Fenomen Wielkiej Lechii - Tomasz Kosiński - ebook

Fenomen Wielkiej Lechii ebook

Tomasz Kosiński

3,0

Opis

Tomasz J. Kosiński, zajmujący się dziejami, obyczajami i wierzeniami dawnych Słowian, podjął temat, który w ostatnich latach wzbudza laty mnóstwo emocji. Chodzi o Wielką Lechię, czyli słowiańskie imperium Lechitów, które według zwolenników tej koncepcji miało obejmować znaczną część Europy w starożytności i wczesnym średniowieczu.

Krytycy uznają tę teorię za pseudonaukową, fantazmat lub dosadniej bzdurę. Dla T.J. Kosińskiego jest to jednak „swoisty fenomen, pozytywnie oddziałujący na zainteresowanie Polaków swoją historią i dziedzictwem Słowiańszczyzny”. Autor przedstawia narodziny idei lechickiej w tekstach kronikarzy XII-XIII wieku i jej rozwój w kolejnych stuleciach aż do czasów współczesnych. Przybliża też lechickie motywy w literaturze i sztuce, m.in. w muzyce. Podsumowując, pisze: „czas odkryć Słowiańszczyznę na nowo, w tym także wiedzę o lechickim dziedzictwie”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 495

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

Naj­pierw cię igno­rują.Następ­nie wyśmie­wają cię.A potem ata­kują cięi chcą cię spa­lić.A potem budują dla cie­bie pomniki.

Nicho­las Klein (1918)1

Idea Wiel­kiej Lechii wzbu­dza ostat­nimi laty mnó­stwo emo­cji. Przez kry­ty­ków uzna­wana za teo­rię pseu­do­nau­kową, fan­ta­zmat, prze­jaw „szu­ro­stwa” lub dosad­niej: „ubec­kie rzy­go­winy”2. Dla mnie jed­nak to swo­isty feno­men, pozy­tyw­nie oddzia­łu­jący na zain­te­re­so­wa­nie Pola­ków swoją histo­rią i dzie­dzic­twem Sło­wiańsz­czy­zny. Jego zasługą są: wzrost czy­tel­nic­twa w naszym kraju oraz roz­wój samo­edu­ka­cji histo­rycz­nej i świa­do­mo­ści oby­wa­teli, a także wzmoc­nie­nie ich patrio­ty­zmu i toż­sa­mo­ści naro­do­wej.

Lechicka kon­cep­cja naszych dzie­jów jest znana od dawna, ale można stwier­dzić, że jej swo­isty rene­sans roz­po­czął się ostat­nimi laty, a praw­dziwy boom nastą­pił po wyda­niu w 2015 r. książki Janu­sza BieszkaSło­wiań­scy kró­lo­wie Lechii3. Autor oma­wia w niej poczty wład­ców przed­chrze­ści­jań­skiej Pol­ski zwa­nej Lechią, dowo­dząc ich ist­nie­nia na pod­sta­wie zapi­sów kro­ni­kar­skich (ok. 50 pozy­cji pol­skich i zagra­nicz­nych), w tym głów­nie na pod­sta­wie wąt­pli­wej Kro­niki Pro­ko­sza. W kolej­nych publi­ka­cjach Bieszk wery­fi­ko­wał pewne swoje usta­le­nia oraz roz­sze­rzał całą kon­cep­cję. Śro­do­wi­sko aka­de­mic­kie uznało jed­nak jego roz­wa­ża­nia za pseu­do­naukę, a w Inter­ne­cie poza wysy­pem wiel­ko­le­chic­kich blo­gów i kana­łów na YouTu­bie pod­jęto także zde­cy­do­wany atak na autora, pocho­dzący zarówno ze śro­do­wisk nauko­wych, kościel­nych, kato-naro­do­wych, lewi­cowo-libe­ral­nych, jak i rodzi­mo­wier­czych. Więk­szość kry­ty­ków powta­rza w kółko jak man­trę kilka zarzu­tów i pseu­do­ar­gu­men­tów opar­tych na nie­wie­dzy i woli ośmie­sze­nia całego nurtu, doszu­ku­jąc się w nim zapla­no­wa­nej akcji rosyj­skich służb, dzia­łań maso­ne­rii, sata­ni­stów, komu­ni­stów lub „świa­to­wego żydo­stwa”, w zależ­no­ści od śro­do­wisk, które wygła­szają owe oskar­że­nia, zgod­nie jed­nak dopa­tru­jąc się w tym zja­wi­sku spo­łecz­nej szko­dli­wo­ści.

Wygląda na to, że w sumie nie­winna kon­cep­cja histo­ryczna, znana od dawien dawna, odgrze­bana w daw­nych kro­ni­kach i znaj­du­jąca coraz to nowe potwier­dze­nia w nauce, np. bada­niach: arche­oge­ne­tycz­nych, antro­po­lo­gicz­nych, histo­rycz­nych, arche­olo­gicz­nych czy języ­ko­wych, trak­to­wana jest jako wyjąt­kowe zło i bywa porów­ny­wana przez co bar­dziej zacie­trze­wio­nych kry­ty­ków nawet do… faszy­zmu, czego nie będę komen­to­wał.

Niniej­sza publi­ka­cja nie jest pracą mono­gra­ficzną o Lechii i innych struk­tu­rach orga­ni­za­cyj­nych o róż­nych nazwach, które można z nią histo­rycz­nie łączyć, co wymaga szer­szego potrak­to­wa­nia. Jest to raczej dość ogólna próba ana­lizy tego wyjąt­ko­wego zja­wi­ska spo­łecz­nego, który daw­niej nazy­wano lechi­zmem.

Mając na uwa­dze widoczny roz­wój tej idei, roz­róż­niał­bym obec­nie tutaj dwa poję­cia: wiel­ko­le­chizm i neo­le­chizm, co prawda bli­skie, ale jed­nak róż­niące się od sie­bie. Jak wia­domo, teo­ria lechicka powstała dawno temu, a jej esen­cją jest prze­ko­na­nie, że jeste­śmy potom­kami dum­nych i szla­chet­nych Lechi­tów. Prąd ten prze­ni­kał się z nur­tem wan­dal­skim, a póź­niej ewo­lu­ował w etos sar­macki. Nato­miast kon­cep­cja Wiel­kiej Lechii to zało­że­nie oparte na swo­bod­nych inter­pre­ta­cjach zapi­sów histo­rycz­nych, pocho­dzą­cych z wia­ry­god­nych, a cza­sem także dość wąt­pli­wych źró­deł, że przed powsta­niem pań­stwa Pia­stów ist­niała struk­tura orga­ni­za­cyjna Lechi­tów – uzna­wa­nych za przod­ków Pola­ków – o zna­mio­nach impe­rium, któ­rego nie pod­biła żadna z potęg sta­ro­żyt­nego świata.

W swoim opra­co­wa­niu przed­sta­wiam krótki rys histo­ryczny doty­czący powsta­nia i roz­woju tej kon­cep­cji oraz wybrane cie­ka­wostki odno­szące się do oma­wia­nego tematu. W zakoń­cze­niu pod­su­mo­wuję zwięźle całość moich roz­wa­żań i zasta­na­wiam się nad per­spek­ty­wami na przy­szłość. Podaję też jak zwy­kle bogatą biblio­gra­fię, a pod tek­stem umiesz­czam odno­śniki, tak nie­chęt­nie sto­so­wane w wydaw­nic­twach popu­lar­no­nau­ko­wych, wska­zu­jące jed­nak na źró­dła poda­wa­nych infor­ma­cji i zawie­ra­jące uzu­peł­nie­nie pew­nych pojęć (defi­ni­cje, wyja­śnie­nia itd.). Dość przy­datny powi­nien być także załą­czony indeks nazwisk.

Wyko­rzy­sta­łem tutaj czę­ściowo swoje tek­sty publi­ko­wane na stro­nie sla­via-lechia.pl, którą pro­wa­dzę od roku 2016. Bez­cenna oka­zała się też wie­dza, którą zdo­by­łem pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia wcze­śniej­szych sze­ściu ksią­żek na temat daw­nej Sło­wiańsz­czy­zny, oraz moja aktyw­ność inter­ne­towa, zwią­zana z pró­bami pro­wa­dze­nia dys­ku­sji z oso­bami o tur­bo­ger­mań­skich poglą­dach (jak np. Roman Żucho­wicz, Artur Wój­cik, Paweł Miłosz) i innymi kry­ty­kami idei Wiel­kiej Lechii (choćby: Kamil „Van­dal” Baczew­ski, Andrzej Szu­bert alias Opol­czyk, Michał Łuczyń­ski, Alek­san­dra Dobro­wol­ska vel Pijana Morana, Pie­tja Hudziak, Tomasz „Poświst” Roga­liń­ski czy Andrzej Przy­chodni). Pomocna oka­zała się też wymiana opi­nii ze zna­nymi filo­le­chi­tami (Janusz Bieszk, Cze­sław Biał­czyń­ski, Adrian Lesz­czyń­ski, Paweł Szy­dłow­ski, Wal­de­mar Wró­żek czy Woj­ciech Zie­liń­ski).

Widać tu wyraź­nie, że jak w każ­dym śro­do­wi­sku, także i wśród lubo­sło­wiań­skiej braci, nie ma zgod­no­ści. Każda z opi­nii ma grono zarówno swo­ich fanów, jak i prze­ciw­ni­ków, a oprócz nich jest cała rze­sza osób zagu­bio­nych lub poszu­ku­ją­cych, które jesz­cze nie do końca wie­dzą, o co w tym wszyst­kim cho­dzi. Ta roz­ma­itość poglą­dów tylko potwier­dza, że nie jest to niczyja agen­tura, choć i takie osoby zapewne wystę­pują w tej gru­pie, jak i zresztą w każ­dym innym śro­do­wi­sku infil­tro­wa­nym przez różne ośrodki wpływu. Nie demo­ni­zo­wał­bym jed­nak tego za bar­dzo, jak to sta­rają się robić „szla­chetni obrońcy jedy­nie słusz­nych idei”, mora­li­za­to­rzy spo­łeczni i wszel­kiej maści poucza­cze, któ­rzy sami zazwy­czaj nie są zbyt święci i mają wiele za uszami.

W mojej oce­nie neo­le­chic­kimi ide­ami i kon­cep­cją Wiel­kiej Lechii zaj­muje się dość zróż­ni­co­wana grupa nie­za­leż­nych bada­czy, pasjo­na­tów i komen­ta­to­rów, któ­rzy czę­sto sami się sprze­czają o to, czy było lechic­kie impe­rium, czy nie, lub czy Kro­nika Pro­ko­sza to „Biblia Lechi­tów” czy też efekt nie­speł­nio­nych ambi­cji kro­ni­ka­rza ama­tora albo zbla­zo­wa­nego żar­tow­ni­sia. W pew­nym sen­sie zresztą wygląda to podob­nie jak wśród aka­de­mi­ków toczą­cych wieczne dys­ku­sje o swo­ich prze­ciw­staw­nych teo­riach choćby na temat pocho­dze­nia Sło­wian (alloch­to­nizm ver­sus auto­chto­nizm), rodo­wodu Mieszka I (Pola­nin, Mora­wia­nin, wiking, Ger­ma­nin) czy związ­ków Sło­wian z innymi ludami (Wene­dami, Sar­ma­tami, Scy­tami, Swe­wami, Lugiami, Wan­da­lami itd.).

Wielu histo­ry­ków zarzuca neo- i wiel­ko­le­chi­tom, że zaj­mują się histo­rią mimo braku odpo­wied­niego wykształ­ce­nia. Jeśli o mnie cho­dzi, to rze­czy­wi­ście nie stu­dio­wa­łem histo­rii, tylko poli­to­lo­gię i nauki spo­łeczne, gdyż za młodu chcia­łem mieć szer­sze poję­cie o świe­cie i nie zamie­rza­łem jedy­nie wku­wać na pamięć zesta­wów dat i słu­chać aka­de­mic­kiej inter­pre­ta­cji prze­ka­zów histo­rycz­nych. Muszę jed­nak przy­znać, że naszą prze­szło­ścią pasjo­no­wa­łem się od dawna i zawsze uwa­ża­łem, że histo­ria jest naj­lep­szą nauczy­cielką, choć z jej nauk nie­stety mało kto wyciąga wnio­ski. Nawet moja praca magi­ster­ska była mono­gra­fią histo­ryczną (Kielce w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym 1918–1939), napi­saną pod kie­run­kiem prof. Bro­ni­sława Rysia, aka­de­mic­kiego histo­ryka.

Przy tej oka­zji chciał­bym nad­mie­nić, że jed­nym z moich ulu­bio­nych pro­fe­so­rów był Andrzej Wier­ciń­ski, znany antro­po­log, kul­tu­ro­znawca, reli­gio­znawca, który otwo­rzył mi oczy na wiele spraw zwią­za­nych m.in. z prze­ni­ka­niem się kul­tur róż­nych ludów i cywi­li­za­cji, pocho­dze­niem mitów i moty­wów mitycz­nych, adap­ta­cją idei i pod­staw reli­gij­nych naj­daw­niej­szych spo­łe­czeństw czy pozna­wa­niem naszego rodo­wodu i dzie­dzic­twa kul­turowego. Nie zapo­mnę jego zajęć w rodzaju: „Dziś będziemy mówić o jaju, a na następ­nych zaję­ciach o kró­liczku”. Bez poli­tyki, bez pro­pa­gandy, bez narzu­ca­nia jedy­nie słusz­nej inter­pre­ta­cji zna­nych fak­tów, „bez bzu i bezy”, po pro­stu wie­dza i pobu­dza­nie do samo­dziel­nego myśle­nia. Dzię­kuję, panie pro­fe­so­rze! Moje książki o sło­wiań­skich runach, bogach i wie­rze są w dużym stop­niu efek­tem wła­śnie takiej edu­ka­cji, jaką mia­łem szczę­ście ode­brać gdzieś na pro­win­cjo­nal­nej uczelni, bez tego całego aka­de­mic­kiego zadę­cia.

