Ciało. Arcydzieło siedmiu milionów lat ewolucji - Juan Luis Arsuaga - ebook

Ciało. Arcydzieło siedmiu milionów lat ewolucji ebook

Juan Luis Arsuaga

0,0
84,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Fascynująca podróż w głąb maszyny idealnej

Dotknij swojego kolana. Poruszaj palcami stóp. Obróć przedramię i wczuj się w taniec swoich mięśni.

To nie tylko ruch. To ślady milionów lat ewolucji zapisanych w twoim ciele.

Juan Luis Arsuaga, wybitny paleontolog i mistrz opowieści o nauce, zabiera nas w niezwykłą podróż po ludzkim ciele. Z pasją detektywa i wrażliwością artysty odpowiada na często nurtujące nas pytania. Jak narodziła się nasza dwunożność? Dlaczego umiemy mówić, a inne zwierzęta nie? Jak to się stało, że ludzki mózg jest najdoskonalszym narzędziem na Ziemi?

Tajemnice ludzkiego ciała Arsuaga odkrywa… w Muzeum Prado. Przez pryzmat dzieł wielkich mistrzów pokazuje, jak inspirowało ono artystów od starożytności po nowożytność.

Ciało. Arcydzieło siedmiu milionów lat ewolucji to więcej niż książka. To rewolucyjna lekcja anatomii, która przemówi do wszystkich twoich zmysłów. To także hołd dla Natury – wielkiej artystki, która przez wieki doskonaliła swoje arcydzieło. Ciebie.

Juan Luis Arsuaga

Jeden z najwybitniejszych współczesnych paleoantropologów. Od dekad prowadzi badania na słynnym stanowisku w Atapuerce, gdzie uczestniczył w odkryciu najstarszych szczątków przodków człowieka w Europie.

Profesor Uniwersytetu Complutense w Madrycie. Wykładał gościnnie na uczelniach od Cambridge i Rzymu po Tel Awiw i Nowy York. Publikuje w najważniejszych czasopismach naukowych, takich jak „Nature” i „Science”.

Jego książki, w tym bestsellerowe Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat, zostały przetłumaczone na dziesiątki języków i podbiły listy bestsellerów. Nikt tak jak on nie opowiada o ewolucji człowieka, łącząc naukową precyzję z pasją i literackim talentem. Za swoje osiągnięcia otrzymał m.in. Nagrodę Księcia Asturii oraz Nagrodę Castilla y León.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 650

Data ważności licencji: 10/13/2029

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

Nuestro cuerpo. Siete millones de años de evolución

© 2023, Juan Luis Arsuaga

c/o MB Agencia Literaria S.L. through Book/lab Literary Agency

© ilustracje, Susana Cid, 2023

Projekt okładki

Łukasz Dziedzic

Ilustracja na okładce

Wenus z delfinem, fot. Muzeum Prado

Redakcja merytoryczna

dr n. med. Grzegorz Goncerz

Redaktorka inicjująca

Dorota Gruszka

Redaktorka prowadząca

Justyna Skalska

Współpraca redakcyjnaMarlena Miśkowiec

Opieka redakcyjna

Katarzyna Mach

Adiustacja

Barbara Wójcik

Korekta

Laura Możdżeń

Małgorzata Biernacka

Copyright © for the translation by Ewa Ratajczyk

Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8427-046-2

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Ludzie mówią: „ja i moje ciało”. Od zwierząt różni nas między innymi ten lekki, ulotny dystans między nami a naszym ciałem. Ciało jest formą, z którą musimy się utożsamiać, i naczyniem, które niesie nas przez życie. Ciało jest domem jaźni, siedzibą duszy. Ale może być także więzieniem i ciężarem. Ja i moje ciało. Dzieli je szczelina pełna zagadek i tajemnic, ciemności i obietnic. Z tej szczeliny, z tego nacięcia lub rany wyrastają pieśni i opowieści, religie, marzenia i odkrycia.

Anna-Karin Palm, szwedzka pisarka i dziennikarka, podczas wystawy Being an Angel. Francesca Woodman

PrzedmowaSzczelina

Greckie słowo kosmos oznacza porządek, a starożytni myśliciele uważali wszechświat za uporządkowaną całość rządzoną przez prawa, czyli nomos. „Zachowanie” wszechświata jest zatem przewidywalne – zaćmienia przykładowo można przewidzieć z wieloletnim wyprzedzeniem. Misją naukowców jest odkrywanie praw rządzących wszechświatem. Nie do nas należy wyjaśnianie sensu istnienia świata.

Podczas rewolucji naukowej w XVII wieku, gdy narodziła się metoda wykorzystywana od tamtej pory przez tych z nas, którzy postanowili zbadać świat materialny i poznać jego prawa wyłącznie na podstawie obserwacji i doświadczenia, porównanie wszechświata do gigantycznej maszyny pomagało zrozumieć rzeczywistość. Ze wszystkich stworzonych przez ludzi urządzeń za najdoskonalsze uznawano zegar, ze względu na ogromną złożoność techniczną i funkcjonalne piękno jego mechanizmów. Tik, tak. Tarcze, stykając się ze sobą, informują się wzajemnie o swoim ruchu.

Wielu naukowców okresu baroku – jak nazywano tę epokę, stosując zapożyczenie ze świata sztuki – w metaforze zegara i wszechświata-maszyny znalazło dowód na istnienie nadprzyrodzonego inżyniera, który nie tylko stworzył kosmiczny zegar, lecz także go nakręcał, aby działał nieustannie, bez zatrzymywania. Zegarmistrz genialny i pracowity.

Entuzjastycznymi mechanistami byli fizycy, tacy jak Galileusz czy Newton. Na istoty żywe również patrzono jak na maszyny, których funkcjonowanie można wyjaśnić za pomocą zasad mechaniki, a więc traktując je tak, jakby były automatami, choć Kartezjusz twierdził, że istoty ludzkie cechuje substancja niezależna od ciała, dzięki której są zdolne do myślenia. Nazywamy ją duszą lub umysłem; zwierzęta miałyby być tej substancji pozbawione.

Naukowców w Anglii nazywano wtedy filozofami przyrody, ponieważ słowo „nauka” nie miało jeszcze takiego znaczenia, jakiego nabrało w tamtym kraju w XIX wieku. Nauka oznaczała po prostu wiedzę, ponieważ powstały już podwaliny metody naukowej, ale nie rozumiano jeszcze w pełni tego, że wiedza naukowa jest szczególnym rodzajem wiedzy, jedynym, któremu możemy w pełni wierzyć. Na nauce nie powinniśmy jednak polegać dlatego, że prowadzi do ostatecznego poznania, lecz wręcz przeciwnie – dlatego że jest wiedzą stale odświeżaną i ulepszaną. Każde pokolenie naukowców wie więcej od poprzedniego; to, które przyjdzie po nas, bez wątpienia nas prześcignie. Inaczej niż w Anglii, we Francji termin „nauka” został wprowadzony znacznie wcześniej, ponieważ w 1666 roku, za panowania Ludwika XIV, Króla Słońce, założono Akademię Nauk.

Metafora zegara jako przykładu doskonałej maszyny, która nie mogła zbudować się sama, przez zwykły przypadek została później wykorzystana w biologii przez tak zwaną teologię naturalną jako dowód na istnienie Boga. W XIX wieku Darwin stanął przed wyzwaniem udowodnienia, że niezwykłe maszyny biologiczne, które nazywamy istotami żywymi (dla odróżnienia od minerałów), są wytworem naturalnych procesów niemających żadnego celu. Innymi słowy, siły napędowe ewolucji nie szukają, lecz znajdują. I dokonują znalezisk niezwykłych, jakimi są – każdy na swój sposób – wszystkie gatunki.

W tej książce przyjrzymy się głównym cechom tej ludzkiej maszyny, stosując zasady mechaniki, tak jak robili to filozofowie przyrody, pójdziemy jednak znacznie dalej, ponieważ ciało, które widzimy, to nie tylko mięśnie, lecz także kształty. Ludzka maszyna ma konstrukcję inżynieryjną, ale wpisuje się także w inny rodzaj projektu (we współczesnym znaczeniu tego słowa), a mianowicie estetyczny, ponieważ wiele widocznych cech ludzkiego ciała nie ma nic wspólnego z tak zwanym (nawiasem mówiąc, to zwrot o bardzo mechanistycznym zabarwieniu) aparatem lokomotorycznym, czyli narządem ruchu. Poza tym, w przeciwieństwie do prawdziwych maszyn, istoty żywe się rozmnażają.

Ponieważ jednak ludzkie ciało konstruowało się od chwili powstania gatunku, nie mając planu, studium, modelu czy choćby celu, nasza podróż po jego tajnikach będzie musiała mieć charakter ewolucyjny, a także porównawczy: zadamy sobie pytanie, jacy byli nasi przodkowie i czym różnimy się od pozostałych zwierząt. Innymi słowy, zajmiemy się paleontologią i historią naturalną.

Zdumiewa nas już sama anatomia i fizjologia zwierząt i ludzi, która okazuje się jeszcze bardziej imponująca, gdy dowiadujemy się, jak ewoluowała i w jaki sposób nasza budowa odróżniła się od budowy reszty stworzeń, od naszych najbliższych krewnych, małp człekokształtnych, poczynając.

Stojąc w obliczu decyzji dotyczącej anatomii tej książki, jej ciała, obawiałem się podania zbyt dużej lub zbyt małej ilości informacji. Jak zawsze w przypadku literatury popularnonaukowej, są czytelnicy, którzy chcą poznać wszystkie szczegóły, i tacy, którym wystarczy ogólny zarys idei. Trudno zadowolić wszystkich, więc postanowiłem, że poszerzone informacje dotyczące budowy ludzkiego ciała przedstawię w załącznikach, które znajdą się na końcu książki. Nie trzeba czytać ich od razu, można je zachować na inną okazję lub, jeszcze lepiej – na powtórną lekturę. Albo na wypadek kontuzji, problemu z jakąś częścią ciała, tej maszyny składającej się – jak to trafnie ujął Manuel Mujica Lainez – z „wyrafinowanych mechanizmów zegarowych”, które niekiedy przez przypadek, a niekiedy z powodu upływu czasu, wymagają naprawy.

