Coco Chanel. Krótka historia największej dyktatorki mody - Renata Pawlak - ebook + audiobook

Coco Chanel. Krótka historia największej dyktatorki mody audiobook

Renata Pawlak

5,0

Opis

Coco Chanel. Krótka historia największej dyktatorki mody” to wciągająca biografia francuskiej ikony stylu i założycielki jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek luksusowych na świecie.

Życie Coco obfitowało nie tylko w sukcesy na polu zawodowym, ale pełne było także rozterek, burzliwych romansów, łamiących serce rozstań z mężczyznami, przyjaźni z najbardziej wpływowymi artystami i oficjelami XX wieku oraz zagadek, w których rozwikłaniu nie pomagała sama Chanel.

Co sprawiło, że wychowana w sierocińcu uboga dziewczynka w późniejszym czasie opływała w największe luksusy? W jaki sposób przekonała do swojego powściągliwego stylu kobiety z paryskiej elity? Jak budowała modowe imperium? Czy ta chłodna i wyniosła kobieta była zdolna do szczerego uczucia? W jaki sposób wykorzystywała garderobę swoich kochanków do tworzenia własnych kolekcji modowych? Jak powstały jedne z najsłynniejszych perfum świata? Czy Coco podbiła Hollywood i które z wielkich gwiazd kina nosiły chanelowskie kolekcje? Dlaczego projektantkę posądzano o współpracę z wywiadem III Rzeszy? Jak wyglądał wielki powrót Coco do świata mody?

Na te i wiele innych pytań odpowiada biografia najsłynniejszej kobiety w świecie tzw. „wysokiego krawiectwa”.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 42 min

Lektor: Renata Pawlak

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mtlubins

Nie oderwiesz się od lektury

Wysłuchane w jeden wieczór! Pasjonująca opowieść o wybitnej postaci „modowej”. Polecam Paniom 🙂
70
modernhippie

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna historia o projektantce, która nie zawsze miała z górki, ale tez nie była osobą, którą łatwo poddać sprawiedliwej ocenie. Bogate tło społeczne i kulturowe to dodatkowy walor tej książki, przynajmniej dla mnie.
60
HollyR

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita!
60
MalgorzataGlowacz

Dobrze spędzony czas

biografia ikony mody dzięki lektorowi w sposób ciekawy została opowiedziana .Nie spodziewałam się, że tak bujne lisy miała Coco Chanel, dziękuję za możliwość informacji na jej temat To był świetnie spędzony czas z tym audiobookiem
10
aga4343

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka.
00



Renata Pawlak

Coco Chanel Krótka historia największej dyktatorki mody

Łukasz Tomys Publishing

Wstęp

Biografia najsłynniejszej projektantki mody Gabrielle Chanel jest jak jej profesja i wymyślane przez nią kreacje. Fastrygowane słabymi, bezbarwnymi i łatwo zrywającymi się nićmi dzieciństwo, które pozbawiło ją płaszcza ochronnego najbliższych i stało się wstydliwą częścią jej życia niczym zgrzebna bielizna, którą trzeba ukrywać przed obcym wzrokiem. Żywiołowo modelowana młodość, której drapowanie zmieniało się pod wpływem okoliczności i osób wpinających kolejne szpilki, by dodać falbany pasji i naszyć kieszenie, w których będzie można umieścić podręczny bagaż dumy i niezależności. Odtąd biografia Chanel nabierze indywidualnego stylu i będzie przez kolejne lata krojona przez bohaterkę na miarę jej potrzeb i czasów.

Wraz z przybraniem scenicznego i dwuznacznego imienia będzie własną historię przymierzać i przerabiać wedle różnych krojów. Biografia będzie rozpruwana i ponownie zszywana ściegiem wyobraźni i marzeń. Chanel bez sentymentu zacznie wykrawać z niej niewygodne fakty, zanadto zwyczajne i skromne. Spruje tkaninę, gdy uzna, że nie mieści się w ramach olśniewającej kolekcji na nowy sezon. Ozdobi haftem konfabulacji i przefarbuje materiał, który wyda się zbyt pospolity i niegodny legendy ikony mody. Precyzyjnie pozszywa sukno faktów z materiałem kłamstw. Zaprezentuje opowieść o własnym życiu w odpowiednim świetle, pieczołowicie dbając o zaszycie nieatrakcyjnych detali pod podszewką, aby publiczność nigdy ich nie dostrzegła. Biograficzny fason kreacji zawsze będzie dostosowywać do publiki, czekając na zachwyt i przychylne recenzje, które tylko utrwalą jej mit.

W ten sposób zapięta zostanie na ostatni, bogato zdobiony guzik historia Coco Chanel – pikowana licznymi romansami, lamowana eleganckimi przyjęciami, ekscytującymi podróżami i pełnymi ekstrawagancji wieczorami w towarzystwie paryskiej bohemy. Biografia ponętna i tajemnicza niczym słynne perfumy Chanel N° 5. Opowieść o przyjaźniach i miłostkach, takich jak ukochane sznury pereł projektantki – czystych, pięknych, doskonałych, a przy tym zimnych i niedostępnych.

Wkraczając w świat Chanel, musimy zatem przygotować się na wędrówkę w labiryncie mitów wymyślonych i utrwalonych przez samą bohaterkę. Nietrudno się w nim pogubić i trafić w niejedną ślepą uliczkę. Nieścisłości, kłamstwa, odstające od siebie wersje tej samej opowieści układane w różnych momentach życia przez samą Coco sprawiają, że czasem próby rozwikłania zagadek i ustalenia chronologii zdarzeń okazują się dziełem karkołomnym i wielekroć zakończonym fiaskiem.

Chanel misternie tworzyła legendę, owijając ją siecią wymysłów niemających nic wspólnego z rzeczywistością. Opowiadała bajki utkane z upiększonych wersji prawdy. Tworzyła fałszywe wizerunki samej siebie, powtarzając je tyle razy, że sama zaczęła wierzyć w te skrojone na miarę własnych wyobrażeń kreacje życia. W rzadkich chwilach szczerości przyznawała: „Zdarzało mi się (…) gubić. Na przykład w labiryncie własnej legendy”.

Rozdział 1

Strzępy dzieciństwa

Chanel kiedyś wyznała: „Nie lubię rodziny. Rodzisz się w rodzinie, nie z rodziny. Nie znam nic bardziej przerażającego niż rodzina”. Zebrawszy ze strzępów rozmaitych relacji historię wczesnych lat dzieciństwa przyszłej dyktatorki mody, trudno polemizować z tą opinią. Przyjrzyjmy się zatem rodzinie Gabrielle i poznajmy środowisko, które ją kształtowało. W pewnym stopniu pozwoli to zrozumieć jej późniejszą ucieczkę od tych wspomnień.

Albert Chanel był przystojnym mężczyzną, który w wieku 25 lat opuścił rodzinny dom, aby rozpocząć karierę komiwojażera handlującego guzikami, czepkami, fartuchami kuchennymi i rozmaitymi artykułami gospodarstwa domowego. Wyruszył na północ Francji, docierając do regionu Owernia i to tam, po zakończeniu sezonu jarmarcznego, postanowił spędzić zimę. Znalazł gościnę w Courpière, u przedwcześnie osieroconego młodego stolarza Marina Devolle’a. Jego nastoletnia siostra Eugénie Jeanne mieszkała w pobliżu u wujka, Augustina Chardona. Zasilała rodzinny budżet, pracując jako niewykwalifikowana szwaczka.

Czarujący gość, zabijając nudę długich zimowych wieczorów, bez nadmiernych wysiłków uwiódł prostą dziewczynę z prowincji. Wraz z nadejściem wiosny wędrowny handlarz bez sentymentu opuścił nie tylko miasteczko, ale też Jeanne Devolle, której zostawił po sobie pamiątkę w postaci ciężarnego brzucha. Ani w głowie mu było złożenie jakiejkolwiek deklaracji wobec naiwnej młodej kobiety.

Kiedy Jeanne ujawniła sekretny romans i jego owoc, rozpoczęto poszukiwania niefrasobliwego amanta, w które zaangażował się sam burmistrz miasteczka. Ostatecznie kuzyni dziewczyny zdobyli aktualny adres uciekiniera i Jeanne znalazła go w karczmie w Aubenas. Stanęła przed nim w ostatnich dniach ciąży i chociaż nie udało się skłonić go do małżeństwa, to zgodził się przygarnąć Jeanne i uznać urodzoną 11 września 1882 roku córkę Julię-Berthe Chanel.

Jeanne nie wyciągnęła żadnych wniosków z faktu, iż musiała ścigać ojca swego pierwszego dziecka. Trzy miesiące po narodzinach córeczki ponownie zaszła w ciążę. I ojcem znów był stroniący od odpowiedzialności Albert. Tymczasem młodziutka matka, opiekując się dzieckiem i czekając na narodziny kolejnego, podejmowała się najróżniejszych prac, aby zasilić wątły domowy budżet. Prasowała pościele, zmywała naczynia w hotelu, sprzątała obce mieszkania, a nawet zastępowała pokojówkę w domu publicznym.

W upalny letni dzień – 19 sierpnia 1883 roku – urodziła się Gabrielle, którą świat zapamięta jako słynną Coco Chanel. Historia dziewczynki rozpoczęła się w niepozornym miasteczku targowym nad Loarą – Saumur. Słynna projektantka zapytana kiedyś przez amerykańskiego dziennikarza o dokładne miejsce narodzin odrzekła stanowczym tonem: „Przyszłam na świat w podróży”. Innym razem, swojemu przyjacielowi André-Louisowi Dubois powiedziała, że urodziła się w przedziale kolejowym. To niektóre z wielu fantazji na temat pochodzenia i pierwszych lat życia Chanel. Prawda tymczasem była mniej romantyczna.

Dziewczynka urodziła się w szpitalu prowadzonym przez siostry miłosierdzia – jedynym miejscu, w którym biedna Jeanne mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc. Ojciec, słabo zainteresowany powiększającą się rodziną, przebywał w kolejnej podróży, dlatego na akcie urodzenia Gabrielle zabrakło jego podpisu. Z kolei nazwisko zostało zapisane jako „Chasnel”. Prawdopodobnie wynikało to z błędu niezbyt skrupulatnego i niewykształconego urzędnika. Zresztą, personel szpitala prowadzonego przez siostry zakonne był niepiśmienny i z tego powodu akt urodzenia Gabrielle znacznie odbiegał od standardów pism urzędowych.

Imię Gabrielle rzekomo zostało nadane dziecku przez zakonnice, które zadbały o to, aby jak najszybciej po narodzinach dziewczynka została ochrzczona. Chanel nigdy nie lubiła tego imienia i kiedy przylgnął do niej przydomek „Coco”, zdecydowanie chętniej go używała. Projektantka po latach podtrzymywała wersję jakoby jedna z zakonnic – niejaka Gabrielle Bonheur – została jej matką chrzestną, choć ten fakt nie pojawia się na świadectwie chrztu. Biografka Justine Picardie przypuszcza, że Chanel mogła to sobie wymyślić, uznając, „(…) że ma prawo do ukrytego w nim znaczenia, bo »bonheur« to po francusku »szczęście«”. Szpitalny kapelan nie został wyprowadzony z błędu na temat stanu cywilnego rodziców Gabrielle i w dokumentacji kościelnej odnotował, że są oni małżeństwem.

Po narodzinach drugiej córki rodzina przez rok żyła we względnym spokoju, choć w nędznych warunkach bytowych. Mieszkali w garnizonowym miasteczku Saumur i Albert od czasu do czasu pakował swój asortyment na furmankę, aby udać się na okoliczne jarmarki. Jeanne, naiwnie wpatrzona w ukochanego, wielekroć towarzyszyła mu w tych wojażach. Maleńkie córeczki spędzały sporo czasu przy ojcowskim kramie, wśród handlowego gwaru i brzęczących monet wymienianych na rozmaite towary. Sytuacja ekonomiczna rodziny nie była najlepsza, a Jeanne coraz bardziej podupadała na zdrowiu.

Aby nieco ustabilizować życie, zdecydowali się na przeprowadzkę. Wybór padł na Courpière, gdzie mieszkał wujek Jeanne. Augustin Chardon zgodził się przyjąć pod swój dach krewną z jej rodziną pod warunkiem, że Albert poślubi Jeanne. Lekkoduch tymczasem miał zupełnie inne plany i żywił nadzieję, że pozostawi kobietę w znanym jej otoczeniu, a sam odzyska wolność. Jednakże presja rodziny okazała się tak silna, że ostatecznie zgodził się na zawarcie małżeństwa.

Niestety, kiedy Jeanne i jej najbliżsi zgromadzili się w ratuszu, na próżno czekali na pana młodego. Miasteczko miało pożywkę do plotek na kolejne dni, przekazując sobie sensacyjną wiadomość o porzuconej przed ołtarzem narzeczonej. Jak dotąd w Courpière nigdy nie doszło do takiego skandalu. Albert – swoim starym zwyczajem – na pewien czas się ulotnił, uwalniając się w ten sposób od schorowanej żony i maleńkich dzieci.

Po serii niezobowiązujących przygód miłosnych i nieudanych transakcji handlowych Albert Chanel wrócił do Courpière, aby zawrzeć umowę z rodziną Jeanne. Niektóre ze źródeł wspominają o kwocie pięciu tysięcy franków i osobistym majątku panny Devolle, które lekkoduch miał otrzymać w zamian za zawarcie związku małżeńskiego. I tym razem przekonało to beztroskiego pana Chanel, by w listopadzie 1884 roku stanąć na ślubnym kobiercu.

Tymczasem nic nie zapowiadało, że wielkie przedsięwzięcia, o jakich śnił Albert, kiedykolwiek się ziszczą. Pieniądze otrzymane od rodziny szybko rozpłynęły się w okolicznych szynkach, gdzie ojciec Gabrielle topił swe marzenia w alkoholu. Alberta coraz bardziej irytowała bliskość rodziny Jeanne i poczucie uwięzienia w Courpière. Postanowił zatem znów wyjechać, udając się wraz z żoną i córeczkami do Issoire. W tym handlowym miasteczku 15 marca 1885 roku przyszedł na świat ich pierwszy syn, Alphonse, a dwa lata później urodziła się trzecia córka państwa Chanel – Antoinette.

Kolejne miesiące upływały na kłótniach, nieustannym zamartwianiu się o pieniądze, by zapewnić byt rodzinie, płaczu bezradnej matki, wyjazdach i powrotach marnotrawnego ojca-hulaki. Jeanne jednak nie potrafiła żyć z dala od męża, dlatego zostawiała dzieci pod opieką krewnych i podążała tropem Alberta. W ten sposób rodzina często się rozdzielała i zmieniała otoczenie, a dzieci pozbawione zostały poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji.

W 1889 roku małżonkowie tymczasowo osiedlili się w Guéret, gdzie urodził się ich drugi syn, Lucien. Po kilku miesiącach Jeanne wróciła z niemowlęciem do krewnych w Courpière. Ponownie spodziewała się dziecka i coraz mocniej zdawała sobie sprawę, że obsesyjna miłość do męża to zdecydowanie za mało, by uratować rodzinę. W 1891 roku urodził się Augustin Chanel, który zmarł po kilku miesiącach.

Dzieciństwo Gabrielle upływało zatem w atmosferze niepewności, strachu, żalu i smutku, więc nie będzie zbytnim zaskoczeniem, iż jej ulubione miejsce zabaw stanowił stary wiejski cmentarz. Była to przestrzeń pełna zniszczonych, porośniętych chwastami i zapomnianych grobów, których niemal nikt nie odwiedzał. Cisza i pustka rozpalały wyobraźnię dziewczynki. Znajdowała tam schronienie przed monotonnym i niełatwym życiem kątem u krewnych, dla których rodzina Gabrielle była po prostu kulą u nogi. Po latach, wspominając te cmentarne wycieczki, Mademoiselle Chanel stwierdzi: „Byłam królową tego tajemnego ogrodu. Uwielbiałam jego podziemnych mieszkańców. (…) Szczególnym uczuciem obdarzyłam dwa anonimowe groby (…) – były moją świetlicą, buduarem, kryjówką”.

Mała Gabrielle zabierała na cmentarzysko rozmaite przedmioty, które układała na grobach. Opowiadała o tym epizodzie następująco: „Zanosiłam kwiaty, widelce, łyżki – co tylko zdołałam wykraść z domu (…) Pewnego dnia odkryto brak różnych przedmiotów. (…) Nie mogłam już niczego zabierać i zanosić moim umarłym”. Nie powstrzymało to dziewczynki przed dalszymi wycieczkami na cmentarzysko i odtąd zabierała ze sobą szmaciane lalki, które wykonywała samodzielnie ze skrawków znalezionych materiałów. Samotne godziny wśród grobów wypełniała monologami i fantazjami, których nie zrozumieliby surowi i pragmatyczni krewni dziewczynki. To wówczas rozwijała się pewna charakterystyczna maniera Chanel, która w późniejszym czasie wielu jej gości przytłaczała i irytowała, a innym wydawała się rozkoszna i ponętna. Sama Gabrielle była jej w pełni świadoma, stwierdzając: „Uwielbiam mówić sama do siebie i nie słucham tego, co się mówi do mnie (…)”.

Tymczasem naiwna wiara w to, że Albert w końcu dojrzeje do roli męża i ojca spowodowała, że po kilku miesiącach rozłąki Jeanne podjęła kolejną próbę ocalenia rodziny. Zabrała ze sobą najstarsze córki, zostawiając w Courpière najmłodsze dzieci i udała się do targowego miasteczka Brive-la-Gaillarde, gdzie spodziewała się znaleźć męża prowadzącego wraz z bratem karczmę. Jej nadzieje na stabilizację okazały się płonne, gdyż Albert po raz kolejny ją oszukał. Wbrew zapewnieniom, że całkiem nieźle mu się powodzi, zastała małżonka, który obsługiwał gości w cudzej karczmie, a jego finanse były w opłakanym stanie. Aby spłacić mężowskie długi i przeżyć, Jeanne została służącą w hotelu. Dziewczynki, przeniesione w obce otoczenie, marzyły o lepszym losie.

Gabrielle po latach zdefiniuje dzieciństwo następującymi słowami: „opowiadasz o nim, kiedy jesteś bardzo zmęczona, bo dzieciństwo to czas, kiedy człowiek ma jakieś nadzieje, oczekiwania. Ja pamiętam swoje dzieciństwo sercem”. Wydaje się, iż to właśnie marzenia i fantazje pozwalały małej dziewczynce przetrwać te pierwsze niełatwe lata.

Nasilające się ataki astmy, fatalne warunki bytowe, życie w napięciu i ciągłej drodze, a także praca ponad kobiece siły całkowicie wyczerpały Jeanne, którą zimą 1895 roku przykuło do łóżka zapalenie płuc. 16 lutego młoda kobieta zmarła, a Gabrielle będzie potem wskazywać gruźlicę jako przyczynę zgonu matki.

Projektantka, opowiadając o tym trudnym momencie, zaznaczała, iż jej rodzina mieszkała wówczas w przestronnym domu, co jednak zdaniem dociekliwych biografów było dalekie od prawdy. Tych nieścisłości w relacjach Chanel zawsze było sporo. Choć Coco opowiadała, że miała wówczas zaledwie sześć lat, prosty rachunek matematyczny wskazuje na coś innego. Dziewczynka liczyła sobie już jedenaście wiosen i najprawdopodobniej dzieci zajmowały tą samą nieogrzewaną izbę co umierająca matka. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że były świadkami jej konania, a potem nie wiadomo, jak długo przebywały w tym pomieszczeniu w obecności zwłok Jeanne.

Rozdział 2

W zakonnym mundurku

Śmierć Jeanne sprawiła, iż trzydziestodziewięcioletni Albert nareszcie uwolnił się od żony i obowiązków, jakie nakładała na niego rola głowy rodziny. Bez jakichkolwiek skrupułów pozbył się synów: dziesięcioletniego Alphonse’a i sześcioletniego Luciena. Chłopcy, otrzymawszy status „porzuconych dzieci”, zostali oddani wieśniakom i umieszczeni na farmie, stając się darmową siłą roboczą. Niestety, była to w tamtych czasach powszechnie stosowana praktyka. Osierocone lub niechciane dzieci trafiały do rodzin zastępczych, w których ich sytuacja przywodziła skojarzenia z niewolnictwem. Władze wypłacały „łaskawym opiekunom” niewielkie zasiłki, które miały zrekompensować wydatki na przygarniętych członków rodzin. Wieśniacy skwapliwie korzystali z możliwości podreperowania domowego budżetu, nie przejmując się zbytnio losem dzieci, które najczęściej głodowały i skazane były na dzielenie misek i posłań ze zwierzętami domowymi w oborach. Taki los nie oszczędził również braci Gabrielle Chanel.

Swoje córeczki Albert Chanel wpakował na furmankę i zawiózł je do przyklasztornego sierocińca w Aubazine, prowadzonego przez katolickie zakonnice z kongregacji Najświętszego Serca Marii. Dwunastoletnia Gabrielle miała pozostać w tym miejscu przez następne siedem długich lat. Różańce, śpiewy, modlitwy, szycie i prace domowe – oto, z czego składało się surowe i monotonne życie w opactwie.

Chanel ukrywała ten fakt ze swojej biografii i w późniejszych latach albo unikała tematu dzieciństwa, albo układała alternatywne wersje tego etapu życia. Jednemu z przyjaciół, pisarzowi i dyplomacie Paulowi Morandowi zwierzy się, że do klasztoru zostały oddane jej dwie siostry, natomiast o sobie powie: „Ja, najbardziej rozumna, zostałam powierzona dalekim ciotkom, dalszym kuzynkom mojej matki”. To jeden z wielu przykładów konfabulacji Gabrielle, która nigdy nie wplotła do opowieści o swojej przeszłości słowa „sierociniec”. Ukrywanie prawdy, ubarwianie rzeczywistości, dopisywanie historii znamionują jej opowieści z czasów wczesnego dzieciństwa, które naznaczone było samotnością, odrzuceniem i cierpieniem.

Kreując swoją przeszłość na nowo, Chanel wymyślała historię o tym, jak Albert pogrążony w smutku po śmierci żony, powierzył opiekę nad córeczką jakimś starym, nieżyczliwym, ubierającym się w czarne stroje ciotkom. Innym razem redaktorowi naczelnemu „Marie-Claire”, Marcelowi Haedrichowi, powiedziała: „Właściwie to wcale nie były moje ciotki, tylko bliskie kuzynki mojej matki”. Dodała przy tym: „Moje ciotki były dobrymi kobietami, ale kompletnie niezdolnymi do jakiejkolwiek czułości. Nie byłam kochana w ich domu”. Ten motyw nieustannie powracał w jej wyznaniach, w których nie pojawiała się nawet wzmianka, że trafiła do zakonnic czy też o tym, iż Albertowi było na rękę, że pozbył się ciężaru rodziny, która kolidowała ze stylem życia bon vivanta.

Co zaskakujące, Gabrielle nigdy nie obwiniła Alberta za porzucenie dzieci i koloryzowała jego udział w życiu rodzinnym. W sierocińcu chwaliła się ojcem, który wedle jej wersji zdarzeń popłynął do Ameryki, aby robić tam wielkie interesy. Potem Chanel fantazjowała, że przysyłał jej listy i prezenty, nigdy nie zapominając o swojej córeczce. Dziennikarzom czasem wspominała, że jej ojciec w momencie powierzenia jej opiece wyimaginowanych ciotek był bardzo młodym mężczyzną, co miało usprawiedliwiać jego decyzję o chęci rozpoczęcia nowego życia. Mówiła, że nie miał jeszcze na karku nawet trzydziestu lat i był ojcem dwóch córek, podczas gdy w rzeczywistości był niemal czterdziestoletnim wdowcem z pięciorgiem dzieci, których los w ogóle go nie obchodził. Niemniej Coco rzucała jakby od niechcenia tego typu uwagi: „Ja to rozumiem. Założył nową rodzinę (…). Miał rację. Ja zrobiłabym to samo”.

W rozmowach z zaprzyjaźnioną Claude Deley, która potem została biografką projektantki, Gabrielle podkreślała ojcowskie przywiązanie do dzieci. Mówiła o jego obecności w codziennym życiu rodziny i chwaliła się, że była jego ulubienicą, wymieniając rozmaite podarunki, którymi ją obsypywał. W tych zmyśleniach nie znała umiaru, snując opowiastki o tym, jak zasiadający do rodzinnych obiadów ojciec, zawsze całował ją w główkę i dopytywał, kiedy ostatni raz ją myła, gdyż nie znosił zapachu brudnych włosów.

Gabrielle przeniosła cały swój żal i gniew na krewnych, którzy – w jej mniemaniu – skupili się na swoich sprawach, podczas gdy samotna dziewczynka przebywała za klasztornymi murami. W rzeczywistości jednak rodzina Gabrielle klepała biedę i trudno wymagać, by przygarnęli gromadkę dzieci porzuconych przez ojca. Sytuacja bytowa dziadków Chanel była tak mizerna, że sami oddali najmłodszą córkę na wychowanie do klasztoru. Nie zapominali jednak o wnukach, które często spędzały u nich święta i ferie. Gabrielle otrzymywała od dziadka Henri-Adriena Chanel na Boże Narodzenie pięć franków. Jednego franka przeznaczała na zakup swoich ulubionych cukierków miętowych, a resztę chowała do skarbonki.

Dla Gabrielle jednak kontekst był nieistotny – rodzina w jej oczach zachowała się karygodnie i nawet nie starała się ich zrozumieć. Jeśli w późniejszych latach wspominała prawdziwe ciotki, to czyniła pod ich adresem złośliwe uwagi i wyciągała na światło dzienne takie epizody, którymi mogła je dyskredytować. Przypominała, że krewni mawiali, że „sprzedadzą ją Cyganom” i straszyli, że zostanie „wychłostana pokrzywami”. Podkreślała, że wróżono jej przyszłość w nędzy i poniżeniu. Po latach zwierzyła się, iż jej „dzieciństwo przybrało kierunek odwrotny do rzeczy przyjemnych”. Dodała: „Czułość, radość, sztuka i luksus znajdowały się tam, gdzie mnie nie było”.

O swoim wykształceniu, podobnie jak o rodzinie i dzieciństwie, Chanel będzie mówiła niewiele i mgliście. Podczas długich godzin rozmów z Paulem Morandem wspomni tylko, że była „posyłana do szkoły, na katechezę”. Dorzuci przy tym uwagę: „Niewiele się tam uczyłam. Moja wiedza nigdy nie będzie miała nic wspólnego z tym, co wpajali mi nauczyciele (…)”. Wiadomo, iż w sierocińcu w Aubazin uczęszczała na lekcje prowadzone przez zakonnice. Wszystkiego uczono się tam na pamięć, jakiekolwiek dyskusje natychmiast ucinano. Nudne lekcje odbywały się przez sześć dni w tygodniu. Czasami w niedzielę po porannej mszy podopieczne, ubrane w białe bluzki i czarne spódnice, udawały się na krótkie wycieczki ze swoimi opiekunkami. Katolickie nauczycielki ograniczały do minimum wykłady z geografii i historii Francji czy arytmetyki, kładąc nacisk na kształcenie praktycznych umiejętności, takich jak gotowanie czy szycie. Siostry zakonne zakładały, że ich należące do niższej klasy społecznej podopieczne zostaną w przyszłości żonami rolników, a jeśli znajdą zatrudnienie, to najprawdopodobniej będą służącymi, szwaczkami lub co najwyżej – ekspedientkami.

Najistotniejsze w procesie edukacyjnym w murach sierocińca były: znajomość książeczki do nabożeństwa i katechizmu, gorliwe odmawianie modlitw i obecność na codziennych mszach w kaplicy. Katolickie wychowanie w późniejszych latach nie przyniesie takich efektów, jakich zapewne oczekiwaliby katecheci i zakonnice, którym Gabrielle została powierzona. Jeden z przyjaciół Chanel – poeta i malarz Jean Cocteau – poznawszy naturę zbuntowanej projektantki, dowcipnie stwierdzi: „Gdybym nie wiedział, że została wychowana jako katoliczka, powiedziałbym, że jest protestantką. Protestuje notorycznie, przeciw wszystkiemu”.

Samokształcenie Gabrielle w owym okresie ograniczało się do romansideł czytanych na strychu w domu ciotki – Louise Costier, młodszej siostry Alberta – którą dziewczynka odwiedzała w przerwach świątecznych i wakacyjnych. Niektóre z tych książek udało się pannie Chanel przemycać do sierocińca – do czasu, gdy została nakryta na gorącym uczynku przez zakonnice, które ją surowo za to „przestępstwo” ukarały. Młodziutka Gabrielle zachwycała się publikacjami, które wpadały jej wówczas w ręce i dopiero po wielu latach, kiedy jej gust czytelniczy stanie się bardziej wysublimowany, nazwie autorów tych czytadeł „głupkami” czy „sentymentalnymi mazgajami”. Tak naprawdę owe książki były zszywanymi powieściami w odcinkach, które ukazywały się na łamach popularnych czasopism. Dość tandetne romanse kształtowały ckliwe wyobrażenie szczęścia młodziutkiej Gabrielle. Pod koniec życia, dzieląc się swoimi wspomnieniami z Claude Deley, światowej sławy projektantka powie: „Nie masz pojęcia, ile szkód potrafią wyrządzić wyobraźni wiejskie poddasza”.

Gdyby jej gust literacki zatrzymał się na tamtych lekturach, trudno sobie wyobrazić, że miałaby szanse na brylowanie w salonach paryskiej bohemy i wśród wykwintnego towarzystwa arystokratów. W młodzieńczych latach był to jednak ważny kontakt ze słowem pisanym dla panienki, która w ten sposób odrywała się od szarej codzienności. Cofając się do chwil spędzanych na strychu, powie: „Czytałam wszystko. (…) Te powieści uczyły mnie życia. Karmiły moją wrażliwość i moją dumę”.

W formie ciekawostki warto tu wtrącić, iż wśród tych dziewczęcych lektur prym wiodły romanse Pierre’a Adriena Decourcelle’a, w których pisarz sporo uwagi poświęcał garderobie swoich bohaterek. Młodziutka Gabrielle będzie kształtowała wczesne poczucie estetyki właśnie w oparciu o opisy sukienek i kapeluszy romantycznych heroin.

Po upływie kilku lat od zanurzania się w lekturze owych romansideł, Chanel podczas gry w golfa pozna dwóch starszych panów ubranych w białe luźne swetry i słomkowe kapelusze. Jednym z nich okaże się właśnie autor jej młodzieńczych lektur, któremu opowie o swojej wczesnej fascynacji jego powieściami. Ze śmiechem zwierzy się także, że liliowa sukienka jednej z książkowych bohaterek była obiektem jej westchnień w przeszłości. Doda, że kiedy już udało jej się przekonać ciotkę Louise do sprawienia sobie kreacji wzorowanej na literackim pierwowzorze, została wyśmiana i zmuszona do zwrócenia sukienki, którą uznano za odpowiednią dla kobiety lekkich obyczajów. Kończąc rozmowę z pisarzem, westchnęła: „Ach monsieur, przez pana przeżyłam smutne tygodnie i trudne miesiące”.

Gdy stanie się bogata i sławna, okaże się koneserką literatury wysokich lotów, a na półkach w swoich apartamentach będzie stawiać białe kruki i arcydzieła oprawione w eleganckie skórzane okładki. Jej salony zaczną odwiedzać znakomici artyści, z którymi Coco będzie miała okazję rzeczowo dyskutować na temat klasycznych i awangardowych dzieł literackich. O roli czytania w swoich życiu powie w ten sposób: „(…) książki. Były moimi najlepszymi przyjaciółmi. O ile radio to pudło z kłamstwami, o tyle każda książka to skarb”.

Rozdział 3

Krawieckie przymiarki

„Moje życie było tylko przedłużonym dzieciństwem. (…) Wyłoniłam się z głębin Owernii w całkowitej ignorancji i całkowicie gotowa” – tymi słowami dojrzała Chanel zdefiniowała najwcześniejszy okres swojej biografii, który kończył się wraz z nastaniem roku 1900. Gabrielle miała wówczas osiągnąć pełnoletniość i tym samym uzyskać swobodę w podejmowaniu decyzji odnośnie do własnej przyszłości. Mogła wreszcie opuścić klasztor i nieco posmakować świata. „Żadne wspomnienie nie wzywało mnie do powrotu, żadne przyzwyczajenie nie zatrzymywało mnie. Jedynie myśl o przyszłości zajmowała moje myśli” – miała powiedzieć później o tym etapie życia.

Gdzie mogła udać się ta samotna, dumna i pozbawiona wsparcia rodziny dziewczyna? Czy miała możliwość wyboru dowolnej drogi? Jak daleko mogła zajść porzucona przez ojca, osierocona przez matkę i wychowana za klasztornymi murami panna bez posagu i wykształcenia? Perspektywy na dalsze życie nie przedstawiały się zbyt obiecująco.

Sama Chanel po latach stwierdzi: „Nie da się żyć, mając ciasne horyzonty myślowe. Wąskie spojrzenie tłumi osobowość. Wszystko, co miałam, opuszczając Owernię, to letnia sukienka z błyszczącej, sztywnej, czarnej tkaniny wełnianej (…), a na zimę kostium ze szkockiego tweedu oraz kożuch. Za to głowę miałam nabitą powieściami”. Majątek Gabrielle był więc wyjątkowo mizerny, za to wyobraźnia niezmiernie bogata. I z takim bagażem panna Chanel pragnęła wyruszyć w szeroki świat. Na razie jednak musiała się zadowolić tym, co zaoferowały jej łaskawe opiekunki.

Zakonnice