48,00 zł
„My kochamy Ruskich za wzięcie, a oni nas za żarcie”. Tak szło powiedzonko w czasach istnienia Paktu Warszawskiego, jedynego sojuszu wojskowego zawiązanego celem napadania swoich własnych członków. Tak wyglądały przepływy strategiczne, hierarchia, podział pracy i podział zysków, wedle których wasale pracowali na swojego „opiekuna”.
Niemal identyczną formą wyzysku jest to, co czasem nazywa się grzecznie neokolonializmem, a czasem systemem-światem. Natura obu polega na hierarchii. Na ekonomicznej eksploatacji krajów słabych, realizowanej bez jawnej kontroli politycznej (zewnętrznych atrybutów podległości). Efektem końcowym jest jednak zawsze to, że ci na górze łańcuchów dostaw mają pierwszeństwo bądź „prawo” zużywania większej ilości energii i zasobów lub zablokowania budowy wielkiego, konkurencyjnego lotniska.
Hierarchie i inne struktury kooperacyjne służą dystrybucji takich dóbr jak bezpieczeństwo, energia, przypisywanie odpowiedzialności i prestiż. W świecie natury znamy je jako „kolejność dziobania”. W geopolityce to wysyłanie „junior-partnerów” na wojnę.
W geopolitycznej grze o przetrwanie globalny hegemon to samiec alfa międzynarodowej społeczności. Ustanawia zasady i decyduje kto i kiedy może je łamać. Hierarchia to kluczowy termin struktury władzy, prestiżu, energii, środków oddziaływania. Przejawem tej logiki jest ład światowy Pax Americana – jego esencją jest kontrola światowego systemu dystrybucji energii. Ale systemy hierarchii działają na każdym poziomie i w każdym zakątku ludzkiej aktywności. Wszelkiej. To dlatego niesłychanie celne są słowa, które Korwin-Mikke wypowiedział w Parlamencie Europejskim: „Polacy są czarnuchami Europy”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Dziękuję za zakup i zapraszam do słuchania podkastów – Piotr Plebaniak
Inne książki autora oraz bezpłatne kaligrafie: chiny.pl/ksiazki. Prezentacja pięknych edycji zbiorów maksym i opowieści ze starożytnych Chin na końcu książki.E-booki w prezencie. Wspierający autora w portalu patronite.pl otrzymują na dzień dobry pięć e-booków. Akaktywni wspierający otrzymują nowe książki w dniu ich premiery.
Niniejszy plik został zakupiony w księgarni autorskiej chiny.pl/sklep i jest zabezpieczony znakiem wodnym.
Piotr Plebaniak
HIERARCHIE: OD ŚWIATA ZWIERZĄT DO PAX AMERICANA
Tom 2 tetralogii Oni albo my!
Wydawnictwo Chiron Kraków 2024
Copyright by Piotr Plebaniak, 2023–2025.
Copyright for the Polish edition by Piotr Plebaniak, 2025.
© All rights reserved.
Pełny tytuł
Feudalizm we wszystkim prócz nazwy.Hierarchie: od świata zwierząt do Pax Americana
Redakcja językowa i pierwsza korekta
Grzegorz Antoszek
Konsultacja
Jacek Krause, Marcin Kwapiński i in.
Opracowanie map i rycin oraz zdjęcia (jeśli nie opisano inaczej)
Piotr Plebaniak
Ilustracja na okładce:
Andrzej Mleczko
Wydawca
Wydawnictwo Chiron
Wydanie I (druk 2025.05)
ISBN 978-83-971970-6-0 ISBN 978-83-971970-5-3 (e-book)
Informacja o dystrybucji
[email protected]; https://chiny.pl/dla-ksiegarzy
W starożytności raz zdarzyło się, że waleczny wódz obdarowany został dzbanem wina przedniego.
Wódz ten dzbana zawartość do rzeki wlał i pospołu z żołnierzami swymi wodę z niej pił.
Dzban wina smaku wody w rzece zmienić nie zdołał, lecz w oficerów i żołnierzy duch walki wstąpił tak wielki, że na śmierć z nim gotowi iść byli.
- Trzy strategie Huang Shigonga
Kluczowe koncepcje i rekonceptualizacje
Kolejność dziobania jest wszystkim
Część I Świat zwierząt
Temat II Siły powodujące ludzkim zachowaniem
Siła fizyczna – praźródło wszelkiej władzy. Coś jeszcze? Tak!
Temat III Świat ludzi i ich hierarchii
Pariasi i podludzie
Temat IV Hierarchie i wspólnoty istot kooperujących pod przymusem
Kto podnosi rękę na władzę ekstremistów, temu ta władza…
Temat V Hierarchie homeostatów geopolitycznych
Los dorszy od śmierci
Zależność wasalna Polski od Stanów Zjednoczonych
2. Wspólnoty kooperujące Klątwa braku mobilności społecznej
Jak kończy się porządek rzeczy
Kluczowe prawidła i spostrzeżenia
Aneks
Bibliografia
Książki Piotra Plebaniaka
Książka-album Pieśni dalekich plemion
Seria wzorce
Seria Zrozumieć wojnę
Seria Opowieści z Azji Wschodniej
Seria Zrozumieć Chiny
Seria „Wzorce zwyciężania” (sześć tomów)
Seria „Wzorce”
Cover
Tomy „Oni albo my!” to część serii „Wzorce”. Jej pierwszym tomem był bestseller pt. 36 forteli. Wszystkie tomy serii zawierają wzajemne odniesienia wykonane tak, aby unikać powtórzeń, a przy tym nie wymuszać w czasie lektury konieczności wertowania pozostałych tomów.
►36.II.4.C — Odwołanie do innego tomu serii „Wzorce”. „36” to 36 forteli, „SW” to Sun Zi i jego Sztuka wojny, „SP” — Siły psychohistorii (wyd. II), „WD” — Wzorce Dowodzenia (wyd. 2025), „SK” — Siły i kontrsiły (wyd. 2026), „WZ1” — Wzorce zwyciężania t. 1 oraz „OM2” — Oni albo my! t. 2.
Pojęcia i koncepcje kluczowe: są wyróżnione podwójnie: kursywą i podkreśleniem (np. Moc). Ich indeks znajduje się na s. 13. Wyjaśnienia koncepcji kluczowych rozsiane są we wszystkich tomach serii „Wzorce”, jednak ich kompleksowe omówienie znajduje się w vademecum tworzenia i niszczenia imperiów – książce Siły psychohistorii.
Wyróżnienia, passusy i cytaty: jeśli nie zostały oznaczone inaczej, pogrubienia czcionki oraz komentarze w nawiasach kwadratowych pochodzą od autora.
Zdjęcia, mapy i ilustracje: jeśli nie zostały opisane inaczej, wykonał je sam autor.
Przypisy: Kod QR obok prowadzi do listy odwołań do treści on-line przywołanych w przypisach (w tym kopii archiwalnych materiałów źródłowych.
https://chiny.pl/prz/15
Ta książka pozwala uzyskać wgląd w proces budowania zdolności oddziaływania mocarstw i naturę sił zaprzę-ganych do tych mocarstw zniszczenia. Wiedza z tego zakresu była przedmiotem studiów i rozważań starożytnych mędrców, filozofów, wodzów i władców od czasów prehistorycznych.
Wyposażeni we współczesne koncepcje i inną wiedzę z zakresu psychologii, antropologii i ekonomii możemy stanąć na ramionach tych wielkich dawnych mistrzów obserwacji świata i ludzkiej natury, by spojrzeć o wiele głębiej i dalej w mechanizmy tworzenia i niszczenia imperiów.
Niniejsza książka, w synergii z Prawidłami geopolitycznej gry o przetrwanie oraz Siłami psychohistorii, ale też ze swoim pierwszym tomem (Oni albo my! t. 1: Stany Zjednoczone kontra Chiny) oraz pozostałymi tomami serii „Wzorce” to twórcza kompilacja wiedzy starożytnej i współczesnej, akumulowanej przez pokolenia często zapomnianych i niedocenianych praktyków i teoretyków.
I to im właśnie składam tu podziękowania, schyliwszy się nieco ku uchu giganta, którego zwiemy potocznie dorobkiem cywilizacyjnym, a na którego ramionach wszyscy stoimy.
Piotr Plebaniak
Autor niniejszego tomu oświadcza, że nie utożsamia się ze wszystkimi poglądami i wizjami świata, jakie tutaj omawia i prezentuje. Autor oświadcza, że za porozumieniem stron Wydawca nie miał wglądu w treść niniejszej książki przed jej wprowadzeniem na rynek ani nie ingerował w żaden sposób w proces powstawania treści w niej zawartych. Podobnie, żadna trzecia strona nie miała wpływu charakteru cenzorskiego czy propagandowego na treść książki, dobór przykładów ani na sposób prowadzenia wywodu.
Autor i Wydawca proszą o kontakt w celu autoryzowania wypowiedzi, opinii lub twierdzeń odnośnie powyższych kwestii. Dane kontaktowe znajdują się na stronie redakcyjnej (s. 4).
Homeostat to każdy system autonomiczny bądź quasi-autonomiczny, który zdolny jest do podejmowania decyzji i akcji prowadzących do przedłużenia swojej egzystencji.
W przypadku istot żywych (biologicznych) powyższą definicję trzeba rozszerzyć o zdolność wyprodukowania organizmów potomnych.
Zdolność podejmowania decyzji (przetwarzanie danych zmysłowych w model/percepcję świata) wymaga energii. Działanie na podstawie tak wypracowanych decyzji także wymaga energii. Obie aktywności wymagają w związku z tym nabycia zdolności i narzędzi do pozyskiwania energii ze środowiska… Zasoby są zawsze ograniczone. Co więcej, w sytuacji typowej energia ta pozyskiwana jest kosztem innych homeostatów – w zmaganiach typu gry o sumie zerowej, w rytm logiki „oni albo my!”.
Homo sapiens jest gatunkiem żyjącym społecznie, a swoją zdolność przetrwania (reprodukcji, zdobywania zasobów) generuje na poziomie nie jednostkowym, a kooperujących wspólnot. Zdolność do ich tworzenia opieramy na mechanizmach obyczajowych, prawie, zdolności do samokontroli.
Wszystkie te wzorce kulturowe akumulujemy w przekazie międzypokoleniowym, który może być na rozmaite sposoby zaburzony bądź przerwany.
Przykładem tabu, które blokuje zdolność dostrzegania niektórych prawidłowości jest zdolność do wygenerowania (spłodzenia i odchowania) kolejnego pokolenia. Utrata tej zdolności rozumiana jest jako wada o naturze biologicznej: wada genetyczna bądź rozwojowa, przebyte choroby, kastracja mechaniczna lub chemiczna.
Ale zdolność ta u homo sapiens warunkowana jest kulturowo, a więc przez oprogramowanie kulturowe. A więc przez skażenie lub inny kontakt z okaleczającymi ideologiami. Przykłady to nabycie orientacji homoseksualnej bądź efekt działalności ekstremistów ideologii transgenderyzmu, w tym przekonywanie dzieci, że urodziły się w złym ciele i namawianie ich do zabiegów samookaleczania bądź przyjmowania hormonów zaburzających proces dojrzewania1.
Twierdzenie, że płeć jest konstruktem społecznym i przejawem narzucenia ról płci przez „opresyjne struktury hierarchiczne”, jest przejawem błędnego przekonania ogólnego, wedle którego psychika i osobowość da się ukształtować całkowicie niezależnie od biologii.
W sferach proliferacji wszystkich kultur, zwłaszcza tych, których efektem jest budowa wielkich cywilizacji, działa specyficzne tabu. Polega ono na przekonaniu, że wszystkie kultury są równe w sensie etycznym i zdolności do budowy wysokiej cywilizacji. Kultury nie są równe, a generowanych ich międzypokoleniowym przekazem pakiet oprogramowania kulturowego jest kształtowany synergicznym pakietem, w którego skład wchodzi także: dieta (energetyczność, obecność drobnoustrojów), ukształtowanie geograficzne i klimat, dostęp do wymiany kulturowej z sąsiednimi wspólnotami meta-etnicznymi, różnicami genetycznymi między rasami homo sapiens, które są biologicznym faktem2.
Krytyczną sekcją oprogramowania kulturowego jest imprinting systemu motywacyjnego. W jego skład wchodzi zdolność do odraczania nagród, samokontrola, zafiksowanie danej jednostki na określonym typie nagród hormonalnych. Inaczej: to co potocznie nazywane jest poddaniem dziecka socjalizacji jest w swojej naturze procesem indoktrynacji do wykształcenia określonego.
Kluczowym mechanizmem socjalizacji jest przestrojenie systemu dopaminergicznego, dozującego dopaminę, hormon nagrody) z zaspokajania instynktów rozmnażania i zdobywania pożywienia (energii) na uruchamiania przez impulsy społeczne: akceptacji, aprobaty, szacunku.
Szczególnie istotnym bodźcem wyzwalającym docelowo są zachowania zwiększające zdolność społeczności do kolektywnego przetrwania, a więc akty poświęcania się dla dobra wspólnoty: odrzucenia egoizmu i wszelkie przejawy zachowań zwiększających spójność grupy.
Naturą wszelkich hierarchii, a przy tym mechanizmów awansu społecznego i szacunku jest sprzęgniecie ich właśnie z kolektywną zdolnością wspólnoty do podtrzymania swojego wzrostu, produktywności, odporności na zakłócenia i samego istnienia.
Społeczności zdolne są do przetrwania dzięki podatnym na zakłócenia i atak zjawiskom emergentnej ultrakooperacji – zdolności współpracy ludzi niezależnie od więzów pokrewieństwa (klanowych, rodowych). W społecznościach neolitycznych górną granicą wzrostu społeczności zdaje się być 100-200 osobników.
Zdolność ludzi do tworzenia organizmów państwowych czy imperiów wynika z postępu koewolucji biologicznej i kulturowej. To prawa i zasady tzw. bezosobowego zaufania (z osobami spoza klanu/rodziny), poszanowania godności, własności osób obcych i tym podobne cechy (►SP VII.7).
Duże grupy obcych sobie ludzi mogą współpracować, gdy łączy ich wiara w tzw. wspólny mit i zaufanie rozumiane jako dobro publiczne. Wspólny mit to także mit energetyzujący i mobilizujący do podejmowania wszelkich typów wysiłku kolektywnego. Historycznie najskuteczniejszym generatorem takiego mitu były religie, zwłaszcza abrahamowe. Są one kluczowym, najwydajniejszym składnikiem oprogramowania kulturowego, który napędza zjawisko ultrakooperacji.
Przykładem skoku ewolucyjnego, który usuwa niewidzialny sufit rozrostu wielkości wspólnoty jest różnica między religią Starego Testamentu i chrześcijaństwem. Wyznawcą tej pierwszej można stać się przez urodzenie. W chrześcijaństwie pojawia się nawrócenie, polegające na przejściu rytuału przyjęcia pakietu kulturowego. Rytuał dostępny jest dla wszystkich bez ograniczeń rasowych, kulturowych czy innych.
Podziały my–oni są naturalnym przejawem życia we wspólnotach kooperujących wewnątrz i współzawodniczących o zasoby ze wspólnotami zewnętrznymi. Podziały te są wielowątkowe, wielorakie, liczne, a przy tym bardzo trwałe. Mogą być rasowe, etniczne, językowe, etyczne, ideologiczne (s. 119).
Hierarchie między grupami pozwalają pozyskać racje moralne do tego, aby rasę czy grupę niższą zabić, obrabować, pozbawi godności, nie dotrzymywać wobec niej zasad uczciwości i sprawiedliwości, zmuszać do pracy za mniejsze wynagrodzenie.
Specyficznym przykładem jest status Żydów na terenie Lewantu pod jarzmem kolonizacji arabskiej i islamskiej. Żydzi, niewielka mniejszość, byli obywatelami niższej kategorii. Ich awans w postaci ustanowienia własnego państwa, jaki nastąpił w XX wieku, jest trudny, a nawet niemożliwy do przełknięcia dla ideologów islamistycznych i nie tylko (►OM2 V.1, ramka „Jauhar i losy podbijanych...”).
Oczywistością jest to, że nasze długo- i krótkoterminowe plany bywają sprzeczne. Podobnie jest z lojalnością wobec wspólnot, a celami egoistycznymi przynależącej do nich jednostki. W tomie Oni albo my! 2 głównym wątkiem przewodnim jest sprzeczność interesów wspólnotowych w sytuacji konfliktu ze wspólnotą zewnętrzną.
Esencją tych sprzeczności jest hierarchizacja lojalności względem rozmaitych ośrodków sprawczych. Przykładem są osoby należące do społeczności zniewalanej lub kolonizowanej, a które są wypychane na stanowiska władzy po to, aby zewnętrzne siły geopolityczne czy biznesowe mogły realizować swoje interesy, które są diametralnie sprzeczne z interesem „ofiar”. Zwykle nazywamy to korupcją elit w koloniach czy quasi-koloniach, a za przykład podajemy rozmaite państwa afrykańskie, które mimo uzyskania formalnej niepodległości w drugiej połowie XX wieku, nadal są pozbawione suwerenności – ale przez mechanizmy ekonomiczne i m.in w wyniku niezdolności wykształcenia elit odpornych na korupcję w skali międzynarodowej.
■
1 Ten zarzut wymaga dobrze udokumentowanego przykładu – oto on. W wywiadzie z kanadyjskim psychiatrą Jordanem Petersonem ofiara opisuje proces, w którym jako dwunastolatka z lękami wynikającymi z rozpoczętego procesu dojrzewania, zamiast prawidłowej terapii polegającej na oswojeniu się z procesami metamorfozy ciała, została nakłoniona przez szereg osób w randze m.in. lekarzy do przyjmowania tzw. blokerów dojrzewania, a następnie zrealizowała masektomię, czyli amputację piersi. Materiał: https://youtu.be/YSI67eogd74 [dostęp: 2025.04.01].
2 To m.in. gen MCPH1 zob. ►SP II.1 (https://chiny.pl/p/153).
– Jaka jest różnica między rzeką, a polskim politykiem?
– Rzekę łatwiej oderwać od koryta
1
.
Za prostym stwierdzeniem „człowiek to istota społeczna” skrywa się najważniejsza prawda o wszelkiej ludzkiej aktywności. Mamy wszyscy hopla na punkcie naszego miejsca w hierarchii. Wielu z nas ma ten typ zachowań całkowicie poza wszelką kontrolą.
Większość naszej aktywności oraz trosk orbituje wokół kwestii folgowania obsesjom związanym z władzą i domi-nacją nad innymi ludźmi. Wspinamy się na coraz to wyższe szczeble hierarchii, udaje się nam lub nie udaje zdominować innych, bezkarnie ich poniżyć czy zrobić na złość.
Instynkt dominacji jest często silniejszy niż instynkt przetrwania. Wsiadając do samolotu módlmy się, aby pilotom należycie wpojono reguły CRM2 – najlepiej za pomocą silnych elektrowstrząsów. Celem CRM jest należycie ułożyć komunikację między kapitanem a resztą załogi kokpitu tak, aby tzw. „gradient autorytetu” umożliwiał komunikowanie kapitanowi jego błędów. Bez takiego stanowienia drożności i dwustronności kanału komunikacji kapitan ma tendencję do tracenia z oczu wszystkiego, prócz kwestii zachowania prestiżu i autorytetu, co prowadzi do rozbicia pracy zespołowej, zdolności wspólnego rozwiązywania problemów, a często i całego samolotu.
System szkolenia wypracowała amerykańska NASA, a jego implementacja w branży lotniczej zaskutkowała skokowym spadkiem ilości katastrof samolotów pasażerskich w latach 90. XX wieku. Takiego systemu w naszym codziennym życiu szybko mieć nie będziemy3. Tam gdzie ludzie nie giną straszną śmiercią w sposób oczywisty jako bezpośrednie ofiary nieokrzesanych małpoludów, impuls innowacyjny słabszy niż nasze przyrodzone potrzeby dominowania nad innymi, bez których wielu nie wyobraża sobie życia.
Tymi wszystkimi zachowaniami sterują zza kulis neuro-fizjologiczne mechanizmy, które odpowiadają za złośliwość nie tylko homo sapiens, ale i innych małp naczelnych. Nagradzają nas za sukces działkami hormonów nagrody. Nie pojawiły się ot tak, bez żadnej potrzeby. Realizacja nagradzanych zachowań zwiększa tzw. fitness, zdolność przetrwania indywidualnego i kolektywnego. To w tym ostatnim, kolektywnym, homo sapiens, jako gatunek kooperujący i żyjący w społecznościach, jest arcymistrzem.
Ewolucyjnie wykształcone mechanizmy nagradzają nas dlatego, że im wyżej jesteśmy w hierarchii, tym bardziej zwiększamy swoją szansę na zapewnienie sobie i osobom najbliższym, w tym potomstwu, zasobów niezbędnych do przetrwania. Kosztem innych. Znowu mamy więc konfrontację typu „my” i „oni”
To właśnie kwestia zdobywania zasobów kosztem innych jest racjonalnym, a przy tym kluczowym rdzeniem naszych hierarchicznych obsesji. Jest racjonalnym pierwiastkiem w pozornie nieracjonalnych zachowaniach złośliwych, pokazach żenującej apopleksji, w którą wpadają ludzie obsesyjnie strzegący swojej powagi.
„Pan nie wie, kto ja jestem! Jeszcze się policzymy!”. Takie zakodowane w naszych instynktach społecznych reakcje są wyjaśnieniem, dlaczego niektórzy – proszę o wybaczenie za użycie na drodze wyjątku tego celnego określenia – dostają pierdolca, gdy coś lub ktoś pozbawi ich „godności” oraz idącego za nią prestiżu i posłuchu u podwładnych czy poddanych. W opowiadaniu Ostatnie życzenie Andrzeja Sapkowskiego konkurent polityczny został w malowniczy sposób pozbawiony godności. Efekt rozumiemy instynktownie:
– Hę, hę, hę – zarechotał nagle burmistrz. – O to akurat się najmniej gniewam. Wawrzynosek podgryzał mnie, na urząd mój dybał. A teraz nie znajdzie już u ludzi posłuchu. Co kto sobie przypomni, jak dostał w dupę…
– Terror! – warknęła, mrużąc błyszczące oczy i pociągając nosem. – Stację mamy pod terrorem! Cesarz Emhyr trzyma tak cały świat, my jeno tę budę. Ale zasada ta sama!
Jednym z najzabawniejszych powiedzonek, jakie zebrałem w tomie Prawidła geopolitycznej gry o przetrwanie, było opisanie Iranu jako wspólnoty narodowej, która powołała do istnienia liczną armię i zaczęła okupować samą siebie. Ta facecja i pozornie prosty żarcik miały jedynie oderwać czytelnika na chwilkę od spraw śmiertelnie poważnych. Ale mają bardzo głębokie drugie dno. Nie od razu dotarłem do oczywistości, która dość długo dała się wyczuć, ale nie nazwać. Prawidło jest takie:
Wszystkie społeczności da się opisać jako system opresji i przymusu. Ktoś musi być w dole i wykonywać najmniej prestiżowe prace. Ktoś musi umierać na polu bitwy, by inni, często zupełnie obcy ludzie, mogli przeżyć.
Istotą tej struktury hierarchicznej jest wieczny, nierozwiązywalny konflikt osobistych i egoistycznych potrzeb, dążeń i praw skonfrontowanych z obowiązkami wynikającymi z potrzeb całej społeczności.
Ten konflikt interesów najbardziej kontrastowo widoczny jest w tradycyjnej kulturze japońskiego feudalizmu. System relacji społecznych jest w nim przestrzegany skrajnie restrykcyjnie, a z zachodniego punktu widzenia – bardzo często poza granice absurdu. Japończycy zdefiniowali dwa typy dążeń: honne oraz tatemae. Te pierwsze to dążenia prawdziwe, a więc egoistyczne i zwykle stojące w sprzeczności z interesem wspólnoty. Tatemae to piękny obrazek pełnego konformizmu, który każdy pokazuje publicznie pod rygorem uruchomienia ostracyzmu bliźnich4.
Przejdźmy do absolutnego sedna. W ekonomii i naukach humanistycznych konflikt interesów jednostki i wspólnoty opisuje się za pomocą pojęcia racjonalnego agenta (ang. rational agent). To indywiduum, które kieruje się wyłącznie swoim osobniczym interesem. Społeczność składająca się z takich „agentów” jest skazana na zgubę. Jest tak, gdyż nie ma w niej takich jednostek, które poświęcą siebie samych i swoje aspiracje na rzecz przetrwania wspólnoty, w tym tych, którzy się nie poświęcą.
Ikonicznym paradoksem przywoływanym przy okazji tematu racjonalnych agentów jest proste spostrzeżenie: egoiści (to taki rodzaj socjopatów) świetnie prosperują w społeczeństwie pełnym ludzi gotowych do wyrzeczeń, ale społecznościom pełnym egoistów wiedzie się gorzej we współzawodnictwie ze społecznościami pełnymi ludzi gotowych do poświęceń.
Opresyjność wszelkich systemów społecznych i politycz-nych… Ba! Cała ich natura polega na stworzeniu takiego systemu zakazów i nakazów – prawnych, moralnych, religijnych i wszelkich innych – aby „racjonalnych agentów” było możliwie mało. Wynika to z prostej okoliczności konkurowania o zasoby na poziomie wspólnot, między narodami, mocarstwami czy imperiami. To stąd całe bogactwo przypowieści, baśni czy opowiastek dydaktycznych. Przypowieści takich jak ta o dobrym Samarytaninie czy filmów w rodzaju Podaj dalej (2000), które są narzędziem trenującym oraz wzmacniającym postawy prospołeczne.
Stawką w tej walce Dobra ze Złem – powtórzę niczym w litanii – jest przetrwanie. Prawidło:
Hierarchie służą temu, by wymusić na członkach wspólnoty zachowania kooperacyjne.
Czym wyżej jesteśmy, tym więcej ludzi zabiega o naszą przychylność i pomoc, tym więcej pogwałceń prawa i obyczaju może ujść nam płazem, tym większym dysponujemy prawem – także prawem kaduka – do zabierania innym owoców ich pracy, terytorium (żerowiska), zasobów niezbędnych do przetrwania, takich jak drewno na opał, tereny łowieckie, złoża ropy i gazu ziemnego. Między prawem i prawem kaduka granica jest niesłychanie płynna.
To uniwersalne prawidło funkcjonowania ludzi od zarania istnienia rodzaju ludzkiego po jego kres. Znajdziemy je w każdej wyobrażalnej interakcji między grupami ludzi. Im zajdziemy wyżej, tym więcej będziemy mieć okazji i legitymizacji, by powiedzieć „przekroczył pan czerwoną linię!”. Wreszcie – od pozycji w hierarchii zależy to, kto wysyła na śmierć w obronie całej społeczności, a kto jest wysyłany. To sprawy życia i śmierci5, a co najmniej zdewastowania planów życiowych.
Mechanizmy te działają na poziomie indywidualnym i kolektywnym. Celem powstania tej książki jest ich poznanie, oswojenie koncepcyjnie, a następnie nauka kontrolowania ich tak, abyśmy to „my”, a nie „tamci” byli górą. Abyśmy to my byli źródłem prawa i moralności. Abyśmy to my decydowali, co jest Dobre, a co Złe.
Powtórzmy, choć to oczywiste – każdy człowiek ma swojej naturze wbudowany system pozycjonowania się w hierarchii wspólnoty, której jest częścią. Walkę o możliwie wysoką pozycję w hierarchii mamy zakodowaną w naszej biologii na twardo. Walka ta jest główną treścią naszego życia.
Kooperujące, a raczej zdolne do kooperacji społeczności homeostatów same są homeostatami. Te meta-homeostaty rządzą się prawami i regułami, których funkcją jest wymuszanie na członkach wspólnot zachowań wspomagających przetrwanie kolektywne ponad przetrwanie indywidualne. Absolutnie najgłębiej sięgające prawidło, które jest tkanką i tworzywem praktycznie wszystkich dylematów czasów wojny i pokoju:
Wspólnota ludzka buduje zdolność swojego przetrwania kosztem swoich członków.
I tu pojawiają się hierarchie. Ci, którzy są na górze, mają prawo nakazywać tym na dole, by poświęcali się dla przetrwania wspólnoty. By ryzykowali życie w czasie polowań, by szli na front i bili się na pierwszej linii z agresorem lub sami będąc agresorami.
Podobna korelacja bezpieczeństwa osobistego i hierarchii jest powszechna w świecie zwierząt. Najbanalniejszym przykładem jest życie społeczne kury domowej. Precyzyjnie chodzi o siadanie na wyższej grzędzie. W stanie dzikim kury nocujące na gałęziach drzew były tym bezpieczniejsze, im dalej od powierzchni ziemi była gałąź. Dalej od grasujących nocnych drapieżników.
W społecznościach pierwotnych, zbieracko-łowieckich, wegetujących na granicy głodu, częstą regułą jest to, że to ten, kto ustrzelił zwierzynę, pierwszy wybiera tę część, która jest uznawana za najwartościowszą. Najwartościowszą, oczywiście, energetycznie. To forma merytokracji. Ale im bardziej społeczeństwo jest skomplikowane i im bardziej akcentują się specjalizacja i podział pracy, tym bardziej dotkliwe stają się role społeczne, kasty i klasy. Pojawia się dyktowany hierarchią podział pozyskanych przez wspólnotę zasobów. Pojawiają się takie obserwacje jak ta, którą sformułował Ignazio Silone:
Rząd ma jedno ramię długie, a drugie krótkie: długie służy do brania – sięga wszędzie; krótkie służy do dawania i dosięga tylko tych, którzy są najbliżej.
W historycznych społecznościach ludzkich dostęp do żywności lepszej jakości, a nawet do przypraw, był rzeczą cenną i bezcenną. Aktualnie żyjemy w erze wyjątkowej obfitości, jaką zapewniamy sobie dzięki bajecznie tanim kopalnym surowcom energetycznym. Ale w społeczeństwach feudalnych, które nie miały technologii niezbędnych do odblokowania energii zaklętej w ropie i gazie ziemnym, ani dokopać się do nieprzebranych pokładów węgla, ucisk był zasadniczo nieodzowny. Zasobów było po prostu za mało. To, jak funkcjonowały relacje społeczne feudalizmu, ilustruje ten ustęp:
Foltest wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Velerad i wielmoża, którzy dotychczas stali, natychmiast rozsiedli się przy stole. Grododzierżca dopił w połowie pełny puchar króla, zajrzał do dzbana, zaklął
6
.
To, co teraz napiszę, zostanie być może uznane za kontrowersyjne, ale jak najbardziej prawdziwe. W erze taniej energii początku XXI wieku 8 miliardów ludzi dzięki spalaniu paliw kopalnych ma do dyspozycji pracę kolejnych 50 miliardów. Jedna baryłka ropy to wręcz niewyobrażalny skarbiec energii. Wyliczenia podają, że baryłka ropy zawiera odpowiednik od 5 do 7 lat pracy dorosłego człowieka, przy założeniu, że generuje tę energię pracą swoich mięśni dzień w dzień przez osiem godzin.
Nasza wiedza technologiczna na temat pozyskiwania i wykorzystywania energii z „darów Natury” akumulowała się przez stulecia. Postęp w umiejętności przetwarzania energii to współcześnie atom. Wcześniej – drewno i węgiel drzewny, niezbędny w znacznych ilościach do produkcji stali. Ale jeszcze wcześniej były torf i węgiel brunatny, znacznie mniej kaloryczne, ale przecież odpowiedzialne za dostarczenie energii gwałtownie modernizującym się narodom Europy Zachodniej, takim jak Belgia czy Holandia. Bez tego torfu wylesienie było na tyle silne, że stałoby się nieprzezwyciężalną blokadą dla rozwoju cywilizacji w tym rejonie.
To, że Imperium Brytyjskie porwało się na nadzwyczajny czyn zniesienia niewolnictwa na poziomie systemowym na całym świecie, było możliwe wyłącznie dlatego, że było zdolne do napędzania rewolucji przemysłowej energią z węgla. Ten akt postępu moralności ma więc za fundament nie idee abstrakcyjne wolności, równości i braterstwa, a czysto pragmatyczną kwestię dostępu do energii.
Na poziomie naszego codziennego życia działają podob-ne zasady, choć generują one nieco inne prawidła. Nie tylko przetrwanie, ale również prestiż i pozycję społeczną budujemy naszą zdolnością do pozyskiwania energii z pewnych źródeł, a następnie jej wydatkowania. A nawet szafowania nią celem sygnalizowania zamożności!
W feudalnej Europie zwierzyna łowna, a więc źródło cennych protein, była przeznaczona na wyłączność dla właścicieli lasu. Ludność mieszkająca przy lasach zwykle mogła jedynie kłusować, żeby uszczknąć trochę z bogactwa białek zwierzęcych.
Tego typu hierarchie dostępu do energii niosły nie do końca oczywiste konsekwencje. Ci, którzy mieli dostęp do większej ilości żywności, którzy rzadziej cierpieli głód i nie musieli znosić permanentnego niedożywienia, byli zdrowsi, więksi i silniejsi. Stąd już tylko jeden krok do ideologii głoszących, że szlachta i ci, którzy są na szczytach hierarchii, są ulepieni z lepszej gliny albo po prostu „lepsi”.
Tak jak wcześniej, tak i dziś epatowanie bogactwem to nic innego, jak szastanie energią, często na pokaz. Miliarderzy i milionerzy zużywają więcej energii – latają prywatnymi odrzutowcami, jeżdżą samochodami o silnikach większej pojemności, otaczają się przedmiotami zbytku, których wytworzenie wymagało zużycia energii. No ale kto bogatemu zabroni?
Podsumowując, pozycja w hierarchii determinuje pierwszeństwo przy podziale zasobów. Hierarchia w społecznościach homeostatów determinuje dostęp do energii, w tym prawo do jej zużywania. Zakończmy prawidłem:
Miarą postrzeganego prestiżu i pozycji w hierarchii jest ilość zużywanej energii. Miarą wartości przedmiotów materialnych czy nawet relacji międzyludzkich jest ilość energii potrzebna do ich stworzenia i utrzymania.
Pierwotnie ten tom miał nosić tytuł Oni albo my! 3. Powód był i jest oczywisty – przy zmaganiach o pozycję w hierarchii podział na „onych” na górze i „nas”, chudziaczków, na dole jest głównym wątkiem ludzkiej aktywności we wszelkich sferach życia.
Dziedzictwem feudalnej zależności Polski od Związku Sowieckiego i wcześniej carskiej Rosji jest świetnie dostrzegany przez Polaków rozdźwięk między władzą a obywatelami. „Oni” to partia, za którą stała wola Wielkiego Brata. „My” to ludzie, którzy staraliśmy się przeżyć, zachować godność i odchować dzieci. Na poziomie geopolitycznym braterska współpraca między Związkiem Sowieckim to „Oni”, którzy kochali nas za żarcie i „my”, którzy kochaliśmy ich za wzięcie. Rozdźwięk między władzą a ofiarami systemu, będącymi najniżej w hierarchii systemu PRL, był klarowny, praktycznie czarno-biały.
Głównym problemem elit każdej społeczności jest nieuchronna monopolizacja władzy i bogactwa. Problem jest rozmoznany i nazwany frazą „dystans władzy” (ang. power distance). Niewłaściwe balansowanie prowadzi do buntów społecznych. Tak w feudalnej Europie, tak w historycznych Chinach, tak w Polsce Ludowej itd. Przykładem współczesnym jest praktycznie pełne załamanie systemu demokratycznego na Wyspach Brytyjskich, ale i w Polsce. Istotą problemów takich jak dzietność jest to, że na decyzję o prokreacji wpływa percepcja możności awansu społecznego oraz szans na godne życie.
W czasach świetności narody generują swoje bogactwo dzięki uruchomieniu potężnych zachęt motywujących masy. To „amerykański sen”, „chiński sen”, „russkij mir”. To coś, co sprowadza się do transakcji między elitami, a „pospólstwem”. Ciężko pracujący ludzie mogą swoją ciężką pracę i poświęcenie zamienić na godność, prosperitę i poczucie realizacji jakiegoś wielkiego celu. W wybitnej, aczkolwiek nie odkrywającej Ameryki książce Czasy ostateczne. Elity, kontrelity i ścieżka dezintegracji Peter Turchin opisuje mechanizmy prowadzące nieuchronnie do utraty spójności społecznej. Sprowadzają się one do tego, że elity, betonując swoją pozycję, blokują wszystkim poniżej możliwość awansu. Stopniowo, a potem lawinowo znika motywacja do wszelkiej aktywności ekonomicznej.
W Polsce trzeciej dekady XXI wieku te mechanizmy sił psychohistorii przejawiają się w m.in. w tym, że młodzi ludzie nie mają możliwości zapracowania na własne mieszkanie i stworzenia podstaw ekonomicznych do założenia rodziny.
Stworzony w obrębie cywilizacji chrześcijańskiej gmach metody naukowej jest kwintesencją odejścia od feudalnej konstrukcji świata społecznego oraz od myślenia „plemiennego”.
Nauka to system generujący twierdzenia o świecie i prawidłach, w rytm których następują w nim wszelkie zdarzenia i procesy. Kluczowa różnica między systemem nauki a systemami religijnymi i magicznymi sprowadza się do odrzucenia wpływu kwestii hierarchicznych na wysiłek poznawania. W religijnym ujęciu świata prawda o świecie jest objawiona. W nauce o tym, kto zostanie uznany za źródło Prawdy, decydują argument, dowód i eksperyment. Trzy fundamentalne cechy myślenia naukowego to:
Uniwersalizm
– każdy ma do niej dostęp, każdy może ją nabyć i współtworzyć, gdyż jest ona swobodnie dostępna.
Nie jest ona objawiona nielicznym bądź nadana w jakimkolwiek akcie. Jej podstawową cechą jest twierdzenie, że nie ma absolutnych autorytetów. Powtarzając za Robertem Mertonem: dowody potwierdzające prawdę są dostępne każdemu. Nie istnieją uprzywilejowani obserwatorzy. Nauka jako taka z samej swojej natury prowadzi do rewolucji. Jest bowiem w immanentnej sprzeczności z większością modeli władzy – przede wszystkim z systemami feudalnymi.
Innym aspektem tak rozumianej wiedzy jest ponadkulturowość. Jeszcze innym – odseparowanie jej terytorium od tych dziedzin ludzkiego życia, w których hierarchie decydują o wszystkim. Dobrą alegorią jest system przepisów ruchu drogowego. Pierwszeństwo ma nie ten, kto ma droższy samochód czy większy pęd (masa razy prędkość razy cena). O pierwszeństwie przejazdu decydują zasady działające jednakowo na wszystkich.
Intersubiektywna sprawdzalność twierdzeń i uni-
kanie subiektywizmu
– Każdy może sprawdzić prawdziwość twierdzeń na własną rękę. Innymi słowy – wiedza dostarczana przez naukę jest opisem stanu świata niezależnym od obserwatora.
Oparcie na dowodach rzeczowych
– prawdziwość twierdzeń o świecie nie jest objawiona ani oparta na autorytecie. Decydują o niej zgromadzone dowody popierające zasadność twierdzeń oraz wyniki powtarzalnych eksperymentów.
Tyle szczytne i wzruszające ideały. A w rzeczywistości mamy bizantyjski ceremoniał świata akademickiego, który zdominowany jest przez arogantów z ego rozdętym do rozmiaru Obłoków Magellana. Mamy setki i tysiące bezwartościowych badań, pisanych wyłącznie dla osiągnięcia prestiżu i pozycji (tzw. paper mills)7.
Mamy też wrogie przejęcia przez ekstremistów ideologicznych. Przykładem tego ostatniego jest słynna afera z nazi-feministkami, które przyjęły do druku tekst Our Struggle is My Struggle, plagiatujący obszerne fragmenty Mein Kampf Adolfa Hitlera, w których w miejsce słowa „Żydzi” autorzy prowokacji wstawili słowo „mężczyźni”8.
Współzawodnictwo o prestiż i pozycję zamiast na argumenty i determinację rozgrywa się dla celów czysto hierarchicznych. O dominację ideologiczną, granty i wspięcie się na pozycję, z której da się gnoić wszystkich potencjalnych konkurentów.
W Potopie Sienkiewicza czytamy o Szwedach, którzy sprytnie wykorzystywali animozje hierarchiczne:
Historia drugiego takiego przykładu nie podaje! Tfu! Tfu! Panie kawalerze! Kanalia w tym kraju żywie bez sumienia i ambicji!… I taki kraj nie ma zginąć? Na łaskawość się szwedzką oglądali! Będziecie mieć łaskawość! Już tam w Wielkopolsce Szwedzi szlachcie palce w kurki od muszkietów wkręcają!… I tak wszędy będzie – nie może być inaczej, bo taki naród musi zginąć, musi pójść w pogardę i w służbę do sąsiadów!
9
Grzmiąc dydaktyczną przyganą „drugiego takiego przykładu nie podaje”, nasz Sienkiewicz myli się potężnie. Wzmianki o takim scenariuszu można znaleźć w relacjach historycznych z wszelkich imperialnych podbojów. Ucisk feudalny „naszej” elity był tak dotkliwy, że poddani chętnie zmieniali swoich dotychczasowych oprawców na kogo-kolwiek. Tak było z muzułmańskimi kolonistami w czasie rekonkwisty, którym ichniejsze elity naprzykrzały się z potrzebami wypierania z Półwyspu Iberyjskiego chrześcijan. Wcześniej, w pierwszej fali świętej wojny w VII wieku, gdy arabskie hordy w błyskawicznym tempie podbijały coraz to nowe terytoria, było tak z podbijanymi przez islam ludami chrześcijańskimi – poddawały się one podbojom licząc na lepsze traktowanie przez nowych władców. To wszystko już było. I będzie. To wieczne prawidło.
Jego najbardziej przemawiającym do wyobraźni przykładem jest metoda podbojów użyty przez Aleksandra Wielkiego. Stałym punktem było „wyzwalanie” ludów ujarzmianych przez swoje własne elity. Aleksander dawał im godność i zmniejszał opresję polityczną i podatkową. Był postrzegany jako wyzwoliciel w takim samym sensie, w jakim ludność sowieckiej Ukrainy witała maszerujący Wehrmacht chlebem i solą, widząc koniec bolszewickiego. Jedynie dla porządku dopiszę – do czasu.
W czasach panowania chińskiej dynastii Zhou (1022–256 p.n.e.) setki lenników i gubernatorów podlegających królowi państewek walczyły o przetrwanie. To ono było impulsem motywacyjnym dla całej ich aktywności.
Ten reżim przetrwa, który zdoła sprzęgnąć machinę gospodarczą, populacyjną i militarną w najsprawniej zarządzany system. Przetrwa ten, kto kosztem sąsiadów zgromadzi więcej zasobów i zaprzęgnie je do zbudowania większej siły militarnej, a przez to przejmie kontrolę nad zasobami sąsiadów jawnie bądź przez zależności feudalne.
Tytuł hegemona całego świata zdobył w końcu jeden z władców dynastii Qin – znamy go jako Pierwszego Cesarza. To on zdołał stworzyć potężną machinę podbojów, która sięgnęła południa współczesnego Państwa Środka. Konieczność generowania siły ekonomicznej i militarnej przyniosła w nieuchronny sposób koniec potężnego imperium. Świeżo podbite ludy nie dawały się spacyfikować i ujarzmić.
Ale – tu widzimy kolejne prawidło historii – upadek Qin nie oznaczał powrotu do starych porządków i suwerenności ówczesnych chińskich narodów. Próżnię po starym reżimie wypełniło kolejne mocarstwo. Szczęśliwie, nowa dynastia była nieco mniej opresyjna. Dotkliwy dla zwykłego człowieka, ale nieodzowny wysiłek wygenerowania nowego porządku społecznego zrealizowało totalitarne Qin. Kolejna dynastia, Han, przyszła na gotowe i z fundamentów wzniesionych przez poprzednika grzmiała krytyką tego, co było istotą jej własnej potęgi.
Współcześnie żyjemy w czasach określanych bardzo celnie jako Pax Americana. To Stany Zjednoczone dyktują swoje wartości, praktyki biznesowe czy co tam jeszcze. To Ameryka, mając olbrzymią przewagę siły militarnej nad wszystkimi innymi mocarstwami, trzyma je wszystkie w dole. Tym pilnowaniem, aby żaden potencjalny konkurent nie zagroził pozycji Stanów Zjednoczonych, Amerykanie nieuchronnie tworzą warunki do „buntu”. Do powstania sił, których głównym celem jest zrzucenie jarzma aktualnego pana. I na dobre, i na złe.
Istotą siły geopolitycznej Stanów jest to, że są one w stanie zapewnić wszystkim w miarę sprawiedliwy dostęp do energii – ropy i gazu ziemnego. Zasadniczo wolny rynek energii sprawia, że poza samymi Stanami, nikt nie ma zdolności nakładania sankcji i stosowania szantażu wobec innych równorzędnych graczy. To kontrola przepływów energii jest rdzeniem świata – systemu, którego jesteśmy wszyscy i więźniami, i beneficjentami.
Utrata tej władzy przez Stany oznacza dla całego świata chaos i pogrążenie się w plemiennych waśniach. Ten mechanizm omówimy tutaj bardzo dokładnie. Wracając na chwilę do passusu z Potopu, zrozumiemy analogie między szwedzkim kuszeniem polskiej szlachty a chińskim kuszeniem pomniejszych mocarstw za pomocą idei BRICS oraz ideologii pięknego, sprawiedliwego podziału bogactw świata między tych, którzy zdradzą swojego dotychcza-sowego suwerena. W rozgrywkach tych, toczonych na najwyższym poziomie – o władzę nad światem – kwestie hierarchii są kluczowym aspektem.
Prestiż i ulokowanie u szczytów hierarchii władzy sprawia, że ci przy władzy zyskują moc dyktowania swojej woli innym. Taka pozycja daje dostęp do wszystkiego. Od energii zaklętej w paliwach kopalnych do nagród hormonalnych pozyskiwanych z poczucia bycia w jakiś sposób lepszym od tych, którym przyszło bezradnie godzić się z biegiem rzeczy, brakiem perspektyw na awans i poniżeniem.
Któż lepiej rozumie te mechanizmy budowania prestiżu i wpływu lepiej niż pisarz czy artysta tworzący monumentalne czy zwykłe dzieła? Któż lepiej rozumie niż polityk trenujący tembr głosu czy zakładający krawat, białą koszulę i wbijający się w możliwie drogi garnitur? Któż lepiej niż każdy z nas, żyjących ponad stan czy kupujących przedmioty statusowe10? Wszyscy przecież staramy się jeździć do miejsc emanujących prestiżem, lansem i ważnością, aby stamtąd wysyłać pocztówki albo wstawiać fotografie w nasze media społecznościowe… zamiast przyznać się do bytności w jakiejś mieścinie bez znaczenia?
Wszystkie te zabiegi mają znaczenie. Uruchamiają neurofizjologiczne mechanizmy w umysłach wyborców, widzów i czytelników, rodziny i znajomych. Wszystkie plasują nas wyżej lub niżej. Wpływają na postrzeganie nas u innych ludzi i przez nas samych.
Szanghaj, styczeń 2025
1 Dowcip, którym uporczywie bombarduję prowadzonych przeze mnie tajwańskich adeptów języka polskiego. Znać idiomy to znać język.
2 Ang. Crew Resource Management, czyli System Zarządzania Załogą. Pisząc językiem książek serii „Wzorce”, chodzi o możliwie pełne wyeliminowanie specyficznych dla każdej kultury blokad przepływu informacji z dołu w górę hierarchii. Apodyktyczni kapitanowie, którzy swoją charyzmą (pisząc najdelikatniej) zastraszają, a często wyżywają się nad podwładnymi, mają na sumieniu tysiące ludzkich istnień. Elektrowstrząsy są tutaj żartem. Niestety.
3 Propozycję jego architektury prezentuję na s. 407.
4 Fascynujące meandry japońskiej obsesyjnie hierarchicznej kultury biznesowej znajdzie czytelnik opisane w książce Japoński kod kulturowy (wydanie polskie Etiuda, 2020). Natomiast wręcz niepojęte najciekawsze „kwiatki” zawarłem w Siłach psychohistorii, w rozdziale ‚Patologie’ japońskiej kultury biznesowej (►SPVII.2). Wszystkie odwołania do rozdziałów książek własnego autorstwa czytelnik może pobrać bezpłatnie w formie PDF z licencją na druk na użytek prywatny. Link na s. 12.
5 A o sprawach dowodzenia i wysyłania innych na śmierć powstaje już osobny tom serii „Wzorce” – Wzorce dowodzenia.
6 Andrzej Sapkowski, opowiadanie Wiedźmin.
7 Chodzi o niezwykle wyrafinowane i działające na szeroką skalę przedsięwzięcia polegające na nabywaniu za pieniądze autorstwa prac naukowych. Z doniesień relacjonujących walkę z tym zjawiskiem wynika poniekąd, że prestiżowe pisma naukowe są silnie zaangażowane w proceder, co wynika z przebiegłego skomponowania zależności finansowych i innych zachęt.
8 Więcej o tej sprawie z 2018 r. patrz ►SP VII.10.
9 Henryk Siekiewicz, Potop, r. XXV.
10 Do dziś pamiętam moment nagłego zrozumienia tych kwestii, gdy w powieści Cyklop Clive’a Cusslera jako licealista przeczytałem opis osobnika przeraźliwie chudego, który „wyglądał jak młodszy księgowy, który odejmuje sobie od ust, aby kupić złoty zegarek”. Będzie mi bardzo miło, jeśli, Czytelniku, pofatygujesz się przekazać mi opis własnego momentu oświecenia.
W potocznym i oswojonym sposobie rozumienia hierarchie służą przenoszeniu decyzji. Ci na górze decydują, a ci na dole słuchają. Czego nie przyjmujemy do wiadomości, to to, że hierarchie są kanałem transmisyjnym innych sił wpływających na działanie ludzi i wspólnot, do których należą. Wynika to bardzo często z tabu i „szarych stref percepcji”, maskujących całe sfery oddziaływań skrytych i nieuprawnionych oficjalnym stanem rzeczy. Przykładem jest manipulacja percepcją wyborców we współczesnych systemach demokratycznych.
My zdajemy sobie sprawę z tych zawiłości… ale z uwagi na istnienie silnych tabu w kwestii idei przewodniej – mitu równości ludzi – rozumiemy te sprawy wybiórczo. Oto najważniejsze siły, które propagują się przez relacje hierarchiczne:
użycie siły fizycznej i przymusu;
skuteczne pociąganie do odpowiedzialności za zachowania antyspołecznie (rozliczalność);
ustanawianie modelu awansu i degradacji jednostek w strukturze społecznej, przydzielanie i pozbawianie miejsca pracy i typu prac, które realizuje jednostka, a które generują właściwy sobie poziom prestiżu dla wykonawcy;
egzekwowanie (wymuszanie) przestrzegania norm wspólnotowych. Tym zajmują się wyspecjalizowane elity – tradycyjnie kapłani i duchowni zarządzający sektorem „moralności” i obyczajowości oraz władza świecka ze skodyfikowanym prawem i monopolem na przemoc.
Siła fizyczna i prawo do użycia przymusu są podstawą legitymizacji władzy. Każdej władzy. Prawidłowość ta wynika z prostego faktu, że aby wyegzekwować działanie praw i odpowiedzialności oraz dokonać redystrybucji dóbr wygenerowanych przez wspólnotę, trzeba bardzo często decydować wbrew opinii i poczuciu sprawiedliwości bezpośrednio zainteresowanych. Zwłaszcza w sytuacji ograniczonych zasobów, czyli zawsze.
Władza, którą dysponują ci na górze hierarchii każdej wspólnoty, oznacza możliwość użycia przemocy. Zasada ta jest przejawem jeszcze bardziej ogólnego prawidła: społeczności homeostatów kooperujących (np. obywatele państwa narodowego) same są homeostatami, a swoją zdolność do przetrwania pozyskują kosztem jednostek, które do nich przynależą.
Bodaj najważniejszą prawdą o ludzkiej naturze, której nie przyjmujemy do wiadomości z uwagi na indoktrynację do ideologii „liberalnych”, stawiających na piedestale wolność osobistą, jest to, że hierarchie służą do wymuszania zachowań kooperacyjnych1. Ustanawiając hierarchie wspólnota uzyskuje zdolność funkcjonowania i trwania, ale kosztem wygody, wolności, swobód osobistych, a często życia jednostek wchodzących w jej skład.
Współczesne ekstremistyczne ideologie feministyczne z wymalowanym na sztandarach obaleniem wszelkich hierarchii definiują bezwarunkowo nadawaną wolność jednostki jako całkowicie nieskrępowane „róbta, co chceta”. Wszelkie ograniczenia tak rozumianej „wolności” nie podlegają restrykcjom (w tym ocenie moralnej) innych członków społeczności. To dlatego ekstremistki feministyczne mają za swojego głównego wroga wszelkie opresyjne hierarchie „patriarchatu”.
Taka postawa jest de facto przyjęciem postawy skrajnie egoistycznej, w której jednostce należą się wszelkie przywileje, ale nie jako wynagrodzenie za poświęcenie i przyjmowanie na siebie odpowiedzialności za wspólny los wspólnoty, ale jako niezbywalne prawo bez żadnych idących za nim zobowiązań.
Tego typu egoizm jest siłą zaburzającą poczucie sprawiedliwości postrzeganej przez innych członków wspólnoty. Jest też podstawową siłą subwersyjną uruchamianą przez konkurencyjne wspólnoty celem doprowadzenia do zaburzeń homeostatycznych u przeciwnika. Najbardziej dostrzegalną i oswojoną formą zaburzeń jest bunt osób przekonanych, że są traktowane przez wspólnotę niesprawiedliwie. W kosmologii marksistowskiej taka wroga ingerencja nazywana jest „budowaniem potencjału rewolucyjnego”, a więc kohorty ludzi uznających się za pokrzywdzonych, gotowych do obalenia zastanych hierarchii i odbicia sobie krzywd z nawiązką. W tym i następnym rozdziale poznamy filozoficzne fundamenty nieporozumień koncepcyjnych, które stoją za tzw. feminizmem i innymi ideologiami subwersyjnymi, które destabilizują przede wszystkim współpracę między płciami.
Użycie siły i fizyczna zdolność do tego to kwestia kształtująca dynamikę władzy między kobietami i mężczyznami. Dominacja mężczyzn w praktycznie wszystkich historycznych społecznościach opiera się na zdolności użycia siły fizycznej przez mężczyzn. Można ją nazwać „ostatecznym argumentem mężczyzn” – w nawiązaniu do maksymy ultima ratio regum2.
Przewaga wynika z czynników czysto biologicznych. Konstrukcja biologiczna (a więc i psychiczna) mężczyzn daje im zdecydowaną przewagę na arenie przemocy fizycznej: większa masa ciała, w tym mięśni, oraz testosteron oddziałują na wzorce zachowań. Wszystko to są przystosowania ewolucyjne specjalizujące mężczyzn do walki w obronie najbliższych członków rodziny oraz całej wspólnoty. Taka dynamika zdolności oddziaływania prowadzi do stanu rzeczy, który jest w rażącej sprzeczności z ideologiami, którymi od kilku dekad programowane są kobiety. Podsumowując, zanim zakończę ten wątek dygresją: kobiety zależą od mężczyzn w zakresie użycia siły nawet w społecznościach, w których mężczyźni ilościowo stanowią margines.
Dlaczego kobietom wmawia się, że biologicznie są równe mężczyznom? Dlaczego osoby głoszące oczywiste fakty biologiczne są atakowane?
Zarówno w krajach Zachodu, jak i rozwiniętych krajach Azji (Korei, Japonii, Tajwanie itp.) promuje się jawnie fałszywą tezę o braku biologicznej przewagi mężczyzn, a nawet braku jakichkolwiek biologicznie mierzalnych przewag nad kobietami3.Co szerzej opisuję w ramce na s. 240, ta skrajnie groźna kampania ideologicznego prania mózgów jest organizowana przez niezwykle władne, koordynujące swoje działania siły o zasięgu międzynarodowym. Przejawem ich działania w Polsce, konkretnie w kwestii różnic płci wynikających z kultury, jest wypowiedź M. Środy „Nie ma ani jednej cechy genetycznej, fizjologicznej czy medycznej decydującej o płci”.
Odpowiednio podprowadzona ideologicznie młodzież jest niezwykle podatna nawet na tak oczywiste bzdury, a przedsięwzięcie jej rewoltowania względem wartości procywilizacyjnych, na marginesie, przejawia się m.in. promowaniem tez, że matematyka jest rasistowska (►OM1 IV.5). Proszę cię teraz, Czytelniku, weź pod uwagę cały pakiet podobnych przykładów, które prezentuję w tym i pozostałych tomach „Wzorców”. Oto spostrzeżenie kluczowe:
Prezentowane tu przykłady oddziaływania „przedsięwzięcia” mają za cel zablokowanie procesów cywilizowania i socjalizacji. To, że trudno to dostrzec, wynika z faktu, że oddziaływanie zachodzi na poziomie neuroanatomicznym: ukształtowania systemu motywacyjnego, który sprzęgany jest układem dopaminerginczym. Układ ten odpowiada za wyrzuty hormonów nagrody przy aktywowaniu go odpowiednim typem bodźców.
Poziom umiejętności czytania, podobnie jak nauka logiki i „rasistowskiej” matematyki zmieniają fizjologicznie mózg i sposób jego pracy, ale też percepcję rzeczywistości, w tym postrzeganie związków przyczynowo-skutkowych. Te umiejętności składają się na sumaryczną wartość ilorazu IQ, ale przede wszystkim
odpowiadają za zdolność jednostki do emancypacji (o ile stan społeczeństwa pozwala na mobilność pionową poprzez otwarcie merytokratycznych dróg awansu) i uzyskania podmiotowości.
Ofiary hipotezowanej tu operacji psychologicznej poddawane są indoktrynacji: przekonuje się je, że są ofiarami systemowej opresji. Jednocześnie uniemożliwia im się ukształtowanie systemu motywacyjnego na poziomie neuroanatomicznym. Otrzymują nagrody hormonalne za stanie się „pudłami rezonansowymi” ideologii bycia ofiarą, a przy tym przy próbach współzawodniczenia z mężczyznami doznają zawodu i wystawiane są na działanie mechanizmów generujących wyuczoną bezradność.
Wyrazistym przykładem w kazusie krzywdzenia kobiet przez opisywane tu działania socjoinżynieryjne jest wpuszczenie do sportów kobiecych mężczyzn-transwestytów pod pretekstem tego, że utożsamiają się oni jako kobiety. Na październik 2024 roku ilość medali ukradzionych w ten sposób kobietom szacowana była na około 9004.
W przypadku mniejszości murzyńskiej w USA (więcej s. 211) podstawia się jej zachęty do zbudowania tożsamości ofiar rasowej niesprawiedliwości, co samo w sobie dostarcza więcej nagród i wsparcia od współofiar. Dochodzi to tego, że promuje się twierdzenia takie jak to, że merytokracja i awans hierarchiczny oparty na niej są sposobem białych na opresjonowanie czarnych. Takie wizje świata głoszone są przez − a jakże by inaczej − białych liberałów5.
Kobiety są zawsze zależne w kwestii zastosowania siły (używania przemocy do wymuszania realizacji woli/decyzji/przewag hierarchicznych uczestników silniejszych). Nie istnieje społeczność, w której systemu rządów i utrzymania porządku, zapewnienia bezpieczeństwa itp. kobiety nie delegują na mężczyzn, oczekując od nich użycia siły.
Główną formą dominacji jest zastosowanie przemocy. Aby mieć prawa i przywileje czy też ogólnie, aby jakikolwiek system rządów i porządku społecznego mógł funkcjonować, potrzebna jest zdolność wymuszenia tego stanu za pomocą aparatu przymusu – w tym policji, wojska i systemu sądowniczego6. Inaczej mówiąc, władza sama w sobie w ogóle nie jest siłą. Jednak, aby egzekwować przestrzeganie praw, potrzebny jest przymus. A przymus wymaga użycia siły.
Istotnym spostrzeżeniem jest to, że mężczyźni mają możliwość fizycznego wymuszenia kooperacji, w tym wymuszania na kobietach podporządkowania się. To, że we współczesnych społeczeństwach Zachodu następuje tzw. proces równouprawniania kobiet, może być interpretowane jako przejaw dobrej woli ze strony mężczyzn, którzy w imię spójności społecznej rezygnują z realizowania swojej naturalnej przewagi. Ta zmiana kulturowa ma swoje plusy i minusy.
Siła i zdolność do jej użycia to forma ustanawiania swojej władzy (ang. authority). Zastąpienie siły techniką nie zmieni wiele w tej dynamice, gdyż użytkowanie ciężkiego sprzętu zawsze wymagać będzie siły fizycznej. To dlatego w chwili konkurowania z męską grupą kobiety nie mają żadnych realnych szans. Naciśnięcie guzika nigdy w stu procentach nie zastąpi umiejętności rzucania nożem.
Znakomitą ilustracją tej kwestii są starania zakwalifikowania się kobiet do elitarnych jednostek wojskowych US Army. W jednym z kazusów kandydatka została uprzywilejowana częstszym dostępem do prysznica, dodatkowym czasem na odpoczynek, a przy tym ekipa dokumentująca jej wysiłki przemontowała nagrany materiał tak, aby zamaskować (nieudolnie) wszelkie manipulacje.
Rezultat ideologicznej dewastacji systemu rekrutacyjnego to na przykład Shaina Coss, jedna z pierwszych kobiet, która ukończyła kurs w 2015 roku, a potem dostała przydział do… sztabu, a nie do jednostki liniowej. Ale absolutnym skandalem jest szeroko komentowany przez specjalistów kazus implementacji ideologii DEI7. Polityka ta w praktyce sprowadza się do destrukcji systemu hierarchicznego opartego na merytokracji (osiągnięciach) i faktycznych kwalifikacjach pod hasłem dopuszczenia do wysokich stanowisk osób z „wcześniej poddanych systemowej opresji mniejszości społecznych”. W wielu przypadkach jest to formą systemowego rasizmu, jak np. podczas tzw. akcji afirmacyjnej, polegającej m.in. na przyjmowaniu na uczelnie wyższe kandydatów murzyńskich z nieuczciwie niskim progiem punktów uzyskanych na egzaminach wstępnych. Taką opinię wydał Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych8… ale dopiero po kilku dekadach krzywdzenia kandydatów bardziej kwalifikowanych.
Innym znanym przypadkiem były fory dawane kobietom aspirującym do udowodnienia ideologicznie zaprogramowanej w nie bzdury. W czasie testu na rangę sierżanta kryterium zaliczenia było przeprowadzenie przez las w symulowanym nocnym rajdzie plutonu w pełnym składzie osobowym. Kandydatka zgubiła jednego z członków oddziału (co było parametrem decydującym o zaliczeniu zadania). Dodatkowo, w rezultacie nie do końca wyjaśnionych okoliczności, w końcu jeden z instruktorów przejął oddział, by poprowadzić go do celu drogą, a nie przez las9. Kandydatka uzyskała awans mimo tego, że nie wykazała się kwalifikacjami.
To nie „opresyjny patriarchat” i narzucone przez niego hierarchie stawiają kobiety w „gorszej pozycji”. Ta dynamika wynika z praw natury. Najlepszym dowodem, na to, że cała afera jest formą operacji psychologicznej realizowanej przez oszalałych ekstremistów ideologicznych, jest to, że ekstremistki feministyczne szermują hasłami „islamofobii”. Robiąc to, ignorują fakt, że model traktowania kobiet w islamie jest niekorzystny dla zainteresowanych, zwłaszcza w porównaniu do pakietu swobód, którymi kobiety cieszą się pod ochroną wartości Zachodu. Anonsując główne prawidło zachowań hierarchicznych, można tu już sformułować jego przybliżoną formę:
Prędzej damy się zabić, niż pogodzimy się z tym, że nasze aspiracje i oczekiwania co do własnej pozycji w hierarchii są nierealistyczne bądź niezasłużone.
Kobiety są zmuszone do kooperacji z mężczyznami, ponieważ mężczyźni mają opcję, której kobiety nie mają – wykorzystania siły i zmuszenia do współpracy. W przypadku typowym to mężczyźni będą ustalać zasady10. Można więc zakwestionować nazywanie tego współpracą. Pytanie: czy partnerzy interakcji muszą posiadać równy status i siłę kształtowania relacji, aby ich wspólny wysiłek można było nazwać współpracą? Czy znaczenie terminu kooperacja zakłada równość hierarchiczną jej uczestników?
Na początek przywołam wyjątkowo komiczny fragment dyskusji, w której kobieta-feministka została zapytana o kwestię jej kooperacji z własnymi dziećmi. Kobieta uznała, że jej relacja z własnymi dziećmi jest kooperacją. „Zonk” zrobił się jednak w chwili, w której rozmówca skierował jej uwagę na bardzo paskudny szczególik – jako matka, kobieta jest na stanowisku władzy, jest in charge (pol. ma władzę [rodzicielską]; ona decyduje o tym, co robi druga strona i wymuszać zachowania). Rozmówca postawił matkę przed pytaniem: „Mały Jaś może ci powiedzieć, że nie idzie dzisiaj do lekarza, bo się boi. Albo że danego dnia nie chce iść do szkoły. Jeśli faktycznie jest chory, matka może wyrazić zgodę. Ale zwykle jest tak, że dzieciak symuluje, a rodzic mówi „nie ma gadania!” i zawozi go do szkoły. Czy to wciąż jest kooperacja?”11.
Możemy oczywiście podać setki przykładów podobnej dynamiki władzy między partnerem podporządkowanym a dominującym. To zawiezienie psa do weterynarza na zastrzyk. Sankcją wiszącą w powietrzu jest to, że to człowiek karmi psa. To pozycja Polski jako junior-partnera wobec Stanów Zjednoczonych.
Stany są postrzegane jako gwarant niepodległości Polski od przymusu realizowanego przez Rosję. To relacja między pracodawcą a pracownikiem, w której prawa i obowiązki są regulowane (balansowane) przez prawo pracy, dynamikę wyceny pracy przez rynek czy działalność związków zawodowych. Inaczej: jeśli pracownik uzna się za przymuszonego do przyjęcia warunków nieuczciwych, może wezwać na pomoc podmiot, który ma większą pałę niż pracodawca, bo kara dla łamiącego przepisy pracodawcy jest większa niż wartość comiesięcznej pensji pracownika.
Wróćmy jednak do dynamiki dominacyjnej między płciami. Oto pytanie na wagę istnienia cywilizacji: dlaczego mężczyzna ma godzić się na partnerstwo, jeśli ma monopol na użycie siły? Taka relacja podporządkowania (ang. subjugation) kobiet jest podobna w swojej naturze do tego, co ma miejsce z dziećmi. Z tego wynika reszta12. Kluczem do zrozumienia dynamiki damsko-męskiej walki dominacyjnej jest zdolność do dostarczenia lub obrony zasobów potrzebnych obu stronom do przetrwania. Dlaczego mężczyźni mieliby chcieć partnerstwa na zasadzie pełnej równości, skoro mogą mieć partnerstwo, w którym będą dominować? Wybierają uprzywilejowaną pozycję, ponieważ mają możliwość użycia siły. Oczywiście w ten przywilej jest wbudowana cena – dodatkowe prawa, które mają mężczyźni, a których nie przyznaje się kobietom, są okupione tym, że mężczyźni mogą zostać wcieleni do wojska (czyli jeśli mają ryzykować życiem), czego tradycyjnie od kobiet się nie wymaga13.
Rozmaite warianty współczesnych ideologii „feministycznych” są nierealne w tym sensie, że bazują na ignorowaniu kwestii balansowania przywileju i odpowiedzialności. I dlatego właśnie przybierają formę suprematyzmu, czyli przywilejów i wysokiego miejsca w hierarchii bez równoważących je obowiązków i odpowiedzialności. Jednym z przejawów tych ideologii jest propagowanie twierdzenia, że testosteron jest toksyną14 czy incydenty w rodzaju słynnej reklamy Gillette z 2019 roku promującej ideologię toksycznej męskości zamiast produktu15.
Nawet jeśli odsetek mężczyzn spadnie drastycznie, mężczyźni nadal będą dominować. Koronnym przykładem jest wojna paragwajska (1864–1870). W jej trakcie zginęło 90% mężczyzn paragwajskich. Ale właśnie dzięki faktycznemu monopolowi na użycie siły nawet po tej hekatombie mężczyźni pozostali w Paragwaju płcią dominującą. Stało się to jeszcze zanim proporcje płci wyrównały się w kolejnym pokoleniu.
Ale najistotniejsze jest coś, co omówię szerzej w kolejnym rozdziale – że kobiety i mężczyźni realizują skrajnie odmienne strategie doboru partnerów do małżeństwa. Kobiety, nawet uważające się za skrajnie zaangażowane w realizację postulatu równości płci, kierują się statusem partnera. Działa następująca prawidłowość: kandydat na męża powinien zarabiać co najmniej tyle samo, a optymalnie więcej niż kobieta. W przypadku mężczyzn kluczem wyboru jest płodność, a więc zdolność wydania na świat potomka16, sygnalizowana neuroanatomicznie młodym wyglądem.
Z tego wynika jedna z najbardziej oburzających feministki prawidłowości świata: w zakresie wieku 20–30 lat wartość matrymonialno-randkowa kobiet liczona w sygnałach płodności, czyli młodym wyglądzie, spada. Jednocześnie wzrasta wartość mężczyzn liczona w zdolności do generowania zasobów. Znaczna część kobiet postrzega tą sytuację jako wielką krzywdę, w czym kluczowe znaczenie ma jedna z najgroźniejszych ideologii subwersyjnych prowadzących do katastrofalnego spadku dzietności na całym świecie: wpajanie w umysły młodych kobiet przekonania o tym, że mogą folgować zachowaniom promiskuitycznym17 z równą bezkarnością, co mężczyźni.
Jak ma się to do kwestii hierarchii i statusu? A może nawet bardziej do poczucia sprawiedliwości istniejących hierarchii? Bardzo prosto. Kobietom proponowane jest współzawodnictwo z mężczyznami, w którym nie mają szans na wyrównaną walkę. To wywołuje miks efektu wyuczonej bezradności i poczucia bycia ofiarą systemowej opresji. Nie u wszystkich, ale kumulowany efekt prowadzi do braku zaufania i spadku szacunku między płciami.
Mechanizm opisany wyżej jest naturalny i niezmienny, ale jeśli stanie się fundamentem ideologii tłumaczącej „krzywdę” kobiet restrykcjami opresyjnego patriarchatu, kontrolerzy tej ideologii zdołają wygenerować potężny potencjał buntu wobec zastanego stanu rzeczy. Same kobiety wpadają tu w perfidną pułapkę rozbieżności oczekiwań ideologicznych i praw natury. Starając się awansować socjoekonomicznie, zamiast poszerzać swój zakres partnerów do wyboru18, podwyższają poprzeczkę dla potencjalnych partnerów, gdyż muszą oni spełniać coraz bardziej wyśrubowane wymagania w zakresie różnicy statusu.
Problem ten jest wyjątkowo wyrazisty we współczesnych Chinach. Olbrzymia ilość kobiet migruje z prowincji do miast, szukając pracy i awansu społecznego. Mają przy tym wręcz niewiarygodne wymagania co do gradientu statusu między własną pozycją (np. pensja 50 tys. RMB rocznie) a minimalnymi wymaganiami wobec partnera (np. pensja powyżej 1 mln RMB, własny dom, samochód itp.). Rezultatem jest to, że na prowincji pojawia się nadpodaż mężczyzn rzędu 20% przewagi demograficznej, a w miastach kobiety nie mogą znaleźć „odpowiedniego partnera”. Wszystko w tym przykładzie sprowadza się do tego, powtórzmy, że z jednej strony ideologia, „duch czasów” czy też „trendy społeczne” polegające na gwałtownym wzroście statusu i pozycji społecznej kobiet stoją w sprzeczności z naturalnymi hierarchiami społeczeństw homo sapiens.
O ile badania i sondaże w społeczeństwach zachodnich sugerują, że kobiety szukające partnerów do krótko- i długoterminowych związków wpadają w prawidłowość 80-20 (80% kobiet uważa za atrakcyjnych 20% mężczyzn), o tyle w Chinach dochodzi do jeszcze większych dysproporcji. Zaburzenie rynku matrymonialnego w aspekcie oczekiwania na „księcia na białym koniu”
jest takie, że kobiety porażająco nierealistycznie zawyżające własną pozycję są zainteresowane partnerami z górnego pół procenta dostępnych kandydatów.
Kazusem najbardziej skutecznego ataku na tradycyjne struktury hierarchiczne jest sytuacja w Korei Południowej. Tamtejsi mężczyźni jawnie deklarują rezygnację z poszukiwania życiowej partnerki, gdyż obecna oferta rynku matrymonialnego w postaci lewicujących kobiet całkowicie wykracza poza akceptowalne wzorce współżycia w małżeństwie. Wśród innych czynników deklarowany jest brak stabilności finansowej i pojmowanie wolności osobistej jako braku obowiązków i kultury odpowiedzialności i współodpowiedzialności.
(Kontynuacja tego wątku: zob. ramka na s. 134)
To pośrednio z tego mechanizmu wypływa siła ideologii aborcji. Prawo do aborcji postrzegane jest jako centralny symbol wyzwolenia kobiet spod opresji. Przez wyznawców tej ideologii ignorowana przy tym jest przede wszystkim rola pigułki antykoncepcyjnej jako wynalazku, który – owszem – uwolnił kobiety… ale z konieczności niezwykle starannego doboru właściwego męża. Czyli, mówiąc brutalnie, od odpowiedzialności i konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji19.
Obyczajowość narzucająca te rygory jest „systemem opresji” dla jednostek (w tym przypadku kobiet), ale kwestią przetrwania, wyprodukowania kolejnych pokoleń dla wspólnot, do których kobiety należą. Wiele wypowiedzi ekstremistek „feminizmu” i aborcji świadczy o tym, że świetnie zdają sobie sprawę z nieusuwalnej sprzeczności ich aspiracji i realnych parametrów kolektywnego przetrwania. Potrzeba realizacji emancypacji (a więc podniesienia statusu) jest silniejsza niż poczucie obowiązku względem wspólnoty.
I to jest siła psychohistorii, która prowadzi społeczeństwa we wszystkich zakątkach świata do katastrofy demograficznej. Przy okazji destrukcja tego mechanizmu motywacyjnego zaowocowała też takimi patologiami jak załamanie się przekazu międzypokoleniowego obyczajowości premiującej samokontrolę i odpowiedzialność osobistą.
Egzekwowalność to termin powszechnie używany w sferze praktyki prawniczej20, a zdecydowanie nie dość oswojony w innych sferach życia. Ja osobiście używam egzekwowalności nie tylko przy podpisywaniu pisemnych umów, ale i w umowach ustnych i dynamice codziennych interakcji nawet w pozornie błahych sprawach.
Jeśli nie masz możliwości zapewnić sobie prawa do nałożenia sankcji (np. odszkodowania, otrzymania ekwiwalentu) w kontrakcie biznesowym czy w relacji osobistej, uciekaj!
Brak egzekwowalności lub rażąca dysproporcja między stronami kontraktu w prawie do wymuszania odszkodowań są zadziwiająco często ignorowane. Wynika to z tego, że my, Polacy, żyjemy na co dzień w tzw. społeczeństwie wysokiego zaufania.
Umowy cywilno-prawne mogą być i bardzo często są skonstruowane wadliwie. Podpisujący może mieć przekonanie, że partnerzy mają zbliżony status, czyli podatność na kary umowne. Często jednak ten optymizm
jest złudzeniem. Najbanalniejszym przykładem jest rekompensata za opóźnienia w wypłatach wynagrodzeń. Umowy między wydawcami i autorami rzadko precyzują warunki, w których autor może zażądać wypłaty odsetek karnych czy kary umownej. Nie jest to po prostu praktykowane, a poza tym może spowodować decyzję o zaprzestaniu współpracy ze strony wydawcy. Z kolei w sprawach karnych wyrok wypłacenia odszkodowania może być pustym zwycięstwem w sytuacji, w której strona przegrana jest niewypłacalna… choćby po przepisaniu majątku na członków rodziny.
Ale absolutnie fenomenalnym przykładem, idealnie trafiającym w kwestie zawiłości hierarchicznych i to, co hierarchie tak naprawdę przenoszą, jest anegdota z okresu Cesarstwa Rzymskiego przytoczona przez N. Taleba w książce Na własne ryzyko. Najbardziej odpowiedzialne zadanie sprawowania kontroli nad skarbcem rodowym patriarcha rodu powierzał nie osobie najbliższej − małżonce. Skarbnikiem stawał się niewolnik.
Trik polegał na tym, że przy wykryciu nieprawidłowości w działaniach niewolnika patriarcha rodu miał do dyspozycji pełne spektrum kar, do obcięcia głowy włącznie. Obowiązywała pełna odpowiedzialność. Małżonka była zaś częścią hierarchii innego, wpływowego rodu. Ta zależność nie tylko blokowała część jak najbardziej zasłużonych kar, ale już przed popełnieniem nieprawidłowości dawała małżonce zachętę w postaci poczucia bezkarności.
Generalnie, jeśli jawnie (wprost, na głos, pisemnie, explicite) umowa nie daje możliwości wyciągnięcia konsekwencji lub uzyskania rekompensaty od drugiej strony
za niezrealizowanie zobowiązania, umowę uważa się za źle skonstruowaną. Praktyka życia codziennego dostarcza jednak całej lawiny przykładów na to, że większość umów zawieramy na zaufanie, zakładając, że druga strona dopełni swojej działki w ramach „ogólnoludzkiego zaufania”.
Zaufanie na kredyt tworzy żerowisko dla ludzi, którzy z unikania odpowiedzialności uczynili sobie „stałe źródło zarobkowania”. Użyta tu fraza jest trawestacją formułki spotykanej w uzasadnieniach wyroków sądowych. Kluczem w przypadku rozliczalności jest powszechne zjawisko unikania ponoszenia kosztów w taki sposób, który jest albo niewykrywalny, albo trudny do wykrycia.
Przy egzekwowalności w grę wchodzi teoretyczny i faktyczny stan relacji hierarchicznych. Stąd nepotyzm całkowicie słusznie uznawany jest za najpoważniejszą siłę subwersyjną (destrukcyjną) dla tzw. rządów prawa. Jeśli system społeczny i prawny dopuszcza robienie wyjątków i wyszukiwanie dróg ominięcia odpowiedzialności dla znajomych i rodziny, może to doprowadzić do społecznej utraty wiary w sprawiedliwość. To zaś jest nieodmiennie nieodzownym elementem niszczącym spójność społeczną potrzebną do tego, aby członkowie wspólnoty wykazywali gotowość do poświęcania się na rzecz dobra kolektywnego21. To prawidło działania ludzkiej natury znane jest od zarania historii. W traktacie Sztuka wojny czytamy:
Jeżeli konsekwentnie przyuczy się lud wypełniania poleceń, stanie się on posłuszny. Jeżeli zaś zbraknie konsekwencji w egzekwowaniu poleceń, lud będzie niepokorny. Ten, kto konsekwentnie egzekwuje polecenia, zbuduje wzajemne zaufanie pomiędzy sobą a masami. (Sun Zi, VIII.24)
Prawidłowość jest następująca: ludzie, ale także zwierzęta żyjące w kooperujących społecznościach, są obsesyjnie wrażliwi na kwestie sprawiedliwego nagradzania ich za pracę i – ogólniej – na nierówne traktowanie22. Z tego wynika oczywista skuteczność taktyki subwersyjnej polegającej na promowaniu wszelkich ideologii czy obyczajowości, które promują nierówne nagradzanie za te same zachowania. Widzimy to i w przypadku kontrowersji generowanych przez DEI, i w promowanym przez „feminizm” postrzeganiu niesprawiedliwych wahań statusu między mężczyznami i kobietami.
Przywileje, status i szacunek to nagrody. Ceną za nie są poświęcenie, samodyscyplina i samokontrola. Problemem jest to, że nie dla wszystkich taka transakcja jest oczywista, ani postrzegana jako sprawiedliwa.
Zgodnie z tzw. ewolucyjną teorią piękna, ale też wypracowaną przez współczesną psychologię wizją ludzkiego systemu motywacyjnego, ludzki system motywacyjny jest programowany przez skumulowane osiągnięcia ewolucji kulturowej. Pierwotnie działający główny system motywacyjny, tj. system dopaminergiczny23, został w toku biologiczno-kulturowej koewolucji homo sapiens przeprogramowany. Albo precyzyjnej – nie tylko przeprogramowany genetycznie, ale i w przekazie międzypokoleniowym programowany do tego, aby aktywował się i produkował nagrody hormonalne uruchomiany czymś zupełnie innym niż zaspokajanie zwierzęcych instynktów (zdobywaniem pożywienia i reprodukcją).
Układ ten w procesie socjalizacji dostrajany jest do potrzeb wspólnoty: aktywuje się pod bodźcem społecznej aprobaty za zachowania prospołeczne, zwiększające szanse wspólnoty na przetrwanie24.
Istnieją zjawiska społeczne, typy aktywności i ideologie, które z samej swojej natury dewastują i neutralizują powyższe oprogramowanie. To grupy i społeczności, które „ładują dopaminą” i poczuciem słuszności obranych dróg życiowych przez to, że nagradzają za przynależenie, a nie faktyczne osiągnięcia. Przypadkiem skrajnym są sekty religijne, które stosują cały pakiet technik, jak „bombardowanie miłością” celem wykształcenia w ofierze/nowym członku sprzężenia zwrotnego, dzięki któremu nowa społeczność przejmuje monopol na uruchamianie systemów nagród25. W praktyce: w zamian za przyjęcie pakietu ideologicznego wspólnoty, sekta dostarcza nagród w postaci społecznej aprobaty.
Miniporadnik w tej kwestii wyglądałby następująco. Dobro i Zło dają się odróżnić po charakterze zachowań, za które nagradzają swoich wyznawców. Jeśli nagradzana jest samodyscyplina i praca nad swoimi umiejętnościami (np. kółka zainteresowań w szkole, hobby budujące bazę doświadczenia w inżynierii, jak w przypadku Wernhera von Brauna), społeczna aprobata sprzyja budowie siły wspólnoty, a więc jest Dobrem.
Problemem ideologii takich jak DEI, a więc i prób pozyskania statusu i należnego szacunku przez kwoty rasowe, prześlizgiwanie się przez sita selekcji dzięki koneksjom i tym podobnych, jest to, że prowadzą do załamania kluczowej zachęty: nagradzania za podejmowane ryzyko.
Cywilizacje, kultury i społeczności pod powyższym względem mogą być gorsze i lepsze. Niektóre − z uwagi na swoje sektorowo działające wypaczenia i dysfunkcje − wymagają stworzenia mechanizmów kompensacyjnych poprzez ustanawianie praw. Powoduje to zużycie większej ilości energii i ludzkiego wysiłku do uzyskania tego samego celu. Mówiąc prosto, kultury nie są sobie równe. Twierdzenie, że są równe, jest równie rażącym łgarstwem jak przekonanie, że ludzie pierwotni żyli w raju, w harmonii z naturą.
W tym rankingu zgodności form życia społecznego z działaniem ludzkiej natury – na dobre i na złe – prym wiedzie system motywacyjny wykształcony w Cywilizacji Zachodniej, a bazujący na poszanowaniu ludzkiej podmiotowości (redukcja opresyjnych zjawisk hierarchicznych) oraz generujący impuls do podejmowania ryzyka przez kompensowanie go otwieraniem drogi awansu. Jednym z takich mechanizmów była primogenitura zaprowadzona przez Kościół26. Generowane przez nią impulsy motywacyjne były zastrzykiem żywotności, który stał się fundamentem siły Zachodu, a następnie jego dominacji. Miały więc wręcz fenomenalne konsekwencje dla historii świata. Otwierały drogę do awansu społecznego na drodze osobistej inicjatywy i przez podejmowanie ryzyka.
Czym danej społeczności bliżej do tego ideału w danym czasie, tym jest żywotniejsza i silniejsza. Czym bardziej popada w nepotyzm, nagradzanie na zasadzie narkotyku, tym bliżej jej do zapaści i podboju przez siły zewnętrzne. I to jest przesłanie starożytnego traktatu Sztuka wojny, które wymyka się naszej percepcji, a które natchniony autor traktatu umieszcza między wierszami swojego dzieła.
Wszystko rozchodzi się o hierarchie między ludźmi. Zawsze. Kluczem jest bowiem to, w jakim stopniu hierarchie te kanalizują motywacje istot ludzkich i powołują do działania zjawiska synergiczne.
Jeden z komentatorów spektakularnej porażki filmu Królewna Śnieżka (2025) spostrzegł wyjątkowo znamienną zmianę względem wersji z 1937 roku. W wersji tradycyjnej uciekająca przez las Śnieżka natrafia na dom krasnoludków. Normy społeczne, którymi została zaprogramowana przez ówczesne społeczeństwo, sprawiają, że pod nieobecność domowników Śnieżka zabiera się za wysprzątanie zapuszczonej leśnej siedziby. Chce tym samym zapracować w oczach właścicieli na schronienie, którego potrzebuje. W wersji „dla nowoczesnej widowni”27 królewna-liderka czeka na powrót domowników, a następnie zapędza ich do pracy nad uporządkowaniem ich własnego domu.
W podobny sposób zdewastowane zostało większość scen. Ekstremiści ideologiczni feminizmu – bo tak jawnie deklarują się twórcy filmu – wielokrotnie dają dowody, że jest im całkowicie obce rozumienie sfery użycia siły czy przymusu. W scenie, w której Śnieżka atakowana jest przez agresora z nożem, scena starej wersji filmu przedstawia śnieżkę cofającą się i zasłaniającą przed zagrożeniem. W filmie „nowoczesnym” Śnieżka nie tylko nie przejawia naturalnego odruchu obronnego w postaci oddalenia się od źródła bezpośredniego niebezpieczeństwa, ale wdaje się w polemikę z napastnikiem28. Rezultatem wszystkich „współczesnych” zabiegów jest to, że film utracił praktycznie wszystkie walory edukacyjne i ostrzegawcze, które uczyłyby dzieci, jak działa świat.
Ideologia, która kryje się za wypowiedziami Zegler poza filmem, przesłanie całego dzieła a także sam fakt, że Disney nie pierwszy raz produkuje treści, które zrażają odbiorców, każe wnioskować, że w ostatnich latach głównym celem działalności biznesowej nie jest zarabianie na dostarczaniu rozrywki i nie jest to przeoczenie. Świadoma zgoda kierownictwa Disneya na straty finansowe po to, aby wykorzystać kanał przekazu do wpływania na postawy odbiorców treści, jest rozmyślną polityką. Za trafnością tego spostrzeżenia przemawia ta prosta obserwacja, że Disney świetnie zdawał sobie sprawę z negatywnego odbioru wypowiedzi Zegler, miał instrumenty kontraktowe do jej uciszenia, a przy tym miał też doświadczenia z wcześniejszymi produkcjami zawierającymi elementy ideologii woke. Kolejną przesłanką są elementy „nowoczesnych ideologii” w uniwersum Gwiezdnych wojen.
W czasie mojej pracy przy audytach prywatnych szkół języka angielskiego dla dzieci na Tajwanie stałem się uczestnikiem wyjątkowo pouczającej sytuacji. Młode nauczycielki-stażystki nie były w stanie uspokoić trzech chłopców w wieku ok. 10–12 lat. To, że nie miały realnej siły ucieszenia dzieciaków, wynikało z ich słabej pozycji w hierarchii wewnątrz klasy szkolnej. Stażystki starały się o pracę – swoją pierwszą. Bały się więc robić kłopot właścicielowi szkoły. Zgłaszając problem, przyznałyby się, że nie są dostatecznie kompetentne, by uciszyć powierzone im dzieci. Dodatkowo dzieci mogły poskarżyć się rodzicom, co związane jest z ryzykiem, że rodzic przeniesie się nimi do konkurencji.
Słowem, nauczycielki nie były in charge. Ich władza nauczycielska (przewaga hierarchiczna nad dzieckiem) została nadpisana29 przez pozycję klienta szkoły30. Dzieciaki świetnie zdawały sobie z tego sprawę i folgowały sobie. To nie powinno mieć miejsca i − cytując komisarza Rybę − uznałem za stosowne interweniować.
To, że dzieciaki trafiły wtedy akurat na mnie, było dla nich i pechem, i okazją do nauki. Nie byłem ograniczony powyżej opisanymi komplikacjami hierarchicznymi. Nie bałem się ani rodziców, ani zwolnienia z pracy czy jakiejkolwiek innej sankcji. Najbardziej rozwrzeszczany chłopak został „przywrócony do pionu” za pomocą m.in. przypomnienia mu pozycji w hierarchii rodzinnej. Powiedziałem mu, że jego ojciec i matka pracują ciężko po to, aby miał on przywilej chodzenia do tej szkoły. Okaże im szacunek i podziękuje najlepiej, siedząc cicho i ucząc się jak najwięcej – tym bardziej, że za zdolność do samokontroli będzie szanowany, gdy dorośnie. Zadziałało.
Gdyby ktoś nie załapał, to tym samym ochroniłem profilaktycznie siebie: stawałem po stronie interesu ludzi, którzy za całą imprezę płacili. Widzimy tutaj nie tylko patologię hierarchiczną, których setki powstają w sposób naturalny i celowy, a które szkodzą produktywności społeczności. Widzimy też użycie przymusu i opresji dzieci – pchnięcie ich w stronę systemu hierarchicznego, w którym premiowane są cechy takie jak samokontrola.
Esencją problemu jest to, że kobiety w roli nauczycieli nie próbują nauczyć dzieci, jak rozwiązywać konflikty, ale uczą, jak ich unikać, co jest potrzebą u płci żeńskiej, która nie dysponuje siłą fizyczną do poparcia swojego stanowiska. W kulturze męskiej, w której agresja fizyczna często generuje realne zagrożenie uszkodzenia ciała, wykształca się cały pakiet reguł moderowania konfliktów i restrykcji podczas użycia siły. Tą kulturę przekazać mogą wyłącznie nauczyciele-mężczyźni31.
Ludzie zawsze nadużywali i zawsze będą nadużywać pozycji władzy. Prawo i praktyki społeczne w różny sposób będą zarządzać tym zjawiskiem. Jednym z najbardziej rażących kazusów był przypadek Harveya Weinsteina. Wedle oskarżeń ten hollywoodzki producent rutynowo wykorzystywał seksualnie swoje ofiary. Były nimi atrakcyjne początkujące aktorki z aspiracjami – seksem płaciły za otworzenie drogi do dobrych ról. Wedle oskarżeń Weinstein dokonywał też gwałtów i innych przestępstw seksualnych. To właśnie afera wokół działalności Weinsteina stała się zapalnikiem powołania do życia ruchu #metoo. W kwietniu 2024 roku sąd apelacyjny Nowego Jorku podważył jednak wyrok, zgodnie z którym Weinstein miał odsiedzieć w więzieniu 23 lat za dwa konkretne czyny32. Uzasadnieniem było m.in. to, że przy zasądzaniu wyroku brano pod uwagę zeznania niepowiązane z czynem skutkującym skazaniem.
Ruch #metoo stał się specyficznym żerowiskiem dla kobiet podejmujących próby szantażowania mężczyzn i niszczenia ich życia na podstawie sfabrykowanych fałszywych oskarżeń33 o przestępstwa seksualne lub ojcostwo. W Polsce przejawem tych operacji subwersyjnych jest ustawa antyprzemocowa, przezwana frazą „mieszkanie za pomówienie”34.
Patologie przypisywania odpowiedzialności mają interesujący wspólny aspekt ze zjawiskiem fałszywego przypisywania ojcostwa (ang. paternity fraud