Do piekła i z powrotem: Europa 1914–1949 - Kershaw Ian - ebook

Do piekła i z powrotem: Europa 1914–1949 ebook

Kershaw Ian

0,0
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

1914–1949. Najbardziej burzliwe dekady w dziejach świata.

Europejska katastrofa trwająca nieprzerwanie od 1914 do 1949 roku. Czas niedający się porównać z niczym innym w historii. Dramatyczny okres zmagań narodów w dwóch wielkich wojnach.

I powojenny ład, który nie spełnił niczyich oczekiwań.

Wielokrotnie nagradzany brytyjski profesor łączy oryginalne podejście naukowe z trzymającą w napięciu opowieścią. Przedstawia najważniejsze postacie i wywołane przez wojnę gwałtowne wstrząsy, które dotknęły cały kontynent, zmieniając kurs europejskiej i światowej historii.

Znakomicie napisane, pełne przenikliwych i celnych spostrzeżeń Do piekła i z powrotem to pasjonująca panorama kluczowego półwiecza europejskiej historii, którego skutki odczuwamy do dziś.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1023

Data ważności licencji: 6/12/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Drogi Czytelniku, trzymasz w swoich dłoniach pierwszy z dwóch tomów poświęconych historii Europy od 1914 roku do współczesności. Jest to zdecydowanie najtrudniejszy projekt wydawniczy, w jakim kiedykolwiek zdecydowałem się uczestniczyć. Do tej pory każda moja książka była w pewnym sensie próbą lepszego zrozumienia jakiegoś konkretnego zagadnienia w naszych dziejach. W tym przypadku nie tak znów odległa przeszłość charakteryzuje się szeregiem wyjątkowo złożonych problemów. Jednak bez względu na trudności, niezmiennie czułem ogromną potrzebę, aby spróbować lepiej zrozumieć siły kształtujące świat, w którym przyszło nam żyć dzisiaj.

Nie ma wątpliwości, że na historię Europy w XX wieku można spojrzeć z kilku stron. Powstało wiele wspaniałych dzieł o różnej konstrukcji, których autorzy oferowali intrygujące interpretacje niedawnych wydarzeń historycznych – warto tu wymienić chociażby książki Erica Hobsbawma, Marka Mazowera, Richarda Vinena, Harolda Jamesa i Bernarda Wassersteina – wzbogacające naszą wiedzę na ten temat dzięki przedstawieniu różnych perspektyw i niejednolitym przekonaniom twórców. Podobnie niniejsza książka (a także druga książka z serii, która ukaże się w przyszłości) bez wątpienia wyróżnia się indywidualnym, subiektywnym podejściem do doniosłych wydarzeń minionego wieku. I tak jak każda próba omówienia zagadnienia rozciągającego się na dłuższy przedział czasu, w dużej części musi bazować na wynikach pionierskich badań innych historyków.

Jestem boleśnie świadomy faktu, że praktycznie każde moje zdanie jest w zasadzie efektem pracy wielu ekspertów specjalizujących się w konkretnej tematyce i udostępniających swoje wyniki szerszemu gronu odbiorców. Podstawowe prace analityczne prowadziłem tylko w ograniczonym zakresie – konkretnie w ramach badania źródeł opisujących historię Niemiec w latach 1918–1945. W pozostałej części musiałem opierać się na doskonałych pracach innych badaczy z różnych dziedzin. Nawet gdybym dysponował większą kompetencją językową, byłoby to nieuniknione. Żaden bowiem badacz nie byłby w stanie wykonać badań w archiwach rozrzuconych po całej Europie w pojedynkę, a ponieważ eksperci w poszczególnych krajach, zajmujący się wycinkiem tematów historycznych świetnie wykonali swoje zadania, takie próby właściwie można by nawet uznać za bezcelowe. Przegląd zagadnień w mojej książce musi zatem, w dużej części, bazować na osiągnięciach innych historyków.

Format wydawniczy serii Penguin History of Europe1 wyklucza liczne odwołania w formie przypisów dolnych do wielu niezbędnych prac historycznych – monografii, kopii współcześnie udostępnianych dokumentów, analiz statystycznych i specjalistycznych badań przeprowadzanych w poszczególnych krajach – które wykorzystywałem w swojej pracy. Znajdująca się na końcu książki Bibliografia zawiera zatem część z ważniejszych pozycji referencyjnych. Mam nadzieję, że ich autorzy wybaczą mi niemożność powoływania się na ich prace w przypisach w tekście i przyjmą wyrazy wdzięczności za wykonaną pracę w niniejszej Przedmowie. Tym samym można pokusić się o stwierdzenie, że oryginalność mojej książki bazuje wyłącznie na unikalnej konstrukcji oraz interpretacji faktów i przedstawianiu bazowych przesłanek do analizy.

We wprowadzeniu zatytułowanym Europa na drodze do autodestrukcji zdefiniowałem ramy interpretacji tego tomu. Opisuję w nim również podstawowe założenia dotyczące tomu drugiego2. Rozdziały zostały podzielone strukturalnie, zgodnie z porządkiem chronologicznym, a także według tematyki poszczególnych podkategorii. Powodem takiego, a nie innego podziału, jest przede wszystkim chęć zwrócenia uwagi Czytelnika na kolejność zdarzeń oraz unikalny przebieg kształtowania historii, koncentrując się przy tym na stosunkowo krótkich okresach, gdy konieczne okazuje się oddzielne omówienie zróżnicowanych sił wpływających na losy Europy. Dlatego właśnie nie ma rozdziałów poświęconych wyłącznie gospodarce, społeczeństwu, kulturze, ideologii i polityce, choć oczywiście tematy te zostają omówione – nawet jeśli nie poświęcam im tyle samo uwagi w poszczególnych rozdziałach.

Tematyka pierwszej połowy XX wieku, której to poświęcony jest niniejszy tom, została zdominowana przez wojny światowe. Fakt ten sam w sobie wiąże się z koniecznością rozwiązania pewnych problemów natury edycyjnej. Jak bowiem wyczerpująco opisać tak złożone zagadnienia pierwszej i drugiej wojny światowej w tomie poświęconym tylu dekadom? Przecież na temat tych globalnych konfliktów powstało tyle książek, że wypełniają one całe biblioteki! Czytelnik nie może oczekiwać, że autor po prostu odeśle go do prac innych ekspertów (choć oczywiście warto potraktować wszystkie książki z bibliografii jak pozycje uzupełniające). Pomyślałem więc, że powinienem rozpocząć każdy rozdział odnoszący się bezpośrednio do dwóch wojen światowych od bardzo zwięzłych analiz rozwoju sytuacji na frontach. Niemniej, mimo zwięzłości tych opisów – wszak mają one służyć głównie za punkty orientacyjne, dla podkreślenia w największym skrócie skali klęsk i wynikających z nich konsekwencji – oczywistym jest, iż miały one kluczowe znaczenie dla zmian zachodzących na kontynencie. W innym przypadku zastanawiałem się też, czy powinienem przyjąć za pewnik, że wszyscy Czytelnicy znają, na przykład, okoliczności związane z rozwojem faszyzmu we Włoszech lub wiedzą, jak potoczyły się losy wojny domowej w Hiszpanii. Ostatecznie uznałem, że także i w tych przypadkach przydadzą się krótkie wprowadzenia.

Postanowiłem uzupełniać poszczególne rozdziały wspomnieniami zwykłych ludzi, relacjami często opisującymi osobiste doświadczenia, aby w ten sposób unaocznić Czytelnikom, jak wyglądało życie w czasach, które wydają się tak nieodległe, a równocześnie tak różnią się od rzeczywistości, z jaką mamy do czynienia obecnie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tego rodzaju doświadczenia mają charakter wyjątkowo subiektywny. Nie można uznać głosów poszczególnych jednostek społeczeństwa za statystycznie reprezentatywną próbkę. Niemniej jednak mogą one służyć za punkty orientacyjne, obrazujące postawy i mentalność ludzi żyjących w tamtych czasach. W każdym przypadku dołączenie takich wspomnień pozwoli urozmaicić przekaz o element jakże różny od abstrakcji i bezosobowej analizy, a dotyczący czysto ludzkiej reakcji na zmiany i wpływ potężnych sił, które kształtowały życie zwykłych ludzi.

Historia Europy nie może oczywiście być sumą historii poszczególnych narodów. Jednak kształtowały ją te same siły, które odegrały istotną rolę w kształtowaniu kontynentu jako całości lub przynajmniej większości jego elementów składowych. Ogólna synteza musi naturalnie przybierać formę oceny z perspektywy „lasu, a nie pojedynczych drzew”. Musi być w jakimś sensie uogólnieniem, a nie koncentrować się na osobliwościach, choćby nie wiadomo jak unikalnych, mimo że poszczególne, pojedyncze zjawiska w gruncie rzeczy stają się widoczne tylko w perspektywie, jaką daje obiektyw szerokokątny. Starałem się nie pominąć żadnego odniesienia do poszczególnych obszarów Europy, często poświęcając wiele miejsca tragicznej historii wschodniej części kontynentu. Jednak pewne kraje odegrały większą rolę niż inne (lub miały bardziej zgubny wpływ na losy tego kontynentu) i dlatego konieczne okazało się poświęcenie im większej uwagi. W obu tomach mówiąc o „Europie”, mam na myśli także Rosję (a potem także ZSRR); trudno byłoby bowiem zignorować wydarzenia w kraju, który odegrał kluczową rolę w kształtowaniu losów Europy, nawet jeśli duża część rosyjskiego, a następnie radzieckiego imperium składała się z obszarów znajdujących się poza kontynentem europejskim. Równie istotny wpływ na historię naszego kontynentu miała Turcja, choć jej rola znacznie zmniejszyła się po roku 1923, gdy rozpadło się Imperium Osmańskie i powstało tureckie państwo narodowe.

Ten tom zaczyna się od krótkiego opisu sytuacji w Europie w przededniu pierwszej wojny światowej. Kolejne rozdziały poświęcone zostały: przebiegowi wojny, jej bezpośrednim następstwom, a potem także krótkotrwałemu ożywieniu pierwszej połowy lat 20. XX wieku, konsekwencjom Wielkiego Kryzysu, coraz większemu zagrożeniu kolejną wojną światową, a następnie wybuchowi drugiej w jednym pokoleniu, dewastującej świat pożogi. Kolejny rozdział opisuje załamanie się porządku światowego powstałego po zakończeniu drugiej wojny światowej. Na tym etapie zdecydowałem się uczynić wyjątek od chronologicznej struktury, umieszczając w tym miejscu element (rozdział 9), który zawiera analizę szeregu długoterminowych zmian wykraczających poza krótkoterminowe granice chronologiczne wcześniejszych rozdziałów, a dotyczących demografii, sytuacji społeczno-ekonomicznej, sytuacji Kościołów chrześcijańskich, postaw intelektualistów i zmian w kontekście popularnych rozrywek. W kolejnym, finalnym rozdziale wracam już ponownie do układu chronologicznego.

Na początku wydawało mi się, że pierwszy tom powinien naturalnie skończyć się w 1945 roku, gdy doszło do zakończenia walk na frontach drugiej wojny światowej. Jednak choć formalnie działania wojenne w Europie przerwano w maju tego roku (Japonia skapitulowała dopiero w sierpniu), tragiczne wydarzenia lat 1945–1949 były oczywistą konsekwencją tego, co zdarzyło się w czasie wojny i reakcją na zmianę sytuacji w Europie, uznałem więc, iż powinienem rozbudować pierwszy tom i zakończyć go na latach późniejszych, już po tym, jak w Europie (jak się wydawało) zapanował pokój. W 1945 roku nikt jeszcze nie potrafił powiedzieć, jak wyglądać będzie nowa, powojenna rzeczywistość w Europie. Pełen jej obraz wyłaniał się stopniowo z mgły niewiedzy dopiero wraz z upływem czasu. Stwierdziłem zatem, że należy dodać ostatni rozdział opisujący bezpośrednie następstwa wojny, gdy w wielu krajach Europy wciąż jeszcze dochodziło do kolejnych aktów przemocy, ale i tworzył się, a potem utrwalał, zimnowojenny podział kontynentu. Tym samym pierwszy tom mojej książki nie kończy się w 1945, ale dopiero w 1949 roku.

Komentatorzy sportowi często podsumowują przebieg meczu piłkarskiego, w którym jedna z drużyn niespodziewanie odwróciła losy spotkania, słowami: „To było spotkanie o dwóch jakże różnych połowach”. Bardzo kuszącą jest wizja historii Europy XX wieku jako „wieku dwóch różnych połówek”, z ewentualną „dogrywką” w latach 90. A zatem pierwszy tom mojej książki dotyczy pierwszej połowy tego niezwykle dramatycznego i niesamowicie interesującego wieku. Wieku, w którym narody zmagały się w dwóch wielkich wojnach światowych, które wstrząsnęły fundamentami cywilizacji, gdy wyglądało na to, że Europa zmierza prostą drogą do samozagłady.

Ian Kershaw

Manchester, listopad 2014 r.

1 Pierwotnie niniejsza książka ukazała się w tej właśnie serii w Wielkiej Brytanii (przyp. red.).

2 Który w 2016 r. nie jest jeszcze gotowy (przyp. red.).

WPROWADZENIE

Europa na drodze do autodestrukcji

Wojny narodów będą o wiele straszniejsze niż te, które prowadzili królowie.

Winston Churchill (1901)

Wiek XX w Europie był wiekiem wojen. Po dwóch konfliktach światowych nastąpiła ponadczterdziestoletnia „zimna wojna”, będąca konsekwencją i produktem drugiej wojny światowej. To właśnie te wielkie zmagania kształtowały historię tamtych dziesięcioleci. Był to niezwykle dramatyczny, tragiczny, ale też nieskończenie fascynujący okres w dziejach świata, era wielkiego przewrotu i zdumiewającej transformacji. W XX wieku Europa znalazła się na drodze prowadzącej prosto do piekła na ziemi. Na szczęście z niej zawróciła. Kontynent, który przez prawie sto lat po zakończeniu wojen napoleońskich w 1815 roku można było uznać za główny ośrodek cywilizacji, w latach 1914–1945 cofnął się w rozwoju i pogrążył w szaleństwie barbarzyństwa. Tymczasem po okresie wielkich zmagań narodów nadszedł czas wyjątkowego rozwoju, stabilności i dobrobytu, choć naznaczonego głębokimi podziałami politycznymi. Obecnie zjednoczona Europa wciąż musi radzić sobie z wewnętrznymi zawirowaniami wynikającymi z intensywnej globalizacji i staje przed koniecznością rozwiązania poważnych problemów zewnętrznych, zaczyna się również gotować pod wpływem narastających napięć, jakie pojawiły się jeszcze przed krachem finansowym z 2008 roku, który pogrążył kontynent w nowym, wciąż jeszcze trwającym kryzysie.

Drugi tom tej serii będzie opisywał losy Europy od 1950 roku do czasów współczesnych, tymczasem w pierwszym przyjrzymy się przyczynom i konsekwencjom wspomnianego podążania „drogą ku autodestrukcji” pierwszej połowy XX wieku, gdy przez Europę przetoczyły się dwie straszne wojny o zasięgu globalnym. Wyjaśnię, jak siły mające źródła w konsekwencjach nowego porządku świata po pierwszej wojnie światowej doprowadziły do wielkiego wybuchu, w którym zrodziły się straszliwe demony bestialstwa i pożogi drugiej wojny światowej. Ta katastrofa, napiętnowana nierozerwalnie związanym z wojną ludobójstwem – tym razem na niewyobrażalną wcześniej skalę – sprawiła, że drugą wojnę światową można uznać za główne, deterministyczne znamię trudnej historii Europy XX wieku.

W kolejnych rozdziałach tej książki omówię przyczyny nieskończonego kataklizmu wojen, które można podzielić na cztery, wzajemnie się uzupełniające, unikalne dla tych czasów elementy kryzysu: (1) eksplozję etniczno-rasistowskiego nacjonalizmu; (2) gorzkie i niemożliwe do pogodzenia żądania rewizjonizmu terytorialnego; (3) ostry konflikt klasowy, którego jednoznacznym symbolem stała się rewolucja bolszewicka w Rosji; oraz (4) przedłużający się kryzys kapitalizmu (gdy wielu obserwatorów życia polityczno-ekonomicznego uważało, że system kapitalistyczny ma się ku upadkowi). Triumf bolszewizmu po 1917 roku okazał się istotnym elementem kształtującym nową rzeczywistość, równie istotnym, co niemal ciągły kryzys kapitalizmu, złagodzony na jakiś czas w połowie lat 20. XX wieku. Dwa pozostałe elementy, które tworzyły ową mieszankę wybuchową, dostrzegalne były jeszcze przed 1914 rokiem, choć w znacznie mniej ostrej formie. Jednocześnie żaden z tych czynników w swojej podstawowej formie nie mógł stać się główną przyczyną wybuchu pierwszej wojny światowej. A jednak na podstawie ich DNA powstały nowe „szczepy wirusa”, jeszcze bardziej niebezpieczne. I to właśnie im zawdzięczać można kluczowy przełom, który pchnął Europę na drogę do piekła. Wszystkie cztery razem tworzyły śmiertelnie niebezpieczną mieszankę, która długo groziła wybuchem i ostatecznie eksplodowała w chaosie niezwykłej przemocy, poprzedzającej znacznie większy kataklizm: drugą wojnę światową. Największe straty w tym nowym, globalnym konflikcie poniosły kraje ze środkowej, wschodniej i południowo-wschodniej Europy – w większości najbiedniejsze regiony kontynentu. Europa Zachodnia poradziła sobie znacznie lepiej (choć Hiszpanię można uznać za ważny wyjątek od tej reguły).

Rozpad Austro-Węgier i Imperium Osmańskiego pod koniec pierwszej wojny światowej, a także gwałtowne wstrząsy rosyjskiej wojny domowej, która przerodziła się w rewolucję bolszewicką, uwolniły potężne, przerażające siły skrajnego nacjonalizmu, w którym tożsamość narodu definiowano najczęściej etnicznie. Nacjonalistyczne i etniczne konflikty wybuchały ze zdwojoną siłą na uboższych terenach wschodniej części kontynentu, w regionach, gdzie od wielu lat mieszały się wpływy różnych społeczności. Często zdarzało się, że przedstawiciele biedniejszych warstw społecznych winę za swoją nędzę i niedolę zrzucali na Żydów, którzy stali się kozłami ofiarnymi. Społeczność żydowska w środkowej i wschodniej części Europy była znacznie większa niż w zachodniej, ale były to środowiska wyraźnie słabiej zintegrowane i wywodzące się z niższych klas społecznych niż ich współwyznawcy w krajach Europy Zachodniej. We wschodniej i centralnej części kontynentu, o wiele bardziej nawet niż w Niemczech, od zawsze tliły się nastroje antysemickie. Większa jednorodność etniczna w Europie Zachodniej oraz fakt, iż państwa narodowe w tej części Europy miały więcej czasu na wykształcenie mniejszej lub większej spójności, oznaczały, że choć i tu pojawiały się tego rodzaju napięcia, nie miały one takiej intensywności jak na wschodzie.

Pierwsza wojna światowa zakończyła się zwycięstwem państw leżących na zachodnich obszarach kontynentu. Państwa, które zachowały neutralność w tym konflikcie również znajdowały się w Europie Zachodniej. W związku z tym to właśnie na wschodzie Europy częściej podnosiły się głosy o urażonej dumie, utracie prestiżu, tam też toczono ciężką walkę o kurczące się zasoby surowców, co wprost prowadziło do agresywnego nacjonalizmu etnicznego. Pokonane Niemcy – największy przegrany pierwszej wojny światowej, ale i kraj stanowiący klucz do pokoju w Europie – leżące w centralnej części kontynentu, sąsiadujące z Francją i Szwajcarią na zachodzie oraz z Polską i Litwą na wschodzie, z trudem radziły sobie z falą ogromnego oburzenia społeczeństwa, które nie zgadzało się na to, w jaki sposób potraktowali je zwycięscy alianci. Rewizjonistyczne ambicje udało się stłumić na krótko. Dalej na południu i na wschodzie, na ruinach Austro-Węgier, imperium rosyjskiego i ottomańskiego, powstawały państwa narodowe, często połatane w jedną całość w najmniej sprzyjających okolicznościach, jakie można sobie wyobrazić. Nie może dziwić fakt, że nacjonalizm i konflikty etniczne, które zatruły politykę, uczyniły z tych ziem największe cmentarzysko drugiej wojny światowej.

Konflikty nacjonalistyczne i napięcia rasowo-etniczne znacznie zintensyfikowały się w konsekwencji zmian granic terytorialnych w Europie, które nastąpiły po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Architekci traktatu wersalskiego z 1919 roku, niezależnie od swoich dobrych intencji, stanęli bowiem w obliczu niemożliwych do przezwyciężenia problemów. Próbowali spełnić wymagania terytorialne nowych państw, powstałych na ziemiach dawnych imperiów. O charakterze znacznej części nowych tworów państwowych w Europie Środkowej, Wschodniej i Południowo-Wschodniej decydowały mniejszości etniczne. Konflikty polityczne na tle etnicznym były więc tylko kwestią czasu. Prawie w każdym kraju kwestionowano nowy układ granic i prawie wszędzie uciskane mniejszości podnosiły lament, donosząc o dyskryminacji przez większość społeczeństwa. Ukształtowany w Wersalu nowy układ granic sprzyjał niebezpiecznym tendencjom rewizjonistycznym w krajach, które nie czuły się sprawiedliwie potraktowane. Chociaż we Włoszech nie było problemu z wewnętrznymi podziałami etnicznymi (może oprócz przyłączonego już po zakończeniu wojny Tyrolu Południowego, gdzie większość mieszkańców tych terenów stanowili ludzie posługujący się językiem niemieckim), nacjonaliści i faszyści wykorzystywali poczucie niesprawiedliwego podziału korzyści wynikających z pierwszej wojny światowej wśród krajów zwycięskiego bloku mocarstw zachodnich. Włosi przypisywali sobie prawo do zysków terytorialnych na obszarze, który później zostanie zintegrowany w jedno ciało nazywane Jugosławią. Znacznie bardziej niebezpieczne dla pokoju w Europie okazały się jednak nastroje w Niemczech – gdzie, tak jak we Włoszech, nie zauważano istotnych podziałów etnicznych – bowiem po okrojeniu terytorium tego kraju pojawiły się żądania rewizji traktatu wersalskiego, które później stanowiły dobrą pożywkę dla rosnącego w siłę nazizmu, a także dążenia do zwiększenia praw mniejszości niemieckiej zamieszkującej w Polsce, Czechosłowacji i w innych częściach Europy.

Groźne formy nacjonalizmu, które zaczęły pojawiać się po zakończeniu pierwszej wojny światowej, rozwijały się nie tylko z powodu coraz ostrzejszej rywalizacji etnicznej, ale bazowały na coraz bardziej rzucającym się w oczy konflikcie klasowym. Poczucie jedności narodowej może przybrać ekstremalnie skrajną formę, jeśli niechęć tłumów skieruje się w stronę rzekomych „wrogów klasowych”, wewnątrz i na zewnątrz państwa narodowego. Ogromne zawirowania gospodarcze, do których doszło po pierwszej wojnie światowej, a także tragiczne konsekwencje załamania ekonomicznego lat 30. znacznie spotęgowały antagonizmy klasowe w całej Europie. Konflikty klasowe, często bardzo brutalne, oczywiście zdominowały erę szybkiego rozwoju przemysłowego. Jednak w tym czasie, za sprawą rewolucji październikowej i powstania Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, miały one wyjątkowo krwawe konsekwencje. Powstał wówczas alternatywny model społeczeństwa, które obaliło kapitalizm i stworzyło „dyktaturę proletariatu”. Eliminacja klasy kapitalistycznej, wywłaszczenia środków produkcji i prowadzona na masową skalę redystrybucja ziemi wydawały się zubożałym masom społeczeństwa w 1917 roku niezwykle atrakcyjnym przejawem nowego porządku. Jednocześnie sowiecki komunizm podzielił lewicę, śmiertelnie ją osłabiając, a skrajnie wzmacniając przez to prawicę i siły nacjonalistyczne. Odrodzona prawica potrafiła umiejętnie wykorzystać nastroje w społeczeństwie, gromadząc i ukierunkowując energię tych, którzy czuli się zagrożeni bolszewizmem – głównie tradycyjnych elit, przedstawicieli klasy średniej i posiadaczy ziemskich – przekonując ich do nowych, bardzo agresywnych ruchów politycznych.

Siły kontrrewolucyjne, podobnie jak lewicowi przywódcy rewolucyjni, również bazowali na poczuciu rozgoryczenia i niepokojach wywołanych konfliktem klas. Ruchy kontrrewolucyjne zyskiwały sympatię coraz szerszych mas społecznych tam, gdzie były zdolne do łączenia skrajnego nacjonalizmu z wielką niechęcią do bolszewizmu. I w tym przypadku idee kontrrewolucyjne zyskiwały największe poparcie w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, gdzie zagrożenie bolszewizmem wydawało się bardzo realne. Jednak najbardziej niebezpieczne okazało się łączenie skrajnego nacjonalizmu i niemal paranoicznej nienawiści wobec bolszewizmu, które doprowadziło do powstania prawicowych organizacji politycznych – we Włoszech, a potem w Niemczech – zdolnych do przejęcia władzy w państwie. Gdy w tych przypadkach nastroje nacjonalistyczne i antybolszewickie udało się skrajnie prawicowym partiom przetworzyć na dążenie do agresji skierowanej na zewnątrz, pokój w Europie znów znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie.

Czwartym elementem, wzbudzającym negatywne nastroje i reagującym z pozostałymi trzema wspomnianymi już niekorzystnymi okolicznościami, był długotrwały kryzys kapitalizmu w okresie międzywojennym. Wielkie wstrząsy w światowej gospodarce będące konsekwencją pierwszej wojny światowej, poważnego osłabienia głównych gospodarek europejskich Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, a także brak gotowości do zaangażowania Stanów Zjednoczonych w ich odbudowę, zapowiadały zbliżającą się katastrofę. Problemy Europy zostały zaostrzone przez globalne konsekwencje wojny światowej. Japonia rozpoczęła ekspansję na rynki dalekowschodnie. Podporządkowała sobie między innymi dużą część gospodarki chińskiej – niszczonej przez chaos polityczny – co odbywało się kosztem państw europejskich. Imperium brytyjskie stanęło w obliczu poważnych wyzwań natury politycznej i gospodarczej, zwłaszcza w Indiach, gdzie szybki rozwój lokalnego przemysłu włókienniczego i utrata rynków eksportowych boleśnie odbiły się na kondycji gospodarki Wielkiej Brytanii. Rosja z okresu rewolucji i wojny domowej właściwie przestała się liczyć jako rynek zbytu czy gospodarka mająca jakikolwiek wpływ na sytuację ekonomiczną na kontynencie. Kryzys kapitalizmu miał charakter globalny, ale okazał się szczególnie niebezpieczny właśnie w Europie.

Dwa wydarzenia gospodarcze – kryzys inflacyjny z początku lat 20. i deflacja z lat 30. – stały się punktami granicznymi o wiele za krótkiego boomu gospodarczego, który, jak się okazało, można było uznać za dość efemeryczny. Te dwie fazy kryzysu, rozdzielone tylko krótkim okresem szczytowego rozwoju, doprowadziły do wielkiej dyslokacji zasobów gospodarczych i społecznych, tworząc klimat, w którym strach przed pozbawieniem źródeł dochodu i utrzymania napędzał ekstremalnie niebezpieczne ruchy polityczne.

Zawirowania gospodarcze nie mogły jednak same doprowadzić do przewrotów politycznych. Do tego potrzebny był kryzys państwa prawa, powiązany ze schizmą ideologiczną i głębokimi podziałami kulturowymi, które obnażyły słabość elit u sterów władzy, poddających się naciskom ze strony zmobilizowanych do działania, aktywnych i zdeterminowanych grup społeczeństwa. I dokładnie takie warunki tworzyły się w wielu częściach Europy, gdzie skrajny nacjonalizm, bazując na powszechnym poczuciu spadku narodowego prestiżu i rozczarowaniu wynikającym z utraty roli wiodącego mocarstwa, mógł wykorzystywać i wzmacniać energię nienawiści, skierowaną na jakichś rzekomych „diabolicznych wrogów”, mimo nieudolnych prób przeciwdziałania słabej władzy państwowej.

Jednak aby doszło do poważnego, politycznego, socjoekonomicznego i ideologiczno-kulturowego kryzysu, który doprowadził Europę na skraj przepaści, potrzebna była odpowiednia mieszanka wszystkich czterech wspomnianych elementów. W mniejszym lub większym stopniu ta interakcja wpłynęła na zmianę sytuacji w większości krajów europejskich, nawet tych, leżących w zachodniej części kontynentu. Jednak tylko w jednym z nich – w Niemczech – wszystkie cztery wymienione czynniki przybrały najbardziej skrajne formy, prowadząc do powstania niestabilnej mieszanki wybuchowej. A kiedy Adolf Hitler, po mistrzowsku wykorzystując nastroje i okoliczności kryzysu, umocnił swoją dyktatorską władzę w państwie, korzystając przy tym z rozwiązań siłowych, prawdopodobieństwo wybuchu nowej wojny w Europie dramatycznie wzrosło. W związku z wielkim potencjałem militarnym i gospodarczym Niemiec (nawet jeśli po pierwszej wojnie światowej został on mocno ograniczony) oraz w związku z tym, że coraz silniejsze roszczenia rewizjonistyczne i ambicje ekspansjonistyczne bezpośrednio uderzały w integralność terytorialną i niepodległość polityczną wielu krajów, gwałtownie rosło prawdopodobieństwo, że kryzys europejski doprowadzi do katastrofy. Nie było żadnym zaskoczeniem, że najbardziej zaszkodził on państwom Europy Środkowej i Wschodniej w najbardziej zdestabilizowanej części kontynentu. Nie może też dziwić, że gdy wojna już wybuchła, ziemie wschodnie stały się sceną dla największych aktów zniszczenia i przerażającej dehumanizacji.

Druga wojna światowa przyniosła niewyobrażalne zniszczenia. Konsekwencje moralne głębokiego upadku cywilizacji były odczuwalne przez wszystkie lata drugiej połowy XX wieku i jeszcze dłużej. Jednak co dziwne, w przeciwieństwie do chaosu po pierwszej wojnie światowej, ta druga utorowała drogę do prawdziwego odrodzenia Europy. Podczas gdy pierwszy konflikt narodów europejskich zostawił po sobie spuściznę tlących się, nierozwiązanych konfliktów natury etnicznej, terytorialnej i klasowej, oraz przyniósł głęboki i długotrwały kryzys kapitalizmu, druga wojna światowa wypaliła te konflikty do cna w wielkim piekle zniszczenia. Dominująca rola Związku Radzieckiego w Europie Wschodniej spowodowała stłumienie wewnętrznych podziałów etnicznych i wyciszenie konfliktów. Zmiany dokonane bezpośrednio po wojnie oczyściły atmosferę i na nowo ukształtowały mapę etniczną Europy Środkowej i Wschodniej. Niemieckie marzenia o dominacji na kontynencie runęły niczym domek z kart. Kraj został podzielony na strefy wpływów. W Europie Zachodniej w miejscu nacjonalistycznych antagonizmów pojawiły się silne dążenia do współpracy i integracji. Nowe supermocarstwa gwarantowały nienaruszalność granic. Przekształceniu ideologii państwowych w krajach Europy Zachodniej, zwłaszcza w odniesieniu do dawnych antybolszewickich prądów skrajnej prawicy, sprzyjała stabilna, konserwatywna polityka. Nie bez znaczenia był także udział Stanów Zjednoczonych w umacnianiu zreformowanego kapitalizmu, dzięki któremu mieszkańcy zachodniego świata mogli cieszyć się dobrobytem na nieznaną dotychczas skalę, co z kolei przyczyniło się do wzrostu stabilności politycznej. Wszystkie te fundamentalne zmiany po 1945 roku pozwoliły zneutralizować składniki mieszanki wybuchowej, przez którą w dobie dwóch wojen światowych omal nie doszło do całkowitej destrukcji cywilizacji europejskiej.

Co najważniejsze, druga wojna światowa raz na zawsze zniszczyła system konkurencyjnych europejskich mocarstw, walczących o dominację na kontynencie, którego źródeł można doszukiwać się w wydarzeniach historycznych wiele lat wstecz, od epoki Bismarcka do końca epoki napoleońskiej w 1815 roku. W odrodzonej Europie, nawet jeśli ideologicznie i politycznie rozdartej, wielką rolę odgrywały dwa mocarstwa: Stany Zjednoczone i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, spoglądające na siebie nieufnie zza żelaznej kurtyny i pracujące nad odbudową z ruin państw i społeczeństw na swoje podobieństwo. Ale to nie wszystko. Jako że oba supermocarstwa dysponowały arsenałem atomowym (od 1949 roku, a po czterech latach obie strony dodatkowo, były w posiadaniu jeszcze potężniejszych bomb wodorowych), ewentualna wojna nuklearna na skalę globalną groziła unicestwieniem całej cywilizacji, nieograniczonej tylko do jednego regionu czy kontynentu. Taka perspektywa zmuszała do obrania bezpiecznej drogi umiaru i zniechęcała do zbyt pochopnych działań. Paradoksalnie widmo wojny atomowej zapoczątkowało w Europie erę pokoju, w którą w 1945 roku jeszcze mało kto wierzył.

Jak świadomość niszczącej wojny nuklearnej wpłynęła na przekształcenie całej Europy – zarówno wschodniej, jak i zachodniej części – omówię w następnym tomie. W tej książce spróbujemy zrozumieć, jak to się stało, że Europa pogrążyła się w otchłani szaleństwa wojen w pierwszej połowie burzliwego XX wieku, a potem, zaledwie w ciągu czterech lat po tym, jak sięgnęła dna w 1945 roku, przeszła błyskawiczną, zadziwiającą odnowę, gdy z popiołów starego porządku wyłoniła się nowa Europa. Europa, która zawróciła z drogi do piekła na ziemi.

ROZDZIAŁ 1

Na krawędzi

Na sprawę pacyfizmu zapatrujemy się jak najpoważniej, tylko że chcemy przeforsować budżet naszej artylerii (…).

Generał Stumm, Człowiek bez właściwości, tom III (1930–1942) autorstwa Roberta Musila

Nawet w tamtych trudnych czasach ludzie zdawali sobie sprawę, że jeśli Europa pogrąży się w otchłani wojny, może to oznaczać zakończenie pewnej ery. Chyba najlepiej oddają to przeczucie słowa brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, sir Edwarda Greya, który 3 sierpnia 1914 roku stwierdził: „W całej Europie gasną światła lamp. Nie zobaczymy ich ponownie za naszego życia”. Kanclerz Cesarstwa Niemieckiego, Theobald von Bethmann Hollweg, przeczuwając europejską katastrofę, w ostatnich dniach lipca 1914 roku ostrzegał: „Widzę zagładę większą niż moc człowieka wiszącą nad Europą i naszym narodem”. Trzy lata wcześniej w przemówieniu przed przedstawicielami niemieckiego Reichstagu socjalista August Bebel stwierdził, że Europa zmierza nieuchronnie ku wojnie, która będzie oznaczać dla kontynentu prawdziwy kataklizm: „Nadchodzi Götterdämmerung burżuazyjnego świata”. Wtedy jego przepowiednia spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem. Nikt w nią nie wierzył. Wojna nie doprowadziła jednak, jak zapowiadał Bebel, do upadku kapitalizmu i triumfu socjalizmu. Miał jednak rację w tym sensie, że zapoczątkowała ona nową erę. Amerykański dyplomata, George Kennan, nazwał później konflikt europejski „wielką, brzemienną w skutkach katastrofą”. I miał rację. Z pewnością była to katastrofa. Jednak był to też taki rodzaj kataklizmu, z którego zrodziła się nowa era. Era konfliktów. Nowa „wojna trzydziestoletnia” w XX wieku, gdy cały kontynent stanął na krawędzi samozagłady.

Złoty wiek?

W pamięci tych, którzy przeżyli horror pierwszej wojny światowej – szczególnie przedstawicieli klas uprzywilejowanych – lata poprzedzające jej wybuch zapisały się jako okres stabilności, dobrobytu i pokoju. Amerykanie mówili o tym czasie – The Gilded Age. Europejczycy również używali podobnego określenia, nazywając go „złotym wiekiem”. W środowisku paryskiej burżuazji pojawiał się termin la Belle Époque, gdy francuska kultura stawiana była za wzór dla całego świata, a Paryż wydawał się centrum cywilizacji. Zamożni berlińczycy nazywali ten okres erą wilhelmińską, również podkreślając powszechny dobrobyt, bezpieczeństwo, dynamiczny rozwój niedawno zjednoczonych Niemiec. Wiedeń także pretendował do miana centrum kultury jako historyczna, piękna stolica intelektualna dawnego imperium Habsburgów. Kwitło życie kulturalne w Monachium, Pradze, Budapeszcie, Petersburgu, Moskwie i w wielu innych miastach na całym kontynencie. Z wielkiej eksplozji kreatywności artystów i twórców zrodziły się nowe, wyrafinowane, prowokacyjne formy artystycznego wyrazu we wszystkich dziedzinach sztuki: w literaturze, muzyce i w teatrze.

W Londynie osiągnięcia ekonomiczne ceniono znacznie bardziej niż te z obszaru kultury. W tej stolicy światowego imperium pokolenie, które przeżyło okropności pierwszej wojny światowej wspominało „złoty wiek” jako czas szybkiego wzrostu gospodarczego, rozkwitu handlu i stabilnych kursów walut. Wielki brytyjski ekonomista John Maynard Keynes napisał po wojnie, że „zwykły mieszkaniec Londynu przy herbacie popijanej w łóżku mógł zamówić przez telefon różne produkty spożywcze pochodzące ze wszelkich zakątków globu, w dowolnej ilości i spodziewać się, że zakupy zostaną czym prędzej dostarczone na próg jego domu”. Naturalnie, tego rodzaju perspektywa bardziej pasowała do przedstawiciela uprzywilejowanej wyższej klasy średniej, który osiągał znaczne dochody i cieszył się odpowiednio wysoką pozycją społeczną w tym centrum światowego handlu. Tego rodzaju luksusy były wszak jeszcze poza zasięgiem mieszkańców sztetli w Europie Wschodniej czy rolników z ubogich wsi na południu Włoch, w Hiszpanii, Grecji czy w Serbii, albo ubogich ze slumsów Berlina, Wiednia, Paryża, Petersburga czy samego Londynu. Niemniej jednak taki obraz „złotego wieku” nie był jedynie fantazją czy idyllicznym wyobrażeniem o tamtych czasach.

Wszystkie kraje europejskie czerpały korzyści ze swobodnego przepływu towarów i kapitału w ramach powiązanej, globalnej międzynarodowej gospodarki kapitalistycznej, mimo wewnętrznych podziałów i rodzących się nacjonalistycznych trendów. Stabilność, dzięki której mogły rozwijać się gospodarki, bazowała na zaakceptowaniu złota jako światowej waluty rozliczeniowej, zakorzenionej na stałe w dominującej na rynkach tradycji londyńskiego City. Można pokusić się o stwierdzenie, że klucz do stabilności gospodarki światowej zdeponowany był w skarbcach Banku Anglii. Dochody z usług: transportu, ubezpieczeń, odsetek i obsługi eksportu wystarczały z zapasem na pokrycie tradycyjnej brytyjskiej nadwyżki importu. W latach 1897–1898 pojawiły się nowe zasoby złota, pochodzącego głównie z kopalń Afryki Południowej. Jednak Bank Anglii ani nie gromadził zbyt dużych rezerw złota, co byłoby szkodliwe dla gospodarek innych krajów, ani nie starał się ich zmniejszać. Tymczasem gospodarki Stanów Zjednoczonych i Niemiec charakteryzowały się większą dynamiką. Rozwijały się znacznie szybciej niż gospodarka brytyjska. Coraz większe grono ekspertów przewidywało, że gospodarka światowa zostanie w przyszłości zdominowana przez Amerykę. Niemniej jednak Wielka Brytania wciąż dysponowała największym udziałem w światowym handlu (choć zaczynał się powoli zmniejszać) i bez wątpienia kraj ten dzierżył palmę pierwszeństwa jako największy eksporter kapitału inwestycyjnego. Rywalizacja wielkich mocarstw w obszarze ekonomicznej eksploatacji świata z pewnością prowadziła do zwiększania presji na stabilność międzynarodowej gospodarki kapitalistycznej. Jednak aż do roku 1914 nic nie groziło systemowi, który przynosił Europie dobrobyt, zwłaszcza przez wcześniejsze dekady, w odniesieniu do uprzemysłowionych części kontynentu. Większość obserwatorów rynków globalnych szczerze wierzyła, że gospodarka ma się dobrze.

Gdy w 1900 roku, w Paryżu rozpoczynała się wystawa światowa, wydarzenie to miało stać się symbolem wejścia cywilizacji w nowy wiek, w którym wiodącą rolę odgrywać będzie właśnie Europa wśród głośnych peanów na cześć postępu. Przepowiadano, że nowy wiek będzie erą wynalazków technologicznych. W pawilonach targowych pokazywano ogromne maszyny, które zadziwiały swoim rozmachem i potęgą. Blask „Pałacu Energii Elektrycznej” bił po oczach mocą 5000 żarówek i robił niesamowite wrażenie na wszystkich odwiedzających. Zresztą swoje pawilony wystawowe przygotowały dwadzieścia cztery państwa europejskie, a także afrykańskie, azjatyckie oraz kraje Ameryki Łacińskiej (i Stany Zjednoczone). Przez kolejnych sześć miesięcy odwiedziło je nie mniej niż 50 mln ludzi, często z trudem ukrywających swoje oszołomienie postępem i nowinkami technologicznymi. Swoją obecność na wystawie zaznaczyły także państwa Europy Wschodniej, a przede wszystkim Rosja, która ustawiła aż dziewięć pawilonów. Istotnym przekazem tych wystaw była realizacja „misji cywilizacyjnej” Europy. Gdy imperializm osiągał nowe szczyty, nietypowe, egzotyczne obrazy z odległych, zamorskich kolonii stanowiły dowód europejskiej dominacji. Globalny handel, dobrobyt i pokój wydawały się gwarantować kontynuację tej misji. Świetlana przyszłość Europy rysowała się w jasnych barwach.

Optymizm wydawał się uzasadniony. W porównaniu z tym, czego Europa doświadczyła w przeszłości, nie mówiąc już o tym, co miało nadejść, wiek XIX można uznać za czas spokoju. Od czasu zakończenia ery wojen napoleońskich w 1815 roku nie doszło do żadnego wielkiego, kontynentalnego konfliktu zbrojnego. Wojna na dalekim Krymie w latach 1853–1856, ani wojny poprzedzające zjednoczenie Niemiec i Włoch w 1871 roku, nie zagrażały pokojowi na całym kontynencie. Dziesięć lat po wielkiej wystawie w Paryżu brytyjski pisarz, Norman Angell, opublikował książkę zatytułowaną The Great Illusion, która stała się międzynarodowym bestsellerem. Posunął się w niej do stwierdzenia, że bogactwo płynące z handlu i połączenie zależnych gospodarek krajów na całym świecie sprawiają, że wojna staje się bezcelowa. Taka teoria zyskała wielu zwolenników, nie tylko wśród Brytyjczyków. Trudno było sobie wyobrazić, że dobrobyt, pokój i stabilność mogą nie trwać wiecznie, że sytuacja może zmienić się tak szybko i gwałtownie.

Europa miała jednak również inne, znacznie mniej atrakcyjne oblicze. Tkanka społeczna zmieniała się szybko i bardzo nierównomiernie na całym kontynencie. W niektórych regionach kwitł przemysł i dochodziło do intensywnej industrializacji, podczas gdy na wielkich obszarach w innych zakątkach nie działo się nic, a ludzie w większości żyli z prymitywnego rolnictwa. Około cztery piąte populacji zdolnej do pracy w Serbii, Bułgarii i Rumunii jeszcze w 1913 roku utrzymywało się z rolnictwa. W całej Europie odsetek ten wynosił ponad 40%. Tylko w Wielkiej Brytanii spadł do nieco powyżej 10%. W tym samym roku tylko w Wielkiej Brytanii, Belgii i, co zaskakujące, w Szwajcarii (za to nie w Niemczech!) ponad dwie piąte populacji czynnej zawodowo znalazło zatrudnienie w przemyśle. Większa część mieszkańców Europy mieszkała w wioskach i w małych miasteczkach. Standard życia stale się poprawiał, choć większość Europejczyków nie korzystała z efektów postępu, niezależnie czy zdecydowała się szukać lepszego życia wśród mas przyjezdnych, żyjących w opłakanych warunkach slumsów szybko pęczniejących miast takich jak Berlin, Wiedeń czy Petersburg, czy godziła się na niepewną egzystencję na wsi. Wielu z tych zawiedzionych głosowało nogami i opuściło swoje miejsca zamieszkania. Bieda i brak szans rozwoju sprawiały, że wielu ludzi porzucało ojczyzny. Ci, którym obce były luksusy dobrobytu i cywilizacji, po prostu nie czekali biernie na rozwój wypadków. W 1907 roku liczba emigrantów, którzy zdecydowali się na podróż przez Atlantyk i osiedlenie w Stanach Zjednoczonych, przekroczyła milion. Na wielką falę emigracji początku nowego wieku – trzykrotnie większą niż ta z poprzedniej dekady – składały się rzesze uciekinierów z Austro-Węgier, Rosji oraz, w bardzo dużej części, ze zubożałego południa Włoch.

Szybkie zmiany społeczne sprawiły, że pojawiły się nowe, silne trendy polityczne, które zaczęły zagrażać ustalonemu porządkowi. W latach poprzedzających wybuch pierwszej wojny światowej władza w Europie znajdowała się w rękach nielicznych przedstawicieli ziemiaństwa, elit starych rodów arystokratycznych wrodzonych w nowe dynastie, czerpiących olbrzymie zyski z przemysłu i obrotu kapitałem. To oni wchodzili w skład rządów i to oni dowodzili armiami większości krajów. Europa w zasadzie wciąż była kontynentem monarchii dziedzicznych. Tylko Szwajcaria (gdzie w 1848 roku wiekowa konfederacja przyjęła formę nowoczesnej, federalnej republiki konstytucyjnej), Francja (od 1870 roku) i Portugalia (od 1910 roku) wyłamały się z tego schematu i podążyły drogą republiki. Austro-Węgry rządzone od 1848 roku przez cesarza Franciszka Józefa, rozległe wielonarodowe imperium Habsburgów z ponad 50 mln podanych, były symbolem trwałości monarchizmu.

Mimo wszystko niemal w każdym kraju europejskim w tamtym czasie istniały jakieś konstrukcje szkieletowe konstytucyjnych rządów, pluralistyczne partie polityczne (choć prawo wyborcze najczęściej miało bardzo restrykcyjny charakter), a także system prawny. Nawet w warunkach rosyjskiej autokracji po nieudanej jeszcze rewolucji z 1905 roku car Mikołaj II został zmuszony do ustępstw i przyznania pewnej, choć w praktyce niewielkiej, władzy zgromadzeniu parlamentarnemu nazwanemu Dumą. Nie zmieniało to faktu, że duża część populacji (nawet w Wielkiej Brytanii, którą stawiano wszędzie za wzór demokracji parlamentarnej), wciąż nie miała swoich reprezentantów w instytucjach rządowych. W części krajów obowiązywał od dawna niezmieniany system wyborczy, w którym prawo głosu należało wyłącznie do mężczyzn. Na przykład w Niemczech, konstytucja Rzeszy z 1871 roku przyznawała prawo głosu w wyborach do Reichstagu wszystkim mężczyznom, którzy ukończyli dwadzieścia pięć lat (choć akurat w wyborach do parlamentu w Prusach, czyli na obszarze dwóch trzecich całego terytorium Rzeszy, obowiązywała inna ordynacja, która gwarantowała przewagę głosów wpływowych właścicieli ziemskich). We Włoszech zmiany (prawie całkowite) powszechnej zasady dopuszczania do głosu jedynie mężczyzn dokonały się znacznie później, bo w 1912 roku. Niemniej jednak na przełomie XIX i XX wieku kobiety nie miały możliwości udziału w wyborach parlamentarnych w żadnym z krajów europejskich. W wielu krajach pojawiły się ruchy feministyczne, które kwestionowały tę dyskryminację, choć wysiłki sufrażystek przed pierwszą wojną światową nie przyniosły wielkich sukcesów, może poza Norwegią i Finlandią (gdzie, mimo że kraj ten był częścią imperium rosyjskiego, po 1905 roku udało się wprowadzić pewne zmiany na rzecz powszechnej demokracji).

Kluczową zmianą, którą elity we wszystkich krajach postrzegały jako bezpośrednie zagrożenie dla ich władzy, było powstanie partii politycznych reprezentujących klasę robotniczą oraz pojawienie się związków zawodowych. W 1889 roku została ustanowiona „Druga Międzynarodówka” europejskich partii socjalistycznych. Organizacja ta stawiała sobie za cel skoordynowanie działań programowych na rzecz realizacji żądań partii narodowych. Większość z tych partii w większym lub mniejszym stopniu bazowała na rewolucyjnej doktrynie przedstawionej przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Ich atak na kapitalizm, który żeruje na wyzysku klasy pracującej, a także propagowanie nowej idei społeczeństwa opartego na równości i sprawiedliwym podziale dóbr, przyciągały do partii coraz większą rzeszę biednych i pozbawionych złudzeń przedstawicieli klasy robotniczej. Elity podejmowały różne próby walki lub stłamszenia marksistowskich partii politycznych i rosnących w siłę związków zawodowych, jednak te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Robotnicy zaczęli się coraz sprawniej organizować, broniąc swoich interesów lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Dowodził tego właśnie szybki rozwój związków zawodowych. W 1914 roku liczba członków związków zawodowych w Wielkiej Brytanii wyniosła ponad 4 mln, w Niemczech ponad 2,5 mln, a we Francji około 1 mln.

W większości krajów europejskich partie socjalistyczne oraz różnego typu stowarzyszenia i organizacje coraz częściej dochodziły do głosu od pierwszych lat nowego wieku, zyskując sobie coraz większe poparcie. W 1905 roku francuscy socjaliści zapomnieli o podziałach i zjednoczyli się, oświadczając, że nie są „partią reformatorską, ale partią walki klasowej i rewolucji”. W przededniu wybuchu pierwszej wojny światowej Section Française de l'Internationale Ouvriere osiągnęła w wyborach powszechnych 17% poparcia, zdobywając tym samym 103 mandaty w Izbie Deputowanych parlamentu francuskiego. W Niemczech próby stłumienia socjaldemokracji czynione przez Bismarcka zakończyły się wielką klapą, obracając się przeciwko partiom rządzącym. Po 1890 roku, w ramach programu marksistowskiego, Socjaldemokratyczna Partia Niemiec wyrosła na największy ruch socjalistyczny w Europie, zyskując przed wojną ponad 1 mln członków. W wyborach do Reichstagu (parlamentu niemieckiego) w 1912 roku socjaldemokraci osiągnęli niesamowity sukces, zgarniając prawie jedną trzecią mandatów. Wynik wyborów naprawdę wstrząsnął elitami rządzącymi w Niemczech.

W bardziej rozwiniętych ekonomicznie częściach Europy zorganizowany socjalizm, bez względu na to, jaką retoryką się posługiwał, ograniczał konfrontacyjne zapędy członków i wybrał pokojową drogę ewolucji parlamentarnej, a nie rewolucyjną pożogę. Wielu zwolenników zyskał sobie we Francji Jean Jaurès, który opowiadał się, pomimo rewolucyjnej retoryki Partii Socjalistycznej, której był członkiem, za cywilizowaną drogą do socjalizmu. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (niem. Sozialdemokratische Partei Deutschlands), choć pod względem retoryki związana z doktryną marksistowską, w praktyce skoncentrowała się na działaniach mających na celu zdobycie władzy dzięki sukcesowi przy urnach wyborczych. Partia Pracy w Wielkiej Brytanii (nazwę przyjęła w 1906 roku) rozwinęła się na bazie związków zawodowych i zajęła się kwestiami pragmatycznymi interesów robotników, nie łudząc nikogo jakąkolwiek rewolucyjną utopią. Idea marksistowska była w Wielkiej Brytanii w zasadzie ignorowana na korzyść nierewolucyjnego, niekonfrontacyjnego przekazu, że kapitalizmu nie trzeba obalać siłą, ponieważ można go zreformować z korzyścią dla klasy robotniczej. Aparat państwa można zmienić przy pomocy środków pokojowych tak, aby reprezentował też interesy proletariatu. Robotnicy żyjący w większości zachodniej, północnej i środkowej Europy byli ubodzy, choć nie można powiedzieć, aby dotknęła ich prawdziwa nędza. Ludzie ci również nie opowiadali się za rozwiązaniami siłowymi tak, jak rewolucjoniści w poprzednich wiekach. Mieli o wiele więcej do stracenia niż tylko łańcuchy. W większości chowali się zatem za plecami nastawionych bardziej reformatorsko liderów.

Na mniej rozwiniętych ekonomicznie obszarach kontynentu sytuacja wyglądała inaczej. Tam bowiem konfrontacja z aparatem państwa miała ostrzejszy przebieg. Nie istniały żadne (lub prawie żadne) organizacje pośredniczące w dyfuzji władzy ani struktury społeczne, które mogłyby pośredniczyć w dostarczaniu obywatelom korzyści wynikających z zysków osiągniętych przez państwo. Władza znajdowała się w całości w rękach despotów, opierających swoje rządy na strukturze hierarchicznej, przymusie, układach elit, skorumpowanej biurokracji i słabych lub wręcz nieistniejących instytucjach reprezentujących zwykłych obywateli. Idee pozornie nieograniczonego postępu cywilizacyjnego zbudowanego na przekonaniu o łagodnej władzy państwowej i szacunku dla prawa, które później stanowiły źródło melancholijnych wspomnień przedstawicieli klasy średniej w Europie Środkowej, Północnej i Zachodniej o utraconym „złotym wieku”, na południu i na wschodnich peryferiach kontynentu wyglądały dość dziwacznie. Dochodziło tam bowiem regularnie do strajków, zamieszek i ograniczonych terytorialnie powstań przeciwko władzy państwowej i „rządom burżuazji” – choćby takich jak w Katalonii i w Kraju Basków w pierwszych latach XX wieku. Anarchia, której często towarzyszyły nieregularne akty przemocy wymierzone w aparat państwa, zyskała dużą rzeszę zwolenników na przykład wśród bezrolnych robotników z Andaluzji. W południowych Włoszech, gdzie skorumpowani urzędnicy państwowi w większości znajdowali się na listach płac dużych właścicieli ziemskich, systematycznie dochodziło do rozruchów. Grupy zwykłych bandytów pustoszyły wsie i miasteczka, podając się przy tym często za bojowników rewolucyjnych, występujących w obronie bezrolnych chłopów i robotników przeciwko władzy państwowej i wielkim właścicielom ziemskim. Największe zaniepokojenie przywódców europejskich budziły rewolucyjne hasła proletariatu podczas wielkiej fali strajków i zamieszek w 1905 roku. Gdy właśnie wtedy w Rosji sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli i pojawiła się realna groźba obalenia caratu, wprowadzono ciężkie represje, które jeszcze w tym samym roku przerodziły się w kontrrewolucyjną przemoc – żołnierze w Petersburgu zmasakrowali dwustu robotników i ranili setki innych. Rewolucja została krwawo stłumiona. Car Mikołaj II zgodził się na zmiany, które miały raczej transformacyjne znaczenie, wprowadzając minimalną formę reprezentacji parlamentarnej. Jednak władza w dalszym ciągu należała do cara i mianowanych przez niego ministrów. Dla tych, którzy tej władzy na razie tylko pożądali, zwłaszcza dla liderów ruchu socjalistycznego, niezależnie od jego doktrynalnych podziałów, wszystko stało się jasne. Autokracji caratu nie da się zreformować. Cara trzeba zrzucić z tronu siłą. W rezultacie rosyjski socjalizm przybrał formę zintensyfikowanego, surowego radykalizmu.

Populistyczne ruchy kontrrewolucyjne powstawały nie tylko jako odpowiedź na rzekome zagrożenie ze strony partii lewicowych, ale organizowano je po to, aby pomóc rządom z małym lub wręcz żadnym poparciem wśród szerokich mas społeczeństwa. Często były one sponsorowane bezpośrednio lub pośrednio przez przemysłowców i posiadaczy ziemskich, zainteresowanych skierowaniem energii potencjalnych przeciwników klasowych w innym kierunku. Dążyli oni do „nacjonalizacji” społeczeństwa, chcąc zaszczepić w nim bezkompromisowe idee nacjonalistyczno-imperialistyczne i podsycać rasistowskie nastroje dla zachowania politycznego status quo. Wysiłki te do pewnego stopnia okazały się przynosić oczekiwane rezultaty. W kręgach nieprzekonanych do doktryny międzynarodowego socjalizmu szerzył się wojujący nacjonalizm, antysemityzm i inne idee bazujące na rasizmie. Coraz lepszy dostęp do szkolnictwa podstawowego, skuteczna walka z analfabetyzmem i pojawienie się tanich, popularnych gazet pozwalały myśleć o zwiększeniu grupy docelowej tego przekazu. Wielka polityka dopiero otwierała się na nowe formy mobilizacji sił – zarówno na prawicy, jak i po lewej stronie sceny politycznej. To, co dawniej wydawało się wieczne i niezniszczalne, teraz zaczynało się sypać. Polityczny establishment konserwatystów i liberalnych elit czuł się coraz bardziej niepewnie.

To, że taka mobilizacja wielkich mas społeczeństwa może stanowić poważne zagrożenie dla istniejącego porządku politycznego i społecznego, skłoniło francuskiego psychologa Gustave'a Le Bona do opublikowania w 1895 roku analizy czynników decydujących o zachowaniu tłumu w dziele zatytułowanym La psychologie des foules. Autor dowodził, że racjonalizm znika, gdy człowiek znajduje się pod wpływem irracjonalnych, emocjonalnych inspiracji tłumu. Koncepcja ta stała się jedną z kluczowych idei w czasie, gdy świat wkraczał w nowy wiek. Książka Le Bona była wznawiana i przedrukowywana czterdzieści pięć razy i doczekała się przekładów na siedemnaście języków, a później stała się lekturą obowiązkową przyszłych faszystowskich dyktatorów. W całej Europie emocjonalne impulsy, które Le Bon uważał za charakterystyczne dla dużych zbiorowisk ludzkich, mogły być łatwo generowane poprzez odwołania do nacjonalistycznych idei. Europejskie elity rządzące nie widziały w nacjonalizmie zagrożenia porównywalnego z socjalizmem. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej nacjonalistyczny zapał rzeczywiście wydawał się łatwy do kontroli. A jednak te nowe koncepcje wyznaczyły szlak prowadzący do osłabienia, a następnie całkowitego zniszczenia ustalonego porządku rzeczy, którego przecież miały bronić!

Nacjonalistyczna retoryka kształtowana była przez polityczną polaryzację, podsycanie napięć w relacjach z sąsiednimi krajami, uwikłanie w zewnętrzne konflikty. Hiszpańska próba zjednoczenia społeczeństwa wokół pojęcia takiego jak „odrodzenie narodowe” skończyła się fatalnie po katastrofalnej w skutkach utracie kolonii w konsekwencji porażki w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi w 1898 roku, która pierwotnie wydawała się akceptowaną przez ogół społeczeństwa. Wysiłki były w każdym razie skazane na niepowodzenie z powodu głębokich, wewnętrznych podziałów, zarówno regionalnych, jak i ideologicznych. Już wkrótce ów wielki zapał, który w założeniu miał ukształtować odrodzony naród Hiszpanii, został wykorzystany do walki z wrogami wewnętrznymi, by ostatecznie doprowadzić do wybuchu strasznej wojny domowej.

W większości krajów obrazy wrogów – zarówno tych wewnętrznych, jak i zewnętrznych – stały się stałymi elementami retoryki, z której zrodziła się coraz większa i bardziej niebezpieczna agresja. Środki masowego przekazu podsycały animozje – zazwyczaj intensywnie ksenofobiczne i często jednoznacznie rasistowskie – które rządy starały się wykorzystać na swoją korzyść. Druga wojna burska toczona w latach 1899–1902 dała nowy impuls skrajnej, nacjonalistycznej wojowniczości, nazwanej w Wielkiej Brytanii mianem „jingoizmu”. W Niemczech konserwatywny rząd uderzył w nacjonalistyczne tony przy okazji tzw. „wyborów hotentockich” w 1907 roku, gdy socjaldemokratów oskarżano o rzekomy brak patriotyzmu (sukces Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, która w porównaniu z wcześniejszymi wyborami zebrała więcej głosów – chociaż i tak straciła znaczną liczbę miejsc w parlamencie – wskazuje, że podobnie jak w Wielkiej Brytanii, jingoizm stawał się znacznie bardziej popularny wśród przedstawicieli klasy średniej niż wśród robotników).

Organizacje nacjonalistyczne takie jak Liga Pangermańska, Stowarzyszenie Floty Niemieckiej i Liga Obrony Niemiec – z których każda zyskiwała swoich zwolenników wśród przedstawicieli średniej i niższych klas społecznych – wzywały do usztywnienia ekspansyjnej polityki zagranicznej. Przed 1914 rokiem były to zaledwie grupy nacisku, znajdujące się poza głównym nurtem polityki, nie mówiąc już o tym, że nie posiadały swoich reprezentantów w rządzie. Jednak z czasem asertywne idee nacjonalistyczne zdominowały całą politykę, dzieląc scenę polityczną na dwie części w miejscu, gdzie zaczynała się lewica socjalistyczna. We Włoszech utrzymujące się poczucie narodowego upokorzenia z powodu tragicznej w skutkach klęski kolonialnych sił ekspedycyjnych w bitwie z armią Etiopii pod Adua w 1896 roku (zginęło ponad 5000 żołnierzy włoskich) i powszechne przekonanie, że Włochy są „narodem proletariackim”, który pozbawiono miejsca przy stole, przy którym zasiadały europejskie imperia, wzmocnione zostało dodatkowo niemal religijnym, nacjonalistycznym zapałem, który przypisywał wielkie znaczenie ideom walki i poświęcenia, dążenia do stworzenia silnego państwa antysocjalistycznego, potęgi wojskowej i wprowadzenia bardziej stanowczej polityki zagranicznej. Jednak mimo całego tego wielkiego szumu i wrzawy otaczającej włoskich nacjonalistów, ludzie ci z pewnością nie reprezentowali większości mocno podzielonego społeczeństwa, a z perspektywy rządu wydawali się tylko irytującymi krzykaczami. Nie zmienia to faktu, że presja nielicznych nacjonalistycznych organizacji zaczęła odgrywać rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej liberalnego rządu, który w 1911 roku wydał zgodę na inwazję w Libii. Nowa wojna kolonialna była pierwszym przypadkiem skutecznego wykorzystania lotnictwa do przeprowadzania nalotów, Włosi bowiem z powodzeniem bombardowali wycofujące się wojska osmańskie, używając do tego celu sterowców. Jednak we Włoszech, podobnie jak w Niemczech, radykalny nacjonalizm był w tym czasie zaledwie lokalną ciekawostką. Może gdyby nie doszło do wybuchu wojny światowej idee te pozostałyby w uśpieniu. Niestety raz zasiane ziarno nacjonalizmu przyniosło trujący plon.

Koncepcje nacjonalistyczne definiowały „naród” nie poprzez terytorium, lecz pochodzenie etniczne – przez ludzi, którzy zasługiwali na to, aby uznać ich za godnych tworzenia narodu. Na przykład francuski nacjonalista Edmond Archdéacon przed wyborami w 1902 roku głosił, że jest zdeklarowanym przeciwnikiem internacjonalizmu: „Jako antysemita żądam, aby 150 000 Żydów i ich sługusów, czyli 25 000 masonów, zaprzestało wyzysku i rujnowania 38 mln Francuzów”. Twierdził, że reprezentuje „prawdziwą republikę, republikę francuską”. W rzeczywistości, we Francji, podobnie jak w innych częściach Europy, nacjonalizm jako ruch polityczny nie potrafił pokonać wewnętrznych podziałów i nie był zdolny do sięgnięcia po władzę, a jednocześnie odegrał tak istotną rolę, aby wymusić na rządach zmianę polityki. I chociaż nacjonalistyczni liderzy i politycy skazani byli na marną egzystencję gdzieś na marginesie francuskiej sceny politycznej, ich idee – naród zdefiniowany przez wyłączenie tych uznanych za niegodnych (najczęściej Żydów) – pozostały silne i nierozcieńczone w podzielonej francuskiej kulturze. Podobnie wyglądała sytuacja w dużej części Europy.

Antysemityzm stał się terminem, którym zaczęto nazywać dobrze znane już zjawisko, rozpowszechnione na całym kontynencie europejskim: nienawiść do Żydów. Tradycyjna chrześcijańska niechęć do „zabójców Chrystusa”, zakorzeniona w europejskim społeczeństwie od wielu wieków, nadal była zjawiskiem powszechnym, promowanym na równi przez wszystkich chrześcijańskich duchownych – katolickich, protestanckich, prawosławnych. Innym źródłem tej głębokiej nienawiści były resentymenty o naturze gospodarczej i społecznej, jako że Żydzi umiejętnie wykorzystali wszelkie okazje do wzbogacenia się dzięki wolnemu obrotowi dóbr, garściami czerpiąc korzyści z rozwoju życia ekonomicznego i kulturalnego. Przez to gdy doszło do spowolnienia rozwoju gospodarek, szybko stali się kozłami ofiarnymi. Jednak w drugiej połowie XIX wieku znane od wielu lat, często wyjątkowo agresywne formy nienawiści do Żydów zostały zastąpione czymś znacznie gorszym. Pojawiły się doktryny rasowe, które zawierały pseudonaukowe, czysto biologiczne uzasadnienia dla poparcia nienawiści i uzasadnienia prześladowań. Dawniej zdarzało się (choć nie można uznać tych działań za godne naśladowania), że Żyd mógł zdecydować się na przejście na chrześcijaństwo (czasem bywał zmuszany). Jednak „antysemityzm biologiczny” nie zostawiał nawet takiej furtki. Według tych nowych koncepcji esencja „żydostwa” znajdowała się „we krwi”. Żyd nie mógł już stać się Francuzem lub Niemcem, tak jak kot nigdy nie stanie się psem. Taka doktryna prowadziła prostą drogą nie tylko do dyskryminacji, ale do całkowitego wykluczenia. A od tego już bardzo blisko do fizycznego zniszczenia.

Antysemicka retoryka mogła przerażać. Aby opisać Żydów, niemieccy antysemici używali języka znanego z bakteriologii. Z kolei na przykład, skądinąd popularny i podziwiany burmistrz Wiednia, Karl Lueger nazwał Żydów „drapieżnymi bestiami w ludzkiej skórze”, a wcześniej zasłynął stwierdzeniem, że „problem żydowski zostanie rozwiązany, jeśli wszystkich Żydów wsadzi się na duży statek, a następnie zatopi się go na otwartym morzu”. Bez względu na retorykę, antysemityzm w polityce w czasie „złotej ery” poprzedzającej wybuch pierwszej wojny światowej (przynajmniej w Europie Zachodniej) stopniowo wygasał. Chociaż takie stwierdzenie może być mylące, ponieważ antysemityzm często bywał włączany w główny nurt konserwatyzmu. W żadnym razie nie można zaryzykować stwierdzenia, że wizje negatywnego wpływu Żydów na sytuację w Europie odeszły do lamusa. Jednak przed wybuchem wojny wpływ antysemityzmu na politykę był jednak mocno ograniczony. Pomimo wszystkich tych ksenofobicznych głosów na marginesie polityki, większość Żydów w Cesarstwie Niemieckim mogło czuć się jak w domu. Bardziej zagrożeni mogli czuć się we Francji, która tak niedawno stała się sceną haniebnej afery Dreyfusa (gdy żydowskiego oficera niesłusznie uznano za winnego zdrady stanu, wyrok podzielił Francję i okazał się paliwem podsycającym nastroje antysemickie). Jednak i tam w pierwszych latach nowego stulecia atmosfera wyraźnie się poprawiła. Znacznie gorzej wyglądała sytuacja Żydów w Europie Wschodniej. W latach 1903–1906 na zachodnich obszarach Rosji dochodziło do pogromów, w których tysiące Żydów zginęło lub odniosło rany. Zdarzenia te często były inicjowane przez carską policję lub państwowy aparat represji. Nienawiść do Żydów była na stałe zakorzeniona w kulturze społeczeństw w Polsce, na Ukrainie, na Węgrzech, w Rumunii czy w krajach nadbałtyckich. Nic dziwnego, że tereny te – choć wiele lat później i w innych okolicznościach geopolitycznych – stały się głównymi europejskimi cmentarzyskami społeczności żydowskich.

Mroczne oblicze Europy „złotego wieku” cywilizacji i postępu wzrastało dzięki embrionowi „eugeniki”, blisko związanej z „darwinizmem społecznym”. Początków eugeniki należy szukać w pracach pewnego londyńczyka, sir Francisa Galtona, który zastosował ewolucyjne teorie swojego wuja, Charlesa Darwina, do stworzenia teorii, zgodnie z którą umiejętności i potencjał człowieka mają charakter dziedziczny, a dzięki inżynierii genetycznej można wpływać na „polepszenie” ludzkiej populacji. Już przed wybuchem pierwszej wojny światowej w wielu krajach europejskich – między innymi w Skandynawii, Szwajcarii i Niemczech, ale także i w Stanach Zjednoczonych – poważnie zainteresowano się badaniami eugeniki, która była postrzegana jako nauka „postępowa”. Wśród gorących jej zwolenników w Wielkiej Brytanii znaleźli się na przykład czołowi myśliciele związani z liberalnym establishmentem lub przedstawiciele tworzącej się nowej lewicy, tacy jak: John Maynard Keynes, Lord Beveridge, Herbert George Wells, Sidney Webb i George Bernard Shaw. W prywatnym liście z 1908 roku, ponad trzydzieści lat przed przymusową „akcją eutanazyjną” nazistów, uznany i szanowany angielski pisarz D.H. Lawrence z dość dużym przekonaniem rozważał budowę ogromnej „komory śmierci”, do której, przy akompaniamencie cichej muzyki, wprowadzać się będzie „wszystkich chorych, niepełnosprawnych i ułomnych”, zapewniając im łagodne rozstanie z tym światem.

Eugenika wydawała się oferować szansę „wyrugowania” z genotypu społeczeństwa cech, które prowadziły do wzrostu poziomu przestępczości, alkoholizmu, prostytucji i innych form zachowań „dewiacyjnych”. Naturalnie wkomponowała się w klasyczną imperialistyczną ideologię „darwinizmu społecznego”, w której zakładano, że istnieją rasy wyższe i lepsze od innych. Sam Galton napisał w 1908 roku, że pierwszym zadaniem eugeniki będzie zmniejszenie liczby urodzeń w kręgach ludzi „ograniczonych”. Eliminacja „niezdrowych” dzieci z czasem – jak zakładano – pozwoli stworzyć lepsze, zdrowsze społeczeństwo o większym potencjale. Obawy dotyczące degeneracji rasowej poprzez powszechne środki pomocy społecznej zachęcające do prokreacji wśród przedstawicieli „gorszej” części społeczeństwa przełożyły się na pojęcia, które zagościły w programach narodowego rozwoju.

W 1911 roku niemiecki magazyn ogłosił konkurs, zachęcając czytelników do przesyłania kompleksowych odpowiedzi na pytanie: „Z jakimi kosztami dla państwa i społeczeństwa wiąże się opieka nad ludźmi zdegenerowanymi?”. Zwycięzcą został pewien pracownik schroniska dla ubogich z Hamburga (uwzględnił w swoim opracowaniu prawie wszystkie koszty ponoszone przez organizacje pomocy społecznej). Z czasem coraz większą popularność w kręgach medycznych zaczął zyskiwać pomysł sterylizacji „gorszych” przedstawicieli społeczeństwa. Niemiecki lekarz Alfred Ploetz powiązał eugenikę z pojęciem „higieny rasowej”, tworząc Niemieckie Towarzystwo Higieny Rasowej (niem. Deutsche Gesellschaft für Rassenhygiene), organizację, która do 1914 roku miała zaledwie 350 członków i cztery oddziały w miastach niemieckich. W tym samym roku towarzystwo zażądało wprowadzenia państwowego regulowania zabiegów „aborcji lub sterylizacji tam, gdzie procedury takie są medycznie uzasadnione”. Zaledwie na kilka tygodni przed wybuchem wojny rząd Rzeszy przygotował projekt ustawy, w którym odrzucano możliwość społecznej lub eugenicznej podstawy do sterylizacji lub aborcji, dopuszczając takie działania tylko i wyłącznie wtedy, gdy pojawiało się „bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia”. Zanim ustawa trafiła pod obrady parlamentu, Niemcy znalazły się w stanie wojny. Gdyby nie wojna, zarówno eugenika, jak i antysemityzm – nie mówiąc już o „higienie rasowej” – pewnie nie odegrałyby tak wielkiej roli w kształtowaniu nastrojów Europejczyków, jak stało się to w zupełnie nowych warunkach. Nie zmienia to faktu, że fundamenty umożliwiające tak drastyczne zbrodnie w Europie powstały właśnie w erze „złotego wieku”.

Europę z okresu przed pierwszą wojną światową można by porównać do kotła z buzującym wrzątkiem. Mogło się wydawać, że temperatura wody utrzymywana jest pod kontrolą, ale kocioł mimo wszystko groził wybuchem. Wrogość i nienawiść – bazujące na koncepcjach nacjonalistycznych, różnicach religijnych, nierównościach klasowych i walkach etnicznych – wyczuwalne były w praktycznie każdej społeczności. Szczególnie niebezpiecznym obszarem w tym kontekście były Bałkany i ziemie wchodzące w skład imperium rosyjskiego. Po nieudanej rewolucji w Rosji w 1905 roku, profaszystowskie bandy, często wspierane przez policję, mściły się na swoich wrogach. Najbardziej cierpieli Żydzi. Tylko w październiku 1905 roku doszło do 690 pogromów, podczas których zamordowano ponad 3000 Żydów. Do najtragiczniejszego w skutkach zdarzenia tego rodzaju doszło w Odessie, gdzie zginęło 800 Żydów, 5000 zostało rannych, a ponad 100 000 wysiedlono. Kontrrewolucyjne represje doprowadziły do skazania na śmierć 15 000 przeciwników reżimu carskiego. Jeszcze gorzej jednak wyglądała sytuacja w imperium ottomańskim, rozciągającym się na ziemiach Bliskiego i Środkowego Wschodu (od XV wieku znajdujących się we władaniu Turków), choć obecnie przeżywającym trudne chwile tuż przed rozpadem. Niektórzy historycy oceniają, że podczas brutalnych represji sułtana Abdülhamida II w latach 1894–1896 w Imperium Osmańskim zgładzono ponad 80 000 Ormian. Rzeź ta była konsekwencją obaw, jakie wzbudzał wzbierający nacjonalizm ormiański, napędzany niezadowoleniem z sytuacji gospodarczej, różnicami religijnymi i antagonizmem klas. Aktywną rolę w tych zdarzeniach odegrała turecka policja. W Imperium Osmańskim tego rodzaju masakry zdarzały się regularnie, ponieważ już w 1909 roku zamordowano następne 15 000–20 000 Ormian.

Silne, negatywne emocje, będące przyczyną agresji zaczęły wylewać się także na inne kontynenty. Imperialistyczne mocarstwa, nawet tam, gdzie panował względny spokój i dobrobyt, wykorzystywały narzędzia przymusu, aby podporządkowywać sobie mieszkańców na podbitych terenach oraz tych mieszkających w koloniach. Cztery piąte globu były kontrolowane, bezpośrednio lub pośrednio, przez Wielką Brytanię, Francję i Rosję. Tam, gdzie ktoś ośmielił się sprzeciwić imperium, musiał liczyć się z natychmiastową reakcją. Kajzer Wilhelm II wezwał żołnierzy niemieckich, aby tłumiąc powstanie bokserów w Chinach w 1900 roku, zachowywali się jak Hunowie Attyli. Międzynarodowy korpus ekspedycyjny złożony z oddziałów kilku krajów europejskich żywo zainteresowanych dalszą eksploatacją ekonomiczną Chin, wspierany też wojskami amerykańskimi i japońskimi, dopuszczał się okrucieństw, grabieży i gwałtów. Według niektórych szacunków powstanie kosztowało życie 100 000 Chińczyków.

Nie było takiej siły, która mogłaby powstrzymać akty okrucieństwa w niektórych koloniach. Szacuje się, że w latach 1885–1908 na terytorium Wolnego Państwa Kongo, w praktyce osobistym lennie króla Belgii – Leopolda II, zginęło około 10 mln mężczyzn, kobiet i dzieci rdzennej ludności. Ludzie ci padli ofiarą bestialstwa i morderczej żądzy zysku władcy, który za wszelką cenę chciał wyciągnąć jak największe korzyści z rosnącego popytu na kauczuk. W latach 1899–1902 Brytyjczycy zaangażowali się w trudną, trzyletnią drugą wojnę burską, dążąc do pełnej kontroli nad ziemiami leżącymi w południowej Afryce, posuwając się do bezwzględnego wykorzystania taktyki spalonej ziemi, bezlitośnie niszcząc mienie Burów i tworząc „obozy koncentracyjne” dla wysiedlonych z terenów walk kobiet i dzieci. Jedna czwarta z około 28 000 więźniów (znacząca część z nich miała nie więcej niż szesnaście lat) zmarła z powodu trudnych warunków bytowych, przeludnienia i chorób. Według niektórych szacunków w Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia) pomiędzy 1904 i 1907 rokiem doszło do zagłady 80% populacji plemion tubylczych Herero i Nama (łącznie około 65 000 ludzi). Niemieckie wojska kolonialne w ramach systematycznie zaplanowanej i przeprowadzonej z zimną krwią akcji odwetowej za bunt przeciwko władzy kolonialnej wygnały lokalnych mieszkańców na pustynię, gdzie większość zmarła z pragnienia i głodu. O wiele więcej zapracowało się na śmierć w obozach pracy niewolniczej (które Niemcy, przejmując angielską nomenklaturę, zaczęli nazywać „obozami koncentracyjnymi”).

W miarę jak rosły napięcia między wielkimi mocarstwami, pojawiała się coraz większa presja na rozbrojenie. Rozumiano, że ogromny, destrukcyjny potencjał nowych broni sprawiłby, iż ewentualna wojna kontynentalna nie przypominałaby żadnej z tych, znanych z przeszłości. Sam car Rosji, Mikołaj II, zaprosił w 1899 roku przedstawicieli rządów dwudziestu sześciu krajów do udziału w konferencji w Hadze, która stawiała sobie za cel utrzymanie pokoju i ograniczanie zbrojeń jako „szczęśliwej uwertury do nowego wieku”. Ustalenia konwencji haskich dotyczące zasad rozstrzygania sporów międzynarodowych, praw obowiązujących podczas prowadzenia działań zbrojnych oraz zakazu używania niektórych rodzajów broni na okres pięciu lat szybko okazały się tylko pobożnymi życzeniami. Niemniej jednak już sam fakt, że rozmowy te się odbyły, może stanowić dowód na istnienie przekonania o braku gwarancji trwałego pokoju w Europie oraz na zaniepokojenie rosnącym potencjałem śmiercionośnym produktów nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego. Coraz większa rzesza ludzi zdawała sobie sprawę z tego, jak ważne jest zapobieganie wojnom i ochrona cywilizacyjnych osiągnięć politycznych i ekonomicznych. Coraz częściej mówiono o potrzebie utrzymania pokoju w Europie, zapewnieniu dobrobytu oraz kontynuacji wzrostu gospodarczego. Jednak europejscy przywódcy, mając nadzieję na pokój, chcieli być też dobrze przygotowani do wojny. A gdyby ta miała wybuchnąć, najlepiej byłoby odnieść w niej szybkie zwycięstwo.

Opadanie w otchłań wojny?

Brytyjski polityk David Lloyd George jest autorem znanego stwierdzenia, że w 1914 roku narody Europy „prześlizgnęły się nad krawędzią wrzącego kociołka wojny bez śladu lęku czy refleksji”. To przejmujące zdanie trafnie opisuje to, co działo się w Europie w ciągu ostatnich tygodni lipca 1914 roku – poczucie, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Jednak sugestia, że politycy działali beztrosko i w większości nie odczuwali nawet strachu przed konsekwencjami swoich działań, jest nieuzasadniona. Z drugiej strony, trudno byłoby obronić tezę, że wojna – gdy już wybuchła – została uznana za jakiś wypadek, tragiczny efekt ciągu pomyłek, którego wynik nie był pożądany przez nikogo, zdarzenie nieprzewidziane i zaskakujące. Wręcz przeciwnie. Choć na ogół wszyscy decydenci mocno wierzyli, że uda się uniknąć pożerającej kontynent pożogi – czy to dzięki jakiemuś przebłyskowi rozsądku w ostatniej chwili, uświadomieniu sobie, że sprawy zaszły za daleko, czy może zawahaniu, lękowi przed ziszczeniem się przepowiedni o zagładzie – gdy przyszło co do czego, parcie ku wojnie okazało się silniejsze niż pragnienie pokoju. Europejscy przywódcy z szeroko otwartymi oczyma zbliżali się do granicy, za którą znajdowała się już tylko konfrontacja zbrojna.

Stwierdzenie Lloyda George'a może ponadto sugerować, że wśród winnych wybuchu wojny nie było nikogo, kto konsekwentnie naciskał na rozwiązania siłowe, że odpowiedzialność za katastrofę można zrzucić na jakieś ogólne, do końca niesprecyzowane warunki otoczenia. Oczywiście, przywódcy i dyplomaci europejscy wykazali się brakiem odpowiedzialności i pychą, bezrefleksyjnie zmierzając na skraj przepaści. Nie ma wątpliwości, że pojawiły się nieporozumienia i ogólna nieufność – duże znaczenie miały charaktery kluczowych postaci decydujących o losach kontynentu – i to właśnie one zaprowadziły Europę na krawędź tego diabelskiego kotła. Prawdą jest jednak, że żadne z państw wciągniętych w konflikt nie parło do wojny tak bezceremonialnie, jak zdarzyło się to pokolenie później. I nie ma też wątpliwości, że wszystkie wielkie mocarstwa ponosiły częściową odpowiedzialność za to, co się stało. Gdy sytuacja w Europie zbliżała się do temperatury wrzenia, Francja zachęcała Rosję do przyjęcia bardziej wojowniczej postawy. Wielka Brytania wysyłała niejednoznaczne sygnały, nie próbując rozładować napięcia, zgadzając się na kolejne kroki, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu konfliktu. Mimo wszystko nie można jednak równo podzielić odpowiedzialności za fatalne w skutkach działania, które przyniosły Europie katastrofę.

Największą odpowiedzialność ponoszą kraje, których trudne do obrony interesy i wielkie ambicje zakładały zgodę na podjęcie największego ryzyka – wybuchu wojny europejskiej – i których dyplomaci tak chętnie prężyli muskuły, dążąc do projekcji siły, zamiast stosować rozwiązania i procedury pokojowe. Gdy temperatura sporu osiągnęła punkt kulminacyjny w lipcu 1914 roku, decydującą rolę w rozpętaniu piekła odegrały trzy kraje: Austro-Węgry, Rosja i Niemcy – które okazały się prawdziwym katalizatorem wybuchu.

Niemieckie ambicje, aby stać się dominującą siłą na kontynencie europejskim, łączyły się z niemal paranoicznym strachem przed wzrostem znaczenia Rosji, która miała potencjał, by po tę dominację sięgnąć. Aby temu, zapobiec Niemcy były gotowe zaryzykować straszliwą pożogę europejską. 6 lipca 1914 roku kraj ten udzielił bezwarunkowego poparcia Austro-Węgrom (w formie „carte blanche” – jak zwykło się to nazywać). Niemcy uczyniły tak przy założeniu, że sankcją za zamordowanie przez serbskich nacjonalistów dziedzica tronu austriackiego – arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii podczas wizyty państwowej w Sarajewie 28 czerwca będą szybkie, ograniczone działania zbrojne przeciwko Serbii. Jednak było to tylko założenie. W tej gwarancji nie było ani słowa o jakiejkolwiek możliwości sprzeciwu w sprawie rodzaju środków odwetowych zastosowanych przez Austro-Węgry, choć wszyscy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa konfliktu globalnego i wzajemnych powiązań sojuszniczych wszystkich europejskich mocarstw. Niemiecka zachęta do zdefiniowania austro-węgierskiego ultimatum dla Serbii przesłanego 23 lipca, choć zredagowanego z rozmysłem tak, aby jego akceptacja była praktycznie niemożliwa, miała zatem decydujące znaczenie w przemianie konfliktu, który początkowo miał charakter lokalny, w kryzys ogólnoeuropejski. W ultimatum domagano się działań przeciwko serbskim urzędnikom i członkom personelu wojskowego powiązanym z zamachem, aresztowania dwóch wymienionych z nazwiska oficerów i aktywnego przeciwdziałania propagandzie skierowanej przeciwko Austro-Węgrom. Jednak najtrudniejsze do pogodzenia z zachowaniem serbskiej suwerenności były postulaty dotyczące przedstawicieli Austro-Węgier, którzy mieli uczestniczyć w dochodzeniu zmierzającym do wykrycia sprawców i zleceniodawców zamachu oraz tłumienia ruchów wywrotowych w Serbii.

Austro-Węgry traciły kontrolę nad Bałkanami, gdzie coraz większego znaczenia nabierała Serbia. Wielonarodowemu imperium groził rozpad i aby się przed nim uchronić, gotowe było uwikłać Europę w konflikt, który miał służyć tylko jego własnym interesom. Jednak Austro-Węgry nie zdecydowałyby się na taki krok bez wcześniejszego zapewnienia sobie niemieckiego poparcia. Niemożliwe do spełnienia warunki ultimatum dla Serbii (organizacja terrorystyczna o nazwie „Czarna Ręka” właśnie z tamtejszego terytorium dostarczyła broń dla zamachowców z Sarajewa) zostały zdefiniowane przy pełnej świadomości prawdopodobieństwa, że Rosja poprze Serbów, co z kolei znacznie zwiększało szanse wybuchu ogólnoeuropejskiej wojny. A ta, próbując uniemożliwić Austro-Węgrom zdominowanie Bałkanów (Habsburgowie od wielu lat walczyli tam z rosyjskimi zapędami), zareagowała dokładnie tak, jak się spodziewano. Zaoferowała poparcie Serbom absolutnie świadoma, że to może oznaczać wojnę nie tylko przeciwko Austro-Węgrom, ale i, co bardzo prawdopodobne, Niemcom. Z kolei wojna z Niemcami nieuchronnie wciągnęłaby do konfliktu Francję (ponieważ wiadomo było, że niemieckie plany wojenne przewidywały uderzenie przeciwko Francji oraz Rosji) oraz najprawdopodobniej Brytyjczyków.

W 1914 roku ryzykowne strategie Niemiec, Austro-Węgier i Rosji, zakładające eskalację konfliktu lokalnego, nawet jeśli oznaczałoby to wciągnięcie na siłę całej Europy w wir wojny, która miała służyć realizacji tylko polityki siły, ostatecznie doprowadziły do katastrofy. I z tych trzech wymienionych mocarstw to właśnie Niemcy, jak już zauważono, ponosiły największą odpowiedzialność. Bez „carte blanche”, w którym Niemcy gwarantowały bezwarunkowe poparcie Austro-Węgrom, nie byłoby tak bezkompromisowego ultimatum dla Serbii. A bez agresywnej bezwzględności Austro-Węgier nie byłoby rosyjskiego poparcia dla Serbii, ze wszystkimi konsekwencjami, z jakimi się to wiązało. Bezwarunkowe gwarancje stały się podłożem, które czyniło wybuch wojny bardziej, a nie mniej prawdopodobnym.

W 1914 roku równowaga sił między mocarstwami – Wielką Brytanią, Francją, Rosją, Niemcami i Austro-Węgrami, powiązanymi skomplikowanym systemem sojuszy – stawała się coraz bardziej chwiejna, ale wciąż jeszcze można było zawrócić z obranej drogi ku wojnie. Jednym ze źródeł narastającego napięcia było pojawienie się w latach 90. XIX wieku niemieckich marzeń o imperium globalnym, które oznaczały konieczność rzucenia wyzwania Wielkiej Brytanii. Z czasem rywalizacja między Niemcami i Wielką Brytanią tylko nabierała zawziętości. Największe zagrożenie dla Francji i Rosji na kontynencie europejskim stanowiły silne Niemcy (od 1879 roku sprzymierzone z Austro-Węgrami, a od 1882 roku z Włochami). Wspólne interesy doprowadziły do wcześniej uważanego za mało prawdopodobne zbliżenia dwóch mocarstw – Republiki Francuskiej i autokracji monarchistycznej w Rosji – którego symbolem stało się porozumienie podpisane w 1894 roku i sojusz wymierzony przeciwko Niemcom. Nieco ponad dekadę później pozycja Niemiec poprawiła się z powodu rozbicia oddelegowanej na Daleki Wschód floty rosyjskiej, które odbiło się szerokim echem nie tylko w Europie, zaskakując wielu polityków i ekspertów. Klęska rosyjskiej floty w bitwie pod Cuszimą wstrząsnęła podstawami imperium carskiego. Autokracja z trudem przetrwała wewnętrzne zawirowania po ciosach zadanych przez błyskawicznie rozwijającą się Japonię. Co ciekawe, dzięki właściwym decyzjom ekonomicznym i politycznym kolejne lata po tej bolesnej nauczce uznaje się w Rosji za okres boomu gospodarczego. Dzięki dużym kredytom z Francji rosyjska gospodarka w imponującym tempie stanęła na nogi. Wprowadzono szereg zmian w szybko modernizującej się armii. Ponownie odżyły dawne, rosyjskie nadzieje uzyskania kontroli nad Bosforem, kosztem rozpadającego się Imperium Osmańskiego. Ta perspektywa doprowadziła do niezwykłej poprawy stosunków Rosji z Wielką Brytanią.

Rosja i Wielka Brytania rywalizowały ze sobą od zawsze. Wyspiarze od dawna aktywnie reagowali na zakusy Rosji w obszarze cieśnin oddzielających Morze Czarne od Morza Śródziemnego. Byli zaangażowani do tego stopnia, że wsparli Imperium Osmańskie w wojnie krymskiej w 1854 roku. Bosfor i Dardanele zawsze miały kluczowe znaczenie w aspekcie kontroli basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu, a Wielka Brytania musiała energicznie działać, aby uniknąć zagrożenia żywotnych interesów Brytyjczyków w Indiach, jakie mogło pojawić się w konsekwencji rosyjskiej ekspansji w Azji Środkowej. Jednak w 1907 roku słabość Rosji po porażce z Japonią stała się powodem podpisania porozumienia, w którym oba mocarstwa określały swoje strefy wpływów w Persji, Afganistanie i Tybecie, to znaczy w obszarach, które mogłyby potencjalnie stać się areną konfliktów. Mimo że porozumienie to bezpośrednio nie wpływało na Niemcy, z pewnością miało wpływ pośredni. Umowa między Rosją i Wielką Brytanią, opierająca się na wcześniejszym sojuszu francusko-rosyjskim i porozumieniu Entente cordiale