Chrzest miłości - Leuf Chetland - ebook

Chrzest miłości ebook

Leuf Chetland

2,0

Opis

W kontekście kroczenia z Bogiem można mówić o różnych rodzajach chrztów: chrzcie zbawienia, wody czy ognia. Istnieje jednak taki rodzaj chrztu, który jest na szeroką skalę pomijany czy nawet nierozpoznawany! Ten rodzaj chrztu może być dla każdego wierzącego źródłem najwspanialszego uzdrowienia i wolności. Mowa o chrzcie w Bożej miłości.

Na tym świecie żyje bardzo niewielu ludzi, którzy poznali, co oznacza być kochanym bezwarunkowo. Pozostali nie mają pojęcia, czym jest radość dawania i otrzymywania miłości bez poczucia bycia skrępowanym więzami, bez żadnych warunków, bez kontraktu na zasadzie małżeńskiej przysięgi. Tego rodzaju miłość może nam dać tylko Niebiański Ojciec. Pozwól, aby słowa zawarte w tej książce zapadły głęboko w twoje serce. Poznaj, jak niezwykłą miłością ukochał cię twój Ojciec.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 117

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dedykacja

Dedykuję tę książkę mojej księżniczce i pierworodnej córce,

Laili Ann,

która już niedługo opuści nas, by zacząć nowy rozdział w swoim życiu.

Jako Twój ojciec

jestem dumny z takiej córki jak Ty.

Kocham Cię – Tata

„Jesteś moją umiłowaną córką,

w której mam upodobanie” (por. Mt 3,17).

Wstęp

Wiele lat studiowałem filozofię, badając dokładnie to, co ludzkość powiedziała, zrobiła, napisała i czego poszukiwała. Oddałem się całkowicie próbie zrozumienia ludzkiej psychiki i socjologicznych powodów kryjących się za wojnami, głodem i kryzysami ekonomicznymi. Słuchałem mędrców i głupców. Rozdawałem pieniądze głodnym i dzieliłem się ubraniami z ubogimi i osieroconymi. Nigdy nie zaniedbywałem potrzebujących, nie gardziłem wdową, zawsze oferując pomocną dłoń każdemu, kogo mogłem dosięgnąć. Po jakimś czasie zacząłem rozumieć język, jakim mówi ludzkość. W istocie, nauczyłem się języka rodzaju ludzkiego. Nie będąc całkowicie usatysfakcjonowany moimi osiągnięciami, rozpocząłem kolejne poszukiwania. Zacząłem zagłębiać się w teologię, mistycyzm i religie świata, mając nadzieję posiąść umiejętność rozumienia tajemnicy „Boga” i wiedzę na temat tego, co święte. Modliłem się, pościłem i spędzałem niezliczone godziny, czytając, słuchając i rozmyślając o tych, którzy byli zwani Bożymi posłańcami. Słuchałem proroków różnych religii, studiowałem orzeczenia sądów, uczyłem się słów poetów, śpiewałem pieśni rdzennych mieszkańców, naśladowałem liturgię kapłanów i praktykowałem milczenie z ascetami. Po jakimś czasie zacząłem w końcu rozumieć języki ludzi i aniołów. Nauczyłem się odszyfrowywać tajemnice starożytnych prawd i pozaziemskich bytów. Gdy widziałem człowieka w akcji, potrafiłem rozpoznać jego motywacje. Wyczuwałem nieprawdę, demaskowałem manipulację i potrafiłem prędko umknąć marionetkowym pokusom, którymi brzuchomówcy społeczeństwa nierzadko kontrolowali masy. Mój umysł był szybki, mój duch – mocny, a mój dar proroctwa – bezpośredni i trafny, niczym strzał snajpera. Przewidywałem nadchodzące wydarzenia, a nawet leczyłem wielu w imieniu „wiary”. Poznałem moc wypowiadanych słów, które nakazują górom usunąć się z drogi, a olbrzymom wątpliwości i niewiary rzucić się w morze. Nauczyłem się mocy muzyki i wyszkoliłem sam siebie w śpiewaniu pieśni moich ojców. Dźwięk mojego głosu wywoływał łzy, radość, nadzieję a niektórych prowadził do nawrócenia. Moje życie tryskało energią i lśniło blaskiem, a ja byłem namaszczony jako sławny człowiek. Moje życie było jak ogień pochłaniający ciemność wokół mnie płomieniem mojego „Boga”. Pewnej nocy usłyszałem szept z oddali, szept jak żaden inny. Szept, który przebił się przez wirujące galaktyki nieba, migoczące gwiazdy i supernowy, przez majestatyczny zmierzch srebrnego księżyca i ogniste płomienie palącego słońca. Cichy i łagodny głos przyniesiony na skrzydłach zimowego wiatru wyszeptał mi do ucha: „Bez miłości jesteś niczym”. Proroctwa ustaną, języki zamilkną, a wiedza przeminie. Miłość nigdy nie ustaje.

