Dwa kroki w przyszłość - Diana Palmer - ebook

Dwa kroki w przyszłość ebook

Diana Palmer

4,4

Opis

 Kilka lat temu Judd uratował Christabel życie. Czuł się odpowiedzialny za samotną, pozbawioną środków do życia nastolatkę. Zamieszkali wspólnie w jego  posiadłości, gdzie życie toczy się ustalonym rytmem. Każdy z domowników zna swoje miejsce, a na straży spokoju stoi opanowany i skryty Judd. Niedoświadczona Christabel nie ma odwagi wyznać, że od dawna jest w nim zakochana. Zwłaszcza że Judd nadal traktuje ją jak dziecko. Ich spokojne życie zakłóca najpierw przyjazd filmowców z Hollywood, potem brutalne morderstwo w najbliższej okolicy. Od tej pory nic już nie będzie takie samo. Kalejdoskop dramatycznych zdarzeń sprawi, że Judd ujrzy Christabel w zupełnie nowym świetle.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 367

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (99 ocen)
55
30
11
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MartaGrabowska36

Dobrze spędzony czas

Polecam
00

Popularność




Diana Palmer

Dwa kroki w przyszłość

Tłumaczenie: Weronika Żółtowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tego dnia w południowym Tekasie nawet jak na początek września było potwornie gorąco. Christabel Gaines włożyła spłowiałe niebieskie dżinsy i biały T-shirt z dużym dekoltem. Torbę z książkami niedbale zarzuciła na ramię. Obcisła koszulka uwydatniała niewielkie, kształtne piersi, a obcisłe spodnie podkreślały łagodne krągłości młodzieńczej sylwetki. Lekki wiatr rozwiewał długie, jasne włosy. Kosmyki opadały na szerokie czoło, muskały wysokie kości policzkowe i ładnie wykrojone usta. Christabel odgarnęła włosy do tyłu. Wielkie, piwne oczy wyrażały rozbawienie, gdy słuchała jednej ze studentek opowiadającej o wspólnej koleżance. Był nudny, męczący poniedziałkowy poranek.

Debbie, z którą Christabel chodziła na kurs komputerowy, ponad jej ramieniem spojrzała nagle w stronę parkingu i gwizdnęła cicho.

– Już wiem, jaki prezent chciałabym dostać na Gwiazdkę – oznajmiła scenicznym szeptem.

Ich koleżanka Teresa popatrzyła w tym samym kierunku.

– No, no – powiedziała z figlarnym uśmiechem i uniosła brwi. – Znacie tego faceta?

Zdziwiona Christabel odwróciła się i zobaczyła wysokiego, przystojnego bruneta, zmierzającego ku nim śmiałym krokiem przez trawnik. Elegancka koszula z białej bawełny ozdobiona była pod szyją skromną turkusową zapinką zwaną bolo. Szare spodnie uwydatniały muskulaturę długich nóg. Mężczyzna nosił ciemne, ręcznie wykonane buty. Do kieszeni koszuli przypięta była połyskująca w promieniach słońca srebrna gwiazda wpisana w okrąg. Na szczupłych biodrach widniał pas z kaburą, z której wystawał pistolet. Kaliber 45, firma Ruger Valquero zamiast noszonego zwykle automatycznego kolta ACP tego samego kalibru, oddanego teraz do przeglądu. Judd miał dziś trening w swoim klubie strzeleckim. Utarło się, że strzelcy przychodzili na spotkania z własną bronią i w teksańskich strojach.

– Dziewczyny, co przeskrobałyście? – zażartował jeden z chłopaków, udając zaskoczonego. – Teksańscy Strażnicy na tropie przestępcy!

Christabel w milczeniu wraz z innymi przyglądała się nadchodzącemu mężczyźnie. Dla niej był najatrakcyjniejszy i najwspanialszy na świecie. Zawdzięczała mu wszystko, co osiągnęła. Dzięki niemu stała się zupełnie inną, o wiele bardziej wartościową osobą. Uśmiechnęła się na myśl o tym, co by powiedziały inne dziewczyny, gdyby wyszło na jaw, jakie więzy łączą ją z przystojnym funkcjonariuszem.

Judd Dunn miał trzydzieści cztery lata. Większą część życia przepracował w służbach działających na rzecz wymiaru sprawiedliwości. Od pięciu lat był w kompanii D Strażników Teksasu. Wyznaczono go do awansu na porucznika, lecz odmówił, bo miałby więcej papierkowej roboty, a wolał pracę w terenie. Utrzymywał formę, pracując w stadninie, która była wspólną własnością jego i Christabel.

Gdy przejął odpowiedzialność za dziewczynę, liczyła sobie szesnaście wiosen. Posiadłość była zaniedbana, nie przynosiła dochodu, a bankructwo wydawało się nieuniknione. Judd oddalił widmo finansowej ruiny, z czasem wypracował nawet zysk. Przez kilka lat pakował wszystkie swoje pieniądze w nowoczesną hodowlę. Dzięki jego talentowi do interesów i uzdolnieniom informatycznym Christabel zaczęli wychodzić na swoje. Teraz ona mogła studiować informatykę, a Judd pozwalał sobie z rzadka na drobne przyjemności. Rok temu na przykład kupił kremowego stetsona, którego teraz zawadiacko nasunął na oczy. Naprawdę było mu w nim do twarzy. Wyglądał świetnie. Szkoda, że nieczęsto mogli sobie pozwolić na takie zakupy. Koniunktura się pogorszyła, ceny spadły. Ledwie się odkuli, znów nadeszły ciężkie czasy.

Każdy normalny mężczyzna z rozbawieniem patrzyłby na jawne oznaki zainteresowania widoczne u dwu ładniutkich koleżanek Christabel, ale Judd nie raczył ich dostrzec. Miał sprawę do załatwienia i skupił się na niej, zdecydowany doprowadzić rzecz do końca.

Ku zdziwieniu pozostałych dziewcząt zatrzymał się obok drobnej Christabel, wziął ją za ramię jak schwytanego przestępcę i powiedział:

– Dostaliśmy ofertę. Trzeba pogadać.

– Judd, zaraz mam następne zajęcia – odparła.

– Zajmę ci tylko chwilę – mruknął i zmrużył oczy, szukając spokojnego miejsca. Koło wielkiego dębu było pusto.

– Chodź.

Choć niechętnie, poszła za nim i stanęła w cieniu drzewa, a trzy koleżanki obserwowały ich z nieukrywaną ciekawością. Potem z pewnością urządzą jej drobiazgowe przesłuchanie.

– Oczywiście bardzo się cieszę, że przyszedłeś – zapewniła, gdy znaleźli się daleko od ciekawskich uszu – ale mogę ci poświęcić zaledwie pięć minut i…

– W takim razie nie marnuj czasu na idiotyczne pogaduszki – wpadł jej w słowo. Mówił niskim, głębokim, przyjemnym dla ucha głosem nawet wówczas, gdy nie chciał się nikomu przypochlebić. Słuchając go, Christabel zawsze czuła miły dreszcz podniecenia.

– Dobrze – ustąpiła z westchnieniem i uniosła dłoń. Zobaczył swój sygnet, który zawsze nosiła na serdecznym palcu. Uparła się, że będzie go nosić, chociaż był na nią trochę za duży.

– Nikt nie wie. – Zauważyła jego spojrzenie i obróciła dłoń. – Nie jestem plotkarą.

– No pewnie. Kto śmiałby cię o to posądzać? – mruknął, a w głęboko osadzonych, czarnych oczach na moment zabłysły wesołe iskierki.

– Mów, co się stało.

– Nic złego – odparł, kładąc dłoń na kolbie pistoletu wykonanej z klonowego drewna i opatrzonej emblematem Teksańskich Strażników. Rusznikarz miał tak samo podrasować starego kolta. Pas i kabura Judda zostały wykonane ręcznie z jasnej, wytłaczanej skóry.

– Dostaliśmy propozycję od ekipy filmowej. Jej przedstawiciele zrobili w naszej okolicy wstępny rekonesans, szukając rancza pasującego do scenariusza. U nas bardzo im się podobało.

– Ekipa filmowa – mruknęła i zagryzła dolną wargę. – Judd, nie lubię obcych w domu.

– Wiem, ale chcemy przecież kupić kilka arabów – przekonywał. – To duży wydatek. Filmowcy zaproponowali trzydzieści pięć tysięcy dolarów za prawo kręcenia u nas przez kilka tygodni. Sporo zyskamy. Wystarczy na modernizację ogrodzenia i nawet na nowy ciągnik.

Christabel aż gwizdnęła z podziwu. Prawdziwa fortuna! W stadninie wydatkom nie było końca. Psuł się sprzęt, pracownicy żądali podwyżek, pompa odmawiała posłuszeństwa i zostawali bez wody, trzeba było płacić weterynarzowi, kupować lekarstwa, narzędzia, przeprowadzać remonty… Czasami zadawała sobie pytanie, jak by się czuła, będąc zamożną dziewczyną. Hodowla należąca dawniej do wuja Judda oraz jej ojca wciąż nie przynosiła dochodów.

– Co się tak zamyśliłaś? – rzucił uszczypliwie. – Czekam na odpowiedź. Pospiesz się, mam pilne śledztwo.

– Naprawdę? – Popatrzyła na niego z jawnym zaciekawieniem. – Jakie?

– To nie jest odpowiedni moment. – Zmrużył oczy.

– Chodzi o niedawne morderstwo, prawda? – nie dawała za wygraną. – Młoda kobieta z Wiktorii znaleziona na dnie rowu z poderżniętym gardłem, w samej bluzce, tak? Masz jakiś trop!

– Nic ci nie powiem.

Christabel zrobiła krok w jego stronę.

– Wiesz, kupiłam rano pyszne jabłka. Mam cynamon, brązowy cukier. – Przysunęła się bliżej. – Świeże masło. Tortową mąkę.

– Przestań! – jęknął.

– Wyobraź sobie jabłka zapiekane pod kruszonką, spód z pysznego kruchego ciasta, które rozpływa się w ustach…

– No dobra, dobra! – wymamrotał, rozglądając się na wszelki wypadek, żeby nikt ich nie podsłuchał. – Była żoną ranczera z okolicy. Sprawdzamy alibi męża. Nie miała wrogów. Sądzimy, że to przypadkowa ofiara.

– Brak podejrzanych?

– Na razie niestety tak. Mało śladów: jeden włos i kolorowa nitka, która nie pasuje do bluzki ofiary – wyjaśnił i popatrzył na Christabel. – Nic więcej nie powiem, choćbyś obiecała mi następną szarlotkę.

– W porządku – odparła, wiedząc, kiedy należy ustąpić. Popatrzyła na jego urodziwą, pociągłą twarz. – Chcesz, żeby ekipa filmowa u nas kręciła, prawda? – spytała przenikliwie.

Judd przytaknął, kiwając głową.

– W przyszłym tygodniu trzeba zapłacić podatek. Brakuje nam około tysiąca dolarów – odparł przyciszonym głosem. – Powinniśmy dokupić paszy. Powódź spowodowała duże szkody, mamy za mało siana, kukurydzy, no i lucerny. Silosy zostały już naprawione, ale w tym roku nic nam to nie pomoże. Na dodatek potrzebujemy więcej odżywek i soli mineralnych dodawanych do paszy.

– Szkoda, że nie jesteśmy milionerami. Wiesz co, zgłośmy się do telewizji! Raz po raz ogłaszają nabór do teleturniejów. Może wygramy mnóstwo forsy? Kupimy nowiutkie traktory, fajną kosiarkę…

Wydął wargi i z uśmiechem patrzył na rozpromienioną twarz Christabel. Odruchowo zmierzył ją taksującym spojrzeniem i stwierdził, że ma ładną figurę. Poczuł się nieswojo, bo zbyt długo się na nią gapił.

– Nie wolałabyś przypadkiem nowych dżinsów? – zapytał, spoglądając jej w oczy i ruchem głowy wskazując spodnie, mocno już poprzecierane.

– Na uczelni nikt się nie stroi. – Wzruszyła ramionami. – Z wyjątkiem Debbie – poprawiła się, spoglądając na koleżankę ubraną w markową spódnicę i modny top. – Ale jej starzy są nadziani.

– W takim razie co ona robi na wakacyjnym kursie? – zaciekawił się Judd.

– Podrywa syna Henry’ego Teslera.

– To wasz kolega, tak? – spytał z uśmiechem.

Pokręciła głowa.

– Wykładowca algebry.

– Aha, belfer – mruknął Judd z porozumiewawczym błyskiem w oku.

– Łebski facet. – Christabel pokiwała głową. – I bogaty. Jego ojciec hoduje konie wyścigowe, ale Henry nie lubi zwierząt, więc został na uczelni i wykłada. – Popatrzyła na duży, praktyczny zegarek. – O cholera! Spóźnię się na zajęcia. Muszę lecieć!

– Dam znać ekipie filmowej, że mogą przyjechać – zawołał.

Odwróciła się i pobiegła za koleżankami zmierzającymi w stronę bocznego wejścia do budynku uczelni, ale po kilku krokach zatrzymała się i niechętnie odwróciła głowę.

– Kiedy mają się pojawić?

– Za dwa tygodnie, licząc od soboty. Będą kręcić plenery. Chcą też omówić zmiany, których trzeba dokonać w domu i na podwórku. To konieczne, żeby mogli zainstalować kamery.

– Uprzedź ich, że nie wolno stawiać hałaśliwych maszyn koło stajni. Bessie niedługo ma się źrebić! – jęknęła rozpaczliwie.

– Wszystko im wyjaśnię.

– Świetnie wyglądasz. Nie można się napatrzyć! – niespodziewanie zmieniła temat, spoglądając na niego z uwielbieniem. – Moja koleżanka Debbie chciałaby cię dostać na Gwiazdkę – dodała uszczypliwie. Gdy popatrzył na nią z oburzeniem, w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Za trzy miesiące Boże Narodzenie. Wiesz co? Jeśli dasz mi w prezencie koszulkę nocną z czerwonej koronki, obiecuję włożyć ją dla ciebie – oznajmiła kpiąco.

Starał się trzymać na wodzy bujną wyobraźnię, która od razu podsunęła mu bardzo zmysłowy obrazek.

– Jestem od ciebie czternaście lat starszy – przypomniał stanowczym tonem. Bez słowa uniosła dłoń z jego sygnetem, więc zgromił ją wzrokiem. – Jeśli się wygadasz…

– Przecież nie jestem plotkarą – wpadła mu w słowo. – Jednak nie ma żadnych przeszkód natury moralnej lub prawnej, które uniemożliwiałyby ci oglądanie mojej skromnej osoby w efektownej bieliźnie, niezależnie od tego, czy ludzie wiedzą o naszym ślubie, czy też nie.

– Powiedziałem ci to pięć lat temu i dziś mówię tak samo – odparł stanowczo. – Między nami takie rzeczy są nie do pomyślenia. Za dwa miesiące skończysz dwadzieścia jeden lat i będziesz mogła swobodnie dysponować swoją własnością. Oboje podpiszemy stosowne dokumenty i od tego momentu pozostaniemy partnerami jedynie w interesach.

Christabel była tak podekscytowana tą rozmową, że słowa więzły jej w gardle, lecz przemogła się i rzuciła z błyskiem w oku:

– Chcesz mi wmówić, że ani razu nie wyobrażałeś sobie, jak stoję przed tobą całkiem naga? – spytała zduszonym głosem.

Gdyby Judd potrafił zabijać wzrokiem, natychmiast padłaby trupem. Słynął w całym Teksasie z groźnego spojrzenia. Poskromił w ten sposób niejednego przestępcę. Tak patrzył na ojca Christabel, nim rzucił się na niego z pięściami.

Obserwowała go ze smutnym uśmiechem.

– Jaka szkoda! Tyle wiesz o kobietach, a moja wiedza dotycząca facetów chyba na zawsze pozostanie znikoma. Mogę się założyć, że jesteś czułym i namiętnym kochankiem.

Judd zacisnął usta. Patrzył, jakby chciał ją udusić. Teraz, natychmiast.

– Trudno – perorowała dalej. – Poderwę miłego chłopaka, który nauczy mnie, co i jak. Czasami tak mi jakoś dziwnie, odczuwam mocne mrowienie w całym ciele. Już on będzie wiedział, w jaki sposób temu zaradzić. Potem wszystko ci opowiem. Ze szczegółami. Przysięgam!

– Raz… – mruknął.

– Proszę? – uniosła brwi.

– Dwa…

Zacisnęła dłoń na taśmie ogromnego plecaka.

– Posłuchaj no, nie dam się zastraszyć facetowi, który zna mnie od czasu, kiedy nosiłam sukienki z falbankami i skórzane trzewiki…

– Trzy!

– Poza tym nie obchodzi mnie…

– Cztery!

Odwróciła się na pięcie i uciekła, nie kończąc zdania. Jeszcze chwila i ta wyliczanka skończyłaby się upokarzającym incydentem. Doskonale pamiętała, co się działo po wszystkich poprzednich. Judd potrafił zachować się jak potwór.

– Nie myśl, że uciekam! – krzyknęła z daleka. – Nie chcę tylko pozbawiać cię złudzeń. Proszę bardzo! Myśl sobie, że panujesz nad sytuacją.

Uśmiechając się ukradkiem, wrócił do czarnego dżipa.

Pod koniec tygodnia przyłapali zatrudnionego w stadninie Jacka Clarka na kradzieży. Wysłany przez nich po zakupy skorzystał z okazji, sprawił sobie markowe buty i kazał je doliczyć do rachunku pracodawców. Christabel miała w ręku dowód, bo zdziwiony kierownik sklepu przysłał jej paragon. Pokazała go Juddowi, co zaowocowało natychmiastowym zwolnieniem Clarka.

Christabel nie wspomniała Juddowi o natrętnych zalotach tego drania. Wystarczyło nastraszyć Clarka, że Judd o wszystkim się dowie, by niewybredne żarty skończyły się jak nożem uciął.

Kilka dni po wyrzuceniu złodzieja niespodziewanie padł na pastwisku niedawno kupiony młody ogier. Christabel podejrzewała, że ktoś maczał w tym palce. Zwierzę było okazem zdrowia, toteż Christabel stanowczo odrzuciła sugestię Judda, że stracili konia, bo na łące rosły trujące zioła powodujące niestrawność i wzdęcie. Przecież wtedy pozostałe cztery konie także by zachorowały. Wzięła sobie do serca pogróżki Jacka Clarka, który na odchodnym zapowiedział, że się zemści. Judd dość lekceważąco potraktował jej obawy. Powiedział nawet Maud, ich gospodyni, że Christabel szuka sensacji i w ten sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę, bo czuje się zaniedbywana z powodu zamętu wywołanego przyjazdem ekipy filmowej. Przez te jego kretyńskie pomówienia omal nie dostała białej gorączki, była jednak na tyle przytomna, by wspomnieć o swoich obawach zarządcy Nickowi Batesowi. Poleciła mu też lepiej pilnować koni. Judd traktował ją czasami jak małe dziecko. Dawniej się tym nie przejmowała, lecz ostatnio coraz bardziej ją to denerwowało.

Minęły dwa tygodnie. W sobotę z samego rana Judd przyjechał do stadniny czarnym dżipem. Obok jego auta zaparkował bordowy van, z którego wysypała się gromadka ekscentrycznie ubranych i zachowujących się ludzi. Byli to przedstawiciele teksańskiego komitetu filmowego oraz popularny reżyser, którego Christabel natychmiast rozpoznała. Nie sądziła, że do ich stadniny zawita taka znakomitość. Wraz z nim przyjechał drugi reżyser oraz czterej przedstawiciele ekipy, w tym operator i dźwiękowiec. Od nich dowiedziała się, że głównego bohatera zagra słynny gwiazdor, młody i bardzo przystojny. Niestety, miał blade pojęcia o jeździe konnej.

– Z konieczności musimy ograniczyć sceny, w których bohater dosiada wierzchowca – tłumaczył Christabel roześmiany reżyser. – Co gorsza, Tippy Moore również nigdy w życiu nie miała do czynienia z tymi zwierzakami. Pewnie widziała ją pani na okładkach kolorowych czasopism. Świetna dziewczyna, taka promienna. Mówią o niej „świetlik z Georgii’’. To jej pierwszy film kinowy, ale podczas castingu była rewelacyjna. Taka naturalna.

– Przypominam sobie jej zdjęcie w kostiumie kąpielowym na okładce magazynu sportowego. – Judd cmoknął z uznaniem, a jego ciemne oczy zabłysły. – Każdy facet wie, że to świetna babeczka.

Christabel poczuła się nieswojo. Popatrzyła na niego mocno zakłopotana. Niewiele brakowało, żeby wybuchła płaczem. Jak śmiał tak się zachwycać inną kobietą? Choć był jej mężem, zdawał się nie dostrzegać jej kobiecości. Owszem, okazywał jej szczerą sympatię i pobłażliwość, ale nic więcej. Po ślubie nawet jej nie pocałował. Westchnęła ciężko, gdy uświadomiła sobie, że za dwa miesiące ich małżeństwo zostanie unieważnione. Ze wszystkich sił próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Posunęła się nawet do stwierdzenia, że kolega ze studiów chce się z nią ożenić. Kłamała, a Judd ją na tym przyłapał. Teraz z góry jej nie wierzył i traktował wszystkie uwagi z przymrużeniem oka. Spoglądała na jego wysoką postać i urodziwą twarz, zastanawiając się, co by powiedział, gdyby przyszła do gabinetu, gdzie często ślęczał nad książkami, i na przykład zrzuciła ubranie.

Przypomniała sobie jednak o przerażających bliznach, które zeszpeciły jej plecy, gdy miała szesnaście lat. Ojciec po pijanemu wychłostał ją szpicrutą, kiedy próbowała ratować przed nim ulubionego konia. Przestał się nad nim pastwić, lecz w ataku wściekłości bezlitośnie ukarał córkę. Do dziś na samo wspomnienie czuła okropny ból. W tamten sobotni poranek Judd przyjechał do ojca w interesach z San Antonio, gdzie znajdowała się komenda Strażników Teksasu. Christabel pamiętała wszystko jak przez mgłę, ale gdy zamknęła oczy, widziała Judda przeskakującego ogrodzenie koralu i szarżującego na jej ojca z taką zajadłością, że ten upuścił szpicrutę i zaczął się cofać. Daremnie. Judd rzucił się na niego z pięściami. Wkrótce Tom Gaines leżał w błocie i ledwie dyszał. Judd zamknął go w komórce.

Ostrożnie wziął dziewczynę na ręce, pocieszał łagodnym szeptem, potem zawołał do Maud, żeby wezwała policję i pogotowie. Nie odstępował jej w drodze do karetki i podczas jazdy do szpitala. Schorowana matka Christabel płakała gorzko, gdy mundurowi zabierali męża. Judd był świadkiem na procesie i dopilnował, żeby ojciec Christabel trafił do więzienia. Przyrzekł sobie wtedy, że nie pozwoli, by ten okrutnik jeszcze kiedyś podniósł rękę na córkę.

Niestety, po głębokich ranach, które zagoiły się dopiero kilka tygodni później, zostały blizny. Nie było wtedy pieniędzy na operację plastyczną i nadal ich brakowało, więc Christabel wciąż miała na plecach białawe pręgi biegnące równolegle od ramion do pasa. Tak ją onieśmielały, że mimo odważnych deklaracji za nic w świecie nie rozebrałaby się w obecności Judda ani żadnego innego mężczyzny.

Co gorsza, przy Tippy Moore nie miała żadnych szans. Judd, jak większość mężczyzn, dobrze wiedział, co to za ślicznotka. Miała twarz anioła i piękne ciało, wprost stworzone do pieszczot, toteż Christabel o umiarkowanie ładnej buzi w żaden sposób nie mogła konkurować ze wschodzącą gwiazdą srebrnego ekranu.

Judd dyskutował z reżyserem filmu, Joelem Harperem, o ujeżdżaniu koni. Postanowili użyć w scenach plenerowych najłagodniejszych wierzchowców. Zgodzili się ponadto, że zarządca Nick Bates na wszelki wypadek powinien asystować filmowcom podczas zdjęć.

– Potrzebna nam będzie ochrona – tłumaczył Harper. – Zamierzam poprosić o pomoc miejscową policję, chociaż pracujemy poza granicami miasta, prawda?

– Dobry pomysł. Zwróćcie się do naszych funkcjonariuszy. Ci, którzy nie będą na służbie, chętnie tutaj popracują – zaproponował Judd. – Komendant wyjechał, ale jego zastępca Cash Grier na pewno pójdzie wam na rękę. Współpracowałem z nim przez kilka miesięcy w San Antonio.

– To pański przyjaciel?

Judd mruknął coś niezrozumiale.

– Grier nie ma przyjaciół, tylko chłopców do bicia.

Christabel wiele słyszała o Cashu Grierze i czasami widywała go z daleka, lecz nigdy się z nim nie spotkała twarzą w twarz. Był dla wszystkich zagadką. Chodził w mundurze, ale nosił długie ciemne włosy związane w kucyk. Ostatnio zapuścił też wąsy i małą bródkę. Wyglądał… groźnie. Odkąd pracował w Jacobsville, przestępczość gwałtownie spadła. Różnie mówiono o jego przeszłości. Chodziły nawet słuchy, że był dawniej płatnym mordercą.

– Kopniakiem wyrzucił Terry’ego Barnetta przez okno – przypomniała Christabel.

Zdumiony Harper szeroko otworzył oczy. Zorientowała się, że wszyscy gapią się na nią i spłonęła rumieńcem.

– Terry zaczął tłuc naczynia w kawiarni ze złości na żonę, która spotykała się z innym facetem. Ona tam pracowała. Przyłapał gruchającą parkę i dostał szału. Podobno z żelaznym rusztem szarżował na Griera, który zrobił unik, a potem nagle Terry wyleciał przez okno na ulicę. – Christabel gwizdnęła. – W szpitalu założyli mu trzydzieści szwów. Miał kolegium za obrazę funkcjonariusza. Poważna sprawa.

– Rozumiem – mruknął z roztargnieniem Harper. Zaabsorbowany przygotowaniami do kręcenia filmu nie był stanie skupić się na innych problemach. – Trzeba poszukać firmy cateringowej, która będzie dostarczać jedzenie na plan – wymamrotał. – Musimy również spotkać się z miejscowymi władzami, bo część zdjęć będzie kręcona w Jacobsville.

– Dużo? – spytała zaciekawiona Christabel.

– Większość materiału nakręcimy w Hollywood, lecz zależy nam na kolorycie lokalnym. Pokażemy autentyczne wnętrza i plenery, to zawsze robi duże wrażenie.

– Co to za film? – wypytywała Christabel. – Może pan mi zdradzić?

Uśmiechnął się, widząc jej zainteresowanie. Miał dwie nastoletnie córki, które były równie ciekawskie jak ta sympatyczna dziewczyna.

– Komedia romantyczna. Modelka przyjeżdża na Zachód, żeby nakręcić tu reklamówkę i zakochuje się w ranczerze, który organicznie nie znosi modelek – opowiadał chętnie.

– Na pewno pójdę do kina – obiecała roześmiana.

– Mam nadzieję, że co najmniej kilka milionów widzów też zechce obejrzeć nasz film. – Harper popatrzył na Judda. – Potrzebna mi prognoza pogody. Stracimy fortunę, jeśli rozpoczniemy zdjęcia w niewłaściwym momencie i utkniemy tu na parę tygodni, czekając na dobre światło.

Judd kiwnął głową.

– Sądzę, że uda mi się zdobyć dla pana długoterminową prognozę.

– Musimy także odpowiednio wcześniej zarezerwować pokoje w najlepszym hotelu, jaki tutaj macie.

– Nie będzie z tym problemu. Inwazja turystów raczej nam nie grozi – odparł ironicznie Judd.

– Z pewnością nie w taki upał – uznał Harper, wachlując się plikiem kartek.

– Upał? – spytała Christabel z miną niewiniątka. – Panu jest gorąco? Naprawdę?

– Przestań – skarcił ją cicho Judd, widząc, że reżyser blednie.

– Żartowałam. – Skrzywiła twarz. – Stróże prawa nie mają poczucia humoru – dodała, zwracając się do Harpera. – Wstrzykują sobie botoks, żeby zablokować mięśnie i w każdej sytuacji zachować kamienną twarz… Robią to również ze zwykłej próżności, bo…

– Raz – wycedził Judd przez zaciśnięte zęby.

– Sam pan widzi! Zero mimiki – dodała rezolutnie i roześmiała się.

– Dwa!

Podniosła ręce w geście rezygnacji i ruszyła w stronę domu.

Christabel właśnie wyjmowała szarlotkę z pieca, gdy usłyszała warkot silnika. Potem trzasnęły drzwi auta. Judd wszedł do kuchni za Maud, która uśmiechnęła się do niego i podreptała w głąb korytarza, aby wyciągnąć rzeczy z pralki i wrzucić do suszarki.

– Upiekłam dla ciebie szarlotkę – zagadnęła przymilnie Christabel, podtykając mu blaszkę pod sam nos. – Na przeprosiny.

Westchnął ciężko, nalał sobie kawy, podsunął krzesło i usiadł przy małym kuchennym stole.

– Kiedy wreszcie dorośniesz, rozrabiako? – zapytał zatroskany.

Kątem oka zerknęła na swoje zakurzone buty i poplamione dżinsy. Fakt, biegała po domu i obejściu zaniedbana jak mały urwis. Włosy zaplecione w warkocz na pewno były okropnie potargane, a niesforne kosmyki otaczały zarumienioną twarz. Nie musiała zerkać na żółtą, bawełnianą bluzkę z krótkimi rękawami, by wiedzieć, jak bardzo pognieciona jest ta, pożal się Boże, kreacja. Christabel machnęła ręką; prasowanie na niewiele by się zdało, po co zatem zawracać sobie tym głowę. Judd natomiast jak zwykle był ubrany schludnie i zgodnie z obowiązującą modą. Dżinsy leżały na nim jak ulał. Wyczyszczone buty lśniły niczym lustro. Biała koszula była oczywiście porządnie wyprasowana, a węzeł granatowego krawata z dyskretnym deseniem po prostu nieskazitelny. Skórzany pas skrzypiał cicho, gdy Judd zakładał nogę na nogę, a kolt ACP kaliber 45 złowieszczo przesuwał się w kaburze. No tak…

Christabel wiedziała, że prapradziadek Judda był rewolwerowcem, następnie Strażnikiem Teksasu, a potem skończył studia prawnicze na Harvardzie i rozpoczął praktykę w San Antonio. Został wziętym adwokatem. Judd uchodził za najszybszego strzelca w północnym Teksasie. W południowej części stanu palmę pierwszeństwa dzierżył Marc Brennon, jego przyjaciel i kolega z pracy. Obaj wygrywali zawody organizowane przez kluby strzeleckie. Często trenowali w miejscowym klubie, zapraszani przez ich przyjaciela Teda Regana. Składka członkowska wynosiła sto dolarów i była zbyt wysoka dla policjantów i strażników. Szczęśliwie dla obu mistrzów były najemnik Eb Scott prowadził w Jacobsville prywatną akademię szkolącą ochroniarzy i antyterrorystów. Miał tam doskonałą strzelnicę i udostępniał ją bezpłatnie wszystkim policjantom i strażnikom, którzy chcieli doskonalić swoje umiejętności. Dzięki przyjaciołom Marc i Judd często trenowali.

– Nadal jesteś taki szybki? – zapytała Christabel, krojąc szarlotkę.

– Jasne, ale nie wspominaj o tym Harperowi – mruknął ponuro. Odwróciła głowę i zerknęła na niego przez ramię.

– Boisz się, że zachwycony twoimi umiejętnościami da ci rolę? Nie chciałbyś zagrać w filmie?

– Oboje mamy na to równie wielką ochotę, prawda, słonko? – odparł kąśliwie, mimo woli podziwiając figurę Christabel. Obcisłe dżinsy i opięta bluzka świetnie ją podkreślały.

– Nie mów głupstw – mruknęła. – Ja w filmie! Śmieszne! – Znieruchomiała, patrząc na swoje dłonie. – Chyba tylko w horrorze. Najlepiej w kostiumie kąpielowym, filmowana od tyłu.

Oboje zamilkli.

Położyła kawałek ciasta na talerzyku, dodała widelczyk i podała Juddowi. Chwycił ją za rękę i zmusił, żeby usiadła mu na kolanach.

– Posłuchaj mnie – zaczął niskim, łagodnym głosem, którym mówił do wystraszonych dzieci. – Każdy ukrywa jakieś blizny. Nie wszystkie są widoczne, ale wszyscy je mają. Mężczyzna, który cię pokocha, nie będzie zwracał uwagi na kilka białych pasków na twoich plecach.

Pochyliła głowę, żeby ukryć wrażenie, jakie robiła na niej jego bliskość. Lubiła charakterystyczną dla niego korzenną woń balsamu po goleniu, ubrania pachnącego czystością, delikatny zapach skórzanego pasa i kabury.

– Skąd wiesz, że są białe? – zapytała.

Spojrzał z wyższością, a potem niespodziewanie rozluźnił krawat i rozpiął kilka górnych guzików koszuli, odsłaniając tors porośnięty gęstymi, wijącymi się, ciemnymi włosami. Wcześniej widywała go już obnażonego do pasa i zawsze była zakłopotana.

Zsunął z ramienia koszulę i śnieżnobiały podkoszulek, odsłaniając bark, ze skórą mocno pomarszczoną w jednym miejscu. Białe smugi biegły promieniście.

– Strzelba, kaliber dwadzieścia dwa – mruknął, biorąc Christabel za rękę. – Dotknij.

Palce miała lodowate. Drżały, gdy opuszkami muskała bliznę na ciepłym, muskularnym ramieniu Judda.

– Zagojone – powiedziała zduszonym głosem.

– Bez śladu? – pytał dalej.

– Niezupełnie. – Uśmiechnęła się do niego.

– Nie sądzę, żeby twoje blizny wyglądały tak źle jak moja – dodał. – Zapnij mi koszulę.

Przejęta i wzruszona spełniła prośbę. Nadal uśmiechała się szeroko.

– Niesamowite.

– Co?

– Po raz pierwszy siedzę na twoich kolanach. Dawniej to było nie do pomyślenia – odparła.

– Nikomu nie pozwalam na taką poufałość. – Spojrzał na nią z dziwnym wyrazem twarzy.

Przygryzała wargi, gdy zapinała guzik kołnierzyka.

– A nie boisz się, że zacznę cię rozbierać?

Zadrżał, ale gdy na niego spojrzała, przybrał niewzruszony wyraz twarzy.

– To by ci nie wyszło na dobre – ostrzegł.

– Dlaczego?

– Nawet gdyby udało ci się zdjąć ze mnie ubranie, nie wiedziałabyś, co dalej. – Kpiąco uniósł brew.

Dobiegł ich donośny łoskot.

Oboje zwrócili głowy ku drzwiom. Stała w nich Maud, niezdarnie przytrzymując brzegi fartucha, z którego wysypywały się na podłogę ziemniaki.

– Co ci jest? – zapytał ponuro Judd.

Maud wybałuszała na nich oczy wielkie jak spodki.

– Aha, rozumiem. – Jedna dłoń Christabel spoczywała na ramieniu Judda, druga na węźle krawata. – Pomyślała, że cię rozbieram. W porządku, Maud. Nie ma powodów do okazywania zgorszenia – dodała, pokazując sygnet. – Przecież jesteśmy małżeństwem. Pamiętasz?

Judd z godnością popatrzył na Christabel, podniósł ją ostrożnie, zsunął ze swoich kolan i posadził na podłodze. Rozparł się na krześle i doprowadził koszulę do porządku.

– Pokazywałem jej swoje blizny – wyjaśnił Maud, która zbierała kartofle, gryząc się w język, żeby nie palnąć jakiegoś głupstwa. Niewinne wyjaśnienie skwitowała tłumionym chichotem.

– Daj spokój, Maud – oburzyła się Christabel, wstając z podłogi. – Naprawę nie miał żadnych głupich myśli i chciał mi tylko pokazać blizny.

Maud z zapałem pokiwała głową i zabrała się do obierania kartofli. Ubawiona zerknęła z ukosa na Judda, który zamarł z porcją szarlotki nadzianą na widelczyk, groźnie marszcząc brwi.

– Jasna sprawa – przytaknęła ochoczo.

– Nie denerwuj mnie. Mam broń – ostrzegł, mrużąc oczy.

– Ja też – odparła, wyciągając przed siebie rękę z nożem do obierania ziemniaków. Uniosła brwi.

Judd gapił się spode łba na Maud, a potem na uśmiechniętą od ucha do ucha Christabel.

– Już wiem, kto tę małą nauczył głupich odzywek – burknął.

– Przemawia przez niego zazdrość, ponieważ brak mu poczucia humoru – uznała złośliwie Christabel.

Judd obrzucił ją karcącym spojrzeniem i zajął się szarlotką.

Tytuł oryginału:

Lawless

Pierwsze wydanie:

MIRA Books, 2003

Opracowanie graficzne okładki:

Robert Dąbrowski

Redaktor prowadzący:

Grażyna Ordęga

Korekta:

Władysław Ordęga

© 2003 by Diana Palmer

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2007, 2015

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

ISBN 978-83-276-1609-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com