Gorzka zemsta - K.N Haner - ebook + audiobook + książka

Gorzka zemsta ebook i audiobook

Haner K.N.

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Meg wreszcie wróciła z synkiem bezpiecznie do domu. Próbuje zapomnieć o tygodniach spędzonych w szpitalu i cieszyć się macierzyństwem. Adam jest całkowicie zdrowy i podbija serca największych twardzieli, w tym oczywiście Brayana i Ericka. No właśnie... Erick tak zakochał się w synku, że właściwie wprowadził się do domu Meg i jej partnera. I kiedy ona próbuje odnaleźć się w tym dziwnym układzie, znowu pojawia się Filip i zamienia jej życie w piekło.

Czy Filipowi uda się Gorzka zemsta?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 169

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 28 min

Lektor: Kamila Wyrobiej

Oceny
4,7 (106 ocen)
83
18
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Anka19799

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza z dotychczasowych części, ale tak dziewczyna. Powtarzam się, ale nie rozumiem jej miłości do dwóch facetów. Polecam
00
agnieszka221

Nie oderwiesz się od lektury

taka sobiee
00
Kuszla

Nie oderwiesz się od lektury

Tym razem nasza główna bohaterka będzie próbowała się odnaleźć w świecie, w którym będzie musiała stworzyc dom dla swojego syna, mając i boku aż dwóch mężczyzn, do których bije jej pokrzywdzone serduszko. Kiedy zacznie nam się wydawać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, nad Londynem pojawią się czarne chmury, które zabiorą całą nadzieję wraz z ostatnimi promieniami słońca. Czy wypadek Toma, może mieć coś wspólnego z tym, co przytrafi się bohaterom? Kto stoi za całym złem, a kto mu pomaga? Kochani! I tym razem nie zabraknie nam adrenaliny i zwrotów akcji, które zmrożą nam krew w żyłach. Autorka po raz kolejny wychodzi na wyżyny kunsztu pisarskiego, sprawiając, że czytelnik od razu chce sięgnąć po kolejną jej książkę. I choć ma na koncie już sporą ich ilość, to wciąż nie towarzyszy nam wrażenie, że coś jest robione na siłę. Myślę, że życie Ericka jest dla niej równie uzależniające, co dla nas 😉 Z pewnością będę śledziła kolejne tomy, ponieważ pochłonęły mnie bez reszty. Na pl...
00
Pinaczyta

Dobrze spędzony czas

Kocham!
00

Popularność




Rozdział 1

Roz­dział 1

Przed nasz dom zaje­chał van, to Erick i jego kie­rowca przy­je­chali po nas. Mie­li­śmy wspól­nie wyru­szyć na lot­ni­sko. Byłam nie­przy­tomna, zie­wa­łam i plą­ta­łam się po domu, wpa­da­jąc na meble.

– To ja wsta­wa­łem w nocy do małego, a nie ty, skar­bie! – powie­dział Brayan, obser­wu­jąc mnie, gdy zaję­li­śmy miej­sca w samo­cho­dzie.

– To przez ciśnie­nie – powie­dzia­łam cicho.

Erick sie­dział z przodu i w ogóle się nie odzy­wał, nawet na mnie nie spoj­rzał.

– Na pewno dobrze się czu­jesz? Jesteś blada. – Brayan z wyraźną tro­ską dotknął mojej dłoni.

– Po pro­stu jestem zmę­czona. Ostat­nie mie­siące były cięż­kie – tłu­ma­czy­łam, gła­dząc jego nad­gar­stek.

Adam został z moim tatą, na razie nie chcie­li­śmy, by opusz­czał dom bez wyraź­nej potrzeby.

Pry­watny samo­lot Ericka miał wylą­do­wać dwa­dzie­ścia minut przed dzie­siątą. Przy­je­cha­li­śmy na lot­ni­sko chwilę wcze­śniej. Był piękny majowy pora­nek. Wysie­dli­śmy z limu­zyny i cze­ka­li­śmy na przy­lot. Nie trwało to długo, samo­lot wła­śnie pod­cho­dził do lądo­wa­nia. Byłam bar­dzo pod­eks­cy­to­wana, cie­szy­łam się, że zaraz wszyst­kich zoba­czę – moja chrze­śnica miała już osiem mie­sięcy, bar­dzo się za nią stę­sk­ni­łam, zresztą nie tylko za nią. Wie­dzia­łam, że Kim będzie chciała zwie­dzić Lon­dyn, dla­tego zało­ży­łam ciemne jeansy, skó­rzaną kurtkę i białe conversy. Musiało być mi wygod­nie, skoro mia­łam spę­dzić z rodziną cały dzień. Kiedy ujrza­łam je wycho­dzące z samo­lotu, nie wytrzy­ma­łam. Pędem ruszy­łam w ich stronę.

– Mamo! – Rzu­ci­łam się mamie na szyję i się roz­pła­ka­łam.

– Córeńko! – Mama rów­nież była wzru­szona, objęła mnie czule i pogła­dziła po wło­sach.

– Tak się cie­szę, że przy­le­cie­li­ście! – Spoj­rza­łam na moją śliczną sio­strę, przy­stoj­nego szwa­gra i prze­słodką sio­strze­nicę. – Jaka ona duża! – zdzi­wi­łam się, patrząc na Evę.

– Dzieci mają to do sie­bie, że rosną, sio­stro! – rzu­ciła Kim i przy­tu­liła mnie na powi­ta­nie. – Ale z cie­bie chu­dzina – dodała, kle­piąc mnie w pupę.

– Nad­ra­biam, nad­ra­biam! – odrze­kłam i zaczę­łam witać się z Robem.

Kiedy wszy­scy już się przy­wi­ta­li­śmy, posta­no­wi­li­śmy naj­pierw poje­chać do domu. Całą drogę zaj­mo­wa­łam się Evą, mała była taka żywotna. Ledwo wysie­działa w fote­liku, gawo­rzyła i co chwila pisz­czała rado­śnie. Pod­czas podróży usta się nam nie zamy­kały, mama i Kim pytały o Adama, Rob rów­nież pró­bo­wał coś wtrą­cić. Jedy­nie pano­wie sie­dzieli cicho. Erick był dziś wyraź­nie nie­swój, zapewne po wczo­raj­szym zda­rze­niu. Nie mia­łam zamiaru go prze­pra­szać ani zaga­dy­wać pierw­sza, może lepiej będzie, gdy nie będziemy zwra­cać na sie­bie uwagi.

W domu cze­kał już na nas tata, stał w progu z Ada­mem na rękach. Gdy Kim i mama zoba­czyły mojego synka, natych­miast do niego pod­bie­gły. Uści­skom, pła­czom, krzy­kom nie było końca. Mój mały tak się prze­ra­ził, że od razu zaczął pła­kać.

– Ale gościnny jesteś, synu! – powie­dzia­łam, bio­rąc go na ręce.

Ku zdzi­wie­niu wszyst­kich natych­miast się uspo­koił.

Naj­pierw do domu weszli Kim, mama, tata z Evą i ja, potem dołą­czyli do nas męż­czyźni. Mój tata, Brayan i Rob od razu oświad­czyli, że jeśli pogoda pozwoli, wie­czo­rem zro­bimy grilla. Nie cze­ka­jąc na niczyją zgodę, zadzwo­nili do pań­stwa Hooków oraz do Toma i Alex.

Mama popro­siła, abym poka­zała jej i Kim miesz­ka­nie. Opro­wa­dza­łam je po poko­jach, otwie­ra­jąc kolejne drzwi i pre­zen­tu­jąc wystrój wnętrz.

– Bar­dzo ład­nie się urzą­dzi­li­ście, cór­ciu – pod­su­mo­wała mama.

Dopiero teraz jej się przyj­rza­łam, wyglą­dała jak zawsze ele­gancko, miała na sobie kostium w kolo­rze brą­zo­wym, który pięk­nie pod­kre­ślał jej zie­lone oczy.

– Dzięki, mamo, ja pra­wie nic tu nie zro­bi­łam. To Brayan i pani Hook wszystko urzą­dzili – oświad­czy­łam i odło­ży­łam Adama do łóżeczka, synek wła­śnie usnął mi na rękach.

– Chodźmy na dół, nie będziemy mu prze­szka­dzać – powie­działa szep­tem Kim, po czym obie z mamą cicho zamknęły za sobą drzwi.

Zosta­łam w pokoju, by upew­nić się, że Adam na pewno mocno zasnął. Pochy­li­łam się nad łóżecz­kiem, gła­dzi­łam ciemne wło­ski mojego synka, a potem wtu­li­łam w nie twarz. Pach­niał oliwką i świe­żo­ścią, roz­koszne dozna­nie.

Nagle usły­sza­łam odgłos otwie­ra­nych drzwi. Odwró­ci­łam się i ujrza­łam Ericka. Stał nie­pew­nie w progu, spe­szony, z poważną miną.

– Możemy poroz­ma­wiać? – zapy­tał.

– Ericku, o czym chcesz jesz­cze roz­ma­wiać? – odpo­wie­dzia­łam pyta­niem na pyta­nie.

– Ponio­sło mnie wczo­raj. Chcia­łem cię prze­pro­sić… – Wszedł do środka i deli­kat­nie zamknął za sobą drzwi.

– Już prze­pra­sza­łeś – przy­po­mnia­łam mu o wczo­raj­szym ese­me­sie.

– Nie chcę, byś się na mnie zło­ściła – mówiąc to, Erick nie patrzył na mnie, spo­glą­dał na Adama.

– Nie złosz­czę się, po pro­stu nie chcę wię­cej takich sytu­acji. Nie utrud­niaj nam życia jesz­cze bar­dziej.

– Mnie też nie jest łatwo, nie masz poję­cia, co czuję, widząc was razem – wyznał z udręką. Wyraź­nie cier­piał.

– Myśla­łam, że już to prze­ro­bi­li­śmy – powie­dzia­łam, nie kry­jąc iry­ta­cji.

– Są momenty, w któ­rych jakoś udaje mi się to zaak­cep­to­wać, jed­nak wczo­raj… gdy zoba­czy­łem cię w pokoju… nago…

Znowu zoba­czy­łam to spoj­rze­nie i się zanie­po­ko­iłam.

– Prze­stań, pro­szę. Jestem z Bray­anem i musisz to usza­no­wać! – powie­dzia­łam sta­now­czo. Nie potra­fi­łam jed­nak spoj­rzeć mu w oczy, dla­tego spu­ści­łam wzrok.

