Steve Wozniak. Geniusz Apple. Wydanie II rozszerzone - Renata Pawlak - ebook + audiobook

Steve Wozniak. Geniusz Apple. Wydanie II rozszerzone ebook i audiobook

Renata Pawlak

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jeden z trzech ojców współzałożycieli światowego technologicznego giganta Apple Computers. Inżynier, którego kiedyś na łamach magazynu „Times” określono z pewną dozą informatycznego liryzmu jako „człowieka, który w obwodzie potrafi dostrzec sonet”. Przez wielu opisywany jako mózg kluczowej części przedsięwzięć inicjowanych przez informatyczną spółkę z logotypem nadgryzionego jabłka. Niepozorny, skromny, obdarzony oryginalnym poczuciem humoru Woz na pierwszym planie stawiał zawsze inżynierię, a nie pieniądze czy władzę.

Z naszej publikacji dowiesz się m.in.:
• dlaczego w 2012 roku Woz stwierdził, że to nie Jobs, lecz Mike Markkula stał w głównej mierze za sukcesem Apple w pierwszych latach działalności firmy,
• kiedy i w jakich okolicznościach zrodziło się w jego umyśle marzenie o przyjaznym człowiekowi komputerze osobistym,
• co sądzi Wozniak na temat nowych produktów Apple’a, robotów, sztucznej inteligencji i postępu technologicznego,
• dlaczego kilkuletni Steve wykradał się w nocy z domu, by kupić papier toaletowy, a w czasach licealnych spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań dla nieletnich,
• po kim odziedziczył specyficzne poczucie humoru i jak doszło do spotkania kilkuletniego chłopca z Richardem Nixonem,
• jaką rolę w życiu Wozniaka odegrali nauczyciele i dlaczego sam zdecydował się edukować innych,
• jak wyglądały szalone festiwale muzyczne organizowane przez Steve’a w latach 1982–1983 i dlaczego Woz na scenie wystąpił z noworodkiem,
• w jaki sposób Steve wpłynął na relacje amerykańsko-radzieckie i jaki upominek ofiarował Michaiłowi Gorbaczowowi,
• jak wyglądała kultura pracy w nowych firmach Woza: CL 9 i Unuson,
• jakim ojcem jest Wozniak i czego przede wszystkim uczy swoje dzieci.

Z uwagi na pochodzenie Steve’a w naszej publikacji nie zabraknie polskich wątków z jego życia. Odpowiemy m.in. na pytania:
• czym Woz naraził się Kongresowi Polonii Amerykańskiej,
• co myśli o możliwościach polskich innowatorów i obecności Polaków w Dolinie Krzemowej oraz jak często odwiedza nasz kraj,
• jakim celom służyły wizytówki Steve’a, na których przedstawiał się jako „szalony Polaczek”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 429

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 25 min

Lektor: Renata Pawlak i Łukasz Tomys

Oceny
4,8 (20 ocen)
16
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bogdan_Dziuk

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawy i interesujący sposób opowiedzenia o wspaniałym człowieku.
40
modernhippie

Nie oderwiesz się od lektury

Książka nie tylko dla fanów Apple'a i Jobsa. Pokazuje po prostu ciekawego i budzącego sympatię człowieka, którego nie sposób nie polubić.
30
HollyR

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągający audiobook. Historia Steva czasem bawi do łez - sporo w niej śmiesznych historyjek. Ale oprócz tego jest też mnóstwo informacji bardzo poważnych i ważnych, nie tylko o założeniu Apple. Fajnie opisane lata szkolne Wozniaka i te już po odejściu z Apple. Trudno się oderwać od słuchania, no i lektor pierwsza klasa!
20
Mariusz_216

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczny człowiek i świetna książka.
10
RadekPL777

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawie napisana biografia wyjątkowego a zarazem skromnego i etycznego człowieka o polskim nazwisko i częściowo takim pochodzeniu, oprócz talentu, pracowitości był w odpowiednim miejscu i czasie i natrafił także na ponadprzeciętnych współpracowników jak Steve Jobs, Mike Markulla, którzy potrafili jego innowacyjne produkty skomercjalizować
10

Popularność




Renata Pawlak Łukasz Tomys

Steve Wozniak geniusz Apple

Wstęp

Jeden z trzech – obok Steve’a Jobsa oraz Ronalda Wayne’a – ojców współzałożycieli światowego technologicznego giganta Apple Computers. Całe życie będący w cieniu tego pierwszego. Legenda inżynierii, projektant i konstruktor jednych z pierwszych osobistych komputerów w historii: Apple I oraz Apple II. Przez wielu opisywany jako mózg kluczowej części przedsięwzięć inicjowanych przez informatyczną spółkę z logotypem nadgryzionego jabłka. Inżynier, którego kiedyś na łamach magazynu „Times” określono z pewną dozą informatycznego liryzmu jako „człowieka, który w obwodzie potrafi dostrzec sonet”. Nie da się ukryć, że to właśnie jego pomysły Jobs przekuwał w komercyjny sukces znanej dziś na całym globie marki.

Napisano o nim wiele, głównie za oceanem. Stał się jedną z twarzy światowej technologicznej rewolucji, która nastąpiła dekady temu. Obecnie, gdy patrzymy na logotyp z nadgryzionym jabłkiem lub słyszymy nazwę Apple, przed oczami od razu pojawia nam się Steve Jobs. Ale to nie on był liderem technicznych działań firmy, lecz właśnie niepozorny, skromny i nieśmiały Wozniak, który na pierwszym planie stawiał zawsze inżynierię, a nie pieniądze czy władzę. Wiele o jego osobowości mówi to, jak zatytułował autobiografię: Od komputerowego geeka do kultowej ikony i podtytuł: Jak wynalazłem komputer osobisty, współtworzyłem Apple i dobrze się przy tym bawiłem. Najważniejsze dla niego było bowiem to, aby pozostać szczęśliwym człowiekiem. Z Jobsem tworzył duet idealny, bez którego nie moglibyśmy trzymać dziś w ręku Iphone’a, pracować na MacBooku czy na iPadzie.

W naszej publikacji chcieliśmy przybliżyć postać genialnego inżyniera, a przy tym sympatycznego i serdecznego człowieka, który podczas pracy nad projektami nowatorskich urządzeń wykorzystywał nie tylko swój intelektualny potencjał, ale też zawsze wkładał w to całe serce. Budując chronologiczną kronikę życia Woza łączyliśmy ją z faktami historycznymi, postaciami duchowo i technologicznie „spokrewnionymi” z naszym bohaterem. Splataliśmy opowieść o perypetiach i dokonaniach Woza z szeroką panoramą Doliny Krzemowej. Skupialiśmy się wówczas zarówno na konkretnych wynalazcach, jak też ikonach i gigantach tamtejszego biznesu. Wychodząc z założenia, iż „wszyscy jesteśmy dziećmi swej epoki”, uznaliśmy jednocześnie, iż tło obyczajowo-kulturowe czy też konkretne wydarzenia pozwolą lepiej zrozumieć i bliżej poznać naszego bohatera. Poszukując źródeł fascynacji Steve’a Wozniaka komputerami, nie mogliśmy zlekceważyć dokonujących się w tamtych czasach przełomowych odkryć w technologicznym światku. Przybliżając formowanie się osobowości naszego bohatera, nie sposób było zapomnieć o zawirowaniach politycznych i wrzeniu obyczajowo-społecznym przypadającym na czasy młodości Woza. Z tego wszystkiego zrodziła się opowieść nie tylko o niezwykłym człowieku, ale też czasach, miejscach i osobowościach, które go kształtowały.

Steve’a Wozniaka – amerykańskiego geniusza polskiego pochodzenia – nie można zamknąć w szufladce z hasłami skupionymi wyłącznie na jego inżynierskich kompetencjach. Tych nikt nie podważy, jednak Woz ze swoim otwartym umysłem i nieposkromionym apetytem na nowe doświadczenia, zapisał też wiele kart historii obejmującej inne pola aktywności. Jeden z ciekawszych rozdziałów jego biografii stanowią pedagogiczne eksperymenty, które – podobnie jak dokonania technologiczne – zwieńczone będą sukcesem. Znajdziemy też w kronice jego życia zaskakujące inicjatywy, w których wystąpi w roli impresaria muzycznego czy też szereg działań filantropijnych, które nie ograniczają się wyłącznie do wypisywania czeków. To człowiek, od którego można pobierać lekcje życiowej pokory; uczyć się empatii, cierpliwości oraz determinacji w dążeniu do celu. Śledząc jego karierę, nabiera się przekonania, że recepta na sukces to ciężka praca połączona z prawdziwą pasją. Warto bliżej poznać tę postać i przełomowe czasy, w których dokonała się technologiczna rewolucja.

Z naszej publikacji dowiesz się m.in.:

dlaczego w 2012 roku Woz stwierdził, że to nie Jobs, lecz Mike Markkula stał w głównej mierze za sukcesem Apple w pierwszych latach działalności firmy,

kiedy i w jakich okolicznościach zrodziło się w jego umyśle marzenie o przyjaznym człowiekowi komputerze osobistym,

co sądzi Wozniak na temat nowych produktów Apple’a, robotów, sztucznej inteligencji i postępu technologicznego,

dlaczego kilkuletni Steve wykradał się w nocy z domu, by kupić papier toaletowy, a w czasach licealnych spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań dla nieletnich,

po kim odziedziczył specyficzne poczucie humoru i jak doszło do spotkania kilkuletniego chłopca z Richardem Nixonem,

jaką rolę w życiu Wozniaka odegrali nauczyciele i dlaczego sam zdecydował się edukować innych,

w jaki sposób wypadek lotniczy z 1981 roku zmienił jego życie,

jak wyglądały szalone festiwale muzyczne organizowane przez Steve’a w latach 1982–1983 i dlaczego Woz na scenie wystąpił z noworodkiem,

w jaki sposób Steve wpłynął na relacje amerykańsko-radzieckie i jaki upominek ofiarował Michaiłowi Gorbaczowowi,

jak wyglądała kultura pracy w nowych firmach Woza: CL 9 i Unuson,

dlaczego Woz na terenie swojej posiadłości wykopał jaskinię,

jakim ojcem jest Wozniak i czego przede wszystkim uczy swoje dzieci.

Z uwagi na pochodzenie Steve’a w naszej publikacji nie zabraknie polskich wątków z jego życia. Wspomnimy więc również o tym:

czym Woz naraził się Kongresowi Polonii Amerykańskiej,

co myśli o możliwościach polskich innowatorów i obecności Polaków w Dolinie Krzemowej oraz jak często odwiedza nasz kraj,

dlaczego Steve nie chciał, by jego syn nosił nazwisko „Wozniak”,

jakim celom służyły wizytówki Steve’a, na których przedstawiał się jako „szalony Polaczek”,

dlaczego stworzył infolinię z dowcipami o Polakach.

W Apple panowała zasada, że każdy z pracowników miał przyporządkowany numer – im niższy, tym większym szacunkiem mógł cieszyć się jego „właściciel”. Jedynką był Steve Wozniak. Skromny potomek polskich emigrantów był jedną z pierwszych osób na świecie, która po naciśnięciu przycisku klawiatury podłączonej do komputera osobistego ujrzała literę na ekranie monitora. W jaki sposób nieśmiałemu inżynierowi udało się w domowym zaciszu dokonać tego, czego nie udało się osiągnąć największym korporacjom tamtych czasów, takim jak IBM czy Hewlett Packard ?

Wozniak porównuje inżynierów do artystów – wrażliwych, nieśmiałych, nieco zamkniętych w sobie perfekcjonistów. Uważa, że zbawienny wpływ na niego miała praca w samotności. Twierdzi, że wielkie pomysły rodzą się w pojedynczym umyśle. Nie do końca przekonywała go modna dziś praca zespołowa. Nadmiar bodźców uważał za rozpraszający. Nie jest, rzecz jasna, przeciwnikiem spotkań czy wymiany myśli i doświadczeń. Twierdzi jednak, że najlepsze wynalazki tworzył w skupieniu i samotności.

Woz uważa, że w 2075 roku firmy, takie jak Apple, Google i Facebook, będą nadal funkcjonować i odgrywać istotną rolę w życiu kolejnych pokoleń. Kim jest człowiek, bez którego nie byłoby pierwszej z wymienionych korporacji? W jaki sposób konstruował komputery Apple, współtworząc technologiczną rewolucję, która na zawsze zmieniła otaczający nas świat?

Rozdział 1

Mieszanka krwi tworząca wartości na całe życie

Najważniejszą rzeczą dla młodego człowieka jest wyrobić sobie

reputację i charakter

John Davison Rockefeller

Steve Wozniak, zwany potem przez przyjaciół Wozem, urodził się rankiem 11 sierpnia 1950 roku w San Jose w stanie Kalifornia. Na akcie urodzenia odnotowano przyjście na świat Stephana Gary’ego Wozniaka, co nie do końca odpowiadało wskazaniom świeżo upieczonej matki. Ta chciała, by jej pierworodny nosił imię „Stephen”, ale urzędnicy nie wykazali się zbytnią skrupulatnością i popełnili błąd literowy w dokumentacji. Kiedy chłopak dorośnie, będzie posługiwał się taką formą imienia, jakiej życzyła sobie matka.

Zatrzymajmy się na chwilę na tych suchych faktach. Czas i miejsce, w których przyszedł na świat i dorastał późniejszy współtwórca jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek technologicznych, odegrają bowiem istotną rolę w wyborze jego ścieżki życiowej i determinować będą część jego późniejszych decyzji.

San Jose jednoznacznie kojarzy się dziś z pępkiem świata nowoczesnych technologii. Położony w południowej części Zatoki San Francisco region, zwany powszechnie Doliną Krzemową, przyspiesza bicie serca każdego, kto marzy o karierze w mediach społecznościowych lub w branży związanej z innowacjami technologicznymi. Dolina Krzemowa stanowi dla wielu osób synonim awangardy i postępu. Jest mekką, do której podążają młodzi pielgrzymi pragnący podbić rynek informatyczny. Jednak powyższa etykieta przylgnęła do regionu dopiero dwadzieścia lat po narodzinach Steve’a Wozniaka, który miał w tym niebagatelny udział.

W czasach gdy nasz bohater uczył się stawiać pierwsze kroki, San Jose również dopiero raczkowało w wyścigu po tytuł prymusa w rozwoju technologicznym. Kiedy Steve miał dwa latka, IBM otworzyło na przedmieściach tej aglomeracji centrum badawczo-rozwojowe, dzięki czemu miasto zaczęło się rozwijać i stopniowo przeobrażać w najważniejszy na świecie ośrodek nowych technologii związanych z przemysłem komputerowym. Jednak to nastąpi później, więc nie wyprzedzajmy historii.

Rok narodzin przyszłego geniusza nowych technologii to jednocześnie początek amerykańskiego maccartyzmu przejawiającego się budowaniem atmosfery strachu i podejrzliwości, którą uzasadniano zagrożeniem komunistycznym. Ofiarami paranoicznego „polowania na czarownice” stawali się często znani i cenieni ludzie nauki oraz sztuki; można choćby wskazać sympatyzującego z lewicą aktora Charliego Chaplina czy fizyka Davida Bohma, któremu nie pomogło nawet wsparcie ze strony Alberta Einsteina i w konsekwencji musiał on opuścić Stany Zjednoczone. Po latach George Clooney zrealizował nominowany do Oscara film traktujący o wydarzeniach z tamtego okresu Good Night and Good Luck, jednocześnie oddający przygnębiający klimat nagonki, za którym stała m.in. Komisja Parlamentarna do Spraw Działań Antyamerykańskich. Zaognione relacje USA i Związku Radzieckiego staną się jednym z obiektów zainteresowania nastoletniego Steve’a Wozniaka. Nasz bohater w przyszłości, kiedy już będzie dysponował odpowiednimi środkami, poczyni wszelkie starania, aby pozostając z dala od wielkiej polityki, naprawiać innymi sposobami stosunki pomiędzy zwaśnionymi narodami.

Dzieciństwo Steve’a przypadło już na okres, w którym ster rządów w Stanach Zjednoczonych przejął prezydent z ramienia partii republikańskiej, Dwight David Eisenhower, który zerwał z doktryną maccartyzmu i zintensyfikował kontakty dyplomatyczne z krajami Europy Zachodniej, a także otworzył się na relacje ze Związkiem Radzieckim, gdzie zapanowała polityczna odwilż po śmierci Stalina. Dodatkowo – co istotne w kontekście historii naszego bohatera – prezydent niezwykle cenił ludzi nauki, co znalazło odzwierciedlenie w jego przemówieniu inauguracyjnym: „Umiłowanie wolności oznacza konieczność stania na straży wszelkich zasobów, dzięki którym może ona istnieć – do tej kategorii zalicza się zarówno nienaruszalność naszych rodzin i bogactwo naszej ziemi, jak i geniusz naszych naukowców”. Podczas swoich rządów, wielokrotnie dał dowód, iż jego deklaracje nie były pustymi frazesami. W gronie najbliższych doradców prezydenta znalazło się wielu cenionych badaczy i wynalazców, a w 1957 roku, kiedy to Rosjanie wystrzelili pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika 1 – Eisenhower zareagował niemal natychmiast utworzeniem NASA, czyli Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, której zapewnił gigantyczne finansowanie.

By odmalować w pełni tło społeczno-polityczne okresu dzieciństwa Steve’a Wozniaka, musimy wspomnieć, iż był to czas burzliwych wydarzeń, które wpłynęły nie tylko na oblicze światowej polityki i gospodarki, ale też zasadniczo zmieniły obraz życia codziennego zwykłych ludzi. Urodzony pięć lat po zakończeniu II wojny światowej Steve należał do pokolenia wyżu demograficznego, nazywanego często baby boomers. Społeczeństwa zachodnie podnosząc się ze zgliszczy kataklizmu wojennego i budując nowy świat, chciały czerpać z życia pełnymi garściami. W Stanach Zjednoczonych, które miały silną gospodarkę, przejawiało się to w pragnieniu posiadania wymarzonego domku na przedmieściach i odmalowanej w pastelowych odcieniach rutynie codziennej egzystencji. Amerykański sen miał się stać się rzeczywistością. Rodzice wierzyli, że ich dzieci będą żyć w epoce beztroskiej konsumpcji. W ten projekt generacyjnie wpisywał się też najstarszy potomek państwa Wozniaków. Przyszłość jednak pisała dla niego inny scenariusz, podobnie zresztą jak dla wielu reprezentantów jego pokolenia, które w czasie dojrzewania zaczęło odrzucać projekt nie do końca skrojony na ich miarę. Nadmuchana konsumpcja, schematyzm ról społecznych i uładzony wizerunek po prostu im nie leżał. Hipisowski image wiele mówił o preferowanym przez nich modelu życia, który jednak, jak wiemy, nie przetrwał próby czasu, okazał się kreacją jednego sezonu. Ale za to zaskakującą, oryginalną i jakże barwną!

