co pomogłoby mu udzielić odpowiedzi na to pytanie. Sięgnął zatem po monitor indeksu bispektralnego (bispectral index, BIS) – urządzenie używane przez anestezjologów do określenia poziomu świadomości osoby będącej pod wpływem znieczulenia ogólnego podczas zabiegu operacyjnego. Urządzenie to mierzy aktywność elektryczną mózgu i nadaje jej przejawom wartości liczbowe w skali od 0 do 100. Im wyższa wartość, tym większa aktywność elektryczna, a więc również wyższy stopień przytomności i świadomości. Monitor BIS podłączony do jednego z mózgów wskazał wartość 10, a nie 0, co odpowiadało mniej więcej poziomowi przytomności osoby w głębokiej śpiączce. Šestan odłączył urządzenie. To było przerażające. Czy mózg świni był przytomny po śmierci? W tej chwili uświadomił sobie, że wkracza na niezbadany obszar.
Stwierdził zatem, że zanim podejmie decyzję o kontynuowaniu prac, zasięgnie opinii bioetyków. Pierwszego maila wysłał do dyrektora Interdyscyplinarnego Centrum Bioetyki w Yale, a drugiego do grupy roboczej do spraw neuroetyki działającej w ramach finansującej jego badania inicjatywy NIH BRAIN.
Dyskusja z przedstawicielami NIH przyniosła kilka ważnych wniosków. Po pierwsze, stwierdzono, że monitor BIS został zaprojektowany do użytku na ludzkiej czaszce, toteż mógł błędnie odebrać sygnały z mózgu świni pozbawionego analogicznej osłony. W związku z tym zalecono użycie innego rodzaju systemu monitorowania aktywności elektrycznej mózgu, zwanego elektrokortykografią lub w skrócie ECoG. Wysunięto przypuszczenie, że system ten będzie dawał precyzyjniejsze odczyty, gdyż podczas operacji jego elektrody przykłada się bezpośrednio do kory mózgowej. Po drugie, Šestanowi zalecono dodanie do mieszaniny silnych leków znieczulających i szybkie obniżanie temperatury mózgu, aby stłumić wszelkie ewentualne oznaki świadomości, gdy tylko zostaną one wykryte. Korzystając z ECoG i specjalnych związków hamujących aktywność mózgu w roztworze perfuzyjnym, Šestan i jego zespół nigdy więcej nie wykryli aktywności elektrycznej na poziomie sugerującym powrót świadomości.
Feralnego 28 marca 2018 roku Šestan uczestniczył w rzekomo poufnym spotkaniu z przedstawicielami NIH. Wkrótce potem reporterzy z „MIT Technology Review” otrzymali nagranie wideo tej dyskusji i opublikowali artykuł na temat podjętych decyzji. W ciągu kilku godzin w mediach całego świata pojawiły się clickbaitowe tytuły, w których wspominano o „odciętych głowach” i „badaniach w stylu Frankensteina”.
Ten rodzaj rozgłosu zaniepokoił Šestana, mimo to kontynuował on swoją pracę. Po pewnym czasie doszedł do wniosku, że gdyby wprowadził do dowolnego martwego mózgu ciecz podobną do krwi zawierającą tlen i odpowiednią kompozycję składników odżywczych, mógłby przywrócić mu życie. Nie kłamał, gdy twierdził: „Nie zamierzaliśmy przywracać życia martwym mózgom. To było dla nas naprawdę coś zupełnie nowego”. A teraz dokonanie tego okazało się w zasięgu możliwości jego zespołu. Oczywiście wykorzystanie ludzkich mózgów do takiego projektu badawczego nie wchodziło w grę. Niemniej eksperymenty, które zamierzał rozpocząć, miały wywołać poruszenie w świecie religii, bioetyki, nauk społecznych i medycyny.
***
Rok po spotkaniu w siedzibie NIH wyniki prac Šestana opublikowało czasopismo „Nature” (z datą 17 kwietnia 2019 roku) pod tytułem Restoration of Brain Circulation and Cellular Functions Hours Post-Mortem (Przywracanie krążenia i funkcji komórek mózgowych kilka godzin po śmierci). A były one niezwykłe. Autorzy przedstawili w nim krok po kroku proces przywracania życia martwym mózgom trzydziestu dwóch świń, ożywiając je nawet na 14 godzin po śmierci.
Komentarze obiegły cały świat lotem błyskawicy. „»Częściowo żywe«: Naukowcy ożywiają komórki mózgów martwych świń” – tak brzmiał nagłówek w „The New York Times”. Brytyjski dziennik „The Guardian” donosił: „Naukowcy przywracają pewne funkcje mózgów martwych świń 4 godziny po śmierci”. „Podstawowa aktywność komórek świńskich mózgów kilka godzin po śmierci”, zachwycał się reporter „World Economic Forum”. Inny tytuł krzyczał: „Mózgi świń częściowo ożywione przez naukowców kilka godzin po śmierci”. Podobne nagłówki pojawiały się we wszystkich głównych mediach we wszystkich językach i krajach.
Co prawda wyniki prac Šestana znalazły się na ustach wszystkich, lecz jeśli wziąć pod uwagę ważkość dokonanego odkrycia, treść opisujących je artykułów rozczarowywała. Media donosiły, że mózgi „nie były żywe” i że przywrócono „śladową aktywność komórkową” lub „częściową” funkcję mózgu. Doniesienia były rażąco niedokładne, mylące i wręcz bagatelizowano w nich znaczenie dokonanego odkrycia. Šestan niemal położył kres przeświadczeniu, jakoby życie i śmierć były binarnymi, łatwymi do oddzielenia zjawiskami oraz jakoby po opuszczeniu bezpiecznych brzegów życia nie było odwrotu. Co oznacza śmierć, jeżeli po godzinie można ją odwrócić? Albo po 2 godzinach? Albo po 4, 8, a nawet 10? Pewne odpowiedzi na te pytania proponują nam naukowcy, ale co to odkrycie oznacza dla nas wszystkich jako istot ludzkich i jak wpłynie na pracę prawników, etyków, teologów i filozofów? Co ludzie, którzy zostali przywróceni do życia po przekroczeniu biologicznej granicy, opowiedzą nam o swoich doznaniach w tej nowo odkrytej szarej strefie śmierci?
Profesor Steve Waxman, starszy neurolog na Uniwersytecie Yale, powiedział Šestanowi: „Musisz zrozumieć, że [twoje odkrycie] będzie miało głęboki wpływ na postrzeganie śmierci przez ludzi, [gdyż] myślą oni o tym jako o zjawisku binarnym, [co oznacza, że] albo jesteś martwy, albo żywy”. Dodał: „Nie jesteś gotów [na to, co nadejdzie], bo nie przemyślałeś wszystkich jego implikacji, dlatego musisz bardzo uważać na to, co mówisz”.
A teraz spójrzmy na te doniesienia medialne z innej perspektywy. To tak, jakby badacz właśnie odkrył lek skutecznie likwidujący raka we wszelkich postaciach, nawet w końcowym stadium, w ciągu kilku godzin od zaaplikowania, lecz dziennikarze wspominaliby tylko o pewnej „ograniczonej aktywności leku” przeciwko komórkom nowotworowym, bez ujawniania jego prawdziwego potencjału leczniczego.
Nie brakowało dziwacznych, bezpodstawnych, a nawet błędnych uwag o braku oznak życia i świadomości. Zacytujmy fragment tekstu, który ukazał się na łamach „The Guardian”: „Mózgi nie były żywe ani nie wykazywały oznak świadomości […]. Niektóre neurony zaczęły przekazywać impulsy elektryczne. Nie było jednak żadnych oznak skoordynowanej i obejmującej cały mózg aktywności elektrycznej, która potwierdzałaby jego zdolność do odbioru bodźców zmysłowych. Zespół był gotów zastosować środki znieczulające, na wypadek gdyby aktywność mózgu wskazywała na pojawienie się przytomności. Lecz nic takiego nie miało miejsca”.
Tak naprawdę w badaniu dowiedziono, że martwe mózgi ssaków można w pełni (a nie tylko częściowo) ożywić oraz że technologię BrainEx można wykorzystać do ożywiania martwych ludzi. Šestan i jego zespół całkowicie przywrócili życie – czyli wszystkie mierzalne parametry funkcji – mózgom świń nawet po 14 godzinach od śmierci. Fakt, że nie wykryto przytomności, czyli gotowości do odbioru bodźców zmysłowych, wynikał po prostu z tego, że roztwór BrainEx zawierał środek o działaniu znieczulającym i blokował przepływ impulsów elektrycznych. A ponieważ badacze uznali właśnie ten czynnik za oznakę przytomności, to oczywiście niczego takiego nie zaobserwowali. Przypuszczalnie byłoby inaczej, gdyby nie dodawali takiego środka do roztworu perfuzyjnego.