Zanim pod­ją­łem się wyzwa­nia pisa­nia ksią­żek o Sło­wiańsz­czyź­nie, reda­go­wa­łem i wyda­wa­łem cza­so­pi­sma, publi­ka­cje i mono­gra­fie histo­ryczne oraz napi­sa­łem wiele arty­ku­łów histo­rycz­nych, zaj­mo­wa­łem się też publi­cy­styką i dzien­ni­kar­stwem. Nie uwa­żam zresztą, że mono­pol na pisa­nie o histo­rii naszego kraju powinni mieć tylko histo­rycy, nie­rzadko ogra­ni­czeni jedy­nie do swo­jej dys­cy­pliny i pre­zen­tu­jący postawę, że z braku źró­deł nie­wiele da się powie­dzieć o naszej naj­daw­niej­szej histo­rii. Wycho­dząc z takiego zało­że­nia, trzeba by wysłać naszych pro­fe­so­rów na eme­ry­tury i zre­zy­gno­wać z pro­jek­tów nauko­wych w tej dzie­dzi­nie. Sta­łoby się to bez zbyt­niej zresztą straty, gdyż dzi­siaj więk­szość pol­skich uczelni sku­pia się głów­nie nie na pracy nauko­wej, ale jedy­nie na szko­le­niu nauczy­cieli. Dla­tego są one tak nisko noto­wane w świa­to­wych ran­kin­gach, które kla­sy­fi­ko­wane są dopiero w poło­wie pierw­szej pięć­setki.4

Na szczę­ście są też inne dzie­dziny nauki poza histo­rią, arche­olo­gią czy filo­lo­gią, wciąż obar­czo­nych filo­ger­mań­skim pięt­nem, jak cho­ciażby gene­tyka gene­alo­giczna czy antro­po­lo­gia, które takiej deka­denc­kiej i pasyw­nej posta­wie wobec sło­wiań­skich dzie­jów, naszego pocho­dze­nia i dzie­dzic­twa wycho­dzą naprze­ciw, zresztą głów­nie dla­tego że trud­niej nimi mani­pu­lo­wać. Dają one nam wciąż nowy mate­riał i przed­sta­wiają wnio­ski z badań, które możemy wyko­rzy­sty­wać do bar­dziej wia­ry­god­nej rekon­struk­cji naszych dzie­jów niż tylko na pod­sta­wie zni­ko­mych bądź mało wia­ry­god­nych daw­nych źró­deł pisa­nych, filo­nie­miec­kich inter­pre­ta­cji zna­le­zisk arche­olo­gicz­nych czy pra­in­do­ger­mań­skich ety­mo­lo­gii.

Jak słusz­nie zauważa Zbi­gniew Jac­niacki: Roz­wa­ża­nia o nie­wa­ty­kań­skiej histo­rii wspól­not naszych przod­ków miesz­czą się w prze­dziale od bez­re­flek­syj­nego entu­zja­zmu do cał­ko­wi­tej pogardy5. W niniej­szej pracy sta­ram się prze­śle­dzić te różne aspekty postrze­ga­nia naszych dzie­jów, funk­cjo­no­wa­nia idei toż­sa­mo­ścio­wych i poli­tycz­nych (lechizm, sar­ma­tyzm, wene­dyzm, kol­chi­dyzm itp.), oczy­wi­ście ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem kon­cep­cji Wiel­kiej Lechii.

Niniej­szą książkę dedy­kuję Win­cen­temu Kadłub­kowi, wybit­nemu pol­skiemu kro­ni­ka­rzowi, bło­go­sła­wio­nemu bisku­powi Kościoła kato­lic­kiego, który dzięki swo­jej wiel­kiej eru­dy­cji, patrio­ty­zmowi i odwa­dze zdo­łał utrwa­lić dla potom­no­ści zapi­ski naszych dzie­jów, opie­ra­jąc się na dostęp­nych wów­czas źró­dłach histo­rycz­nych. Część z nich na prze­strzeni lat zagi­nęła w pomroce burz­li­wych wyda­rzeń, a dziś jest powo­dem powąt­pie­wań i czę­sto nie­wy­bred­nych kpin współ­cze­snych histo­ry­ków, któ­rzy uznają Mistrza Win­cen­tego za baj­ko­pi­sa­rza, choć sami nie bar­dzo potra­fią udo­wod­nić, że nie miał on racji.

Moim zda­niem Kadłu­bek spi­sał znaną mu wie­dzę na temat naszych dzie­jów, korzy­sta­jąc zarówno ze źró­deł pisa­nych, jak i z ludo­wych prze­ka­zów. Wyko­rzy­stał zatem mate­riały histo­ryczny i etno­gra­ficzny, co sam zresztą zazna­cza w tek­ście, np. przy poda­wa­niu dwóch moż­li­wych ety­mo­lo­gii nazwy Kra­kowa – od Kraka lub kru­ków. Wydaje mi się, że gdyby chciał on tylko wykre­ować postać Kraka jako jed­nego z ojców narodu pol­skiego, to nie poda­wałby innych opo­wie­ści niehisto­rycznych z odmienną wer­sją ety­mo­lo­gii nazwy tego mia­sta. To jeden z wielu dowo­dów jego uczci­wo­ści i rze­tel­no­ści dzie­jo­pi­sar­skiej. Dla­tego należy oddać mu hołd i zacho­wać w pamięci jego doro­bek.

Zada­niem kry­tyki nauko­wej jest oczy­wi­ście wery­fi­ka­cja wszyst­kich przy­to­czo­nych przez niego infor­ma­cji, rzecz jed­nak w tym, że wiele źró­deł od tam­tych cza­sów jest już nie­do­stępna. Wciąż też wystę­puje nie­stety zja­wi­sko upo­li­tycz­nie­nia nauk histo­rycz­nych, co powo­duje nie­obiek­tywne podej­ście do tematu, wielu zaś histo­ry­ków na­dal kie­ruje się opi­niami, sym­pa­tiami lub anty­pa­tiami, a nie fak­tami, jed­no­cze­śnie stro­niąc od korzy­sta­nia z dorobku innych nauk, które mogą potwier­dzać pewne dane, na pierw­szy rzut oka nie do zaak­cep­to­wa­nia.

Dla­tego życzył­bym sobie i innym pasjo­na­tom histo­rii, tym z tytu­łami i bez nich, by potra­fili spoj­rzeć na nasze dzieje bez uprze­dzeń, nad­mier­nego scep­ty­cy­zmu ani gor­li­wego entu­zja­zmu, ale chłod­nym okiem wyłu­skali z nich prawdę o histo­rii naszego narodu, kraju, całej sło­wiań­skiej rodziny i swo­ich przod­kach. Sam będę pró­bo­wał też dorzu­cić do tego wiel­kiego dzieła małą cząstkę, która – mam nadzieję – może być też jedną z cegie­łek odbu­do­wa­nego gma­chu pol­skiego i sło­wiań­skiego ducha opar­tego na wie­dzy, praw­dzie, dumie, hono­rze i patrio­ty­zmie.

Jan Malicki pisał: Nie można na przy­kład uznać za przy­pa­dek poja­wia­nie się mitu Lecha – czy sze­rzej – idei lechic­kiej zawsze w prze­ło­mo­wych chwi­lach naszego narodu6. To prawda, lecz ten mit zaczyna powoli opie­rać się na praw­dzie odkry­wa­nej na nowo lub z tru­dem odkła­my­wa­nej, nie­stety głów­nie tylko przez nie­za­leż­nych bada­czy, pozo­sta­jąc obec­nie poza obsza­rem zain­te­re­so­wań aka­de­mi­ków. Dla nich to fan­ta­zmat, czyli pseu­do­nau­kowy wymysł, a moim zda­niem jest to feno­men, któ­rego „naukowy beton” nie rozu­mie.

Tomasz J. Kosiń­ski Puerto Prin­cesa (Fili­piny), luty 2021

Powsta­nie i roz­wój idei wiel­ko­le­chic­kiej

Powsta­nie i roz­wój idei wiel­ko­le­chic­kiej

Prawda jest podobna Bogu:nie uka­zuje się bez­po­śred­nio,musimy ją odga­dy­wać z jej prze­ja­wów.

Johann Wol­fgang Goethe

Nasza praw­dziwa histo­ria wycho­dzi powoli z ukry­cia; przez lata zasnuta mgłą prze­kła­mań wyni­ka­ją­cych z poli­tyki histo­rycz­nej kleru, zabor­ców, oku­pan­tów, komu­ni­stów i wier­nych im decy­den­tów oraz przed­sta­wi­cieli świata nauki, kul­tury i życia spo­łecz­nego.

Powody takiego stanu rze­czy się­gają zamierz­chłych cza­sów. Jesz­cze w cza­sach rzym­skich po okre­sie soju­szu sło­wiań­sko-rzym­skiego, opar­tego na han­dlu i wza­jem­nej nie­agre­sji, nastą­pił okres wza­jem­nej nie­chęci i rywa­li­za­cji, który skoń­czył się pod­bo­jem i osta­tecz­nie upad­kiem Rzymu. W tym cza­sie powstała sto­so­wana przez dłu­gie lata przez róż­nych eks­pan­syw­nych wład­ców rzym­ska zasada: „Dziel i rządź”. To wtedy rów­nież łaciń­skie słowo scla­vus zaczęło ozna­czać już nie tylko Sło­wia­nina, ale także nie­wol­nika (ang. slave), wcze­śniej w uży­ciu było bowiem tylko łac. servus – sługa. Był to celowy zabieg pro­pa­gan­dowy żydow­skich kup­ców, pod­chwy­cony przez Fran­ków, woju­ją­cych ze Sło­wia­nami, któ­rzy jako jeńcy sta­wali się nie­wol­ni­kami, sprze­da­wa­nymi głów­nie do kra­jów arab­skich. To wów­czas możemy mówić o pierw­szych prze­ja­wach poglą­dów anty­sło­wiań­skich, które ugrun­to­wały się pod­czas sło­wiań­skiego pod­boju Bał­ka­nów i wojen z Bizan­cjum7. To bizan­tyń­scy kro­ni­ka­rze opi­sy­wali Sło­wian jako okrut­nych dzi­ku­sów, uży­wa­jąc okre­śle­nia „bar­ba­rzyńcy” (łac. bar­ba­rian).

W śre­dnio­wie­czu i wie­kach póź­niej­szych nurt lechicki i etos sar­macki ukształ­to­wały toż­sa­mość naro­dową Pola­ków, dum­nych Lechi­tów i potom­ków Sar­ma­tów, narodu wybra­nego, które w okre­sie roman­ty­zmu, po moral­nej klę­sce zwią­za­nej z zabo­rami, prze­ro­dziły się w mesja­nizm, a u innych naro­dów sło­wiań­skich w pan­sla­wizm i jego różne odmiany (neo­sla­wizm, sło­wia­no­fi­lizm).

Ostat­nimi laty dzięki pracy kil­ku­na­stu nie­za­leż­nych bada­czy nastą­piła eks­plo­zja zain­te­re­so­wa­nia lechic­kimi hasłami, dla­tego warto przyj­rzeć się bli­żej temu, jakie są źró­dła tej kon­cep­cji, zwłasz­cza w kon­tek­ście wie­lo­śro­do­wi­sko­wej nagonki na auto­rów gło­szą­cych na powrót znane od dawna patrio­tyczne idee o utoż­sa­mia­niu Pola­ków z Lechi­tami czy ist­nie­niu Lechii jako spe­cy­ficz­nej fede­ra­cji wie­lo­ple­mien­nej, opar­tej na demo­kra­cji wie­co­wej oraz doraź­nych rzą­dach ksią­żąt i woje­wo­dów, zna­nej także pod innymi nazwami (Sar­ma­cja Euro­pej­ska, Wan­da­lia, Chro­ba­cja, Sła­wia itp.), z któ­rymi można wią­zać dzieje przed­chrze­ści­jań­skiej Pol­ski.

Lechizm istotą pol­sko­ści

Roz­wój w Pol­sce od XII–XIII w. idei lechic­kiej był w pew­nym stop­niu reak­cją na agre­sywną poli­tykę eks­pan­sji i anty­sło­wiań­skie dzia­ła­nia Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego8 oraz Bizan­cjum, a także, w mniej­szym stop­niu, państw skan­dy­naw­skich. W histo­rio­gra­fii odno­to­wano wów­czas wzmianki o pocho­dze­niu Polan (Pola­ków) i innych ple­mion od Lachów – Lechi­tów, szla­chet­nych ryce­rzy, panów, wol­nych ludzi, o czym pisał Nestor, cze­ski Dali­mil, a u nas: Kadłu­bek, Dzierzwa, Bogu­chwał/Baszko (Kro­nika Lechi­tów i Pola­ków zwana wiel­ko­pol­ską), potem zaś Dłu­gosz, a także wielu kolej­nych dzie­jo­pi­sów i histo­ry­ków. Nie­któ­rzy auto­rzy uzna­wali ich za potom­ków: Sar­ma­tów, Ala­nów, Wan­da­lów, a nawet Kol­chi­dian, two­rząc przy oka­zji dogłębne gene­alo­gie, się­ga­jące nawet cza­sów biblij­nych.

Oczy­wi­ście temat nie został wyczer­pany i wymaga dogłęb­nych, wie­lo­dy­scy­pli­nar­nych badań, głów­nie histo­ryczno-języ­ko­wych, wspo­ma­ga­nych wyni­kami z innych dzie­dzin nauki, takich jak: antro­po­lo­gia, gene­tyka gene­alo­giczna czy etno­lo­gia. Dziwne jed­nak są wszel­kie próby ode­bra­nia nam nie tylko prawdy, ale nawet samego mitu o Lechu, Lechi­tach i Lechii, ich wykpi­wa­nie i igno­ro­wa­nie przez naukę oraz świat mediów w Pol­sce, zwłasz­cza dzi­siaj, kiedy teo­re­tycz­nie nie ma już obo­wiązku reali­za­cji pro­pa­gan­do­wej poli­tyki histo­rycz­nej zabor­ców.

Zasta­na­wia też fakt, jak to jest, że przy tej całej nagonce na lechizm można jed­no­cze­śnie zaob­ser­wo­wać czę­sto u tych samych kry­ty­ków uzna­wa­nie lub wręcz podzi­wia­nie dość dys­ku­syj­nych tra­dy­cji rodo­wych innych euro­pej­skich nacji. Rzy­mia­nie mają swo­jego Ene­asza spod Troi (Wergi­liusz – I w. p.n.e.), podob­nie od mitycz­nych Tro­jań­czy­ków i Bru­tusa swój rodo­wód wywo­dzą Bry­tyj­czycy (Geof­frey z Mon­mo­uth – XII w.), Fran­cuzi odwo­łują się nato­miast do Fran­cjona (Raoul de Pre­sles – XIV w.), a Skan­dy­na­wo­wie kul­ty­wują mit Thora (Snorri Stur­lu­son – XIII w.).

Nasz Lech i Lechici, któ­rych też nie­któ­rzy wywo­dzą z Troi, jakoś jed­nak histo­ry­kom nie pasują. Pol­ski mityczny władca i jego gwar­dia muszą być wikin­gami czy innymi Ger­ma­nami (według tez Tade­usza Czac­kiego, Karola Szaj­no­chy czy Zdzi­sława Skroka), jak ruski Ruryk i Ware­go­wie (Ger­hard Frie­drich Müller), bo, jeśli wyj­dziemy z filo­ger­mań­skiego zało­że­nia, Sło­wia­nie nie mogli z zasady mieć antycz­nych korzeni ani stwo­rzyć samo­dziel­nie orga­ni­za­cji pań­stwo­wej, podob­nej do zachod­nich impe­riów. Jak ten­den­cyjne jest to stwier­dze­nie, można poczy­tać w dzie­siąt­kach histo­rycz­nych publi­ka­cji, nie­stety wykpi­wa­nych przez uczo­nych z okresu zabo­rów. Potwier­dza to też pro­ces kształ­to­wa­nia się idei nacjo­na­li­zmów nie­miec­kiego i wło­skiego (faszyzm). Zało­że­nie owo poku­tuje też nie­stety w pra­cach wielu współ­cze­snych filo­ger­mań­skich histo­ry­ków III RP, ślepo zapa­trzo­nych w Zachód.

Pro­ble­mem jest rów­nież wie­lo­wie­kowy mono­pol Kościoła na wie­dzę i edu­ka­cję poko­leń, przez co pod­czas ana­lizy źró­deł, kro­nik i opra­co­wań, zwłasz­cza śre­dnio­wiecz­nych i z okresu kontr­re­for­ma­cji, należy zatem brać pod uwagę ryzyko celo­wego fał­szo­wa­nia histo­rii i prze­kła­mań wyni­ka­ją­cych z inter­pre­ta­tio chri­stiana. Według Karl­he­inza Desch­nera, autora dzie­się­cio­to­mo­wej Kry­mi­nal­nej histo­rii chrze­ści­jań­stwa (1986): Fał­szo­wa­nie zawsze było szcze­gólną domeną księży, wszyst­kich księży, a w szcze­gól­no­ści tych rzym­sko­ka­to­lic­kich. Histo­rycy sza­cują, że co naj­mniej 50% doku­men­tów, akt Karo­lin­gów są fał­szer­stwami. Śre­dnio­wie­cze to eldo­rado dla fał­sze­rzy, warsz­taty fał­sze­rzy zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wane przez Kościół. Fał­szo­wa­nie nale­żało do zawodu teo­lo­gów. Fał­szo­wano w całej Euro­pie, od fran­cu­skiego wybrzeża atlan­tyc­kiego po bizan­tyj­ski wschód, od wysp angiel­skich po Ita­lię (t. IV)9.

Jeśli zatem ktoś chce swoją wie­dzę opie­rać jedy­nie na źró­dłach pisa­nych, tak łatwo pod­le­ga­ją­cych mani­pu­la­cjom, to trudno się dzi­wić, że ma takie a nie inne poglądy na temat dzie­dzic­twa pogań­skich Sło­wian, uzna­wa­nych za wro­gów „dobrego i spra­wie­dli­wego Kościoła” – „ostoi pol­skiej nie­pod­le­gło­ści”.

Nie­któ­rzy auto­rzy z XIX i XX w. (np. Karol Potkań­ski, Antoni Małecki czy Jędrzej Mora­czew­ski), ule­ga­jąc z kolei nar­ra­cji zabor­ców, pisali kry­tycz­nie o tra­dy­cji lechic­kiej lub two­rzyli nowe kon­cep­cje histo­ryczne, jak Karol Szaj­no­cha, pró­bu­jący udo­wad­niać, że Lechici pocho­dzą od wikin­gów, pro­to­pla­stów póź­niej­szej szlachty pol­skiej (dawna teo­ria hra­biego Tade­usza Czac­kiego). Takie poglądy domi­nują rów­nież u współ­cze­snych pol­skich i zagra­nicz­nych histo­ry­ków, któ­rzy opie­rają się na filo­ger­mań­skiej wer­sji histo­rii stwo­rzo­nej i roz­po­wszech­nio­nej w okre­sie, kiedy Pol­ski nie było na mapie świata, a głos pol­skich obroń­ców prawdy, takich jak Tade­usz Wolań­ski, Kazi­mierz Szulc czy Józef Kostrzew­ski, był igno­ro­wany.

Prze­śledźmy zatem pokrótce kro­ni­kar­skie zapi­ski oraz poglądy histo­ry­ków na temat naszego lechic­kiego dzie­dzic­twa. Po raz pierw­szy w zacho­wa­nej histo­rio­gra­fii imię Lecha użyte zostało przez Ein­harda w życio­ry­sie Karola Wiel­kiego – Vita Karoli Magni (ok. 817–830), gdzie autor pisał, że: w 805 roku syn Karola Wiel­kiego udał się do Czech i tam poko­nał księ­cia Lecha [lub Becha]10. Może to świad­czyć o tym, że ów Lech mógł pano­wać wów­czas w Cze­chach, ale także w Lechii (daw­nej Pol­sce), a te dwa pań­stwa łączyła wtedy unia rodowa lub po pro­stu Bohe­mia (Cze­chy) była wtedy czę­ścią więk­szego orga­ni­zmu poli­tycz­nego zwa­nego Lechią (Sła­wią). Ten fakt potwier­dza to, że Karo­lowi Wiel­kiemu udało się wów­czas pod­bić jedy­nie cze­ską część Sło­wiańsz­czy­zny, i to nie na długo, gdyż w kolej­nych latach, jak wiemy, Cze­chy wcho­dziły w skład Pań­stwa Wiel­ko­mo­raw­skiego, a po okre­sie względ­nej nie­za­leż­no­ści Bole­sław Chro­bry przy­łą­czył je na pewien czas do Pol­ski.

Także kilka innych rocz­ni­ków fran­kij­skich odno­to­wało wkro­cze­nie syna Karola Wiel­kiego na zie­mie Sło­wian zwa­nych Bohe­mii (Czesi) w 805 r. i śmierć ich księ­cia Lecha. U Dłu­go­sza to już sam Karol Wielki miał wal­czyć z Pola­kami, zabi­ja­jąc ich władcę Lecha. Powo­łuje się on tutaj na Mar­cina Gali­cusa, czyli Mar­cina z Opawy, zwa­nego Pola­kiem, autora Kro­niki papieży i cesa­rzy z XIII w., który wspo­mniał o tym samym fak­cie.

Ein­hard odno­to­wał też potyczkę bawar­skiego księ­cia Tasillo z Karo­lem Wiel­kim nad rzeką Lech w 787 r., co może potwier­dzać, że ta nazwa znana była dużo wcze­śniej, a co wię­cej, zasłu­gi­wała na wyko­rzy­sta­nie jej jako zna­nego hydro­nimu (łac. Licus11).

Thiet­mar wspo­mi­nał z kolei o bitwie na Lecho­wym Polu (niem. Lech­feld) nad tą samą bawar­ską rzeką (Lech), nie­da­leko obec­nego Augs­burga (daw­nego Vin­de­li­co­rum12), sto­czo­nej w 955 r. pomię­dzy armią króla nie­miec­kiego Ottona I (wspie­ra­nego przez Cze­chów) a woj­skami Węgrów (Madzia­rów). Co cie­kawe, jed­nym z głów­nych węgier­skich wodzów w tej bata­lii był… Lehel (Lél)13. To prze­grane przez Węgrów star­cie zakoń­czyło okres ich łupież­czych najaz­dów na Bawa­rię i inne tereny pań­stwa wschod­nio­fran­kij­skiego. Samo miej­sce, podob­nie jak i wiele innych w nad­du­naj­skim rejo­nie daw­nej Retii i Win­de­li­cji, swoją nazwę zawdzię­cza zapewne Lechowi III, który według rela­cji Kadłubka toczył boje z Rzy­mia­nami i w pew­nym momen­cie pano­wał w Bawa­rii.

W dziele Gesta prin­ci­pum Polo­no­rum, ukoń­czo­nym w latach 1112–1118 przez Galla Ano­nima, wymie­niony został Lestko (także Lestek, Leszek), książę Pol­ski i syn Sie­mo­wita, uro­dzony ok. roku 870–880. O przod­kach Mieszka I czy­tamy też w Res gestae saxo­ni­cae sive anna­lium libri tres, kro­nice X-wiecz­nego pań­stwa Fran­ków, napi­sa­nej przez Widu­kinda z Kor­bei. Wspo­mniano tam, że Mieszko I (syn Sie­mo­my­sła i wnuk Lestka) rzą­dził ple­mie­niem zwa­nym Lici­ca­viki, żyją­cym na tere­nach Pol­ski, przez co ich nazwę powinno tłu­ma­czyć się jako prze­krę­cony zapis epo­nimu Lest­ko­wi­cze (potom­ko­wie Lestka).

W ruskim lato­pi­sie Nestora z początku XII w. (ok. 1113 r.) pod datą 981 (po prze­li­cze­niu na lata od naro­dze­nia Chry­stusa) czy­tamy: Po mno­gich zaś latach sie­dli byli Sło­wia­nie nad Duna­jem, gdzie teraz zie­mia węgier­ska i buł­gar­ska. I od tych Sło­wian roze­szli się po ziemi i prze­zwali się imio­nami swo­imi, gdzie sie­dli na któ­rym miej­scu. Tak więc przy­szedł­szy, sie­dli nad rzeką imie­niem Morawa i prze­zwali się Mora­wia­nami, a dru­dzy Cze­chami nazwali się. A oto jesz­cze ciż Sło­wia­nie: Biali Chor­waci i Ser­bo­wie, i Cho­ru­ta­nie. Gdy bowiem Włosi naszli na Sło­wian nad­du­naj­skich i osiadł­szy pośród nich, cie­mię­żyli ich, to Sło­wia­nie ci przy­szedł­szy sie­dli nad Wisłą i prze­zwali się Lachami, a od tych Lachów prze­zwali się jedni Pola­nami, dru­dzy Lacho­wie Luty­czami, inni – Mazow­sza­nami, inni – Pomo­rza­nami. Także ciż Sło­wia­nie przy­szedł­szy, sie­dli nad Dnie­prem i nazwali się Pola­nami, a dru­dzy – Drew­la­nami, dla­tego że sie­dli w lasach, a jesz­cze inni sie­dli mię­dzy Pry­pe­cią a Dźwiną i nazwali się Dre­go­wi­czami, inni sie­dli nad Dźwiną i nazwali się Poło­cza­nami, od rzeczki, która wpada do Dźwiny i nazywa się Połota. Ci zaś Sło­wia­nie, któ­rzy sie­dli około jeziora Ilme­nia, prze­zwali się swoim imie­niem i zało­żyli gród, i nazwali go Nowo­gro­dem. A dru­dzy sie­dli nad Desną i nad Semą, i nad Sułą, i nazwali się Sie­wie­rza­nami. I tak roz­szedł się naród sło­wiań­ski, a od niego i pismo nazwane sło­wiań­skim14.

Święty Nestor, obraz Wik­tora Wasnie­cowa z kate­dry Świę­tego Wła­di­mira w Kijo­wie, 1919 r.

Warto tu zwró­cić uwagę, że w ory­gi­nale Nestor zapi­sy­wał nazwę Lęcho­wie, a nie Lacho­wie, która powstała póź­niej na pod­sta­wie tłu­ma­czeń tego lato­pisu. Wszyst­kich Sło­wian zachod­nich miesz­ka­ją­cych zarówno w rejo­nie Warty (Pola­nie), dol­nej Odry (Lutycy), jak i środ­ko­wej Wisły (Mazow­sza­nie) oraz dol­nej Wisły (Pomo­rza­nie), Nestor wywo­dził, jak widać, od ludu Lęchów/Lachów (Lechi­tów) – sta­ro­ru­skie Лѧх (Lęch/Ljach/Lach). Nie­stety wielu rosyj­skim poli­ty­kom było to nie na rękę i w nie­któ­rych okre­sach domi­na­cji Rosji na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej pró­bo­wano ina­czej inter­pre­to­wać zapisy z tego lato­pisu, a nawet fał­szo­wać jego treść w tłu­ma­cze­niach na współ­cze­sny język rosyj­ski. Pocho­dze­nie ple­mion ruskich od Pola­ków nie paso­wało bowiem do impe­rial­nego wize­runku car­skiej Rosji, która cie­mię­żyła pod zabo­rami swo­ich szla­chet­nych pro­to­pla­stów – pol­skich Lachów.

Co wię­cej, zaczęto drwić, że nazwa Łachy (Lla­chy/Lja­chy) ozna­cza jakoby ludzi w łach­ma­nach, czyli – w obec­nym rozu­mie­niu – bied­nych sza­tach, co jak wiemy, nie miało nic wspól­nego z prawdą, wręcz prze­ciw­nie, szlachta pol­ska bowiem wzbu­dzała zachwyt swo­imi stro­jami nie tylko na Wscho­dzie, ale i na Zacho­dzie Europy. Mimo to nazwa Lachy jako okre­śle­nie Pola­ków jesz­cze do dnia dzi­siej­szego zacho­wała się jed­nak w języ­kach wschod­nich Sło­wian – Ukra­iń­ców, Bia­ło­ru­si­nów i Rosjan.

Nie­któ­rzy suge­ro­wali wręcz, że Lacho­wie nie byli Sło­wia­nami. Opie­rali się przy tym na takich zapi­sach jak ten z Lato­pisu hustyń­skiego, gdzie kro­ni­karz odno­to­wał: Cyryl zaś i Metody z wielką gor­li­wo­ścią uczyli Sło­wian i Lachów. Może to być jed­nak, jak prze­ko­nuje wielu auto­rów, tylko roz­róż­nie­nie sta­nów w ramach jed­nego etnosu. Skoro Lacho­wie to pano­wie, ryce­rze, szlachta, to moż­liwe, że Sło­wia­nami zwano lud – rol­ni­ków, rze­mieśl­ni­ków i paste­rzy. Nie­wy­klu­czone, że może też tu cho­dzić o roz­róż­nie­nie Sło­wian zachod­nich – Lachów i wschod­nich oraz połu­dnio­wych – Sło­wie­nów.

Jed­nym z naj­star­szych poświad­czeń nazwy Lecho­wie jest zapis Lechoi podany przez Kin­na­mosa, bizan­tyń­skiego kro­ni­ka­rza z XII w., sekre­ta­rza i histo­rio­grafa cesa­rza Manu­ela Kom­nena. Zano­to­wał on w swoim dziele Epi­tome ton kator­tho­ma­ton, że pod­czas kru­cjaty Kon­rada III w 1147 r. towa­rzy­szyli mu także ksią­żęta sło­wiań­scy, przy czym podaje, iż: jeden z nich był władcą Cze­chów, a drugi Lechów. Co do Lechów [oryg. łac. Lechis] zaś poucza swych czy­tel­ni­ków w temże miej­scu, że jest to naród scy­tyj­ski na pogra­ni­czu z Hunami, przez co rozu­mie Węgrów15.

Antoni Małecki w tym lechic­kim księ­ciu upa­truje Wła­dy­sława Wyga­nańca, a w cze­skim – Wła­dy­sława II. Suge­ruje też, że nie­znana Niem­com nazwa została zaczerp­nięta przez nich od lud­no­ści serb­skiej, która żyła na tere­nach Bizan­cjum. Tenże kry­tyk pró­buje tu na siłę udo­wad­niać, że Niemcy nie znali poję­cia Lecho­wie, jed­no­cze­śnie przy­ta­cza­jąc dowody, z któ­rych jasno wynika, że się myli. Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że każdy może zna­leźć takie źró­dła, więc pro­fi­lak­tycz­nie pró­buje je tłu­ma­czyć na swą pokrętną modłę, spe­ku­lu­jąc bez żad­nego dowodu, czego się wymaga od histo­ryka, o jakichś serb­skich pożycz­kach. Nawet gdyby tak miało być, jest to dowód na to, że Niem­com w XII w. znane było okre­śle­nie Lecho­wie, czy to się Małec­kiemu i jemu podob­nym podoba, czy nie. Inną sprawą jest fakt, że Ser­bo­wie uży­wali aku­rat ter­minu Ledian na okre­śle­nie Lechów – Pola­ków, przez co jest wąt­pliwe, by to od nich nazwa Lecho­wie prze­szła do Niem­ców. Moż­liwe, że ludy teu­toń­skie poznały ją od Ser­bów, ale nie bał­kań­skich, tylko łużyc­kich.

Koron­nym argu­men­tem kry­ty­ków lechi­zmu jest fakt, że Gall Ano­nim (1118) i Mate­usz Cho­lewa (ok. 1166) nie wspo­mi­nali nic o Lechu, Lechi­tach i Lechii. Nie zna­czy to jed­nak, że o nich nie sły­szeli. Po pro­stu z róż­nych powo­dów mogli oni pomi­nąć te nazwy, uży­wa­jąc w zamian rów­no­waż­nych w ich cza­sach okre­śleń – Pola­nie i Polo­nia (Pola­nia). Gall wyraź­nie zresztą lek­ce­waży przed­chrze­ści­jań­skie dzieje Pol­ski. Nie można też wyklu­czyć cen­zor­skiej inge­ren­cji w tekst obu kro­ni­ka­rzy, co jest bar­dziej praw­do­po­dobne niż lechic­kie dopi­ski w innych zna­nych kro­ni­kach, jak to bez­par­do­nowo suge­ruje Małecki.

Gall, zwany przez nie­któ­rych Mar­ci­nem Gal­lu­sem16, pisze o Poloni (Pola­nach), Polo­nii (Pol­sce), języku lin­gua scla­vo­nica i Scla­vo­nii (Sła­wo­nii) jako cało­ści szczepu, któ­rego czę­ścią są miesz­kańcy naszego kraju. Opi­suje też, jak wcze­śniej wspo­mnia­łem, Leszka (Lestka): który czy­nami rycer­skimi dorów­nał ojcu w zacno­ści i odwa­dze. Wię­cej uwagi poświęca nato­miast histo­rii Pia­sta i jego potom­kom jako zało­ży­cie­lom wiel­kiej dyna­stii, z któ­rej mieli się wywo­dzić dobro­dzieje owego kro­ni­ka­rza. Samego Pia­sta ma on jed­nak za pro­stego rol­nika, który za życia nie peł­nił żad­nej god­no­ści, jedy­nie pomy­ślał, że jego syn zaszczy­cony pod­czas postrzy­żyn wizytą zna­mie­ni­tych wędrow­ców będzie być może kimś wiel­kim w przy­szło­ści.

Ten ano­ni­mowy kro­ni­karz, duchowny cudzo­zie­miec, pre­zen­to­wał ewan­ge­liczne podej­ście do histo­rii i dla­tego w legen­dzie o Pia­ście i jego tajem­ni­czych gościach dopa­try­wał się trzech króli (mędr­ców) lub anio­łów cudow­nie roz­mna­ża­ją­cych piwo i jadło. Dla­tego ostroż­nie pod­cho­dził on do cza­sów przed­chrze­ści­jań­skich i je celowo igno­ro­wał. Podobne motywy mogły towa­rzy­szyć i innym kro­ni­karzom, a dzieła tych dzie­jo­pi­sów, któ­rzy się pró­bo­wali wyła­mać z tego sche­matu i w miarę uczci­wie pre­zen­to­wać fakty histo­ryczne, jakie znali, cze­kały cen­zura i zakaz publi­ka­cji, co spo­tkało m.in. Dłu­go­sza. Być może Gall, jak go póź­niej umow­nie nazwano, użył imie­nia Pia­sta w rozu­mie­niu „pia­stuna”, czyli wycho­wawcy, rodzica przy­szłego księ­cia Zie­mo­wita. Zda­niem tego autora Piast bowiem sam nie spra­wo­wał ni­gdy żad­nej wła­dzy, pozo­sta­jąc pro­stym rol­ni­kiem. Dopiero póź­niejsi kro­ni­karze uczy­nili z niego księ­cia i pro­to­pla­stę nowej dyna­stii.

Co ważne, cezurą dyna­styczną nie jest tu przy­ję­cie chrztu, jak to nie­któ­rzy współ­cze­śni zwo­len­nicy lechi­zmu (zwa­nego też lechi­ty­zmem) przyj­mują, bo prze­cież ofi­cjal­nie dopiero Mieszko I się ochrzcił (choć nie­wy­klu­czone, że w obrządku sło­wiań­skim chrzest przy­jęli także inni wcze­śniejsi władcy), ale dopusz­cze­nie do rzą­dów osób spoza stanu szla­chec­kiego – lechic­kiego. Dla­tego pierwsi Pia­sto­wi­cze nie byli Lechi­tami w rozu­mie­niu moż­nych czy też potom­kami Lecha, a jedy­nie Lest­kami, czyli spry­cia­rzami z gminu, któ­rych za swój pomy­ślu­nek i zasługi dla ludu wynie­siono do god­no­ści ksią­żę­cej. Sta­jąc się jed­nak księ­ciem, taki Lestek jest jed­no­cze­śnie Lechem, Lechitą, kon­ty­nu­ato­rem dzieła pro­to­pla­sty rodu – Lecha I. Z cza­sem oba te poję­cia stały się syno­ni­miczne, choć wszyst­kich póź­niej­szych Lesz­ków Bia­łych, Czar­nych czy Mazo­wiec­kich zwano w ich cza­sach Lest­kami, a nie Lesz­kami (a tym bar­dziej Lechami), na któ­rych ich zamie­niono w wie­kach póź­niej­szych17.

Podobne poda­nie o ora­czu Prze­my­śle, czyli czło­wieku z gminu przej­mu­ją­cym rządy i powo­ła­nym na księ­cia, mamy zresztą także u Cze­chów. Być może obie te legendy doty­czące awansu spo­łecz­nego wybrańca mają pod­kre­ślać fakt, że Sło­wia­nie nie byli przy­wią­zani do wła­dzy monar­szej, ale demo­kra­cji wie­co­wej, czyli woli ludu, czuli się wolni od wła­dzy zwierzch­niej, a księ­cia obie­rali, mając na uwa­dze nie pocho­dze­nie, ale zasługi kon­kret­nego boha­tera czy też, jak to miało miej­sce w przy­padku Prze­my­sła Ora­cza, wska­za­nie bogów (wyroczni).

Warto zauwa­żyć, że o ile Krak (a według Galla Ano­nima także i Popiel II) nazwał jed­nego ze swych synów Lechem, zapewne na cześć pro­to­pla­sty Lechi­tów – Lecha I, choć był de facto tylko jego potom­kiem, czyli Lechi­czem – Lesz­kiem, to pia­stow­scy władcy nie ośmie­lili się już uży­wać takiego imie­nia, a jedy­nie tytu­ło­wali się mia­nem Lestek/Leszek. Mogło to także ozna­czać, że kon­ty­nu­owali oni lechicką tra­dy­cję wła­dzy, choć sami nie pocho­dzili z Lecho­wego rodu.

Jed­no­cze­śnie należy też zwró­cić uwagę, że nawet jeśli przyj­miemy, iż Lestek/Lestko jest tylko warian­tem imie­nia Leszek/Leszko (Lesco), to jed­nak nie jest ono rów­no­znaczne z nazwą oso­bową czy tytu­larną – Lech, a jedy­nie swego rodzaju nawią­za­niem do niej.

Gall podaje rów­nież ważną infor­ma­cję o tym, że Popiel został wygnany przez Zie­mo­wita z kraju wraz ze swymi synami, Popie­lem i Lechem. Nie infor­muje jed­nak, co się z nimi stało, ale mając na uwa­dze, że wypę­dzony władca był cał­kiem zaradny i pocho­dził z ksią­żę­cego rodu, można zało­żyć, iż mógł on objąć rządy wła­śnie w sąsied­nich Cze­chach, gdzie ze względu na pocho­dze­nie lub stan szla­checki nazy­wano go Lechem lub Bohe­mu­sem – boga­czem, moż­nym. Takoż i wygnani wraz z nim syno­wie Lech i Popiel młod­szy (Popiel III) mogli pano­wać w Bohe­mii albo nad innymi ludami sło­wiań­skimi, nie­wy­klu­czone, że w jakiejś kra­inie na Połu­dniu.

W poda­niu przy­to­czo­nym w póź­niej­szych kro­ni­kach Popiel zostaje zje­dzony przez myszy (zwane nota­bene gdzie­nie­gdzie pogan­kami18), co wyraź­nie wygląda na ludową wer­sję wyda­rzeń lub celowe zaciem­nie­nie dzie­jów rodu okrut­nego władcy, a nie fakty, jakie miały miej­sce w prze­ka­zie Gal­lusa.

Jak podają kro­ni­ka­rze, także Lech, poto­mek Kraka, za zabój­stwo brata został ska­zany na wygna­nie. Zgod­nie z prze­ka­zem Dali­mila nie­wy­klu­czone, że to wła­śnie ów wyrodny syn Kraka był wspo­mnia­nym przez tego cze­skiego kro­ni­ka­rza „Lechem, zwa­nym od tej pory Cze­chem”, będą­cym mężo­bójcą. Kosmas nazywa go nato­miast Bohe­mu­sem, czyli „bożym posłań­cem”, choć z ety­mo­lo­gicz­nego punktu widze­nia wyraz boh pier­wot­nie ozna­czał boga­cza. Jeśli jed­nak przyj­miemy, że lech to wła­śnie bogaty pan, możny, a cech to zabójca, od „cecho­wać” i „cia­chać”, to zaczyna nam wiele paso­wać w tej histo­rycz­nej ukła­dance. Podo­bień­stwa podań cze­skich o Kroku i pol­skich o Kraku też nie są tutaj bez zna­cze­nia.

Histo­ria Pola­ków (Chro­nica seu ori­gi­nale regum et prin­ci­pum Polo­niae, zwana też w skró­cie Chro­nica Polo­no­rum), spi­sana po łaci­nie mię­dzy rokiem 1190 a 1208 przez Win­cen­tego Kadłubka, nazy­wa­nego obec­nie przez nie­któ­rych „pierw­szym tur­bo­le­chitą”, podaje, iż w cza­sach sta­ro­żyt­nych na tere­nie Pol­ski żył wielki i dzielny lud Lechi­tów, który stwo­rzył ogromne pań­stwo. Lechici wal­czyli wów­czas z Dakami i poko­nali Gal­lów. Cel­to­wie zajęli wtedy Gre­cję, nato­miast Lechici stwo­rzyli impe­rium cią­gnące się od kraju Par­tów do Buł­ga­rii i Karyn­tii. W kolej­nych latach toczyli oni zwy­cię­skie boje z samym Alek­san­drem Mace­doń­skim, a póź­niej także z Juliu­szem Ceza­rem, który w obli­czu wojen­nych nie­po­wo­dzeń zmu­szony został do zawar­cia rozejmu, gwa­ran­to­wa­nego wyda­niem cesar­skiej sio­stry Julii za Lecha III.

Win­centy Kadłu­bek, rycina Jana Lig­bera, 1803 r.

Mistrz Win­centy zapi­sał lechic­kie nazwy w zla­ty­ni­zo­wa­nych for­mach: Lechi­tae (Lechici) i lechi­ti­cus (lechicki). W jego Kro­nice pol­skiej Lechia poja­wia się jako syno­ni­miczne okre­śle­nie Pol­ski. Nawet Kazi­mie­rza Spra­wie­dli­wego (1177 r.) nazywa on „władcą Lechii” (Sic igi­tur Casi­mi­rus fit monar­chus Lechiae)20. Kadłu­bek opi­suje ustrój Lechii jako Rzecz­po­spo­litą. Wyraź­nie jed­nak podaje, że Poloni seu Lechi­tae (Polacy to Lechici) i używa tych nazw wymien­nie.

Jed­no­cze­śnie wywo­dzi on Pola­ków od Wan­da­lów, któ­rzy mają być rów­no­ważną nazwą do Lechi­tów (Wan­da­lo­rum id est Polo­no­rum sive Lechi­ta­rum pro­ge­ni­tore)21. W kon­tek­ście rela­cji cze­skich można rozu­mieć to okre­śle­nie jed­nak raczej jako sta­tus szla­checki ani­żeli ter­min mówiący o etnicz­no­ści, nie­któ­rzy Czesi bowiem też byli Lechi­tami. Z dru­giej jed­nak strony szla­chec­two to potwier­dze­nie odpo­wied­niego rodo­wodu, czyli pocho­dze­nia z okre­ślo­nej grupy etnicz­nej – Ariów, Lechi­tów, Wan­da­lów czy Sar­ma­tów, jak­by­śmy ich zwali.

Wan­da­lo­wie według Mistrza Win­cen­tego mają zawdzię­czać swą nazwę Wan­dzie, swej kró­lo­wej, od któ­rej imie­nia nazwano też Wisłę – Wan­da­lu­sem22.

Kadłu­bek podaje jako źró­dło zna­nych mu 200 listów mię­dzy Alek­san­drem Wiel­kim a Ary­sto­te­le­sem, jego men­to­rem. To z tych listów nasz kro­ni­karz naj­praw­do­po­dob­niej zaczerp­nął nazwę Lechi­tów w for­mie Lechi­tae, a cyto­wał je obszer­niej Dzierzwa.

W jed­nym z listów Alek­san­der donosi o zwy­cię­stwie nad Lechi­tami i zdo­by­ciu mia­sta Caran­tas (Kra­ków):

Ne de nostro statu te sol­li­ci­tum dubia suspen­dat haesi­ta­tio, nove­ris, nos apud Lechi­tas amplis­sime pro­spe­rari. Est enim urbs famosa Lechi­ta­rum. semp­ten­trio­nali Pan­no­niae lateri con­junc­tis­sima, quam Caran­tas dicunt, plus arie quam situ muni­tis­sima: de hac et de con­ti­guis pro voto trium­pha­vi­mus.

Nie wie­dzieć czemu, Caran­tas (jak Karan­ta­nia, Karyn­tia) w tłu­ma­cze­niu na pol­ski brzmi tu Carau­cas:

Wiedz, że dosko­nale powo­dzi się nam u Lechi­tów. Jest zaś sławne mia­sto Lechi­tów, bar­dzo bli­sko pół­noc­nych stron Pano­nii, które nazy­wają Carau­cas, raczej ludne niż bogate, dobrze zabez­pie­czone, raczej dzięki sztuce niż poło­że­niu; nad tym mia­stem i nad sąsied­nimi trium­fo­wa­li­śmy zgod­nie z życze­niem23.

Na co Ary­sto­te­les odpi­suje mu tak:

Fama est, de Caran­tis Lechi­ta­rum te cum tuis trium­phasse. Sed bujus trium­phi glo­ria uti­nam tuis titu­lis nunquam acces­sis­set! Ex quo enim tri­bu­tum igno­mi­niae tuis infu­sum est inte­sti­nis: ex quo Lechi­ti­cos exper­tus es argy­ra­spi­das: ruti­lan­tia tui sotis apud mul­tos defer­buit, immo impe­rii tui dia­dema visun est nutasse.

W pol­skim tłu­ma­cze­niu to zna­czy:

Sły­chać żeś z woy­skiem swoim Caran­thas Lechi­tów zawo­jo­wał: lecz bodayby była sława tako­wego try­umfu ni­gdy do two­ich zaszczy­tów nie przy­by­wała! Albo­wiem odtąd iak ochydna danina we wnętrz­no­ści posłów Two­ich wsy­paną została i Lechi­tów prze­bra­nych za Puklerz­ni­ków doświad­czy­łeś, blask iasno­ści Two­iey u wielu w mnie­ma­niu przy­ćmiony został, a nawet korona na gło­wie Two­iey wstrzę­sła się24.

August Bie­low­ski wyli­cza, że w róż­nych odpi­sach Kro­niki pol­skiej Kadłubka wystę­pują nastę­pu­jące nazwy mia­sta zdo­by­tego przez Alek­san­dra: Caran­tasi, Caran­tes, Gra­co­vien­sem (tylko dopi­sek), Caran­cas, Carau­cas, Caren­thes, Caren­tas, Caran­tis, Caran­cis, Carau­cis, Caren­tis, Cho­ren­tio­rum, Corin­thuss, Cho­rin­tus. Z czego wyraź­nie widać, że cho­dzi tu o Karen­cję (Karan­ta­nię, Karyn­tię), któ­rej nazwa może się wywo­dzić od okre­śle­nia „car Antów”25. Raz tylko w jed­nym z ręko­pi­sów podano formę Carau­cas26, a w innym dopi­sek Gra­co­vien­sem, zapewne jako błędne iden­ty­fi­ka­cje kopi­stów tego mia­sta z Kra­ko­wem.

W dal­szej czę­ści tek­stu już jest zresztą wyraź­nie podana nazwa Corin­thio­rum i Corin­thus:

Nam etsi laces­si­tus, non adeo tamen laesus fuit Ale­xan­der Corin­thio­rum iniu­ria; cui dum aliae civi­ta­tes appe­ri­rent adi­tum, prima Corin­thus clau­sit uria ab eo por­tas.

Bie­low­ski zauważa co prawda, że wła­ści­wie w tym frag­men­cie aku­rat w naj­star­szym odpi­sie było Tyrio­rum, a nie Corin­thio­rum oraz Tyrus zamiast Corin­thus, co można zna­leźć u Pseudo-Kali­ste­nesa i jego tłu­ma­cza Juliusa Vale­riusa27. Warto przy­po­mnieć, że Tyr­re­nami (Τυῤῥηνοί – Turrhēnoi) Grecy nazy­wali… Etru­sków, co może nam wska­zy­wać, jakie było pocho­dze­nie Karyn­tian. Być może ta wie­dza była znana w cza­sach spo­rzą­dza­nia odpi­sów Kro­niki pol­skiej Mistrza Win­cen­tego i dla­tego doko­nano zmian mają­cych na celu ujed­no­znacz­nie­nie rozu­mie­nia tych nazw. Nie­wy­klu­czone też, że Tyrus było wcze­śniej­szą nazwą dla Corin­thus, jak i Tyrio­rum dla Corin­thio­rum. A zatem wcze­śniej Karyn­tia mogła się nazy­wać Tyr­rią lub Tyr­re­nią jako nawią­za­nie do grec­kiej nazwy Etru­rii – Tyr­r­he­nii.

W póź­niej­szej Kro­nice pol­sko-węgier­skiej z 1222 r. jest mowa wła­śnie o Karan­ta­nii, skąd bra­cia mieli udać się na pół­noc, zatem mia­sto Caran­tas nie­ko­niecz­nie musi więc ozna­czać Kra­ków. Karan­ta­nia była według histo­ry­ków jed­nym z pierw­szych państw sło­wiań­skich, zało­żo­nym już w VII w. przez osia­dłe na tere­nach dzi­siej­szej Austrii i Sło­we­nii ple­mię Karan­tan. Póź­niej zie­mie te zwano Karyn­tią. Caran­tas może zatem być Krn­skim Gra­dem (Karn­bur­giem – Caro­gro­dem), gdzie znaj­do­wał się ksią­żęcy kamień (sto­lec), na któ­rym intro­ni­zo­wano wybra­nego władcę, rzą­dzą­cego wraz z grupą moż­nych pocho­dzą­cych ze star­szy­zny ple­mien­nej28. Może to ozna­czać, że Alek­san­der nie zdo­był i nie znisz­czył Kra­kowa, ale histo­ryczną sto­licę Karan­ta­nii. Kon­ty­nu­ację nazew­ni­czą Karen­cji-Karyn­tii znaj­du­jemy na Rugii, któ­rej mia­stem sto­łecz­nym była wła­śnie Karen­tia29, zwana też Cho­rętą (niem. Karentz, Keren­tia lub Cha­renza), co z kolei daje nam prze­słankę, by doszu­ki­wać się tu związ­ków Ranów z Karyn­tia­nami, tak jak Reda­rów (Reta­rów) i ich świą­tyni w Retrze (Rata­rze) z Retami z Retii30.

Mia­sto Caran­tas mogło po sło­wiań­sku nazy­wać się Caro­dom31 (dom, czyli sie­dziba cara – władcy, tj. po pro­stu „sto­lica” – mia­sto ze stol­cem, z tro­nem), co znaj­du­jemy w antycz­nych prze­ka­zach i na mapach. Moż­liwe, że Kra­ków był nową32 sto­licą Karyn­tian migru­ją­cych z połu­dnia nad Wisłę, a Crac (Krak), czy­tane od pra­wej do lewej to Carc (Kark), czyli Car [C] 33. Stąd mogą się wywo­dzić nazwy: Krak, Krok, Kar­ko­no­sze, Krk, Krka itd. Jeśli przyj­miemy, że okre­śle­nie car może z kolei pocho­dzić od char (góra), czyli ten, który jest na górze (naczel­nik, władca), to odpo­wied­ni­kiem nazwy Caro­dom będzie m.in. Cho­ręta (*chora – góra).

K+rac nato­miast można rozu­mieć jako „od rac” (k- to przed­ro­stek ozna­cza­jący „od/do”, a *raci – mówić, ryczeć, rzec), czyli „od mowy, słowa”. Kra­ka­nie to bowiem coś podob­nego do mowy. Nie tylko Sło­wia­nie wie­rzyli, że język, słowa i wszelka wie­dza pocho­dzą od bogów, stąd ści­słe związki nazew­ni­cze mię­dzy sło­wami zwią­za­nymi z mową i bosko­ścią, szczę­ściem, bogac­twem, bło­go­sła­wień­stwem, jak np. god – bóg (ale to także i rok jako boski cykl życia), godzić (darzyć, obda­rzać, stąd i gody) i godać (gadać, mówić). Warto tutaj także zauwa­żyć, że Recja (Retia), skąd wywo­dzą się Win­de­lici (Wendo-Lechici), to Rzecz[pospo­lita] – Rze­sza (rzec > rzecz, czyli coś wypo­wie­dzia­nego, kon­kret­nego, speł­nio­nego, jak u chrze­ści­jan „a słowo cia­łem się stało”, czy jak to mówił Sta­ni­sław Szu­kal­ski, „słowo rodzi rzecz”34). Recja­nie (Retia­nie) to zatem ci, któ­rzy mówią, czyli Sło­wia­nie. To ich odłam po migra­cji na pół­noc pod wpły­wem eks­pan­sji Rzy­mian zało­żył naj­praw­do­po­dob­niej Retrę (od *ret – rzecz, miej­sce i *Ra – słońce), przez co obwo­łali się Reta­rami. Od pra­sło­wiań­skiego pier­wiastka *raci, reci pocho­dzi też wyraz „rycerz”, ale i łac. rex – król.

Mimo wszystko nawet hiper­kry­tyczny Antoni Małecki nie posą­dza Kadłubka, zasłu­żo­nego i oczy­ta­nego, a nawet bło­go­sła­wio­nego biskupa eru­dytę o celowe zmy­śla­nie, jak to robią nie­od­po­wie­dzialni współ­cze­śni histo­rycy, a jedy­nie suge­ruje, że dał się on zwieść pozo­sta­ją­cym w obiegu histo­rio­gra­ficz­nym mię­dzy IV a IX w. róż­nym tego typu listom (tzw. alek­san­dryj­skim) o wąt­pli­wym pocho­dze­niu35.

Na listy Alek­san­dra powo­ły­wał się jed­nak rów­nież m.in. uzna­wany i sza­no­wany kro­ni­karz nie­miecki Adam z Bremy. Dowo­dem, że takowe listy ist­niały, jest zacho­wa­nie odpi­sów kilku z nich jesz­cze w XIX w. w kra­kow­skiej biblio­tece uni­wer­sy­tec­kiej36. Po kwe­ren­dzie Anto­niego Małec­kiego oka­zało się jed­nak, że nie doty­czą one opi­sy­wa­nych przez Kadłubka spraw. Nie zna­czy to tym samym, że inne, znane Mistrzowi Win­cen­temu, na które się powo­ły­wał w przy­pi­sach do swej Kro­niki pol­skiej, nie ist­niały.

Tenże Małecki zresztą wydaje się wręcz brać po czę­ści Kadłubka w obronę, pisząc: „Lechami” (po łac. Lechi lub też Lecho­nes) ni­gdy on nie nazywa Pola­ków. Przy­miot­nika „lechi­tus” nie zna. Posłu­guje się tylko formą „Lechi­tae” i przy­miot­ni­kiem z niej uro­bio­nym „lechi­ti­cus” (lechicki). A widzi w nich jak naj­wa­row­niej to samo co „Poloni” i „polo­ni­cus”. Co spra­wia, że go za dal­sze zbo­cze­nia, z jakiemi się we dwa wieki póź­niej spo­tkamy, nie można czy­nić odpo­wie­dzial­nym37.

Nie­stety ogólne wnio­sko­wa­nie i logika dowo­dze­nia Małec­kiego są zała­mu­jące, gdyż twier­dzi on np., że w kilku innych kro­ni­kach nie ma mowy o Lechii i Lechi­tach, co ma być według niego dowo­dem na wymy­śle­nie takich pojęć, a te kro­niki, w któ­rych co prawda wspo­mi­nani są Lechici, mają być tylko kom­pi­la­cją dzieła Kadłubka, a nie jego potwier­dze­niem. Czyli zgod­nie z tak pokrętną logiką możemy sobie wziąć jeden doku­ment piszący przy­kła­dowo o Ger­ma­nach i dys­ku­to­wać, czy jego autor nie zmy­ślił tej histo­rii i takiej nazwy. Tacy auto­rzy jak Małecki mogą przy­jąć, że to jed­nak wymysł i wszyst­kich kolej­nych auto­rów piszą­cych o Ger­ma­nach oskarżą o zrzy­na­nie z tego pierw­szego. Pro­ste? A jak ktoś nie pisał o Ger­ma­nach, to uznają ten fakt za koronny dowód ich nie­ist­nie­nia. To przy­kład pracy histo­ryka na „naj­wyż­szym” pozio­mie… pro­pa­gan­do­wym. Cze­góż można jed­nak ocze­ki­wać od kry­tyka, który przy­ta­cza opi­nię nie­miec­kiego autora o baja­niach Kadłubka o Lestku i Lechi­tach (Ropell, Geschichte Polens), mając ją za bar­dziej mia­ro­dajną niż zda­nie Joachima Lele­wela czy Wacława Alek­san­dra Macie­jow­skiego w tej kwe­stii.

Do poglą­dów Anto­niego Małec­kiego, na któ­rym m.in. opiera się w dużym stop­niu współ­cze­sna anty­le­chicka nar­ra­cja histo­ry­ków, jesz­cze tu wró­cimy. Kon­ty­nu­ujmy jed­nak nasz prze­gląd tego, co o Lechu, Lechi­tach i Lechii pisali inni auto­rzy.

Kosmas z Pragi w swo­jej Kro­nice cze­skiej38 z XII w. (powsta­łej mię­dzy 1119 a 1125 r.) wspo­mi­nał tylko o Bohe­mu­sie jako pra­ojcu Cze­chów, któ­rego inni dzie­jo­pi­sa­rze utoż­sa­miają z mitycz­nym Cze­chem. Znane są jed­nak anty­pol­skie uprze­dze­nia tego autora, więc celowo mógł on pomi­nąć Lecha i zawłasz­czyć także legendę o Kroku (Kraku), którą mógł przy­nieść do Czech jego ojciec upro­wa­dzony z Gie­cza przez Brze­ty­sława I39.

Gwoli ści­sło­ści należy stwier­dzić, że legendę o trzech bra­ciach po raz pierw­szy przy­ta­cza po łaci­nie tzw. Kro­nika pol­sko-węgier­ska, dato­wana na rok 1222. Opi­sano w niej podróż trzech sło­wiań­skich ksią­żąt: Cze­cha, Lecha i Rusa, uda­ją­cych się na pół­noc z tere­nów daw­nej Chor­wa­cji (dokład­nie z Karan­ta­nii), gdzie zało­żyli Pań­stwo Wiel­ko­mo­raw­skie, z któ­rego póź­niej wyod­ręb­niły się: Cze­chy, Pol­ska oraz Ruś40. Autor kro­niki – moż­liwe, że Węgier – wyja­śnia także nazwę Len­gyel, ozna­cza­jącą Polaka, łącząc ją z węgier­skim wyra­zem legeny – towa­rzysz, wojak (podob­nie zresztą jak tłu­ma­czone jest nor­dyc­kie lag/lah).

Strona tytu­łowa XIX-wiecz­nego wyda­nia Kro­niki Lechi­tów i Pola­ków, napi­sa­nej przez Godzi­sława Baszko (lub Bogu­chwała), zwa­nej przez histo­ry­ków, nie wie­dzieć czemu, Kro­niką wiel­ko­pol­ską

Dużo infor­ma­cji o Lechi­tach i ich pocho­dze­niu znaj­duje się w nie­po­praw­nie tytu­ło­wa­nej kro­nice autor­stwa Godzi­sława Baszko i/lub Bogu­fała (Bogu­chwała) zwa­nej wiel­ko­pol­ską. Ta pokrętna nazwa powstała zapewne, by umniej­szyć jej zna­cze­nie, zro­bić z niej jakieś regio­nalne źró­dło i zataić ory­gi­nalny tytuł Kro­nika Lechi­tów i Pola­ków41. Chyba że to nowe nazwa­nie odczy­tamy jako Kro­nika Wiel­kiej Pol­ski.

Zgod­nie z rela­cją autora tej kro­niki, spi­sa­nej w 1273 r., potom­ko­wie Jafeta, syna Noego, mieli osie­dlić się w Pano­nii, a z tych Panoń­czy­ków pocho­dzili trzej bra­cia, syno­wie Pana, władcy Panoń­czy­ków, z któ­rych pier­wo­rodny miał na imię Lech, drugi Rus, a trzeci Czech. I ci trzej, docze­kaw­szy się potom­stwa, posia­dali trzy kró­le­stwa: Lechi­tów, Rusi­nów, Cze­chów42.

Bogu­fał/Baszko podaje, że w sta­ro­żyt­nych księ­gach zapi­sano, iż: Pano­nia jest Matką i gniaz­dem wszyst­kich Sło­wiań­skich Naro­dów. Tłu­ma­czy też pocho­dze­nie tej nazwy: Pan, wyraz grecki, prze­tłu­ma­czony na sło­wiań­ski ozna­cza samo­dzierżcę. Pan jakoby moż­no­władca i król, albo­wiem wszyst­kich moż­nych panami nazy­wają, a dowód­ców woj­ska woje­wo­dami. Pan, czyli Lech, gdyż w san­skry­cie Lech ozna­cza tyle co: pan, władca, król, pasterz czy bóg.

Inni przyj­mują, że nazwa Pano­nii, mitycz­nej kolebki Lecha, wzięła się od grec­kiego boga Pana, wywo­dzą­cego się z Arka­dii, opie­kuna lasów, pól i dzi­kiej przy­rody, strze­gą­cego paste­rzy oraz ich trzody.

W swoim Słow­niku Kem­piń­ski pisał, że Lech w mito­lo­gii zachod­nio­sło­wiań­skiej i pol­skiej to syn Pana, brat Cze­cha i Rusa, epo­ni­miczny heros Lechi­tów-Pola­ków43. Moż­liwe, że grzecz­no­ściowy zwrot „pan” uży­wany do dzi­siaj w Pol­sce pocho­dzi wła­śnie z tra­dy­cji koja­rze­nia Lechi­tów z tym bogiem. Nasi „uczeni” oczy­wi­ście potra­fią drwić z takich tez, ale nie umieją ina­czej tego wyja­śnić. Coś za dużo tych zbież­no­ści, podo­bieństw zna­cze­nio­wych, odnie­sień. Ofi­cjal­nie to wszystko to jed­nak wymy­sły, bajki i pseu­do­nauka.

O Pano­nię toczono nie­ustanne wojny. W sta­ro­żyt­no­ści zamiesz­ki­wały ją ple­miona tracko-dac­kie i ili­ryj­skie, które są przez nie­któ­rych bada­czy, zwłasz­cza spoza głów­nego nurtu, uzna­wane za ludy pro­to­sło­wiań­skie. Mię­dzy III a IV w. została ona pod­bita przez Hunów, któ­rzy jed­nak nawią­zali ze Sło­wia­nami sojusz, by wraz z nimi pod­bi­jać inne ludy i tereny (Ger­ma­nię, Rzym, Gotów). Panoń­scy Sło­wia­nie stwo­rzyli tam w 840 r. nawet wła­sne Księ­stwo Błat­neń­skie, nie­stety znisz­czone w wyniku najazdu Węgrów w 901 r., któ­rzy opa­no­wali tę kra­inę. Pol­skie poda­nia o sie­dzi­bach Sło­wian w Pano­nii czy Karan­ta­nii (Karyn­tii) są zresztą zgodne z rela­cją Nestora o przy­by­ciu Sło­wian i ich władcy Lecha znad Dunaju.

W innym miej­scu autor Kro­niki Lechi­tów i Pola­ków dodaje, że bra­cia mówiący tym samym języ­kiem brali swój począ­tek z mowy jed­nego ojca Sława, stąd Sła­wia­nie. Wyja­śnia on rów­nież pocho­dze­nie nazwy Lechi­tów: Jako Sorabi od Sarba, czyli Sor­bana, a Judaei od Judy – tak Lechici od Lecha posia­dają to miano (Monu­menta Polo­niae Histo­rica, t. II, s. 470). Małecki oczy­wi­ście uważa ten tekst za póź­niej­szy dopi­sek nie­zna­nego autora, powo­łu­jąc się przy tym na Gela­siusa Dobnera, który stwier­dził, że w Kodek­sie hodie­jow­skim (dzi­siaj zagi­nio­nym, będą­cym co prawda także kopią, ale spi­saną w XIV w., czyli wcze­śniej niż inne zacho­wane, pocho­dzące z wieku XV) tego zda­nia nie było. Oczy­wi­ście te spe­ku­la­cje Małec­kiego, które mają potwier­dzić zało­żoną tezę, nie uwzględ­niają nawet moż­li­wo­ści, że to wła­śnie w tym kodek­sie ktoś mógł mani­pu­lo­wać tek­stem przy prze­pi­sy­wa­niu i wyrzu­cać różne zda­nia, w tym to, o któ­rym mowa. Nie mamy prze­cież pew­no­ści, że póź­niej­sze kopie powsta­wały na bazie tego kodeksu, a nie innych kopii, a może i ory­gi­nału. Małecki jak na mani­pu­la­tora, a nie histo­ryka przy­stało zakłada i podaje czy­tel­ni­kom tylko jedną moż­li­wość, czyli fał­szer­stwo lechi­stów, dopi­su­ją­cych, gdzie się da, wzmianki o Lechu i Lechi­tach. Jest to nie tyle dziwne, ile wręcz śmieszne i chyba nie warto poświę­cać temu więk­szej uwagi.

O wędrówce Lecha Bogu­fał/Baszko pisał tak: Gdy zaś [Lech] ze swoim potom­stwem wędro­wał przez roz­le­głe lasy, gdzie teraz ist­nieje kró­le­stwo pol­skie, przy­byw­szy wresz­cie do pew­nego uro­czego miej­sca, gdzie były bar­dzo żyzne pola, wielka obfi­tość ryb i dzi­kiego zwie­rza, tamże roz­bił swe namioty. A pra­gnąc tam zbu­do­wać pierw­sze miesz­ka­nie, aby zapew­nić schro­nie­nie sobie i swoim rzekł: „Zbu­dujmy gniazdo”! Stąd i owa miej­sco­wość aż do dzi­siaj zwie się Gnie­zno, to jest „budo­wa­nie gniazda”44.

Lech, Czech i Rus, rys. Walery Eljasz Radzi­kow­ski

Bogu­fał/Baszko opi­su­jąc Lecha, nie czyni go księ­ciem czy władcą, ale raczej fun­da­to­rem pierw­szych oppi­diów (ufor­ty­fi­ko­wa­nych osad) Lechi­tów. Cha­rak­te­ry­zuje on ówcze­sny ustrój rzą­dów jako repu­blikę opartą na demo­kra­cji wie­co­wej i star­szyź­nie sądo­wej, roz­są­dza­ją­cej spory.

W tejże kro­nice czy­tamy też: za cza­sów króla Assu­era, gdy Gal­lo­wie roz­ma­ite pań­stwa i kró­le­stwa najeż­dżali, naje­chane zabie­rali, Lechi­to­wie, jakoby syno­wie jed­nego ojca, nie mie­wali kró­lów ani ksią­żąt, wybie­rali tylko spo­mię­dzy sie­bie dwu­na­stu roz­strop­niej­szych i moż­niej­szych mężów, któ­rzy spory mię­dzy nimi sądzili i rzecz pospo­litą spra­wo­wali, nie wyma­ga­jąc od nikogo żad­nej ponie­wol­nej daniny ani posługi. O takich rzą­dach, szcze­gól­nie u Polan, dono­szą rów­nież Nestor i Kosmas.

I dalej Bogu­fał/Baszko powiada: Oba­wia­jąc się Lechici napa­ści Gal­lów, obrali jed­no­myśl­nie woje­wodą, a wła­ści­wie wodzem woj­ska (bo wódz woj­ska nazywa się w pol­skim języku woje­woda) pew­nego naj­wa­lecz­niej­szego męża zwa­nego Krak […]. O dwu­na­stu woje­wo­dach sło­wiań­skich można prze­czy­tać m.in. w innych kro­ni­kach pol­skich, ale też i duń­skich.

Zapi­sał on też: Qui Mesco cum tota gente Lechi­ta­rum seu polo­nica (Mieszko miał pocho­dze­nie lechic­kie, czyli pol­skie). Nawet opi­su­jąc póź­niej­sze lata, Bogu­fał/Baszko używa nazwy Lechi­tów jako syno­nimu Pola­ków, przy­kła­dowo Kazi­mie­rza I Odno­wi­ciela zwie „kró­lem Pola­ków, czyli Lechi­tów”.

W roku 1730 szlach­cic ślą­ski Fry­de­ryk Wil­helm Som­mers­berg wydał drugi tom zbioru Sile­sia­ca­rum rerum scrip­to­res, gdzie zna­la­zła się także Kro­nika Bogu­fała z infor­ma­cją o kon­ty­nu­acji jej przez Baszkę (Bogu­phali II epi­scopi posna­nien­sis Ghro­ni­con Polo­nise, cum con­ti­nu­atione Basz­ko­nis custo­dis posna­nien­sis). Bogu­fał/Baszko pro­wa­dzi tam roz­wa­ża­nia na temat przy­czyn, dla któ­rych Piast – następca Popiela – nie pocho­dził z rodu Lechi­tów, choć Antoni Małecki uznaje to za błąd edy­tor­ski Som­mers­berga i jego powie­la­czy z cza­sów póź­niej­szych. W wyda­niu Som­mers­berga zapi­sano to po łaci­nie tak: Decre­ve­runt ita­que ali­quem infi­mae et modi­cae cogna­tio­nis eli­gere, quam inge­nuum, tamen non ex Lechi­ta­rum pro­pa­gine pro­cre­atum, co miało ozna­czać, że Piast był wol­nym czło­wie­kiem, ale nie z rodu Lechi­tów.

Małecki obwi­nia za to prze­ina­cze­nie pier­wot­nego tek­stu, w któ­rym niczego takiego miało nie być, nie­ja­kiego Mar­cina Hanc­kego, pro­fe­sora histo­rii, wymowy i filo­zo­fii przy wro­cław­skim Gym­na­sium Eli­sa­be­tha­num, rów­nież biblio­te­ka­rza, który posia­dał ręko­pis wro­cław­skiego kodeksu tej kro­niki. Ten nie­miecki pro­pa­gan­dy­sta sta­rał się wyka­zać, że Śląsk od zawsze był ger­mań­ski, a prze­stał nim być, kiedy naje­chał go „żywioł pol­ski, czyli lechicki”45. Hancke suge­ro­wał, że następca Popiela musiał być rodo­wi­tym Niem­cem – Ślą­za­kiem, powo­łu­jąc się przy tym na „kro­nikę sta­ro­żytną nie­wia­do­mego autora Polaka” (będącą w posia­da­niu biblio­teki wro­cław­skiej), w któ­rej naj­praw­do­po­dob­niej wła­sno­ręcz­nie doko­nał „drob­nej poprawki sty­li­stycz­nej”, wyskro­bu­jąc et i wsta­wia­jąc non. Kil­ka­na­ście lat póź­niej ten wła­śnie egzem­plarz miał tra­fić w ręce ślą­skiego szlach­cica Som­mers­berga za sprawą pastora God­frieda Hanc­kego, syna i spad­ko­biercy Mar­cina, któ­rego był wła­sno­ścią46.

To cenna uwaga Anto­niego Małec­kiego, zna­nego co prawda z małost­ko­wo­ści, emo­cjo­nal­nej postawy nie­god­nej histo­ryka i wielu kry­tycz­nych poglą­dów wysu­wa­nych wobec histo­rii Pol­ski, m.in. pod­wa­ża­ją­cych auten­tycz­ność idoli pril­wic­kich i kamieni miko­rzyń­skich tylko ze względu na per­so­nalne spory z Kazi­mie­rzem Szul­cem, będą­cym prze­wod­ni­czą­cym komi­sji w tej spra­wie. W tym jed­nak przy­padku poka­zuje nam mniej czy bar­dziej świa­do­mie celowe dzia­ła­nie nie­miec­kich kom­bi­na­to­rów, pró­bu­ją­cych prze­ina­czać naszą histo­rię. W daw­niej­szych odpi­sach tej kro­niki kilka razy zamiast non jest et, co ozna­czało, że Piast musiał być z rodu Lechi­tów, czyli w rozu­mie­niu tego kro­ni­ka­rza – Pola­ków. Jed­nak kolejni histo­rycy, tacy jak np. Adam Naru­sze­wicz, zosta­wili non, opie­ra­jąc się na wer­sji z wyda­nia Som­mers­berga, co zda­niem Małec­kiego, od 1730 r. dało począ­tek poszu­ki­wa­niom rodo­wodu Lechi­tów, skoro nie byli rdzen­nymi Pola­kami sensu stricto. Ta suge­stia jest nie­stety nacią­gana, gdyż już dużo wcze­śniej wywo­dzono prze­cież Lechi­tów od Sar­ma­tów lub koja­rzono ich z Wan­da­lami.

Rów­nież Jędrzej Mora­czew­ski pisał kry­tycz­nie (w cza­sie zabo­rów – XIX w.) o tym, że: W Bogu­fale napo­tyka się wzmiankę o Lechu na wstę­pie, ale ta póź­niej w tekst wcią­gnięta, jak udo­wod­nił Schlözer, który za cza­sów Sta­ni­sława Augu­sta pisał roz­prawę nad bajką o Lechu47.

Tenże August Ludwig Schlözer (uczeń Ger­harda Frie­dri­cha Müllera, twórcy nor­mań­skiej teo­rii pocho­dze­nia Rusów) w swoim Wywo­dzie histo­ryczno-kry­tycz­nym o Lechu zwra­cał uwagę, że wielu kro­ni­ka­rzy nie wspo­mi­nało nic o Lechu i Lechi­tach, jak Gall Ano­nim, Kosmas, Hel­mold, Saxo Gra­ma­tyk, a w Ręko­pi­sie hodie­wic­kim kro­niki Bogu­fała nie ma wzmianki o trzech bra­ciach, co uznaje za dowód, że w póź­niej­szym wyda­niu tej pracy opu­bli­ko­wa­nym przez Som­mers­berga musiał ktoś dopi­sać ten aka­pit, o co posą­dza kano­nika Baszkę, kon­ty­nu­atora dzieła Bogu­fała.

W kro­nice Dali­mila z XIV w. (1314) jest zapis dobrze znany w naszej histo­rio­gra­fii, że: w Chor­wa­tach był lech, któ­remu imię było Czech, co może wska­zy­wać, iż słowo lech ozna­czało nie tylko imię wła­sne, potwier­dzone w cza­sach póź­niej­szych, ale także sta­tus szlach­cica, pana. Warto zauwa­żyć, że Dali­mil ma jed­nak tu na myśli Chro­ba­cję zakar­packą, obej­mu­jącą obszar od Odry aż do Dnie­pru. Gdy ją pod­bił Bole­sław I Wielki, zaczął być nazy­wany od jej nazwy Chro­brym49 (zdo­bywcą Chro­ba­cji), na podo­bień­stwo przy­dom­ków rzym­skich cesa­rzy Ger­ma­ni­cusa (zwy­cięzcy Ger­ma­nów) czy Gal­lusa (pogromcy Galów). Warto zwró­cić tu także uwagę, że ten cze­ski kro­ni­karz opi­suje tylko dwóch braci: Lecha i Cze­cha.

Według XIX-wiecz­nego bada­cza cze­skiego Pawła Sza­fa­rzyka słowo lech pocho­dzi od daw­niej­szego rze­czow­nika lecha – więk­sza wła­sność ziem­ska, czyli lech to ina­czej zie­mia­nin, obszar­nik. Małecki kry­tycz­nie uznaje, że Přibík Pul­kava zro­bił potem z tego okre­śle­nia samo­dzielną postać, brata Cze­cha, a w cza­sach póź­niej­szych dodano jesz­cze Rusa, co jest oczy­wi­ście kolejną spe­ku­la­cją tego arcy­kry­tycz­nego autora, nie­po­partą żad­nymi fak­tami ani dowo­dami.

Nato­miast wspo­mi­nany przeze mnie kry­tyk, Jędrzej Mora­czew­ski50, pisał z kolei na pod­sta­wie rela­cji Dali­mila, że: Lech miało pod­ów­czas zna­czyć ryce­rza czy mło­dziana. Przy­ta­cza też dokład­nie słowa Dali­mila:

W Srb­skiey iazyku gest zie­mie

Giez Char­wati gest gmie

W te ziemi bie­sje Lech

Jemu gmie Czech

Ten mužoboystwa se doczy­nie

Pro nyeź swu zemi pro­wi­nie

Ten Czech gmiel bra­tow sjest.

Co po pol­sku nie­do­kład­nie tłu­ma­czy:

W serb­skim naro­dzie jest zie­mia,

Która się Chor­wa­cyą zowie,

W tej ziemi był mło­dzian,

Któ­remu imię Czech;

Ten mężo­bój­stwo popeł­nił

I dla­tego swą zie­mię opu­ścił.

Nie wia­domo, czemu pomi­nął w tłu­ma­cze­niu ostatni wiersz, który można prze­tłu­ma­czyć jako: Ten Czech miał sze­ściu braci. W przy­to­czo­nym frag­men­cie bra­kuje też wier­sza o mocy i chwale, który dopeł­nia rymem całość cyto­wa­nego frag­mentu.

Dostrze­gamy tu po pierw­sze spore roz­bież­no­ści w spo­so­bie cyto­wa­nia tego frag­mentu u naszych histo­ry­ków. Tutaj wyraź­nie widać, że słowo Lech jest pisane wielką literą, więc nie może być jakimś potocz­nym wyra­zem w stylu mło­dzian czy rycerz, jak stara się prze­ko­ny­wać nas Mora­czew­ski, ale jest to imię wła­sne lub zaszczytny tytuł, jak: Jego wyso­kość, wać­pan (skrót od: Wasza miłość pan) czy jej­mość (skrót od: Jego miłość).

Po dru­gie, jakoś nikt nie zauważa, że jest tu mowa o mężo­bój­stwie, więc, jak już nad­mie­nia­łem, może cho­dzić o Lecha, syna Kraka seniora, który zgod­nie z legendą znaną z pol­skich kro­nik zabił swego brata Kraka juniora, za co został wygnany i mógł wła­śnie tra­fić do Czech, gdzie objął rządy pod nowym imie­niem Cze­cha czy Bohe­musa.

Tu wypa­da­łoby zasta­no­wić się nad ety­mo­lo­gią nazwy Czech, która w kon­tek­ście tego zapisu może wska­zy­wać, co już suge­ro­wa­łem, iż należy pod nią rozu­mieć cie­cha – zabójcę, bo cia­chać zna­czy prze­cież zabi­jać. Zatem książę Lech o przy­domku czech (ciech) – zabójca, poja­wił się w Bohe­mii, którą wziął w swoje wła­da­nie. Wiem, że tak wytłu­ma­czone pocho­dze­nie etno­nimu Cze­chów nie przy­pad­nie im zbyt­nio do gustu, ale to by wyja­śniało takie a nie inne zapi­ski kro­ni­kar­skie, w tym także zmianę nazwy z Bohe­mii na Cze­chy, zwłasz­cza mając na uwa­dze, że ter­min Lech ozna­czał Pana, księ­cia, namiest­nika Boga – Boha. Dla­tego nazwa Bohe­mia jest zna­cze­niowo odpo­wied­ni­kiem Lechii, a Cze­chy to nie­stety kra­ina zamiesz­kana przez potom­ków Lecha-cie­cha (mężo­bójcy) – Cie­chów (Cze­chów)51.

Po trze­cie, tenże Czech miał według Dali­mila sze­ściu braci, co może ozna­czać rów­nie dobrze uro­dzo­nych lub zamoż­nych, wier­nych mu towa­rzy­szy, z któ­rymi udał się na bani­cję. Moż­liwe też, że wraz z nimi do Bohe­mii przy­byli, pomi­nięci w rela­cji, sze­re­gowi wojo­wie, dzięki czemu całej gru­pie udało się prze­jąć lub usta­no­wić wła­dzę w tym kraju.

Po czwarte, Dali­mil wyraź­nie mówi o serb­skim naro­dzie i kra­inie o nazwie Chor­wa­cja, a jak wiemy Białą (Wielką, Pół­nocną) Chro­ba­cją, nawet do XI–XII wieku nazy­wano Mało­pol­skę z Kra­ko­wem, skąd wła­śnie według kra­kow­skiej, czyli według Lele­wela chro­bac­kiej legendy, miał emi­gro­wać Lech – wygna­niec, syn Kraka.

Wia­domo, że Ser­bo­wie to miesz­kańcy Łużyc, któ­rzy utoż­sa­miani są z rdzen­nymi Lechi­tami, co potwier­dzają też bada­nia gene­tyczne, gdyż mają oni naj­więk­szy pro­cent haplo­grupy R1a1a7 zwa­nej ario­sło­wiań­ską. Część Ser­bów (z Łużyc) i Chor­wa­tów (z Mało­pol­ski) udała się na połu­dnie na wezwa­nie cesa­rza w celu udzie­le­nia mu wspar­cia woj­sko­wego, o czym pisze Kon­stanty Por­fi­ro­ge­neta, za co mieli w nagrodę objąć zie­mie na Bał­ka­nach. Autor ten w X w. zna także i wymie­nia kraj roz­le­gły, który nazywa Białą, czyli Wielką Chro­ba­cją, umiesz­cza­jąc ją gdzieś na pół­nocy, w sąsiedz­twie Węgier, w pobliżu Bagi­ba­rei, którą nie­któ­rzy koja­rzą z Babią Górą w Kar­pa­tach, choć według mnie tę nazwę należy tłu­ma­czyć jako Boży Bór (*bagi – sansk. bhaga, sł. bóg, bogaty + *barea – anglo­saks. gaj, sł. bór). Biała Chro­ba­cja jako „kolebka lechów” obej­mo­wała zatem obszar póź­niej­szej Gali­cji. A z rela­cji Dali­mila wyni­ka­łoby, że była ona czę­ścią więk­szego kraju o nazwie Ser­bia lub też że Chor­waci nale­żeli do ludu Ser­bów (ter­min jazyk zna­czył daw­niej zie­mię i naród, co widać też w zapi­skach Nestora, a na co zwra­cał uwagę Tade­usz Mil­ler52).

Mora­czew­ski pisał jesz­cze, że „głów­nym roz­sie­wa­czem całej powie­ści” o Lechu był autor dzieła Chro­nica prin­ci­pum Polo­niae cum eorum gestis (zwa­nego drugą lub młod­szą Kro­niką ślą­ską), dopro­wa­dzo­nego do roku 1383, podej­rze­wa­jąc, że oparł się on wła­śnie na poda­niu Dali­mila.

Małecki przy­ta­cza ten sam frag­ment, ale w nieco innej wer­sji i z zapi­sem słowa lech już małą literą (czyżby celowo?):

V srb­skem jazyku jest zemĕ,

Jiežto Cha­rvaty jest jimĕ.

V tej zemi bieše lech,

Jemužto jimĕ bieše Čech.

Ten Čech mieješe bra­tow szest,

Pro niež mieješe moc i čest.

Widzimy, jak wiele istot­nych infor­ma­cji zawiera ten krótki frag­ment tek­stu z Kro­niki Dali­mila i jak bar­dzo nie­któ­rzy pró­bują wypa­czyć jego treść i zna­cze­nie. Dla­tego nie­zmier­nie ważne jest szu­ka­nie ory­gi­nal­nych tek­stów kro­nik, a nie ich tłu­ma­czeń, gdzie ze wzglę­dów poli­tycz­nych, czę­sto o anty­le­chic­kiej wymo­wie, mamy: prze­krę­ce­nia, zamien­niki, pomi­nię­cia lub dziwne wyja­śnie­nia, zgodne z obo­wią­zu­jącą w danym okre­sie pro­pa­gandą. Smutne jest to, że wielu pol­skich histo­ry­ków uczest­ni­czyło i nie­stety na­dal uczest­ni­czy mniej lub bar­dziej świa­do­mie w tym pro­ce­de­rze.

W Kro­nicePřibíka Pul­kavy z Ade­nina z 1374 r. (tylko 60 lat po Dali­milu) jest już wyraźna wzmianka o Lechu i Cze­chu jako dwóch bra­ciach, co wygląda na celowe spro­sto­wa­nie przez tego autora nie dla każ­dego zro­zu­mia­łego zapisu Dali­mila o Lechu. Lech miał objąć zie­mie za górami aż do morza, a jego potom­ko­wie dotarli na Ruś, zakła­da­jąc tam swoje pań­stwo.

Palacký też przy­ta­cza zapis Por­fi­ro­ge­nety o Bia­łych Chor­wa­tach zza Kar­pat, któ­rzy w kon­tek­ście zapi­sku Dali­mila mie­liby być pro­to­pla­stami Cze­chów.

Dużo o Lechi­tach pisał Dzierzwa (Dzier­swa53), autor kro­niki Descrip­tio Lechi­ti­co­rum anna­lium z początku XIV w. (Joachim Lele­wel i Józef Mak­sy­mi­lian Osso­liń­ski datują ją na prze­łom XII i XIII w.), w któ­rej utoż­sa­miał ich nie tylko z Pola­kami, ale i Wan­da­lami: Wan­da­lus Polo­no­rum sive Lechi­ta­rum pro­ge­ni­tor (Wan­dal był przod­kiem Pola­ków, czyli Lechi­tów). I dalej czy­tamy: Ta dopiero Wanda od Wan­dala, Wan­da­lów, tj. Pola­ków, czyli Lechi­tów Ojca.

Choć Bie­low­ski przyj­mo­wał, że to XI-wieczne dzieło jakie­goś bli­żej nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nego nie­miec­kiego kro­ni­ka­rza Mer­siusa, zna­nego jako Mierzwa (Miorsz)54, który celowo prze­ro­bił znaną mu, lecz zagi­nioną potem lęchicką kro­nikę. W swo­ich Monu­men­tach (t. II) August Bie­low­ski zamiesz­cza jej treść, dzie­ląc ją na dwie czę­ści, zakła­da­jąc przy tym, że druga par­tia tek­stu została dopi­sana przez innego, nie­zna­nego z imie­nia autora.

Maciej z Mie­chowa, autor kro­niki pt. Trac­ta­tus de duabus Sar­ma­tiis Asiana et Euro­piana et de con­ten­tis in eis (Trak­tat o dwóch Sar­ma­cjach, azja­tyc­kiej i euro­pej­skiej, i o tym, co się w nich znaj­duje) z 1517 r., przed­sta­wił kon­cep­cję, która mówiła o pol­skiej szlach­cie jako potom­kach Sar­ma­tów.

Musiał on mieć dostęp do ręko­pi­sów Rocz­ni­ków Dłu­go­sza, na któ­rych oparł swoją drugą pracę Chro­nica Polo­no­rum. W prze­ci­wień­stwie do Dłu­go­sza, który nie dożył wyda­nia swo­jego dzieła ze względu na liczne obiek­cje cen­zo­rów, publi­ka­cję Mie­cho­wity naj­pierw dopusz­czono do druku, ale osta­tecz­nie całe pierw­sze wyda­nie (Kra­ków 1519) zostało skon­fi­sko­wane (dru­gie wyda­nie, po wyma­ga­nych popraw­kach, opu­bli­ko­wano w roku 1521). Nie­stety nie znamy pier­wot­nej wer­sji, nie wiemy więc, co zostało zmie­nione lub usu­nięte, czyli zma­ni­pu­lo­wane.

Mimo to w swej ocen­zu­ro­wa­nej kro­nice Mie­cho­wita podaje mnó­stwo waż­nych infor­ma­cji na temat naszych naj­star­szych dzie­jów. Uzna­wał on Lecha, Cze­cha i Rusa za ojców sło­wiań­skich naro­dów, co ujął w sło­wach: Jakoż od Lecha całą Pol­skę kró­le­stwem Lechi­tów [łac. regnum Lechi­ta­rum] nazy­wano, jak dotąd wschodni zacho­wują. Pisał też, że pierw­szy zamek i sto­lica Lecha były w Gnieź­nie leżą­cym na polach (rów­ni­nach) i dla­tego jego lud nazwano z cza­sem Pola­nami. Uznaje on Lecha za króla, skoro miał pano­wać w kró­le­stwie Lechi­tów, choć używa też wobec niego okre­śle­nia książę (łac. prin­ci­pis)55.

