Gniew Smoka. Jak walczył Bruce Lee - Little John - ebook

Gniew Smoka. Jak walczył Bruce Lee ebook

Little John

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

KING BRUCE LEE KARATE MISTRZ?

WOJOWNIK CZY POZER?

Aktor i ikona popkultury, twórca Jeet Kune Do – Bruce Lee do dziś pozostaje niedoścignionym wzorem w dziedzinie sztuk walki.

Ale czy poza planem filmowym też potrafił stawić czoła przeciwnikowi? A może efektowne ciosy były tylko wyreżyserowanymi chwytami?

Aby poznać prawdę, John Little – ekspert w dziedzinie metod treningowych Bruce’a Lee i jedyna osoba, której udostępniono osobiste notatki Małego Smoka – przeprowadził trwające ponad trzydzieści lat śledztwo. Dotarł do ludzi, którzy byli świadkami potyczek i sparingów Bruce’a Lee z najlepszymi zawodnikami na świecie. Wszystko po to, aby dowiedzieć się, czy zarzuty zazdrosnych konkurentów miały w sobie ziarno prawdy, czy były tylko wierutnymi kłamstwami.

Od ulic Hongkongu, przez pojedynki w Seattle i Oakland, aż po kadry hollywoodzkich filmów: oto historia Małego Smoka, kandydata do miana największego wojownika XX wieku.

Pozycja obowiązkowa dla fanów Bruce’a Lee i miłośników sztuk walki!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 503

Data ważności licencji: 12/18/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Nie wchodź pomiędzy smoka i gniew jego.

W. Shakespeare, Król Lir, przeł. J. Paszkowski

Jego fanom. Od początku mieliście rację.

Prolog

Walk w moich filmach nie nazywam przemocą. Nazywam jeakcją. Film akcji sytuuje się gdzieś na granicy rzeczywistości i fantazji. Gdybym miał być całkowicie realistyczny, uznalibyście mnie za brutala. Po prostu zniszczyłbym przeciwnika, roznosząc go na strzępy albo wyrywając mu flaki. Nie byłoby w tym takiego kunsztu.

Bruce Lee („Hong Kong Standard”, 10 lutego 1973)

Rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci był w Ameryce ciekawy. Skończyła się wojna w Wietnamie*, trwała afera Watergate, mająca doprowadzić prezydenta Nixona do ustąpienia ze stanowiska, Motorola zaprezentowała pierwszy telefon komórkowy, a do zbiorowej świadomości wkradł się fenomen zwany kung-fu.

Szał na sztuki walki zaczął się od serialu telewizyjnego Kung Fu, którego premiera miała miejsce w październiku 1972 roku. Zaledwie siedem miesięcy później był to najpopularniejszy serial w kraju: oglądano go aż w dwudziestu ośmiu milionach domów[1]. Sukces tytułu zaskoczył wszystkich – zwłaszcza zarząd studia Warner Bros., które go wyprodukowało. Wyczuwając nadchodzący trend, na początku 1973 roku oddział filmowy wytwórni kupił prawa do dystrybucji w Ameryce Północnej fatalnie zdubbingowanego, niskobudżetowego filmu o kung-fu wyprodukowanego przez hongkońskie studio Shaw Brothers. Występował w nim urodzony w Indonezji aktor Lo Lieh, a amerykański tytuł brzmiał prowokacyjnie: Five Fingers of Death. Wkrótce po premierze w marcu 1973 roku został kinowym hitem numer jeden[2]. Gatunek okazał się żyłą złota, toteż w kinach zaczęły królować filmy z „rąbanką”; nie minęło wiele czasu, a nie sposób było się nie zgodzić z tekstem piosenki Carla Douglasa Kung Fu Fighting – wszyscy uprawiali kung-fu, przynajmniej na ekranie.

Ale nie wszyscy spośród tych, którzy je uprawiali, osiągnęli status światowej gwiazdy. Ten zaszczyt przypadł tylko jednej osobie – urodzonemu w Ameryce cudownemu dziecku, Bruce’owi Lee. Kiedy filmy z Lee trafiły do kin, widzowie byli urzeczeni; cały świat zwariował na punkcie sztuk walki.

Jednoosobowa branża

Nagła śmierć trzydziestodwuletniego Bruce’a Lee w lipcu 1973 roku, tuż przed premierą jego ostatniego filmu, Wejście smoka, sprawiła, że świat zafascynował się człowiekiem, który wkrótce stał się marką samą w sobie. W księgarniach można było kupić liczne książki mu poświęcone. The Legend of Bruce Lee Alexa Bena Blocka, Bruce Lee. The Man Only I Knew Lindy Lee, Bruce Lee. King of Kung Fu Felixa Dennisa i Dona Atyeo – te biografie były wielokrotnie czytane przez rosnące rzesze fanów, którzy ślęczeli nad nimi i analizowali je tak, jak studiuje się święte księgi. Ukazywały się magazyny takie jak „Fighting Stars”, „Black Belt”, „Deadly Hands of Kung Fu”, „Official Karate” oraz „Inside Kung Fu” – i wiele innych, które pojawiły się i zniknęły w latach siedemdziesiątych – a czytelnicy kupowali często po kilka egzemplarzy tego samego numeru, ponieważ wiedzieli, że niemal co miesiąc pojawiał się artykuł o Lee.

Kiedy najzagorzalszym fanom Lee, pragnącym dowiedzieć się więcej o zmarłej gwieździe sztuk walki, przestały wystarczać książki i magazyny, wybierali się oni do Chinatown w swoich miastach i odwiedzali tamtejsze księgarnie. W większości z nich można było znaleźć czasopisma i plakaty importowane z Hongkongu, ze zdjęciami i historiami, do jakich nie miały dostępu zachodnie wydawnictwa. Pochłaniano je równie zachłannie, by choć w niewielkim stopniu zaspokoić pragnienie zgłębiania wiedzy na temat Bruce’a Lee. Ściany licznych sypialni gęsto pokrywały plakaty z jego wizerunkiem – ołtarzyki upamiętniające jego rosnące dziedzictwo. Postać Lee była pierwszym, co widzieli jego fani po otwarciu rano oczu, i ostatnim, co oglądali przed zaśnięciem.

Po książkach, magazynach i plakatach przyszły szkoły sztuk walki, które zaczęły wyrastać na rogach ulic i w pawilonach handlowych. Ćwiczono nie tylko na oficjalnych zajęciach; na szkolnych podwórkach i w piwnicach liczne armie naśladowców Bruce’a Lee przecinały powietrze kopniakami i ciosami, małpując ruchy pokazywane przez ich bohatera w filmach (które w połowie lat siedemdziesiątych wyświetlano w kinach po kilka razy w roku).

Wiem o tym, ponieważ sam byłem jednym z takich naśladowców. Kiedy filmy z Bruce’em Lee wracały do kin, przemycałem do sali kamerę 8 mm (a później Super 8 mm Sound) i skulony, by nikt mnie nie przyłapał, nagrywałem mistrza w akcji. Parę tygodni później, po wywołaniu filmu w punkcie Kodaka, spędzałem niezliczone godziny na studiowaniu biomechaniki kopnięć i ciosów Bruce’a Lee, często klatka po klatce, aż w końcu lepiej rozumiałem, jak wykorzystywał ciało, by zaprezentować tak oszołamiający repertuar technik sztuk walki. Kiedy niedaleko mojego domu otwarto szkołę karate, błagałem rodziców o pieniądze na lekcje, które szczęśliwie otrzymałem. W dojo, niedaleko przebieralni, wisiał czarno-biały plakat przedstawiający Lee w pozycji gotowości z Wejścia smoka – inspirował on nas dodatkowo, gdy wtajemniczano nas w sztuki walki.

Dla mnie i dziesiątek tysięcy mnie podobnych Bruce Lee był mistrzem wszech czasów w walce – nie miał sobie równych. Ale potem nadeszła krytyka. Zaczęła się w tych samych dojo, w których wisiały jego portrety. Instruktorzy, zapewne nie chcąc, by ich uczniowie darzyli szacunkiem i podziwem nieżyjącego praktyka innej sztuki walki niż ta, którą sami reprezentowali, podkreślali, że Lee nigdy nie walczył w turniejach; tak naprawdę nie było wiadomo, czy kiedykolwiek w ogóle z kimś walczył. Trudno było puścić takie opinie mimo uszu. W końcu wypowiadali je ludzie noszący czarne pasy, którzy poświęcili lata sztuce, w której teraz my się szkoliliśmy. Nie minęło wiele czasu, a legenda Lee niepodzielnie panującego w świecie sztuk walki została podkopana; wydawało się, że ma on więcej przeciwników niż zwolenników. Ostatecznie fani Lee musieli pogodzić się z faktem, że widziano w nim jedynie aktora filmowego, który robił wyreżyserowane wygibasy na ekranie i uosabiał przerost formy nad treścią.

Reputacja Lee została dodatkowo nadszarpnięta, gdy Bob Wall i Chuck Norris, zwycięzcy turniejów karate (a także odtwórcy ról drugoplanowych w filmie Lee Droga smoka z 1972 roku), zaczęli go krytykować w amerykańskiej prasie. Wall stwierdził: „Bruce miał ogromne kompleksy. Nie był w ogóle pewny siebie […]. Przy swoich sześćdziesięciu kilogramach na pewno nie był w stanie spuścić lania żadnemu Joe Lewisowi czy Chuckowi Norrisowi”[3]. Norris ze swej strony powiedział w 1986 roku amerykańskiemu prezenterowi Davidowi Brennerowi: „Rzecz w tym, że ja walczyłem przez wiele lat, tym się zajmowałem. Bruce […] nigdy nie brał udziału w turniejach, nie walczył zawodowo”[4]. Ani Wall, ani Norris nie zająknęli się w wywiadach o tym, że uczestniczyli wyłącznie w turniejach karate bezkontaktowego. Nie miało to znaczenia. Kiedy kolejny utytułowany amerykański karateka, wspomniany już Joe Lewis (mistrz świata zarówno w karate bezkontaktowym, jak i karate kontaktowym), dorzucił swoje trzy grosze, opisując Lee jako „chińskiego aktorzynę, a nie zawodnika”[5], szkody były nie do naprawienia. W świecie sztuk walki Bruce’a Lee postrzegano jako kogoś, kto nie umiał „naprawdę walczyć”.

Kinowi twardziele

Wypowiedzi Walla i Norrisa trudno uznać za nieuzasadnione. W końcu aktorzy filmowi rzadko okazują się w rzeczywistości tak mocni, jak wydają się w filmach. Przykadem może być Sylvester Stallone, człowiek, który na nowo rozbudził zainteresowanie boksem w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy napisał scenariusz do filmu Rocky i w nim wystąpił. Jego gra była tak wiarygodna, że większość fanów sądziła, iż Stallone naprawdę zna się na boksie. Nawet on sam w to wierzył, aż do momentu, kiedy zaczął zdjęcia do drugiej części Rocky’ego. Wtedy uznał, że jest gotów, by wejść na ring i zmierzyć się z Robertem Duránem, panamskim bokserem, uważanym za najlepszego zawodnika wszech czasów w wadze piórkowej. Durán robił takie uniki, że „włoski ogier” okładał wyłącznie powietrze, sam zaś zadawał ciosy, przed którymi Stallone nie był w stanie się bronić.

– Z początku myślałem, że to będzie ciekawe, no bo byłem od niego trochę cięższy i trochę wyższy – wspominał później Stallone. – Potem dotarło do mnie, na czym polega różnica między amatorem a wytrawnym zawodowcem. On umiał przesunąć głowę tylko odrobinę… tak że nie dało się go uderzyć. Ten człowiek zrobiłby ze mnie miazgę na ringu. Powiem tak: walka między nami trwałaby jedenaście sekund, łącznie z odliczaniem[6].

Parę lat później Stallone zapomniał chyba, czego nauczył go Durán, i błędnie uznał, że jest gotów wymienić prawdziwe ciosy w scenie walki z zawodowym karateką Dolphem Lundgrenem w czwartym Rockym.

Lundgren się zgodził – a Stallone trafił na oddział intensywnej terapii w szpitalu w Los Angeles[7].

Płomień wygasa

Mijały lata. Odzywały się głosy kolejnych znawców sztuk walki, którzy tak jak Wall, Norris i Lewis krytykowali Bruce’a Lee. Ci sami ludzie czerpali korzyści z napływu uczniów do swoich szkół sztuk walki (czyli dochodowych biznesów), a zawdzięczali go przecież wizerunkowi Lee. Teraz jednak stwierdzili, że już go nie potrzebują. Ich wiedza o sztukach walki w zupełności wystarczała, by prowadzić z powodzeniem studio, a Bruce Lee tylko odwracał uwagę od interesów. Fani Lee zostali zakrzyczani i ucichli. Kimże byli, by się sprzeciwiać najwybitniejszym w Ameryce, utytułowanym mistrzom sztuk walki? Przyparci do muru, przyznawali, że nie mają żadnych dowodów na to, jakoby ich bohater walczył naprawdę. Owszem, krążyły historie o tym, że Lee wygrał w młodości parę bójek, ale przecież coś takiego udało się kiedyś każdemu. Takie drobne potyczki nie uzasadniały twierdzenia, iż był on „mistrzem sztuk walki” jakiejkolwiek epoki, nie mówiąc już o „wszech czasach”. Chociaż fanów ubywało, niektórzy nadal trwali w przekonaniu, że oczy ich nie oszukały, że to, co pokazał Lee w swoich filmach – umiejętności, prędkość, siłę i zręczność – nie zniknęłoby podczas starcia w prawdziwym życiu. Sam pomysł, że mogłoby się tak okazać, wydawał im się nonsensem.

Mimo to pod koniec lat siedemdziesiątych światowe fanatyczne uwielbienie dla Bruce’a Lee przygasło. Jego filmy nie były już regularnie wyświetlane w kinach, nie mówiono o nim z tym samym namaszczeniem, jakim go kiedyś obdarzano w najróżniejszych szkołach sztuk walki, wyrastających masowo w dużych miastach Europy i Ameryki Północnej. Co więcej, chociaż Lee przez lata uczył wiele osób swojej własnej sztuki walki, znalezienie instruktora jego metody przypominało szukanie igły w stogu siana. Tylko dwie osoby na całym świecie uczyły wówczas sztuki Bruce’a Lee – Dan Inosanto w Los Angeles i Taky Kimura w Seattle. Dla porównania w samych Stanach Zjednoczonych było ponad tysiąc dwustu instruktorów taekwondo[8]. Nastąpił boom na szkoły sztuk walki, które konkurowały między sobą o zyski, a ponieważ osób nauczających innych stylów było o kilka tysięcy więcej, sztuka Bruce’a Lee stopniowo ginęła w rynkowym zgiełku. Niektórzy z uczniów Lee, na przykład Jesse Glover z Seattle i Dan Inosanto z Kalifornii, napisali książki, w których potwierdzali umiejętności swojego nauczyciela. Ponieważ publikacje te były dostępne tylko na zamówienie, ich odbiorcami stali się głównie fani Bruce’a Lee, a ich o jego zdolnościach nie trzeba było przekonywać. Poza tym gronem wieść nie rozniosła się zbyt szeroko.

Moją wieloletnią relację ze sztukami walki można określić jako ambiwalentną; byłem świadkiem wielu ulicznych potyczek, starć amatorskich i profesjonalnych, sędziowałem podczas Ultimate Fighting Championship (UFC). Sam brałem udział w kilku starciach, co szybko utwierdziło mnie w przekonaniu, że o sztukach walki umiem przede wszystkim pisać. Przez lata nauczyłem się, że dobry zawodnik musi nie tylko znać się na technikach robienia ludziom krzywdy. Kiedy walczy z kimś o zbliżonych umiejętnościach, musi wykazać się zręcznością, koordynacją, równowagą, wyczuciem czasu, tempem, mocą, mobilnością i zdolnością pokonywania lęku, a często także bólu, odwagą, percepcją, szybkością reakcji i pewnością siebie. Niektórzy z nas mają część tych atrybutów; prawdziwi zawodnicy – większość. Ci światowej klasy mają je wszystkie. Czy Bruce Lee miał te atrybuty, czy może wygłaszane przez lata osądy Walla, Norrsia i Lewisa były słuszne? Chciałem się tego dowiedzieć.

Szukanie odpowiedzi

Na początku lat dziewięćdziesiątych mieszkałem w Kalifornii i pracowałem dla potentata kulturystyki Joe Weidera. Joe zatrudnił mnie do pisania artykułów do różnych magazynów, które wydawał: „Muscle & Fitness”, „Shape”, „Men’s Fitness” oraz „Flex”. Właśnie wtedy pojawiła się możliwość, by przeprowadzić wywiady z uczniami i przyjaciółmi Bruce’a Lee. Powiedziałem redaktorowi naczelnemu, że chcę napisać artykuł dla „Muscle & Fitness” o tym, jak Bruce Lee trenował i kształtował sylwetkę. Bądź co bądź, chociaż jego umiejętności w walce mogły być kwestionowane, nie dało się zaprzeczyć, że miał imponującą budowę. Naczelny uznał, że to dobry pomysł, dostałem zielone światło. Bardzo ucieszyła mnie perspektywa pisania tego artykułu – dawał mi on okazję do odszukania i wysłuchania ludzi, którzy nie tylko wiedzieli, jak trenował Lee, ale też mogli mi opowiedzieć, czy umiał się naprawdę bić. Wpadłem w wir poszukiwań, rozmawiałem z każdym, kto znał Bruce’a Lee, pracował z nim albo się z nim uczył: z tymi, którzy znali go w Hongkongu w latach pięćdziesiątych; z przyjaciółmi i uczniami z Seattle z 1959 roku; z tymi, którzy uczyli się jego sztuki walki prywatnie, bezpośrednio od niego albo w jego niewielkich szkołach w Seattle, Oakland i Los Angeles w latach sześćdziesiątych; a także z tymi, którzy go znali i z nim pracowali, kiedy kręcił filmy w Hongkongu między 1971 a 1973 rokiem. Z tych wstępnych poszukiwań zrodziły się dodatkowe – niektóre wynikły z podróży do Hongkongu, inne z wypraw do San Francisco, Oakland, Los Angeles i Seattle. Gdy analizowałem wszystkie te świadectwa, stopniowo wyłaniał się zupełnie nowy obraz faktycznych umiejętności Bruce’a Lee w sztukach walki. Bardzo kontrastował on z tym, jaki odmalowywali przez dziesięciolecia krytycy.

Mamy także „uliczne osiągnięcia” Bruce’a Lee, o których opowiedzieli ci, którzy przy nich byli i widzieli je na własne oczy.

Uwaga o tekście

Termin „kung-fu” nie musi mieć powiązania ze sztukami walki. Jest to sformułowanie ogólne stosowane do opisania umiejętności i perfekcji osiąganej po latach pilnej nauki. Może zatem odnosić się do każdej umiejętności rozwijanej przez ciężką pracę i nieustanne ćwiczenia. Tu stosuję zapis kung-fu (w transkrypcji Wade’a i Gilesa), a także gung-fu (w transkrypcji pinyin) do opisania chińskich sztuk walki w ogóle, jednak „kung-fu” stanowi także część nazw określonych stylów sztuk walki, takich jak wing chun kung-fu oraz Shaolin kung-fu. Kiedy Bruce Lee używał tego terminu, stosował pisownię w pinyin, jednak te dwie wersje należy traktować jako zamienne.

* Wojna trwała do 1975 roku. W 1973 z Wietnamu wycofały się wojska amerykańskie. [przyp. red.]

Rozdział pierwszy

Betonowa dżungla

Należy pamiętać, że przemoc i agresja są dziś częścią codziennego życia… Nie można po prostu udawać, że nie istnieją.

Bruce Lee („New Nation” [Singapur], 15 sierpnia 1972)

W 2009 roku stałem w gabinecie dyrektora szkoły imienia św. Franciszka Ksawerego w Hongkongu. Nie wezwano mnie na dywanik, bo narozrabiałem; miałem poczekać, aż wicedyrektor Joseph Lu znajdzie coś na zapleczu.

Szkoła imienia św. Franciszka Ksawerego to katolickie gimnazjum dla chłopców – jedno z aż osiemdziesięciu pięciu gimnazjów katolickich w Hongkongu. Budynek szkoły wzniesiono w 1955 roku, kiedy placówkę przeniesiono z Szanghaju, bo przejęcie kontynentalnej części kraju przez komunistów zagroziło istnieniu chrześcijańskich instytucji edukacyjnych. Tutaj wykłada się głównie po angielsku, ale mówi się także po chińsku i w innych językach. To duża szkoła, z obszernym głównym budynkiem wysokim na pięć pięter, podpartym po bokach dwoma mniejszymi, mającymi po cztery piętra. Budowle te stoją na wartej niezłą sumkę trzydziestodwuarowej działce w Kowloon, najludniejszym obszarze Hongkongu. Od 1955 roku szkoła się rozbudowała i przeszła remonty, ale ogólnie rzecz biorąc, nie zmieniła się za bardzo.

Pan Lu wrócił z pomieszczenia na zapleczu z brązową teczką w dłoni. Otworzył ją i przejrzał parę stron. W końcu skupił wzrok na konkretnej kartce.

– O, proszę – powiedział, odwracając teczkę, by pokazać mi to, na co patrzył.

Przyjrzałem się zdjęciu, które zostało przypięte do dolnego lewego rogu zblakłego białego kartonu o wymiarach dwadzieścia na dwadzieścia pięć centymetrów. To były akta ucznia sprzed pięćdziesięciu trzech lat. W formularzu było miejsce na dane, uzupełnione niebieskim długopisem. Podano datę przyjęcia ucznia: 10 września 1956. Zatem chłopcu na zdjęciu brakowało dwóch miesięcy do szesnastych urodzin. Fotografia pokazywała młodego człowieka, który wyglądał na zadowolonego, był przystojny i schludny. Zauważyłem, że data wpisana jako rok jego urodzenia jest błędna: 27 listopada 1941. Wiedziałem, że ten chłopiec tak naprawdę urodził się w 1940 roku – w kulturze chińskiej był to rok smoka. Rok 1941 w dacie oznaczał narodziny w roku węża. Niemożliwe. Choć nie widziałem jeszcze jego aktu urodzenia ze szpitala w San Francisco, wiedziałem, że ten młody to smok. Zapewne najsłynniejszy smok wszech czasów.

Na karcie znajdowały się też dodatkowe informacje: imię i nazwisko chłopca, jego adres i numer telefonu. Była tam także zawarta ocena: „Słaby uczeń”, której z pewnością dokonał dyrektor szkoły La Salle, z której chłopak został przeniesiony.

Byłem zdziwiony, że u Franciszka Ksawerego wciąż mają jego teczkę; w końcu minęło już ponad pięćdziesiąt lat. Dziesiątki tysięcy uczniów przewinęły się przez szkołę od czasu pojawienia się tego ucznia. Mimo niezbyt wybitnych osiągnięć w nauce kadra mówiła o nim z dumą. Nie jeden, ale dwóch wicedyrektorów, a także obecny administrator szkoły zjawili się w gabinecie i stali obok mnie, zaglądając do karty owego ucznia. Szybko wspomnieli, że chłopak wygrał kiedyś międzyszkolne mistrzostwa w boksie jako członek ich reprezentacji, zaledwie dwa lata po przyjęciu. Zaskoczyło mnie, że się tym chlubią: nie miało to przecież większego związku z nauką, która oczywiście jest głównym zadaniem szkoły. Jak się okazało, trzech uczniów ze szkoły Franciszka Ksawerego uczestniczyło w 1958 roku w międzyszkolnym turnieju bokserskim, ale ten ze zdjęcia jako jedyny przywiózł z tych zawodów złoty medal. Być może dawno by o tym zapomniano, podobnie jak zapomniano nazwiska innych uczniów trenujących boks, którzy wtedy stanęli do zawodów wraz z nim, gdyby nie nazwisko młodzieńca na zdjęciu: Bruce Lee.

Przeniesienie Bruce’a do szkoły imienia św. Franciszka Ksawerego nastąpiło niedługo po jego wydaleniu ze szkoły La Salle, innej katolickiej placówki w tej samej dzielnicy, skąd został usunięty w trybie natychmiastowym. Przypadek Bruce’a Lee byłby gratką dla psychologów, zaciekawiliby się tymi wszystkimi walkami i hipermaczystowskimi wybrykami, których się dopuszczał w tamtym okresie. Może nawet doszliby do wniosku, że to, co skłaniało go do takiego zachowania, wciąż motywowało go do walki aż do ostatnich lat i miesięcy jego życia. Wydawało się, że Bruce stale starał się dowieść światu swojej męskości, a jeśli przyjrzeć się jeszcze wcześniejszym rozdziałom jego życia, można dojść do wniosku, że starał się być może dowieść jej przed samym sobą.

W 1983 roku Albert Goldman, autor kąśliwych biografii Elvisa Presleya (Elvis z 1981 roku) i Johna Lennona (The Lives of John Lennon z 1988 roku), wybrał Bruce’a Lee na bohatera swojego dwuczęściowego artykułu opublikowanego w magazynie „Penthouse”. Zgodnie ze swoim sposobem działania Goldman przedstawił Bruce’a w zdecydowanie negatywnym świetle[1]. Zwłaszcza jedno ze zdań w artykule świadczy o ignorancji autora: „Dzięki Azjacie Bruce’owi Lee czterystu milionom Chińczyków – mówiąc bez ogródek – wyrosły jaja”[2]. To stwierdzenie spotkało się z ostrą reakcją przyjaciela Bruce’a Lee, Dana Inosanty, który słusznie je skrytykował[3]. Twierdzenie Goldmana było oczywistym fałszem – populacja mężczyzn w Chinach wynosiła w roku premiery ostatniego filmu Bruce’a 458 760 000, co świadczy o tym, że chińscy mężczyźni nie potrzebowali pomocy Bruce’a w temacie klejnotów[4]. Jednak fakt, że obrał on za cel właśnie tę część anatomii Bruce’a, nie był bez znaczenia, zwłaszcza że Bruce urodził się z niezstąpionym jądrem (wada ta nosi nazwę wnętrostwa)[5].

Schorzenie to będzie mieć istotne znaczenie w pewnych okresach jego życia. Na przykład z powodu wnętrostwa został uznany za niezdolnego do służby przez komisję wojskową prowadzącą pobór w czasie wojny w Wietnamie[6] – decyzja ta być może ocaliła Bruce’owi życie, a przynajmniej ocaliła go przed poważną traumą psychiczną, z jaką mierzyły się rzesze żołnierzy po powrocie do domu. Wnętrostwo wraz z innymi kwestiami natury psychologicznej i środowiskowej miało przez lata stanowić dla Bruce’a silną motywację do poszukiwania własnego poczucia męskości. Innymi słowy, wbrew temu, co napisał Goldman, Bruce Lee był pewnie zbyt zajęty hodowaniem własnych jaj, żeby martwić się, czy wyrosną one reszcie chińskiej populacji mężczyzn.

Narodziny smoka

Bruce Lee urodził się w Szpitalu Chińskim w San Francisco 27 listopada 1940 roku, co oznacza, że był Amerykaninem (i zawsze się za niego uważał[7]). Ów fakt również miał rzutować na różne momenty jego życia – w sposób zarówno negatywny, jak i pozytywny. Jego matka Ho Oi Yee (po angielsku nazywana Grace) była w San Francisco sama, kiedy urodził się Bruce. Jej mąż Li Hoi Chuen, znany aktor opery kantońskiej (chińskiego odpowiednika wodewilu), przebywający ponad cztery i pół tysiąca kilometrów od rodzącej żony, pracował w swoim fachu na scenie w nowojorskim Chinatown. Matka nadała chłopcu imię Li Jun Fan, co można luźno przetłumaczyć na angielski jako „wróć do San Francisco”[8]. Jednak rodzice Bruce’a później doszli do wniosku, że znaki tworzące imię Lee Jun Fan są nieco zbyt podobne do znaków w imieniu ojca, Li Hoi Chuena, a to byłby przejaw lekceważenia, przynajmniej w kulturze chińskiej[9]. Dlatego imię dziecka zmieniono na Li Yuen Kam, co oznacza „obrońcę San Francisco”[10]. „Byliśmy sami [w San Francisco] – wspominała jego matka – a on był moim obrońcą”[11]. Ani „Lee Jun Fan”, ani angielska wersja imienia, „Bruce” (jedno i drugie zawarto w dokumentach Agencji Imigracji i Naturalizacji Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych), nie były stosowane aż do czasu, gdy chłopiec został zapisany do anglojęzycznego gimnazjum w Hongkongu.

Kiedy rodzina Li wróciła z nowo narodzonym dzieckiem do mieszkania w Kowloon na początku 1941 roku, imię chłopca znowu zmieniono – a wraz z nim sposób, w jaki traktowała go rodzina. Państwo Li mieli za sobą bolesne doświadczenie śmierci pierwszego dziecka, trzymiesięcznego chłopca imieniem Li Teung[12]. Dla państwa Li nie była to jedynie tragedia, która może się wydarzyć, gdy podejmuje się ryzyko sprowadzenia na świat nowego życia – widzieli w niej przejaw działania złych duchów. Wierzyli, że to demony odpowiadają za śmierć synka. Doszli do wniosku, że polują one na małych chłopców, by schwytać ich dusze i zabrać ze sobą do podziemnego świata. Aby złe duchy zostawiły ich w spokoju, państwo Li w 1938 roku zaadoptowali dziewczynkę imieniem Fung (po angielsku Phoebe). Zaledwie czterdzieści dni później Grace Li urodziła córkę biologiczną Yuen (po angielsku Agnes). Niedługo po narodzinach Agnes jej matka znowu zaszła w ciążę.

Obie córki były zdrowe, zatem państwo Li uznali, że złe duchy pragną tylko dusz chłopców – najwyraźniej dziewczynki ich nie interesowały. Kiedy ze związku Grace i Hoi Chuena w październiku 1939 roku narodził się syn, byli zachwyceni, ale zarazem przerażeni. Chłopiec, Sum (po angielsku Peter), musiał być chroniony złe duchy na pewno wrócą i porwą ich synka. Aby je zmylić co do płci dziecka, Grace przekłuła Peterowi ucho i ubierała go w dziewczęce stroje[13]. Trwało to do czasu, gdy była pewna, że jest dość silny i zdrowy, by można było otwarcie mówić o jego biologicznej płci. Taktyka najwyraźniej się sprawdziła. Peter wyrósł na zdrowe i silne ponadroczne dziecko, kiedy w 1941 roku w zatłoczonym mieszkaniu rodziny Li pojawił się Bruce.

Zmylić duchy

Z perspektywy państwa Li maskowanie płci Petera okazało się skutecznym odstraszaczem demonów, nie było zatem powodu, by sądzić, że nie zadziała w przypadku Bruce’a. W mieszkaniu państwo Li nazywali nowe dziecko Sai Fong (Mały Feniks) – czyli żeńskim przezwiskiem. Podobnie jak wcześniej z Peterem, przekłuli ucho Bruce’a i co noc, kiedy szedł do łóżka, zakładali mu spódnicę.

Kiedy chłopiec był dość duży, by pójść do szkoły publicznej, kontynuowali obraną strategię: wysłali go do szkoły dla dziewcząt[14]. Peter musiał znosić takie fortele przez jakieś dwa lata, z Bruce’em jednak było inaczej – tkwił w bardzo niejednoznacznej tożsamości płciowej do czasu, gdy miał dziewięć lat. Traktowany przez rodzinę jak dziewczynka, a przy tym cierpiący na wnętrostwo, wyraźnie odstawał od innych chłopców, z którymi spędzał czas, co stopniowo obudziło w młodym człowieku palące pragnienie, by jasno pokazać – wszystkim – że jest płci męskiej.

Z każdym kolejnym rokiem Bruce był coraz bardziej zdeterminowany, by zaznaczyć męskość, którą tak długo tłumili jego rodzice. Jego dziewiąte urodziny były pod tym względem rytuałem przejścia, bo rodzice w końcu uznali, że można skończyć z udawaniem dziewczynki. Jego kolega William Cheung wspominał później: „Bruce wpadł do mnie, gadaliśmy i powiedział, że cieszy się na dziewiąte urodziny, bo przez te wszystkie lata musiał chodzić spać w spódnicy, żeby zmylić złe duchy. Poza tym uczęszczał do podstawówki dla dziewczynek, więc kiedy wracaliśmy do domu, było mi go bardzo żal”[15].

Młoda gwiazda filmowa

Dzieciństwo Bruce’a Lee było, delikatnie mówiąc, nietypowe. Zanim zaczęła się wieloletnia maskarada mająca zmylić złe duchy, został przywieziony na plan filmowy i posadzony przed kamerą, jeszcze w San Francisco, miesiąc po narodzinach[16]. Jaką dostał rolę? Małej dziewczynki. Kręcono Kobietę ze złotej bramy[17], film pierwszej chińskiej reżyserki, słynnej Esther Eng[18]. Miał on premierę w San Francisco w 1941 roku, ale w Hongkongu wyświetlono go dopiero w 1946 roku[19], a wtedy Bruce znowu pojawił się przed kamerami.

Chociaż miał dopiero sześć lat[20], zagrał rolę drugoplanową w filmie Narodziny ludzkości. Dwa lata później znowu stanął przed kamerami, tym razem w filmie Fu Gui Fu Yun[21]. Niedługo po dziewiątych urodzinach obsadzono go w głównej roli w filmie zatytułowanym Dzieciak Czen (alternatywne anglojęzyczne tytuły to The Kid oraz My Son, A-Chang). Dla chłopca okazał się on ważnym filmem, bo nie tylko stał się hitem w Hongkongu, ale też był to pierwszy raz, gdy Bruce został podpisany jako „Lee Siu Loong” (czyli „Mały Smok Lee”). Pod tym nazwiskiem miał być znany już zawsze w całym kantońskojęzycznym świecie. Ten pseudonim artystyczny stworzył Yuen Bo Wan, słynny hongkoński autor komiksów, które były inspiracją do powstania filmu[22].

Postać grana przez Bruce’a w tym filmie była fascynująca: młody, sprytny zawadiaka, który często się bił, czasami kradł i nosił przy sobie nóż. Historia ta w dużej mierze przepowiadała autentyczne doświadczenia chłopaka, które czekały go w okresie nastoletnim w Kowloon. Na razie był najsłynniejszym dziewięciolatkiem w ówczesnej kolonii brytyjskiej, Hongkongu, co natychmiast sprawiło, że stał się zarówno popularny, jak i narażony na nękanie w szkole publicznej.

Powab tai-chi

Przygoda Bruce’a Lee ze sztukami walki zaczęła się, kiedy chłopak miał około dziesięciu lat. Jego ojciec był adeptem taijiquan i uczył się go pod kierunkiem Liang Tzu-penga (1900‒1974)[23]. Młody Bruce często obserwował, jak Hoi Chuen wykonuje powolne okrężne ruchy, i słuchał uważnie, gdy ojciec czytał mu na głos fragmenty z powieści o wojownikach i magazynów, które wychwalały dawnych mistrzów tai-chi. Chłopak chłonął to wszystko, zwłaszcza historie o niemal nadludzkich mocach znawców tai-chi, którzy byli w stanie odeprzeć atak bez jednego dotknięcia. Inspirujące były także opowieści o tym, jak słabsi pokonują silniejszych, starsi pokonują młodszych, a tai-chi zwycięża nad wszystkimi bardziej agresywnymi stylami chińskiej samoobrony.

Młody umysł Bruce’a był też oczarowany filozofią yin-yang, będącą podstawą tej sztuki, oraz ideą, że wszystko zrodzone jest z tai chi – „wielkiej ostateczności”, odwiecznej energii wszechświata – i wzajemnie od siebie zależne. Na powierzchni (a nawet na głębszym poziomie) układało się to w spójną całość; to, co postrzegamy jako przeciwieństwa, nie może istnieć bez swojego odpowiednika. Czym jest dzień bez nocy? Czym jest dół bez góry? Czym jest mężczyzna bez kobiety? Ponadto czarna kropka w białej części symbolu yin-yang i biała kropka w części czarnej symbolizują tę wzajemną współzależność: w najczystszej formie jednego obecna jest odrobina przeciwieństwa. A zatem w każdym świętym jest odrobina diabła i odwrotnie. Symbol pokazuje także, że jeśli dowolny atrybut doprowadzimy do jego skrajnej formy, to zmieni się on w swoje przeciwieństwo.

To podstawowe chińskie rozumienie pojęcia tao (道), oznaczającego „drogę” – uważa się, że stworzył je w IV wieku p.n.e. tajemniczy filozof Laozi. W rozdziale drugim Tao Te Ching Laozi pisze:

Stąd to, co jest postrzegane jako piękne – jest naprawdę piękne, tylko wówczas, gdy porównać je z tym, co brzydkie. Działanie uznane za sprawne jest przyrównywane do działania postrzeganego jako nieudolne. Człowiek uważa się za bogatego, tylko gdy porówna swój majątek z nędzarzem. Działanie, które wydaje się trudne, jest takie z powodu rzeczy, które przychodzą łatwo. Coś nazwiemy długim dopiero, gdy porównamy z czymś stosunkowo krótkim. Jedna rzecz jest wysoka, ponieważ inna jest niska. Tylko z powodu dźwięku znamy ciszę, natomiast przywódca wydaje się przewodzić tylko dlatego, ponieważ inni za nim idą[24].

Fakt, że metoda walki mogła bazować na tak oszołamiającej filozofii, oczarował Bruce’a. Filozofia yin-yang miała odtąd już zawsze być dla niego punktem odniesienia w sztukach walki. Hoi Chuen, zachwycony zainteresowaniem syna, nauczył go stu ośmiu ruchów formy tai-chi, które Bruce z czasem opanował do perfekcji[25]. Potrafił z pamięci wyrecytować nazwę każdego ruchu w formie, a równocześnie wierzył w moc chi, wewnętrznej energii, którą ponoć posiadali mistrzowie taijiquan, potrafiący dzięki niej poprawić swoje techniki. Bruce szybko miał zyskać okazję, by sprawdzić przydatność tych codziennych praktyk.

Pierwsza walka Bruce’a Lee

Pewnego dnia, w drodze na lekcje, Bruce przypadkowo nadepnął na stopę ucznia z innej szkoły. Zaczęła się sprzeczka, nagle chłopców otoczyli uczniowie obu szkół, nawołujący, by rozstrzygnęli spór pięściami. Pod naciskiem tłumu dwaj chłopcy przeszli na pobliskie boisko, żeby się zmierzyć. Drugi uczeń, dużo większy i cięższy, patrzył, jak Bruce wyciąga ramiona i zaczyna wykonywać ruchy formy tai-chi, kolejno wykrzykując ich nazwy tak, by wszyscy słyszeli.

Wyglądało to i brzmiało imponująco, nie tylko dla tych, którzy zebrali się wokół, ale i dla przeciwnika, teraz żałującego, że się w to wpakował. Nie mogąc się doczekać rozpoczęcia walki, koledzy większego ucznia popchnęli go na Bruce’a, żeby wszystko przyspieszyć. Chłopak wymierzył cios, czym zakończył pokaz formy tai-chi, powalając Bruce’a na ziemię. Czar prezentowanej przez niego sztuki prysł, a większy przeciwnik szybko dosiadł jego piersi i przygwoździł go do ziemi. Zaczął okładać bezbronnego Bruce’a, demonstrując bardziej prymitywną wersję tego, co miłośnicy MMA opisaliby hasłem „połóż i dołóż”. Koledzy Bruce’a uciekli przerażeni, a on sam znosił upokarzające lanie do czasu, aż przeciwnik stracił zainteresowanie sytuacją, wstał i ruszył do szkoły. Poobijany i posiniaczony Bruce powlókł się do domu, by lizać rany (zwłaszcza tę zadaną jego dumie), i zaczął poważnie rozmyślać o tym, czy słusznie uważał tai-chi za niezwyciężoną technikę[26].

Osiem tygrysów z Junction Street

Jako dwunastolatek Bruce rozpoczął naukę w prestiżowym hongkońskim gimnazjum katolickim, szkole La Salle. Niestety nauczyciele widzieli w nim chłopca, który łatwo się złościł i ciągle szukał okazji, by dowieść swej wartości i męskości.

– Przepełniał go gniew – wspominał Robert Wang, były kolega Bruce’a ze szkoły La Salle. – Miał reputację awanturnika, brał udział w tylu bójkach, że regularnie lądował na dywaniku u dyrektora[27].

W tłocznym Kowloon przyciągał do siebie innych chłopców o podobnym usposobieniu. Kilku z nich założyło własny uliczny gang: Osiem Tygrysów z Junction Street. Wśród członków gangu zdarzały się imiona zwyczajne – John, Robby i Au Chun – ale też bardziej intrygujące: Kings, Big Mouth, Lunny, One-Eye i Speedy[28]. Wyczuli, że Bruce by się wśród nich odnalazł, więc zaprosili go, by do nich dołączył. On zaś bez wahania się zgodził. Jednak poza naturalną nastoletnią skłonnością do buntu chłopcy mieli inne powody, by połączyć siły.

W latach pięćdziesiątych XX wieku w Hongkongu, wówczas brytyjskiej kolonii, doszło do politycznego trzęsienia ziemi. Kiedy komuniści przejęli kontrolę nad Chinami, uchodźcy (zwłaszcza z rejonu południowego) zaczęli licznie migrować do Hongkongu. Z kontynentu uciekali nie tylko przedsiębiorcy – komuniści pod wodzą Mao Zedonga oczyszczali republikę z triad, grup przestępczości zorganizowanej.

Nie trzeba było długo czekać, by triady wznowiły swoją niecną działalność w kolonii.

– Ulice Hongkongu były wtedy jak dżungla – wspominał William Cheung. – Triady chciały zrekrutować młodych ludzi do brudnej roboty, bo jeśli miało się mniej niż osiemnaście lat, to nie szło się do więzienia, tylko do poprawczaka[29].

Oznaczało to, że kiedy nastolatków odsyłano do zakładów, sprowadzani byli nowi rekruci z ulicy, dzięki czemu triady nie doznawały uszczerbku w ludziach i ich przywódcy mogli swobodnie kontynuować działalność przestępczą. By móc stawić czoła rosnącemu zagrożeniu ze strony triad, w całym Kowloon i na wyspie Hongkong zaczęły wyrastać mniejsze uliczne gangi. Nie potrafiły one jednak oprzeć się pokusie pieniędzy i władzy, więc były stopniowo wchłaniane przez lepiej zorganizowane społeczności triad.

Cheung, którego ojciec pracował w hongkońskiej policji, wspominał, że „triady lubiły rekrutować sławnych ludzi, ich rodziny i dzieci, bo sławy budziły respekt i mogły wciągnąć do gangu wiele kolejnych osób”. Dzięki kontaktom Hoi Chuena w branży rozrywkowej trzynastoletni Bruce miał już za sobą występy aż w ośmiu głośnych filmach (a nawet dziewięciu, jeśli liczyć rolę w Kobiecie ze złotej bramy)[30]. Innymi słowy, był właśnie takim chłopakiem, jakiego chciały mieć w swoich szeregach triady[31]. Jednak ich początkowe wysiłki spełzły na niczym; gang Bruce’a, przynajmniej na razie, dawał mu wystarczającą ochronę przed wpływem przestępczości zorganizowanej.

Ponieważ był nastoletnią gwiazdą filmową w zatłoczonym mieście, w którym dosłownie miliony ludzi znały jego twarz, miał dodatkowe problemy, niezwiązane ze staraniami, by nie wpaść w łapy grupy przestępczej. Bruce musiał też mierzyć się z ciągłymi wyzwaniami, dowodzić w walce, że nie jest tylko ładniutkim aktorem, ale że jest tak twardy jak wychowani przez ulice bohaterowie filmów, w których grał. Ku zaskoczeniu wielu kolegów ze szkoły skwapliwie korzystał z okazji, kiedy mógł uciec się do przemocy.

– Wyzwania rzucali mu nowo przybyli, chcący natychmiast zyskać sławę i uznanie dzięki zwycięstwu nad nim – wspominał Robert Wang. – Bruce za każdym razem podejmował te wyzwania z przyjemnością. Był nieustraszony. Każde starcie traktował jak walkę na śmierć i życie[32].

Któregoś razu w szkole do Bruce’a podszedł uczeń chcący wymusić od niego pieniądze. Obaj poszli do łazienki. Bruce prowadził, a niedoszły szantażysta szedł o krok za nim. Kiedy dotarli na miejsce, Bruce się odwrócił i pchnął przeciwnika na ścianę toalety. Wyciągnął nóż sprężynowy i przyłożył go chłopakowi do brzucha.

Poza twardziela, jaką przybrał wcześniej przeciwnik, nagle się ulotniła.

– Dobra, a teraz się rozbieraj – zażądał Bruce. – Do naga!

Uczeń posłusznie wypełnił rozkaz. Bruce zabrał jego ubrania i wyszedł. Rzucił rzeczy w pobliskie krzaki i ruszył do domu.

Nagi uczeń, który wstydził się wyjść z toalety, wszedł do kabiny, zamknął drzwi i siedział tam przez wiele godzin. W końcu zasnął. Kiedy słońce zaszło, a chłopak nie wrócił do domu, rodzice wpadli w panikę. Zadzwonili do szkoły, ale nikt, kto pełnił dyżur, go nie widział. Skontaktowali się z nauczycielką, ale ona nie widziała chłopaka od popołudnia. Następnie zadzwonili na policję. Wysłano funkcjonariuszy, by przeszukano szkołę i okolicę. W końcu znaleziono chłopaka, drżącego i przerażonego, siedzącego samotnie w szkolnej łazience[33].

Innym razem, kiedy Bruce zobaczył białego ucznia z innej szkoły noszącego pas, podszedł do niego i znów wyciągnął nóż sprężynowy, żądając, by tamten oddał mu pas. Chłopak – co zrozumiałe – spełnił żądanie[34]. Bruce wspominał później, że w tamtym okresie swojego życia był „gnojkiem, który szukał zaczepki. Mieliśmy łańcuchy i długopisy z ukrytymi nożami”[35]. W mieście liczącym ponad dwa miliony ludzi[36], z których wielu to zrozpaczeni uchodźcy, nietrudno było o bitkę.

Kolejny raz wpakował się w kłopoty, kiedy pobił się z innym okolicznym twardzielem – Davidem Lee. Chłopcy ścierali się już wcześniej kilka razy, ale tym razem obaj wyciągnęli noże sprężynowe. Parę chybionych ciosów, aż w końcu nóż Bruce’a trafił w rękę drugiego chłopaka i polała się krew. Chłopcy zostali potem rozdzieleni albo sami przerwali walkę, gdy zdali sobie sprawę, że jeśli pozwolą jej eskalować, to skończy się tragicznie. Kiedy dyrektor La Salle dowiedział się o potyczce, nie był w stanie wyciągnąć konsekwencji, bo do starcia doszło poza szkołą. Jednak działania młodego człowieka były teraz czujnie obserwowane; kolejne potknięcie miało dla niego oznaczać wydalenie[37].

Wejście Yip Mana

Swoją nieustraszonością Bruce Lee nadrabiał braki w technice walki.

– Zastanawiałem się, co by się stało, gdybym w trakcie bójek nie miał wsparcia swojego gangu – powiedział reporterowi w 1967 roku. – Postanowiłem, że nauczę się chronić, i zacząłem się uczyć gung-fu[38].

Przez krótki czas uczył się stylu hung kuen (znanego też jako hung gar), południowego stylu kung-fu[39]. Szybko jednak zmienił przynależność, kiedy zobaczył, jak jego kolega William Cheung z łatwością kładzie przeciwnika z wykorzystaniem technik kung-fu, których Lee wcześniej nie widział. Zaintrygowany ich wybuchowym potencjałem, usiłował wyciągnąć od Cheunga jakieś informacje, aż w końcu ten wyjawił mu nazwisko instruktora – był nim Yip Man.

Yip Man, obecnie częściej nazywany „Ip Manem”, był palącym jak smok, statecznym sześćdziesięciolatkiem i już wtedy legendą w hongkońskich kręgach pasjonatów sztuk walki. Dorastał w chińskim mieście Foshan, gdzie uczył się od Chan Wah Shuna sztuki wing chun, systemu walki w bliskim kontakcie, w którym nauczano uderzania w środkową linię ciała przeciwnika i zadawania serii szybkich ciosów oraz wykorzystania nóg do atakowania dolnych kończyn. W 1909 roku Yip przeprowadził się do Hongkongu, by uczyć się w szkole imienia św. Stefana – gimnazjum, do którego wysyłali swoje dzieci bogaci obcokrajowcy. Mówiło się, że w trakcie pobytu w Hongkongu uczył się dodatkowo stylu wing chun od mężczyzny nazwiskiem Leung Bik (którego uważa się za syna Leung Jana, ten zaś uczył nauczyciela Yip Mana, Chun Wah Shuna). Yip Man szkolił się w sztuce wing chun na początku XX wieku.

Podobnie jak w przypadku większości chińskich sztuk walki, wcześniejsza historia tej techniki jest głównie apokryficzna i ginie w mrokach mitu i legendy[40]. Być może bardziej imponująca dla Bruce’a Lee była plotka, która krążyła po Hongkongu na początku lat pięćdziesiątych XX wieku – ponoć Yip Man, gdy ktoś rzucił mu wyzwanie w jego szkole kung-fu, zabił człowieka jednym ciosem[41]. Historia jest niewątpliwie także apokryficzna, ponieważ nie ma żadnych dokumentów wskazujących, jakoby Yip Man został kiedyś oskarżony o zabójstwo w okresie między powrotem do Hongkongu w 1949 roku a śmiercią w 1972 roku. Jednak nastoletni Bruce Lee był z pewnością przekonany, że takie zdarzenie mogło mieć miejsce i że właśnie takiej zabójczej techniki chce się nauczyć.

W końcu namówił Cheunga, by ten zaprowadził go do szkoły wing chun prowadzonej przez Yip Mana, i tak poznał mistrza. Wong Shun Leung, najlepszy zawodnik szkoły, wspominał, jak zobaczył Bruce’a Lee po raz pierwszy:

Ćwiczyłem kung-fu w instytucie mistrza Yipa. Pomagałem też w nauczaniu. Wtedy [William] Cheung przyprowadził tego elvisowatego młodzieniaszka. Lekko przechylony, opierał rękę o ścianę. Drugą trzymał w tylnej kieszeni spodni. Ciało wspierał tylko na jednej nodze. Ciągle się kołysał. Jego sposób bycia był bardzo frywolny, jakby uważał się za spryciarza. W ogóle mi się nie spodobał. Kiedy sobie poszedł, powiedziałem Cheungowi, że ten chłopak nie jest u mnie mile widziany[42].

Poza Wongiem istniała jeszcze jedna przeszkoda, z którą musiał się zmierzyć Bruce, zanim zaczął trening w szkole Yip Mana: rodzice. Podobnie jak wiele chińskich rodzin, państwo Lee uważali, że kung-fu to prosta droga do triad, a oni nie chcieli, żeby ich syn się w to pakował[43]. Li Hoi Chuen widział, jak triady coraz mocniej zaznaczają swoją obecność w branży rozrywkowej, i pragnął uchronić rodzinę przed piętnem przestępczości zorganizowanej. Jednak Bruce wiedział, którego rodzica ma szansę przekabacić – w ciągu kilku kolejnych miesięcy nagabywał swoją matkę Grace, aż ta w końcu skapitulowała i dała mu pieniądze na lekcje wing chun. Grace potem przekonała męża, by ten zaakceptował jej decyzję[44]. Gdy Bruce wrócił do szkoły Yip Mana, i tym razem zastał tam Wong Shun Leunga: „Parę miesięcy później [Bruce] przyszedł po raz drugi. Tym razem był przyzwoicie ubrany i grzeczniejszy. Mistrz Yip bardzo go polubił, więc wziął go na ucznia. On od razu podszedł i się ze mną przywitał. To było takie niespodziewane, że nie potrafiłem tego zrozumieć. Zostaliśmy współuczniami i przyjaciółmi”[45].

Yip Man bardzo chciał przyjąć Bruce’a Lee do swojej szkoły. Nie tylko widział kilka jego filmów[46] (podobnie jak dziś, również wtedy celebryta w gronie uczniów to była korzyść dla firmy) – w dodatku gdyby Bruce się zapisał, oznaczałoby to dodatkowych osiem hongkońskich dolarów miesięcznie opłaty członkowskiej dla Yipa[47]. Na Zachodzie sądzi się, że chińska sztuka kung-fu w najczystszej formie nie była skażona myśleniem o pieniądzach, prawda jest taka, że odkąd lekcje kung-fu stały się dostępne dla ogółu, pieniądze przechodziły z rąk do rąk[48]. Jeszcze w Foshan Yip Man musiał zapłacić dwadzieścia taeli, by przyjęto go na ucznia Chun Wah Shuna, a potem płacił kolejnych osiem taeli miesięcznie za jego lekcje[49].

Bruce zaczął naukę, gdy tylko pieniądze od matki znalazły się w kieszeni Yip Mana[50]. Podczas pierwszych dwóch lekcji okazał się wzorowym uczniem, wszystko jednak zmieniło się w trakcie trzecich zajęć. Jak opowiadał syn Yip Mana, Yip Chun:

Ojciec z zasady nie lubił od razu uczyć nowych. Zatem po ich przyjęciu pierwszej lekcji udzielał [doświadczony uczeń wing chun] Yip Bo-Ching. […] Trzeciego dnia po pierwszej lekcji Bruce w końcu narobił sobie kłopotów. Jeszcze rano odnalazł Yip Bo-Chinga, by poćwiczyć technikę lepkich rąk [po kantońsku chi sao, trening dotyku i wrażliwości]. Skupili się na tym w pełni. Nagle jednak, bez żadnego ostrzeżenia, Bruce wykonał wykop. Yip był od niego trochę starszy. Poza tym nie spodziewał się tego. Więc ucierpiał. Na szczęście Bruce był gotów tego dnia przeprosić, a William Cheung się za nim wstawił. Inaczej Bruce zostałby wydalony ze szkoły[51].

Mając za sobą to potknięcie, Bruce zaczął podchodzić do treningów wing chun tak, jakby od tego zależało jego życie – nie było dnia, żeby nie trenował. Pilne ćwiczenia sprawiły, że szybko opanowywał sztukę – tak szybko, że wkrótce był lepszy od wielu doświadczonych uczniów Yip Mana, a byli wśród nich tacy, którzy uczyli się wing chun od kilku lat. Tak szybki postęp był imponujący, jednak oddanie sztuce wing chun nie sprawiło, że Bruce stał się mniej wojowniczy.

W trakcie zajęć z wychowania fizycznego w gimnazjum La Salle wuefista postanowił zabrać uczniów na boisko, gdzie mieli zrobić po trzy okrążenia. Kiedy uczniowie się obijali albo nie biegli tak szybko, jak sobie tego życzył, chłostał ich po łydkach linijką. Uderzenie w gołą nogę zwykle dawało pożądany efekt. Do momentu, gdy nauczyciel uderzył w nogi Bruce’a. Zamiast przyspieszyć, Bruce zawrócił i spojrzał gniewnie na nauczyciela, po czym wyciągnął nóż sprężynowy. Nauczyciel szeroko otworzył oczy w przerażeniu i zaczął biec najszybciej, jak potrafił, uciekając przed ścigającym go Bruce’em. Wpadł do gabinetu dyrektora, zanim Bruce go dogonił. Czara goryczy się przelała: Bruce Lee został wydalony z gimnazjum La Salle w trybie natychmiastowym[52].

Hoi Chuen i Grace byli zszokowani i zawstydzeni zachowaniem syna. Szybko pociągnęli za wszystkie możliwe sznurki i przenieśli go do innego gimnazjum, aby mógł dokończyć edukację. Dzięki wpływom członka rodziny, darczyńcy gimnazjum imienia św. Franciszka Ksawerego, szkoła zgodziła się przyjąć młodego Lee. Równocześnie jednak pojawiło się ostrzeżenie, że to koniec – następnej szansy nie będzie. Bruce usłyszał jednoznacznie, że musi być pilny, zaangażować się ciałem i duszą w naukę w nowej instytucji. Intencja była słuszna, ale jej realizacja mogła być jedynie połowiczna. Lee ciałem faktycznie przebywał na zajęciach w szkole Franciszka Ksawerego, ale duszę oddał już innej szkole: tej u Yip Mana.

Rozdział drugi

Narwaniec

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Przypisy

Prolog

[1] „W tygodniu kończącym się dniem 6 maja 1973 roku (mniej więcej w czasie, gdy kończyły się zdjęcia do Wejścia smoka), serial Kung Fu z Davidem Carradine’em był najpopularniejszym programem telewizyjnym w USA, przyciągał regularnie 28 milionów widzów”. B. Thomas, Bruce Lee. Fighting Spirit, Berkeley 1994, s. 235.

[2] „Przemysł filmowy Hongkongu osiągnął sukces komercyjny na skalę międzynarodową, kiedy w 1973 roku Niezwyciężony zawodnik (Five fingers of death)był na pierwszym miejscu w box office w pierwszym tygodniu krótkiego okresu wyświetlania w kinach w USA”. A. Han, Restoring the Transnational from the Abyss of Ethnonational Film Historiography. The Case of Chung Chang Wa, „Journal of Korean Studies” 2011, Vol. 16, No. 2, s. 249.

[3] Bob Wall, źródło cytatu: J. Whitmore, A View from The Wall, „Deadly Hands of Kung Fu” 1977, s. 36‒37. Wall nie wspomniał, że był partnerem Joe Lewisa, gdy prowadził szkołę karate w Kalifornii, a w czasie, gdy wygłaszał takie komentarze, współprowadził ją z Chuckiem Norrisem. Norris zaczynał także karierę filmową, która miała się okazać spektakularna, a stanowiła doskonałą reklamę dla ich szkoły; Wall po prostu robił, co mógł, by wypromować Norrisa kosztem Bruce’a.

[4] Chuck Norris, cytat z wywiadu z Davidem Brennerem w programie Nightlife, 19 listopada 1986.

[5] Joe Lewis, źródło cytatu: T. Tal, Legendary Joe Lewis. I Never Lost My World Full Contact Karate/Kickboxing Titles to Anyone.

[6] Sylvester Stallone, cytat za: J. Beresford, Sylvester Stallone on Rocky II Sparring Partner Roberto Duran”, ultimateactionmovies.com, 6.11.2019, tinyurl.com/ybmhfac5, dostęp: 30.06.2024.

[7] R. Parker, Rocky IV at 35. Sylvester Stallone Was in the ICU After a Dolph Lundgren Punch Actually Connected, hollywoodreporter.com, 27.11.2020, tinyurl.com/mrhfawv9, dostęp: 30.06.2024.

[8] „Na początku lat 70. XX wieku w Stanach Zjednoczonych nauczało ponad 1200 instruktorów taekwondo”. Źródło: E. Farkas, The History of Karate in America,usadojo.com, 15.02.2000, tinyurl.com/2fj2pnbs, dostęp: 30.06.2024.

Betonowa dżungla

[1] Książki Goldmana były mieszane z błotem przez prasę za negatywny wydźwięk. Na przykład w recenzji Elvisa dla „Village Voice” krytyk muzyczny i znawca Elvisa Greil Marcus napisał: „Prawdziwym celem Elvisa Goldmana jest próba kulturowego mordu […]. Z tej książki wylewa się bezmiar nienawiści”. Źródło: G. Marcus, Lies About Elvis, Lies About Us, „Village Voice” („Voice Literary Supplement”), grudzień 1981. Lucy Sante w swojej krytyce The Lives of John Lennon dla „The New York Review of Books” napisała: „Goldman albo niedbale sprawdzał informacje, albo nie robił tego wcale”. Źródło: L. Sante, Beatlephobia, „The New York Review of Books”, 22 grudnia 1988.

[2] A. Goldman, The Life and Death of Bruce Lee, Part II, „Penthouse”, luty 1983.

[3] „Artykuł pana Goldmana kończy się słowami cuchnącymi rasizmem. »Dzięki Bruce’owi Lee czterystu milionom Chińczyków wyrosły jaja». Bruce byłby wściekły, gdyby usłyszał coś takiego. Był człowiekiem, który czcił i szanował swoich przodków. Rozumiał wielkość chińskiego narodu dającą o sobie znać przez wieki. Słowa Goldmana są nie tylko rasistowskie; są dziecinnym, absurdalnym kłamstwem”. List Dana Inosanty do Boba Guccionego, „Penthouse”, 6 marca 1983, opublikowano w książce: D. Inosanto, Absorb What Is Useful (A Jeet Kune Do Guidebook. Volume Two), Los Angeles 1982, s. 157–158.

[4] Źródło: Increases in Chinese Population, countryeconomy.com, b.d., tinyurl.com/4weh2wwd, dostęp: 30.06.2024.

[5] „Wnętrostwo, inaczej niezstąpione jądro, to powszechna anomalia u dzieci, występująca u 1–4% chłopców urodzonych w terminie i 10–30% wcześniaków płci męskiej”. Zhao Tian-Xin i in., Clinical and Socioeconomic Factors Associated with Delayed Orchidopexy in Cryptorchid Boys in China, „Asian Journal of Andrology”, 2019, Vol. 21, Iss. 3, s. 304–308, opublikowano 18 grudnia 2018, adres DOI: 10.4103/aja.aja_106_18.

[6] „Komisja poborowa odebrała mu prawo do odroczenia z tytułu studiów, a kiedy wrócił do Seattle we wrześniu 1963 roku, kazano mu się stawić na badaniu lekarskim. W tym samym czasie miało się zgłosić 10–12 innych studentów Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Tylko dwóch z nich można było opisać jako naprawdę wysportowanych – byli to Bruce i pewien zawodnik footballu; obaj oblali badanie! Bruce […] dostał kategorię 4-F! W obliczu jego tragicznej śmierci uważam, że należy wyjaśnić tę kwestię. Mówiono, że Bruce’a odrzucili, bo miał za wysokie łuki stóp. Tak naprawdę chodziło o niezstąpione jądro”: L. Lee, The Life and Tragic Death of Bruce Lee, London 1975, s. 62.

[7] Słowa Bruce’a Lee w wywiadzie z Alexem Benem Blockiem, cytat za: Bruce Lee. The Alex Ben Block Interview, w: The Bruce Lee Audio Series, Volume II, Calabasas 1995.

Alex Ben Block: Jakiej narodowości człowiekiem się czujesz?

Bruce Lee: Oczywiście Amerykaninem, bo mam paszport USA. A kiedy skończę z tymi wszystkimi filmami w Hongkongu, chcę się przeprowadzić z powrotem do Stanów i tam zostać.

[8] L. Lee,The Life and Tragic Death of Bruce Lee, dz. cyt., s. 29. Uwaga. Pisownia chińskiego imienia i nazwiska Bruce’a w jego dokumentach imigracyjnych z 1941 roku to „Lee Jun Fon”, ale Bruce w dorosłych latach zapisywał „Fon” jako „Fan”, dlatego stosuję taką pisownię przez całą książkę.

[9] „Później imię zmieniono na Lee Yuen Kam, kiedy zauważono, że chińskie znaki są podobne do znaków w imieniu zmarłego dziadka”. Słowa Lindy Lee, źródło: L. Lee, The Life and Tragic Death of Bruce Lee, dz. cyt., s. 29. Zob. też: „Grace Li mówi, że chińskie znaki zmieniono parę miesięcy później, ponieważ były one takie same jak w imieniu zmarłego dziadka. Choć na Zachodzie podobieństwo imion to wyraz szacunku, ze względu na wschodnie tradycje należało zmienić imię”. A. B. Block, The Legend of Bruce Lee, New York 1974, s. 17.

[10] Tamże.

[11] Tamże.

[12] Odpowiadając na pytania władz imigracyjnych 29 marca 1941 roku, Ho Oi Yee powiedziała, że pierwszy syn jej i Li Hoi Chuena „Li Teung zmarł w Hongkongu, kiedy miał nieco ponad trzy miesiące”. Z dokumentacji w Archiwum Narodowym w San Francisco.

[13] „Ponieważ pierwszy syn tej pary umarł jako niemowlę, każdego urodzonego później chłopca należało ubierać w dziewczęce stroje, nadać mu dziewczęce przezwisko i przekłuć ucho, żeby zmylić złego ducha polującego na chłopców”. M. Polly, Bruce Lee. Życie, przeł. Ł. Müller, Kraków 2019, s. 25.

[14] „Kiedy Bruce się urodził, dostał dziewczęce przezwisko »Mały Feniks«, co było próbą zmylenia złych duchów; dodatkowo przekłuto mu w tym celu uszy”. R. Clouse, Bruce Lee. The Biography, Burbank 1988, s. 3‒4. Zob. też: „W domu zawsze nazywano Bruce’a »Mały Feniks« – to przezwisko dla dziewczynki. Pani Li straciła syna zaledwie trzynaście miesięcy wcześniej [tu błąd Lindy, utraconym dzieckiem był pierwszy syn państwa Li, Lee Teung, zmarły w 1938 roku; Peter Li urodził się trzynaście miesięcy przed Bruce’em, 23 października 1939 roku, a żadne dziecko Li nie zmarło około czasu jego narodzin]; zgodnie z chińską tradycją kiedy w rodzinie rodzą się kolejni synowie, nazywa się je dziewczęcymi przezwiskami, by zmylić duchy, które mogą wykraść ich dusze. Miał też przekłute jedno ucho dla zmylenia bóstw”. L. Lee, The Life and Tragic Death of Bruce Lee, dz. cyt., s. 29‒30. Zob. też: „Kiedy wyniesiono tort urodzinowy ze świeczkami, a Bruce już je zdmuchnął, zobaczyłem, że na torcie napisano »Mały Feniks«. Dotarło do mnie, że w domu nie jest nazywany Małym Smokiem. Później dowiedziałem się, że Mały Feniks to żeński odpowiednik Smoka […]. Rodzina Bruce’a była bardzo przesądna, przekłuła mu ucho, kiedy się urodził, i nadała mu żeńskie przezwisko, »Mały Feniks«, aby zmylić złe duchy, by nie zabrały tego dziecka”. William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee, fsharetv.co, tinyurl.com/2cruu7fs, dostęp: 30.06.2024.

[15] William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee.

[16] Z wielu opowieści o filmie wynika, że Bruce miał zaledwie trzy miesiące, kiedy uczestniczył w zdjęciach do filmu. Jednak Tan Hoo Chwoon w swojej książce Bruce Lee in His Greatest Movie. The Orphan pisze: „Niecały miesiąc po narodzinach 27 listopada 1940 roku w San Francisco Bruce Lee został zawieziony na plan filmu Kobieta ze złotej bramy Kwan Man Chinga […]. Państwo Li zostali w Stanach do połowy stycznia 1941 roku, a potem przepłynęli po wzburzonych falach oceanu, odbywając sześciotygodniową podróż z powrotem do Hongkongu, gdzie dotarli pod koniec lutego 1941 roku; Bruce miał wkrótce skończyć dwa miesiące, zatem krążąca informacja o tym, jakoby pojawił się w Kobiecie ze złotej bramy (kręconej w San Francisco) jako trzymiesięczniak, jest wątpliwa”. T. H. Chwoon, Bruce Lee in His Greatest Movie. The Orphan, Singapore 1998, s. vii.

[17] Scenarzystą i montażystą filmu był słynny Kwan Man Ching, który później miał wspominać, że stworzył go dla Grandview Film Company albo Golden Gate Production Company (nie jest to do końca jasne). F. Bren, Golden Gate Girl, lost-films.eu, 23.02.2010, tinyurl.com/mth7ympb, dostęp: 30.06.2024.

[18] Projekt Women Film Pioneers na Uniwersytecie Columbia.

[19] Data premiery w Hongkongu na stronie Hong Kong Cinemagic, hkcinemagic.com, tinyurl.com/muzauvcy, dostęp: 30.06.2024.

[20] Bruce Lee w nagraniu „Bruce Lee. Screen Test February 4 1965”.

Rozmówca zza kamery: Pracował pan w filmach w Hongkongu?

Lee: Tak, odkąd miałem jakieś sześć lat.

[21] Źródło: D. Parkes, Bruce Lee’s Forgotten Child Star Start. Before Enter the Dragon and Breaking into Hollywood, the Martial Arts Actor Was Hong Kong’s Little Dragon Li After Landing His First Role as a Baby, tiny.cc/scwmzz, dostęp; 17.09.2024.

[22] T. H. Chwoon, Bruce Lee in His Greatest Movie. The Orphan, dz. cyt., s. vii‒ix.

[23]Bruce Lee Has 10 Masters! Rare News on Bruce Lee’s Kung Fu Training, w: Hui Shui-ho, Bruce Lee. His Unknowns in Martial Arts Learning, klub Jeet Kune Do Bruce’a Lee, Hongkong 1977, s. 14‒16.

[24] Laozi, Tao Te Ching, przeł. Wojciech P. P. Zieliński, Poznań 2009, s. 14.

[26] N. Shimizu, G. J. Samuel, transl. M. Radhika [?], Madras 1994, s. 90‒91); 108 punktów zatrzymania ręki w stylu orlego szpona (S. Leung, J. Chin, The Secrets of Eagle Claw Kung Fu. Ying Jow Pai, Boston 2001, s. 15), zarówno w długiej formie Yang Tai Chi Chuan, jak i w ostatecznej wersji formy z drewnianym manekinem w wing chun jest 108 ruchów. (Z artykułu J. Chaudhuri, 108 Steps. The Sino-Indian Connection in the Martial Arts, w: „Inside Kung Fu”, styczeń 1991).

[27] Szczegóły dotyczące nieskutecznego wykorzystania przez Lee tai-chi chuan w walce pochodzą z artykułu Bruce Lee Has 10 Masters! Rare News on Bruce Lee’s Kung Fu Training, w: Bruce Lee. His Unknowns in Martial Arts Learning, dz. cyt., s. 14‒16. Być może w wyniku tego spotkania Lee przestał wierzyć w skuteczność w walce tak zwanych stylów „wewnętrznych”, takich jak tai-chi. Kiedy jego kolega z planu Wejścia smoka John Saxon zainteresował się nauką tai-chi podczas pobytu w Hongkongu, Bruce próbował go zniechęcić. Saxon opowiadał: „Zainteresowałem się takimi rzeczami jak tai-chi i bardziej ezoterycznymi chińskimi sztukami wewnętrznymi. A on zwykle na to sarkał. Mówił. »Rany, daj już z tym spokój!« Komentował, że to »odlot umysłowy« albo »odlot dla głowy« czy coś w tym rodzaju”. John Saxon w wywiadzie z autorem, 22 marca 1996.

[28] Robert Wang, autor książki Walking the Tycoon’s Rope, cytat z hongkońskiego programu Asian Threads.

[29] Tak we wspomnieniach Williama Cheunga, źródło: W. Cheung, Mystery of Bruce Lee, Hongkong 1980.

[30] William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee.

[31] Oprócz Kobiety ze złotej bramy (1941 rok) do trzynastych urodzin 27 listopada 1953 roku Lee wystąpił w następujących ośmiu filmach: Narodziny ludzkości (1946), Fu Gui Fu Yun (1948), Dzieciak Czen (1950), Ku Hai Ming Deng (1953), Łzy matki (1953), Wina ojca (1953), Niezliczone domy (1953) i W obliczu zburzenia (1953).

[32] William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee.

[33] Robert Wang, autor książki Walking the Tycoon’s Rope, cytat z hongkońskiego programu Asian Threads.

[34] Z artykułu Bruce Lee & William Cheung. The Early Years zamieszczonego na stronie internetowej Williama Cheunga, wingchunacademy.wordpress.com, 14.03.2011, tinyurl.com/vcwuc43h, dostęp: 30.06.2024.

[35] R. Clausnitzer, My Wing Chun Kung Fu Journey. From Bruce Lee to Wong Shun Leung, 2020, wydanie elektroniczne (w przypadku wydań elektronicznych nie są podawane numery stron).

[36] Bruce Lee, cytat z artykułu w „The Best of Bruce Lee” 1974, s. 14.

[37] S. Chan, B. Leung, Changing Church and State Relations in Hong Kong, 1950‒2000, Hong Kong 2003, s. 24.

[38] Tak podaje M. Polly w Bruce Lee. Życie, dz. cyt., s. 55.

[39] Bruce Lee cytowany w artykule Is the Green Hornet’s Version of Gung Fu Genuine?, „The Best of Bruce Lee” 1974, s. 14.

[40] „Mężczyzna, który uczył go na początku kung-fu, reprezentował styl hung. Bruce pokazał mi jego zdjęcia, wydawał się twardy. Miał prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, ważył ponad dziewięćdziesiąt kilogramów. Bruce powiedział, że to dobry nauczyciel, że dużo się od niego nauczył o hung i innych stylach. Na jednym ze zdjęć posiadanych przez Bruce’a mężczyzna ćwiczył pracę nóg na słupkach wysokości sześćdziesięciu centymetrów, wbijając je w ziemię. Na innym zdjęciu ćwiczył pracę nóg na małych butelkach rozstawionych w określony wzór. Szyjki butelek nie zostawiały mu dużego marginesu błędu, ale Bruce opowiadał, że rzadko z nich spadał w trakcie swoich ćwiczeń. Pokazał mi książki o chińskim jiu-jitsu przysłane przez nauczyciela. Powiedział, że mężczyzna jest bardzo uzdolniony w stosowaniu blokad stawów i nadgarstków i że nauczył go kilku, zanim Bruce opuścił Hongkong. Powiedział, że wtedy styl hung go emocjonował, bo uznaniem cieszyły się techniki pracy nóg i ciosów […]. Nigdy nie mówił otwarcie o tym, dlaczego zrezygnował z trenowania stylu hung, ale sugerował, że kiedyś nie powiodło mu się w walce. Doświadczenie sprawiło, ze zaczął szukać metody, którą mógłby lepiej zastosować”. Jesse Glover, cytat za: J. Glover, Bruce Lee. Between Wing Chun and Jeet Kune Do, Seattle 1976, s. 20‒21.

[41] Tak mówili mi obaj synowie Yip Mana, gdy rozmawiałem z nimi w 2009 i 2012 roku. Yip Chun, starszy syn Yip Mana, mający wtedy osiemdziesiąt pięć lat, powiedział mi: „Dotyczy to nie tylko wing chun, ale wszystkich południowych stylów chińskiego kung-fu. długa historia, ale niespisana. Przekazywało się ją z mistrza na ucznia, a potem na ucznia tego ucznia. Z pokolenia na pokolenie jedni coś dodają, drudzy coś omijają, kolejni opowiadają fragmenty – jak w powieści. Zatem są różnice między tym, co działo się dawniej, i tym, co wiemy dzisiaj. Opowieści o wing chun są dwie. Zgodnie z jedną z nich pierwszym mistrzem był Yim Wing Chun, którego nauczał Ng Mui, i to od Yima sztuki nauczyły się kolejne pokolenia. Zgodnie z drugą wersją to Tan Sow Ng żyjący w okresie panowania cesarza Yongzhenga przekazał uczniom tę sztukę. Niektórzy wierzą w jedno, inni w drugie, ale gdy patrzy się na fakty, trudno to określić, bo nie ma oficjalnej relacji. Zatem jeśli chodzi o historię, to wiemy o mistrzu Leung Chanie, który nauczał mistrza Yip Mana. Leung Chan zebrał wiedzę o sztuce od ludzi ze swojej epoki powiązanych z wing chun. Zaczerpnął elementy z tych źródeł i stworzył sztukę wing chun, jaką znamy dzisiaj. Leung Chan nie przyjmował wielu uczniów, nauczał tylko dwóch ludzi. Jednym z nich był jego syn Leung Bik. Drugim był jedyny uczeń Chun Wah Shun. Yip Man początkowo uczył się od Chuna, ale potem poznał Leung Bika w Hongkongu i zaczął robić postępy w nauce. Po opanowaniu sztuki przekazywał dalej wiedzę o wing chun”. Rozmowa autora z Yip Chunem, 12 sierpnia 2009.

[42] „Jak opowiada Bruce, Yip Man zabił kiedyś innego adepta kung-fu jednym ciosem, kiedy tamten nie chciał opuścić jego szkoły po odrzuceniu przez Yip Mana jego wyzwania. Do incydentu doszło na długo przed tym, jak Bruce został uczniem Yip Mana, ale mówił, że łatwo mu było w to uwierzyć, ze względu na poteżną siłę ciosu nauczyciela. […] Opowiedziano mi to pod koniec 1959 roku, kiedy Yip Man był po sześćdziesiątce”. J. Glover, Bruce Lee…, dz. cyt., s. 15.

[43] Wong Shun Leung, cytat z artykułu Bruce Lee and His Friendship with Wong Shun Leung, wongvingtsun.co.uk, b.d., tinyurl.com/yeyr4ewn, dostęp: 30.06.2024.

[44] „Rodzicom Bruce’a nie podobało się, że Bruce uczy się jakiejkolwiek sztuki walki, bo uważali, że wszystkie prowadzą do powiązań z triadami”. William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee. Zob. też: „Ojciec Bruce’a chciał, by wszystkie jego dzieci były wykształcone, unikał kontaktów z ludźmi od kung-fu. Bruce powiedział mi, że w Hongkongu adepci kung-fu nie mieli takiego samego statusu jak znawcy sztuk walki w innych azjatyckich krajach. Mówił, że w Hongkongu większość adeptów kung-fu uważało się po prostu za bandziorów”. Jesse Glover, cytat za: J. Glover, Bruce Lee…, dz, cyt., s. 20.

[45] „Jednak dzięki miesiącom przekonywania Bruce w końcu dostał zgodę na naukę sztuki walki”. William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee. „Fakt, że kung-fu było przez tak wiele osób postrzegane w negatywnym świetle, był głównym powodem, dla którego Bruce nie powiedział ojcu, że ćwiczy wing chun. Zawsze, gdy chodził na kung-fu, ojciec myślał, że syn jest na zajęciach muzycznych. Bardzo szanował swojego ojca i musiałby rzucić kung-fu, gdyby tylko Li Hoi Chuen tak mu nakazał”. J. Glover, Bruce Lee…, dz. cyt., s. 23.

[46] Wong Shun Leung, cytat z artykułu Bruce Lee and His Friendship with Wong Shun Leung, dz. cyt.

[47] „Kiedy przedstawiłem Bruce’a Yip Manowi, spodobał się mistrzowi od pierwszego wejrzenia, bo widział kilka filmów z Bruce’em i chciał go przyjąć na ucznia”. William Cheung, cytat z filmu dokumentalnego The Grandmaster & The Dragon. William Cheung and Bruce Lee.

[48] Duncan Leung, który uczył się u Yip Mana w tym samym czasie co Bruce, napisał: „Yip Man brał osiem dolarów za miesiąc. […] Osiem dolarów hongkońskich to była wtedy spora kwota, robotnicy zarabiali miesięcznie pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt”. K. Ing, Wing Chun Warrior. The True Tales of Wing Chun Kung Fu Master Duncan Leung, Bruce Lee’s Fighting Companion, Hongkong 2010, wydanie elektroniczne. Linda Lee pisze, że kwota, jaką Bruce płacił Yip Manowi, wynosiła „dwanaście hongkońskich dolarów za lekcję”. L. Lee, Bruce Lee. The Man Only I Knew, New York 1975, s. 37.

[49] Pomijając rzadkie wyjątki, kiedy syn lub córka uczyli się sztuki od rodzica, chińskie sztuki walki zawsze miały w sobie element komercyjny. „Często niesłusznie zakłada się, że komercjalizacja chińskich sztuk walki to współczesne zło rodem z Zachodu, a to nieprawda. Chińskie sztuki walki zawsze były biznesem i zawsze miały w sobie oczywisty aspekt komercyjny. Szkoła Jingwu w znacznym stopniu zwiększyła tę komercjalizację. To właśnie pod wpływem Jingwu chińskie sztuki walki stały się produktem, który można sprzedawać. Jingwu zachęciło też inne firmy do reklamowania się w publikacjach Jingwu i wspierania programu – były to browary, producenci papierosów czy ubezpieczalnie”. B. Kennedy, E. Guo, Jingwu. The School That Transformed Kung Fu, Berkeley 2010, s. 16‒17. Warto zaznaczyć, że szkoła Jingwu została oficjalnie otwarta w 1909 roku w Szanghaju, a później została spopularyzowana w filmie z Bruce’em Lee, Wściekłe pięści.

[50] Yip Man, cytat z artykułu Interview with Wing Chun Grandmaster Yip Man, „New Martial Hero” 1972, No. 56, naamkyun.com, 8.03.2012, tinyurl.com/4hnx9njb, dostęp: 30.06.2024.

Yip Man: