Czas dobiega końca. Wielkie przepowiednie dla Polski i świata - Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik - ebook

Czas dobiega końca. Wielkie przepowiednie dla Polski i świata ebook

Przemysław Słowiński, Teresa Kowalik

4,2

Opis

Czas dobiega końca

Kiedy nadciąga potężne tsunami finansowe, wirus dyktuje warunki całemu światu, zaczynamy szukać nadziei na przyszłość w starych proroctwach.

Niestety, raczej czarno malują one przyszłość ludzkości i wieszczą koniec bezpiecznego świata, który znamy.

PONAD 80 WIZJONERÓW ZE WSZYSTKICH KONTYNENTÓW

PONAD 100 PRZESŁAŃ, NAPOMNIEŃ I PRZEPOWIEDNI

Wielki zbiór przepowiedni i proroctw - dla tych, którzy z ciekawości chcą zajrzeć za zasłonę czasu i dla tych, którzy zgłębiając napomnienia pragną odmienić swoje życie. Jak to możliwe, że skromna mniszka żyjąca w XVII w., w dalekim Ekwadorze potrafiła precyzyjnie opisać kryzys wiary przełomu XX i XXI stulecia i dokładnie odmalować zjawiska niszczące naszą epokę? Czy powinniśmy się bać? Czy można znaleźć wspólny mianownik przesłań, które omijają czas na skróty?

Poeci i pisarze, kapłani i mniszki. Biskupi, mistycy i stygmatycy - wizjonerzy podziwiani i zapomniani. Zwykłe gospodynie domowe i niepiśmienni pastuszkowie, przed którymi nikt nie uchylał kapelusza. Wierne dzieci Kościoła Katolickiego i ci błądzący po duchowych manowcach. Co udało się im dostrzec poza horyzontem zdarzeń?

WIELKIE PRZEPOWIEDNIE DLA POLSKI I ŚWIATA

SPEŁNIONE PROROCTWA I WSTRZĄSAJĄCE WIZJE

Czy to prawda, że złe sygnały, przesyłane na Ziemię ze świata nadprzyrodzonego, tylko w niewielkim stopniu dotyczą naszej Ojczyzny? Czy to możliwe, że Polskę czeka jasna i bezpieczna przyszłość? Wizjonerzy w tej kwestii zgodnie kiwają głowami, ale dodają natychmiast słowo: „jeśli…” Sprawdźmy, czy wypełniamy warunki Nieba. I zacznijmy je wypełniać.

OBIETNICE SPRZED STULECI, WIELKIE NADZIEJE

STANOWCZE OSTRZEŻENIA Z ZAŚWIATÓW

Arcybiskup Fulton Sheen

Święta siostra Łucja dos Santos

Patricia Talbot

Święta Faustyna Kowalska

Teresa Neuman

Święty Ojciec Pio

Ksiądz Stefano Gobbi

Weronika Lueken

Vassula Ryden

Anna Maria Taigi

Elizabeth Canori-Mora

Elena Emilia Santa Aiello

Lodovico Rocca

Luz Amparo Cuevas

Gisella Cardo

. ..i wielu, wielu innych

CZASY OSTATECZNE , TRZY DNI CIEMNOŚCI I ... CO POTEM?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 888

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (13 ocen)
6
5
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Z braku laku…

Zbyt szczegółowe,by nie zanudzić.
00

Popularność



Podobne


Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.

 

1 List św. Pawła do Koryntian 13, 1–2

 

 

Specjalne podziękowania autorzy składają tą drogą pani Elżbiecie Szałajko za nieocenioną pomoc w zbieraniu materiałów do książki w obliczu szalejącej pandemii koronawirusa oraz „Batonowi” Mazurowi za zdalne naprawienie laptopa w chwili krytycznej.

Dziękuję mojemu synowi Rafałowi za wsparcie i pomoc w pracy nad tą książką.

 

Teresa Kowalik

Okładka Fahrenheit 451

 

Korekta i redakcja

Barbara Manińska

 

Dyrektor wydawniczy

Maciej Marchewicz

 

ISBN 9788380795365

 

Copyright © Teresa Kowalik, Przemysław Słowiński

Copyright © for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2020

 

 

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

 

KonwersjaEpubeum

CZĘŚĆ I .Przepowiednie dla Polski

Wdziejach każdego prawie narodu pojawiali się prorocy, z mniejszą czy większą dokładnością przepowiadający jego przyszłość. Miał takowych i ma do dzisiaj także naród polski. Jeszcze w okresie świetności Rzeczypospolitej prorocy przewidywali jej upadek i to, co po nim nastąpiło. Przewidywali też ponowne klęski i ostateczne zmartwychwstanie. Przeor benedyktyńskiego klasztoru ojciec Eustachiusz przepowiedział na przykład potop szwedzki, rozbiory, narodowe powstania i powrót Polski na mapę Europy. I to już w 1449 roku!

Zapowiedzi jest bardzo wiele, głoszonych w wielu różnych językach świata. Akcentują też one najrozmaitsze wątki. Listę otwierają najstarsze proroctwa cenione przez kolejne pokolenia wyczuwające w nich prawdę objawioną prosto z Nieba. Proroctwa, których słowa przechowane zostały aż po czasy współczesne i które (a przynajmniej niektóre z nich) spełniają się na naszych oczach.

Podobno nikt nie zna dnia i godziny. Nostradamus, Baba Wanga czy Ojciec Pio… wszyscy czarno widzą przyszłość ludzkości i wieszczą koniec świata. Jednak wgłębiając się w treść tych proroctw można odnieść wrażenie, że wszystkie złe sygnały przesyłane dziś na ziemię ze świata nadprzyrodzonego w niewielkim tylko stopniu dotyczą naszej Ojczyzny. Nie ma w nich w ogóle mowy o apokalipsie, trzęsieniach ziemi, dniach ciemności, powszechnych zniszczeniach, wojnach i zamieszkach, ogniu spadającym z nieba, o krwi i łzach, śmierci i cierpieniu. We wszystkich jawi się dla Polski jasna i przyjazna przyszłość.

Co dziwne, zarówno objawienia mówiące o przyszłości świata, jak i te mówiące o jutrze Polski (czasami są to te same proroctwa), wskazują na bliżej nieokreślony „czas przemiany”. Kiedy on nadejdzie, naród polski nie doświadczy takich okropności, jakie mają się stać udziałem innych. Czy możemy więc założyć, że na naszych ziemiach historia będzie biegła zupełnie innym torem niż gdzie indziej?

Jak rozumieć te zapowiedzi? Czy mówią prawdę? Są objawieniami woli Bożej czy majaczeniami chorych umysłów? Nie pojmujemy ich do końca, ale czy możemy tak po prostu je odrzucić? Są przecież wśród nich także głosy osób, które powszechnie uznajemy za świętych.

Łączy je nie tylko zadziwiająca zgodność co do optymistycznej przyszłości naszego kraju, ale jeszcze coś. Coś bardzo ważnego. Domagają się mianowicie od nas dogłębnej zmiany sposobu życia. Domagają się nawrócenia. Taki właśnie – przypuszczalnie – jest cel prawdziwych objawień. Mamy powrócić do Ewangelii!

Na początku XVIII stulecia mniszka Nimfa Suchońska otrzymała od Zbawiciela wizję, w której mowa o częściowym powstaniu Polski na nowo w dwudziestym wieku. W drugiej części proroctwa możemy jednak przeczytać słowa następujące: „(…) w całości i wielkiej ozdobie w jakiś czas potem, jeśli przykazań strzec będzie pilnie”. Przekazane przez zakonnicę słowa Jezusa zawierają twardy warunek: „jeśli”… A więc tylko wtedy, gdy naród pójdzie drogą wiary i posłuszeństwa Ewangelii, to znajdzie pomoc Boga i Jego łaskę.

W 1850 roku w Licheniu Maryja za pośrednictwem pasterza Mikołaja Sikatki obiecała Polsce „specjalne potraktowanie: „Ku zdumieniu wszystkich narodów świata – z Polski wyjdzie nadzieja udręczonej ludzkości. Wtedy poruszą się wszystkie serca radością, jakiej nie było przez tysiąc lat (...). Jeśli naród polski się poprawi, będzie pocieszony, ocalony i wywyższony”. Jeśli się poprawi…

Znakomicie współgrają z tym słowa Jezusa, które dotarły do mistyczki i stygmatyczki, świętej siostry Faustyny ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w jej widzeniu z roku 1938: „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeśli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostatnie przyjście Moje”. Pięknie. Tylko znowu to „jeśli”…

Błogosławiony Bronisław Markiewicz w 1863 roku ogłosił proroctwa pełne nadziei, podkreślając chrześcijańską kulturę, która ma „ożywiać Polskę i promieniować na cały świat” (już bez żadnych „jeśli”). W spisanej w roku 1888 tajemniczej wierszowanej wizji arcybiskup nominat wileński i sufragan mohylewski, Sługa Boży Kościoła katolickiego Jan Feliks Cieplak zapowiedział niezwykłą rolę Polski w przyszłych dziejach świata.

 

Pokój się Boży ustali w Warszawie,Wielka w przymierzach, bogactwie i sławiePolska ku morzom granicami sięgnie.Dla tych, co cierpią, przyjdzie dzień wesela,Dla tych, co wątpią, dzień sądu i kary.

 

Wizjonerka i mistyczka Wanda Justyna Nepomucena Malczewska w piąty piątek Wielkiego Postu 1852 roku ujrzała Zbawiciela dźwigającego krzyż na Kalwarię. Jezus zasygnalizował jej też wtedy zagrożenia dla bytu Polski już po odzyskaniu niepodległości:

„Zbliżają się czasy przewrotne – zapisała w swoim dzienniku. – Ojczyzna wasza będzie wolna od ucisku wrogów zewnętrznych, ale ją opanują wrogowie wewnętrzni. Przede wszystkim starać się będą wziąć w swe ręce młodzież szkolną i dowodzić będą, że religia w szkołach niepotrzebna, że można ją zastąpić innymi naukami. Spowiedź i inne praktyki religijne, kontrola Kościoła nad szkołami zbyteczna, bo ścieśnia myślenia ucznia. Krzyże i obrazy religijne ze sal szkolnych będą chcieli usunąć, aby te wizerunki chrześcijańskie nie drażniły Żydów. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym narodzie wprowadzić niedowiarstwo. Jeżeli naród uwierzy temu i pozbędzie się wiary, straci przywróconą Ojczyznę”.

Zapowiedziała też odrodzenie Ojczyzny z zastrzeżeniem: „niech strzeże wiary i nie dopuszcza niedowiarstwa… zdrady… niezgody i lenistwa, bo te wady mogą ją na powrót zgubić i to na zawsze! (…)”.

21 lat później, 15 sierpnia 1873 roku po nieszporach, Wanda, stojąc przed ołtarzem Matki Bożej, usłyszała od Niej:

„Uroczystość dzisiejsza niezadługo stanie się świętem waszym narodowym, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo świetne nad wrogami, dążącymi do waszej zagłady”. Na cud nad Wisłą przyszło czekać około 50 lat. „(…) Rosja rozsypie się, a klasztory przetrwają burze. Rosję spotka kara Boska za krew przez nią przelaną, wołającą o pomstę do nieba. Straszne klęski spadną na Polskę, ale jej nie zgniotą (…). Polska się ostanie – o ile sobie nie da wiary odebrać i będzie zawsze przedmurzem Kościoła”.

Wiele możemy się dowiedzieć o różnych postaciach w naszej historii, które odegrały w niej kluczową rolę. To kardynał August Hlond powiedział przecież, że „zwycięstwo przyjdzie przez Maryję”. Kardynał Stefan Wyszyński w trudnych komunistycznych czasach przygotował Polskę do Milenium Chrztu Polski oraz złożył Śluby Jasnogórskie. Dewizą polskiego papieża, świętego Jana Pawła II było Totus Tuus.

 

Totus Tuus – dewiza papieża Jana Pawła II, kilkakrotnie powtórzona w jego testamencie. Jest ona cytatem z modlitwy z Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Była zawołaniem biskupim Karola Wojtyły już w czasach krakowskich. „Te dwa słowa wyrażają całkowite przylgnięcie Maryi do Jezusa: »Tuus totus ego sum et omnia mea tua sunt«” – pisał św. Ludwik Maria; i tak to tłumaczył: „Jestem cały Twój, a wszystko, co moje, do Ciebie należy, mój ukochany Jezu, za sprawą Maryi, Twej świętej Matki”. „Nauczanie tego Świętego wywarło ogromny wpływ na pobożność maryjną wielu wiernych i na moje życie” – pisał z kolei polski papież. Rozbudowaną przez Jana Pawła II analizę tych tekstów kończy zapewnienie, że „wraz z Najświętszą Maryją Panną, tym samym macierzyńskim sercem, Kościół modli się, ufa i wstawia za zbawienie wszystkich ludzi”.

 

O Polsce wspomina przepowiednia fatimska przekazana w 1917 roku 10-letniej Lúcii Santos, późniejszej zakonnicy Zgromadzenia Sióstr św. Doroty w Vilar (Porto): „Naród polski przejdzie drogę odrodzenia. Po raz pierwszy odczyta i zrealizuje prawdziwe cele ludzkości. Od niego zależeć będzie przyszłość Europy. (…) W Polsce rozpocznie się odrodzenie świata przez ustrój, który wytworzy nowe prawa”.

A będą to prawa „najmądrzejsze” i „najsprawiedliwsze”. Tak przynajmniej prorokowała w roku 1948 Służebnica Boża, niemiecka mistyczka i stygmatyczka Teresa Neumann: „W języku polskim będą głoszone najmądrzejsze prawa i najsprawiedliwsze ustawy, zaś Warszawa stanie się stolicą Stanów Zjednoczonych Europy. (…) Polska, która pierwsza karę poniosła, choć wina jej nie była największa, prędzej niż inni się podniosła. W czym zawiniła, przez to musiała doznać kary. Ale już bliski jest koniec jej pokuty. Wytrwa przy Kościele swoim i doczeka wyzwolenia. Nieprzyjaciołom swoim krzywdy pamiętać nie będzie, dobrem za zło zapłaci. Będzie mieć chwałę między narodami i skrzydła szeroko otwarte, rozszerzy też swoje granice. Weźmie narody wierne Kościołowi w nagrodę za swoją wierność”.

Świetlaną przyszłość dla Polski przewidywał już w roku 1128 irlandzki biskup święty Malachiasz z Armagh (1094–1148): „(…) Polska powstając majestatycznie jak Feniks z popiołu, mężnie zrzuci pęta niewoli i stanie się jednym z mocarstw w Europie. Wy, mędrcy owych czasów, nie zdziwcie się, jeżeli Polska, wierna zasadom Chrystusowym i świadoma swych praw, nie zechce zrezygnować ani z jednej piędzi ziemi ongiś do niej należącej”.

Do naszych czasów nie przechowało się żadne z jego proroctw. Malachiaszowi przypisuje się jednak przepowiednię o ostatnich papieżach, którą odnaleziono dopiero w roku 1595. Zawiera ona 112 krótkich sentencji łacińskich, opisujących pontyfikaty kolejnych papieży, aż do ostatniego Petrus Romanus – Piotra Rzymianina, którego pontyfikat zakończy się zniszczeniem Rzymu. (Ojciec Święty Jan Paweł II był 110!). Chociaż niektóre z nich są zadziwiająco trafne, trudno jednak zarówno o nich, jak i o ich autorze coś konkretnego powiedzieć. Co do całej listy Malachiasza, to spekuluje się, czy aby czasami Nostradamus nie „podłożył pod niego” swoich proroctw, aby były bardziej wiarygodne. W końcu to święty. Z pewnością nie są też autentyczne przypisywane mu „proroctwa” o losach Irlandii i Hiszpanii.

„Ludzkość stoi na apokaliptycznej krawędzi czasu – przekonuje Wincenty Łaszewski, autor książki Duchowa misja Polski. Proroctwa i wizje. – (…) Zło i występek zbiera wielkie żniwo. Również Polska położyła się na bezbożnym szlaku. Jednak Bóg ma wobec niej potężne plany – powołanie, do którego została stworzona”. 

„Wielki naród grzeszników – napisała w recenzji jego książki Dorota Smosarska. – Tyle razy przyszło nam zawieść oczekiwania Nieba, ale Opatrzność wciąż pokłada w nas swoje nadzieje. Dlaczego właśnie my? Jaka jest nasza misja? Dlaczego Pan Bóg wysyła do nas swoich proroków, by nam o niej przypominali? Wincenty Łaszewski doszukuje się kilku przyczyn. Pierwsza to tzw. łaska niezasłużona, darmo dana. Druga przyczyna to historyczna: Polska uczyniła w swoich dziejach coś, co sprawiło, że stała się szczególnie umiłowana. Jednak analiza naszych dziejów nie odsłania nic szczególnego. Poza jednym: głęboka, żarliwa, niezwykła maryjność. Z Nią na ustach chodzono w bój, na piersiach zawieszano ryngrafy, na proporcach, sztandarach wypisywano Jej imię. Dość powiedzieć, że przez kilkaset lat to Bogurodzica była hymnem narodowym. Król Jan Kazimierz 1 kwietnia 1656 roku oddawał Polskę pod królewską władzę Najświętszej Bożej Rodzicielki. Niestety, zdaniem wizjonerów, niedotrzymanie przyrzeczeń doprowadziło do licznych klęsk i wymagało odpokutowania”.

Czy rzeczywiście Polska jest krajem szczególnie przez Stwórcę umiłowanym, z którego wyjdzie iskra przygotowująca świat na ostatnie przyjście Jezusa w chwale?

Duchowny rzymskokatolicki, franciszkanin, zielarz, wizjoner, jasnowidz i uzdrowiciel Czesław Klimuszko uważany jest powszechnie za najsłynniejszego polskiego jasnowidza (zmarł w roku 1980). „Widzeń o charakterze ogólnoludzkim ani też żadnych przepowiedni nie podaję chociażby dlatego, aby nie były fałszywie interpretowane – napisał ojciec Klimuszko, dodając: – Gdybym miał żyć jeszcze 50 lat i miał do wyboru stały pobyt w dowolnym kraju na świecie, bez wahania wybrałbym Polskę, pomimo jej nieszczęśliwego położenia geograficznego. Przez Europę przejdzie fala wojen i kataklizmów, tylko nad Polską nie widzę krwi i zniszczeń, lecz promienne blaski przyszłości”.

Przyjrzyjmy się więc nieco dokładniej najważniejszym i najbardziej wiarygodnym z proroctw dotyczących Polski oraz ludziom, którzy je wygłaszali.

Rozdział I .Polacy o Polsce

Przeor Eustachiusz (wiek XV)

Przepowiednia ojca Eustachiusza, przeora jednego z klasztorów Benedyktynów pod Warszawą, to zapewne najstarsze proroctwo dotyczące Polski, chociaż znamy jeszcze jedno starsze. Królowa Jadwiga Andegaweńska miała rzekomo oświadczyć, że po jej śmierci spadną na Krzyżaków straszne klęski. Tę groźbę-proroctwo wyrzekła na wiosnę 1398 roku. Nie mamy jednak pewności, że nie jest ono wymysłem Jana Długosza.

Przepowiednia ojca Eustachiusza natomiast pochodzi z połowy XV wieku, z roku około 1449, a więc z czasów rosnącej w siłę potęgi polskiego królestwa. Mówi o przyszłości naszej Ojczyzny, zarówno tej, którą dziś można uznać za już wypełnioną (bardzo ponurej), jak i tej będącej wciąż przed nami. Przeor Eustachiusz miał wizję, którą zesłał nań – jak twierdził – sam Bóg.

Początkowo nikt nie przejmował się „majaczeniami” podrzędnego mnicha, więc zakonnik pozostał osobą nieznaną – nie wiadomo ani kiedy się urodził, ani kiedy umarł, ani też, w jakim klasztorze pełnił funkcję przeora. Nie zachował się też oryginalny zapis przepowiedni. Jej treść znamy z odnalezionej w Bremie niemieckiej kopii z roku 1758, a tłumaczonej z łaciny. Losy oryginału są nieznane. Na język polski przetłumaczył ją dopiero w połowie XIX wieku Józef Chociszewski.

Wreszcie, po wielu latach ktoś odkrył, że przepowiednia ojca Eustachiusza sprawdza się w całej pełni. Niedocenianego dotąd mnicha wielu zaczęło traktować poważnie, jak chociażby król Szwecji Karol X Gustaw, który kazał przetłumaczyć sobie jego proroctwo na język rodzimy z łaciny.

 

Karol X Gustaw Wittelsbach – król Szwecji w latach 1654–1660, książę Zweibrücken-Kleeburg w latach 1652–1660. Część polskiej szlachty uważała, że Karol Gustaw będzie lepszym królem niż jego mało popularny kuzyn Jan Kazimierz, w związku z tym zaproponowała mu koronę. Stało się to pretekstem do rozpoczęcia tzw. drugiej wojny północnej, której polski epizod nazywany jest popularnie „potopem szwedzkim”. Był on jedną z odsłon wojen prowadzonych przez Szwecję, dążącą w tym czasie do całkowitej dominacji nad Morzem Bałtyckim. Rezultatem tego były wcześniejsze wojny z Polską o ujście Wisły i Inflanty. Konflikt miał również swoje korzenie w sporze o tron Szwecji w obrębie dynastii Wazów, do którego zgłaszali pretensje królowie polscy z tej dynastii. Kiedy Karol Gustaw w 1655 roku najechał Polskę, układ sił uległ zachwianiu i państwa ościenne, obawiające się wzrostu potęgi Szwecji, utworzyły przeciw niej silną koalicję. Szwedzki król planował najpierw podbój i rozbiór Polski, a później chciał to samo zrobić z Danią. Tych zamierzeń nie udało się mu jednak zrealizować, zdołał nas „tylko” doszczętnie ograbić. Gdy przebywał w 1660 roku w Göteborgu, dostał nocą udaru i zmarł, czyli mówiąc dawnym językiem: szlag go trafił1.

 

„Ja, Eustachiusz, przeor klasztoru Benedyktynów, przepowiadam ci Polsko, że zażyjesz wiele nędzy w przyszłych stuleciach – pisał zakonnik. – Zacna Polsko, jesteś szlachetna, wielka i wspaniała, lecz gardzisz ty swoimi mądrymi królami, a ponieważ nimi gardzisz, przeto pójdziesz w rozsypkę. Lew północy połączy się z czarnym orłem w ciemnej dolinie i zada ci dotkliwe uderzenie w pierś, aż twoje białe pióra krwią się zarumienią. Młodzieniec zza gór zstąpi na twe wyżyny i zada ci wielkie klęski. Potem nadchodzi potężny lew dwugłowy, który sprawi twój upadek, o wielka Polsko! Słońce skryje się przed tobą, a ty będziesz długi czas siedzieć w ciemności. Będą wielkie powstania i wiele krwi niewinnej się przeleje, to wołać będzie o pomstę do nieba, zagniewany Bóg ześle na was taką karę, że nie będzie końca biadaniom. Nieszczęśliwa i pożałowania godna Polsko! Będziesz wzdychała za pokojem, ale ten nie prędzej się zjawi aż w siódmej liczbie, a spełni się w czasie siedem razy siedem. Wtedy przyjdzie książę pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach”.

Co można odczytać z tej przepowiedni? Mnich zdaje się przepowiadać nastanie dla Rzeczypospolitej wielkich klęsk w kolejnych stuleciach: potopu szwedzkiego, rozbiorów, narodowych powstań, wreszcie powrotu Polski na mapę Europy.