W tekście znajdują się cyferki (indeksy górne), odsyłające do przypisów na końcu książki, nie są to jednak przypisy wyjaśniające. W tej kwestii posłuchałem mojego przyjaciela Juana José Millása, który nienawidzi przypisów w tekstach naukowych i, ogólnie, w publikacjach. Zdaniem Millása, jeśli coś, do czego odnosi się przypis, jest ważne, należy zawrzeć to w tekście, a jeśli nie jest ważne, należy darować sobie przypis. To była najbardziej bolesna decyzja na etapie korekty, ponieważ została przeze mnie podjęta niemal na samym końcu pracy, po napisaniu licznych not wyjaśniających, które wydawały się niezbędne do doprecyzowania tekstu tu i ówdzie. Ach, te niuanse! Myślę jednak, że będzie to z korzyścią dla osoby niebędącej specjalistą.

A więc drobne liczby w moim tekście odsyłają teraz wyłącznie do publikacji naukowych i są skierowane głównie do osób zawodowo zajmujących się ewolucją człowieka. Czyli do nielicznych. Jeśli się do niej nie zaliczasz, możesz zupełnie zignorować te cyferki. Jeden problem z głowy.

Z biegiem lat uczymy się anatomii bólu, ponieważ boli nas coraz więcej części ciała. A to sprawia, że ludzie starsi znają swoje ciało lepiej niż młodsi, zaznajomieni jedynie z anatomią przyjemności. Młode ciało jest ciałem wspaniałym, stare ciało jest ciałem zbolałym. Odkrywamy, że mamy zęby, gdy jesteśmy zmuszeni umówić się na wizytę do dentysty, że mamy oczy, gdy musimy pójść do okulisty, że mamy kości, gdy idziemy do traumatologa, i że poruszamy się dzięki mięśniom, gdy leżymy na kozetce fizjoterapeuty.

Zaskakuje mnie, jak bardzo może znać się na anatomii kości i mięśni każdy, kto doświadczył bólu, nawet jeśli nie zdaje sobie sprawy, że się na niej zna. Nie wspominając o stałych bywalcach siłowni. Im nie trzeba tłumaczyć, gdzie są mięśnie, ponieważ każdego dnia trenują, usprawniają swój narząd ruchu, wiedząc, co robią.

To samo można powiedzieć o tych, którzy oglądają mecze piłki nożnej, siedząc w wygodnym fotelu w domu. Oni również wiele się uczą, słuchając komentatora lub czytając prasę sportową. Ja, na przykład, w znanej gazecie sportowej przeczytałem, że pewien piłkarz uległ kontuzji prawego mięśnia lędźwiowego. Wcześniej doznał naderwania lewego mięśnia prostego brzucha, przypomina artykuł. Czy te dwie kontuzje mają ze sobą coś wspólnego, zastanawia się ekspert (lekarz sportowy) piszący w czasopiśmie, o którym mowa. Innego dnia, w tej samej gazecie sportowej, znany tenisista z żalem ogłasza, że wycofuje się z turnieju, ponieważ nabawił się kontuzji mięśnia półbłoniastego, bez wyjaśnień. Zakładam więc, że wiesz, gdzie ten mięsień się znajduje.

Wiadomości o takim, a nawet wyższym, poziomie szczegółowości anatomicznej można przeczytać i usłyszeć w mediach na co dzień. „Techniczne” aspekty ludzkiej anatomii coraz częściej pojawiają się w naszych rozmowach.

Kluczem do wiedzy są nazwy, ponieważ to, czego nazwać nie potrafimy, nie istnieje dla naszego mózgu, a to w nim istnieją rzeczy. W książce Ryszarda Kapuścińskiego Podróże z Herodotem przeczytałem taki oto trafny komentarz: „Co więcej – zauważyłem związek między nazwaniem a istnieniem, bo stwierdzałem po powrocie do hotelu, że widziałem na mieście tylko to, co umiałem nazwać, że na przykład pamiętałem napotkaną akację, lecz już nie drzewo, które stało obok niej, ale którego nazwy nie znałem. Słowem, rozumiałem, że im więcej będę znał słów, tym bogatszy, pełniejszy i bardziej różnorodny świat otworzy się przede mną”*.

To nie jest książka, którą można by określić mianem graficznej, ale została pięknie zilustrowana przez Susanę Cid. Nie zawiera ilustracji dosłownych, przedstawiających najdrobniejsze szczegóły anatomiczne, lecz konceptualne, mające na celu raczej pomóc w zrozumieniu niż wiernie zobrazować rzeczywistość, ponieważ nie zamierzałem tworzyć usystematyzowanego, wyczerpującego traktatu pełnego rycin struktur ludzkiego ciała dla lekarzy, fizjoterapeutów, artystów plastyków czy sportowców, lecz literaturę naukową. To książka, a nie atlas.

Nie twierdzę, że moje słowa są lepsze od tablic anatomicznych ani że można się bez nich obejść, ale pomyślałem, że w dzisiejszych czasach, gdy wszyscy tak dużo surfujemy po Internecie, wystarczy wystukać na klawiaturze „mięsień skośny zewnętrzny”, a na ekranie komputera pojawi się mnóstwo jego zdjęć w rozmaitych pozycjach, nawet ruchomych w 3D. Albo wpisać „krętarz większy” i zobaczyć tę część kości udowej w kolorze, z odpowiednim opisem.

Książka zaprasza Cię do odwiedzenia Muzeum Prado lub innego muzeum sztuk pięknych. Można w nich znaleźć mnóstwo przykładów anatomii do studiowania i podziwiania. Na klasyczne rzeźby patrzy się inaczej po zgłębieniu tajników budowy ludzkiego ciała.

A teraz najważniejsza część tego wstępu. Księgą anatomii jest także Twoje ciało, dlatego chcę Cię nakłonić, abyś ją czytał wzrokiem, ale i dotykiem. To w niej zdołasz rozpoznać mięsień skośny zewnętrzny brzucha, krętarz większy i każdą inną strukturę anatomiczną, o której mowa w tekście, choćby nazwy brzmiały całkiem obco. Wszystkich kości wspomnianych w książce można dotknąć. Szkielet ukazuje się przez skórę; nie oczom, lecz dłoniom.

Dlatego proponowany przeze mnie wykład na temat anatomii rozpoczyna się od kości, których najważniejsze części są na tyle widoczne, że możemy ich dotknąć. Wskazane jest zatem, aby najpierw odbyć ćwiczenia z najważniejszymi elementami szkieletu, czyniąc skórę i ciało przezroczystymi. Na moich zajęciach to ćwiczenie zajmuje nie więcej niż dwie godziny, a ponieważ wykonujemy je w grupie, oprócz tego, że jest pouczające, jest także zabawne. Musimy uwolnić to doświadczenie od owej nabożności, z jaką traktujemy ludzkie ciało, które wciąż, na tym etapie his­torii!, traktujemy z religijną czcią. Nie tak podchodzili do niego Grecy, i to jest moje przesłanie: stańmy się Grekami. Na ćwiczeniach z anatomii, które prowadzę, można rozmawiać i się śmiać. Czyż to nie cudowne, że potrafimy zidentyfikować kości i ich podstawowe struktury w ciągu zaledwie dwóch godzin, bawiąc się przy tym? Później przychodzą mięśnie podskórne, te, które wystają w postaci zgrubień. Na poznanie głównych poświęcamy nie więcej niż kolejne dwie godziny podczas drugich zajęć.

Po dwóch takich lekcjach, których chciałbym móc udzielić na żywo, można by zacząć lekturę.

Każdy ma ciało, które go nosi. Nie zaszkodzi je poznać. W ten sposób możemy zagłębić się w tę „szczelinę pełną zagadek i tajemnic, ciemności i obietnic” między nami a naszym ciałem, o której mówi Anna-Karin Palm w cytacie, którym rozpoczynam tę książkę.

Diadumenos. Warsztat rzymski. Muzeum Prado

* R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2004, s. 26.

Zaliczenie podstaw

Na temat anatomii wiesz więcej, niż Ci się wydaje. Na pewno. Dlatego jestem przekonany, że po przeczytaniu tego tekstu i może jednej powtórce zdałbyś podstawowy egzamin z anatomii człowieka.

Jak już wspomniałem, mechanistyczna koncepcja ludzkiego ciała, wywodząca się z rewolucji naukowej baroku, wyjaśnia ruch za pomocą: dźwigni, a są nimi kości, ponieważ dźwignia to nic innego jak sztywny pręt; rolek, którymi są stawy, i lin, czyli mięśni. Jeszcze dziś zestaw mięśni i kości, które poruszają różnymi częściami ciała, traktujemy tak, jakbyśmy mieli do czynienia z automatem, jako „narząd ruchu”. W języku angielskim jest on znany jako locomotor system i nie jest to zły termin na określenie zestawu kości, chrząstek, mięśni, ścięgien i więzadeł, które rzeczywiście stanowią bardzo złożony układ umożliwiający wszelkie ruchy ludzkiego ciała.

Z większością nazw kości ludzkiego szkieletu z pewnością się już zetknąłeś; odwołując się do nich, przedstawimy pewne mniej znane struktury kostne lub te, z których składają się kości. Krótko mówiąc, egzamin z podstaw ludzkiej anatomii można właściwie uznać za zdany bez omawiania części dotyczącej układu kostnego, czyli osteologii.

Moim studentom mówię, że u mnie na egzaminach mogą jawnie ściągać i przynieść na salę podręcznik do anatomii. Następnie wyjaśniam, że mogą wspomóc się własnym ciałem, żeby odpowiedzieć na pytania. To jest ta książka, do której mogą zajrzeć, jeśli mają wątpliwości. Gdzie znajduje się kość zwana promieniową, gdy patrzymy na dłoń? Po tej samej stronie przedramienia co kciuk. Gdzie znajduje się kość zwana łokciową? Po tej stronie przedramienia co piąty palec. Co się stanie, jeśli obrócimy nadgarstek tak, aby dłoń skierowana była w dół, a nie w górę? Kość promieniowa obraca się wokół łokciowej, ale nadal znajduje się po stronie kciuka, a kość łokciowa po stronie małego palca. Widzę, jak studenci na egzaminie patrzą i dotykają swojego przedramienia, i mam nadzieję, że robisz to teraz również ty.

Które kości tworzą wypukłości naszych kostek u nóg? Nie są one niezależnymi kośćmi, ale wypukłymi zakończeniami dwóch kości: piszczelowej i strzałkowej. Wypukłości te nazywamy kostkami i wyróżniamy kostkę przyśrodkową, wewnętrzną, oraz kostkę boczną – leżącej zewnętrznie kości strzałkowej. Łacińska nazwa kostki – malleolus – oznacza zdrobniale „młotek”. Innymi słowy, są to dwa małe młoteczki. Poznaliśmy więc kilka specjalistycznych nazw, ale o wypukłościach kostki wiedzieliśmy już wcześniej, choćby z powodu tego, jak bardzo bolą, gdy się w nie uderzymy. Dotykasz ich teraz?

Ważna część naszego szkieletu ujawnia się przy dotyku, to znaczy: można ją wyczuć, ponieważ jest położona podskórnie. Kluczowe elementy szkieletu, do których będziemy się odwoływać w tej książce, zostały przedstawione na dwóch pięknych ilustracjach Susany Cid. Jedna wzoruje się na klasycznej rzeźbie greckiego boga Posejdona, o której opowiemy wkrótce. Druga jest inspirowana słynnym obrazem Trzy Gracje autorstwa Petera Paula Rubensa. Wymienione dzieła sztuki można zobaczyć w Muzeum Prado.

Po zidentyfikowaniu wszystkich kluczowych punktów szkieletu rozdział poświęcony osteologii można uznać za przyswojony. Aby jednak zrozumieć narząd ruchu, musimy przejść do nauki o mięśniach, czyli miologii. Mięśnie zwykle wzbudzają większy lęk, ale zamierzam w kilku linijkach udowodnić, że w zagadnieniach z zakresu miologii orientujesz się lepiej, niż ci się wydaje. Moje uwagi nie dotyczą sportowców, ponieważ oni zazwyczaj dysponują rozległą wiedzą na temat ludzkiego ciała, którą posiedli z zamiłowania, dlatego, że ciałem się interesują.

Trzy gracje, Peter Paul Rubens, Muzeum Prado

W aulach uniwersyteckich często brakuje mi tego zamiłowania do anatomii człowieka, jakie cechuje sportowców i wiele innych osób, choćby z tego powodu, że po osiągnięciu pewnego wieku ciało zaczyna boleć w rozmaitych miejscach. Mamy zatem do czynienia z anatomią bólu, który dotyka nas wszystkich. Nie da się ukryć, że uczymy się od mięśni i kości. Pewnego dnia na przykład odkrywamy, że mamy mięsień zwany gruszkowatym, znajdujący się na wysokości tylnej kieszeni spodni, a o jego istnieniu dowiadujemy się nie dlatego, że boli nas sam mięsień, ale dlatego, że naciska na nerw kulszowy. W ten sposób poznajemy anatomię bólu.

Przejrzałem rozmaite tablice anatomiczne, które mają wiele odsłon w Internecie, ponieważ ludzie zaglądają do nich, aby mieć pojęcie o mięśniach, których znajomość jest niezbędna, jeśli chce się poznać ludzkie ciało – w rzeczywistości są powszechnie znane. Mięśni nie ma aż tak wiele i sprawa z nimi nie jest zbytnio skomplikowana, o czym za chwilę się przekonamy. Wszystkie odgrywają ważną rolę w anatomii plastycznej, ponieważ w dobrze namalowanym lub dobrze wyrzeźbionym akcie powinno dać się rozpoznać główne grupy mięśni.

Możesz pomyśleć, że w dzisiejszych czasach nie uprawia się już malarstwa realistycznego i że żyjemy w epoce konceptualizmu, zatem anatomia jest w sztuce zbędna. Realizm jednak nie znika nigdy, a obecnie schronił się w komiksach, które są środkiem wyrazu artystycznego i literackiego na równi z innymi gatunkami sztuki. Wystarczy spojrzeć na komiksy o superbohaterach, aby zdać sobie sprawę, jak dobrze wyrzeźbione są ich ciała i że twórca doskonale zna ludzką anatomię. Przyjrzyjmy się więc tym mięśniom.

Jeśli chodzi o podudzie, szczególną uwagę należy zwrócić na mięsień brzuchaty łydki, który tworzą dwie bliźniacze części. Jestem pewien, że z jego nazwą miałeś okazję się zetknąć. Bardzo znane jest również ścięgno tego mięśnia, , które nazywa się ścięgnem Achillesa. Jeśli na podudzie spojrzymy z przodu, a nie z tyłu, ujrzymy wystający przedni brzeg kości piszczelowej, którą znamy powszechnie jako goleń, tak bolesną przy uderzeniu. Ten brzeg można wyczuć na całej długości, ponieważ jest położony podskórnie. Obok kości piszczelowej, po stronie zewnętrznej (czyli bocznej), znajduje się mięsień piszczelowy przedni, o którym wspominamy, ponieważ jest ważny dla lokomocji dwunożnej, a jego nazwę łatwo zapamiętać. Prościej być nie może: mięsień piszczelowy przedni – z przodu, obok kości piszczelowej (od strony zewnętrznej). Widać go, gdy tylko na niego spojrzeć.

Przy tej okazji chciałbym zwrócić uwagę na pewien drobny problem nazewnictwa. W niektórych językach słowa „noga” używa się czasami w odniesieniu do całej kończyny dolnej, a czasem – potocznie – mając na myśli jej dolny lub górny odcinek1. Na tych stronach będę stosował terminologię anatomiczną: dolną część kończyny dolnej będę nazywał podudziem, a górną – udem. Nawiasem mówiąc, większy problem napotykamy w związku z „ręką” – w języku potocznym może oznaczać całą kończynę górną, ale w anatomii oznacza wyłącznie część kończyny górnej sięgającą od nadgarstka do końców palców.

Jeśli przejdziemy do uda, napotkamy trzy grupy mięśni. Z przodu znajduje się mięsień czworogłowy uda, który w rzeczywistości składa się z czterech mięśni (jak sama nazwa wskazuje) zakończonych wspólnym ścięgnem, sięgającym rzepki. Rzepka z kolei łączy się z kością piszczelową za pomocą znanego więzadła rzepki, zwanego również ścięgnem rzepki.

Na tylną część uda przypadają trzy mięśnie znane jako grupa tylna mięśni uda; za kolanem znajduje się zagłębienie (zgięcie podkolanowe) ograniczone z każdej strony ścięgnami mięśni z grupy tylnej mięśni uda.

W wewnętrznej części uda, w okolicy pachwiny, należy zapamiętać mięśnie nazywane przywodzicielami.

Trzy takie mięśnie, dobrze znane dziennikarzom sportowym i fanom piłki nożnej, przylegają do kości udowej.

Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie anatomii, żeby rozpoznać mięsień pośladkowy wielki, ten ogromny mięsień, który tworzy pośladek. Jak zobaczymy w swoim czasie, pośladki (mięśnie pośladkowe wielkie) nie służą do tego, aby na nich siadać. Mimo swojej dużej objętości i choć mogą nam się wydawać miękkie, nie są naszą anatomiczną poduszką, naszym siedzeniem. Jaki więc sens ma tak duża objętość mięśni? Sprawa wcale nie jest oczywista i będzie przedmiotem dyskusji, gdy nadejdzie na nią pora.

Przejdźmy teraz do tułowia. Wszyscy znamy mięśnie piersiowe większe i mięśnie proste brzucha,dumnie eksponowane przez tych, którzy ćwiczeniami rzeźbią swoje ciało. Bocznie od mięśnia prostego brzucha leży mięsień skośny zewnętrzny, który znajduje się z boku tułowia, ponad biodrem, i przypomina „poduszkę” boczną. W klasycznych rzeźbach podkreślano te trzy mięśnie tułowia: piersiowy większy, prosty brzucha i skośny zewnętrzny.

Z tyłu mamy mięsień czworoboczny, który jest mięśniem bardzo dużym (lepiej byłoby posłużyć się liczbą mnogą, ponieważ to mięsień parzysty – tak jak wszystkie do tej pory wymienione mięśnie – ale zwyczajowo używa się pojedynczej). U osób, które mają bardzo rozbudowany mięsień czworoboczny, wystaje on pomiędzy szyją a barkami. Od przodu można go zobaczyć ponad obojczykami, a także dotknąć z tyłu na karku.

Po obu stronach szyi znajdują się mocne mięśnie odpowiedzialne za poruszanie głową, które mogą dać się nam we znaki, gdy mamy kręcz szyi, który może być spowodowany bolesnym skurczem mięśni. Główny mięsień ma długą nazwę, która przypomina łamigłówkę językową: mostkowo-obojczykowo-sutkowy. Znając jego nazwę, można się szczycić wiedzą anatomiczną. Jeśli nawet nie miałeś pojęcia o istnieniu takiego mięśnia, z pewnością znasz ból.

Inny bardzo wyraźny mięsień pleców to mięsień najszerszy grzbietu. Jego przednia krawędź jest bardzo widoczna w dobrze wyrzeźbionych ciałach. Nad tym mięśniem pracują osoby wykonujące podciąganie, zwłaszcza tak zwane podciąganie nachwytem, czyli trzymając się drążka dłońmi skierowanymi do przodu, a nie w stronę twarzy.

W tej książce mówię o pachach, ponieważ są ważne, choć nie jest to najznamienitsza część ciała. Staliśmy się wyrafinowani. Wracając do tematu, przednią krawędź pachy tworzy mięsień piersiowy większy, a tylną – mięsień najszerszy grzbietu. Łatwe do zapamiętania: piersiowy z przodu, grzbietu z tyłu. Dwa ograniczenia pachy to żebra od wewnątrz, a od zewnątrz – wewnętrzna strona ramienia. Ten obszar anatomiczny jest na wyciągnięcie ręki. Poznając pachę, uczymy się anatomii.

Przechodząc do ramion, nie możemy pominąć mięśnia naramiennego, dzięki któremu ten obszar zyskuje objętość.

Oba główne mięśnie ramienia są bardzo dobrze znane, zwłaszcza ten, który znajduje się z przodu – mięsień dwugłowy ramienia, potocznie zwany bicepsem; napięty tworzy u osiłków bardzo wyraźną „kulę”. Mięsień tylny jest jeszcze większy i nazywamy go mięśniem trójgłowym ramienia, potocznie – tricepsem. Oba pracują najbardziej podczas podciągania się z podchwytem, czyli z dłonią skierowaną w stronę twarzy. Wielu z was zapewne już to wie.

Jeśli spojrzymy teraz na górną część bosej stopy, dostrzeżemy bardzo widoczne ścięgna. Ścięgno dochodzące do palucha działa niezależnie. Bocznie od nich leżą ścięgna mięśnia prostownika długiego palców,dzięki którym palce zginają się do góry. Podobne spostrzeżenie można poczynić, patrząc na grzbiet ręki. Widoczne są ścięgna mięśnia prostownika palców. Kciuk działa niezależnie, jak paluch u nogi. Jeśli obrócisz dłoń do góry, na nadgarstku zobaczysz ścięgna. Są to ścięgna mięśnia zginacza promieniowego nadgarstka i mięśnia dłoniowego długiego, pod którymi leżą mięśnie zginacze palców – powierzchowny i głęboki, dzięki którym zaciskają się palce i zgina nadgarstek.

Jeśli znasz wszystkie te mięśnie i główne kości szkieletu, zapewniam, że nie będziesz miał większych trudności ze zrozumieniem treści tej książki. Egzamin z podstaw anatomii narządu ruchu można uznać za zaliczony. Gratulacje. Jednak aby otrzymać ode mnie wysoką ocenę, trzeba będzie wysilić się nieco bardziej.

Jest to książka z dziedziny anatomii ewolucyjnej, co oznacza, że sięgniemy do zapisu kopalnego, żeby poznać kości i zęby naszych przodków i dowiedzieć się, jak staliśmy się tym, czym jesteśmy. Na szczęście zgromadzono już wiele skamieniałości, ale oznaczone są numerami katalogowymi (skrótami), trudnymi do zapamiętania nawet dla mnie. Dlatego też ważnym okazom nadaje się przydomki, które nigdy nie pojawiają się w czasopismach naukowych, jednak posługujemy się nimi między sobą w nieoficjalnych rozmowach i są bardzo przydatne podczas popularyzowania wiedzy. Będzie ich niewiele i wymienię je tutaj: Ardi, Lucy, Selam (zwana też „dzieckiem Lucy”), Mała Stopa, Issa i Wielki Człowiek. Wszystkie okazy, z wyjątkiem ostatnich, należą do osobników płci żeńskiej. Wszystkie są australopitekami, z wyjątkiem Ardi, która jest ardipitekiem. Wszyscy są dorośli, z wyjątkiem Selam, która w chwili śmierci miała trzy lata. Pojawi się w tej książce także wzmianka, bo nie mogłoby być inaczej, o innym trzylatku, Dziecku z Taung, które było pierwszym australopitekiem znalezionym prawie sto lat temu. Jest też słynny szkielet chłopca z gatunku Homo erectus, znaleziony w Kenii, znany jako Chłopiec z Nariokotome.

W odróżnieniu od wielu ludzi, którzy mają złą opinię na temat naszego ciała, ja uważam, że nasz projekt biologiczny jest czymś wspaniałym. A to dlatego, że – o czym wiedział Kartezjusz i inni naukowcy jego epoki – nasze ciało jest doskonałą maszyną. Aby zrozumieć, jak działa maszyna, trzeba znać trochę fizyki, ale proszę się nie martwić, nie zamierzam zamieszczać w tekście wzorów matematycznych. Poproszę jednak, abyś przeanalizował trzy rodzaje dźwigni, o których się kiedyś uczyłeś. Zacznę od tego, że dźwignia to maszyna prosta składająca się ze sztywnego pręta z punktem podparcia lub punktem obrotu. W fizyce istnieją trzy rodzaje dźwigni: działające jak waga szalowa, taczki i pęseta.

Okazuje się, że w naszym ciele występują te trzy rodzaje dźwigni. Kiedy poruszamy głową, mamy do czynienia z dźwignią typu wagi rzymskiej lub tzw. huśtawki wahadłowej na placu zabaw. Kiedy podczas chodzenia podnosimy piętę z ziemi i opieramy stopę na palcach, przypomina to pchanie taczki, tyle że kołem są nasze palce. A kiedy siekaczami (przednimi zębami) odgryzamy kęs jabłka, usta są urządzeniem działającym na zasadzie pęsety do brwi. Proste to wszystko, prawda?

Ludzki narząd ruchu to układ mięśni i kości, który działa znacznie lepiej, niż przypuszczamy i niż zwykliśmy mówić. Nie jesteśmy porażką biologicznego projektu, źle ukształtowanym gatunkiem, hańbą ewolucji. To, że cechuje nas dwunożność, nie oznacza, że nasze organizmy są mniej harmonijne czy wydajne. Za dowód można uznać na przykład to, że tak trudno nam schudnąć za pomocą ćwiczeń.

Ćwiczenia fizyczne są oczywiście bardzo wskazane, przynoszą ogromne korzyści zdrowotne, ale kluczem do utraty masy ciała jest dieta (choć ruch z pewnością pomaga). Podczas każdego przebiegniętego kilometra spalamy prawie jedną kilokalorię na każdy kilogram masy ciała. Innymi słowy, jeśli ważysz sześćdziesiąt kilogramów, stracisz nieco mniej niż sześćdziesiąt kilokalorii na kilometr biegu, a przecież przebiegnięcie jednego kilometra kosztuje tak wiele! Nawiasem mówiąc, kiedy potocznie mówimy o „kaloriach”, w rzeczywistości mamy na myśli kilokalorie.

Problem ze schudnięciem tkwi w tym, że puszka piwa zawiera sto pięćdziesiąt kilokalorii, co oznacza, że trzeba będzie dużo biegać, aby spalić pochłoniętą energię. Wszystkie liczby podaję w dużym przybliżeniu, służą jedynie do wyjaśnienia koncepcji. Jeśli zamiast biegać, uprawiamy jogging, wydatek metaboliczny znacznie się zmniejsza. Co więcej, choć może się to wydawać nieprawdopodobne, wydatek metaboliczny na kilometr nie zależy od prędkości, z jaką biegniemy. W praktyce wydatek ten jest zawsze taki sam. Wrócę do tego ciekawego zjawiska w dalszej części książki.

Jaki wniosek płynie z tych informacji? Czy jesteśmy źle skonstruowani i nie potrafimy z łatwością spalać kalorii i to dlatego trudno nam schudnąć? Nie. Wniosek jest taki, że jesteśmy tak dobrze zaprojektowani i jesteśmy takim cudem inżynierii biologicznej, że niemal nie zużywamy energii podczas chodzenia czy biegania. Cechuje nas zdumiewająca wydajność. Jeśli chcemy schudnąć, będziemy zatem musieli ograniczyć spożycie kalorii, ponieważ ten samochód, jakim jest nasze ciało, zużywa niewiele paliwa.

Na wypadek, gdybyś miał już dość anatomii, w następnym rozdziale nie będę mówił o mięśniach, kościach ani dźwigniach. Opowiem o sztuce. Wybierzemy się na wycieczkę do Muzeum Prado.

Neptun. Warsztat rzymski. Muzeum Prado

Spacer po Muzeum Prado

Kiedy tylko mam okazję, idę do Muzeum Prado. Nie uważam, żebym był wielce oryginalny, robi to wielu. To, że jestem synem absolwentki historii sztuki, również nie jest niczym wyjątkowym. Ale wizytę w Prado niezawodnie zaczynam od rzeźb greckich i rzymskich, a to nie wydaje mi się powszechną praktyką. Ta skłonność udzieliła mi się prawdopodobnie od matki, ponieważ dla nas obojga grecka sztuka i kultura jest niedościgniona i stanowi fundament i podporę tego, czym my, ludzie, jesteśmy dzisiaj. A grecki ideał, naszym zdaniem, powinien nadal stanowić inspirację w kwestii tego, kim możemy się stać w przyszłości.

Jednak bardzo niewiele osób w Hiszpanii i na świecie, niezajmujących się zawodowo historią sztuki, wie o klejnotach klasycznej rzeźby przechowywanych w Muzeum Prado. Są to w większości nabytki Filipa V (Francuza, który był pierwszym królem Hiszpanii z dynastii Burbonów) i jego żony Elżbiety Farnese (Włoszki z Parmy). Kolekcja została zgromadzona w Rzymie przez kobietę, której życie to gotowy scenariusz filmowy, królową Szwecji Krystynę, która przeszła na katolicyzm, abdykowała ze szwedzkiego tronu i przeniosła się do Wiecznego Miasta. Wkrótce po śmierci królowej Krystyny jej majątek sprzedano na aukcji i w ten sposób nabyli go królowie Hiszpanii.

W dużym muzealnym holu, jeśli do budynku wejdzie się drzwiami Hieronimitów, wita nas krąg posągów siedzących kobiet, wyobrażających osiem z dziewięciu muz. Są to rzymskie kopie z II wieku wykonane na podstawie oryginałów hellenis­tycznych, datowanych na również II wiek, ale przed naszą erą. Można używać także określenia „przed Chrystusem”. Przez sztukę hellenistyczną rozumiemy sztukę grecką po śmierci Aleksandra Wielkiego w 323 roku p.n.e.

Wracając do muz, posągi zostały znalezione podczas wykopalisk prowadzonych w willi Hadriana, domu uciech z imponującymi ogrodami, który zbudował w Tivoli rzymski cesarz o tym imieniu. W otoczeniu tych figur muz w rzymskim Palazzo Corsini w dzielnicy Trastevere, w pobliżu wzgórza Janikulum, królowa Krystyna przyjmowała swoich gości. Ponieważ brakowało jednej z dziewięciu rzeźb, monarchini odgrywała rolę żywej muzy. Obok rzeźb muz stał posąg Apolla autorstwa Francesca Marii Nocchieriego (XVII wiek), który można dziś podziwiać na dziedzińcu La Granja de San Ildefonso. Posągowi brakowało małego palca lewej ręki, który odpadł, gdy rzeźbę wystawiano w Ogrodzie Książęcym w Aranjuez, niedawno jednak ktoś go zwrócił.

Najlepiej zachowana rzeźba z kolekcji muz z Prado przedstawia (zapewne) Klio, muzę historii, do której teraz się zwracam, aby inspirowała mnie podczas pisania tej książki.

Jako wielbiciel Pamiętników Hadriana Marguerite Yourcenar (we wspaniałym przekładzie Julio Cortázara) czuję się niezmiernie szczęśliwy, że dzięki kaprysom historii mogę w moim własnym mieście podziwiać rzeźby zdobiące niegdyś grecki teatr, w którym cesarz – hellenofil (miłośnik kultury starożytnej Grecji) zachwycał się wystawianymi tam klasycznymi sztukami. Jeśli jesteś ciekaw tego cesarza, jego dwa popiersia możesz zobaczyć również w Muzeum Prado. Jedno z nich znajduje się obok figury młodego Antinousa, wielkiej miłości władcy, w sali Ariadny. Ten portret Hadriana jest realistyczny, zgodnie z upodobaniem Rzymian, pod koniec życia jednak cesarz lubił, aby przedstawiano go jako greckiego bohatera, młodego i przystojnego, innymi słowy, wyidealizowanego w stosunku do tego, jak wyglądał w tamtym okresie. Odmłodzone popiersie Hadriana znajduje się w innym pomieszczeniu, w Grupie Świętego Ildefonsa (postać Hadriana heroizowanego). Można porównać oba popiersia Hadriana i wyciągnąć wnioski. Przy okazji, proszę nie przeoczyć rzeźby śpiącej Ariadny, od której pochodzi nazwa pierwszej sali, oraz Grupy Świętego Ildefonsa, od której pochodzi nazwa drugiej. To bardzo cenne przykłady sztuki klasycznej.

Zwiedzający, którzy rozpoczynają wizytę w sali muz, z pompejańskimi czerwonymi stiukami na ścianach, kierują się później do pomieszczeń z dziełami malarstwa. Ja od razu udaję się do galerii rzeźby klasycznej. Mam stałą randkę z pięknym posągiem i wizytę w muzeum zawsze zaczynam od niego, niezależnie od tego, co zamierzam zobaczyć później. Pierwszy jest zawsze Diadumenos, dwumetrowa rzeźba wykonana z drobnoziarnistego białego marmuru.

Gdy docieramy do pomieszczenia bez wyjścia w kształcie absydy, w którym znajduje się posąg, widzimy na piedestale młodego mężczyznę, na którego trzeba patrzeć z dołu do góry, od stóp w kierunku głowy. Można go obejść, aby podziwiać go ze wszystkich stron. Wypolerowany marmur sprawia, że ciało pod względem anatomicznym wygląda na doskonałe, idealne. Stoimy obok jednego z największych dzieł sztuki w historii ludzkości, Diadumenosa Polikleta1. Nie jest to oczywiście oryginał z brązu wykonany przez artystę w V wieku p.n.e. w Atenach, ponieważ tamta rzeźba już nie istnieje, lecz jego rzymska kopia z II wieku n.e.

Ale owszem, jest to najlepsza kopia, która przetrwała do dziś i lepszej nie zobaczymy w żadnym innym muzeum na świecie. Ilekroć znajomy lub przyjaciel prosi mnie o radę, jak zwiedzać Muzeum Prado i jakie dzieła obejrzeć, zawsze mówię, żeby zaczął od klasycznego kanonu, Diadumenosa Polikleta. Od jego czasów minęły dwadzieścia cztery wieki, ale nikt go nie prześcignął.

Prawe ramię Diadumenosa nie jest oryginalne, dodano je w okresie baroku (jest wysokiej jakości), ponieważ posąg został znaleziony w Rzymie bez tej kończyny i dopiero później zorientowano się, że przedstawia Diadumenosa. Teraz wygląda jak łucznik, ale pierwotnie prawą rękę miał skierowaną w stronę czoła, podobnie jak lewą. Posąg przedstawia młodego mężczyznę z przepaską zwycięzców zawodów lekkoatletycznych na głowie. Jest to ciało doskonałe, w najwspanialszym momencie życia, kiedy młodzieniec wierzy, że jest odporny na choroby i starość, wierzy, że jest nieśmiertelny, wierzy, że jest niezwyciężony, wierzy, że jest bogiem, Apollem, którego być może rzeźba tak naprawdę przedstawia.

To klasyczny kanon męskiego piękna, a jednak do czasu pojawienia się Darwina nikt nie wiedział, że prawdziwe ludzkie ciało zbudowane z tkanek, przedstawione w formie marmurowego posągu Diadumenosa, zostało wyrzeźbione przez niezwykle powolnego artystę, który potrzebował milionów lat, aby ukończyć swoje dzieło.

W tej książce zamierzam opowiedzieć o ludzkim ciele (wszyscy je mamy) z perspektywy tego nieprawdopodobnego artysty, jakim jest ewolucja, wielki rzeźbiarz ciał pięknych i doskonałych.

Nie jest to jednak książka, która wyjaśnia, jak działa ewolucja, w jaki sposób tworzy tyle piękna, nie mając takiego zamiaru (temu poświęciłem inne prace). Tutaj do zrozumienia ewolucji wystarczy aforyzm znaleziony w książce Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie autorstwa słynnego publicysty Paula Ardena, w której wyjaśnia korzyści płynące z podejmowania nieoczekiwanych decyzji, mierzenia się z ryzykiem, rzucania kostką, stawiania na niedorzeczność. Mówi o tym, że oryginalny sposób myślenia, pod prąd, jest najlepszym sposobem na odniesienie sukcesu. A oto ów aforyzm Paula Ardena, do którego się odnoszę: „Zacznij od tego, co masz, i pracuj nad tym w trakcie realizacji”*. Tak właśnie działa ­ewolucja: zaczyna od tego, co ma, i ulepsza projekt, i dlatego zaszła tak daleko. Jak napisał laureat Nagrody Nobla François Jacob, to po prostu majsterkowanie.

Ale zatrzymajmy się na chwilę: czyżbym wybrał męskie ciało, choćby samego boskiego Apolla, aby reprezentowało cały gatunek ludzki? A co z drugą połową ludzkości? Nie jest to bynajmniej moim zamiarem, choć rzeźba Diadumenosa z Muzeum Prado jest dziełem wyjątkowym, ponieważ ciało mężczyzny i kobiety się różni i o tym też chcę mówić w tej książce. O różnicach między obiema płciami.

W istocie pierwsze klasyczne rzeźby, o których tutaj wspomnieliśmy, to te, które można zobaczyć po wejściu do Muzeum Prado: muzy z Willi Hadriana. Wszystkie zostały znalezione bez głów, więc za panowania królowej Krystyny podarowano im nowe.

Jednak aby opisać ludzkie ciało, potrzebujemy ciał nagich, muzy są zaś przyzwoicie odziane i nie nadają się do tego celu. Musimy rozejrzeć się w muzeum za rzeźbą przedstawiającą całkowicie nagą kobietę. Starożytni Grecy byli jednak dość skromni, jeśli chodzi o płeć żeńską, i nigdy nie przedstawiali kobiety nago, nawet jeśli chodziło o wizerunek bogini.

Dopiero Praksyteles w połowie IV wieku p.n.e. wyrzeźbił boginię Afrodytę (rzymską Wenus) stojącą zupełnie nago przed rytualną kąpielą, w lewej ręce trzymającą szaty, które opadają na amforę (ściślej mówiąc: lutrofor), a prawą zakrywającą łono. Rzeźba znajdowała się w mieście Knidos w Jonii (obecnie Turcja), które tak rozsławiła, że – jak twierdzą Grecy – sama Afrodyta przyszła zobaczyć swoje wyobrażenie. „Gdzież Praksyteles widział mnie nagą?”, wykrzyknęła. Świątynia Afrodyty, w której stał posąg Praksytelesa, była niezabudowana bokami, dzięki czemu rzeźbę można było podziwiać ze wszystkich stron, jak opowiada Pliniusz, który ją widział, w swojej Historii naturalnej.

W Muzeum Prado obok Diadumenosa wystawiona jest pochodząca z II wieku rzymska kopia głowy Afrodyty Knidyjskiej, przepiękna do tego stopnia, że malarz Anton Raphael Mengs stwierdził, iż jest bardziej udana niż watykańska kopia Afrodyty Knidyjskiej, uważanej za jedną z najlepszych spośród istniejących.

Anton Raphael Mengs urodził się w Czechach, ale przez pewien czas mieszkał w Madrycie, gdzie pracował dla Karola III. Był najbardziej rozchwytywanym artystą swojego pokolenia. Przez osiem lat zajmował dom, który mieścił się przy madryckim placu zwanym obecnie Plaza de San Ildefonso. W stojącym nieopodal kościele, od którego nazwę wziął plac, w 1858 roku wyszła za mąż znana galisyjska poetka Rosalía de Castro. Niedaleko znajduje się plac Antonia Vegi, poświęcony autorowi piosenek takich jak La chica de ayer (Wczorajsza dziewczyna) i El sitio de mi recreo (Miejsce, w którym odpoczywam). W madryckiej dzielnicy Malasaña, a konkretniej w Maravillas, znajdują się bary, w których w latach osiemdziesiątych spotykali się bohaterowie ruchu kulturalnego znanego jako LaMovida Madrileña.

Opowiadam o tym wszystkim, aby pokazać, że sztuka, kultura i piękno są nurtem ponadczasowym i pozwalają nam cieszyć się tym, co najlepsze z każdej epoki, niczego nie wykluczając: rzeźbami klasycznej sztuki greckiej, neoklasycznym malarstwem XVIII wieku, XIX-wieczną poezją Rosalíi de Castro, muzyką Antonia Vegi i Enrique Urquijo (obaj niestety nie żyją) oraz kinem Almodóvara. Wracając do wątku, proszę w Muzeum Prado nie przeoczyć głowy Afrodyty Knidyjskiej.

Na podstawie modelu Praksytelesa wyrzeźbiono w epoce hellenistycznej wiele innych nagich Afrodyt, które od posągu Praksytelesa różnią się szczegółami. W sali Ariadny w Muzeum Prado znajduje się dwumetrowa marmurowa rzeźba, przedstawiająca całe ciało Afrodyty, która jest rzymską kopią (z II wieku) hellenistycznego oryginału z III wieku p.n.e. Na ilustracji Szkielet Afrodyty Susana Cid dosłownie rozbiera tę rzeźbę do kości, a także używa do zobrazowania terminologii części ciała na ilustracji Kierunki anatomiczne.

Posąg Afrodyty z Muzeum Prado znaleziono podczas wykopalisk w Rzymie w pobliżu kościoła Świętego Wawrzyńca przy ulicy Panisperna i natychmiast nabyła go obeznana ze sztuką szwedzka królowa Krystyna. Rzeźba ta znana jest jako Wenus z delfinem, ponieważ obok bogini znajduje się morskie zwierzę podobne do walenia. Wenus, przypomnę, była bóstwem rzymskiego panteonu, odpowiedniczką greckiej Afrodyty. Należy do rodzaju wyobrażeń zwanego Wenus Kapitolińską, od klasycznej rzeźby eksponowanej w Muzeach Kapitolińskich w Rzymie, choć u Wenus z Muzeum Prado wazę (lutrofor) i ubranie zastąpił delfin, który podkreśla morskie pochodzenie Afrodyty. Afrodyta z Muzeum Prado znajdowała się pierwotnie w rzymskiej willi, prawdopodobnie w jej ogrodach. Ciekawe, kto w nich bywał?

Uwielbiam tę Wenus z delfinem, ponieważ przedstawia bardzo nowoczesne kobiece ciało. Kanon piękna zmienił się od czasów klasycznych – Afrodyta z Muzeum Prado jest smuklejsza i bardziej dynamiczna. Podobają mi się również mokre włosy tej Afrodyty, upięte na czubku głowy na kształt kokardy i spięte na karku w kok. Głowa Afrodyty w sali Diadumenosama prostszą fryzurę, podobnie jak oryginalna Afrodyta Praksytelesa. Ważnym szczegółem jest to, że Wenus Kapitolińska, podobnie jak ta w Muzeum Prado, zakrywa ciało obiema dłońmi: prawa osłania łono, a lewa, tu już bez ubrania – klatkę piersiową.

Jeśli jesteś wyjątkowo spostrzegawczy, jeśli dotarłeś do Wenus z delfinem, przechodząc z wielkiego holu, w którym jest wystawionych osiem muz z Willi Hadriana, i jeśli poświęciłeś czas, aby się im przyjrzeć, zauważysz niezwykły fakt. Tę głowę Afrodyty z wyszukaną fryzurą już widzieliśmy i zapisała się w naszej podświadomości. Jak już wspomniałem, wszystkie te muzy podczas wykopalisk znaleziono bez głów i kiedy w warsztacie Berniniego rekonstruowano jedną z rzeźb – Klio, którą przywołałem na początku książki – podarowano jej starożytną głowę wzorowaną na głowie Afrodyty w typie Wenus z delfinem z MuzeumPrado. Prawdo­podobnie zostały wyrzeźbione w tym samym czasie.

W przeciwieństwie do Afrodyty z otwartej świątyni w Knidos, w Muzeum Prado ciało Wenus z delfinem możemy oglądać jedynie z przodu lub z boku – jej plecy są ukryte przed wzrokiem zwiedzających, ponieważ stoi blisko ściany. W Galerii Jońskiej Muzeum Prado znajduje się tors Afrodyty w typie Wenus Medycejskiej, który jest rzymską repliką greckiego oryginału z zeszłego wieku. Jej również nie możemy zobaczyć od tyłu.

Jednak w sali, przez którą trzeba przejść, żeby dotrzeć do Diadumenosa, można zobaczyć ze wszystkich stron Afrodytę przykucniętą, rzymską kopię rzeźby szkoły rodyjskiej z około 100 roku przed naszą erą, choć zarówno głowa, jak i ramiona oraz ręce zostały dodane później. W oryginalnej rzeźbie bogini obiema dłońmi wykonywała gest wykręcania długich mokrych włosów z wody. Jest to Afrodyta Anadyomene, czyli wynurzająca się z morza, co widać, ponieważ jej prawe kolano spoczywa na żółwiu. Susana Cid tę nagą Afrodytę wykorzystała do wyjaśnienia zagadnienia krążenia krwi (ilustracja Wenus układu krążenia). W Muzeum Archeologicznym w Kordobie można zobaczyć wspaniałą Afrodytę przykucniętą – jedyną rzeźbę bogini znalezioną w Hiszpanii. Jest to rzymska kopia oryginału przypisywanego Doidalsesowi z Bitynii, tworzącemu w połowie III wieku p.n.e.

Wenus/Afrodyty w typie Wenus Medycejskiej i Wenus Kapitolińskiej nazywane są Venus pudicus – skromnymi, ponieważ choć są całkowicie nagie, zakrywają jedną dłonią genitalia, a drugą piersi w postawie pełnej nieśmiałości. Wyglądają, jakby właśnie zostały zaskoczone, gdy zdawało im się, że są same, i instynktownie się osłaniają (sprawiając, że widz staje się podglądaczem), możliwe także, że jest im zimno, a nawet, że wskazują swoje kobiece atrybuty.

Wiele stuleci później (w XV wieku) Botticelli namaluje swoją modelkę, młodą Simonettę Vespucci, w ten sam sposób na obrazie Narodziny Wenus, który można zobaczyć w Galerii Uffizi we Florencji, nagą, wyłaniającą się z wód, ponieważ Afrodyta narodziła się z gorzkiej piany morskiej.

Pisał o niej Federico García Lorca w wierszu Mar (Morze), który powstał w kwietniu 1919 roku, a został opublikowany w roku 1921 (w tomie Zbiór wierszy).

A jednak z twojej goryczy

Miłość cię odkupiła.

Zrodziłaś się Wenus czystą,

I pozostała twa głębia

dziewicza i bezbolesna.

Jasnowłosa Simonetta pozostaje ikoną niegasnącego i niesłabnącego kobiecego piękna. Biedaczka zmarła w wieku dwudziestu trzech lat, na zawsze stając się wcieleniem bogini Wenus.

W Muzeum Prado znajduje się rzeźba boga, który przynależy do morza, a raczej boga, do którego należy morze. Mam na myśli Posejdona, rzymskiego Neptuna. Jest to monumentalny posąg z okresu rzymskiego, z ostatnich lat znanego nam cesarza Hadriana lub pierwszych lat następnego cesarza, Antoninusa Piusa. Tutaj również pojawia się delfin. Na szczęście posąg znaleziono jako niemal kompletny, dzięki czemu można go dziś oglądać z niewieloma uzupełnieniami. Został zakupiony na rynku antyków w Rzymie dla Filipa V, a być może dla Karola III. Na wyobrażeniu Posejdonaz Muzeum Prado Susana Cid oparła swoją ilustrację orientacyjnych punktów szkieletu wyczuwalnych w badaniu palpacyjnym w przedniej części ciała (ilustracja Jest w morzu bóg).

Ta imponująca rzeźba uwiodła mnie historią odkrycia, skąd pochodzi. Z greckiej inskrypcji na czole delfina dowiadujemy się, że posąg został poświęcony przez Publiusza Licyniusza Priskusa, dożywotniego kapłana w kulcie cesarskim, bogu Istmii. Odnosi się do Przesmyku Korynckiego w Grecji, gdzie znajdowało się duże sanktuarium Posejdona. W swoim dziele Periegesis tes Hellados (Wędrówki po Helladzie, uznawane za pierwszy przewodnik turystyczny w historii) geograf Pauzaniasz donosi o niewielkiej świątyni boga Palajmona położonej na południe od wielkiego przybytku na cześć Posejdona w Istmii. Według Pauzaniasza w okrągłej świątyni wzniesionej w czasach cesarza Hadriana znajdował się posąg Posejdona oraz rzeźby Palajmona i jego matki Leukotei. Budowę przybytku sfinansował prawdopodobnie mecenas sztuki Publiusz Licyniusz Pryskus.

Narodziny Wenus, Sandro Botticelli

Podczas prac archeologicznych w pobliżu ruin sanktuarium Palajmona znaleziono cokół posągu samego Publiusza Licyniusza Pryskusa, a jego imię upamiętniono tym samym pismem, jakim wykonano inskrypcję na delfinie Posejdonaz Muzeum Prado. Prawdopodobnie znajdował się pośród innych rzeźb sławnych ludzi i mitycznych postaci, które nie były bóstwami, okalających świątynię.

Krótko mówiąc, można przyjąć za pewnik, że rzeźba Posejdona z Muzeum Prado stała na Przesmyku Korynckim wewnątrz świątyni Palajmona, gdzie był czczony. Na taki sam szacunek zasługuje w muzeum, ponieważ nadal jest wyobrażeniem kultu. Niemal cudem wydaje mi się to, że ten sam posąg, który Pauzaniasz widział w Grecji w II wieku, można zobaczyć w Madrycie.

Tak więc dwa tysiąclecia po tym, jak powstały, klasyczne rzeźby z Muzeum Prado będą nam służyć jako przykłady podczas naszej podróży po tajnikach ludzkiego ciała, w którą właśnie wyruszamy. Zaczniemy od najniższej części anatomii człowieka, tej, która dotyka ziemi, jednak wcale nie najmniej ważnej dla przedstawiciela naczelnych, który pewnego dnia stanął na dwóch nogach i zaczął chodzić.

Wenus z delfinem. Warsztat rzymski. Muzeum Prado

* P. Arden, Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie, tłum. O. Siara, Kraków 2008, s. 53.

Część pierwszaOd pasa w dół

Stopa

Proszę zdjąć buty i przyjrzeć się swojej stopie. Jest to wydłużona struktura zakończona piętą i palcami. Na grzebiecie znajduje się podbicie. Kości podbicia, które łączą się z paliczkami palców, są nazywane kośćmi śródstopia. Staw palucha łączący go ze śródstopiem może nie być prosty, lecz tworzyć bolesne wybrzuszenie, które nazywamy haluksem. Przed kością piętową na podeszwie znajduje się wklęsłość, która w rzeczywistości jest półkopułą, ponieważ zewnętrzna strona przylega do podłoża, natomiast wewnętrzna tworzy łuk na długości stopy. Poproszę Cię, abyś dotknął najwyższego punktu na wewnętrznym łuku stopy: wystaje tam wyczuwalna guzowatość – to kość zwana łódkowatą. W porównaniu z palcami szympansów nasze palce są krótkie, a paluch… Cóż, jest duży. Ponadto znajduje się w jednej linii z pozostałymi palcami, a nie oddzielnie i z dala od nich, jak u małpokształtnych. Sklepienie stopy służy do amortyzowania ciężaru ciała i dlatego jest w pewnym stopniu odkształcalne. Stopa musi być jednak również na tyle sztywna, aby umożliwić nam utrzymanie się na palcach, co robimy za każdym razem, gdy podczas chodzenia odrywamy stopę od ziemi. Ludzka stopa jest cudem biomechaniki, podobnie jak reszta ciała. Najlepszym sposobem, aby zrozumieć, jak działa stopa, to znaczy, jaka jest jej fizjologia, jest spacer po mokrym piasku na plaży i przyglądanie się śladom.

Liczymy na palcach

Często jestem pytany o to, dlaczego zwierzęta nie ewoluowały podobnie jak my i dlaczego na zawsze pozostały zwierzętami. Staram się tłumaczyć, że wszystkie zwierzęta ewoluowały, ponieważ żadne z nich nie pozostało takie, jakimi byli ich przodkowie miliony lat temu. Dobrym przykładem jest stopa: ta ludzka pod pewnymi względami uległa ogromnemu przekształceniu, lecz pod innymi zmieniła się w bardzo niewielkim stopniu. Spróbuję to wyjaśnić.

Pierwsze kręgowce lądowe, czyli pierwsze płazy, miały cztery kończyny, więc były czworonogami. Każda z nich kończyła się czymś, co zoolodzy określają autopodem, czyli ręką lub stopą, jak nazywamy je w przypadku człowieka lub małpy.

Pierwszy tetrapod miał w zasadzie takie same kości kończyn jak współczesne tetrapody, włącznie z nami, ludźmi. Do tych kości zaliczają się kości rąk i stóp z pięcioma palcami w obu przypadkach. To dlatego kończyny żab wydają nam się bardzo ludzkie.

Oznacza to, że ręce naczelnych (rzędu ssaków, do którego należymy my, ludzie) są dość prymitywne, ponieważ przypominają ich żabie odpowiedniki. Istnieją oczywiście pewne istotne różnice, a główną jest to, że naczelne mają płaskie paznokcie zamiast pazurów.

Płaski kształt naszych paznokci wynika z przystosowania do życia nadrzewnego, ponieważ palce służą do chwytania się gałęzi. Najwcześniejsze naczelne nie miały płaskich paznokci na wszystkich palcach, ale tak zwane „wyższe naczelne”, do których się zaliczamy (jakżeby inaczej, skoro to my tworzymy klasyfikacje), mają paznokcie płaskie u wszystkich palców rąk i stóp. Niektóre amerykańskie małpy (marmozety i tamaryny) mają pazury na wszystkich palcach oprócz palucha stopy, ale to specjalizacja, która wykształciła się od przodków z płaskimi paznokciami. Cofnęły się w rozwoju.

Mianem „wyższych naczelnych” często określa się nieformalnie wszystkie naczelne inne niż lemury, lorisy i tarsiery. Te ostatnie nieoficjalnie nazywa się „niższymi naczelnymi”, choć w rzeczywistości tarsiery są ewolucyjnie bliższe nam, ludziom, niż lemurom i lorisom. Lemury żyją tylko na Madagaskarze, lorisy w Afryce i Azji, a tarsiery w Indonezji.

Wyższe naczelne stanowią grupę nazywaną w biologii ewolucyjnej „naturalną”, ponieważ wszystkie pochodzą od wspólnego przodka, który jest jej założycielem. Formalnie te wyższe naczelne określamy mianem antropoidów. Niektóre z nich – szerokonose – żyją w obu Amerykach, a inne – wąskonose, które obejmują człekokształtne, ludzi i wiele innych gatunków – w Starym Świecie.

Termin „małpy zwierzokształtne” (ang. monkeys) obejmuje wszystkie wyższe naczelne oprócz człekokształtnych i ludzi. Niektóre pochodzą z Nowego Świata, inne ze Starego i prawie wszystkie mają ogony. Wyjątkiem są makaki, które ogon utraciły.

W języku potocznym szympansy, bonobo, goryle, orangutany i gibony, z których żaden nie ma ogona, nazywane są człekokształtnymi (ang. apes).

Gibony zaliczają się do małych człekokształtnych (ang. lesser apes) i należą do jednej rodziny – gibonowatych – z siamangiem, który jest nieco innym gatunkiem. Wszystkie żyją w Azji Południowo-Wschodniej.

Szympansy, bonobo, goryle i orangutany to człowiekowate. Zamieszkują Afrykę, z wyjątkiem orangutanów, które żyją na Sumatrze i Borneo.

My, ludzie, właściwie powinniśmy nazywać siebie małpami człekokształtnymi, ponieważ bliżej nam do szympansów i bonobo niż do goryli. Jesteśmy, jak mówi Jared Diamond w tytule jednej ze swoich książek, trzecim gatunkiem szympansów, a w każdym razie małp afrykańskich wraz z szympansami, bonobo i gorylami.

Nie możemy zmienić sposobu, w jaki ludzie posługują się językiem i nikt nie wpadł na to, żeby człowieka nazywać małpą, ponieważ byłoby to obraźliwe i wymagało zbyt wielu wyjaśnień. W oparciu o nowe dane możemy jednak zmienić naukową klasyfikację gatunków. Dlatego do hominidów (człowiekowatych) zaliczamy obecnie nie tylko ludzi, ale także małpy człekokształtne: szympansy i bonobo, goryle i orangutany, które należą do naszej rodziny zoologicznej. Kiedy do grupy włączamy także gibony, określamy ją terminem „hominoidy” (człekokształtne) – nazwą nadrodziny zoologicznej.

W tej książce, gdy używam słowa „hominin”, odnoszę się wyłącznie do tych skamieniałości hominidów, które należą do linii ludzkiej po tym, jak oddzieliła się ona od linii szympansów i bonobo.

Naczelne można uznać za prymitywne pod względem anatomii rąk i stóp, ponieważ zachowały pięć palców u wszystkich kończyn, nawet jeśli zamiast pazurów mają paznokcie. Ssaki z kopytami, racicami, pazurami, skrzydłami lub płetwami zmieniły się znacznie bardziej. O nich możemy powiedzieć, że bardzo ewoluowały od czasów wspólnego przodka wszystkich ssaków, który żył w epoce dinozaurów.

Rozważmy przypadek koni. Pozostał im tylko środkowy palec, który znacznie wydłużyły i ustawiły pionowo. To właśnie ten bardzo ograniczony punkt wsparcia umożliwia im szybki galop. Pierwsze koniowate (konie, osły i zebry) miały cztery palce u przednich kończyn i trzy u tylnych, zostały one jednak zredukowane w toku ewolucji, aż zanikły wszystkie oprócz palca środkowego.

W ludzkiej ręce palce liczymy od kciuka, który jest pierwszy, do małego palca, który jest piąty, a w stopie liczymy je od palucha (pierwszego) do małego palca (piątego). I proszę nie myśleć, że redukcja liczby końskich palców zakończyła się dawno temu, ponieważ pierwsze koniowate z tylko jednym palcem istnieją stosunkowo krótko w czasie geologicznym, z czasów pierwszych homininów. Innymi słowy, konie, zebry i osły ewoluowały tak samo jak my i w tym samym czasie, ale w innym kierunku.

Palce mają po trzy paliczki, z wyjątkiem kciuka i palucha, które mają tylko po dwa. Konie, zebry i osły opierają się wyłącznie na najdalszym paliczku, tym, na którym znajduje się paznokieć.

U bydła (rodzina krów, owiec i kóz) pozostały palce trzeci i czwarty i one również opierają się na ostatnim paliczku. Byd­­ło i koniowate dosłownie chodzą na swoich paznokciach (odpowiednio kopytach i racicach) i dlatego nazywa się je wszystkie kopytnymi, chociaż nie należą do tej samej linii ewolucyjnej, lecz do dwóch różnych linii. Te ssaki ewoluowały odrębnie w kierunku lokomocji tego samego rodzaju.

Ślad stopy

W porównaniu z tak drastycznymi zmianami nasza ręka i stopa pozostały dość prymitywne pod względem liczby palców, ale kości uległy znacznej modyfikacji, zwłaszcza kości stóp. Wystarczy porównać naszą stopę ze stopą szympansa, bonobo, goryla lub orangutana, czyli dowolnej małpy człekokształtnej.

Pierwszą rzeczą, na którą patrzymy, jest paluch, który u wszystkich naczelnych jest oddzielony od innych palców. Specjaliści mówią, że jest odwiedziony, to znaczy przeciwstawny do pozostałych. Ponadto paluch jest krótszy niż reszta palców.

W ludzkiej stopie natomiast paluch nie jest odseparowany i sięga tak daleko jak pozostałe, z którymi tworzy linię. To ludzka stopa się zmieniła, a nie stopa innych gatunków. Ale jak?

Może się to wydawać rzeczą nieprawdziwą, ale ludzki paluch nie jest przesadnie długi. Długość ma odpowiednią, ale jest zauważalnie gruby. Mam na myśli to, że to cztery pozostałe palce ludzkiej stopy są małe. Po porównaniu długości palców z resztą stopy okazuje się, że wszystkie palce człowieka są bardzo krótkie, z wyjątkiem palucha. Co o tym sądzisz? Dodam, że to samo dotyczy kciuka. Choć jest duży, jego długość jest proporcjonalna. To inne palce stały się krótsze. Aby to dostrzec, wystarczy porównać ręce ludzką i szympansa. Do tej kwestii powrócimy, gdy zajmiemy się ręką.

Upraszczając porównanie między stopą szympansa a stopą ludzką, można powiedzieć, że podczas gdy stopa szympansa przypomina rękę (trzeba uważnie się przyjrzeć, aby odróżnić je na zdjęciu lub rysunku), ludzka stopa w ogóle nie przypomina ręki, mimo że ma te same kości co stopy innych naczelnych.