Okres dorastania Steve’a wstrzelił się właśnie w ten rewolucyjny ferment. Młodzi ludzie przejmowali stery i poprzez bunt wobec wzorców wypracowanych przez starszą generację usiłowali doprowadzić do obyczajowej rewolucji, której jednym z naczelnych haseł uczynili zawołanie: „Sex, drugs and rock’n’roll”. W cieniu protestów antywojennych, w oparach palonej przez rówieśników marihuany, przy dźwiękach protest songów Dylana – Steve budował swoją tożsamość i szukał własnej drogi wiodącej do miejsc, w których maniacy technologiczni coraz głośniej mówili o – zdawałoby się nierealnym – projekcie zbudowania osobistego komputera. Ale o tym nieco później…

Powróćmy w tym miejscu do zaprezentowania tych, którym komputerowy geniusz zawdzięcza bardzo wiele – jego rodziców. W żyłach naszego bohatera płynie polsko-szwajcarsko-niemiecka krew. Przyglądając się drzewu genealogicznemu rodziny Wozniaka, można ponadto doszukać się irlandzkich, angielskich czy nawet szkockich przodków.

Ojciec Steve’a – Francis Jacob Wozniak – urodził się w Michigan i miał polskie korzenie po dziadku, a do tego sporą domieszkę krwi niemieckiej. Z kolei pochodząca z Vancouver w stanie Washington matka – Margaret Louise Wozniak, z domu Kern – była Szwajcarką posługującą się językiem niemieckim. Nie dajmy się jednak zwieść stereotypowym wyobrażeniom na temat kobiety o niemieckich korzeniach. W jej przypadku byłoby to nad wyraz krzywdzące i błędne. O żadnej kindersztubie nie mogło być tu mowy – pani Wozniak nie dość, że budowała atmosferę domowego ciepła, to wyróżniała się również wielką tolerancją dla synowskich wybryków. Niezwykły dar ujmowania kryzysowych sytuacji w dowcipną formułę sprawiał, że w domu Wozniaków nie dochodziło do nerwowych sytuacji, a członkowie rodziny zawsze okazywali sobie serdeczność i szacunek. Steve po latach z czułością wspominał mamę nie tylko jako pierwszorzędną kucharkę, lecz także kobietę o ujmującym poczuciu humoru. Po jej śmierci w 2014 roku wyznał: „Moja matka zawsze była gotowa pomóc”, dodając: „jej liberalne wartości są częścią mnie. Stawała w obronie uczciwych i troskliwych ludzi”.

Rodzice Steve’a pobrali się w 1949 roku, a nasz bohater był ich najstarszym dzieckiem. Rodzinę dopełniało jego młodsze rodzeństwo: siostra Leslie i brat Mark.

Ojciec Steve’a, którego w nieformalnych kontaktach nazywano Jerrym, z wykształcenia był inżynierem elektronikiem i przez pewien czas pracował dla Lockheed Missiles and Space Company, przedsiębiorstwa budującego pociski balistyczne wystrzeliwane z łodzi podwodnych. W domu Wozniaków obowiązywał zakaz poruszania tematów dotyczących jego pracy w firmie zbrojeniowej. Nieoficjalnie mówiło się, co w wywiadach potwierdzał sam Woz, że Francis Jacob był zaangażowany w projekty związane z programami rakietowymi NASA. Pamiętajmy, że były to lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, czyli okres zimnej wojny. Nic więc dziwnego, że wszelkie informacje związane z jego profesją były obarczone klauzulą „top secret”. W tamtym okresie w firmie ojca pracowano m.in. nad podwodną rakietą balistyczną Polaris oraz kolejnymi modelami myśliwców i odrzutowców.

Już w dzieciństwie Steve Wozniak marzył o zostaniu inżynierem, co z pewnością było sporą zasługą ojca, który często powtarzał: „Jako inżynier możesz zmienić zarówno swój świat, jak i sposób życia wielu innych ludzi”. Rozpalało to wyobraźnię małego chłopca, który po latach – już jako dorosły – przyzna: „Do dziś uważam, że inżynierowie należą do arcyważnych ludzi na świecie”. Steve zawsze podchodził z dużą dozą empatii i otwartości do potrzeb innych, dlatego też perspektywa dokonania wielkich rzeczy dla dobra ludzkości stanowiła dla niego idealny plan na przyszłość.

Wyjątkowy talent młodego Steve’a stał się z czasem tematem wielu anegdot, z których część zapewne jest prawdziwa, a niektóre nieco wyolbrzymione i podkoloryzowane. Bez wahania można jednak stwierdzić, że nawet jeśli nie był dzieckiem zapowiadającym się na przyszłego geniusza, to wyróżniała go ponadprzeciętna dociekliwość i chęć zgłębienia różnych dziedzin wiedzy. Ze wspomnień z tamtego okresu wyłania się portret ciekawskiego chłopca, który często wątpił, sprawdzał i nigdy nie rezygnował z podejmowania kolejnych prób i eksperymentów, do których wiele osób straciłoby cierpliwość. Pod tym względem miał w sobie coś z postaci tej miary co Thomas Edison, Nikola Tesla, Ferdynand Porsche, Benjamin Franklin czy Henry Ford, których niezwykłe biografie dprezentujemy w osobnych publikacjach. Steve uwielbiał bujać w obłokach, zastanawiając się nad tym, nad czym inni przechodzili do porządku dziennego. Chadzał ścieżkami, po których przed nim kroczyli inni odkrywcy i badacze – tacy, którzy nie przyjmowali do wiadomości, że coś jest niemożliwe; że nie można czegoś udoskonalić; że coś już zostało ostatecznie zdefiniowane. W takich poszukiwaniach zawsze wspierali go rodzice, którym żadne z najbardziej abstrakcyjnych pytań syna nie wydawało się głupie czy zbędne. Utwierdzali w ten sposób chłopca w słuszności podawania w wątpliwość nawet naukowych aksjomatów, wpajając zasadę ujętą w znanym porzekadle: „kto pyta, nie błądzi”.

Od razu też podkreślmy, że w domu państwa Wozniaków nie stosowano metod wychowawczych spod znaku „krew, pot i łzy”, by za wszelką cenę wyhodować „child prodigy”, jak zwykli określać „cudowne dzieci” Amerykanie. W życiu Steve’a nie znajdziemy epizodów typowych dla „małych Sokratesików”, jak moglibyśmy nazwać geniuszy pokroju Pascala, Mozarta czy Chopina. Ci znani naukowcy i artyści przejawiali bowiem od najmłodszych lat fenomenalne talenty, które często też pozbawiały ich dziecięcej beztroski i możliwości swawoli. Francuski matematyk i fizyk, Blaise Pascal, od najmłodszych lat edukowany był przez ojca, który postawił sobie ambitny cel nauczenia syna najpierw łaciny i greki, a potem skierowania go w stronę nauk ścisłych. W ten sposób kształtowany dziewięcioletni chłopiec napisał pierwszy traktat naukowy, a wkrótce potem sformułował samodzielnie dowód twierdzenia matematycznego. Salzburski kompozytor – Wolfgang Amadeusz Mozart – zadebiutował w wieku czterech lat, grając na klawesynie, a rok później zaczął komponować utwory muzyczne, pisząc pierwszą symfonię jako ośmiolatek, a operę – licząc czternaście wiosen. Pablo Picasso namalował pierwszy olejny obraz, gdy miał dziewięć lat, a – zgodnie z przekazywanymi przez potomnych anegdotami – pierwszymi słowami, które wypowiedział, była prośba o ołówek. Z kolei laureat Nagrody Nobla z 1938 roku – pochodzący z Włoch matematyk i fizyk – Enrico Fermi od najmłodszych lat wyróżniał się genialną fotograficzną pamięcią, którą demonstrował podczas rodzinnych spotkań towarzyskich. W wieku dziesięciu lat długie godziny spędzał w swoim pokoiku, rozmyślając o wzorach geometrycznych i budując silniki elektryczne. Fryderyk Chopin napisał pierwszy utwór muzyczny jako siedmiolatek, zaś Siergiej Prokofiew, gdy miał dziewięć lat skomponował operę. Dorzućmy na koniec tej wyliczanki sukcesów „cudownych dzieci” wzmiankę o węgierskim matematyku i informatyku – Johnie von Neumannie – który w wieku sześciu lat żartował ze swoim ojcem, posługując się klasyczną greką, a rozrywkę stanowiło dla niego błyskawiczne dzielenie w pamięci ośmiocyfrowych liczb. Śledząc biografię Woza, nie znajdziemy analogicznych dokonań kilkuletniego chłopca. Z pewnością był jednak dzieckiem ponadprzeciętnie inteligentnym i zdecydowanie rodzice mieli prawo wiązać z nim duże nadzieje.

Steve miał niecałe pięć lat, kiedy ojciec zaczął opowiadać mu o elektronice. Często zabierał syna do siedziby firmy, w której pracował – Electronic Data Systems nieopodal Los Angeles. Pokazywał Steve’owi różnego rodzaju urządzenia, pozwalał się nimi bawić, łączyć jeden element z drugim. Kilkuletni Woz, jak wspominał kilkadziesiąt lat później w rozmowach z dziennikarzami, uważał wtedy, iż jego tata ma ciekawą pracę, w której nie ma prawa narzekać na nudę.

To wówczas w głowie małego chłopca zrodziło się przekonanie, że i on sam powinien zrobić wszystko, by w przyszłości zająć się zawodowo czymś, co będzie go ekscytowało i dawało mu prawdziwą radość tworzenia. Obserwując ojca, którego tak bardzo pochłaniały projekty firmowe, sam pragnął kiedyś znaleźć zajęcie, które będzie nie tylko pasjonujące i satysfakcjonujące, ale też dostarczy mu frajdy. Taki był właśnie Steve – mały, kilkuletni chłopczyk z wielkimi marzeniami. W kolejnych latach, kiedy to będzie zdobywać uznanie, sławę i pozycję, tak naprawdę niczego w nim nie zmienią.

Od dziecka fascynowały go nauki ścisłe. Steve przejawiał nietypowy talent do łamigłówek i zawiłych matematycznych zadań oraz bardzo wcześnie przyswoił sobie zasady logicznego myślenia. Zdarzało się, że już jako kilkulatek przez całe dni nie wychodził z pokoju i rozwiązywał zadania, których stopień trudności wskazywał, że ich adresatami powinny być zdecydowanie starsze od niego dzieci.

Pasję do elektroniki i technologii wzniecał w nim ojciec, a robił to bardzo subtelnie, nie zmuszając go do niczego, a jedynie zachęcając do podejmowania różnych eksperymentów. Bez nacisków odsłaniał przed nim świat inżynierii, wskazując, że to zaledwie jedna z możliwych życiowych dróg. Ten nienachalny sposób ukierunkowania zainteresowań syna na nowinki technologiczne przynosił pożądane efekty. Steve z coraz silniejszymi wypiekami na twarzy chłonął wiedzę teoretyczną, dla której potem szukał zastosowań w praktyce. Będąc młodym chłopcem, przyswoił sobie ważną zasadę, którą później stosował przez całe życie: kluczem do sukcesu jest poznanie zasady działania danego mechanizmu. Nigdy nie uczył się niczego na pamięć, lecz zawsze próbował zrozumieć cały proces. Poza tym podczas pracy wykazywał się niebywałą cierpliwością. Wszystko starał się robić dokładnie. Krok po kroku.

Chłopiec postrzegał ojca jako autorytet oraz zawsze mógł liczyć na jego wsparcie i radę. Kiedy nastała taka potrzeba, rodzic pokazywał, jak działa dany sprzęt, objaśniał zawiłości techniczne i pobudzał kreatywność młodego majsterkowicza. Tłumacząc, na czym polega praca poszczególnych elementów, z których składają się skomplikowane maszyny, pan Wozniak wykładał przy okazji synowi podstawy fizyki i chemii. Małemu Steve’owi nieobce były takie terminy jak atomy czy elektrony. Po latach nasz bohater wspomina ojca słowami: „Czasami wyciągał szkolną tablicę i odpowiadając na moje pytania, rysował na niej diagramy”. Steve w wywiadzie dla magazynu „Forbes” mówiąc o nim, stwierdził, że był on nie tylko wspaniałym rodzicem, lecz także pedagogiem, który potrafił wytłumaczyć nawet najbardziej skomplikowane projekty za pomocą prostych i trafiających do wyobraźni słów.

W domu państwa Wozniaków, prócz wspomnianej wcześniej pracy ojca, nie było tematów tabu. Dzieci rozmawiały z rodzicami o wszystkim: zarówno sprawach błahych, jak i bardziej skomplikowanych, takich jak religia, ekonomia, polityka oraz oczywiście nauki ścisłe. Ich dom był otwarty dla gości, a w wolnym czasie rodzina uwielbiała debatować nad kwestiami, które przynosiła otaczająca ich rzeczywistość. Każdy mógł wyrazić swoje poglądy i podzielić się wątpliwościami, nie narażając się na krytykę czy osąd.

Ogromna w tym zasługa pani Wozniak, która często stawała się inicjatorką dyskusji na tematy polityczne i religijne, zachęcając tym samym swoje pociechy do budowania własnej opinii w tych kwestiach. Warto zaznaczyć, że jej poglądy polityczne z biegiem lat ewoluowały i z działaczki republikańskiej w czasach młodości Steve’a ostatecznie stała się zagorzałą demokratką. Nie było to jednak przejawem chwiejności jej poglądów, lecz decyzją opartą o głębokie przemyślenia. Pani Wozniak rozwijała również w dzieciach postawy prospołeczne, stając się dla nich autorytetem i wzorem do naśladowania. Jak później przyzna siostra Steve’a, Leslie, ich mama zawsze wspierała szeroko pojmowany aktywizm i zachęcała do bezinteresownej pracy na rzecz innych. Zanim założyła rodzinę, po ukończeniu uniwersytetu w Waszyngtonie objęła stanowisko dyrektora ds. reklamy w Vine Institute, organizacji reprezentującej ponad tysiąc kalifornijskich winnic, zajmującej się m.in. działaniami na rzecz zrównoważonego rozwoju. Już po przyjściu na świat potomstwa, angażowała się w organizację kampanii wyborczych na szczeblu stanowym i krajowym. Walczyła o równość i prawa kobiet, a o tym, że nie dawała sobie w kaszę dmuchać, może świadczyć choćby jedna z dumą powtarzanych rodzinnych opowiastek. Odwołuje się ona do sytuacji, kiedy to Margaret Wozniak energicznie zareagowała na regulamin wprowadzony w szkole średniej, do której uczęszczała jej córka Leslie. W spisie obowiązujących w szkole zasad pani Wozniak znalazła wytyczne wyraźnie dyskryminujące dziewczynki. Jako matka i gorąca zwolenniczka równouprawnienia nie mogła wobec tego faktu przejść obojętnie. Jej bojowniczy duch w walce o słuszne sprawy stał się potem podstawą do przyznania jej w 1987 roku przez lokalny dziennik „San Jose Mercury News” tytułu jednej z najbardziej wpływowych osób w Dolinie Krzemowej. To wszystko sprawiło, że kiedy na ekranach telewizyjnych wyświetlono film Piraci z Doliny Krzemowej nie potrafiła pogodzić się ze sposobem, w jaki ją tam sportretowano. Zżymała się na wizerunek „gospodyni domowej”, z którym się w ogóle nie utożsamiała, a jej córka ze śmiechem dodawała, że ich matka nawet nigdy nie miała fartucha kuchennego.

To właśnie w tamtym okresie kształtował się system wartości Steve’a, na którym oparte będzie całe jego życie. Rodzice nie tyle słowami, co swoim przykładem sugerowali, czym należy się kierować w codziennym postępowaniu. W domu państwa Wozniaków, którzy byli ludźmi bardzo nowoczesnymi, ceniono tradycyjne – a według niektórych – staromodne podejście do wartości, jaką był honor. Dzieci wiedziały, że „kłamstwo ma krótkie nogi” i w każdej sytuacji należy postępować uczciwie. Jeśli „dało się słowo” – nie była to czcza deklaracja. Dyskrecja i dotrzymanie powierzonej tajemnicy stanowiły nienaruszalne zasady. Poza tym wpajano dzieciom etos pracy, a ojciec zwykł mawiać, że jest ona najważniejszą sprawą w życiu; tym samym podkreślał, iż jej utrata stanowi jedno z najgorszych przeżyć, jakich można doświadczyć. Steve zapamięta ojcowskie słowa i szybko zacznie zarobkować, zawsze jednak pamiętając, że praca jest wartością samą w sobie i nie należy na nią patrzeć tylko przez pryzmat wynagrodzenia, które się otrzymuje. Rzeczywiście, zdarzy mu się odrzucać atrakcyjne finansowo propozycje zawodowe na rzecz takich, które oferowały coś niewymiernego: satysfakcję i przyjemność.

Rodzina nauczyła naszego bohatera konieczności etycznego zachowania bez względu na okoliczności. Sam Woz określał to wielokrotnie „skrajną uczciwością”, zwracając uwagę na to, że odziedziczył ją po ojcu. Charakter Francisa Jacoba został z kolei ukształtowany dzięki wychowaniu w rodzinie, w której religia pełniła istotną rolę, a on sam przez długi czas był gorliwym katolikiem. Jako ciekawostkę dodajmy, iż wujek Steve’a przyjął święcenia kapłańskie, jednak fakt, iż w rodzinie Wozniaków był ksiądz nie wpłynął w żaden sposób na religijność naszego bohatera. Woza ominęła bowiem konieczność uczęszczania do kościoła, co było konsekwencją decyzji jego ojca, który w pewnym momencie przestał praktykować i oddalił się od wiary.

Woz miał okazję poznać na swej drodze osoby, dla których duchowość stanowiła istotny element życia i które należały do różnych wspólnot religijnych. Przykładowo jedna z żon Steve’a rzekomo należała do Świadków Jehowy, natomiast Bill Fernandez, sąsiad i kolega, z którym zbudował pierwszy komputer ochrzczony przez chłopców jako „Cream Soda”, był wyznawcą bahaizmu. Wozniak w czasach studenckich, mieszkając w akademiku, zaprzyjaźnił się z praktykującym chrześcijaninem, jednak sam nigdy nie odczuwał potrzeby definiowania się przez pryzmat jakiejkolwiek religii. Pytany o swój stosunek do religii, odpowiadał: „Nigdy nawet nie wszedłem do kościelnego budynku i wolę myśleć samodzielnie”. W odróżnieniu od jego późniejszego partnera biznesowego, z którym założy firmę Apple, nie zostanie też orędownikiem tak modnego w okresie rozkwitu kultury hipisowskiej duchowego oświecenia. W przeciwieństwie do Jobsa nie będzie marzył o pielgrzymce do Indii i staniu się wędrownym ascetą, sidhu. Nie będzie medytował i zagłębiał się w lektury, do których wielokrotnie sięgał jego kolega, takie jak choćby Umysł zen, umysł początkującego Shunryu Suzuki. Nie zainteresuje się też buddyzmem, który tak bardzo przypadł do gustu drugiemu współtwórcy Apple, że kierował się pewnymi jego filozoficznymi aspektami przy podejmowaniu decyzji biznesowych, a w jego biurze przez wiele lat raz w tygodniu pojawiał się mnich Kobun Chino Otogawa pełniący funkcję jego osobistego doradcy. Wozniaka charakteryzować będzie tolerancyjna postawa wobec osób żyjących wedle reguł różnych religii, ale on sam nie poczuje nigdy związku z żadną wspólnotą wyznaniową. Wypowiedzi Woza na ten temat świadczą o braku wewnętrznej potrzeby zgłębiania kwestii duchowych, a czasem nawet pewnej ignorancji wobec pojęć. Czyż nie tak można by odczytywać deklaracje Steve’a w stylu: „Jestem ateistą lub agnostykiem (nawet nie znam różnicy)”? Po latach przyzna dziennikarzom magazynu „Fortune”, że to właśnie dzięki jednoznacznie określonym zasadom wpajanym mu od wczesnej młodości mógł zawsze żyć zgodnie z własnym sumieniem i robić to, co umiał najlepiej, nie krzywdząc nikogo wokół. Nigdy też nie zapomni słów ojca: „Prawda jest ważniejsza niż cokolwiek innego. Jeśli kogoś zabijesz, a potem skłamiesz na ten temat – kłamstwo będzie gorsze”. Dlatego też Steve zapewnia, że nigdy nie konfabuluje. Jak się później okaże, nie zawsze wychodzi na tym korzystnie.

Z domowego środowiska Steve wyniósł także empiryczne podejście niemal do wszystkiego, co go otacza. Ten oświeceniowy duch Francisa Bacona czy Johna Locke’a unosić się będzie zarówno nad eksperymentami z okresu dziecięcego, jak i późniejszymi projektami Wozniaka, dla których zawsze punktem wyjścia była ciekawość i chęć weryfikacji idei, które rodziły się w jego genialnym umyśle. Genezy tego wszystkiego należy upatrywać w dzieciństwie, kiedy dzięki dyskusjom z ojcem Steve stopniowo poznawał świat i prawa nim rządzące.

Inną cechą jego charakteru ukształtowaną w domu rodzinnym był brak przywiązania do dóbr materialnych. Jak przyznał w rozmowie dla „Brisbane Times” : „Dorastając (…) kosiliśmy trawniki sąsiadów, ale zamiast prosić o pieniądze – prosiliśmy o słoiki po majonezie pełne różnych części, z których można by coś stworzyć”. To pokazuje, że Steve nie był przeciętnym dzieciakiem zainteresowanym jedynie szybkim zyskiem, lecz kimś, komu bardziej niż na pieniądzach zależy na rozwoju pasji i konstruowaniu urządzeń ułatwiających życie innym. Nawet gdy odnosił sukcesy jako współtwórca Apple, profity finansowe nie były dla niego najważniejsze.

Mimo technologicznego zacięcia Wozniak od zawsze starał się patrzeć na zagadnienia dotyczące elektroniki z nieco humanistycznej perspektywy. Mówiąc o wychowaniu naszego bohatera, warto zaznaczyć, że podczas gdy elektronicznego bakcyla zaszczepił mu ojciec, tak matka starała się rozbudzać jego artystyczne zapędy. Sama pochodziła z niezwykle muzykalnej rodziny oraz ceniła kulturę i sztukę, za sprawą których rozwija się wrażliwość i otwartość. Przyglądając się późniejszemu życiu Woza, można śmiało stwierdzić, że zabiegi pani Wozniak nie poszły na marne, a on sam po latach przyzna, że zamiłowanie do wielu „nietechnicznych części życia” w znaczący sposób ukształtowało jego osobowość. Powie też: „Byłem zwolennikiem sztuki w San Jose. Oglądałam wiele musicali i sztuk teatralnych, a nawet widowisk baletowych”. Być może dlatego, gdy miał zaledwie dziesięć lat, zaczęło rodzić się w nim pragnienie, by zostać specyficznym artystą prowadzącym działalność na przecięciu wielu dziedzin nauki. Wprawdzie młody Wozniak nie artykułował tego w ten sposób, jednakże możemy sobie wyobrazić, iż jego dziecięca wizja swojej osoby przewidywała kreację na wzór człowieka renesansu, kogoś o duszy Leonarda da Vinci, który nie tylko malował fascynujące obrazy, ale też przewidział powstanie helikopterów, łodzi podwodnych i innych niesamowitych wynalazków.

Inny chłopiec, który przyjdzie na świat pięć lat później i zamieszka z adopcyjnymi rodzicami niedaleko domu rodzinnego naszego bohatera, również będzie miał takie marzenia. Po latach ujmie to w następujące wspomnienie: „Choć lubiłem elektronikę, to jako dzieciak zawsze widziałem w sobie przyszłego humanistę. Potem jednak przeczytałem coś, co jeden z moich idoli, założyciel Polaroida, Edwin Land, powiedział o wielkim znaczeniu ludzi, którzy stoją na skrzyżowaniu nauk humanistycznych i ścisłych, i zdecydowałem, że kimś takim właśnie chciałem być”. Tę deklarację złożył późniejszy kumpel Woza, Steve Jobs. Umiłowanie do zespalania różnych dziedzin wiedzy połączy w przyszłości tę dwójkę młodych ludzi, którzy stworzą firmę stanowiącą dowód, iż mariaż technologii z humanistyką może przynieść fenomenalne owoce. W tym przypadku bardzo konkretne „Jabłka”, którym trudno będzie się oprzeć wielu ludziom na całym świecie. Jobsowi idea przenikania nauk ścisłych z humanistycznymi będzie towarzyszyć przez całe życie, a jednym ze spektakularnych dowodów na wierność tej filozofii staną się prezentacje nowych produktów Apple’a, które wieńczyć będzie wyświetlany na potężnym ekranie slajd pokazujący skrzyżowanie ulicy Sztuk Wyzwolonych z ulicą Technologiczną. Podczas ostatniego publicznego wystąpienia zorganizowanego w marcu 2011 roku, na którym pokazano światu iPada 2, przyjaciel Woza wypowie jakże ważne zdanie: „W DNA Apple’a wpisane jest przekonanie, że sama technologia to zbyt mało – dopiero połączenie technologii i humanistyki daje rezultaty, które sprawiają, że raduje się nasza dusza”.

W ramach dygresji dodajmy, że tego typu myślenie godzące nauki humanistyczne ze ścisłymi długo uchodziło za fanaberię, która nie może być traktowana poważnie, np. w kręgach akademickich. Na szczęście w drugiej połowie XX wieku zaczęło się to stopniowo zmieniać, a biografie wybitnych umysłów działających na styku nauki i sztuki potwierdziły, że taki sojusz ma przed sobą przyszłość. Szkoły winny sprzyjać rozwojowi tego trendu, co trafnie wyraził profesor School of Business na Uniwersytecie Nowojorskim, Scott Galloway : „Edukacja powinna być nastawiona na kreatywność – projektowanie, nauki humanistyczne, sztukę, dziennikarstwo i sztuki wyzwolone. Podczas gdy świat pędzi w kierunku nauk przyrodniczych, technologii, inżynierii i matematyki, przyszłość należy do klasy ludzi kreatywnych, którzy potrafią sobie wyobrażać formy, funkcje i ludzi jako coś więcej – coś pięknego i inspirującego – z technologią jako środkiem do celu”. Steve Wozniak – jak już wspomnieliśmy – głęboko wierzy w twórczą moc symbiozy nauk humanistycznych i ścisłych, o czym często opowiada podczas konferencji, wykładów i rozmów z dziennikarzami. W czasie wizyty w Polsce w 2018 roku zapytany podczas wywiadu, czego młodzi ludzie powinni się uczyć w dzisiejszej szybko zmieniającej się rzeczywistości, wyczerpująco wyjaśnił: „(obecnie) potrzebujemy różnych osób, które realizują rozmaite zadania (…). Muszą oni rozumieć innych ludzi, rynki, biznes (…) Na pewno potrzebne jest dobre inżynieryjne i naukowe wykształcenie. Muszą to być osoby, które mają zdolność tworzenia czegoś, co jeszcze nie istnieje, a nie jest to łatwe. (…) Łatwo zrobić coś, o czym uczyliśmy się w szkole, bo ktoś już to kiedyś zrobił i wystarczy to powtórzyć. Trudno zrobić krok w zupełnie nieznanym kierunku, ale to właśnie wtedy powstaje coś przełomowego”.

Steve’owi takich kroków zdarzyło się zrobić całkiem sporo, a stawiał je już od najmłodszych lat. Jeszcze jako pędrak zapragnął tworzyć zupełnie nowe przedmioty, które ułatwią życie każdemu człowiekowi. Miał przy tym świadomość, że kluczem do sukcesu jest połączenie talentu i wysiłku wielu umysłów, innowatorów działających u zbiegu sztuki i nauki. Podzielał w ten sposób przekonania podnoszone przez innych naukowców, w tym choćby Williama Bradforda Shockleya – amerykańskiego fizyka, współwynalazcę tranzystora – który stwierdził: „aby można było stworzyć jedno nowe urządzenie, wiele osób specjalizujących się w rozmaitych dziedzinach nauki musi połączyć zróżnicowane umiejętności i zaangażować się we wszystkie niezbędne badania”. Zaznaczmy jednak, że młody Wozniak pragnąc pójść w ślady ojca i zostać inżynierem, rozważał także objęcie stanowiska nauczyciela, gdyż chciał dzielić się posiadaną wiedzą i umiejętnościami z innymi. Czas pokaże, że i to marzenie się spełni.

Rozdział 2

Radioamator w technologicznej paczce

W nauce cuda zdarzają się nieustannie

Bill Gates

Steve Wozniak w dzieciństwie bardzo często zarywał noce, poświęcając czas na lekturę rozmaitych książek. Podzielał powszechny pogląd, iż czytanie poszerza horyzonty myślowe, a także rozwija wyobraźnię. Kiedy jakaś pozycja szczególnie go zainteresowała, nic nie było w stanie przeszkodzić mu w studiowaniu kolejnych stron, nawet tzw. „godzina policyjna”, którą wprowadziła w domu pani Wozniak w trosce o to, by jej pociechy kładły się spać o właściwej porze i miały czas na odpoczynek. Kiedy więc o godzinie 21:00 mama życzyła swoim dzieciom słodkich snów i gasiła światło, Steve’owi ani w głowie było grzeczne zaśnięcie bez pochłonięcia kolejnego rozdziału książki o przygodach swojego ulubionego bohatera literackiego. Jedną z faworyzowanych w tamtym okresie lektur Woza był cykl powieści o Tomie Swifcie Juniorze, nastoletnim inżynierze, który stał się dla młodego Steve’a wzorem do naśladowania. Fikcyjna postać książkowa często ratowała planetę przed rozmaitymi niebezpieczeństwami za pomocą wymyślonych przez siebie gadżetów, co szczególnie fascynowało Wozniaka. Tom Swift działał motywowany wyłącznie bezinteresowną chęcią zrobienia czegoś dobrego dla ludzkości, co było szczególnie bliskie sercu dobrodusznego Woza, którego aparycję kiedyś jeden z dziennikarzy porównał do sympatycznego Kubusia Puchatka, którego nie sposób nie pokochać. Zostawmy jednak tę analogię i powróćmy do ukochanego bohatera literackiego Steve’a. Niewątpliwie chłopcu mógł szczególnie podobać się fakt, iż Tom pod wieloma względami był do niego podobny. W tworzeniu elektronicznych wynalazków pomagał mu ojciec, a on sam wierzył, że za sprawą wyjątkowych pomysłów może zmieniać otaczającą go rzeczywistość. To przekonanie będzie towarzyszyło Wozniakowi, kiedy zarywać będzie niejedną noc, główkując, jak rozwiązać zawiłe problemy techniczne przybliżające go do stworzenia komputera osobistego, który z czasem znajdzie się niemal w każdym domu.

Poza tym ogromny wpływ na późniejszy wybór ścieżki życiowej Woza miał serial telewizyjny Star Trek, co nasz bohater podkreślał w wielu rozmowach z dziennikarzami, przyznając: „Nie jestem pewien, czy miałbym odwagę założyć Apple, zająć się tymi wszystkimi technicznymi rzeczami i czy znalazłbym w tym sens, gdybym nie uczestniczył w konwencjach Star Trek, na które jeździłem, gdy byłem młody”.

Te humanistyczne ciągoty w połączeniu z technologiczną żyłką zdają się czymś typowym dla wielu wybitnych wynalazców. Molami książkowymi byli również inni chłopcy, którzy wraz z Wozem staną się symbolem rewolucji technologicznej. Mamy tu na myśli jego późniejszego partnera biznesowego, Steve’a Jobsa, który w młodzieńczych latach będzie ulegał magii dramatów szekspirowskich i powieści Hermana Melville’a z Moby Dickiem na czele. Inny łebski chłopak, który później stanie się jednym z najbogatszych ludzi na świecie, Bill Gates zaczytywał się najpierw w opowieściach o przygodach Tarzana i Marsjanach, których autorem był Edgar Rice Burroughs, a gdy nieco wydoroślał – w kultowej książce J.D. Salingera Buszujący w zbożu oraz w najsłynniejszym dziele Francisa Scotta Fitzgeralda – Wielkim Gatsbym. Pożeraczem książek był również drugi założyciel Microsoftu, Paul Allen, który w rodzinnym domu dysponował tak imponującą biblioteką, że jego szkolny kolega Gates nie mógł wyjść z podziwu, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył. Jego uwagę przyciągnęły zwłaszcza publikacje fantastyczno-naukowe. Gates po latach wspomina kumpla w kontekście umiłowania słowa drukowanego: „Przeczytał cztery razy więcej (książek science fiction ) ode mnie. I miał tyle innych książek wyjaśniających różne sprawy”. Do tego grona dziecięcych moli książkowych należał też Elon Musk, który uwielbiał komiksy i wszelkie publikacje związane z technologią. „Czytałem każdy komiks, jaki znalazłem w sklepie. Oczywiście Batmana, Supermana (…) Zieloną Latarnię, Iron Mana. (…) Doktora Strange’a … Czytałem wszystko” – wspominał późniejszy założyciel przedsiębiorstwa przemysłu kosmicznego SpaceX. Dodajmy, że wśród lektur, które wpadły w ręce małego Elona, znalazły się też teksty dość zaskakujące jak na jego wiek. Były nimi klasyczne pisma filozoficzne Friedricha Nietzschego i Artura Schopenhauera. Z perspektywy czasu twórca Tesli przyznał: „(…) nie powinno się ich czytać w wieku czternastu lat. To zły pomysł, są bardzo pesymistyczne”. Na szczęście wkrótce na półce w domowej biblioteczce znalazł książkę z pozytywnym przesłaniem, do której potem wiele razy wracał. Była nią humorystyczna powieść science fiction Douglasa Adamsa Autostopem przez Galaktykę.

Musimy zaznaczyć, że miłość do książek nie zostanie wyparta przez żadnego z wspomnianych liderów technologii w ich dorosłym życiu, kiedy świat ogarnie obsesja na punkcie komputerów. Żaden z nich nigdy nie porzuci czytania, a Gates zanim założy rodzinę, zadeklaruje: „Moje dzieci oczywiście będą miały komputery. Najpierw jednak będą miały książki”.

Przyglądając się życiu małego Woza niejako przez dziurkę od klucza w drzwiach jego rodzinnego domu, znajdziemy tam nie tylko chłopca, który wieczorami sekretnie zaczytuje się w przygodach Toma Swifta, lecz także przywódcę grupy, którą sam Steve ochrzcił mianem „“Elektronicznych Chłopaków”. Kilkuletni Woz czuł się liderem tego ugrupowania składającego się z kompanów z sąsiedztwa, z którymi obok gry w baseball często spędzał długie godziny na majsterkowaniu w garażu ojca. Dodajmy, że były to czasy sprzyjające takim eksperymentom, a nowinki techniczne podsycały wyobraźnię domorosłych inżynierów, którzy po wynalezieniu tranzystora i wypuszczeniu na rynek pierwszych małych radioodbiorników mogli snuć coraz bardziej odważne plany. Jak zauważył Walter Isaacson w książce Innowatorzy: „dzięki radioodbiornikowi tranzystorowemu po raz pierwszy doszedł do głosu temat przewodni ery cyfrowej: wykorzystywanie technologii w celu nadawania urządzeniom osobistego charakteru”. Zmiana ta spowodowała, że zwłaszcza młodzi ludzie inaczej spojrzeli na elektronikę i jak słusznie zauważa autor: „Przestała być (ona) domeną dużych korporacji i wojska, zaczęła natomiast wspierać indywidualność, wolność osobistą, kreatywność, a nawet buntowniczego ducha”. O przełomowym znaczeniu tego wynalazku nie tylko dla historii techniki, ale też muzyki, obyczajowości, nawyków społecznych czy wreszcie stylu życia nie trzeba chyba specjalnie przekonywać. Wypuszczone na rynek małe przenośne radioodbiorniki dały młodemu pokoleniu wolność – pozwoliły odciąć się od dyktatu starszej generacji, która gromadziła się wokół sporych rozmiarów domowych aparatów radiowych i narzucała swój wybór słuchanych radiostacji. I nie chodziło tutaj o wiadomości z kraju i ze świata, ale przede wszystkim o muzykę towarzyszącą audycjom. Podczas gdy rodzice chętnie nucili swingujące melodie Franka Sinatry, młodzi chcieli szaleć w rytmie rodzącego się wówczas rock and rolla. Dla starszych nie do zaakceptowania była wschodząca gwiazda Elvisa Presleya, który rzekomo demoralizował ich latorośle, więc szanse na to, by w salonie usłyszeć That’s All Right były niemal żadne. Jednakże ryzyko wojny międzypokoleniowej w pewnym stopniu zażegnał mały, podręczny, osobisty radioodbiornik, który odegrał niebagatelną rolę w zdobyciu serc młodzieży przez nowe muzyczne trendy.

Tymczasem nasi chłopcy dorastali z radiem i krótkofalówką w ręku, próbując udoskonalać ten sprzęt na swój sposób. Eksperymentowali i poznawali elektronikę w praktycznym wymiarze. Wozniak zadawał przy tym mnóstwo pytań każdemu, kto mógł zaspokoić jego ciekawość. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, w jaki sposób działa dane urządzenie lub do czego służą poszczególne elementy.

Można zatem powiedzieć, że miłość do nauki u młodego Steve’a zaczęła się podobnie jak w przypadku wielu amerykańskich chłopców – od pasji dłubania w różnych mechanizmach, którą od czasu do czasu nadzorował rodzic będący pierwszym mentorem dla głodnych technicznej wiedzy maluchów. Zaznaczmy, że były to lata, w których podstawowa wiedza na temat działania różnych urządzeń była czymś powszechnym. W dzisiejszych czasach zaawansowana technologia i związana z nią miniaturyzacja sprawiły, iż sytuacja przedstawia się zgoła odmiennie. Większość sprzętu elektronicznego jest obecnie utylizowana, a nie naprawiana. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, iż koncerny technologiczne celowo próbują utrudniać modyfikacje i naprawy swoich produktów. Brytyjski fizyk i programista, a przy tym współtwórca usługi znanej dziś na całym świecie jako „WWW”, Timothy Berners-Lee, który dzieciństwo również kojarzy z elektronicznymi zabawami w garażu, kiedyś słusznie zauważył: „Dziś dzieciak dostaje MacBooka i widzi w nim zwykły sprzęt użytkowy. Traktuje go jak lodówkę, która nieważne jak działa, byleby była pełna smacznego jedzenia. Nie rozumie w pełni tego, co rozumiałem ja i moi rodzice, czyli że jedynym, co nas ogranicza w pracy z komputerem, jest nasza własna wyobraźnia”. Jednak w tamtym okresie dzieci często spędzały długie godziny na rozkładaniu i składaniu sprzętu, samodzielnym dociekaniu, jak rozmaite urządzenia działają, oraz próbach budowania własnych wynalazków. W takiej otoczce mijało też dzieciństwo dorastającego w pobliżu, ale jeszcze nieznanego naszemu bohaterowi, drugiego Steve’a, którego nazwisko z czasem stanie się niemalże synonimem technologicznej gwiazdy rocka. Mowa oczywiście o Jobsie.

Tymczasem Steve Wozniak, nieświadomy sąsiedztwa chłopca o pokrewnej duszy, wspominał po latach, że będąc jeszcze dzieckiem, zrozumiał na przykład działanie opornika czy żarówki. Kwestię tej ostatniej wyjaśnił mu ojciec metodą „od szczegółu do ogółu”, kreśląc przy okazji historię jej wynalazcy, Thomasa Edisona. „Ta wiedza spowodowała, że czułem się inny niż wszystkie dzieci, które znałem. Zacząłem mieć takie poczucie, jakbym znał sekrety, których nie znał nikt inny”, wyjaśnił w autobiografii Woz, który chodził wówczas do drugiej klasy szkoły podstawowej. Wiedza stawała się dla małego chłopca obietnicą wielkiej przygody; warunkiem jej przeżycia było zdobycie kluczy do rozmaitych tajemnic. W podobny sposób rozkwitała fascynacja nauką u wielu innych przyszłych geniuszy, wynalazców i wizjonerów. Dowodem niech staną się choćby słowa Elona Muska, który w czerwcu 2012 roku, wygłaszając przemówienie w Kalifornijskim Instytucie Technicznym, przyznał: „Jako młody człowiek nie wiedziałem, co będę robił, gdy dorosnę. (…) W końcu przyszło mi do głowy, że wymyślanie różnych rzeczy byłoby czymś (…) fajnym. Wpadłem na to po przeczytaniu słów Arthura C. Clarke’a : »Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii«”. Przywołując przykłady wynalazków, które zrewolucjonizowały świat i dziś postrzega się je jako coś oczywistego, twórca Tesli zwracał uwagę, jak niedorzeczne wydawały się wielu ludziom, którzy byli świadkami ich narodzin. „Pomyślałem więc, że jeśli kiedyś będę mógł stworzyć tego typu rzeczy (…), to będzie jak magia i to byłoby naprawdę coś” – dodał w swoim wystąpieniu Elon Musk.

Steve Wozniak także pragnął stać się częścią owego magicznego świata. Mimo młodego wieku miał na koncie sporo sukcesów technicznych, między innymi własnoręcznie zbudował radio kryształkowe, do konstrukcji którego użył kilku jednocentowych monet. Podczas gdy rówieśnicy Steve’a wykazywali się ogromną cierpliwością w rozkładaniu i składaniu zestawów dla majsterkowiczów, żądni wiedzy na temat zasady działania rozmaitych urządzeń, Woz mający podobne zainteresowania zdecydowanie przerastał ich pomysłami, wiedzą i zdolnościami. Mogą o tym świadczyć pytania, jakie zadawał ojcu, nauczycielom i przede wszystkim sobie samemu. Bo czyż takimi nie są rodzące się w głowie kilkulatka kwestie typu: czy możliwe byłoby zbudowanie odbiornika telewizyjnego, który nie potrzebowałby lamp albo czy można skonstruować lampy, które nigdy by się nie przepalały? To nie są dylematy typowego chłopca. Przeciętne dziecko w jego wieku, widząc jakikolwiek sprzęt, nie zastanawia się, w jaki sposób działa i czy można by go udoskonalić.

W czwartej klasie podstawówki w Stevie obudziła się wielka miłość do matematyki, co natychmiast zostało dostrzeżone przez jego ówczesną nauczycielkę tego przedmiotu – panią Skrak. Zilustrować to może choćby jedna ze szkolnych anegdot. Otóż pewnego dnia w klasie pojawiła się pani Wozniak, która przyjrzawszy się rówieśnikom syna ze zdumieniem i trwogą jednocześnie stwierdziła, że jej latorośl nieco odstaje od reszty. Jej spostrzeżenie wiązało się z tym, iż Steve był wówczas nieco niższy niż jego koledzy. Pani Skrak natychmiast uspokoiła matkę chłopca. Wprawdzie przyznała jej rację w kontekście wzrostu Woza, ale wymownie stukając się w głowę, stwierdziła: „On tu jest za to największy z całej klasy”. Z czasem okazało się, że zdolnościami matematycznymi Steve przewyższał nie tylko rówieśników, ale też uczniów starszych klas. Odkrycie niezwykłego talentu młodzieńca na tak wczesnym etapie pomogło zindywidualizować proces jego edukacji, a jednocześnie wpłynęło pozytywnie na samoocenę ucznia. Pochwały i specjalnie przygotowywane dla niego zadania sprawiły, że Steve z przyjemnością chodził do szkoły i dążył do tego, by stać się jeszcze lepszym uczniem.

W tamtym też czasie chłopiec otrzymał od rodziców zestaw elektronika hobbysty, na który złożyły się przełączniki, lampki, kable i inne ważne elementy. Tego typu „zabawki” cieszyły się w owych czasach niebywałą popularnością, a produkowały je głównie takie firmy jak Edmund Scientific, Estes Industries, RadioShack czy najpopularniejsza – Heathkit. Szczęśliwym posiadaczem takiego zestawu był też Steve Jobs, który wspominał: „Tak naprawdę wydawało się na nie więcej, niż gdyby poszło się po prostu do sklepu i kupiło gotowy sprzęt”. W tym wszystkim oczywiście nie chodziło o niskie koszty zbudowanego urządzenia, ale frajdę połączoną z nauką. Jobs także zwrócił na to uwagę, przyznając: „Uczyłem się, badając różne urządzenia, co pozwalało mi zrozumieć pozornie bardzo skomplikowane rzeczy wokół. To dawało niesamowite poczucie pewności siebie”. Nie inaczej było w przypadku Woza. Okazało się przy tym, że jest on urodzonym majsterkowiczem, obdarzonym przez naturę zręcznymi palcami i umysłem galopującym niemal z prędkością światła.

Podarowany przez rodziców komplet małego elektronika odegrał ważną rolę podczas jego zabaw z kolegami z sąsiedztwa – wspomnianą już paczką Elektronicznych Chłopaków. Dzięki temu zestawowi przyjaciele zaprojektowali interkom łączący sześć domów na ich osiedlu. Gdy do budowy urządzenia brakowało im niektórych części, Steve i jego koledzy używali swojego sprytu oraz dziecięcego uroku, aby je zdobyć. Przykładowo jeden z kompanów Wozniaka załatwił od miejscowego elektryka zajmującego się telefonami kabel, który później wykorzystali do stworzenia interkomu. Mechanizm działania urządzenia był prosty; bardziej skomplikowane wydawało się jednak połączenie wszystkich elementów tak, aby uzyskać oczekiwany efekt. Chłopcy rozciągnęli kable wzdłuż całej ulicy, przewód przymocowali dość ryzykownie zszywkami, a na samym końcu podłączyli przełączniki. Jak wspomina Woz – mimo że nie było to osiągnięcie nowoczesnej inżynierii, najważniejsze, że działało. Mogli za jego pomocą rozmawiać ze sobą zarówno w dzień, jak i w nocy, nie wzbudzając niczyich podejrzeń, ponieważ w swoim wynalazku zastosowali nie tylko brzęczyki, ale też lampki. Opracowany przez nich system komunikowania się nocną porą za pomocą światełek chronił ich przed ciekawskim uchem rodziców i pozwalał zachować wszystko w sekrecie.

