Fioletowa krowa. 333 najsławniejsze okazy angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej od Williama Shakespeare’a do Johna Lennona. Antologia - Stanisław Barańczak - ebook

Fioletowa krowa. 333 najsławniejsze okazy angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej od Williama Shakespeare’a do Johna Lennona. Antologia ebook

Stanisław Barańczak

2,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

„Początki humoru wierszowanego na terenach dzisiejszej Anglii i Ameryki Północnej giną w pomroce wieków. Tam je też na wszelki wypadek pozostawimy” – pisze we wstępie do Antologii Stanisław Barańczak i zaprasza czytelnika na wędrówkę przez dzieje poezji niepoważnej. Im dalej, tym zabawniej. Wypowiedzenie tego, jak wiele niebywałej radości dostarczają limeryczne, biograficzne (będące tzw. \"biografiołami\", sceniczne, niesceniczne, obsceniczne i inne wiersze-żarty tego tomu – przekraczają możliwości małej notki...

Wspaniała wiadomość dla koneserów humoru absurdalnego i konsumentów poezji purnonsensu: „Fioletowa krowa” nareszcie jest wśród nas! Wydawnictwo a5 z wielkim staraniem dokonało wznowienia tej kultowej antologii, z pietyzmem ułożonej przez Stanisława Barańczaka, a zawierającej 333 najsławniejsze okazy angielskiej i amerykańskiej poezji niepoważnej, w jego mistrzowskich przekładach.

Kochamy to, co niepoważne, a ostre poczucie absurdu jest naszym lekarstwem na grozę i głupotę. Wydana po raz pierwszy w roku 1993, książka ta rozeszła się błyskawicznie i odtąd była już osiągalna jedynie na aukcjach bibliofilskich, ceniona w kręgach znawców za swoją perfekcję, bogactwo słowne i finezję, a w szerszych kręgach czytelników za pogodę, wdzięk i pyszny humor purnonsensowy. Powiadamy, że w porównaniu z humorem satyrycznym humor purnonsensowy jest bezinteresowny, niczemu nie służy poza samym śmiechem – pisze we wstępie do antologii Barańczak i zastrzega, że w przeciwieństwie do satyryka, nonsensista nie wierzy w owocność własnych zabiegów humorystycznych; w tej kwestii i w ogóle w kwestii racjonalności bytu jest natomiast czarnym pesymistą. Można by rzec, że nic poza śmiechem mu nie pozostaje. Interesują go właśnie te problemy egzystencji, które tak czy siak są nierozwiązalne.

Niemożliwe do pokonania problemy egzystencjalne, które oswaja się za pomocą śmiechu! – czyż nie jest to najlepsze remedium na życie w tak zwanych naszych czasach? Poeci języka angielskiego osiągnęli mistrzostwo w sztuce zachowywania ironicznego dystansu wobec rzeczywistości swoich czasów. Ten błogosławiony dystans jest także udziałem jednego z najwybitniejszych polskich poetów i tłumaczy poezji, Stanisława Barańczaka. W połączeniu z jego niewiarygodną biegłością i rozmachem, z jego osobistym, wyjątkowym poczuciem humoru, z wirtuozerią i wynalazczością w dziedzinie słowa, dystans ten sprawia, że „Fioletową krowę” czyta się jak najprzedniejszą poezję najwyższej klasy, w dodatku przy akompaniamencie salw niepohamowanego śmiechu.

Taki śmiech oczyszcza duszę i dodaje sił do życia. Wkroczenie „Fioletowej krowy” jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogły nam się ostatnio przydarzyć. (MM)

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Gminy Grodzisk Mazowiecki
Miejska Biblioteka Publiczna w Koninie

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 207

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

Ani

- wszystko, ale szczególnie nr 168

SPIS TREŚCI,

JAKI MIAŁABY TA KSIĄŻKA, GDYBY AUTOR WYBORU NIE WPADŁ W OSTATNIEJ CHWILI NA POMYSŁ, ABY UŁOŻYĆ WSZYSTKO W PORZĄDKU TEMATYCZNYM, A NIE CHRONOLOGICZNO-ALFABETYCZNYM

(Cyfra z lewej strony tytułu oznacza numer porządkowy wiersza w antologii, cyfra z prawej - stronicę, na której wiersz się znajduje.)ZAMIAST WSTĘPU / 18

WILLIAM SHAKESPEARE (1564-1616)

246-247. Dwie przyśpiewki błazna (Z Króla Leara) / 210

302. Fragmenty występu teatru amatorskiego rzemieślników ateńskich (Ze Snu nocy letniej) / 253

301. Pean przedrzeźniony (Z Jak wam się podoba) / 252

152. Piosenka marynarska (Z Burzy) / 155

87. Piosenka przedrzeźniona (Z Jak wam się podoba) / 84

Piosenka wędrownego handlarza-naciągacza

(Z Zimowej opowieści) / 109

Piosenka złodziejaszka (Z

Zimowej opowieści)

/ 189

285-290. Przekręcenia, przejęzyczenia, niedosłyszenia i inne

nieporozumienia (Urywki z kilku komedii) / 238

Przyśpiewka bezczelnego młodzika

(Z Romea i Julii) / 126

186-188. Trzy przyśpiewki błazna (Z Króla Leara) / 183

JOHN DONNE (1572-1631)

Do Fryne, oglądając pochlebiający jej portret / 228

Gabinet miłośnika starożytności / 126

Klokiusz / 156

245. Rozpustnik / 210

112. Wydziedziczony / 110

ROBERT HEDRICK (1591-1674)

248. Na Scobble'a: Fraszka / 211

THOMAS RANDOLPH (1605-1635)

133. Na utratę małego palca / 134

WILLIAM CARTWRIGHT (1611-1643)

154. Kobiety / 156

JOHN CLEVELAND (1613-1658)

175. Jasnoskóra nimfa, zaloty czarnego chłopca odrzucająca / 174

ANDREW MARVELL (1621-1678)

148. Ametas i Testylida przy skręcaniu powróseł z siana / 149

JOHN WILMOT, hrabia ROCHESTER (1647-1680)

189. Na króla Karola II: Improwizacja / 184

ANONIMOWE WIERSZE I PIOSENKI DLA DZIECI (publ. XVIII w.):

ZE ZBIORU TOMMY THUMB'S PRETTY SONG BOOK (ok. 1744):110. Kiedy byłem jeszcze mały / 108

2. Pod pagórkiem, w małej chatce / 24

28. Zawalił się w Londynie most / 54

ZE ZBIORU MOTHER GOOSE'S MELODY (ok. 1765):13. Droga do Londynu / 34

185. Józia i Jurek / 182

316. Kotek wziął skrzypce / 271

19. Powiastka z Arystotelesa / 46

86. Trzej mądrale z Gotham / 84

JOHN GAY (1685-1732)

12. Epitafium własne / 31

ALEXANDER POPE (1688-1744)

88. Fraszka / 85

SAMUEL JOHNSON (1709-1784)

3. Nakryłem głowę kapeluszem / 25

97. Wrażliwe dziecię / 92

ANONIMOWE WIERSZE DLA DZIECI (publ. XIX w.):