Nie zawsze trzeba mi wierzyć, ale w bardzo prosty sposób możesz sprawdzić, czy to, o czym opowiadam w tej książce, jest prawdą, czy nie. Wystarczy spojrzeć na siebie, ponieważ moim zamiarem jest wcielić w życie radę zapisaną w świątyni Apolla w Delfach w starożytnej Grecji: nosce te ipsum – poznaj siebie. Oczywiście możemy również spojrzeć na budowę innej osoby lub naszych przewodników w tej wycieczce po tajnikach ludzkiego ciała, między innymi: Diadumenosa, Wenus z delfinem czy Posejdona.

Jednym ze sposobów, których używam podczas wykładów i zajęć, aby zobrazować specyfikę istoty ludzkiej, jest przedstawianie szympansów z tą lub inną ludzką cechą, i w tej książce często będę wykorzystywał ten środek dydaktyczny. Możemy zacząć od stopy. Od razu zwrócilibyśmy uwagę na szympansa ze stopą podobną do naszej. Jeszcze bardziej zdziwilibyśmy się, gdybyśmy zobaczyli go w akcji, ponieważ ani szympansy, ani żadne inne naczelne nie chodzą podobnie do nas, ani nie podpierają stopy podczas chodzenia w sposób taki jak ludzie.

To, jak ciężar ciała jest przenoszony podczas chodzenia, najlepiej sprawdzić, przyglądając się pozostawianym przez nas śladom stóp, a można to zrobić na każdej piaszczystej plaży. Dobrym pomysłem byłoby przeprowadzenie prostego doświadczenia przejścia po mokrym piasku i przyjrzenia się najgłębszym częściom odcisku stopy, które przenoszą ciężar ciała na podłoże (proszę spojrzeć na ilustrację Te stopy służą do chodzenia).

Ślad stopy szympansa wygląda zupełnie jak podeszwa jego stopy, którą wiernie pozostawia na ziemi. Odcisk stopy człowieka natomiast – na miękkim podłożu, na przykład na mokrym piasku na plaży, gdy fala się cofa – wcale nie przypomina podeszwy stopy i nie odtwarza jej wiernie: zaznaczone są jedynie niektóre części, te, na których stopa opiera się podczas chodzenia, zaczynając od pięty i kończąc na paluchu. W tej książce zaleca się patrzenie na ciało i dotykanie ciała (własnego lub osoby, która udostępnia do badania swoje), aby poznać anatomię, ale eksperyment można rozszerzyć na pozostawiane przez nas ślady, ponieważ są one anatomią w działaniu (w ruchu), to znaczy fizjologią.

Pięta i wąż

Pierwszą rzeczą, która dotyka ziemi, gdy robimy krok do przodu, jest pięta. Jeśli postawisz teraz długi krok, natychmiast to zauważysz. Kość, która tworzy to, co zwykle nazywamy piętą, w anatomii znana jest jako kość piętowa i stanowi część grupy kości nazywanej stępem. Kość piętowa jest największą kością stępu, a jej część, która wspiera się o podłoże, nazywana jest guzem kości piętowej. Opisując budowę stopy od tyłu do przodu, wymienia się kolejno: stęp, śródstopie i palce.

W Biblii Casiodora de Reiny (wydanej w Bazylei w 1569) do węża, który skusił Ewę i doprowadził do zagłady całe jej potomstwo, Bóg zwraca się, grożąc mu: „położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą, i między nasieniem twym, a nasieniem jej, ona zetrze głowę twoje, a ty czyhać będziesz na piętę jej”*. Słownik Akademii Królewskiej definiuje piętę jako tylną część podeszwy stopy. W ciągu dziejów zapewne niejednego chodzącego boso człowieka ukąsił w to miejsce wąż, dlatego ta część ciała pojawia się w Biblii.

Kataloński lekarz Bernardino Montaña de Monserrate (urodzony zapewne w Barcelonie) w swojej Libro de la anatomía del hombre (Księga anatomii człowieka) kość znajdującą się w tylnej części stopy nazywa „kością piętową”. Wydany w 1550 lub 1551 roku traktat jest pierwszym na temat anatomii człowieka napisanym w języku kastylijskim. Sam Montaña de Monserrate wyjaśnia, dlaczego nie napisał dzieła po łacinie: „Z przyjemnością napisałem tę książkę w języku hiszpańskim, ponieważ będzie mogło ją przeczytać wielu chirurgów i innych skromnych ludzi, którzy nie znają łaciny. Ponadto uważam, że obecnie medycy tak bardzo gustują w łacinie, że wszystkie wysiłki umysłowe skupiają na języku. Zaś o rzeczy istotnej, czyli o doktrynie, nie myślą ponad to, co zdołali przeczytać”. Wspaniały Montaña de Monserrate udostępnił wiedzę z dziedziny ludzkiej anatomii wszystkim, a nie tylko mędrkującym miłośnikom łaciny, zainteresowanym bardziej formą niż treścią.

W tamtych czasach chirurdzy i lekarze pochodzili z różnych klas społecznych i nie zaliczali się do jednej grupy zawodowej. Zarabianie na życie cięciem i szyciem, naprawianiem kości pośród krwi i wyrywaniem zębów było pracą fizyczną, a arystokracja nie żyła z pracy własnych rąk. Lekarze diagnozowali choroby, przepisywali apteczne medykamenty i zlecali upuszczanie krwi, ale nie dotykali pacjentów. Chirurdzy natomiast mieli niski status społeczny, nie posiadali wykształcenia uniwersyteckiego i wykonywali prace manualne, które lekarze uważali za niegodne ich akademickiego wykształcenia. W związku z tym chirurdzy nie znali łaciny, dlatego Montaña de Monserrate napisał swoją książkę w języku romańskim, aby mógł ją przeczytać każdy – chirurdzy i osoby zainteresowane – a nie tylko lekarze, którzy studiowali na prestiżowych, elitarnych hiszpańskich uniwersytetach tamtej epoki. Dopiero w XIX wieku studia chirurgiczne i medyczne zostały w Hiszpanii połączone w jeden kierunek zawierający obie nazwy.

Wielki kastylijski anatom Juan Valverde de Amusco w swojej Historia de la composición del cuerpo humano (Historii składu ludzkiego ciała, opublikowanej, również w języku kastylijskim, w Rzymie w 1556 roku) kość piętową nazywa zancajo. Słowo to wciąż można znaleźć w słowniku Akademii Królewskiej. Jest ono pejoratywnym wyrazem pochodnym słowa zanca, które w języku potocznym oznacza ludzką nogę lub zwierzęcą łapę, od niego pochodzi oczywiście także słowo zancada, oznaczające krok. W hiszpańskiej wersji wyrażenia „nie dorastać komuś do pięt” pojawia się właśnie słowo zancajos. W tej książce wielokrotnie będę odwoływał się do Valverde de Amusco, aby przypomnieć tradycyjne nazwy części ciała.

Dalsza część w wersji pełnej

Naczelne. Relacje ewolucyjne. Ilustracja autorstwa Susany Cid z książki Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat Juana Luisa Arsuagi.

* W języku hiszpańskim pojawia się tutaj rzadziej stosowane na określenie pięty słowo: calcañar. W powszechnym użyciu jest nazwa talón. W polskich przekładach Biblii użyte jest w tym miejscu słowo „pięta”. Zamieszczony cytat za Biblią Jakuba Wujka, Księga Rodzaju 3,15, Lublin 1962 (przyp. tłum.).

Przypisy

Zaliczenie podstaw

1 W języku polskim potoczne określenie „noga” odpowiada anatomicznemu określeniu „kończyna dolna” (przyp. red. meryt.).

Spacer po Muzeum Prado

1 Wszystkie informacje dotyczące rzeźby klasycznej w Muzeum Prado można znaleźć w katalogu autorstwa Stephana F. Schrödera.

Spis ilustracji

Diadumenos, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

Peter Paul Rubens, Trzy gracje, ok. 1630, fot. Muzeum Prado

ilustracje Susany Cid

Neptun, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

Sandro Boticelli, Narodziny Wenus, ok. 1485, Galeria Uffizi, fot. domena publiczna

Wenus z delfinem, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

ilustracje Łukasza Dziedzica

ilustracja Gaspara Becerry w Historii składu ludzkiego ciała autorstwa Juana Valverde de Amusco, fot. domena publiczna

prawa kość piszczelowa i strzałkowa widok z przodu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

prawa kość udowa, widok z przodu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

Jacopo de’ Barbari, Portret Luki Paciolego ze studentem, ok. 1495, Museo di Capodimonte, fot. domena publiczna

Albrecht Dürer, Adam, 1507, fot. Muzeum Prado

Satyr w spoczynku, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

prawa kość miedniczna, powierzchnia zewnętrzna, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

więzadła kolana prawego, widok z przodu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

mięśnie żeńskiego krocza, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

Dyskobol, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

Afrodyta kucająca, warsztat rzymski, fot. Muzeum Prado

klatka piersiowa, widok z przodu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

miednica mężczyzny, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

kręgosłup, Henry Gray, Anatomia, domena publiczna

kość potyliczna, Henry Gray, Anatomia, domena publiczna

Diego Rodríguez de Silva y Velázquez, Chrystus ukrzyżowany, 1632, fot. Muzeum Prado

lewa łopatka, widok grzbietowy, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

Lizyp, Herakles Farnezyjski, II-III wiek, Narodowe Muzeum Archeologiczne w Neapolu, fot. domena publiczna

Rembrandt, Lekcja anatomii doktora Tulpa, 1632, Mauritshuis, fot. domena publiczna

Caravaggio, Dawid pokonuje Goliata, ok. 1610, fot. Muzeum Prado

grzbiet lewej ręki, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

mięśnie dłoni, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

mięśnie szyi, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

widok czaszki od przodu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

widok boczny czaszki, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

płaty mózgu, Henry Gray, Anatomia, fot. domena publiczna

Anonim oraz Francesco Maria Nocchieri, Muza Talia / Melpomene, ok. 130-150 (ciało), XVII w. (głowa), fot. Muzeum Prado

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Spis treści

Przedmowa. Szczelina

Zaliczenie podstaw

Spacer po Muzeum Prado

Część pierwsza. Od pasa w dół

Stopa

Liczymy na palcach

Ślad stopy

Pięta i wąż

Przypisy

Spis ilustracji

Punkty orientacyjne

Okładka

Karta tytułowa

Przypisy

Strona redakcyjna

Spis treści

Epigraf

Meritum publikacji

Indeks ilustracji