Czas na miłość - Ilona Gołębiewska - ebook + książka

Czas na miłość ebook

Ilona Gołębiewska

4,5

Opis

Warszawa zimową porą, stara kamienica i jej nietuzinkowi mieszkańcy, rodzinna restauracja Gościna u Wajsów, niezapomniane smaki dzieciństwa… To właśnie w tym miejscu dzieją się prawdziwe cuda! A wszystko za sprawą trzech niezwykłych kobiet.

Wanda w młodości kochała do szaleństwa niezwykłego mężczyznę. Tamta miłość była niczym zakazany owoc. Przegrała w starciu z konwenansami i ludzką obłudą. Ale serce nigdy nie zapomina, mimo upływu czasu Wanda nie pogodziła się z przeszłością. Czy po latach zdradzi swój sekret córce i wnuczce? Czy przewrotny los pozwoli jej odnaleźć Cezarego?

Marta nie uznaje kompromisów, tym bardziej w uczuciach. Skrzywdzona przed laty przez ojca swojego dziecka postanawia, że już nigdy nie zaufa żadnemu mężczyźnie.
Skupia się na ratowaniu rodzinnego biznesu i zapomina o sobie. Czy jednak otworzy swoje serce dla tajemniczego Krzysztofa?

Pola nie wierzy w miłość. Wokół siebie widzi jedynie nieszczęśliwe pary. Mężczyzn uważa za zło konieczne, niekiedy lubi się nimi po prostu bawić. Nie spodziewa się jednak, że w jej życiu może pojawić się ktoś, kto nie tylko zawróci jej w głowie, ale i pozwoli poczuć, czym jest prawdziwa miłość. Czy da sobie szansę i ulegnie urokowi Mikołaja?

Wzruszająca, pełna humoru, tajemnic i zwrotów akcji historia o tym, że każdy dzień to szansa na odnalezienie szczęścia, które zazwyczaj jest całkiem blisko. Wystarczy tylko patrzyć w dobrym kierunku i otworzyć swoje serce na miłość…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 364

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (76 ocen)
51
17
5
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
opryszek2020

Nie oderwiesz się od lektury

To opowieść o miłości, o szukaniu własnej drogi, marzeniach, tajemnicach i przyjaźni „Miłość istnieje. Była, jest i będzie. Może nie zawsze taka, jaką ją sobie wyobrażamy, ale może nas spotkać w najmniej oczekiwanym momencie.” Polecam tę opowieść o poszukiwaniu miłości.
10
marzannagk

Nie oderwiesz się od lektury

piękna i nostalgiczna, aż ma się chęć wejść do tej restauracji i i otulić ciepłem prowadżacych ją kobiet
10
Readinglover

Dobrze spędzony czas

To taka historia, która, owszem, Was otuli, ale także wzurszy niejednokrotnie, która czasami delikatnie złamie Wasze serce, by później z troską je zlepić i rozgrzać. Historia kobiet, które pokonują trudy codzienności. Kobiet takich samych, jak my wszystkie. Z wadami, z własnymi, osobistymi problemami, blokadami, które hamowały je przed otworzeniem się na drugiego człowieka. Daje nadzieję, że każde nawet najtrudniejsze wyzwanie, to tylko wyzwanie, a zostało ono postawione przed nami, bo jesteśmy w stanie je pokonać.
10
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

piękna opowieść
00
janielka

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00

Popularność




Projekt okładki: Pola Rusiłowicz

Redaktor prowadzący: Małgorzata Burakiewicz

Redakcja: Agnieszka Zygmunt/Słowne Babki

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Anna Banaszczyk, Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki

Zdjęcia wykorzystane na okładce:

© svetikd/iStock by Getty Images

© beerlogoff/Shutterstock

© I_n_g_r_i_t/Shutterstock

© Anastasiia Malinich/Shutterstock

© Robert Strugolewski/Shutterstock

© by Ilona Gołębiewska

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1871-5

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Mówi się, że siła jest kobietą.

Dlatego tę powieść dedykuję wszystkim kobietom,

które każdego dnia udowadniają,

co to znaczy odważnie żyć, walczyć o siebie i spełniać marzenia.

Jesteście niezwykłe!

Kochać kogoś – znaczy widzieć w nim cuda

dla innych niedostrzegalne.

FRANÇOIS MAURIAC

PROLOG

Na tropie miłości…

Wiecie, jaka jest największa nauczka od losu? Kiedy wydaje nam się, że wiemy coś najlepiej i nasze zdanie jest najważniejsze, a potem w naszym życiu może nagle pojawić się ktoś, kto z dnia na dzień zmienia dosłownie wszystko. Uczy nas pokory i pokazuje, że nie zawsze warto upierać się przy swoich racjach.

Macie tak czasem? Sama przyznaję, że ostatnio za bardzo wierzyłam w to, co podpowiadał mi rozum. Może rzeczywiście niekiedy warto nie analizować tak wszystkiego, tylko kierować się bardziej sercem? Nie wiem, na razie to jeszcze sprawdzam.

Dlaczego Wam o tym piszę? To proste. Zajrzyjcie do moich wcześniejszych wpisów na portalu. Przez ostatnie tygodnie chciałam Wam udowodnić jedno – że miłość to tylko złudzenie i szkoda życia, by wciąż za nią gonić. Mało tego, postanowiłam zrobić taki mały eksperyment. O jego efektach mogliście czytać w kolejnych odcinkach mojego cyklu Miłość w sieci. Jak wyglądają randki w XXI wieku?.

Dzisiaj Was za to przepraszam. Nie miałam racji. Dlaczego? Przekonajcie się sami. Przyszedł czas na prawdę. Szczerą prawdę. I porządną porcję miłości. Bo to właśnie ona będzie główną bohaterką tej historii.

A opowieść zaczyna się banalnie, w pewien zimny i ciemny listopadowy dzień…

Wasza Pola W.

ROZDZIAŁ I

Wszystko się może zdarzyć – o restauracji z dawnych lat, nadciągających kłopotach, niesfornych kobietach i historii wyjątkowej rodziny

To był jeden z tych dni, w których niepozorna decyzja zaważyła na życiu kilku osób. Chociaż nie zapowiadał się wcale jakoś wyjątkowo. Już od samego rana Warszawę spowijała gęsta mgła. Ci bardziej złośliwi twierdzili, że to smog – i mogli mieć rację. Tym bardziej że początek listopada nie sprzyjał słonecznej pogodzie ani dobrym humorom, co było widać po minach ludzi, którzy pospiesznie przemieszczali się warszawskimi ulicami. Był kwadrans po siedemnastej, niemal wszyscy wracali zmęczeni z pracy lub innych zajęć prosto do domu.

Niektórzy zaglądali ciekawie w okna restauracji w zabytkowej kamienicy, która była prawdziwą perłą warszawskiej architektury. Dumnie wznosiła się nad ulicą Mokotowską i przyciągała wzrok nie tylko mieszkańców stolicy, lecz także turystów. Miała trzy piętra, piękne rzeźbione zdobienia nad przestronnymi oknami i na balustradach okazałych balkonów. Jej ściany miały delikatny odcień żółci, jedynie parter pozostawał w kolorze ciemnego brązu. To właśnie tam znajdowała się słynna restauracja Gościna u Wajsów. Jeden rzut oka przez szybę pozwalał stwierdzić, że w środku panuje prawdziwy harmider.

Tak też było. Gwar rozmów i płynącej z głośników muzyki przerwał nagle jakiś potworny hałas na zapleczu. Kilkoro gości spojrzało ciekawie w tamtą stronę, by po chwili wrócić do smakowania pysznych dań.

– Uważaj, jak chodzisz. Jesteś kuzynem słonia czy jak? – zapytała nerwowo Pola i z przerażeniem wpatrywała się w porozrzucane na podłodze jedzenie i rozbite talerze, które chwilę wcześniej niosła na srebrnej tacy. Pech chciał, że zderzyła się z Kamilem Mikulskim.

– Odezwała się primabalerina. – Parsknął śmiechem, schylił się i zaczął zbierać skorupy. W przeciwieństwie do niej nie wyglądał na przejętego.

– Masz w sobie taką grację, że szkoda gadać. Wpadłeś na mnie już trzeci raz w tym tygodniu. To chyba lekka przesada, nie? – Również się schyliła, by posprzątać podłogę.

– Może to taki twój plan poderwania najprzystojniejszego menadżera w tym mieście? – zapytał, szczerząc zęby. Pola tylko pokręciła na to głową i lekko się uśmiechnęła.

– Nie wchodzę w związki z najlepszymi kumplami. A poza tym dobrze wiesz, że nie wierzę w te wszystkie gadki o miłości aż po grób. To same bujdy.

– No tak, wolna i niezależna kobieta nie mogłaby sobie na to pozwolić. Lepiej co jakiś czas rozkochać w sobie faceta, a potem go okrutnie rzucić?

– Lepiej sobie ich odpuścić.

– No nie… co tu się dzieje? Co to za hałas? Połowa gości aż podskoczyła ze strachu – zapytała Janeczka, szefowa kucharek, potrafiąca zarządzić wszystkim i wszystkimi, nielubiąca sprzeciwu i bałaganu, kobieta o gołębim sercu, którą wszyscy uwielbiali. Znienacka pojawiła się za ich plecami.

– Nasza niezgrabota na mnie wpadła – pożaliła się Pola, wyraźnie się uśmiechając.

– I kto to mówi? – oburzył się Kamil i pociągnął ją za związane w kucyk włosy.

– No dobrze, już mi się tu nie wykłócajcie. Biegnij po nowy zestaw dla gości, a my z Kamilem jakoś to szybko posprzątamy. Nie wiem, co się z tobą ostatnio dzieje. Zakochałaś się czy jak? Bo taka się jakaś rozmarzona zrobiłaś… – podsumowała Janeczka.

– Ciągle wzdycha do mnie i nie chce się przyznać. – Kamil się zaśmiał.

– Spadaj, prędzej zauroczy mnie sam diabeł – wytknęła mu Pola.

Podniosła z podłogi srebrną tacę i poszła z nią na główną salę, by przekazać gościom, że oczekiwanie na jedzenie nieco się wydłuży. Przeprosiła, obiecała w zamian deser na koszt firmy. Goście nie wyglądali na zachwyconych, ale uznali, że nie mają wyjścia i zaczekają. Pospiesznie wróciła do kuchni, by przekazać kucharzowi, co się stało, i poprosić o ponowną realizację zamówienia dla stolika numer pięć. Jak to on, od razu się wściekł i przedstawił całą litanię jej przewinień z ostatniego tygodnia. Zacisnęła zęby i obiecała sobie, że nie da się sprowokować. Wolała obserwować uwijających się w pocie czoła kucharzy i kucharki. Pośpiech był jak w pszczelim ulu. Zewsząd dochodziły różne zapachy, od których mogło się zakręcić w głowie. Lubiła ten klimat. Odczekała piętnaście minut, aż jej zamówienie będzie gotowe. Ustawiła je równo na tacy i raźnym krokiem wyszła z kuchni.

Po drodze minęła Janeczkę i Kamila, którzy już uporali się ze sprzątaniem. Wypięła dumnie pierś, uniosła głowę i pewnym krokiem wyszła na główną salę, zatrzymując się przy właściwym stoliku, zajmowanym przez młodą, elegancką parę. Chyba przyszli na randkę.

– Proszę bardzo, dla państwa kaczka duszona po staropolsku z żurawiną oraz musem z jabłek i mięty. – Postawiła przy nich talerze.

– Czy kaczka była z wolnego wybiegu? – zapytał mężczyzna z takim grymasem na twarzy, jakby dowiadywał się o tajne plany Pentagonu w sprawie podboju kosmosu. Pola wzięła jeden głębszy wdech, nie chcąc wypalić czegoś głupiego. Czasami jej się to zdarzało.

– Tak, prosto z hodowli na Podlasiu. Sama natura, bez antybiotyków i toksycznych pasz – zapewniła, wywołując na twarzy uśmiech numer trzy, czyli „słodka kelnereczka”.

– Dziękuję, to dla nas ważne.

– Życzę państwu smacznego. Niebawem przyniosę deser. Czy chcieliby państwo od razu zamówić coś jeszcze? Mamy w karcie bardzo smaczne koktajle.

– Przemyślimy to na spokojnie. Najpierw kaczka. Wygląda obłędnie i zapewne tak samo smakuje – zapewniła uprzejmie kobieta.

– Już nie przeszkadzam, udanego wieczoru życzę.

Pola odeszła od stolika. Zbliżając się do baru, zauważyła, że stoją na nim dwa brudne talerze. Podniosła je i ustawiła równo na tacy. W tej samej chwili lekko zakręciło się jej w głowie. Stwierdziła, że to z przepracowania. Oparła się o bar i rozejrzała się po restauracji. Lubiła ją. Tu się wychowała, znała na pamięć każdy jej zakamarek. Gdyby miała opisać to miejsce jednym słowem, byłby to przepych. Wnętrze urządzono na bogato. Sufit i wysokie ściany w różnych odcieniach bieli, beżu i wrzosu ozdobione były kremowymi sztukateriami, miejscami bardzo dekoracyjnymi. Idealnie współgrały one z kryształowymi żyrandolami i zawieszonymi w oknach ciężkimi zasłonami w kolorze szafiru.

W przestronnym pomieszczeniu ustawiono trzydzieści okrągłych stolików, przy których stały duże, zdobione krzesła w stylu glamour. Na stolikach leżały białe obrusy. Dodatkami były świeże kwiaty w wazonie i świece w kulistych szklanych naczyniach. W dużych oknach rozwieszone były różne lampki, a na niskich parapetach położono kolorowe poduszki. Koło okien zaś stały niewielkie regały z książkami i ładne fotele. Każdy gość mógł wybrać kącik dla siebie, by odpocząć i poczytać. Po prawej stronie od wejścia znajdował się wspomniany bar. Z głośników dochodziła nastrojowa muzyka, w powietrzu unosił się zapach jedzenia i suszonej lawendy. Całość stanowiła naprawdę eleganckie miejsce.

Restauracja Gościna u Wajsów była rodzinnym biz­nesem założonym przez babkę Poli, Wandę, i jej męża Edwarda czterdzieści lat temu. Przez lata przeszła wiele zmian, ale zawsze serwowano tu najlepsze jedzenie w stolicy. Postawiono na tradycję. Na polską kuchnię. Sięgano do starych przepisów i nawiązywano do regionalnych potraw.

Niestety, od jakiegoś czasu restauracji wiodło się nie najlepiej. Malała liczba klientów, spadały obroty i dochody, nie było pomysłu na korzystne zmiany. Pola zasmuciła się na samą myśl o tym, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Winą za całą sytuację obarczała to, że mieszkańcy Warszawy coraz częściej wybierali szybkie, tanie i niezdrowe dania na wynos, a nie porządny posiłek w znanej restauracji. Chodziło też o pieniądze. Nie każdy mógł sobie pozwolić na taki wydatek, a ceny w Gościnie u Wajsów były jednak wysokie.

– Zamknij buzię, bo ci mucha wpadnie – zażartował Kamil, pojawiając się przy Poli niczym duch. Aż się lekko wzdrygnęła. On za to był wyjątkowo wyluzowany.

– Jak ty to robisz? Zawsze masz dobry humor – zapytała z nieukrywaną ciekawością.

– Lata praktyki w śmianiu się z innych. Ale wiesz, tak w dobrej wierze.

– Akurat.

– Widzisz tych staruszków przy siedemnastce?

– No, co z nimi?

– Gdy przechodziłem obok nich, to się właśnie umawiali na gorącą noc. Wiesz, dziki seks i te sprawy. Nawet coś mówili o kajdankach.

– Oni? – Pola aż zrobiła wielkie oczy. – Przecież mają z osiemdziesiąt lat!

– No i co? Nic im się już od życia nie należy? Coś ty taka zachowawcza?

– Ja nie, tak mnie po prostu dziwi, że… Dobra, to przecież nieistotne.

– Ale słuchaj dalej. Podszedłem do nich i zapytałem, czy jeszcze czegoś sobie życzą. Zamówili deser. Widać było, że mają ochotę jeszcze tu sobie posiedzieć. No to ja na to, że w prezencie dostaną po kieliszku czerwonego wina z dodatkiem afrodyzjaków. Kiedy dziadek to usłyszał, to mu uszami para poszła. Oj, coś czuję, że dzisiaj ta dwójka rozwali łóżko.

– Kamil, ty jak coś powiesz…

– No co?

– Nieładnie tak śmiać się z kogoś.

– Raczej im zazdroszczę wigoru i chęci na seks. U mnie posucha od ładnych kilku miesięcy. Jeszcze trochę i rzucę się na tego świniaka, co to go dzisiaj uwędzili na ruszcie – powiedział to z poważną miną, po czym zaczął kasłać, próbując pohamować śmiech.

– To idź się dziadka podpytaj, jak się kobiety podrywa. Bo tobie coś ostatnio słabo to idzie. I nie chciałabym, żeby jakikolwiek świniak na tym ucierpiał.

– Ty i ta twoje empatia. Potrafisz wesprzeć człowieka w potrzebie.

Pola popatrzyła na staruszków. Pan akurat zerkał w głęboki dekolt pani. Ona za to zalotnie głaskała go po policzku. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych. I to przeczyło teorii Poli, że prawdziwa miłość nie istnieje. A tu proszę, miała ją przed oczami.

– Lepiej myśl nad pomysłami na rozkręcenie restauracji. Widziałam rano zestawienie tygodniowego utargu. Dawno nie było tak słabo – stwierdziła, szybko zmieniając temat.

– Bo i czas jest taki do du… nie za fajny. Listopad. Zimno, ciemno i ciągle pada. Wali złem. Ale to nie znaczy, że nic nie robię. Mam mnóstwo pomysłów na czas przed świętami. Już nawet zamówiłem dekoracje. Jest drugi tydzień listopada, można zaraz wieszać.

– Myślisz, że uratują nas gwiazdki, bombki i światełka?

– Na pewno nie zaszkodzą. Każdy przecież lubi ten przedświąteczny klimat. Będą też promocje. Jedna miała być już na Wszystkich Świętych, ale nie wypaliło.

– Co? Kup zupę, a znicz dostaniesz gratis? – zadrwiła z niego Pola.

– Bywasz okrutna – oznajmił Kamil, teatralnie łapiąc się za serce.

– Po prostu mobilizuję cię do pracy. Staraj się, bo moja mama cię obserwuje.

– Właśnie przyszła do kuchni. I chyba jest bardzo, bardzo zła.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz