Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Ona szuka partnera, który będzie potrafił zaspokoić jej potrzeby. On nie spuszcza z niej wzroku.
Skyler jest dziennikarką sportową. Chociaż spełnia się zawodowo, w życiu prywatnym odczuwa pustkę. Niestety mimo wielu prób nie potrafi znaleźć tego jedynego – mężczyzny, z którym związek byłby uzależniający, który naprawdę by ją pociągał. Wszystko się zmienia, gdy Skyler instaluje aplikację rozrywkową dla dorosłych i zaczyna rozmawiać z NIM.
Mężczyzna zdaje się doskonale odgadywać jej pragnienia i na nie odpowiadać. Jednak z czasem Skyler odkrywa przerażającą prawdę: Jayden wcale nie mieszka w innym stanie, za to czai się w mroku, nieustannie ją obserwuje, śledzi każdy jej krok. Jego sieć wokół niej zaciska się coraz mocniej. Kobieta próbuje się od niego uwolnić, ale on jej na to nie pozwala. Jest gotów posunąć się do brudnego szantażu, byle ją przy sobie zatrzymać. Czy to przypadek, że tajemniczy stalker spełnia wszystkie jej najskrytsze fantazje? Kto tak naprawdę kryje się pod maską po drugiej stronie ekranu? Czy z tej obsesji może narodzić się prawdziwe uczucie, które oparte będzie na wzajemnym zaufaniu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Uwaga! Ta książka zawiera elementy, które mogą wywoływać dyskomfort u niektórych odbiorców. Jej treść to wyłącznie fikcja literacka. Powieść jest przeznaczona dla dorosłych czytelników i czytelniczek.
Redaktorka prowadząca: Marta Budnik
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © Oleg, © Allusioni / Stock.Adobe.com
Copyright © 2023 by Adelina Tulińska
Copyright © 2023, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2023
ISBN 978-83-8321-505-1
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka
To bardzo kiepski pomysł… – wzdycham do słuchawki, idąc ulicą w centrum Staunton.
Uwielbiam to miasto za jego doskonale zachowaną architekturę, niewysokie kamienice z pomalowanej cegły, którymi zabudowane jest całe stare centrum. Przemykam pod lekko pożółkłą markizą i mijam zakochaną parę, która niemal ocieka miłością. Dziewczyna wącha dorodny bukiet róż, a facet nachyla się, by skraść jej całusa. Mam ochotę nimi potrząsnąć i powiedzieć im, że miłość to ściema.
– To świetny facet – zachęca Ann. – I jest gorący.
Tłumię jęk, Ann ma zupełnie inny gust, jeśli chodzi o mężczyzn, niż ja. Podobają jej się blondyni z szerokimi uśmiechami i dobrotliwymi oczami, krzyczącymi: „będę świetnym tatą dla twoich dzieci!”. Ja wolę facetów, od których matki każą swoim córkom się trzymać z daleka. Wytatuowany harleyowiec? Chętnie. Miejscowy rozrabiaka z blizną na policzku? Czemu nie? Może dlatego nadal jestem sama. Przez dwadzieścia sześć lat mojego życia nie udało mi się zatrzymać żadnego mężczyzny przy sobie na dłużej. To nie tak, że jestem brzydka albo mam trudny charakter. Okej, mam trudny charakter, ale nie na tyle, żeby… Przerywam te idiotyczne rozważania.
Za kołnierzykiem białej bluzki w grochy zbiera mi się pot i ścieka strużką po plecach. Nie ma to nic wspólnego z temperaturą, bo jest dość zimno. Chyba się denerwuję.
– Czy jest świetny w łóżku? – pytam trochę z przekory.
Ann prycha do słuchawki tak głośno, że niemal czuję na policzku jej ślinę.
– Świruska – kwituje.
Wywracam oczami i podchodzę do niewielkiego baru, gdzie jestem umówiona. Z Mattem, czyli moją randką w ciemno.
– Jeśli nie odpowiesz, będę sądziła, że nie, i go wystawię.
– Jest świetny – odpowiada na odczepnego.
Słyszę w tle, jak jej przyszły narzeczony teatralnie się wkurza. Ann chichocze. Dennis zabiera słuchawkę, słyszę jej protesty i wariacki śmiech. Ci dwoje razem są niemożliwi i najsłodsi na świecie.
– Ann ściemnia. Przecież ona nie ma pojęcia, co to seks.
– Okej. Nie wnikam.
– Baw się dobrze, Skye – mówi do mnie Dennis, a potem zwraca się do swojej dziewczyny: – Z tobą jeszcze nie skończyłem.
– Ty też, Denny – z tymi słowami się rozłączam. Wszyscy od zawsze mówią do niego Denny.
Uśmiech znika z mojej twarzy, bo widzę znajomy samochód, buraczkową hondę, a za kółkiem…
Hunter nie zwraca na mnie uwagi. Szuka miejsca do zaparkowania, wyciągając szyję. Na głowie ma czapkę z logo Thunderbolts założoną daszkiem do tyłu i właśnie to porusza we mnie jakieś nostalgiczne nuty. Jeśli mam być szczera, to mam nadzieję, że nie trafi do tego samego baru co ja i Matt. Nie to, że coś do niego mam. Po prostu wolałabym uniknąć niezręcznej sytuacji, w której mój były i chłopak, z którym jestem na randce, mierzą się oceniającymi spojrzeniami. Buraczkowa honda parkuje kilka miejsc dalej, a ja stoję jak słup soli i obserwuję, co się dalej stanie. Z miejsca pasażera wysiada mężczyzna w czarnej koszulce. To chyba Michael, jego najlepszy przyjaciel. Razem z Hunterem wchodzą do innego lokalu, a ja wypuszczam powietrze w przypływie ulgi.
Biorę głęboki oddech i wchodzę przez skrzypiące drzwi.
Matt siedzi pod oknem i macha do mnie ręką. Oczywiście jest blondynem z niebieskimi oczami. Ann powiedziała, że moim znakiem będzie bluzka w grochy. Nawet gdyby nie wiedział, jaka to jest, nie miałby problemu. Jesteśmy jedynymi gośćmi.
– Cześć. – Matt szczerzy się w dobrotliwym uśmiechu.
Nie będę oceniać go po wyglądzie. Cmoka mnie w policzek, czekam na gorące iskry, które uderzą mnie z pełną mocą, ale nic takiego się nie dzieje. Równie dobrze mógłby mnie pocałować brat albo kuzyn. Co jest ze mną nie tak? Siadam naprzeciwko chłopaka i biorę do rąk zalaminowane menu. Omiatam pozycje wzrokiem, wybieram coś na chybił trafił.
– Jak ci minął dzień, kwiatuszku?
W środku się wzdrygam na kwiatuszka, ale uśmiecham się szeroko. Moje myśli nadal uciekają w kierunku Huntera i jego czapki. Zerkam co parę sekund przez witrynę, upewniając się, że tu nie wejdzie.
– Nawet miło, zważając na to, że pracowałam. A twój?
Matt rozpływa się jak lody na słońcu i zaczyna opowiadać o tym, jak załatwił swojej firmie wygraną w jakimś tam przetargu. Kelnerka przynosi zamówienie. Chłopak, którego reklamowała Ann, rozwodzi się nad swoimi sukcesami. Pod koniec półgodzinnego wywodu jest uprzejmy zapytać:
– A ty gdzie pracujesz, Skye?
– Jestem dziennikarką – odpowiadam, ukradkiem patrząc na wyświetlacz komórki. – Dzisiaj akurat miałam dzień researchu.
Czyli spałam do jedenastej, a potem oglądałam serial na Netfliksie.
– Fascynujące! – odpowiada z rozmigotanym z zadowolenia wzrokiem.
– Muszę się dziś położyć wcześniej spać – wtrącam, wrzucając do torebki telefon i zakładając pasek na ramię.
– Jasne.
Matt przywołuje kelnerkę, a potem zostawia banknot, którego wartość to dwukrotność naszego zamówienia. Kiedy z wyciągniętą ręką podchodzę do drzwi, by je otworzyć, uchylają się niespodziewanie. W progu stoi mój były chłopak. Na mój widok jego źrenice się rozszerzają.
– Hej, Skye – mruczy i przechodzi dalej, nie pytając o nic.
Owiewa mnie zapach jego perfum, który niemal zwala mnie z nóg. Obracam głowę za jego masywną sylwetką. Dlaczego po tylu latach nadal tak na mnie działa? Następny w kolejce do wejścia czai się Michael, który kiwa mi głową na przywitanie, a potem marszczy brwi, patrząc na Matta, który właśnie do mnie podszedł.
– Wyłazisz czy nie? – słyszę szorstki głos w drzwiach.
Jestem tak oszołomiona spotkaniem starych znajomych, że odruchowo robię krok i prawie wpadam na trzeciego mężczyznę.
– Uważaj trochę – burczy koleś w ciemnych okularach i kapeluszu.
Nadal gapię się na Huntera, który teraz rozwala się na siedzisku w rogu. Posyła mi powłóczyste spojrzenie spod długich rzęs.
Mężczyzna w drzwiach chrząka, wybudzając mnie z transu. Wbijam wzrok w owalną klamrę z motywem wilka przy jego pasku i nie mam pojęcia, dlaczego uważam, że jest bardzo podniecająca. Hunter i Michael noszą się nadal nieco niedbale jak w liceum. To taki styl: „nieważne co włożę, i tak jestem zajebisty”. Mają na sobie sportowe spodnie z obniżonym krokiem i bluzy. Chcę spojrzeć mu w twarz, ale facet odwraca się do mnie tyłem, przeciska się obok, mrucząc coś z niezadowoleniem. Rzucam mu przelotne spojrzenie i znowu zerkam w stronę kolegów.
– Rusz się, dziewczyno. – Przepychający się gbur warczy, próbując wejść do środka.
– Przepraszam – odpowiadam zniecierpliwionym głosem. – Lekcja savoir vivre na przyszłość: pierwszeństwo ma osoba opuszczająca pomieszczenie.
Parska, a potem patrzy przez chwilę na Matta. Już nie zaszczyca mnie spojrzeniem, tylko przechodzi obok.
Wychodzimy z knajpy i kierujemy się do samochodu Matta. To kawał byka z matowoszarą karoserią. Światła błyskają, kiedy Matt otwiera drzwi pilotem. Wsiadam do samochodu na miejsce pasażera i zapinam pas. Matt zamyka za mną drzwi i po chwili wślizguje się na miejsce kierowcy. Patrzy na mnie i wiem, co chodzi mu po głowie. To naprawdę miły facet, który skupia się tylko i wyłącznie na sobie. Nie mam mu tego za złe. Kobiety go do tego przyzwyczaiły.
– Możemy jechać do ciebie – decyduję, wyprzedzając zadanie niezręcznego pytania.
Matt uśmiecha się łobuzersko i odpala silnik. Podczas jazdy zastanawiam się, co dzisiaj obejrzę w telewizji, ale tylko po to, żeby nie rozpamiętywać spotkania z Hunterem i jego kolegami. Tak chyba nie powinno być, prawda? Jadę do faceta, żeby się z nim przespać. Jest przystojny i niczego mu nie brakuje. Łudzę się, że tym razem będzie inaczej i coś wreszcie poczuję.
Pół godziny później Matt zdejmuje mi majtki, a ja nadal zastanawiam się nad wyborem serialu. Matt stęka, wsuwając się we mnie na swoim gigantycznym łóżku. Nie czuję nic specjalnego. Mdłe podniecenie związane z obcowaniem z nagim mężczyzną przemyka pod moją skórą. Bez fajerwerków, bez ognia. Czemu to sobie znowu zrobiłam? Myślałam, że tym razem może być inaczej? Że nagle poczuję to coś?
– Jesteś boska – jęczy mi w usta niecałą minutę później, po czym wysuwa się ze mnie z grymasem na twarzy.
Przyglądam się mu beznamiętnie. Podczas całej sprawy jęknęłam parę razy, ale nie miało to nic wspólnego z przyjemnością.
Matt uśmiecha się szeroko, przesuwając palcami po moim odkrytym brzuchu.
– Kwiatuszku, chwila odpoczynku i zajmiemy się tobą, okej?
Powstrzymuję kwaśny uśmiech i mówię:
– Dobra.
Matt błądzi ręką po mojej talii, a potem przesuwa ją na biodro. Bawi się tak dobry kwadrans, nim wsunie ją między moje uda. Nie robi to na mnie wrażenia. Sama nie wiem, na co czekam. Chwilę później mości się między moimi nogami i zaczyna mnie lizać. Coś drgnęło. Czuję napływające podniecenie i mimowolnie się uśmiecham. Przez kolejne minuty zastanawiam się, czy mi się nie wydawało. Chyba jednak tak. Mogłabym przecież go pokierować i powiedzieć co lubię, ale… no właściwie to sama nie wiem, co lubię. Obawiam się, że jestem w tej kwestii nieco zdemoralizowana. Kręcą mnie dziwne akcje.
Matt zaczyna mi robić palcówkę, a ja modlę się, żeby ten absurd dobiegł końca. Piszczę dla większego efektu, a potem łapię jego silny przegub i mówię:
– Och, już, już!
Matt odsuwa rękę i przygląda mi się podejrzliwie.
Opadam na materac, dysząc ciężko.
Ogólnie facet ma fajny apartament i mogłabym sobie nawet wyobrazić, że coś razem pichcimy w otwartej kuchni. Ale nikt nie próbuje się oszukiwać.
– Będę lecieć – mówię krótko, a on kiwa głową. Jeszcze przed wciągnięciem majtek zamawiam w aplikacji ubera, który podjeżdża pod kamienicę cztery minuty później.
Mieszkam pod miastem w wolno stojącym domu z granatowej deski. Jedna z białych okiennic zwisa złowieszczo, wymagając naprawy. Ann mówi, że powinnam przeprowadzić się bliżej cywilizacji, ale mnie jest dobrze tak, jak jest. To spokojna okolica zamieszkana przez rodziny i emerytów. Brakuje mi motywacji, żeby zajmować się ogrodem, dlatego moje rośliny to trawa i tuje. Wysiadam z samochodu i kroczę kamienną ścieżką prosto ku drzwiom. Chłód nocy szczypie mnie w nogi.
W środku wita mnie ponura ciemność. Włączam światło i rzucam torebkę na wieszak, po czym wzdycham ciężko. Moje życie to porażka. Zrzucam szpilki, odwieszam płaszcz. Przez kilka chwil stoję, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Marzę o tym, by zniknąć. Jestem samotna, moje życie to tragikomedia, a ja nie umiem z tym nic zrobić. Każdy kolejny dzień to wegetacja. Praca nie sprawia mi już takiej satysfakcji jak kiedyś, ludzie dookoła mnie wkurwiają. Ann stara się mi pomóc, wiem o tym, ale ja nie umiem inaczej. Dzisiaj wkurza mnie nawet moja twarz, która wyraża to, jak bardzo jestem nieszczęśliwa. Smutno uśmiecham się do siebie, poprawiam kasztanowe fale i staram się sobie wmówić, że jutro będzie lepiej.
Biorę gorący prysznic, szoruję ciało peelingiem, próbując zmazać z siebie zapach tego nijakiego mężczyzny i wspomnienie, że się z nim przespałam.
Wychodzę z kabiny i wycieram się puchatym ręcznikiem. Wklepuję w siebie pół tubki balsamu. Kwadrans później siadam do komputera i zakładam okulary w kocich oprawkach. Dochodzi północ, ale ja jestem nocnym markiem i dobrze mi się pracuje w nocy. Otwieram edytor tekstowy, po kilku pustych chwilach wpatrywania się w swoje notatki, zaczynam pisać artykuł. Obok laptopa studzi się owocowa herbata. Lubię moją przestrzeń, choć jest trochę zabałaganiona. Korzystam tak naprawdę tylko z czterech pomieszczeń. Na poddasze prawie w ogóle nie zaglądam. Teraz siedzę w pokoju, który nazywam gabinetem. Stoją w nim wysoki regał z książkami, pikowany szezlong oraz niewielkie biurko. W oknach wiszą rolety noc dzień, na karniszu brakuje firanek, bo ich nie lubię. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno. Latarnie znowu się zepsuły, choć zaczynam podejrzewać, że wyłączają je z oszczędności. Gdzieś w oddali słychać szczekanie psa, które cichnie po solidnym opierdolu mojego sąsiada, pana Bernarda.
Nie idzie mi. Zapalam pachnącą świeczkę i włączam playlistę, której tytuł obiecuje maksymalną koncentrację. Liczę, że to mi pomoże.
Dwadzieścia minut później zagłębiam się w artykule prasowym o kontuzji kolana piłkarza. Mój wzrok przyciąga kuszący baner między akapitami. Jest prawie cały czarny a neonowe napisy obiecują niezapomniane doznania i rozmowy podczas korzystania z aplikacji. Ekstremum, bo tak się nazywa, jest darmowa i przeznaczona dla osób pełnoletnich.
Unoszę brwi z westchnieniem, po czym skroluję niżej. Jeśli mężczyzna z krwi i kości nie zapewnił mi dzisiaj doznań, wątpiłam, żeby mogła zrobić to aplikacja.
Poprawiam okulary, nucąc pod nosem.
Sprawdzam pocztę w poszukiwaniu kolejnych materiałów. Czasem zaprzyjaźnieni agenci prasowi dają mi cynk, jak coś się dzieje.
Wyrzucam spam do kosza. Powiadomienia z Facebooka, reklamy książek, kosmetyków i ubrań, które oglądałam w sieci. Wśród maili śmieci dostrzegam oszczędną reklamę Ekstremum. Otwieram ją ciekawa, skąd mają mój adres. Nie przypominam sobie, żebym w ostatnim czasie przeglądała treści związane z tematyką erotyczną. Może powinno mnie to zaniepokoić? Oglądam reklamę zawierającą wytatuowane męskie ręce przyciskające w ciemnościach kobiece nadgarstki do pościeli. Coś we mnie drga, ten obraz sprawia, że zaczynam czuć pobudzenie i zainteresowanie.
Waham się chwilę, uderzając opuszkiem palca w usta. Czuję napływające między nogi podniecenie na widok zdjęcia dominującego mężczyzny i trochę się tego wstydzę. To nie jest normalne. Kręcę głową i przechodzę na dół newslettera, żeby się wypisać z listy mailingowej.
Klikam w link. Ukazuje mi się czarna strona ze złotymi elementami i ankieta z pytaniem o satysfakcję klienta. Obok wyświetla mi się lista aktywnych użytkowników, którzy na mnie czekają. Wszyscy mają rysunkowe awatary podkreślające cechy odpowiedzialne za pociąg seksualny. U mężczyzn smakowite muskuły, bicepsy, brzuchy z tą intrygującą ścieżką włosów znikającą za kadrem, u kobiet czerwone usta, piersi lub wypięte pośladki.
Nikt nie zna twarzy osoby, z którą pisze. Nicki nic nie mówią o osobach należących do tej osobliwej społeczności.
Już mam się wypisywać, kiedy pojawia się nowe powiadomienie w rogu.
Mrugam z niedowierzaniem, przecież nie zakładałam tu konta. Ciekawość bierze górę. Klikam na czerwoną kropkę i natychmiast zostaję przeniesiona do pola, w którym mogę wybrać swój nick i awatar, wpisać kilka słów o swoich zainteresowaniach… Aplikacja jednocześnie przypomina mi, o tym, że Jayden czeka na moją odpowiedź. Kusi mnie jego awatar, widzę tylko fragment silnie zarysowanej szczęki z dołeczkiem w brodzie oraz usta, które wyglądają na stworzone do pieszczenia kobiecego ciała.
Waham się, ale napięcie między moimi nogami zachęca mnie, żebym spróbowała. W sumie co mi szkodzi? Jestem sama w domu, nikt się o tym nie dowie. Zresztą… Przecież jestem dorosła. Serce wali mi szybko, kiedy wpisuję swoje imię. Następnie zostaję poproszona o wgranie swojego zdjęcia. Przyglądam się, jak sztuczna inteligencja generuje cztery awatary, z których mam wybrać jeden. Zast nawiam się, przygryzając końcówkę paznokcia. To brzydki nawyk, którego nie umiem się oduczyć. W końcu wybieram bladą dziewczynę z zadartym nosem i rozchylonymi wargami w czarnym skórzanym topie. System tak kadruje zdjęcie, że nie widać całej twarzy. Musi być mrocznie i tajemniczo, jasne. Jakby sam fakt, że system przerobił moje zdjęcie na wyidealizowany awatar, nie wystarczył. Klikam potwierdzenie, że jestem pełnoletnia, po czym zatwierdzam swój profil i czekam, patrząc, jak obraca się ikona diabelskiego serduszka.
Przez ułamek sekundy myślę, że dałam się nabrać, Jayden to pewnie bot, a nie prawdziwy człowiek. Moje serce ogarnia rozczarowanie. W końcu ukazuje mi się okno aplikacji z siatką awatarów i podpisami. Z czystego lenistwa nic tam nie wpisałam. Ikonka powiadomienia nadal mruga do mnie z prawego rogu. Bot na mnie czeka. Pewnie chce mnie poinformować o darmowym okresie próbnym i przedstawić ofertę subskrypcji.
Przerywam przeglądanie profili i wchodzę w wiadomości.
Jayden: Cześć. Co robisz?
Skye: Heya, właśnie zalogowałam się tu pierwszy raz. Jakim cudem dostałam od Ciebie wiadomość, nie mając konta?
Jayden: Wyświetliłaś mi się jako świeżak w poczekalni.
Mrużę oczy, wyszukując wspomnianą przez niego sekcję. W niewielkim okienku na dole wyświetlają się anonimowe ciągi znaków. Pojawiają się i znikają.
Jayden: Miło cię poznać. Cieszę się, że się zdecydowałaś.
Skye: Weszłam tu z ciekawości.
Jayden: Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej .
Jeśli sądzi, że trafił na flirciarę, to się zdziwi.
Skye: Sama nie wiem… Chyba powinnam iść spać.
Nie mam pojęcia, czego się spodziewałam. Że od razu zacznie mnie pytać o pikantne szczegóły i upodobania?
Jayden: Która u Ciebie jest godzina?
Zerkam na zegarek w rogu ekranu, a potem wracam wzrokiem do jego mrocznego awatara. Działa na moją wyobraźnię. Chciałabym się znaleźć sam na sam z nim w ciemnościach.
Skye: Druga w nocy. A u Ciebie?
Jayden: Wow. U mnie jedenasta.
Patrzę na trzy kropki podskakujące w dole rozmowy.
Jayden: Nie możesz spać?
Prycham. No dobra, zaraz się zacznie. Przygotowuję się na falę wiadomości z podtekstami seksualnymi. Ale czy nie tego właśnie chciałam? Po to tu weszłam.
Skye: Jestem typem sowy. Robię sobie krótką przerwę w pracy.
Jayden: Podoba mi się Twoja etyka pracy. Chętnie bym poszedł z Tobą na przerwę.
Na moich rękach pojawia się gęsia skórka. Zaczynam sobie wyobrażać, że wchodzi do mojego pokoju i kładzie dłoń na moich ramionach. Szepcze mi do ucha: „Czas na przerwę”.
Jayden: Rozumiem, że pracujesz zdalnie? Nie chcę mieć Cię na sumieniu, jeśli Cię tu ze mną nakryją. Jeśli jesteś w pracy, lepiej się wyloguj…
Skye: Jestem dziennikarką. Pracuję z domu i w terenie.
Jayden: To mi się podoba. Niezależna dziewczyna. Zaczynam się zastanawiać, co lubisz.
Jayden: Bywasz niegrzeczna?
Rumienię się przed ekranem. Podniecam się naszą rozmową bardziej niż ustami Matta, które zwiedziły dziś całe moje ciało.
Skye: Czasem. A Ty?
Jayden: Jestem bardzo niegrzeczny. Odciągam zdolną dziennikarkę od jej pracy, w dodatku mam z tego frajdę.
Zerkam na zegarek. Mój pobyt w aplikacji przedłużył się do pół godziny. To zdecydowanie dłużej niż zajmuje sprawdzenie jej z ciekawości.
Skye: Chyba już dziś nic nie napiszę. Sprowadziłeś mnie na złą drogę.
Jayden nie odpisuje od razu, podejrzewam, że pisze z innymi, a może ściąga świeżaków z poczekalni. I ja wybieram kogoś na chybił trafił ze strony głównej. Mężczyzna na awatarze pręży muskuły jak Herkules, ale brodę ma jak Zeus.
Skye: Hej.
Cole: Cześć, słodka. Jesteś dziewicą?
Cole: Bo jeśli tak to z chęcią Cię nabiję na moją dzidę.
Mrugam, po czym zamykam okno rozmowy z Cole’em. Klikam na zdjęcie innego mężczyzny, Ashera08. On z kolei na dzień dobry nazywa mnie suczką i od razu przechodzi do opisu, jak chętnie wylizałby moją słodką cipeczkę, oraz pyta, czy pokażę mu ją na kamerce. Dopiero teraz dostrzegam ikonkę w górnej części okienka czatu. Denerwuję się, w obawie, że mam ją cały czas włączoną, a nie czuję się gotowa pokazywać na czacie erotycznym.
Zdegustowana wstaję i idę na chwilę do kuchni, żeby nalać sobie kieliszek wina. Biorę gigantyczny łyk, po chwili dolewam sobie z butelki. Mam ochotę zaszaleć, stwierdzam, wracając do rozmowy z Jaydenem. Tylko on wydaje mi się tu w miarę normalny. Po powrocie do rozmowy czekają na mnie nowe wiadomości. Siadam na miękkim krześle i rozkładam nogi. Wino musuje w kieliszku obok kubka z wypitą do połowy herbatą. Spoglądam na ekran, jednocześnie delektując się cierpkim smakiem wina.
Jayden: Nie powiem, że się z tego nie cieszę.
Jayden: Jak Ci jest na tej złej drodze?
Jayden: Mam nadzieję, że nie zasnęłaś…
Jayden: Jeśli tak, to mam nadzieję, że masz słodkie sny… O złej drodze. Całuję na dobranoc.
Skye: Nie śpię.
Jayden: Wspaniale. Czy jest coś, co mogę dla Ciebie zrobić?
Mam pewien pomysł, ale się waham – moje palce zawisają nad klawiaturą. Czuję, że to coś… bardzo niedozwolonego i zakazanego, ale jednocześnie kuszącego i ekscytującego. Wyloguję się i przecież nigdy go nie spotkam. Przygryzam wargę, czytając kolejną wiadomość.
Jayden: Śmiało… Możesz mi powiedzieć.
Piję wino, mrużąc oczy. W końcu weszłam tu w jednym celu. Nie powinnam się teraz wstydzić. Kręcę głową nad własną głupotą. To już przesada. Nie jestem przecież taka… zdeprawowana. W końcu nie piszę tego, co mi naprawdę chodzi po głowie, hamując swój popęd zwykłym pytaniem.
Skye: Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej na Twój temat. Czy to Twoje prawdziwe imię?
Jayden: Czytałaś regulamin, kotku?
Skye: Yyy…
Jayden: Nie można podawać żadnych faktów ani prawdziwych danych o sobie. Na wypadek, gdyby ktoś był psycholem.
Skye: Nie jestem psycholem.
Jayden: Powinnaś uważać w sieci.
Czuję rozczarowanie. Nie chce mi nic o sobie powiedzieć. Znam tylko godzinę, która u niego jest, więc mogę spróbować zgadywać, skąd pochodzi.
Skye: W takim razie powiedz coś ogólnego. Chcę sobie Ciebie lepiej wyobrazić. Co lubisz?
Jayden: Mam odpowiadać zgodnie z tematem tej aplikacji?
Przełykam ślinę, czując gwałtowną falę podniecenia zalewającą mnie od stóp do głów. Całe moje ciało krzyczy, tak! Biorę kieliszek i pijąc, odpisuję drugą ręką.
Skye: Tak.
Jayden: Chcesz wiedzieć jak bym to z Tobą zrobił, gdybym jakimś cudem był w Twoim domu?
Oblizuję wyschnięte wargi, czując, jak narasta we mnie ekscytacja. W napięciu czekam na dalszy rozwój sytuacji. Wysyłam kiwającą główkę.
Na widok trzech tańczących kropek dopijam wino. Już trochę zaczyna mi szumieć w głowie. Jest wspaniale.
Jayden: Mam być dokładny czy ogólny?
Skye: Dokładny…
Jayden: Hmm… Wyobrażam sobie, że wychodzisz z łazienki, Twoje ciało jest ciepłe i zaróżowione od gorącej kaskady. Nadal spływają z Ciebie kropelki wody, a Twoje mokre włosy kleją się do pleców. Działasz na mnie jak wabik. Pragnę przyłożyć język do twojej skóry i jej skosztować. Na twoich ustach pozostają krople słodkiego wina, które pragnę zlizać. Jesteś trochę nieśmiała a jednocześnie przestraszona, ten niepokój Cię nakręca, bo rumienisz się na widok obcego mężczyzny w czarnym stroju i kapturze. Zaczynasz się zastanawiać, jak długo tu jestem. Czy podglądałem, jak mydlisz swoje ciało, dotykasz swoich sterczących sutków…
Jayden: Jesteś tam?
Nie mogę oderwać wzroku od tego opisu. Mam wrażenie, jakby naprawdę dzisiaj u mnie był i mnie obserwował. Moje dłonie bezwiednie drażnią piersi przez materiał koszulki.
Skye: Tak. Jak długo tu jesteś?
Jayden każe mi czekać na odpowiedź. Liczę, że dzięki temu dostanę bardzo dokładny opis tego, co mi zrobi ten intrygujący mężczyzna w ciemnym kapturze.
Jayden: Jestem tu na tyle długo, by wiedzieć o Tobie parę brudnych faktów.
Skye: Na przykład?
Jayden: Widziałem, jak robiłaś sobie dobrze ręką pod prysznicem.
Zastygam w miejscu. Robiłam sobie dobrze ręką pod prysznicem dwa tygodnie temu. On nie mógł o tym wiedzieć. Strzela w ciemno. Na pewno wiele kobiet tak robi.
Jayden: To było takie podniecające… Doszedłem od samego patrzenia, jak się pieprzysz.
Jayden: Dobrze trafiłem?
Skye: Tak. Chcę znać ciąg dalszy wątku. Zdejmujesz kaptur?
Jayden: Nie.
Skye: Dobrze.
Jayden: Boisz się, że jestem trollem?
Zaczynam się głośno śmiać.
Skye: Wiem, że nie.
Jayden: Rozumiem, kręci Cię tajemniczy mężczyzna bez twarzy…
Skye: Mów dalej…
Jayden: Podchodzę do Ciebie szybkim krokiem, a potem popycham Cię na drzwi. Zrywam z ciebie ręcznik, który odrzucam na kosz na pranie. Patrzę głodnym wzrokiem na Twoje słodkie ciało, podziwiam je. Jedyne światło w przedpokoju wpada przez okienko łazienkowe nad Twoją głową.
Te słowa zaczynają mnie coraz bardziej niepokoić. Jayden opisuje to z fotograficzną dokładnością, jakby u mnie już kiedyś był. Ile osób trzyma kosz na pranie poza łazienką? Moja jest tak mała, że nie ma tam miejsca. Ile osób ma włącznik światła w przedpokoju z niewłaściwej strony i zostawia na chwilę zapalone światło, nim wyjdzie z łazienki?
Jayden: Ale najbardziej z tego wszystkiego kręci mnie Twoja podniecona i przestraszona mina. Czekasz w napięciu na mój kolejny krok. Oddychasz płytko, Twoje piersi falują. Ja z kolei jestem już twardy jak skała.
Patrzę prosto w kamerę laptopa. To niemożliwe, żeby mnie widział. Moja kamerka jest wyłączona. Jest napisane na niej off. Wyłączam na moment aplikację i wchodzę w ustawienia systemowe. Zabraniam dostępu urządzeniom z zewnątrz.
Jayden: Jesteś jeszcze? Zrobiłaś się nieaktywna.
Skye: Tak.
Jayden: Wyjmuję dłoń w czarnej rękawiczce i łapię między dwa palce Twój sutek. Jęk ucieka z Twoich warg, kiedy go lekko ciągnę.
Moje ciało przeszywa piorun, mam wrażenie, że ktoś tu jest. Podrywam się z krzesła, strącając kubek z herbatą. Z przekleństwem rzucam ręcznik na plamę na podłodze, po czym rozglądam się uważnie przez okno. Pies sąsiadów znowu zaczyna ujadać, co tylko potęguje mój niepokój. Zapalam światła w całym domu, jakbym oczekiwała, że gdzieś tutaj czai się mężczyzna w kapturze. Zamykam drzwi na klucz, po czym gwałtownym ruchem przekładam zasuwkę.
Jayden: Wszystko w porządku?
Pocieram twarz ze zmęczenia. Chyba jestem trochę przepracowana i zestresowana. To wszystko. Podniecają mnie jego wiadomości, ale chyba na dziś mi wystarczy wrażeń. Rozmowa z nim jest uzależniająca i ekscytująca, dlatego wiem, że powinnam przerwać to szaleństwo, nim mnie pochłonie. Nie chcę się masturbować przed komputerem z obcym człowiekiem po drugiej stronie.
Skye: Tak. Muszę już kończyć. Dziękuję za rozmowę.
Jayden: Przyjemnych snów.
Zamykam laptopa z trzaskiem. Całe moje ciało drży z podniecenia. Jestem tchórzem. Wracam do łóżka i zakopuję się w puchatej kołdrze. Oczywiście nie mogę zasnąć, bo w głowie nadal widzę te wszystkie obrazy, które namalował przede mną Jayden.
Krzywię się, patrząc na siebie w lustrze po przebudzeniu. Moje oczy są spuchnięte jak u żaby. Nakładam tonę ujędrniającego kremu na powieki, bo to ten dzień, kiedy muszę pojawić się w redakcji na kolegium i wyglądać jak człowiek.
Redaktor naczelny będzie pytać mnie o postępy, których nie poczyniłam, i o tematy, które zamierzam poruszyć w kolejnym numerze.
Mam jedynie pomysły na wywiad z piłkarzem, który doznał kontuzji, oraz relację z meczu towarzyskiego.
Prostuję włosy, jednocześnie wkurzając się na grzywkę, która wpada mi do oczu. Od razu chwytam telefon i wybieram numer do fryzjera, żeby umówić się na dzisiaj po kolegium w redakcji. Skoro i tak będę w mieście, mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Pięć minut przed czasem wchodzę przez drzwi sali na pierwszym piętrze narożnej kamienicy. To tutaj odbywają się nasze cotygodniowe spotkania, które z Ann nazywamy spowiedzią. Na środku gigantycznego słonecznego pokoju stoi długi stół konferencyjny z zaślepkami, z których można wyciągnąć kable do podładowania sprzętu. Przez okna widać pieszych czekających na zielone światło, mobilną kawiarnię oraz przebiegającą przez ulicę Ann. Uśmiecham się pod nosem na widok jej różowej sukienki i wysokich szpilek, w których okrąża trąbiące samochody. Szalik w róże powiewa za nią jak welon, w dłoniach trzyma kawę dla naszego przełożonego.
Za plecami czuję chłodny powiew, kiedy drzwi się otwierają. Odwracam się i zaciskam usta. Do środka wkracza dumnym krokiem Evan Brown, zwany przeze mnie Evanem B. W rozwinięciu Evanem Bałwanem. Nie lubimy się, a to dlatego, że na każdym kroku przypomina mi, że kobiety nie tylko nie powinny pisać o sporcie, ale i go uprawiać. W ogóle uważa, że wszystkie powinnyśmy siedzieć w domu i czekać z obiadem na mężów, masować im stopy bądź robić za podnóżki.
Evan założył dziś granatową koszulę z krótkim rękawem i czarne spodnie. Wkłada dłoń do kieszeni i posyła mi bezczelny uśmiech, który wkurza mnie jeszcze bardziej niż jego ulizane włosy. Wypastowane buty prawie nie wydają dźwięku na szarej wykładzinie, kiedy się zbliża.
– Co tam, Skye? – zagaduje z pozoru przyjaznym tonem. – Nie mieli więcej brokatu w Walgreens?
To nasza miejska drogeria. Evan pije oczywiście do mojej połyskującej marynarki i rozświetlacza na policzkach. W moim mniemaniu nie wyglądam tandetnie, ale ten tekst w jego ustach i wredne spojrzenie sprawiają, że zaczynam czuć się jak natapirowana dziwka, którą tirowcy odwiedzają w lesie. On tak na mnie patrzy. Z pogardą. Jakbym miała mu paść do stóp.
Posyłam mu kwaśny uśmiech.
– Mieli, zostawiłam dla ciebie. Posyp się, może to pomoże ci zabłysnąć na kolegium.
Wargi drżą mu z irytacji. Wkurwia go, że kobieta mu potrafi odpyskować. Zmarszczka na czole oznacza, że intensywnie myśli nad odpowiedzią. Patrzę na niego wyzywająco. Nie ma szansy się odegrać, bo do środka wchodzą Mark, nasz redaktor naczelny, Ann z policzkami zarumienionymi od pośpiechu oraz pozostali dziennikarze, którzy będą się dziś spowiadać.
Krzesła szurają, kiedy zajmujemy miejsca. Evan, ku mojemu niezadowoleniu, wybiera to naprzeciwko mnie. Będę musiała znosić dyskomfort jego spojrzenia przez kolejne czterdzieści minut.
Mark opiera dłonie na masywnym biurku, skanując wzrokiem notatki na tablecie. Na palcu serdecznym widnieje zmatowiała obrączka. To idealny przykład małomiasteczkowego taty, który zaraz po pracy jedzie odebrać córki ze szkoły, a potem zawozi je na tenisa. Zaciska usta pod wąsami, bębniąc palcami w blat i wiem, że to nie oznacza niczego dobrego.
Mam nadzieję, że pójdzie szybko. Otwieram pokrywę laptopa i wyciągam mój notes z zapiskami. Nie mam zbyt dużo do powiedzenia, wszystko i tak pamiętam, ale jakoś tak profesjonalniej się czuję z laptopem. Poza tym potrzebuję pretekstu, żeby się odgrodzić od człowieka, który w oczach ma obietnicę mordu.
Ann posyła mi krzepiący uśmiech, siadając obok redaktora, i również otwiera swój laptop. Dzięki niej łatwiej mi przetrwać wojnę, którą toczę z Bałwanem. Pozostali dziennikarze wyglądają tak jak ja – woleliby się zająć pracą niż tutaj siedzieć.
Patrzę na skrzynkę odbiorczą i zastygam z kursorem na najnowszym tytule maila. Powiadomienie z Ekstremum, informuje, że czeka na mnie nowa wiadomość. Jayden czegoś ode mnie chce. Unosząc brwi, zastanawiam się, czy to jeszcze coś z nocy, czy napisał rano. Powiadomienie przyszło minutę temu, ale przypuszczam, że może być opóźnione. Miałam więcej nie wchodzić na tamtą aplikację, ale… pokusa jest zbyt silna.
Nie mogę zebrać myśli. Przecież nie otworzę wiadomości w biały dzień w pracy.
– Skye? – Głos Marka sprowadza mnie z powrotem na ziemię.
– Tak?
Evan posyła mi arogancki uśmieszek. Uwielbia, kiedy jestem zdezorientowana. Biorę się w garść.
– Do końca tygodnia masz artykuł na biurku – obiecuję.
– Dobrze, bo mam dla ciebie coś nowego – mówi poważnym tonem, patrząc na mnie znad okularów.
Mina Evana rzednie, na moje usta z kolei wpełza zwycięski uśmiech.
– Doskonale – mówię. – Co takiego?
– Napiszesz artkuł o trojaczkach. Kobieta już jest w szpitalu.
Widzę, jak w oczach Evana błyska triumf, który w akompaniamencie słów Marka wytrąca mnie z równowagi. Mrugam z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy redaktor z kimś mnie nie pomylił.
– Zajmuję się sportem – przypominam dobitnie.
– Nie mam ludzi – odpowiada Mark ze smutkiem, który niestety wydaje mi się autentyczny.
– Może ci korona z głowy nie spadnie – szepcze Evan jadowicie.
Posyłam mu miażdżące spojrzenie.
– Jutro jadę na mecz. Nie mogę czatować w szpitalu – protestuję oburzona.
– To tylko mecz towarzyski – pociesza mnie Evan, po czym puszcza do mnie oko. Doprowadza mnie swoim bezczelnym zachowaniem do białej gorączki. Mam ochotę chwycić laptop i rozbić mu na głowie.
Przez resztę spotkania wymieniamy się gromiącymi spojrzeniami. Nienawidzę go. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kobieta urodzi dzisiaj.
Kiedy wszyscy wstają z miejsc, Mark prosi, żebym została.
Evan po raz ostatni przygląda mi się, jakbym była karaluchem pod jego butem, i wychodzi.
– Chcę, żebyś zajmowała też innymi tematami – daje jasny komunikat, trzymając ręce na biodrach. Patrzy na mnie opiekuńczym wzrokiem znad zsuwających się okularów. – Wiem, że sport to dzięki tacie twój konik, ale potrzebuję rąk do pracy przy tematach społecznych.
Zaciskam usta w wąską linię. Pamiętam dzień, w którym przyjmował mnie do pracy. Wówczas każde z nas postawiło jasno swoje oczekiwania i się zgodziliśmy. Czemu teraz to zmienia?
– Zrobię ten materiał, ale w przyszłości przydzielaj je komu innemu.
Mark mówi, że przyszłość naszej gazety stoi pod znakiem zapytania, wiele spraw przenosimy do internetu i że on potrzebuje klikanych nagłówków. Wzdycham, po czym wychodzę ze zwieszoną głową.
Mimo nieprzyjemnej sytuacji nie zapominam o czekającej na mnie wiadomości. Mam ochotę jak najszybciej otworzyć laptop i to sprawdzić. Oczywiście nie zrobię tego w redakcji, więc idę do łazienki. Wyjmuję telefon z torebki i sprawdzam pocztę. Niestety nie znajduję tego, co napisał Jayden. Muszę podążyć za linkiem, natychmiast wyświetla mi się opcja, żeby zainstalować aplikację. Ikonka jest dyskretna. Zastanawiam się chwilę, przygryzając paznokieć. W końcu ciekawość wygrywa.
Moja klatka piersiowa faluje z powodu zdenerwowania sytuacją podczas kolegium. Opieram się o ścianę i przygryzam wargę, odczytując najnowsze wiadomości.
Jayden: Dzień dobry, Skye. Myślałem o Tobie w nocy.
Jayden: Wyspałaś się?
Ostatnia wiadomość dochodzi do mnie właśnie w tym momencie. Zastanawiam się, kto ma czas w ciągu dnia siedzieć w tej aplikacji. Co on robi na co dzień, z czego żyje? Może jest bezrobotnym chłopakiem, siedzącym na garnuszku rodziców? Nie pasuje mi to do niego.
Nie wiem nawet, ile ma lat. Może jest w wieku mojego ojca? Mimo że obiecałam sobie skasować tę apkę, jestem nim zaintrygowana.
Skye: Jestem w pracy. Nie mogę teraz.
Jayden: Czas na przerwę.
Skye: Jestem w redakcji…
Jayden: Nie przeszkadza mi to. Znajdź ustronne miejsce.
Jayden: Chcę Ci coś pokazać. Teraz…
Patrzę i nie wierzę w to, co widzę. Mam wrażenie, że jest niecierpliwy i zły na mnie. Sama nie wiem, czego mogę się spodziewać. Wbrew temu, co zawsze robiłam, ściszam telefon i wchodzę do kabiny. Zamykam za sobą zasuwkę, czując narastające pobudzenie i niepokój. Moje serce wali niemiłosiernie mocno, kiedy odpisuję.
Skye: Już.
Wysyła zdjęcie, które się ładuje. Spodziewam się, że zaraz zobaczę penisa. Ze wstrzymanym oddechem otwieram załącznik. Widzę nadgarstek ręki z zegarkiem na tle wyrzeźbionego brzucha. Podciąga koszulkę, której kawałek trzyma w zębach. Kropelki potu spływają po lekko opalonej klatce piersiowej. Zdjęcie jest zrobione z góry i niestety nie widzę twarzy. Jego ciało jest po prostu doskonałe. Poniżej twardych splotów mięśni i tej pociągającej linii włosów dostrzegam pasek czarnych spodni i czarne adidasy z fioletowym, odblaskowym znaczkiem. Natychmiast zapominam o problemach w pracy.
Skye: Fajny zegarek.
Jayden wysyła mi całe linie śmiejących się emotek.
Skye: Co Cię tak bawi?
Jayden: Nic takiego. Jesteś słodka.
Skye: Bo?
Jayden: Chyba Ci się troszkę spodobałem…
Skye: Po czym wnioskujesz?
Jayden: Po tym, że nie zwróciłaś uwagi na najważniejszą rzecz na zdjęciu. Dam Ci jeszcze jedną szansę.
Przecież zareagowałam normalnie… Nie napisałam, że ślinię się do jego apetycznej klaty ani że mam ochotę zbadać podbrzusze językiem. Muszę przyznać, że takie myśli przyszły mi do głowy. Otwieram jeszcze raz zdjęcie i analizuję dokładniej. Z tyłu widzę przekrzywiony znak drogowy, w tle rozmazane góry. Mężczyzna dba o kondycję, wysłał mi zdjęcie z porannego joggingu. Dopiero teraz dociera do mnie, że to smart watch, na którym wyświetla się wysokie tętno i rekordowa prędkość w czasie. Ponad trzy mile w czternaście minut? To wynik godny olimpijczyka. Jayden porusza się szybko jak kometa. Muszę przyznać, że robi wrażenie.
Skye: Brawo. Ładny wynik!
Jayden: Dziękuję.
Skye: Dlaczego kazałeś mi znaleźć ustronne miejsce?
Jayden: Bo zaraz wchodzę pod prysznic i miałem nadzieję na…
Gwałtowne podniecenie uderza mnie jak spadająca gwiazda, ale nie mogę przecież uprawiać seksu przez czat w pracy. Słyszę, jak do łazienki ktoś wchodzi. Zaciskam oczy, bo natychmiast wyobrażam sobie, że to mężczyzna w kapturze. Szuka mnie i chce mnie tu dorwać. Wbrew temu, czego pragnie moje ciało, odpisuję:
Skye: Muszę wracać do pracy. Później porozmawiamy.
Później porozmawiamy? Dlaczego tak napisałam? Wychodzę z kabiny i patrzę w lustro nad umywalkami. Jestem czerwona jak burak, a moje oczy błyszczą nienaturalnie. Całe moje ciało jest napięte i pobudzone. Telefon brzęczy, ogłaszając kolejną wiadomość. Biję się z myślami. W końcu ciekawość znowu wygrywa. Otwieram ją.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej