Człowiek, który zrozumiał naturę. Nowy świat Alexandra von Humboldta - Andrea Wulf - ebook

Człowiek, który zrozumiał naturę. Nowy świat Alexandra von Humboldta ebook

Andrea Wulf

4,6

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Na cześć Alexandra von Humboldta nazwano miasta, rzeki, pasma górskie, prąd oceaniczny, pingwina, gigantyczną kałamarnicę – a nawet morze na Księżycu.

 

Jego barwne życie jest jak żywcem wyjęte z powieści przygodowej: Humboldt zapuścił się w lasy deszczowe, wspiął na najwyższe wulkany świata, był podziwiany przez książąt i prezydentów, uczonych i poetów. Inspirował Napoleona, Darwina, Bolívara a nawet kapitana Nemo z powieści Verne’a. Idee i odkrycia tego wielkiego naukowca zrewolucjonizowały i ukształtowały naukę, ochronę przyrody, politykę i sztukę.

 

Andrea Wulf zabiera nas w fantastyczną podróż jego śladami – w wyścig przez Rosję zakażoną wąglikiem i wyprawę tropikalnymi rzekami pełnymi krokodyli – i pokazuje, dlaczego życie i poglądy Humboldta pozostają tak ważne do dziś. Chciał poznać i zrozumieć świat, w którym żyjemy, i pierwszy zaczął się o niego troszczyć. Już w 1800 roku przewidział zmiany klimatyczne spowodowane działalnością człowieka i stworzył podwaliny współczesnego ruchu ekologicznego.

 

 

Życie Alexandra von Humboldta to opowieść o tym jak ukształtował się sposób, w jaki patrzymy na naturę i naszą planetę dzisiaj.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 770

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (75 ocen)
51
19
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NowakMikolaj888

Nie oderwiesz się od lektury

Książka, którą każdy powinien przeczytać!
10
pantotoro

Nie oderwiesz się od lektury

doskonała i bardzo dobrze napisana
00
mgarczynska

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała opowieść o wielkim człowieku.
00

Popularność




Tytuł oryginału: The Invention of Nature. The Adventures of Alexander von Humboldt, the Lost Hero of Science

Copyright © Andrea Wulf, 2015

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Copyright © for the Polish translation by Katarzyna Bażyńska-Chojnacka and Piotr Chojnacki, 2017

First published in Great Britain in 2015 by John Murray (Pulishers)

Redaktor prowadzący: Filip Karpow

Redakcja: Magdalena Wójcik

Korekta: Barbara Borszewska

Pro­jekt okład­ki: Urszula Gireń

Opracowanie map: Mariusz Mamet

ISBN 978-83-7976-605-5

Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o.

ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

www.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.com

Zamknijmy

Nota autorki

Rozprawy Alexandra von Humboldta opublikowano w wielu językach. Cytując jego prace bezpośrednio, porównywałam oryginalne wydania niemieckie (w stosownych przypadkach) i współczesne im wydania angielskie. Kiedy nie miałam dostępu do nowszych wydań angielskich, sprawdzałam cytaty w starszych przekładach, a kiedy uznałam, że tłumaczenie lepsze jest w nowszym wydaniu, wybierałam tę wersję (szczegóły znajdują się w przypisach). Czasem żaden przekład nie oddawał stylu Humboldta lub gubił całe zdania – w takich przypadkach pozwoliłam sobie przełożyć fragment sama. Kiedy do pracy Humboldta odnosili się inni bohaterowie, sięgałam po wydania, które oni czytali. Na przykład Charles Darwin czytał Personal Narrative (Osobista relacja) Humboldta wydane w Wielkiej Brytanii w latach 1814–1829 (w przekładzie Helen Marii Williams), a John Muir czytał wydanie z 1896 roku (w tłumaczeniu E.C. Ottego i H.G. Bohna).

Prolog

Pełzli na czworakach wysokim wąskim grzbietem, którego szerokość miejscami wynosiła zaledwie pięć centymetrów. Ścieżkę, jeśli można ją tak nazwać, pokrywał piasek i leżące luzem kamienie, poruszające się za lada dotknięciem. Po lewej stronie opadał stromy klif pokryty lodową skorupą, która połyskiwała, gdy promienie słońca przedzierały się przez warstwę chmur. Widok po prawej stronie, na trzystumetrowe urwisko, nie przedstawiał się wiele lepiej. Tutaj ciemne, niemal pionowe zbocza pokrywały skały sterczące jak ostrza noży1.

Alexander von Humboldt i jego trzej towarzysze poruszali się gęsiego, powoli, centymetr po centymetrze naprzód. Bez odpowiedniego sprzętu i ubioru wspinaczka stanowiła niebezpieczne wyzwanie. Od lodowatego wiatru drętwiały im dłonie i stopy, lekkie buty przemakały od roztopionego śniegu, a kryształki lodu osiadały na ich włosach i brodach. Na wysokości ponad 5 tysięcy metrów nad poziomem morza walczyli w rozrzedzonym powietrzu o każdy oddech. Podczas wędrówki ostre skały poprzebijały im podeszwy butów i poraniły stopy.

Był 23 czerwca 1802 roku, a oni wspinali się na Chimborazo, przepiękny kopulasty wygasły wulkan w Andach, który wznosi się na prawie 6300 metrów, około 160 kilometrów na południe od Quito w dzisiejszym Ekwadorze. W owym czasie Chimborazo uważano za najwyższy szczyt świata. Nic więc dziwnego, że przerażeni tragarze porzucili badaczy na granicy śniegu. Wierzchołek wulkanu spowijała gęsta mgła, ale pomimo to Humboldt parł naprzód.

Przez ostatnie trzy lata Alexander von Humboldt podróżował po Ameryce Łacińskiej i zapuszczał się daleko w głąb kontynentu, gdzie jak dotąd trafiło niewielu Europejczyków. Opętany obsesją obserwacji naukowych trzydziestodwuletni badacz zabrał ze sobą z Europy najlepsze instrumenty. Przed wyprawą na Chimborazo musiał zostawić większość bagażu, ale spakował barometr, termometr, sekstans, sztuczny horyzont i tak zwany cyjanometr, za pomocą którego mógł zmierzyć natężenie błękitu nieba. Podczas wspinaczki Humboldt wygrzebywał przyrządy zgrabiałymi palcami, ustawiał je na niepewnych występach skalnych, aby zmierzyć wysokość, ciśnienie i wilgotność. Skrupulatnie notował wszelkie napotkane gatunki: czy to motyla, czy małego kwiatka. Wszystko trafiało do jego notesu.

Na wysokości 5400 metrów zobaczyli ostatni skrawek porostu wczepionego w głaz. Potem oznaki życia organicznego zniknęły, ponieważ na tej wysokości nie było już ani roślin, ani owadów2. Zabrakło nawet kondorów, które towarzyszyły im do tej pory. A kiedy mgła wytworzyła wokół nich upiorną pustkę, Humboldt poczuł się całkowicie odcięty od zamieszkanego świata. „To było tak – opowiadał – jak byśmy zostali uwięzieni wewnątrz bańki powietrza”3. Potem nagle mgła uniosła się i odsłoniła ośnieżony szczyt Chimborazo na tle błękitnego nieba. „Wspaniały widok”, pomyślał najpierw Humboldt4, ale potem zobaczył przed sobą ogromną szczelinę lodową – szeroką na 20 metrów, a głęboką na prawie na 200 metrów. Ale na szczyt nie było innej drogi5. Kiedy Humboldt zmierzył wysokość – 5824 metry – odkrył, że znajdują się zaledwie 300 metrów poniżej wierzchołka6.

Nikt inny wcześniej nie wszedł na tę wysokość i nikt nie oddychał tak rozrzedzonym powietrzem. Gdy Humboldt tak stał na dachu świata i patrzył na rozciągające się w dole pasma górskie, zaczął inaczej postrzegać świat. Zrozumiał, że ziemia to jeden wielki żyjący organizm, gdzie wszystko jest ze sobą powiązane – tak stworzył nową, śmiałą wizję natury, która nadal wpływa na nasz sposób pojmowania przyrody.

Humboldt, nazywany przez współczesnych najsławniejszym człowiekiem po Napoleonie7, był jednym z najciekawszych i najbardziej zajmujących ludzi w tamtych czasach. Urodził się w 1769 w bogatej pruskiej rodzinie arystokratycznej, ale porzucił uprzywilejowane życie i zaczął badać, jak funkcjonuje świat. W młodości odbył pięcioletnią wyprawę badawczą do Ameryki Łacińskiej, wiele razy narażając się na śmierć, i wrócił z nowym spojrzeniem na rzeczywistość. Podróż ta wpłynęła na jego dalsze życie i sposób myślenia, ale także sprawiła, że stał się legendą na wszystkich kontynentach. Mieszkał w Paryżu i Berlinie, ale czuł się jak w domu również w najbardziej odległych zakątkach w dorzeczu Orinoko i na stepie kazachskim przy granicy rosyjsko-mongolskiej. Przez całe swoje długie życie był ogniwem łączącym całe naukowe środowisko: napisał ponad 50 tysięcy listów, a otrzymał co najmniej dwa razy tyle. Wiedzą, uważał Humboldt, trzeba się dzielić, wymieniać się nią i wszystkim udostępniać.

Humboldt z ekipą podczas wspinaczki na wulkan

Był też człowiekiem pełnym sprzeczności. Należał do najzacieklejszych krytyków kolonializmu i popierał rewolucje w Ameryce Łacińskiej, ale przy tym pełnił funkcję szambelana dwóch pruskich królów. Podziwiał Stany Zjednoczone za ich koncepcję wolności i równości, ale zawsze krytykował ich niezdolność do zniesienia niewolnictwa. Nazywał siebie „pół-Amerykaninem”8, ale jednocześnie porównywał Amerykę do „kartezjańskiego wiru, który porywa i wciąga wszystko w mdłą monotonię”9. Był pewny siebie, jednak ciągle pragnął aprobaty. Ludzie podziwiali jego rozległą wiedzę, a jednocześnie bali się ciętego języka. Książki Humboldta ukazały się w kilkunastu językach i były tak popularne, że ludzie przekupywali księgarzy, aby dostać egzemplarze w pierwszej kolejności, a jednak ich autor zmarł w ubóstwie. Może i był próżny, ale potrafił oddać ostatnie pieniądze borykającemu się z trudnościami młodemu uczonemu. Życie wypełniały mu podróże i nieustanna praca. Zawsze chciał doświadczać czegoś nowego i, jak mówił, najlepiej „trzech rzeczy na raz”10.

