Dom pod wiecznym piórem - Jan Polewka - ebook + książka

Dom pod wiecznym piórem ebook

Polewka Jan

0,0
51,14 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dom pod wiecznym piórem Jana Polewki to prawdziwa skarbnica wiedzy: opowiada o mieszkańcach budynku przy ulicy Krupniczej, który w 1945 roku stał się azylem dla pisarzy, poetów i dramaturgów, a później przez ponad 50 lat jako Dom Literatów gromadził pod swoim dachem niezwykłe literackie środowisko. Dużą część książki stanowi alfabet-leksykon, w którym autor skrupulatnie zestawia najważniejsze informacje o lokatorach mieszkań i pokoi: dane biograficzne, tytuły publikowanych książek oraz miejsca ich wydania. Barwne uzupełnienie stanowią fragmenty wspomnień czy artykułów o opisywanych postaciach, świetnie dobrane, zawsze ciekawe, nieraz pełne humoru i emocji. Kolejne rozdziały, tytułowane na kolejne litery alfabetu, przedstawiają różne aspekty życia, jakie toczyło się w domu na Krupniczej.

Książka jest źródłem wiedzy faktograficznej i bibliograficznej, ale jest także zaproszeniem do pięknej, nostalgicznej podróży do miejsca o niepowtarzalnej atmosferze, miejsca które pamięta Różewicza, Mrożka, Szymborską i innych wybitnych twórców, a samo też jest jeszcze pamiętane – przez młodsze pokolenia mieszkańców, czasem jako świat dziecięcych zabaw. Jest zapisem fragmentu historii polskiej literatury i – polskiej historii po prostu, próbą uchwycenia, zatrzymania na kartkach papieru świata, który właśnie znika.

Książka napisana przy wsparciu programu stypendialnego 2020
Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 334

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



WARSZAWA

Projekt okładki: Jan Polewka

Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki

Redakcja: Anna Matysiak

Korekta: Jolanta Spodar

Na obwolucie wykorzystano zdjęcie © Jacek Maria Stokłosa

Projekty winiet: Jan Polewka

Autorzy karykatur:

Andrzej Stopka

Adam Macedoński: s. 134

Zdjęcia na wkładce pochodzą ze zbiorów

Tadeusza i Moniki Kwiatkowskich

Copyright © by Jan Polewka

Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2022

Wydanie elektroniczne 2022

ISBN: 978-83-244-1123-8 (EPUB), 978-83-244-1123-8 (MOBI)

Książka napisana przy wsparciu programu stypendialnego 2020

Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa.

[email protected]

www.iskry.com.pl

Wydawnictwo ISKRY

al. Wyzwolenia 18

00-570 Warszawa

tel. 22 827 94 15

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Vackowi, Stefanowi i LidiiKisielewskim
WPROWADZENIE

Dom pod wiecznym piórem to zbiór najważniejszych informacji o legendarnym Domu Literatów, spisanych na podstawie dokumentów, wspomnień jego mieszkańców i opracowań biograficznych. A także pamięci autora leksykonu, który urodzony na Krupniczej jako syn pisarza, przeżył tam całe dotychczasowe życie i znał osobiście sześćdziesięciu spośród stu literackich lokatorów.

Oprócz ścisłych danych książka zawiera komentarze i przypomnienia historycznych już wydarzeń związanych z dziejami domu na Krupniczej – z charakterystyką twórców i ich wyjątkowych osobowości oraz klimatem kolejnych pokoleniowych przemian. Staraniem autora jest, na ile to tylko możliwe, wprowadzenie obiektywnych i opartych na faktach relacji oraz cytatów ze wspomnień samych pisarzy, członków ich rodzin i biografów.

Pełna lista literackich lokatorów na przestrzeni pięćdziesięciu lat liczy sto nazwisk. Są tam wszyscy, którzy byli zameldowani na Krupniczej 22 na podstawie tzw. decyzji administracyjnej, otrzymanej po zaakceptowaniu ich podania przez Prezesa i Zarząd Oddziału Związku Literatów Polskich w Krakowie. Na liście znajdują się także dwa nazwiska pisarzy, którzy mieszkali krótko u swych kolegów bez zameldowania, oraz prezesa oddziału ZLP po wojnie, profesora UJ Kazimierza Wyki, krzeszowianina, który doraźnie, ale dosyć często zatrzymywał się w mieszkaniu literackich przyjaciół lub w pokoju biura ze względu na poranne zajęcia uniwersyteckie. Nazwisko Wyki w tym spisie ma także znaczenie symboliczne ze względu na jego bliskie związki z domem na Krupniczej oraz dokonania jako przewodnika i mistrza kolejnych literackich pokoleń. We wspomnieniach pisarzy i biografiach przewija się niekiedy około dziesięciu nazwisk związkowych kolegów jako byłych mieszkańców tego domu, jednak żaden z nich nie figuruje w dokumentach ani nie jest zlokalizowany pod konkretnym numerem. I tak pojawiają się Karski, Kołoniecki, Mauersberger, Sojecki, Sztaudynger, Buczkowski (Leopold) i Brzechwa, którzy tam nie mieszkali, choć czterech pierwszych wymienia (z pamięci) Tadeusz Kwiatkowski. Być może mieszkali oni przez chwilę tuż po wojnie, ale bez zameldowania, w dwóch pierwszych latach, kiedy sytuacja pisarzy szukających schronienia w Krakowie była bardzo trudna i niestabilna. Albo tak jak Brzechwa podczas Zjazdu Literatów w 1945 roku. Od 1946 przyjęty spis jest kompletny i zgodny z faktami. Uzupełnieniem tej listy są tytuły wszystkich lub niemal wszystkich utworów, jakie napisane zostały przez literackich lokatorów w trakcie ich pobytu w Domu Literatów – co dla jednych stanowi tylko niewielką część ich twórczości, ale dla mieszkających tam przez wiele lat obejmuje niemal cały zachowany dorobek. Krótkie cytaty na temat osobowości autorów i szczególnych zdarzeń z ich życia dopełniają zarys wielokrotnego portretu pisarzy z Krupniczej.

ALFABETYCZNY ATLAS AUTORÓW
Azyl 1945–1957 ● Adaptacje i asymilacje 1958–1970 ● Aura poezji 1971–1982 ● Akt ostatni albo adieu 1982–1996
AZYL 1945–1957

Pisarze, którzy pojawili się w tym domu wiosną 1945 roku, pozostawili za sobą piekło dramatycznych przeżyć wojennych. Joanna Olczak, która jako 11-latka cudem odnalazła matkę i zamieszkała wraz z nią na Krupniczej, zapisała:

Moim zdaniem to cud, że znaleźli tu schronienie ludzie związani z kulturą, którzy po wojennej katastrofie nie mieli gdzie się podziać. Myślę tu przede wszystkim o starszych niemających już sił, by zaczynać od nowa... Własny dach nad głową był szczęściem także dla tych, którzy mieli jeszcze dużo czasu przed sobą. Przeżyli. I to było ważniejsze niż wszystkie materialne straty. (Wtedy, s. 76).

Znaleźli tu schronienie byli więźniowie niemieckich obozów jenieckich: Flukowski, Gałczyński, Kruczkowski; koncentracyjnych: Rusinek, Słomczyński i Mróz-Długoszewski; sowieckich łagrów: Peiper i Hordyński; wysiedleni z utraconego Lwowa: Broszkiewicz, Promiński i Rączkowski, a także ci, którzy właśnie opuścili leśną partyzantkę: Jaźwiec, Ożóg, Pleśniarowicz, Różewicz i Skoneczny. Wśród pozostałych najwięcej było ocalonych z ruin stolicy po powstaniu warszawskim: Grabowska, Kisielewski, Kuliczkowska, Malewska, Ruth-Buczkowski, Skierski i Świrszczyńska. I trudno nie wierzyć wspomnieniom sąsiadów, którzy po dniu pełnym stukotu maszyn do pisania słyszeli nocą krzyki śniących wojenne koszmary. W tych pierwszych latach Dom Literatów był zatem azylem i przystanią dla wojennych rozbitków i bezdomnych twórców. Dopiero lata 50. zmieniły obraz „odzyskanego śmietnika” w ideologiczną fasadę według stalinowsko-bierutowskiej instrukcji obsługi piór. To wtedy pojawiły się wzgardliwe określenia, jak „literacki kołchoz” lub „czworaki”. Jednak samo założenie tego domu było własną inicjatywą pisarzy – a nie władz – dla stworzenia miejsca, które miało stać się niezwykłym azylem.

W latach 1945–1957 na Krupniczą wprowadzili się:

JERZY ANDRZEJEWSKI – prozaik, publicysta i scenarzysta. Ur. 19.08.1909 w Warszawie – zm. 19.04.1983 w Warszawie. W Domu Literatów mieszkał w latach 1945–1948 wraz z żoną Marią, synem Marcinem i córką Agnieszką na drugim piętrze od frontu pod numerem 6, z dwoma oknami od ulicy – prawy wykusz to okno gabinetu, w którym napisał powieść Zaraz po wojnie, czyliPopiół i diament. W roku 1947 Andrzejewski był prezesem Zarządu Oddziału ZLP, którego biuro znajdowało się piętro niżej pod numerem 4. Oprócz Popiołu i diamentu napisał tamApel i Noc, opowiadania, za które otrzymał Nagrodę miasta Krakowa w 1945, opowiadania Przebudzenie lwa i Kukułka. W 1948 wyjechał do Szczecina, gdzie organizował szczeciński oddział ZLP.

O Jerzym Andrzejewskim –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 100):

Rzecz dzieje się w stołówce, w tej świątyni żywnościowo-autorsko-odczytowo-zabawowej literatów. Ten smutny jasny szatyn to Jerzy Andrzejewski, prezes i prozaik w jednej osobie. Cechy aktualnie szczególne: powieść w odcinkach (drukował powieść Zaraz po wojnie, która w książce ukazała się pod tytułem Popiół i diament). Robi to z tygodnia na tydzień, nie zapominając, co działo się z jego bohaterami w odcinkach poprzednich. Nie wie jeszcze, czy jest marksistą, czy chrześcijaninem, ale wie, że trudno mu być i jednym, i drugim. Pisać o nim można: młody, znakomity; chętnie: głęboki humanista, sumienie narodu.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela (s. 7):

Znałem go chyba 55 lat, był to mój przyjaciel, ale nie bardzośmy się lubili. Może to wynikało z różnicy usposobień i temperamentów. Prawdziwą pretensję miałem do niego o powieść Popiół i diament, uważam, że ona zafałszowała obraz Polski bezpośrednio powojennej, że właściwie dała komunistom okazję, żeby wytłumaczyć sprawy trudne, np. AK w sposób nieprawdziwy – co mu zresztą mówiłem. Wynikło z tego tyle, żeśmy do siebie kilkanaście lat nie mówili w ogóle. Ale potem się z nim pogodziłem. On tej powieści nie odwołał, a młodzież dziś zdaje się uważa, że jest to powieść doskonała i wolnościowa. Mam inny pogląd... Ale był to nieprzeciętny człowiek, niewątpliwie.

Czesław Miłosz, Zniewolony umysł (s. 111):

Samokrytyka Alfy była przemyślnie napisana. Można ją uznać za klasyczną wypowiedź pisarza, który wyrzeka się przeszłości w imię Nowej Wiary... Alfa potępił w tym artykule swoje dawne książki. Użył przy tym szczególnego chwytu: otwarcie przyznał to, co dawno myślał w skrytości o wadach swoich dzieł; Alfa znał te wady już dawniej, zanim zbliżył się do marksizmu; teraz swoją spostrzegawczość przypisał zasługom Metody. Każdy dobry pisarz wie, że źle jest dać się zwodzić pięknie brzmiącym słowom i emocjonalnie skutecznym, ale pustym pojęciom. Alfa twierdził w swoim artykule, że wpadał w te błędy, ponieważ nie był marksistą... Zastanawiający w artykule był ton namaszczony, pełen wyniosłości, zawsze Alfie właściwy. Ton ten pozwalał podejrzewać, że potępiając swoje błędy, Alfa popełniał je dalej: lubował się w fałdach nowej kapłańskiej sukni.

KAZIMIERZ BARNAŚ – dramaturg, publicysta, dyrektor teatru w Tarnowie. Ur. 16.05.1912 w Krakowie – zm. 14.09.1996 w Krakowie na Krupniczej. Najdłużej ze wszystkich pisarzy mieszkający w Domu Literatów, bo 45 lat. Od roku 1951 wraz z żoną Idalią i córkami Beatą i Jolantą mieszkał najpierw na poddaszu II oficyny pod numerem 24 (wówczas 34), a następnie od 1954 piętro niżej pod numerem 22 aż do śmierci w 1996. Niemal cała jego twórczość powstała na Krupniczej. Były to głównie komedie i dramaty, z których w Wydawnictwie Literackim ukazały się Mateczka, komedia w 1953 roku, Apelacja Villona, dramat w 1955 (prapremiera w Teatrze Kameralnym w Krakowie 16.06.1960), a także Żelazne obrączki, dramat, w 1957. Inne jego sztuki napisane na Krupniczej były wystawiane w teatrach całej Polski: Wczoraj wieczorem w Teatrze Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze w 1955, Godziszowe sprawki w Teatrze Nurt w Nowej Hucie w 1955, Dwie miłości kapitana w Teatrze Ludowym w Warszawie w 1961, Spisek Matyldy w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w 1963, Robin Hood w Teatrze Ziemi Krakowskiej w Tarnowie w 1964, Paris, l’Homonde 12, w Teatrze im. Osterwy w Lublinie w 1967. Ponadto Barnaś był autorem kilkunastu słuchowisk radiowych, takich jak Wycieczka na San Minato, Surdut pana Honoriusza, Kleo, Dlaczego rzeka śpiewa, a także wielu radiowych i prasowych felietonów.

O Kazimierzu Barnasiu –

Tadeusz Kwiatkowski, Panopticum (s. 241):

Zainteresowania Kazimierza doprowadziły go w końcu do Tarnowa, gdzie został dyrektorem teatru. Spędził tam dobre kilka lat. Udało mu się rozruszać niemrawe środowisko kulturalne miasta oraz okolic, ponieważ objeżdżał ze swym repertuarem pomniejsze ośrodki. Rozmaicie, jak to w Polsce, mówiono o jego dyrekturze. Jedni uważali go za satrapę, który trzyma za pysk swój zespół, inni powiadali, że wreszcie znalazł się dyrektor, któremu leży na sercu postawienie teatru tarnowskiego na wysokim poziomie i czyni to konsekwentnie. Śmieszyło mnie, że Kazio, niski, łysy, o sokratesowskiej twarzy, mógł być uważany za tyrana przez niechętnych mu aktorów. Dla mnie był zawsze dobrodusznym człowiekiem, bardzo zaangażowanym w realizację swego celu i niemogącym żyć bez sceny.

Teresa Słomczyńska, z wywiadu dla filmu Dom Literatów, czyli kartoteka zebrana:

Ale coś jeszcze innego pamiętam z Krupniczej. Bo tam mieszkał pan Barnaś, który w tym czasie był dyrektorem teatru w Tarnowie i on zamówił u mojego męża tłumaczenie Szekspira Wszystko dobre, co się dobrze kończy. I to było pierwsze tłumaczenie z Szekspira dokonane przez Słomczyńskiego. A Barnaś stał wtedy nad nami, nad mężem, żeby to zrobił jak najszybciej. Wyrywał mu to po prostu z rąk. I to było potem bardzo ładne przedstawienie tam w teatrze tarnowskim, no i pierwszy Szekspir Słomczyńskiego na scenie.

JERZY BOBER – prozaik, krytyk teatralny. Ur. 13.01.1920 w Zakopanem – zm. 12.11.1990 w Krakowie. Drugi z najdłużej mieszkających na Krupniczej pisarzy, bo przez 44 lata. Mieszkał na drugim piętrze w II oficynie wraz z żoną Ewą i synem Maciejem, najpierw od 1946 do 1947 pod numerem 21 (33), drzwi na wprost schodów, a od 1948 aż do śmierci w mieszkaniu obok, pod numerem 20. Napisał tam powieści Rozstaje w 1947 oraz zbiór reportaży Chrzanowskie krajobrazy w 1954. Opracował tom wspomnień Antoniego Fertnera Podróże komiczne (1960). Był autorem kilkuset recenzji teatralnych zamieszczanych w „Gazecie Krakowskiej” i „Życiu Literackim”. W roku 1986 otrzymał Nagrodę miasta Krakowa.

O Jerzym Boberze –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 226):

Z natury flegmatyk, był przeciwieństwem Zygmunta Fijasa, impulsywnego i skorego do natychmiastowych działań. Komiczne były ich rozmowy i drobne utarczki. Jerzy słuchał potoku słów Zygmunta i tylko od czasu do czasu wtrącał: – Eeee, nie gadaj!... – Jego charakterystyczny sposób mówienia, wolny i nieco rozwlekły, lubił naśladować Wilek Mach i kiedyś, chcąc nas rozśmieszyć, przybrał pozę Jurka i powiedział, parodiując jego ton: – Wileeeek, w tem ministerstwieee to są świnieee! – I Wiluś zaczął się śmiać: – He, he, he! – i tak się zatrząsł od śmiechu, że wypadł mu z kieszonki zegarek i rozbił się w drobny mak. A Jurek, wskazując na szczątki zegarka, oświadczył: – Widziiisz, Pan Bóg cię skaraaał!

Jan Polewka, ABC Polewki:

Jerzy Bober, ojciec mojego przyjaciela „od zawsze” Macieja, był bardzo dobrze zorganizowany i to on jako pierwszy unowocześnił swoje mieszkanie, wprowadzając ścianki z półkami i jadalny aneks, a przede wszystkim tzw. ogrzewanie etażowe na koks, dużo lżejszy od węgla, którego noszenie było utrapieniem mieszkańców. Potem spotykaliśmy się na premierach teatralnych, gdzie jako krytyk był z szacunkiem zapraszany. Ostatnią premierą, jaką obejrzał, był Gozzi w Grotesce, o czym na drugi dzień przed południem rozmawialiśmy w bramie. Zauważyłem, że był dziwnie blady; potem okazało się, że jak poszedł dalej, w stronę redakcji, to na Szewskiej osunął się i już go nie odratowano.

KAZIMIERZ BRANDYS – prozaik, eseista. Ur. 27.10.1916 w Łodzi – zm. 11.03.2000 w Nanterre. Mieszkał wraz z żoną Marią w latach 1945–1946 w I oficynie, w jednym z pokoi mieszkania numer 15 (z Otwinowskimi). Z Krakowa wyjechał do Łodzi. Na Krupniczej napisał powieści Miasto niepokonane (Spółdzielnia Wydawnicza Książka, 1946) oraz Drewniany koń i Między wojnami w 1947 roku.

O Kazimierzu Brandysie –

Joanna Olczak-Ronikier, Wtedy (s. 78):

W środkowej oficynie, na trzecim piętrze, w trzypokojowym mieszkaniu osiedlili się Kazimierz Brandys z żoną i Stefan Otwinowski z żoną. Przybyli do Krakowa w marcu 1945 roku, z dwiema papierowymi torbami, w których mieścił się cały ich dobytek... Brandys pochodził z inteligenckiej, zasymilowanej rodziny żydowskiej. Tuż przed wojną ukończył prawo. Podczas okupacji nie włożył opaski z gwiazdą Dawida, nie poszedł do getta, nie ukrywał się. Przeżył dzięki fałszywym papierom wystawionym na nazwisko Borowiecki, ale starał się żyć życiem człowieka wolnego, uczestniczył w literackim życiu podziemnej Warszawy, spotykał się z przedwojennymi znajomymi. Zaprzyjaźnił się z Otwinowskimi, kiedy ci wynajęli kawalerkę w tym samym budynku, w którym mieszkała jego późniejsza żona Maria Zdanowicz.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela (s. 12):

Długie lata z nim dyskutowałem, jako z komunistą i marksistą, znałem go jeszcze z czasów okupacji. Teraz się nawrócił i przeciwną funkcję spełnia. Nie bardzo go lubię, ale to jest kulturalny człowiek i bardzo dobry pisarz, chyba. A co jeszcze napisze, to nie wiadomo. Moim zdaniem jego książka Między wojnami obokPopiołu i diamentu i Pamiętnika z celulozy jest właściwie najgorszym przejawem socrealizmu. Mówią, że Obywatele byli gorsi... No, ale się nawrócił i jest zupełnie inny.

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 318):

Przyjaźń, jaka łączyła Otwinowskich z Brandysami (zajmowali wspólne mieszkanie), drażniła Stanisława Dygata, postanowił więc ich poróżnić. W tym celu zaczął wypisywać na drzwiach ich mieszkania: „Brandysowie na Zachód!” – w stylu modnych wówczas sloganów: „Rolnicy na Zachód!”, „Inżynierowie na Zachód!” (czyli na tzw. Ziemie Odzyskane) i sugerował, że to pisali Otwinowscy. Udało mu się poróżnić przyjaciół na... tydzień.

JERZY BROSZKIEWICZ – prozaik, dramaturg, scenarzysta. Ur. 6.06.1922 w Krakowie – zm. 4.10.1993 w Krakowie. W latach 1945–1949 mieszkał z żoną Ewą na trzecim piętrze II oficyny pod numerem 22 (wtedy 34), dzieląc mieszkanie z Gałczyńskimi, w dwóch pokojach po lewej. Napisał tam powieści – jako pierwsi ukazali się Obcy ludzie, w wydawnictwie Wiedza w 1948, a jeszcze w tym samym roku Oczekiwanie, w wydawnictwie Książka i Wiedza; w 1950 w warszawskim Czytelniku opublikowano Opowieść o Chopinie w 1950 i Kształt miłości. W 1949 roku powstała książka dla młodzieży Opowieść olimpijska, wydana w Naszej Księgarni.

O Jerzym Broszkiewiczu –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 332–333):

Jerzy Broszkiewicz to również z urodzenia lwowianin. Zaczął nieomal jak cudowne dziecko, bo już jako piętnastoletni chłopak dawał koncerty (uczeń Hofmana i Drzewieckiego). Wojna przeszkodziła mu w karierze pianistycznej. Od 1945 r. był w Krakowie i pracował jako korektor w „Odrodzeniu”. Debiutował w tymże roku jako krytyk muzyczny. W 1948 wyszła jego pierwsza książka, powieść Oczekiwanie, i wzbudziła od razu sensację. Sam Jarosław Iwaszkiewicz napisał w recenzji: „wspaniała książka Jerzego Broszkiewicza”... Za tę książkę otrzymał Broszkiewicz w tymże 1948 r. nagrodę Ziemi Krakowskiej. Następne po niej dwie książki o ChopinieKształt miłości i Opowieść o Chopinie utrwaliły jego wysoką rangę pisarską.

Kira Gałczyńska, Nie gaście tej lampy przy drzwiach (s. 50):

Minęło kilka tygodni i nastąpiła nasza kolejna przeprowadzka: do mieszkania na ulicy Krupniczej. To były trzy pokoje z łazienką i z czymś w rodzaju kąta z maszynką elektryczną do podgrzewania wody, a obok mieszkali państwo Broszkiewiczowie z kotką Katarzyną. Mieli dwa pokoje, w jednym mieszkał fortepian, w drugim – pan Broszkiewicz z żoną Ewą i kotką; mężczyzna od razu kazał mi mówić do siebie po imieniu. To samo zaproponowała mi Ewa. I tak od pierwszego dnia na Krupniczej pozyskałam dwójkę kolegów. Jurek (do którego wszyscy mówili Broszek) był muzykiem – stąd ten fortepian, Ewa była lekarką. Byli młodzi, mili, towarzyscy. Pierwszy raz miałam takich sąsiadów.

JANINA BRZOSTOWSKA – poetka, tłumaczka, powieściopisarka. Ur. 9.07.1897 w Wadowicach – zm. 18.03.1986 w Warszawie. W roku 1945 mieszkała z synem Witoldem pod numerem 3 na pierwszym piętrze od frontu. Napisała tam tom wierszy Płomień w cierniach w 1947 roku (wydawnictwo Eugeniusza Kuthana) oraz powieść Bezrobotni Warszawy w 1947, opublikowaną w wydawnictwie Stanisława Cukrowskiego.

O Janinie Brzostowskiej –

Joanna Olczak-Ronikier, Wtedy (s. 23):

W kolejnym frontowym pokoju, najmniej komfortowym, bo pozbawionym wyjścia na korytarz, co skazywało lokatorów na przechodzenie przez cudze pomieszczenie, osiedliła się Janina Brzostowska z synem Witkiem, który dziś nazywa się Witold Brostow i jest profesorem na Uniwersytecie Północnego Teksasu. Oni także przeżyli powstanie w Warszawie.

ANTONINA BRZOZOWSKA – tłumaczka literatury włoskiej, wdowa po Stanisławie Brzozowskim. Ur. w 1872 w Warszawie – zm. w 1950 w Krakowie. Na Krupniczej pisała Opowieści florenckie.

O Antoninie Brzozowskiej –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 323):

Antonina Brzozowska stale marzyła, że jeszcze powróci do Włoch, ten bowiem włoski okres życia wspominała jako najlepszy. Marzenie jej nie spełniło się. Zmarła w Krakowie. Na Krupniczej pracowała nad tomem szkiców Moi florenccy przyjaciele. Wraz z nią mieszkała jej córka Anna Brzozowska, profesorka krakowskiej Szkoły Pedagogicznej.

Joanna Olczak-Ronikier, Wtedy (s. 253):

W roku 1947 r. do zwolnionego przez Rusinków pokoju przeprowadziły się z drugiego piętra Antonina z Kolbergów Brzozowska, wdowa po słynnym pisarzu, krytyku teatralnym, filozofie, i niezamężna córka obojga Anna Irena. Kiedy ją poznałam, była drobniutką, kruchą staruszką o niełatwym charakterze. Spory łagodziła pani Anna – jej córka polonistka. Obie przed wojną mieszkały w Warszawie i tam przeżyły powstanie. Potem trafiły do Krakowa. Pokoik od podwórza, w którym wcześniej mieszkał Tadeusz Peiper, zajął ciemnowłosy chłopiec, jeszcze niedawno partyzant, Tadeusz Różewicz. Po latach wspominał: mieliśmy wspólną wannę i niestety ubikację. Pani Antonina była już starszą panią, miała kaprysy, humory, byłem często wyganiany z łazienki. Mój kolega, któremu zaproponowałem kąpiel, musiał wyjść namydlony...

HALINA DĄBROWOLSKA – krytyk. Ur. 22.05.1902 w Mironówce – zm. 16.04.1962 w Łodzi. W latach 1946–1947 zajmowała jeden pokój w mieszkaniu Ewy i Stefana Otwinowskich na trzecim piętrze I oficyny pod numerem 15. Pisała tam O Karolu Irzykowskim wspomnienia biograficzne i komentarze do dzieł, niewydane.

O Halinie Dąbrowolskiej –

Joanna Olczak-Ronikier, Wtedy (s. 78):

Trzeci pokój został przydzielony Halinie Marii Dąbrowolskiej – pisarce dziś zapomnianej, osobie niezbyt sympatycznej, co pewnie miało związek z jej ułomnością, brakiem talentu, samotnością, ale nie ułatwiało współżycia, zwłaszcza że do wspólnej łazienki przechodziło się przez pokój Brandysów.

STANISŁAW DYGAT – prozaik, scenarzysta. Ur. 5.12.1914 w Warszawie – zm. 28.01.1978 w Warszawie. Mieszkał z żoną Władysławą i córeczką Magdaleną na trzecim piętrze II oficyny pod numerem 23 (wtedy 34) od wiosny 1945 do wiosny 1946 roku. Zadebiutował wówczas powieścią Jezioro Bodeńskie, wydaną w 1946 roku przez wydawnictwo Czytelnik w Warszawie. Na Krupniczej napisał też powieść Pożegnania, wydaną również w Czytelniku w 1948, oraz wspólnie z Tadeuszem Brezą sztukę Zamach (prapremiera 1.03.1946 w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie).

O Stanisławie Dygacie –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 57):

Było o czym rozprawiać w stołówce. Stasiu Dygat był w swoim żywiole, kpił z kolegów, których nie darzył nadmierną sympatią, i cytując ich wypowiedzi, opatrywał je ironicznymi komentarzami, a że mało kogo szanował, tych uszczypliwych docinków nasłuchaliśmy się sporo. Imponował mi swoją odwagą, trafnymi określeniami i zjadliwym humorem. Nie stać mnie było na coś takiego, choć i mnie śmieszyły, a często i drażniły pewne cechy kolegów pozujących na wieszczów i sumienia narodu.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela (s. 20–21):

Aaa, to zabawna, ciekawa postać. I bardzo zdolny. Ja go cenię, bo to pisarz, który się potrafił ustawić poza komunizmem – ale nie przeciw, poza socrealizmem, poza wszystkim. Miał swoje zainteresowania, swoją linię... Natomiast Jezioro Bodeńskie nam w czasie okupacji dał do czytania; to było tak odświeżające, tak oryginalna książka. Później Pożegnania, tak samo doskonałe. Nigdy źle nie pisał, wszystko pisał dobrze. Miał wrodzony talent. Ale w ogóle on był nerwus i histeryk, co ukrywał...

ZYGMUNT FIJAS – poeta, prozaik i satyryk. Ur. 26.06.1910 w Nowym Sączu – zm. 26.02.1985 w Łodzi. Mieszkał w 1945 i 1946 roku na pierwszym piętrze pod numerem 19 (wtedy 32) w jednym z pokoi mieszkania Adama Polewki. Uczestniczył w pracach organizacyjnych ZLP, Domu Literatów i Domu Pracy Twórczej w Pławowicach. W tym czasie regularnie pisał felietony dla tygodnika „Przekrój”, na przykład Ob. Literat prosi o głos czyNosy na zamówienie.

O Zygmuncie Fijasie –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 43):

Ale à propos Zygmunta Fijasa. Pełnił on z ramienia zarządu przez jakiś czas wiele odpowiedzialnych funkcji. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wynaleziono człowieka najmniej odpowiedniego do prowadzenia gospodarki. Wspaniały kompan i kolega, raczej brat łata aniżeli urzędnik, niedbający o wygląd zewnętrzny, a przy tym subtelny pisarz, posługujący się w swych utworach wyrafinowaną ironią, wiecznie niezadowolony ze swej twórczości – okazał się dobrym organizatorem i wyjadaczem, którego trudno było oszukać nawet na drobniejszy grosz. Radził sobie z tłumem dostawców i rzemieślników, jakich potrzebowaliśmy, jak zawodowy administrator. Ze wszystkich kieszeni wystawały mu pomięte kartki i karteluszki, gęsto zapisane z tysiącami skreśleń i poprawek. Były tam notatki autorskie do opowiadań, które pisał, jak i ważne zapiski dotyczące spraw związkowych. W jaki sposób nie pogubił się w tym wszystkim – pozostanie jego tajemnicą.

STEFAN FLUKOWSKI – poeta i dramaturg. Ur. 18.08.1902 w Warszawie – zm. 8.05.1972 w Świnoujściu. Mieszkał z żoną Marią w I oficynie na trzecim piętrze pod numerem 16 w latach 1946–1948. W roku 1949 był prezesem Zarządu Oddziału ZLP w Krakowie. Na Krupniczej napisał sztukę Soczewica, koło, miele młyn oraz przeróbkę komedii muzycznej Jajko Kolumba, wystawionej wcześniej w obozie jenieckim, której premiera odbyła się w Starym Teatrze 1.02.1946. 1.03.1947 miała tam premierę także inna jego sztuka, Odys u Feaków.

O Stefanie Flukowskim –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 303–304):

Wprost z obozu jenieckiego przybył do Krakowa i znalazł na Krupniczej schronienie Stefan Flukowski, już przed wojną znany jako świetny stylista (tom opowiadań Pada deszcz). Pierwszy rok od czasu powrotu zajął się wykończaniem lub przerabianiem tych sztuk, które napisał w obozie: Tęsknota za Julią, w której głównym bohaterem jest Szekspir, Gwiazda zachodniego horyzontu, o wielkim malarzu odrodzenia Tycjanie, zaś trzecia o Zygmuncie Auguście. Nazwa całego cyklu Horyzont Afrodyty. Poza tym gruntownie przerobił i dostosował do potrzeb pełnowieczorowego widowiska głośną w paru obozach jenieckich komedię muzyczną Jajko Kolumba, którą wystawiono w Starym Teatrze w Krakowie. Tu, na Krupniczej, powstała nowa sztuka Flukowskiego Soczewica, koło, miele, młyn. Flukowski był kierownikiem literackim Teatru Słowackiego. Po roku 1948 przeniósł się do Warszawy.

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 182):

Jednorocznym prezesem był również Stefan Flukowski, mieszkający także na Krupniczej. Subtelny, zamknięty w sobie, szalenie ambitny, przestrzegał godzin urzędowania i akuratnej pracy w biurze, nie cieszył się jednak wśród członków Związku taką popularnością jak jego poprzednicy. Może dlatego, że był zbyt oschły i nie miał cierpliwości na wysłuchiwanie bolączek, z którymi przychodzili ci najbardziej uwrażliwieni na wszelkie przejawy obojętności, przyzwyczajeni, że gabinet prezesa w wielu wypadkach stawał się jakby konfesjonałem. Flukowski, poeta i dramaturg, wbrew pozorom był rzeczowy i mierziły go narzekania i gra na sentymenty...

KONSTANTY ILDEFONS GAŁCZYŃSKI – poeta, tłumacz, satyryk. Ur. 23.01.1905 w Warszawie – zm. 6.12.1953 w Warszawie. Od lata 1946 do maja 1948 mieszkał wraz z żoną Natalią, jej matką Wierą Awałow i córką Kirą na trzecim piętrze II oficyny pod numerem (obecnie) 23, a wówczas 35. Mieszkanie miało pięć pokoi, z których dwa po prawej zajmowali Broszkiewiczowie, a trzy po lewej, od zachodu Gałczyńscy (K.I.G. w najmniejszym, z oknem na południe). W 1948 roku Gałczyńscy przeprowadzili się do willi w Szczecinie, w dzielnicy Pogodno. Na Krupniczej Gałczyński napisał jeden ze swych najpopularniejszych poematów Zaczarowana dorożka, a także Ślubne obrączki i Kolczyki Izoldy orazZieloną Gęś, Dwa paszkwile na Hermenegildę Kociubińską, Kwiaty na tor i Listy z fiołkami. W Oficynie Literackiej w Krakowie opublikowane zostały Wiersze, a w Czytelniku w 1948 – Zaczarowana dorożka.

O Konstantym Ildefonsie Gałczyńskim –

Kira Gałczyńska, Nie gaście tej lampy przy drzwiach (s. 48):

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciało mi się do nich wędrować, więc zawołałam „Wejść!”. Ale nikt na mój głos nie zareagował, a pukanie się powtórzyło. Rada nierada poszłam w ich stronę, otworzyłam je i zobaczyłam, że to pukał pan w angielskim battledressie, w skórzanej kamizeli, w ciemnym berecie na głowie. Na mój widok zdjął beret i wtedy zobaczyłam masę „ruchliwych” siwych włosów. Pan zapytał: „Czy jest pani Gałczyńska?”. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie ma, żeby przyszedł później. I już chciałam zamknąć drzwi, a wtedy nagle zapytał: „Ale ty nie jesteś Kijek?”. Przede mną stał mój ojciec, wytęskniony, jakże inny niż na zdjęciach...

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 306–307):

Gałczyński fascynował swoją męską urodą, ubiorem. Nosił sweter khaki i brązową skórzaną kamizelkę. Później zaczął nosić koszule w kratę, które wnet stały się w Krakowie modą. Wojskowe spodnie, na głowie czarny beret. Zaraz też urządziliśmy mu spotkania autorskie, na których czarująco pięknym głosem recytował swoje wiersze. Ponadto zaczął występować w pierwszym powojennym teatrze satyrycznym przy ulicy Zyblikiewicza. Teatr nosił nazwę Siedem Kotów. W „Przekroju” zamieszczał Listy z fiołkiem i Zieloną gęś.

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 168):

Czy Konstanty miał wrogów? Przeżywał ciężkie chwile, kiedy niektórzy pisarze, uwiedzeni łatwymi kryteriami o charakterze jednostronnym i służebnym, starali się podporządkować im swobodną myśl poetycką... Dotyczyło to więc i Gałczyńskiego. Wielkim jego zwycięstwem było zdobycie serc młodzieży, dla której stał się idolem w czasie, gdy ścierały się ze sobą przeciwstawne poglądy. Nie zmieniła go kwarantanna, jaką mu zaaplikowano. Pozostał sobą: poetą i piewcą, kpiarzem i lirykiem, odkrywcą świata poezji otaczającego nas zewsząd.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela (s. 24):

Denerwował mnie wielokrotnie, bo to był wariat. Ale wspaniały poeta. Ja twierdzę, że był lepszym poetą przed wojną niż po wojnie. Ten jego przedwojenny zbiór Utwory poetyckie jest znakomity. To Stanisław Piasecki z „Prosto z mostu” go zainspirował. Natomiast te różne Niobe i tak dalej po wojnie to już z niego Eile wyduszał. Gałczyński miał straszną obawę, że nie będzie miał pieniędzy, no bo nie miewał. Więc pisał takie różne. Ja mam jego cztery tomy zbiorowe – to jest historia polskiej inteligencji, ostatnie pięćdziesiąt lat. Genialne wiersze – niektóre. Ale z nim rozmawiać to była ciężka rzecz. Myśmy mieszkali pod nimi w Krakowie ze dwa lata. On jak nie pił wódki, to pił masę kawy. Zaczynał rano – po kilkanaście czarnych kaw potrafił wypić i był szalenie podniecony. Jak był podniecony, to musiał z kimś rozmawiać. Przychodził do nas...

FRANCISZEK GIL – pisarz, reportażysta. Ur. 4.12.1917 w Kielnarowej – zm. 12.09.1960 w Szczecinie. W latach 1946 i 1947 mieszkał z żoną Czesławą w jednym z pokoi obok biura Zarządu Oddziału ZLP na pierwszym piętrze, z oknem na podwórko. Napisał tam w 1946 roku Żniwo wielkiej reformy, rzecz o problemach polskiej wsi, oraz niektóre reportaże ze zbioru Ziemia i morze – wydane w Wydawnictwie Literackim 1954.

O Franciszku Gilu –

Anna Grochowska, Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą (s. 59):

Co prawda biuro znajdowało się pod czwórką, ale jedno z tamtejszych pomieszczeń zostało opatrzone nrem 4a. Mieszkał w nim po wojnie wraz z żoną Franciszek Gil, pisarz i reportażysta. Przed wojną stał się popularny dzięki głośnym tekstom o antysemickich nastrojach we lwowskim środowisku uniwersyteckim. W 1947 wyprowadził się do Szczecina, gdzie dziś znajduje się ulica jego imienia.

Henryk Vogler, Autoportret z pamięci (s. 196):

W tych wędrówkach mieliśmy sposobność prowadzenia wielu rozmów z Frankiem Gilem. Dzięki nim zdawało mi się, że poznaję nieco jego skomplikowaną psychikę, mimo wstydliwej rezerwy hamującej bardziej osobiste wypowiedzi. Lecz istniały jeszcze głębsze powody zahamowań. Gil należał do tych żywiołowych natur, które czują się dobrze w atmosferze buntu i krytyki. Rygory powojennych postulatów coraz częściej krępowały wewnętrznie jego twórczość. Być może z tego, a nie z czysto psychologicznych oporów, wynikała jego postępująca impotencja pisarska. Z wielkim trudem udało mi się nakłonić go do zgody na skompletowanie wyboru powojennych reportaży i artykułów, który ukazał się w Wydawnictwie Literackim.

ARTUR GÓRSKI – literat, krytyk, tłumacz. Ur. 2.07.1870 w Krakowie – zm. 12.09.1960 w Warszawie. W latach 1945–1951 mieszkał z siostrą Anną na trzecim piętrze od frontu pod numerem 8 (drzwi po lewej). Napisał tam szkice filozoficzne O ciągłości w kulturze i Rzecz o nadziei.

O Arturze Górskim –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 323):

Seniorem domu był Artur Górski, ten, który pisywał jeszcze w „Życiu” Przybyszewskiego najważniejsze, programowe artykuły, ten, który znał całą Młodą Polskę. Ileż on mógł opowiedzieć o Wyspiańskim, Tetmajerze, Przybyszewskim, Rydlu! Ale w okresie gdy mieszkał w tym domu wraz z siostrą, nie chciał się udzielać, unikał też rozmów na tematy wspomnieniowe. Był wielkim samotnikiem.

MARCELINA GRABOWSKA – powieściopisarka, dramaturg. Ur. 24.12.1912 we Lwowie – zm. 13.05.1986 w Warszawie. Mieszkała w roku 1945 i 1946 w II oficynie na drugim piętrze pod numerem 20 (dawniej 33) razem z córką Zofią i wdową po pisarzu Jadwigą Perzyńską. Na Krupniczej pisała powieść o Tadeuszu Kościuszce Skazany na wielkość, wydaną przez Naszą Księgarnię w roku 1968, a także powieść Antoni Mroczek poznaje świat, opublikowaną także dopiero w 1968 przez PIW.

O Marcelinie Grabowskiej –

Olga Ćwikacz, Teatr w Stanisławowie (spotkanie z czytelnikami):

Inną znaną recenzentką była Marcelina Grabowska, dramatopisarka, także nauczycielka języka polskiego w gimnazjum. Napisała nawet kryminał Błędnym szlakiem. Jest to jedyny przypadek w literaturze polskiej, w którym akcja powieści rozgrywa się w Stanisławowie.

JULIA HARTWIG – poetka, tłumaczka poezji. Ur. 18.10.1919 w Lublinie – zm. 14.06.2017 w Gouldboro w Pensylwanii. W roku 1945 jako młoda poetka i studentka polonistyki mieszkała przez kilka miesięcy na parterze I oficyny pod numerem 10. W tym czasie zamieszczała swoje wiersze w tygodniku „Odrodzenie”.

O Julii Hartwig –

Julia Hartwig, Dziennik (t. 1, s. 16):

Kiedy Uniwersytet Warszawski zorganizował się na powrót i tymczasowo rozpoczął swą działalność w Krakowie, postanowiłam dołączyć do niego jako dawna studentka tej uczelni działającej w podziemiu. W Krakowie udało mi się podnająć pokój na Krupniczej, gdzie kwitło wówczas bujne życie towarzyskie i literackie. Nie brałam w nim zresztą udziału, czując się przede wszystkim studentką. Ale z ciekawością przyglądałam się ludziom znanym mi z nazwiska: Kazimierzowi Wyce, Czesławowi Miłoszowi, Annie Świrszczyńskiej, rodzinie Kottów, Otwinowskim i chodziłam na organizowane tam wieczory autorskie.

JERZY HORDYŃSKI – poeta, dziennikarz. Ur. 18.10.1919 w Jarosławiu – zm. 14.06.1998 w Rzymie. W latach 1949–1955 mieszkał na pierwszym piętrze I oficyny pod numerem 12a, a następnie od 1956 do 1961 w jednym z pokoi mieszkania numer 3 na pierwszym piętrze od frontu. Pokój ten zachował i opłacał po wyjeździe do Paryża i Rzymu aż do roku 1998 – choć odwiedził Dom Literatów tylko dwukrotnie pod koniec życia. Tam między rokiem 1949 a 1961 napisał i wydał tomy poezji Powrót do światła (Czytelnik, 1951), Pod znakiem wagi (Wydawnictwo Literackie, 1959), Wędrówki (Wydawnictwo Literackie, 1960) i Rozmowy z Chopinem (Wydawnictwo Literackie, 1961), wystawione także jako spektakl poetycki na Małej Scenie Starego Teatru 16.06.1949.

O Jerzym Hordyńskim –

Jerzy Kisielewski, Pierwsza woda po Kisielu (s. 86):

Mieszkał na Krupniczej od frontu. Barwna postać, lwowski poeta po przejściach łagrowych... Łagodny, przemiły człowiek – zwalisty, duży, abnegat, zawsze chodził w szarym brudnawym trenczu i za krótkich spodniach. Miał bardzo grube szkła w okularach. Piekielnie inteligentny, erudyta, oczytany, trochę erotoman szalony, stąd pewnie taka rola w filmie Bohdziewicza Kalosze szczęścia, idealnie pasująca do niego.

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 333–334):

W 1948 r. zjawił się na Krupniczej inny lwowianin, Jerzy Hordyński, typ dawnego nadwornego poety, który wie, że za mecenat musi płacić mecenasom, bawiąc ich. Jest do takiego życia predysponowany, w czym pomaga mu jego elokwencja i dowcip, którego olśniewające race mieliśmy sposobność nieraz podziwiać. Na Krupniczej wspominano go często, tu urosła jego legenda...

JAN JAŹWIEC – prozaik, dziennikarz. Ur. 21.06.1917 w kolonii Ossa koło Opoczna – zm. 12.11.1980 w Krakowie. W latach 1955–1980 wraz z żoną Stanisławą zajmował mieszkanie numer 13 na drugim piętrze I oficyny (po Natalii Rolleczek). Tam napisał: zbiory opowiadań Głos ojca i inne opowiadania, wydane w 1957 i Narodzona w konspiracji w 1969 roku, a także Portret dowódcy w 1971, Portret łączniczki. Opowieść o Helenie Płotnickiej w 1973 roku – wszystkie książki opublikowane zostały w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej.

O Janie Jaźwiecu –

Jan Jaźwiec, Wspomnienie (niedrukowane):

Przypadł mi później zaszczyt współpracy ze znanymi pisarzami w krakowskim oddziale Związku Literatów Polskich. Aby mieć więcej czasu na pisanie, zrezygnowałem z terenowej pracy w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej i objąłem w Związku Literatów funkcję kierownika biura, choć podpisałem umowę na stanowisko gońca, bo Związek tylko taki wolny etat posiadał. Obdzielono mnie z miejsca wszystkimi zajęciami, jakie były możliwe: byłem kierownikiem biura, sekretarzem, organizatorem spotkań autorskich, malowałem afisze na imprezy, opiekowałem się klubem i stołówką. Niektórzy zazdrościli mi tylu funkcji, nie wiedząc nawet, że wykonywałem je za parę złotych przypadających dla gońca. Byłem zagoniony dzień i noc w związkowej pracy, znów nie mając wolnej chwili na pisanie. Byłem jednak zadowolony, wszedłem bowiem w środowisko literackie, obracałem się wśród interesujących mnie ludzi i problemów.

STEFAN KISIELEWSKI – pisarz, kompozytor, publicysta, krytyk muzyczny. Ur. 7.03.1911 w Warszawie – zm. 27.09.1991 w Warszawie. Pod koniec 1945 roku Stefan Kisielewski z żoną Lidią, synkiem Wacławem i siostrą żony Heleną Hintz wprowadzili się do mieszkania 18 (wtedy 31) na parterze II oficyny, początkowo dzieląc go krótko z p. Skierskimi. Tam wkrótce urodziła się ich córka Krystyna, a potem młodszy syn Jerzyk. W Domu Literatów na trzecim piętrze od frontu pod numerem 8a zamieszkała w tym czasie matka Stefana, Salomea, wdowa po pisarzu legioniście Zygmuncie Kisielewskim. Na Krupniczej Kisielewski napisał powieść Zbrodnia w dzielnicy północnej, opublikowaną w Księgarni Zdzisława Gustowskiego w 1948 roku, zbiór artykułów i felietonów Polityka i sztuka (Wydawnictwo Eugeniusza Kuthana, 1949), zbiory szkiców: Poematy symfoniczne Ryszarda Straussa (Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1955), Rzeczy małe (Instytut Wydawniczy PAX, 1956), Z muzyką przez lata (Wydawnictwo Literackie, 1957), Gwiazdozbiór muzyczny (Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1958) oraz Opowiadania i podróże (Znak, 1959). Powstawały wówczas także powieści w odcinkach drukowane w tygodniku „Przekrój”: Miałem tylko jedno życie (1958), Przygoda w Warszawie (1959), Kobiety i telefony (1960).

O Stefanie Kisielewskim –

Jerzy Kisielewski, Pierwsza woda po Kisielu (s. 22–23):

Na Krupniczej mieliśmy do dyspozycji trzy pokoje, w tym jeden maluteńki, w którym stał nieduży fortepian. Tam spali mama z ojcem. W pozostałych dwóch ciocia Helena, czyli siostra mamy, Wacek, Krystyna i ja. Było jeszcze ważne pomieszczenie, które można by nazwać kuchnio-łazienką, bo łączyło obie te funkcje. Polepszyło nam się w chwili wyprowadzki państwa Podrazów, którzy mieszkali przez ścianę. Przed wojną oba nasze mieszkania to było jedno duże, dlatego łączyły je drzwi zastawione szafą. Teraz wystarczyło szafę odsunąć i otworzyć drzwi z klucza. Zyskaliśmy w ten sposób dwa pokoje... Teraz ojciec miał pokój z oknem na kawałek podwórka, który nazywaliśmy ogródkiem. I tam pracował. Ten drugi pokój nazywaliśmy stołowym. Tam stał stół, który mamy do dzisiaj w warszawskim mieszkaniu, na którym Wacek grywał w guziki z Jasiem Polewką, sąsiadem i do dziś przyjacielem domu. I tam też Wacek urządzał próby swojego zespołu jazzowego, z udziałem Tomka Stańko i Jacka Ostaszewskiego.

Mariusz Urbanek, Kisiel (s. 54):

Jednak atmosfera panująca w Domu Literatów z roku na rok coraz bardziej różniła się od atmosfery panującej na zewnątrz. Na ulicy, w gazetach, w polityce było coraz groźniej. Zaczęły się brutalne naciski na Kościół, pokazowe procesy nieprawomyślnych księży, wyroki śmierci dla przedstawicieli prawdziwej i wyimaginowanej opozycji. Pole swobody zawężało się coraz bardziej... Dlatego „Tygodnik Powszechny”, póki mógł się ukazywać, pozostawał miejscem, którego Kisielewski trzymał się obu rękami... „Tygodnik” umożliwiał mu, jak mówił, prowadzenie obrotowej dywersji: wśród marksistów i wśród katolików. „Jak wiecie – pisał – nie kocham ani jednych, ani drugich, nie lubię bowiem ludzi pewnych siebie i swych racji”.

Czesław Miłosz, Abecadło Miłosza (s. 138–139):

Nasza przyjaźń trwała lata i prowadziła do spotkań, które trudno mi nawet wyliczyć: Kopenhaga, Londyn, Paryż, San Francisco, Warszawa, plus rozmowy telefoniczne, tudzież moje pisanie o jego książkach. Najwyższe moje pochwały zyskała jego powieść pod pseudonimem Teodora Klona Miałem tylko jedno życie – Warszawa okupacyjna oglądana okiem człowieka w stanie permanentnie nietrzeźwym. Kto krył się pod pseudonimem Staliński, odgadywałem, ale te powieści polityczne niezbyt mnie brały. Kłóciliśmy się z Kisielem dużo i często. Na przykład w tej fazie, kiedy miał ambicje polityczne i nawet zasiadał w sejmie. Najważniejsze z tego, co robił, były jego felietony w „Tygodniku”, bo tu przemawiał zwykły zdrowy rozsądek obrażany widokiem absurdu. Dla człowieka kochającego swój kraj – a Kisiel był patriotą – to, co działo się w Polsce po 1945 roku, przedstawiało się jako jedno wielkie zniszczenie i marnotrawstwo. Nie mógł oczywiście sięgnąć głębiej niż szczegóły, za którymi kryła się prawda o małej satrapii, rządzonej z zewnątrz.

Stefan Kisielewski o sobie, Abecadło Kisiela (s. 139–140):

Ja mogę tylko powiedzieć, że – odpukać – miałem dużo szczęścia. Ja w ogóle uważałem, że u nas będzie siedemnasta republika sowiecka. Byłem o tym przekonany. Tymczasem... przyjechałem do Krakowa, nocowałem u Miłosza, no i nagle widzę, że to właściwie jest Europa. „Przekrój” wychodzi, znajomi. A potem „Tygodnik Powszechny” – to już w ogóle niebywała rzecz, szał, no i miałem szczęście, że tam trafiłem, to było wtedy jedyne, co można było robić, coś niezależnego... Dzięki temu, że długo pisałem, że przeżyłem, że trafiłem w dobre grono, że potem umarł Stalin, no bo gdyby nie umarł, to diabeł wie, co by było, no i potem Październik. Jakoś się to wszystko układało, że człowiek płynął i zrobił sobie renomę, ale to jest przypadek, mogło się inaczej skończyć.

JERZY KORCZAK (JÓZEF KEINER) – prozaik. Ur. 16.02.1927 w Krakowie. W latach 1950–1951 mieszkał z żoną Teresą na pierwszym piętrze od frontu w jednym z pokoi mieszkania numer 3. Napisał tam dwa zbiory opowiadań: Czterdzieści osiem gwiazd (Wydawnictwo MON, 1951) i Trzy spotkania (Czytelnik, 1950), a także powieść Odcinek południowy (Wydawnictwo MON, 1952).

O Jerzym Korczaku –

Anna Grochowska, Wszystkie drogi prowadzą na Krupniczą (s. 58):

Pod trójką przy Krupniczej mieszkał ponadto z żoną Jerzy Korczak, prozaik i satyryk, historyk, który w czasie II wojny światowej przebywał w getcie krakowskim, później zaś – dzięki pomocy Ireny Sendlerowej – ukrywał się w Warszawie i Otwocku. Od 1950 był redaktorem Polskiego Radia w Krakowie, zaś w 1952 zamieszkał w Poznaniu.

RYSZARD KOSIŃSKI – dziennikarz, scenarzysta. Ur. 3.09.1923 w Mińsku Mazowieckim – zm. 1991 w Warszawie. W latach 1952–1959 mieszkał wraz z żoną Barbarą i córką Ewą na drugim piętrze I oficyny pod numerem 14. Napisał tam Głowy podwawelskie (portrety znanych krakowian), wydane w Wydawnictwie Literackim w 1965 roku. Publikował stałe felietony w „Dzienniku Polskim”, na przykład cykl Spacerkiem po AB.

O Ryszardzie Kosińskim –

Jan Polewka, ABC Polewki:

Wydawałoby się, klasyczny dziennikarz podwawelski, bywalec redakcji na Wielopolu, Hawełki i Klubu Pod Gruszką, ale po kilku latach wyjechał do Warszawy, aby zostać filmowcem, czyli szefem zespołu filmowego. Jak jeszcze był w Krakowie, to pisał w „Dzienniku” felietony pod wspólnym tytułem: Spacerkiem po AB. Linia AB to jest ten bok Rynku Krakowskiego od Sławkowskiej (czyli od „Gruszki”) do Floriańskiej (czyli wtedy do „Żywca”). I pewnego razu wieczorem widzę, że pan Rysio wyszedł z Hawełki obok i wszedł lekko na AB i nagle bęc! I leży na AB jak długi. Ale zaraz się pozbierał i może dlatego czym prędzej pomknął do stolicy... Ale pamiętam też, że mój ojciec Adam bardzo go lubił i cenił. Obaj znali język francuski i mam w oczach tę scenę, kiedy u nas słuchają na poniemieckim radiu „Nora” francuskiej stacji, gdzie mówiono o polskich wydarzeniach w Czerwcu ’56 w Poznaniu.

LEON KRUCZKOWSKI – prozaik, dramaturg, publicysta. Ur. 28.06.1900 w Krakowie – zm. 1.08.1962 w Warszawie. Od jesieni 1945 do 1947 wraz z żoną Jadwigą i synem Adamem mieszkał na trzecim piętrze w części frontowej po prawej stronie pod numerem 7. Na Krupniczej napisał szkice Człowiek i powszedniość (TUR, 1946), dramaty:Odwety (Spółdzielnia Wydawnicza Książka, 1948, prapremiera w Starym Teatrze 9.04.1949) i Niemcy (Książka i Wiedza, 1950). Prapremiera Niemców odbyła się na scenie Starego Teatru 22.10.1949, a wkrótce potem, 5.11.1949, w Teatrze Współczesnym w Warszawie w reżyserii Erwina Axera.

O Leonie Kruczkowskim –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci (s. 258–259):

W każdym razie ze zdumieniem przyjąłem zachowanie Kruczkowskiego, który po powrocie z obozu jeńców, witany przez nas z niekłamaną radością, od razu zachował zimny dystans. Odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z osobą płynącą już na fali nam niedostępnej, unoszącej go o wiele wyżej od naszych zainteresowań i zamysłów na przyszłość. Nie spoufalił się z nikim, wyrazy szacunku odbierał bez reweransów, zawsze poważny, pospiesznie i niecierpliwie załatwiał sprawy w biurze... Adam Polewka kiedyś powiedział do mnie: Leon mierzy wysoko i nie chce się spoufalać. Dawniej nie był taki.

Stefan Kisielewski, Abecadło Kisiela (s. 50):

Muszę powiedzieć, że mimo wszystko nie lubiłem go. Mówili, że to uczciwy komunista, że tego, że owego, ale było w nim coś... Nie był niemiły raczej, ale... Nic złego nikomu nie zrobił. Jako pisarz? No cóż, Kordian i cham to książka, która jako gatunek była rewelacją. O tym napisał Irzykowski entuzjastyczny artykuł pod tytułem Cierpki debiut, że ktoś historię Polski cierpko ocenia. Ja go widywałem w Sejmie, był też w Radzie Państwa. Załatwił mi w roku 1961 wyjazd z żoną do Moskwy, bo mi nie dawali paszportu, a on interweniował.

Henryk Vogler, Autoportret z pamięci (s. 358):

Inna sprawa, że owa „nieruchomość twarzy” stanowiła jakby cechę strukturalną Kruczkowskiego... Przez cały czas dysputy nad tekstem, a potem także rozmowy prywatnej przy obiedzie, nie uśmiechnął się ani razu, zachowując niezmiennie jednakowy, posągowy niemal dystans. Być może przyczyną tego była kiełkująca w nim już wówczas nieuleczalna choroba.

KRYSTYNA KULICZKOWSKA – autorka utworów dla dzieci i młodzieży, krytyk. Ur. 29.10.1912 w Warszawie – zm. 24.06.1986 w Warszawie. Mieszkała wraz z mężem Tadeuszem na pierwszym piętrze w I oficynie pod numerem 12 w latach 1948–1949. Napisała wówczas artykuły: O współczesnej literaturze dla dzieci i młodzieży orazDzieci czytają czasopisma, opublikowane w „Dzienniku Polskim” w 1948 roku.

O Krystynie Kuliczkowskiej –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 325):

Krystyna Kuliczkowska prowadziła wówczas wykłady w Państwowej Szkole Pedagogicznej, uprawiała krytykę i twórczość dla dzieci i młodzieży, często współpracując z teatrami.

TADEUSZ KWIATKOWSKI – prozaik, scenarzysta, komediopisarz, satyryk. Ur. 4.05.1920 w Krakowie – zm. 7.03.2007 w Krakowie. Jesienią 1945 zamieszkał wraz z żoną Haliną Królikiewicz-Kwiatkowską na trzecim piętrze I oficyny pod numerem 13. W roku 1949, po wyjeździe Andrzejewskich z Krakowa, Kwiatkowscy przeprowadzili się na drugie piętro w części frontowej pod numer 6, gdzie mieszkali do 1957 razem z urodzoną na Krupniczej córką Moniką. W tych latach Tadeusz Kwiatkowski napisał powieści: Lunapark (krakowska Spółdzielnia Księgarska „Czytelnik”, 1946), Kłopoty z talentem (Czytelnik, 1953, w Warszawie), Siedem zacnych grzechów głównych (Iskry, 1954), Pomnik na miarę (Czytelnik, 1955), Bohater do wynajęcia (Iskry, 1956) orazDwie rurki z kremem (Wydawnictwo Literackie, 1958, pod pseudonimem Noel Randon), opowiadania Gwiazda brazylijskiego nieba (Iskry, 1953) i dramat Dwie wdowy, wystawiony w Teatrze Słowackiego w Krakowie w 1957 roku. Napisał też powieści dla młodzieży: Najlepsze skrzydło Brazylii (Nasza Księgarnia, 1955) i Załoga „Dziewięciu serc” (Nasza Księgarnia, 1957) oraz zbiór opowiadań dla młodych czytelników Ucieczka z dżungli (Nasza Księgarnia, 1955).

O Tadeuszu Kwiatkowskim –

Władysław Bodnicki, Muzy na Krupniczej (s. 344):

Bardzo związany z historią tego domu jest Tadeusz Kwiatkowski. Od samego początku miał nad nim pieczę. Był również sekretarzem oddziału ZLP przez kilka lat. Na Krupniczej poślubił Halinę Królikiewicz, znaną dziś aktorkę teatrów krakowskich, tu przyszła na świat ich córka Monika, obecnie dziennikarka. Na Krupniczej powstał szereg powieści Tadeusza Kwiatkowskiego, poczynając od pierwszej Lunapark, szereg powieści dla młodzieży, satyrycznych i także sensacyjnych. W 1957 r. opuścił Krupniczą 22, przenosząc się na ul. Batorego.

Tadeusz Kwiatkowski o sobie, Niedyskretny urok pamięci (s. 62):

Uczestniczyłem we wszystkich zebraniach zarządu od samego początku. Notowałem skrupulatnie przebieg dyskusji i wnioski, jakie uchwalano. Miałem dużo pracy i lawirowałem codziennie między mieliznami dalekosiężnych planów a możliwościami ich realizacji. Z miesiąca na miesiąc było coraz trudniej. Kiedy jeszcze lokalne władze były nieustabilizowane, kiedy urzędowano na gorąco i improwizacja zastępowała biurokratyczny porządek, załatwialiśmy gros spraw od ręki. Z wolna organa władzy usztywniały się, wygasała dobra wola urzędów, staliśmy się tylko jednym ze stowarzyszeń, które żądało, wymagało, nudziło o doraźne rozstrzygnięcia. Pisma zaczęły wędrować z biurka na biurko, ludzie przychylni powoli opuszczali Kraków...

Halina Kwiatkowska, Porachunki z pamięcią (s. 44):

27 października 1945 roku biorę ślub z Tadeuszem Kwiatkowskim w kościele św. Anny w Krakowie. Przed południem wesele dla rodziny, po południu – w stołówce Domu Literatów przy ul. Krupniczej 22 – dla mieszkających tu pisarzy i ich przyjaciół. Tadeusz jako sekretarz krakowskiego Związku Literatów otrzymuje dwupokojowe mieszkanie z łazienką, jednak bez kuchni. Nasze wesele jest sensacją, gdyż hrabia Ludwik Hieronim Morstin w prezencie przysyła nam kilkanaście kaczek, rarytas w tych czasach. Łakomi się na te kaczki kto żyw z pisarzy. Każdy wkracza z kryształem, który można kupić od szabrowników za bezcen... W sumie dostajemy ich 112.

Jerzy Kisielewski, Pierwsza woda po Kisielu (s. 33):

Pamiętam Halinę i Tadeusza Kwiatkowskich oraz ich córkę Monikę. Jest słynna historia chrztu Moniki na Krupniczej w 1946 roku. Poproszony został wtedy o udzielenie sakramentu przyjaciel Kwiatkowskich, dopiero wyświęcony na księdza. Z Haliną był zaprzyjaźniony od szkolnych lat w Wadowicach i razem z nią grywający w sztukach teatralnych. Nazywał się Karol Wojtyła. Miał akurat jechać do Rzymu na studia, kiedy został poproszony przez Kwiatkowskich, w pośpiechu, bo mała była słabego zdrowia. Wojtyła przyszedł na Krupniczą z małą walizeczką. W pewnym momencie Halina niechcący tę walizeczkę potrąciła. Wysypały się z niej dwie kromki chleba ze słoniną – to był cały ekwipunek Wojtyły na drogę do Rzymu.

JERZY LOVELL – pisarz prozaik, dziennikarz, autor reportaży. Ur. 1.01.1925 w Drohobyczu – zm. 4.12.1991 w Krakowie. Trzeci z najdłużej mieszkających na Krupniczej pisarzy – 41 lat. Mieszkał najpierw sam, w roku 1949, na pierwszym piętrze I oficyny, a od 1950 do 1991 razem z żoną Janiną i synem Markiem na drugim piętrze od frontu w mieszkaniu numer 5. Na Krupniczej powstała cała jego twórczość prozatorska i wszystkie reportaże. Zbiory tekstów publicystycznych to Podróż do dnia jutrzejszego – z 1954 roku (Iskry) i Opowieści spod kija publicystyka z 1972 (Wydawnictwo Poznańskie); różne formy reportaży: Ślady na stromej drodze (Wydawnictwo Literackie, 1954), Są takie dzielnice (Iskry, 1956), Raport w sprawie aniołów (Wydawnictwo Literackie, 1958), Cud się zdarzył (Iskry, 1959), Dziewczęta płaczą nadaremnie (Wydawnictwo Literackie, 1962), Twarz ziemi (Iskry, 1964), Start do ziemi ludzkiej (Wydawnictwo Literackie, 1964), Bunt brzydulek (Iskry, 1965), Nieproszony przyjdzie jutro (Czytelnik, 1966), Koncert na elektrony (Czytelnik, 1968), Koniec chorału (Wydawnictwo Literackie, 1968), Podróże Polaków (Czytelnik, 1969), Losy niedarowane (Iskry, 1969), Dziewczyny i sex (Iskry, 1970), Polska, jakiej nie znamy (Wydawnictwo Literackie, 1970), Jak żyć? (Iskry, 1972), Demony nasze powszednie (Iskry, 1974), Na dobre i na złe, rodzina po polsku (Iskry, 1975), Bliskie spotkania różnego rodzaju (1982) orazSezon w czyśćcu (1982). Opublikował też zbiory opowiadań: Złoty potok (Iskry, 1954), Księga ludzi, ptaków i ryb (Śląsk, 1974), Bal się nie udał, czyli Rétif krakowski (Wydawnictwo Literackie, 1978) i Opowieści wakacyjne (Iskry, 1989). W 1989 wydawnictwo Iskry opublikowało też jego wspomnienia Jak ukradłem duszę.

O Jerzym Lovellu –

Jerzy Lovell, Jak ukradłem duszę (s. 43):

Około jedenastej udawałem się do redakcji. Po drodze kusił barek „Pod Kuryerkiem”, do którego schodziło się po stromych schodkach w dół jak do piekieł; stare siedlisko – jeszcze do czasów międzywojennych i „Kuryera Ilustrowanego” – drukarzy, moich kolegów z zecerni. Warto tam było wstąpić na piwo – zaraz dowiadywał się człowiek, co w trawie piszczy. Co prawda o niewiele kroków dalej, na rogu Starowiślnej, znajdował się następny bar, z ladą i wysokimi stołkami na wzór amerykański; prowadził go wówczas jakiś Izraelita, więc mówiło się, że się idzie „do Żyda”, i ten lokal upodobali sobie dziennikarze (wszystko to w bezpośredniej bliskości Pałacu Prasy przy Wielopolu 1, gdzie mieściły się i redakcje, i drukarnia) wpadający tu na chybcika, żeby przy kontuarze szybciutko wychylić specjalność zakładu: wódkę z pieprzem, zagryzaną korkiem ze śledzia matiasa.

WILHELM MACH – prozaik, autor reportaży. Ur. 26.12.1916 w Kamionce – zm. 2.07.1965 w Warszawie. W latach 1947–1950 mieszkał w pokoiku z gankiem na trzecim piętrze I oficyny (w mieszkaniu Otwinowskich, po Halinie Dąbrowolskiej) pod numerem 15. Napisał tam powieści Rdza (1950) i Jaworowy dom (1954), a także Doświadczenia i przypadki, tom opowiadań, esejów, reportaży i felietonów z lat 1945–1953, wydanych w 1954 roku – wszystkie książki opublikowało wydawnictwo Czytelnik.

O Wilhelmie Machu –

Tadeusz Kwiatkowski, Niedyskretny urok pamięci