Mieliśmy do czynienia z przełomowym odkryciem. Czy może być coś ważniejszego niż przepis na odwracanie śmierci? Nie posiadałem się ze zdumienia. Jak to możliwe, by dziennikarze błędnie zinterpretowali, a nawet przeoczyli coś tak ważnego? Większość ekspertów cytowanych przez media również zdawała się lekceważyć poważne konsekwencje tego, jakie niosą ten i inne niedawne przełomy w nauce dla naszej interpretacji wydarzeń towarzyszących umieraniu i zdolności do przywracania życia po śmierci.
Po pewnym czasie stało się dla mnie jasne, że pomniejszenie wartości wyników badań było w rzeczywistości wynikiem intrygi uknutej przez badaczy, pracowników NIH i kadrę naukową Uniwersytetu Yale. Jedną ze wskazówek, która pomogła mi zrozumieć wydarzenia rozgrywające się za kulisami, uzyskałem podczas rozmowy z pisarzem naukowym Julesem Asherem. Z ramienia NIH opracował on oficjalny komunikat dla prasy, a zaledwie kilka miesięcy później po czterdziestu pięciu latach pracy przeszedł na emeryturę z Biura Polityki Naukowej, Planowania i Komunikacji tej instytucji.
Kiedy latem 2020 roku rozmawiałem z Asherem, wyjaśnił mi, że zespoły public relations NIH i Uniwersytetu Yale postanowiły skoordynować działania po to, by złagodzić wymowę odkrycia Šestana w odbiorze publicznym. „Po prostu nie wiedzieliśmy, co zrobić z tymi wynikami. Postanowiliśmy więc użyć niejasnego języka, aby pomniejszyć ich wartość, zwłaszcza w takim zakresie, w jakim dotyczyły one kwestii życia i śmierci. Zbyt słabo orientowaliśmy się w temacie, postanowiliśmy zatem zachować ostrożność”, wyznał. Opracowali wobec tego bardzo ogólnikowy komunikat prasowy, ostrożnie dobierając słowa, aby nie wywołać wybuchu szaleństwa.
W analogiczny sposób partie polityczne i rządy używają języka, by ukryć niewygodne fakty przed opinią publiczną i mediami. Z pewnością nie tego oczekujemy od naukowców, instytucji finansujących naukę i uniwersytetów. Misterny plan się jednak powiódł. Udało się odwrócić uwagę światowych mediów od rzeczywistych implikacji odkrycia.
Aby stłumić w zarodku wszelkie dyskusje na temat przywracania życia martwym mózgom świń, celowo użyto na pozór brzmiących naukowo, lecz w istocie nielogicznych i pełnych sprzeczności stwierdzeń. Na przykład media błędnie donosiły, że mózgom nie przywrócono życia, powołując się na słowa Zvonimira Vrselji, jednego ze współpracowników Šestana: „Z klinicznego punktu widzenia nie jest to żywy mózg, ale mózg aktywny komórkowo”.
Jak można powiedzieć, że aktywny komórkowo (czyli biologicznie aktywny) mózg nie jest żywy? Czy aktywność biologiczna nie stanowi głównego kryterium życia? Przecież to stoi w sprzeczności z wszelkimi spostrzeżeniami klinicznymi i naukowymi. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na ten fakt. Zgodnie z tym tokiem rozumowania każdy z nas, kto ma biologicznie aktywny mózg, dysponuje nie tyle „żywym mózgiem”, ile „mózgiem aktywnym komórkowo”. Starannie dobrane słowa nad podziw dobrze spełniły swoje zadanie i wyprowadziły wszystkich na manowce, zresztą zgodnie z zamierzeniami specjalistów do spraw public relations.
Šestan spotkał się z większością pracowników biura prasowego w siedzibie NIH rok przed publikacją artykułu. Podczas dyskusji ujawnił informację, że mózgi świń były żywe, lecz w stanie śpiączki. I o to właśnie chodziło doktorowi Moreno. Šestan nawiązał również do faktu, że gdyby nie dodali związków blokujących aktywność elektryczną mózgu do roztworu substancji odżywczych i poczekali trochę dłużej, zapewne zaobserwowaliby aktywność odpowiadającą przytomności, świadomości i procesom myślowym zachodzącym w mózgach świń. Tym samym przyznał, że przywrócenie przytomności i świadomości – czyli aktywności umysłu – martwym świńskim mózgom było możliwe.
Uzyskane wyniki stawiają nas w obliczu fundamentalnych pytań dotyczących tego, co to znaczy żyć i umrzeć. W ostrożnie sformułowanym komunikacie prasowym zbagatelizowano jednak wnioski badaczy, a nawet wprowadzono do nich pewne przekłamania na żądanie instytucji finansujących analizy i nadzorujących ich przebieg. Tylko ci, którym wystarczyło przenikliwości, zwietrzyli podstęp i zrozumieli wagę odkrycia, nie posiadając się ze zdumienia nad jego implikacjami dla ludzkości. Naukowcy i pracownicy NIH nie byli przygotowani na jego konsekwencje i zabrakło im czasu na zastanowienie się. Odkrycie okazało się zbyt doniosłe, dokonano go zbyt szybko i zbyt nieoczekiwanie. Dlatego uznali, że muszą zachować niezwykłą ostrożność.
Opinia publiczna zupełnie słusznie oczekuje od naukowców przemyślanych odpowiedzi. Šestan przyznał, że sam był zaskoczony wynikami swoich prac: „Sam tego do końca nie rozumiałem i tu jest pies pogrzebany”. Natknął się na coś znacznie większego, niż mógł to sobie wyobrazić w najśmielszych snach.
Pomniejszanie wartości dokonań zespołu Šestana nie było wynikiem złośliwości, lecz skrajnej ostrożności. Za niejasnymi sformułowaniami i medialną otoczką kryje się fakt, że technologia i odkrycia stojące za BrainEx będą kluczem do przywracania życia po śmierci.
***
Wkrótce potem dał o sobie znać efekt domina. Zainspirowana przełomowym odkryciem Šestana inna grupa naukowców przesunęła granicę śmierci jeszcze dalej, publikując wyniki swoich analiz w maju 2022 roku. W ramach współpracy między Instytutem Badawczym im. Ellen B. Scripps i Uniwersytetem Utah naukowcy pod kierownictwem Fransa Vinberga i Anne Hanneken pobrali od zmarłych ludzi gałki oczne 5 godzin po zgonie, a następnie przywrócili tym narządom wrażliwość na światło oraz zdolność do przekazywania impulsów elektrycznych. Przed odkryciem Šestana wydawało się to nie do pomyślenia. Teraz jednak nie tylko o tym myślano, lecz także z powodzeniem to realizowano, a na dodatek w bardzo krótkim czasie.
W sierpniu 2022 roku Šestan znów zaszokował świat eksperymentem, który uznano za kamień milowy na drodze do ożywiania martwych ludzi w najbliższej przyszłości. Tym razem wraz z zespołem podjął próby ożywiania martwych świń, a nie tylko świńskich mózgów. Do tego celu użyli OrganEx – nowego urządzenia i procedury wywodzącej się z BrainEx, która umożliwia przywracanie życia wszystkim narządom martwych świń jednocześnie – a działania podjęli godzinę po śmierci. Porównali martwe świnie podłączone do OrganEx z grupą kontrolną podłączoną do aparatury pozaustrojowej oksygenacji membranowej (extracorporeal membrane oxygenation, ECMO). To ostatnie urządzenie jest obecnie dostępne tylko w wybranych szpitalach wysokiego stopnia referencyjnego i wykorzystywane głównie w leczeniu pacjentów z zaawansowaną niewydolnością krążeniowo-oddechową. Zapewnia ono perfuzję narządów ciała, dostarcza do nich tlen i usuwa dwutlenek węgla. Uważa się je za znacznie lepsze od standardowych metod ratowania życia, takich jak resuscytacja krążeniowo-oddechowa. Krótko mówiąc, porównano OrganEx z najlepszym z najlepszych, istnym rolls-royce’em wśród sprzętu do resuscytacji.
Jaki był wynik tego pojedynku? Z dużą przewagą wygrał OrganEx, który w ciągu 6 godzin (czas trwania eksperymentu) przywrócił do życia wszystkie główne narządy zwierząt, w tym mózg, serce, płuca, wątrobę, nerki i trzustkę, odwracając procesy śmierci na poziomie komórkowym, czego nie udało się dokonać nigdy wcześniej. U świń podłączonych do ECMO naukowcy stwierdzili natomiast poważne oznaki uszkodzeń wszystkich głównych narządów. Świnie leczone OrganEx poddano różnym badaniom, które wykazały przywrócenie prawidłowych parametrów funkcjonowania organizmu, takich jak utrzymywanie stabilnego poziomu glukozy, krzepliwość krwi, czynność nerek i praca serca. OrganEx okazał się także skuteczniejszy we wspomaganiu procesów regeneracji. Naukowcy znaleźli dowody samonaprawy komórek mózgowych, które odzyskały zdolność do wchłaniania cukru i tlenu z krwi oraz wytwarzały dwutlenek węgla, a są to kluczowe oznaki świadczące o ich zdrowiu i prawidłowym funkcjonowaniu.
Przez pewien czas Šestan oraz zespoły jego badaczy, kierownictwa NIH oraz Uniwersytetu Yale postanowiły unikać kontrowersji i znów zbagatelizować odkrycie. Choćby słowem nie zająknęli się ani o możliwości zastosowania OrganEx do ożywiania zmarłych ludzi, ani o jego roli w zacieraniu granic między życiem a śmiercią. Oficjalne stanowisko brzmiało: OrganEx może zmienić życie wielu ludzi – nie poprzez przywracanie zmarłych do życia – lecz dzięki niespotykanej wcześniej w medycynie możliwości powiększania puli dawców narządów. Technologia ta ma wspomagać ożywianie narządów u nieżyjących osób poprzez umożliwienie sztucznej perfuzji, co z kolei może uczynić ze zmarłej osoby dawcę narządów, dzięki którym można będzie ocalić życie innym. Trudno jednak nie zauważyć, że jeśli ożywimy narządy zmarłej osoby, to zasadniczo przywrócimy jej życie.
Badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Yale pokazują, że granica między tym, co dotychczas uznawaliśmy za życie i śmierć, jest znacznie bardziej rozmyta, niż moglibyśmy przypuszczać. Jako naukowcowi niezmiernie zależy mi na tym, by to odkrycie pomogło nam opracować nowe metody leczenia, w tym te umożliwiające przywracanie życia ludziom przez dłuższy czas po śmierci. Interesuje mnie również to, co dzieje się z nami wszystkimi: z naszą świadomością, jaźnią i bardzo ludzkim doświadczeniem przechodzenia przez śmierć. Wyniki badań nad mózgami świń potwierdziły coś, nad czym sam pracowałem przez ponad dekadę, dostarczając dowodów na to, że śmierć jest swego rodzaju kontinuum, a nie wydarzeniem binarnym. Chociaż świnie nie mogą podzielić się z nami swoimi doznaniami związanymi z życiem, umieraniem ani śmiercią, badania nad ich mózgami dowiodły słuszności wyników moich prac nad tym, co dzieje się z ludzkim umysłem i świadomością w trakcie umierania.
Jest tylko kwestią czasu, kiedy OrganEx zostanie wykorzystany do przywracania życia zmarłym ludziom. Naukowcy już nad tym pracują, a my mamy nadzieję do nich dołączyć. Wiem, że ta historia może się kojarzyć z literaturą science fiction, ale nie powinna. Tak wygląda rzeczywistość naukowa. Jeżeli idea przywracania człowiekowi świadomości w postaci „mózgu w pudełku” brzmi przerażająco lub co najmniej upiornie, to pomysł ożywienia całego ciała z wykorzystaniem OrganEx jest zdumiewający, obiecujący i stanowi afirmację życia.
Przestrzeń graniczna między życiem, śmiercią a tym, co jest poza nią, wciąż się poszerza. Istnieją przesłanki, by sądzić, że w przyszłości będzie się jeszcze bardziej poszerzać – zmarłych ludzi będzie można ożywiać dzięki technologii takiej jak OrganEx. Oznacza to, że nauka nie może już dłużej bagatelizować konieczności prowadzenia bezstronnych, empirycznych badań nad tym, co dzieje się ze świadomością człowieka po śmierci. Ludzie, którzy spędzili kilka, a nawet wiele godzin w szarej strefie śmierci i którzy będą mogli opowiedzieć nam o swoich doznaniach, z pewnością pomogą nam lepiej zrozumieć to, co dzieje się z nami wszystkimi, gdy nasze serca przestają bić i umieramy. Spostrzeżenia, obserwacje i refleksje, którymi zechcą się podzielić, mogą dogłębnie zmienić sposób, w jaki postrzegamy siebie i jak wykorzystujemy swój krótki pobyt na tym świecie. Nie można wykluczyć, że dopiero umierając, dowiadujemy się, jak powinniśmy żyć.
Nowa dziedzina badań
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