ZE ZBIORU THE NURSERY RHYMES OF ENGLAND, COLLECTED CHIEFLY FROM ORAL TRADITION

BY JAMES ORCHARD HALLIWELL (1842,1853):

114. Bonifacy Niedośpiałek / 111

321. Lista / 273

SAMUEL TAYLOR COLERIDGE (1772-1834)

279. Z tajemnic wokalistyki / 230

WALTER SAVAGE LANDOR (1775-1864)

190. Czterech Jerzych / 184

GEORGE GORDON, lord BYRON (1788-1824)

142. Epitafium / 140

THOMAS HOOD (1799-1845)

134. Lament Sally Simpkin / 135

EDWARD LEAR (1812-1888)

14. Dziąble / 35

333. Jakąd ze Wszczot / 287

151. Jongi-Bongi-Bong / 152

17. Kaczka i Kangur / 41

252. Limeryk („Dama z miasta Padua, bryła sadła...") / 212

5. Limeryk („Pewien dziwak wołał w centrum Aten...") / 25

318. Limeryk („Pewien pan nagle rzeki: 'Ale draka!...") / 272

293. Limeryk („Pewien rybak z greckiej wyspy

Korfu...") / 242

253. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna na Krymie...") /212

256. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna w Nepalu...") /213

280. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna

z Hong-Kongu...") / 230

319. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna

z Kamczatki...") / 272

292. Limeryk („Pewien starszy mężczyzna z Quebecu...") / 242

255. Limeryk („Pewien starszy pan z centrum Pragi...") / 213

7. Limeryk („Pewien stary mruk z miasta Wick...") / 25

254. Limeryk („Pewien starzec na plaży Waikiki...") / 212

317. Limeryk („Pewien starzec o ogromnej brodzie...") / 272

320. Limeryk („Pewien starzec pod wpływem gorąca...") / 272

281. Limeryk („Pewien starzec u stóp Wezuwiusza...") / 230

4. Limeryk („Pewien starzec z przedmieścia

Bostonu...") / 25

6. Limeryk („Pewien starzec, zamieszkały w Persji...") / 25

1. Pełznąc hen, na szczyt wzgórza / 24

115. Przypadki z życia mego wuja Adalberta / 112

146. Puchacz i Kicia / 144

270. Zamiast wstępu do dzieł zebranych / 224

 

LEWIS CARROLL (CHARLES LUTWIDGE DODGSON) (1832-1898)332. Dziaberliada / 286

298. Humpty Dumpty recytuje / 246

53. „Jak pięknie, młody krokodylu..." / 71

258. Limeryk („Jego siostra [wychowana na Lutrze...") / 213

257. Limeryk („Pewien młodzian z miejscowości

Allau...") / 213

8. Mors i Cieśla / 26

300. „Mówiono mi, żeś wspomniał mu mnie..." / 249

15. „Nie mógłbyś przyśpieszyć kroku?..." / 38

127. Ojciec William / 127

124. „Opowiem wszystko, co się da rzec..." / 121

331. Pieśń Szalonego Ogrodnika / 284

THOMAS HOOD Młodszy (1835-1874)

20. Jakież to dziwne / 46

299. Ofiara metafory / 248

265. Piosenka („Widział we śnie Kor mor a ngu tana...") / 218

MARK TWAIN (SAMUEL LANGHORNE CLEMENS) (1835-1910)

306. Limeryk („Smith, właściciel firmy Smith & Sp. ...") / 266

137. „Oda ku pamięci śp. nieboszczyka Stephena Dowlinga Botsa", przez Emmelinę Grangerford / 138

W. S. GILBERT (1836-1911)

309. Antylimeryk / 267

266. Koszmar / 219

282. Opowieść o księciu Agibie / 231

THOMAS HARDY (1840-1928)

21. Czekanie we dwójkę / 47

CHARLES FOLLEN ADAMS (1842-1918)

294. Do Barii Jadidy: Bodolog kochadka / 243

MARY E. WILKINS FREEMAN (1852-1930)

66. Struś / 77

A. E. HOUSMAN (1859-1936)

106. Buraczkowość Józia albo: Kłamca ukarany / 101

98. Dziecięca nieświadomość / 92

303. Fragment tragedii greckiej / 259

29. Głęboko prawdziwe refleksje na temat morza / 55

56. Lew afrykański / 72

135. Na śmierć damskiego oficera Armii Zbawienia / 137

65. Słoń albo: Siła Przyzwyczajenia / 76

ANONIMOWE „CLERIHEWS", EPITAFIA I LIMERYKI (XIX-XX w.):249. Limeryk („Gdy pewien Szkot imieniem Rex...") / 211

295. Limeryk („Herr Hans Hoechs, germanista

z Macao...") / 244

180. Limeryk („Pewien młody Irlandczyk z Belfastu...") / 176

261. Limeryk („Pewien stary mężczyzna z Tobago...") / 215

161. Limeryk („Rzekła dama na komendzie

w Tottenham...") / 160

251. Limeryk („Słynna w Bonn barmanka

Duża Fela...") / 212

92. Limeryk („Świat zgodnie z planem szedł przez

moment...") / 88

150. Limeryk („W pani Z. - znałem ją jako Andzię...") / 151

156. Limeryk („W środku pampy śpiewał gaucho Bruno...") / 158

308. Limeryk o limeryku / 266

62. Limeryk o pelikanie / 75

69. Limeryk o tygrysie / 78

143. Nagrobek dentysty-entuzjasty / 140

224. Spinoza / 199

225. Swift / 200

W. R. INGE (1860-1954)

128. Limeryk („Pewien starzec w swej willi na Etnie...") / 128

GELETT BURGESS (1866-1951)

33. Chciałbym w pokoju mieć podłogą / 59

324. Fioletowa krowa / 275

HILAIRE BELLOC (1870-1953)

325. Dromadeopard / 276

Gnu / 67

Hipopotam / 68

Historia Henia Żurka, który żuł Kawałki Sznurka

i wskutek tego wyzionął Ducha w Młodym Wieku oraz w Straszliwych Męczarniach / 102

Historia Rebeki, która Trzaskała Drzwiami dla Zabawy, aż spotkał ją Wcale Nie Zabawny Koniec / 103

Lord Abbott / 180

Lord Archibald / 185

Lord Finchley / 185

Lord Heygate / 185

Znużenie życiem / 116

Żmija / 78

ARTHUR GUITERMAN (1871-1943)

90. Historia starożytna / 86

23. Marność wielkich tego świata / 48

47. Obyczaje hipopotama / 68

ARTHUR BULLER (1874-1944)

27. Limeryk („Pani N. to taki prędki typ, że...") / 52

HARRY GRAHAM (1874-1936)

177. Anglik u siebie / 175

139. Bezmyślna swawola / 139

99. Dziecięca nieczułość / 93

305. Ekonomia poetyczna / 264

140. Miękkie serce / 139

176. Nie ma tego złego / 175

262. Nieszczęścia chodzą parami / 215

138. Podwójny pech / 139

102. Surowy rodzic / 95

105. Ucieszny smyk / 100

ROBERT FROST (1874-1963)

93. Nie całkiem obecny / 88

34. Rekordowy krok / 60

EDMUND CLERIHEW BENTLEY (1875-1956)

204. Cervantes / 194

141. Lord Clive / 140

214. A. Comte / 197

213. Dante / 196

220. Dżyngis-Chan / 198

211. H. Ford / 196

221. J. Gay i W. Blake / 198

219. Hannibal / 198

217. Henryk VIII / 197

222. A. Hitler / 199

210. Jerzy III / 196

207. F. Liszt / 195

223. Machiavelli / 199

209. Mahomet / 195

131. Matuzalem / 131

206. J. S. Mill / 195

212. Milton / 196

215. Petroniusz / 197

208. Pizarro / 195

218. E. A. Poe / 198

205. G. B. Shaw / 194

216. Torquemada / 197

202. Uwagi wstępne / 194

203. Sir Christopher Wren / 194

C. W. BRODRIBB (1878-1945)

200. Kariera złoczyńcy / 190

A. A. MILNE (1882-1956)

45. Imię dla chomika / 67

104. Nieposłuszna mama / 98

327. Skrzat / 279

KEITH PRESTON (1884-1927)

291. Lapsus linguae/ 242

EZRA POUND (1885-1972)

95. Meditatio / 90

M. E. HARE (1886-1967)

117. Limeryk („Pewien pan rzekł sarkastycznie: 'Rajem...") I115

MORRIS BISHOP (1893-1973)

297. Drań przyimek / 245

328. Jak postępować ze skrzatami / 280

160. Limeryk („Chociaż ksiądz z kościoła św. Anny...") / 159

159. Limeryk („Kinga, wiotka dziewica z Toronto...") / 159,

268. Limeryk („Poetessa z miasteczka Ithaca...") / 222

307. Limeryk o limeryku / 266

329. Poeta znaków drogowych / 281

195. Strofy ułożone w piątym rzędzie pośrodku / 186

J. B. MORTON (1893-1979)

278. Balet klasyczny / 229

DOROTHY PARKER (1893-1967)

157. Doniesienie / 158

158. Jedna nieskazitelna róża / 159

11. Komentarz / 31

144. Resume / 141

COLE PORTER (1893-1964)

147. Leć w duet (Let's Do It)/ 146

E. E. CUMMINGS (1894-1962)

259. a oto mister universum (rekordzista / 214

116. każda zła passa ma swój koniec / 114

149. przytul no się powiedział / 150

178. PYTANIE: daj / 175

272. zmarł pan U antologista / 226

ROBERT GRAVES (1895-1985)

276. Epitafium dla artysty-ofiary sukcesu / 228

DAVID McCORD (1897-)

44. Aksolotl / 66

197. Epitafium dla kelnera / 187

264. Historia szkolnictwa wyższego / 218

100. Kiedy mnie chrzcili / 93

267. Ludzka ograniczoność / 222

311. Na autora wyczerpujących (czytelnika) omówień krytycznoliterackich / 267

VLADIMIR NABOKOV (1899-1977)

271. Kolacja literacka / 225

JUSTIN RICHARDSON (1900-1975)

273. Nie przejmować się brakiem oczytania w literaturze współczesnej! / 226

LANGSTON HUGHES (1902-1967)

9. Fatalny poranek / 29

113. Maleńki liryk (w sprawie wielkiej wagi) / 110

118. Monotonia / 116

145. Życzenie w sprawie pogrzebu / 141

OGDEN NASH (1902-1971)

198. Cała sztuka - umieć ziewać bez otwierania ust / 188

168. Co każda kobieta wiedzieć powinna (i czego prawie każda prędzej czy później się dowiaduje) / 166

323. Drób / 275

10. Dzisiaj żadnych wizyt u lekarza, dziękuję bardzo / 30

Japończyk / 177

Jeż / 69

Kaczka / 69

Kalarepa / 63

Kanarek / 70

Kot / 70

Krowa / 71

Lama / 72

167. Mąż idealny / 165

42. Melon / 64

57. Mrówka / 73

196. Myśliwy / 187

59. Nosorożec / 74

58. O mułach / 73

101. O niemowlętach / 94

120. Okropni ludzie / 117

60. Ośmiornica / 74

61. Pantera / 74

179. Pewnik genealogiczny / 176

63. Pies / 75

94. Portret artysty jako człowieka przedwcześnie zgrzybiałego / 89

166. Przecież nie musimy jeszcze wychodzić? albo: Ależ oczywiście, że musimy / 164

263. Refleksje na temat przełamywania lodów przy nawiązywaniu stosunków towarzyskich / 216

260. Rzepa / 214

283. Stroicielu, rozstrój ten fortepian do końca, bo dostanę rozstroju nerwowego / 234

67. Struś / 77

304. Sztuka rymotwórcza: Krótki kurs

dla początkujących / 263

68. Świnia / 77

103. To musi mieć jakiś związek z mlekiem / 96

32. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby móc nie szukać szczęścia / 58

164. W jakim celu stworzeni zostali rodzice / 163

70. Węgorz / 78

Wzrok orli drugiej kategorii / 129

Żółw (I) / 79

Żółw

(II)

/ 79

Żywy obraz w porze zmierzchu / 168

PHYLLIS McGINLEY (1905-1978)

Przeciwnik / 163

Triolet

przeciwko siostrom / 169

KENNETH REXROTH (1905-1982)

Aardvark

/ 80

Człowiek / 80

Foka / 80

Ja / 81

Kot / 81

Lew / 81

Modliszka / 81

N /81

Okapi / 82

Quagga

/ 82

Sęp / 82

Ty / 82

W. H. AUDEN (1907-1973)

227. Akwinata

/ 201

228. J. S. Bach

/ 201

229. Buber / 201

230. Haydn

/ 201

231. Kant /

202

232. Ksantypa

/ 202

233. Lear /

202

234. Mallarme

/ 202

235. K. Marks

/ 203

236. Milton

/ 203

237. Nietzsche

/ 203

36. Przypowieść / 62

238. Sir W. Scott / 203

30. Ten, kto bardziej kocha / 56

91. Upadek Rzymu / 87

182. Wizyta floty / 178

NICHOLAS BENTLEY (1907-1978)

226. Cecil B. De Mille / 200

THEODORE ROETHKE (1908-1963)

121. Krowa / 118

ELIZABETH BISHOP (1911-1969) ‘

18. Brodziec piskliwy / 43

163. Maniery / 162

174. Zamienianie kapeluszy / 173

J. V. CUNNINGHAM (1911-)

244. Epitafium dla kogo bądź / 210

JOHN CIARDI (1916-)

89. Brzask ery podróży kosmicznych / 85

22. Dobranoc / 47

16. Kapitan Ćpałka i bosman Ćpach / 39

64. Kwestia uzębienia rekina / 76

312. Recenzentowi, który wyraził podziw dla mojej książki / 268

96. Zjawisko ewolucji / 90

TED PAUKER (1917-)

310. Limeraiku / 267

RICHARD WILBUR (1921-)

314. Gra w przeciwieństwa / 270

PHILIP LARKIN (1922-1985)

24. Annus Mirabilis / 49

132. Pałac zimowy / 132

313. Potomność / 268

122. Ropuchy / 119

EDWARD GOREY (1925-)

326. Alfabet zwierząt niesłusznie lekceważonych / 277

194. Limeryk („Straszna rzecz się zdarzyła przy chrzcie...") / 186

136. Limeryk („W domu księstwa Pronto

(adres: Via...") / 137

JAMES MERRILL (1926-)

274. Lazurowa Grota / 227

DONALD HALL (1928-)

250. Piersi / 211

JONATHAN WILLIAMS (1929-)

330. Grupa wyznawców antropofagii widzi informacyjny znak drogowy na autostradzie nr 177 w Północnej Karolinie i bierze go za Bramy Niebios / 283

123. Pani Sadie Grindstaff, tkaczka i pracownica do wszystkiego, wyjaśnia współczesnemu światu podstawy filozofii pracy / 120

243. Pustelnik Cackleberry Brown wypowiada się na temat ludzkiej próżności / 208

171. W niedzielne popołudnie wujaszek Iwo z fotela na biegunach ogarnia wzrokiem swoją posiadłość w momencie, gdy ciocia Dora zabiera się do rąbania drewna na podpałkę / 169

MARY ANN HOBERMAN (1930-)

322. Z wykładów: „Sześć przykładów układów w świecie owadów" / 274

315. Życie w miasteczku Odwyrtkowie / 271

SHEL SILVERSTEIN (1932-)

109. Clarence / 105

JOHN UPDIKE (1932-)

173. Dopuszczalna liczba / 172

37. Dziadek do orzechów / 62

172. Fotki / 170

31. Impas w rozmowach na szczycie / 57

296. Książki nie znam, ale nazwisko czytałem / 244

25. Lament nad kakaem / 50

38. Lustro / 62

26. Ofiara Czasu / 51

39. Otwór na listy w drzwiach domu / 63

269. Poetessa / 223

284. Recital / 235

35. Sadzenie skrzynki pocztowej / 61

40. Szczotka do włosów / 63

CHARLES SIMIC (1938-)

43. Arbuzy / 64

183. „Czy kanibale rosyjscy są gorsi niż angielscy?..." / 179

162. Kapusta / 160

277. Notatka / 229

239. „- Opowieść o mnie i o doktorze Freudzie..." / 204

JOHN LENNON (1940-1980) i PAUL McCARTNEY (1942-)

130. Lat 63 (When I'm 64) / 130

155. Rocky Racoon / 157

201. Srebrny młotek Maxwella / 192

E. J. THRIBB (I960-)

242. Sprostowanie / 207

240. Wiersz z okazji kolejnej wizyty Billy Grahamaw Wielkiej Brytanii / 205

241. Wiersz z okazji setnych urodzin W. Somerseta Maughama / 206

 

ALFABETYCZNY SPIS AUTORÓW / 291

ALFABETYCZNY SPIS INCIPITÓW / 293

ZAMIAST WSTĘPU

Początki humoru wierszowanego na terenach dzisiejszej Anglii i Ameryki Północnej giną w pomroce wieków. Tam je też na wszelki wypadek pozostawimy.

Zwłaszcza, że z pomroki wieków nie dobiegały jeszcze żadne dźwięki, które by w najmniejszym chociaż stopniu przypominały język angielski, tak że w ogóle nie ma o czym mówić.

Z pomroki wieków przenieśmy się jednym skokiem do mroków średniowiecza. Rozpowszechniony pogląd, jakoby w mrokach średniowiecza nic się śmiesznego nie działo, jest poglądem mylnym. Wystarczyło średniowiecznemu ascecie na chwilę zapalić światło, aby wraz z pstryknięciem kontaktu ukazywały się jego oczom widoki silnie przemawiające do średniowiecznego poczucia humoru: a to pochód flagellantów idzie i się biczuje, a to mieszczanie padają od dżumy jak muchy, a to skazańca ćwiartują na rynku, a to wreszcie sama Śmierć z kosą w ręku wygłasza aforyzmy w rodzaju Memento mori.

Próbując ująć któreś z tych humorystycznych zdarzeń w formę zabawnej fraszki, człowiek angielskiego średniowiecza popełniał jednak dwa fatalne błędy. Pierwszym było to, że dla oszczędności usiłował pisać po ciemku, wskutek czego większość przekazów z epoki średniowiecza dotarła do nas w formie silnie zniekształconej. Zamiast np. zwykłego zaimka you (ty) średniowieczny skryba skrobał po omacku (do skrobania przed omackiem miała prawo tylko wyższa arystokracja i kler od biskupa wzwyż) jakieś thou, którego dziś ni w ząb nie rozumiemy. Błąd drugi: człowiek średniowiecza, wiedząc, że jest rok np. 1028, a średniowiecze potrwa jeszcze co najmniej do roku 1450, wysnuwał z tego wniosek, że ma dużo czasu. Co więcej, myśląc o swoich przyszłych czytelnikach z końca wieku XX, zakładał, metodą nieuprawnionej analogii, że również i oni będą mieli dużo czasu. Efekt był pożałowania godny: człowiek średniowiecza zasiadał przy swoim średniowiecznym pulpicie, aby naprędce spłodzić fraszkę, a wstawał, słaniając się na nogach i z doszczętnie popsutym wzrokiem, dopiero po postawieniu kropki po ostatnim zdaniu Opowieści kanterberyjskich.

Dopiero człowiek Renesansu zrozumiał tę prostą prawdę, że nie można żądać studiowania opasłych foliałów od kogoś, kto jedzie tramwajem do pracy albo, siedząc przed telewizorem, opuszcza wzrok na kartki książki na dokładnie 30 sekund, kiedy na ekranie pojawia się akurat jakaś szczególnie nieznośna reklama. Począwszy od roku mniej więcej 1500, na terenie Wysp Brytyjskich świta coraz to bardziej zdecydowane przekonanie, że kluczem poety-humorysty do powodzenia u czytelników jest zwięzłość. Dochodzi do ekscesów w postaci publikacji wierszy zredukowanych do jednej linijki dwusylabowej z rymem wewnętrznym męskim, co zostaje zabronione specjalnym edyktem.

Nie ma historyka, który, zapytany o oficjalną datę narodzin humoru nowożytnego w Anglii, nie wymieniłby roku 1509. Co do tej daty, panuje dziś w nauce całkowita zgodność. Istnieją natomiast rozmaite zajadle zwalczające się teorie co do tego, co mianowicie w tym roku się zdarzyło. Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie znamy i zapewne nigdy nie poznamy: dokumenty, które mogłyby rzucić na sprawę światło, nie dotrwały do naszych czasów.

Człowiek renesansowy różnił się bardzo, jak wiemy, od człowieka średniowiecza, a różnił się głównie tym, że nic, co ludzkie, nie było mu obce. W związku z tym co najmniej połowa renesansowej poezji humorystycznej nie nada je się do zacytowania.

William Shakespeare pod tym względem nie odbiegał wiele od swoich współczesnych. Nie każdy, kto siedzi w dzisiejszym teatrze na przedstawieniu szekspirowskiej komedii, zdaje sobie sprawę, że słyszy zaledwie połowę (tę górną oczywiście) dowcipów zawartych pierwotnie w tekście oryginalnym. Reszta w przeciągu wieków uległa naturalnemu odpadnięciu: sztuki Szekspira przypominają starożytne posągi gladiatorów albo innych priapów, wydobywane z ziemi przez archeologów w formie dość zasadniczo zubożonej w porównaniu z tą, jaką nadało im antyczne dłuto.

Przekonująca na pozór teoria szekspirologiczna, głosząca, że sztuk Williama Shakespeare'a nie napisał wcale William Shakespeare, tylko ktoś inny o tym samym imieniu i nazwisku, nie wytrzymuje jednak krytyki właśnie w świetle tego, co wiemy o szekspirowskich dowcipach. Nikt inny tylko William Shakespeare mógł być na tyle przenikliwy, aby w czasach rozpanoszonego Renesansu zrozumieć prawdę, zdawałoby się, zaprzeczającą doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi: zdarza się, że rozśmieszy nas również dowcip, który nie jest wcale obsceniczny.

Aby jednak taki dowcip rzeczywiście nas rozśmieszył, musi odwołać się do drugiej z dwóch spraw, które nas w życiu zawsze i szczerze interesują i o których słuchać możemy bez końca, mianowicie do faktu, że jesteśmy lepsi (w tym: mądrzejsi, inteligentniejsi, dowcipniejsi, obdarzeni szybszym refleksem, bardziej czarujący) niż inni ludzie. Szekspir rozumiał doskonale, że dowcip sceniczny, który nas - każdego z osobna - w tym przekonaniu utwierdzi, nigdy nie zrobi klapy. W typowym dla siebie porywie geniuszu wynalazł więc metodę malapropizmu, czyli dowcipu opartego na błędnym użyciu słowa - co następuje wskutek przejęzyczenia się, niedosłyszenia słów partnera, przekręcenia wyrazu z powodu jego niedostatecznej znajomości i innych podobnych nieporozumień, znamionujących matoła albo fajtłapę. Jeśli sługa-jołop w scence komedii, usiłując komuś zaimponować swoją ogładą, wygłasza z namaszczeniem zwrot „A zatem ergo..." albo w niedojdowatym pośpiechu upewnia chlebodawcę: „Wszystko gotowe do drogi, panie: konie zjedzone, owies osiodłany", to już te najprostsze malapropizmy radują nas niezmiernie, jak zawsze, kiedy przypadek czyjejś nieszkodliwej głupoty uspokaja nas co do naszej własnej umysłowej wyższości.

Osiągnięciem Szekspira, które czyni z niego, żeby się tak wyrazić, pierwszy słup milowy w naszej przyśpieszonej wędrówce szlakiem historii niepowagi w poezji języka angielskiego, było więc zrozumienie jednej niezmiernie prostej prawdy: żeby dowcip był śmieszny, musi odwołać się do którejś z elementarnych potrzeb, które tkwią bardzo głęboko w naszej naturze, z którymi nie wypada się afiszować (im bardziej nie wypada, tym dowcip bardziej udany), a których zaspokojenie sprawia nam właśnie dlatego przewrotną przyjemność.

Żeby już za dużo nie teoretyzować, powiedzmy tylko krótko, że dzieje poezji niepoważnej w angielskim obszarze językowym potwierdzają tę tezę w całej rozciągłości. Najmniej śmieszny jest w tej poezji humor oświeceniowy, który usiłował zamknąć dowcip w granicach rozsądku, stawiał na przyrodzone dobro ludzkiej natury i, co było już błędem zupełnie zgubnym, zaprzęgał śmiech do pożytecznej pracy na poletku satyry. Najśmieszniejszy natomiast jest oczywiście potężny nurt humorystycznego nonsensu, który z nauk Szekspira (a także z inspiracji wcześniejszych i późniejszych okazyjnych wyskoków nonsensistów pomniejszych lub zgoła anonimowych, zwłaszcza na terenie poezji dziecięcej) wyciągnął pierwsze wnioski naprawdę rewolucyjne w wieku dopiero XIX. Mowa oczywiście o twórczości wielkiego Edwarda Leara, za którą poszły pokolenia zdecydowanych na wszystko następców, od Lewisa Carrolla poprzez dorównującego im obydwu geniuszem giganta amerykańskiej poezji humorystycznej Ogdena Nasha aż po niektórych poetów obecnej doby.

Na czym polega tu ciągłość tradycji? W największym skrócie - na tym, że podobnie jak malapropizmy bohaterów Szekspira odwołują się do naszej ukrywanej a elementarnej potrzeby dominacji nad innymi ludźmi, efekt humorystyczny poezji nonsensu polega na zaspokojeniu naszej jeszcze bardziej elementarnej, jeszcze potężniej odczuwanej i jeszcze wstydliwiej ukrywanej w oficjalnych okolicznościach potrzeby wzięcia odwetu na samym istnieniu.

Co przez to rozumiem, wyjaśnią znacznie lepiej, niżbym ja sam potrafił to uczynić, tytuły poszczególnych dwudziestu części tej ułożonej w porządku tematycznym antologii. Powiadamy, że w porównaniu z humorem satyrycznym humor purnonsensowy jest bezinteresowny, niczemu nie służy poza samym śmiechem. To jednak nie całkiem tak. Różnica polega raczej na tym, że satyryk wierzy, iż bronią humoru coś tam określonego w świecie wywalczy, ulepszy lub racjonalnie przekształci, np. naprawi obyczaje, ośmieszy tyrana, albo skłoni radę miejską do przeznaczenia pewnej części budżetu na zaopatrzenie ulic w większą liczbę koszy na śmieci. Nonsensista w kwestii owocności własnych zabiegów humorystycznych i w ogóle racjonalności bytu jest natomiast czarnym pesymistą. Można by rzec, że nic poza śmiechem mu nie pozostaje. Zwłaszcza, że nie obchodzą go tak zwane doraźne bolączki: tyrana można usunąć a kosze na śmieci ustawić, ale co z tego? Nonsensistę, podobnie jak poetę metafizycznego (właściwie można by zaryzykowac tezę, że nonsensista to śmieszniejszy poeta metafizyczny), interesują, przeciwnie, właśnie te problemy egzystencji, które tak czy siak są nierozwiązalne.

A ponieważ ludzkość od zarania dziejów z uporem maniaka usiłuje każdy z tych nierozwiązalnych problemów rozwiązać - sama ta sprzeczność staje się dla nonsensisty niewyczerpaną kopalnią efektów komicznych.

Antologia, którą Czytelnik piastuje w tej chwili w swoim czytelniczym ręku, nie zawiera zresztą wyłącznie wierszy reprezentujących czysty nonsens. Z drugiej strony, nie jest też antologią, która rościłaby sobie pretensje do jakiejkolwiek kompletności i historycznoliterackiej sprawiedliwości w prezentacji różnorodnych odmian poetyckiego komizmu w literaturze angielskiej i amerykańskiej. Kryterium doboru autorów i tytułów było najzupełniej subiektywne: wybrałem i przetłumaczyłem po prostu to, co wydawało mi się autentycznie zabawne. Skoro o tłumaczeniu mowa, jedno tylko ostrzeżenie pod adresem potencjalnych krytyków-translatologów: wszelki zarzut nieścisłości, odbiegania od litery oryginału itd. zbijać będę bezlitośnie jednym prostym argumentem, a raczej żądaniem: „Skoro uważa Pan(i), że można było ten a ten wiersz przełożyć dosłowniej, to proszę mi pokazać, jak to zrobić. Tylko jeden warunek: przekład nie może być mniej śmieszny niż moja wersja".

Innymi słowy, Czytelnik niniejszej książki nie powinien automatycznie zakładać, że np. Edward Lear rzeczywiście napisał po angielsku limeryki zaczynające się od słów: „Pewien rybak z greckiej wyspy Korfu w jamę ustną wtłaczał bryły torfu" albo „Dama z miasta Padua, bryła sadła, na twarz padła, wiążąc sznurowadła". W pierwszym wypadku jedyną bodaj zbieżnością przekładu z oryginałem jest nazwa „Korfu" użyta w charakterze rymu, ponieważ jednak rasowy limeryk musi iść właśnie za logiką rozwoju wydarzeń narzuconą przez rym pierwszej linijki, tłumacza logika ta zaprowadziła w stronę „torfu" i związanych z nim ekscesów greckiego rybaka, która to akcja liryczna na poziomie dosłownych odpowiedniości nie ma prawie nic - poza ogólnym duchem czystego nonsensu - wspólnego z tym, co dzieje się u Leara. Drugi z cytowanych przykładów ilustruje natomiast sytuację odwrotną: tutaj z kolei sama mechanika nonsensownej akcji wydawała się tłumaczowi na tyle ważna, że do centralnego problemu „sznurowadeł" dobrał rymującą się nazwę geograficzną zupełnie inną niż u Leara (u którego występuje nie „dama z miasta Padua" lecz „a Young Lady of Ryde").

Nie tylko w wypadku limeryków zresztą idę w tej książce na daleko posunięte translatorskie dowolności. Przekład bywa tu znacznie dłuższy lub znacznie krótszy od oryginału, zmienia się sceneria lub imiona bohaterów, kompletnemu przemodelowaniu ulega nieraz rozwój wydarzeń, nie mówiąc już o tym, że w kilku przypadkach genialna wieloznaczność oryginału popchnęła tłumacza do spłodzenia i zamieszczenia obok siebie paru alternatywnych wersji przekładu (w wypadku słynnego czterowiersza Ogdena Nasha „Refleksje o przełamywaniu lodów..." takich wersji jest aż dwanaście). Powie ktoś, że to nie przekłady i nawet nie tak zwane „wolne przekłady", ale jakieś parafrazy lub dowolne wariacje „na kanwie" oryginału czy nawet obok kanwy? Proszę bardzo. Dla mnie ważne jest jedno: czy Czytelnik po lekturze wiersza roześmiał się lub choćby uśmiechnął. I mam nadzieję, że - choćby miał zupełnie inne poglądy na temat zasad tłumaczenia poezji humorystycznej - taka reakcja organizmu nastąpi u niego przy lekturze tej książki co najmniej 333 razy.

Lipiec 1991

St. B.

I.„Takie, takie jest życie -  albo KŁOPOT Z ISTNIENIEM:WYNIKAJĄ Z NIEGO SAME KŁOPOTY

EDWARD LEAR

1 PEŁZNĄC HEN, NA SZCZYT WZGÓRZA

Pełznąc hen, na szczyt wzgórza, ziębnie krab nieczuły, Ziębnie hardy korniszon, rosnąc u podnóża, Lecz, o, ziąb cynicznego sznycla, w którym nurza Chmurny wzrok Filozofia, lepiąc swe Piguły!  Gdy albowiem, Nektarze, spóźnionym się ozwiesz  Ciurkaniem w kompotierkach demonów i ludzi -  O, czyha wtedy wątła mysz i zmysły łudziKwoka, tudzież igłami nastroszon jeżozwierz.   Wszelako wiele jeszcze trwa - lecz z wolna ginie,  Przędzę cichnącej pieśni mocząc w chwil powodzi,  Odchodząc dnia każdego z dniem, który odchodzi   Z tych stron, gdzie na groszkowozielonej równinie  Gromadzą się i knują coś podstępne morsy -

Takie, takie jest życie - -

ANONIM

2 POD PAGÓRKIEM, W MAŁEJ CHATCE

(Ze Śpiewnika Tomcia Palucha)

Pod pagórkiem, w małej chatce

Babcia sobie żyła.

Jak się gdzieś nie zapodziała,

To jest tam, gdzie była.

SAMUEL JOHNSON

3NAKRYŁEM GŁOWĘ KAPELUSZEM

Nakryłem głowę kapeluszem,

Lecz był w tym zgrzyt rozdźwięku, Bo właśnie szedł ktoś z animuszem

A miał kapelusz w ręku.

EDWARD LEAR

CZTERY LIMERYKI

4 Pewien starzec z przedmieścia Bostonu

Wpadł przypadkiem do garnka bulionu;

Gdy to ujrzał cham-kucharz,

Rzekł: „Co, jeszcze się ruchasz?", Choć bynajmniej nie życzył mu zgonu.

5 Pewien dziwak wołał w centrum Aten:

„Dziwak? Jakąż wagę zarzut ma ten?

Przyrządzanie jajecznic

W półbucie - to wszak rzecz nic Nie szkodząca dobrej sławie Aten!"

6 Pewien starzec, zamieszkały w Persji,

Do szczególnej miał skłonność perwersji:  Uwielbiał z głową w cebrze  Uczestniczyć w celebrze

Świąt państwowych, nader częstych w Persji.

7 Pewien stary mruk z miasta Wick

Mruknął raz: „Cyku-cyk, cyku-cyk, Tara-bum, tara-bam";

Po czym żadnych już nam

Nie objawił prawd mruk z miasta Wick.

LEWIS CARROLL

8 MORS I CIEŚLA

(Z opowieści Po drugiej stronie lustra)

Słońce rzucało blask na morze,  Rzucało z całej mocy,  Starając się go przy tym rzucać

Prosto jak strzelił z procy:  Było to dziwne, bo skądinąd

Był właśnie środek nocy.

Księżyc też świecił, lecz się dąsał,  Gdyż słońce, jego zdaniem, Wkraczało w cudze kompetencje

Tym przeszkadzaniem taniem:  „Kto", rzekł, „tak umie psuć zabawę,  Złym grzeszy wychowaniem!"

Piasek pod mokrą głowę fali  Suchym się kładł wezgłowiem.

Nie było chmur na niebie, niebo  Bezchmurne było bowiem;

Ptak nie przefrunął - bo i ptactwo  Zmyło się, że tak powiem.

Dwaj przyjaciele, Mors i Cieśla,  Szli brzegiem, patrząc w prawo

I roniąc łzy na widok piachu,  Co piętrzył się żółtawo: „Gdyby go tylko sprzątnąć z plaży,  Byłoby całkiem klawo!"

„Jeśli weźmiemy mioteł siedem

I siedem zamiataczek,  Myślisz", Mors spytał, „że uprzątną  Piach bez pomocy taczek?"  „Wątpliwe!" załkał gorzko Cieśla,  Skubiąc na brodzie kłaczek.

„Chodźcie wraz z nami, o, Ostrygi!",  Wzniósł okrzyk Mors spłakany.

„Ma zalet szereg ten spacerek

Wzdłuż morza, gdzie bałwany;

Dajcie nam dłoń - maksimum cztery,  Bo więcej rąk nie mamy".

Najstarsza z Ostryg starczym wzrokiem  Zmierzyła go surowo

I na poduszki znów opadła

Swą siwowłosą głową -  Co miało znaczyć, że oferta

Spotyka się z odmową.

Lecz oto młodych Ostryg czwórka

Po krótkiej dość naradzie  Na grzbiet narzuca schludny żakiet,  Półbut na stopę kładzie:  Było to dziwne, gdyż OstrygiBeznogie są w zasadzie.

Za nimi śpieszy czwórka druga,  Chcąc udział wziąć w spacerze;  Za nią zaś trzecia, również licząc,

Że z nimi się zabierze;

I setki innych z fal spienionych

Wylazły na wybrzeże.

Cieśla wraz z Morsem przeszli jeszcze

Jakieś półtorej mili,  Po czym się na wygodnym głazie

Obaj usadowili:

Tłum Ostryg, rozdziawiając usta,  Chłonął zaś czar tej chwili.

„Pora", rzekł Mors, „pomówić o tym,  Z czego się składa życie:

O butach - statkach - o kapuście -

Królach - okiennym kicie -  Skąd w morzu wrzątek - czemu Świnia

Nie fruwa należycie -"

„Chwileczkę", podniósł się chór głosów  Ostryg, „przed pogawędką

Musimy pozbyć się zadyszki,  Bo szłyśmy bardzo prędko!"  „Nie ma pośpiechu!", rzekł im Cieśla,  Głowę skłaniając giętko.

„Bułka paryska", tu Mors wtrącił,  „To rzecz ważniejsza znacznie;

Ćwiartka cytryny, szczypta pieprzu -  Brzmi to doprawdy smacznie;

Drogie Ostrygi, nie zwlekajmy,  Niech się posiłek zacznie".

„Co? jak to? z nami w roli dania?",  Ostrygi aż zsiniały.

„Jakże tak można? cóż to znowu  Za figle i kawały?"

„Popatrzcie, co za noc!", Mors rzecze.  „A widok stąd - wspaniały!

Przemiłe było z waszej strony,  Że szłyście tu tak żywo!"

Cieśla nie dodał nic, rzekł tylko:  „Pokrój no to pieczywo;

A wy co znowu? nie w humorze?  Czemu patrzycie krzywo?"

„Okropność," Mors zaobserwował,  „Że oszukańcze hasła

Wiodły aż tutaj te stworzenia,  By ich nadzieja zgasła!"

Cieśla znów odparł tylko tyle:  „Nie kładź tak grubo masła!"

„Plusz kanap żalu", łkał Mors, „w sercach  Nigdy się nam nie wytrze".

Ze szlochem wybrał spośród Ostryg  Ze trzy najsmakowitsze,

Z chusteczką kieszonkową w dłoni  Łzy lejąc litr po litrze.

„Nie zmęczy was", błaznował Cieśla,  „Wędrówka wstecz, i kwita!"

Z ostryg ni jedna nie zawrzasła:

„Bandyta! hipokryta!",Lecz to nie mogło dziwić: każda

Została już spożyta.

LANGSTON HUGHES

9 FATALNY PORANEK

Siedzi człowiek, na nogi  Dwa różne buty wzuwa.  Jezusie drogi!

Ale obsuwa!

OGDEN NASH

10 DZISIAJ ŻADNYCH WIZYT U LEKARZA, DZIĘKUJĘ BARDZO

Euforia to, jak rozumiem, poczucie, że się ma świetne samopoczucie; jeśli tak, to jestem dziś w stanie euforycznym lub nawet euforialnym,

Czuję się zwinny jak grecki bóg a apetyt mam o rozmiarze gargantuiczno-gigantualnym;

Tak, dziś potrafiłbym nawet wyjść bez kaloszy na dwór

I wykonać wspaniałomyślny gest, na przykład komuś o nijakiej osobowości odstąpić cały moich zalet i wad wór.

Dziś mam dzień eufemeryczny i zupełny ze mnie skowronek, Jak on, będę dzwonić w niebie i wiać w te pędy, zanim ktoś otworzy drzwi na mój dzwonek.

Będę dybać na karibu na Karaibach,

Bałamucić w pół minuty marabuty na redutach, libacjach i bibach,

Spiszę pamiętnik namiętnych -

Ech, młodość, jej euforie i eufurie! - niepojętych chętek i chęt mych,

Które zresztą w moich wczesnych latach przeradzały się w jednego typu zbytki:

Można mnie było znaleźć nie tyle w buduarach, ile w barach, zwłaszcza serwujących podwójne hamburgery i podwójne frytki.

Ktoś chce się opić barszczem na Montmartrze?

Ja mu dostartrzę.

Ktoś chce pływać bezpłatnie na tratwie po Łotwie?

Ja to załotwię.

Mogę grać fugi w rytm boogie-woogie na organach a nawet organkach,

Wygłaszać po portugalsku pogodne pogadanki o pagodach, pagonach, poganach albo pogankach,

Wzuwać lub zrzucać obuwie bez pomocy rąk, zwłaszcza że w zakresie obuwia jestem wierny mokasynom,

I jeśli nie wyjaśnić, to przynajmniej instynktownie wyczuć, na czym polega różnica między antybiotykiem, antypatykiem i antytoksyną.

Ludzkości, nie przypisuj mi pychy, nie gań mnie za ten wzlot mistyczny czy eufemistyczny,

Naszedł mnie dziś po prostu nastrój euforystyczny.

DOROTHY PARKER

11 KOMENTARZ

O tak, życie jest pieśnią, która z głosem głos łączy, Harmonijnych gromadząc tłum unii;

A znów miłość - czymś, co się nigdy źle nie zakończy;

A ja - Marią, królową Rumunii.

JOHN GAY

12 EPITAFIUM WŁASNE

Życie to żart - po tamtej stronie podejrzenie  Miałem, że sąd to mylny. Widzę po tej, że nie.

II. „Jak już skądś się odbiło,to dokądś trza dobić"alboKŁOPOT Z PRZESTRZENIĄ:SIĘ ROZCIĄGA

ANONIM

13 DROGA DO LONDYNU

(Ze Śpiewnika Gęsiej Mamy)

Zyg-zag, zagara-bam,  Jak do Londynu trafić mam?

Nogę postaw, drugą wznieś,  W końcu Londyn znajdziesz gdzieś.

EDWARD LEAR

14 DZIĄBLE

I

Wypłynęli na morze zwykłym Sitem, o Boże,  Popłynęli Sitem w siną dal!

Wbrew przestrogom Przyjaciół (Rodzin też, oczywiście),

Rankiem ósmego grudnia, w wyciu wichru i świście

Popłynęli Sitem w siną dal!

A gdy Sito się dziko kolebało na fali,

I wołano im z brzegu: „Wyście powariowali!",

Oni tak odkrzyknęli: „Nasze Sito nieduże,

Ale niech się wypchają huragany i burze -

My płyniemy Sitem w siną dal!"

Daleko stąd jest taki ląd,

Skąd się Dziąble wywodzą obficie;

Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,  A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

II

Odpłynęli więc w morze w swym kuchennym przyborze,  Odpłynęli w noc chmurną, bez gwiazd,

Pod groszkowozielonym kretonowym żagielkiem,  Przywiązanym przemyślnie sznurowadłem niewielkiem

Do łyżeczki służącej za maszt.

A kto widział z nadbrzeża wyjście Sita z przystani,  Lamentował: „To obłęd, istny szał, proszę pani,  Podróż długa przed nimi, a tu chmury gęstnieją:  Kto żegluje na Sicie, niech się żegna z nadzieją,  Gdy pioruny bić zaczną szast-prast!"

Daleko stąd jest taki ląd,

Skąd się Dziąble wywodzą obficie;

Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,  A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

III

Naturalnie, że w łódce mokro było już wkrótce,  Woda ciekła przez dno wszerz i wzdłuż;

Żeby więc nie zamoczyć nóg (bo chorób stąd szereg),  Owinęli je schludnie w woskowany papierek,

Na agrafkę zapięli, i już.

Noc spędzili bezpiecznie, bo schronili się w słoik;

Każdy rad był, że z niego taki mędrzec i stoik,  I śpiewał: „Choć rejs długi, chociaż chmury gęstnieją,  Żaden z nas się nie boi i nie żegna z nadzieją,Kiedy Sitem prujemy toń mórz!"

Daleko stąd jest taki ląd,

Skąd się Dziąble wywodzą obficie;

Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,  A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

IV

Na pieniącej się fali całą noc żeglowali,

I noc całą w tonacji B-dur

Taką piosnkę nucili przygrywając na gongu,

Aż się na widnokręgu (dla rymu: widnokrągu)

Zjawił zarys Tabaczkowych Gór.

„O, Timbamballo! Co tam huraganu ryk dziki!

Nam wystarczy to Sito i ten Słój na Pierniki,

I będziemy płynęli w bladym blasku księżyca,  Póki nas nie zatrzyma zarzucona kotwica

W cieniu słynnych Tabaczkowych Gór!"

Daleko stąd jest taki ląd,

Skąd się Dziąble wywodzą obficie;  Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,

A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

V

Dopłynęli tak zgodnie poprzez Morze Zachodnie

Na ląd pełen miasteczek i siół;

A tu nabyli Sowę, Ryż i Torcik z Żurawin,

Sprzęt do Wydobywania Ofiar spod Śnieżnych Lawin

I dwa ule doborowych Pszczół.

I kupili też Świnię, parę Rajskich Papużek

Oraz Orangutana (tak swym wdziękiem ich urzekł), Czterdzieści flakoników Perfum „Rozkosz Fryzjera", Wreszcie, ma się rozumieć, krąg Limburskiego Sera,  I flaszeczkę Nalewki z Ziół!

Daleko stąd jest taki ląd,  Skąd się Dziąble wywodzą obficie;

Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,  A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

VI

Gdy w dwadzieścia lat potem przypłynęli z powrotem, Poprzedzani wrzaskami mew,

Każdy, kto ich zobaczył, wołał: „Ależ urośli!

No tak, byli u Jezior... przeszli cały Szlak Ośli

Od Nachalnych Wzgórz do Wrednych Stref!"

Z drożdży pierwszej jakości zagnieciono więc Knedli

I na Bankiecie wszyscy pili zdrowie i jedli,

I mówili: „My także kiedyś, przy Należytem

Stanie Zdrowia, musimy ruszyć w taki rejs Sitem   Do Nachalnych Wzgórz i Wrednych Stref!"

Daleko stąd jest taki ląd,

Skąd się Dziąble wywodzą obficie; Zielona ich skroń i niebieska ich dłoń,

A w Dal Siną jeśli płyną, to w Sicie.

LEWIS CARROLL

15 „NIE MÓGŁBYŚ PRZYŚPIESZYĆ KROKU?..."

(Z Przygód Alicji w Krainie Czarów)

„Nie mógłbyś przyśpieszyć kroku?", mówił wątłusz do ślimaka,

„Depcze mi po piętach morświn, ogon szczypią kleszcze raka;

Spójrz, jak żółwie i homary, ni szturchańca ni kuksańca Nam nie szczędząc, śpieszą tłumnie - chodź też, przyłącz się do tańca!

Czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przyłączysz się do tańca?

Czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przy-, czy przyłączysz się do tańca?

Nie przeczuwasz wprost, jakiego dostąpimy błogostanu,  Gdy nas razem z homarami wrzucą w głębie oceanu!"  Ale ślimak jęknął gorzko: „Za daleko mi do krańca  Horyzontu - nie, niestety, nie przyłączę się do tańca!

Szybszy, szybszy, szybszy, szybszy niech przyłącza się do tańca!

Szybszy, szybszy, szybszy, szybszy niech przyłącza się do tańca!"

„Czyż odległość ma znaczenie?", spod srebrzystej rybiej łuski

Głos rozsądku go napomniał. „Spójrz, tam w dali - brzeg francuski;

A im dalej jest od Anglii, tym się bardziej zbliża Francja:  Bądź ślimakiem, nie cherlakiem, wytęż siły - i do tańca!  Sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy ci się żyć bez tańca!

Sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy, sprzykrzy ci się żyć bez tańca!"

JOHN CIARDI

16 KAPITAN ĆPAŁKA I BOSMAN ĆPACH

Kapitan Ćpałka i bosman Ćpach

Słoną wodę mieli wręcz w krwiobiegu.

Żeglowali przez morza (to był w końcu ich fach)  Od jednego do drugiego brzegu.

Wciąż do brzegu - tyle da się zrobić   W ramach morza: taki los żeglarzy.

Jak już skądś się odbiło, to dokądś trza dobić,   Bo jak nie, to osiadasz na plaży.

Lecz nie Ćpałka i Ćpach. Ci swój fach   Uprawiali dobrze w każdej porze.

A jak już gdzieś swój fach uprawili, to ciach -   Odbijali i znowu na morze.

Kiedy mieli już pewność, że morze jest pełne,   To na pełnym morzu, dla zabicia

Czasu, sprzeczki wszczynali o drobnostki zupełne:   Ot, rozrywki żeglarskiego życia.

Wypływali, bywało, z ładunkiem skakanek   Oraz sznurków do yo-yo z Sankt Fritzach,   Aby za to zakupić kapsli i wystrzyganek   Na dalekich Wyspach Piaskownicach.

Przybijali następnie do Środkowych Ustrzyków   I tam kapsle przehandlowywali

To na gwizdki z plastiku, to na dzieła gnostyków,   To na zgrabne kluczyki do waliz.

Rzecze Ćpałka do Ćpacha, gdy skończona robota:   „Jakiś istny, z przeproszeniem, womit

Zwędził moją Odznakę Kosmicznego Pilota -   Autentyczny złocony ebonit!"

A Ćpach Ćpałce: „Jeżeli podejrzenie ktoś rzuca,   Niechaj mnie nie wytyka paluchem,

Bo widziałem, jak zapas mojej gumy do żucia C  hował sobie za cwaną pazuchę!"

Ćpałka: „Moja pazucha ci się zdaje za cwana?

Ty sam nie bądź taki Mefistofel!

Mam ja oko na ciebie!", „Nie rób z siebie barana,   Ćpałka", Ćpach rzekł, „masz łeb jak kartofel:

Oczka w nim może nawet jakieś masz: ziemniaczane,   Ale w środku i tak tylko mączka.

Więc nie rzucaj się tyle, bo cholery dostanę   Albo z szafy dobędę ramiączka".

I tak, jak to zazwyczaj z przyjaciółmi się dzieje,