– Sta­ram się. – Erick zaci­snął pię­ści. – Kurwa, tak bar­dzo się sta­ram to zro­zu­mieć!

Nagle ku mojemu zdu­mie­niu ude­rzył pię­ścią w ścianę.

– Ericku, obu­dzisz Adama! – szep­nę­łam spa­ni­ko­wana, jego reak­cja mnie prze­ra­ziła. – Opa­nuj się, do jasnej cho­lery!

– W takich momen­tach myślę, że w jakimś stop­niu rozu­miem Filipa i jego zacho­wa­nie.

Te słowa mnie zasko­czyły.

– Wyjdź stąd! – wark­nę­łam, tym razem się wście­kłam. Jak mógł mówić przy mnie o Fili­pie, dra­niu, przez któ­rego wszy­scy cier­pie­li­śmy.

– Ocze­ku­jesz ode mnie zro­zu­mie­nia, więc zro­zum i mnie! – Pod­szedł do mnie i chwy­cił za łok­cie. – Nie zro­bię ci tego, nie zro­bię wam tego… – Prze­rwał na chwilę. – Za bar­dzo cię kocham i za bar­dzo sza­nuję Bray­ana, by wpie­przać się w wasze życie! Ale pamię­taj, że ist­nieją gra­nice! Nie prze­kra­czaj ich! – dodał, i tym razem zabrzmiało to groź­nie.

– Ty wczo­raj prze­kro­czy­łeś gra­nice, pod­glą­da­jąc mnie! – Nie wytrzy­ma­łam napię­cia i się roz­pła­ka­łam.

– Ja prze­kro­czy­łem gra­nice? – zapy­tał.

– A niby ja, do jasnej cho­lery?! – Pró­bo­wa­łam się wyrwać z jego sil­nego uchwytu. Bez­sku­tecz­nie.

– Mogli­by­ście brać pod uwagę, że śpię obok, gdy wczo­raj rano się pie­przy­li­ście! I te zużyte gumki na dywa­nie! – krzyk­nął, trzę­sąc się ze zło­ści.

– Puść mnie! – Szarp­nę­łam dłoń z całej siły i wyswo­bo­dzi­łam się z jego uści­sku. – Nie twoja sprawa, co robi­li­śmy, nikt nie zapra­szał cię do naszej sypialni! Sam się wpro­si­łeś! – mówi­łam pod­nie­sio­nym gło­sem.

Tym razem obu­dzi­li­śmy Adama. Mały zaczął gło­śno pła­kać.

– Uśpię go – powie­dział Erick już znacz­nie spo­koj­niej.

– Sama to zro­bię! – wysy­cza­łam i wzię­łam małego na ręce.

– Nie powin­naś się nim zaj­mo­wać, gdy jesteś zde­ner­wo­wana – oświad­czył prze­mą­drza­łym tonem.

– Kurwa, nie praw mi kazań! Pan Ide­alny się zna­lazł!

W tym momen­cie mały zaczął pła­kać jesz­cze gło­śniej. Tuli­łam go do sie­bie, koły­sząc, pró­bo­wa­łam też nucić jakąś melo­dię.

– Wariatka! – wark­nął Erick.

Oboje byli­śmy naprawdę wście­kli.

– Idiota! – Osten­ta­cyj­nie odwró­ci­łam się do niego ple­cami. Usły­sza­łam, jak otwiera drzwi i wycho­dzi z pokoju. – No, synku, sie­lanka się skoń­czyła. Trwała całe dwa dni – szep­nę­łam, koły­sząc cały czas mojego syna w ramio­nach.

W końcu po dwu­dzie­stu minu­tach udało mi się go uśpić. Nasta­wi­łam elek­tro­niczną nia­nię i zasło­ni­łam kotary. Spoj­rza­łam na zega­rek. Była dopiero jede­na­sta, a ja mia­łam ochotę już się poło­żyć. Czu­łam się potwor­nie zmę­czona.

Poranna radość z przy­jazdu moich bli­skich znik­nęła, chcia­łam zostać sama, ale nie­stety nie było to moż­liwe. Przej­rza­łam się w lustrze i dopro­wa­dzi­łam do porządku, oczy mia­łam czer­wone od nie­wy­spa­nia i pła­czu. Ucze­sa­łam włosy i zeszłam na dół.

– Meg, ty coś pijesz? – zapy­tała moja sio­stra. Trzy­mała w ręku dłu­go­pis i robiła listę zaku­pów na wie­czor­nego grilla.

– Czy­stą z lodem! – zażar­to­wa­łam.

Rozej­rza­łam się. Na tara­sie Erick roz­ma­wiał z moją mamą. Kiedy odwró­ci­łam od nich wzrok, ujrza­łam Bray­ana, który przy­glą­dał mi się badaw­czo. Nie zamie­rza­łam mówić mu o tym, co się przed chwilą wyda­rzyło, i nie tylko przed chwilą.

– No, to jeste­śmy dwie. – Usły­sza­łam głos Kim.

Trwało tro­chę, zanim powró­ci­łam do rze­czy­wi­sto­ści. Moja sio­stra także rezy­gno­wała z alko­holu, kar­miła Evę pier­sią. Pode­szłam do niej i zaj­rza­łam przez ramię na kartkę.

– Nie prze­sa­dzasz? Będzie zale­d­wie jede­na­ście osób plus Adam i Eva. Po co tyle jedze­nia? – zapy­ta­łam, wpa­tru­jąc się w kartkę zapi­saną od góry do dołu.

– Nikt nie mógł się zde­cy­do­wać na coś kon­kret­nego, więc zro­bimy wszyst­kiego po tro­chu – wyja­śniła moja sio­stra, jak zawsze uśmiech­nięta.

Przyj­rza­łam się jej uważ­nie i musia­łam przy­znać, że mał­żeń­stwo i macie­rzyń­stwo zde­cy­do­wa­nie jej słu­żyły, czego nie­stety nie można było tego powie­dzieć o mnie.

– Kto poje­dzie po zakupy? – zapy­ta­łam.

– Ja z chło­pa­kami, ty zosta­jesz z dzie­cia­kami – oznaj­miła zde­cy­do­wa­nym tonem. – O co się pokłó­ci­li­ście? – szep­nęła nagle, nachy­la­jąc się w moją stronę.

Onie­mia­łam. Skąd wie­działa? Nic się przed nią nie ukryje.

– Takie tam rodzinne sprawy – pró­bo­wa­łam zlek­ce­wa­żyć pyta­nie.

– Jasne! – Uśmiech­nęła się, ale widzia­łam, że nie zado­wo­liła jej ta odpo­wiedź.

Na razie jed­nak Kim odpu­ściła, krzyk­nęła do chło­pa­ków, naka­zu­jąc im przy­go­to­wać się do wyj­ścia. Wie­dzia­łam, jak Erick prze­pro­sił moją mamę i posłusz­nie, jak zresztą wszy­scy, zaczął się szy­ko­wać.

– Na pewno dobrze się czu­jesz? – Usły­sza­łam głos Bray­ana.

Był jakiś nie­swój. Nie­ustanne pyta­nia o samo­po­czu­cie zaczęły mnie nie­po­koić. Może Brayan się cze­goś domy­ślał?

– Tak, skar­bie, na pewno, po pro­stu jestem zmę­czona – odpo­wie­dzia­łam, sta­ra­jąc się, by zabrzmiało to jak naj­bar­dziej wia­ry­god­nie.

– Potrze­bu­jesz cze­goś? Kupić ci coś? – zapy­tał na odchod­nym.

– Potrze­buję pobyć z tobą – powie­dzia­łam.

Widzia­łam, że moje słowa spra­wiły mu ogromną przy­jem­ność. Poca­ło­wa­łam go w brodę, a on odpo­wie­dział uśmie­chem.

– Masz mnie, jestem cały twój, Meg. – Prze­su­nął dło­nią po moich ple­cach w dół, po czym pokle­pał zna­cząco w pupę.

Kątem oka pochwy­ci­łam wzrok Ericka, który przy­glą­dał się nam uważ­nie. Natych­miast odsu­nę­łam się od Bray­ana.

– Jedź­cie już – powie­dzia­łam i uśmiech­nę­łam się blado. Spoj­rza­łam na Ericka i nagle przy­po­mniały mi się jego słowa o nie­prze­kra­cza­niu gra­nic. Co niby miały zna­czyć? Nie do końca je rozu­mia­łam. O jakich gra­nicach mówił?

Gdy zamy­ka­łam za nimi drzwi, jesz­cze raz zer­k­nę­łam na ojca mojego syna, rzu­ca­jąc mu nie­na­wistne spoj­rze­nie. Po ich wyj­ściu w domu zapa­no­wała wresz­cie cisza, mama poszła do Adama, a tata bawił się z Evą w ogro­dzie. Zabra­łam się do przy­go­to­wy­wa­nia sała­tek i sosów na grilla. Kro­iłam warzywa i robi­łam mary­natę do mięsa. Wszystko wyko­ny­wa­łam mecha­nicz­nie, głowę cały czas zaprzą­tały mi myśli o Ericku i obec­nej sytu­acji. Było mi naprawdę trudno. Naj­chęt­niej poło­ży­ła­bym się choć na godzinkę i zdrzem­nęła. Powin­nam jed­nak dokoń­czyć to, co roz­po­czę­łam. Nagle kro­jąc pomi­dora, zacię­łam się w palec.

– Aua! – krzyk­nę­łam i odru­chowo wło­ży­łam palec do ust. Cho­lera, jak bolało!

Po chwili wsu­nę­łam rękę pod zimną wodę, cały zlew od razu zro­bił się czer­wony. Potem urwa­łam kawa­łek ręcz­nika papie­ro­wego i owi­nę­łam nim palec. Zaczę­łam szu­kać pla­strów, nie­stety nie zna­la­złam. Zro­bi­łam więc pro­wi­zo­ryczny opa­tru­nek i zakle­iłam go taśmą.

Kiedy wszyst­kie sałatki były gotowe, poszłam do taty na taras.

– Chyba wła­śnie pole­głam jako kucharz! – oświad­czy­łam, poka­zu­jąc mu owi­nięty ręcz­ni­kiem palec.

– Nawet naj­lep­szym się zda­rza – oznaj­mił tata, pró­bu­jąc popra­wić mi humor.

– Oj, tato! – Gdy usły­sza­łam jego cie­pły, pełen miło­ści głos, wybuch­nę­łam pła­czem. Przy­tu­li­łam głowę do ramie­nia ojca i zama­rzy­łam o tym, by znowu stać się małą dziew­czynką.

– Hej, maleń­stwo, co się dzieje?

Usie­dli­śmy na leżaku, Eva wycią­gnęła do mnie ręce, a ja pod­nio­słam ją i posa­dzi­łam sobie na kola­nach.

– Wczo­raj o mało nie poca­ło­wa­łam Ericka, gdy Brayan kąpał małego – powie­dzia­łam, zano­sząc się pła­czem.

– Kto to spro­wo­ko­wał? – zapy­tał tata, spo­glą­da­jąc na mnie uważ­nie.

– On – przy­zna­łam, łka­jąc. – Zoba­czył mnie po kąpieli przez uchy­lone drzwi, wście­kłam się i kaza­łam mu wra­cać do hotelu.

– No i…? – Ojciec nie spusz­czał ze mnie wzroku.

– No i nic… Opa­no­wał się w ostat­nim momen­cie. Dziś znowu chciał roz­ma­wiać, ale tylko się pokłó­ci­li­śmy. Tato, nie wiem, co mam robić! – W moim gło­sie roz­brzmiały nie­pew­ność i zwąt­pie­nie.

– Musisz to zakoń­czyć, Megan, jeśli naprawdę chcesz być z Bray­anem. Erick jest ojcem two­jego syna, będzie­cie się czę­sto widy­wać. Albo coś usta­li­cie i będzie­cie się tego trzy­mać, albo będzie­cie się nie­ustan­nie ranić, a to na pewno odbije się na Ada­mie – powie­dział tata i objął mnie ramie­niem.

Nie­spo­dzie­wa­nie usły­sze­li­śmy za ple­cami głos mamy:

– Obu­dził się.

Jed­no­cze­śnie odwró­ci­li­śmy się w jej stronę. Trzy­mała na rękach Adama.

– To klon Ericka, ma tylko twój nos – oświad­czyła.

Widok tych dwojga znowu mnie wzru­szył, ukrad­kiem ocie­ra­łam łzy z policz­ków.

Widząc mój zra­niony palec, mama wyjęła pla­ster z torebki i mi go podała. Szybko zro­bi­łam sobie opa­tru­nek, po czym posta­no­wi­łam zadzwo­nić do Toma, by zapy­tać, o któ­rej przyjdą z Alex. Powie­dział, że będą o szó­stej, mia­łam więc jesz­cze tro­chę czasu. Nakar­mi­łam małego i pod pre­tek­stem uśpie­nia go poszłam do sypialni. Poło­ży­łam Adama obok sie­bie i obsta­wi­łam podusz­kami, by nie spadł, po czym zasnę­łam chyba szyb­ciej niż on. Po jakimś cza­sie poczu­łam, jak ktoś przy­krywa mnie kocem i szep­cze coś do mojego synka. Z tru­dem pod­nio­słam cięż­kie jak ołów powieki. Zoba­czy­łam Bray­ana, uśmiech­nę­łam się do niego i ponow­nie zapa­dłam w sen.

Obu­dziły mnie hałasy docho­dzące z ogrodu. Spoj­rza­łam na zega­rek, spa­łam nie­mal dwie godziny. Na dwo­rze było jesz­cze jasno. Adam już nie spał, machał nóż­kami, wkła­dał rączki do buzi i wyda­wał dźwięki w sobie tylko zna­nym języku.

– Pew­nie jesteś głodny, co? – mówiąc to, poca­ło­wa­łam go w brzu­szek.

Wzię­łam synka na ręce i zeszłam na dół po mleko. Przez otwarte na oścież tara­sowe drzwi zoba­czy­łam moich gości. Wszy­scy dosko­nale się bawili. Wzię­łam butelkę z mle­kiem i poda­łam ją syn­kowi. Zanim jed­nak to uczy­ni­łam, usia­dłam w fotelu, mia­łam z niego dosko­nały widok na roz­ba­wione towa­rzy­stwo. Było mi w tym momen­cie nie­wy­po­wie­dzia­nie dobrze.

Kiedy mój syn najadł się do woli, wzię­łam go na ręce i wyszłam na taras.

– Dobry wie­czór wszyst­kim! – przy­wi­ta­łam się.

Dopiero teraz zoba­czy­łam, kto tak naprawdę mnie odwie­dził. Przy grillu kró­lo­wali mój tata i pan Hook, Alex sie­działa Tomowi na kola­nach, roz­ma­wia­jąc z Bray­anem i Kim. Robert bujał Evę na huś­tawce, a Erick opo­wia­dał coś pani Hook i mojej mamie. Chyba było to nie­zmier­nie cie­kawe, bo obie przy­glą­dały się mu z ogromną uwagą.

– Jest nasz kró­le­wicz! – krzyk­nęła moja mama na widok wnuka. Pode­szła i wzięła go na ręce.

Usia­dłam obok Bray­ana i spoj­rza­łam na obfi­cie zasta­wiony stół. Na taler­zach znaj­do­wały się soczy­ste i przy­ru­mie­nione kieł­ba­ski, żeberka, kurze udka. Dopiero teraz poczu­łam głód.

– Zjedz coś, mała – zachę­cał Brayan.

– Wła­śnie taki mam zamiar. – Chwy­ci­łam jed­no­ra­zowy tale­rzyk i nało­ży­łam sobie wszyst­kiego po tro­chu. Byłam strasz­nie głodna.

– Sma­kuje, cór­ciu? – zapy­tał tata.

– Przy­pa­lone i pyszne, czyli takie, jak lubię! – odpar­łam z peł­nymi ustami.

– Nasi sta­rzy chyba się polu­bili – Usły­sza­łam głos Toma.

Mój przy­ja­ciel przy­su­nął się do mnie.

– To dobrze, w końcu jeste­śmy pra­wie jak rodzina, tatu­siu chrzestny! – zażar­to­wa­łam, obję­łam go i poca­ło­wa­łam w poli­czek.

– Cho­lera, chyba wiesz, jaka to odpo­wie­dzialna rola!

Po tych sło­wach oboje wybuch­nę­li­śmy śmie­chem.

– To idź, ura­tuj mojego syna, bo bab­cia zaca­łuje go na śmierć – powie­dzia­łam, spo­glą­da­jąc na mamę ści­ska­jącą i obca­ło­wu­jącą Adama.

– Daj jej się nacie­szyć, w końcu to jej wnuk.

Zmie­ni­li­śmy temat, Tom poin­for­mo­wał nas, że zamie­rzają zamiesz­kać z Alex tylko we dwoje. Brayan zapro­po­no­wał im nawet swoją kawa­lerkę, mie­ściła się bli­sko kawiarni, więc rodzi­com Toma byłoby łatwiej zaak­cep­to­wać wypro­wadzkę syna.

Bawi­li­śmy się dosko­nale, jed­nak tro­chę zanie­po­ko­iło mnie to, że wszy­scy pili zbyt dużo alko­holu. Na doda­tek mie­szali go, a to nie było mądre. Na szczę­ście Brayan nie pił, podob­nie jak Kim i ja.

Gdy zaczęło się ściem­niać, zapa­li­li­śmy lampki, ktoś włą­czył muzykę. Mar­twi­łam się, że jest zbyt późno i sąsie­dzi mogą się dener­wo­wać, ale w końcu to tylko dziś, nie zamie­rza­li­śmy balo­wać codzien­nie. Dzieci spały już w łóżecz­kach, a my dopiero się roz­krę­ca­li­śmy. Rob plą­sał przy mojej sio­strze, uda­jąc grę na gita­rze, Tom porwał Alex do tańca, nawet pań­stwo Hooko­wie i moi rodzice pod­ska­ki­wali w rytm muzyki. Jeden Erick sie­dział przy stole i sączył kolej­nego drinka.

– Rusz­cie tyłki! – powie­dział do nas, uśmie­cha­jąc się.

– Nie, dzięki! – odpo­wie­dział Brayan.

– A ja z chę­cią zatań­czę! – odparł Erick i wycią­gnął do mnie dłoń.

Spoj­rza­łam na Bray­ana i stwier­dzi­łam, że nie ma nic prze­ciwko temu.

– Nie, ja też pasuję! – oznaj­mi­łam, pró­bu­jąc się wymi­gać. Nie mia­łam ochoty tań­czyć z Eric­kiem.

Tym­cza­sem Robert włą­czył I need your love. Na dźwięk tej melo­dii nogi się pode mną ugięły.

– Idź, mała – powie­dział Brayan, popy­cha­jąc mnie deli­kat­nie.

– Jeden taniec! – Spoj­rza­łam z dez­apro­batą na Ericka.

– Oczy­wi­ście – zapew­nił Erick i pocią­gnął mnie na traw­nik, by tam wziąć w ramiona.

Czu­łam się nie­swojo, w prze­ci­wień­stwie do niego. Pro­wa­dził mnie w rytm muzyki, co jakiś czas obra­ca­jąc. Spoj­rza­łam na moich rodzi­ców, oni także tań­czyli i zupeł­nie nie­źle im to szło. Brayan roz­ma­wiał z Tomem, zupeł­nie nie zwra­cał na mnie uwagi. Kiedy pio­senka się skoń­czyła, zaczął śpie­wać Justin Tim­ber­lake. Mir­ros to pio­senka, która budziła we mnie wiele wspo­mnień.

– Miał być jeden taniec – przy­po­mnia­łam, gdy Erick, nie pyta­jąc o zda­nie, nie wypusz­czał mnie z ramion.

– Daj spo­kój, prze­cież nic złego nie robimy – powie­dział i objął mnie deli­kat­nie w pasie.

– Prze­pra­szam za rano. Wcale nie uwa­żam cię za dupka – szep­nę­łam, cały czas towa­rzy­szyły mi wyrzuty sumie­nia.

– Wiem, Meg. Ty też nie jesteś wariatką – odparł.

– Cza­sami jestem – wyzna­łam i zaczę­łam się śmiać.

– Jedyne, co nam wyszło w życiu, to nasz syn – wyznał Erick, patrząc mi pro­sto w oczy.

– Muszę się z tobą zgo­dzić – przy­zna­łam.

Gdy umil­kła muzyka, usie­dli­śmy przy sto­liku.

Rozej­rza­łam się wokół i stwier­dzi­łam, że pań­stwo Hooko­wie już wyszli, za to Tom i Rob wygłu­piali się, uda­jąc grę na instru­men­tach. Wyglą­dali zabaw­nie. Zresztą nie tylko oni dobrze się bawili, sły­chać było śmie­chy i przy­jemny gwar. Poczu­łam się naprawdę dobrze.

– Masz cudowną rodzinę, przy­ja­ciół, wspa­nia­łego, zdro­wego syna. Masz ogromne szczę­ście, Meg – powie­dział Erick, jakby czy­tał w moich myślach, i spoj­rzał na mnie.

– Wiem, Ericku. Tobie też życzę, byś miał tyle szczę­ścia co ja. Naprawdę życzę ci jak naj­le­piej, chcę, byś był szczę­śliwy – powie­dzia­łam, chwy­ta­jąc go za rękę.

– Moim szczę­ściem jest teraz Adam. Jeśli nie będziesz mi utrud­niała z nim kon­tak­tów, z resztą sobie pora­dzę – szep­nął, odwza­jem­nia­jąc uścisk.

– Aua. – Skrzy­wi­łam się, bo ści­snął aku­rat ska­le­czony palec.

– Wybacz. – W geście prze­pro­sin poca­ło­wał deli­kat­nie moją dłoń.

– Nic się nie stało. – Uśmiech­nę­łam się lekko.

– Wiesz, dla­czego dziś tak się zacho­wy­wa­łem? – zapy­tał.

Nie bar­dzo rozu­mia­łam jego pyta­nie.

– Zapewne po wczo­raj­szej sytu­acji – odpo­wie­dzia­łam.

– Nie, Meg. Dokład­nie rok temu zaczęło się to całe… gówno…

Na początku nie mia­łam poję­cia, o co mu cho­dzi.

– Nie rozu­miem – szep­nę­łam.

– Równo rok temu odbył się wie­czór panień­ski Kim­berly – przy­po­mniał Erick.

Fak­tycz­nie, zapo­mnia­łam.

– Ja pra­wie nic nie pamię­tam z tej nocy – odrze­kłam.

– Ale ja pamię­tam! Wtedy przez mnie zna­la­złaś się w śmier­tel­nym nie­bez­pie­czeń­stwie. – Zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nie ude­rzył pię­ścią w stół, prze­wra­ca­jąc sto­jące na nim pla­sti­kowe kubeczki.

– Ericku, to nie ma zna­cze­nia, dla mnie to się nie wyda­rzyło! – pró­bo­wa­łam go pocie­szyć. Przy­su­nę­łam się bli­żej i go obję­łam.

– To wszystko moja wina.

Spoj­rzał na mnie, jego oczy były prze­peł­nione żalem i roz­pa­czą.

– Nie mów tak. Nie mogłeś wie­dzieć, nikt nie mógł – zapro­te­sto­wa­łam. Chwy­ci­łam jego twarz w dło­nie i spoj­rza­łam mu pro­sto w oczy.

Nagle Erick zaczął pła­kać. Ten silny facet przy­po­mi­nał teraz dziecko.

Widząc to, zro­biło mi się go żal. Nie zasta­na­wia­jąc się długo, usia­dłam mu na kola­nach i czule gła­dzi­łam jego twarz.

– Powi­nie­nem tam być! Powi­nie­nem cię ochro­nić! – Cały czas wyrzu­cał sobie tamto zda­rze­nie.

– Chro­nisz mnie, ura­to­wa­łeś życie naszego syna. Nic wię­cej się teraz nie liczy, rozu­miesz? – sta­ra­łam się mówić spo­koj­nie, pró­bu­jąc ze wszyst­kich sił opa­no­wać ogar­nia­jące mnie emo­cje.

– Pozwól mi o was dbać, niczego wam nie zabrak­nie. Będę was bro­nił przed całym złem tego popier­do­lo­nego świata – szep­nął Erick wprost do mojego ucha.

– Robisz to już teraz, jestem ci wdzięczna, naprawdę.

Po tych sło­wach Erick nieco się uspo­koił.

– Kocham cię – powie­dział nie­spo­dzie­wa­nie, a mnie zamu­ro­wało.

– Wiem – odpo­wie­dzia­łam, gła­dząc go po ple­cach.

– Meg? – To Brayan. Stał przed nami i patrzył.

Był zmie­szany i mia­łam wra­że­nie, że nie bar­dzo podo­bało mu się to, czego był świad­kiem.

Erick natych­miast roz­luź­nił uścisk, a ja jak przy­ła­pana na kłam­stwie nasto­latka szybko zsu­nę­łam mu się z kolan.

– Wszystko w porządku? – zapy­tał Brayan.

– Tak, tro­chę się roz­czu­li­łem! – powie­dział Erick, pró­bu­jąc rato­wać sytu­ację. – Za dużo alko­holu, chyba się już położę – odparł, patrząc Bray­anowi pro­sto w oczy.

– Każdy ma takie chwile! – oznaj­mił mój facet i mia­łam wra­że­nie, że rozu­miał Ericka i mu współ­czuł. – Chodź, stary! – Brayan pod­trzy­mał Ericka i dopiero teraz zoba­czy­łam, że ten jest zupeł­nie pijany.

Obaj skie­ro­wali się na górę do sypialni, w któ­rej mieli spać Kim i Rob. „Trudno, naj­wy­żej moja sio­stra i szwa­gier pojadą do Hooków” – pomy­śla­łam.

Kiedy zna­leź­li­śmy się na górze, pomo­głam Bray­anowi roze­brać Ericka i poło­żyć do łóżka.

– Ale się urzą­dził – pod­su­mo­wał Brayan.

– Naj­wi­docz­niej tego potrze­bo­wał.

– Mogę wie­dzieć, co go tak roz­czu­liło? – zapy­tał nie­pew­nie mój męż­czy­zna.

– Dziś mija dokład­nie rok od tam­tego wie­czoru w klu­bie – wyja­śni­łam.

– Kiedy zosta­łaś porwana… – Brayan urwał w pół zda­nia.

– Tak, wła­śnie o tym roz­ma­wia­li­śmy – dokoń­czy­łam.

– Erick się na­dal o to obwi­nia, roz­ma­wia­li­śmy o tym kilka razy. Ostat­nio popro­sił, żebym prze­ko­nał cię, byś zgo­dziła się na ochronę.

– Poroz­ma­wiamy o tym kiedy indziej, dobrze? – popro­si­łam.

– Czyli nie mówisz od razu nie? – upew­nił się Brayan.

– Nie. – Poca­ło­wa­łam go w poli­czek. – Przy­kryj go i chodźmy do reszty – powie­dzia­łam.

Brayan okrył Ericka koł­drą i zga­sił świa­tło. Wró­ci­li­śmy na dół, gdzie impreza trwała w naj­lep­sze. Tańce prze­nio­sły się do salonu i kuchni, więc posprzą­ta­łam w ogro­dzie. Około dru­giej wszy­scy mieli już dość, wezwa­łam tak­sówki i wkrótce zosta­li­śmy sami z Bray­anem. Z okna obser­wo­wa­łam zata­cza­ją­cych się face­tów, Kim nio­sącą śpiącą Evę, mojego tatę trzy­ma­ją­cego za rękę mamę i śpie­wa­ją­cego na cały głos. Zanim wsie­dli do samo­cho­dów, jesz­cze przez jakiś czas dys­ku­to­wali, kto z kim będzie jechał. Na szczę­ście doszli do poro­zu­mie­nia i wkrótce zapa­no­wała cisza. Cie­szy­łam się, że goście wresz­cie sobie poszli, byłam sko­nana. Jed­nak gdy przy­po­mnia­łam sobie ich zacho­wa­nie sprzed kilku minut, wybuch­nę­łam śmie­chem.

– Pijani ludzie potra­fią być naprawdę upier­dliwi – oświad­czył Brayan, opie­ra­jąc się o drzwi wyj­ściowe.

– W końcu sami! – Ode­tchnę­łam z ulgą i obję­łam go mocno.

– Dokład­nie o tym samym pomy­śla­łem, Meg! – sko­men­to­wał Brayan, chwy­cił mnie za pośladki i poca­ło­wał w szyję.

Od razu prze­szedł mnie dreszcz, wtu­li­łam się w niego i wsu­nę­łam palce w jego włosy. Nasze usta odna­la­zły się, a języki roz­po­częły sza­leń­czy taniec. Nie prze­ry­wa­jąc poca­łunku, Brayan wniósł mnie na górę po scho­dach wprost do sypialni. Zamknął nogą drzwi i poło­żył na łóżku. Pośpiesz­nie roz­piął mi jeansy i ścią­gnął je razem z majt­kami. Od razu zato­pił język w mojej kobie­co­ści. Odchy­li­łam głowę i jęcza­łam z roz­ko­szy. Po chwili Brayan wsu­nął we mnie palec i zaczął nim zgrab­nie poru­szać. Jego język bez prze­rwy pie­ścił moją łech­taczkę. Gdy Brayan dołą­czył drugi palec, eks­plo­do­wa­łam. By nie krzy­czeć, zasło­ni­łam usta poduszką.

– Tak, maleńka! – szep­nął zado­wo­lony Brayan i zaczął cało­wać mnie naj­pierw po brzu­chu, a potem powoli sunął wyżej aż do piersi, odchy­la­jąc koszulkę mili­metr po mili­metrze.

W końcu odchy­lił miseczkę sta­nika i zaczął draż­nić języ­kiem moje sutki. Wypchnę­łam bio­dra w jego stronę, zachę­ca­jąc, by mnie wypeł­nił. Chwy­ci­łam jego głowę i cało­wa­łam usta, zli­zu­jąc z nich smak wła­snej kobie­co­ści. W tym momen­cie Brayan nie wytrzy­mał, zdjął szybko spodnie, się­gnął po pre­zer­wa­tywę, jed­nym ruchem zało­żył ją i sta­nął przede mną. Przy­glą­da­łam się mu jesz­cze bar­dziej roz­ocho­cona. On tym­cza­sem ścią­gnął koszulkę, teraz był zupeł­nie nagi.

– Chodź do mnie, skar­bie. – Wycią­gnę­łam do niego dło­nie.

Brayan uśmiech­nął się uwo­dzi­ciel­sko i uło­żył mię­dzy moimi spra­gnio­nymi udami. Nakie­ro­wał penisa i już miał wypeł­nić mnie całą, gdy z pokoju Adama dobiegł naszych uszu płacz.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki