Dwaj panowie z Werony - William Shakespeare - ebook

Dwaj panowie z Werony ebook

William Shakespeare

3,0

Opis

Dwaj panowie z Weronyto komedia autorstwa Williama Shakespeare’a, napisana na wczesnym etapie jego kariery.

Tematem utworu są zależności pomiędzy przyjaźnią pomiędzy dwoma mężczyznami i miłością. Jest to często poruszany temat w dobie renesansu. Stawiano sobie pytanie o to, które z uczuć jest ważniejsze. Wielu wyżej stawiało przyjaźń, gdyż pozbawiona była seksualnych podtekstów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 80

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




William Shakespeare

Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-38-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

Książę — ojciecSylwiiWalencjo — pan z WeronyProtej — pan z WeronyAntonio — ojciecProtejaTurio — śmieszny współzawodnik WalencjaEglamur — towarzyszSylwiiŚpiech — sługa WalencjaLanca — sługa ProtejaPantino — sługa AntoniaGospodarzBandyciJuliaSylwiaLucetta — służebna JuliiPachołki, muzykanci

Scena w Weronie, Mediolanie i na pograniczu mantuańskim.

Akt I

Scena 1

Rynek w Weronie. Wchodzi Walencjo i Protej.

WALENCJO

Przestań odradzać, miły mój Proteju.

Domowa młodzież ma rozum domowy.

Gdyby nie miłość, która twe dni młode

Do lubych wejrzeń kochanki przykuła,

Ja bym cię raczej chciał mieć towarzyszem,

Byś poznał dziwy świata za granicą,

Zamiast tu w domu, tkwiąc w gnuśnym ospalstwie,

Marnować młodość próżniactwem bez celu.

Lecz ty się kochasz — kochaj! Szczęść ci Boże,

Szczęść i mnie, kiedy miłość mię przemoże.

PROTEJ

Chcesz gwałtem jechać? Bądź więc zdrów, Walencjo!

Twego Proteja pomnij, gdy w podróży

Ujrzysz rzecz jaką rzadką i ciekawą.

Chciej, bym był twego szczęścia uczestnikiem,

Gdy szczęście spotkasz — a w ciężkich trafunkach,

Jeżeli kiedy w przygodę popadniesz,

Troskę twą świętym polecaj mym modłom,

Gdyż bogomodlcą będę twym, Walencjo.

WALENCJO

Czy się w miłosnej za mnie modląc księdze?

PROTEJ

Modląc się w księdze, którąm umiłował.

WALENCJO

W płytkiej powieści o głębokim szale,

Jako Leander przepłynął Hellespont?

PROTEJ

Treść to głęboka głębszych jeszcze uczuć,

Bo mu wezbrała miłość za trzewiki.

WALENCJO

Prawda. A tyś w niej zabrnął aż za buty,

Choć Hellespontu nigdyś nie przepłynął.

PROTEJ

Co, aż za buty? Chceszże szyć mi buty?

WALENCJO

Nie chcę, bo zbyłeś buty...

PROTEJ

Co?

WALENCJO

Czci zbyłeś,

Że się tam kochasz, gdzie wzgardę za jęki —

Wstręt za dreszcz westchnień — dwadzieścia bezsennych,

Mdłych, czczych masz nocy za jeden błysk szczęścia.

Wygrasz — to może klęską twa wygrana;

Przegrasz — to straszne zdobywasz męczarnie;

Bądź co bądź, albo rozumem szał kupisz,

Albo szałowi twój rozum ulegnie.

PROTEJ

Więc z twych założeń wnosisz, żem szaleniec.

WALENCJO

Więc z położenia pono nim zostaniesz.

PROTEJ

Miłość wyśmiewasz, jam przecież nie miłość.

WALENCJO

Miłość twym władcą, bo tobą wskroś włada,

A ten, co w jarzmo tak się dał głupocie,

Mniemam, że w poczet mędrców się nie wpisze.

PROTEJ

Lecz wieszcze mówią, że jak w najkraśniejszym

Pączku tkwi żrący robak, tak i żrąca

Miłość w umysłach najwznioślejszych mieszka.

WALENCJO

I wieszcze mówią, że jak robak ścina

Co najrychlejsze pączki, nim rozkwitną,

Tak miłość młode i wątłe umysły

Zmienia w szaleństwo, kalecząc je w pączku,

W samym zawiązku niszcząc ich zieloność

I piękne przyszłych owoców nadzieje.

Lecz po cóż tracę czas, by radzić tobie,

Co jesteś tkliwej żądzy zwolennikiem.

Bądź zdrów raz jeszcze. Ojciec mię po drodze

Czeka, by ujrzeć, jak wsiądę na barkę.

PROTEJ

I ja, Walencjo, tam cię odprowadzę.

WALENCJO

Luby Proteju, nie. Tu się rozstańmy.

Do Mediolanu donoś mi przez listy

O twym w zalotach szczęściu i o wszystkim,

Co się tu zdarzy w mej nieobecności,

A ja cię również nawiedzę moimi.

PROTEJ

Wszech ci powodzeń życzę w Mediolanie.

WALENCJO

Tyleż ci w domu, za czym już cię żegnam.

Odchodzi.

PROTEJ

On sławę ściga, ja miłość. Przyjaciół

On swych opuszcza, by im chlubę przynieść,

Ja siebie, swoich, wszystko — dla miłości.

Tyś mię zmieniła, Julio, tyś przyczyną,

Że czas mój trwonię, żem ustał w naukach,

Że z rad przychylnych, ze świata szyderca,

Tracę w snach płonnych hart duszy i serca.

WchodziŚpiech.

ŚPIECH

Szczęść ci, Proteju. Gdzie mój pan, czy nie wiesz?

PROTEJ

Wraz szedł na barkę wsiąść do Mediolanu.

ŚPIECH

Więc wsiadł już, ręczę sto przeciw jednemu.

Jam istny baran, żem w tył podał barki.

PROTEJ

Często tak baran zabłąka się w tyle,

Skoro się pasterz oddali na chwilę.

ŚPIECH

Stąd więc wywodzisz, że mój pan pasterzem,

A ja baranem.

PROTEJ

Tak, tak, rzecz to znana.

ŚPIECH

Więc moje rogi są jego rogami,

Czyli śpię w nocy, czy się budzę z rana.

PROTEJ

Głupia odpowiedź i godna barana.

ŚPIECH

To jeszcze silniej dowodzi, żem baran.

PROTEJ

Prawda, jak również, że twój pan pasterzem.

ŚPIECH

O nie, zaprzeczyć temu mogę pewną okolicznością.

PROTEJ

To sęk, gdyż ja ci tego inną dowiodę.

ŚPIECH

Pasterz szuka barana, a nie baran pasterza, lecz ja mego pana szukam, a mój pan mię nie szuka, stąd widać, żem nie baran.

PROTEJ

Baran dla paszy chodzi za pasterzem, pasterz dla strawy nie chodzi za baranem. Ty gwoli twym zasługom chodzisz za twym panem, twój pan według zasług nie chodzi za tobą, stąd więc jesteś baranem.

ŚPIECH

Jeszcze jeden taki dowód, a zabeczę: bee!

PROTEJ

Lecz słuchaj, czyś mój list Julii doręczył?

ŚPIECH

A jużci, panie; ja, zgubiony baran, list twój oddałem onej, wytrefionemu barankowi, a ona, wytrefiony baranek, mnie, zgubionemu baranowi, nic za trud nie dała.

PROTEJ

Brak mi tu pastwiska dla tak licznej trzody baranków.

ŚPIECH

Jeśli brak, a grunt przeciążony, to ją lepiej wybrakuj.

PROTEJ

Znów się zgubiłeś, raczej tobie marsz do kata.

ŚPIECH

Co, masz dukata? O, mniej dukata starczy mi za to, żem list nosił.

PROTEJ

Nie rozumiesz; do kata znaczy: do oprawcy.

ŚPIECH

Ej, z dukata w oprawcę — to mała poprawa,

Nie bierz listów od gacha, co tak mało dawa.

PROTEJ

Lecz czyż po odebraniu mego pisma nie skinęła, nie rzekła nic?

ŚPIECH

potakując głową

Po nim.

PROTEJ

Nic i po nim, to razem będzie nicponiem.

ŚPIECH

Nie zrozumiałeś mię, panie, jam ci mówił, że skinęła. Ty się pytasz, czy po odebraniu tego pisma nie skinęła, nie rzekła nic. Po nim, odpowiadam, jużci nie przed nim.

PROTEJ

Co społem wzięte, staje się nicponiem.

ŚPIECH

Teraz więc, gdyś w składaniu tyle zażył trudów, weź to za twe trudy.

PROTEJ

Nie, tobie się to należy za wręczenie listu.

ŚPIECH

No, widzę, że cierpliwie muszę cię znosić.

PROTEJ

Jak to znosić mię musisz?

ŚPIECH

Nosząc twój list uczciwie, a za trud niczego nie otrzymując prócz nazwania nicponiem.

PROTEJ

Dalibóg, rączy masz dowcip.

ŚPIECH

A jednak twej opieszałej kieski dognać nie może.

PROTEJ

No, no, otwórz twą tajemnicę pokrótce. Cóż ona rzekła?

ŚPIECH

Otwórz twą kieskę, aby twój pieniądz i moja tajemnica mogły się razem objawić.

PROTEJ

Masz więc za twój trud. Cóż rzekła?

ŚPIECH

Zaprawdę mniemam, panie, że jej zdobyć nie zdołasz.

PROTEJ

Co, czyś tyle z niej wydobył?

ŚPIECH

Mnie się nic, panie, nie udało z niej wydobyć, nic, ani nawet jednego dukata za wręczenie listu. A ponieważ ona tak twardą była względem mnie, com wyznanie twego serca jej przyniósł, bodaj czy również twardą się nie okaże tobie, gdy ci wyjawi swoje. Nie dawaj jej żadnego zadatku, chyba kamienie, gdyż ona twarda jak stal.

PROTEJ

Cóż, nic więc nie rzekła?

ŚPIECH

Nic, ani nawet: „Weź to za twe trudy”. Dzięki ci, że chcąc wydać się hojnym, dałeś mi dydka, więc, wet za wet, noś sam twe listy na przyszłość. Za czym idę polecić cię memu panu.

PROTEJ

Idź, by ochronić barkę od rozbicia,

Gdyż, niosąc ciebie, zatonąć nie może.

Czeka cię bowiem suchsza śmierć na lądzie.

Muszę innego wyprawić posłańca.

Może mych Julia czytać nie raczyła

Słów, otrzymanych tak niegodną pocztą.

Wychodzą w przeciwne strony.

Scena 2

Ogród przy domu Julii. Wchodzi Julia i Lucetta.

JULIA

Lecz mów, Lucetto, gdyśmy teraz same,

Czyli mi radzisz poddać się miłości?

LUCETTA

Czemu nie, pani, byle ulec bacznie.

JULIA

Z całej nadobnej rzeszy zalotników,

Którzy codziennie słówka do mnie mierzą,

Kogoż miłości najgodniejszym sądzisz?

LUCETTA

Racz ich nazwiska wymienić, a prostym,

Płytkim mym sądem myśl ci mą otworzę.

JULIA

Cóż o nadobnym sądzisz Eglamurze?

LUCETTA

Choć mąż wymowny, postać gładka, miła,

Nie byłby dla mnie, gdybym tobą była.

JULIA

Jak ci się bogacz Merkacjo podoba?

LUCETTA

Majątek śliczny, lecz mierna osoba.

JULIA

Jakaż o tkliwym Proteju twa rada?

LUCETTA

O Boże, jakiż szał nad nami włada!

JULIA

Co? Skąd gniew taki jego imię rodzi?

LUCETTA

Przebacz mi, pani, to wstyd, czy się godzi,

Bym ja, tak nędzne, tak liche stworzenie

Śmiała przymawiać takich panów cenie?

JULIA

Sądź i Proteja, innych osądziwszy.

LUCETTA

Więc: z tylu zacnych, mniemam, najpoczciwszy.

JULIA

Racja?

LUCETTA

Nie inna jak racja kobieca:

Tak sądzę o nim, bo tak o nim sądzę.

JULIA

I chcesz, bym jemu dała miłość moją?

LUCETTA

Tak, gdy ci nie strach, że ją stracisz marnie.

JULIA

On jeden z wszystkich nie błagał mnie zgoła.

LUCETTA

Jak on cię kocha, żaden tak nie zdoła.

JULIA

Ta małomówność drobną miłość zdradza.

LUCETTA

W ogniu tłumionym najdzielniejsza władza.

JULIA

Kto nie objawia miłości, nie kocha.

LUCETTA

Głośną przed ludźmi tylko miłość płocha.

JULIA

Chciałabym jego znać myśli.

LUCETTA

Przeczytaj

To pismo, pani.

JULIA

„Do Julii”. Od kogo?

LUCETTA

To list pokaże.

JULIA

Mów, kto ci go wręczył?

LUCETTA

Paź to Walencja, wysłan przez Proteja,

Szedł ci go oddać, jam się nawinęła

I przebacz, żem go w twym imieniu wzięła.

JULIA

No, na mą skromność! wybornaś stręczarka.

Tyż to śmiesz płoche przechowywać pisma,

Na moją młodość zmawiać się, knuć spiski?

Śliczny to urząd, wierz mi, wzniosła godność,

A tyś urzędnik na to miejsce właśnie.

Weź stąd to pismo, pamiętaj je zwrócić

Lub mi się więcej nie pokaż na oczy.

LUCETTA

Lepszej wart płacy ten, co miłość krzepi.

JULIA

Odejdź!

LUCETTA

Byś mogła rozmyślić się lepiej.

Wychodzi.

JULIA

Trzeba mi było list przejrzeć przynajmniej!

Teraz wstyd byłby przyzwać ją na powrót

I w błąd ją kusić, który tuż zgromiłam.

Jakaż niezdara, że wiedząc, żem dziewczę,

Gwałtem mi listu przed oczy nie wparła.

„Nie” — mówi dziewczę przez skromność, a pragnie,