Cztery ściany grzechu. Tom 2 - Karolina Wilchowska - ebook

Cztery ściany grzechu. Tom 2 ebook

Wilchowska Karolina

4,4

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Amy po traumie związanej z wydarzeniami w lesie Everglades próbuje ułożyć sobie życie od nowa. Wraz z ukochanym wracają do pracy, szykują się do wymarzonego ślubu. Jednak w czterech ścianach ich apartamentu zaczynają dziać się dziwne, niewytłumaczalne rzeczy.

 

Kto zakłóca wymarzony spokój? Jaki związek ma z tym psychopata tkwiący w szpitalu?

 

OSTRZEŻENIE

Książka zawiera sceny przemocy, treści kontrowersyjne i wulgaryzmy. Czytasz ją na własną odpowiedzialność. Przeznaczona jest tylko dla osób dorosłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (7 ocen)
4
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaBura

Nie oderwiesz się od lektury

dramatyczna historia i niesamowita walka o przetrwanie.polecam serdecznie ♥️
00
Rom81

Nie oderwiesz się od lektury

super książka polecam gorąco
00
Madzik083

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ❤️
00

Popularność




Copyright © by Karolina Wilchowska, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by Adobe Firefly

Zdjęcie na drugiej stronie: Obraz Hans z Pixabay

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Wydanie II – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-514-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 1

Działo się w moim życiu. Mimo mijających tygodni wciąż nie umiałam zapomnieć o dramacie, który spotkał mnie w przeklętym lesie Everglades. Porwanie, gwałt, próba wysadzenia bombą, która zamiast wybuchnąć, zapaliła się. Koszmary tego pamiętnego sylwestra już na zawsze zostaną w mojej pamięci. Jedyne dobro, jakie zrodziło się z tej sytuacji, to utrwalił się mój związek z Nathanem. Wiem, że miał okropne wyrzuty sumienia z powodu tego, że mnie opuścił, ale ja nie miałam mu tego za złe. Trudno, stało się, Jason Steward dopiął swego, jednak poniósł konsekwencje swoich czynów. W końcu został złapany i umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, gdzie spędzi kolejne tygodnie w oczekiwaniu na proces. Naćpany i nieświadomy niczego, będzie leżał otoczony opieką lekarzy i pielęgniarek. Żałuję, że od razu nie może zostać skazany na śmierć, bo ta z pewnością mu się należy za wszystko, co zrobił swoim ofiarom.

Minęły kolejne tygodnie. Przez cały styczeń oraz część lutego mieszkałam w domu mojej siostry, Julie. Mama chyba wreszcie zrozumiała swój błąd. Przeprosiła, a ja starałam się jej wybaczyć. W sumie to nie mogłam się na nią bardzo gniewać, bo uwzględniając jej punkt widzenia, chciała dla mnie dobrze. Cieszyłam się jednak, że otrzymałam od niej wsparcie po ostatnich wydarzeniach. Nie umiałam wrócić do apartamentu, w którym rozegrał się ten dramat: śmierć Adama, gwałt, porwanie. Podobno to nie pierwszy tego typu incydent w tym budynku, ale z pewnością znalazłam się na językach sąsiadów. Zleciłam generalny remont salonu oraz sypialni, pozbywając się wszystkiego, co znajdowało się w domu, nawet kwiatów. Jeżeli miałam tam wrócić, to musiałam pozbyć każdej rzeczy, która mogła mi przypominać o tych koszmarnych wydarzeniach. Wolałam udawać, że to zupełnie nowe miejsce. Wiedziałam, że mroczna sława, która przylgnęła do apartamentu, w ciągu najbliższych miesięcy nie pozwoli mi pozbyć się tego przeklętego mieszkania.

Pierwsze kroki do apartamentowca skierowałam dopiero po kilku tygodniach. Najgorsze były te spojrzenia w holu, gdy na dole w recepcji złotowłosa Cassandra przekazywała nam klucz. W noc porwania przez Jasona Stewarda miała grypę żołądkową i na posterunku zastąpił ją Adam, a to uratowało jej życie. Nie obwiniała mnie, ale i tak wolała trzymać się na dystans. Z udawanym uśmiechem na idealnie wykonturowanej twarzy witała się, pytając o zdrowie. Milczałam, czułam się źle, wciąż nerwowo ściskając ramię Nathana. Chciała być miła, a ja zrobiłam z siebie sierotę. Nathan próbował ratować mi reputację, zwalając moje zachowanie na przemęczenie. Cassandra w granatowym mundurku i w białej koszuli przytaknęła, zapraszając do windy. Nic się tu nie zmieniło. Przy jasnych ścianach wciąż stały palmy w wielkich, glinianych donicach. Cztery windy z metalowymi drzwiami wciąż oświetlały rządki świateł LED pod sufitem. Wsiedliśmy do pierwszej, ruszając na ósme piętro do przeklętego apartamentu numer 826. W odbiciu w lustrach widziałam swoje przerażenie. Na piegowatej twarzy malował się również smutek. Idealny makijaż nie zdołał ukryć emocji. Normalnie bym się uśmiechała, patrząc, jakie wrażenie robią na moim narzeczonym podkreślone czerwoną szminką usta. Ale w tamtym momencie strach nie pozwalał mi tego robić. Nathan, o pół głowy wyższy ode mnie (byłam w srebrnych szpilkach), wydawał się całkowicie wyluzowany. Od pamiętnego sylwestra pojawiał się w apartamencie kilkukrotnie, chociażby po to, by nadzorować remont. Spojrzałam na jego odbicie w lustrze i musiałam przyznać, że jest na czym zawiesić wzrok: opalony szatyn z włosami dłuższymi na górze i mocno wygolonymi po bokach, o oczach czarnych jak noc, przykuwał spojrzenie niejednej kobiety. Ja byłam nim oczarowana. Przytuliłam się i poczułam przyjemny zapach męskich perfum. Pogłaskał moje rude loki, wciąż milcząc, i pocałował mnie w czoło.

– Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć – zagadał w końcu.

– Żebyś wiedział. Ja chyba nie dam rady.

– Dasz, zobaczysz, jeszcze się zdziwisz, jak wszystko się zmieniło.

– Może dla ciebie. Ja nie umiem zapomnieć.

– Nikt ci nie każe zapominać, a jedynie nauczyć się z tym żyć.

Przytaknęłam, bo nie chciałam dłużej ciągnąć tematu. Zatrzymaliśmy się na ósmym piętrze. Po wyjściu z windy znaleźliśmy się na długim korytarzu pokrytym czerwoną wykładziną. Wszystkie drzwi miały ten sam, ciemny odcień. Kurczowo ścisnęłam ramię Nathana, kierując się na koniec holu, do naszego apartamentu. Był ósmy lutego, sobota, późne popołudnie, gdy niepewnie, w towarzystwie narzeczonego, przeszłam przez próg mieszkania. W pierwszym odruchu cofnęłam się na hol, kręcąc głową i powtarzając, że nie dam rady. Nathan zrobił coś nietypowego. Lekko wepchnął mnie do środka, zatrzaskując wszystkie zamki za pomocą guzika przy wideofonie. W pierwszym odruchu zasłoniłam oczy, aby nie widzieć miejsca, w którym się znalazłam. Nathan zaśmiał się, złapał mnie za ręce, odsłaniając twarz.

– Nie panikuj, tylko patrz.

Otworzyłam oczy, stojąc przy ściance oddzielającej krótki hol od jasnej kuchni. Mój salon naprawdę przeszedł metamorfozę. Na podłodze położono jasny parkiet, a przecież wcześniej miałam ciemne deski. Dawniej szare ściany nabrały teraz koloru turkusu z białym wzorem ogromnego żonkila. Telewizor stał na komodzie, a nie wisiał jak wcześniej. Nie było szklanych stołów. Mały kawowy pomiędzy kremową kanapą i fotelem był okrągły w kolorze zieleni. Tak samo ten, który stał pomiędzy kuchnią a salonem. Duży i mocny, zrobiony z ciemnego drewna. Otaczały go cztery krzesła, z nóżkami w tym samym kolorze lecz z beżowymi obiciami. Na suficie, zamiast lampy, zobaczyłam krąg z świateł LED. Zajrzałam do kuchni, w której nic nie zmieniono. Zabudowane meble, lodówka, zmywarka wciąż były w kolorze połyskującej bieli. Czarny zlew kontrastował z jasnymi kafelkami, którymi wyłożono ścianę. Wróciłam wzrokiem na stół, gdzie stał niebieski wazon ze świeżymi, białymi różami. Owinięte żółtą wstążką były od dziewczyn z naszej kwiaciarni. Pod oknem stała piękna paproć w zielonej donicy, pasująca do kawowego stolika. Na półce nad kanapą, pośród naszych wspólnych zdjęć, kwitły w doniczkach w kropki kolorowe, drobne storczyki. Uwielbiałam je.

– Mówiłem, jest inaczej.

– Trochę.

– Trochę? – Zaśmiał się. – Całkiem inaczej.

– Prawda – odparłam i dopiero wtedy zawiesiłam torebkę na wieszaku przy drzwiach oraz zdjęłam szpilki.

– Chodź, jeszcze sypialnia.

– Nie, nie mogę. Później.

– No dobra, nastawię kawę, a ty siadaj. Mamy trochę do zrobienia.

– Czyli? – zdziwiłam się, idąc po puszystym, jasnym dywanie w stronę kanapy.

– Przypominam ci, że w maju bierzemy ślub.

– A, no tak, mieliśmy skompletować zaproszenia – stwierdziłam, nadal czując się niezbyt komfortowo.

Nathan nastawił ekspres stojący obok mikrofali w kuchni. Przygotował dwa kubeczki, po czym podszedł do mnie. Usiadł obok, a ja od razu się wtuliłam. Włączył telewizor, jakby chciał przełamać tę okropną ciszę. Pod koszulką na pasku spodni wyczułam broń. Odsunęłam się, kręcąc głową. Westchnął, wyciągając ją i położył na stoliku. Wrócił do pracy niedawno, ale wciąż czuł się niepewnie po tej cholernej strzelaninie w święta. Wcale mu się nie dziwiłam. Ja też nie umiałam spokojnie iść ulicą, nie patrząc podejrzliwie na każdy przejeżdżający biały furgon. To samo dotyczyło taksówek. Nigdy więcej nie wsiądę do żadnej sama z własnej woli. Już wolałabym iść piechotą kilkanaście kilometrów w szpilkach w środku nocy, niż dać się podwieźć jak po weselu mojej siostry w sierpniu.

– Poczekaj, wezmę kartkę i jakiś długopis, będziemy spisywać gości.

Nathan minął białą komodę z trzema szufladami bez uchwytów. Obok stała szafka, pojedynczy słupek do kompletu. Zniknął za ścianką dzielącą salon od reszty apartamentu, po czym wrócił z kartką oraz niebieskim długopisem. Położył wszystko na jednym z czasopism leżących na półeczce pod stolikiem kawowym i usiadł przy mnie. Podał mi przygotowaną do zapisywania kartkę, a ja wtuliłam się ponownie.

– To co? Zaczynamy?

W jego głosie słychać było podekscytowanie. Starał się żyć normalnie, próbując tym entuzjazmem zarazić i mnie. Oczywiście również próbowałam nie poddawać się przykrym wspomnieniom, aby zwalczyć strach przed pójściem do sypialni. Nie powiem, sypialiśmy ze sobą, mieszkając u mojej siostry. Co prawda nie było w tym takiego szaleństwa jak kiedyś, ale starałam się go zaspokoić. Nathan wiedział, jaką wyrządzono mi krzywdę w pomieszczeniu obok. Nie chciałam tu wracać, pragnęłam sprzedać ten apartament, jednak wiedziałam, że przez długi czas nie znajdę chętnych. Dlatego po sześciu tygodniach u Julie wróciłam tu, do mojego gniazdka, które tak potwornie zbrukał Jason Steward. Remont miał wymazać złe wspomnienia, ale zagadką pozostała sypialnia. Podobno mam jej nie poznać, o co postarali się projektanci. Oby, bo chciałam wyobrażać sobie, że mieszkam w zupełnie nowym miejscu, a nie w apartamencie numer 826 na ósmym piętrze. Żal mi było, gdy odmówiono nam zmiany koloru drzwi wejściowych. Standardy nie pozwalały na takie posunięcie, a jedynie na wymianę zamków i założenie dodatkowego alarmu. Nathan uważał to za nonsens, bo mój oprawca siedział w psychiatryku, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Wolałam dmuchać na zimne.

Nim dzbanek w ekspresie napełnił się kawą, lista gości była już prawie skompletowana. O dziwo, mimo iż każde z nas ograniczało się do minimum, aby nie robić ze ślubu widowiska, kartka była prawie pełna.

Z westchnieniem zaczęłam nerwowo śledzić kolejne nazwiska na liście. Była rodzina, przyjaciele i nawet nie wiedzieliśmy, że mamy ich tak wielu.

– Zaprosisz swoja matkę? – zapytał, nalewając nam kawy.

– Nie wiem. Zapisałam ją, bo teoretycznie powinnam, ale czy chcę, aby wtedy tam była, to inna kwestia. Pewnie i tak nie przyjedzie. Przesiedziała przeze mnie kilka dni w areszcie i odpowie za próbę zastraszenia.

– Jest sama sobie winna. Zaproś dla spokoju ducha, nawet jeżeli się nie pojawi – dodał, stawiając kubki na stoliku przed nami.

– A twoi rodzice? Ja ich jeszcze nawet nie znam.

– Tak, wiem, pomyślimy nad odwiedzinami, żeby dać im zaproszenie osobiście, tylko mam niewielkie obawy.

– Jakie?

– Są trochę specyficzni.

– Amisze? – Zaśmiałam się.

– Nie aż tak źle, ale powiedzmy, że są dość mocno wierzący.

– Czyli? Rozwiń tę ciekawą myśl. – Ciągnęłam go za język.

– Rodzice dorastali w konserwatywnych rodzinach. Mamę i tatę złączono w parę, gdy mieli po osiemnaście lat. O tym, że są razem, zdecydowali ich rodzice, bo chcieli, aby ich dzieci, w tym ja, również dorastali w głębokiej wierze w Boga.

– Moment, twoi rodzice są razem, bo im kazali? To trochę chore.

– Takie były czasy – odparł. – Co prawda okazali się na tyle postępowi, że nie zmuszali ani mnie, ani mojego rodzeństwa do kontynuowania tej chorej praktyki, jednak wiara jest mocno zakorzeniona w ich życiu.

– Ale ty lubisz owijać w bawełnę! Mów po ludzku: wierzą w Boga, miłość na wieki i seks po ślubie, tak?

– Właśnie tak.

– To im się synek trafił.

– Co masz na myśli? – oburzył się.

– Nic złego, nie licząc zawodu, czy tego, co potrafisz zrobić z kobietą w łóżku.

– Ostatnio nie bardzo mogę sobie na to pozwolić – stwierdził.

Speszyłam się, spuszczając wzrok. Zrobiło mi się głupio.

– Nie, Amy, źle mnie zrozumiałaś. Nie chciałem cię urazić. – Próbował szybko naprawić swoją gafę.

– Jasne, wiem – mruknęłam.

– Wiesz, że chodziło mi o to…

– Dobrze, spokojnie. Obydwoje wiemy, że to moja wina, ale na pewno za jakiś czas wszystko wróci do normy, obiecuję.

– Przestań. To bez znaczenia. Najważniejsze to być razem i wspierać się, a z czasem znowu nam się zacznie układać. Za mało czasu minęło, żeby zawracać sobie głowę sprawami łóżkowymi. Zresztą, gdybym to ja nie nawalił, nie zostawił cię, bo miałem chwilę słabości, nikt by cię nie skrzywdził.

– I co? Być może byłoby tak, że Steward wciąż chodziłby wolno albo dawno zabiłby mnie gdzieś na mieście. Nathan, tak miało być i z jednej strony cieszę się, że miało to miejsce. Może oprócz tego gwałtu, ale reszta ma swoje plusy. Jest aresztowany, zamknięty na cztery spusty i już nigdy nie skrzywdzi żadnej kobiety. To ważne.

– Ok, zmieńmy temat, zanim całkiem stracę humor.

– Dobra myśl. Musimy zredukować liczbę gości, bo z małego ślubu zrobiło nam się wesele jak dwojga celebrytów. A twój brat? Zapomnieliśmy zapisać.

– A, no tak, Jonathan. Mieliśmy odejmować, a dodajemy. – Zaśmiał się lekko.

– Kalectwo, bliźniaki o podobnych imionach.

– Moi rodzice mają fantazję, ale ja nie pozostanę mniej kreatywny, gdy będę nazywał własne dzieci.

– Będziesz miał mnóstwo czasu, aby się nad tym zastanowić.

– To też. Dobra, trzeba zacząć redukcję, chociaż coś czuję, że to już tak zostanie.

– Ja też.

Faktycznie, im skrupulatniej przeglądaliśmy listę gości, tym wyraźniej widzieliśmy, że nie możemy nikogo wykreślić. Nasze rodziny, przyjaciele i ich najbliżsi mieli prawo uczestniczyć w tym ważnym dla nas dniu. Oczywiście, nie zmieniliśmy jednego postanowienia, tego dotyczącego wesela. Nie mieliśmy zamiaru w nim uczestniczyć, tylko bezpośrednio po ślubie wyjechać jak najdalej, zostawiając zabawę gościom. Wciąż żadne z nas nie odebrało zaległego i przede wszystkim należnego urlopu. Przełożyliśmy wszystko na maj, aby móc w spokoju ustawić się psychicznie. Należało się nam jak nikomu innemu.

Wieczór nastał zbyt szybko.

Wciąż nie zajrzałam do sypialni, w której rozegrał się pierwszy akt mojego dramatu. Ustalając więcej szczegółów, chociażby projekt zaproszeń, obydwoje w końcu poczuliśmy zmęczenie. Niby zwyczajna sobota, a jednak nie brakowało emocji. To miała być pierwsza noc, którą spędzę w swoim mieszkaniu. Wciąż miałam obawy przed pójściem do sypialni.

Nathan widział, że próbuję odwlec tę chwilę. Ale musiałam tam wejść, chociażby po moje rzeczy, koszulę nocną i bieliznę, które przywiózł dzień wcześniej. Chciał, żebym przyszła na gotowe, weszła i czuła się jak dawniej, tylko ja nie umiałam. Owszem, w salonie panowała inna atmosferę, luz oraz spokój. Remont dobrze zrobił temu miejscu, bo nie zmieniałam tu nic, odkąd zamieszkałam. To samo dotyczyło sypialni, która wciąż była tajemnicą.

– Czas spać – stwierdził Nathan, przeciągając się na kanapie.

– Dopiero dziewiąta.

– Dla ciebie może i wcześnie, ale ja jestem na nogach od piątej. Dojazdy dwie godziny przez miasto dzień w dzień przez kilka tygodni męczy, wiesz?

– No tak. To idź, weź mi…

– Nie, nie, nie, koleżanko. Wstajesz i idziesz ze mną. No już, przełam się, bo chyba nie masz zamiaru spać na kanapie?

– A może i mam? I co? Siłą mnie wepchniesz do sypialni?

– Owszem, jeżeli będę musiał.

– No dobrze, niech ci będzie. Ale chodź ze mną.

– Nie wyobrażam sobie puścić cię samej.

Podał mi rękę, pomagając wstać. Na stoliku zostawiłam kartkę z listą gości. Ruszyliśmy w stronę ścianki, która oddzielała salon od przejścia do sypialni i łazienki. Było białe, oświetlone takimi samymi światełkami co salon i kuchnia. Nathan przesunął skrzydło drzwi, a ja zajrzałam niepewnie. Zdziwiłam się, bo Nathan miał rację, że było totalnie inaczej. Zniknęło nasze stare łoże, zniszczona toaletka, a nawet zabudowana ściana, która wcześniej zajmowała miejsce przy wejściu po prawej. Rozejrzałam się, z zaskoczeniem stwierdzając, że nawet mi się podoba. Ściany miały odcień przyjemnego bardzo jasnego brązu. W miejscu, gdzie wcześniej była garderoba, stało duże biurko z dodatkowym słupkiem. Po otwarciu go zobaczyłam kartki, drukarkę, pudełka, w których posegregował swoje i moje papiery, a także resztę biurowego sprzętu. Na blacie ustawiony był świeży, granatowy storczyk w żółtej doniczce. Tuż obok stała lampka oraz nasze wspólne zdjęcie. Odwróciłam się. Na ścianie naprzeciw drzwi mieliśmy ogromną szafę z lustrem, dzięki któremu wydawało się, że jest tu nieco jaśniej. Nowe łóżko oświetlały dwie wiszące, czarne lampki, które włączało się za pociągnięciem srebrnego łańcuszka. Po każdej stronie stały takie same ciemne stoliki na wygiętych nóżkach. Podłoga przykryta była dywanem w beżowo-białe paski.

– I co? Jakby ci się nie podobało, to obwiniaj Becky. To jej pomysł.

– Jest… inaczej – stwierdziłam.

– A jakieś inne słowo? – Zaśmiał się, obejmując mnie.

– Podoba mi się.

To stwierdzenie musiało mu wystarczyć. Nie chciałam wypowiadać się, przechwalać miejsca, zanim nie będę zmuszona w nim spać. A to miało nastąpić już niedługo. Może i atmosfera była inna, totalnie odbiegała od tej, jakiej się spodziewałam, jednak nie byłam pewna, jak to wpłynie na mój sen.

Rozdział 2

Tęskniłam za tym, za kąpielą w mojej wielkiej wannie pełnej piany. Leżąc w niej, relaksowałam się przed pierwszą nocą w apartamencie. To, co wydarzyło się tu w sylwestra, nie dawało mi spokoju. Wiem, że ludzie mieszkają w swoich domach czy mieszkaniach po różnych tragediach. Ja też musiałam tak zrobić; zacząć ponownie żyć, pracować, istnieć w społeczeństwie, bo przecież nie jestem jedyna w tak trudnej sytuacji. Uważałam się za silną kobietę, która poradzi sobie z każdym problemem. Dodatkowo miałam przy sobie Nathana. Bez niego na pewno dawno posypałabym się jak domek z kart.

– A ty znowu w papierach? – zagadałam, wchodząc do sypialni w bieliźnie, otulona cienkim szlafroczkiem.

– To nic pilnego – odparł, odkładając teczkę na stolik.

Usiadłam na brązowej, satynowej pościeli, która była tak przyjemnie chłodna. Nathan zbliżył się, dotknął mojej twarzy i wpił się w usta. Nie protestowałam. Odsunęłam się jednak na chwilę, zrzucając szlafrok, a następnie siadając mu na kolanach. Objęliśmy się mocno, zatracając w pocałunku. Trwał i trwał, a ciepłe dłonie wędrowały po moich plecach. Nathan znalazł zapięcie od stanika, który sekundę później leżał na podłodze. Szarpnął moje włosy, odchylając głowę do tyłu. Obcałowywał moją szyję, następnie piersi. Pchnął mnie na łóżko, wciąż schodząc niżej ustami. Masował językiem mój rozgrzany brzuch. Po chwili już nie miałam na sobie koronkowych majteczek. Gorącymi pocałunkami próbował sprawić, bym wreszcie poczuła przyjemność. Choć jego język pieścił mój najwrażliwszy punkt, nie mogłam się całkowicie oddać przyjemności. Starałam się zapanować nad napływającym lękiem, bo wiedziałam, że lada chwila zajrzy tam swoim wojownikiem. Nathan podniósł się, patrząc na mnie. On też wiedział, że po tym, co się wydarzyło, bardzo denerwuję się przed każdym stosunkiem. Ponownie pocałował mnie w szyję, zaplótł nasze ręce, powoli wsuwając się do środka. Nerwowo zacisnęłam powieki. Za każdym razem czułam to samo odrętwienie, jakbym zastygała niczym wosk po zgaszeniu świeczki. Nathan objął mnie, a ja leżałam sztywna niczym kłoda. Nie umiałam tego pokonać, po prostu się bałam. Straciłam kompletnie radość z seksu, a przecież powinnam już dawno krzyczeć z rozkoszy. O ile jego objęcia czy pocałunki były czymś cudownym, niezmiennie wspaniałym, tak penetracja powodowała, że całe zbudowane napięcie mijało. Dokończył, zostając we mnie, ale chyba spodziewał się większego zaangażowania. Westchnął, kładąc głowę na moim ramieniu. Przytuliłam go, patrząc w sufit.

– Znowu to samo – mruknęłam.

– Zauważyłem – odparł, kładąc się wygodniej. – Nie będę cię męczył, chodźmy spać.

– Przepraszam.

– Amy, przestań. Kiedyś wszystko wróci do normy, zobaczysz.

– Oby. Też bym chciała mieć taką przyjemność jak ty.

Nic nie powiedział. Wtulił się tylko mocniej, jakby chciał mnie pocieszyć po kolejnym nieudanym numerku. Brakowało mi tych szaleństw sprzed kilku tygodni. Jednak mimo próbowania wszystkiego, nawet wizyt u psychiatry czy upijania się alkoholem, ja za każdym razem czułam to samo: paraliżujący strach. Wiem, że potrzebuję czasu, tylko lada chwila ślub, a ja nie umiałam się przełamać, by czerpać tę samą przyjemność ze współżycia co dawniej. Czułam się beznadziejnie.

Zasnęłam przy zapalonym świetle. Nie pozwalałam na zgaszenie lampki, bo w ciemności od razu przypominał mi się bagażnik auta Jasona Stewarda. I bez tego miewałam koszmary jak z horroru. Tym razem również. Śniłam o tej przeklętej chatce. Siedziałam na podłodze przywiązana taśmą do słupa. Naprzeciw mnie w kącie siedziała ta okropna seks-zabawka, Amanda. Jej blada twarz skierowana była w stronę drzwi, jednak po chwili mechanicznie obróciła głowę, wlepiając we mnie spojrzenie szklanych, zielonych oczu. Wstała i wyciągnęła ręce, a spod krótkiej czerwonej sukienki w czarne kropki kapało coś na ziemię. Białe i lepkie kojarzyło mi się z nasieniem Jasona Stewarda. Dała krok, potem kolejny, a jej gumowe usta coś mamrotały. Na rudej peruce pojawił się płomień, który iskrzył coraz mocniej, topiąc jej twarz. Zapadała się do środka, jednak jej usta wciąż coś mówiły.

– Amy… – Usłyszałam jej piskliwy głos.

– Zostaw mnie, odsuń się – odparłam.

Nachyliła się, a ogień z jej gumowej głowy kapał na moje ciało. Niczym polane benzyną zapłonęło, wywołując niesamowity ból. Czułam każdy płomień, a moja skóra zaczynała łuszczyć się i odpadać fragmentami. Swąd spalonego mięsa był wyczuwalny tak samo mocno jak wtedy, gdy na twarz Stewarda rzygnęła mieszanka z bomby. Kręciłam się i szarpałam, chciałam zerwać więzy, aby ugasić pożar, tylko jak na złość nic nie działo się po mojej myśli. Kłujący, miejscami nienaturalnie lodowaty płomień wdzierał się coraz głębiej. Pękająca skóra ukazywała najpierw żywą tkankę i ścięgna, a następnie nagie, białe kości. Nie chciałam na to patrzeć, jednak jednocześnie nie umiałam odwrócić wzroku od moich dłoni. Taśma puściła, a ja poleciałam do tyłu, na ziemię. Spoglądałam na spalone ręce, z których zostały jedynie zwęglone kości. Kiedy opuściłam wzrok, dostrzegłam na wysokości brzucha gotujące się wnętrzności. Kręciłam się, płakałam, błagając, aby ktoś zdusił ten ogień.

– Amy! Na litość boską! Obudź się!

Nathan potrząsał mną, abym ocknęła się z koszmaru. Odpychałam go, uderzając pięściami w nagi tors, bo miałam wrażenie, że to Amanda mną szarpie. Ponownie usłyszałam swoje imię, ale tym razem brzmiało wyraźniej. Rozpoznałam głos Nathana, który obejmował mnie mocno ramionami. Po chwili oprzytomniałam trochę. Dysząc jak pies po biegu i drżąc ze strachu, rozejrzałam się po sypialni. Siedziałam na łóżku, a po moim nagim ciele spływał pot, miałam dreszcze oraz gorączkę spowodowaną koszmarem.

– Już dobrze, sen minął.

Dopiero gdy wtuliłam się mocno w narzeczonego, zaczynałam wracać do rzeczywistości.

– Znowu ona, ta lalka – powtarzałam. – Ona za każdym razem płonie.

– Amy, to tylko sen. Za jakiś czas wszystko minie, zobaczysz.

– Ale ona za mną chodzi, wiem, że mnie obserwuje.

– Niby jak? To lalka.

– Ty tego nie rozumiesz. – Odepchnęłam go. – Ty jesteś bezpieczny, ona cię nie nawiedza.

– Przestań, masz gorączkę i majaczysz. Kładź się. Porozmawiamy o tym rano.

– Nie chcę tutaj spać. Zabierz mnie do Julie. – Wstałam, wciąż panikując.

– Uspokój się, Amy! Stój! Gdzie ty idziesz?!

Nie wiem, co robiłam. Byłam jak w amoku, niczym nagi manekin parłam do salonu. Nathan złapał mnie, gdy skierowałam się na balkon. Okrył mnie kocem, obejmując i tworząc z własnych ramion barierę bezpieczeństwa. Nie wiedziałam, co robię, nie panowałam nad swoimi odruchami.

– Amy, spokojnie, nie wygłupiaj się. No już, chodź do łóżka.

– Nie chcę, puszczaj! Muszę iść do Julie.

– Ale nie tarasem.

Znowu coś krzyczałam. Niezrozumiałe, bełkotliwe zdania, które były projekcją tego, co działo się w moim umyśle. Po plecach pod kocem lał się pot. Panikując, uklęknęłam, łapiąc się za głowę. Wreszcie z krzyku mój głos przerodził się w szept. Powtarzałam, że chcę, aby sobie poszła i zostawiła mnie w spokoju. Uczucie obserwowania przez szklane oczy Amandy nie mijało. Popatrzyłam na odsłonięte okno tarasu, coś błysnęło, a ja przez ułamek sekundy zobaczyłam jej odbicie. Wrzasnęłam przerażona i wtuliłam się w ramionach Nathana. Zamknęłam oczy, chcąc odciąć się od widoku przeklętej lalki.

– Zabierz mnie stąd – powtarzałam, cała drżąc.

– Jest środek nocy, a ty masz gorączkę. Musisz się uspokoić – powiedział, głaszcząc moje włosy.

Nathan wstał i wziął mnie na ręce. Przeszliśmy do sypialni, gdzie położyliśmy się ponowne do łóżka.

– Nie gaś światła, bo ona znowu przyjdzie – wymamrotałam.

Ułożyłam się w pozycji embrionalnej, a Nathan otulił mnie kocem oraz kołdrą.

Wciąż trzęsłam się na wspomnienie koszmaru. Śnił mi się często, prawie co noc, odkąd wyszłam ze szpitala. Jednym razem był ogień, czasem wybuch, a innym razem spadałam do wąwozu pełnego ciał, jednak za każdym razem towarzyszyła mi Amanda. Była niczym moje nemezis, prześladując zupełnie jak Jason Steward, gdy był jeszcze na wolności. Niby tak to odreagowywałam, gwałt i porwanie, ale ile można?! Już mi brakowało sił, a widziałam, że również Nathan znajduje się u kresu wytrzymałości.

Poranek okazał się koszmarny. Dopadła mnie okropna migrena. Otworzyłam opuchnięte oczy i w pierwszej chwili zastanawiałam się, gdzie jestem. Potem do mnie dotarło, że znajduję się w swoim przeklętym apartamencie. W sypialni nad łóżkiem nadal świeciła lampka, a drzwi zostały otwarte. Nathan był już na nogach, bo z kuchni roznosił się zapach kawy. Wygramoliłam się z koca, w który zawinął mnie w nocy. Moja skóra była mokra, jakbym właśnie wyszła z kąpieli. Pot zostawił nieprzyjemne uczucie oraz zapach. Musiałam to z siebie jak najszybciej zmyć. Wciąż nago zwlokłam się z łóżka i złapałam szlafrok. Nakryłam się nim, wychodząc z sypialni. Widok w ogóle mnie nie zdziwił. Nathan jak zwykle w papierach. Siedział w samych bokserkach przy stole w części jadalnianej, klikając coś na laptopie. Była już ósma, a ja miałam wrażenie, że piłam alkohol przez całą noc. Podeszłam, wtuliłam się, a on dopiero zareagował. Pocałował mnie w policzek.

– Już lepiej? Wyspałaś się?

– Tak. Coś odwaliłam, ale niewiele pamiętam.

– To nic. Najważniejsze, że już ci lepiej. Idź się wykąp, a ja przygotuję śniadanie.

– Tylko kawa. Głowa mi pęka jak po całonocnej libacji.

– Przesadziłaś z lekami, to normalne.

– Wiem, nie powinnam była tyle brać. Tak się stresowałam przyjazdem tutaj, że nie kontrolowałam ilości. A lekarz mówił, że nie można przesadzać, jak się bierze zastrzyki antykoncepcyjne. Mam nauczkę.

– Było, minęło. Weź prysznic i szybko wracaj, bo muszę ci powiedzieć coś ważnego.

– Straszysz mnie – mruknęłam, wychodząc.

– Nie przesadzaj. – Zaśmiał się. – To nic strasznego.

Z szafy w sypialni wzięłam czyste ubrania, zapakowałam brudny koc do worka, który rzuciłam w przejściu, prosząc, aby Nathan go wyniósł do zsypu do pralni. Weszłam do łazienki. Pośród czarnych kafelków stała wanna, obok wisiało lustro otoczone światełkami. Pod nim ustawiona była drewniana misa-umywalka z mosiężnym kranem. Po drugiej stronie miałam przeszklony prysznic, z którego czasem korzystaliśmy razem z Nathanem. Podłogę, od sedesu aż po szafkę pod zlewem, zajmował zielony dywanik. Postawiłam na natrysk, który zajął mi dosłownie kilka minut. Chciałam jak najszybciej napić się kawy, wziąć coś przeciwbólowego i spokojnie przetrwać ten dzień.

Ubrana w złotą, obcisłą sukienkę z siateczką na ramionach i dekolcie wyszłam boso z łazienki. Idąc do kuchni, przecierałam mokre włosy ręcznikiem. Nathan również zdążył się już ubrać. Trochę szkoda, że przysłonił swoje piękne ciało, bo uwielbiałam oglądać go nagiego. Wziął ode mnie ręcznik i kazał siadać do śniadania. Laptop zniknął, zapewne zaniósł go na biurko w sypialni. Usiadł obok mnie, obserwując, jak próbuję wcisnąć w siebie chociaż jednego tosta.

– Co?

– Nie, nic. Zapomniałem ci wczoraj powiedzieć. Scott się przenosi.

– Jak to? – zdziwiłam się. – Gdzie? Dlaczego?

– Nie mówiłem ci, ale po udanej akcji ze Stewardem zaproponowano nam awans i przeniesienie do centrali. Oczywiście chętnie awans przyjmę, ale nie chcę się przenosić. Już się przyzwyczaiłem do mojego małego posterunku, więc zostaję.

– Chyba nie masz na myśli tego obłażącego z farby budynku na północy?

– Nie. – Zaśmiał się. – Od jutro wracam na stare śmieci i będę mógł stąd dosłownie piechotą chodzić do pracy.

– Skoro Scott dał się namówić na przeniesienie, to z kim będziesz jeździł?

– Dowiem się jutro. Póki co mamy zamknięte wszystkie sprawy, ale znając życie, z rana dostanę coś nowego.

– No to widzę, że wszędzie same nowości.

– Ano tak, nowa pracownica w kwiaciarni.

– Roxanne, a nie, zapomniałam Roxie. – Zaśmiałam się na myśl, jak nam się przedstawiła podczas rozmowy o pracę.

– Przyda wam się pomoc.

– Zaczynamy poważnie myśleć o przeniesieniu kwiaciarni do jakiegoś większego pawilonu. Mamy super lokalizację, ale ostatnio musimy rezygnować z wielu zamówień, bo się nie wyrabiamy. No i przydałoby się nam profesjonalne pomieszczenie do składania wiązanek i takich tam.

– Coś za dużo zmian jak na początek tego roku.

– Poczekaj, czeka nas jeszcze większa.

– Jaka?

– No, ślub w maju.

– A, o tym mówisz. A to nic takiego. – Zaśmiał się i puścił do mnie oczko.

– No wiesz co? – oburzyłam się, ale również ze śmiechem.

O dziwo, to był miły początek tego dnia. Chyba zaczynałam powoli oswajać się z miejscem, do którego wróciłam. Zmiany zaczęły się z przytupem. I dobrze. Potrzebowałam różnorodności, aby żyć w normalności. Bez tego wciąż tkwiłabym w miejscu, a przecież trzeba się rozwijać.

Rozdział 3

Poniedziałkowy ranek przyniósł spokój. Dzięki Bogu koszmary nie powróciły, dając mi spokojnie odpocząć w ramionach Nathana. On miał tego dnia zacząć nowy etap w życiu. Przez kilka lat pracował z ciemnoskórym Scottem, a dziś pozna nowego partnera. Wiadomo, pierwsze dni są trudne, ale poradzą sobie. Tak jak ja, gdy pod koniec stycznia wróciłam do kwiaciarni, by żyć normalnie.

B.A. Flowers to interes, który prowadziłam z moją najlepszą przyjaciółką, Becky. Miłośniczka żółtych żonkili oczywiście postarała się, aby to właśnie ten kwiat był naszym znakiem rozpoznawczym. Szyld z tą rośliną na różowym tle wisiał nad przeszklonym wejściem do wieżowca. Zaparkowałam na kawałku wolnego miejsca, tuż przy schodach prowadzących do firmy. Stukając zielonymi szpilkami, poprawiając lekką sukienkę w tym samym kolorze, wspinałam się na górę. W torebce, dokładnie gdy chwytałam klamkę, rozdzwonił się mój telefon. Po dzwonku poznałam, że to Becky.

– Jesteś! – zawołała, gdy weszłam do firmy. Widziałam na jej twarzy troskę.

– Wybacz, korki.

– Spokojnie, wiesz, martwiłam się.

– Wiadomo.

Becky, czyli Rebbeca Miller, to moja najlepsza przyjaciółka jeszcze z czasów szkolnych. Uczyłyśmy się razem, potem pracowałyśmy, aż ponad cztery lata temu postanowiłyśmy otworzyć wspólnie kwiaciarnię. Miała głowę do interesów, a ja uwielbiam rośliny. Ciemnoskóra koleżanka, jak zwykle z żółtym akcentem, tym razem w postaci spiłowanych w szpic paznokci, zaprosiła mnie od razu do biura. Biała koszula oraz niebieska spódniczka mini podkreślały jej fantastyczną figurę. Nawet w szpilkach byłam od niej niższa. Rozejrzałam się jeszcze, dostrzegając Sandy oraz Norę, nasze słodkie blond bliźniaczki o różnokolorowych oczętach. To chłopak tej pierwszej donosił na mnie Jasonowi Stewardowi. Nie miała o tym pojęcia i bała się utraty pracy, ale przecież to nie była jej wina. Zatrzymałyśmy ją, bo to świetna pracownica. Obie uśmiechały się tak samo słodko, rozciągając w uśmiechu wymalowane fioletową szminką usta. Idealnie podkreślone, wielkie oczy obserwowały nas uważnie.

– A gdzie Roxie?

– Tutaj! – zawołała zza parawanu brunetka.

Nasz nowy nabytek, Roxanne, była świeżo upieczoną absolwentką akademii sztuk pięknych. Co prawda miała zostać rzeźbiarką, ale ostatnio skończyła kurs florystyki i przyjęłyśmy ją na próbę. Praca w kwiaciarni dawała konkretną kasę, lepienie figurek niespecjalnie. Byłyśmy podobnego wzrostu. Zielonooka brunetka z włosami splecionymi w warkocz podeszła do nas, by się przywitać. Ubrana w białą koszulkę oraz dżinsowe ogrodniczki ze skróconymi nogawkami, zdjęła rękawiczki, mówiąc, że zabrała się już za pracę. Na nosie miała duże okulary w kolorowych oprawkach. Na nogach jak zwykle trampki, które miały podkreślać jej artystyczną duszę. To urzekło Becky w tej młodej, dwudziestodwuletniej dziewczynie. Mnie, niestety, nieco odpychało. Stawiałam na klasę, wygląd był dla mnie ważny, ale nie mogłam zmusić jej do noszenia szpilek i eleganckich strojów. Na wszystko przyjdzie czas.

Becky zaprosiła nas do biura. Tam miałyśmy podpisać umowę z Roxie. Na początek zaproponowałyśmy jej staż w firmie, ale i tak bardzo cieszyła się z tej szansy. Usiadłam na krześle przy biurku, tuż obok słupka z fakturami. Moja ciemnoskóra przyjaciółka ochoczo przeszła do stolika pod oknem, gdzie stał czajnik oraz nasze kubki na kawę.

– To co? Chcesz przeczytać to jeszcze raz? – zapytałam, podając umowę Roxie.

– Nie, już prawie znam na pamięć. To, co panie dla mnie robią…

– Tylko nie panie – wtrąciła Becky ze śmiechem.

– Dokładnie, tutaj mówimy sobie wszyscy po imieniu. Jesteśmy tylko trochę starsze od ciebie, a na dodatek żadna z nas nie ma męża – odparłam.

– Jeszcze trochę – dodała Becky, mając na myśli mój ślub w maju.

– Zmiana statusu na zamężna? – dopytywała Roxie, podpisując dokumenty.

– Owszem.

– Nareszcie! – zawołała ze śmiechem Becky.

– Szczęściara z pani… znaczy z twojego narzeczonego.

– Raczej to ja jestem szczęściarą. Jeszcze zdążysz go poznać i sama ocenisz. Zresztą Sandy i Nora na pewno nie pominą żadnych szczegółów, jeżeli chodzi o najnowsze ploteczki. – Zaśmiałam się.

– Nie, ja nie plotkuję.

– Spokojnie. To kobieca natura. Każda z nas lubi sobie pogadać o innych, szczególnie Becky.

– Ej! Robisz ze mnie plotkarę.

– Chciałam powiedzieć ciekawską.

Zaśmiałyśmy się we trzy. Najważniejsze to dystans do siebie. Roxie po raz kolejny podziękowała za szansę i wyszła, zabierając swój egzemplarz umowy. Mogłam wygodnie rozsiąść się na krześle przed biurkiem, gdy Becky podała mi kawę. Jej kręcone, związane w kucyk włosy poruszyły się, gdy siadała naprzeciw mnie do komputera.

– Jak pierwszy weekend w apartamencie?

– Nie pytaj. Ciężko, ale muszę przyznać, że ten remont dużo dał. Dobrze, że nie zdecydowałam się na niego przed sylwestrem.

– Widzisz, miałaś przynajmniej pretekst, aby wywalić to, co kojarzyło ci się z Colinem. A tak w ogóle, co u niego?

– To, co zawsze, pogoń za sensacją. Przecież wiesz, że kariera jest dla niego najważniejsza. A już szczególnie temat numer jeden w Miami.

– Twoja matka i jej rozwód.

– Kto by pomyślał. Tata podjął tak radykalne kroki po tym, co zrobiła.

– Amy, ona omal was nie pozabijała, aby tylko udowodnić swoją rację. Jej egoizm mógł doprowadzić do tragedii.

– No wiem, wiem. Ale i tak szkoda tych dwudziestu lat razem.

– Wiadomo. Ale z drugiej strony zasłużyła sobie na to.

Becky pewnie miała rację. Tata nie wybaczył mamie jej zachowania, szczególnie że po wyjściu z aresztu nawet nie przeprosiła. Gorzej, w dalszym ciągu twierdziła, że to moja wina. Byli w separacji i on nie miał zamiaru jej wybaczać. Trudno, egoizm i próżność wzięły górę.

Około pierwszej, gdy układałam z Roxie wiązanki i bukiety, odwiedził mnie ważny gość. Akurat pokazywałam naszej nowej pracownicy, jak tworzę flover-boxy, które są ostatnio tak popularne.

– Gdzie moja piękna narzeczona? Mam dla niej zadanie. – Usłyszałam głos Nathana.

Wyjrzałam zza parawanu i dostrzegłam, jak Nora pokazuje palcem w moją stronę.

Za mną pojawiła się Roxie, która bez krępacji podeszła, żeby się przedstawić. Zadawała milion pytań na sekundę, opowiadała o sobie, kompletnie ignorując fakt, że Nathan jest moim narzeczonym. Chciała od razu wszystko o nim wiedzieć. On cierpliwie czekał, aż skończy ten monolog albo ktoś jej przerwie. Zaplótł ręce na torsie, opierając się o framugę drzwi, słuchając życiorysu naszej nowej koleżanki. Nie zdawała sobie sprawy, że wszystko, co mówi, on wykorzysta do przeanalizowania jej osobowości. Nathan, jako policjant, a przede wszystkim magister psychologii, potrafił na podstawie kilku zdań określić typ człowieka. Uśmiechał się, znosząc te katusze jak dżentelmen.

– Dobrze, Roxie, starczy. Nawijasz od kilku minut – starałam się ją uciszyć.

– Niech mówi. Bardzo chętnie ją poznam – odpowiedział Nathan.

– Naprawdę? To miłe. – Speszyła się trochę.

– Nathan jest policyjnym detektywem. Potrafi profilować ludzi i wszystko to, co mówisz, będzie mógł wykorzystać przeciw tobie. Wie nawet, kiedy kłamiesz.

– Serio? Pracujesz w policji? A myślałam, że jesteś modelem czy… – Przerwała i chyba nie chciałam wiedzieć, jaki jeszcze zawód miała na myśli, biorąc pod uwagę, jak gwałtownie się zaczerwieniła.

– Zrobisz wiązankę dla żony szefa? Dostałem wychodne pod warunkiem, że przywiozę… – Przerwał, wyciągając z kieszeni spodni notes. – Białe, pomarańczowe i czerwone goździki ułożone w kształt serca.

– Ja się tym zajmę! – wtrąciła Becky. – A ty weź Amy na obiad, bo biedna nie jadła nic od rana. Ty pewnie też. Podobno żyjesz tylko kawą i energią ze słońca.

– A czy ja wyglądam jak bretarianin? – Zaśmiał się. – Dobra, mam niecałą godzinę. Zdążymy coś jeszcze omówić.

– Tylko wezmę torebkę z biura…

– A po co ci? Chodź. – Złapał mnie za rękę. – Wkrótce wrócimy.

Pożegnał się z dziewczynami i wyszliśmy z kwiaciarni. Przed drzwiami pocałował mnie, aż na dłuższą chwilę zapomniałam o całym świecie. Poczułam nieodparte pożądanie. Tak reagowałam na jego dotyk. Gdyby nie fakt, że jesteśmy pośród ludzi, zapewne skończyłoby się jednym z tych ostrych numerków. No chyba że znowu dopadłoby mnie wspomnienie Stewarda. Złapałam narzeczonego za rękę i poszliśmy do najbliższej restauracji. Nie wchodziliśmy do środka, postanowiliśmy zjeść na zewnątrz, w ogródku. Kelner w białej koszuli, czarnych spodniach i fartuchu w paski przyniósł nam kartę. Zamówiłam zupę jarzynową, Nathan jak zwykle coś z makaronem. Uwielbiał wszelkiego rodzaju kluski. Siedzieliśmy pod parasolem przy okrągłym stoliku przykrytym białym obrusem. Obserwowałam, jak Nathan przegląda coś w telefonie.

– Zobacz, co powiesz na takie? – Pokazał mi obrączki.

– Jejku, kiedy się tym zająłeś?

– Powiedzmy, że od rana cierpię na nudę, bo mój nowy partner dopiero wdraża się w obowiązki.

– Są śliczne. Białe i żółte złoto, ale kosztują majątek.

– Obrączki kupuje się raz. Podoba mi się też ten wariant, czarne złoto. – Pokazał inne zdjęcie.

– Ja nie bardzo miałam czas. Roxie dopiero się uczy, a na dodatek jest jakaś dziwna.

– Temperamentna, typowy sangwinik. Dużo mówi, chce być rozpoznawalna, uważana za sympatyczną, ale szybko się nudzi swoim zajęciem. Trzeba ją pilnować, bo może wam sprawić problemy.

– Myślisz?

– Ja to wiem, Amy.

– Leci na ciebie.

– No, tego też się nie da ukryć – stwierdził, chowając telefon do kieszeni. Złapał moją dłoń. – Ale ja już mam swoją rudą piękność.

– A jak twój nowy partner?

– Partnerka.

– Co?

– Partnerka – powtórzył zdecydowanie. – Leona O’Brien, lat dwadzieścia dziewięć. Absolwentka akademii policyjnej w Waszyngtonie, ukończone studia kryminalistyki, zaręczona, bezdzietna, a przede wszystkim ładna.

– Dziewczynę ci dali?

– Cóż, kobieta też może być policjantem. Mamy równouprawnienie. Brakuje jej doświadczenia, ale się wyrobi.

– Która by się nie „wyrobiła” przy tobie – odparłam, pokazując cudzysłów palcami.

– Ej, chyba nie jesteś zazdrosna.

– Nie, o ile będzie trzymała ręce z daleka.

– Spokojnie, bierze ślub zaraz po nas, dlatego przeniosła się do Miami. Jej narzeczony to zastępca naszego naczelnika Simmonsa.

– Moment, ona taka młoda z takim podstarzałym rozwodnikiem? Jak mu tam, Lockin?

– O, pamiętasz. Nie taki stary, ledwo po czterdziestce. Mam ci przypomnieć wybór twojej siostry? – Zaśmiał się kpiąco.

– To jej sprawa, z kim się związała. Zresztą David chociaż jakoś wygląda, a ta Leona, czy jak jej tam, pewnie liczy, że przez ten związek zrobi karierę.

– Jak wszyscy w tych czasach.

– Ty też?

– Jasne. Twoja matka płaciła mi grube miliony i obiecała awans, abym tylko cię zostawił – rzucił lekko.

– Pijesz do Colina?

– Też.

– Nie mówmy o tym. Wciąż wiszę mu kawę za to, że porwał go Steward.

– Chcesz umawiać się z byłym niedoszłym mężem?

– Zazdrosny?

– Nie, ale Colinowi nie można ufać.

– Mówisz tak, jakbym nie wiedziała, wiesz?

– Państwa zamówienie – przerwał nam kelner.

Życzył smacznego i odszedł.

Dobrze że wtrącił się w naszą rozmowę, zanim zmieniła się w mini awanturę. Nathan nie umiał wybaczyć Colinowi, że ten, wiedząc o Stewardzie, milczał, robiąc to, co ten kazał. A mogliśmy uniknąć dwóch zabójstw, za które mój prześladowca został dodatkowo oskarżony. Szkoda, ale cóż, i tak odpowie za utrudnianie śledztwa, nawet jeżeli miał dostać tylko zawiasy. A wszystko dla zdobycia sensacyjnego materiału. Nie opłaciło się, bo omal nie przypłacił tego życiem.

Obiad zniknął w kilka chwil. Nathan, jak zwykle, skończył przede mną, zamówił kawę i rozparł się wygodnie na białym krzesełku. Lekki wiatr rozwiał jego nieco dłuższe włosy. Zaczesał je do tyłu w seksowny sposób, aż przygryzłam wargi. Zauważył moją reakcję, bo się uśmiechnął i pochylił do przodu. Spod czarnej koszulki widać było złoty łańcuszek, który podarowałam mu na ostatnie święta.

– Masz wolną sobotę, może pojedziemy do twoich rodziców? – zaproponowałam, łapiąc uszko filiżanki w niebieskie kwiatki.

– To nie jest dobry pomysł – odpowiedział i ponownie nakrył ręką moją dłoń. – Trzeba im się zapowiedzieć trochę wcześniej. Mówiłem ci, są specyficzni. Może w kolejny wolny weekend, o ile nie dostanę jakiejś wymagającej sprawy. Chociaż z Leoną to ja się wynudzę przez kolejne tygodnie. – Westchnął głęboko.

– Przynajmniej dożyjesz ślubu. – Zaśmiałam się.

– Sugerujesz coś?

– Nie, po prostu idę tropem mojej mamy. Ona uważa, że jesteś dla mnie zagrożeniem.

– Przestań. Za dużo telewizji ogląda. Ja ci na głowę nie zsyłałem Stewarda, a i tak cię zaatakował.

Westchnęłam, gdy to powiedział. Odwróciłam wzrok w stronę kelnera, który podszedł, pytając czy chcemy coś jeszcze oraz czy smakowało. Poprosiliśmy o rachunek.

– Mogłem ugryźć się w język.

– Przestań, obydwoje wiemy, że nie mieliśmy wpływu na to, co się stało.

– Nie umiem przestać myśleć, że gdybym nie wyszedł obrażony jak baba, to…

– Dość, nie mówmy o tym – przerwałam mu. – Przecież tak miało być i tyle. Zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy.

– Czyli?

– No, czy już zdecydowałeś, co zakładasz na swój ślub.

– Chyba nasz.

– Wiesz, o czym mówię.

– Myślałem o koszuli, na garnitur będzie za gorąco. Ciebie już widziałem w sukni ślubnej, nawet jeżeli trochę brudnej i podartej.

– Na pewno nie będzie taka. Upatrzyłam sobie strój w salonie, w którym zaopatrywała się Julie. Stawiam na kolor, żadnej bieli, bo chyba jesteś świadomy, że z dziewicą ślubu nie bierzesz.

– Jakby każda dziewica była tak odważna w łóżku jak ty, to zmieniałbym je co weekend.

– Zapamiętam, żeby wypomnieć ci to na starość.

Zaśmiał się przyjemnie, obrzucając mnie łakomym spojrzeniem ciemnych oczu. Znowu poczułam tę nieodpartą potrzebę bliskości. Gdyby nie trauma, zapewne zamiast siedzieć na obiedzie, szalelibyśmy w samochodzie albo skoczylibyśmy na szybki numerek do apartamentu. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie wyrzucę z siebie przeszłość i zaczniemy nadrabiać stracone chwile.

Rozdział 4

Wróciłam do kwiaciarni, gdzie czekał już przygotowany dla szefa Nathana bukiet. Jego żona miała wyrafinowany gust i muszę przyznać, że ta wiązanka w kształcie serca zaimponowała nawet mnie. Becky postarała się, zaczynając od białych, otaczając je pomarańczowymi i kończąc czerwonymi goździkami. Oczywiście całość obwiązała bladozieloną wstążką, w którą powtykała perełki. Aż sama chciałabym dostać takie cudo.

– Ja będę miała wiązankę ze storczyków, najlepiej grantowych – stwierdziłam, podczas gdy Nathan odbierał kwiaty od Becky.

– Pasowałaby do spódnicy tej sukni, co ją oglądałyśmy ostatnio w Internecie.

– Becky… – mruknęłam przeciągle.

– A, zapomniałam, to ma być niespodzianka. Wierz mi, Nath, będziesz zachwycony.

– Wolałbym zobaczyć ją bez sukni, w jakimś wyzywającym desu. Zawsze tak świetnie podkreśla jej kształty.

– Ależ on cię zna!

– Przeznaczenie – podsumował.

Pożegnał się po chwili, stwierdzając, że już czas wracać na służbę. Pocałował mnie nim wyszedł, a potem szepnął do ucha coś nieprzyzwoitego. Uwielbiałam, gdy mówił, co robiłyby z moim ciałem, gdybyśmy byli sami. Becky od razu zareagowała, puszczając mi oko. Zrobiło mi się trochę głupio, ale przecież przyjaciółka świetnie zdawała sobie sprawę, jak wygląda moje erotyczne życie z narzeczonym. A przynajmniej jak wyglądało do niedawna. Wróciłam do pracy, aby czas zleciał jak najszybciej. Chciałabym być już w domu, aby chociaż spróbować spełnić część fantazji, jakie snułam w związku z Nathanem. Wciąż brakowało mi odwagi na przekroczenie kolejnych granic, a przecież wszystko tak świetnie się układało. Lada dzień ślub i do tej pory miałam zamiar przełamać kolejne tabu, by szaleć bez granic.

Przez kolejne godziny co chwilę dostawałam wiadomości od Nathana. Jeszcze nigdy tak się nie nudził, odkąd zaczął służbę. Jego nowa partnerka wdrażała się, więc miał czas przeglądać katalogi ślubne, wysyłać mi kolejne podpowiedzi na temat obrączek czy nawet ofertę wycieczki po kraju. Chcieliśmy wyjechać od razu po uroczystości, aby móc zapomnieć o wszystkim. Mieliśmy zamiar zobaczyć to, czego ja nigdy nie widziałam, chociażby śnieg, ale do tego trzeba ruszyć daleko na północ kraju, może aż na Alaskę. Zresztą należał się nam odpoczynek po tym, co ostatnio przeżyliśmy.

– A twój chłopak, Nathan, on naprawdę pracuje w policji? – zagadała Roxie.

– Tak.

– Nie wygląda. Fakt, jest męski, przystojny, ale to typ modela, a nie policjanta. Wiesz, jaką wspaniałą rzeźbę mogłabym zrobić, gdyby chciał pozować?

– Zapomnij. Nathan nie da się wrobić w pozowanie.

– Mogłabyś dać mi jego zdjęcie, a ja…

– Roxie, nie przesadzasz?

– Spokojnie, nie chcę się narzucać. Tylko pomyślałam, że gdybym miała jakieś jego zdjęcie, mogłabym zrobić taką rzeźbę jako prezent od ciebie. Bierzecie ślub. Na pewno ucieszyłby się z takiego podarunku.

– Dzięki, ale nie – mruknęłam.

Nie powiem, to nie był głupi pomysł, ale Nathan kazał na nią uważać. Jego intuicji nie można było ignorować. Zresztą nie znałam jej, więc kto wie, po co jej tak naprawdę zdjęcie Nathana. Od pierwszej chwili widać było, że na niego leci. Wolałam dmuchać na zimne. Roxie speszyła się, zmieniając raptownie temat i wracając do pracy.

Nie zdarzało mi się często, żeby z taką ochotą opuszczać pracę. Już o piątej pożegnałam ekipę i wyszłam zadowolona z kwiaciarni. Napisałam do Nathana, że jestem w drodze do domu i przygotuję nam pyszną kolację. Musiał być zajęty, bo nie odpisał. Oby nie robił nic nieprzyzwoitego ze swoją nową partnerką, Leoną O’Brien. Po około czterdziestu minutach przebijania się przez korki dotarłam do podziemnego garażu. Zaparkowałam zadowolona, widząc auto Nathana tuż obok mojego stałego miejsca. Już w domu? Tak wcześnie? Ta sytuacja wymagała wyjaśnienia. Wysiadłam z auta, przeszłam przez oświetlony parking, kierując się do schodów. Już po chwili znalazłam się na parterze, gdzie w recepcji zobaczyłam Grega. Powiadomił mnie, że na górze jest już mój narzeczony. Ten niepozorny blondyn od dawna próbował zaprosić mnie na kawę. Nawet teraz, gdy byłam zaręczona i szykowałam się do ślubu. Co gorsza miał żonę, małe dzieci, ale lubił adorować bogate panie mieszkające w apartamentach. Lubiłam go, jednak nie pochwalałam takiego zachowania. Olałam to, co mówił i poszłam do windy.

Wolałam nie wdawać się w słowne przepychanki.

Po kilku minutach dotarłam na ósme piętro, przeszłam do ostatnich drzwi po prawej i zadzwoniłam. Długo nie czekałam na otwarcie. Nathan przywitał mnie uśmiechem. Stał w samych bokserkach, boso, kusząc swoim idealnym ciałem. Na jego wyrzeźbionym torsie widniał tatuaż z azteckimi symbolami oraz tą okropną czaszką. Niedawno jednak dorobił dalszą część znaków, rozlewając je na umięśnione ramię oraz biceps.

Gdy tylko weszłam, poczułam zapach kawy oraz ryby pieczonej na parze. Wiedział, na co miałam ochotę tego dnia. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie. Jego ciepłe ciało zetknęło się z moim. Usta zatraciły się w pocałunku. Pchnął mnie na ściankę oddzielającą wejście od części kuchennej. Podwinął sukienkę, wsuwając dłoń między uda. Błyskawicznie ściągnął mi majtki, odwrócił plecami i wszedł we mnie. Poczułam, jak napiera i rozpycha mnie w środku. Walczyłam z uczuciem odrętwienia, bo bardzo chciałam poczuć tę samą przyjemność, co dawniej. Oparł nasze dłonie na ścianie, splatając palce. Jego usta dotykały mojej szyi, przyjemnie łaskocząc, a ja rozluźniałam się coraz bardziej. Kilka ostatnich pchnięć sprawiło, że niemal zaczynałam odpływać. Wyszedł, zalewając moje pośladki i dysząc mi ciężko do ucha. Pocałował je, szepcząc, że jeszcze do tego wrócimy. Zaśmiałam się, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu zareagowałam właściwie na nasze zbliżenie. Dawno nie czułam takiego rozluźnienia. Po prostu brakowało mi tego.