Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
12 rozmów o kryzysie psychicznym, które dają wiedzę i niosą nadzieję
Co czwarta osoba w Polsce doświadczyła,doświadczabądź doświadczy kryzysu psychicznego.
Prawdopodobnie znasz taką osobę, choć być może o tym nie wiesz.
Albo jesteś jedną z nich.
W szczerych, intymnych rozmowach z Agnieszką Jucewicz bohaterki i bohaterowie tej książki – wśród nich . medalista olimpijski Marek Plawgo, dziennikarka Małgorzata Serafin, artysta i aktywista Paweł Żukowski oraz znana dietetyczka Katarzyna Błażejewska-Stuhr – opowiadają o swoim doświadczeniu kryzysu psychicznego. Otwarcie mówią o tym, jak diagnoza zmieniła ich życie. Jak – czasem wbrew wszystkiemu – żyją, pracują i budują relacje. I z jakimi wyzwaniami i wyobrażeniami o swoich chorobach muszą się mierzyć.
To książka, dzięki której każdy, kto boryka się z problemami psychicznymi, poczuje, że nie jest sam. Ten, kto choruje, ale boi się stygmatyzacji, odkryje w sobie odwagę potrzebną do podjęcia leczenia. Bliscy osób w kryzysie psychicznym dowiedzą się, jak wspierać zmagających się z depresją, uzależnieniami, napadami lęku panicznego, stresem pourazowym, schizofrenią, zaburzeniami odżywiania lub chorobą afektywną dwubiegunową. A ten, komu temat zdrowia psychicznego był dotąd obcy, będzie mógł skonfrontować się z własnymi lękami i uprzedzeniami.
Opinie o książce:
Żyjemy w społeczeństwie, w którym zaburzenia psychiczne stanowią tabu. „Oni” – czyli osoby żyjące z diagnozą psychiatryczną – są Inni, „oni” – są Obcy. I oto mamy niezwykłą okazję, by dowiedzieć się, jak przeżywa siebie i świat ktoś chorujący na depresję lub schizofrenię.
Agnieszka Jucewicz jest w swoich pytaniach wnikliwa i uważna, a jednocześnie – delikatna i szanująca granice intymności. Chociaż w wypowiedziach jej bohaterów słowa takie jak „wolność”, „miłość”, „sprawczość” i „sens życia” padają nieczęsto, stanowią one osnowę głęboko osobistych opowieści o ludzkich dramatach i o tym, jak można je przezwyciężać.
Wierzę, że ta książka może zrobić wiele dobrego.
prof. Bogdan de Barbaro
Czy możliwe jest życie bez kryzysów? Moim zdaniem – nie. Dzięki rozmowom Agnieszki Jucewicz dowiadujemy się, że to, co uważamy za naszą słabość, przytrafia się wielu ludziom dookoła. Nie umniejsza to doświadczeniu każdego indywidualnego cierpienia, wręcz przeciwnie. Autorka i jej rozmówcy pokazują, że na końcu każdego, nawet najgłębszego tunelu, może zamigotać światło.
Joanna Gutral, psycholożka, psychoterapeutka, psychoedukatorka
Agnieszka Jucewicz ma dar rozmowy o trudnych sprawach. Jest obecna, ale nie natrętna, bliska, ale bez czułostkowości. Jak mało kto potrafi sprawić, by drugi człowiek widział sens w dzieleniu się opowieścią o sobie. Czytajmy tę książkę z wdzięcznością dla autorki i jej rozmówców za pokazanie nam świata bez łatwych pocieszeń, a jednak pełnego nadziei.
Zofia Milska-Wrzosińska, założycielka Laboratorium Psychoedukacji
W dzisiejszej kulturze brakuje zarówno przestrzeni, jak i języka, żeby rozmawiać o tym, co najintymniejsze, a zarazem najbardziej ludzkie – o kryzysie, lęku, depresji czy słabości. „Czasem czuję mocniej” to jedna z najważniejszych znanych mi książek opowiadających o tych trudnych obszarach naszego doświadczenia. Poruszająca i bardzo potrzebna lektura.
Tomasz Stawiszyński, filozof i eseista, autor . „Co robić przed końcem świata” oraz „Ucieczki od bezradności”
O autorce:
Agnieszka Jucewicz – dziennikarka związana z „Gazetą Wyborczą”, znana z pogłębionych wywiadów z polskimi i zagranicznymi psychologami, psychoterapeutami i psychiatrami. Autorka i współautorka książek o tematyce psychologicznej, . „Kochaj wystarczająco dobrze” (z Grzegorzem Sroczyńskim), „Czując. Rozmowy o emocjach” oraz „Dom w butelce. Rozmowy z dorosłymi dziećmi alkoholików” (z Magdaleną Kicińską). Jest osobą z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Marzy, żeby profilaktyka zaburzeń psychicznych stała się częścią szkolnego programu nauczania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 321
Data ważności licencji: 10/12/2028
Siostrom i braciom w kryzysie
Co czwarty mieszkaniec Polski doświadczył, doświadcza bądź doświadczy kryzysu psychicznego. Z dużym prawdopodobieństwem każdy z nas zna taką osobę, choć niekoniecznie jesteśmy tego świadomi. To nasi znajomi i nasze znajome, sąsiedzi i sąsiadki, współpracownicy i współpracowniczki, lekarze i lekarki, a także nauczyciele i nauczycielki naszych dzieci. Wśród nich są osoby publiczne, dobrze nam znane, i te żyjące zupełnie prywatnym życiem. Z wyższym wykształceniem i bez. Z dużych miast i maleńkich wsi. Dopiero wchodzące w życie i takie, które zbliżają się do jego końca. Bo kryzys psychiczny może dotknąć każdego, na każdym etapie.
Dlaczego więc wciąż, mimo takiej powszechności, stanowi tabu? Dlaczego otwarte mówienie o własnym kryzysie nadal wymaga odwagi? Dlaczego kiedy słyszymy słowa „schizofrenia”, „zaburzenia afektywne dwubiegunowe”, „zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne”, „zespół stresu pourazowego”, „depresja”, naszą pierwszą reakcją są często lęk i bezradność?
Dlaczego ciągle z taką łatwością przechodzą nam przez usta słowa „świr”, „wariatka”, „psychol”, „schizofreniczne poglądy”, „paranoja”, rzadziej natomiast jesteśmy ciekawi, czym tak naprawdę jest schizofrenia? Albo jak żyje ktoś z diagnozą zaburzenia afektywnego dwubiegunowego? Jak funkcjonuje osoba doświadczająca napadów paniki? Dlaczego zachowania kompulsywne nie mają nic wspólnego z pedantyzmem? Czego najbardziej obawia się osoba chorująca na anoreksję? Dlaczego tak trudno zerwać z uzależnieniem?
Bohaterki i bohaterowie tej książki, osoby z doświadczeniem kryzysu psychicznego, odpowiadają na pytania, które moglibyśmy zadać… gdybyśmy się nie bali. I nie byli tak przywiązani do stereotypów.
Mówią nam, jak przeżyli swój kryzys albo co znaczy dla nich mieć diagnozę choroby psychicznej. Opowiadają o tym, co to w nich zmieniło. Gdzie szukali pomocy i wsparcia, a gdzie ostatecznie je znaleźli. Jak o siebie dbają. Czego unikają, aby chronić własne zdrowie psychiczne.
Są szczerzy. Nie czarują, że każdy kryzys jest lekcją. Część z nich, gdyby miała wybór, wolałaby go nigdy nie doświadczyć. Ale potrafią też zobaczyć, co dzięki niemu zyskali. Czego się dowiedzieli o sobie i o innych. Za jakie wsparcie są wdzięczni.
W ich opowieściach odnajdziemy swoich bliskich, znajomych, współpracowników, ale przede wszystkim samych siebie.
Bardzo dużo mówi się o tym, że pomoc osobom w kryzysie psychicznym wymaga systemowych zmian. Ale system to nie tylko system ochrony zdrowia, o czym przypomina w ostatniej z rozmów zawartych w tej książce psychiatra Tomasz Szafrański. System to również „my” – nasze działania, słowa, chęć poznania i zrozumienia drugiego człowieka.
Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy, poznajcie, proszę, wspaniałych, odważnych, niezwykle wrażliwych i wartościowych ludzi: Małgorzatę, Katarzynę, Laurę, Szymona, Agnieszkę, Dawida, Malikę, Marka, Oliwię, Pawła i drugą Katarzynę. I spędźcie z nimi trochę czasu.
Wierzę, że wyjdziecie z tych spotkań bogatsi. Tak jak i ja.
Agnieszka Jucewicz
Rozdział 1. Depresja
Serafin, spocznij!
Rozmowa z MAŁGORZATĄ SERAFIN, dziennikarką telewizyjną. W latach 2007–2011 w Superstacji prowadziła programy informacyjne Raport, Finał dnia, Informacje dnia, w latach 2011–2016 była wydawczynią w TVP i gospodynią codziennego programu publicystycznego pt. Polityka przy kawie, w latach 2016–2017 wydawała programy w Wirtualnej Polsce. Od stycznia 2021 prowadzi autorski program o zdrowiu psychicznym pt. Farbowanie życia na kanale Sekielscy.pl, pracuje także jako fryzjerka
Powiedziałaś kiedyś, że „wyhodowałaś” sobie depresję. Co miałaś na myśli?
To, że nie dbałam o siebie. Nie miałam pojęcia, że głowa jest połączona z ciałem, na przykład. I że to, jak się to ciało traktuje, wpływa na psychikę. Byłam takim robotem. W pracy dawałam z siebie 200 procent – pierwsza do prowadzenia dwunastogodzinnych dyżurów w telewizji, jeden po drugim. Nigdy nie odmawiałam. Do tego angażowałam się w toksyczne związki. Cały taki pakiecik. Funkcjonowałam tak przez lata. Aż się dojechałam.
Jedenaście lat przepracowałaś w telewizji.
I to na żywo. Zajmowałam się polityką, wydawałam wiadomości, prowadziłam programy. Żyłam na gigantycznej adrenalinie. Początkowo mnie to kręciło, marzyłam o tym. Jako dziecko brałam do kuchni deskę, owoce, kroiłam je i opowiadałam o tym, co robię, jakbym mówiła do kamery. W terapii próbowałam dojść, co tak naprawdę się kryło pod tym marzeniem. Może miałam nadzieję, że dzięki tej telewizji zostanę zauważona?
Przez kogo?
Rodziców? Że im wreszcie zaimponuję? Będą ze mnie dumni? Chciałam zrobić coś spektakularnego, żeby mnie docenili.
Na co dzień cię nie doceniali?
Tata był dyrektorem mojej podstawówki. To była mała szkoła na wsi, setka dzieciaków. Uczył w niej historii, geografii i WOS-u. Mama też była nauczycielką, główną w szkole, uczyła matematyki, biologii, chemii i niemieckiego. Mieszkaliśmy na podwórku szkoły i rodzice bardzo się angażowali w jej życie także po lekcjach. Ciągle coś dekorowali, organizowali przedstawienia, robili gazetki. Każde wakacje to był remont szkoły. Spędzałam w niej mnóstwo czasu. Dopiero po latach zrozumiałam, jak niezdrowy to był układ. I że mama powinna być mamą, ojciec ojcem, dom domem, szkoła szkołą. Tymczasem u mnie to wszystko było wymieszane.
Wyobraź to sobie: mam siedem, osiem lat, siedzę w szkolnej ławce, a moja mama mnie odpytuje, stawia oceny, poprawia, jak każde inne dziecko. Nie mogłam być wyróżniana. Musiałam się stać przezroczysta. I taka się stałam.
Obrałam kurs na przetrwanie.
Jak ci się układało z rówieśnikami?
Pragnęłam ich przyjaźni, a jednocześnie bałam się, że będą chcieli się ze mną kumplować tylko po to, żeby coś uzyskać. Na przykład przychylność mamy. Więc im nie ufałam. Miałam też poczucie, że muszę być wzorowa. Nie mogę przynieść rodzicom wstydu, bo przecież jestem dzieckiem dyrektora, więc miałam tę średnią 5,2, powygrywane liczne konkursy, cuda na kiju, ale kiedy przyszło do wybierania szkoły średniej, w przeciwieństwie do dzieciaków z klasy wybrałam liceum z internatem daleko od domu. Chciałam się odciąć.
Rodzice?
Wsparli tę decyzję, bo to była bardzo dobra szkoła. A oni zawsze inwestowali w moją i mojej siostry edukację. Z tym że ten internat śni mi się do dzisiaj. Nagle ze skromnego, ale schludnego domu trafiłam do obskurnej bursy. Do obrzydliwego pokoju, który dzieliłam z trzema innymi dziewczynami. Łazienkę – obleśną i zagrzybioną – miałyśmy wspólną na korytarzu. Wielokrotnie marzyłam, żeby rodzice mnie stamtąd zabrali.
Rozmawiałaś z nimi o tym?
Nie.
Dlaczego?
Bo jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Nie wolno się wycofać.
Czyli najpierw przetrwałaś podstawówkę, a potem musiałaś przetrwać internat. Zostałaś żołnierką?
Absolutną żołnierką. Mam ten rys zresztą do dzisiaj i usilnie próbuję się z niego wyleczyć.
Na studia, dziennikarstwo, wyjechałam do Warszawy, bo tu były te wymarzone telewizje. Tutaj też mieszkała moja starsza siostra, więc trafiłam pod jej skrzydła. Początkowo dostawałam jakieś niewielkie kieszonkowe od rodziców, ale szybko zaczęłam się utrzymywać sama. Sprzątałam mieszkania bogatym ludziom. A potem, żeby już całkowicie się usamodzielnić, przeniosłam się na studia zaoczne i rozpoczęłam pracę na pełen etat – najpierw w infolinii, potem w szkole językowej, banku, aż w końcu rozpoczęłam przygodę z telewizją. Był 2007 rok, tworzyła się właśnie Superstacja, kolega mnie namówił, żebym się zgłosiła. To było na wariackich papierach. Miałam dziewiętnaście, może dwadzieścia lat i żadnego pojęcia o pracy w telewizji, ale okazało się, że mam do tego dryg. Kamera mnie nie paraliżowała. Początkowo robiłam jakieś „michałki”, krótkie materiały, dość szybko rzucili mnie jednak na głęboką wodę. Był rok 2007, protest pielęgniarek, Białe Miasteczko. Nawet nie wiedziałam, gdzie jest siedziba Kancelarii Premiera, przed którą to się działo. Myślałam, że spędzę tam jedno popołudnie, spędziłam trzy tygodnie, nadawałam codziennie na żywo. Okazało się, że to mój żywioł.
Żywioł, który stopniowo zaczął cię niszczyć.
Wtedy jeszcze udawało mi się utrzymać równowagę. Pracy było dużo, ale byłam młoda, miałam więcej energii. Nie czułam zmęczenia, nawet jeśli czasem trzeba było wstać o trzeciej nad ranem. Problemy zaczęły się kilka lat później, kiedy przeniosłam się ze Superstacji do TVP, gdzie jednocześnie pracowałam jako wydawczyni i prowadziłam program. To była ogromna odpowiedzialność i stres. Cały czas myślałam: „Jezu, nie ogarnę. Wszyscy dają radę, ale ja nie dam”.
Ale dałaś?
Byłam świetną wydawczynią. Z zewnątrz nie było widać, jak mną telepie. Totalna mobilizacja, a w środku przerabiałam drugi etat. Po powrocie do domu przez kilka godzin trawiłam, co się wydarzyło w ciągu dnia. Zastanawiałam się, co mogłabym zrobić lepiej. Byłam bardzo niepewna siebie.
Rodzice byli dumni?
Nigdy nie powiedzieli mi tego wprost. Ojciec mówił na przykład: „No, pan Krzysiek cię widział”. Albo: „Marian dzwonił, że cię ogląda”. To były jego komplementy. Mama mówiła: „Ładną miałaś sukienkę”. Ale słowo „duma” nie padło nigdy.
Potrzebowałaś je usłyszeć?
Tak! Ale nie umiałam o to poprosić. Bo u mnie w domu nie rozmawiało się o emocjach. I ja też nie umiałam o nich mówić. Myślę, że między innymi dlatego tak świetnie się odnalazłam w świecie polityki. Nie poszłam w sprawy społeczne, bo tam trzeba empatii. Nie poszłam w rozrywkę, bo tam musisz udawać, że śmieszy cię coś, co cię nie śmieszy, czyli też w jakimś sensie okazywać emocje. A ja miałam to wszystko wyłączone. I ta polityka, newsy, wypadki, gdzie trzeba na chłodno, mocno, bez emocji, cudownie mi weszły. A jednocześnie konserwowały tego żołnierza we mnie.
Na zdjęciach z tamtych lat wyglądasz zupełnie inaczej. Nie chodzi o to, że wtedy miałaś ciemne włosy, a teraz masz blond ani że nosiłaś eleganckie sukienki i szpilki, a dziś chodzisz w sportowych ciuchach, tylko o to, że była w tobie jakaś sztywność. Teraz jej nie ma.
Te szpilki i te sukienki to zupełnie nie był mój styl. To nie byłam ja. Ale czułam się w tym bardzo dobrze, a wiesz dlaczego? Bo to była supermaska.
Zbroja.
Cudowna zbroja! Ja na tej szpili i w tej sukience wreszcie uchodziłam za poważną osobę. Wyrobiłam sobie wizerunek laski „bez kija nie podchodź”. Zaczynałam jako gówniara i długo miałam problem z tym, żeby moi rozmówcy traktowali mnie serio. Zwłaszcza politykom się zdaje, że mają immunitet na mówienie wszystkiego, co im przyjdzie do głowy. Wiesz, ile ja się nasłuchałam komentarzy na temat swoich nóg? Ile uwag, które zaczynały się od „pani Małgosiu…”? Nauczyłam się na to odpowiadać ostrą ripostą między innymi dzięki tej zbroi. Dopiero po latach odkryłam, jak bardzo to było kosztowne.
W którym momencie ta twoja zbroja zaczęła pękać?
W 2015 roku. Mieliśmy wtedy kumulację wyborów – parlamentarnych i prezydenckich. Pracowałam ciężko na antenie Jedynki i jednocześnie w TVP Info przy porankach, więc wstawałam przed czwartą rano. Do jedenastej byłam odpowiedzialna za wszystko, co wchodzi na antenę, a potem prowadziłam program na żywo. Po powrocie do domu, około trzynastej, miałam zjazd, więc szłam spać na dwie godziny. A potem się przygotowywałam na następny dzień. W pewnym momencie zaczęłam mieć problemy ze snem. Wieczorami nie mogłam zasnąć. Leżałam i zastanawiałam się, czy wszystko mam dopięte na ostatni guzik, czy o niczym nie zapomniałam. Bałam się zaspać, mimo że nastawiłam kilka budzików. Uwikłałam się też w kolejną toksyczną relację, w których się zresztą specjalizowałam.
Co to był za typ relacji?
Odrzucenie na starcie. Kiedy ktoś o mnie zabiegał, nie byłam zainteresowana. Dopiero jak mnie nie chciał, uruchamiały się we mnie emocje. Czułam, że mi zaczyna zależeć, angażowałam się.
Dziś już wiem, że to żenada. Zresztą to była jedna z najważniejszych rzeczy, które chciałam przerobić w terapii, bo bardzo przez to cierpiałam. Ale wtedy pracowałam jak szalona i nie miałam czasu o tym myśleć. Czułam tylko, że jest ze mną coraz gorzej. Właściwie nie spałam, ale wstawałam, jechałam do pracy i robiłam co trzeba. Po kilku takich tygodniach zaczęłam tracić kontakt z bazą.
Co to znaczy?
Pewnego dnia wsiadłam jak zwykle do metra, żeby dojechać do telewizji na Woronicza, i nagle się zorientowałam, że nie wiem, na jakiej stacji wysiąść. Patrzyłam na rozpiskę i nic. Mimo że jeździłam tą trasą codziennie od kilku lat. Wysiadłam stację dalej, wyszłam na górę, rozejrzałam się – nie, to nie tu. Cofnęłam się o jeden przystanek. Uff, widzę znajomy budynek. Dotarłam na miejsce, chciałam coś powiedzieć przełożonej, ale czułam, że nie jestem w stanie złożyć zdania.
Zauważyła?
Nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że przed rozpoczęciem programu zapisałam sobie na kartce imię i nazwisko mojego gościa, którego znałam od lat. To był Paweł Kowal, polityk. Bałam się, że kiedy wejdziemy na antenę, to zapomnę, jak się nazywa. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło.
Przeprowadziłaś tę rozmowę?
To za dużo powiedziane. Po prostu odczytałam pytania, które sobie przygotowałam. To nie była Serafin, jaką znali politycy, dociekliwa, czasem ironiczna, przerywająca, niepozwalająca gościom na miganie się od odpowiedzi. Skupiłam się na tym, żeby nie zwariować, bo miałam wrażenie, że za chwilę to nastąpi. Program trwał zaledwie dwanaście minut, a ja czułam, że to wieczność. Bardzo chciałam się skoncentrować na tym, co mówi gość, ale nie byłam w stanie. Mam wrażenie, że nie słyszałam jego odpowiedzi, jakbym była za szybą. Takie poczucie odrealnienia. Sama nie wiem, czy miałam ochotę się rozbeczeć, czy wybiec z krzykiem. Nigdy nie czułam się tak dziwnie. Jakbym straciła kontrolę nad własnym mózgiem.
Po tym wydarzeniu od razu umówiłam się do psychiatry.
Myślałaś, że co to jest?
Może zmęczenie? A może tak wygląda moment, w którym człowiekowi puszczają bezpieczniki i odjeżdża? Usłyszałam: „Ma pani głęboką depresję”.
Szok?
No, trochę szok.
Teraz mam już świadomość, czym jest ta choroba i jak się może objawiać. I że na przykład bezsenność, apatia, utrata kontaktu z rzeczywistością, kłopoty z pamięcią to czynniki, które mogą na nią wskazywać. Ale wtedy nie miałam o tym pojęcia. Od dawna czułam się pozbawiona energii i apatyczna, ale myślałam, że to dlatego, że wstaję o czwartej rano i mam zbyt dużo pracy. Od bardzo dawna nie odczuwałam radości, a jak już udało mi się czymś ucieszyć, to było przerażająco puste. Sądziłam, że tak po prostu życie wygląda…
Problem polegał też na tym, że praktycznie od zawsze miałam pozamrażane wszystkie uczucia. W ogóle nie wiedziałam, co czuję. Kiedy jest smutek? Kiedy gniew? Kiedy rozpacz? A kiedy żal? Jechałam w funkcji robot od dziecka, więc ciężko mi było wychwycić tę różnicę. Czy wcześniej było w ogóle lepiej?
Czy zanim trafiłaś do psychiatry, szukałaś gdzieś ulgi od tego napięcia? Na przykład w alkoholu?
Wtedy jeszcze relację z alkoholem miałam zdrową. W piątek, czasem w sobotę zdarzało mi się wypić, ale nie dużo, bo nigdy nie lubiłam się upijać. Czasem szłam na zakupy i wydawałam jednorazowo tysiąc złotych na ciuchy, ale to była chwilowa przyjemność. Wychowanie w skromności spowodowało, że jednak mam granicę przyzwoitości. Nie wydam kilkuset złotych na krem, kozaki mogą dla mnie kosztować maks 300 złotych, dżinsy – 129, więcej to już przegięcie.
Ulgi szukałam głównie we flirtach, w romansach. Goniłam za schematem, który potwierdzałby, że jestem beznadziejna i że nie można mnie kochać, a jak go znalazłam, to biegłam dalej. Aż dobiegłam do psychiatry.
Zawsze się śmiałam, że nie ma nic gorszego niż przystojny ginekolog i przystojny psychiatra. No, a ten mój był przystojny. Gdy weszłam do gabinetu i go zobaczyłam, miałam ochotę powiedzieć: „O, przepraszam, pomyłka”. Ale nie powiedziałam tego, bo czułam, że już jestem w takiej dupie, że nie ma odwrotu. Muszę się przed nim mentalnie rozebrać, choćbym nie wiem jak się wstydziła, i poprosić o pomoc. Od razu wdrożył mi leki. Przy czym przestrzegł mnie, że na początku mogę czuć się gorzej. No i kazał zwolnić.
Co ty na to?
„Jakie zwolnić, panie! Przecież ja tu o Polskę walczę!” Ale leki zaczęłam brać.
Na początku czułam się koszmarnie. Metaliczny posmak w ustach. Zawroty głowy. Uczucie odrealnienia – jakbym była w akwarium. Myślałam, że zdechnę. Ale podeszłam do tego zadaniowo. Poszłam też na terapię, choć wtedy jeszcze nie zrobiłam tego świadomie. Bardziej w duchu: „Dobra, niech ktoś to ode mnie weźmie i coś z tym zrobi. Szybko, szybko leczymy i hej! Jedziemy dalej! Bylebym nie musiała za wiele zmieniać w życiu”.
Po jakimś czasie rzeczywiście zaczęłam się czuć lepiej. Poza antydepresantami brałam też leki nasenne, bo przez brak snu byłam już w takim stanie, że groził mi szpital. Lekarz mi to nawet zasugerował, ale powiedziałam, że nie ma mowy. Mogę przychodzić do niego codziennie, mogę dzwonić, ale nie mogę wziąć wolnego z pracy. O czym my w ogóle mówimy?!
Nie mogłaś wziąć wolnego, bo…?
Bo faktura, bo umowa, bo grafik, bo zobowiązanie…
Parę miesięcy później sytuacja sama się rozwiązała. Wyrzucono mnie z TVP. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że już nie chcę „w newsy”. Mam dość. Już wystarczająco dużo z siebie dałam. Za dużo.
Za co wyleciałaś?
Za to, że nie chciałam wyemitować materiału o KOD-zie, totalnie niemerytorycznego i po prostu źle zrobionego. To był rok 2016.
Mimo zwolnienia generalnie czułam się lepiej. Brałam leki, chodziłam na terapię i nawiązałam relację, która była inna od wcześniejszych. Taka okej… Ale dość szybko dostałam propozycję nowej pracy, w Wirtualnej Polsce, przy współtworzeniu telewizji. Pomyślałam: „Dobra, spróbuję jeszcze raz”. Mimo że miałam pełną świadomość, co to znaczy tworzyć coś od zera.
Czułaś, że depresja jest już za tobą?
Pamiętam, że po wyrzuceniu z TVP, a jeszcze przed podjęciem tej nowej pracy, przez kilka miesięcy czułam się tak dobrze, że zdecydowałam się zejść z leków. Wyjechałam w Bory Tucholskie. Mieliśmy z facetem jeździć na rowerach, ale zamiast tego siedziałam na tarasie i miałam tak silne myśli samobójcze, że stwierdziłam, że natychmiast wracam do Warszawy i do leków. To mi zepsuło cały wyjazd.
Te myśli?
Nie boję się ich. Wiem, że to tylko fantazje, a nie konkretne plany, ale strasznie mnie męczą. Są obsesyjne. No i to poczucie, że tylko skończenie ze sobą rozwiązałoby tę sytuację…
Konsultowałaś się z lekarzem? Wiesz, dlaczego tak zareagowałaś?
Za szybko zeszłam z leków. Byłam przekonana, że już mi dupa odżyła, ale tak wcale nie było. Brałam je jeszcze później chyba przez rok.
W nowej pracy oczywiście od razu rzuciłam się w wir roboty. Znów dawałam z siebie 200 procent, żeby wszyscy byli zadowoleni. Było bardzo, bardzo intensywnie. Ale też super, bo miałam świetną ekipę i poczucie tworzenia czegoś fajnego. Pracowałam tam przez rok, do momentu, aż firma zamknęła projekt, i znów zostałam bez pracy. Wtedy powiedziałam sobie: „Basta! W dupie to mam! Nie będę robić newsów. W ogóle nie będę już robić w telewizji. Zostanę fryzjerką!”.
Skąd taki pomysł?
Od jakiegoś czasu chodziłam na paznokcie do salonu i skumplowałam się z jego właścicielką. I ona mi kiedyś powiedziała tak: „Gośka, ciągle tylko zrzędzisz i zrzędzisz. Ostatnio, jak cię wyrzucili z pracy, powiedziałaś, że masz dość. Teraz znów masz dość. Zmień coś wreszcie! Przyjdź do nas!”. A u nich było tak fajnie… Tak spokojnie… Leciała muzyczka, były śmichy-chichy, miła atmosfera. Ogromny kontrast z tym moim czołgiem i życiem na pełnym gazie.
Któregoś dnia ta przyjaciółka wysłała mnie na kurs fryzjerski. Poszłam trochę w amoku, ale jednak pełna nadziei. Bardzo się tego pomysłu uczepiłam, że to będzie nowe otwarcie.
Coś się chyba w tobie zmieniło, bo nie mogłaś już zaimponować tym rodzicom?
Szczególnie że mój ojciec uczył też w zawodówce fryzjerskiej i miał swoje zdanie o fryzjerach. Nie najlepsze. Myślę, że to był bunt. Taki po całości.
Ojciec bardzo ciężko to moje fryzjerstwo przeżył. Bardzo! Pytał: „Kiedy dasz sobie z tym spokój? Nie rezygnuj z telewizji”.
Mama trochę więcej wiedziała o kulisach tej zmiany. O moim potwornym zmęczeniu. I jakoś to rozumiała.
Powiedziałaś wtedy rodzicom, że się leczysz na depresję?
Nie.
Dlaczego?
Nie wiem. Tylko siostra wiedziała. Towarzyszyła mi w bardzo trudnym momencie, kiedy powiedziałam jej, że nie widzę innego rozwiązania, niż ze sobą skończyć. Potem, kiedy mi się polepszyło, a później znów pogorszyło, to już nikomu niczego nie mówiłam. Sama sobie wmawiałam, że jest lepiej. I chyba nigdy nie byłam dalej od siebie niż wtedy. Od swoich potrzeb, od tego, czego naprawdę chcę.
Ta decyzja o fryzjerstwie nie była przemyślana, to był odruch. Reakcja na silny, nagromadzony przez lata stres. Przecież utrata pracy jest jednym z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. A ja zamiast przerobić te zwolnienia, tę rozpacz, ten smutek, obraziłam się na cały świat i stwierdziłam, że teraz będę ciąć włosy.
Myślałaś, że jak zmienisz zawód, środowisko, tryb życia, to staniesz na nogi?
Dokładnie! I na początku tak było. Skończyłam kurs, zaczęłam pracę u koleżanki, a potem w innym salonie. Szybko się tam odnalazłam. Miałam fajną ekipę młodych ludzi, było wesoło. Bardzo dużo się nauczyłam.
W ogóle wydawało mi się, że to wszystko będzie dużo prostsze. Bierzesz paletę i farbujesz, nie? Ale proste to jest może wtedy, kiedy chcesz zostać fryzjerem rzemieślnikiem, a ja z moim pieprzonym perfekcjonizmem myślałam, że jak w poniedziałek zaczynam fryzjerstwo, to w środę powinnam strzyc na miarę grand prix Europy. Musi być idealnie, a tu dupa. Długo się męczyłam z tym rozbiegiem. Musiałam włączyć dużo pokory. Często się biczowałam, że za wolno się uczę.
Czyli weszłaś w stary schemat?
Tak. Dla mnie to była też ogromna zmiana fizyczna. Wcześniej nie wiedziałam, co to jest ból pleców, ból rąk, a tu po całym dniu miałam zakwasy. Okazało się też, że po tylu latach w telewizji tak naprawdę nie umiem gadać z ludźmi. Bo telewizja to był teatr. Ja odgrywałam swoją rolę, moi rozmówcy – politycy, ministrowie, profesorowie – swoją. Tymczasem tu przychodził do mnie zwykły człowiek po konkretną usługę i nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie umiałam w small talki. Byłam dzikusem. I to też musiałam przełamać.
W końcu, mniej więcej po pół roku, nauczyłam się strzyc, robić piękne koloryzacje i rozmawiać z ludźmi też.
Jak się wtedy miałaś psychicznie?
Byłam pełna nadziei na nowe. Nie miałam maila służbowego, Twittera, nie musiałam wstawać o czwartej. W salonie nikt nie rozmawiał o newsach, polityce. Nikt nie żył tym, co Ziobro powiedział o Tusku.
Cieszyłam się, że się uczę konkretnego fachu. Dziennikarstwo zawsze było dla mnie niepewne. W żadnej ze swoich prac nie miałam etatu, to zawsze był jakiś śmieć – umowa o dzieło albo na firmę. Ciągle miałam poczucie, że to jest tymczas, że w każdej chwili mogą mnie wyrzucić i zostanę z niczym. Myślałam więc: teraz musi być lepiej.
Ale?
Zrobiłam to co zwykle, czyli rzuciłam się w wir pracy. Gdy już miałam grafik wypełniony klientami po brzegi i wracałam do domu, powłócząc nogami, po dwunastu godzinach, czułam się ważna i potrzebna. Dopiero jak się tak wykończyłam do cna, potrafiłam sobie powiedzieć: „No, jest zajebiście!”.
Teraz już wiem, że znów założyłam swoją zbroję i weszłam w tę nową pracę bez kontaktu ze sobą, bez refleksji, bez uważności.
No i głupio mi się było wycofać. Bo w środowisku szybko się rozniosło, że Serafin została fryzjerką. Jedna gazeta chciała wywiad, druga, więc sama sobie zaczęłam wmawiać, że jest super.
A najchętniej co byś zrobiła?
Schowała się w jakimś saloniku przed całym światem, żeby się zastanowić, co ja w ogóle robię. Niedługo potem wróciła depresja. Na maksa rozkręciła się w pandemii. Ale wydaje mi się, że chodziłam z nią dużo, dużo dłużej. Z pół roku.
Jeszcze przed COVID-em obudziłam się w Nowy Rok z kołataniem serca, biegunką, totalnym rozbiciem. Nie mogłam spać. Wtedy codziennie już piłam alkohol. Niespecjalnie dużo, ale regularnie.
Po co?
Dawał mi ukojenie. Rozluźnienie. Z perspektywy czasu myślę, że w ten sposób próbowałam się „leczyć”. Nie umiem określić, kiedy dokładnie to się zaczęło, ale w pewnym momencie to „wineczko” co wieczór przestało mnie nawet zastanawiać. Było taką nagrodą na koniec dnia. Pomagało mi zasnąć, ale jakość tego snu była koszmarna. Był płytki, a jednocześnie pełen dziwnych treści, które mnie dręczyły. Budziłam się zmęczona.
Nie brałaś żadnych leków?
Nie. Bo myślałam, że depresja jest dawno za mną i że już nie wróci.
Tego 1 stycznia obudziłam się z beznadziejnym samopoczuciem. Widziałam, że jest bardzo źle, ale nie dopuszczałam myśli, że to nawrót choroby. I wiesz, na jaki pomysł wpadłam? Że pojadę do Indii. Na jogę. I że tam mnie na pewno oświeci! Koleżanka jechała w połowie lutego z grupą znajomych dziewczyn. Stwierdziłam, że się z nimi zabiorę, i kurczowo się tego pomysłu trzymałam.
Na czym to oświecenie miałoby polegać?
Że spłynie na mnie jakiś Budda? Czakry mi się otworzą? I już będę wiedziała, co chcę w życiu robić i w ogóle po co to wszystko?
Otóż nie! Nic mnie w tych Indiach nie oświeciło. Joga mi nie weszła wcale. Nauczycielka powiedziała, że jestem tak spięta, że mogę sobie tylko krzywdę zrobić, więc poszłam na zajęcia raptem kilka razy. Czułam się tam tak, jakbym była w jakimś tunelu. Cały czas kręciłam się w kółko. Szarpało mną. Nie wiedziałam, czy to jest rozpacz, czy brak sił. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie uratował. Ale przed czym? Też tego nie wiedziałam.
Co robiłaś, jak tak tobą szarpało?
Głównie spałam. Miałam ochotę spać non stop. A jednocześnie sobie dowalałam: „Stara, przeleciałaś pół świata, żeby spać?!”. Dopiero po paru dniach odważyłam się pójść sama na spacer. Wcześniej się bałam. Nie tego, że ktoś mi zrobi krzywdę, bałam się być sama ze sobą. Cały czas musiałam z kimś być, gadać, zagadywać, żeby za bardzo nie myśleć. Aż w końcu się zebrałam i wyszłam. A jak wyszłam, to wyłam ze trzy godziny. Jak nie wiem co.
Nad czym?
Nad wszystkim.
Czy wtedy już dopuściłaś do siebie myśl, że to może być nawrót depresji?
Wciąż zero takiej myśli. Miałam tylko taką, że swoimi głupimi wyborami zapędziłam się w kozi róg i teraz muszę coś z tym zrobić.
Jadłaś?
Wszystko. I dużo. Mam niezdrową relację z jedzeniem, choć tego po mnie nie widać, bo jestem szczupła. Ale zdecydowanie zajadałam. W Indiach też skumałam, że coś z tym alkoholem jest nie tak. Tam on był dostępny prawie wyłącznie w restauracjach, ale i tak miałam potrzebę wypicia jednego piwka albo drinka dziennie. Jak nie wypiłam, to mnie nosiło.
Po powrocie postanowiłam odstawić alkohol, ale przyszła pandemia i wineczko wróciło. W lockdownie salon został zamknięty. Czułam się coraz gorzej i znów zaczęłam w ten alkohol uciekać.
Jak wtedy wyglądał twój dzień?
Siedziałam w domu. Pół roku wcześniej rozstałam się z facetem. Oboje doszliśmy do wniosku, że dalej razem się nie da. Mieliśmy poczucie porażki, ale nie przeszłam żadnej żałoby po tym związku. Jakby nic się nie stało. Po jego wyprowadzce zrobiłam tylko szybki remont. Tu coś odmalowałam, tam położyłam tapetę, telewizor przewiesiłam. Aż nagle w tym lockdownie zdałam sobie sprawę: „Aha, nie ma tego faceta. Nie ma psa. (Bo on wziął psa). Nie mam pracy. Jestem sama ze sobą. To straszne”.
I?
I zaczęłam jeździć na rowerze. Jak szalona. Robiłam po kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Uciekałam od siebie, od tego beznadziejnego stanu, żeby tylko jakoś przetrwać i nie zwariować. Wyznaczałam sobie różne zadania. Na przykład alfabetyczne układanie przypraw.
Aż któregoś dnia, gdy oglądałam telewizję, strasznie za nią zatęskniłam. Pomyślałam, że gdybym z niej nie zrezygnowała, to siedziałabym teraz w studiu i gadała, bo COVID był samograjem. Miałabym pracę. I wtedy przyszła refleksja: „Co ja najlepszego narobiłam?”.
Z tą depresją pochodziłam jeszcze do czerwca. Cały czas spałam fatalnie. Cały czas piłam, żeby zasnąć. Trochę się tym martwiłam, zaczęłam nawet oglądać program Marka Sekielskiego o piciu. Ale zrobiłam sobie wszystkie możliwe testy na to, czy jestem alkoholiczką, i wyszło mi, że nie spełniam kryteriów. Nie waliłam wódy sama, tylko to wineczko, jeszcze je wodą rozwadniałam. Nie piłam od rana. Nie zawaliłam niczego.
Zdążyłam w tym czasie zmienić pracę, poszłam do innego salonu. Po zniesieniu lockdownu, w dniu, w którym miałam ją zacząć, nie byłam w stanie wyjść z domu. Patrzyłam w ścianę i miałam poczucie, że za chwilę umrę, że na pewno mam zawał, udar, coś. Dziś już wiem, że to był hardkorowy atak paniki. Zadzwoniłam do koleżanki, która prowadziła ten salon, i powiedziałam, że przepraszam, ale nie przyjdę. Na szczęście przyjęła to ze zrozumieniem. Dopiero wtedy zadzwoniłam do psychiatry, że jest bardzo źle!
Co on na to?
„Pani Małgosiu, spokojnie, wracamy do leków”.
Pamiętam, że spytałam go jeszcze, czy mogę pić alkohol. Powiedział, że okazjonalnie i niewiele, ale żebym pamiętała, że generalnie alkohol z tabletkami antydepresyjnymi słabo się komponuje. Regularne picie wzmaga lęk, pogarsza jakość snu, obniża nastrój. Ja to wszystko miałam od dawna razy sto, więc stwierdziłam, że rzucam.
Bałaś się życia bez alkoholu?
Szczerze? Bardzo. Ale przeżyłam jeden dzień, drugi, trzeci. Od tego czasu nie piję. I czuję się znacznie lepiej. Nie widzę sensu w wypiciu na przykład lampki wina do obiadu. Co ma mi to dać? I co takiego zajebistego dawał mi ten alkohol? Nic.
Poza tym boję się, że jak się napiję, to na drugi dzień będę miała ochotę wypić znowu.
Wróciłam do tych leków, ale tym razem się przygotowałam. Wiedziałam już, że na początku będzie słabo. I faktycznie, fizycznie i psychicznie było ciężko. Dopiero kiedy mi te leki weszły, wróciłam do pracy.
Na początku towarzyszył mi paniczny lęk przed wyjściem z domu. Nie wyobrażałam sobie, że mam pójść do salonu, gadać z ludźmi. Umówiłam się więc z szefową, że zacznę powoli, od zastępstw. Przeżyłam jedno, potem drugie. Wracałam bardzo stopniowo.
Czyli przy tym drugim rzucie depresji doszły ci też silne objawy lękowe?
Ona była zupełnie inna niż ta pierwsza.
I za pierwszym, i za drugim razem miałam zaburzony sen, ale to były dwa różne światy. Wtedy nie zwolniłam, pracowałam na pełnych obrotach, teraz byłam w domu i nie mogłam z niego wyjść. Wtedy ta praca jednak stawiała mnie na nogi. Wiedziałam, że mam obowiązki, muszę się zmobilizować. Teraz miałam czas. Musiałam wziąć to na klatę. Przyjrzeć się sobie. To było znacznie trudniejsze, ale cieszyłam się, że w nic już nie uciekam. Chciałam wreszcie zrobić ze sobą porządek, a nie udawać, że go robię. Bo nierównowaga biochemiczna w mózgu to jedno, ale widziałam też, że ciągle uruchamiam te same szkodliwe mechanizmy, które tę depresję wzbudzają. I że ona będzie wracać dopóty, dopóki się z nimi nie uporam.
Chodzi ci o ucieczkę w pracę, w aktywności?
Nie tylko. Wiesz, przeprowadziłam w życiu tysiąc wywiadów, jeśli nie więcej, ale z żadnego nie byłam zadowolona. Zrobiłam sto strzyżeń, klientka mi powiedziała, że kolor wyszedł piękny, a ja widziałam tylko to, że jest o pół tonu za ciepły. Totalnie nie umiałam siebie pochwalić. I wreszcie skumałam, że to nie chodzi o zawód, jaki wykonuję. Tylko o to, że jestem się w stanie dojechać we wszystkim, co robię. Że nie umiem się przestać karać. Uwierzysz, że byłam zła na siebie nawet za to, że depresja wróciła?
Ale wiesz już, że to nie jest twoja wina?
Pracuję nad tym. I czasem potrafię już sobie powiedzieć: „Okej, to jest choroba”. A czasem dalej myślę, że sama na siebie to ściągnęłam. Albo wyrzucam sobie, że już rok się leczę, a dalej się motam, popełniam te same błędy, jestem beznadziejnym uczniem.
Teraz przynajmniej mam narzędzia, które pomagają mi to szybko wychwycić i już nie dopuszczać do hardkorowych sytuacji, takich jak latem zeszłego roku: czerwiec, ciepło, truskawki, a ja nie jestem w stanie wyjść z domu. Jeśli zakupy, to tylko w sklepie z kasą samoobsługową. Wstawałam, oglądałam seriale, jadłam, kładłam się, wstawałam i od nowa to samo. Nie widziałam sensu w tym, żeby się umyć, poodkurzać. Albo włączałam odkurzacz i po chwili znów siadałam na kanapie, bo po co.
Przy tej drugiej depresji znów poszłam na psychoterapię, ale tym razem podeszłam do tego bardzo świadomie. To terapia w nurcie poznawczo-behawioralnym, która daje mi masę praktycznych narzędzi do dbania o siebie na co dzień – o higienę snu, o to, żeby nie dopuszczać do krzywdzących myśli. Mam też za sobą intensywną, grupową terapię dla DDD, czyli dorosłych dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. To była grupa dla samych kobiet. Przez pół roku spotykałyśmy się raz w miesiącu na cały weekend.
Dlaczego na nią poszłaś?
Bo trafiłam na książkę Eugenii Herzyk pt. Dorosłe dziewczynki z rodzin dysfunkcyjnych i dosłownie wciągnęłam ją nosem. Czytając ją, cały czas powtarzałam sobie: „Boże, to ja! To o mnie!”. Poszukałam informacji o autorce i zobaczyłam, że prowadzi fundację, gdzie za chwilę startuje nowa grupa. Poczułam, że chcę spróbować. To było bardzo trudne doświadczenie, ale warte swojej ceny.
Dlaczego trudne?
Wiesz, jak to jest z alkoholikami? Możesz każdemu wkręcać jakieś wały, ale innych alkoholików nie oszukasz. Tu było podobnie. Przed sobą miałam dziesięć lasek, które świetnie rozumiały, co wyprawiam, jak do siebie mówię, jak się traktuję, bo wyprawiały dokładnie to samo. Tu się nie dało ściemniać ani odstawiać jakiegoś show.
Dużo było też pracy z ciałem. Joga, medytacja, ćwiczenia oddechowe, co było dla mnie wyzwaniem, bo nie miałam jeszcze świadomości, że głowa i ciało to jedność. Zadania, często w podgrupach, też były dla mnie trudne, bo wiązały się z patrzeniem w oczy. Czasem musiałyśmy odegrać scenki albo pokazać różne emocje, a ja znałam tylko strach i smutek. W ogóle kiedy pierwszy raz usłyszałam, że mamy zadanie do wykonania, to się wściekłam. Od razu powiedziałam prowadzącej, że dla mnie to wyzwalacz, bo czuję, że muszę je wykonać najlepiej, jak się da. Ale się okazało, że przecież mogę inaczej do tego podejść. Na przykład spróbować i zobaczyć, jak mi idzie, albo w ogóle nie próbować, jeśli nie mam na to ochoty.
Pamiętam jedno ćwiczenie, miałyśmy się wspólnie zastanowić, co sprawia, że czujemy się bezpiecznie. Część dziewczyn powiedziała, że pieniądze. A ja – że praca. One mówiły: „No ale skoro praca, to tak naprawdę hajs”. A mnie nigdy nie chodziło o kasę, tylko o poczucie, że ktoś mnie chce, że jestem potrzebna, ważna. To w pracy szukałam akceptacji. Dopiero na tej terapii to zrozumiałam. Zrozumiałam też, jaki rycerz we mnie siedzi. I jaki bat kręciłam na siebie przez te wszystkie lata. Zero łagodności dla siebie. Teraz się jej uczę.
Co ci robi źle?
Na pewno to biczowanie się. Niewiara w to, że mogę coś zrobić dobrze. Przepracowywanie się. Niedawanie sobie przestrzeni na odpoczynek.
Generalnie dobrze mi robią małe kroki, które mnie niesamowicie wkurzają, bo ja lubię antybiotyki. Szybko, szybko, działamy, a nie tam, że poleżeć, dać sobie czas.
Psychiatra kazał mi chodzić na spacery. Stwierdził, że to będzie dla mnie dobre. Wyjść z domu, obserwować. Najpierw musiałam pokonać w sobie opór, że to jest dla frajerów.
A co nie jest dla frajerów?
Ostre ćwiczenia. Siłownia, na której można się porządnie spocić. Najlepiej codziennie. Dopiero wtedy można uznać, że coś się robi, nie? No, ale się przełamałam. Tylko wiesz, jak to wyglądało na początku? Nie szłam na spacer, tylko po to, żeby narobić kroków. Dziesięć tysięcy, piętnaście. Nabite? Okej, to wracam do domu.
Czyli musiał być wynik.
Założyłam sobie nawet zeszyt – co jem, ile wypijam, ile kroków, jaka kupa i za co jestem wdzięczna ewentualnie. Jak go prowadziłam, to wydawało mi, że jestem uporządkowana, że wszystko gra, buczy i idzie ku dobremu. Ale ja mam tak, że tylko albo zero, albo jeden. Albo na maksa, albo wcale. Środek mi zupełnie nie wychodzi, więc prowadziłam ten zeszyt przez miesiąc, a potem rzuciłam nim w kąt i na pół roku wszystko poszło w odstawkę – spacery, zdrowe jedzenie, medytacja. I znów zaczęłam spadać.
Nie umiem się skontaktować ze sobą. Nie umiem wyczuć – okej, dziś mam ochotę na spacer, to idę, a dziś nie, i to też jest w porządku.
Masz poczucie, że czego musisz się nauczyć, żeby lepiej żyć?
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Rozdział 2. Schizofrenia
A ja wam jeszcze pokażę!
Rozmowa z KATARZYNĄ PARZUCHOWSKĄ, trenerką i specjalistką ds. komunikacji społecznej w Środowiskowym Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży Warszawa-Wola, animatorką w Mokotowskim Centrum Zdrowia Psychicznego, edukatorką w obszarze zdrowia psychicznego, arteterapeutką związaną z Fundacją Otwarte Seminaria Filozoficzno-Psychiatryczne oraz z Fundacją eFkropka, założycielką i animatorką Teatru Kryzys – teatru osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego. Osoba z doświadczeniem kryzysu psychicznego – schizofrenii
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 3. Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne
Jak się umyję, wracam do życia
Rozmowa z LAURĄ AKKOT, autorką książki Moje życie z OCD,która od prawie 20 lat boryka się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 4. Zespół stresu pourazowego (PTSD)
Jeszcze dzień, dwa i się uda
Rozmowa z sierżantem SZYMONEM MUTWICKIM żołnierzem Wojska Polskiego, uczestnikiem misji w Iraku (2004) i w Afganistanie (2007), weteranem
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 5. Zaburzenia lękowe, napady paniki
Plaster na panikę
Rozmowa z AGNIESZKĄ JELONEK, autorką bloga Tylkospokojnie i powieści Koniec świata, umyj okna, nominowanej do Nagrody Literackiej Gdynia 2020 i wyróżnionej Nagrodą Literacką miasta Radomia. Blog miał być wentylem bezpieczeństwa dla matki, która nie ogarnia. Zachęcona odzewem czytelników, zaczęła pisać opowiadania i książki. W swojej krótkiej autobiograficznej powieści opowiada o kobiecie, która doświadcza obezwładniających ataków paniki
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 6. Zaburzenie hipochondryczne
Melman zdejmuje szalik
Rozmowa z DAWIDEM POLAKIEM, biotechnologiem, którego od dziecka fascynowały nauka i zwierzęta, pracownikiem firmy farmaceutycznej, popularyzatorem nauki w Internecie ([email protected] na Instagramie). Prywatnie walczy z nerwicą lękową
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 7. Anoreksja
Najlepsza przyjaciółka
Rozmowa z MALIKĄ TOMKIEL, dziennikarką związaną z kulturą i sztuką, byłą redaktorką naczelną magazynu „Kraft”. Malika jest współzałożycielką Grupy Wolność, gdzie sprawuje opiekę literacką i działa przy Up To Date Festival. Nie ukrywa, że od ponad 10 lat choruje na anoreksję. By pomagać innym, napisała książkę pt. Biel kości, w której opowiedziała swoją historię, ukazując realia zaburzeń odżywiania. Mieszka na Podlasiu, gdzie pisze i uczy jogi
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 8. Depresja
Marek, po co się tak męczysz?
Rozmowa z MARKIEM PLAWGĄ, byłym lekkoatletą, sprinterem, płotkarzem, rekordzistą Polski w biegu na 400 metrów, olimpijczykiem z Aten (2004) i Pekinu (2008), ambasadorem kampanii społecznej „Twarze depresji”
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 9. Uzależnienie od alkoholu i narkotyków
Szczery chich
Rozmowa z OLIWIĄ ZIĘBIŃSKĄ, oficjalnie terapeutką uzależnień i współuzależnienia, współtwórczynią Dobrego Miejsca Terapii w Poznaniu. Autorką bloga Regulacja Odbiornika, na Instagramie znaną jako @regulacjaodbiornika. Kulturoznawczynią, pedagożką. Graficzką i ilustratorką, która współpracowała z Teatrem Współczesnym w Szczecinie, Nowym Teatrem w Warszawie, teatrem CENTRALA. Prywatnie właścicielką starego forda transita, którym uwielbia podróżować
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 10. Zaburzenie afektywne dwubiegunowe
Raz na górze, raz na dole
Rozmowa z PAWŁEM „PONURYM” ŻUKOWSKIM, artystą, aktywistą, stypendystą fundacji Tom of Finland w Stanach Zjednoczonych, który wiele lat pracował w polskich magazynach luksusowych jako fotoedytor i producent sesji. Choruje na zaburzenia afektywne dwubiegunowe, o sobie mówi, że jest „bipolarem”
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 11. Zespół stresu pourazowego (PTSD)
Żyłam na autopilocie
Rozmowa z KATARZYNĄ BŁAŻEJEWSKĄ-STUHR, dietetyczką kliniczną i psychodietetyczką, współzałożycielką fundacji Kobiety bez diety; autorką kilkunastu książek na temat zdrowego żywienia; wykładowczynią na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym; autorką programu 357 kęsów na śniadanie w Radio 357; felietonistką magazynu „Zwierciadło” oraz autorką bloga kachblazejewska.pl i profilu @kach_blazejewska_dietetyk na Instagramie.
Dostępne w wersji pełnej
Rozdział 12. O pomocy osobom w kryzysie psychicznym
Kryzys nie powinien się kończyć upadkiem, tylko miękkim lądowaniem
Rozmowa z TOMASZEM SZAFRAŃSKIM, psychiatrą, kierownikiem Kliniki Psychiatrii Wydziału Medycznego Uczelni Łazarskiego w Warszawie, kierownikiem Zespołu Leczenia Środowiskowego w Wolskim Centrum Zdrowia Psychicznego, autorem wielu publikacji w czasopismach naukowych, monografii i rozdziałów w podręcznikach, redaktorem naczelnym kwartalnika „Psychiatra”. W latach 1999–2012 kierował oddziałem całodobowym w III Klinice Psychiatrii w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie
Dostępne w wersji pełnej
czp.org.pl
Na stronie Pilotażu Centrów Zdrowia Psychicznego znajdziemy mapę centrów zdrowia psychicznego w całej Polsce, które oferują bezpłatną pomoc psychologiczną i psychiatryczną, aktualne informacje na temat reformy psychiatrii w naszym kraju, a także sekcję „Własnym głosem”, gdzie zebrano historie osób z doświadczeniem kryzysu psychicznego.
twarzedepresji.pl
Strona Fundacji Twarze Depresji. Oferuje liczne materiały edukacyjne i informacyjne na temat zdrowia psychicznego, a także bezpłatne, zdalne konsultacje psychiatryczno-psychologiczne dla dzieci, młodzieży, ich rodziców oraz konsultacje online z psychologami i psychoterapeutami dla dorosłych w kryzysie psychicznym.
zwjr.pl
„Życie warte jest rozmowy” to miejsce założone przez specjalistów zarówno dla osób w kryzysie samobójczym, jak i szukających wsparcia dla kogoś, kto przeżywa trudności psychiczne lub żałobę po samobójczej śmierci. Garść praktycznych porad i wyszukiwarka miejsc oferujących bezpłatną pomoc psychologiczną.
naglesami.org.pl
Strona Fundacji Nagle Sami powstała z myślą o osobach, które nie radzą sobie ze stratą – śmiercią bliskiej osoby, poronieniem, rozstaniem z partnerem, utratą pracy. Prowadzi szeroko zakrojoną pomoc psychologiczną, a także bezpłatny telefon wsparcia – 800 108 108 (poniedziałek–piątek 14.00–20.00)
stowarzyszenieanimo.pl
Stowarzyszenie Animo – Odważ się żyć! powstało, by pomagać osobom doświadczającymzaburzeń lękowych (uogólnione zaburzenia lękowe, fobie, lęk napadowy, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne [OCD] oraz zaburzenia lękowe będące wynikiem traumatycznych doświadczeń). Telefon zaufania prowadzony przez stowarzyszenie jest skierowany także do osób, które nie korzystały z pomocy specjalisty i nie mają zdiagnozowanych zaburzeń lękowych, ale doświadczają derealizacji, depersonalizacji oraz stanów nasilonego lęku (z towarzyszącą im obawą przed śmiercią lub utratą zmysłów), a także niepokojących objawów somatycznych niebędących wynikiem choroby somatycznej.
Telefon 22 270 11 65 (poniedziałek–czwartek 18.00–21.00)
e-mail: [email protected] (w języku polskim i angielskim)
opta.org.pl
Warszawskie Stowarzyszenie OPTA działa na rzecz osób znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej, w szczególności rodzin w kryzysach związanych między innymi z przemocą i współuzależnieniem. Oferuje indywidualną i grupową pomoc psychologiczną, szkolenia oraz warsztaty.
BEZPŁATNE NUMERY TELEFONÓW POMOCOWYCH
Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
800 702 222 (codziennie przez całą dobę)
Kryzysowy Telefon Zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym, potrzebujących wsparcia i porady psychologicznej
116 123 (codziennie 14.00–22.00)
Całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży prowadzony przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę
116 111 (codziennie przez całą dobę)
Więcej na stronie internetowej 116111.pl
Niebieska Linia – ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie
800 120002 (codziennie przez całą dobę)
Antydepresyjny Telefon Zaufania Fundacji ITAKA
22 484 88 01 (poniedziałek–piątek 15.00–20.00)
e-mail: [email protected]
Telefon Zaufania Stowarzyszenia Mali Bracia Ubogich – adresowany do osób starszych, samotnych, potrzebujących wsparcia psychologicznego
22 635 09 54 (poniedziałek, środa i czwartek 17.00–20.00; środa 14.00–16.00 dyżur w tematyce choroby Alzheimera)
Telefon dla rodziców i nauczycieli poszukujących informacji i wsparcia w zakresie pomocy dzieciom przeżywającym kłopoty i trudności psychiczne
800 100 100 (poniedziałek–piątek 12.00–15.00)
Więcej na 800100100.pl
Antynarkotykowy telefon zaufania
800 199 990 (codziennie 16.00–21.00)
Telefon zaufania dla osób cierpiących z powodu uzależnień behawioralnych (od hazardu, internetu, seksu, zakupów, pracy, jedzenia) oraz ich bliskich; działa przy Instytucie Zdrowia Psychicznego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego
801 889 880 (codziennie 17.00–22.00)
Infolinia prowadzona przez Fundację Biuro Służby Krajowej Anonimowych Alkoholików w Polsce
801 033 242 (codziennie 8.00–22.00)
Uwaga! Infolinia obsługuje tylko telefony stacjonarne
Copyright © by Agnieszka Jucewicz
Projekt okładki i stron tytułowych
Katarzyna Borkowska
Grafika na okładce
© Vee.ronika | Shutterstock
Fotografia autorki
© Łukasz Sokół
Redaktorka inicjująca
Monika Burchart
Redaktorka prowadząca
Dominika Kardaś
Konsultacja merytoryczna
prof. Bogdan de Barbaro
Redakcja
Mariusz Burchart
Adiustacja
Magdalena Matyja-Pietrzyk
Korekta
Joanna Kłos
Kinga Kosiba
Projekt typograficzny
Magdalena Suchy-Polańska
ISBN 978-83-240-9281-9
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2022
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