Układ roślinności w Andach

Humboldt cieszył się uznaniem ze względu na wiedzę i podejście badawcze, jednak nie był przeintelektualizowanym naukowcem. Gdy przestały mu wystarczać studia i wertowanie ksiąg, oddał się fizycznym trudom i eksploatował organizm do granic możliwości. Wyprawiał się w głąb tajemniczych lasów deszczowych Wenezueli i czołgał po wąskich skalistych półkach skalnych na niebezpiecznej wysokości w Andach, żeby popatrzeć na ogień wewnątrz czynnego wulkanu. Jeszcze jako sześćdziesięciolatek pokonał 16 tysięcy kilometrów, by dotrzeć do najbardziej oddalonych krańców Rosji, zostawiając w tyle młodszych towarzyszy.

Fascynowały go instrumenty naukowe, pomiary i obserwacje naukowe, ale kierował się też zmysłem zachwytu. Oczywiście naturę należało mierzyć i analizować, ale jego zdaniem ogromna część reakcji człowieka na świat naturalny powinna opierać się na wrażeniach i emocjach. Chciał rozbudzać „umiłowanie natury”11. W czasie kiedy inni uczeni poszukiwali praw uniwersalnych, Humboldt pisał, że naturę należy badać poprzez odczucia12.

Humboldt różnił się od innych, ponieważ potrafił na lata zapamiętać najdrobniejsze szczegóły: kształt liścia, kolor gleby, odczyt temperatury, uwarstwienie skały. Nadzwyczajna pamięć pozwoliła mu porównywać obserwacje, jakie poczynił na całym świecie przez kilka dziesiątek lat i w miejscach oddzielonych tysiącami kilometrów. Humboldt potrafił „przeglądać łańcuch wszystkich fenomenów na całym świecie naraz”, powiedział później jego współpracownik13. Podczas gdy inni musieli przetrząsać pamiętniki, Humboldt – „którego oczy są żywymi teleskopami i mikroskopami”, jak z podziwem stwierdził amerykański pisarz i poeta Ralph Waldo Emerson14 – miał wszystkie fragmenty wiedzy i informacji dostępne od ręki.

Wyczerpany wspinaczką Humboldt stał na Chimborazo i chłonął widok. Tutaj strefy wegetacji układały się poziomami. W dolinach przechodził między palmami i przez wilgotne lasy bambusowe, gdzie kolorowe orchidee czepiały się pni. Wyżej widział drzewa iglaste, dęby, olchy i krzewiaste berberysy, podobne do tych spotykanych w europejskich lasach. Potem zaczynały się rośliny alpejskie, przypominające okazy, które zbierał w Szwajcarii, a porosty kojarzyły mu się z gatunkami występującymi za kołem podbiegunowym i w Laponii. Nikt wcześniej nie obserwował roślin w ten sposób. Humboldt patrzył na to nie w wąskich kategoriach klasyfikacji, ale jak na gatunki typowe dla danej lokalizacji i klimatu. Oto był człowiek, który postrzegał naturę jako jednolitą siłę, z analogicznymi strefami klimatycznymi na różnych kontynentach: teoria radykalna jak na tamte czasy i która nadal wpływa na nasze pojmowanie ekosystemów.

Książki, dzienniki i listy Humboldta ukazują wizjonera, myśliciela znacznie wyprzedzającego swoje czasy. Wymyślił izotermy – linie łączące punkty o tej samej temperaturze, które do dziś funkcjonują na mapach pogodowych – odkrył też równik magnetyczny. Wprowadził pojęcia wegetacji i stref klimatycznych, które przebiegają dookoła kuli ziemskiej. Najważniejsze jest jednak to, że Humboldt zrewolucjonizował sposób postrzegania świata naturalnego. Wszędzie dopatrzył się powiązań. Niczego, nawet najmniejszego organizmu, nie można traktować odrębnie. „W tym wielkim ciągu przyczynowo-skutkowym – twierdził Humboldt – żaden element nie może być rozważany w oderwaniu od innych”15. Dzięki temu spostrzeżeniu stworzył sieć życia, koncepcję natury znaną nam współcześnie.

Skoro naturę postrzega się jako sieć, oczywista staje się również jej podatność na zniszczenie. Wszystko trzyma się razem. Jeśli zerwie się jedna nić, spruć się może cała tkanina. Humboldt już w 1800 roku dostrzegł też niszczycielskie skutki środowiskowe plantacji kolonialnych nad jeziorem Valencia w Wenezueli i jako pierwszy naukowiec zaczął mówić o szkodliwych zmianach klimatycznych wywołanych przez człowieka16. Wycinka lasów prowadziła do wyjałowienia gleby, poziom wody w jeziorze spadał, a po zniknięciu zarośli ulewne deszcze zaczęły wypłukiwać ziemię z pobliskich zboczy. Humboldt pierwszy wyjaśnił zdolność lasu do oddawania pary do atmosfery, co wywiera efekt chłodzący, wskazywał również na znaczenie retencji wody i stosowania ochrony przed erozją gleby17. Ostrzegał, że ludzie zakłócają klimat, a to może wywrzeć nieprzewidywalny wpływ na „przyszłe pokolenia”18.

Człowiek, który zrozumiał naturę idzie tropem niewidzialnych nici łączących nas z tym niezwykłym człowiekiem. Humboldt wpłynął na wielu największych myślicieli, artystów i naukowców swoich czasów. Thomas Jefferson nazwał go „jedną z najwspanialszych ozdób ­epoki”19. Charles Darwin napisał, że „nic nigdy bardziej nie rozbudziło mego zapału niż lektura Personal Narrative Humboldta”, ponieważ bez Humboldta nie wsiadłby na „Beagle” i nie stworzył O powstawaniu gatunków20. William Wordsworth i Samuel Taylor Coleridge zawarli koncepcję natury Humboldta w swoich wierszach. Najsłynniejszy amerykański piewca natury, pisarz David Thoreau, znalazł w pracach Humboldta odpowiedź na swój dylemat, jak być poetą i przyrodnikiem – Walden, czyli życie w lesie byłoby bez Humboldta zupełnie inną książką. Simón Bolívar, rewolucjonista, który walczył o wyzwolenie Ameryki Południowej spod władzy Hiszpanów, nazwał Humboldta „odkrywcą Nowego Świata”21, a Johann Wolfgang von Goethe, największy poeta niemiecki, oświadczył, że spędzić kilka dni z Humboldtem to „jak przeżyć kilka lat”22.

14 września 1869 roku świat uczcił setną rocznicę urodzin Alexandra von Humboldta. Uroczystości rocznicowe odbyły się w Europie, Afryce i Australii oraz w obu Amerykach. W Melbourne i Adelaide ludzie zbierali się, aby wysłuchać przemówień na cześć Humboldta, podobnie jak w Buenos Aires i stolicy Meksyku23. Podczas uroczystości w Moskwie Humboldta nazwano „Szekspirem nauki”24, a w Aleksandrii w Egipcie goście bawili się pod niebem rozświetlonym fajerwerkami25. Największe obchody odbyły się w Stanach Zjednoczonych, gdzie od San Francisco do Filadelfii i od Chicago do Charlestonu mieszkańcy organizowali uliczne parady, wystawne kolacje i koncerty26. W Cleveland na ulice wyległo jakieś 8 tysięcy ludzi, a w Syracuse 15 tysięcy szło w kolumnie długości półtora kilometra27. Prezydent Ulysses Grant wziął udział w uroczystościach w Pittsburghu, razem z 10 tysiącami birbantów, którzy sparaliżowali miasto28.

W Nowym Jorku brukowane ulice ozdobiono flagami. Ratusz miejski spowijały sztandary, a całe domy poznikały za olbrzymimi portretami Humboldta. Nawet statki pływające po rzece Hudson udekorowano kolorowymi chorągiewkami. Rano tysiące ludzi ruszyły za dziesięcioma orkiestrami, przemaszerowały z Bowery Broadwayem do Central Parku, aby uhonorować człowieka, „którego sławy nie może przywłaszczyć sobie żaden naród”, jak obwieszczał nagłówek na pierwszej stronie „New York Timesa”29. Wczesnym popołudniem 25 tysięcy gapiów zgromadziło się w Central Parku, żeby wysłuchać przemówień i uczestniczyć w odsłonięciu wielkiego brązowego popiersia Humboldta. Wieczorem, gdy zapadł zmrok, procesja 15 tysięcy ludzi z pochodniami przemaszerowała ulicami obwieszonymi różnobarwnymi chińskimi lampionami.

Wyobraźmy go sobie, powiedział jeden z przemawiających, „jak stoi w Andach”, a jego umysł szybuje w górze30. Każdy mówca na świecie podkreślał, że Humboldt dostrzegł „wewnętrzną korelację” między wszystkimi aspektami natury31. W Bostonie Emerson powiedział miejskim dostojnikom, że Humboldt był „jednym z cudów świata”32. Jego sława, pisał „Daily News” w Londynie, „w pewnym sensie wiąże się z samym wszechświatem”33. W Niemczech obchody zorganizowały Kolonia, Hamburg, Drezno, Frankfurt i wiele innych miast34. Największe uroczystości w Niemczech odbyły się w Berlinie, rodzinnym mieście Humboldta, gdzie pomimo ulewnego deszczu zgromadziło się 80 tysięcy osób35. Władze ogłosiły ten dzień wolnym od pracy dla biur i wszystkich instytucji państwowych. Mimo strug deszczu i porywistego wiatru przemówienia i śpiewy ciągnęły się przez kilka godzin.

Chociaż dziś zapomniane poza środowiskiem akademickim – przynajmniej w świecie anglojęzycznym – koncepcje Alexandra von Humboldta wciąż wpływają na nasze myślenie. I chociaż książki przyrodnika kurzą się w bibliotekach, jego nazwisko pozostało wszędzie, od Prądu Humboldta opływającego wybrzeże Chile i Peru po kilkanaście szczytów górskich, parków i gór w Ameryce Łacińskiej, w tym Sierra Humboldt w Meksyku i Pico Humboldt w Wenezueli. Miasto w Argentynie, rzeka w Brazylii, gejzer w Ekwadorze i zatoka w Kolumbii – wszystkie noszą nazwy na cześć HumboldtaI.

Na Grenlandii znajduje się Kap Humboldt i lodowiec Humboldta, jego nazwiskiem nazwano także pasma górskie w północnych Chinach, Afryce Południowej, Nowej Zelandii i Antarktyce. Są też rzeki i wodospady na Tasmanii i w Nowej Zelandii, jak również parki w Niemczech i Rue Alexandre de Humboldt w Paryżu. W Ameryce Północnej jego imię noszą cztery hrabstwa, trzynaście miast, góry, zatoki, jeziora i rzeki, jest też Humboldt Redwoods State Park w Kalifornii oraz parki Humboldta w Chicago i Buffalo36. O mały włos, a stan Nevada również nazywałby się Humboldt, kiedy w latach sześćdziesiątych XIX wieku Konwencja Konstytucyjna debatowała nad jego nazwą37. Na cześć przyrodnika nazwano prawie 300 roślin i ponad 100 zwierząt – w tym kalifornijską lilię Humboldta (Lilium humboldtii), południowoamerykańskiego pingwina (Spheniscus humboldti) oraz okrutnie drapieżną dwumetrową kałamarnicę Humboldta (Dosidicus gigas), którą odkryto w Prądzie Humboldta. Imię Humboldta nosi też kilka minerałów – od Humboldtitudo Humboldtinu – a na Księżycu znajduje się obszar zwany Morzem Humboldta (Mare Humboldtianum). Nie ma człowieka, którego nazwisko nosiłoby więcej obiektów38.

Na poglądach Humboldta bezwiednie opierają się ekolodzy, przyrodnicy i twórcy powieści przyrodniczych. Silent Spring (Milcząca wiosna) Rachel Carson wykorzystuje koncepcję naczyń połączonych Humboldta, a słynna hipoteza Gai biologa Jamesa Lovelocka, Ziemi jako jednego żyjącego organizmu, wykazuje zdumiewające podobieństwo. Kiedy Humboldt opisał Ziemię jako „twór naturalny całkowicie ożywiony i poruszany wewnętrznymi siłami”39, wyprzedził teorie Lovelocka o ponad 150 lat. Humboldt książkę dotyczącą nowej koncepcji zatytułował Kosmos, chociaż początkowo rozważał tytuł „Gäa” (ostatecznie z niego zrezygnował)40.

Ukształtowała nas przeszłość. Mikołaj Kopernik pokazał nam nasze miejsce we wszechświecie, Isaac Newton wytłumaczył prawa natury, Thomas Jefferson zostawił swoje koncepcje wolności i demokracji, a Charles Darwin udowodnił, że wszystkie gatunki pochodzą od wspólnych przodków. Powyższe idee definiują nasze relacje ze światem.

Humboldt dał nam koncepcję samej natury. Ironią losu jest to, że poglądy Humboldta stały się tak oczywiste, że wszyscy zapomnieli, kto za nimi stoi. Jednak istnieje bezpośredni związek z nim, przez jego idee i przez ludzi, których zainspirował. Jak lina, koncepcja natury Humboldta nierozerwalnie nas z nim łączy.

Człowiek, który zrozumiał naturę stanowi próbę odnalezienia Humboldta. Zabrała mnie ona w podróż po świecie i doprowadziła do archiwów w Kalifornii, Berlinie i Cambridge oraz wielu innych. Przeczytałam tysiące listów, ale też podążyłam śladami Humboldta. Widziałam ruiny wieży anatomicznej, gdzie Humboldt przez wiele tygodni przeprowadzał sekcje zwierząt, a na wysokości prawie 4 tysięcy metrów na Antisanie w Ekwadorze, w towarzystwie kondorów krążących nad głową i otoczona przez stado dziki koni, znalazłam rozpadający się szałas, w którym nocował w marcu 1802 roku.

W Quito miałam w rękach oryginalny hiszpański paszport Humboldta – dokument, który pozwolił mu podróżować po Ameryce Łacińskiej. W Berlinie ostatecznie zrozumiałam, jak pracował jego umysł: stało się to, kiedy otworzyłam pudła z jego notatkami – wspaniały kolaż tysięcy kartek, szkiców i liczb. Bliżej domu, w British Library w Londynie, przez wiele tygodni czytałam książki Humboldta, niektóre tak wielkie i ciężkie, że ledwo dałam radę donieść je do stolika. W Cambridge obejrzałam egzemplarze książek Humboldta należące kiedyś do Darwina – trzymał je na półce obok swojego hamaka na statku „Beagle”. Pełne są ołówkowych notatek Darwina. Czytanie tych książek było jak podsłuchiwanie Darwina dyskutującego z Humboldtem.

Dane mi było leżeć nocą w wenezuelskim lesie deszczowym i słuchać osobliwego krzyku wyjców, zdarzyło się też tak, że utknęłam na pozbawionym prądu Manhattanie podczas huraganu Sandy, kiedy próbowałam dotrzeć do dokumentów przechowywanych w New York Public Library. Podziwiałam starą rezydencję z wieżą z X wieku w małej wsi Piòbesi pod Turynem, gdzie George Perkins Marsh pisał na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku fragmenty Man and Nature (Człowiek i natura) – książki inspirowanej koncepcjami Humboldta, która wyznaczyła narodziny amerykańskiego ruchu ochrony przyrody. Spacerowałam wokół jeziora Walden Pond w gęsto padającym śniegu i wędrowałam po Parku Narodowym Yosemite, mając w pamięci myśl Johna Muira, że „najprostsza droga do wszechświata biegnie przez leśną dzicz”41.

Najbardziej ekscytujący moment przeżyłam, kiedy wreszcie wspięłam się na Chimborazo, górę, która nierozerwalnie łączy się z wyobrażeniami Humboldta. Kiedy weszłam na jałowy stok, powietrze było tak rozrzedzone, że każdy krok trwał wieczność – z wolna pięłam się w górę, nogi ciążyły mi, jakby były z ołowiu i oderwały się od reszty ciała. Mój podziw dla Humboldta rósł z każdym krokiem. On wszedł na Chimborazo ze zranioną nogą (i z całą pewnością nie miał butów górskich, tak wygodnych i solidnych jak moje), obładowany przyrządami i stale zatrzymując się w celu dokonania pomiarów.

Wynikiem tych podróży przez kontynenty i listy, przez myśli i dzienniki jest ta książka. Człowiek, który zrozumiał naturę stanowi próbę ponownego odkrycia Humboldta i przywrócenia go na właściwe miejsce w panteonie przyrody i nauki. Jest również próbą zrozumienia, dlaczego właśnie tak, a nie inaczej, myślimy o naturalnym świecie.

I Do dziś w niemieckojęzycznych szkołach w Ameryce Łacińskiej co dwa lata odbywają się zawody nazywane Juegos Humboldt – Igrzyska Humboldta.

1

Początki

Alexander von Humboldt urodził się 14 września 1769 roku w zamożnej arystokratycznej pruskiej rodzinie, która zimy spędzała w Berlinie, a lata w rodzinnej posiadłości Tegel, niewielkim zamku położonym 15 kilometrów na północny zachód od miasta. Jego ojciec, Alexander Georg von Humboldt, był oficerem armii, szambelanem na pruskim dworze i zausznikiem przyszłego króla Fryderyka Wilhelma II. Matka Alexandra, Marie Elisabeth, była córką bogatego przedsiębiorcy, który zaopatrzył rodzinę w pieniądze i ziemię42. W Berlinie nazwisko Humboldt cieszyło się ogromnym szacunkiem, a przyszły król został nawet ojcem chrzestnym Alexandra43. Jednak mimo uprzywilejowanych warunków Alexander i jego starszy brat, Wilhelm, nie mieli szczęśliwego dzieciństwa44. Ich ukochany ojciec zmarł, kiedy Alexander miał dziewięć lat, a matka nigdy nie okazywała im cieplejszych uczuć. Ojciec był czarujący i przyjazny, matka natomiast sztywna, chłodna i zachowywała emocjonalny dystans45. Zamiast macierzyńskiego ciepła zapewniła dzieciom najlepsze wykształcenie dostępne wówczas w Prusach i zatrudniła dla chłopców guwernerów – oświeceniowych myślicieli, którzy zaszczepili im umiłowanie prawdy, wolności i wiedzy.

Były to dziwne relacje, w których chłopcy czasem szukali ojcowskiego autorytetu. Szczególnie jeden opiekun, Gottlob Johann Christian Kunth, nadzorujący ich edukację przez wiele lat, uczył ich z osobliwą kombinacją wyrażania niezadowolenia i rozczarowania, przy jednoczesnym wyrabianiu poczucia zależności46. Kunth sterczał im za plecami i obserwował przez ramię, jak liczą, tłumaczą łacińskie teksty lub wkuwają francuskie słówka, i stale korygował braci. Nigdy nie satysfakcjonowały go ich postępy. Każdy ich błąd odbierał jako cios lub osobistą zniewagę. Chłopców takie postępowanie raniło bardziej, niż gdyby smagał ich trzciną. Rozpaczliwie dążąc do zadowolenia Kuntha, jak wspominał później Wilhelm, odczuwali „stałe pragnienie”, aby go uszczęśliwić47.

Było to szczególnie trudne dla Alexandra, który odbierał te same lekcje, co przedwcześnie rozwinięty brat, chociaż był dwa lata młodszy. W rezultacie wmówił sobie, że jest mniej utalentowany. Kiedy Wilhelm błyszczał na zajęciach z łaciny i greki, Alexander czuł się nieudolny i powolny. Wszystko przychodziło mu z takim trudem, opowiadał później Alexander przyjacielowi, że opiekunowie „powątpiewali, czy uda mu się kiedykolwiek rozwinąć nawet przeciętne przejawy inteligencji”48.

Wilhelm zatracał się w greckiej mitologii i historii starożytnego Rzymu, ale Alexander nie mógł wysiedzieć przy książkach49. Zamiast czytać, wymykał się z klasy, kiedy tylko mógł, wędrował po okolicy, zbierał i szkicował rośliny, zwierzęta i skały. Po powrocie kieszenie miał pełne owadów i roślin, a rodzina nazywała go „małym aptekarzem”50 i nie traktowała poważnie jego zainteresowań. Według rodzinnych przekazów pewnego dnia pruski król Fryderyk Wielki spytał chłopca, czy planuje podbić świat, jak jego imiennik Aleksander Wielki. Młody Humboldt odpowiedział: „Tak, sire, ale głową”51.

Większość pierwszych lat życia, opowiadał później Humboldt przyjacielowi, spędził wśród ludzi, którzy go kochali, ale nie rozumieli. Nauczyciele byli wymagający, a matka odsunęła się od towarzystwa i od synów. Największą troską Marie Elisabeth von Humboldt było, mówił Kunth, zaszczepienie Wilhelmowi i Alexandrowi „intelektualnej i moralnej perfekcji”52 – nie interesując się ich dobrym samopoczuciem emocjonalnym. „Podlegałem tysiącom ograniczeń”, opowiadał Humboldt, a to prowadziło do samotności, ukrycia się za murem pretensji, ponieważ zawsze czuł, że nie może być sobą, gdy surowa matka śledzi każdy jego krok53. W domu Humboldta nie akceptowano wybuchów entuzjazmu lub radości.

Alexander i Wilhelm bardzo się różnili54. Podczas gdy Alexander był żądny przygód i najlepiej czuł się na świeżym powietrzu, Wilhelm był poważny i pilny. Alexandrem często targały różne emocje, a Wilhelm doskonale się kontrolował55. Obaj bracia wycofali się w swoje światy – Wilhelm między książki, a Alexander w samotne wyprawy po lasach Tegel, pośród wspaniałych drzew przywiezionych z Ameryki Północnej56. Gdy Alexander spacerował między kolorowymi klonami cukrowymi i dostojnymi dębami białymi, doświadczał uspokajającego i łagodzącego działania natury57. To między drzewami pochodzącymi z innego świata zaczął marzyć o podróżach do odległych krajów.

Humboldt wyrósł na przystojnego młodego mężczyznę. Miał co prawda tylko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale nosił się prosto i dumnie, więc wydawał się wyższy58. Był drobny i gibki – bystry i zwinny59. Ręce miał małe i delikatne, jak u kobiety, skomentował kiedyś jego przyjaciel. Oczy badawcze i zawsze czujne. Wyglądem pasował do ideałów tamtej epoki: zmierzwione włosy, pełne wyraziste wargi i podbródek z dołkiem. Ale często chorował, nękały go napady gorączki i neurastenia, które Wilhelm uważał za „rodzaj hipochondrii”, ponieważ „biedny chłopiec był nieszczęśliwy”60.

Aby ukryć swą wrażliwość, Alexander zbudował sobie tarczę ochronną z rozumu i ambicji. Jeszcze kiedy był małym chłopcem, ludzie bali się jego ciętych uwag, a przyjaciel rodziny nazwał go un petit esprit malin (małym złośliwcem) i opinia ta przylgnęła do niego na resztę życia61. Nawet najbliżsi przyjaciele Alexandra przyznawali, że miał ogromną skłonność do uszczypliwości62. Jednak Wilhelm twierdził, że brat nigdy nie był złośliwy63 – może trochę próżny i żądny poklasku i splendorów. Od młodości Alexander pozostawał rozdarty między własną próżnością i umiłowaniem samotności, między zdobywaniem pochwał a tęsknotą za niezależnością64. Niepewny, jednak pełen wiary we własny intelekt, szarpał się między potrzebą aprobaty a poczuciem wyższości.

Schloss Tegel i okolica

Urodzony w tym samym roku co Napoleon Bonaparte, Humboldt dorastał w coraz bardziej jednolitym i dostępnym świecie. Kilka miesięcy przed jego przyjściem na świat doszło do pierwszej międzynarodowej akcji naukowej, kiedy astronomowie z kilkunastu krajów skoordynowali działania i wymienili się obserwacjami o tranzycie Wenus. Wreszcie udało się rozwiązać problem z obliczeniem długości geograficznej, a białe plamy na osiemnastowiecznych mapach szybko się zapełniały. Świat ulegał zmianom. Tuż przed siódmymi urodzinami Humboldta amerykańscy rewolucjoniści ogłosili niepodległość, a krótko przed dwunastymi Francuzi poszli za ich przykładem i w 1789 roku przeprowadzili własną rewolucję.

Niemcy nadal należały do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, które, jak to ujął Wolter, ani nie było świętym, ani rzymskim, ani cesarstwem. Jeszcze nie stanowiły jednolitego tworu, ale składały się z wielu drobnych państewek – małych księstw lub bytów rządzonych przez duże i potężne dynastie, takie jak Hohenzollernowie w Prusach i Habsburgowie w Austrii, które ciągle walczyły o dominację i terytoria. W połowie XVIII wieku, za panowania Fryderyka Wielkiego, Prusy wyrosły na największego rywala Austrii.

W czasie kiedy urodził się Humboldt, Prusy już słynęły z ogromnej armii zawodowej i administracyjnej skuteczności. Fryderyk Wielki panował jako monarcha absolutny, ale mimo to wprowadził wiele zmian, w tym reformę systemu szkolnictwa podstawowego i skromną reformę rolną. Prusy zrobiły też pierwsze kroki w stronę tolerancji religijnej. Słynny ze zdolności militarnych Fryderyk Wielki dał się również poznać jako miłośnik muzyki, filozofii, a także nauki. I chociaż francuscy i angielscy ludzie epoki często pogardzali Niemcami jako nieokrzesanymi i zacofanymi, w państwach niemieckich funkcjonowało więcej uniwersytetów i bibliotek niż w jakimkolwiek innym kraju Europy. Wraz z rozkwitem działalności wydawniczej i czasopiśmienniczej, gwałtownie wzrastał poziom umiejętności czytania65.

Tymczasem Wielka Brytania szła naprzód w dziedzinie ekonomii. Innowacje rolnicze, takie jak płodozmian i nowe systemy irygacyjne, przynosiły większe zbiory. Brytyjczycy dali się porwać „gorączce kanałowej” i zaopatrzyli wyspę w nowoczesny system transportowy. Rewolucja przemysłowa przyniosła mechaniczne warsztaty tkackie i inne maszyny, a w miastach szybko wyrastały fabryki. Mężczyźni w Wielkiej Brytanii zmienili się z rolników w robotników żyjących i pracujących w nowych ośrodkach miejskich.

Człowiek zaczął kontrolować naturę za pomocą nowych technologii, takich jak maszyna parowa Jamesa Watta, a dzięki postępowi medycyny pierwsi ludzie w Europie i Ameryce Północnej dostali szczepionkę przeciw ospie. Kiedy w połowie XVIII wieku Benjamin Franklin wynalazł piorunochron, rodzaj ludzki zaczął oswajać zjawiska do tej pory uważane za wyraz gniewu bożego. Przy takich możliwościach człowiek przestał się bać natury.

Przez poprzednie dwa stulecia w zachodnich społeczeństwach dominował pogląd, że natura funkcjonuje jako skomplikowane urządzenie – „wielka i złożona Machina Wszechświata”, jak to ujął pewien uczony66. Skoro człowiek potrafił zbudować tak złożone mechanizmy jak zegary i automaty, jakież wielkie rzeczy mógł stworzyć Bóg? Francuski filozof René Descartes i jego zwolennicy uważali, że Bóg tylko puścił ten mechaniczny świat w ruch, natomiast Isaac Newton traktował wszechświat bardziej jak boski mechanizm, przy którym Bóg, jego twórca, nadal majstrował.

Wynalazki takie jak teleskopy i mikroskopy ujawniły istnienie nowych światów, a wraz z nimi pojawiło się przekonanie, że można odkryć prawa natury. W Niemczech filozof Gottfried Wilhelm von Leibniz pod koniec XVII wieku wysuwał teorię uniwersalnej nauki opartej na matematyce. Tymczasem w Cambridge Newton odkrywał mechanikę wszechświata, przykładając matematykę do natury. W wyniku tego ludzie zaczęli postrzegać świat jako krzepiąco przewidywalny, o ile ludzkość pojmie prawa naturalne.

Matematyka, obserwacja obiektów i kontrolowane eksperymenty podbudowywały tę drogę rozumu w zachodnim świecie. Naukowcy stali się obywatelami samozwańczej „republiki listów”, społeczności intelektualistów, która przekraczała granice państw, religii i języków67. Gdy ich listy krążyły po Europie i przez Atlantyk, rozpowszechniały odkrycia naukowe i nowe koncepcje. „Republika listów” była krajem bez granic, rządzonym przez umysł, a nie monarchów. Nastała nowa epoka oświecenia, w której dorastał Alexander von Humboldt, a zachodnie społeczeństwa pozornie kroczyły drogą pewności i postępu. Postęp stał się hasłem przewodnim stulecia, a każde pokolenie zazdrościło następnemu. Nikt nie martwił się, że sama natura może ulec zniszczeniu.

W młodych latach Alexander i Wilhelm von Humboldtowie dołączyli do intelektualnych kręgów Berlina i dyskutowali o znaczeniu edukacji, tolerancji i niezależności w myśleniu68. Gdy bracia przeszli z grup czytelniczych do filozoficznych salonów Berlina, nauka, wcześniej uprawiana w samotności w Tegel, teraz stała się doświadczeniem społecznym. Latem ich matka często przebywała w Tegel, a synów zostawiała z opiekunami w rodzinnym domu w Berlinie. Ale ta swoboda nie mogła trwać bez końca: matka jasno wyraziła swoje pragnienie, że synowie zostaną urzędnikami. Zależni od niej finansowo, musieli podporządkować się jej życzeniom69.

Marie Elisabeth von Humboldt wysłała osiemnastoletniego Alexandra na uniwersytet we Frankfurcie nad Odrą70. Ta położona nieco ponad 100 kilometrów na wschód od Berlina, prowincjonalna uczelnia miała zaledwie dwustu studentów, a wybór padł właśnie na nią raczej z powodu bliskości Tegel niż z powodu jej rangi naukowej. Gdy Alexander ukończył tam semestr administracji i ekonomii politycznej, uznano, że może przyłączyć się do Wilhelma w Getyndze, jednym z najlepszych uniwersytetów w państwach niemieckich71. Wilhelm studiował prawo, a Alexander skupił się na naukach przyrodniczych, matematyce i językach. Chociaż bracia mieszkali w tym samym mieście, nie spędzali ze sobą wiele czasu. „Nasze charaktery są zbyt różne”, stwierdził Wilhelm72. Podczas gdy Wilhelm pilnie się uczył, Alexander marzył o tropikach i przygodach73. Pragnął wyjechać z Niemiec. Jako chłopiec Alexander czytał dzienniki kapitana Jamesa Cooka i Louisa Antoine’a de Bougainville’a, którzy opłynęli glob, i wyobrażał sobie siebie gdzieś daleko. Odkąd w ogrodzie botanicznym w Berlinie ujrzał tropikalne palmy, pragnął jedynie oglądać je w naturalnym ­środowisku74.

Młodzieńcze pragnienie podróży nabrało jeszcze mocy, kiedy Humboldt odbył razem ze starszym przyjacielem, Georgem Forsterem, czteromiesięczną podróż po Europie. Forster był niemieckim przyrodnikiem, który towarzyszył Cookowi w jego drugiej wyprawie dokoła świata. Humboldt i Forster poznali się w Getyndze. Często rozmawiali o ekspedycji, a barwne opowieści Forstera o wyspach Południowego Pacyfiku jeszcze pogłębiły tęsknotę Alexandra za podróżami75.

Wiosną 1790 roku Forster i Humboldt odwiedzili Anglię, Holandię i Francję, ale kulminacją wojażu był Londyn, gdzie wszystko kierowało myśli Humboldta ku odległym krajom. Widział Tamizę zapchaną statkami wiozącymi dobra ze wszystkich stron świata. Co roku do portu wpływało około 15 tysięcy statków wyładowanych korzeniami z Indii Wschodnich, cukrem z Indii Zachodnich, herbatą z Chin, winem z Francji i drewnem z Rosji76. Cała rzeka była „czarnym lasem” masztów77. Między wielkimi statkami handlowymi uwijały się setki barek, łodzi i mniejszych jednostek. Londyn, chociaż zatłoczony, stanowił też wspaniały obraz imperialnej potęgi brytyjskiej.

