Eutyfron - Εὐθύφρων - Platon - ebook

Eutyfron - Εὐθύφρων ebook

Platon

4,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i greckiej: Platon / Πλάτων, Eutyfron. Εὐθύφρων to dialog greckiego filozofa Platona, zaliczany do wczesnego okresu jego twórczości. Treścią utworu jest fikcyjna rozmowa nauczyciela Platona, Sokratesa, z głęboko religijnym współobywatelem Eutyfronem, od którego nazwano dialog. Tematem jest pojęcie pobożności i jej związek z etyką. (za Wikipedią).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Platon / Πλάτων

 

Eutyfron

Εὐθύφρων

 

 

tłumaczyłStanisław Siedlecki

 

Książka w dwóch wersjach językowych:

polskiej i greckiej

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekstpolski wg edycji z roku 1881.

Tekstgrecki wg edycji z roku 1903.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-709-2

 

 

 

EUTYFRON

 

Eutyfron skąd inąd mało znany, trudnił się wieszczbiarstwem; przypisywał sobie bardzo rozległe wiadomości w rzeczach religijnych i dumny był z tego. Wróżby jego jednak mało sobie spółcześni cenili; a że zakres jego myśli nie bardzo sięgał daleko, narażał się często na śmiech, zwłaszcza, że i postępki jego zdradzały w nim dziwaka. Sokratesowi okazywał szczerą życzliwość i przywiązanie.

 

OSOBY DYALOGU:

 

 EUTYFRON.

 SOKRATES.

 

 E. Cóżto się stało, Sokratesie, że ty swoje zwykłe miejsce pobytu w likejonie [Likejon (lyceum), zabudowanie przeznaczone na ćwiczenia gimnastyczne dla młodzieży poza obrębem miasta] opuściłeś i tutaj teraz przebywasz około krużganku archonta-króla? [miejsce urzędowania drugiego z kolei archonta w Atenach, nazywanego archontem – królem. We wszystkich przekroczeniach religijnych i w sprawach zabójstwa on przyjmował skargi i przewodniczył procesom] – przecież sprawy u niego nie masz żadnéj, jak ja?

 S. Nie sprawą to nazywają Ateńczycy, mój Eutyfronie, ale procesem państwowym!

 E. Co ty mówisz! – więc proces ci ktoś wytoczył państwowy? – bo przecież nie przypuszczam, że ty go wytoczyłeś komuś?

 S. To nie.

 E. Więc tobie ktoś drugi?

 S. Tak jest.

 E. Któż taki?

 S. Sam nawet nie znam dobrze tego człowieka, Eutyfronie – młody mi się jakiś wydaje i mało znany, nazwiskiem, o ile sobie przypominam, Meletos, a pochodzi z gminy Pittejskiéj – jeżeli wiész o jakim Pittejczyku Meletosie o włosach długich, z zarostem niewielkim a z nosem wklęsłym.

 E. Nie przypominam sobie, Sokratesie! – ale cóż on ci za proces wytoczył?

 S. Co za proces? – nie lada jaki zdaniem mojém – bo to nie błaha rzecz rozpoznać młodemu sprawę tak wielkiéj wagi! Utrzymuje on, że wié, w jaki sposób psują się ludzie młodzi i co za jedni ci, którzy ich psują – mędrzec to jakiś podobno! I dopatrzywszy się we mnie głupoty, idzie ze skargą na mnie do państwa, jak gdyby do matki, w przekonaniu, że psuję jego rówieśników. I zdaje mi się, że z pomiędzy mężów stanu on jeden poczyna sobie trafnie: bo to tratna myśl – rozciągnąć opiekę przedewszystkiém nad młodymi, aby się stali ile możności najlepszymi, podobnie jak rolnik dobry przedewszystkiém o młode roślinki starać się powinien, a potém dopiero o inne. I Meletos téż najprzód porządek robi z nami, co młode rostki, jak powiada, psujemy: wziąwszy następnie potém w opiekę starszych, stanie się oczywiście dla państwa sprawcą bardzo wielu dobrodziejstw największych, jakie stąd wypłyną naturalnie, skoro tak piękny zrobił początek.

 E. Byłoby mi to pożądane, Sokratesie, ale lękam się, aby się nie stało wprost przeciwnie. Bo zdaniem mojém poczyna on zgoła od ogniska krzywdzić państwo, zamierzając skrzywdzić ciebie. Ale powiédz mi, jakiémżeto postępowaniem według niego psujesz ludzi młodych?

 S. Rzeczto, mój drogi, trudna do pojęcia, kiedy się ją tak wprost usłyszy. Powiada on, że jestem twórcą bogów, i jako tworzącego tych nowych bogów a nie uznającego dawnych, oskarżył mię właśnie dlatego, jak utrzymuje.

 E. Rozumiém, Sokratesie – ponieważ zwykłeś mawiać, jakoby głos boski zawsze powstawał w tobie. Zaniósł więc na ciebie skargę tę, jako na nowatora w sprawach religijnych i udaje się do sądu w zamiarze spotwarzenia cię, wiedząc o tém, że potwarz taka przyjmie się łatwo pomiędzy ludźmi. Wszakże i ze mnie, kiedy mówię co o rzeczach boskich na zgromadzeniu, przepowiadając przyszłość, szydzą jak z szalonego. A przecież z przepowiedni moich nie okazała się żadna nieprawdziwą – oni jednak zazdroszczą nam wszystkim, którzy się na rzeczach tego rodzaju rozumiémy. Ale nie ma co dbać o nich i śmiało tylko występować!

 S. Szyderstwo, mój Eutyfronie kochany, nie miałoby może żadnego znaczenia: Ateńczykom bowiem, jak mi się zdaje, nie bardzo na tém zależy, czy kto dzielnym jest w swoim sposobie, byle tylko nie był nauczycielem swojéj mądrości. Na takiego przeciwnie, o którym sądzą, że i innych podobnymi sobie czyni, gniewają się, czyto przez zazdrość, jak ty twierdzisz, czy téż z innego jakiegoś powodu.

 E. Nie bardzo téż zbadać to pragnę, jak są dla mnie usposobieni w tym względzie.

 S. Bo ty może im się wydajesz skąpym w udzielaniu myśli swych drugim i niechętnym do uczenia mądrości swojéj. Ale ja obawiam się, czy oni nie sądzą, że ja z miłości dla ludzi rozsypuję w mowach swoich szczodrze przed każdym, co tylko umiém, nietylko bez zapłaty, ale w danym razie gotów będąc nawet dołożyć, jeżeli mię tylko chce kto posłuchać. Gdyby zatém, jak mówię, wyszydzić mię tylko mieli, jakto o sobie ty utrzymujesz, nie byłoby w tém nic nieprzyjemnego, iżby na żartach i śmiechu w sądzie skończyli; ale jeżeli na seryo rzecz wezmą, to już niewiadomo, jak sprawa wypadnie, chyba wam wróżbitom.

 E. Może przecież nie wypadnie źle, Sokratesie, i wedle życzenia proces ci się skończy, a prawdopodobnie i mój także.

 S. A jakiż ty znowu masz proces, Eutyfronie? – czy ciebie ścigają, czy ścigasz ty?

 E. Ja.

 S. Kogóż?

 E. Kogoś takiego, że mię za szaleńca mają.

 S. To może ścigasz kogoś, co na skrzydłach lata?

 E. Daleko do latania a takiemu, który już bardzo wiekowy.

 S. I któżto jest?

 E. Ojciec mój.

 S. Co, mój drogi! twój ojciec?

 E. Tak jest.

 S. A jakiż powód skargi i o co sprawa?

 E. O zabójstwo, Sokratesie!

 S. Na Heraklesa! – zapewne nie pojmuje ogół, Eutyfronie, jak to może być słusznie. Bo podług mnie nie pierwszy lepszy człowiek sprawiedliwie przeprowadzić to potrafi, ale to już rzecz kogoś, co daleko zaszedł w mądrości!

 E. To prawda, na Zeusa, Sokratesie! – co daleko zaszedł w mądrości!

 S. Czy to zatém z domowników jaki, ów przez ojca twojego zabity? – Tak oczywiście jest, bo nie dochodziłbyś na nim zabójstwa o człowieka obcego.

 E. To śmiesznie, Sokratesie, że uważasz wzgląd ten za ważny, czy zabity obcym jest człowiekiem, czy domownikiem, skoro na to jedynie zważać należy, czy zabójca słusznie popełnił zabójstwo, czy niesłusznie? – i jeżeli słusznie, dać pokój, a w przeciwnym razie dochodzić, chociażby zabójca ów należał do tego samego ogniska i stołu: bo zakała równą jest, jeżeli z człowiekiem takim będziesz obcował, wiedząc o jego zbrodni, i nie oczyścisz siebie i jego przez zapozwanie go przed sąd. Otóż umarły był robotnikiem moim i kiedy uprawialiśmy pole na wyspie Naxos, zarobkował tam u nas. Spity zabił w gniewie jednego z naszych niewolników – a ojciec związawszy mu ręce i nogi, wrzucić go kazał do dołu i posłał tutaj człowieka, aby się dowiedzieć od exegety [exegeci bylito tlómacze wyjaśniający w wątpliwych wypadkach ustawy religijne. Między innemi zajęciami było obowiązkiem ich starać się o oczyszczenie ludzi splamionych morderstwem], co czynić należy. Wśród tego o więźnia nie dbał i nie pytał się o niego, jako o mężobójcę, uważając to za nic, chociażby umarł nawet. Tak się téż stało z nim istotnie: umarł z głodu i z zimna i w skutek więzów pierwej, nim przybył posłaniec od exegety. Otóż bierze mi to za złe i ojciec i wszyscy inni krewni, że ujmując się za mężobójcą, ojca o morderstwo pozywam, chociaż go nie zabił – jak oni powiadają: a nawet gdyby go był zabił istotnie, nie godzi się występować w obronie człowieka, który był mężobójcą – że mianowicie bezbożnie jest, aby syn pozywał ojca o morderstwo. Ale mówią tak, Sokratesie, bo nie znają prawa boskiego i nie rozumieją się na tém, co bogobojne a co bezbożne!

 S. A ty, Eutyfronie, czyż na Zeusa! tak dokładną przypisujesz sobie znajomość spraw boskich, jakie one są, i spraw bogobojnych i bezbożnych, że skoro się to tak stało, jak opowiadasz, nie lękasz się prawować z ojcem, abyś przypadkiem nie popełnił ty znowu czynu bezbożnego?

 E. Byłbym do niczego Sokratesie, i Eutyfron nie różniłby się niczém od pospólstwa, gdybym tego wszystkiego nie znał dokładnie!

 S. Więc najlepiéj dla