Ojciec Eustachiusz przewiduje upadek narodu, który „gardzi swymi mądrymi królami”. Znamy to dobrze z naszej historii pod nazwą „złotej wolności” szlacheckiej, która w XVIII wieku przybrała karykaturalną wręcz postać, stając się przeciwieństwem tego, z czego powstała – idei demokratycznej wspólnoty wolnych narodów, „wolność swą samodzielnie ubezpieczających”.

Początek praw gwarantujących w Polsce niespotykaną w ówczesnej Europie wolność szlachecką stanowiły tzw. artykuły henrykowskie spisane na sejmie elekcyjnym 20 maja 1573 roku, a następnie przedstawione do podpisania Henrykowi Walezemu jako warunek objęcia tronu Rzeczypospolitej.

Po śmierci Zygmunta Augusta szlachta stanęła wobec konieczności wyboru króla. Ustaliła wówczas szereg zasad, które stworzyły podstawę ustrojową nowożytnej monarchii elekcyjnej. Uchwalone w okresie pierwszego bezkrólewia artykuły henrykowskie (1573), których nazwa pochodzi od imienia pierwszego polskiego króla elekcyjnego Henryka Walezego, jako prawa fundamentalne były niezmienne i musiał je przed koronacją zaprzysiąc każdy król Polski. Głównymi zasadami tego aktu prawnego było zagwarantowanie wolnej elekcji (elekcji viritim), zakazu dziedziczenia tronu, prowadzenia polityki zagranicznej w porozumieniu z senatem, niezwoływanie pospolitego ruszenia bez zgody sejmu, który powinien być zwoływany raz na dwa lata. W skład artykułów weszły także postanowienia konfederacji warszawskiej, gwarantującej wolność religijną. W wypadku pogwałcenia postanowień przez króla szlachta miała prawo do wypowiedzenia mu posłuszeństwa.

W Rzeczypospolitej istniało silne przekonanie o wyższości rodzimego ustroju nad systemami politycznymi innych państw. Szlachta uważała, że jedynie Polska korzysta z prawdziwej wolności, która chroni ją przed tyranią jedynowładztwa. Jednocześnie „panowie bracia” nie wątpili, że owa wolność przysługuje jedynie im – ze względu na przyrodzoną zacność oraz sprawowaną przez nich funkcję obrońców kraju. Poczucie wyższości stało się z czasem bezkrytyczne, a umacniał je fakt, że ugruntowanie swobód i praw szlacheckich zbiegło się w czasie z rozkwitem potęgi Rzeczypospolitej. To jednak, co było siłą jeszcze dwieście, czy nawet sto lat wcześniej, w XVIII stuleciu stało się zarzewiem katastrofy. Jednak samouwielbienie trwało dalej, nawet w czasach klęsk i wojen.

„Magnateria do gruntu zdeprawowana, skorumpowana i wyzbyta patriotyzmu, jej wychowanie i obyczaje tłumią w niej wszelką iskrę cnót obywatelskich” – pisał o Rzeczypospolitej w XVIII stuleciu brytyjski dyplomata Nathaniel William Wraxall.

„Lew północy połączy się z czarnym orłem w ciemnej dolinie i zada ci dotkliwe uderzenie w pierś, aż twoje białe pióra krwią się zarumienią” – napisał ojciec Eustachiusz. Niewątpliwie miał tu na myśli wspomnianego wyżej króla szwedzkiego Karola X Gustawa Wittelsbacha i dokonany przez jego wojska szwedzki „potop”. Karol Gustaw połączył swoje siły z siłami elektora Brandenburgii Fryderyka Wilhelma I (pradziada Fryderyka II Wielkiego), króla Prus, panującego równocześnie jako książę pruski – czyli lennik Korony polskiej. Ten ostatni dopuścił się zdrady, gdyż jako wierny lennik służyć miał wiernie Rzeczypospolitej. Jak można dowiedzieć się z opracowań historycznych, najeźdźcy spiskowali przeciwko królowi polskiemu potajemnie, czyli w „ciemnej dolinie”.

Wojna ze Szwecją była długa i wyczerpująca. Formalnie zakończył ją pokój zawarty w Oliwie w roku 1660. Najazd wojsk szwedzkich miał miejsce, gdy Rzeczpospolita prowadziła wyniszczającą wojnę obronną z Rosją, która wiosną i latem 1654 roku najechała ponad połowę jej terytorium (potop rosyjski) i wsparła trwające od 1648 roku powstanie Chmielnickiego2. Zajęcie przez Rosjan Ukrainy i większości terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego stanowiło zagrożenie dla szwedzkich wpływów nad Bałtykiem i było bezpośrednią przyczyną wkroczenia Szwedów do Polski i na Litwę w 1655 roku. Zaangażowana w wojnę z najazdem rosyjskim i osłabiona kozackimi powstaniami Rzeczpospolita nie zdołała odeprzeć militarnie najazdu Szwedów w 1655 roku, czego wyrazem było poddanie się wojsk pospolitego ruszenia, a nawet wypadki współpracy i podporządkowania się królowi szwedzkiemu.

Od wiosny 1656 roku zaczął jednak wzrastać opór armii koronnej, pojawiły się pierwsze sukcesy militarne, to z kolei zaczęło powoli doprowadzać do równowagi pomiędzy przeciwnikami. Jesienią tego roku wskutek poprawienia się sytuacji międzynarodowej, większość wojsk szwedzkich wycofała się z Polski (do czerwca 1657 r.). Szwedzi od tego czasu byli już w defensywie i utrzymywali pod swoją kontrolą jedynie niektóre twierdze, z Toruniem na czele.

Chociaż ostatecznie Szwedzi zostali wyparci, to jednak poniesione przez Rzeczpospolitą straty w wyniku walki z kilkoma przeciwnikami oraz koszty ustępstw pokojowych były ogromne. Kraj został maksymalnie wyniszczony i wykrwawiony: „aż twoje białe pióra krwią się zarumienią”. Szacuje się, że w wyniku działań wojennych ludność Warszawy zmniejszyła się aż o 90 proc. Do tej pory w większości nie zostały odzyskane zagrabione przez Szwedów dobra kultury polskiej, m.in. zrabowane z Zamku Królewskiego w Warszawie dwa brązowe lwy zdobiące do dzisiaj siedzibę królewską w Sztokholmie.

W tym samym czasie trwała nie tylko wojna z Rosją, Szwecją i Kozakami, ale jednocześnie z południa, zza gór, najechał Rzeczpospolitą (1657 r.) władca Siedmiogrodu Jerzy II Rakoczy – „Młodzieniec zza gór zstąpi na twe wyżyny i zada ci wielkie klęski”. Rakoczy, który dokonał wielkich spustoszeń (szczególnie na Podkarpaciu), ostatecznie został rozbity w dwóch bitwach stoczonych w lipcu 1657 roku: pod Magierowem i pod Czarnym Ostrowem.

* * *

Kraj praktycznie bez armii, ze słabą władzą centralną, za to z bardzo silnymi, prywatnymi wewnętrznymi księstwami, realnie będącymi zupełnie niezależną siłą lokalną, bez żadnych reform ustrojowych – nie mógł przetrwać w Europie, w której wciąż wzmacniały się tendencje absolutystyczne. Rzeczywiście, kraj, w którym szlachta cieszyła się, że jest słaby, bo: „słabego nikt się nie boi i nikt go nie będzie atakował” – został podzielony pomiędzy trzy europejskie mocarstwa. Prawie bez walki. To także epizod dobrze znany wszystkim pobieżnie choćby znającym własną historię. Do I rozbioru Polski doszło w roku 1772. Rosja, Prusy i Austria 5 sierpnia tego roku podpisały w Petersburgu traktat dotyczący podziału ziem Rzeczypospolitej. „Rzeczpospolita została unicestwiona nie z powodu anarchii wewnętrznej, została unicestwiona dlatego, że wielokrotnie próbowała się reformować” – napisał Norman Davies.

„Potem nadchodzi potężny lew dwugłowy, który sprawi twój upadek, o wielka Polsko! – wieszczył ojciec Eustachiusz. – Słońce skryje się przed tobą, a ty będziesz długi czas siedzieć w ciemności”. Tym „dwugłowym lwem” była oczywiście Moskwa, co ostatecznie za panowania carycy Katarzyny II doprowadziło do całkowitego upadku państwa polskiego (Rosja podzieliła się nim z Prusami i Austrią). Katarzyna kazała sobie przewieźć do Petersburga tron polskich władców i zamieniła go w... wychodek. I skonała na nim…

Kamerdyner znalazł carycę na korytarzu prowadzącym do toalety w Carskim Siole. Leżała nieprzytomna, z pianą na ustach. Jej stan był beznadziejny. Żyła jeszcze dwie doby. Umarła 17 listopada 1796 roku, nie odzyskawszy przytomności. Miała 67 lat. Wokół okoliczności śmierci carycy Katarzyny narosło wiele legend. Jedna z nich, wspomniana przez Wacława Gąsiorowskiego i Waldemara Łysiaka, głosi, że zginęła w toalecie, siadając na sedesie, w którym był zamontowany sprężynowy bagnet. Inna, że jej zgon miał być bezpośrednim następstwem sprzecznych z naturą prób spółkowania z ogierem w pałacowej stajni. Tak naprawdę umarła jednak na wylew krwi do mózgu. Jak relacjonował naoczny świadek: „(...) Nie zdradzała żadnych oznak cierpienia i wydaje się, że umierała szczęśliwie, tak jak szczęśliwe były jej rządy”.

Pierwszy rozbiór przyniósł narodowi otrzeźwienie. Czołowi pisarze doby stanisławowskiej poddali „złotą wolność” miażdżącej krytyce. Celem zaplanowanych reform było przywrócenie równowagi między władzą a społeczeństwem. Kilkadziesiąt lat później, szczególnie w okresie romantyzmu, pojawiły się głosy rehabilitujące dawne swobody. Upadek państwa tłumaczono odstąpieniem od pierwotnych zasad powszechnej wolności. Ten pogląd spotkał się z kolei z krytyką pozytywistów. Tradycja romantyczna powróciła w latach pierwszej wojny światowej. Jednak nawet najbardziej zagorzali obrońcy wartości Rzeczypospolitej szlacheckiej przyznawali, że w XVII i XVIII wieku pojęcie wolności uległo wypaczeniu, a przebudowy państwa dokonał dopiero Sejm Wielki.

„Będą wielkie powstania i wiele krwi niewinnej się przeleje, to wołać będzie o pomstę do nieba, zagniewany Bóg ześle na was taką karę, że nie będzie końca biadaniom”. Potrzeba było morza krwi i poświęcenia kolejnych pokoleń, aby Polskę wyciągnąć z ciemności zaborów i wyrwać ją z kajdan niewoli, sprowadzonej tam przez gnuśność i głupotę przodków. Synowie herbowych zdrajców własną krwią zmywali hańbę antenatów walcząc u boku Napoleona, bijąc z nim Prusaków, Austriaków i goniąc Moskali aż do bram Kremla, po którego bruku dwieście lat wcześniej brzęczały podkowy husarskich koni ich przodków – zdobywców Moskwy.

Gdy jednak zgasła ta Gwiazda Zaranna, zasypana siłą bagnetów zwolenników skostniałego ancien regime’u z całej Europy, szlachcice polscy dalej walczyli i przelewali krew w powstaniach oraz zrywach narodowowyzwoleńczych: konfederacji barskiej, powstaniu listopadowym, insurekcji kościuszkowskiej czy powstaniu styczniowym. Opuszczeni, samotni, pozbawieni nadziei na przyszłość, szli do walki z Moskalem i Prusakiem z głęboką wiarą w słuszność swojej ofiary. Dopiero te młode życia i ta straceńcza krew, przelana w nierównej walce, musiała zmyć głupotę i hańbę ich przodków.

* * *

Końcowe słowa proroctwa ojca Eustachiusza mówią o odrodzeniu nie tylko polskiej państwowości, lecz również o odrodzeniu duchowym. Brzmią dość tajemniczo i są otwarte na wiele interpretacji. Nic też w tym dziwnego, że szczególnie ta ostatnia część przepowiedni od lat skłania wielu badaczy do prób rozszyfrowania „kodu proroctwa”.

„Nieszczęśliwa i pożałowania godna Polsko! Będziesz wzdychała za pokojem, ale ten nie prędzej się zjawi aż w 7-mej liczbie, a spełni się w czasie siedem razy siedem. Wtedy przyjdzie książę pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach”. To najdziwniejsze słowa z całego proroctwa i właściwie nie wiadomo, jak należy je odczytać. O cóż więc może chodzić? Siódma liczba, która spełni się w czasie siedem razy siedem i wówczas ma nastać pokój?

Mimo sukcesów w polityce zagranicznej, za które Michaił Gorbaczow otrzymał 5 czerwca 1991 roku Pokojową Nagrodę Nobla, w kraju narastała krytyka. Prezydent nie potrafił sprostać narastającym konfliktom narodowościowym i niepodległościowym dążeniom sowieckich republik. Lawirował pomiędzy zwolennikami zmian a ich przeciwnikami dążącymi do siłowego stłumienia tendencji demokratyzacyjnych. Wywoływało to niezadowolenie obu stron i skłaniało je do radykalizacji działań. W Związku Sowieckim partia komunistyczna utraciła konstytucyjną gwarancję monopolu na władzę, a Gorbaczow poszukiwał alternatywnego dla KPZS oparcia władzy. W czerwcu 1991 roku lider obozu demokratycznego Borys Jelcyn zwyciężył w wyborach prezydenckich w Federacji Rosyjskiej, zdobywając ogromny wpływ na większość obszaru państwa.

W cichy niedzielny wieczór 18 sierpnia 1991 roku doszło do puczu „starej gwardii”. Do Foros, letniej rezydencji prezydenta nad Morzem Czarnym, na Krymie, przybyła delegacja Komitetu na rzecz Stanu Wyjątkowego w ZSRS, dowodzona przez wiceprezydenta ZSRS Giennadija Janajewa i zażądała przekazania jej całości władzy. Gorbaczow odmówił, w związku z czym został zatrzymany w areszcie domowym. Odebrano mu aparaturę kierującą głowicami jądrowymi. W państwowej telewizji i radiu 19 sierpnia o 6 rano ogłoszono, że ze względu na rzekomy zły stan zdrowia Gorbaczowa, został on zawieszony w wykonywaniu funkcji prezydenta, a jego obowiązki na mocy konstytucji przejął tym samym wiceprezydent Janajew. Komitet ogłosił na niemal całym terytorium kraju stan wyjątkowy, który miał obowiązywać przez pół roku, wydał Odezwę do narodu radzieckiego, jednocześnie wprowadzając kontrolę prasy (duża część dzienników i czasopism została zawieszona) oraz zakaz demonstracji i strajków. Wprowadzono również godzinę milicyjną po 23.00. Do Moskwy wkroczyły oddziały wojskowe uzbrojone w czołgi, okrążając wszystkie ważniejsze gmachy w mieście. Łącznie Komitet skierował do stolicy kilka dywizji i około 500 pojazdów pancernych. Przez trzy najbliższe dni, odcięci od reszty świata Michaił Gorbaczow i jego żona Raisa Maksimowna zostali zakładnikami rebeliantów. „Baliśmy się, że skończymy jak Romanowowie” – wyznała później pierwsza dama. Raisa Maksimowna traktowała spiskowców z zimną krwią, ale w końcu nie wytrzymała napięcia: dostała udaru mózgu, w którego wyniku została częściowo sparaliżowana. Nigdy już nie doszła po tym do pełni sił, nigdy nie była taka, jak przedtem. Wiele osób uważa, że od tego dnia zaczęła powoli umierać.

Tymczasem wydarzenia w Moskwie nie przebiegały zgodnie z wolą spiskowców. Zamach wywołał zdecydowaną reakcję sił demokratycznych. Na ulicach stolicy pojawiły się czołgi, Borys Jelcyn zaczął organizować opozycję. Głównym ogniskiem oporu stał się budynek parlamentu Rosji (tzw. Biały Dom), otoczony barykadami bronionymi przez kilka tysięcy ludzi. Jelcyn wspiął się na jeden z pancernych kolosów i wezwał do strajku generalnego. Oddziały wojskowe, skierowane do szturmu na Biały Dom, odmówiły wykonania rozkazu. Przywódcy Ukrainy i Kazachstanu potępili pucz. Estonia ogłosiła całkowitą niepodległość. „Stara gwardia” zaczęła się wycofywać. 21 sierpnia czołgi zniknęły z ulic. Przywódcy spisku – z wyjątkiem Borysa Pugo, który popełnił samobójstwo – zostali aresztowani.

Gorbaczow wrócił do Moskwy 22 sierpnia, obejmując z powrotem swój urząd. Jednak najważniejszą osobą w dogorywającym ZSRS był już prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn. Jelcyn wraz z przywódcami Ukrainy (Leonid Krawczuk) oraz Białorusi (Stanisław Szuszkiewicz) 8 grudnia 1991 roku podpisali na spotkaniu w Puszczy Białowieskiej porozumienie o rozwiązaniu ZSRS i utworzeniu w jego miejsce Wspólnoty Niepodległych Państw. Gorbaczow 21 grudnia podał się do dymisji, przekazując jednocześnie Jelcynowi główny atrybut najwyższej władzy w ZSRS – teczkę z kodami umożliwiającymi uruchomienie broni nuklearnej. Związek Sowiecki przestał formalnie istnieć 25 grudnia. Powiewającą na Kremlu czerwoną flagę z sierpem i młotem zastąpiła biało-niebiesko-czerwona flaga Rosji. Gorbaczowa zastąpił Borys Jelcyn, a Raisę żona Jelcyna, Naina, pierwsza dama w tradycyjnym stylu matrioszki.

Jak twierdzi Jan Nepomucen Olizarowski, autor książeczki Przepowiednie dla Polski i świata wydanej w 1988 roku: „wstęp do proroctwa i opis upadku ojczyzny spełniły się i nie wymagają komentarza w zasadzie”. (Przepowiednie ukazały się w 1988 roku i autor broszurki nie mógł wiedzieć niczego o tym, co wydarzy się rzeczywiście po tej dacie).

„Okresów, w których Polska będzie pod zaborami, Eustachiusz przewiduje sześć, a zatem wyznacza zmartwychwstanie na koniec szóstego i początek siódmego okresu – pisze Olizarowski. – Dlatego też, aby otrzymać sumę lat niewoli Polski, należy od ogólnej sumy 196 odjąć lata ostatniego okresu, siódmego – to jest 49. Otrzymamy wynik: 147 lat. To jest od pierwszego rozbioru Polski (1772) do daty odzyskania przez nią niepodległości (1918).  Ale też licząc od abdykacji Stanisława Augusta [Poniatowskiego] i trzeciego rozbioru Polski (1795) – po 196 latach otrzymamy rok 1991 jako ten, który zakończy okres rozterek i da następnie okres pokoju”.

Niektórzy, jak na przykład Wincenty Łaszewski, autor pracy Duchowa misja Polski, twierdzą, że biorąc pod uwagę fakt, iż benedyktyński przeor był przede wszystkim teologiem, jego słowa należałoby odczytywać raczej nie dosłownie, ale w całym kluczu chrześcijańskich symboli.

„Tym samym pojawiająca się liczba siedem to nie wskazanie konkretnej daty historycznej, lecz liczba mistyczna. Mówi o tzw. czasie łaski, więcej – obfitości łaski, o jakimś wylaniu Ducha na Polskę. Siedem to liczba duchowej dojrzałości i doskonałości, wskazanie na pełnię dobra. Dodatkowo może też znamionować jakieś wydarzenia apokaliptyczne, czyli czasy wielkiego przełomu naznaczonego wojną czy kataklizmami. Może również oznaczać nie tyle mroczne wydarzenia, ile czasy wielkiego wyboru, gdy Polacy będą musieli się opowiedzieć za jedną z wielu (siedem razy siedem, czyli 49 możliwości) dróg w przyszłość. Wybór ma paść na drogę łaski i dojrzałości duchowej, co nie będzie łatwe w świecie podejmującym inne decyzje. Mamy do takiego wyboru być kiedyś gotowi (…)”.

Cyfra siedem to liczba uważana za mistyczną, wyróżniającą się bogatą symboliką. W wielu mitologiach i religiach świata jest symbolem całości, dopełnienia, symbolizuje związek czasu i przestrzeni. Starożytni filozofowie przypisywali jej własności opieki i władzy nad światem, kojarząc z siedmioma planetami. Pitagorejczycy uważali ją za najwyższą podstawową liczbę całkowitą. W wielu mitologiach stanowiła atrybut bogów, jej wartość była przedstawiana w architekturze, świętych pismach, przykazaniach i kosmologii.

W Starym Testamencie symbolika siódemki do pewnego stopnia wynikała z etymologicznych powiązań liczby siedem z pojęciami: pełnia i przysięga. Siedem i pełnia pochodzą z tego samego źródłosłowu, czasem zresztą – ze względu na brak osamogłoskowania w oryginalnym tekście ST – trudno rozstrzygnąć, czy chodzi o siedem, czy też o pełnię. Od słowa „siedem” pochodzi słowo „przysięga”, a przysięgać w języku hebrajskim brzmi: „siódemkować”. W innych językach semickich słowo „przysięga” pochodzi od innych pojęć. „Tydzień” to po prostu siódemka, czyli siedmioodcinkowy przedział czasu, bo okres siedmiu lat również jest określany tym samym terminem. Czasem trudno rozstrzygnąć, czy chodzi o siedem dni, czy siedem lat. Pozwalało to na osobliwe gry językowe. Hag szabuot mogło znaczyć Święto Siódemek, Święto Tygodni, Święto Przysiąg. Imię Batszeba mogło znaczyć „córka siódemki”, „córka pełni”, „córka przysięgi”. Podobnych przykładów można podać więcej. W Starym Testamencie siedem jest liczbą świętą. Oznacza ona jakiś pełny, doprowadzony do końca, sobie tylko właściwy etap (epokę). Po jego zakończeniu następuje nowy etap (epoka), która jest konsekwentnym następstwem poprzedniego. Liczba siedem zawiera też w sobie pewną tęsknotę za nadejściem siódmej epoki, w której osiągnięty zostanie upragniony odpoczynek po ciężkich trudach obecnego wieku (szabat), życie w obfitości, szczęściu i dostatku. Siódemka oznacza również konkretne, uwieńczone sukcesem działanie, którego efekt jest zazwyczaj nieodwracalny. Oznacza przewidzianą przez Boga i uporządkowaną przezeń całość. Czasem, dla zintensyfikowania symbolicznej wymowy siódemki, stosowano wielokrotność siódemki „siedemdziesiąt” lub „siedemdziesiąt siedem” (Rdz 4, 24).

W okresie międzytestamentowym siódemka staje się ważnym symbolem apokalips żydowskich. Najlepszym tego przykładem jest 4 Ezdrasza i Apokalipsa Barucha (nazywana też 2 Barucha), które składają się z siedmiu wizji. Wizje tych dwu apokalips następują po 7-dniowych przerwach. 4 Ezdrasza wylicza, raz po raz, a to siedem dróg, a to siedem porządków czy siedem atrybutów i siódmy element zawsze przewyższa znaczeniem i doniosłością poprzednie sześć. Siódma wizja tej apokalipsy, mówiąca o spisaniu ksiąg świętych, nie zawiera już żadnych apokaliptycznych treści. Ponadto według 4 Ezdr 7, 30-31 Mesjasz przez siedem dni będzie zabity, ale po siódmym dniu zmartwychwstanie (7/8). Według Apokalipsy Abrahama, dla siódmej generacji po Abrahamie Bóg przyobiecał exodus (2 Bar 32, 1). 2 Barucha dzieli historię świata na czternaście epok (2 Bar 28, 2).

Siódemka wycisnęła silne piętno na ostatniej księdze Nowego Testamentu, tj. na Apokalipsie św. Jana. Jest ona nie tylko najczęściej stosowanym w niej symbolem, ale również najważniejszym symbolem, któremu podporządkowano cały szereg innych symboli. Wiele symboli występuje w liczbie siedmiu. Siedem świeczników, siedmiu aniołów, siedem gwiazd, siedem kościołów Azji Prokonsularnej, księga zapieczętowana siedmioma pieczęciami, siedem oczu i siedem rogów Baranka, siedem głów Smoka, siedem głów Bestii, siedmiu królów, siedem pagórków. Niektóre symbole zostały nawet uszeregowane w siódemkowe serie i decydują o strukturze Apokalipsy – listy, pieczęcie, trąby i czasze. Również tekst całej księgi można podzielić na siedem części. Siedem ma wiele zastosowań w Apokalipsie. Siódemka bywa też w Apokalipsie ukryta, nieuchwytna przy bezpośrednim wglądzie. W Ap 5, 12 wyliczonych zostało siedem atrybutów Baranka (moc, bogactwo, mądrość, siła, cześć, chwała i błogosławieństwo), w Ap 7, 12 – siedem atrybutów Boga (błogosławieństwo, chwała, mądrość, dziękczynienie, cześć, moc i siła), a w Ap 6, 7 – siedem klas społecznych (królowie ziemi, możnowładcy, wodzowie, bogacze, mocarze, niewolnicy i wolni). Siedem razy użyte zostały ważne w tej księdze terminy i zwroty: sierp, błogosławiony, wytrwałość, proroctwo, wieniec, księga życia, mieszkańcy ziemi, czteroczłonowa formuła „każde plemię, język, lud i naród”, formuła „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha, co Duch mówi do kościołów” i inne. Chrystus siedem razy zapowiada swoją Paruzję. Imię Chrystus występuje siedem razy, Jezus – czternaście, a Baranek odniesiony jest do Chrystusa 28 razy, z tego siedem razy w powiązaniu z Bogiem. 21 razy użyty został termin moc. W Ap 18, 12-13 wymienionych jest 28 towarów, jakie kupcy sprzedają Babilonowi. Nietrudno zauważyć, że wymienione tu terminy i zwroty wiążą się z Paruzją, zbawieniem i życiem wiecznym. Są to terminy związane z wiecznością, z zapoczątkowaniem wieczności, bądź obietnicą wejścia do wieczności. Siedem razy występuje jednak również: otchłań i Szatan, a 14 razy śmierć.

Przy interpretacji Biblii, Zesłanie Ducha Świętego, gdy apostołowie zaczęli przemawiać różnymi językami, często zestawiane jest z pomieszaniem języków przy budowie wieży Babel. W chwili Zesłania ludzkość zdołała symbolicznie przełamać wszelkie bariery i na nowo zjednoczyć się w Duchu Świętym. Podobną myśl wyraża Święty Paweł, pisząc: „nie ma już Greka ani Żyda”. Wkrótce wokół apostołów zgromadzą się wszystkie narody i wszystkie języki.

Dzień zesłania Ducha Świętego, zwany też Pięćdziesiątnicą (Pentecoste), potocznie Zielonymi Świątkami, jest w chrześcijaństwie świętem ruchomym i przypada 49 dni (7 tygodni) od Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, a więc przypada również w niedzielę. Jest to jedno z najważniejszych świąt, obchodzone szczególnie w krajach protestanckich, np. w niektórych krajach związkowych Niemiec, Szwajcarii oraz w Danii święto Pięćdziesiątnicy obchodzi się przez dwa dni. W Polsce pierwszy dzień Zielonych Świątek jest dniem wolnym od pracy. Drugi dzień Zielonych Świątek, jako święto państwowe, zniesiono w roku 1957.

* * *

Tak wygląda pesymistyczna (choć niepozbawiona wątków optymistycznych) przepowiednia dla Polski nieznanego przeora zakonu benedyktynów – ojca Eustachiusza, żyjącego w XV wieku – w czasie rodzącej się wielkiej prosperity Korony Królestwa Polskiego, potem rozszerzonej i przemienionej w Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

„Na koniec będą mieli przez lilię króla, którego przez długi czas nie chcieli lecz potem przyjmą go z radością” – twierdzi w ostatnim zdaniu swojego proroctwa ojciec Eustachiusz. Lilia to kwiat-symbol. Symbol  ofiary, cierpienia, czystych intencji. Kim natomiast jest ów król „którego przez długi czas nie chcieli lecz potem przyjmą go z radością”? Nie wiadomo. Internauci mają tu swoje typy:

– Znam człowieka, którego Polacy mieli szansę wybrać w wyborach prezydenckich wiele razy, a nie zrobili tego (przez długi czas nie chcieli). Kandyduje i w tym roku. Człowiek ten uważa się za monarchistę, nie demokratę i ma właściwe inicjały na króla tj. JKM – Jego Królewska Mość. To oczywiste, że przepowiednia mówi o Januszu Korwin-Mikkem. (michallesz2).

– Dla mnie to oczywiste. Jedynym dobrze urodzonym i zaprzysiężonym prezydentem na uchodźstwie jest Jan Zbigniew Potocki, który startował do wyborów prezydenckich w Warszawie i uzyskał 34 proc. głosów. Ale to szybko zostało ukryte i wyciągnięto wiadomo kogo. Teraz, gdy będziecie Polacy wybierali prezydenta, to wiecie na kogo głosować. (Femme2).

– Przecież to proste. Król, którego długo nie chcieli, to Jarek K. (~gość).

Opat Stanisław Reszka (wiek XVI)

Za czasów miłościwie nam panującego króla Zygmunta II Augusta, ostatniego z Jagiellonów, żył w Jędrzejowie opat klasztoru Cystersów Stanisław Reszka (inna forma nazwiska: Rescius). Urodził się 14 września 1544 roku w Buku, zmarł 3 kwietnia roku 1600 w Neapolu i pochowany został w kościele S. Maria delle Grazie. Zobaczył więc Neapol i umarł, ale wcześniej zobaczył jeszcze coś… O tym jednak za chwilę.

Kształcił się w Collegium Lubranscianum4 w Poznaniu, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, we Frankfurcie nad Odrą, Wittenberdze i Lipsku. Doktorat uzyskał w Perugii. W 1559 roku został sekretarzem biskupa warmińskiego Stanisława Hozjusza, późniejszego kardynała i jednego z wybitnych przywódców polskiej oraz europejskiej kontrreformacji. W roku 1573, po elekcji na tron polski Henryka Walezego, posłował do Paryża, aby w imieniu kardynała złożyć powinszowania nowemu królowi i polecić mu sprawy Kościoła w Polsce. Walezy również mianował Reszkę swoim sekretarzem.

Wiele razy za Walezego, a później Stefana Batorego5 i Zygmunta III, posłował do Rzymu w ważnych misjach królewskich. Dużo pisał, głównie pism polemicznych przeciwko innowiercom i z poświęceniem bronił Kościoła przed atakami. W okresie reformacji wydał kilka żarliwych dzieł w obronie wiary, Kościoła i papieża. Król Stefan Batory dał mu opactwo w Jędrzejowie, ale ksiądz Reszka nigdy przykładnym opatem nie był, bowiem prowadził niezwykle aktywne życie kościelne i społeczne. Utrzymywał kontakty z wybitnymi przedstawicielami kultury europejskiej. Był osobą wysoko cenioną i szanowaną w społeczeństwie.

Stanisław Reszka ufundował w Buku nagrobek dla swoich rodziców i rodzeństwa (1579), w testamencie ustanowił też fundację na wyposażenie szpitala Świętego Ducha w swoim rodzinnym mieście oraz przeznaczył zapis dla Bractwa Ubogich Kapłanów i założonego przez siebie Bractwa Najświętszego Ciała Chrystusowego. Nazwisko jego nosi w tym mieście plac, przy którym stoi budynek szpitala Świętego Ducha. O jego zasługach przy założeniu szpitala mówi m.in. wypis datowany na rok 1737: „Szpital ten założonym jest kosztem Wielebnego Stanisława Reszki, opata jędrzejowskiego, murowany wraz z kaplicą dotąd nie poświęconą. Znajduje się w nim dwanaście izdebek i jedna wielka izba ogrzewana z obszerną kuchnią”.

Ostatnie dziewięć lat wizjoner spędził w Neapolu jako poseł króla w sprawie odzyskania tzw. sum neapolitańskich, czyli pożyczki udzielonej jeszcze przez królową Bonę królowi hiszpańskiemu.

Królowa Bona, chociaż nie była formalnie władczynią Polski, to za czasów panowania swojego męża Zygmunta Starego i syna Zygmunta Augusta uchodziła za osobę, która chce mieć znaczący wpływ na to, co się dzieje w państwie Jagiellonów – pisze Antoni Bzowski. – Ambicje Włoszki jednak wielu się nie podobały. Toteż gdy 1 lutego 1556 roku postanowiła ona opuścić ziemie polskie, niejeden odetchnął z ulgą, włącznie z samym królem, który nie mógł już dogadać się z matką. Bona postanowiła wrócić do rodzinnego księstwa Bari. Wraz z nią na ziemię włoską ruszyły aż 24 wozy wypełnione kosztownościami i nie tylko swoimi, gdyż część dóbr należała niegdyś do Piastów mazowieckich, w których to siedzibie w Warszawie królowa mieszkała przez ostatnie lata. By wyjechać z kraju z takimi skarbami, Bona musiała wystarać się o zgodę senatorów, którzy przystali na to po uzyskaniu paru „upominków”. Wcześniej królowa posłała do Włoch także czyste złoto, tak aby w razie napadu wszystkiego nie stracić.

Do Bari Bona dotarła w maju 1556 roku. Na jej dworze nie było już żadnego Polaka, lecz tylko zdawałoby się zaufani włoscy dworzanie. Wiadomość o przybyciu bogatej wdowy szybko obiegła Włochy, a następnie całą Europę, docierając w końcu na dwór króla Hiszpanii Filipa II Habsburga. Tak się składało, że hiszpański monarcha miał akurat całkiem spore kłopoty związane z finansowaniem coraz to nowych wojen. Zwrócił się zatem do królowej Polski o pożyczkę. Jako zastaw zaoferował prawo do cła we Włoszech ściąganego przez Habsburgów. Przedsiębiorcza królowa dostrzegła tu okazję na pomnożenie swojego majątku i zdecydowała się na udzielenie Filipowi pożyczki w kwocie 430 dukatów, czyli 1,5 tony złota. Dziś suma ta odpowiadałaby ok. 230 mln złotych. Wydawało się zatem, że jest to rozsądna transakcja, lecz na początku listopada 1557 roku królowa zachorowała. Jak na 63-letnią kobietę w tych czasach nie powinno to budzić zdziwienia, jednak do tej pory Bona nie skarżyła się na kłopoty ze zdrowiem. Wręcz przeciwnie: tryskała wigorem i niejednemu ze swojego otoczenia dawała „popalić”. Aż tu nagle choroba… Przy królowej czuwały głównie trzy osoby: dworzanin Gian Lorenzo Pappacoda, lekarz Gio Antonio di Matera i kuchmistrz Paolo Matrillo. Cała trójka pracowała dla Habsburga. Lekarz i kuchmistrz niezależnie od siebie podali Bonie truciznę, a Pappacoda sporządził testament, który miała ona podpisać. Na podstawie tego dokumentu dziedzicem całej fortuny królowej, w tym księstw Bari i Rossano, stawał się Filip II. Ku zgrozie spiskowców 18 listopada królowa zaczęła jednak wracać do zdrowia. Może nie była w pełni sił, ale na tyle była świadoma, by móc podyktować nowy testament. Tym razem głównym spadkobiercą stawał się jej syn Zygmunt August. Monarchini ponadto zapowiedziała powrót do Polski. Pappacoda, będący najważniejszym człowiekiem Filipa II na dworze wdowy po Zygmuncie Starym, postanowił działać szybko. Najprawdopodobniej zaaplikował królowej nową truciznę i już dzień później Bona zmarła, a dworzanin ogłosił jej pierwszy testament. Spotkała go za to nagroda. Filip II uczynił go margrabią Capruso. Reszta spiskowców poniosła w niedługim czasie śmierć w tajemniczych okolicznościach. Podobnie było z notariuszem Catapanim, który spisywał drugi testament królowej Bony. Lecz on akurat przed śmiercią wysłał na dwór krakowski informację o istnieniu tego dokumentu. Pod naciskiem hiszpańskim wprawdzie później wszystkiego się wyparł, ale i tak skutecznie uruchomił działania polskiego króla.

Zygmunt August na wiadomość, że jest prawowitym dziedzicem ogromnego majątku swojej matki, obejmującego dwa włoskie księstwa, postanowił nie zostawiać go tak łatwo Habsburgowi. Jagiellon poprzez polską placówkę dyplomatyczną w Neapolu zaczął procesować się przede wszystkim najpierw o zwrot pożyczonych królowi Hiszpanii pieniędzy. Stąd też wzięła się nazwa procesu o sumy neapolitańskie. Na niekorzyść Zygmunta Augusta działała jednakże odległość miejsca, gdzie rozpatrywano całą sprawę. Informacje przesyłane pomiędzy Neapolem a Krakowem bardzo łatwo mogły wpaść w ręce Habsburgów. Tym bardziej, że usługi pocztowe na tym obszarze świadczyła prohabsburska rodzina książąt von Taxis. Dlatego też Zygmunt August 18 października 1558 roku wydał edykt, ustanawiający połączenie pocztowe na trasie Kraków-Wiedeń-Wenecja, za które miał odpowiadać Piemontczyk Prosper Provana, zaufany dworzanin króla Polski. Ponadto polska dyplomacja zaczęła naciskać na cesarza i papieża, aby w jakiś sposób zareagowali na postępowanie Filipa II. W Watykanie zabiegano nawet o obłożenie klątwą spiskowców z dworu Bony. Wobec tego obawiający się skandalu cesarz Ferdynand I postanowił mediować między obydwoma monarchami. Rozmowy między Filipem i Zygmuntem doprowadziły do zwrotu 10 proc. zagarniętego majątku Bony oraz obietnicy oddania całości udzielonej przez królową pożyczki wraz z księstwami Bari i Rossano. Król Polski ze swojej strony zgodził się jedynie na przekazanie obsługi połączeń pocztowych na wspomnianej trasie rodzinie von Taxis. Ten niby drobny gest miał jednak brzemienne skutki. Filip II nie zamierzał Zygmuntowi II niczego więcej zwracać, a o wszelkich staraniach polskiego króla, by to uczynił, wiedział zawczasu, gdyż książęta Taxisowie przekazywali mu wszystkie jego listy, które przechodziły przez ich ręce. Gdy Jagiellon się w tym zorientował, zerwał umowę z Taxisami i w 1564 roku przekazał ich obowiązki mieszczaninowi krakowskiemu Sebastianowi Montelupiemu. Sprawa sum neapolitańskich utknęła jednak w martwym punkcie. Po śmierci Zygmunta Augusta próbowała je odzyskać jego siostra Anna Jagiellonka. Potem poselstwa w tej sprawie wysyłał Zygmunt III, Władysław IV i Jan Kazimierz. Bezskutecznie.

Ostatni raz na forum publicznym kwestię sum neapolitańskich podnosił poseł Marek Poznański w 2012 roku. Argumentował, że Hiszpania powinna zwrócić równowartość zagarniętej niegdyś przez jej króla pożyczki. Teoretycznie byłoby to możliwe, gdyby państwo polskie nieustanie podnosiło tę kwestię w dwustronnych relacjach, co by uniemożliwiało przedawnienie roszczenia. Wiadome jest, że tak było do końca panowania Jana Kazimierza. Później ten temat nie występował i to z równie ważnego powodu. Królowa Bona pożyczała bowiem pieniądze nie państwa polskiego, lecz swoje prywatne. Transakcja pożyczki z Filipem II nie była tym samym układem międzypaństwowym, a umową prywatną. Dlatego roszczenia do Habsburgów (a nie do Hiszpanii) o zwrot tych pieniędzy (a także księstw we Włoszech i reszty fortuny królowej) miała nie Polska, a Jagiellonowie i ich spadkobiercy, czyli Wazowie. Zatem sumy neapolitańskie pozostaną już na zawsze synonimem pieniędzy, których nie można odzyskać.

Po śmierci Stanisława Reszki papież Klemens VIII wystawił w Neapolu pomnik z jego wizerunkiem wykutym w marmurze. W rodzinnym Buku w Wielkopolsce jego imieniem nazwano plac, przy którym znajdował się ufundowany przez opata szpital.

Intensywna praca intelektualna, niezachwiana pobożność, jak i czyny opata pozwalają sądzić o jego wysokim poziomie duchowym. Służył Rzeczypospolitej i królom Polski, więc jego myśli koncentrowały się wokół spraw państwowych i panujących, z którymi współdziałał, a swoim duchem proroczym przenikał czasy przyszłe.

Stanisław Reszka sformułował wiele przepowiedni, z których cytowana niżej przechowała się do czasów obecnych. Jej kopia znalazła się w XVIII wieku w posiadaniu jego spadkobiercy w klasztorze Cystersów w Przemęcie, opata Szołdrowskiego. Opat przekazał wieszczbę Józefowi Szołdrowskiemu, który z kolei udostępnił ją Józefowi Chociszewskiemu (1895), autorowi znanego dzieła o przyszłości.

 

A oto jej pełna treść:

Profetia Abbatis Andreoviensis Stanislai de regibus Poloniae et veritas conformis, czyli – Proroctwo opata jędrzejowskiego Stanisława o Królach Polski.

1. Flos in Vallae – Kwiat w dolinie

2. Nominis Corona – Z imienia korona

3. Exul fortunatus – Wygnaniec szczęśliwy

4. Gloria suxccedens – Chwała następująca

5. Manipulus sterilis – Sługa niepłodny

6. Noctis breve Sidus – Krótkiej nocy gwiazda

7. Manus Congregatorum – Ramię zgromadzonych

8. Diversi Coloris – Różnej barwy

9. Solus Princeps – Jedyny księciem

10. Ex duobus Unus – Z dwóch jeden

11. Sonitus Apium – Brzęczenie pszczół

12. Custos Vigilantiae – Stróż czujności

13. Ipse fortis – Sam mężny

14. Civitatis aliquod ornament um – Jakaś ozdoba państwa

15. Alter Cracus – Drugi (stary) Krak

16. Patria e Sol – Słońce ojczyzny

17. Regnorum Occasus – Upadek królestwa.

Gdy po tysiąc siedem zagrozi, wtedy królową wdowę wdowiec mieć będzie. Który siedmiopagórkowy pan mieć będzie. Szczęśliwy król we wszystkim, do niego wrócą Prusy, nakłoni się Pomorze, Niemcy milczeć będą, odżyje z popiołów Polska, Passavia zobaczy, Łotwa obawiać się będzie, Brandenburgia zapłacze, Dania smucić się będzie. Moskwa zadziwi, Francja zobaczy, że bez cudzych pieniędzy umocni się i wzrośnie Polska. I Kościół katolicki będzie się radował. Ciebie Boga chwalimy.

Pierwszą interpretację powyższej listy władców dał redaktor, wydawca, pisarz ludowy i działacz narodowy Józef Chociszewski (1837–1914), autor Księgi Sybillińskiej o przyszłości. Uzupełnił go profesor Bartłomiej Groch w swojej książce Ks. Bronisław Markiewicz i jego dzieło oraz przepowiednie o przyszłości Polski:

1. Flos in Vallae – kwiat w dolinie oznacza Henryka Walezego, na co naprowadza wyraz łaciński vallis – dolina, spokrewniony z nazwiskiem „Valoxis” i to, że Walezjusze mieli w swym herbie lilie w dolinie.

2. Nominis Corona – z imienia korony, to Stefan Batory. Imię bowiem Stefan pochodzi od greckiego wyrazu stefanos – wieniec, korona. Król też swymi czynami zasłużył na przepowiedziany mu symbol.

3. Exul fortunatus – wygnaniec szczęśliwy, to Zygmunt III. Król ten został jako dziecko ze Szwecji wypędzony, a jako monarcha Polski miał wielkie szczęście, którego jednak nie umiał wykorzystać.

4. Gloria suxccedens – chwała następująca oznacza Władysława IV, którego zwycięstwa i zamiary były sławne i korzystne dla Polski.

5. Manipulus sterilis – sługa niepożyteczny (niepłodny) odnosi się trafnie do Jana Kazimierza, który mimo swojej dobrej woli nie panował z pożytkiem dla narodu. Abdykacja, którą chciał się przysłużyć narodowi, zupełnie usprawiedliwia ten przydomek.

6. Noctis breve Sidus – krótkiej nocy gwiazda wskazuje na Michała Korybuta Wiśniowieckiego, którego panowanie było krótkie i podobne do nocy z powodu haniebnego traktatu w Buczaczu z Turkami. Prócz tego Wiśniowieccy mieli w herbie gwiazdy.

7. Manus Congregatorum – ramię zgromadzonych, jest to Jan III Sobieski, który pod Wiedniem objąwszy dowództwo nad wojskami chrześcijańskimi ocalił nie tylko Austrię, ale i Europę od zalewu bisurmanów.

8. Diversi Coloris – różne barwy, odnosi się do Augusta II, który zmienił religię i rządził w Polsce i w Saksonii. Właśnie jego przejście z protestantyzmu na katolicyzm i rządy dwoma państwami oznaczają w przenośni dwukolorowość.

9. Solus Princeps – jedynym księciem pierwszym jest Stanisław Leszczyński.

10. Ex duobus Unus – to August III, następca Augusta Mocnego.

11. Sonitus Apium – brzęczenie pszczół przypomina czasy Stanisława Augusta, za którego Polacy jakby wyroili się z ciasnego ula państwowości szlacheckiej w poszukiwaniu dróg do państwa demokratycznego.

12. Custos Vigilantiae – stróż czujności (albo czuwających), to Tadeusz Kościuszko. Bohater ten po upadku władzy królewskiej nie tylko ocalił honor upadającej Polski, ale także niejako czuwał nad jej odrodzeniem.

13. Ipse fortis – sam mężny wskazuje na twórcę legionów polskich Henryka Dąbrowskiego, który był osobiście dzielny, podobnie jak i ogół legionistów, ale nie potrafił porwać za sobą całego narodu w celu wywalczenia pełnej niepodległości.

14. Civitatis aliquod ornamentumi – czyli państwa jakaś ozdoba, przypomina nam Księstwo Warszawskie...

15. Alter Cracus – drugi Krak, odnosi się do Józefa Piłsudskiego. Jak bowiem legendarny Krak założeniem Krakowa dał początek państwu Małopolan, tak i Józef Piłsudski, któremu naród usypał w Krakowie mogiłę podobną jak i Krakowi, zapoczątkował dzisiejszą Polskę. Jak państwo Małopolan zjednoczyło się później z Wielkopolską i z Mazowszem, tak samo obecna Polska może się jeszcze połączyć z innymi zagrożonymi i uciskanymi krajami... Chodzi o federację Polski z Litwą, Ukrainą lub Białorusią, którym wiele uwagi poświęcał marszałek Piłsudski.

16. Patria e Sol – słońce ojczyzny oznacza przyszłego odnowiciela świata, opisanego przez Mickiewicza w widzeniu Księdza Piotra w Dziadach. Odnowicielem tym ma być przepowiadany przez księdza Markiewicza papież Polak, który, podobnie jak Józef Piłsudski, oprze się na Polsce, a później na Słowiańszczyźnie – „zbuduje ogromy swego kościoła”.

17. Regnorum Occasus – wydaje się być sygnałem raczej owego upadku królestw, czyli władztw, a nie, że „papież ten wprowadzi do ustroju społecznego prawdziwy demokratyzm”. „W ten sposób nastąpi zupełny upadek monarchiczno-dyktatorskiej formy rządzenia”. Nie wskazuje jednak tutaj żadnej osoby.

 

Nieco inną interpretację przedstawił prof. dr hab. Mieczysław Dobija w broszurze Rzeczpospolita i Trójmorze w perspektywie wieszczów i oświeconych duchownych:

„(…) Wskazał na groźny dla Polski wiek rozbiorów (Gdy po tysiąc siedem zagrozi) i relacje między pozbawionym królestwa S. Poniatowskim a carycą Katarzyną (wtedy królową wdowę wdowiec mieć będzie). Poniatowski jest wdowcem po Polsce. Zwraca uwagę na przyszłą ważną rolę osoby pochodzącej z Siedmiogrodu. Zapowiada szczęśliwe panowanie przyszłych władców, którzy odzyskają Pomorze i Prusy (zatem już po 1945 r.), a Polska wzrośnie bez cudzych pieniędzy (w przyszłości po 2018 r.). To ostatnie jest z pewnością teraz możliwe, a było nie do pomyślenia w dobie pieniądza monetarnego. Dyskusyjne są trzy ostatnie sugestie z listy władców, czy też osób wpływających na losy Polski i Rzeczypospolitej. Są to wskazania: (15. Alter Cracus), (16. Patriae Sol), (17. Regnorum Occasus).

Znamy obecnie liczną grupę osób, które walnie przyczyniły się do powstania niepodległej II Rzeczypospolitej, jak Roman Dmowski, Ignacy Paderewski, Józef Piłsudski, Józef Haller von Hallenburg, Tadeusz Jordan Rozwadowski, Wincenty Witos, Ignacy Daszyński i wielu innych. Byłoby niedopuszczalnym uproszczeniem mniemanie, że S. Reszka wskazuje tylko na osobę Józefa Piłsudskiego. Kolejne (…) wskazanie trudno uznać za ostatecznie rozpoznane, ale większość bezwiednie wskazuje na papieża Polaka. Ostatnia (…) pozycja, jako że ostatnia, nie może być jasna. Tłumaczona jako «upadek królestw» jest różnie interpretowana. Nie należy pomijać przy jej interpretacji ostatniego wątku z przypowieści o wdowim groszu, w którym Chrystus zwraca uwagę na czasy ostateczne. To bynajmniej nie jest mowa o końcu świata, lecz o zakończeniu ścieżki ewolucyjnej, w której żyjemy, więc także królestw i państw”.

Mniszka Nimfa Suchońska (ok. roku 1700)

Z dawna postrzegano wojnę, głód i zarazę jako trzy największe nieszczęścia ludzkości. W całej historii naszego gatunku epidemie i pandemie wywierały ogromny wpływ na losy społeczeństw. Niektóre z nich przyczyniły się do głębokiego kryzysu imperiów, inne stanowiły okazję do nadrobienia dystansu cywilizacyjnego dzielącego społeczeństwa rozwinięte gorzej i te rozwinięte lepiej.

W czasach nowożytnych epidemie szły w parze z wojnami – pisze Michał Szukała. – Obu tym „jeźdźcom apokalipsy” sprzyjały chaos i przemieszczanie się rzesz ludności. Podczas wielu nowożytnych wojen liczba poległych w bitwach była nieporównywalnie niższa niż liczba zmarłych w wyniku epidemii, takich jak dyzenteria, czerwonka, czy dur plamisty. Dżuma wyniszczająca armię Szwecji i Rzeczypospolitej była w 1629 roku jednym z głównych powodów zawarcia zawieszenia broni.

Straszliwe żniwo zebrały epidemie w czasie wojen połowy XVII wieku. W czasie tzw. kampanii żwanieckiej w trakcie powstania Chmielnickiego w 1653 roku licząca 30 tysięcy żołnierzy armia koronna straciła ok. 20 tysięcy. „W Warszawie mrze od smrodów z trupów pobitych a niepochowanych i z koni; także i w Poznaniu i Szwedzi umierają, i między wojskiem naszym poczęło było” – pisano o zarazie z lat 1655–1656.

Epidemie mogły także sparaliżować odsiecz wiedeńską. „Połowa nam prawie wojska choruje na taką chorobę, która jest zarazą podobna” – pisał król Jan III Sobieski w liście do królowej Marysieńki. Zarazy uderzały na wyniszczoną Rzeczpospolitą także w XVIII wieku. Pod koniec lat sześćdziesiątych dżuma stała się pretekstem dla Austrii i Prus do ustanowienia kordonu sanitarnego na granicy z Rzecząpospolitą. Dokonane wówczas aneksje pogranicza stały się wstępem do pierwszego rozbioru w roku 1772.

Dramatyczne epidemie w XVII i XVIII wieku w Polsce i innych krajach Europy wywoływały wzrost niepokojów społecznych. Bardzo często wysuwano oskarżenia o świadome wywoływanie chorób. Ich ofiarami bywali grabarze, cyrulicy i znachorzy, których podejrzewano o chęć dorobienia się na fałszywych medykamentach lub organizacji pogrzebów. Oskarżano o to również społeczność żydowską, której przedstawiciele mieli rzekomo rzadziej zapadać na choroby epidemiczne. 7 marca 1711 roku stracono w Lublinie trzech grabarzy oskarżonych o rozprzestrzenianie zarazy. W czasie tortur przyznali się do winy z chęci zysku: „Żeśmy trupią głowę rozbili i mózg wybrali i smarowaliśmy drzwi u kamienic i domów”. Epidemie XVII wieku wpływały także na ówczesną, barokową fascynację śmiercią i przemijaniem.

Początek XVIII wieku zapisał się w dziejach Krakowa czarnymi zgłoskami, jako czas wojny i głodu. „Opłakane czasy”, jak nazwała ten okres autorka kroniki zwierzynieckiego klasztoru Norbertanek. Przypieczętowaniem tych kataklizmów był ostatni i bodaj najgroźniejszy z nich – zaraza. „Morowe powietrze”, które w pierwszej dekadzie tego stulecia zagroziło Europie, porównywano pod względem złośliwości i gwałtowności z tragiczną zarazą z XIV wieku, podkreślając jednak, że jej osiemnastowieczna następczyni objęła swoim zasięgiem terytoria znacznie mniejsze, to jest środkowo-wschodnią oraz północną część kontynentu.

Pierwsze ogniska epidemii pojawiły się na Kresach Rzeczypospolitej w 1702 roku. (Podobnie jak w średniowieczu, źródło zarazy zlokalizowane było w Azji). Następnie przez całą dekadę plaga moru rozprzestrzeniała się na kolejne obszary polskiego państwa, według różnych szacunków, w okresie od 1702 do 1711 roku zabierając od 12 do 25 procent ludności. Znaczenie plagi, która dotknęła Kraków na początku XVIII stulecia, było jednak dla miasta szczególne, zadała mu bowiem cios, po którym bardzo długo się nie podniosło. Na przełomie wieków XVII i XVIII Kraków daleki był już od swojej dawnej świetności. Miasto zubożało, podupadło i zostało zepchnięte do roli drugorzędnej w Królestwie. (Przyczyniły się do tego także zmiany szlaków handlowych, rujnujące wojny, wreszcie przenosiny dworu królewskiego do Warszawy).

Pijaństwo, rozpusta, samowola, zrywanie sejmów, pieniactwo, prywata, ucisk ludu i niesprawiedliwość – dopełniały niewesołego obrazu Rzeczypospolitej początku XVIII stulecia. Nawet życie duchowieństwa i zakonów ulegało coraz większemu rozluźnieniu. Tańczono i hulano na wulkanie. Ludzie głębszego ducha, których na palcach policzyć można było w tych czasach, czuli, że zbliża się katastrofa... Do takich zaliczała się między innymi pobożna siostra Nimfa Suchońska, mniszka ze Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego z Krakowa (zwanych krótko duchaczkami), którą Bóg obdarzył licznymi i nadzwyczajnymi łaskami.

Nimfa Kazimiera Suchońska urodziła się w Warszawie, w roku 1688. (niektóre ze źródeł wymieniają też Kraków). Już za życia otoczona była czcią. Opiekowała się biednymi i chorymi. Jak podają stare kroniki była „aniołów towarzyszką szczęśliwą i zaszczyconą łaską wypraszania cudów i duchem prorockim”. Zmarła w 1709 roku. Obecnie łaskami słynący krucyfiks, który przemówił do Nimfy, znajduje się w kościele św. Tomasza w Krakowie, tamże jest portret prorokini, której wizje się spełniły. 

Siostra Suchońska, pracująca w szpitalu i oglądająca w całej pełni udręczenie narodu, zaczęła żarliwie prosić Pana Jezusa, żeby odjął od Polski to wielkie nieszczęście.

W uroczystość świętych kamedułów, 21 lipca 1708 roku, Andrzeja Świerada i Benedykta Stosława, leżąc krzyżem w kaplicy klasztornej, polecała ich opiece ukochaną Ojczyznę trawioną straszliwym nieszczęściem morowego powietrza. Nagle ujrzała ich przy sobie. Twarze ich – jak opisuje salwatorianin, ojciec Florian Niebiański – były przerażająco smutne, a słowa nieporównanie smutniejsze. Zapowiedzieli że „zagniewany na ubogaconą przez siebie tylu łaskami Polskę Bóg dopuści do jej upadku”.

Potem ukazał się jej sam Jezus, mówiąc o grzechach Polski, które Go obrażały, jak wiarę bez uczynków, niezgodę i waśnie, pychę i niesprawiedliwość możnych, rozrywanie węzłów małżeńskich oraz uciemiężenie ubogich i sierot.

„Zaraza wkrótce wygaśnie – rzekł Zbawiciel. – Ale na twoją Ojczyznę, za jej wielkie grzechy, przyjdzie większe nieszczęście. Kraj twój upadnie. Rozgrabią go sąsiedzi”.

Z osłupieniem i przerażeniem słuchała Nimfa tych słów. A gdy uświadomiła sobie całą ich grozę, poczęła krzyczeć na cały głos z jękiem szlochu:

„Panie, ratuj Polskę! Zmiłuj się nad zakonem!”.

Siostra Nimfa ofiarowała się Panu Bogu na okup za winy swojego narodu. Wtenczas zaś rzekł do niej Pan Jezus:

„Córko moja, stanie się tak, jak oto prosisz. Ostrzeż Polskę i przełożonych swoich oraz inne zakony i biskupa twego, aby sprawiedliwie rządzono Państwem i zachowywano śluby zakonne w twoim zakonie, bo chcę je oboje mieć własnością Matki mojej”.

Wtedy też zapowiedział jej Pan Jezus: „Ojczyzna twoja w XX wieku dopiero powstanie do bytu częściowo, zaś w całości i wielkiej ozdobie w czas niejaki potem, jeżeli przykazań moich pilnie strzec będzie, zostając posłuszną namiestnikowi memu. Jeśli zaś rozsławiać będzie Imię moje wśród niewiernych – to i ja Ojczyznę twą błogosławić będę”.

Wówczas zobaczyła Nimfa w ręku Zbawiciela prześliczną chorągiew, a na niej złotymi i czerwonymi literami wypisane imiona Świętych polskich... Chrystus zaś rzekł do niej: „Oto dla nich – dla ciebie, dla zasług świętych moich z twego narodu, niepomny na grzechy innych – wskrzeszę Polskę”.

Zbiegły się zaintrygowane zakonnice. Wypytywały o przyczynę. Doniosły prowincjałowi. Ten ją sfukał, mówiąc:

„To niemożliwe, aby ta sławna Rzeczpospolita zginęła albo i zakon nasz. Polska i w nierządzie się ostoi, a my czyż gorsi od innych zakonów? Zagłada?Za co? Przewidzenie to kobiece. Nic z tego. Nie myśl o tym. A za pokutę, żeś to głosić śmiała, będziesz pościć o chlebie i wodzie trzy dni”.

Przekazane potomnym proroctwo siostry Nimfy Suchońskiej brzmi następująco:

„Ojczyzna twoja dopiero w dwudziestym wieku powstanie do bytu częściowo, a w całości i wielkiej ozdobie w jakiś czas potem, jeżeli przykazań moich strzec będziecie pilnie, zostając w posłuszeństwie namiestnikowi memu, jeżeli rozsławiać będziecie wśród niewiernych moje imię. To i Ja ojczyznę Twoją błogosławić i rozszerzać będę”.

Słowa Jezusa podkreślają to, co jest obecne w większości wszystkich zapowiedzi i o czym mowa była już we wstępie. Warunkowość. Jasna przyszłość Polski, która znowu pojawi się na mapach – a rzeczywiście stanie się to w XX wieku – jest uzależniona od dróg, które wybierze naród. Jeśli pójdzie drogą wiary oraz posłuszeństwa Ewangelii i jeśli pozostanie wierny Kościołowi, a także jego pasterzom, na tym szlaku znajdzie pomoc Boga i łaskę, która zmieni jego losy. Suchońska zapowiada, że sam Stwórca będzie się opiekował naszym narodem i nim kierował. Możemy z jej słów wnioskować, podobnie jak ze słów Eustachiusza, że Bóg zostanie uznany przez Polaków za najważniejszego władcę – Króla…

Zwróćmy uwagę, że zapowiedzi siostry Nimfy w zaskakujący sposób korespondują z drogą, jaką „powstałej częściowo do bytu ojczyźnie” wyznaczył kardynał Stefan Wyszyński. Jakby podejmując proroctwo siostry Suchońskiej, w Ślubach Jasnogórskich wzywał Polaków do wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego pasterzom. Prymas Tysiąclecia pchnął nas na drogę wypełniania się jasnych proroctw. Oznaczałoby to, że wskazana przez niego droga czeka na podjęcie przez kolejne pokolenie.

* * *

Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana został przyjęty w kwietniu 2016 roku. Oficjalne obchody odbyły się jednak dopiero 19 listopada. Na uroczystość w Łagiewnikach przybyły tłumy pielgrzymów. Wziął w nich udział prezydent Andrzej Duda i inni politycy. Wydarzenie transmitowała Telewizja Trwam, Radio Maryja oraz Polskie Radio. Dookoła sanktuarium od rana zgromadziło się około sześciu tysięcy pielgrzymów. Następnie odbyło się nabożeństwo i konferencja wyjaśniająca powody intronizacji. Andrzej Duda pojawił się tuż po zakończeniu tej części uroczystości witany gorącymi brawami. Wspomniano też, że prezydent z tej okazji podarował sanktuarium ewangeliarz. Podczas mszy kardynał Stanisław Dziwisz powiedział:

„Nie lękajmy się takiego aktu. Jezus Chrystus niczego nam nie zabiera, a wszystko daje. Jego panowanie nikomu nie zagraża, bo wyraża się przez miłość, która została ukrzyżowana”.

Biskup Andrzej Czaja przypomniał, że zgromadzeni na uroczystości to „przedstawiciele narodu polskiego”. Dodał, że są tam, aby „z radykalnością swoich postanowień przyjąć Jezusa Chrystusa na nowo za króla i pana”. Zacytował także Królestwo Norwida.

Po przyjęciu komunii i błogosławieństwie nastąpiło oficjalne ogłoszenie Jezusa Chrystusa Królem Polski.

„Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa” – brzmiał akt.

Dalej zawierzono Chrystusowi państwo polskie, rządzących, „wszystko, co Polskę stanowi” oraz wszystkie narody świata, „a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża”.

W akcie znajdowało się także wyznanie:

„Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw. Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa”.

Idea intronizacji Jezusa sięga pierwszej połowy XX wieku. Kojarzy się ją z wizjami, których miała doświadczyć polska pielęgniarka Rozalia Celakówna. Wewnętrzne głosy miały jej podpowiadać, że Jezus domaga się od polskich władz konkretnych, ściśle sprecyzowanych działań. Jednym z nich miało być uznanie Go za króla Polski. Był to konieczny warunek ocalenia kraju w obliczu zbliżającej się wojny. Nieudane próby stworzenia Aktu Intronizacji podejmowano zarówno przed wojną, jak i po wojnie. Prawdziwa intensyfikacja tych działań nastąpiła jednak w ostatnich kilkunastu latach. W 2006 roku w sejmie zawiązała się bezskuteczna inicjatywa poselska zmierzająca do nadania Chrystusowi tytułu Jezus Król Polski. Niedługo później środowiska katolickie podjęły próbę przeprowadzenia ogólnopolskiego referendum, które zakładało również powrót do godła Polski z 1919 roku.

„Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko zmieni się na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, czy wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie” – przekonywali jednak polscy biskupi.

Tymczasem wydawać by się mogło, że warunek został spełniony. Ale czy przez wszystkich? Poniżej kilka próbek tego, co sądzą o intronizacji czytelnicy „Gazety Wyborczej” (https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21000510,tlumy-na-intronizacji-jezusa-na-krola-polski-uroczystosc-trwa.html)

– Nie przeginajcie! – ostrzega inicjatorów czytelnik posługujący się nickiem „31.februarius”.

– Skoro królem Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Belgii, Holandii już za moment będzie Allah to dlaczego królem Polski nie może być Jezus? – kpi niejaki „dyfly”.

– To zakrawa na jakieś zbiorowe szaleństwo :) – wścieka się „america_n_beauty” – Jezus przyśnił się jakiejś dziewczynie, nagadał jej, że chce być królem Polski i dziś władze państwowe czynią zadość tym żądaniom... Nie wiem na pewno, ale wygląda to na wymuszenie rozbójnicze. Czy od dziś Polska zmienia system i staje się monarchią konstytucyjną? A co o niekaralności osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe? Wg N. Testamentu Jezus został skazany prawomocnym wyrokiem...

– Dziwne, nie było referendum w sprawie konstytucji, a w niej jest zapisane, że Polska to republika parlamentarna, a nie monarchia. Poza tym nawet gdyby było inaczej, to o wyborze króla w drodze elekcji decydowałby naród, skoro decyduje zarówno o wyborze wójtów, burmistrzów, prezydenta RP. Tego typu wybór wykracza poza pełnomocnictwa, jakie naród udziela swoim przedstawicielom – co określa konstytucja. Generalnie samowolka – szkoda, że w ten wymiar bezprawia wpisują postać, która dla wielu jest istotna religijnie, a tu jest przedmiotem jakiejś politycznej nawalanki (antoniferdynand).

– Czy skoro jezus jest królem polski to duda i kaczyński to uzurpatorzy? (zz1026)

– Czy będą nowe podatki na nowego króla i jego świty? – zastanawia się „andmas”.

– Dlaczego właśnie królem Polski? – pyta „odowk” – a nie np. arcyksięciem Mediolanu? Cesarzem Austro-Węgier? Burgrabią na zamku w Ogrodzieńcu? Kasztelanem sandomierskim? Jest wiele możliwości... Przypominam nieświadomym, że Jezus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Czyli ta cała „intronizacja” to głupi teatrzyk dla plebsu, a nie szczery akt religijny.

– To przykre – ubolewa „Jarekdonek” – gdy prezydent średniej wielkości państwa europejskiego bierze udział w takiej szopce, składając hołd okupantom watykańskim.

„Jeżeli przykazań moich pilnie strzec będzie”… Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Pan Bóg nie czytuje do śniadania „Gazety Wyborczej”…

Wernyhora (rok 1766)?

Wędrowny starzec, legendarny wieszcz kozacki i ukraiński XVIII-wieczny lirnik Wernyhora – choćby poprzez obraz Jana Matejki, na którym w natchnionej pozie, gdzieś na stepie wypowiada wróżby przy księżycu, czy też uwieczniony w Weselu Stanisława Wyspiańskiego – stał się jedną z najbardziej znanych postaci naszej mitologii. Do dziś między naukowcami różnych specjalności trwają polemiki, czy istniał naprawdę, czy był tylko wymysłem poetów.

Tak czy inaczej jego proroctwo jest jednym z najsławniejszych, jakie przekazywano sobie w Polsce z ust do ust, z rąk do rąk, przepisywano skrzętnie w wiekach niewoli. Przepowiednie Wernyhory o rozbiorach Rzeczypospolitej i jej późniejszym odrodzeniu ożywiały wyobraźnię romantycznych poetów, takich jak Juliusz Słowacki (Wernyhora jako „Pan-Dziad z lirą” w Śnie srebrnym Salomei czy Seweryn Goszczyński.

Od dawna krążące liczne wersje przepowiedni wzbudzały – i wzbudzają do dziś – ogromne zainteresowanie historyków. Janusz Tazbir6, omawiając jedną z najstarszych (tak zwaną redakcję krakowską), powstałą przypuszczalnie w 1809 roku, pisze, że jest w niej mowa o konfederacji barskiej i pierwszym rozbiorze, następnie o targowicy, wojnie z Rosją w 1792 roku, o powstaniu kościuszkowskim oraz jego klęsce i trzecim rozbiorze. Nierozpoznany autor uwzględnił również utworzenie w 1807 roku Księstwa Warszawskiego. Zdaniem profesora Tazbira po dziś dzień nie spełniły się końcowe fragmenty „Przepowiedni Mojsjeja Wernyhory z 1766 roku”. A brzmią one następująco: „Przyłączy się do Polaków Turczyn i Anglik, zawalą Dniepr trupami moskiewskimi i zajdą daleko w kraj. Polski kraj cały zostanie w swoich granicach [oczywiście tych z 1772 r.] za pomocą Turka i angielskiego króla”.

Według powszechnych przekonań Wernyhora miał pobić matkę i zamordować dwóch (lub jednego) z braci za popieranie bądź przyłączenie się do hajdamaczyzny. Przywędrował z Zaporoża do Makiedonu w powiecie kaniowskim na prawobrzeżu Dniepru. Jego prawdopodobne imię brzmiało Mosij, czyli Mojżesz. Ścigany przez hajdamaków osiadł na wyspie oblanej wodami rzeki Rosi w pobliżu Korsunia, gdzie zmarł około 1770 roku. Na tych objętych w historii konfederacją barską terenach mogły skonkretyzować się zamiary polskiej szlachty, szukającej w folklorze ratunku dla dotkniętej rozbiorami Polski.

 

Hajdamaczyzna – zbrojny ruch chłopów i Kozaków oraz chłopów ukraińskich przeciw szlachcie polskiej, Kościołowi rzymskokatolickiemu, mieszczanom i Żydom w XVIII wieku. (Tur. hajdamak – napadać, grabić, rabować). Łączył zwykły bandytyzm z hasłami przywrócenia wolności kozackich, obrony prawosławia oraz usunięcia Polaków i Żydów z ziem ukraińskich. Objął wielkie obszary Ukrainy (kilkunastoosobowe watahy, które, działając w sprzyjających warunkach naturalnych, znikały po napadach bez śladu). Ruch odżywał w okresie niepokojów i wojen; najkrwawszy w okresie koliszczyzny w 1768 roku. Ostatnie wystąpienie miało miejsce w roku 1789. Hajdamaczyzna zajmuje szczególne miejsce w ukraińskiej świadomości narodowej i literaturze (Taras Szewczenko) jako przejaw oporu plebejskiego przeciwko obcemu panowaniu oraz dążenia do stworzenia autonomicznej jednostki organizacyjnej, jednolitej pod względem narodowościowym i religijnym.