W Londynie Humboldt poznał botaników, odkrywców, artystów i myślicieli78. Spotkał kapitana Williama Bligha (z okrytego niesławą zbuntowanego „Bounty”) i Josepha Banksa, botanika z pierwszej wyprawy Cooka dokoła świata, a wówczas prezesa Royal Society, najważniejszej instytucji naukowej w Wielkiej Brytanii. Humboldt podziwiał urzekające malowidła i szkice przywiezione przez Williama Hodgesa, malarza, który uczestniczył w drugiej ekspedycji Cooka. Gdziekolwiek zwrócił się Humboldt, pojawiały się nowe światy. Nawet wczesnym rankiem zaraz po przebudzeniu jego wzrok padał najpierw na ryciny ze statkami Kompanii Wschodnioindyjskiej, które zdobiły sypialnię w jego mieszkaniu. Humboldt często ronił łzy, gdyż to wszystko boleśnie przypominało mu o własnych niespełnionych marzeniach79. „Jest we mnie pragnienie – napisał – które często sprawia, iż czuję się, jakbym tracił rozum”80.

Kiedy smutek robił się nieznośny, chodził na długie samotne spacery. Podczas jednej z takich wędrówek po wsi w Hampstead, na północ od Londynu, zobaczył przybite do drzewa ogłoszenie o naborze młodych marynarzy81. Przez krótką chwilę pomyślał, że znalazł odpowiedź na swe życzenia, ale potem przypomniał sobie o surowej matce. Humboldt odczuwał niewytłumaczalny pociąg do nieznanego, co Niemcy nazywają Fernweh – tęsknotą za odległymi miejscami – ale był „zbyt dobrym synem”, jak uznał, żeby zwrócić się przeciwko niej82.

Czuł, że powoli popada w szaleństwo, i zaczął pisać „wariackie listy” do przyjaciół w kraju83. „Moje nieszczęsne położenie – napisał do przyjaciela w przeddzień wyjazdu z Anglii – zmusza mnie, bym chciał tego, czego mieć nie mogę, i do robienia tego, czego robić nie chcę”84. Wciąż jednak nie śmiał się sprzeciwić oczekiwaniom matki, która wychowywała synów na przedstawicieli pruskiej elity.

Po powrocie do domu przygnębienie Humboldta zmieniło się w gorączkową energię. Pchał go „wieczny pęd”, napisał, jakby ścigało go „dziesięć tysięcy świń”85. Miotał się w tę i z powrotem, przeskakiwał od tematu do tematu. Nie czuł się już niepewny swych zdolności intelektualnych ani nie uważał, że zostaje w tyle za starszym bratem. Udowodnił sobie, przyjaciołom i rodzinie, jaki jest zdolny. Forster żywił przekonanie, że „mózg [Humboldta] niestety uległ przepracowaniu”86 – i nie był odosobniony w tej opinii. Nawet narzeczona Wilhelma von Humboldta, Caroline von Dachröden, która niedawno poznała Alexandra, martwiła się o niego. Lubiła Alexandra, ale bała się, że może się „załamać”87. Jego liczni znajomi często wspominali o jego nieustannej aktywności i o tym, jak szybko mówił – „z prędkością konia wyścigowego”88.

Widok na Londyn i Tamizę

Potem, późnym latem 1790 roku, Humboldt zaczął studiować finanse i ekonomię w akademii handlowej w Hamburgu. Nienawidził uczelni za te wszystkie cyfry i księgi rachunkowe89. W wolnym czasie zatapiał się w rozprawach naukowych i książkach podróżniczych, uczył się duńskiego i szwedzkiego – wszystko było lepsze niż nauka prowadzenia interesów90. Gdy tylko mógł, schodził nad Łabę, gdzie obserwował duże statki kupieckie przywożące tytoń, ryż i indygo z Ameryki. Widok „statków w porcie”, jak opowiadał przyjacielowi, trzymał go przy życiu jako symbol jego nadziei i marzeń91. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie stanie się „panem własnego losu”92.

Humboldt skończył studia w Hamburgu w wieku 21 lat. Wtedy ponownie uległ życzeniom matki i w czerwcu 1791 roku zapisał się do prestiżowej akademii górniczej we Freibergu, niewielkim mieście koło Drezna93. Był to kompromis, który miał go przygotować do kariery w pruskim ministerstwie kopalń – aby zadowolić matkę – ale pozwalał przynajmniej zaspokajać własne zainteresowanie nauką i geologią. Akademia była pierwszą tego rodzaju, wykładano w niej najnowsze teorie geologiczne pod kątem ich praktycznego zastosowania w wydobyciu. Skupiała również kwiat społeczności naukowej, przyciągała bowiem najlepszych profesorów i studentów z Europy.

W ciągu ośmiu miesięcy Humboldt zrealizował program studiów, który innym zabierał trzy lata94. Co rano wstawał przed wschodem słońca i jechał do jednej z kopalń w okolicy Freiberga. Spędzał następne pięć godzin w szybach, badając budowę kopalń, metody pracy i skały. Dzięki temu, że był tak giętki i szczupły, z łatwością poruszał się wąskimi tunelami i w niskich grotach, gdzie pobierał próbki. Pracował tak gorliwie, że często nie zważał na chłód czy wilgoć. W południe wypełzał z ciemności, otrzepywał się z pyłu i wracał do akademii na seminaria i wykłady o minerałach i geologii. Wieczorami, a często do późnej nocy, przy świecy siadał za biurkiem i garbił się nad książkami, czytał i się uczył. W wolnym czasie badał wpływ światła (lub jego braku) na rośliny i zbierał tysiące okazów botanicznych. Mierzył, notował i klasyfikował. Był dzieckiem Oświecenia95.

Zaledwie kilka tygodni po przybyciu do Freiberga musiał pojechać do Erfurtu, jakieś 160 kilometrów na zachód, by wziąć udział w ślubie brata z Caroline. Jednak jak zwykle Humboldt połączył wydarzenia towarzyskie czy rodzinne święta z pracą. Zamiast po prostu włączyć się w uroczystości w Erfurcie, wyruszył w niemal tysiąckilometrową ekspedycję geologiczną przez Turyngię96. Caroline była na poły rozbawiona, na poły zmartwiona swym rozgorączkowanym nowym szwagrem. Bawiła ją jego energia, ale czasem z niego pokpiwała – tak jak siostra może drażnić młodszego brata. Alexander ma swe dziwactwa i należy je uszanować, mówiła Wilhelmowi, ale martwiła się też stanem jego umysłu i samotnością97.

We Freibergu jedynym prawdziwym przyjacielem Humboldta był student, syn rodziny, u której wynajmował pokój. Dwaj młodzieńcy spędzali razem dnie i wieczory na nauce i rozmowach98. „Nigdy nie kochałem nikogo tak głęboko”, przyznał Humboldt99, ale równocześnie napominał siebie za nawiązanie tak intensywnej więzi, ponieważ wiedział, że po studiach wyjedzie z Freibergu i wtedy będzie się czuł jeszcze bardziej samotny100.

Ciężka praca w akademii opłaciła się jednak, kiedy Humboldt skończył studia i został inspektorem górniczym w zaskakująco młodym wieku 22 lat, wyprzedzając wielu starszych kandydatów. Na poły zakłopotany tym nagłym awansem, był wszakże na tyle próżny, by chwalić się nim przyjaciołom i rodzinie w długich listach101. Co ważniejsze, stanowisko pozwalało mu podróżować przez tysiące kilometrów, aby oceniać glebę, szyby i rudę – od węgla w Brandenburgii i żelaza na Śląsku do złota w Smreczanach i soli w Polsce.

Podczas tych podróży Humboldt poznawał wielu ludzi, ale rzadko otwierał swe serce102. Był dość zadowolony, jak napisał do przyjaciół, ale z pewnością nie szczęśliwy. Późno w nocy, po całym dniu w kopalniach albo telepaniu się w powozie po złych drogach, rozmyślał o nielicznych przyjaciołach, jakich zdobył w przeszłości103. Czuł się „przeklęty, zawsze samotny”104. Gdy jadł kolejny samotny posiłek w nędznym zajeździe czy gospodzie gdzieś po drodze, często był zbyt zmęczony, żeby pisać lub rozmawiać105. W niektóre noce jednak samotność okazywała się tak dotkliwa, że potrzeba kontaktu z ludźmi przezwyciężała zmęczenie. Wtedy chwytał za pióro i układał długie listy, które meandrowały i przeskakiwały od szczegółowych opisów jego pracy i obserwacji naukowych do emocjonalnych wybuchów oraz deklaracji miłości i przyjaźni.

Oddałby dwa lata życia za wspomnienia czasu, kiedy byli razem, napisał do przyjaciela we Freibergu106, i wyznał, że spędził z nim „najsłodsze godziny swego życia”107. Pisane późną nocą, niektóre z tych listów były pełne nieskrywanych emocji i dyktowane rozpaczliwą samotnością. Strona po stronie Humboldt wylewał wszystko, co miał na sercu, a potem przepraszał za swe „głupie listy”108. Następnego dnia, kiedy praca wymagała jego uwagi, zapominał o wszystkim i często mijały tygodnie albo nawet miesiące, zanim znów pisał. Nawet dla tych, którzy znali go najlepiej, Humboldt pozostawał czasem nieuchwytny.

Tymczasem jego kariera się rozwijała, a zainteresowania poszerzały. Humboldt zajął się warunkami pracy górników, których obserwował, jak co rano wczołgują się we wnętrzności ziemi. Dla poprawy ich bezpieczeństwa wynalazł maskę do oddychania, a także lampę, która działała nawet w najgłębszych, ubogich w tlen szybach109. Zaszokowany brakiem wiedzy górników, napisał dla nich podręcznik i założył szkołę górniczą110. Kiedy zdał sobie sprawę, że historyczne dokumenty mogą być użyteczne dla eksploatacji nieużywanych lub niewydajnych kopalń, ponieważ niekiedy wspominały o bogatych żyłach rud lub odnotowywały dawne znaleziska, spędził całe tygodnie na odcyfrowywaniu szesnastowiecznych rękopisów111. Pracował i podróżował w tak szaleńczym tempie, że niektórzy współpracownicy uważali, iż musi mieć „osiem nóg i cztery ręce”112.

Ta intensywność przyprawiła go o chorobę, ponieważ wciąż zmagał się z nawracającą gorączką i zaburzeniami nerwowymi113. Wynikało to, jak przypuszczał, z przepracowania i spędzania czasu w chłodzie pod ziemią. Ale pomimo choroby i swego wypełnionego rozkładu zajęć, Humboldt zdołał przygotować pierwsze książki: specjalistyczną rozprawę o bazaltach znajdowanych nad Renem114 i drugą, o podziemnej florze we Freibergu – dziwnych roślinach podobnych do pleśni i gąbek, które przybierały skomplikowane kształty na wilgotnych stemplach w kopalniach115. Skupił się na tym, co mógł zmierzyć i zaobserwować.

W XVIII wieku „filozofia naturalna” – co dziś moglibyśmy nazwać „naukami przyrodniczymi” – wyewoluowała od działu filozofii, obok metafizyki, logiki i etyki, w samodzielną dyscyplinę, która wymagała własnego podejścia i metodologii. Równocześnie pojawiły się i rozwinęły w niezależne dyscypliny nowe dziedziny filozofii naturalnej, takie jak botanika, zoologia, geologia i chemia. A chociaż Humboldt zajmował się równocześnie różnymi dyscyplinami, wciąż je rozdzielał. Rosnąca specjalizacja prowadziła do ograniczania pola widzenia i skupiania się na coraz większych szczegółach, ale ignorowała całościowy obraz, który później stał się znakiem rozpoznawczym Humboldta.

W tym czasie Humboldta opętała obsesja na punkcie tak zwanej elektryczności zwierzęcej, czyli galwanizmu, jak nazywano to zjawisko na cześć włoskiego naukowca Luigiego Galvaniego. Galvani wywoływał drgania zwierzęcych mięśni i nerwów, przykładając do nich różne metale. Podejrzewał, że zwierzęce nerwy zawierają elektryczność. Zafascynowany pomysłem, Humboldt rozpoczął długą serię czterech tysięcy eksperymentów, w ramach których ciął, nakłuwał, dźgał i raził prądem żaby, jaszczurki i myszy. Niezadowolony z doświadczeń wyłącznie na zwierzętach, zaczął też wykorzystywać własne ciało; zawsze zabierał instrumenty w swe służbowe podróże po Prusach116. Wieczorami, po pracy, ustawiał swój aparat elektryczny w małych pokojach, które wynajmował. Metalowe pręty, szczypce, szklane płytki i fiolki wypełnione wszelkiego rodzaju chemikaliami leżały na stole obok papieru i pióra. Skalpelem nacinał swoje ramiona i tors. Potem ostrożnie wcierał odczynniki i kwasy w otwarte rany lub przytwierdzał metal, druty i elektrody do skóry lub pod język. Każde drgnienie i spazm, każde uczucie pieczenia lub bólu było skrupulatnie zapisywane. Wiele jego ran uległo zakażeniu, a niekiedy skórę pokrywały krwawe obrzęki. Wyglądał jak pobity przez „ulicznika”, przyznawał117, ale również z dumą donosił, że mimo wielkiego bólu wszystko idzie „wspaniale”118.

W czasie tych eksperymentów Humboldt zaangażował się w jedną z najgorętszych debat ideowych w świecie naukowym: o koncepcji „materii” organicznej i nieorganicznej i o tym, czy któraś z nich zawiera jakiś rodzaj „siły” czy „zasady czynnej”. Newton proponował pomysł, że materia jest zasadniczo obojętna, a inne właściwości dodał jej Bóg. Tymczasem naukowcy zajmujący się klasyfikowaniem flory i fauny bardziej dbali o wprowadzanie porządku do chaosu niż o koncepcje, że rośliny czy zwierzęta mogą podlegać innym prawom niż obiekty nieożywione.

Jeden z eksperymentów z elektrycznością zwierzęcą przeprowadzony przez Humboldta z żabią kończyną.

W końcu XVIII wieku część naukowców zaczęła kwestionować ten mechanistyczny model natury, uznając jego niezdolność do wyjaśnienia istnienia materii ożywionej. W czasie gdy Humboldt zaczął eksperymentować z „elektrycznością zwierzęcą”, coraz więcej uczonych uważało, że materia nie jest nieożywiona, ale musi być jakaś siła, która uruchamia jej aktywność. W całej Europie naukowcy zaczęli odrzucać ideę Kartezjusza, że zwierzęta to w zasadzie maszyny. Lekarze we Francji, podobnie jak szkocki chirurg John Hunter, a szczególnie dawny profesor Humboldta w Getyndze, Johann Friedrich Blumenbach, formułowali nowe teorie życia. Kiedy Humboldt kształcił się w Getyndze, Blumenbach opublikował poprawioną edycję swej książki Über den Bildungstrieb (O natchnieniu twórczym)119. Zaprezentował w niej koncepcję, która wyjaśniała, że istnieje kilka sił w żywych organizmach, takich jak rośliny i zwierzęta. Najważniejszą z nich nazwał z Bildungstrieb – „natchnieniem twórczym” – siłą, która kształtowała formowanie ciał. Każdy żywy organizm, od człowieka do pleśni, ma to „natchnienie twórcze”, jak pisał Blumenbach, i jest ono zasadnicze dla tworzenia życia.

Najważniejszym celem eksperymentów dla Humboldta było rozwiązanie tego, co nazywał „gordyjskim węzłem procesów życiowych”120.

2

Wyobraźnia i natura

Johann Wolfgang von Goethe i Humboldt

W 1794 roku Alexander von Humboldt na krótko przerwał eksperymenty i inspekcje kopalni, żeby odwiedzić brata, Wilhelma, który wtedy mieszkał ze swą żoną Caroline i dwojgiem dzieci w Jenie, około 240 kilometrów na południowy zachód od Berlina121. Jena liczyła zaledwie cztery tysiące mieszkańców, należała do księstwa Saksonii-Weimaru, państewka rządzonego przez oświeconego władcę Karola Augusta. Było to centrum naukowe i literackie, które w ciągu kilku lat miało się stać kolebką niemieckiego idealizmu i romantyzmu122. Uniwersytet w Jenie stał się jednym z największych i najsłynniejszych w świecie niemieckojęzycznym, dzięki swej liberalnej atmosferze przyciągając postępowych myślicieli z bardziej represyjnych państw niemieckich. Nie było innego miejsca, jak mówił mieszkający tam poeta i dramatopisarz Friedrich Schiller, gdzie w takim stopniu rządziły wolność i prawda123.

Dwadzieścia cztery kilometry od Jeny leżał Weimar, stolica państwa i dom Johanna Wolfganga von Goethego, największego niemieckiego poety. Weimar miał niecałe tysiąc domów i był tak mały, iż powiadano, że wszyscy się tam znają. Po brukowanych ulicach przepędzano bydło, a pocztę doręczano tak nieregularnie, że Goethemu wygodniej było przekazać list do swego przyjaciela Schillera, zatrudnionego na uniwersytecie w Jenie, poprzez zieleniarkę dostarczającą zamówienia, niż czekać na karetkę pocztową124.

W Jenie i Weimarze, jak stwierdził pewien gość, najjaśniejsze umysły zebrały się niczym promienie słońca w szkle powiększającym125. Wilhelm i Caroline przeprowadzili się do Jeny wiosną 1794 roku i należeli do kręgu przyjaciół skupionych wokół Goethego i Schillera. Mieszkali przy rynku naprzeciwko Schillera – tak blisko, że mogli do siebie machać przez okno, by zaplanować codzienne spotkania126. Kiedy Alexander przyjechał, Wilhelm wysłał do Weimaru liścik z zaproszeniem Goethego do Jeny127. Goethe z radością przybył i zatrzymał się, jak zawsze, w pokojach gościnnych na zamku książęcym, niedaleko od rynku, zaledwie kilka kwartałów na północ.

Podczas wizyty Humboldta mężczyźni spotykali się codziennie. Tworzyli żywiołową grupę. Rozlegały się hałaśliwe dyskusje i gromki śmiech – zwykle do późnej nocy128. Pomimo młodego wieku Humboldt często dzierżył prym. „Skłaniał nas” ku naukom przyrodniczym, zachwycał się Goethe, ponieważ rozmawiali o zoologii i wulkanach, a także o botanice, chemii i galwanizmie129. „W ciągu ośmiu dni czytania książek nie dowie się człowiek tyle, ile on ci daje w godzinę”, stwierdził Goethe130.

Grudzień 1794 roku był dojmująco mroźny131. Zamarznięty Ren stał się arterią dla wojsk Napoleona w ich wojennym marszu przez Europę132. Głęboki śnieg pokrywał księstwo Saksonii-Weimaru. Ale co rano, tuż przed wschodem słońca, Humboldt, Goethe i kilku innych przyjaciół naukowców przedzierało się w mroku i śniegu przez rynek Jeny. Owinięci w grube wełniane płaszcze, mijali przysadzisty ratusz w drodze na uniwersytet, gdzie uczestniczyli w wykładach z anatomii133. W niemal pustym audytorium w okrągłej średniowiecznej wieży, stanowiącej część dawnych murów miejskich, panował mróz – jednak zaletą niezwykle niskich temperatur było to, że zwłoki poddawane sekcji pozostawały dłużej świeże. Goethe, który nienawidził zimna i normalnie wybrałby trzaskający w piecu ogień, nie mógł być szczęśliwszy134. Usta mu się nie zamykały. Obecność Humboldta go pobudzała135.

Liczący nieco ponad czterdzieści lat Goethe był najsławniejszym literatem w Niemczech. Dokładnie dwadzieścia lat wcześniej do międzynarodowej sławy wyniosły go Cierpienia młodego Wertera, powieść o porzuconym kochanku, który popełnia samobójstwo, wcielenie sentymentalności epoki. Utwór stał się biblią dla całego pokolenia i wielu identyfikowało się z tytułowym bohaterem. Powieść przetłumaczono na większość języków europejskich; zyskała taką popularność, że niezliczeni mężczyźni, łącznie z młodym Karolem Augustem, księciem Saksonii-Weimaru, ubierali się w strój à la Werter, złożony z żółtej kamizelki, spodni, niebieskiego fraka, brązowych butów i okrągłego filcowego kapelusza136. Ludzie mówili o gorączce werterowskiej137, a Chińczycy produkowali nawet werterowską porcelanę specjalnie na europejski rynek.

Kiedy Goethe poznał Humboldta, nie był już olśniewającym młodym poetą epoki Sturm und Drang, „burzy i naporu”. Ten niemiecki okres przedromantyczny opiewał indywidualność i pełne spektrum skrajnych uczuć – od dramatycznej miłości do głębokiej melancholii – całe wypełnione pasją, emocjami, romantycznymi nowelami i wierszami. W 1775 roku, kiedy Goethe po raz pierwszy został zaproszony do Weimaru przez osiemnastoletniego wówczas Karola Augusta, rzucił się w długi ciąg miłostek, pijaństwa i szaleństw138. Goethe i Karol August hulali po ulicach Weimaru, niekiedy owinięci w białe prześcieradła i straszyli tych, którzy wierzyli w duchy. Kradli beczki kupcowi, a potem staczali je ze wzgórz, i flirtowali z wiejskimidziewczętami – wszystko w imię geniuszu i wolności. I rzecz jasna, nikt się nie skarżył, skoro udział w tym brał młody władca. Jednak te szalone lata dawno minęły, a wraz z nimi teatralne deklaracje miłości, łzy, tłuczenie szkła i pływanie nago, które wywoływało tyle zgorszenia wśród miejscowych. W 1788 roku, sześć lat przed pierwszą wizytą Humboldta, Goethe zaszokował weimarskie towarzystwo po raz kolejny, gdy wziął sobie za kochankę niewykształconą Christiane Vulpius. Christiane, która pracowała w Weimarze jako szwaczka, niecałe dwa lata później urodziła mu syna Augusta. Ignorując konwenanse i gorączkowe plotki, Christiane i August mieszkali z Goethem139.

W czasie gdy Goethe poznał Humboldta, ustatkował się i nabrał ciała; miał drugi podbródek i brzuch „niczym u kobiety w ostatnich tygodniach ciąży”, jak okrutnie wytknął mu znajomy140. Uroda przepadła – piękne oczy zniknęły „w tłustych policzkach”141, a wielu wspominało, że nie przypominał już szykownego „Apollina”142. Goethe pozostawał jednak nadal zaufanym i doradcą księcia Saksonii-Weimaru, który go uszlachcił (stąd „von” w nazwisku Goethego). Reżyserował w teatrze dworskim i zajmował kilka dobrze płatnych stanowisk urzędniczych, między innymi kontrolował książęce kopalnie i manufaktury. Tak jak Humboldt, Goethe uwielbiał geologię (i kopalnie) – do tego stopnia, że przy specjalnych okazjach ubierał swego małego syna w górniczy mundur143.

Johann Wolfgang Goethe w 1787 roku

Goethe stał się Zeusem niemieckich kręgów intelektualnych, wznosząc się nad innych poetów i pisarzy, ale mógł być także „zimnym, lakonicznym bogiem”144. Niektórzy opisywali go jako melancholicznego, inni jako aroganckiego, dumnego i zgorzkniałego. Goethe nie należał do dobrych słuchaczy, jeśli temat go nie ciekawił, i potrafił zakończyć dyskusję dobitnym pokazem swego braku zainteresowania albo gwałtownie zmieniając temat. Bywał niekiedy tak opryskliwy, szczególnie dla młodych poetów i myślicieli, że ci wybiegali z pokoju145. Nic nie miało jednak znaczenia dla jego wielbicieli. „Święty ogień poezji”, jak to ujął brytyjski gość w Weimarze, gorzał doskonale jedynie w Homerze, Cervantesie, Szekspirze, a teraz w Goethem146.

Ale Goethe nie był szczęśliwy. „Nikt nie jest bardziej samotny ode mnie”147. Bardziej fascynowała go natura – „wielka Matka” – niż ludzie148. Jego wielki dom w centrum Weimaru zdradzał jego gust i status. Był elegancko umeblowany, wypełniony dziełami sztuki i włoskimi posągami, ale też ogromną kolekcją skał, skamieniałości i zasuszonych roślin. Na tyłach znajdował się ciąg skromniejszych pokoi, które Goethe wykorzystywał jako gabinet i bibliotekę, z widokiem na ogród, zaprojektowany przez niego do badań naukowych. W jednym narożniku ogrodu stał mały budynek, który mieścił jego zbiory geologiczne.

Dom Goethego w Weimarze

Do ulubionych miejsc poety należał jednak jego pawilon ogrodowy nad rzeką Ilm, za murami miejskimi, w posiadłości księcia. Zaledwie dziesięć minut spacerem od głównej rezydencji, ten przytulny domek był jego pierwszym mieszkaniem w Weimarze, a teraz stał się azylem, do którego wycofywał się przed nieustannym potokiem gości. Tu pisał, uprawiał ogród albo przyjmował najbliższych przyjaciół. Po ścianach i koło okien pięła się winorośl i słodko pachnące kapryfolium. Miał grządki warzywne, sad z drzewami owocowymi i długą alejkę wysadzaną ukochanymi malwami. Kiedy Goethe po raz pierwszy wprowadził się tu w 1776 roku, nie tylko urządził własny ogród, ale przekonał też księcia, żeby przekształcił sztywny barokowy ogród w modny angielski park krajobrazowy, gdzie nieregularnie posadzone kępy drzew dawały wrażenie naturalności149.

Goethe „odczuwał zmęczenie światem”150. Rządy terroru we Francji obróciły początkowy idealizm rewolucji 1789 roku w krwawą rzeczywistość masowych egzekucji dziesiątków tysięcy tak zwanych wrogów rewolucji. Ta brutalność, wraz z przemocą, jaką wojny napoleońskie roznosiły po całej Europie, przyniosła Goethemu rozczarowanie, wprawiając go w „najbardziej melancholijny z nastrojów”151. Gdy armie maszerowały przez kontynent, martwił się zagrożeniami, przed jakimi stanęły Niemcy. Mieszkał jak pustelnik, mówił152, a przy życiu trzymały go tylko studia naukowe. Nauka była dla niego jak „deska z rozbitego statku”153.

Dziś Goethe słynie ze swych prac literackich, ale był też namiętnym naukowcem, zafascynowanym powstaniem Ziemi i botaniką. Miał kolekcję skał liczącą 18 tysięcy okazów154. Gdy Europa pogrążała się w wojnie, spokojnie zajmował się anatomią porównawczą i optyką. W roku pierwszej wizyty Humboldta założył ogród botaniczny przy uniwersytecie w Jenie. Napisał rozprawę o metamorfozach roślin, w której argumentował, że istniała archetypiczna, albo pierwotna, forma, z której wywodził się świat roślin155. Według niego każda roślina była odmianą takiej urform. Za różnorodnością kryła się jedność. Zdaniem Goethego, ową urform był liść, podstawowy kształt, z którego wykształciły się wszystkie inne – płatki, kielich i tak dalej. „Tak czy siak, roślina jest wyłącznie liściem”, twierdził156.

Były to emocjonujące koncepcje, ale Goethe nie miał naukowego partnera, z którym mógłby rozwijać swe teorie. Wszystko się zmieniło, kiedy poznał Humboldta. Wyglądało to tak, jakby Humboldt rozdmuchał iskrę, która tak długo pozostawała przygaszona157. Kiedy Goethe przebywał z Humboldtem, jego umysł pracował we wszystkich kierunkach. Wyjmował stare notatniki, książki i ryciny. Gdy omawiali teorie botaniczne i zoologiczne, papiery piętrzyły się na stole. Bazgrolili, szkicowali i czytali. Goethe nie interesował się klasyfikacją, ale siłami, które ukształtowały zwierzęta i rośliny, wyjaśniał. Rozróżniał wewnętrzną siłę – urform – która nadawała żywym organizmom ogólną formę, i środowisko – siłę zewnętrzną – która kształtowała same organizmy. Foka, na przykład, miała ciało zaadaptowane do środowiska morskiego (siła zewnętrzna), uważał Goethe, ale równocześnie jej szkielet pasował do tego samego ogólnego wzorca (siła wewnętrzna), co szkielety ssaków lądowych. Tak jak francuski przyrodnik Jean-Baptiste Lamarck i później Charles Darwin, Goethe twierdził, że zwierzęta i rośliny adaptowały się do swego środowiska. Urform, napisał, można znaleźć we wszystkich żywych organizmach w różnych fazach metamorfozy – nawet między zwierzętami a ludźmi158.

Słuchając, jak Goethe z zapierającym dech w piersiach entuzjazmem rozprawia o swych naukowych pomysłach, Humboldt radził mu, żeby opublikował swe teorie z anatomii porównawczej159. I tak Goethe zaczął pracować w szaleńczym tempie, spędzając wczesne godziny poranne na dyktowaniu sekretarzowi w sypialni160. Leżąc w łóżku, podparty poduszkami i owinięty w koce, by nie marznąć, Goethe pracował najintensywniej od lat. Nie miał wiele czasu, bo o dziewiątej przychodził Humboldt i podejmowali dyskusję.

To w tamtym czasie Goethe zaczął wymachiwać ramionami podczas spacerów – budząc zaniepokojone spojrzenia sąsiadów. Odkrył, jak wyjaśnił wreszcie przyjacielowi, że takie przesadne wymachiwanie jednym ramieniem było pozostałością po czteronogich zwierzętach – a tym samym jednym z dowodów, że zwierzęta i ludzie mają wspólnego przodka. „Tak chodzę bardziej naturalnie”, oznajmił i nie przejmował się wcale tym, że weimarskie towarzystwo postrzegało to dość dziwaczne zachowanie jako nieokrzesane161.

Przez następne kilka lat Humboldt, gdy tylko miał czas, regularnie przyjeżdżał do Jeny i Weimaru162. Humboldt i Goethe chodzili na długie spacery i jadali razem. Prowadzili eksperymenty i odwiedzali nowy ogród botaniczny w Jenie. Ożywiony Goethe z łatwością przeskakiwał z tematu na temat: „Wczesnym rankiem poprawianie wiersza, potem anatomia żab”, było typowym wpisem w jego dzienniku podczas odwiedzin Humboldta163. Humboldt zarażał go swoimi koncepcjami, powiedział Goethe przyjacielowi. Nigdy nie spotkał nikogo tak wszechstronnego. Pęd Humboldta, twierdził Goethe, „porywał kwestie naukowe” z taką prędkością, że niekiedy trudno było za nim nadążyć164.

Trzy lata po pierwszej wizycie Humboldt przyjechał do Jeny na trzymiesięczny urlop. Ponownie spotkał się tam z Goethem165. Zamiast jeździć w tę i z powrotem do Weimaru, Goethe wprowadził się na kilka tygodni do swych dawnych pokoi w Starym Zamku w Jenie. Humboldt chciał przeprowadzić długą serię doświadczeń z „elektrycznością zwierzęcą”, ponieważ próbował skończyć książkę na ten temat166. Niemal codziennie – często z Goethem – Humboldt przemierzał krótką trasę od domu brata na uniwersytet167. Spędzał sześć lub siedem godzin w audytorium anatomicznym, prowadząc wykłady na ten temat168.

Kiedy w pewien ciepły wiosenny dzień rozpętała się gwałtowna burza, Humboldt wybiegł na zewnątrz, by rozstawić instrumenty w nadziei, że uda się zmierzyć elektryczność w atmosferze. Deszcz lał, grzmoty rozbrzmiewały wśród pól, a miasteczko rozświetlała dzika feeria piorunów. Humboldt był w swoim żywiole. Następnego dnia, kiedy usłyszał, że piorun zabił chłopa i jego żonę, popędził, żeby zdobyć ich ciała. Położył zwłoki na stole w okrągłej wieży anatomicznej i przeanalizował wszystko: kości nóg mężczyzny wyglądały jak „podziurawione śrutem!”, notował z ekscytacją; jednak najbardziej uszkodzone były genitalia169. Początkowo myślał, że włosy łonowe zapaliły się i spowodowały oparzenia, ale odrzucił tę myśl, gdy zauważył, że oboje mieli nietknięte pachy. Pomimo coraz bardziej odstręczającego zapachu śmierci i spalonego ciała Humboldt cieszył się każdą minutą tego ponurego badania. „Nie mogę istnieć bez eksperymentów”, obwieścił170.

Ulubionym doświadczeniem Humboldta było to, które odkrył z Goethem przez przypadek171. Pewnego ranka Humboldt umieścił żabią nóżkę na szklanej płytce i podłączał jej nerwy i mięśnie kolejno do różnych metali – srebra, złota, żelaza, cynku i tak dalej – ale słabe drgnienia kończyn zupełnie go nie satysfakcjonowały. Kiedy później nachylił się nad nóżką, aby sprawdzić podłączenie metali, kończyna skręciła się tak gwałtownie, że spadła ze stołu. Obaj mężczyźni stali w osłupieniu, dopóki Humboldt nie zrozumiał, że reakcję wywołała wilgoć z jego oddechu. Gdy maleńkie kropelki z jego oddechu dotknęły metali, wytworzyły prąd elektryczny, który poruszył żabią łapkę. Było to najbardziej magiczne doświadczenie, jakie kiedykolwiek przeprowadził, uznał Humboldt, ponieważ wydychanie powietrza na żabią nóżkę przypominało „tchnięcie w nią życia”172. Była to doskonała metafora dla wykształcania się nowych nauk o życiu.

W tym kontekście omawiali również teorię byłego profesora Humboldta, Johanna Friedricha Blumenbacha, o siłach, które kształtują organizmy – o tak zwanym „natchnieniu twórczym” i „siłach witalnych”. Zafascynowany Goethe zastosował te idee do własnej teorii urform. Natchnienie twórcze, napisał, wpłynęło na rozwój pewnych części urform. Wąż, na przykład, ma nieskończenie długą szyję, ponieważ „ani materia, ani siła” nie zostały zmarnowane na ramiona czy nogi173. Natomiast jaszczurka ma krótszą szyję, ponieważ ma też nogi, podczas gdy żaba ma jeszcze krótszą szyję, gdyż jej nogi są dłuższe. Goethe następnie wyłożył swój pogląd, że – w przeciwieństwie do teorii Kartezjusza, iż zwierzęta są maszynami – żywy organizm składa się z części, które działają jedynie jako jedna całość174. Prościej rzecz ujmując, machinę można rozłożyć, a potem złożyć ponownie, podczas gdy części żywego organizmu działają, tylko jeśli są połączone ze sobą. W systemie mechanicznym części kształtują całość, podczas gdy w systemie organicznym całość kształtuje części.

Humboldt rozbudował tę koncepcję. A chociaż jego własne teorie „elektryczności zwierzęcej” okazały się ostatecznie błędne, dały mu podstawy własnego nowego rozumienia naturyII. Podczas gdy Blumenbach i inni uczeni stosowali teorię sił do organizmów, Humboldt zastosował ją do natury na szerszym poziomie – interpretując świat naturalny jako jedną całość, poruszaną siłami wzajemnego oddziaływania. Ten nowy sposób myślenia zmienił jego podejście. Jeśli wszystko jest połączone, to trzeba zbadać różnice i podobieństwa, nie tracąc z oczu całości. Podstawową metodą badawczą Humboldta w poznawaniu natury stało się porównanie, a nie abstrakcyjna matematyka czy liczby.

Goethe był urzeczony; donosił przyjaciołom, jak bardzo podziwia intelektualną wirtuozerię młodego człowieka175. Co ważne, obecność Humboldta w Jenie zbiegała się z najbardziej twórczymi okresami Goethego w roku. Nie tylko towarzyszył Humboldtowi w wieży anatomicznej, ale również pisał swój poemat Hermann i Dorothea oraz wrócił do swych teorii dotyczących optyki i barw. Badał owady, robił sekcje robaków i ślimaków, kontynuował też studia geologiczne. Dnie i noce wypełniała mu wtedy praca176. „Nasza mała akademia”, jak ją nazywał Goethe, była bardzo zajęta177. Wilhelm von Humboldt pracował nad wierszowanym przekładem jednej z tragedii Ajschylosa, o czym dyskutował z Goethem178. Z Alexandrem Goethe ustawił aparat optyczny, by analizować światło179, badał teżluminescencję fosforu180. Popołudniami lub wieczorami niekiedy spotykali się w domu Wilhelma i Caroline, ale częściej zbierali się w domu Friedricha Schillera przy rynku, gdzie Goethe recytował swe wiersze, a inni do późnej nocy prezentowali własne utwory181. Goethe był tak wyczerpany, że z utęsknieniem wypatrywał kilku spokojnych dni w Weimarze, żeby „wypocząć”182.

Pogoń Alexandra von Humboldta za wiedzą była tak zaraźliwa, że Goethe powiedział Schillerowi, iż jego własne zainteresowania naukowe obudziły się z letargu183. Schiller jednak martwił się, że Goethe dał się odciągnąć zbyt daleko od poezji i estetyki184. Wszystko to wina Humboldta, uważał Schiller. Sądził też, że Humboldt nigdy nie osiągnie nic wielkiego, ponieważ bawi się zbyt wieloma tematami. Humboldt interesował się tylko pomiarami, a pomimo bogatej wiedzy jego praca wykazywała się „ubóstwem znaczenia”185. Głos Schillera był jednak jedynym negatywnym. Nawet przyjaciel, któremu się zwierzył, miał inne zdanie: „tak, Humboldt jest entuzjastą pomiarów, ale to budulec dla jego szerszego zrozumienia natury”.

Po miesiącu pobytu w Jenie Goethe wrócił do Weimaru, ale szybko zatęsknił za na nowo odkrytymi bodźcami i natychmiast zaprosił do siebie Humboldta186. Pięć dni później Humboldt pojawił się w Weimarze i został na tydzień. Pierwszego wieczoru Goethe zatrzymał gościa dla siebie, ale następnego dnia zjedli obiad w zamku z Karolem Augustem, a potem w domu Goethego odbyło się duże przyjęcie. Goethe pokazywał gościowi atrakcje Weimaru: zabrał Humboldta na oglądanie pejzaży z książęcej kolekcji, a także okazów geologicznych świeżo przysłanych z Rosji. Niemal co dnia jedli w zamku, dokąd Karol August zaprosił Humboldta, żeby przeprowadził kilka eksperymentów dla rozrywki gości. Humboldt musiał ulec, ale uważał czas spędzony na dworze za stracony.

Przez następny miesiąc, aż do ostatecznego wyjazdu Humboldta z Jeny, Goethe krążył między swym domem w Weimarze a pokojami w zamku w Jenie187. Czytali razem rozprawy z historii naturalnej i chodzili na długie spacery. Wieczorami jedli wspólnie i przeglądali najnowsze teksty filozoficzne. Często też spotykali się w świeżo kupionym pawilonie ogrodowym Schillera tuż za murami miejskimi188. Ogród Schillera przylegał tyłem do rzeczki, gdzie mężczyźni siadywali w małej altanie. Na okrągłym kamiennym stole pośrodku stały kieliszki i talerze z jedzeniem, ale obok leżały książki i papiery189. Pogoda była wspaniała, a oni cieszyli się łagodnymi wieczorami wczesnego lata. Nocą słyszeli jedynie plusk strumienia i pieśń słowika190. Rozmawiali, jak napisał Goethe w dzienniku, o „sztuce, naturze i umyśle”191.

Koncepcje, o których dyskutowali, pochłaniały uczonych i myślicieli w całej Europie: chodziło o pytanie, jak rozumieć naturę. Ogólnie mówiąc, o palmę pierwszeństwa rywalizowały dwie szkoły: racjonalizm i empiryzm. Racjonaliści wierzyli, że cała wiedza pochodzi z rozumu i racjonalnej myśli, podczas gdy empirycy uważali, że świat można „poznać” tylko poprzez doświadczenie. Empirycy twierdzili, że w umyśle nie ma nic, co nie pochodziłoby od zmysłów. Niektórzy posuwali się wręcz do twierdzenia, że w chwili urodzenia umysł ludzki przypominał czystą kartkę bez jakichkolwiek przyjętych z góry idei – i że przez całe życie karta wypełniała się wiedzą pochodzącą wyłącznie z doświadczenia zmysłowego. W nauce oznaczało to, że empirycy zawsze musieli testować swoje teorie w drodze obserwacji i eksperymentów, podczas gdy racjonaliści mogli oprzeć tezę na logice i rozumie.

Kilka lat przed pierwszym spotkaniem Humboldta i Goethego niemiecki filozof Immanuel Kant obwieścił filozoficzną rewolucję, która, jak śmiało głosił, była równie radykalna jak rewolucja kopernikańska jakieś 250 lat wcześniej. Kant zajął stanowisko pomiędzy racjonalizmem i empiryzmem192. Prawa natury, jak je rozumiemy – napisał Kant w swej słynnej Krytyce czystego rozumu – istnieją tylko dlatego, że nasz umysł je interpretuje. Tak jak Kopernik doszedł do wniosku, że Słońce nie może kręcić się wokół nas, tak my, uznał Kant, musimy całkowicie zmienić nasze rozumienie tego, jak podchodzić do natury.

Schiller (z lewej) z Wilhelmem i Alexandrem von Humboldtami oraz Goethem w ogrodzie Schillera w Jenie

Dualizm między światem zewnętrznym i wewnętrznym zajmował filozofów od tysiącleci. Pytanie brzmiało: czy drzewo, które widzę w moim ogrodzie, to idea tego drzewa czy prawdziwe drzewo? Dla naukowców pokroju Humboldta, którzy próbowali zrozumieć naturę, to była najważniejsza kwestia. Ludzie byli niczym obywatele dwóch światów, zajmując i świat Ding an sich (rzeczy samej w sobie), czyli świat zewnętrzny, i świat wewnętrzny własnej percepcji (tego, jakimi rzeczy „wydawały się” jednostkom). Według Kanta, „rzeczy samej w sobie” nigdy nie da się naprawdę poznać, podczas gdy świat wewnętrzny zawsze jest subiektywny.

Kant jednak zwrócił uwagę na tak zwany poziom transcendentalny: koncepcję, że kiedy doświadczamy obiektu, staje się on „rzeczą, jaką nam się wydaje”. Nasze zmysły, podobnie jak rozum, są jak zabarwione okulary, przez które postrzegamy świat. Chociaż możemy wierzyć, że sposób, w jaki porządkujemy i rozumiemy naturę, opiera się na czystym rozumie – na klasyfikacji, prawach ruchu i tak dalej – Kant uważał, że ten porządek jest kształtowany przez umysł człowieka poprzez te zabarwione okulary. To my narzucamy ten porządek naturze, a nie ona narzuca go nam. A przy tym „ja” staje się twórczym ego – niemal jak prawodawca natury, nawet jeśli oznacza to, że nigdy nie zdobędziemy „prawdziwej” wiedzy o „rzeczy samej w sobie”. W rezultacie nacisk przesuwał się w stronę „ja”193.