Elżbieta i Małgorzata - Andrew Morton - ebook + książka

Elżbieta i Małgorzata ebook

Andrew Morton

4,2

Opis

Biografia autora bestsellerów „New York Timesa”. Idealna dla fanów The Crown.

W dzieciństwie i młodości były najbliższymi sobie osobami i najlepszymi przyjaciółkami. Kiedy jednak zrządzeniem losu ich wuj Edward VIII postanowił abdykować, relacje między Elżbietą a Małgorzatą uległy drastycznej zmianie. Małgorzata już zawsze musiała dygać przed siostrą, którą nazywała dotąd „Lillibet”, i spełniać jej życzenia.

Elżbieta patrzyła na wybryki młodszej siostry ze stoickim rozbawieniem, ale walka Małgorzaty o znalezienie sobie miejsca i pozycji w królewskim systemie – a także to, że niekiedy nie umiała sprostać jego oczekiwaniom – często były źródłem spięć i nieprzyjemności.

Ta fascynująca książka bada relacje sióstr na przestrzeni lat: od idylli wczesnego, odizolowanego od świata życia, poprzez trudne lata wojny, aż po rozejście się ich dróg po śmierci ojca i wstąpieniu Elżbiety na tron. Andrew Morton dzięki swojej wyjątkowej pozycji na dworze królewskim zapewnia wgląd w życie tych dwóch jakże różnych sióstr – jednej pełnej obowiązku i odpowiedzialności, drugiej pełnej buntu i niezgody – oraz opisuje trwały wpływ, jaki wywarły na Koronę, rodzinę królewską i sposoby jej dostosowania się do zmieniających się obyczajów XX wieku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 465

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (29 ocen)
13
11
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
RosarioTijeras

Nie oderwiesz się od lektury

Dwie siostry. Tak podobne i tak różne. Kochające się i wspierające. Jak to jest być córkami króla? Jak to jest być rodzeństwem w monarchii? "Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor" to wspaniała lekcja historii brytyjskiej rodziny i korony. To niesamowita przygoda i świetnie napisana biografia. Fascynująca podróż po relacji sióstr i ich otoczenia napisana przez jednego z najlepszych biografów w historii. Andrew Morton w plastyczny i barwny sposób opisuje długie i burzliwe życie sióstr, ich wzloty, upadki, wytrwałość i miłość. Robi to w sposób obiektywny i nieoceniający. Choć Małgorzata znana była ze skandali, które podkopywały dobre imię królewskiej rodziny autor ukazuje nam księżniczkę jako postać tragiczną. Dalsze losy Małgorzaty ukazują jej ewolucję, czarne i białe oblicze. Poznajmy też lepiej królową Elżbietę i jej nieoficjalną stronę. Z książki dowiemy się także o zależnościach politycznych, zagraniach i zagrywkach, o pełnej władzy i jednocześnie braku wolności, o im...
00
Karolinagrzelak

Dobrze spędzony czas

"Elżbieta i Małgorzata. Prywatny świat sióstr Windsor" to jedna z najnowszych książek najsłynniejszego biografa brytyjskiej rodziny królewskiej- Andrew Mortona. To jemu jako pierwszemu zwierzyła się ze swoich myśli księżna Diana w 1992 roku, co wstrząsnęło całym światem. W tej książce autor przedstawia życie sióstr od najmłodszych lat, aż po śmierć Małgorzaty dwadzieścia lat temu. Poznacie tutaj zarówno zdarzenia ważne dla kraju i świata, jak i mnóstwo drobnych szczegółów z ich prywatnego życia. Autor skupia się zdecydowanie na różnicach między Elżbietą i Małgorzatą, zarówno tych wynikających z ich natury, jak i nabytych gdzieś po drodze. Trzeba przyznać, że były one wychowywane dość odmiennie, oczywiście ze względu na przyszłą rolę Elżbiety. Jednak mimo to, zawsze były sobie bliskie, mogły na siebie liczyć w najtrudniejszych momentach i nie było między nimi wielkich rozłamów. Ale czy na pewno? 😉 Sama postać Małgorzaty zasługuje na uwagę, a przyznam, że niewiele wiedziałam o niej w...
00
DorotaMagdalena
(edytowany)

Z braku laku…

Jak zawsze Mortona lekko i łatwo się czyta. Czy jego wnioski i opinie są wiarygodne trudno powiedzieć,ale jest to nieco inne niż zwykle ujęcie powszechnie znanych faktów dotyczących relacji rodzinnych w BRK.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu Eli­za­beth & Mar­ga­reth: The In­ti­ma­te World of the Wind­sor Si­sters
Prze­kład EMI­LIA SKOW­RO­ŃSKA
Wy­daw­ca KA­TA­RZY­NA RUDZ­KA
Re­dak­tor pro­wa­dzący ADAM PLUSZ­KA
Re­dak­cja FI­LIP FIE­REK
Ko­rek­ta JAN JA­RO­SZUK, BE­ATA WÓJ­CIK
Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wych ANNA POL
Ko­or­dy­na­tor­ka pro­duk­cji PAU­LI­NA KU­REK
Zdjęcia na okład­ce © Li­bra­ry of Con­gress / Cor­bis / VCG via Get­ty Ima­ges © Da­ily He­rald Ar­chi­ve / SSPL / Get­ty Ima­ges
Ła­ma­nie
Eli­za­beth & Mar­ga­reth: The In­ti­ma­te World of the Wind­sor Si­sters Co­py­ri­ght © 2021 by An­drew Mor­ton Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Emi­lia Skow­ro­ńska Co­py­ri­ght © for the po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Mar­gi­ne­sy, War­sza­wa 2022
War­sza­wa 2022 Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-67262-86-6
Wy­daw­nic­two Mar­gi­ne­sy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skie­go 11A 01-527 War­sza­wa tel. 48 22 663 02 75re­dak­cja@mar­gi­ne­sy.com.pl
www.mar­gi­ne­sy.com.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Dla Ali i Ly­dii, sióstr i przy­ja­ció­łek na całe ży­cie!

Wstęp

SIO­STRA, PRZY­JA­CIÓ­ŁKA, SĘDZIA

Spra­wy mia­ły się te­raz ina­czej. Ko­niec z „Li­li­bet to, Li­li­bet tam­to”, ze swo­bod­ny­mi sto­sun­ka­mi dwóch sióstr zjed­no­czo­nych prze­ciw­ko świa­tu. Po­ja­wił się mi­ędzy nimi dy­stans, nie­znacz­ny i le­d­wo za­uwa­żal­ny, ale jed­nak dy­stans. Zmniej­szał się, gdy były tyl­ko we dwie. Z ko­lei w oto­cze­niu słu­żby i in­nych osób wy­czu­wa­ło się for­mal­no­ść. Kie­dy inni mó­wi­li: „Two­ja sio­stra”, ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta od­po­wia­da­ła wy­nio­śle: „Masz na my­śli kró­lo­wą”. Daw­niej mia­ły wspól­ną sy­pial­nię, te­raz dzie­lił ich za­stęp stró­żów od pa­pier­ko­wej ro­bo­ty, któ­rzy od chwi­li nie­daw­ne­go wy­nie­sie­nia ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty na tron od­mie­rza­li ka­żdą mi­nu­tę jej na­pi­ęte­go har­mo­no­gra­mu. Nie było już mowy o nie­za­po­wie­dzia­nych od­wie­dzi­nach – Lo­uis Mo­unt­bat­ten, bo­ha­ter wo­jen­ny, do­rad­ca, in­try­gant i ogól­nie czło­wiek wścib­ski, z tru­dem po­zbył się tego na­wy­ku.

Ma­łgo­rza­ta do­ło­ży­ła sta­rań, by wy­brać od­po­wied­nią chwi­lę. W ten zi­mo­wy gru­dnio­wy dzień 1952 roku nowa kró­lo­wa, któ­ra za chwi­lę mia­ła udać się do San­drin­gham na Boże Na­ro­dze­nie, świ­ęto­wa­ne co roku w ro­dzin­nym gro­nie, za­po­zna­wa­ła się wła­śnie ze szcze­gó­ła­mi ce­re­mo­nii ko­ro­na­cyj­nej. Ksi­ężnicz­kę po­pro­wa­dził obok dzieł Ca­na­let­ta i ob­ra­zu Dia­na i Ak­te­on Ga­ins­bo­ro­ugh ubra­ny w czer­wo­ną li­be­rię słu­żący i od­po­wied­nio ją za­po­wie­dział przed we­jściem do oka­za­łe­go Bel­gian Su­ite w pa­ła­cu Buc­kin­gham. Przy­wi­ta­ła się z sio­strą sło­wa­mi „Wa­sza Kró­lew­ska Mość”, po czym nie­śmia­ło się ukło­ni­ła i po­ca­ło­wa­ła Li­li­bet w oba po­licz­ki. Po­tem, za na­mo­wą kró­lo­wej, usia­dła na obi­tym zło­tym je­dwa­biem szez­lon­gu w sa­lo­nie. Już na pierw­szy rzut oka było wi­dać, że są sio­stra­mi – ka­żda mia­ła na so­bie skrom­ną dzien­ną su­kien­kę, sznur pe­reł i od­po­wied­nio do­pa­so­wa­ną brosz­kę. W dzie­ci­ństwie ubie­ra­no je iden­tycz­nie. Po­tem też cza­sem wy­gląda­ły tak samo.

Ma­łgo­rza­ta mu­sia­ła przy­znać się do cze­goś sio­strze. Po­wie­dzia­ła jej, że za­ko­cha­ła się w ofi­ce­rze Pe­te­rze Town­sen­dzie, by­łym ko­niu­szym ich ojca, obec­nie cie­szącym się szla­chet­nym ty­tu­łem kon­tro­le­ra dwo­ru kró­lo­wej mat­ki, a więc dru­gim w ko­lej­no­ści za­rząd­cą co­dzien­nych spraw ad­mi­ni­stra­cyj­nych nie­daw­no owdo­wia­łej mo­nar­chi­ni. Wy­so­ki, szczu­pły, z prze­szy­wa­jący­mi sza­ro­nie­bie­ski­mi ocza­mi i nie­wzru­szo­nym spoj­rze­niem, w ka­żdym calu był bo­żysz­czem ko­biet – a do tego praw­dzi­wym bo­ha­te­rem wo­jen­nym. Na­le­żał do tak zwa­nych Nie­licz­nych, pi­lo­tów bi­twy o An­glię, któ­rzy oca­li­li na­ród przed na­zi­stow­skim pod­bo­jem, a jego nie­bie­ski mun­dur RAF-u zdo­bi­ły me­da­le świad­czące o nie­zwy­kłej od­wa­dze.

Od lu­te­go tego roku, kie­dy przed­wcze­śnie zma­rł król Je­rzy VI, Ma­łgo­rza­ta co­raz częściej przyj­mo­wa­ła po­moc ze stro­ny Town­sen­da i w ten spo­sób pró­bo­wa­ła po­ra­dzić so­bie z ota­cza­jącym ją mro­kiem. Whi­sky, ta­blet­ki, leki uspo­ka­ja­jące i pa­pie­ro­sy nie­do­sta­tecz­nie ła­go­dzi­ły ból. Wy­da­wa­ło się, że tyl­ko Pe­ter – ko­jący, spo­koj­ny, ła­god­ny – po­tra­fi po­pra­wić jej na­strój.

Wpa­dli so­bie w oko na dłu­go przed śmier­cią kró­la, któ­ra jesz­cze ich do sie­bie zbli­ży­ła. W tym pierw­szym bez­tro­skim okre­sie Ma­łgo­rza­ta roz­śmie­sza­ła Pe­te­ra, on zaś da­wał jej po­czu­cie bez­pie­cze­ństwa i pew­no­ści. Zwie­rza­li się so­bie i wza­jem­nie się po­cie­sza­li, aż w ko­ńcu ich przy­ja­źń za­mie­ni­ła się w coś wi­ęcej – znacz­nie, znacz­nie wi­ęcej.

Ma­łgo­rza­ta spo­tka­ła się z sio­strą by­naj­mniej nie dla­te­go, że Pe­ter był od niej o szes­na­ście lat star­szy i miał dwóch sy­nów w wie­ku szkol­nym. Nie, sie­dzia­ła tu te­raz ze zło­żo­ny­mi ręka­mi, skrom­na, bez śla­du swej zwy­czaj­nej te­atral­no­ści, bo chcia­ła omó­wić na­stęp­stwa jego zbli­ża­jące­go się roz­wo­du z żoną Ro­se­ma­ry.

Li­sto­pad 1949 roku. Olśnie­wa­jące, oby­te w świe­cie ksi­ężnicz­ki Elżbie­ta i Ma­łgo­rza­ta uczest­ni­czą w Roy­al Va­rie­ty Per­for­man­ce w lon­dy­ńskim Co­li­seum, ogląda­jąc wy­stępy ko­mi­ka Mi­cha­ela Ben­ti­ne’a i fran­cu­skie­go pio­sen­ka­rza Mau­ri­ce’a Che­va­lie­ra.

Od­kąd w li­sto­pa­dzie po­przed­nie­go roku zło­żył po­zew o roz­wód, po ci­chu, nie­ofi­cjal­nie i bar­dzo nie­śmia­ło roz­ma­wia­li o swo­im zwi­ąz­ku w ja­kie­jś od­le­głej przy­szło­ści. Choć Pe­ter Town­send nie po­no­sił winy za roz­pad ma­łże­ństwa, miał zo­stać nie­uchron­nie uzna­ny za roz­wod­ni­ka. Sło­wo na „R” za­wi­sło mi­ędzy sio­stra­mi jak od­bez­pie­czo­ny gra­nat i obie zda­ły so­bie spra­wę z jego strasz­ne­go zna­cze­nia. Na iro­nię za­kra­wał fakt, że spra­wa ta zo­sta­ła po raz pierw­szy po­ru­szo­na wła­śnie w Bel­gian Su­ite, w któ­rym miesz­kał ich stryj Da­wid, Edward VIII, pod­czas swe­go krót­kie­go pa­no­wa­nia, za­nim ab­dy­ko­wał z mi­ło­ści do dwu­krot­nie roz­wie­dzio­nej Ame­ry­kan­ki, Wal­lis War­field Simp­son.

Zgod­nie z Usta­wą o ma­łże­ństwach kró­lew­skich z 1772 roku ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta, trze­cia w ko­lej­ce do tro­nu za ksi­ęciem Ka­ro­lem i ksi­ężnicz­ką Anną, na ślub z ja­kim­kol­wiek mężczy­zną, nie mó­wi­ąc już o roz­wod­ni­ku, mu­sia­ła uzy­skać zgo­dę kró­lo­wej. Obie wie­dzia­ły, że ich Ko­ściół po­tępia roz­wo­dy. Jako ob­ro­ńczy­ni wia­ry kró­lo­wa mia­ła za­sa­dy, od któ­rych nie mo­gła od­stąpić. W isto­cie, gdy­by cho­ra wów­czas kró­lo­wa Ma­ria zo­sta­ła wta­jem­ni­czo­na w spra­wę, jej wer­dykt by­łby jed­no­znacz­ny. Wręcz sły­sza­ły te­raz jej głos.

Ale cza­sy się zmie­nia­ły. Czy Li­li­bet po­zwo­li swo­jej młod­szej sio­strze na ślub z roz­wod­ni­kiem? Szczęście i ży­cie Ma­łgo­rza­ty znaj­do­wa­ło się w jej mi­ęk­kich ró­żo­wych dło­niach. Star­sza sio­stra przez całe ży­cie osądza­ła Ma­łgo­rza­tę. A te­raz, gdy zo­sta­ła kró­lo­wą, sta­ła się też wład­czy­nią jej ży­cia. Ta nie­zmier­nie wa­żna de­cy­zja mia­ła na za­wsze okre­ślić i ukszta­łto­wać ży­cie i re­pu­ta­cję obu ko­biet.

***

Ma­łgo­rza­ta przy­gląda­ła się uwa­żnie sio­strze, zdzi­wio­na, że nie do­strze­gła na jej twa­rzy wy­ra­zu za­sko­cze­nia. My­śla­ła, że jej i Pe­te­ro­wi uda­ło się utrzy­mać dys­kre­cję, ale naj­wy­ra­źniej nie za­cho­wa­li ostro­żno­ści i lu­dzie za­częli plot­ko­wać. Sko­ro na­wet sio­stra wie­dzia­ła, co się świ­ęci, inni tym bar­dziej opo­wia­da­li so­bie ró­żne barw­ne szcze­gó­ły.

***

Kró­lo­wa nie zdra­dza­ła co praw­da swo­ich emo­cji, ale było oczy­wi­ste, że tego ro­dza­ju wia­do­mo­ści są nie­mi­le wi­dzia­ne przed pla­no­wa­ną na czer­wiec ko­ro­na­cją. Ab­so­lut­nie nic nie mo­gło od­wró­cić uwa­gi od tej chwi­li, po­strze­ga­nej przez wie­lu jako klu­czo­wy mo­ment rządów mo­nar­chy. Zna­ła i lu­bi­ła Pe­te­ra Town­sen­da i do­ce­nia­ła jego spo­koj­ne po­de­jście do kłó­tli­we­go ojca. Nie­kie­dy, w przy­pły­wie uczuć, król mó­wił o nim jak o synu, któ­re­go ni­g­dy nie miał.

Kró­lo­wa była roz­dar­ta. W mrocz­nym okre­sie jej wła­sne­go ży­cia, kie­dy oj­ciec po­pro­sił ją, by to­wa­rzy­szy­ła mu w pod­ró­ży do Po­łu­dnio­wej Afry­ki i zo­sta­wi­ła swo­je­go uko­cha­ne­go, ksi­ęcia Fi­li­pa, wła­śnie Mar­go oka­zy­wa­ła jej nie­za­chwia­ną lo­jal­no­ść, za­wsze sta­wa­ła po jej stro­nie i chwa­li­ła Fi­li­pa przed ro­dzi­ca­mi. Po­nad­to przy­pa­dek Town­sen­da to prze­cież zu­pe­łnie inna sy­tu­acja niż ze znie­na­wi­dzo­ną przez ro­dzi­nę kró­lew­ską Wal­lis Simp­son; Pe­ter był po­pu­lar­ny w pa­ła­cu, po­dzi­wia­no go i sza­no­wa­no za wo­jen­ne osi­ągni­ęcia, spo­koj­ne uspo­so­bie­nie oraz zdol­no­ści or­ga­ni­za­cyj­ne.

Elżbie­ta mia­ła się więc nad czym za­sta­na­wiać. Te­raz nie była już tyl­ko star­szą sio­strą Ma­łgo­rza­ty. Zo­sta­ła kró­lo­wą, na któ­rej spo­czy­wa­ją kon­sty­tu­cyj­ne obo­wi­ąz­ki i po­win­no­ści. Mar­go nie pro­si­ła o for­mal­ną zgo­dę na ma­łże­ństwo. Na ra­zie. Mia­ła na­dzie­ję, że Town­send będzie częściej uczest­ni­czył w spo­tka­niach ro­dzin­nych, aby w ten spo­sób po­zo­sta­li człon­ko­wie dwo­ru prze­ko­na­li się, że ona i Pe­ter do sie­bie pa­su­ją. Obo­je li­czy­li się z tym, że na wszyst­ko po­trze­ba wi­ęcej cza­su. Ma­łgo­rza­ta dała sio­strze do zro­zu­mie­nia, że tym­cza­sem za­do­wo­li się tymi nie­wiel­ki­mi przy­wi­le­ja­mi, a nie ca­łko­wi­tym po­par­ciem ma­łże­ństwa.

Elżbie­ta wyj­rza­ła przez okno na pa­ła­co­wy ogród. Ma­łgo­rza­ta uśmiech­nęła się w du­chu, bo wie­dzia­ła, że sio­stra zwy­kle tak robi, za­nim po­dej­mie ja­kąkol­wiek de­cy­zję. Po­zła­ca­ny ze­gar ko­min­ko­wy gło­śno ty­kał. Na­gle kró­lo­wa po­wie­dzia­ła, że wpa­dła na pe­wien po­my­sł.

1

WSCHÓD SŁO­ŃCA I KSI­ĘŻY­CA

Być może je­dy­ną rze­czą, któ­rą oby­dwaj, Da­wid i Ber­tie, się pa­sjo­no­wa­li, było żywe za­in­te­re­so­wa­nie modą. Je­den był krzy­kli­wym ele­gan­tem, pre­fe­ru­jącym wzo­rzy­ste swe­try, dwu­ko­lo­ro­we buty i pod­wi­ni­ęte spodnie. Dru­gi ubie­rał się bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nie i pie­czo­ło­wi­cie do­pa­so­wy­wał gar­de­ro­bę, spędza­jąc wie­le go­dzin w pra­cow­niach mody i u kraw­ców na szki­co­wa­niu pro­jek­tów, wy­pró­bo­wu­jąc nowe po­my­sły stro­jów, któ­re mo­żna by no­sić na dwo­rze i pod­czas uro­czy­sto­ści pa­ństwo­wych, a na­wet po­my­sły ko­stiu­mów pan­to­mi­micz­nych[1].

Ró­żni­li się z ko­lei cha­rak­te­rem i tem­pe­ra­men­tem; je­den zo­stał wy­cho­wa­ny dla świa­tła sło­necz­ne­go, dru­gi dla cie­nia. Je­den za­cho­wy­wał się bar­dziej mło­dzie­ńczo i bez­tro­sko, miał gład­ką skó­rę i rzad­ko się go­lił, był drob­nej bu­do­wy, ale od­zna­czał się żwa­wym cho­dem i nie­spo­ży­tą ener­gią. Dru­gi był wątły, ner­wo­wy, skłon­ny do ir­ra­cjo­nal­nych wy­bu­chów i cier­piał na wie­le wy­nisz­cza­jących cho­rób, po­cząw­szy od pro­ble­mów żo­łąd­ko­wych, przez po­wa­żne jąka­nie się, aż po ci­ągłe mru­ga­nie i tiki, któ­re po­wo­do­wa­ły opa­da­nie ust. Je­den im­pre­zo­wał do bia­łe­go rana, uwo­dził sa­mot­ne, za­mężne ko­bie­ty i nie­na­wi­dził ojca. Dru­gi się przed oj­cem ugi­ął, zde­cy­do­wał na ma­łże­ństwo z roz­sąd­ku i „bar­dziej sta­tecz­ny styl kró­lew­ski”. Oj­ciec za­wsze ubo­le­wał, że o ile je­den utrwa­la wła­ści­wy ob­raz mo­nar­chii, „ide­ał baj­ko­wej at­mos­fe­ry za­ci­sza do­mo­we­go”, o tyle dru­gi „podąża zły­mi ście­żka­mi”[2]. Na­wet Wal­lis War­field Simp­son, ame­ry­ka­ńska ko­chan­ka ksi­ęcia Wa­lii, za­uwa­ży­ła od­mien­ne tem­pe­ra­men­ty obu bra­ci: jej ko­cha­nek był „pe­łen en­tu­zja­zmu i elo­kwent­ny... a ksi­ążę Yor­ku ci­chy, nie­śmia­ły”[3].

Wy­bo­ry do­ko­na­ne przez tych dwóch bra­ci – Da­wi­da, naj­star­sze­go syna i dzie­dzi­ca dy­na­stii Wind­so­rów, oraz Ber­tie­go, jego młod­sze­go o za­le­d­wie osiem­na­ście mie­si­ęcy bra­ta – mia­ły zna­cząco ukszta­łto­wać przy­szło­ść rodu, a przy oka­zji ca­łko­wi­cie od­mie­nić los có­rek Ber­tie­go: Elżbie­ty – Li­li­bet, jak ją na­zy­wa­no w ro­dzi­nie – i Ma­łgo­rza­ty. Ich dzia­dek, król Je­rzy V, miał złe prze­czu­cia co do przy­szło­ści swej ro­dzi­ny, na­wet gdy w 1935 roku świ­ęto­wał swój srebr­ny ju­bi­le­usz. Kie­dy jego naj­star­szy syn i na­stęp­ca, ksi­ążę Wa­lii, miał już czter­dzie­ści lat, a mimo to jesz­cze się nie oże­nił i tym sa­mym nie za­bez­pie­czył przy­szło­ści dy­na­stii, król stwier­dził ze smut­kiem: „Po mo­jej śmier­ci ten chło­pak [przy­szły Edward VIII] znisz­czy sam sie­bie w ci­ągu dwu­na­stu mie­si­ęcy. Mo­dlę się do Boga, żeby mój naj­star­szy syn ni­g­dy się nie oże­nił i nie miał dzie­ci, i żeby nic nie sta­nęło Ber­tie­mu i Li­li­bet na dro­dze do tro­nu”[4].

***

Mo­dli­twy kró­la zo­sta­ły wy­słu­cha­ne. To wła­śnie ab­dy­ka­cja Edwar­da VIII, któ­ry za­pra­gnął po­ślu­bić Wal­lis War­field Simp­son, mia­ła prze­obra­zić ży­cie bra­ta i jego có­rek i już na za­wsze od­mie­nić re­la­cje ro­dzin­ne. Za spra­wą de­cy­zji stry­ja sio­stry zna­la­zły się do­ży­wot­nio w ob­jęciach mo­nar­chii, co jesz­cze sil­niej ukszta­łto­wa­ło to, kim były i kim się sta­ły.

W po­wszech­nej wy­obra­źni ka­żdy czło­nek rodu Wind­so­rów jest prze­śla­do­wa­ny przez cień – po­dob­nie było w przy­pad­ku Da­wi­da i Ber­tie­go. Do­bry kon­tra zły czło­nek ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Bun­tow­ni­czy eks­tra­wer­tyk kon­tra roz­sąd­ny in­tro­wer­tyk. Wil­liam – uczci­wy i god­ny za­ufa­nia, Har­ry – nie­po­słusz­ny. Dia­na była skrom­na, a Fer­gie ci­ągle szu­ka­ła kło­po­tów. Sło­ńce i ksi­ężyc. Ta­kie ste­reo­ty­py często rów­nie wie­le ma­sku­ją, co od­sła­nia­ją. Mimo to ka­żde z pary kró­lew­skie­go ro­dze­ństwa – jak to zresz­tą się dzie­je w przy­pad­ku wszyst­kich ro­dze­ństw – żywi się tą asy­me­trią i zaj­mu­je psy­chicz­ną prze­strzeń po­zo­sta­wio­ną przez sio­strę lub bra­ta.

Jak po­wie­dzia­ła ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta swo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi, pi­sa­rzo­wi Gore’owi Vi­da­lo­wi: „Kie­dy jed­na z dwóch sióstr jest kró­lo­wą, któ­ra musi być źró­dłem cnót i wszyst­kie­go, co do­bre, dru­giej nie po­zo­sta­je nic in­ne­go, jak stać się ogni­skiem naj­bar­dziej twór­czej zło­śli­wo­ści, złą sio­strą”[5]. Bez wąt­pie­nia dzi­ęki za­cho­wa­niu Ma­łgo­rza­ty jej sio­stra cza­sem błysz­cza­ła, ale i tak ta pierw­sza bez tru­du za­jęła w ro­dzi­nie po­zy­cję czar­nej owcy. Nic so­bie z tego jed­nak nie ro­bi­ła. Jak sama kie­dyś za­uwa­ży­ła: „Moją ra­do­ścią jest nie­po­słu­sze­ństwo”[6].

Ma­łgo­rza­ta była wy­star­cza­jąco sa­mo­świa­do­ma, by do­strzec sub­tel­ną ró­żni­cę mi­ędzy kre­owa­nym przez me­dia ob­ra­zem oso­by za­zdro­snej o po­zy­cję kró­lo­wej a bar­dziej zło­żo­nym kon­flik­tem we­wnętrz­nym mło­dej ko­bie­ty, któ­ra nie­ustan­nie po­zo­sta­je w cie­niu star­szej sio­stry: „Ni­g­dy nie cier­pia­łam z tego po­wo­du, że je­stem dru­gim dziec­kiem. Prze­szka­dzał mi jed­nak fakt, że za­wsze ob­sa­dza­no mnie w roli młod­szej sio­stry”[7]. Jak prze­ni­kli­wie za­uwa­żył je­den z jej przy­ja­ciół: „Po­strze­ga sie­bie ra­czej jako cór­kę kró­la niż sio­strę kró­lo­wej”[8]. Wy­ni­ka­ło­by stąd, że po ko­ro­na­cji Elżbie­ty Ma­łgo­rza­ta uzna­wa­ła się za głów­ną część ro­dzi­ny kró­lew­skiej, a nie za oso­bę o pod­rzęd­nym sta­tu­sie. Ni­g­dy nie da­wa­ła do zro­zu­mie­nia, że chcia­ła­by za­mie­nić się z sio­strą. Ka­żde­mu po­wta­rza­ła, że jej ży­cio­wa rola po­le­ga na wspie­ra­niu kró­lo­wej, któ­ra z ra­cji pe­łnio­nej funk­cji dźwi­ga na swo­ich bar­kach ogrom­ny ci­ężar. Kie­dyś za­uwa­ży­ła: „Czy to nie szczęście, że Li­li­bet jest star­sza?”[9]. Pod­czas gdy Ma­łgo­rza­tę iry­to­wa­ły ogra­ni­cze­nia kró­lew­skie­go ży­cia, Elżbie­ta po­słusz­nie je za­ak­cep­to­wa­ła.

Sio­stry ró­żni­ły się w po­glądach i kłó­ci­ły się w spra­wach bła­hych i wa­żnych, ale też się ko­cha­ły. Owo na­pi­ęcie mi­ędzy uczu­ciem a dy­stan­sem, głębo­ką mi­ło­ścią a za­zdro­ścią, zde­fi­nio­wa­ło w ca­ło­ści pry­wat­ny świat Elżbie­ty i Ma­łgo­rza­ty.

***

I Elżbie­ta, i Ma­łgo­rza­ta przy­szły wpraw­dzie na świat dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go dnia mie­si­ąca, ale ich na­ro­dzin nic wi­ęcej nie łączy­ło.

Pierw­sza uro­dzi­ła się 21 kwiet­nia 1926 roku w May­fa­ir w Lon­dy­nie jako cór­ka Al­ber­ta, ów­cze­sne­go ksi­ęcia Yor­ku, i Elżbie­ty Bo­wes-Lyon. Rok ten oka­zał się trud­ny dla Wiel­kiej Bry­ta­nii do­tkni­ętej cha­osem w prze­my­śle i straj­kiem ge­ne­ral­nym, któ­ry miał prze­jść do hi­sto­rii. Wo­kół pla­no­wa­nych na­ro­dzin Elżbie­ty zdąży­ło na­ro­snąć duże za­in­te­re­so­wa­nie opi­nii pu­blicz­nej, po­nie­waż jej przy­jście na świat sta­no­wi­ło od­wró­ce­nie uwa­gi od na­ro­do­we­go kry­zy­su. Gdy o 2.40 nad ra­nem po­ród przez ce­sar­skie ci­ęcie się za­ko­ńczył, przed Bru­ton Stre­et 17 kłębił się tłum. Zgod­nie ze sta­rą tra­dy­cją przy ca­łym zda­rze­niu obec­ny był mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych sir Wil­liam Joyn­son-Hicks, któ­ry miał do­pil­no­wać, by nie za­mie­nio­no dzie­ci[10]. Wkrót­ce nie­bie­sko­okie nie­mow­lę sta­ło się po­tężnym sym­bo­lem ro­dzi­ny, ci­ągło­ści i pa­trio­ty­zmu.

Mniej wi­ęcej mie­si­ąc pó­źniej, 19 maja, pod­czas po­pro­wa­dzo­nej przez Co­smę Gor­do­na Lan­ga, ar­cy­bi­sku­pa Yor­ku, ce­re­mo­nii w pry­wat­nej ka­pli­cy w pa­ła­cu Buc­kin­gham, Elżbie­ta Alek­san­dra Ma­ria zo­sta­ła ochrzczo­na. Za­in­te­re­so­wa­nie małą ksi­ężnicz­ką było tak duże, że aby zo­ba­czyć słyn­ne nie­mow­lę, pod­eks­cy­to­wa­ni ga­pie przedar­li się przez kor­don po­li­cji usta­wio­ny przed pa­ła­cem. Jej wy­jąt­ko­we imię su­ge­ro­wa­ło, że kie­dyś wstąpi na tron – mimo iż zgod­nie z Usta­wą o na­stęp­stwie tro­nu z 1701 roku po przy­jściu w przy­szło­ści na świat po­tom­ka stry­ja Da­wi­da wy­da­wa­ło się to mało praw­do­po­dob­ne. Bądź co bądź wszy­scy za­cho­wy­wa­li się tak, jak­by Elżbie­ta sta­no­wi­ła wiel­ką obiet­ni­cę dla kra­ju, a jed­na z ga­zet za­uwa­ży­ła na­wet: „Mo­żli­wo­ść, że w tej ma­łej nie­zna­jo­mej z Bru­ton Stre­et może kryć się przy­szła kró­lo­wa Wiel­kiej Bry­ta­nii (a może na­wet dru­ga kró­lo­wa Elżbie­ta), jest do­sta­tecz­nie in­try­gu­jąca”[11].

Za spra­wą na­ro­dzin cór­ki jej ro­dzi­ce, wio­dący do­tąd względ­nie spo­koj­ne kró­lew­skie ży­cie, tra­fi­li na pierw­sze stro­ny ga­zet i cza­so­pism. Kil­ka ty­go­dni po po­ja­wie­niu się Elżbie­ty na chod­ni­ku przed lon­dy­ńską re­zy­den­cją ksi­ęcia i ksi­ężnej Yor­ku na­dal sta­ło tak wie­lu fa­nów, że wó­zek na co­dzien­ny spa­cer wy­pro­wa­dza­no nie­kie­dy tyl­nym wy­jściem. Z cza­sem jej mat­ka za­częła nie­po­ko­ić się tym wzmo­żo­nym za­in­te­re­so­wa­niem. Pó­źniej na­pi­sa­ła do swo­jej te­ścio­wej, kró­lo­wej Ma­rii: „Prze­ra­ża mnie fakt, że lu­dzie tak bar­dzo ją ko­cha­ją. Przy­pusz­czam, że to coś do­bre­go, i mam na­dzie­ję, że będzie tego god­na, moja bied­na mała dziew­czyn­ka”[12].

Nie tyl­ko zwy­kli lu­dzie po­świ­ęca­li Elżbie­cie wie­le uwa­gi. Od sa­me­go po­cząt­ku ogrom­ną sym­pa­tią da­rzył dziew­czyn­kę jej wy­bu­cho­wy dzia­dek, król Je­rzy V. Wkrót­ce za­częły krążyć opo­wie­ści o tym, jak to mały anio­łek za­skar­bił so­bie przy­chyl­no­ść nie­ugi­ęte­go wład­cy. Król, o czym do­brze wie­dzia­no, wzbu­dzał strach u wła­snych dzie­ci i star­szych pra­cow­ni­ków. Elżbie­ta była jed­nak wy­jąt­kiem. Ar­cy­bi­skup Can­ter­bu­ry opo­wia­dał, jak pew­ne­go razu mo­nar­cha, któ­ry ba­wił się z wnucz­ką w ko­nia, po­zwo­lił jej ci­ągnąć za swo­ją siwą bro­dę i szu­rał ko­la­na­mi po podło­dze. „Lu­bił wła­snych dwóch wnu­ków, sy­nów ksi­ężnicz­ki Ma­rii – wspo­mi­na­ła hra­bi­na Air­lie – ale naj­wi­ęk­sze uczu­cie ży­wił za­wsze do Li­li­bet. Ba­wił się z nią – ni­g­dy nie wi­dzia­łam, by ro­bił to z wła­sny­mi dzie­ćmi – i uwiel­biał mieć ją przy so­bie”[13]. Śle­dził ka­żdy jej naj­mniej­szy po­stęp – syna i sy­no­wą, któ­rzy znaj­do­wa­li się na po­kła­dzie pły­nące­go do Au­stra­lii stat­ku Re­nown, za­wia­da­miał na przy­kład, że wnucz­ce wy­rżnął się pierw­szy ząb. Był nią za­chwy­co­ny. Ma­jąc trzy lata, pod­czas Bo­że­go Na­ro­dze­nia spędza­ne­go w San­drin­gham, Elżbie­ta słu­cha­ła ko­lędy Whi­le She­pherds Wat­ched The­ir Flocks by Ni­ght i zwró­ci­ła uwa­gę na sło­wa: „Do was i ca­łej ludz­ko­ści”. Nie­win­nie oznaj­mi­ła: „Znam tego star­sze­go życz­li­we­go pana[*]. To ty, dziad­ku. Je­steś sta­ry i bar­dzo, bar­dzo miły”[14].

***

Mała Elżbie­ta za­wsze uwa­żnie słu­cha­ła „dziad­ka An­glii”, gdy ten z na­masz­cze­niem roz­pra­wiał o przy­zwo­ito­ści, po­win­no­ściach i ci­ężkiej pra­cy, cno­tach wzmac­nia­nych do­dat­ko­wo przez su­ro­wy re­żim w domu i od­da­ny ze­spół pra­cow­nic po­ko­ju dla dzie­ci: pia­stun­kę Cla­rę Kni­ght zna­ną jako Alah, mie­dzia­no­wło­są Szkot­kę Mar­ga­ret „Bobo” Mac­Do­nald, a pó­źniej ta­kże jej sio­strę Ruby. Na sta­now­cze ży­cze­nie kró­lo­wej Ma­rii Elżbie­ta od sa­me­go po­cząt­ku była szko­lo­na na wzo­ro­wą ksi­ężnicz­kę. „Na­ucz­cie to dziec­ko, żeby się nie wier­ci­ło!” – żąda­ła ci­ągle bab­ka. Alah nie­stru­dze­nie uczy­ła trzy­let­nią Elżbie­tę, że musi stać ab­so­lut­nie nie­ru­cho­mo jak mar­mu­ro­wy po­sąg. Kie­sze­nie we wszyst­kich jej su­kien­kach były za­szy­te, żeby nie trzy­ma­ła w nich rąk, nie wol­no jej było też się gar­bić i po­ru­szać dło­ńmi. Na­uczy­ła się od­po­wia­dać na sa­lu­to­wa­nie, ma­chać ręką w bia­łej ręka­wicz­ce z bal­ko­nu lub otwar­te­go okna sa­mo­cho­du, uprzej­mie po­zo­wać fo­to­gra­fom i przez wie­le go­dzin pa­no­wać nad pęche­rzem. Pó­źniej do­wie­dzia­ła się, jak na­le­ży się zwra­cać do ar­cy­bi­sku­pa Can­ter­bu­ry i pre­mie­ra. Je­śli spe­łnia­ła wy­ma­ga­nia Alah, w na­gro­dę do­sta­wa­ła ciast­ko[15]. Za złe za­cho­wa­nie bito ją po no­dze. Na­wet jak na ów­cze­sne stan­dar­dy dzie­ci­ństwo ma­łej ksi­ężnicz­ki było stłam­szo­ne i po­zba­wio­ne uczuć, a do­ro­śli za­chęca­li ją do ule­gło­ści i po­słu­sze­ństwa.

Już jako małe dziec­ko Elżbie­ta na­uczy­ła się, że musi za­cho­wy­wać się z gra­cją, kła­niać się i dy­gać przed do­ro­sły­mi, ni­g­dy nie tra­cić nad sobą pa­no­wa­nia i z ni­kim się zbyt­nio nie spo­ufa­lać. Wszyst­ko w jej sztyw­no kon­tro­lo­wa­nym ży­ciu dzia­ła­ło jak w ze­gar­ku – od śnia­da­nia o 7.30 do pó­jścia spać o 19.15[16]. Krót­ko mó­wi­ąc, pierw­sze lata ży­cia spędzi­ła jako chro­nio­ne, uprzy­wi­le­jo­wa­ne dziec­ko z wpo­jo­ną po­trze­bą sa­mo­dy­scy­pli­ny, świa­do­me po­win­no­ści wy­ni­ka­jących z zaj­mo­wa­nej po­zy­cji.

Choć jej su­ro­we i pod­da­ne wie­lu ry­go­rom dzie­ci­ństwo ce­cho­wa­ło się wie­lo­ma oczy­wi­sty­mi ogra­ni­cze­nia­mi, Elżbie­ta cie­szy­ła się też pew­ny­mi przy­wi­le­ja­mi, wi­docz­ny­mi jed­nak cza­sem głów­nie z per­spek­ty­wy do­ro­słe­go. Prze­miesz­cza­ła się li­mu­zy­na­mi mi­ędzy ró­żny­mi kró­lew­ski­mi zam­ka­mi, pa­ła­ca­mi i do­ma­mi, a pod­czas tych pod­ró­ży to­wa­rzy­szy­ła jej mała ar­mia lo­ka­jów, słu­żących, po­ko­jó­wek i szo­fe­rów. Na Boże Na­ro­dze­nie i w dniu uro­dzin była za­sy­py­wa­na pre­zen­ta­mi, często wy­sy­ła­ny­mi jej przez zwy­kłych, skrom­nie ży­jących lu­dzi. Gdy mia­ła czte­ry lata, otrzy­ma­ła od dziad­ka swo­je­go pierw­sze­go kuca sze­tlandz­kie­go, Peg­gy, i wkrót­ce po­tem roz­po­częła lek­cje jaz­dy kon­nej. Ile­kroć po­ja­wia­ła się pu­blicz­nie, tłu­my lu­dzi za­trzy­my­wa­ły się, uśmie­cha­ły, wi­wa­to­wa­ły, a na­wet wy­ma­chi­wa­ły fla­ga­mi na jej cze­ść. Dzie­ci­ństwo upły­wa­ło jej więc w na­pi­ęciu mi­ędzy wiel­ką uwa­gą a rów­nie wiel­ką izo­la­cją. Wy­cho­wy­wa­no ją ra­czej jak małą do­ro­słą niż jak dziec­ko. Po­tem, rów­nież jako za­le­d­wie czte­ro­lat­ka, utra­ci­ła do­mi­nu­jącą po­zy­cję w po­ko­ju dzie­ci­ęcym.

***

Pod­czas gdy Elżbie­ta przy­szła na świat w cen­trum mod­ne­go May­fa­ir, w wy­god­nym domu przy Bru­ton Stre­et 17, jej sio­stra uro­dzi­ła się 21 sierp­nia 1930 roku w trak­cie gwa­łtow­nej bu­rzy, w „na­wie­dzo­nym” domu przod­ków, le­gen­dar­nym szkoc­kim zam­ku Gla­mis z ciem­ny­mi, kręty­mi ko­ry­ta­rza­mi, stro­my­mi ka­mien­ny­mi scho­da­mi, sy­pial­nia­mi pe­łny­mi prze­ci­ągów i wła­snym „po­two­rem”, któ­rym miał być oszpe­co­ny stwór ukry­wa­jący się w ta­jem­ni­czym po­ko­ju. Ow­szem, Elżbie­ta była „upra­gnio­nym” pierw­szym dziec­kiem, ale ksi­ążę i ksi­ężna mie­li na­dzie­ję, że tym ra­zem uro­dzi się chło­piec[17]. Nie za­sta­na­wia­li się na­wet nad że­ńskim imie­niem. Choć ro­dzi­com po­do­ba­ło się brzmie­nie ze­sta­wu imion Anna Ma­łgo­rza­ta, na pro­śbę kró­lo­wej Ma­rii, któ­ra chcia­ła, by pierw­sze imię wnucz­ki po­cho­dzi­ło od imie­nia jed­nej z kró­lo­wych Szko­cji, zde­cy­do­wa­li się na­zwać cór­kę Ma­łgo­rza­tą Różą.

Rano po na­ro­dzi­nach Ma­łgo­rza­ty Alah po­wie­dzia­ła Elżbie­cie, że w po­ko­ju mat­ki cze­ka na nią wiel­ka nie­spo­dzian­ka. Po do­tkni­ęciu rącz­ki swo­jej nowo na­ro­dzo­nej sio­stry Li­li­bet tak się ucie­szy­ła, że za­pro­wa­dzi­ła do po­ko­ju le­ka­rza Da­vi­da My­le­sa i po­wie­dzia­ła: „Zo­bacz moje dziec­ko, moje bar­dzo wła­sne dziec­ko!”[18]. Była tak pod­eks­cy­to­wa­na, że zna­le­zio­no ją pó­źniej koło szaf­ki z za­baw­ka­mi, przed któ­rą roz­ło­ży­ła nie­bie­ską ak­sa­mit­ną żabę, we­łnia­ne­go kró­li­ka, parę dro­go­cen­nych ta­ńczących la­lek, a ta­kże kil­ka ksi­ąże­czek z ob­raz­ka­mi. Ksi­ężnicz­ka ra­do­śnie ob­wie­ści­ła, że przy­go­to­wu­je za­baw­ki dla nie­mow­lęcia.

Od­da­nie Elżbie­ty nie ogra­ni­czy­ło się do sa­mych na­ro­dzin Ma­łgo­rza­ty. Pod­czas chrztu, któ­ry od­był się 30 pa­ździer­ni­ka, nie­mow­lę mia­ło na so­bie tę samą ko­ron­ko­wą sza­tę, w któ­rą czte­ry lata wcze­śniej ubra­no sio­strę. Wpa­tru­jąc się w Ma­łgo­rza­tę z uwiel­bie­niem, Elżbie­ta szep­nęła: „Na­zwę ją Pąkiem. Bo różą prze­cież jesz­cze nie jest”[19]. Sło­wa te mia­ły zy­skać wi­ęk­sze zna­cze­nie, ni­żby to wy­ni­ka­ło z in­ten­cji Elżbie­ty: Ma­łgo­rza­ta Róża na za­wsze po­zo­sta­ła pąkiem re­pre­zen­tu­jącym nie­spe­łnio­ny po­ten­cjał, kimś skrępo­wa­nym przez kon­we­nan­se i pra­gnącym roz­kwi­tu. Mimo że Ma­łgo­rza­ta, Elżbie­ta i ich mat­ka były na­zy­wa­ne „Trze­ma Bia­ły­mi Ró­ża­mi Yor­ku”[20], tak na­praw­dę tyl­ko Elżbie­ta uro­dzi­ła się kró­lew­ską „różą”, po­nie­waż to wła­śnie ją los miał uczy­nić kró­lo­wą.

Wraz z na­ro­dzi­na­mi dru­giej cór­ki ksi­ęcia Yor­ku świat za­czął po­świ­ęcać jesz­cze wi­ęcej uwa­gi Elżbie­cie jako praw­do­po­dob­nej na­stęp­czy­ni tro­nu. W Mu­zeum Ma­da­me Tus­saud za­pre­zen­to­wa­no jej wo­sko­wą fi­gu­rę na ku­cy­ku. Imię Elżbie­ty wid­nia­ło na pu­de­łkach cze­ko­la­dek, ście­recz­kach do na­czyń i bu­dyn­kach szpi­ta­li. Jej po­do­bi­znę umiesz­czo­no na no­wo­fun­dlandz­kim znacz­ku pocz­to­wym za sze­ść cen­tów. Skom­po­no­wa­ny przez Edwar­da El­ga­ra po­pu­lar­ny utwór za­ty­tu­ło­wa­ny Nur­se­ry Su­ite miał uczcić za­rów­no Elżbie­tę, jak i jej sio­strę oraz mat­kę. Je­den z re­gio­nów An­tark­ty­dy rząd au­stra­lij­ski na­zwał Zie­mią Ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty. Za­śle­pio­ny mi­ło­ścią oj­ciec za­czął po­rów­ny­wać dziew­czyn­kę do wspa­nia­łej kró­lo­wej Wik­to­rii. „Od pierw­szej chwi­li roz­mo­wy – po­wie­dział pi­sa­rzo­wi Osber­to­wi Si­twel­lo­wi – wy­ka­zy­wa­ła tyle cha­rak­te­ru, że nie spo­sób było nie za­sta­na­wiać się, czy hi­sto­ria się nie po­wtó­rzy”[21]. Dla ma­łej Ma­łgo­rza­ty, wci­ąż zbyt ma­łej, by mo­gła po­praw­nie wy­mó­wić pe­łne imię sio­stry, była ona po pro­stu „Li­li­bet”.

Po kil­ku la­tach, w 1933 roku, Li­li­bet z pe­łnym prze­ko­na­niem po­in­for­mo­wa­ła swo­ją młod­szą sio­strę: „Ja mam trzy, a ty czte­ry”. Zdu­mio­na Ma­łgo­rza­ta od­po­wie­dzia­ła: „Nie, nie­praw­da. Ja mam trzy lata, a ty sie­dem”. Nie mia­ła po­jęcia, że Elżbie­cie cho­dzi o ich po­zy­cje na li­ście suk­ce­sji. Już w wie­ku sied­miu lat Li­li­bet my­śla­ła więc o tro­nie – w prze­ci­wie­ństwie do swo­je­go stry­ja, a na­wet ojca. Uro­czy­ście za­po­wie­dzia­ła szkoc­kiej gu­wer­nant­ce Ma­rion „Craw­fie” Craw­ford: „Je­śli kie­dy­kol­wiek będę kró­lo­wą, wy­dam pra­wo za­bra­nia­jące je­ździć kon­no w nie­dzie­lę. Ko­nie też po­win­ny so­bie od­po­cząć”[22].

***

Elżbie­ta była za­jęta pla­no­wa­niem przy­szłych de­kre­tów, a tym­cza­sem krąży­ły plot­ki, że sko­ro lu­dzie nie mogą zo­ba­czyć Ma­łgo­rza­ty, to jest ona naj­wy­ra­źniej głu­cha i nie­ma. Tak bar­dzo zde­ner­wo­wa­ło to kró­la Je­rze­go, że kie­dy po któ­ry­mś ślu­bie Wind­so­ro­wie sta­li na bal­ko­nie pa­ła­cu Buc­kin­gham, schy­lił się, wzi­ął dziew­czyn­kę na ręce i po­sta­wił na ba­lu­stra­dzie. Po wie­lu la­tach Ma­łgo­rza­ta po­wie­dzia­ła swo­je­mu po­wier­ni­ko­wi Chri­sto­phe­ro­wi War­wic­ko­wi, że mia­ła lęk wy­so­ko­ści i całe to do­świad­cze­nie było dla niej „prze­ra­ża­jące”. Plot­ki jed­nak usta­ły.

W ro­dzi­nie kró­lew­skiej po­wszech­nie uwa­ża­no, że Ma­łgo­rza­ta jest pi­ęk­no­ścią o in­try­gu­jącej i nie­ustępli­wej oso­bo­wo­ści. Mat­ka z dumą opo­wia­da­ła Co­smie Lan­go­wi: „Ma duże nie­bie­skie oczy i że­la­zną wolę, czy­li wszyst­ko, cze­go po­trze­bu­je dama! I do­pó­ki będzie umia­ła ukry­wać swo­ją wolę i uży­wać tyl­ko oczu, do­pó­ty wszyst­ko będzie do­brze”[23].

Od razu sta­ło się ja­sne, że Ma­łgo­rza­ta jest có­recz­ką ta­tu­sia, mimo że nie za­cho­wu­je się tak do­brze jak jej star­sza sio­stra. Po obie­dzie często za­kra­da­ła się na dół, „jej mała pulch­na bu­zia za­gląda­ła” przez drzwi do ja­dal­ni, a na­stęp­nie dziew­czyn­ka wspi­na­ła się na ko­la­na ojca po łyk na­po­ju ga­zo­wa­ne­go lub ły­żecz­kę cu­kru[24]. Craw­fie, gu­wer­nant­ka obu sióstr, wspo­mi­na­ła: „Była jak za­ba­wecz­ka. Cie­pła i wy­lew­na, stwo­rzo­na do tu­le­nia i za­ba­wy”[25]. Szyb­ko oka­za­ło się, że Ma­łgo­rza­ta umie na­sta­wiać jed­ne­go ro­dzi­ca prze­ciw­ko dru­gie­mu. Kie­dy mia­ła czte­ry lata, po­de­szła do mat­ki, spoj­rza­ła na nią czu­le, dała jej bu­zia­ka i po­wie­dzia­ła: „Ma­mu­siu ko­cha­na, na­praw­dę mi się wy­da­je, że ko­cham ta­tu­sia bar­dziej niż cie­bie”[26].

Elżbie­ta na­tych­miast za­częła pil­no­wać swo­jej ży­wio­ło­wej młod­szej sio­stry, po­nie­waż za swój obo­wi­ązek uwa­ża­ła chro­nie­nie jej przed świa­tem ze­wnętrz­nym. Pew­ne­go razu, gdy do Elżbie­ty przy­sze­dł ka­pe­lan o wy­sta­jących zębach i za­py­tał ją, czy może zo­ba­czyć się z Ma­łgo­rza­tą, od­po­wie­dzia­ła: „Nie, bo prze­stra­szy się pa­ńskich zębów”[27].

***

We wcze­snym dzie­ci­ństwie obie sio­stry wio­dły bez­tro­skie ży­cie, od­izo­lo­wa­ne w ka­mien­nym czte­ro­kon­dy­gna­cyj­nym domu przy Pic­ca­dil­ly 145, o któ­rym mówi się po­wszech­nie, że to „pa­łac z nu­me­rem i bez na­zwy”[28]. Ksi­ążę Al­bert chciał, by dzie­ci wy­cho­wy­wa­ły się w spo­koj­nym, pe­łnym mi­ło­ści śro­do­wi­sku, od­mien­nym od re­żi­mu, któ­ry na­rzu­cił mu jego wła­sny oj­ciec for­ma­li­sta. Po­nie­waż Ber­tie miał ko­śla­we ko­la­na, mu­siał w dzie­ci­ństwie no­sić szy­ny na no­gach, przez co bar­dzo cier­piał, a gdy pi­sał lewą za­miast pra­wą ręką, bito go, mimo że od uro­dze­nia był ma­ńku­tem. W wie­ku ośmiu lat – praw­do­po­dob­nie z po­wo­du tego bez­my­śl­ne­go mal­tre­to­wa­nia – za­czął się jąkać, co przy­spo­rzy­ło mu ko­lej­nych kło­po­tów. Te­raz, gdy wresz­cie zna­la­zł cie­pło i po­cie­sze­nie u boku Elżbie­ty Bo­wes-Lyon, cór­ki hra­bie­go Stra­th­mo­re i Kin­ghor­ne, pra­gnął stwo­rzyć swo­im cór­kom pe­łne cie­pła ży­cie do­mo­we i wy­cho­wać je tak, by nie od­czu­wa­ły żad­nej pre­sji. Opi­nia pu­blicz­na za­uwa­ży­ła, że ksi­ążę i ksi­ężna Yor­ku sta­no­wi­li ob­raz ide­al­nej ro­dzi­ny: „[...] po­rząd­ny, pra­co­wi­ty, ci­chy mąż, ko­cha­jąca mat­ka o pi­ęk­nym uśmie­chu i dwie do­brze wy­cho­wa­ne małe dziew­czyn­ki w pod­ko­la­nów­kach... wy­gląda­li jak po­sta­cie z re­kla­my Oval­ti­ne”[29].

Żona Ber­tie­go, po­wszech­nie po­dzi­wia­na za swój wdzi­ęk i ko­bie­co­ść Elżbie­ta, oka­za­ła się ide­al­ną part­ner­ką w tym przed­si­ęw­zi­ęciu. Zo­ba­czyw­szy ją w kró­lew­skiej loży w te­atrze, po­wie­ścio­pi­sar­ka Vir­gi­nia Wo­olf na­pi­sa­ła, że to „pro­sta, ga­da­tli­wa, uro­cza ko­bie­ta o okrągłej twa­rzy, ubra­na w róż. Na jej nad­garst­kach błysz­cza­ły dia­men­ty, suk­nia na ra­mio­nach rów­nież była wy­sa­dza­na dia­men­ta­mi”[30]. Pod tą nie­ska­zi­tel­ną po­wierzch­nią skry­wa­ła się jed­nak sil­na i nie­ugi­ęta na­tu­ra ksi­ężnej. Elżbie­ta za­cie­kle chro­ni­ła swo­ją ro­dzi­nę i żyła w zgo­dzie z bez­kom­pro­mi­so­wym ko­dek­sem mo­ral­no­ści chrze­ści­ja­ńskiej. Do­mow­ni­cy wie­dzie­li, że jej de­cy­zje są osta­tecz­ne i że mo­żna być pew­nym jej lo­jal­no­ści. Mimo to po­tra­fi­ła wy­ka­zać się god­ną po­dzi­wu cier­pli­wo­ścią i ni­g­dy nie tra­ci­ła zim­nej krwi w ob­li­czu częstych wa­hań na­stro­ju męża i nie­prze­wi­dy­wal­nych wy­bu­chów gnie­wu zwa­nych zgrzy­ta­mi. Nie­któ­rzy uwa­ża­li jego za­cho­wa­nie za ro­dzaj epi­lep­sji.

Co za­ska­ku­jące, bu­dy­nek przy Pic­ca­dil­ly 145, mimo że miesz­ka­ła w nim słyn­na ro­dzi­na kró­lew­ska, nie miał żad­nej spe­cjal­nej ochro­ny. Cie­kaw­skie oso­by mo­gły po pro­stu we­jść na bru­ko­wa­ną ście­żkę i wci­snąć je­den z dwóch dzwon­ków ozna­czo­nych jako „Go­ście” i „Dom”. Po we­jściu do środ­ka ka­mer­dy­ner za­pro­wa­dzi­łby je po mi­ęk­kim brązo­wym dy­wa­nie do prze­stron­ne­go i prze­wiew­ne­go sa­lo­nu uży­wa­ne­go przed po­łud­niem, z okna­mi wy­cho­dzący­mi na pe­łen buj­nej zie­le­ni ro­dzin­ny ogród, po któ­rym ksi­ężnicz­ka Elżbie­ta je­ździ­ła na trój­ko­ło­wym ro­wer­ku. W od­le­gło­ści krót­kie­go spa­ce­ru znaj­do­wał się Hyde Park, gdzie tre­so­wa­no bisz­kop­to­we ksi­ążęce la­bra­do­ry[31].

Lek­cje sióstr od­by­wa­ły się w po­ko­ju ksi­ężnej obok sa­lo­nu głów­ne­go. W po­miesz­cze­niu le­żał per­ski dy­wan, sta­ły obi­te per­ka­lem sofy, re­ga­ły z ksi­ążka­mi, a ta­kże wi­sia­ły ogrom­ne mapy. Edu­ka­cją dziew­czy­nek za­rządza­ła wład­cza bab­cia, żąda­jąca od Craw­fie przedło­że­nia pro­gra­mu na­ucza­nia i do­ma­ga­jąca się wpro­wa­dze­nia do nie­go zmian bez wie­dzy sy­no­wej. Na­le­ga­ła, by kła­ść wi­ęk­szy na­cisk na hi­sto­rię niż na aryt­me­ty­kę, po­nie­waż ksi­ężnicz­ki „praw­do­po­dob­nie ni­g­dy nie będą mu­sia­ły pro­wa­dzić wła­snych ra­chun­ków do­mo­wych”, a przy­szłej kró­lo­wej wie­dza o prze­szło­ści szcze­gól­nie się przy­da[32]. W ka­żdy po­nie­dzia­łko­wy po­ra­nek sio­stry przez pół go­dzi­ny uczy­ły się re­li­gii, co szcze­gól­ne wra­że­nie wy­wie­ra­ło na młod­szej z nich. Mo­dli­ły się z sa­me­go rana i tuż przed snem.

Że­la­zna kon­tro­la kró­lo­wej Ma­rii nad edu­ka­cją dziew­cząt wy­ni­ka­ła z jej ogól­nej dez­apro­ba­ty dla spo­so­bu ich wy­cho­wa­nia. Bab­ka wy­cho­dzi­ła z za­ło­że­nia, że naj­wa­żniej­sze jest za­cho­wa­nie po­zo­rów, i de­ner­wo­wał ją wi­dok ba­wi­ących się dzie­ci: „Czy nie po­win­ny grać w coś bar­dziej wy­ma­ga­jące­go umy­sło­wo niż Ra­cing De­mon? Nie­po­koi mnie, że cho­dzą spać pó­źno i o ró­żnych po­rach”[33]. Szcze­gól­ną uwa­gę zwra­ca­ła na Ma­łgo­rza­tę, któ­rą na­zy­wa­ła espi­ègle, czy­li „fi­glar­nym urwi­sem”: „Cha­rak­ter ksi­ężnicz­ki Ma­łgo­rza­ty jest bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny i trud­niej­szy [niż Elżbie­ty]”. Młod­sza sio­stra od­wza­jem­nia­ła tę nie­chęć: do­ra­sta­ła onie­śmie­lo­na przez sztyw­ną i wy­mu­sza­jącą po­słu­sze­ństwo bab­cię, któ­ra często bez­ce­re­mo­nial­nie py­ta­ła: „Kie­dy ty w ko­ńcu do­ro­śniesz?”[34]. Po wie­lu la­tach Ma­łgo­rza­ta wspo­mi­na­ła, że za ka­żdym ra­zem, gdy mu­sia­ła od­wie­dzić kró­lo­wą Ma­rię, „mia­ła uczu­cie pust­ki w dole brzu­cha”[35].

Elżbie­ta na­to­miast była za­uro­czo­na bab­ką i uwa­ża­ła ją za stra­żnicz­kę kró­lew­skie­go pło­mie­nia. To wła­śnie kró­lo­wa Ma­ria wpo­iła star­szej z sióstr, że obo­wi­ązek za­wsze li­czy się bar­dziej niż względy oso­bi­ste, a pu­blicz­ne wy­stępy są wa­żniej­sze od in­dy­wi­du­al­nych po­trzeb. Jej szko­le­nie w za­kre­sie niu­an­sów ran­gi, pre­ce­den­sów, ty­tu­łu i po­zy­cji roz­po­częło się już w mło­dym wie­ku. Przy pew­nej oka­zji lo­kaj zwró­cił się do ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty per „damo”. Od­po­wie­dzia­ła: „Nie je­stem damą, je­stem ksi­ężnicz­ką”. Bab­ka wsta­wi­ła się za nią i stwier­dzi­ła: „Bar­dzo słusz­nie, uro­dzi­łaś się ksi­ężnicz­ką i mi­nie jesz­cze wie­le lat, za­nim na­uczysz się być damą”[36].

Choć de­cy­zje edu­ka­cyj­ne były po­dej­mo­wa­ne z my­ślą o Elżbie­cie, to Ma­łgo­rza­ta oka­za­ła się le­piej roz­wi­ni­ętą i bar­dziej uzdol­nio­ną uczen­ni­cą. Ci­ągle pró­bo­wa­ła ni­we­lo­wać ró­żni­cę wie­ku mi­ędzy sobą a sio­strą i udo­wod­nić, że jest rów­nie mądra i za­słu­gu­je na tyle samo uwa­gi. Kie­dy Elżbie­ta roz­po­częła lek­cje fran­cu­skie­go u ma­da­me Ma­rie-An­to­inet­te de Bel­la­igue, Ma­łgo­rza­ta pod­słu­chi­wa­ła pod drzwia­mi, a po­nie­waż umia­ła wszyst­ko świet­nie na­śla­do­wać, na­bra­ła o wie­le lep­sze­go ak­cen­tu niż sio­stra. Już za mło­du prze­ja­wia­ła też ta­lent ak­tor­ski i świet­nie wcie­la­ła się w po­stać Shir­ley Tem­ple. Pod­czas lek­cji gry na for­te­pia­nie u pan­ny Ma­bel Lan­der rów­nież wy­ka­zy­wa­ła wi­ęk­szą cie­ka­wo­ść i zdol­no­ści ar­ty­stycz­ne niż jej po­wści­ągli­wa sio­stra. Elżbie­ta po­tra­fi­ła śpie­wać, ale to Ma­łgo­rza­ta mia­ła lep­szy głos, z ko­lei jej świet­ny słuch prze­kła­dał się na ide­al­ną wy­so­ko­ść dźwi­ęku. We­dług jed­nej z re­la­cji, ma­jąc za­le­d­wie dzie­wi­ęć mie­si­ęcy, na­uczy­ła się nu­cić wal­ca z We­so­łej wdów­ki.

Choć Craw­fie sta­ra­ła się, jak mo­gła, by do­sto­so­wać edu­ka­cję dziew­czy­nek do wie­ku, było to prak­tycz­nie nie­mo­żli­we, po­nie­waż wszyst­kie za­jęcia od­by­wa­ły się w tym sa­mym po­miesz­cze­niu. Po­nad­to Ma­łgo­rza­ta była bar­dzo uta­len­to­wa­na i tak am­bit­na, że nie po­zwa­la­ła, by ktoś ka­zał jej uczyć się ja­kie­goś przed­mio­tu lub wy­ko­ny­wać ja­kieś za­da­nie ina­czej niż sio­stra. Ci­ągle po­rów­ny­wa­ła swo­je za­da­nia z za­da­nia­mi Elżbie­ty, prze­ko­na­na, że tra­fi­ła na ja­kąś nud­niej­szą wer­sję. Craw­fie nie po­zo­sta­ło więc nic in­ne­go, jak tyl­ko przy­stać na to, by młod­sza ksi­ężnicz­ka zdo­by­wa­ła wie­dzę prze­zna­czo­ną dla star­szych dzie­ci. Li­li­bet otrzy­ma­ła za­tem przy­zwo­ite wy­kszta­łce­nie, któ­re za­spo­ka­ja­ło rów­nież pa­lącą cie­ka­wo­ść i na­tu­ral­ny in­te­lekt Ma­łgo­rza­ty. Je­den z przy­ja­ciół ro­dzi­ny stwier­dził, że po części to wła­śnie z po­wo­du tej wspól­nej na­uki Elżbie­ta oka­za­ła się „sto­sun­ko­wo mło­da [jak na swój wiek]”, pod­czas gdy Ma­łgo­rza­ta roz­wi­nęła by­stry i wra­żli­wy umy­sł[37]. Rów­nież pod względem tem­pe­ra­men­tu była ona o wie­le bar­dziej do­cie­kli­wa niż sio­stra. „Bar­dzo rze­czo­wa i nie­cie­ka­wa świa­ta” – tak opi­sy­wa­ła Elżbie­tę ich przy­ja­ció­łka i przy­szła ko­le­żan­ka z kla­sy, Ala­thea Fit­za­lan Ho­ward[38]. Ko­bie­ta często po­rów­ny­wa­ła sio­stry. W pó­źniej­szym wpi­sie do dzien­ni­ka za­uwa­ży­ła: „Chcia­ła­bym, żeby [Li­li­bet] mo­gła wy­zwo­lić się z roli ma­łej dziew­czyn­ki, któ­rą Ma­łgo­rza­ta nie­uchron­nie jej na­rzu­ca. Uwiel­biam Ma­łgo­rza­tę, ale taka szko­da, że ci­ągnie sio­strę w dół, co spra­wia, że pod wie­lo­ma względa­mi [Li­li­bet] jest młod­sza od mnó­stwa pra­wie szes­na­sto­let­nich dziew­czyn”.

Choć w wi­ęk­szo­ści przy­pad­ków sio­stry uro­dzo­ne w od­stępie czte­rech lat wy­cho­wy­wa­no z uwzględ­nie­niem ró­żni­cy wie­ku, Elżbie­tę i Ma­łgo­rza­tę trak­to­wa­no bar­dziej jak bli­źniacz­ki. Ubie­ra­ły się do­kład­nie tak samo, dzie­li­ły ten sam po­kój, mia­ły te same za­jęcia i – ogól­nie rzecz bio­rąc – otrzy­my­wa­ły taką samą na­ukę. Ich oj­ciec był osta­tecz­nym ar­bi­trem w kwe­stii stro­ju i dbał o cór­ki w dość za­bor­czy spo­sób. Kie­dy były druh­na­mi na ślu­bie ksi­ęcia i ksi­ężnej Glo­uce­ster, ksi­ążę Yor­ku za­żądał, aby skró­co­no im spód­ni­ce: „Chcę wi­dzieć ich ślicz­ne ko­lan­ka”[39]. Ta nie­zwy­kła bli­sko­ść spra­wia­ła, że Ma­łgo­rza­cie trud­no było upo­rać się ze spo­ra­dycz­ny­mi sy­tu­acja­mi, w któ­rych to Elżbie­ta cie­szy­ła się pew­ny­mi przy­wi­le­ja­mi, ta­ki­mi jak jaz­da kon­na sam na sam z oj­cem lub in­struk­to­rem czy prze­su­ni­ęcie o pół go­dzi­ny pory spo­czyn­ku – choć w prak­ty­ce ta go­dzi­na po­li­cyj­na nie­wie­le zna­czy­ła[40].

Kró­lo­wa Ma­ria sta­ra­ła się kon­tro­lo­wać lek­cje dziew­czy­nek, ale ro­dzi­ce kła­dli na na­ukę nie­zbyt duży na­cisk, bo nie chcie­li, by ich cór­ki były uwa­ża­ne za „prze­in­te­lek­tu­ali­zo­wa­ne”. Jak wspo­mi­na­ła Craw­fie, ksi­ążę i ksi­ężna „naj­bar­dziej pra­gnęli dla [swo­ich có­rek] na­praw­dę szczęśli­we­go dzie­ci­ństwa, z mnó­stwem mi­łych wspo­mnień, do któ­rych będą wra­cać w przy­szło­ści”[41]. W tym bez­piecz­nym i ko­cha­jącym domu dziew­czyn­ki cie­szy­ły się dużą ilo­ścią cza­su na za­ba­wę, choć poza oka­zjo­nal­ny­mi wi­zy­ta­mi ku­zy­nów nie mia­ły zbyt wie­le to­wa­rzy­stwa.

Wi­ęk­szo­ść dnia spędza­ły ze sobą i z gu­wer­nant­ka­mi, któ­re często pro­wa­dzi­ły je tyl­nym wy­jściem do Ha­mil­ton Gar­dens. Wy­ko­rzy­stu­jąc jed­ną z rzad­kich oka­zji to­wa­rzy­skich, Elżbie­ta za­przy­ja­źni­ła się z So­nią Gra­ham-Hodg­son, cór­ką kró­lew­skie­go le­ka­rza Ha­rol­da Gra­ha­ma-Hodg­so­na. „So­nia była je­dy­ną przy­ja­ció­łką, któ­rą kró­lo­wa dla sie­bie wy­bra­ła” – wspo­mi­na­ła Craw­fie. Gra­ły we fran­cu­ską od­mia­nę kry­kie­ta i w kla­sy, ska­ka­ły na ska­kan­ce, a na­wet cho­dzi­ły na lek­cje ta­ńca. Cza­sa­mi ksi­ążę Yor­ku do­łączał do nich pod­czas za­ba­wy w cho­wa­ne­go, zwa­nej sar­dyn­ka­mi. So­nia wspo­mi­na­ła Elżbie­tę jako „tro­skli­we i wra­żli­we dziec­ko z do­brym wy­cho­wa­niem we krwi. Ni­g­dy nie wy­da­wa­ła się świa­do­ma wła­snej po­zy­cji i nie zwra­ca­ła uwa­gi na tych, któ­rzy sta­li przy ba­rier­kach, by ob­ser­wo­wać jej za­ba­wę”[42]. Ich przy­ja­źń była tak wy­jąt­ko­wa, że ośmio­let­nia Elżbie­ta za­de­dy­ko­wa­ła Gra­ham-Hodg­son nie­do­ko­ńczo­ną po­wie­ść pod ty­tu­łem Szczęśli­wa far­ma: „Soni, mo­jej dro­giej ma­łej przy­ja­ció­łce i mi­ło­śnicz­ce koni”[43]. Przez dłu­gi czas to z nią przy­szła kró­lo­wa przy­ja­źni­ła się naj­bli­żej.

Mimo to Elżbie­ta spędza­ła wi­ęk­szo­ść cza­su z młod­szą sio­strą i ba­wi­ła się z nią w pro­mie­niach sło­ńca, któ­re wpa­da­ły do środ­ka przez szkla­ną ko­pu­łę na szczy­cie klat­ki scho­do­wej. Za czar­nym la­kie­ro­wa­nym pa­ra­wa­nem sio­stry trzy­ma­ły dwie szka­rłat­ne szczot­ki i szu­fel­ki, któ­ry­mi co­dzien­nie rano za­mia­ta­ły dy­wan. Mo­gły wy­bie­rać spo­śród sze­re­gu za­ba­wek, oso­bli­wych przed­mio­tów i mi­nia­tu­ro­wych zwie­rzątek uło­żo­nych sta­ran­nie w szkla­nej ga­blo­cie, „z któ­rych ka­żde było na tyle ma­lut­kie, że mo­gła­by je po­pchnąć bie­dron­ka”[44]. W ga­blo­cie znaj­do­wa­ły się rów­nież por­ce­la­no­we dom­ki i pa­ła­ce, mo­de­le żo­łnie­rzy­ków i stat­ków, dmu­cha­ne szkla­ne stwor­ki, a ta­kże ma­le­ńka srebr­na ko­ły­ska, w któ­rej mie­ści­ła się fi­li­gra­no­wa lal­ka. Lal­ka ta na­le­ża­ła do ko­lek­cji, któ­rej część była wła­sno­ścią dzie­ci kró­lo­wej Wik­to­rii. Do kil­ku la­lek do­łączo­ny był kom­plet­ny ze­staw ak­ce­so­riów: ręka­wicz­ki, wa­chla­rze, oku­la­ry prze­ciw­sło­necz­ne, szczot­ki z opra­wa­mi z żó­łwiej sko­ru­py, zdo­bio­ne ko­ra­li­ka­mi to­reb­ki i buty[45]. Choć mo­gło­by się wy­da­wać, że to ma­rze­nie ka­żdej ma­łej dziew­czyn­ki, Ma­łgo­rza­ta trzęsła się przy nich z prze­ra­że­nia. Pó­źniej przy­zna­ła, że bar­dzo ich nie­na­wi­dzi­ła, bo przy­po­mi­na­ły „mar­twe dzie­ci”[46].

Sio­stry pro­wa­dzi­ły też z wiel­kim za­mi­ło­wa­niem coś, co na­zy­wa­ły „tar­giem koni”, czy­li ko­lej­ną ogrom­ną ko­lek­cję za­baw­ko­wych koni na kó­łkach, pie­czo­ło­wi­cie przez nie po­le­ro­wa­nych i na­pra­wia­nych. Ka­żde­go wie­czo­ru przed snem Li­li­bet zdej­mo­wa­ła im sio­dła, cze­sa­ła je i po­iła. Wkrót­ce za­baw­ko­we ko­nie ustąpi­ły miej­sca praw­dzi­wym. Ksi­ężnicz­ki z jaz­dą kon­ną za­zna­ja­mia­li ro­dzi­ce, a pó­źniej sta­jen­ny Ho­ra­ce Smith. Już w tak mło­dym wie­ku Li­li­bet mia­ła bzi­ka na punk­cie tych zwie­rząt. Ma­łgo­rza­ta ni­g­dy nie prze­pa­da­ła ani za nimi, ani za psa­mi w ta­kim stop­niu jak jej star­sza sio­stra.

Ro­dzi­na uwiel­bia­ła mu­zy­kę i ta­niec, często więc włącza­no gło­śno gra­mo­fon, a po pod­wie­czor­ku śpie­wa­no pio­sen­ki przy akom­pa­nia­men­cie pia­ni­na. Dzie­ci za­czy­na­ły dzień od wy­głu­pów w sy­pial­ni ro­dzi­ców, a ka­żdy wie­czór ko­ńczył się za­ba­wą w wan­nie w ja­snym po­miesz­cze­niu pe­łnym zwie­rzątek z gąb­ki. Ksi­ążę często sam kąpał swo­je cór­ki. Oprócz Bi­blii czy­ta­li ra­zem ksi­ążki, ta­kie jak Przy­go­dy Ali­cji w Kra­inie Cza­rów, Czar­na Pi­ęk­no­ść, Pio­truś Pan, a po­nad­to „wszyst­ko o ko­niach i psach”[47]. Cza­sa­mi oj­ciec do­łączał do dziew­czy­nek na po­ran­ne za­ba­wy w Ha­mil­ton Gar­dens za ich do­mem. Wy­ko­rzy­stu­jąc po­mnik lor­da By­ro­na jako „punkt ba­zo­wy”, Elżbie­ta i Ma­łgo­rza­ta go­dzi­na­mi ba­wi­ły się w ber­ka i cho­wa­ne­go wśród krze­wów i za­ro­śli[48].

Cho­ciaż sio­stry wy­cho­wy­wa­ły się w nie­wiel­kim, cza­sem klau­stro­fo­bicz­nym oto­cze­niu, szyb­ko po­ja­wi­ły się mi­ędzy nimi wy­ra­źne ró­żni­ce. Od wcze­sne­go dzie­ci­ństwa Elżbie­ta sku­pia­ła się na je­ździe kon­nej – hob­by, któ­re wspó­łgra­ło z jej wro­dzo­nym po­słu­sze­ństwem. Już w mło­dym wie­ku chcia­ła, aby wszyst­ko znaj­do­wa­ło się w ide­al­nym po­rząd­ku, mia­ła na­wet duże pu­dło z pa­pie­rem do pa­ko­wa­nia i wstążka­mi za­cho­wa­ny­mi z Bo­że­go Na­ro­dze­nia lub uro­dzin – mo­żna było z tego wno­sić, co się sta­nie, gdy ta oszczęd­na dziew­czy­na zo­sta­nie kró­lo­wą. Za­wsze schlud­na i me­to­dycz­na Li­li­bet wsta­wa­ła cza­sa­mi w środ­ku nocy, by spraw­dzić, czy jej buty są od­po­wied­nio usta­wio­ne. Tym­cza­sem Ma­łgo­rza­ta przy­jęła rolę ar­tyst­ki es­tra­do­wej i zro­zu­miaw­szy, że dzi­ęki wy­stępom może zwró­cić na sie­bie uwa­gę, prze­sta­ła dbać o do­bre za­cho­wa­nie. Jak wspo­mi­na­ła ich ku­zyn­ka: „Często wszyst­ko ucho­dzi­ło jej na su­cho tyl­ko dla­te­go, że po­tra­fi­ła z cze­goś za­żar­to­wać. Ce­cho­wa­ło ją zło­śli­we po­czu­cie hu­mo­ru”, pod­czas gdy Elżbie­ta „mia­ła w so­bie za­wsze wi­ęcej po­wa­gi”[49].

Kie­dy tyl­ko ro­dzi­na wra­ca­ła do domu z przed­sta­wie­nia te­atral­ne­go, Ma­łgo­rza­ta za­czy­na­ła ob­sa­dzać wszyst­kich w ró­żnych ro­lach i ka­za­ła im od­gry­wać roz­ma­ite sce­ny. Elżbie­ta wo­la­ła spo­koj­ny i sa­mot­ny dzień jaz­dy kon­nej, Ma­łgo­rza­ta zaś uwiel­bia­ła ba­wić się w ka­lam­bu­ry, na­śla­do­wać lu­dzi, śpie­wać, grać na pia­ni­nie i cho­dzić do te­atru. Wy­my­śli­ła so­bie na­wet przy­ja­ciół, w tym jed­ne­go o imie­niu In­der­bom­banks. Craw­fie wspo­mi­na­ła, że młod­sza sio­stra często mia­ła strasz­ne kosz­ma­ry, w któ­rych po­ja­wia­ły się ró­żne rze­czy, od ga­da­jących ko­tów po zie­lo­ne ko­nie, i po­tem opo­wia­da­ła je ze szcze­gó­ła­mi, aby unik­nąć obo­wi­ąz­ków. Za­sad­ni­czo Ma­łgo­rza­ta była dziec­kiem za­cho­wu­jącym się bar­dzo te­atral­nie i nie­chęt­nym do dzie­le­nia się z kim­kol­wiek po­świ­ęca­ną jej uwa­gą[50].

Bez­tro­skie dzie­ci­ństwo sióstr zo­sta­ło znisz­czo­ne 20 stycz­nia 1936 roku, kie­dy zma­rł Je­rzy V, ich dzia­dek. Mat­ka za­bra­ła dziew­czyn­ki na spa­cer po śnie­gu, aby im wy­ja­śnić, że dzia­dek An­glia ci­ężko za­cho­ro­wał i od­sze­dł. Elżbie­ta ro­zu­mia­ła już zna­cze­nie tej chwi­li, więc za­pła­ka­na spy­ta­ła pó­źniej opie­kun­kę: „Ach, Craw­fie... Czy po­win­ny­śmy się ba­wić?”[51]. Tyl­ko Elżbie­ta to­wa­rzy­szy­ła swo­im ro­dzi­com pod­czas wy­sta­wie­nia zwłok w West­min­ster Hall, a pó­źniej pod­czas pa­ństwo­we­go po­grze­bu. Tym­cza­sem we­dług Craw­fie pi­ęcio­let­nia Ma­łgo­rza­ta „była o wie­le za mała, by zro­zu­mieć, co się wo­kół dzie­je”[52].

Szyb­ko oka­za­ło się, że tem­pe­ra­men­ty sióstr ró­żnią się od sie­bie dia­me­tral­nie nie tyl­ko dla­te­go, iż Ma­łgo­rza­ta jest „za mała”. Na Elżbie­tę mo­żna było li­czyć, za­wsze ro­bi­ła to, o co ją po­pro­szo­no, i za­wsze w swo­ich za­baw­kach i ubra­niach mia­ła ide­al­ny po­rządek, co do­brze uka­zy­wa­ło, jaka jest zdy­scy­pli­no­wa­na. Ma­łgo­rza­ta po­zo­sta­ła psot­na i ży­wio­ło­wa, a gdy coś jej nie wy­cho­dzi­ło, po­tra­fi­ła na­wet gry­źć i dręczyć swo­ją spo­koj­niej­szą sio­strę. Elżbie­ta ją kie­dyś zła­ja­ła: „Och, Ma­łgo­rza­to, ty za­wsze do­sta­jesz to, cze­go chcesz”[53]. W przy­szło­ści ta­kie za­cho­wa­nie mia­ło wy­wo­ły­wać po­wa­żne kon­se­kwen­cje. Od cza­su do cza­su do­cho­dzi­ło mi­ędzy nimi do kon­flik­tów, za­zwy­czaj wte­dy, gdy mu­sia­ły no­sić ta­kie same nie­twa­rzo­we ka­pe­lu­sze. Strze­la­ły so­bie wów­czas na­wza­jem z trocz­ków i wo­ła­ły: „Ty po­two­rze! Ty be­stio!”[54].

Jak mo­żna się do­my­ślać, to Ma­łgo­rza­ta ini­cjo­wa­ła te nie­gro­źne prze­py­chan­ki, wie­dząc jed­no­cze­śnie, co zro­bić, by unik­nąć kon­se­kwen­cji. Craw­fie na­pi­sa­ła: „To Li­li­bet mia­ła tem­pe­ra­ment, ale umia­ła go kon­tro­lo­wać. Ma­łgo­rza­ta często była nie­grzecz­na, cha­rak­te­ry­zo­wał ją jed­nak tak ra­do­sny spo­sób by­cia, że trud­no było so­bie z nią po­ra­dzić. Rzu­ca­ła ukrad­ko­we spoj­rze­nia, ro­bi­ła sce­nę, ca­ło­wa­ła i obej­mo­wa­ła – i wszyst­ko na­tych­miast jej wy­ba­cza­no. Li­li­bet dłu­żej do­cho­dzi­ła do sie­bie, ale za­wsze mia­ła w so­bie wi­ęcej god­no­ści”[55]. Rze­czy­wi­ście, Ma­łgo­rza­ta była „uro­dzo­ną ko­micz­ką” po­tra­fi­ącą w wy­jąt­ko­wy spo­sób zjed­ny­wać so­bie in­nych. Jed­na z przy­ja­ció­łek ich mat­ki wspo­mi­na­ła: „Ksi­ężnicz­ka Elżbie­ta była za­wsze cza­ru­jąca i bez­in­te­re­sow­na. Ksi­ężnicz­ka Ma­łgo­rza­ta była na­to­miast nie­sfor­na, ale za­baw­na”[56].

Gdy Elżbie­ta wcho­dzi­ła w wiek doj­rze­wa­nia, co­raz moc­niej wcie­la­ła się w rolę, któ­rą za­częła od­gry­wać już w chwi­li na­ro­dzin Ma­łgo­rza­ty: w rolę ko­goś, „komu mo­żna coś wy­tłu­ma­czyć”. Za­wsze słu­cha­ła roz­sąd­nych ar­gu­men­tów. Tym­cza­sem Ma­łgo­rza­ta podąży­ła w prze­ciw­nym kie­run­ku. We­dług jed­ne­go z ob­ser­wa­to­rów „nie słu­cha­ła tego, co pod­po­wia­dał jej ro­zum. Była ży­wio­ło­wa, ener­gicz­na... i krnąbr­na. Ale po­nie­waż mia­ła rów­nież ogrom­ny urok, za­wsze ucho­dzi­ło jej to na su­cho”[57]. Słyn­ne jest rów­nież pod­su­mo­wa­nie sy­tu­acji przez ich ojca: „Li­li­bet jest moją dumą; Ma­łgo­rza­ta jest moją ra­do­ścią”.

Ka­żda mu­sia­ła jed­nak dźwi­gać na bar­kach swój wła­sny ci­ężar. Elżbie­ta już od naj­młod­szych lat wie­dzia­ła, że jej za­da­niem jest spe­łniać ocze­ki­wa­nia ro­dzi­ny i spo­łe­cze­ństwa. Tym­cza­sem Ma­łgo­rza­ta w zwi­ąz­ku z dru­go­rzęd­ną po­zy­cją ci­ągle tyl­ko cze­ka­ła na upo­ko­rze­nie. Elżbie­tę wy­cho­wy­wa­no na chłod­ną i zdy­stan­so­wa­ną mo­nar­chi­nię, pod­czas gdy Ma­łgo­rza­cie po­zo­sta­wio­no mo­żli­wo­ść swo­bod­niej­szej eks­pre­sji. Po części wła­śnie dla­te­go za­wsze była wra­żli­wa na po­ni­ża­nie i umniej­sza­nie. Naj­bar­dziej do­ty­ka­ły ją uwa­gi, że jest „za mło­da”. Po­wta­rza­no jej to za ka­żdym ra­zem, gdy nie mo­gła uczest­ni­czyć w tych sa­mych wspa­nia­łych wy­da­rze­niach co sio­stra. Mimo dzie­lących je ró­żnic Elżbie­ta za­wsze wy­ka­zy­wa­ła mat­czy­ną opie­ku­ńczo­ść wo­bec Ma­łgo­rza­ty i bro­ni­ła ją przed wszel­ką kry­ty­ką. W za­mian Ma­łgo­rza­ta była ca­łko­wi­cie lo­jal­na wo­bec Elżbie­ty, na­wet je­śli sio­stry nie­mal nie­ustan­nie ze sobą ry­wa­li­zo­wa­ły. Te skom­pli­ko­wa­ne re­la­cje, po raz pierw­szy usta­no­wio­ne w po­ko­ju dzie­cin­nym i po­ko­ju do na­uki, utrzy­my­wa­ły się przez całe ich do­ro­słe ży­cie.

***

Ksi­ążę Yor­ku wraz z żoną i dzie­ćmi spędzał wie­le week­en­dów w Roy­al Lod­ge, swo­jej wiej­skiej re­zy­den­cji – du­żym ró­żo­wym bu­dyn­ku, po­ma­lo­wa­nym tak, aby przy­po­mi­nał dom z dzie­ci­ństwa jego ma­łżon­ki, St Paul’s Wal­den Bury. W prze­ci­wie­ństwie do dusz­nej at­mos­fe­ry, w ja­kiej wy­cho­wy­wa­li się Ber­tie i jego bra­cia, pa­no­wa­ła tu wol­no­ść i swo­bo­da. W Roy­al Lod­ge była dłu­ga klat­ka scho­do­wa z dębo­wy­mi ba­lu­stra­da­mi i ja­sno­kar­ma­zy­no­wym dy­wa­nem, ogrom­ne żar­di­nie­ry z chi­ńskiej por­ce­la­ny pe­łne kwia­tów i ga­łęzi si­ęga­jących su­fi­tu, a na ścia­nach wi­sia­ły ob­ra­zy koni. Po domu bie­ga­ła sfo­ra la­bra­do­rów, cor­gi i ma­sti­fów ty­be­ta­ńskich, któ­re roz­sz­cze­ka­ne pędzi­ły po scho­dach w górę i w dół. Na pó­łpi­ętrze sta­ły obok sie­bie dwa drew­nia­ne ko­ni­ki na bie­gu­nach na­le­żące do Elżbie­ty i Ma­łgo­rza­ty[58].

To wła­śnie w Roy­al Lod­ge obie dziew­czyn­ki po raz pierw­szy spo­tka­ły Wal­lis War­field Simp­son – ko­bie­tę, któ­rej ame­ry­ka­ńska nie­orto­dok­syj­no­ść mia­ła wkrót­ce wy­wró­cić do góry no­ga­mi bry­tyj­ską tra­dy­cję. Wal­lis przy­je­cha­ła tu ze stry­jem Da­wi­dem. Wy­ższe sfe­ry już szep­ta­ły o tym, co na­praw­dę ich łączy. Nie­mniej przy­tła­cza­jąca wi­ęk­szo­ść Bry­tyj­czy­ków nie mia­ła po­jęcia o ro­man­sie. Da­wid był go­to­wy, by po­chwa­lić się dwo­ma no­wy­mi za­uro­cze­nia­mi: wy­pro­du­ko­wa­nym na za­mó­wie­nie ame­ry­ka­ńskim bu­ic­kiem kom­bi i nową mi­ło­ścią. Po­cho­dząca z Bal­ti­mo­re w Ma­ry­lan­dzie Wal­lis w bez­po­śred­nim kon­tak­cie olśnie­wa­ła uro­dą, mia­ła szczu­płą, atrak­cyj­ną fi­gu­rę, do­sko­na­łą po­sta­wę, dłu­gą szy­ję, ude­rza­jące fio­łko­we oczy i ciem­ne ma­ho­nio­we wło­sy upi­ęte w mod­ny, nie­ska­zi­tel­ny kok. Cho­ciaż była ra­do­sna i pe­łna ży­cia, wi­zy­ta nie prze­bie­gła zbyt do­brze, a je­dy­ny mo­ment bez­tro­ski na­stąpił, gdy Do­okie, cor­gi ksi­ężni­czek, wpa­dł do po­ko­ju, ukra­dł ciast­ko z ta­le­rza i ucie­kł. Wal­lis przy­zna­ła pó­źniej: „Pod­czas gdy ksi­ążę Yor­ku uwie­rzył w za­le­ty no­wo­cze­sne­go sa­mo­cho­du, jego ma­łżon­ka nie po­tra­fi­ła się prze­ko­nać do dru­gie­go ame­ry­ka­ńskie­go od­kry­cia [kró­la]”[59].

Dwie sio­stry – te­raz w wie­ku dzie­si­ęciu i sze­ściu lat – zo­sta­ły za­pro­wa­dzo­ne do sa­lo­nu przez Craw­fie. Za­częły się prze­py­chać, wal­cząc o to, któ­ra wej­dzie do środ­ka pierw­sza. Ksi­ążę przed­sta­wił je jako Li­li­bet i Ma­łgo­rza­tę Różę – Wal­lis okre­śli­ła pó­źniej pierw­szą dziew­czyn­kę jako „wy­so­ką, smu­kłą i pi­ęk­nie zbu­do­wa­ną”, a dru­gą jako „cza­ru­jące dziec­ko przy­po­mi­na­jące lal­kę o ma­łej pulch­nej buzi”. Jak zwy­kle mia­ły na so­bie iden­tycz­ne stro­je: ta­kie same kró­lew­skie spód­ni­ce w szkoc­ką kra­tę i żó­łte swe­try. Wal­lis wspo­mi­na­ła: „Oby­dwie są mi­ły­mi blon­dy­necz­ka­mi o tak do­brych ma­nie­rach, że wy­da­wać by się mo­gło, iż zstąpi­ły wprost ze stro­nic ja­kie­jś ksi­ążki z ob­raz­ka­mi”[60]. Sły­sza­ły ró­żne plot­ki od do­mow­ni­ków na te­mat „tej ko­bie­ty” i ich stry­ja, ale sta­ra­ły się za­cho­wy­wać jak naj­le­piej.

Choć dziew­czyn­ki pa­mi­ęta­ły o do­brych ma­nie­rach, były czu­łe na naj­mniej­sze za­kłó­ce­nia w swo­im wy­wa­żo­nym ży­ciu. Gdy ob­ser­wo­wa­ły, jak ich stryj i Simp­son od­je­żdża­ją z po­sia­dło­ści wy­my­śl­nym ame­ry­ka­ńskim sa­mo­cho­dem, Elżbie­ta za­py­ta­ła: „Craw­fie, kim ona jest?”. Gu­wer­nant­ka uni­ka­ła od­po­wie­dzi, co tyl­ko spo­tęgo­wa­ło za­mie­sza­nie w ich gło­wach, gdyż wcze­śniej sły­sza­ły, jak wspo­mi­na­ła, że stryj Da­wid był „odu­rzo­ny pa­nią Simp­son”. Nie mia­ły po­jęcia, co może ozna­czać sło­wo „odu­rzo­ny” ani że w ci­ągu za­le­d­wie kil­ku mie­si­ęcy to wła­śnie pani Simp­son na za­wsze zmie­ni bieg ich ży­cia.

10 grud­nia 1936 roku, po za­le­d­wie trzy­stu dwu­dzie­stu pi­ęciu dniach pa­no­wa­nia, król Edward VIII, chcąc po­ślu­bić Wal­lis, zre­zy­gno­wał z tro­nu. De­cy­zja ta wy­wró­ci­ła do góry no­ga­mi skry­te do­tych­czas ży­cie ro­dzi­ny ksi­ęcia Yor­ku. Ma­łgo­rza­ta, jak zwy­kle dra­ma­ty­zu­jąca, była żywo po­ru­szo­na na­si­la­jącym się kry­zy­sem i z oba­wą w gło­sie spy­ta­ła Alah: „Czy ze­tną mu za to gło­wę?”[61]. Przed bu­dyn­kiem przy Pic­ca­dil­ly 145 za­częły gro­ma­dzić się tłu­my w ocze­ki­wa­niu na ogło­sze­nie, że to Al­bert, ksi­ążę Yor­ku, obej­mie tron po star­szym bra­cie. Gdy Li­li­bet obu­dzi­ła się i za­uwa­ży­ła za­mie­sza­nie, lo­kaj wy­ja­wił jej po­wód – była te­raz dru­ga w ko­lej­ce do tro­nu, tuż po swo­im ojcu.

Po­pędzi­ła na górę, aby po­wie­dzieć o tym sio­strze. Ma­łgo­rza­ta za­py­ta­ła bez tchu: „Czy to ozna­cza, że ty będziesz na­stęp­ną kró­lo­wą?”. Elżbie­ta od­po­wie­dzia­ła uro­czy­ście: „Tak, pew­ne­go dnia”, na co sio­stra za­re­ago­wa­ła sło­wa­mi: „Ty bie­dacz­ko”[62]. Dziew­częta spędzi­ły resz­tę dnia na klat­ce scho­do­wej. Pa­trzy­ły na ko­lej­nych go­ści, któ­rzy po­ja­wia­li się w ich domu, w tym na pre­mie­ra Stan­leya Bal­dwi­na. Pod­cho­dzi­ły też do okien i pil­nie ob­ser­wo­wa­ły ty­si­ące zgro­ma­dzo­nych na ze­wnątrz lu­dzi.

Już w wie­ku dzie­si­ęciu lat Elżbie­ta zda­wa­ła so­bie spra­wę z ist­nie­nia „szkla­nej ścia­ny” od­dzie­la­jącej ro­dzi­nę kró­lew­ską od resz­ty spo­łe­cze­ństwa. Wie­dząc, że w jej ży­ciu na­stąpił wła­śnie wa­żny punkt zwrot­ny, nie opa­trzy­ła swo­je­go wpi­su w pa­mi­ęt­ni­ku datą 10 grud­nia 1936 roku, lecz na­pi­sa­ła po pro­stu: „Dzień ab­dy­ka­cji”[63]. Od tego mo­men­tu ka­żde­go wie­czo­ru pro­si­ła Boga o bra­ta, któ­ry za­stąpi­łby ją w li­nii suk­ce­sji. Jej sio­stra, znów z te­atral­ną prze­sa­dą, bia­da­ła: „Od­kąd papa zo­stał kró­lem An­glii, wy­da­je się, że ja je­stem ni­kim”[64]. Na wie­ść, że te­raz będą mu­sie­li prze­nie­ść się do pa­ła­cu Buc­kin­gham, Ma­łgo­rza­ta spy­ta­ła ze smut­kiem: „Ale na za­wsze?”. Craw­fie od­po­wie­dzia­ła: „Tak. I nie je­steś już Ma­łgo­rza­tą z Yor­ku”. „To kim je­stem?” „Je­steś po pro­stu Ma­łgo­rza­tą”. Dziew­czyn­ka po­wtó­rzy­ła: „Prze­cież do­pie­ro co na­uczy­łam się pi­sać «York». Te­raz je­stem ni­kim”[65].

Jesz­cze bar­dziej zbul­wer­so­wa­ny sy­tu­acją był ich oj­ciec, któ­ry nie po­tra­fił po­go­dzić się z lo­sem i uznał de­cy­zję bra­ta za nie­wy­ba­czal­ną zdra­dę. „To nie dzie­je się na­praw­dę!” – jęk­nął, gdy słu­ga zwró­cił się do nie­go per „Wa­sza Kró­lew­ska Mość”. Zwie­rzył się swo­je­mu ku­zy­no­wi lor­do­wi Lo­uiso­wi „Dic­kie­mu” Mo­unt­bat­te­no­wi: „Ni­g­dy tego nie pra­gnąłem. W ży­ciu nie wi­dzia­łem ofi­cjal­ne­go do­ku­men­tu. Je­stem tyl­ko ofi­ce­rem ma­ry­nar­ki, na ni­czym in­nym się nie znam”[66]. Bio­rąc pod uwa­gę jąka­nie się ksi­ęcia i inne ułom­no­ści, przez krót­ki czas roz­wa­ża­no, czy tro­nu nie po­wi­nien ob­jąć jego młod­szy brat, ksi­ążę Je­rzy, ale po­my­sł ten szyb­ko zo­stał od­rzu­co­ny. Nie był to w ko­ńcu kon­kurs pi­ęk­no­ści – ksi­ążę Yor­ku jako naj­star­szy po Edwar­dzie zaj­mo­wał na­stęp­ne miej­sce w ko­lej­ce, a jego pierw­sza cór­ka była te­raz do­mnie­ma­ną na­stęp­czy­nią tro­nu.

Nie­dziel­ne ga­ze­ty wska­zy­wa­ły, w któ­rą stro­nę wie­je wiatr po­pu­lar­no­ści. Do­nio­słą wia­do­mo­ść prze­ka­za­no wraz z por­tre­ta­mi „na­szej ksi­ężnicz­ki Elżbie­ty”. Ma­łgo­rza­ta zo­sta­ła na­to­miast od­su­ni­ęta na dal­szy plan i wy­stępo­wa­ła tyl­ko na gru­po­wych zdjęciach ro­dzin­nych. Emo­cje ro­dzin­ne, do­tąd ukry­te w do­mo­wym za­ci­szu, zo­sta­ły ujaw­nio­ne ca­łe­mu świa­tu, a ten za­czął je ana­li­zo­wać. Z ko­lei stryj Da­wid, ich sym­pa­tycz­ny to­wa­rzysz za­baw, któ­ry na traw­ni­kach Bal­mo­ral uczył dziew­czyn­ki na­zi­stow­skie­go po­wi­ta­nia, po pro­stu znik­nął z ży­cia Wind­so­rów. Jego na­zwi­sko, je­śli w ogó­le pa­da­ło, wy­po­wia­da­no kon­spi­ra­cyj­nym szep­tem, aż w ko­ńcu w ogó­le prze­sta­no o nim mó­wić. Wal­lis na­zy­wa­no po pro­stu „tą ko­bie­tą” – nie żeby sio­stry kie­dy­kol­wiek sły­sza­ły, by ktoś do­ro­sły użył tego po­tępia­jące­go okre­śle­nia w ich obec­no­ści.

Na sa­mym po­cząt­ku, gdy oj­ciec zo­stał kró­lem, dziew­czyn­ki wpraw­dzie mu się ukło­ni­ły, ale uczy­ni­ły to tyl­ko ten je­den je­dy­ny raz. Tata po­le­cił im, by za­cho­wy­wa­ły się wo­bec nie­go tak jak wcze­śniej. W mia­rę zbli­ża­nia się ko­ro­na­cji znów za­czął in­te­re­so­wać się ich gar­de­ro­bą i do­kła­dał sta­rań, by wy­gląda­ły ide­al­nie. Nad­zo­ro­wał cały pro­ces przy­go­to­wy­wa­nia stro­jów dziew­cząt na po­trze­by ce­re­mo­nii, upew­nia­jąc się na­wet, czy spe­cjal­nie dla nich za­pro­jek­to­wa­ne zo­sta­ną lek­kie po­zła­ca­ne ko­ro­ny. Po raz pierw­szy mia­ły wło­żyć dłu­gie suk­nie – bia­łe ko­ron­ki ozdo­bio­ne srebr­ny­mi ko­kard­ka­mi, srebr­ne pan­to­fel­ki, bia­łe skar­pet­ki do ko­stek i pur­pu­ro­we ak­sa­mit­ne pe­le­ry­ny ob­szy­te gro­no­sta­ja­mi. Do­dat­kiem były na­szyj­ni­ki z pe­reł i si­ęga­jące łok­ci bia­łe ręka­wicz­ki bez pal­ców[67].

Pod­czas przy­miar­ki Ma­łgo­rza­ta wpa­dła w zło­ść, gdy zo­ba­czy­ła, że tren Elżbie­ty jest dłu­ższy o trzy­dzie­ści cen­ty­me­trów. Po raz pierw­szy mat­ka uci­szy­ła bez wa­ha­nia młod­szą cór­kę i wy­tłu­ma­czy­ła jej chłod­no, że ze względu na pierw­sze­ństwo uro­dze­nia to wła­śnie Elżbie­cie przy­słu­gu­je ten przy­wi­lej. Ma­łgo­rza­ta się pod­da­ła, co nie zda­rza­ło się często, ale do­sko­na­le za­pa­mi­ęta­ła tę chwi­lę. Jej na­pa­dy zło­ści spra­wi­ły, że Elżbie­ta i per­so­nel oba­wia­li się, jak za­cho­wa się pod­czas nud­nej, trzy­go­dzin­nej ce­re­mo­nii ko­ro­na­cyj­nej. Elżbie­ta po­wie­dzia­ła Craw­fie, że Ma­łgo­rza­ta jest „bar­dzo mło­da” i może „przy­nie­ść wstyd, je­śli za­śnie w po­ło­wie ce­re­mo­nii”[68]. Nie­po­ko­iła się, że ja­kie­kol­wiek od­stęp­stwo od doj­rza­łe­go za­cho­wa­nia przy­ci­ągnie uwa­gę lu­dzi i wy­wo­ła nie­po­żąda­ne ko­men­ta­rze.

W dniu ko­ro­na­cji, w sza­ry, mgli­sty po­ra­nek, obie dziew­czyn­ki z nie­cier­pli­wo­ścią ob­ser­wo­wa­ły tłu­my zgro­ma­dzo­ne przed pa­ła­cem i wzdłuż Mall, „pisz­cza­ły, śmia­ły się i wy­gląda­ły z za­cie­ka­wie­niem przez okna”[69]. Wkrót­ce zna­la­zły się w nie­bie­sko-czar­nym Irish Sta­te Co­ach ja­dącym do opac­twa west­min­ster­skie­go. Nie wol­no im było chi­cho­tać ani zwra­cać się do sie­bie twa­rzą, a po­nad­to ka­żda mu­sia­ła sta­le trzy­mać w gó­rze jed­ną z rączek. Ma­łgo­rza­ta sie­dzia­ła w po­wo­zie na pod­wy­ższe­niu, dzi­ęki któ­re­mu tłu­my wi­dzia­ły ją przez okna, choć tak na­praw­dę ka­żdy chciał zo­ba­czyć Elżbie­tę.

12 maja 1937 roku. Król Je­rzy VI i kró­lo­wa Elżbie­ta z ksi­ężnicz­ka­mi Elżbie­tą i Ma­łgo­rza­tą w uro­czy­stych stro­jach na bal­ko­nie pa­ła­cu Buc­kin­gham po ce­re­mo­nii ko­ro­na­cji. Król po­le­cił wy­ko­nać dla swo­ich có­rek spe­cjal­ne lek­kie ko­ro­ny. Ma­łgo­rza­ta była za­zdro­sna o to, że ma krót­szy tren niż sio­stra.

W opac­twie obie ksi­ężnicz­ki po­sa­dzo­no obok sie­bie, pod czuj­nym okiem bab­ci, któ­ra swo­ją wład­czą obec­no­ścią przy­po­mi­na­ła im o nie­na­gan­nym za­cho­wa­niu pod­czas ce­re­mo­nii. Elżbie­ta z fa­scy­na­cją ob­ser­wo­wa­ła prze­bieg uro­czy­sto­ści, ale jesz­cze wi­ęk­sze wra­że­nie wy­wa­rła na niej Ma­łgo­rza­ta: „[...] była cu­dow­na! Mu­sia­łam ją tyl­ko raz czy dwa razy trącić łok­ciem, kie­dy za gło­śno ba­wi­ła się mo­dli­tew­ni­kiem”[70]. Ma­łgo­rza­ta no­si­ła swo­ją pe­le­ry­nę sty­lo­wo i z roz­my­słem i tyl­ko od cza­su do cza­su, prze­wra­ca­jąc ce­lo­wo kart­ki mo­dli­tew­ni­ka, zwra­ca­ła na sie­bie uwa­gę[71]. Mat­ka ksi­ężni­czek my­śla­mi była gdzie in­dziej, sku­pia­ła się na świ­ętej ce­re­mo­nii, pod­czas któ­rej mężczy­zna, jej mąż, sta­wał się pół bo­giem, pół ka­pła­nem. Pó­źniej tego sa­me­go dnia, na wspa­nia­łym przy­jęciu w pa­ła­cu Buc­kin­gham, być może wci­ąż ma­jąc w pa­mi­ęci prze­bieg ce­re­mo­nii, po­wie­dzia­ła po­dob­no: „Nie ocze­ku­je się od nas [ro­dzi­ny kró­lew­skiej] cech ludz­kich”[72].

***

Sym­bo­lem roz­po­częcia no­we­go ży­cia była prze­pro­wadz­ka z pa­ła­co­we­go, ale mimo wszyst­ko przy­tul­ne­go domu na Pic­ca­dil­ly do zim­ne­go, bez­płcio­we­go pa­ła­cu Buc­kin­gham. Po­sia­dło­ści te dzie­lił tyl­ko krót­ki spa­cer przez Gre­en Park, ale ro­dzi­na bądź co bądź mia­ła wra­że­nie, że wkra­cza do in­ne­go świa­ta. Jej nowy dom był te­raz tak wiel­ki, że prze­jście z sy­pial­ni ksi­ężni­czek do ogro­du zaj­mo­wa­ło całe pięć mi­nut. Nie­ko­ńczące się ko­ry­ta­rze sta­no­wi­ły la­bi­rynt, w któ­rym trze­ba było umieć się po­ru­szać, i często zda­rza­ło się, że po­da­wa­no im zim­ne je­dze­nie, bo po dro­dze zdąży­ło wy­sty­gnąć. Było tam sie­dem­set sie­dem­dzie­si­ąt pięć po­koi i per­so­nel li­czący po­nad sie­dem­set osób, w tym pe­łno­eta­to­we kwia­ciar­ki do ukła­da­nia bu­kie­tów i słu­żący do na­kręca­nia ze­ga­rów[73]. Dziew­częta mia­ły te­raz wła­sne sy­pial­nie. Bobo miesz­ka­ła z Elżbie­tą, a Alah z Ma­łgo­rza­tą. Po­sia­da­nie wła­sne­go po­ko­ju wzbu­dza­ło w sio­strach eks­cy­ta­cję, ale nie po­mo­gło im za­po­mnieć o daw­nym domu. W po­cząt­ko­wym okre­sie często py­ta­ły, czy mo­gły­by po pro­stu wy­ko­pać tu­nel pro­wa­dzący na Pic­ca­dil­ly.

Wraz z no­wym ży­ciem zmie­nił się też roz­kład dnia, co dziew­czyn­ki nie­ko­niecz­nie przy­jęły z en­tu­zja­zmem. Mu­sia­ły po­go­dzić się z fak­tem, że będą te­raz spędzać mniej cza­su z ro­dzi­ca­mi, któ­rych dni wy­pe­łnia­ły spra­wy pa­ństwo­we i spo­łecz­ne. Choć król i kró­lo­wa na­dal ja­da­li z nimi śnia­da­nia, ich wie­czor­ne za­ba­wy szyb­ko sta­ły się je­dy­nie od­le­głym wspo­mnie­niem.

Jak wspo­mi­na­ła Craw­fie, ży­cie w pa­ła­cu Buc­kin­gham do­pro­wa­dzi­ło do po­wsta­nia „szkla­nej kur­ty­ny po­mi­ędzy czło­wie­kiem a świa­tem ze­wnętrz­nym”[74]. Dziew­częta pro­wa­dzi­ły jesz­cze bar­dziej od­izo­lo­wa­ne ży­cie niż wcze­śniej i po­ru­sza­ły się w bar­dzo wąskim kręgu przy­ja­ciół. Często po pro­stu pa­trzy­ły przez okna na prze­cho­dzących pod nimi lu­dzi. Po­le­ga­ły nie tyl­ko na opie­kun­kach, ale też na so­bie wza­jem­nie i jesz­cze bar­dziej się do sie­bie zbli­ży­ły. Na­dal tak samo się ubie­ra­ły, co sta­ło się źró­dłem za­rów­no po­czu­cia bez­pie­cze­ństwa, jak i na­pi­ęć.

Iden­tycz­ne ubra­nia nie były jed­nak w sta­nie za­ma­sko­wać fak­tu, że nowa po­zy­cja ojca zmu­si­ła je­de­na­sto­let­nią już Elżbie­tę do o wie­le szyb­sze­go doj­rze­wa­nia. Za­częła roz­wi­jać nowe za­in­te­re­so­wa­nia, zwłasz­cza po­li­ty­ką i po­li­ty­ka­mi, po­nie­waż ob­ser­wo­wa­ła licz­nych kra­jo­wych i za­gra­nicz­nych ofi­cje­li skła­da­jących wi­zy­ty kró­lo­wi. Ma­łgo­rza­tę bar­dziej urze­ka­ły or­ga­ni­zo­wa­ne na pa­ła­co­wych traw­ni­kach let­nie przy­jęcia, w któ­rych udział bra­ły na­wet trzy ty­si­ące go­ści. Uwiel­bia­ła wy­ła­wiać z tłu­mu lu­dzi oso­bli­wych i dzi­wacz­nych i świet­nie się przy tym ba­wi­ła. Elżbie­ta, jak za­wsze dba­jąca o to­wa­rzy­skie niu­an­se, za­bra­nia­ła jej „wy­ty­kać in­nych i śmiać się”, a ta­kże „zbyt­nio się śpie­szyć”.

Częste re­pry­men­dy Elżbie­ty pod ad­re­sem Ma­łgo­rza­ty świad­czy­ły o wi­ęk­szych ocze­ki­wa­niach, ja­kie te­raz wo­bec tej pierw­szej ży­wio­no. Sko­ro mu­sia­ła do­ro­snąć tak nie­spo­dzie­wa­nie szyb­ko, jej sio­stra mo­gła się przy­naj­mniej po­sta­rać. W tym okre­sie prze­jścio­wym nowo ko­ro­no­wa­ny król Je­rzy VI za­czął pro­wa­dzić z Elżbie­tą po­wa­żne roz­mo­wy, po­nie­waż miał świa­do­mo­ść, że z ka­żdej ta­kiej chwi­li dziew­czyn­ka może wy­nie­ść ja­kąś na­ukę. Kie­dy jego oj­ciec był kró­lem, ni­g­dy nie opo­wia­dał o żad­nych aspek­tach po­li­ty­ki pa­ństwo­wej ani jemu, ani jego bra­tu, ksi­ęciu Wa­lii. Bu­dzi­ło to w Je­rzym żal i nie­po­kój.

Elżbie­ta otrzy­ma­ła przy­wi­le­je, któ­rych nie przy­zna­no Ma­łgo­rza­cie. Aby od­po­wied­nio przy­go­to­wać star­szą sio­strę do przy­szłych obo­wi­ąz­ków, po­sze­rzo­no jej pro­gram na­ucza­nia o lek­cje hi­sto­rii i kon­sty­tu­cji z wi­ce­rek­to­rem Eton Col­le­ge Hen­rym Mar­te­nem. Ma­łgo­rza­ta oczy­wi­ście chcia­ła się przy­łączyć, usły­sza­ła jed­nak, że wie­dza hi­sto­rycz­na nie jest jej po­trzeb­na. W za­mian uczy­ła się mu­zy­ki i ta­ńca. Wy­klu­cze­nie z po­po­łu­dnio­wych lek­cji bar­dzo ją za­bo­la­ło – młod­sza ksi­ężnicz­ka była roz­go­ry­czo­na i sfru­stro­wa­na, że trzy­ma się ją z dala od świa­ta idei i kry­tycz­ne­go my­śle­nia. W do­ro­słym ży­ciu sta­ła się kimś w ro­dza­ju sa­mo­uka, ale jej umy­sło­we po­szu­ki­wa­nia były bar­dzo cha­otycz­ne. Za­wsze uwa­ża­ła, że jej ży­cie in­te­lek­tu­al­ne by­ło­by bo­gat­sze i bar­dziej upo­rząd­ko­wa­ne, gdy­by w mło­do­ści zor­ga­ni­zo­wa­no dla niej wi­ęcej lek­cji z ró­żnych przed­mio­tów.

Elżbie­ta zda­wa­ła so­bie spra­wę z za­zdro­ści sio­stry i ro­bi­ła, co mo­gła, aby ją udo­bru­chać. Kie­dy w 1937 roku ro­dzi­ce zgo­dzi­li się po­wo­łać do ży­cia 1 Buc­kin­gham Pa­la­ce Com­pa­ny of the Girl Gu­ides, było ja­sne, że Ma­łgo­rza­ta jest zbyt mło­da, by do­łączyć do dru­ży­ny. Elżbie­ta bła­ga­ła li­der­kę ze­spo­łu Vio­let Syn­ge o do­pusz­cze­nie sio­stry. „Wie pani, ona jest bar­dzo sil­na” – wy­ja­śni­ła, do­da­jąc, że ma „pi­ęk­ne nogi wędrow­ca” i uwiel­bia się bru­dzić. Dla świ­ęte­go spo­ko­ju, spe­cjal­nie z my­ślą o Ma­łgo­rza­cie, stwo­rzo­no dru­ży­nę Brow­nie skła­da­jącą się z czter­na­stu mło­dych dziew­cząt – có­rek pra­cow­ni­ków pa­ła­co­wych i urzęd­ni­ków dwor­skich. Ko­le­żan­ki ob­ser­wo­wa­ły pta­ki, roz­sta­wia­ły na­mio­ty, spa­ły w nich i pie­kły kie­łba­ski na otwar­tym ogniu. Ma­łgo­rza­ta uwiel­bia­ła spać w jed­nym na­mio­cie z in­ny­mi dziew­czyn­ka­mi, szep­tać i chi­cho­tać jesz­cze dłu­go po zga­sze­niu świa­tła, pod­czas gdy jej nie­śmia­ła star­sza sio­stra czu­ła się nie­swo­jo, roz­bie­ra­jąc się w obec­no­ści in­nych dzie­ci[75].

Elżbie­ta na­dal pie­lęgno­wa­ła swo­ją pa­sję do koni i otrzy­my­wa­ła lek­cje jaz­dy kon­nej w Roy­al Lod­ge u Hen­ry’ego Owe­na, sta­jen­ne­go ojca. Jaz­da kon­na – sa­mot­ne za­jęcie – od­po­wia­da­ła na­tu­rze sa­mot­nicz­ki, a ska­ka­nie przez prze­szko­dy po­ma­ga­ło jej przy­go­to­wać umy­sł na prze­ci­wie­ństwa do­ro­słe­go ży­cia. Inny tre­ner Elżbie­ty, Ho­ra­ce Smith, za­uwa­żył, że jej pre­dys­po­zy­cje do je­ździec­twa wy­ni­ka­ły z wro­dzo­nej do­kład­no­ści i su­mien­no­ści, któ­rych młod­szej z sióstr naj­wy­ra­źniej bra­ko­wa­ło.

Po­nie­waż Elżbie­ta sta­wa­ła się na­sto­lat­ką, król i kró­lo­wa chcie­li, by Ma­łgo­rza­ta jak naj­dłu­żej po­zo­sta­ła dziec­kiem. Młod­sza cór­ka od­zwy­cza­iła się od sło­wa „nie” i rzad­ko ją upo­mi­na­no za złe za­cho­wa­nie. Tak na­praw­dę jej krnąbr­no­ść często ba­wi­ła ro­dzi­ców.

Maj 1937 roku. „Na­sza czwór­ka”, jak na­zy­wał król sie­bie, kró­lo­wą Elżbie­tę i cór­ki – ksi­ężnicz­ki Elżbie­tę i Ma­łgo­rza­tę. Na zdjęciu ro­dzi­na po­zu­je do ofi­cjal­nej bro­szu­ry upa­mi­ęt­nia­jącej ko­ro­na­cję kró­la.

Dziew­czyn­ka zna­ko­mi­cie od­na­la­zła się w roli en­fant ter­ri­ble, na­wet je­śli dra­żni­ło to jej ro­dzi­nę. Pew­ne­go razu, gdy mia­ła sze­ść lat, zo­sta­ła ode­sła­na do swo­je­go po­ko­ju za nie­po­słu­sze­ństwo. Kie­dy ja­kieś dwie go­dzi­ny pó­źniej przy­wo­ła­no ją do bu­du­aru mat­ki, ta stwier­dzi­ła: „Je­stem pew­na, że te­raz już będziesz grzecz­na, praw­da?”. Ma­łgo­rza­ta od­po­wie­dzia­ła har­do: „Nie, w dal­szym ci­ągu je­stem nie­grzecz­na. I na­dal taka będę”[76].

Elżbie­ta ze swo­im za­ko­rze­nio­nym po­czu­ciem do­bra i zła bar­dzo mar­twi­ła się tym, jak nie­grzecz­ne za­cho­wa­nie Ma­łgo­rza­ty będzie wy­gląda­ło w oczach osób spo­za kręgu naj­bli­ższej ro­dzi­ny. Często bła­ga­ła mat­kę: „Po­wstrzy­maj ją, mamo. Pro­szę, po­wstrzy­maj ją”. Choć Elżbie­ta często śmia­ła się z ab­sur­dal­nych za­cho­wań sio­stry, przede wszyst­kim wy­wo­ły­wa­ły one w niej głębo­ki nie­po­kój. W pó­źniej­szym ży­ciu Elżbie­ta py­ta­ła mat­kę: „Jak się mie­wa Ma­łgo­rza­ta dziś rano?”, i do­stra­ja­ła wła­sne za­cho­wa­nie do hu­mo­ru sio­stry.

W dzie­ci­ństwie Elżbie­ta to­le­ro­wa­ła pso­ty Ma­łgo­rza­ty mi­ędzy in­ny­mi dla­te­go, że młod­sza sio­stra – po­dob­nie jak jej mat­ka – mia­ła rzad­ką umie­jęt­no­ść ra­dze­nia so­bie z częsty­mi „zgrzy­ta­mi” ojca[77]. Źró­dłem wy­bu­chu mógł być naj­błah­szy pro­blem, na przy­kład po­si­łek po­da­ny w nie­od­po­wied­niej tem­pe­ra­tu­rze lub prze­cho­dzący obok mężczy­zna, któ­ry nie zdjął ka­pe­lu­sza. We­dług bio­gra­fa Ken­ne­tha Rose’a gniew­ne re­ak­cje kró­la za­kra­wa­ły na ata­ki epi­lep­sji. Po­nie­waż sta­no­wi­ły one je­den z naj­wa­żniej­szych ele­men­tów mdłe­go klau­stro­fo­bicz­ne­go ży­cia, mo­gły być prze­ra­ża­jące dla ksi­ężni­czek, któ­re re­ago­wa­ły nie­po­ko­jem na fu­rię, a na­wet prze­moc ojca. Ko­pał on ko­sze na śmie­ci po ca­łym po­ko­ju lub w swej fru­stra­cji roz­ry­wał na strzępy gąb­kę.

***

Pry­wat­ne zmar­twie­nia przy­ćmi­ła jed­nak na ja­kiś czas gro­źba ko­lej­nej woj­ny świa­to­wej. W mar­cu 1938 roku woj­ska nie­miec­kie, nie na­po­ty­ka­jąc opo­ru ze stro­ny oby­wa­te­li, wkro­czy­ły do Au­strii. Stra­te­gia ustępstw rządów bry­tyj­skie­go i fran­cu­skie­go, któ­ra w za­my­śle mia­ła gwa­ran­to­wać po­kój, co­raz bar­dziej ośmie­la­ła re­żim hi­tle­row­ski. W maju i czerw­cu 1939 roku, gdy na ho­ry­zon­cie po­ja­wił się kon­flikt zbroj­ny, król i kró­lo­wa od­by­li sze­ścio­ty­go­dnio­wą wi­zy­tę w Ka­na­dzie i Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Nie­for­mal­nym ce­lem wy­jaz­du było ocza­ro­wa­nie Ame­ry­ka­nów, aby w ra­zie wy­bu­chu ko­lej­nej woj­ny za­pew­nić so­bie ich wspar­cie eko­no­micz­ne. Za­nim wy­pły­nęli z Por­ts­mouth, po­ca­ło­wa­li cór­ki na po­że­gna­nie. Dziew­czyn­ki sta­ły na na­brze­żu i im ma­cha­ły. Kie­dy Ma­łgo­rza­ta po­wie­dzia­ła płacz­li­wie: „Mam chu­s­tecz­kę”, kró­lo­wa Ma­ria na­tych­miast od­pa­rła: „Że­byś nią ma­cha­ła, a nie w nią pła­ka­ła”[78].

Po po­wro­cie z bar­dzo uda­nej wi­zy­ty, pod­czas któ­rej król i kró­lo­wa po zje­dze­niu hot do­gów tra­fi­li na pierw­sze stro­ny ga­zet, ro­dzi­na wsia­dła na kró­lew­ski jacht Vic­to­ria and Al­bert i uda­ła się do Dart­mo­uth w po­łu­dnio­wo-za­chod­niej An­glii. To­wa­rzy­szył im ku­zyn kró­la, Dic­kie Mo­unt­bat­ten, któ­ry – jak szyb­ko się oka­za­ło – miał swo­je po­wo­dy, by wzi­ąć udział w pod­ró­ży.

Po­in­for­mo­wał on ro­dzi­nę kró­lew­ską, że dwóch ka­de­tów za­cho­ro­wa­ło na świn­kę i aby uchro­nić ksi­ężnicz­ki przed za­ka­że­niem, po­win­no się je umie­ścić w kwa­te­rach ka­pi­ta­ńskich na brze­gu. Je­dy­nym ka­de­tem, któ­ry mógł za­pew­nić ksi­ężnicz­kom roz­ryw­kę, był ksi­ążę Fi­lip z Gre­cji, wy­so­ki, opa­lo­ny osiem­na­sto­let­ni sio­strze­niec Dic­kie­go – syn by­łej ksi­ężnicz­ki Ali­cji Bat­ten­berg i ksi­ęcia Gre­cji An­drze­ja, szó­sty na li­ście suk­ce­sji do grec­kie­go tro­nu[79].

Elżbie­ta była wów­czas wy­chu­cha­ną trzy­na­sto­let­nią dziew­czyn­ką, któ­ra sta­nęła twa­rzą w twarz z tym „ja­sno­wło­sym, przy­po­mi­na­jącym wi­kin­ga chłop­cem o ostrych ry­sach twa­rzy i prze­szy­wa­jących nie­bie­skich oczach”[80]. Nie wy­ka­za­ła by­naj­mniej pew­no­ści sie­bie god­nej na­stęp­czy­ni tro­nu. Ale nic w tym dziw­ne­go. Mia­ła na so­bie ta­kie samo ubra­nie jak jej młod­sza sio­stra: skar­pet­ki do ko­stek i su­kien­kę z bu­fia­sty­mi ręka­wa­mi. „Spąso­wia­ła” Elżbie­ta sie­dzia­ła obok Fi­li­pa pod­czas lun­chu, gdy ten po­pi­sy­wał się swo­ją im­po­nu­jącą umie­jęt­no­ścią zje­dze­nia kil­ku ta­le­rzy kre­we­tek i de­se­ru ba­na­no­we­go z lo­da­mi i bitą śmie­ta­ną[81]. Pod­czas gdy Ma­łgo­rza­ta uwa­ża­ła „ka­żde­go, kto mó­głby zje­ść tyle kre­we­tek, za bo­ha­te­ra”, star­sza sio­stra wy­da­wa­ła się za­uro­czo­na chłop­cem z zu­pe­łnie in­nych po­wo­dów[82]. W przeded­niu woj­ny, któ­ra mia­ła opa­no­wać cały świat, ta nie­zręcz­na i nie­win­na chwi­la prze­ro­dzi­ła się w pierw­sze wy­zwa­nie dla sio­strza­nej wi­ęzi ksi­ężni­czek.

Maj 1939 roku. Kró­lo­wa Ma­ria lu­bi­ła za­bie­rać ksi­ężnicz­ki do mu­ze­ów, ga­le­rii sztu­ki i in­nych miejsc, w któ­rych dziew­czyn­ki mo­gły zdo­by­wać wie­dzę. Na zdjęciu zwie­dza­nie Do­ków Świ­ętej Ka­ta­rzy­ny w Lon­dy­nie na krót­ko przed wy­bu­chem woj­ny.