Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Odkryj świat, w którym granica między rzeczywistością a fantazją nie istnieje Po latach życia w cieniu Rhi trafia do Happy Valley. Praca w rezerwacie przynosi ukojenie, a otaczająca natura daje poczucie wolności i bezpieczeństwa. Gdy Rhi zaczyna wierzyć, że jej życie w końcu nabiera sensu, los stawia na jej drodze coś nieoczekiwanego. W głębi lasu Rhi natrafia na cztery dzikie, intrygujące dziewczyny, które nigdy nie opuściły swojej kryjówki. Media szybko okrzykują je Dzikimi Dziewczynami, ale powody, dla których przebywały w lesie, są bardziej niezwykłe, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać... Przekonane, że Rhi jest ich zaginioną siostrą, wciągają ją w swój niezwykły świat, pełen sekretów, odwagi i siły, jakiej nigdy wcześniej nie znała. Kim naprawdę są te dziewczyny? I co jest prawdziwe – ich niezwykłe opowieści czy to, co Rhi widzi na własne oczy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 482
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dedykuję tę książkę dwunastoletniej dziewczynie, która właśnie wydała oszczędności całego życia na swój pierwszy komputer w nadziei, że będzie mogła pisać powieści trochę szybciej. Prawdopodobnie chodzi teraz po swoim pokoju w koronie z tektury i zabawnych okularach przeciwsłonecznych, starając się wymyślić najlepszy sposób na rozpoczęcie następnego rozdziału.
Pozostań dziwna, dziewczyno. I pozostań dzika.
LIST OD AUTORKI
Napisałam tę powieść z wielu powodów. Kierowały mną wewnętrzny przymus opowiadania, żywiołowa wściekłość mojego budzącego się feminizmu, miłość do magii naturalnej przy jednoczesnym poczuciu zakłopotania oraz chęć wyjaśnienia, jak magia mieści się w moim światopoglądzie. Dopóki przez kilka lat z wielkim wysiłkiem próbowałam stworzyć tę książkę, nie uświadamiałam sobie, że piszę tę powieść, aby wyrazić pewną bardzo głęboką traumę. Jeśli jednak chciałam opowiedzieć tę historię, musiałam wyzdrowieć. (Podobnie, jeśli chciałam wyzdrowieć, musiałam napisać tę historię). Żadne z konkretnych zdarzeń w tej opowieści nie przydarzyło mi się naprawdę, lecz fikcja jest często składową harmoniczną przeżytej przez nas rzeczywistości, przepuszczoną przez kilka filtrów, wyostrzoną i zrównoważoną, z wyciętym szumem, tak aby stworzyć zadowalającą melodię narracyjną.
Biorąc pod uwagę to, co wiem o tych zbyt powszechnych ranach, które zostały spenetrowane w celu napisania tej książki, uważam, że byłoby brakiem odpowiedzialności z mojej strony nie ostrzec Cię, Czytelniczko i Czytelniku, że te stronice zawierają momenty, które mogą wywołać silne, przykre emocje. Mam nadzieję, że ta książka uzdrowi albo wzmocni coś w każdej osobie, która ją przeczyta, lecz mimo to zapoznaj się, Czytelniczko i Czytelniku, z ostrzeżeniami dotyczącymi jej treści w trosce o swoje dobro.
Niniejsza książka przedstawia, opisuje i szczegółowo omawia: złożony zespół stresu pourazowego, samobójstwo i myśli samobójcze, zaburzenia odżywiania, zawstydzanie z powodu wyglądu, przemoc domową i rodzinną, znęcanie się emocjonalne, kanibalizm i napaść seksualną.
Na początku byłyśmy dzikie
Zamek w puszczy
Pamiętnik Dzikich Dziewczyn z Happy Valley
DAWNO, DAWNO TEMU, w głębokiej puszczy, w krainie poza mapami i granicami oraz poza tym, co zawłaszczyli ludzie, był piękny zamek.
Ten zamek nie był taki jak inne zamki, o których opowiadają baśnie. Był dziki i pełen życia, wyciosany z samej ziemi, wyrosły i ukształtowany przez setki lat tylko dla nas. Naszym zamkiem był wydrążony pień starego drzewa, opleciony i okratowany zewnętrznym szkieletem pnączy i magii. To było ogromne drzewo. Drzewo jak góra.
To był nasz dom.
Zamek nas chronił: cztery nieokiełznane księżniczki, a czasem także starego, mądrego mężczyznę o imieniu Matka. „Matka” to coś więcej niż tylko jego imię. On był naszym prorokiem, naszym obrońcą, naszym nauczycielem. On dał nam dar magii, prawdę nazywania, skarb opowieści. Dał nam przeszłość i obietnicę przyszłości. Matka był naszym sercem, zamek był naszym kośćcem. Razem podtrzymywali nas, abyśmy się nie ugięły podczas burzy. Żyłyśmy w puszczy w doskonałym rytmie i harmonii, tak jak sama puszcza. Kiedy byłyśmy głodne, polowałyśmy razem z wilczymi krewnymi – wielkoduszna ziemia pod stwardniałymi stopami, gorąca krew ofiary na naszych zębach. Po długim dniu zdobywania pożywienia i zabawy spałyśmy spokojnie pod osłoną naszego zamku i tylko gwiazdy przyświecały naszym snom. Budziłyśmy się ze słońcem, kiedy wstawało zza góry i zalewało las płynnym złotem, obietnicą nowego dnia. Objadałyśmy się niedźwiedzim tłuszczem i leśnymi orzechami w porze zamierania przyrody i brnęłyśmy przez mroźne miesiące we mgle głodu i sennych marzeń, brnęłyśmy przez dni pod zwałami śniegu, tuląc się do siebie w nocy. Kiedy wracała pora zieleni i światła, gołymi rękami łapałyśmy ryby w strumieniach i jadłyśmy je na surowo, ich łuski malowały tęcze wokół naszych ust.
Byłyśmy częścią puszczy i tego wszystkiego, co zawiera. Byłyśmy częścią czarów, dzięki którym rozwijają się nowe liście, częścią mocy, która rozłupuje świat, kiedy niebo pęka od błyskawicy. Byłyśmy częścią spiralnego tańca życia i śmierci; cudu światła tańczącego na wodzie i liści na wietrze; tajemnicy nasion i chłodnej, czarnej ziemi; piękna rozkładu, gwałtowności życia. Byłyśmy częścią magii tych wszystkich cudów.
Aż pewnego dnia czar prysł.
Pewnego dnia zamek runął.
Pewnego dnia opuściłyśmy jedyny dom, jaki znałyśmy, i nasza ukochana puszcza nas zdradziła.
DAWNO, DAWNO TEMU była puszcza. Było przejmujące piękno i olśniewający spokój. Były wędrujące chmury, palące słońce, diamentowe niebo.
Dawno, dawno temu były cztery dziewczyny i mężczyzna zwany Matką; wilki, które nazywałyśmy rodziną; drzewo, które nazywałyśmy zamkiem; las, który nazywałyśmy domem.
Dawno, dawno temu byłyśmy dzikie.
A potem zamknięto nas w klatce.
1
TEGO WIECZORU, KIEDY JEJ OJCIEC ZOSTAJE ARESZTOWANY, Eden siedzi przy dłuższym boku stołu, zwrócona twarzą do ściany, która oddziela jadalnię od kuchni. Za jej plecami znajduje się okno panoramiczne wychodzące na wymuskane podwórze, które przylega do lasu.
To jest jej miejsce. Kiedy Eden była dzieckiem, Vera, jej macocha, nie mogła ścierpieć tego, że dziewczyna uporczywie wpatrywała się w drzewa podczas obiadu, więc kazała jej siedzieć twarzą do ściany. Ściana, o której mowa, jest pusta. Żadnych zdjęć przyjaciół czy rodziny; żadnych tabliczek i talerzy pamiątkowych; żadnej ciekawej grafiki, a już na pewno żadnych obrazków Eden z dzieciństwa.
Oczywiście Eden nie jest już dzieckiem. Wie, jak przetrwać. Nauczyła się dawno temu nie robić uwag ani nawet nie myśleć o tych nagich, białych ścianach. Już dawno temu nauczyła się nie spoglądać za siebie, aby rzucić okiem na puszczę.
Ojciec Eden i jej macocha siedzą odpowiednio po jej lewej i prawej ręce, każde z nich u szczytu stołu. Przy każdym nakryciu stoi szklanka wody i kieliszek czerwonego wina. Vera zawsze mówi, że alkohol w umiarkowanej ilości głuszy apetyt, co wydaje się prawdą w jej przypadku. Sączy już trzeci kieliszek wina tego wieczoru, podczas gdy jej sałatka jest prawie nietknięta, i patrzy to na okno, to na Eden, to na ojca.
Eden doskonale zdaje sobie sprawę z napięcia przy stole. Przez cały posiłek ojciec nie odkłada telefonu, kłócąc się to z jednym, to z drugim partnerem w interesach. Jego głos jest agresywny i ostry, mimo że nie krzyczy. Na jego talerzu jest kawałek grillowanego czerwonego mięsa, które pachnie bosko, ale on je ledwo napoczął. Miękkie i różowe, jest tak ponętne dla zmysłów Eden, że to jest aż w złym guście.
Eden chciałaby zrobić coś, co by odciągnęło uwagę Very od niegrzecznego zachowania ojca. Chciałaby zrobić coś, co by sprawiło, że ojciec odłoży telefon i poświęci trochę uwagi swojej niezadowolonej żonie. Ale próba zadowolenia jednego z rodziców mogłaby rozgniewać drugiego, dlatego Eden skupia się na swojej sałatce z gorzkich warzyw i grillowanym białym mięsie kurczaka. Odkrywa, że ich kucharka Mariya ukryła małą kałużę ziołowej oliwy pod sałatką, toteż Eden ukradkowo macza w niej kawałki kurczaka, a potem przylepia do nich zieleninę, aby nie było widać, że błyszczą. Vera byłaby wściekła, gdyby zauważyła, że Eden nie przestrzega „diety”.
Czarna kawa i połówka grejpfruta na śniadanie, dwa jajka na twardo na drugie śniadanie. Chude mięso i warzywa na obiad i kolację. Koktajl proteinowy po treningu, ale tylko wtedy, gdy trening trwa ponad sześćdziesiąt minut. Surowe brokuły na przekąskę – błonnik prędzej cię nasyci. Żadnego tłuszczu po siódmej. I czerwone wino do obiadu. Pomaga w trawieniu.
Tak żyje Vera, więc Eden również żyje w ten sposób.
Eden miała zaledwie sześć lat, kiedy Vera zaczęła krytykować jej wygląd, ograniczając jej jedzenie i zabierając ją ze sobą na siłownię. Eden ma teraz szesnaście lat i nie może zjeść nawet jabłka bez pamiętania o jego gęstości kalorycznej. Vera się o to postarała.
Gdyby Mariya nie ukrywała płynnych kalorii pod „zatwierdzonymi” produktami na jej talerzu albo gdyby jej przyrodni brat Kevin nie przemycał dla niej w nocy smakołyków, kiedy mieszkał z nimi, Eden przypuszcza, że już by całkiem zmarniała. Jest wiecznie zmęczona, wiecznie głodna. Cały czas wyobraża sobie jedzenie, nic specjalnego: parę łyżek zwyczajnego masła orzechowego, kanapkę z szynką i serem koleżanki z klasy, roztopione masło na warzywach gotowanych na parze czy choćby zwykłą kromkę świeżo upieczonego chleba.
Gapiąc się na swoją sałatkę, Eden bierze głęboki oddech i czeka, aż uczucie złości ustąpi.
Złość nie pomaga. Tylko sprawia, że Eden cierpi jeszcze bardziej. Jedynym sposobem, aby przetrwać – i mieć nadzieję na to, że pewnego dnia ucieknie z tego domu – jest wcale nic nie czuć.
Eden upija łyk wina ze swojego kieliszka. Podoba jej się to, jak wino ją rozgrzewa, powoduje, że jej mózg staje się miękki, otwarty, rozmyty. Wydaje jej się, że rozumie swoją macochę lepiej, kiedy trochę wypije. Jakby się nastroiła na inną stację radiową i wreszcie jest w stanie usłyszeć, co Vera naprawdę mówi.
– Ten kurczak jest suchy – mruczy Vera pod nosem, dziobiąc mięso widelcem. Jestem nieszczęśliwa. – Lepiej, żeby Mariya nie używała mrożonych piersi z kurczaka. Mówiłam jej już tyle razy, że to psuje układ włókien w mięsie. – Dlaczego nie mam kontroli nad swoim życiem? – Za to, co jej płacimy, powinna umieć przygotować kurczaka, który nie jest suchy. – Mam wszystko, czego chcę, i nic mnie nie uszczęśliwia.
Vera odkłada widelec, pociąga długi łyk ze swojego kieliszka, po czym obrzuca ojca gniewnym spojrzeniem. To jest twoja wina.
Spogląda na Eden przelotnie, zanim znowu sięgnie po wino. I twoja.
Kiedy rozlega się dzwonek u drzwi, ojciec przewraca oczami, wciąż rozmawiając przez telefon i ignorując rodzinę. Eden sztywnieje, zastanawiając się, kto to może być, i myśli o tym, jaka zła będzie Vera za to, że im przerwano. Sama otworzyłaby drzwi, ale Vera nie znosi, kiedy Eden spełnia obowiązki gospodyni.
Mija prawie minuta, zanim hałas sprzed domu przemieści się do jadalni, zanim odgłos kilku par nóg kroczących zdecydowanie przez marmurowe podłogi zostanie odebrany jako agresywny – jako najście. W łukowym przejściu za Verą zjawia się dwóch mężczyzn w garniturach w otoczeniu czterech policjantów, którzy trzymają ręce na broni gotowej do użycia. Vera obraca się w ich stronę, konsternacja i gniew malują się na jej twarzy, ale mężczyźni ją omijają i przechodzą obok Eden. Wszystko dzieje się tak szybko, że ojciec nie ma nawet czasu, aby odłożyć telefon. W jego oczach widać szok.
– Pan Lawrence Chase? – mówi głośno jeden z mężczyzn w garniturze, podczas gdy policjanci chwytają ojca za ramiona. – Mamy nakaz aresztowania pana.
Telefon ojca upada ze stukotem na podłogę, kiedy funkcjonariusze podnoszą ojca na nogi i unieruchamiają jego ręce za plecami. Nie opiera się, ale też nie ułatwia im zadania. Jego ciało i kończyny są sztywne, każdy mięsień napięty, jakby wierzył, że jeśli nadal będzie miał władzę nad swoim ciałem, nie mogą mu odebrać żadnych praw.
Jednak ku zdumieniu Eden oni właśnie to robią. Drży z emocji, kiedy policjanci odczytują ojcu pouczenie o prawie do zachowania milczenia i oskarżają go o przestępstwa, które wcale Eden nie zaskakują: defraudacja, pranie brudnych pieniędzy, handel narkotykami. Jej macocha, z początku wściekła, wkrótce zaczyna głośno łkać, łapie za telefon, żeby zadzwonić do swojego prawnika, i wybiega z pokoju, nie oglądając się za siebie.
Funkcjonariusze wyprowadzają ojca z jadalni i kierują się ku drzwiom, podczas gdy on patrzy przed siebie niczym żołnierz, pustym i chłodnym wzrokiem. Ani razu nie spogląda w stronę swojej córki.
Jeden z mężczyzn w garniturze – może oficer z wydziału dochodzeniowo-śledczego? – kładzie rękę na oparciu krzesła Eden, co sprawia, że Eden się wzdryga. Mężczyzna pochyla się ku niej i mówi:
– Przepraszam, że przeszkadzamy w obiedzie, skarbie, ale tatuś był trochę niegrzeczny.
Eden patrzy na niego, jej twarz jest bez wyrazu, jednak to, co oficer dostrzega w jej oczach, każe mu wyprostować się nagle i zabrać rękę z jej krzesła. Samozadowolenie jasno widoczne na jego twarzy szybko gaśnie. Skinąwszy chłodno głową na pożegnanie, oficer opuszcza dom w ślad za swoimi ludźmi.
Mariya stoi w drzwiach do kuchni, obracając w rękach kuchenny ręcznik, jej ciemne oczy śledzą wychodzącego mężczyznę. Kiedy drzwi frontowe zamykają się z trzaskiem i w domu zalega cisza, Mariya mówi:
– Nic mu nie zrobią. Ten system został stworzony dla ludzi takich jak on.
Podchodzi do stołu, bierze talerz ze stekiem ojca i stawia go przed Eden.
– Nie ma sensu, żeby dobre jedzenie się marnowało.
Eden wyczuwa dobroć w tym geście, tkliwość, może nawet miłość, ale jeszcze bardziej by chciała, aby Mariya położyła rękę na jej ramieniu albo objęła ją i mocno przytuliła. Nie dlatego, że jest smutna z powodu aresztowania ojca, ale dlatego, że umiera z głodu za ludzkim dotykiem, pragnie choćby odrobiny więzi z kimś na tym świecie.
Ale Eden wie już od jakiegoś czasu, że głód ludzkiego dotyku jest najbardziej niebezpiecznym rodzajem apetytu ze wszystkich.
Zaczyna jeść stek swoim widelcem i nożem ojca, tak jakby nie była dziewczyną, której ojca przed chwilą aresztowano, która nie szuka bratniej duszy, nie tęskni rozpaczliwie za miłością, która tak łatwo przychodzi do tych, którzy mają poczucie przynależności. Ona tylko chce jeść, mówi sobie. Jej ciało potrzebuje jedynie pożywienia, wody i schronienia, aby przeżyć. Tylko tyle.
To jest wszystko.
Nic więcej nie potrzeba, aby przetrwać.