Interkom służył między innymi do planowania nocnych wypadów, podczas których płatali najróżniejsze figle. I tak, czmychając przez okna w swoich pokojach, przyjaciele spotykali się pod osłoną nocy, a następnie ustalali, komu i jaki żart można by tym razem zgotować. Jeden z ich ulubionych dowcipów polegał na tym, że w sklepie nocnym zaopatrywali się w ogromną paczkę papieru toaletowego, którym następnie owijali wybrany dom sąsiada. Choć proceder powtarzali przez dłuższy czas, każda nocna akcja wzbudzała wiele emocji i dostarczała przedniej zabawy – oczywiście tylko sprawcom, gdyż inne zdanie na ten temat mieli mieszkańcy udekorowanych papierem toaletowym domów. Sam Wozniak uznał budowę sprawnego urządzenia komunikacyjnego za sukces, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że on i jego koledzy liczyli wtedy niespełna dwanaście wiosen. Po latach, kiedy wspominał tę przygodę, skwitował ją słowami: „Wszystko poszło po naszej myśli. Żaden z rodziców nie wiedział, co udało nam się zrobić”.

Mimo tak młodego wieku, Steve znał już jednak takie pojęcia jak tranzystor czy inwerter, czym wyróżniał się z całej paczki. Wozniak przerastał rówieśników nie tylko wiedzą i talentem do elektroniki, lecz także inteligencją. Zdradził kiedyś, że zanim poszedł do szóstej klasy, zrobiono mu testy IQ, które wykazały poziom powyżej 200 punktów. Warto jednak zaznaczyć, że nie ma żadnych dowodów potwierdzających ten fakt, co więcej: przez lata w mediach pojawiały się różne doniesienia na ten temat. Niektórzy twierdzili, iż IQ Wozniaka oscyluje w granicach 180 punktów, a zatem podobnie jak m.in. w przypadku Billa Gatesa. Dodajmy, że podobnym lub wyższym wynikiem może się poszczycić łącznie zaledwie około 0,2% populacji. Jaki dokładnie iloraz inteligencji ma nasz bohater – nie wiadomo, ale dociekanie tego nie ma chyba większego znaczenia, bowiem jego dokonania jednoznacznie dowodzą, że to naprawdę tęgi umysł.

Wozniak już w szkole podstawowej realizował projekty związane z elektroniką, z którymi nie poradziliby sobie nawet licealiści. Rzadko który jej aspekt stanowił dla niego problem. To zachęcało go do działania i motywowało do dalszego rozwoju. Jak pisze w autobiografii: „Krok po kroku nauczyłem się budować na przykład bramki logiczne AND i OR, te podstawowe elementy technologii komputerowej”. Bez wątpienia czuł się więc w świecie elektroniki jak ryba w wodzie i coraz silniej wierzył w to, że „możliwe jest przekształcanie fantazji w rzeczywistość”, jak to później sam określił w jednym z wywiadów.

Pewnego razu, będąc w piątej klasie szkoły podstawowej, natrafił na artykuł prasowy, w którym opisano historię chłopców komunikujących się ze sobą na odległość za pomocą radiostacji. Tego typu opowieści z krótkofalówką w roli głównej można znaleźć w życiorysach wybitnych naukowców i wynalazców znacznie więcej. Za jeden z wielu przykładów może posłużyć epizod z biografii laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z 2000 roku, Jacka St. Claira Kilby’ego, który wynalazł układ scalony i opracował podstawy technologii krzemowych baterii słonecznych. Otóż ten pochodzący z Teksasu naukowiec jako dziecko – podobnie jak Woz – zamykał się z tatą w domowym garażu, który stał się istnym królestwem majsterkowiczów. Jako dorastający chłopiec często wybierał się z ojcem w teren, by usuwać rozmaite usterki elektryczne i niezbędne okazywały się wówczas krótkofalówki, które pozwalały im zachować łączność w miejscach pozbawionych możliwości korzystania z telefonów. Po latach przyznał, że właśnie jedna z takich wycieczek obudziła w nim prawdziwą miłość do nauki i techniki. Podczas rozmowy z dziennikarzem „Washington Post” wspominał to wydarzenie: „Gdy jako nastolatek znalazłem się w centrum zamieci śnieżnej, po raz pierwszy mogłem się przekonać, jak radio, a co za tym idzie – elektronika może naprawdę wpływać na ludzkie losy, ułatwiając dostęp do informacji, pozwalając utrzymać kontakt i dając nadzieję”. Z całą pewnością pod tymi słowami mógłby się także podpisać nasz bohater.

Steve już wcześniej wiedział, że dzięki radiostacjom można odbywać połączenia między odległymi miastami, ale dopiero pod wpływem lektury artykułów prasowych przyszedł mu do głowy pomysł, iż sam mógłby zastosować fale radiowe i krótkofalówkę do komunikowania się z innymi na duży dystans. Myśl, że możliwe jest tanie połączenie się nie tylko z innym miastem, lecz także z odległym stanem wydawała mu się szokująca i na swój sposób intrygująca.

Idea ta obudziła w nim chęć zostania radioamatorem, a trzeba dodać, iż w tamtych latach była to działalność dość niszowa. Steve wspominał, że gdy opowiedział o tym w szkole, niewiele osób w ogóle rozumiało, co tak naprawdę miał na myśli. Na szczęście będąc uczniem szóstej klasy trafił na pana Gilesa, który wprowadził go do świata częstotliwości i alfabetu Morse’a. Wkrótce potem, korzystając z zestawu do samodzielnego montażu firmy Hallicrafters zbudował radio krótkofalowe. Steve mocno zaangażował się w nowe hobby, co więcej: postanowił zdobyć licencję radioamatora. Powyższe wyzwania podjął także… Francis Jacob Wozniak. W tej sytuacji ojciec wraz z synem wspólnie podeszli do egzaminu i razem też świętowali sukces. Woz po raz kolejny przekonał się, na jak duże rodzicielskie wsparcie może w życiu liczyć. Nie bez przyczyny wspominał potem, że bez taty nie dokonałby w życiu tak wielu wspaniałych i przede wszystkim pożytecznych rzeczy.

Jednak wkrótce po tym, jak uzyskał licencję radioamatora, wypaliło się jego zainteresowanie tym zagadnieniem. Częściowo wynikało to z faktu, iż sieć połączeń tworzyły głównie osoby dorosłe podchodzące do tematu fal radiowych z pełną powagą. Steve tymczasem chciał płatać figle i wykorzystywać radiostację do żartów. Stateczni panowie radioamatorzy nie stanowili odpowiednich partnerów do tego typu radosnej twórczości.

Rozdział 3

Dorastanie w Dolinie Krzemowej

Życie jest zbyt krótkie, żeby zadawać się z ludźmi, którzy nie są przedsiębiorczy

Jeff Bezos

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Wstęp
Rozdział 1. Mieszanka krwi tworząca wartości na całe życie
Rozdział 2. Radioamator w technologicznej paczce
Rozdział 3. Dorastanie w Dolinie Krzemowej
Rozdział 4. Nieśmiałość geniusza
Rozdział 5. Projekty naukowe i pierwsze gorzkie lekcje
Rozdział 6. Dowcipy w czasach licealnych i pierwsze poważne szkice na papierze
Rozdział 7. Śnieg w Kolorado, żart z zagłuszaczem i przenosiny do De Anzy
Rozdział 8. „Dzieci kwiaty” i utrata złudzeń
Rozdział 9. Komputery nie tylko na kartkach
Rozdział 10. Początki trudnej przyjaźni
Rozdział 11. Blue Box, Mr Draper i wypadek samochodowy
Rozdział 12. Projektant kalkulatorów i pionier VOD
Rozdział 13. Odbicie piłeczki, czyli od Ponga do Breakoutu
Rozdział 14. W gronie maniaków komputerowych
Rozdział 15. Tak rodzi się gigant
Rozdział 16. Jabłoniowy sad
Rozdział 17. Wyrzuty sumienia i odrzucony pomysł
Rozdział 18. Wyznaczanie trendów
Rozdział 19. Nowa odsłona w kolorze i poszukiwanie sponsorów
Rozdział 20. Wizja przyszłości według Mike’a Markkuli
Rozdział 21. Rozwój Apple i międzynarodowe targi
Rozdział 22. W drodze na szczyt
Rozdział 23. Wśród technologicznej elity
Rozdział 24. Dylematy i wypadek, który wszystko zmienił
Rozdział 25. Powrót na uczelnię i festiwale dla przyjaciół
Rozdział 26. Sprzedaż akcji i wielkie rozstanie
Rozdział 27. Jak ułatwić sobie życie, czyli CL 9
Rozdział 28. Inspirujący fundator i nauczyciel z powołania
Rozdział 29. Życie prywatne
Rozdział 30. Osoba publiczna

Renata Pawlak i Łukasz Tomys

Steve Wozniak – geniusz Apple

Wydanie drugie. Rozszerzone

ISBN: 978-83-66167-80-3

© Renata Pawlak, Łukasz Tomys i Łukasz Tomys Publishing 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Łukasz Tomys Publishing

e-mail: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek