Czarny Ksiaze - Anna Sewell - ebook

Czarny Ksiaze ebook

Anna Sewell

4,0

Opis

Czarny Książę należy do kanonu światowej literatury dziecięcej i młodzieżowej. Powieść angielskiej autorki Anny Sewell opowiada historię konia z jego perspektywy, od narodzin i źrebięcego życia na wiejskiej farmie po liczne przygody i perypetie z różnymi właścicielami, między innymi londyńskim dorożkarzem. Każdy rozdział książki poświęcony jest wielkiemu wydarzeniu w życiu Czarnego Księcia. Jego „autobiografia” pozwala zrozumieć, z jak wielką odwagą i poświęceniem zwierzęta potrafi ą służyć ludziom i jak silne emocje im w tym towarzyszą.

Powieść Anny Sewell okazała się prekursorska dla całego gatunku literackiego zaangażowanego w ochronę koni i zwierząt. Od momentu ukazania stała się światowym bestsellerem, a po dziś dzień jest lekturą szkolną w Anglii.

Na podstawie tej pięknej i ważnej książki nakręcono i filmy i seriale telewizyjne.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (6 ocen)
3
2
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sierdiukov

Dobrze spędzony czas

Polecam chociaż zawiódł mnie ten niby lektor. Słucha się tego tak jakby czytał to tłumacz Google. Sama książka jest bardzo wciągająca No ale jednak ten ”Lektor” obniża ocenę
01

Popularność




Część Pierwsza

1. Mój wczesny dom

Pierwsze miejsce, jakie przychodzi mi na pamięć to rozległa malownicza łąka, na której znajdował się staw zczystą wodą. Pochylały się nad nim nadwodne drzewa, dając mu cień, aprzy głębszym jego krańcu rósł tatarak ililie wodne. Po jednej stronie wyglądałyśmy przez żywopłot na zaorane pole, apo drugiej ponad furtką na dom naszego pana, który stał przy drodze, zaś wgórze łąki wyrastał niewielki jodłowy lasek, audołu płynął mały strumyk owysokim, stromym brzegu.

Kiedy byłem mały inie mogłem jeść jeszcze trawy, żywiłem się wyłącznie mlekiem mojej mamy. Za dnia biegałem umatczynego boku, awnocy spałem przytulony do niej. Wupalne dni chowałyśmy się nad stawem wcieniu drzew, agdy nastawał chłód szukałyśmy schronienia wprzytulnej, ciepłej stajence tuż nieopodal jodłowego gaju.

Jak tylko podrosłem na tyle, by samodzielnie jeść trawę, mama za dnia zaczęła chodzić do pracy iwracała dopiero wieczorem.

Na łące pasło się, oprócz mnie, sześć źrebiąt; były starsze ode mnie, aniektóre prawie już tak duże jak dorosłe konie. Fajnie się wtedy znimi biegało. Galopowałyśmy po polu razem ile sił wnogach. Czasami jednak zabawa stawała się zbyt brutalna, gdyż galop poprzedzało gryzienie ikopniaki.

Pewnego dnia, gdy rozbrykane źrebaki zbyt hojnie obdarzały się kopniakami, moja mama przeciągłym rżeniem przywołała mnie do siebie ipowiedziała:

– Bardzo proszę syneczku, żebyś słuchał uważnie, co ci teraz powiem. Źrebaki, które tu mieszkają, to są bardzo dobre dzieci, ale to są źrebięta koni pociągowych ioczywiście nie nauczono ich dobrych manier. Ty jesteś bardzo dobrze wychowany, aprzy tym szlachetnego urodzenia. Twój ojciec cieszy się zasłużoną sławą wtych okolicach, atwój dziadek dwa lata zrzędu wygrywał puchar na wyścigach wNewmarket. Twoja babcia miała najłagodniejsze usposobienie ze wszystkich koni, jakie znałam ido tego myślę, że nigdy nie widziałeś mnie, bym kogoś gryzła lub kopała. Mam nadzieję, że wyrośniesz na łagodnego idobrego ogiera izawsze będziesz stronić od niestosownych zachowań; będziesz wykonywać swoja pracę sumiennie, unosić kopyta prawidłowo podczas kłusu inigdy nikogo nie ugryziesz ani nie kopniesz, nawet tak dla zabawy.

Po dziś dzień pamiętam te rady mojej mamy. Wiedziałem, że jest mądrym, doświadczonym koniem inasz pan bardzo ją sobie ceni. Nazywała się Księżna, ale on często zwracał się do niej Pet.

Nasz pan był dobrym, uprzejmym człowiekiem. Dawał nam dobre jedzenie, porządną stajnię inie żałował miłego słowa. Zwracał się do nas tak, jak do swoich własnych, małych dzieci. Lubiliśmy go wszyscy, amoja matka po prostu go kochała. Kiedy widziała go przy furtce rżała zradości irzucała się kłusem wjego kierunku. Aon poklepywał ją po grzbiecie imówił: „No co tam Pet, ajak sobie radzi twój mały Czarnulek?”. Byłem matowo czarny więc nazywał mnie Czarnulkiem, dawał mi kawałek pysznego chleba iczasami przynosił mamie marchewkę. Przybiegały do niego wszystkie konie, ale wydaje mi się, że my zmamą byłyśmy jego ulubieńcami. To mama zawsze wiozła go do miasta wdzień targowy wlekkiej dorożce.

Był tam też imłody parobek Rysio, który czasami zaglądał na nasze pole, żeby zerwać sobie garstkę jeżyn zżywopłotu. Kiedy już sobie podjadł, to miał wzwyczaju – jak to nazywał – podokazywać ze źrebakami, rzucając wnie kamieniami ipatykami, by wten sposób zmusić je do galopu. Tak specjalnie to nie miałyśmy nic do niego, bo przecież lubiłyśmy galopować, ale czasem, gdy trafił któreś znas kamieniem, to naprawdę bolało.

Któregoś dnia zabawiał się wten sposób, nie wiedząc, że pan jest na sąsiednim polu. Ale pan tam był ipatrzył ponad żywopłotem, co się unas dzieje. Wjednej chwili przeskoczył przez żywopłot, złapał parobka za rękę itak go strzelił wucho, że całkowicie zaskoczony chłopak dosłownie zawył zbólu. Jak tylko ujrzałyśmy naszego pana, to przybiegłyśmy bliżej, by zobaczyć, co się święci.

– Co za diabelskie nasienie! – krzyczał oburzony. – Co za huncwot! To nie pierwszy ani drugi raz, ale na pewno ostatni. Masz tu, bierz te pieniądze izmykaj do domu. Nic tu po tobie na mojej farmie.

Tak więc nigdy już więcej nie widziałyśmy tego Rysia na farmie. Natomiast stary Daniel, który opiekował się końmi, był równie dobrym człowiekiem co nasz pan, dlatego nie działa się nam krzywda.