Lech i Czech, rycina z Chro­nica Polo­no­rum Macieja Mie­cho­wity

Jego zda­niem Sło­wia­nie od cza­sów potopu aż do naszych cza­sów pozo­stają w swo­ich sie­dzi­bach i rodzin­nych kró­le­stwach. Poza tym uwa­żał, że Lech w Pol­sce, a Czech w Cze­chach byli od potopu, są tam na­dal i będą za wolą bożą56.

Wywo­dził on Pola­ków od Wan­da­lów, a za Sło­wian uwa­żał też Słe­wów i Bur­gun­dów, choć odrzu­cał ich pocho­dze­nie od Sar­ma­tów czy Scy­tów, bo jak wyżej nad­mie­ni­łem, przyj­mo­wał, że Sło­wianie są auto­chto­nami: Habes ex pre­dic­tis quod Van­dali Sueui et Bur­gundi fuerunt de regno Polo­niae, a locis polo­niae quae inha­bi­ta­runt appe latio­nem et nomina sor­tit […] pre­fati populi Van­dali, Suevi et Bur­gundi, Ger­mani et non Sar­ma­tae neque Scy­the fuerunt […] Poloni, Bohemi, Sueui, et omnia genera slau­orum, post dilu­uium in hanc aeta­tem in suis sedi­bus et con­na­tis regnis per­ma­nen […]57.

Warto zauwa­żyć, że podań o boha­ter­skich zało­ży­cie­lach gro­dów i naro­dów zacho­wało się u Sło­wian wiele. Oprócz Gnie­zna – Lecha, Kra­kowa – Kraka, Pozna­nia – Posnena, Wyszo­mie­rza – Wizy­mira czy San­do­mie­rza – Sędo­mira na Ślą­sku Cie­szyń­skim znana jest regio­nalna legenda, w któ­rej wystę­puje także trzech braci: Bolko, Leszko i Cieszko – fun­da­to­rów mia­sta Cie­szyna.

Podobne do pol­sko-cze­skich prze­ka­zów o 2–3 bra­ciach, zało­ży­cieli nowych państw i miast, są też legendy: kijow­ska, armeń­ska i chor­wacka.

Według Powie­ści minio­nych lat trzej bra­cia Kij, Szczek i Cho­ryw osie­dli na trzech wzgó­rzach obok lasu, nazwa­nych ich imio­nami, gdzie żyli z łowów. Ich sio­strą była Łybedź (Łabę­dzica). Kij opi­sy­wany jest jako przy­wódca jed­nego z rodów Polan wschod­nich oraz zało­ży­ciel swej sto­licy – Kijowa, którą zbu­do­wał wraz z braćmi. Od Szczeka powstała z kolei nazwa miej­sco­wo­ści Szcze­ka­wica, a od Cho­rywa – góra Cho­re­wica58, choć nie bra­kuje gło­sów, że było odwrot­nie, i to imiona tych postaci ludowa tra­dy­cja wypro­wa­dziła od nazw miej­sco­wych.

Podobna legenda do poda­nia o Kiju i jego bra­ciach poja­wia się już na prze­ło­mie VI i VII w. u ormiań­skiego histo­ryka Zenoba Glaki. Bra­cia o imio­nach Kuar, Mel­tej (Men­tery) i Cho­rean (Khe­rean) są synami hin­du­skich ksią­żąt i zakła­dają trzy mia­sta, nazy­wa­jąc je od swo­ich imion. Histo­rycy doszu­kują się tu inspi­ra­cji dla XII-wiecz­nej legendy Nestora59. Co cie­kawe, Cho­rean/Khe­rean (Chor­wat?) osie­dla się w kraju nazwa­nym Poluni (Pola­nia). Bra­cia sta­wiają też idole na wzgó­rzu Kra­keja (Kraka?), co każe nam poważ­nie zasta­no­wić się, czy nie mamy tu do czy­nie­nia z echem pol­skich legend, nie tylko zresztą o trzech bra­ciach, ale także o Kraku i zało­że­niu Kra­kowa. Nie można też wyklu­czyć, że to poda­nie pocho­dzi jed­nak wła­śnie z ormiań­skich tere­nów, co wpi­sy­wa­łoby się dodat­kowo w kau­ka­ską teo­rię pocho­dze­nia Sło­wian, o któ­rej będzie jesz­cze tutaj mowa.

W Chor­wa­cji ist­nieje poda­nie o trzech bra­ciach, zna­nych tam pod imio­nami: Czech, Lech i Mech (cza­sem też ina­czej), rów­nież mają­cych sio­strę, jed­nak nie­zna­nego imie­nia. Oni także zakła­dają trzy mia­sta i nazy­wają je swo­imi imio­nami. Legenda ta została podana po raz pierw­szy przez nie­miec­kiego histo­ryka Johanna Chri­sto­pha Jor­dana w dziele De ori­gi­ni­bus sla­vi­cis, wyda­nym w 1745 r.60 w Wied­niu61. Według tej rela­cji bra­cia mieli z winy swej sio­stry pokłó­cić się i rozejść po świe­cie. Lech udał się do krain pol­skich, a Czech – cze­skich62. Nie wia­domo, dokąd wyru­szył Mech, ale jego imię może wska­zy­wać, że na Poła­bie, gdzie ist­nieją kra­ina Mechlem­bur­gia i mia­sto Mechlin, któ­rych nazwy wyglą­dają na pochodne od jego imie­nia. Podob­nych spe­ku­la­cji było wiele, a uka­za­nie się tego dzieła odno­wiło dys­ku­sję na temat pocho­dze­nia Sło­wian.

Dokład­niej tę opo­wieść zba­dał chor­wacki histo­ryk Stje­pan Kri­zin Sakač, który zwró­cił m.in. uwagę na imię sio­stry w wer­sji kijow­skiej, które wywo­dzi się od słowa łabędź63, co jest zbieżne z armeń­ską nazwą wzgó­rza Karap-et (Łabędź-ica) i chor­wac­kim wzgó­rzem Kra­pina (a być może także z Kar­pa­tami). Rów­nież rdze­nie imion braci oraz nazwy miej­scowe wyka­zują podo­bień­stwa64.

Także Pop Dukla­nin, autor naj­star­szej kro­niki serb­skiej, poda­wał, że Sło­wia­nie połu­dniowi wywo­dzą się od trzech synów władcy Gotów (uzna­wa­nych nie tylko przez tego autora za odłam Sło­wian) – Swew­lada, o dziw­nie sło­wiań­sko brzmią­cym imie­niu, ozna­cza­ją­cym Samo­włada (w skró­cie Samo). Jeśli przyj­miemy, że Goci i Sło­wia­nie to potom­ko­wie Scy­tów, nie powi­nien nas dzi­wić fakt, że nasi pro­to­pla­ści, żyjący od VIII w. p.n.e. na tere­nach obec­nej Ukra­iny, rów­nież wie­rzyli, iż wywo­dzą się od trzech braci.

Wygląda więc na to, że legenda o Lechu, Cze­chu i Rusie opiera się na indo­eu­ro­pej­skim sche­ma­cie, według któ­rego ple­mię dzieli się na trzy rody. Jacek Banasz­kie­wicz doszu­ki­wał się w pol­skich poda­niach teo­rii podziału wła­dzy na trzy funk­cje: sakralną/sądow­ni­czą, wojenną i pro­duk­tywną, zapro­po­no­wa­nej przez Geo­r­gesa Dumézila jako cha­rak­te­ry­stycz­nej dla ludów indo­eu­ro­pej­skich65. O ile Banasz­kie­wicz sku­piał się raczej na poda­niach o Pia­ście i Popielu66, o tyle łatwo zauwa­żyć, mając zwłasz­cza na uwa­dze rela­cje cze­skie, że okre­śle­nie lech można odnieść do stanu rycer­skiego. W tym uję­ciu nale­ża­łoby się zasta­no­wić, które funk­cje repre­zen­tują Czech i Rus. O ile w legen­dzie Lech wydaje się być sym­bo­lem kasty panów, wojow­ni­ków, obroń­ców, to Czech (Ciech – Cie­chan) może repre­zen­to­wać klasę rze­mieśl­ni­czą (cechów) zaopa­tru­ją­cych spo­łecz­ność ple­mienną z cza­sów sar­mac­kich (scy­tyj­skich) we wszel­kie towary i w narzę­dzia. Dopiero po doda­niu war­stwy rol­ni­ków, któ­rych sym­bo­li­zuje Rus (od rusa­nia, ora­nia ziemi)67, i powsta­wa­nia osad typowo wiej­skich (stąd styl rusty­kalny) ukształ­to­wał się nowy podział spo­łeczny: rycer­stwo (szlachta – Lech), rze­mieśl­nicy (osady słu­żebne – Cech), chłop­stwo (rol­nicy – Rus).

Moż­liwe rów­nież, że wła­śnie w celu zatar­cia tego typu podzia­łów kasto­wych ukształ­to­wano nową wer­sję legendy o zało­że­niu pierw­szych państw sło­wiań­skich – Pol­ski, Czech i Rusi przez trzech braci, rów­nych sobie. Choć nawet tutaj mówi się, że naj­star­szym z nich był Lech68, tym samym to on miał naj­więk­sze przy­wi­leje, tak jak szlachta.

Uwa­żam jed­nak, że jest to inter­pre­ta­cja opra­co­wana tro­chę na siłę, pod teo­rię Dume­zila, i nie­ko­niecz­nie musi ona mieć zasto­so­wa­nie do sys­temu spo­łecz­nego Sło­wian, któ­rych zresztą twórca tej kon­cep­cji nie był w sta­nie bli­żej scha­rak­te­ry­zo­wać pod kątem wła­snych zało­żeń. Bar­dziej prze­ko­nu­jące dla opar­tego na zasa­dach rów­no­ści spo­łe­czeń­stwa Lechi­tów z cza­sów przed wpro­wa­dze­niem sys­temu feu­dal­nego wydaje się zrów­na­nie pojęć Lech – szlach­cic, rycerz, zie­mia­nin, możny z Czech – cie­chacz, zabójca, czyli wojak. Rus, poja­wia­jący się w póź­niej­szych prze­ka­zach, wydaje się być uoso­bie­niem chłop­stwa, war­stwy pod­dań­czej, rol­ni­ków-ora­czy, pozo­sta­ją­cych z ich obroń­cami, ryce­rzami, Lechami-Cze­chami, w związku opar­tym na wza­jem­nych korzy­ściach według zasady „zaopa­trze­nie w zamian za obronę”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Ale­xan­der C. Kauf­man, Bil­lio­na­ire Maga­zine Cites Fake Gan­dhi Quote To Defend Insane Wealth, „The Huf­fing­ton Post”, 26 sierp­nia 2015. „http://www.huf­fing­ton­post.com/entry/bil­lio­na­ire-maga­zine-fake-gan­dhi-quote_us_55dc836fe4b0a40aa3ac2ded” [wróć]

Zda­niem Sta­ni­sława Michal­kie­wi­cza oraz powta­rza­ją­cych za nim publi­cy­stów i komen­ta­to­rów z kato­licko-naro­do­wego kręgu w rodzaju: Rado­sława Patle­wi­cza, Grze­go­rza Brauna czy Woj­cie­cha Kempy. [wróć]

J. Bieszk, Sło­wiań­scy kró­lo­wie Lechii, War­szawa 2015. [wróć]

W świa­to­wym ran­kingu uczelni wyż­szych na 451. miej­scu, upla­so­wał się Uni­wer­sy­tet Jagiel­loń­ski, a Uni­wer­sy­tet War­szaw­ski skla­sy­fi­ko­wano na 462 pozy­cji. https://www.uj.edu.pl/wia­do­mo­sci/-/journal_content/56_INSTANCE_d82lKZvhit4m/10172/95994776; zobacz też Listę Szan­ghaj­ską: https://busi­nessin­si­der.com.pl/tech­no­lo­gie/nauka/ran­king-naj­lep­szych-uczelni-swiata-pol­skie-uni­wer­sy­tety-i-poli­tech­niki-w-ran­kingu/klqj9kn; http://www.shanghairan­king.com/ran­kings [wróć]

http://zbi­gniew­jac­niacki-zycie­mo­je­ina­sze.blog­spot.com/2018/02/slo­wia­nie-czy-tata­rzy-jaka-to-roz­nica.html. [wróć]

J. Malicki, Mito­lo­gia sar­macka: reko­ne­sans badaw­czy, [w:] J. Malicki, D. Rott (red.), Wokół Wacława Potoc­kiego: stu­dia i szkice sta­ro­pol­skie w 300. rocz­nicę śmierci poety, Kato­wice 1997. [wróć]

Bizan­cjum to ter­min histo­rio­gra­ficzny, uży­wany dopiero od XIX w. na okre­śle­nie śre­dnio­wiecz­nego Cesar­stwa Rzym­skiego ze sto­licą w Kon­stan­ty­no­polu. Zamien­nie uży­wano też okre­śle­nia „Cesar­stwo Wschod­nio­rzym­skie”, zwłasz­cza w odnie­sie­niu do okresu poprze­dza­ją­cego upa­dek Cesar­stwa Zachod­nio­rzym­skiego lub „Cesar­stwo Gre­ków” (ze względu na domi­na­cję grec­kiej kul­tury, języka oraz lud­no­ści). For­mal­nie było to wciąż Cesar­stwo Rzym­skie (łac. Impe­rium Roma­num, gr. Βασίλεια Ῥωμαίων Basi­leia Roma­iow). Świat arab­ski znał to pań­stwo pod nazwą Rûm (ar. روم, „zie­mia Rzy­mian”). [wróć]

Ter­min „Święte Cesar­stwo” poja­wił się w piśmien­nic­twie nie­miec­kim w 1157 r., a „Święte Cesar­stwo Rzym­skie” w 1254 r. Skła­dało się ono z kró­le­stwa Nie­miec, Ita­lii i Bur­gun­dii. Król nie­miecki miał być uni­wer­sal­nym cesa­rzem rzym­skim dla łaciń­skiego Zachodu, odpo­wied­ni­kiem cesa­rza bizan­tyń­skiego dla grec­kiego Wschodu. Dopiero w 1441 r. poja­wiła się nie­ofi­cjalna nazwa „Święte Cesar­stwo Rzym­skie Narodu Nie­mieckiego” (łac. Sacrum Impe­rium Roma­num Natio­nis Germanicæ). [wróć]

K. Desch­ner, Kry­mi­nalna histo­ria chrze­ści­jań­stwa, t. I–V, Gdy­nia 1998––2002. [wróć]

Zapis Lecho poja­wia się w Rocz­ni­kach ful­daj­skich, Becho zaś wid­nieje w Rocz­ni­kach met­teń­skich. [wróć]