Dąbrowszczacy - Piotr Ciszewski - ebook

Dąbrowszczacy ebook

Piotr Ciszewski

0,0

Opis

Dąbrowszczacy - Na świecie szanowani, w Polsce poniżani
Dąbrowszczacy to książka o Polakach i Polkach, którzy ruszyli na pomoc republikańskiej Hiszpanii. Wraz z antyfaszystami z wielu innych krajów bezinteresownie stanęli w walce z wojskowym zamachem stanu popieranym przez Hitlera i Mussoliniego. Na tle najważniejszych epizodów wojny domowej w Hiszpanii autor pokazuje działania polskich jednostek, kreśli sylwetki dowódców oraz szeregowych żołnierzy, pokazuje momenty triumfu i gorzkie chwile porażek.
Integralną częścią książki są sylwetki niektórych postaci, portrety ludzi ideowych oraz odważnych, a przy tym niepozbawionych wad. Ich losy były niezwykle powikłane i dramatyczne. Część z nich nie była wcześniej opisywana w żadnych opracowaniach.
Autor, demaskując uproszczenia i fałszerstwa kierowanej przeciwko dąbrowszczakom prawicowej propagandy, pokazuje motywacje, a także tragiczne nieraz drogi życiowe ochotników i ochotniczek walczących w Brygadach Międzynarodowych.

Piotr Ciszewski – ur. 1979, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, działacz społeczny, współtwórca Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów oraz koordynator kampanii Historia Czerwona, zajmującej się historią polskiego ruchu robotniczego. Publikował artykuły dotyczące historii
m.in. w dzienniku „Trybuna”, tygodniku „Przegląd”, miesięcznikach „Robotnik”, „Robotnik Śląski” i „Dziś”, kwartalniku „Pokolenia”, na portalach lewica.pl i historykon.pl. Współautor książki „Wszystkich nas nie spalicie” o kulisach reprywatyzacji w Warszawie i innych miastach. Entuzjasta historii najnowszej, a zwłaszcza historii idei. Jego hobby to rekonstrukcje historyczne i gry strategiczne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 335

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki: IZA MIERZEJEWSKA
Redakcja: LESZEK KAMIŃSKI
Korekta: PAULINA GIL
Opracowanie graficzne i łamanie: ANNA ROSIAK
Fotografie: Piotr Ciszewski, Ray Hoff, Robert Capa, Archiwum Akt Nowych, Centralna Biblioteka Wojskowa, ze zbiorów rodzinnych Doroty Lorskiej, ze zbiorów Zuzanny Hertzberg, Lech Wyszczelski „Dąbrowszczacy”, RGASPI, The International Brigades Remembered, Wikimedia Commons, Aircraftnut.blogspot.com, Albavolunteer.org, Belt.es, Casavelazquez.org, Elgrancapitan.org, Elperiodico.com, Historiageneral.com, Learning-history.com, Nuevatribuna.es, Redesdeportivasonline.com, Toledogce.blogspot.com Okładka: RGASPI, Archiwum
Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
ISBN 978-83-64407-59-8
Wydawca Fundacja Oratio Recta ul. Inżynierska 3 lok. 7 03-410 Warszawawww.tygodnikprzeglad.plsklep.tygodnikprzeglad.pl e-mail:[email protected]

Zamiast wstępu – walka o pamięć i prawdę

Dąbrowszczacy[1] toczą dziś w Polsce kolejną bitwę. Tym razem nie znajdują się pod ostrzałem dział dostarczonych generałowi Franco przez Hitlera i Mussoliniego, lecz propagandy Instytutu Pamięci Narodowej. Byli „jeźdźcami komunistycznej apokalipsy” oraz „żołnierzami Stalina”. Takimi epitetami określił ich historyk z IPN Piotr Gontarczyk[2]. Z kolei dr Daniel Czerwiński z gdańskiego oddziału Instytutu, podczas debaty dotyczącej dekomunizacji, udowadniał, że dąbrowszczacy są współodpowiedzialni za tworzenie aparatu represji po 1944 r., a formacja, z której się wywodzą, była całkowicie kontrolowana przez ludzi Stalina. Na dowód przywołał przygotowaną analizę kilkudziesięciu biogramów ochotników Brygad Międzynarodowych zarejestrowanych w Trójmieście po II wojnie światowej. Podczas tej samej debaty wtórował mu ekonomista, mianowany przez IPN historykiem – Leszek Żebrowski[3].

Przedstawiciele gdańskiego IPN opublikowali też szereg tekstów dotyczących dąbrowszczaków w skrajnie prawicowym piśmie „Glaukopis”. W przedmowie do jego 35. numeru Wojciech Jerzy Muszyński napisał: „Ci młodzi ochotnicy, o ile w ogóle wcześniej byli idealistami, [...] szybko stawali się maszynami do zabijania, pijanymi ideologią i głodnymi krwi »wrogów ludu«, których sumieniem były dyrektywy partii komunistycznej”[4]. Instytutu nie zniechęciło nawet zamieszczenie w tym samym numerze tekstu hiszpańskiego historyka Carlosa Caballero Jurado, powiązanego z ruchem neonazistowskim, negującego holokaust oraz gloryfikującego hiszpańskich ochotników walczących po stronie nazistów w II wojnie światowej[5].

Publikacje IPN oraz organizowane przez Instytut debaty to elementy przemyślanej „polityki historycznej”. 1 kwietnia 2016 r. posłowie PiS przy wsparciu opozycji sejmowej uchwalili Ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki, zwaną potocznie ustawą dekomunizacyjną. Jednym z głównych celów zmieniania pamięci historycznej stali się właśnie dąbrowszczacy. To poświęcone im ulice znalazły się na listach do zmiany nazw, pomimo oporu wielu społeczności lokalnych.

Instytut Pamięci Narodowej, mający w myśl nowego prawa opiniować nazwy, przygotował nawet notki historyczne, które miały przekonać samorządowców do poparcia zmian. Pod hasłem „dąbrowszczacy” czytamy na stronie IPN m.in.: „Większość z nich dążyła do budowy w Hiszpanii państwa stalinowskiego (...). W latach wojny jako tzw. <hiszpanie> stali się zapleczem kadrowym dla powstających w centralnej Polsce oddziałów komunistycznej Gwardii Ludowej PPR. Jej pierwszym dowódcą był <hiszpan>, przeszkolony w ZSRS dywersant Bolesław Mołojec – jeden z dowódców Brygady im. Dąbrowskiego w 1938 r. Jako <dąbrowszczacy> stali się częścią propagandowego mitu w okresie PRL, głoszącego, iż komuniści w różnych krajach świata walczyli o wyzwolenie <narodowe i społeczne>, przy pełnym przemilczeniu ich dążeń do rozszerzenia systemu stalinowskiego i zasięgu totalitarnego ZSRS na inne kraje Europy.” (pisownia oryginalna)[6].

Notka nie jest podpisana, ani nie posiada żadnej bibliografii. Zapytany o powód takiego jej przygotowania, IPN odmówił odpowiedzi. Pisma od różnych inicjatyw lokalnych, walczących o zachowanie pamięci historycznej, zostały zignorowane. Podczas warszawskiej debaty o dekomunizacji dr Maciej Korkuć zapowiedział wprawdzie odpowiedź, z obietnicy nie wywiązał się jednak do momentu, gdy książka ta została oddana do druku, i to pomimo ponawianych pism z zapytaniami.

Drugim filarem, na którym opiera się prezentowana przez IPN wizja, jest opracowanie dr. Daniela Czerwińskiego Dąbrowszczacy, przedstawiające analizę 58 biogramów członków powojennego Związku Dąbrowszczaków w okręgu gdańskim. Ma ono udowadniać, jakoby byli oni podstawą kadr służb bezpieczeństwa stalinowskiej Polski. Należy zaznaczać, że sam autor nie uznaje takich ocen za miarodajne dla wszystkich polskich ochotników walczących w wojnie domowej w Hiszpanii[7].

IPN poszedł w swej manipulacji historią Brygad Międzynarodowych tak daleko, że jego przedstawiciele czują się w obowiązku pouczać inne narody w sprawie pamięci historycznej, krytykując upamiętnianie antyfaszystowskich ochotników na zachodzie Europy, a także w samej Hiszpanii. Ich zdaniem, zachód Europy, niemający takiej styczności z rządami komunistów jak Polska, ma fałszywy obraz Brygad Międzynarodowych[8].

Większość wypowiadających się na temat dekomunizacji polityków powtarza z kolei kilka IPN-owskich schematów lub wręcz wykazuje całkowitą ignorancję, jak lokalny przedstawiciel Ruchu Kukiz’15 z Olsztyna, twierdzący, że dąbrowszczacy byli ochotnikami walczącymi po stronie bolszewików w wojnie 1920 r.

Prawicowych ekspertów od polityki historycznej kłuje w oczy, że w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Francji i innych krajach pomniki poświęcone Brygadom Międzynarodowym są otaczane powszechną czcią. Jeden z nich, znajdujący się w centrum Londynu, to miejsce, w którym regularnie stowarzyszenia weteranów czczą kolejne rocznice wybuchu wojny domowej w Hiszpanii oraz sformowania Brygad. Podobnie jest w wielu innych miastach, gdzie o pomniki i tablice pamiątkowe dbają lokalne związki zawodowe i stowarzyszenia. W Belfaście irlandzkich ochotników upamiętnia umieszczony w urzędzie miasta witraż.

Tworzone są nawet nowe miejsca pamięci. W dniu, w którym w Warszawie obrońcy Brygad musieli protestować przeciwko ich szkalowaniu przez IPN, w Paryżu, niedaleko dworca Austerlitz, odsłonięto monument przypominający o tych, którzy przez tę stację udawali się do Hiszpanii na wojnę. W uroczystości uczestniczyli przedstawiciele władz miasta, kombatanci i delegacje związków zawodowych[9].

Według International Brigade Memorial Trust, mapującego miejsca upamiętnienia Brygad Międzynarodowych, na całym świecie jest ich kilkaset, w tym w tak egzotycznych krajach, jak Chiny, Nowa Zelandia, Australia czy Argentyna[10]. Pomniki oraz tablice poświęcone walczącym w Hiszpanii antyfaszystom znajdują się również w Stanach Zjednoczonych, na których tak lubi się wzorować współczesna polska prawica. Nikt nie myśli o ich usunięciu. Gdy w lutym 2016 r. zmarł ostatni weteran amerykańskiej Brygady im. Abrahama Lincolna – Delmer Berg, na łamach dziennika „New York Times” ukazał się interesujący nekrolog. Jego autor napisał o żołnierzach Brygad Międzynarodowych: „Zawsze żywiłem podziw dla ich bohaterstwa i poświęcenia w Hiszpanii”[11]. Pod słowami tymi podpisał się niedawno zmarły republikański senator John McCain, który – pomimo bycia zdeklarowanym antykomunistą – wielokrotnie podkreślał szacunek dla wszystkich walczących z faszyzmem.

Jeszcze inaczej przedstawia się sprawa pamięci historycznej w samej Hiszpanii. Niemal każde z pól bitewnych, na których zmagania toczyły Brygady, jest oznaczone pomnikami oraz tablicami pamiątkowymi. W samym Madrycie jest ich kilkanaście, w tym najważniejszy, znajdujący się w miasteczku uniwersyteckim, o które ciężkie boje toczyli m.in. dąbrowszczacy. W 80. rocznicę sformowania Brygad Międzynarodowych ich imię nadano jednemu ze skwerów. Podczas uroczystości przemawiał m.in. przedstawiciel warszawskiej inicjatywy Łapy Precz od ul. Dąbrowszczaków[12].

W wielu miastach działają lokalne oddziały Associación de Amigos de las Brigadas Internacionales (AABI), czyli Stowarzyszenia Przyjaciół Brygad Międzynarodowych, dokumentującego miejsca bitew, prowadzącego spisy dokumentów, a także organizującego uroczystości rocznicowe. Materiały dostarczone przez tę organizację były bardzo pomocne przy przygotowywaniu mojej książki.

W rocznice największych bitew – nad Ebro, w okolicach Madrytu czy pod Guadalajarą – odbywają się marsze połączone z odwiedzaniem miejsc pamięci, a czasami również rekonstrukcjami historycznymi.

W dbanie o pamięć o członkach Brygad Międzynarodowych włączyło się również hiszpańskie państwo. W 1996 r. parlament – Kortezy Generalne – przegłosował ustawę o nadaniu wszystkim antyfaszystowskim ochotnikom, walczącym w wojnie domowej honorowego obywatelstwa Hiszpanii. Prawo to poparły wszystkie główne partie polityczne – zarówno Zjednoczona Lewica i Hiszpańska Robotnicza Partia Socjalistyczna (PSOE), jak również prawicowa Partia Ludowa, której polityczne korzenie sięgają czasów reżimu Franco. Prawo zostało następnie zmodyfikowane w 2007 r., podczas rządów PSOE, po wprowadzeniu artykułu 18 ustawy o pamięci historycznej.

Ustawa mówi:

Przyznawanie obywatelstwa hiszpańskiego ochotniczym członkom Brygad Międzynarodowych.

W celu wdrożenia prawa, które uznał Dekret Królewski 39/1996, z dnia 19 stycznia, ochotników Brygad Międzynarodowych, którzy brali udział w Wojnie Domowej 1936-1939 nie powinien obowiązywać wymóg zrzeczenia się poprzedniego obywatelstwa wymagany w artykule 23, literze b, Kodeksu Cywilnego, który to odnosi się do nabycia obywatelstwa hiszpańskiego w drodze naturalizacji. Poprzez Dekret Królewski zatwierdzony przez Radę Ministrów zostaną określone wymogi i procedury nadania narodowości hiszpańskiej osobom wymienionym w poprzednim ustępie.

Dekret Królewski 39/1996

Artykuł 1. Nabycie obywatelstwa. Dla celów Artykułu 21.1 Kodeksu Cywilnego zrozumiałym jest, że wśród ochotników Brygad Międzynarodowych, którzy uczestniczyli w starciach na terenie Hiszpanii w trakcie wojny domowej między 1936 a 1939, występują wyjątkowe okoliczności.

Artykuł 2. Termin złożenia indywidualnego oświadczenia. Zainteresowani mogą złożyć oświadczenie o uprawnienie do korzystania z prawa ustalonego w poprzednim artykule w przeciągu trzech lat od wejścia w życie niniejszego Dekretu Królewskiego przez stawienie się przed urzędnikiem Stanu Cywilnego gminy bądź konsulatu odpowiadającemu jego miejscu zamieszkania.

Artykuł 3. Rozpatrywanie wniosków i wymogi.

1. Urzędnik Stanu Cywilnego, przed którym składa się oświadczenie, sporządzi protokół w dwóch kopiach i odbierze dowody uzasadniające okoliczności wymagane przez artykuł 1.

Jeden z egzemplarzy, wraz z zebranymi dowodami, przekazuje się do Dyrekcji Generalnej ds. Rejestracyjno-Notarialnych, która to gromadzi, w odpowiednich przypadkach, sprawozdania podmiotów, które mogą potwierdzić prawdziwość warunków wymaganych do spełnienia przez wnioskodawcę. Na podstawie rozpatrzonych wniosków, Dyrekcja uznaje prawo wnioskodawcy do korzystania ze świadczeń, które zapewnia niniejszy przepis i zarządza stosowny wpis w Rejestrze, po spełnieniu wymaganych warunków[13].

W 1997 r. władze Hiszpanii zdecydowanie zaprotestowały przeciwko próbom odebrania przez polski rząd uprawnień kombatanckich garstce żyjących jeszcze wówczas weteranów Brygad Międzynarodowych.

Informacje o sposobach upamiętniania Brygad Międzynarodowych za granicą nie są w Polsce powszechnie dostępne. Specjaliści od „polityki historycznej” przyjęli strategię przemilczania niewygodnych faktów. Ich działania ułatwia ubogość rodzimych badań historycznych nad tematem wojny domowej w Hiszpanii. Manipulacje oraz polityka historyczna stają się tym łatwiejsze, im mniej wiarygodnych publikacji dotyczących danego tematu zostało opublikowanych. Liczba dostępnych polskiemu odbiorcy tytułów książkowych dotyczących wojny domowej w Hiszpanii jest bardzo ograniczona, a i wśród nich większość jest nacechowana ideologicznie, więc nie spełnia wymogu rzeczowego przedstawienia tematu. Debata wokół pamięci o dąbrowszczakach toczy się w związku z tym głównie na poziomie publicystycznym, a nie analizy źródeł oraz sytuacji historycznej w 1936 r.[14].

Na pewno należy zwrócić uwagę na tłumaczenie najobszerniejszej monografii konfliktu, autorstwa angielskiego historyka wojskowości Antony’ego Beevora Walka o Hiszpanię 1936-1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów, wydane przez wydawnictwo Znak. Prezentuje ono wojnę toczącą się w Hiszpanii z perspektywy militarnej i przy tworzeniu książki było dla mnie ważnym źródłem informacji z tego zakresu. Tło polityczne wydarzeń z lat 1936–1939 przybliża z kolei książka Stanleya Payne’a Pierwsza Hiszpańska Demokracja. Druga Republika 1931-1936, wydana w Polsce przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego. W bardziej przystępny sposób do masowego czytelnika przemawia z kolei fabularyzowana Niewygodna historia hiszpańskiej wojny domowej hiszpańskiego autora Juana Eslavy Galána. Z kolei aspekt polityczny, a ściślej mówiąc kolektywizacji ziemi oraz przejętych przez związki zawodowe przedsiębiorstw, przedstawia Wolna Hiszpania Gastona Levala. Pojawiło się też kilka publikacji, które dyskredytuje ich czysto ideologiczny charakter, np. Mity wojny domowej Pío Moa, historyka, próbującego wybielać frankistowską dyktaturę.

Trudno w zasadzie wskazać dobry, współczesny tytuł polskiego autora dotyczący jedynie wojny domowej w Hiszpanii. Pewne zagadnienia poruszają Franciszek Ryszka i Barbara Gola w książce Hiszpania, wydanej w ramach cyklu „Historia państw w XX wieku”. Zawarli oni w swojej książce sporo informacji o tle i przebiegu konfliktu, jednak ze względu na przekrojowy charakter publikacji wiele wątków zostało w niej potraktowanych w sposób skrótowy. Franciszek Ryszka jest również autorem dwutomowej książki W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868–1939. Jej drugi tom zawiera wiele informacji o życiu politycznym II Republiki, a także sytuacji po wybuchu wojny domowej. Wśród polskich publikacji można również wymienić książkę Marka Chodakiewicza Zagrabiona pamięć. Wojna domowa w Hiszpanii 1936-1939, która przedstawia jednak temat w tendencyjny sposób, powielając prawicowe mity historyczne.

Jeszcze gorzej wygląda dostępność na polskim rynku książkowym monografii poświęconych Brygadom Międzynarodowym. Prawie wszystkie dotyczące ich publikacje w języku polskim powstały w latach Polski Ludowej, w związku z czym nie mogą być traktowane jako w pełni wiarygodne. Nawet te materiały, które ukazały się w druku, często podlegały cenzurze i były fragmentaryczne. Ich zadaniem było prezentowanie wizji ideologicznej, niekoniecznie zgodnej z rzeczywistością. Mimo to wiele książek z tego okresu wciąż jest wartościowym źródłem wiedzy, jeśli zestawić je ze współczesnym stanem badań historycznych, zwłaszcza historyków zagranicznych, jak też materiałem źródłowym. Chodzi tu np. o wspomnienia Michała Brona czy Eugeniusza Szyra.

W ostatnich latach ukazało się także wydanie wspomnień Sygmunta Steina Moja wojna w Hiszpanii. Brygady międzynarodowe – koniec mitu. Jest to jednak książka niezbyt wartościowa pod względem faktograficznym, ponieważ Stein spisywał wspomnienia już po II wojnie światowej, próbując zrekonstruować swoje dzienniki, które zaginęły w trakcie konfliktu. Wspomnienia są też nacechowane ideologicznie i stanowią lewicową krytykę stalinowskiej wersji komunizmu, często trafną, jednak w wielu przypadkach opartą na doświadczeniu, które autor zdobył wiele lat po wojnie w Hiszpanii. Wspomnienia Steina zawierają również wiele znaczących błędów faktograficznych, co nie pozwala korzystać z nich jako z wiarygodnego źródła informacji.

Polska wypada bardzo skromnie na tle innych krajów, które upamiętniają ochotników walczących w wojnie domowej w Hiszpanii. W Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, czy różnych krajach hiszpańskojęzycznych ukazują się setki poświęconych im monografii jednostek, wspomnień, czy nawet powieści. Ponad pięć tysięcy polskich ochotników nie doczekało się dokładnej monografii opartej na wspomnieniach i materiałach źródłowych. Podczas lektury dokumentów takich, jak akta Związku Dąbrowszczaków działającego w Polsce, czy francuskich organizacji kombatanckich zrzeszających weteranów brygad, wyłania się obraz fascynujących i bardzo złożonych życiorysów. Ich lektura pozwala bardzo szybko rozprawić się z propagandą prezentowaną przez IPN i prawicę. Przygotowując się do opublikowania tej książki, przejrzałem kilkaset biogramów, krótszych i dłuższych życiorysów ochotników oraz dokumenty organizacji weteranów działających we Francji i Polsce, a także znajdujące się w rosyjskich archiwach, udostępnione on-line. Materiały te dostarczają przede wszystkim informacji o społecznym pochodzeniu żołnierzy, a także motywach, jakie nimi kierowały. Powstawały głównie w 1945 r., tuż po zakończeniu II wojny światowej, wspomnienia były więc wówczas jeszcze dokładne, a weterani nie mieli powodu, aby ubarwiać swoje losy. Dobór materiału źródłowego był istotny również po to, żeby uniknąć podstawowego błędu popełnianego przez historyków „dekomunizujących” dąbrowszczaków – oceniania ich postaw z perspektywy wiedzy, którą posiadamy obecnie i zakładania, że żołnierze walczący w Hiszpanii musieli wiedzieć, co dzieje się np. w Związku Radzieckim i być świadomi stalinowskich czystek politycznych.

Przygotowując książkę, korzystałem również z materiałów organizacji zajmujących się pomocą dla walczącej Hiszpanii, a także partii politycznych – Komunistycznej Partii Polski oraz Polskiej Partii Socjalistycznej, aby pokazać, jak polska lewica pomagała rekrutować ochotników. Pomocne były również materiały zgromadzone w obozach internowania, już po zakończeniu konfliktu. Zawierają one m.in. informacje statystyczne dotyczące pochodzenia, składu społecznego oraz przynależności organizacyjnej dąbrowszczaków.

Poza publikacjami książkowymi oraz aktami osobowymi do przygotowania monografii Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego posłużyły mi również materiały zebrane od rodzin dąbrowszczaków, w tym fragmenty niepublikowanych nigdzie wspomnień. Sięgnąłem również po dzienniki bojowe Batalionu im. Jarosława Dąbrowskiego, kopie rozkazów i inne dokumenty uzyskane dzięki uprzejmości madryckiego Stowarzyszenia Przyjaciół Brygad Międzynarodowych.

Materiały na temat Józefa Epsteina, który został jednym z głównych bohaterów mojej książki, pochodzą z kolei od jego syna, któremu dziękuję za przekazanie bardzo dokładnych informacji na temat historii jego ojca.

Rozdział I

Nad całą Hiszpaniąniebo jest bezchmurne,czyli chmury nad Europą

.

17 lipca Radio Ceuta nadało komunikat: „Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne”. Mało kto zwrócił na niego uwagę, ot, kolejna prognoza pogody, choć bardzo ogólnikowa i nieniosąca za sobą żadnych konkretnych informacji. Komunikat nie wzbudził też zainteresowania republikańskich urzędników przysłanych z Madrytu, aby kontrolować sytuację w Maroku. Przez wiele miesięcy docierały wprawdzie do władz informacje o tajnych zgromadzeniach oficerów oraz powołanej przez nich organizacji Hiszpański Związek Wojskowy (UME), jednak nie dawano im wiary. Jeśli jakiś spisek istniał, to wcześniej czy później zostanie ujawniony. Poprzednie próby zbrojnego powstania zakończyły się raczej pokazem nieudolności zamachowców niż groźnym konfliktem. „W najgorszym wypadku władze będą musiały pójść na ustępstwa i przywrócić niektóre przywileje kadry dowódczej oraz docenić rozgoryczonych <Afrykańczyków> stacjonujących w Maroku”[15].

Tak też rozumowali urzędnicy, którzy jeszcze niedawno przypatrywali się ćwiczeniom wojsk kolonialnych. Dwanaście dni wcześniej dziwili się, gdy po ćwiczeniach w dolinie Ketama, na oficjalnym przyjęciu, pijani oficerowie wykrzykiwali w ich obecności „Kawa! Kawa!”. „Skąd takie nagłe zainteresowanie tym napojem, przecież panowie oficerowie wolą wino”, zastanawiali się. Nie wiedzieli, że chodziło o skrót hasła „Towarzysze, niech żyje hiszpańska Falanga!”. Oficerowie niemal jawnie demonstrowali sympatię dla tej faszystowskiej partii i deklarowali gotowość do powstania.

O swoim błędzie republikańscy urzędnicy przekonali się dopiero, gdy do ich biur i domów wkroczyły wojskowe patrole. Legioniści[16] i Marokańczycy[17] aresztowali kolejnych zwolenników władz. Część zatrzymanych jeszcze tego samego dnia trafiła, bez sądów, przed plutony egzekucyjne. W Ceucie i Melilli zamach stanu dokonał się niemal bez przeszkód. Opór stawiła jedynie część policji i garstka robotników. Strzały, które wówczas padły, choć początkowo niezauważone, wkrótce miały wstrząsnąć nie tylko Hiszpanią, ale całą Europą, a nawet światem. Zaczynała się wojna domowa, kładąca kres trwającemu od 1931 r. eksperymentowi z demokracją parlamentarną.

Dwie Hiszpanie, dyktatura i filmy pornograficzne

Na początku lat 30. XX wieku Hiszpania znalazła się w kryzysie. Nie było to dla tego kraju nic nowego. Od początku wieku wpadał w większe lub mniejsze problemy. Utrata kolonii i znaczenia międzynarodowego przyczyniły się do zapaści gospodarczej. Poziom życia ludności wiejskiej i miejskiej był tragiczny. Poza największymi ośrodkami – Madrytem, Barceloną czy Saragossą – na wsi i w małych miasteczkach panowała nędza. Większość ziemi należała do wielkich posiadaczy ziemskich. Przegrana wojna ze Stanami Zjednoczonymi doprowadziła w 1898 r. do utraty ostatnich znaczących kolonii – Kuby oraz Filipin. Hiszpania okazała się niezdolna do prowadzenia nowoczesnej wojny, a jej siły zbrojne zostały upokorzone w serii spektakularnych klęsk. Potencjał przemysłowy kraju był zbyt słaby, aby mógł szybko odbudować straty. Już wówczas wyraźny stawał się podział polityczny, który doprowadził do wojny domowej. Wojskowi obwiniali, nie bez powodu, polityków za niedostateczne przygotowanie kraju do konfrontacji, a także o kunktatorstwo i brak odwagi. Konserwatywna propaganda szerzyła mit o zdradzie liberałów, która odebrała armii możliwość równorzędnej walki z Amerykanami.

Alfons XIII – ostatni król Hiszpanii przed proklamowaniem republiki(źródło: Wikimedia Commons)

Jednocześnie rósł opór wobec militaryzmu. Wojsko hiszpańskie opierało się bowiem na bardzo wyraźnych klasowych podziałach. Szeregowi, wywodzący się z robotników i chłopów, byli traktowani przez oficerów z najwyższą pogardą. O wejściu do korpusu oficerskiego oraz awansach decydowało najczęściej arystokratyczne pochodzenie oraz koneksje rodzinne. To z kolei odbijało się zarówno na poziomie dowodzenia, jak i stylu życia armii.

Wojsko nie cieszyło się dużą popularnością wśród uboższych grup ludności. Nie dawało możliwości awansu społecznego, a na lata odrywało ludzi od otoczenia społecznego, co często skazywało ich rodziny na nędzę. Na zaciąg ochotniczy nie można było więc liczyć, a pobór spotykał się ze znacznym oporem. W propagandzie powstających w Hiszpanii grup socjalistycznych, czy anarchistycznych antymilitaryzm zajmował poczesną rolę.

Tramwaj wykolejony przez demonstrantów w Barcelonie, 1909 r.(źródło: Wikimedia Commons)

Ten podział eksplodował w 1909 r., gdy w Barcelonie ogłoszono pobór na drugą wojnę w Maroku. W czerwcu konserwatywny rząd Antonio Maury, opowiadający się za zbrojną ekspansją w Afryce Północnej, podjął decyzję o powołaniu do wojska 850 dodatkowych rezerwistów. Podczas poboru i zaokrętowania tych sił w Barcelonie doszło do incydentów. Część żołnierzy zdezerterowała, a robotnicy organizowali demonstracje solidarnościowe z odmawiającymi służby wojskowej.

W obliczu kolejnej wojny kolonialnej anarchiści z grupy Solidaridad Obrera wezwali do strajku generalnego. Hasło podjęły oficjalnie apolityczne związki zawodowe i 24 lipca stworzony został komitet strajkowy. Strajk generalny w Barcelonie doprowadził do wielotysięcznych demonstracji. Tłum zwrócił się przeciwko urzędom państwowym, ale również hierarchii kościelnej oraz miejscom kultu. Kościół katolicki był bowiem postrzegany przez katalońskich robotników jako główny sojusznik militarystów, a także rzecznik zachowania dotychczasowych podziałów społecznych. Powszechne było przekonanie, iż księża, a zwłaszcza mnisi, stanowią klasę próżniaczą, funkcjonującą tylko i wyłącznie dzięki wyzyskowi chłopów oraz robotników. Hasła zapędzenia zakonników oraz mniszek do pracy padały na podatny grunt.

Po 24 lipca barcelońska ulica zbrojnie wystąpiła przeciwko państwu. Doszło do walk z przysłanymi z Walencji posiłkami Guardia Civil oraz wojskiem. Premier Maura osobiście zezwolił na użycie przeciwko protestującym karabinów maszynowych i artylerii. W ciągu kolejnego tygodnia mieszkańcy Katalonii obserwowali zapowiedź tego, co na większą skalę będzie się działo podczas wojny domowej. Tłumy rozbijały sklepy z bronią oraz wznosiły barykady. Palone były również kościoły i klasztory, a także budynki urzędów lokalnych. W odpowiedzi wojsko szturmowało barykady z użyciem artylerii i otwierało ogień nawet do przypadkowych grup przechodniów. Według oficjalnych danych, zginęło ponad 100 cywilów oraz 8 policjantów. Anarchiści z Solidaridad Obrera szacowali z kolei, że ofiar mogło być nawet 600.

Brutalne stłumienie protestów stało się dla klerykalno-konserwatywnej koalicji wstępem do załatwienia porachunków z politycznymi wrogami. Jednym z nich był Francisco Ferrer Guardia – kataloński pedagog, organizator świeckiej edukacji oraz tzw. wolnej szkoły. Był on znienawidzony przez kościelną hierarchię za złamanie monopolu szkół kościelnych oraz nauczanie w duchu świeckim i postępowym. Ferrera oskarżono o podburzanie robotników, choć nie udowodniono mu żadnego udziału w protestach. Pedagoga skazano, pomimo powszechnych protestów płynących również z zagranicy, na śmierć i już w październiku rozstrzelano w barcelońskim więzieniu Montjuic.

Ferrer stał się później dla ruchu robotniczego oraz antyklerykałów jednym z symboli – męczennikiem, o którym przypominano podczas hiszpańskiej wojny domowej. Jego egzekucja jeszcze bardziej podsyciła nienawiść robotników do kościoła katolickiego.

„Tragiczny tydzień” został przez konserwatystów odebrany jako wyraz ogromnego zagrożenia społecznego. Coraz częściej wojskowi oraz pozostający z nimi w sojuszu arystokraci oraz hierarchowie kościelni dochodzili do wniosku, że rządy parlamentarne są słabe, skorumpowane i niezdolne do zdecydowanego działania wobec zrewoltowanych klas niższych. W korpusie oficerskim popularność zaczął zyskiwać dowódca barcelońskiego okręgu wojskowego Miguel Primo de Rivera.

W 1921 r. upokarzająca klęska na froncie marokańskim, gdy Berberowie zabili lub ranili ponad 13 tys. hiszpańskich żołnierzy w bitwie pod Annual, doprowadziła do kryzysu politycznego. Republikańscy deputowani do Kortezów zaczęli domagać się nawet pociągnięcia do odpowiedzialności króla Alfonsa XIII. Żądano również dochodzenia w sprawie korupcji w armii, jej niedostatecznego zaopatrzenia oraz wyszkolenia. Powszechna stała się niechęć do monarchii, której losy wisiały na włosku. Straciła wówczas poparcie znacznej części liberalnej miejskiej inteligencji, czyli bardzo wpływowej grupy politycznej.

Ratunkiem dla Alfonsa XIII był przeprowadzony przez wojsko zamach stanu. Primo de Rivera 13 września 1923 r. ogłosił w Barcelonie manifest, mówiący o konieczności zawieszenia rządów parlamentarnych i czasowym mianowaniu siebie samego dyktatorem. Oficjalnie powodem takiego działania była chęć „przywrócenia porządku”. Primo de Rivera deklarował, że zrzeknie się władzy, gdy „kraj wyda ludzi nieskażonych nikczemnościami życia politycznego”. Manifest ogłoszono w obecności wojska we wszystkich większych miastach. Na ulicach pojawiły się patrole mające zapewnić bezpieczeństwo. Rząd został zdymisjonowany, a sesje parlamentu zawieszone. Podczas podróży po całym kraju Primo de Rivera w emocjonalnych wystąpieniach zapowiadał przywrócenie silnej pozycji Hiszpanii na arenie międzynarodowej. Winę za chaos w kraju zrzucał na nieudolnych polityków. Zyskał tym poparcie najbardziej wpływowych grup uprzywilejowanych, chcących zachować swoją pozycję, a także części klasy średniej, zmęczonej chaosem. Bardzo ważne było również poparcie udzielone dyktatorowi przez króla. Alfons XIII, niespecjalnie zainteresowany polityką, znalazł sobie silnego człowieka, działającego w jego imieniu.

Sam dyktator był połączeniem konserwatywnego polityka z wojskowym hulaką. Według pamiętników, potrafił intensywnie pracować, lansując swój wizerunek męża stanu, aby później na całe dnie znikać, uczestnicząc w przyjęciach oraz pijatykach.

Dyktator, co było nowością, skierował swój przekaz również do robotników. Obiecał im, że wraz z modernizacją gospodarki oraz usunięciem nieudolnych polityków, ich los się poprawi. Był to sposób na uniknięcie strajków i protestów społecznych, ponieważ lewica stała się główną siłą przeciwną dyktaturze. Za obietnicami szły więc również groźby. Działalność związkowa została zakazana, podobnie jak istnienie lewicowych partii politycznych. Zarówno ruch socjalistyczny, jak i anarchistyczny, zeszły do podziemia. Intelektualiści, czy liderzy związkowi krytykujący dyktaturę, byli więzieni lub zmuszani do emigracji.

Primo de Rivera starał się ustanowić zreformowany system polityczny, który nie podważałby jednak panującego status quo. Pod patronatem króla powołał Dyrektoriat złożony z ośmiu wojskowych, na czele których stanął, mianując się prezydentem. W 1927 r. zastąpił z kolei rozwiązane Kortezy Zgromadzeniem Narodowym o bardzo ograniczonych uprawnieniach. Miało ono opracować nową konstytucję, którą planowano wprowadzić w 1930 r.

Plany te pokrzyżował światowy kryzys gospodarczy. W 1929 r. spadek wartości pesety i inflacja spowodowały spadek popularności władz. Zbiory były w tym roku bardzo małe, w związku z czym spadła produkcja żywności. Głównie rolniczy kraj, opierający się w dużej mierze na eksporcie żywności, cierpiał w wyniku jego ogromnego spadku. Sytuację pogarszał fakt, że konieczny był import wielu towarów oraz urządzeń zaawansowanych technicznie, więc o wiele droższych od eksportowanych półproduktów oraz płodów rolnych. To spowodowało upadek wielu przedsiębiorstw. Zarówno na wsi, jak i w miastach nasiliły się protesty społeczne wspierane przez anarchistów oraz socjalistów. Do robotników oraz chłopów dołączyli studenci domagający się zniesienia dyktatury. Postępowa inteligencja przestała postrzegać Primo de Riverę jako „bohatera przywracającego porządek”. Na ulicach pojawiły się karykatury, przedstawiające dyktatora tańczącego beztrosko z królem pośród narastającego kryzysu.

W 1930 r. Primo de Rivera planował po raz kolejny stłumić protesty, opierając się na armii. Zapytał generałów, czy są gotowi mu się podporządkować. Otrzymał jednak wymijające odpowiedzi. Los jego dyktatury przypieczętowało działanie Alfonsa XIII. Król, wiedząc że los monarchii ponownie wisi na włosku, cofnął swoje poparcie dla generała. Zalecił mu, aby podał się do dymisji, co ten uczynił w styczniu 1930 r. i udał się na emigrację do Paryża, gdzie wkrótce potem zmarł na cukrzycę.

Alfons XIII Burbon nie był władcą ani lubianym, ani skutecznym. Powszechnie znany był fakt, że jego głównymi zainteresowaniami były szybkie samochody oraz filmy pornograficzne. Pojazdy testował na specjalnie zamykanych w tym celu madryckich ulicach. Do wspierania „sztuki filmowej” wykorzystał jednego z pierwszych hiszpańskich reżyserów. Ricardo de Baños, na zamówienie koronowanej głowy, przygotowywał kolejne tytuły, do których Alfons XIII pisał podobno nawet scenariusze, a plotka głosiła, że część scen kręcono w komnatach madryckiego pałacu królewskiego.

Elita polityczna była świadoma, że taki król nie może sprawować faktycznej władzy. Po styczniu 1930 r. król rozpaczliwie szukał sojuszników. Na premiera wyznaczył generała Dámaso Berenguera, polecając mu „przywrócenie porządku”. Rządy następcy Primo de Rivery zaczęto określać jako rozpaczliwe próby ratowania monarchii oraz „bezzębną dyktaturę”, ponieważ mimo wprowadzania drakońskich praw, władza nie miała już sił i środków na ich egzekwowanie.

Nasiliły się protesty społeczne. W największych miastach robotnicy oraz bezrobotni żądali pracy, a także legalizacji związków zawodowych. Nasilały się także akcje bezpośrednie ze strony zbrojnych grup anarchistycznych prowadzących walkę ze szczególnie znienawidzonymi kapitalistami oraz posiadaczami ziemskimi. Inteligencja domagała się z kolei wolności obywatelskich, coraz częściej żądając również zniesienia monarchii.

14 lutego 1931 r. rząd Berenguera upadł. Wkrótce potem generał José Sanjurjo, ten sam, który w 1936 r. zorganizuje zbrojną rewoltę, oświadczył królowi, że nie może już liczyć na lojalność swoich wojsk, ponieważ ich morale jest niskie, a wśród żołnierzy szerzy się socjalistyczna oraz anarchistyczna agitacja. W obliczu takich informacji oraz zwycięstwa sił republikańskich w ogłoszonych wyborach lokalnych, król wiedział, że musi ustąpić. 14 kwietnia 1931 r. opuścił swój madrycki pałac, a następnie, nie wydając żadnego oświadczenia, rozczarowany i ośmieszony, udał się na lotnisko, skąd z rodziną odleciał do Paryża. Na wieść o ucieczce króla na ulice Madrytu wyszły świętujące tłumy. Oczekiwano, że ogłaszane właśnie powstanie II Republiki Hiszpańskiej będzie stanowiło początek nowego rozdziału.

Republikę poparła większość sił politycznych – od partii mieszczańskich po socjalistów i komunistów. Sceptyczni pozostali anarchiści oraz anarchosyndykaliści z Krajowej Konfederacji Pracy oraz Iberyjskiej Federacji Anarchistycznej (CNT-FAI). Oni walczyli o natychmiastowe zniesienie kapitalizmu, czego republika nie gwarantowała.

Republika – stary pies w nowej obroży?

Na 28 lipca 1931 r. rozpisane zostały pierwsze w pełni wolne wybory powszechne. Zwycięstwo odniosły w nich partie lewicowe i republikańskie. Stanowisko premiera objął Manuel Azaña z Akcji Republikańskiej (AR), stronnictwa reprezentującego głównie liberalnie nastawioną miejską inteligencję. Nowe władze rozpoczęły prace nad konstytucją. Azaña oświadczył, że będzie wzorował się na modelu francuskim, który za jedną z naczelnych wartości uznaje równość obywateli, ale także świeckość państwa.

Konstytucja uchwalona przez Zgromadzenie Konstytucyjne 9 grudnia 1931 r. stanowiła ogromne zwycięstwo obozu świeckiego oraz liberalnego. Zawierała liczne zapisy uderzające w tradycjonalistyczne, konserwatywne podejście. Po raz pierwszy wprowadzono obowiązek powszechnej i świeckiej edukacji, zarówno dla chłopców, jak i dziewcząt. Hiszpania jako jedno z pierwszych państw europejskich przyznała też prawa wyborcze kobietom.

Ogromnie ograniczono dotychczasową rolę Kościoła katolickiego. Arcybiskup Toledo oświadczył wprawdzie, że kler będzie posłuszny każdej władzy świeckiej, jednak republikanie powszechnie uważali hierarchów za sojuszników poprzedniego systemu. Robotnicy i chłopi traktowali z kolei większość duchownych jako wrogów klasowych, żyjących z cudzej pracy. Powszechne stały się ataki na kościoły czy zakony, postrzegane jako działania na rzecz odebrania mienia zagrabionego ludziom pracy.

Duże nadzieje budziły artykuły 26 i 27 nowej konstytucji, zakazujące Kościołowi katolickiemu nabywania nowych dóbr, a także prowadzenia edukacji. Wszelkie grunta kościelne zostały również formalnie przejęte przez państwo, któremu kościół musiał płacić za ich użytkowanie[18].

Zmiany w sferze świeckości państwa nie szły jednak w parze z przemianami ekonomicznymi. Ówczesny minister pracy, socjalista Largo Caballero, deklarował wprawdzie, że w Hiszpanii trwa „demokratyczna rewolucja”, jednak fakty nie potwierdzały jego słów. Narastał konflikt między rządem, w którym umiarkowani republikanie nalegali na zachowanie kapitalistycznej formy własności oraz z niechęcią patrzyli na ustępstwa wobec robotników, a związkami zawodowymi. Anarchosyndykaliści z CNT oraz FAI rośli w siłę. Konfederacja w sierpniu 1931 r. liczyła już około 800 tys. członków. Wprawdzie na początku przyjęła ugodowe stanowisko względem rządu, ale już wkrótce doszło do pierwszych strajków oraz akcji bezpośrednich. Odpowiedzią rządu było ogłoszenie w niektórych regionach stanu wyjątkowego. Wytworzył się wówczas podział mający odzwierciedlenie w późniejszych wydarzeniach z okresu wojny domowej – na reformistycznych polityków oraz działających często spontanicznie radykalnych rewolucjonistów. Nowo utworzona przez republikański rząd policja – Gwardia Szturmowa (Guardia de Assalto) – miała być alternatywą dla znanej z okresu monarchii, znienawidzonej przez rewolucjonistów Gwardii Cywilnej (Guardia Civil). Pierwsze miesiące urzędowania nowego rządu dowiodły, że plany zmiany wizerunku władzy nie powiodły się. Gwardię Szturmową zaczęto używać do tłumienia strajków, a nawet strzelania do protestujących. W odpowiedzi anarchosyndykaliści wciąż utrzymywali własne, nielegalne milicje zajmujące się ochroną protestów, a czasem również akcjami zbrojnymi. Liderzy radykalnego skrzydła CNT, tacy jak Buenaventura Durruti, określali Republikę mianem „Starego psa w nowej obroży”. Już w kwietniu pojawiły się wśród nich także głosy, że Hiszpanie „dostali nową zabawkę, która się im znudzi”[19].

Kwiecień 1931 r. – demonstracja z okazji proklamowania Republiki(źródło: Wikimedia Commons)

W ruchu pracowniczym w pierwszych latach Republiki panował rozłam. Bardziej umiarkowany Powszechny Związek Robotników (UGT) za czasów dyktatury działał jako związek oficjalnie apolityczny, dzięki czemu nie został zdelegalizowany. Po proklamowaniu Republiki ponownie zbliżył się do socjalistów i rozpoczął współpracę z rządem. To z jego liderami Caballero konsultował zasady nowej „demokratycznej Rewolucji”. Dlatego w 1931 i 1932 r., gdy robotnicy i chłopi zrzeszeni w CNT strajkowali, UGT starało się wygaszać protesty.

Niemniej również robotnicy powiązani z socjalistami podejmowali protesty, zwłaszcza domagając się wsparcia dla bezrobotnych. W grudniu 1931 r. w wiosce Casa del Pueblo w prowincji Badajoz doszło do krwawego incydentu. Burmistrz pobliskiego Castilblanco, chcąc zapobiec strajkowi generalnemu w prowincji, wezwał czteroosobowy oddział Guardia Civil, który pojawił się przed lokalnym sztabem UGT. Gwardziści stanęli naprzeciw tłumu mieszkańców wioski i w ataku paniki otworzyli ogień ostrą amunicją. Zabili jedną osobę, a dwie inne ranili. Tłum otoczył gwardzistów i wszystkich czterech zabił. Incydent ten był później wykorzystywany przez prawicę powiązaną z posiadaczami ziemskimi oraz generała José Sanjurjo, wówczas komendanta generalnego Guardia Civil, jako przykład bestialstwa protestujących chłopów oraz nieudolności rządu[20].

Korpus oficerski, którego brak poparcia dla dyktatury przyspieszył proklamowanie republiki, nie wyrażał większego entuzjazmu w związku ze zmianami ustrojowymi. Celem generałów było zachowanie przywilejów, a także wpływu na politykę, tak wyraźnego w czasach Primo de Rivery. Dlatego, gdy rząd Azañy doprowadził do uchwalenia nowej konstytucji wprowadzającej cywilną kontrolę nad armią, korpus oficerski stał się jednym z jego najzacieklejszych wrogów. Dodatkowo ministerstwo wojny zaplanowało cięcia budżetowe, a także ograniczenie liczby oficerów na podstawie tego, że wielu z nich nie pełniło żadnych praktycznych, a jedynie tytularne zadania.

10 sierpnia 1932 r. część wojskowych, na których czele stanął generał Emilio Barrera, próbowała dokonać zamachu stanu. Był on próbą przejęcia kontroli nad państwem przez konserwatystów. Chodziło o obalenie rządu Azañy, jednak bez przywracania monarchii. Przywódca puczu był związany z konserwatywnym ruchem karlistowskim[21] i jednym z jego ludzi w armii. Barrera przed podjęciem działań miał się też spotkać z włoskim ambasadorem w Madrycie, co oznacza, że szukał poparcia dla zamachu stanu u Mussoliniego[22]. W konspirację zamieszany był również szef sztabu Manuel Goded oraz ówczesny komendant Guardia Civil José Sanjurjo. Rząd od początku wiedział o konspiracji, co doprowadziło do zwolnienia ze stanowiska Godeda oraz przeniesienia wielu niepewnych oficerów do innych jednostek. W obozie prawicy pojawiły się też konflikty. Część spiskowców chciała jednak powrotu Alfonsa XIII, a członkowie prawicowych bojówek Requetés domagali się ustanowienia monarchii z ich kandydatem jako królem.

10 sierpnia pucz został stłumiony bez większego trudu. Padło kilkunastu zabitych i rannych. Tylko w Sewilli buntownicy pod wodzą Sanjurjo przejęli na 24 godziny kontrolę nad miastem, jednak w obliczu nadciągających oddziałów rządowych poddali się.

Republikański wymiar sprawiedliwości okazał się stosunkowo łagodny wobec puczystów. Jedynie Sanjurjo skazano na śmierć, jednak karę tę zamieniono następnie na dożywocie. Wielu oficerów otrzymało kilkunastoletnie kary więzienia, a generałom, którzy, tak jak Barrera, zbiegli za granicę, zakazano jedynie powrotu, ponieważ hiszpański system prawny nie przewidywał procesów zaocznych. Rodzinom obszarniczym, którym udowodniono udział w spisku, odebrano z kolei ziemię. Została ona rozdzielona między chłopów w ramach reformy rolnej[23].

Reforma rolna była jednym z głównych punktów programu republikanów. Miała uderzyć przede wszystkim w wielkich posiadaczy ziemskich z południa kraju. Wśród republikanów powszechna była opinia, że koncentracja własności ziemi powoduje problemy ekonomiczne oraz społeczne. Wielkie gospodarstwa rolne były nieefektywne, a wypracowane przez nie zyski przejadane przez nieliczną, lecz wpływową grupę posiadaczy ziemskich. Ponadto sytuacja taka zwiększała bezrobocie, ponieważ wielkie gospodarstwa rolne nie zatrudniały dostatecznej liczby robotników, aby dać lokalnym społecznościom możliwość utrzymania się. Lokalne władze zmagały się z niezadowoleniem rosnących rzesz bezrolnych i małorolnych chłopów, którzy coraz bardziej skłaniali się ku ideom rewolucyjnym. Umiarkowani republikanie widzieli więc w reformie sposób na usprawnienie państwa i obronę przed rewolucją społeczną[24].

Comisión Técnica Agraria (Techniczna Komisja Agrarna), powołana przez władze jeszcze w 1931 r., miała zająć się rozdzieleniem ziemi między chłopów. Planowano reformę rozłożoną na kolejne etapy. Pierwszy miało stanowić rozdzielenie ziem wspólnych od lat wykorzystywanych przez chłopów na zasadzie prawa zwyczajowego oraz jeszcze XIX-wiecznej legislacji. Przewidywano również odebranie gruntów wspólnych zawłaszczonych przez latyfundystów. Organizacje związkowe i społeczne działające na wsi zajmowały się dokumentowaniem takich przypadków oraz informowaniem o nich władz. We wrześniu 1932 oraz w styczniu 1933 r. przyjęto prawa pozwalające na wywłaszczenie nielegalnie przejętej ziemi i jej redystrybucję. Ustawy regulowały ten proces, w którym udział miały brać władze lokalne. Przejmowanie ziemi powinno następować stopniowo i wymagać wcześniejszego udowodnienia nadużyć latyfundystów. W 1933 r. wzrosła znacząco liczba spraw o odebranie zagrabionej ziemi, a jednocześnie zwiększyły się oczekiwania chłopów[25].

Reformy rolnej nie udało się jednak zrealizować w tym okresie. Republikański rząd postępował bardzo opieszale, bojąc się zarówno reakcji posiadaczy ziemskich, jak i chłopskiego buntu oraz rewolucji. Lokalne władze podporządkowane latyfundystom również starały się przedłużać procedury.

Skutki kryzysu oraz zmiany polityczne szybko rozwiały nadzieje na zmianę stosunków własności na wsi. Jednocześnie przyczyniły się do mobilizacji politycznej właścicieli ziemskich oraz bogatego chłopstwa popierającego prawicę.

Republikański rząd w 1932 r. zaczął zmagać się z efektami światowego kryzysu. Dotknął on zwłaszcza hiszpański eksport żywności, który był wówczas jedną z podstaw gospodarki kraju. W regionach rolniczych właściciele ziemscy masowo zwalniali pracowników rolnych, a chłopom posiadającym małe gospodarstwa zagroziła nędza. Nie lepiej było w miastach, gdzie upadły główne towarzystwa eksportowe i również rosło bezrobocie. Protesty związkowe z grudnia 1931 r. były tylko zapowiedzią dalszej fali rewolt. O ile UGT starało się prowadzić akcje strajkowe, opierając się niemal wyłącznie na postulatach ekonomicznych, anarchosyndykaliści z CNT-FAI stwierdzili, że są one okazją do doprowadzenia do rewolucyjnych przemian. Krytykowali m.in. wciąż nieprzeprowadzoną do końca reformę rolną oraz niesprawiedliwy podział ziemi. Strajki robotników rolnych często przyjmowały formę okupacji latyfundiów. To jeszcze bardziej zaogniało konflikt, ponieważ właściciele ziemscy sięgali po ochronę znienawidzonej Guardia Civil.

Na kryzysie politycznym skorzystała prawica. 4 marca powołała ona Hiszpańską Konfederację Autonomicznych Grup Prawicowych (CEDA). Grupowała ona organizacje reprezentujące latyfundystów, bogatych chłopów, przemysłowców, część arystokracji, a także zdobywała wpływy w korpusie oficerskim. Jej założyciel José María Gil-Robles y Quiñones był deputowanym Kortezów, związanym z konserwatywnym ruchem katolickim. Gdy w 1933 r. ogłoszono przedterminowe wybory parlamentarne, CEDA była już ugrupowaniem, czerpiącym ze wzorców faszystowskich Włoch oraz nazistowskich Niemiec[26]. Gil-Robles, który odwiedził wówczas Niemcy oraz studiował propagandę NSDAP, przyjął tytuł „Jefe” (Szef), którym zwracali się do niego zwolennicy. Wychodził z założenia, że najważniejsze dla Hiszpanii jest zachowanie tradycyjnych katolickich wartości oraz dotychczasowych stosunków społecznych.

Prawica rozpętała kampanię straszenia „czerwonym terrorem”. Dotychczasowe dosyć umiarkowane działania republikanów przedstawiała jako zagrożenie dla jedności oraz stabilności kraju. Duże wsparcie dla CEDA stanowiła postawa Kościoła katolickiego, pragnącego odzyskać wpływy, zwłaszcza na kształcenie dzieci i młodzieży. 3 lipca 1933 r. papież Pius XI, pozostający w dobrych kontaktach ze skrajną prawicą, wydał encyklikę Dilectissima Nobis o prześladowaniach kościoła w Hiszpanii. Była ona jednym z elementów wyborczej propagandy CEDA.

Wybory z 19 listopada 1933 r. przyniosły zwycięstwo prawicy, głównie kosztem umiarkowanych republikanów z Akcji Republikańskiej oraz socjalistów z PSOE. Nie było to jednak zwycięstwo miażdżące. Początkowo rząd mniejszościowy, z wyraźnym poparciem CEDA, stworzyli prawicowi republikanie z Radykalnej Partii Republikańskiej (PRR). Premierem został lider PRR Alejandro Lerroux, polityk pozujący na umiarkowanego, jednak powiązany z kapitalistami oraz posiadaczami ziemskimi.

Krew w Asturii

Po wyborach 1933 r. sytuacja wewnętrzna w Hiszpanii nie poprawiła się. Część lewicy, w tym socjalistyczny deputowany Juan Negrín, domagała się unieważnienia wyników wyborów na podstawie tego, że prawica wygrała głównie dzięki ordynacji wyborczej oraz manipulacjom.

Asturyjscy górnicy podczas walk w 1934 r.(https://historiageneral.com)

W grudniu 1933 r. doszło także do zbrojnych wystąpień związkowców z CNT. W Katalonii ogłoszony został stan wyjątkowy. Zamknięto biura CNT i inne miejsca związane z ruchem anarchistycznym. Nie zapobiegło to wybuchowi powstania. CNT oraz FAI, opierając się na założeniach „propagandy czynem”, dążyły do zbrojnego opanowania mniejszych ośrodków oraz dania w ten sposób sygnału do ogólnokrajowego powstania. Zaplanowano je na 8 grudnia, dzień otwarcia obrad Kortezów. W dziewięciu prowincjach, a zwłaszcza w Saragossie i Barcelonie, milicje robotnicze zaatakowały posterunki policji. Wykolejono także kilka pociągów. W prowincji Badajoz, w mieście Villanueva de la Serena powstańcy opanowali nawet koszary. Plan ogólnokrajowego powstania proletariatu nie powiódł się jednak. W większości przypadków po spaleniu posterunków policji, ksiąg hipotecznych czy akt sądowych, powstańcy wycofali się[27].

Nowy rząd wstrzymał m.in. reformę rolną, a także zaostrzył kurs wobec związków zawodowych. W całym kraju aresztowano setki działaczy robotniczych, a także zamykano lokalne biura organizacji pracowniczych. Rząd zyskał powszechną opinię skorumpowanego oraz oportunistycznego. Politycy PRR byli uznawani za zamieszanych w liczne lokalne układy korupcyjne i niepopularni. Reprezentowali bardzo różne idee, zrzeszając przede wszystkim członków lokalnych samorządów, w tym wielu burmistrzów z południa kraju, czyli jego najbiedniejszej części[28].

Rząd Lerroux zaczął prowadzić coraz bardziej konserwatywną politykę. W 1934 r. rozpoczął negocjacje z Watykanem w sprawie podpisania konkordatu. Przywrócono również prawo przyznające księżom, mieszkającym ponad 40 lat w małych miastach, pensje wypłacane z budżetu państwa oraz religijno-państwowy ceremoniał, np. tradycyjne procesje w Sewilli.

Jednocześnie rosło również zagrożenie ze strony skrajnej prawicy. Przedstawiciele Renovación Española (Odnowa Hiszpanii), grupy wzorowanej na włoskich Czarnych Koszulach, oraz karliści spotkali się 31 marca 1934 r. w Rzymie z włoskim ministrem sił powietrznych Italo Balbo. W myśl tajnego porozumienia mieli otrzymać 1,5 mln peset wsparcia finansowego na wywołanie powstania, a także 10 tys. karabinów i 200 karabinów maszynowych od włoskich faszystów. Ochotnicy z grup paramilitarnych zyskali też możliwość szkolenia na terenie Libii. Porozumienie bardzo szybko zostało jednak ujawnione, a grupy faszystowskie i karlistowskie były jeszcze za słabe, by móc wywołać bunt[29].

Bardzo istotnym działaniem rządu było ogłoszenie amnestii dla uczestników wcześniejszych wojskowych buntów, a także wydanie dekretu uznającego, że ziemia odebrana posiadaczom ziemskim, którzy poparli pucz z 1932 r., powinna do nich wrócić. W tym momencie na scenę polityczna ponownie wkroczyli ludzie, mający odegrać dużą rolę w rebelii 1936 r.

Radykalizacji nastrojów sprzyjała sytuacja ekonomiczna. Hiszpania wciąż odczuwała skutki międzynarodowego kryzysu. Bezrobotnych w kwietniu 1934 r. było już ponad 703 tys.[30]. Rząd Lerroux pogorszył sytuację, wycofując się m.in. z programów robót publicznych. W odpowiedzi już nie tylko anarchosyndykaliści i anarchiści, ale również socjaliści zaczęli mówić o konieczności rewolucji społecznej.

Podpisane zostały lokalne porozumienia pomiędzy grupami robotników z CNT oraz UGT. W samej PSOE zyskiwać na znaczeniu zaczęło lewe skrzydło partii, którego liderem był Francisco Largo Caballero[31].

Ogólnokrajowa próba sił miała miejsce w październiku 1934 r., kiedy to po kolejnym kryzysie rządowym rząd Lerroux stworzył koalicję z CEDA. Socjaliści wezwali wówczas do strajku generalnego w obronie kraju przed faszyzmem. Z sytuacji skorzystały również władze Katalonii. 6 października 1934 r. prezydent Generalitatu Katalonii Lluís Companys ogłosił niepodległość. Szybka interwencja wojsk rządowych po kilku godzinach zakończyła jednak tę próbę odzyskania niepodległości. Autonomia Katalonii została zawieszona, a członkowie jej władz aresztowani. Sytuacja taka trwała aż do wyborów 1936 r.

W głównych ośrodkach przemysłowych wybuchły strajki oraz demonstracje, które zostały jednak brutalnie stłumione przez siły policyjne. Wyjątkiem była Asturia – region górniczy z silnymi związkami zawodowymi powiązanymi z partią socjalistyczną. Również świadomość polityczna asturyjskich górników była wysoka. Już wcześniej organizowali lokalne komitety i przygotowywali się do zbrojnego wystąpienia przeciwko władzom. 5 października 1934 r. miejscowe posterunki Guardia Civil zostały otoczone przez uzbrojone milicje robotnicze. Tam, gdzie funkcjonariusze nie chcieli się poddać, posterunki były zdobywane z bronią w ręku. Guardia Civil okazała się bezsilna. Ponosiła duże straty, a wielu funkcjonariuszy zostało uwięzionych przez strajkujących. 6 października oddziały górników prowadzone przez Komitet Wojenny utworzony przez Alianza Obrera (sojusz utworzony przez UGT i CNT) uderzyły na stolicę regionu Oviedo i zajęły miasto. Zdobyto duże ilości broni, jednak stosunkowo niewiele amunicji. Górnicy okazali się bardzo dobrze przygotowani technicznie. Zbudowali na poczekaniu pojazdy pancerne, a nawet pociąg pancerny.

Rząd rozpętał przeciwko asturyjskim górnikom kampanię oskarżeń o rzekome okrucieństwa. Przypadki około 40 egzekucji księży oraz samosądów na przedstawicielach władz przedstawiano jako przejaw demoralizacji robotników.

Przeciwko górnikom rzucono 25 tys. doborowych żołnierzy sprowadzonych z Afryki, w tym marokańskie oddziały tubylcze. Na czele ekspedycji stanął generał López Ochoa, a z Madrytu dowodzili nią Francisco Franco oraz Manuel Goded. Po raz pierwszy użyto oddziałów marokańskich na kontynencie europejskim. Ich natarcie spotkało się z różnymi formami oporu. Miejscowa ludność niszczyła mosty i blokowała drogi. Doszło też do zbrojnych potyczek. Zemsta rządu była nieproporcjonalna do rozmiarów wystąpienia robotniczego. Zginęło ponad  tysiąc osób, w większości cywilów. Wiele spośród ofiar stanowili Asturyjczycy rozstrzelani bez sądu przez wojsko jako podejrzani o udział w milicjach robotniczych. Ofiarami padły również kobiety i dzieci. Szacuje się, że aresztowanych zostało ponad 35 tys. osób, w tym liderzy partii lewicowych, tacy jak Caballero. Sądy wydały 20 wyroków śmierci na uczestników walk, jednak tylko dwa z nich wykonano[32].

Szkodliwy hazard

Prawicowemu rządowi udało się na pewien czas zapanować nad ruchem związkowym. Zarówno CNT, jak i UGT zostały osłabione przez represje. Wielu działaczy znalazło się w więzieniach lub musiało uciekać z kraju.

Stabilizacja była jednak krótkotrwała, a rząd pozostał słaby. W 1935 r. w rządzących uderzyła seria skandali korupcyjnych, w tym tzw. Straperlo. Polegał on na tym, że w zamian za przymknięcie oczu na nieuczciwe praktyki, właściciele kasyn oferowali ministrom z PRR ogromne łapówki. Później próbowali szantażować nawet samego premiera Lerroux, ponieważ w aferę zamieszany był jego siostrzeniec[33]. Po ujawnieniu skali korupcji w październiku 1935 r. rozpoczął się kryzys polityczny.

Jedyną siłą, która mogła wówczas sięgnąć po władzę, była prawicowa CEDA, jednak ówczesny prezydent Niceto Alcalá-Zamora obawiał się wybuchu społecznego niezadowolenia, jakie mogła spowodować zmiana rządu. Partia Gil-Roblesa nawiązywała już wówczas jawnie do wzorców faszystowskich i nie kryła się z tym, że jej celem jest wprowadzenie autorytarnych rządów. Młodzieżówka CEDA – Juventudes de Acción Popular używała jawnie antysemickich haseł walki z „żydowskim bolszewizmem”, a także masonami i marksistami[34]. Coraz bardziej aktywna stawała się też faszystowska Falanga.

W tym samym czasie wyrastać zaczęła koalicja sił lewicowych – głównie socjalistycznej PSOE i centrolewicowej Lewicy Republikańskiej (IR). W jej skład weszły również lewicowe ugrupowania regionalne, a także wówczas jeszcze mało znacząca Komunistyczna Partia Hiszpanii (KPH/PCE).

Stworzony dzięki staraniom lidera IR Manuela Azañy sojusz miał na celu przede wszystkim start w planowanych na 1936 r. wyborach lokalnych. Sytuacja polityczna sprawiła, że już w lutym 1936 r. musiał stanąć do wyborów ogólnokrajowych.

Spisek przeciwko reformom

Wybory z wiosny 1936 r. były poprzedzone ogromną mobilizacją obu bloków – lewicowego, czyli Frontu Ludowego oraz prawicowego – Frontu Narodowego, złożonego nie tylko z CEDA, ale również monarchistów oraz Partii Agrarnej reprezentującej bogatych chłopów. Agitacji towarzyszyły liczne starcia i akty przemocy ze strony bojówek partyjnych. Hiszpańska scena polityczna uległa znacznej polaryzacji. Centrowe partie republikańskie, jako skompromitowane aferami korupcyjnymi oraz oportunizmem przywódców, przestały się liczyć.

Zradykalizowani robotnicy miejscy oraz rolni pierwszy raz tak masowo wzięli udział w wyborach. Sprzyjała temu sytuacja. Odzyskujący siły po nieudanym powstaniu z grudnia 1933 r. anarchosyndykalistyczny związek zawodowy CNT wprawdzie nie poparł Frontu Ludowego, lecz po raz pierwszy nie wezwał robotników do bojkotu wyborów.

Frontowi Ludowemu udało się zdobyć większość pozwalającą na sformowanie rządu. Rząd wrócił m.in. do projektu reformy rolnej polegającej na odebraniu ziemi wspólnej zawłaszczonej przez latyfundystów. W jego projekcie rozszerzono zakres zmian. Rozdzielona miała być ziemia przejmowana nielegalnie jeszcze w XIX w. To bardzo znacząco uderzało w posiadaczy ziemskich z południa kraju. Aż 18% Hiszpanów złożyło wnioski o przydział ziemi w ramach reformy rolnej[35].

Kolejne zmiany dotyczyły likwidacji przywilejów Kościoła katolickiego. Ponownie zrezygnowano z udziału przedstawicieli państwa w uroczystościach religijnych oraz wypłacania pensji państwowych dla księży.

Zapowiedziano również kolejne redukcje w armii, mające dotknąć przede wszystkim niepewnych politycznie oficerów.

Gazeta przedstawiająca przywódców Frontu Ludowego(www.nuevatribuna.es)

Przemiany te miały być jednak prowadzone stopniowo, drogą parlamentarną. Powołany na premiera Santiago Casares Quiroga był umiarkowanym liberałem, który antyklerykalizm łączył z dążeniem do obrony republikańskiego ustroju. Lewica partii socjalistycznej, komuniści czy Partia Syndykalistyczna nie brały udziału w tworzeniu rządu, co doprowadziło do rozdźwięku. Front Ludowy, który doszedł do władzy dzięki głosom robotników i chłopów, opierał się głównie na umiarkowanych politykach z klasy wyższej.

Jego polityka pozostawała częściowo w sprzeczności z celami socjalistycznej lewicy. Powodowało to napięcia. Od wyborów miało miejsce 1287 aktów przemocy dokonywanych przez obie strony. Robotnicy i chłopi korzystali z okazji, by dać wyraz nienawiści do kleru sprzymierzonego z posiadaczami ziemskimi. Spalono 160 kościołów. Prawica przedstawiała to jako przejaw rządowego terroru, a Gil-Robles grzmiał z parlamentarnej mównicy, że „kraj nie może żyć w anarchii”[36].

Do polityków zaczęły dochodzić pierwsze informacje o przygotowywanym spisku, mającym powstrzymać reformę rolną oraz inne przemiany, przygotowywanym przez generałów w porozumieniu z prawicą. Powszechnie określano go błędnie mianem „monarchistycznego zagrożenia”, na co jeden z liderów skrajnie prawicowej Renovación Española – Calvo Sotelo odpowiadał, że wojskowi prowadzący taki spisek musieliby być szaleni. Jednocześnie w wystąpieniach parlamentarnych z lipca 1936 r. niemal otwarcie sugerował, że konspiracja faktycznie istnieje, a jej celem ma być przywrócenie porządku i zapobieżenie „bolszewickiemu zagrożeniu”. Sugerował premierowi, iż będzie kimś gorszym niż Kiereński, który pozwolił bolszewikom na sięgnięcie po władzę, ponieważ działa świadomie, znając historię[37].

Jednocześnie w czerwcu 1936 r. trwały ostatnie przygotowania do zbrojnego puczu. Rozpoczęły się one 8 marca od spotkania Gil-Roblesa z niezadowolonymi generałami, w tym Emilio Molą, Francisco Franco, Manuelem Godedem oraz Joaquínem Fanjulem. Zdecydowano wówczas o reaktywowaniu tajnej struktury – Hiszpańskiego Związku Wojskowego. Pojawił się również pomysł ściągnięcia z wygnania generała Sanjurjo, mającego stanąć na czele wojskowej junty. Do konspiracji włączono Renovación Española oraz karlistów, którzy już wcześniej kontaktowali się z przedstawicielami faszystowskich Włoch.

Przeniesienie niepewnych politycznie generałów – Francisco Franco na Wyspy Kanaryjskie, a Moli do Pampeluny, z dala od ich dotychczasowych placówek – niewiele pomogło. Szef spisku Mola regularnie kontaktował się z wyższymi oficerami, podpisując depesze „El Director”. Powiązani ze spiskowcami kapitaliści, właściciel dziennika „ABC” markiz Luca de Tena oraz multimilioner Juan March przygotowywali przerzucenie generała Franco z Kanarów do Afryki. W Londynie wynajęli w tym celu samolot „Dragon Rapide”, oficjalnie po to, aby odbyć międzynarodową wycieczkę.

W Madrycie narastała w tym czasie spirala przemocy rozpętana przez falangistów. Planowali oni akcje terrorystyczne przeciwko rządowi. Jedną z nich było zabicie 12 lipca 1936 r. José Castillo, porucznika Gwardii Szturmowej. Dokonane w biały dzień na ruchliwej ulicy zabójstwo wywołało wściekłość funkcjonariuszy. Kilku z nich zaplanowało odwet. Celem miał być uważany za inspiratora terroru Gil-Robles. Żandarmi nie zastali go jednak w domu, więc udali się do kolejnego z liderów prawicy – Calvo Sotelo. Zabrany z domu deputowany został zastrzelony podczas transportu. Żandarmi działali bez rozkazu, jednak zabójstwo spowodowało jeszcze większą falę oskarżeń ze strony prawicy. Oba polityczne morderstwa okazały się iskrą, która padła na beczkę prochu.

Siły zostały rozstawione i przygotowane do zamachu stanu, jednak nikt, ani buntownicy, ani tym bardziej władze, nie spodziewał się tego, co miało nastąpić.

Rozdział II

Na pierwszy zew

.

Z Olimpiady na barykady

Józef Winkler z karabinem w ręku kryje się przy bocznym wejściu do barcelońskich koszar Gwardii Szturmowej. Jest 19 lipca 1936 r. W całym mieście rozbrzmiewają wystrzały. Zbuntowane oddziały wojskowe ruszyły w kierunku centrum. Nikt nie wie, jakie stanowisko zajął gen. Llano de la Encomienda, dowódca stacjonującej w okolicach miasta IV Dywizji. Przez ostatnie dni ten starszy wojskowy wahał się, nie mogąc podjąć decyzji, po której stronie się opowiedzieć, świadomy tego, że nie może być pewny lojalności swoich żołnierzy, którzy już podzielili się na różne frakcje ze względu na poglądy polityczne. Oficerowie naciskają go jednak, aby ruszył na Barcelonę i „przywrócił porządek”. W mieście panuje chaos, ponieważ nikt nie wie, jakie są rzeczywiste siły puczystów. Postawa miejscowej Gwardii Szturmowej jest niepewna. Oficerowie deklarują wprawdzie wierność Generalitatowi (rządowi katalońskiemu), jednak w pierwszych godzinach wojny wielu puczystów również zapewniało o swojej wierności Republice.

Józef Winkler jest uzbrojony w strzelbę, którą w nocy zdobył w jednym ze sklepów myśliwskich na Ramblas. Wszyscy uczestnicy mającej się odbyć w Barcelonie Olimpiady Ludowej otrzymali od związków zawodowych nakaz zabezpieczenia broni na wypadek walk.

Józef Winkler, wraz z innymi milicjantami, wdziera się do koszar Gwardii Szturmowej. Część funkcjonariuszy stanęła po stronie buntowników. Zabarykadowali się w budynkach i czekają na nadejście kolumn wojska. Te jednak zostały zatrzymane na wąskich uliczkach miasta przez ogień uzbrojonych robotników. Winkler wraz z innymi milicjantami zdobywa koszary. Padają pierwsze strzały. Jest jeden zabity – Katalończyk, student. Koszary zostają jednak wzięte[38].

Wydarzenia z dni 18-21 lipca 1936 r. stanowiły chrzest bojowy dla polskich ochotników, którzy znaleźli się w Barcelonie. Większość z nich stanowili sportowcy, którzy przyjechali na Olimpiadę Ludową. To wydarzenie sportowe miało stanowić alternatywę dla igrzysk odbywających się w Berlinie. Swoje drużyny wystawiły związki zawodowe z różnych krajów, w tym francuska CGT, zrzeszająca m.in. polskich emigrantów. Ludowe zawody miały zacząć się 19 lipca. Odbyły się nawet poprzedzające je wydarzenia, takie jak przemarsz sportowców ulicami miasta. 19 lipca wojska Manuela Godeda, który podjął decyzję o buncie, nie czekając na decyzję chwiejnego dowódcy IV Dywizji, otrzymały ostrą amunicję i ruszyły „stłumić anarchistyczne powstanie”. Tymczasem obrońcy musieli polegać na broni zdobytej w sklepach rusznikarskich lub przechowywanej przez związki zawodowe. Dzień wcześniej przewodniczący katalońskiego parlamentu Lluís Companys odmówił bowiem zgody na uzbrojenie robotników. Policja próbowała nawet aresztować milicjantów pokazujących się na ulicach z bronią. Dlatego w nocy grupy takie jak ta Józefa Winklera z zaskoczenia zajmowały magazyny broni oraz sklepy rusznikarskie. Dokerzy ze związku zawodowego UGT dostarczyli z kolei dużą ilość dynamitu.

Uzbrojeni robotnicy i katalońscy policjanci na ulicach Barcelony(https://www.elperiodico.com)

Była to sytuacja charakterystyczna dla pierwszych dni wojny domowej. Republikański rząd początkowo bagatelizował bunt generałów, a następnie zapewniał, że jest w stanie stłumić go za pomocą sił porządkowych i wiernego władzom wojska. Odrzucał możliwość uzbrojenia robotników do momentu, gdy milicje związkowe, często w porozumieniu z policją i wojskiem, same zdobyły broń.

Rano 19 lipca oddziały milicji starły się z wkraczającą do miasta kolumną wojska, której towarzyszyli m.in. lokalni falangiści. Główny ciężar walki spadł na robotników z CNT, z których część była obyta z bronią i miała dobre rozeznanie w topografii miasta. Natarcie wojska załamało się w wyniku zaciekłego oporu, braku koordynacji i rosnących strat. Tylko część buntowników dotarła do centrum, a następnie zabarykadowała się w centrali telefonicznej oraz dwóch hotelach. Puczyści opanowali też budynki portowe, aby umożliwić ewakuację pracujących w nich urzędników towarzystw morskich. Okazało się również, że podczas walki część żołnierzy odmówiła wykonania rozkazów. 1 Pułk Artylerii Górskiej np. obrócił swoje działa i zaczął z nich ostrzeliwać buntowników. Do centrum wkroczyły z kolei kolumny policjantów Guardia Civil z opaskami w barwach flagi republikańskiej. Funkcjonariusze ci przyłączyli się do sił oblegających hotele przy Plaça d’Espanya. Ostatnim aktem tej bitwy było zdobycie kwatery generała Godeda ostrzelanej przez artylerię. Następnie padły koszary Atarazanas, gdzie sympatyzujący z CNT żołnierze wskazali atakującym słabe punkty obrony. Na niebie nad miastem pojawiły się też samoloty, które zaatakowały ostatnie punkty oporu buntowników. W zamku Montjuïc żołnierze, którzy mieli przygotować się do obrony, rozstrzelali zbuntowanych oficerów, a następnie rozdali broń robotnikom z CNT. Ostatnie zorganizowane oddziały buntowników wolały poddać się funkcjonariuszom Guardia Civil, niż zginąć z ręki robotników[39].

Barykada zbudowana przez milicję robotniczą. Na murze widoczne plakaty Olimpiady Ludowej(źródło: Wikimedia Commons)

W Barcelonie w tym momencie znajdowało się kilkunastu polskich ochotników, w większości walczących w milicjach związanych z UGT oraz Zjednoczoną Socjalistyczną Partią Katalonii (PSUC).

Po zakończeniu walk w mieście dołączyli oni do Centurii im. Ernsta Thälmanna – grupy międzynarodowych ochotników nazwanej na część uwięzionego przez nazistów lidera Komunistycznej Partii Niemiec (KPD).

28 sierpnia 1936 r. Centuria dociera na front aragoński pod miastem Huesca, a następnie Tardienta. Tam bierze udział w kilku lokalnych starciach, m.in. zdobywając 20 października zamek Santa Guteria. W tych starciach zginął pierwszy z polskich ochotników. Niestety, nie zachowało się jego nazwisko. 22 października Centuria zostaje wycofana z frontu do Barcelony w celu reorganizacji. Za postawę w walce otrzymuje sztandar honorowy od przedstawicieli PSUC[40].

28 października Centuria, przebywająca w bazie międzynarodowych ochotników w Albacete, została włączona do nowo formowanego Batalionu im. Thälmanna, do którego kierowano przede wszystkim ochotników niemieckojęzycznych[41].

Trzy dni w Irun

3 września 1936 r. granicę Hiszpanii nieopodal Irun przekracza międzynarodowa grupa. Są w niej Czesi, Francuzi, Belgowie oraz dziewięciu Polaków. Siedmiu z nich to górnicy z Nordu, zagłębia węglowego w północnej Francji. Twardzi ludzie, którzy nie raz brali udział w walce strajkowej. Dwaj pozostali to metalowcy, również pracujący od lat we Francji. Wszyscy zaczęli działalność polityczną dzięki związkom zawodowym. Należą do Powszechnej Konfederacji Pracy (CGT) – klasowego związku zawodowego związanego z Francuską Partią Komunistyczną oraz rządzącym wówczas we Francji Frontem Ludowym. Grupą dowodzi Franciszek Pałka. Na granicy nikt ochotników nie niepokoi. Francuscy żandarmi wyrażają wręcz sympatię, podnosząc nawet pięści w geście antyfaszystowskiego pozdrowienia. Po drugiej stronie granicy widać dymy, słychać dudnienie artylerii – to wojska zbuntowanych generałów ruszyły na Irun, aby przeciąć drogę przez granicę.

Obrońcy miasta walczą resztkami sił. Baskijska milicja, oddziały policji oraz niedobitki różnych jednostek wojskowych, to wszystko, co im pozostało. Miasto i okoliczne wzgórza są pod ciągłym ostrzałem z morza oraz lądu.

Baskowie od początku wojny opowiedzieli się w większości za Republiką, licząc na uzyskanie autonomii oraz obronę swojej odrębności kulturowej. Zaczęła się formować Euzkadiko Gudarostea, czyli armia baskijska. Od początku Kraj Basków stał się też obiektem ataku buntowników. Kontrolowany przez baskijski rząd teren ograniczał się do nadbrzeżnego pasa. Znajdowały się w nim jednak strategicznie ważne złoża surowców naturalnych. Tutaj ulokowano również wiele zagranicznych, zwłaszcza brytyjskich, inwestycji związanych z przemysłem wydobywczym. Republika bardzo liczyła na utrzymanie Kraju Basków i wykorzystania go jako karty przetargowej w rozgrywce międzynarodowej. Franco i jego generałowie obawiali się nawet, że jeśli wojna na północy będzie trwała zbyt długo, Brytyjczycy i Francuzi mogą interweniować przeciwko puczystom, w obronie interesów swoich kapitalistów[42].

Ochotnicy maszerują główną ulicą Irun owacyjnie witani przez ludność. Pojawiła się oczekiwana od tygodni pomoc. Nowo przybyli nie mają jednak ani broni, ani mundurów. Otrzymali jedynie pasy i ładownice. Po zajęciu pozycji na jednym ze wzgórz dostają karabiny od opuszczających pozycje baskijskich milicjantów. Broni jest tak mało, że jeden karabin przypada na kilku obrońców miasta. Pociąg z uzbrojeniem wysłany przez robotników z Katalonii został zatrzymany na należącym do Francji odcinku torów przez żandarmerię. Cenna amunicja i karabiny stoją kilka kilometrów od pozycji potrzebujących ich milicjantów.

Pierwszy atak nacjonalistów, poprzedzony ostrzałem artyleryjskim, wypiera ochotników z ich pozycji. Natarcie udaje się wprawdzie zatrzymać, a straty nie są duże, ledwie kilku rannych, jednak wzgórze jest stracone. Po przybyciu do klasztoru, w którym zostali zakwaterowani, ochotnicy odbywają zebranie. Trzeba odzyskać wzgórze i znajdujący się nieopodal zamek, inaczej wróg wejdzie do miasta.

4 września międzynarodowi ochotnicy, w tym dziewięciu Polaków, którzy przyjęli nazwę grupy im. Walerego Wróblewskiego, od nazwiska i imienia polskiego oficera, powstańca styczniowego i generała Komuny Paryskiej, przystępują do kontrataku. Mają tylko broń lekką. Ręczne karabiny maszynowe, które im przydzielono, zepsuły się. Atakują, lecz zalegają pod huraganowym ogniem nacjonalistów. Pada kilku rannych.

Siły republikańskie podczas bitwy o Irun(źródło: Wikimedia Commons)

Atak załamuje się w obliczu przewagi przeciwnika. Irun jest już praktycznie w rękach wroga. Kolumny uchodźców tłoczą się przy przejściu granicznym. Ochotnicy obsadzają wzniesione w mieście barykady, aby osłonić odwrót.

Kolejnego dnia grupa ochotników, w tym wszyscy Polacy, próbuje się przedostać na łodzi na tereny kontrolowane przez siły baskijskie na łodzi. Przewodnikiem jest jej właściciel, miejscowy rybak. Łódź gubi drogę w gęstniejącej mgle. Rybak obawia się, że wypłyną za daleko, proponuje, żeby wracać. Będąc tuż przy brzegu, pasażerowie zauważają jakiś ruch na plaży. Stoją na niej czołgi. Chwila przyglądania się i już wiedzą – wróg zajął plażę oraz znajdujące się nieopodal Irun. Trzeba podjąć decyzję, zanim nacjonaliści się zorientują i wyślą łodzie, aby ich schwytać. Rybak waha się, chce wracać do brzegu. Dopiero wyjęty przez jednego z ochotników rewolwer przekonuje go, że ma płynąć dalej.

W ten sposób grupa ochotników, w tym wszystkich dziewięciu Polaków, dociera do portowego miasteczka po francuskiej stronie granicy. Oddają karabiny żandarmom, którzy ponownie nie zatrzymują ich, lecz wprost wyrażają sympatię. Przybycie ochotników powoduje również zgromadzenie miejscowej ludności[43].

Odcinają nas!

Na początku września 1936 r. w Paryżu działał już prężnie Komitet Nasilenia Pomocy Republikańskiej Hiszpanii zorganizowany przez związki zawodowe zrzeszone w CGT oraz Francuską Partię Komunistyczną. Za jego pośrednictwem do Hiszpanii trafiali pierwsi międzynarodowi ochotnicy, w tym polscy emigranci pracujący we Francji. Po upadku Irun oraz reorganizacji Batalionu im. Thälmanna pojawiła się potrzeba powołania pierwszego polskiego oddziału. Utworzyli go ochotnicy-uczestnicy walk w Irun, a także Centurii Thälmanna. 8 września powstał oddział karabinów maszynowych im. Jarosława Dąbrowskiego, zwany potocznie „Grupą 36” od liczby żołnierzy. Dowódcą został działacz robotniczy Stanisław Ulanowski „Bolek”, który we francuskim departamencie Nord pracował jako mechanik w kopalni. Brał też udział w organizowaniu związków zawodowych oraz strajków polskich robotników.

Sztandar oddziału ciężkich karabinów maszynowych im. Dąbrowskiego – pierwszej polskiej jednostki sformowanej 8 września 1936 r. w Barcelonie (zwanej również Grupą 36)(źródło: Lech Wyszczelski, Dąbrowszczacy...)

Grupa 36 otrzymała cztery karabiny maszynowe oraz inną broń z magazynów armii hiszpańskiej. Sprzęt był przestarzały, pamiętający częściowo jeszcze wojnę hiszpańsko-amerykańską. Przeszkolenie odbyło się w ekspresowym tempie, ponieważ sytuacja na froncie była dramatyczna. Wszędzie lepiej wyposażone i dowodzone oddziały buntowników znalazły się w natarciu. Republikańskie milicje złożone z doraźnie tworzonych grup bojowników stawiały rozpaczliwy opór i dzięki poświęceniu dawały czas na organizację obrony. Grupa 36 została wysłana do Madrytu jako część katalońskiej kolumny (oddział taktyczny liczący ok. 1500 ludzi) „Libertad”. Po kilku dniach spędzonych w stolicy Republiki milicjantów przerzucono na odcinek frontu pod Talavera de la Reina, gdzie miał bronić ważnej drogi.

Podczas kolejnych dni polscy ochotnicy toczyli zaciekłe walki, odpierając ataki nacjonalistycznej piechoty i kawalerii. Dzięki umiejętnościom dowódczym Ulanowskiego udało się zadać przeciwnikowi duże straty. Sam Ulanowski został jednak ranny i musiał zejść z linii frontu.

Grupa 36 wsławiła się przeprowadzeniem skutecznego kontrataku, który poprowadził Antoni Kochanek. Udało się wówczas wyprzeć wroga o niemal dwa kilometry, a nawet zniszczyć część stanowisk jego artylerii.

Inny epizod stanowiły wypady przeciwko wrogim patrolom, prowadzone przez późniejszego specjalistę od dywersji i rozpoznania w Brygadach Międzynarodowych – Antoniego Chrosta. Ten polski emigrant żyjący we Francji, według niektórych badaczy, stał się pierwowzorem dla postaci Roberta Jordana – jednego z głównych bohaterów powieści Komu bije dzwon Ernesta Hemingwaya. Chrost poprowadził udany wypad na wrogie pozycje znajdujące się na wzgórzu Osso, co zostało zauważone przez republikańskie dowództwo.

Działo polowe 75 mm używane przez armię hiszpańską w momencie wybuchu wojny(fot. autora)

Wkrótce jednak braki kadrowe i sprzętowe oraz błędy dowództwa kolumny „Libertad” spowodowały, że wróg zaczął obchodzić pozycje obrońców. W okopach pojawiło się przerażające hasło „Odcinają nas!”. Osłabiało ono morale milicjantów, gdyż nacjonalistyczne oddziały, zwłaszcza Legii Cudzoziemskiej oraz Marokańczyków, znane były z otaczania przeciwnika i masakrowania wszystkich wziętych do niewoli. Zagraniczni ochotnicy nie mogli liczyć na przeżycie w wypadku schwytania przez takiego przeciwnika.

Grupa 36 przeprowadziła sprawny odwrót, w przeciwieństwie do wielu innych jednostek kolumny „Libertad”, wychodząc z okrążenia wraz z karabinami maszynowymi. Przez trzy dni ochotnicy ukrywali się w górach, nie mając kontaktu z innymi oddziałami republikańskimi, jednak dzięki wsparciu ludności cywilnej udało im się dotrzeć do drogi, którą prowadzona była ewakuacja wycofujących się sił. Pierwsze dni walki na froncie madryckim kosztowały Polaków czterech zabitych i kilkunastu rannych.

Wszystkie grupy zagranicznych ochotników zostały wówczas wycofane z frontu i skierowane do reorganizacji. Polacy początkowo nie chcieli zaakceptować tej decyzji i pragnęli pozostać na froncie. Decyzja o tym, że mają zostać utworzone Brygady Międzynarodowe, zastała ich podczas wypoczynku w pałacu królewskim Escorial pod Madrytem. Udział polskich ochotników w walkach został wykorzystany propagandowo przez republikańskie władze. Odbyło się ich spotkanie z przedstawicielami Frontu Lewicy, w tym działaczką KPH Dolores Ibárruri, znaną jako La Passionaria[44].

Podsumowując sytuację we wrześniu 1936 r., należy zauważyć, że ochotnicy walczący w tym okresie to niemal wyłącznie przedstawiciele klasy robotniczej z Francji. Pochodzili oni z trzech regionów – górniczego Nordu oraz południa, a także Paryża, gdzie Polacy, w tym ci pochodzenia żydowskiego, pracowali najczęściej w fabrykach włókienniczych. Ta pierwsza fala ochotników wyróżnia się również świadomością polityczną. Większość z nich to głównie działacze związkowi, powiązani z CGT, a także partią komunistyczną. Do Hiszpanii trafili już jako ludzie dojrzali, mający doświadczenie organizacyjne, a nierzadko również wojskowe z czasów I wojny światowej.

Podróż do Hiszpanii była wówczas organizowana przede wszystkim przez francuskie związki zawodowe. Nie było jeszcze oficjalnego wezwania Międzynarodówki Komunistycznej do wsparcia Republiki. Tworzyły się też dopiero oddziały złożone z zagranicznych ochotników. Dlatego tę falę ochotników można uznać za najbardziej spontaniczną ze wszystkich, jakie przewinęły się przez pola bitewne Hiszpanii. Należy przy tym dodać, że sytuacja we Francji rządzonej przez Front Ludowy, złożony z socjalistów i komunistów, sprzyjała wyjazdowi na wojnę. Związki zawodowe z kolei udzielały wsparcia finansowego i logistycznego zarówno samym ochotnikom, jak i ich rodzinom.

Żądamy paszportów!