Faszyzm i populizm - Antonio Scurati - ebook + książka

Faszyzm i populizm ebook

Scurati Antonio

0,0
29,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Głęboka i wielowymiarowa analiza dwóch kluczowych zjawisk politycznych, które wywarły ogromny wpływ na kształt współczesnej sceny politycznej Antonio Scurati w eseju podejmuje próbę zrozumienia zarówno historycznych korzeni, jak i współczesnych przejawów ideologii faszyzmu i populizmu. Zarazem w sposób jasny i precyzyjny przedstawia machinacje oraz reguły rządzące polityką, i pomaga nam zrozumieć niespokojne czasy, w których żyjemy. Istotną częścią publikacji jest porównanie faszyzmu i populizmu – autor wskazuje ich podobieństwa, takie jak silny nacisk na emocje, antyelitarną narrację czy autokratyczne tendencje. Jednocześnie podkreśla różnice między faszyzmem – totalitarną ideologią o jasno określonych celach i strukturze hierarchicznej – a bardziej elastycznym i często demokratycznym charakterem populizmu. Faszyzm i populizmto nie tylko historia i analiza teoretyczna tych zjawisk. To również ważny głos w debacie o przyszłości demokracji w obliczu rosnącej popularności autorytarnych i ekstremistycznych tendencji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 64

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Fasc smo e populismo. Mussolini oggi

© 2023 by Antonio Scurati

Published by arrangement with The Italian Literary Agency

and Graal Literary Agency

Copyright © 2025 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Copyright © 2025 for the Polish translation by Alina Pawłowska-Zampino

(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)

Projekt graficzny okładki: Marcin Słociński/ monikaimarcin.com

Grafika na okładce:

Zdjęcie autora: © Erika Bastogi

Redakcja: Maria Zając

Korekta: Marta Chmarzyńska, Iwona Wyrwisz

ISBN: 978-83-68541-65-6

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura. WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, e-mail: [email protected]

www.soniadraga.pl

www.postfactum.com.pl

www.facebook.com/PostFactumSoniaDraga

www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2025

Wygłosiłem ten tekst podczas corocznej konferencji Rencontres Internationales de Genève, zorganizowanej po raz pierwszy po wojnie, w 1946 roku, z inicjatywy grupy pisarzy i intelektualistów, którzy uznali, że dla utrzymania pokoju konieczne jest wznowienie dialogu kulturowego między narodami. Moje wystąpienie miało miejsce w czwartek 29 września 2022 roku, kilka dni po wyborach parlamentarnych we Włoszech.

Przygotowując ten esej do druku, wprowadziłem trochę zmian i go rozszerzyłem, ale wolałem zachować retoryczny styl wystąpienia, nie rezygnować z charakterystycznego dla niego tonu emocji, bo ten wydał mi się szczególnie istotny ze względu na moment historyczny, w którym tekst powstał i został wygłoszony.

FASZYZM

Przychodzi taki czas, kiedy nie wolno się już dłużej kryć. Kto chce opowiadać Historię – tę przez duże H, rozumianą jako zbiorowe doświadczenie narodów na przestrzeni czasu, który jedynie poprzez opowieść zyskuje ludzki wymiar – musi uznać się za jej część, musi przyznać, że i on jest winny.

Na czym polega jego wina? Na tym, że jest jednym z wielu. Że jak wszyscy jest w Historię zamieszany, uczestniczy w niej, jest w nią uwikłany. Że nie potrafi – jak mówił poeta – odróżnić tancerza od tańca. Nie potrafi i nawet nie chce tego zrobić.

Utrata poczucia historii stanowi przyczynę poważnego duchowego upośledzenia naszej epoki, która pod wieloma innymi względami jest epoką uprzywilejowaną.

Od czasów rewolucji francuskiej nastąpiło po sobie dziesięć pokoleń kobiet i mężczyzn, którzy posiadali pełną świadomość Historii, dostrzegali jej rozległe, przerażające, ale i obiecujące horyzonty. Przez dwa stulecia kobiety i mężczyźni spoglądali na tę odległą linię z poczuciem, że ich mała, indywidualna egzystencja jest częścią dziejów, opowieści burzliwej, momentami szalonej, często krwawej, która jednak daje sens i kierunek ich istnieniu. Historia jaśniała jak Gwiazda Polarna na nocnym niebie rozpościerajacym się niewzruszenie nad powszednim ludzkim mozołem.

Od czasów rewolucji francuskiej dziesięć pokoleń przez dwa wieki domagało się sprawiedliwości od przyszłości, w niej pokładali nadzieję, wierzyli, że przed sądem Historii otrzymają zadośćuczynienie za tysiące lat nieludzkiego wysiłku i bezimiennego cierpienia. Doczekają się odkupienia i rekompensaty, a może nawet szansy na odwet. Dziesięć pokoleń matek i ojców ufało, że życie ich dzieci będzie lepsze od tego, którego oni doświadczyli, a ich wnukom będzie jeszcze lepiej niż ich dzieciom. I byli gotowi walczyć o to, umrzeć za to, a nawet zabijać. Oto obietnica Historii, obietnica, która obiecuje samą siebie: przyszłość na nas czeka, przyszłość do nas należy. Przyszłość to jedno z nas. Historia nie jest napisana raz na zawsze; historia jest walką o historię. Historią jesteśmy my.

Później jednak ten wyraźny horyzont zniknął, gwiazda odkupienia zgasła. Któregoś szarego popołudnia pod koniec tysiąclecia, w pokoju wygodnie umeblowanym i słabo oświetlonym niebieskawym ekranem telewizora nastawionego na odbiór jakiegoś martwego kanału, przestaliśmy wierzyć w Historię. Egzystencja ludzi Zachodu nagle się skurczyła, stała się sprawą prywatną, planetarną samotnością. Zaczęliśmy mierzyć wszelkie doświadczenia krótką miarą teraźniejszości, miarą, na której nie ma miejsca dla wielkich scen jednostkowego ani zbiorowego istnienia. Straciliśmy zdolność percepcji czasu wiecznego, tego, który przybywa z daleka i ma przed sobą długą drogę. Nie słyszymy już głosu, który w chwilach rozpaczy dodawał nam otuchy: Odwagi! Nie jesteś pierwszy ani ostatni; przed tobą szły tą samą drogą całe legiony ludzi, którzy żyli i umarli, zanim przyszedłeś na świat; tą samą drogą pójdzie jeszcze liczniejsza rzesza kobiet i mężczyzn, którzy jeszcze się nie urodzili.

Kto, jak ja, pragnie odnaleźć utraconą świadomość Historii, nie ma prawa się chować. Pisarz, który wyrusza na poszukiwanie odległych czasów, „braci, których już nie ma”1, musi zdawać sobie sprawę, że – jak mówił Enzensberger – dla narodów jedyną historią, która się liczy, jest ta przekazywana jako saga, jako epos, jako zbiorowa opowieść, wysłyszana we wrzawie anonimowych głosów, wykrystalizowana z tysięcy różnych wersji. Pasjonujących i wzruszających, bo opowiadanych z pasją i wzruszeniem.

Postanowiłem więc, że tego wieczoru w tej sali nie będę się chować, to znaczy nie będę ukrywać, zwłaszcza przed samym sobą, że zaproszenie na tę organizowaną od 1946 roku prestiżową konferencję na temat pokoju ma dla mnie w tym momencie historycznym znaczenie szczególne. W moim kraju, we Włoszech, skąd przybyłem do Genewy dzisiaj rano pociągiem, przemierzywszy Alpy, które nas oddzielają, lecz nie dzielą, przed kilkoma dniami moi rodacy – nie wszyscy, ale znacząca większość – wyrazili wolę, by Italią rządziła skrajnie prawicowa partia, kierowana przez ludzi wywodzących się ze środowisk neofaszystowskich.

Wiemy, że Historia jest procesem, zostawia za sobą pewne idee i napotyka inne, przyswaja je sobie, czasem przekształca, odrzuca je lub o nich zapomina, ale nie pozwala przewinąć taśmy do tyłu. Przeszłość nie determinuje przyszłości, ale nie da się jej usunąć. Podobnie jak – zgodnie ze słowami wielkiego myśliciela – nie można zwrócić Bogu biletu wstępu do życia, nie da się wymazać własnej historii, nosi się ją zawsze z sobą2. Zaistniała sytuacja skłoniła mnie – i, jak sądzę, powinna skłonić wszystkich, nie tylko Włochów – do poważnej refleksji. Głębokiej, smutnej i… niebezpiecznej.

Kto, wywodząc się z ruchu neofaszystowskiego, aspiruje do rządzenia państwem, ma przed sobą dwie drogi: albo poprzez publiczną dyskusję, przejrzystą i rozstrzygającą, rozetnie wszelkie węzły łączące go z mroczną przeszłością, albo zacznie rewizję historii Włoch, rzucając na nią tak zwane nowe światło, które w rzeczywistości służy jedynie rozbieleniu jej mroczności, zaprzeczeniu jej grozy. Jako że całkowicie zabrakło publicznej debaty ukierunkowanej na przepracowanie funkcjonującego w zbiorowej świadomości obrazu faszystowskiej i neofaszystowskiej przeszłości naszego kraju, łatwo przewidzieć, że wybór padnie na tę drugą drogę, drogę odrażającego, tendencyjnego rewizjonizmu.

W takim właśnie historycznym kontekście narodziła się moja refleksja. Na jej treść i wydźwięk wpłynął także fakt, że ostatnie dziesięć lat życia poświęciłem studiom nad okresem faszystowskim oraz opowiadaniu o nim w formie powieści. Zacząłem od książki Il tempo migliore della nostra vita3, opowieści o Leonem Ginzburgu, wspaniałym intelektualiście i prawdziwym bohaterze, który poświęcił życie walce z faszyzmem i za swoje niezachwiane przekonania życiem zapłacił. Geneza tej książki wiąże się jednak nie tylko z moją osobistą ścieżką intelektualną, ale, jak sądzę, wiele mówi o całej mojej generacji.

Urodziłem się pod koniec lat sześćdziesiątych, należę więc do ostatniego pokolenia, którego młodość upłynęła w minionym stuleciu, w społecznym i kulturalnym klimacie XX wieku. Do ostatniego pokolenia ukształtowanego – intelektualnie, etycznie i społecznie – w duchu antyfaszyzmu. Nie przypadkiem zatem, odkąd we wczesnej młodości zapragnąłem zostać pisarzem, marzyłem o napisaniu powieści o ruchu oporu, o tych, którzy z faszyzmem walczyli. Tak się złożyło, że wiele lat później poświęciłem swoją energię w całości cyklowi powieściowemu skonstruowanemu wokół postaci Benita Mussoliniego, ale moje literackie aspiracje splatały się od samego początku z pragnieniem opowiedzenia o ruchu antyfaszystowskim. Na pewno nie o faszystach. Wychowałem się w antyfaszystowskiej kulturze końca XX wieku opartej na „micie oporu”, to znaczy na narracji o włoskim oporze przeciwko faszyzmowi jako fundamentowi naszej demokracji, i nigdy nie doświadczyłem fascynacji – choćby tylko na płaszczyźnie intelektualnej czy literackiej – postacią przywódcy faszyzmu. Wręcz przeciwnie – w zgodzie z dominującą od zakończenia wojny tendencją, która kazała opowiadać o faszyzmie z punktu widzenia jego ofiar, pragnąłem wnieść swój wkład w literaturę ruchu oporu, która tak bardzo mnie inspirowała. Nie uwierzyłbym wtedy, że zasłynę jako autor powieści o Mussolinim.

W rzeczywistości doprowadziła mnie