Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
36 osób interesuje się tą książką
Historia Polski to nie tylko kronika wielkich zwycięstw na polach bitew i przegranych powstań narodowych, ale również awanturnicze dzieje przestępczości zorganizowanej. Przemysław Słowiński kreśli barwny i wstrząsający obraz minionych lat, przedstawiając sylwetki najgroźniejszych polskich gangsterów, którzy dzięki bezwzględności oraz powiązaniom ze światem polityki dorobili się ogromnych fortun.
Autor odsłania kulisy działania mafijnych struktur, pokazuje mechanizmy korupcji, a także opisuje najgłośniejsze afery, napady, wymuszenia i porwania. Wszystko to idealnie układa się w opowieść o czasach, gdy prawo niejednokrotnie przegrywało z brutalną siłą.
Książka łączy rzetelną dokumentację z żywym, reporterskim stylem, dzięki czemu wciąga niczym dobrze napisany kryminał. Znajdziemy w niej historie między innymi Bogusława Bagsika, Andrzeja Kolikowskiego „Pershinga” oraz Henryka Niewiadomskiego – bohaterów mrocznych rozdziałów współczesnej historii Polski.
Kolejna część ukaże się już wkrótce!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł: Dwunastu gniewnych ludzi. Najgroźniejsi polscy gangsterzy. Część 1
Fragment
Copyright © Przemysław Słowiński, 2025
This edition: © Gyldendal Astra/Gyldendal A/S, Copenhagen 2025
Projekt okładki: Daniel Natkaniec
Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-770-5
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Gyldendal Astra /Gyldendal A/SKlareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.gyldendalastra.pl
Wstęp
Dziennikarze nazywali ją mafią, przedstawiciele organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości definiowali „zaledwie” jako przestępczość zorganizowaną. Można się spierać o nazewnictwo, ale jedno jest pewne: w latach 90. ubiegłego wieku znakomicie funkcjonujące grupy gangsterskie zagrażały porządkowi prawnemu Rzeczypospolitej Polskiej. Zakłócały działanie prawie wszystkich instytucji społecznych i były niebezpieczne dla obywateli.
Gdy zorganizowana przemoc i korupcja wdarły się już w Polsce w każdy kąt i w każdą sferę życia społecznego, dziennikarze ogłosili wszem wobec, że oto narodziła się nad Wisłą rodzima odmiana mafii. To oni nazwali te grupy od nazw miast, w których prowadziły działalność: „Pruszków”, „Wołomin” czy „Otwock”. Zwrócili również uwagę na istnienie w Polsce tak zwanego kapitalizmu politycznego – zjawiska polegającego na łączeniu układów władzy ze światem biznesu, co sprzyja przestępczości zorganizowanej i daje nieograniczone możliwości prowadzenia interesów na wielką skalę. Uprzywilejowana pozycja umożliwia dostęp do preferencyjnych kredytów, koncesji, licencji, tajnych informacji gospodarczych i bankowych. Przedstawiciele kapitalizmu politycznego blokowali tworzenie prawa pozbawionego luk, pozwalającego na zwalczanie przestępczości. Tak rodziły się polityczno-kryminalne kolosy finansowe i „szara strefa”, które w znacznym stopniu zdominowały życie gospodarcze naszego kraju.
Gangsterzy zmonopolizowali przemyt spirytusu, papierosów i narkotyków, prowadzili nielegalne rozlewnie alkoholu i wytwórnie amfetaminy. Handlowali bronią, rabowali banki, kantory i konwoje z gotówką. Kradli samochody osobowe, dokonywali uprowadzeń pojazdów przewożących wartościowe towary oraz porwań dla okupu. Ściągali haracze od kupców, restauratorów, właścicieli agencji towarzyskich, a nawet znanych biznesmenów. Prowadzili rozległe interesy, coraz częściej inwestując pieniądze w legalną działalność gospodarczą: w nieruchomości, turystykę, przemysł rekreacyjny czy rozrywkowy. Sporym uznaniem cieszyło się zakładanie firm transportowych, co w dużym stopniu ułatwiało przemyt. Należąca do mafii firma Venta w Pabianicach (figurująca w dokumentach celnych jako kontrahent francuskiej „Douzies Carrelage” – handel wyrobami ceramicznymi), sprowadzała na przykład przez przejście graniczne w Świecku spirytus zamiast ceramiki. Kluby sportowe służyły zorganizowanej przestępczości do prania brudnych pieniędzy. Niejasne systemy ich finansowania, mało przejrzysty sposób rozliczania dochodów z meczów, zawierania umów i przeprowadzania transferów umożliwiały gangsterom dokonywanie milionowych nadużyć.
W boks i koszykówkę inwestował między innymi osławiony „Pershing” – Andrzej Kolikowski. Agencje towarzyskie oprócz tego, że przynosiły duże dochody, pozwalały legalizować lewe faktury. Stanowiły również przykrywkę dla handlu narkotykami i żywym towarem. Mafia kontrolowała ponad 80 procent agencji towarzyskich. Nad morzem oraz na Mazurach należało do niej dziewięć na dziesięć dyskotek.
Gangsterzy nie płacili podatków, a mimo to mafijnych bossów nigdy nie spotykała żadna dolegliwość ze strony kontroli skarbowej. Nikt nie pytał ich o źródło pochodzenia pieniędzy, za które wybudowali luksusowe wille i kupili eleganckie samochody. Fiskus wolał kierować swoje zainteresowanie na chcące dorobić sobie do nędznej emerytury babcie, które sprzedawały oscypki pod dworcem.
Przez ponad dekadę polskie organizacje przestępcze rosły w siłę, bogaciły się, kradły, przemycały, rabowały i mordowały w poczuciu niemal zupełnej bezkarności. Najgłośniejsi gangsterzy, nawet jeśli trafiali za kratki, to na krótko. Opłacali usługi najlepszych adwokatów, którzy sprytnie wykorzystując wszelkie luki, furtki i niedoskonałości w prawie, wyciągali ich na wolność. Zastraszali świadków, przekupywali sędziów. Skorumpowani oficerowie policji dostarczali kryminalnym grupom informacji o planowanych akcjach i aresztowaniach. Protektorzy ze sfer biznesu ułatwiali pranie brudnych zysków w bankach, kasynach i legalnych przedsiębiorstwach.
Duża część prasy biła na alarm. Podobnie policjanci (ci nieskorumpowani oczywiście), a także wielu innych światłych obywateli. Politycy upierali się, że w Polsce żadnej mafii nie ma. Rozumieli przez to, iż działające organizacje przestępcze nie są w żaden sposób powiązane z istniejącym aparatem władzy i administracji. Nie są, bo tego nie udowodniono. To tak jak z korupcją. Bardzo trudno ją udowodnić, więc oficjalnie nie istnieje. A że każde dziecko w tym kraju wie, że w łapę biorą wszyscy, od babci klozetowej po ministrów… Cóż, nie od dzisiaj powszechnie wiadomo, że dla polityków istnieją dwie wersje rzeczywistości: faktyczna (obiektywna) i ustalona, przy czym ta druga jest nieporównanie ważniejsza niż pierwsza. Z punktu widzenia interesów rządzących jest to pogląd bardzo słuszny. Z punktu widzenia rządzonych już znacznie mniej, ale kogo interesują rządzeni. Wybory odbywają się przecież tylko raz na cztery lata. Trudno wymagać od polityka, aby co chwila odrywał się od biurka i oglądał rzeczywistość.
Poza tym politycy nie znoszą, kiedy mąci się wyznawany przez nich przejrzysty obraz świata. Nie cierpią straszenia ich spiskami czy mafiami. Wolą po prostu odepchnąć od siebie złe wieści. Historia dobrze zna tego rodzaju postawy. Nie tak dawno jeszcze przecież zamykano uszy przed tymi, którzy donosili o obozach koncentracyjnych, nie wierzono w holocaust, w Gułag ani w głód na Ukrainie.
To zresztą zaledwie kilka lat temu sami politycy tworzyli tu klimat sprzyjający zorganizowanej przestępczości, importując do Polski na potęgę spirytus Royal. Spirytus płynął do Polski już za Rakowskiego, ale w czasach Balcerowicza strumyczek zamienił się w rzekę. Sprowadzaniem tego alkoholu zajmowali się ludzie z pierwszych stron ówczesnych gazet, z ław sejmowych i rady ministrów, poprzez tworzenie odpowiedniego prawa dbając jednocześnie, by zabawa była legalna i opłacalna. To właśnie na tym niemieckim i holenderskim spirytusie zrobili swoje olbrzymie majątki. Z pieniędzy zarobionych na Royalu wyrosły fortuny późniejszych wielkich gwiazd polskiego biznesu.
Interes wymyślili chłopcy ze służb specjalnych. Kiedy Jaruzelski odgrażał się jeszcze, że będzie bronił komunizmu jak niepodległości, oni już węszyli, jak by tu tę niepodległość najkorzystniej sprzedać nowym kupcom, i szykowali się do zamiany komitetów partyjnych na banki. Doprawdy trudno zrozumieć, jak państwo, którego połowa budżetu pochodziła z wódczanego monopolu, mogło zrobić taką głupotę. Jedynym wytłumaczeniem jest to, że ludzie odpowiedzialni za to państwo myśleli tylko, jak wypchać własne kieszenie.
Wszyscy ci ludzie są do dzisiaj bezkarni. Chociaż właściwie nie, to nieprawda. Jednego z nich sąd skazał na utratę odznaczenia państwowego. Nie trzeba tutaj wymieniać nazwiska tego najdotkliwiej sponiewieranego, bo swego czasu o tym wyroku niezawisłego sądu rozpisywała się prasa. Po utracie medalu facet ciężko się rozchorował i dotąd bardzo niedomaga. Kilkanaście lat temu dziennikarze spotkali go leczącego skołatane nerwy na jednej z rajskich wysp. Zapytali go nawet, w jaki sposób tak chory człowiek zdołał tam dojechać, a do sądu, w którym toczyła się kolejna z jego spraw, nijak nie mógł dotrzeć.
Formułowane przez lata postulaty zaostrzenia walki z przestępczością napotykały niemożliwy do przełamania opór. Działał tu – i działa zresztą do dziś bardzo skutecznie – prawdziwy front obrony przestępców, utworzony przez wielu parlamentarzystów, prawników i dziennikarzy przeciwstawiających się zaciekle wszelkim próbom zmiany, to znaczy pogorszenia sytuacji przestępców, a polepszenia ich ofiar.
Kto z nas nie słyszał powtarzanego do znudzenia argumentu, iż „badania naukowe dowodzą niezbicie, że to nie wysokość kary, ale jej nieuchronność odstrasza od popełnienia przestępstwa”. Dla frontu obrony przestępców realia nie mają żadnego znaczenia – (Nowe Państwo – luty 2003): „Wyniki wieloletnich badań prowadzonych w USA przez zespół kryminologów pod kierownictwem profesora Ernesta van den Haaga potwierdzają to, co podpowiada zdrowy rozsądek: za każdym razem, gdy maleje ryzyko poniesienia kary i jej surowość – przestępczość wzrasta”.
A poza tym może najpierw niech będzie ta nieuchronność, a potem obniżajmy wysokość. Na pewno same wysokie kary nie załatwią problemu przestępczości w Polsce, tylko ja osobiście wolę, aby opisywane niżej indywidua znikły za kratkami na lat dwadzieścia niż na dwa lata. A Wy, drodzy Czytelnicy?
„Kto nie zapobiega złemu, chociaż może to uczynić – rzecze Talmud (Taenit 5) – uważany będzie za tego, kto sam to zło popełnił”.