~ Josh Clayton

ROZDZIAŁ IZanurzony w miłości Boga Ojca

Moją największą życiową pasją jest dzielić się Bożą miłością z innymi, a zwłaszcza z tymi, którzy jeszcze nie słyszeli Ewangelii – najmniej znaczącymi, ostatnimi i zgubionymi. Wierzę, że poszukiwanie szczęścia przez człowieka kończy się w chwili spotkania z Bożą miłością. Nic na świecie nie może się z tym równać. To jest zbyt piękne, abym był w stanie to wyrazić i zbyt trudne, by opisać, jak się czuję, gdy rozmyślam nad Jego miłością do mnie i do ciebie. Wychowałem się w chrześcijańskim domu i wydawało mi się, że znam Bożą miłość. W rzeczywistości miałem jakieś wyobrażenie na jej temat, ale nigdy jej nie doświadczyłem.

Inspiruje mnie mówienie oBożej miłości, ponieważ wiem, że na świecie jest niewielu ludzi, którzy rozumieją bezwarunkową miłość. Pozostali nie wiedzą, czym ona jest, jak ją przyjąć i jak cieszyć się miłością, która nie ma żadnych ukrytych motywacji, warunków wstępnych czy jakiejś intercyzy. Taka miłość może pochodzić tylko od niebiańskiego Ojca. Modlę się, abyś czytając tę książkę, bardziej poznał Go i Jego niezwykłą miłość.

Desperacka potrzeba

Boża miłość jest odpowiedzią na wszystkie nasze problemy. Powiedziałem kiedyś, że jeśli masz objawienie Wielkiego Taty, będziesz miał tylko małe problemy. Jeśli postrzegasz Boga jako Małego Tatę, twoje problemy będą wielkie. Kluczem jest świadomość miłości Ojca do nas.

Wszyscy chcemy lepiej poznać Jego miłość. Większość z nas nie wie nawet, gdzie i jak zacząć. Jak już wspomniałem, jest niewielu ludzi na tej planecie, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by urodzić się w rodzinie, która dała im smak bezwarunkowej miłości. Dla nas, pozostałych, jest to koncepcja obca, którą trudno sobie nawet wyobrazić. Dysponujemy przybliżonymi definicjami „bezwarunkowej miłości”, ale nie możemy być ich pewni. Wyruszamy, by zdobyć taką miłość i okrutnie się zawodzimy.

Bardzo często miłość trafia gdzieś pod stos zasad i oczekiwań. Wiem, co to znaczy żyć w takim otoczeniu, w którym słowa „miłość” używa się bardzo lekko. Wiem, jak się żyje pod presją ciągłych, wielkich oczekiwań i nieustannego napięcia wywołanego przez standardy innych ludzi. Mój ziemski ojciec jest wspaniałym człowiekiem i dobrym mężem mojej mamy. Przez cały czas, jaki spędziłem w domu rodzinnym, okazywał nam swoje oddanie i troskę o nasz byt. Lecz nawet jeśli nasz ziemski ojciec jest najlepszym tatą na świecie, ze względu na okoliczności życia zawsze pojawią się w nas jakieś deficyty miłości.

Kiedy się nawróciłem, zostałem skonfrontowany z Bożą miłością. Ona jest głównym przesłaniem Ewangelii.

Bóg jest miłością. Kocha świat pomimo jego zepsuciai ludzi kierowanych grzechem. Przyjąłem i uwierzyłem, że w istocie Bóg jest miłością. Nigdy jednak nie odkryłem, że Bóg nie tylko jest zakochany w ludzkości, ale również we mnie, Leifie Hetlandzie. Nie potrafiłem objąć tej prawdy umysłem. Ta niewielka odległość między sercem a umysłem jest czasem przepaścią, którą trudno przeskoczyć. Dysponowałem poprawną teologią, ale brakowało mi doświadczenia i przeżycia.

Mój chrzest miłości

Tylko Duchowi Bożemu zawdzięczam to, że zyskałem dostęp do Jego miłości. Niemożliwe było, bym uzyskał taki rodzaj objawienia na podstawie osobistych doświadczeń. Nie potrafiłbym dojść do niego drogą wnioskowania przy pomocy mojego intelektu. Prawdziwa miłość nawiedziła mnie w ponadnaturalny sposób. Absolutnie nieziemski rodzaj miłości zstąpił z nieba i wlał się w moją duszę.

Pamiętam to bardzo dokładnie, jakby zdarzyło się wczoraj. Był rok 2000 i udałem się na małe spotkanie na Florydzie. Przebywał tam mój duchowy ojciec, Jack Taylor, a także Dennis Jernigan, znany na całym świecie lider uwielbienia. Ktoś pomodlił się o mnie słowami: „Proszę Cię, Duchu Święty, przyjdź do życia Leifa i zabierz wszystko, co nie czuje się dobrze w obecności miłości”. Potem Dennis Jernigan zaczął śpiewać Piosenkę Taty – pieśń o miłości Boga Ojca. Poprzez nią dotarła do mnie Boża miłość. Pamiętam tylko, że nagle znalazłem się na podłodze.

Leżałem jak dziecko i płakałem. Czułem, jak miłość Ojca przepływa przeze mnie. Miałem wrażenie, jakby płynna miłość przemieszczała się z góry na dół mojego ciała, wpływając do niego i z niego wypływając.

Jechałem na to spotkanie, bo wydawało mi się, że moją motywacją jest miłość. Później uświadomiłem sobie, że motywowało mnie coś zupełnie innego. Pojechałem tam obciążony wieloma sprawami związanymi z życiem moim, mojej rodziny i służbą Kościołowi. Kierowałem organizacją, której członkowie pracowali w wielu krajach. Podróżowałem po całym świecie, nauczając i usługując ludziom. Byłem mężem i ojcem czwórki dzieci, a także biznesmenem. Dźwigając taką odpowiedzialność, nigdy nie nauczyłem się stawiać intymności z Bogiem na pierwszym miejscu. Byłem zaślepiony tym, że robiłem wiele rzeczy, próbując podobać się Bogu i ludziom. Moja żona i dzieci prawdopodobnie powiedzieliby, że w tamtym okresie moja służba była moją kochanką.

Kiedy tak leżałem na podłodze, Pan przeprowadził duchową operację na moim sercu. Zabrał mnie do czasów, kiedy miałem dwanaście lat – zostałem wtedy zgwałcony – i powiedział mi, że wie, przez co przeszedłem. Tamtego wieczoru mój kochający Ojciec otoczył mnie swoimi ramionami. Czułem Jego obecność i potężną falę Jego miłości. Zostałem całkowicie wniej zanurzony.

Wróciłem z tej konferencji do domu i moja rodzina natychmiast zauważyła przemianę. Wciąż niedowierzając, zapytali: „Co ci się stało?”. Moja żona powiedziała mi: „Przeżyłeś chrzest Ducha Świętego, zaktórym przyszły znaki i cuda, to było mocne. Ale tenchrzest miłości zmienił cię bardziej niż cokolwiek innego”. Jestem wdzięczny Bogu za moją żonę. Pomogła mi wyjaśnić i nazwać to, co Ojciec we mnie uczynił.

Nie potrafiłem nie opowiadać innymo tym niesamowitym doświadczeniu. W tym samym czasie Bóg Ojciec zaczął poszerzać moje zrozumienie tego rodzaju chrztu, jaki przeżyłem. Uświadomiłem sobie, że Jezus miał podobne doznanie, dlatego był tak skutecznyw swojej służbie i mógł naprawdę zmienić świat. Jego moc, mądrość, wiedza i namaszczenie były zakorzenione w zapewnieniu, że Jego Tata Bóg zawsze będzie Go kochał. To przyniosło Mu pewność, radość, pokój i silne postanowienie, aby trafić na krzyż iumrzeć za grzechy wszystkich ludzi. A oto dobra nowina: Tata Bóg chce, abyś także doświadczył chrztu miłości.

Podobnie jak Jezus zostałem ochrzczony wodą i Duchem Świętym. Ale Jezus przeżył jeszcze jeden rodzaj chrztu, o którym większość ludzi nie wie iwłaśnie dlatego powstała ta książka.

Poznaj sekret

Tak często spotykam chrześcijan, duchownych i świeckich, którzy są wypaleni w swej wierze, świętym życiu i pragnieniu, by być rękami i nogami naszego Pana. Raz po raz widzę, jak złowieszczy duch depresji lub pustoszący nowotwór zgorzknienia pożerają Boże dziecko poprzez poczucie osamotnienia, porażki, beznadziei, porzucenia i zwątpienia. Usługujący, którzy popadają w grzech, rozbite rodziny i małżeństwa oraz rozłamy w zgromadzeniach – to wszystko panoszy się w Kościele jak pandemia i już niebawem narodzi siępytanie stare jak świat: „Gdzie jest miłość?”, tak jak to opisał Charles Stanley w swojej książce The Reason For My Hope (Dlaczego mam nadzieję?, tłum. wł.), wyd. w 1997 roku:

Co dzieje się z osobą, która wie o Bożej miłości tylko na poziomie umysłu czy intelektu? Zna teorię, lecz niczego jeszcze nie przeżyła. Jej potrzeba miłości pozostaje niezaspokojona, a z czasem owa pustka staje się coraz większa i bardziej frustrująca. Jest to szczególnie odczuwalne przez tych, którzy wciąż szukają Boga i pragną wszystkiego, co Bóg im ofiaruje.

Nie wiedziałem, że w moim chrześcijańskim życiu brakowało mi Bożej miłości. Wiedziałem tylko, że z pewnością czegoś mi w nim brakowało. Potrafiłem wygłosić kazanie na temat wolności, a potem wrócić do domu, spojrzeć w niebo i powiedzieć: „A co ze mną? Dlaczego ja nie czuję się wolny?”. Wewnątrz odczuwałem ból, którego nie potrafiłem nazwać, wyeliminować i przed którym nie było ucieczki.

Moje spotkanie z wielką Bożą miłością

Ogarnięty wielkim bólemi poczuciem wewnętrznego chaosu szukałem pomocy u czterech mężczyzn, którym całkowicie ufałem. Zadzwoniłem do nich – a są to ludzie niezwykle prawi i uczciwi – i poprosiłem, aby wysłuchali z empatią tego, co mam do powiedzenia, a potem udzielili mi rady. Ufałem Bogu, że pomoże im mnie wesprzeć.

Spotkałem się z nimi w ustronnym miejscu w małym domku. Wyznałem, że doszedłem do granic swoich możliwości. Nie wiedziałem, co mam robić. Nie wiedziałem, dokąd się udać. Zapytałem, czy mogę opowiedzieć im swoją historię i powiedziałem, że potem poproszę o ich radę. Zapewniłem ich, że uczynię wszystko, o cokolwiek mnie poproszą. Tak wielkim darzyłem ich szacunkiem. Wyznałem też, w jak wielkiej desperacji się znalazłem i jak bardzo poważnie potraktuję ich pomoc. Wielkodusznie zgodzili się mnie wysłuchać i stać się Bożymi narzędziami w moim życiu.

Moja opowieść ciągnęła się przez całe popołudnie i wieczór. Przygotowując się na to spotkanie, zapisałem odręcznie siedemnaście kartek formatu większego niż A3, opisując wszystko, co chciałem opowiedzieć – musiałem być pewny, że niczego nie zapomnę. Opowiedziałem im wszystko, co pamiętałem, a co tyczyło się mojego dzieciństwa, a także wszystkich najlepszychi najgorszych chwil z mojego dorosłego życia i służby. Kiedy skończyłem, byłem kompletnie wyczerpany i powiedziałem: „Cokolwiek każecie mi teraz zrobić, uczynię to”.

Zadali mi dwa lub trzy dodatkowe pytania, a następnie mężczyzna siedzący naprzeciw mnie przy stole powiedział: „Charles, połóż głowę na stole i zamknij oczy”. Zrobiłem to. Wtedy rzekł do mnie bardzo delikatnie: „Charles, chcę, abyś wyobraził sobie, jak twój Ojciec podnosi cię i trzyma w swoich ramionach”. Po chwili zapytał: „Co teraz czujesz?”.

Wybuchłem płaczem. Roniłem łzyi nie byłem w stanie przestać. W końcu, kiedy się uspokoiłem, ten mężczyzna znów mnie zapytał: „Co teraz czujesz?”. Odpowiedziałem: „Czuję ciepło, miłość, bezpieczeństwo. Czuję się dobrze”. I znów zacząłem płakać.

Pierwszy raz w życiu poczułem, że Bóg mnie kocha. Wywnioskowałem z Jego Słowa, że tak jest. Wierzyłem, żemnie kocha. Przyjąłem to za fakt, że miłość jest Jego naturą. Lecz aż do tego dnia – a nie było to wcale tak dawno temu – nie odczuwałem emocji płynących z prawdyo Jego miłości.

Bóg wykorzystał spotkanie z tymi czterema mężczyznami i to jedno, proste pytanie, aby otworzyć pustkę wmoim sercu i wlać w nią całą rzekę Jego Bożej miłości.

Boża miłość nie wylała się na mnie w ciągu jednego dnia. Był to długi proces – krok po kroku. Im bardziej poznawałem miłość Boga, tym bardziej On objawiał mi moją prawdziwą tożsamość w Chrystusie – prawdę o tym, że należę do Niego tak, jak nigdy nie należałem do kogokolwiek, że mam dla Niego wartość i że kocha mnie bezgranicznie. Odkryłem, żekiedy doszedłem do granic samego siebie i własnych wysiłków wdążeniu do doskonałości, dobry i łaskawy niebiański Ojciec kochał mnie bezwarunkowo przez całe moje życie. Zapewniam cię, że nic nie jest bardziej uwalniające niż to odkrycie.

Im bardziej doświadczałem Bożej miłości, tym lepiej rozumiałem, jak ważne jest mówienie innym: „Bóg kocha cię takiego, jakim jesteś”. Rozwinęła się we mnie zdolność kochania innych takimi, jakimi są i bycia mniej krytycznym wobec ich nieudanych prób czy braku doskonałości. Boża miłość względem mojej osoby stała się we mnie źródłem miłości do innych. To wylanie Bożej miłości w moim życiu miało dobry wpływ namoją służbę i relacje z innymi. Była to dosłownie inwazja miłości i nie mogłem zatrzymać jej dla siebie.

Począwszy od tego dnia, towarzyszy mi wewnętrzne poczucie Bożej bliskości, jakiego nigdy wcześniej nie znałem. Wiedziałem, że mogę zaufać Mu bezgranicznie, niezależnie od tego, co się wydarzy, niezależnie od błędów, jakie mógłbym popełnić, niezależnie od moich ludzkich niedoskonałych reakcji. Miałem głębokie, wewnętrzne zapewnienie o tym, że zawsze byłem kochany, jestem kochany terazi zawsze będę obiektem ogromnej miłości, która przekracza moje pojęcie, ale której mogę doświadczać codziennie.

Raz ustanowiona intymna więź z Bogiem będzie wzrastać. Boża miłość nie ma końca, a w przyszłości znikną także wszelkie nasze ograniczenia w jej przeżywaniu. Nasze serca już nigdy nie będą musiały głodować. Jego pragnieniem jest zalanie nas swoją miłością, a jednocześnie zwiększenie naszej zdolności w doświadczaniu jej i dawaniu jej innym.

Doszedłem do miejsca, w którym mogłem powiedzieć za apostołem Janem: „Poznałem miłość Bożą i uwierzyłem wnią”.

W Ewangelii Jana 15 Jezus objawia nam inny aspekt obfitego życia. To objawienie jest kluczowe, jeśli chcemy prowadzić życie w takiej służbie, w której nigdy się nie wypalimy, nigdy nie zesztywniejemy ani w naszym życiu wewnętrznym nie będziemy – ledwo co powłócząc nogami – człapać przed siebie. W tym niezwykłym fragmencie Ewangelii Jezus wypowiada do nas przemieniający życie ciąg słów: „Miłujcie się nawzajem, tak jak ja was umiłowałem”. To stwierdzenie często pojawia się wymieszane z różnymi innymi wersetami odnoszącymi się do Bożej miłości. Nie wolno nam jednak nie zauważyć wielkości i znaczenia tego, co Jezus naprawdę mówi. Jezus uczy nas tego, że nasza dusza jest jak studnia. Jego miłość to jedyna substancja, jaka może nas napełnić. Świat często przychodzi napić się z naszych studni, ale zamiast otrzymać tryskające źródło świeżej, żywej wody oferowanej przez Jezusa, dostaje nieświeżą, zastałą ciecz naszej letniej teologii. Świat nie szuka doktryny, ale miłości – miłości naszego Ojca, manifestującej się w ciele człowieka. Dlatego Jan wzywa nas w swoim Pierwszym Liście 4,12: „Boga nikt nigdy nie widział, ale jeśli miłujemy się wzajemnie, Bóg w nas mieszka, a Jego miłość jest w nas doskonała” (UBG). Bez miłości nie da się zobaczyć Boga. Kiedy okazujemy miłość, dosłownie „otwieramy oczy” niewidomym duszom i objawiamy im żywego Boga.

O, jakże niezwykła jest miłość Ojca! Żywa woda Bożej miłości otwiera oczy zgubionym, poszukującym, odrzuconym i zranionym, podtrzymując ich niebiańskim źródłem wiecznego współczucia! Nikt nigdy Boga nie widział, lecz oni oglądają Go w oczach syna lub córki, którzy ich kochają.

Nigdzie nie byłem świadkiem przemieniającej mocy miłości, tak jak w Pakistanie. Zawędrowałem w najciemniejsze rejony tego kraju – tam, gdzie Światłość jeszcze nigdy nie dotarła. Przemawiając z pozycji syna na wielu naszych Konferencjach Pokoju, mogłem uwalniać miłość nieba i oglądać, jak zmienia się cała duchowa atmosfera. Ludzie towarzyszący mi w tych wyjazdach byli świadkami wszystkich tych sytuacji.

W Pakistanie nazywają mnie teraz „ambasadorem miłości”. Od wielu lat jeżdżę do tego kraju. Ostatnio przedstawiono mnie jako „ambasadora miłości” przy różnych okazjach, włączając w to Coroczną Konferencję Pokoju GMA (GMA – Global Mission Awareness – organizacja założona przez Leifa Hetlanda – przyp. tłum.). Wzięło wniej udział kilkuset znanych przywódców rządowych i religijnych. To ogromny przywilej reprezentować Boże Królestwo w taki sposób. Gdybym nie doświadczyłchrztu miłości, nie byłbym w stanie podjąć się takiego zadania.

Bóg jest miłością i bez Niego nie jesteśmy w stanie uczynić niczego dobrego, a tym bardziej kochać upadłych ludzi. Oto sekret: jesteśmy w stanie kochać innych tylko w takim stopniu, w jakim pozwoliliśmy Bogu kochać nas. Nasza miłość płynie zJego miłości. Jeśli będziemy chcieli kochać, czerpiąc z naszych własnych zasobów i siły, szybko wypalimy się, zesztywniejemy lub zrezygnujemy. Możemy kochać innych tylko tak, jak Chrystus nas kocha. Nie potrzebujemy więcej książek, rozpraw doktrynalnych czy chwytliwych piosenek. Potrzebujemy chrztu miłości.

Samarytanka przy studni przedstawia piękny obraz świata przychodzącego do Chrystusa. Ona zostawia przy ocembrowaniu swoje wiadro! Została napełniona żywą wodą miłości Boga Ojca! Tak często drogocenni synowie i córki Boga próbują kochać, udzielać i uzdrawiać, podczas gdy sami nie przyjęli tego od Ojca w niebie. Sam tak robiłem i zosobistego doświadczenia mogę powiedzieć z całą pewnością, że to wysuszy studnię twojej duszy, pozostawiwszy cię pustym i pozbawionym złudzeń. Musimy zostać ochrzczeni mocą Bożej miłości i zacząć kochać świat ztego miejsca.

To nie tylko nielogiczne, ale całkiem absurdalne, sądzić, że można coś wyprodukować, nie otrzymawszy najpierw potrzebnych materiałów! Tak samo nie wyprodukujemy uzdrawiającej miłości Ojca, jeśli najpierw jej nie przyjmiemy! Jeśli nie zostaliśmy ochrzczeni w Bożej miłości, jeśli nie przyjęliśmy najpierw Jego miłości, nie będziemy w stanie udzielać jej dalej. Koniec i kropka. Nasza miłość jest wynikiem Jego miłości. Tylko w taki sposób możemy przekazywać miłość naszego Ojca światu przepełnionemu słabością, wojną i prześladowaniem.

Zanim będziemy wstanie kochać świat wypełniony nienawiścią, uzdrawiać zranione tłumy, otaczać opieką wdowy, ochraniać sieroty, dawać życie umierającym, sami musimy być kochani przez Boga miłości. Nie możemy zanurzyć świata w rzekach żywej wody ani ugasić pragnienia wyschniętych ust i języków, jeśli sami nie wykąpaliśmy się i nie odnowiliśmy we wzburzonych wodach niekończącego się współczucia i miłosierdzia! Miłość nigdy nie ustaje, a jeśli miłość panuje w nas, my również nigdy nie odniesiemy porażki! Sekret został wyjawiony: kochajcie siebie nawzajem, tak jak Ojciec kocha was!

ROZDZIAŁ IITrzy rodzaje chrztu

Jan Chrzciciel wybrał strategiczne miejsce na swoją kazalnicę. Prawdopodobnie zdecydował się na bród w rzece Jordan – miejsce wystarczająco płytkie, by większość ludzi mogła przeprawić się na drugą stronę. Oprócz tych, którzy chcieli przedostać się na drugi brzeg, były osoby czerpiące wodę, a także kilku rybaków. Były tam małe łódki przewożące ludzi i dobytek, niczym małe cargo w państwie Izrael, jako że przeprawa przez rzekę była najprostszą drogą z góry Hermon na północy nad Morze Martwe na południu (i z powrotem). Innymi słowy, Jan wybrał najlepsze miejsce do tego, by przyciągnąć tłum. Było to wymarzone miejsce, ponieważ ludzie przyjmujący przesłanie Jana Chrzciciela musieli zademonstrować posłuszeństwo i oddanie Panu poprzez chrzest wodny.

Chrzest w rzece Jordan był też wymownym narzędziem, służącym do wytłumaczenia ludziom, czym jest natura chrztu. Rwący nurt rzeki był świadectwem dla skutków chrztu i zaspokajał potrzebę elementu wody, która wchodzi w kontakt z pokutującym grzesznikiem, aby obmyć go z brudu i nieczystości. Gdy nowy wierzący wchodził do rzeki, był całkowicie otoczony wodą, a kiedy jego ciało odczuwało jej pulsującą moc, mógł doświadczyć następstwa chrztu, czyli przemienionego życia. Większość chrześcijan doświadczyło tego, że wychodząc z wody, nie byli już tymi samymi ludźmi, którzy zostali w niej zanurzeni. Nazywamy to doświadczeniem nowego narodzenia.

Przez wiele tygodni Jan Chrzciciel był stałym elementem krajobrazu w tej części rzeki Jordan. Głosił, że „przybliżyło się Królestwo Boże”. Tłumy gromadziły się wokół niego, bo były spragnione Bożego Słowa. Przez ostatnie czterysta lat nie pojawił się nikt, kto mówiłby do nich w imieniu Pana niebios. Przysłuchując się Janowi, wszyscy czuli, że kończy się czas posuchy, dlatego widzieli potrzebę pokuty i chrztu.

Jan mówił o grzechach Izraela i o konieczności poddania się nadchodzącemu Królowi. Jednak pewnego dnia zdumiał się, gdy zobaczył zbliżającego się do niego Jezusa. Jan tłumaczył później, że on sam był tylko udzielającym chrztu, a woda była tylko symbolem pokuty – był to zewnętrzny znak wewnętrznego doświadczenia. Zapowiedział również, że Jezus będzie chrzcił ogniem.

Jezus przekonał Jana, że ze względu na sprawiedliwość Syn Boży musi poddać się służbie tego, który Go zapowiedział. Jan zgodził się, a apostoł Mateusz tak opisuje to, co nastąpiło potem:

A gdy Jezus został zanurzony, zaraz wystąpił z wody; i oto zostały mu otwarte niebiosa, i ujrzał Ducha Boga, zstępującego jak gołębica oraz spoczywającego na nim. A oto głos z niebios, mówiący: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym upodobałem (Mt 3,16–17).

Przyglądając się uważnie tej kluczowej chwili w historii ludzkości, dowiadujemy się więcej o życiu i służbie Jezusa, atakże o tym, co sprawiło, że miały one tak wielki wpływ na świat. Ważne jest również zrozumienie natury chrztu. Analizującchrzest miłości Jezusa, potrzebujemy ogólnego zrozumienia tematu chrztu, by móc mówić o spodziewanym efekcie zanurzenia się w to szczególne objawienie od Ojca.

Chrzest w wodzie

Z tego powodu zwróćmy szczególną uwagę na trzy kluczowe aspekty tego doniosłego wydarzenia, które miało miejsce, zanim Jezus rozpoczął swoją służbę. Po pierwsze, Jezus został zanurzony w wodzie (doświadczenie skierowane ku górze). Po drugie, został zanurzony w Duchu Świętym (doświadczenie zewnętrzne), a po trzecie, w miłość swojego Ojca (doświadczenie wewnętrzne).

Przyjrzyjmy się pierwszemu aspektowi. Biblia mówi nam, że Jezus wyszedł z wody. To znaczy, że Jezus nie tylko obmył swoje ciało, ramiona i nogi tak, jak robili to kapłani w świątyni. Tak, On użył wody rzeki do obmycia się, ale w tamtej chwili zanurzył się w niej całkowicie. Wyglądało to podobnie do tego, co prorok Elizeusz kazał uczynić dowódcy asyryjskiemu Naamanowi – zanurzyć się w rzece Jordan w akcie posłuszeństwa i oddania Jahwe. W rezultacie Naaman został uleczony ze swej choroby. Bibliści podkreślają też fakt, że określenie „chrzest” pochodzi od starożytnego słowa báptisma, oznaczającego „chrzcić, zanurzać”, odnoszącego się do zanurzania materiału w płynnej farbie, która miała zmienić kolor tkaniny.

Chrzest w wodzie to symboliczny akt przedstawiający to, co wydarzyło się w naszym życiu (zbawienie). Kiedy pokutujemy za nasze grzechy, krew Jezusa obmywa nas i oczyszcza. Chrzest w wodzie jest doświadczeniem skierowanym ku górze, gdzie jest nasz niebiański Ojciec, z którym zostaliśmy pojednani.

Chrzest wDuchu Świętym

Duch Boży zstąpił z nieba i spoczął naJezusie. W tym miejscu pierwszy raz w Biblii widzimy, jak Duch Święty staje się związany blisko z jakąś osobą idzieje się to nie w kontekście surowych religijnych standardów, takich jak żydowskie regulacje świątynne. W Starym Testamencie Duch Boży wzbudzał raczej strach niż miłość. Manifestacja Ducha rodziła w sercach starożytnych ludzi przerażenie, ponieważ ich próby zbliżenia się do Boga zasadzały się na subiektywnie postrzeganej wystarczającej dobroci i zasługach w oparciuo przestrzeganie Prawa.

Tylko arcykapłan miał prawo wejść do Bożej Obecności, otrzymać moc z wysokości i Ducha Boga, którego imię brzmi Święty, Święty, Święty. Tylko arcykapłan mógł mieć styczność z Bogiem twarzą w twarz, a i to tylko wtedy, gdy spełniał wszystkie warunki czystości rytualnej – obmywając wodą swoje ciało i rozprawiając się ze swoimi grzechami poprzez ofiary ze zwierząt. Co więcej, ten przywilej spotkania z Bogiem przypadał tylko jeden raz w roku.

Łatwo przychodzi nam zrozumieć zadziwienie Jana Chrzciciela, gdy zobaczył Ducha Świętego. Opisał Go jako pokorną gołębicę, zstępującą powoli i delikatnie na Jezusa i zamieszkującą na wieki wBożym Synu. Musimy też zrozumieć, że Duch nie tylko przebywałw Chrystusie, ale według nauczania Biblii wypełniał Go w całej obfitości i dostępnej mierze. Duch Święty nie tylko spoczywał nad Nim, ale był z Nim wszędzie, dokądkolwiek się udał ibył w Nim. Innymi słowy, Duch otaczał Jezusa i przepływał przez Chrystusa. Dlatego Jezus nazwał to doświadczenie „chrztem w Duchu Świętym” (por. Dz 1,5).

Bill Johnson powiedział kiedyś: „Duch Święty jest w nas ze względu na nasze dobro, a spoczywa na nas ze względu na dobro innych”. Jezus wszedł do wody, mając Ducha Świętego w sobie. Wyszedł z niej, mając Ducha również nad sobą. Przed chrztem Jezus nie dokonywał żadnych cudów. Potrzebował zstąpienia Ducha Świętego, aby mógł wykonać swoje zadanie i uwolnić Boże Królestwo dla innych.

Te dwa rodzaje chrztu – chrzest w wodzie i w Duchu Świętym – objaśniają nam jego naturę, którą jest zanurzenie. Jest to ważne, ponieważ kiedy będziemy mówić o chrzcie miłości, potrzebujemy mieć przed oczami obraz osoby zanurzonej w chrzest od czubka głowy do stóp.

Chrzest miłości

Teraz przypatrzmy się trzeciemu aspektowi tego wydarzenia i od razu zauważymy różnicę. Nie było żadnych widocznych znaków, poza słowami, jakie Ojciec wypowiedział do Jezusa. Z tego powodu większość ludziw ogóle nie zauważa znaczenia tej części historii. Jan Chrzcicieli jego uczniowie usłyszeli ten sam głos. Bóg Ojciec zprzyjemnością ogłosił wobec tych, którzy byli w stanie usłyszeć, żeoto przyszedł Jego Syn, którego On kocha i w którym ma upodobanie. Grzmiący głos Ojca wyrażał Jego uczucia – był przepełniony radością i pełen miłości, patrząc na swego Syna, Jezusa Chrystusa.

Tak jak wcześniej woda i Duch, tak teraz miłość Ojca otoczyła Jezusa, wypełniła Go od wewnątrz i przykryła z zewnątrz. Zalała Go i wypełniła całe Jego jestestwo.

Próba, jakiej został poddany Jezus na pustyni, zaraz po tych trzech chrztach, była próbą synostwa. Jezus, będąc człowiekiem, potrzebował uznania swojego Ojca. Bóg Ojciec powiedział: „To jest mój umiłowany Syn, w którym mam upodobanie”. Jezus miał świadectwo z czerwonym paskiem, zanim zdał egzamin na pustyni, dokonał cudu, wygłosił kazanie czy zyskał pierwszego naśladowcę. Akceptacja Ojca nie miała nic wspólnego z tym, co Jezus zrobił, a tylko z tym, kim był i do kogo należał.

Jakim podstępnym pytaniem zaatakował Go szatan zaraz po wejściu na pustynię? „Jeśli jesteś synem Bożym”.

Tak jak Jezus musimy przejść test naszego synostwa, aby Ojciec mógł powierzyć nam sferę ponadnaturalną i uwolnić poprzez nas Boże Królestwo na ziemi. Jeśli szatanowi uda się wzbudzić w nas wątpliwości co do naszej tożsamości synów i córek Boga Ojca, będziemy nieustannie szukać akceptacji i uznania Ojca i wszystkie nasze działania będą wypływałyz pozycji sługi, a nie dziecka. Słudzy pracują, aby dostać wypłatę. Dzieci otrzymują dziedzictwo.

Znaczenie nowego narodzenia, życia w Duchu i chodzenia w miłości Boga Ojca

Chrzest jest zanurzeniem, więc musimy zapytać: „Zanurzeniem w co?”. Jest to zanurzenie w szczególny dar – dar pochodzący od naszego Boga Ojca. To nie tylko samo zanurzenie, ale proces podobny do farbowania tkaniny przez projektanta lub krawca, polegający na zanurzeniu jej w płynnym barwniku w nadziei, że zwyczajny kawałek materiału stanie się czymś wyjątkowym i użytecznym. Chrzest oznacza całkowite przykrycie i wchłonięcie tego, co chce dać Ojciec – przechodząc z chwały w chwałę. Jego celem jest wypełnić nas i otoczyć swoją dobrocią, miłosierdziem, łaską i miłością.

Pierwszy poziom chrztu to zanurzenie nas w dar zbawienia i usprawiedliwienia. Biblia mówi, że otrzymujemy usprawiedliwienie przez wiarę. Tak samo jak Abraham został uznany za sprawiedliwego ze względu na jego wiarę, my również potrzebujemy przyjąć przebaczenie grzechu oraz zbawienie jako dar, a nie coś, do czego mamy prawo ze względu na nasze uczynki i osiągnięcia.

W chrzcie wodnym otrzymujemy dar usprawiedliwienia. Zostajemy oczyszczeni nie poprzez nasz osobisty standard świętości czy zasługi. Słowo Boże jest bardzo jednoznaczne w tej kwestii, podkreślając: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie zuczynków, aby się nikt nie chlubił”(Ef 2,8–9). Dokładnie rzecz biorąc, jest to dar od Ojca.

Drugim poziomem doświadczenia jest zanurzenie w dar mocy Ducha Świętego (Dz 1,4). Jezus powiedział: „ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc” (Dz 1,8). Jak wielu chrześcijan posługuje bez dostępu do daru Ducha Świętego? Apostoł Paweł powiedział, że istnieją ludzie „przybierający pozór pobożności, ale wyrzekający się jej mocy” (2 Tm 3,5; UBG). Nie możemy sobie pozwolić na postawę, która rzuca wyzwanie siłom demonicznym i siłom cielesności świata, a jest pozbawiona ponadnaturalnego daru od Boga. Nawet jeśli jesteśmy w stanie wejść wponadnaturalną rzeczywistość i stoimy pewnie w sprawiedliwości nowego życia, brzemięi presja życia chrześcijańskiego oraz służby mogą doprowadzić nas do granic wytrzymałości, jeśli nie korzystamy w pełni z tego, co zostało dla nas przygotowane.

Trzeci dar – chrzest miłości – potrzebujemy przyjąć tak samo jak dwa pozostałe, ponieważ on utrzyma nas napowierzchni w czasie prób. Ilu sług Bożych rozpoczęło służbę wgorliwości i z pasją do zdobywania świata, a następnie zrezygnowałoi upadło, nie będąc w stanie wytrwać, gdy wróg wymierzył im cios poniżej pasa? Czy czeka cię to samo? Możesz tego uniknąć, jeśli doświadczysz miłości twojego Ojca.

Utożsamiam sięz historią Charlesa Finney’a, którą przytacza serwis internetowy CarlThomas.net. W ciągu paru godzin po przyjęciu zbawiającej łaski doświadczył potężnego spotkania z Bożą miłością. To napełnienie dało mu moci popchnęło do tego, by znaleźć się wśród największych ludzi przebudzenia wszech czasów. Na początku XIX wieku Finney zapalił dla Jezusa dużą część naszego kraju. A oto jak sam opisuje swoje spotkanie z Bogiem tego popołudnia po swoim nawróceniu:

W pokoju nie było światła ani nie płonął ogień. Miałem jednak wrażenie, że jest przeraźliwie jasno. Gdy wszedłem do tego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, poczułem jakbym spotkał się z Jezusem Chrystusem twarzą w twarz. Nie wydawało mi się wówczas ani później, żeby był to jakiś mój stan psychiczny. Wręcz przeciwnie, miałem poczucie, że widzę Go tak, jakbym patrzył na każdego innego człowieka. Nic nie powiedział, ale spojrzał na mnie w sposób, który rzucił mnie przed Nim na kolana. Od tamtej pory zawsze uważałem ten moment za najbardziej wyjątkowy z wszystkich doznań. Było tak, jakby On naprawdę stał przede mną, a ja upadłem Mu do stóp i wylałem przed Nim moją duszę. Płakałem jak małe dziecko i składałem Mu wyznania na tyle, na ile potrafiłem, bo odebrało mi mowę. Czułem się tak, jakbym obmył Jego stopy w moich łzach, choć nie miałem wyraźnego wrażenia, że Go faktycznie dotykam.

Musiałem trwać w tym stanie przez dłuższą chwilę, lecz mój umysł był zbyt pochłonięty tym spotkaniem, żebym mógł przypomnieć sobie cokolwiek, co powiedziałem. Wiem jednak, że gdy mój umysł się uspokoił na tyle, by oderwać się od tego spotkania i rozmowy, wróciłem do swojego biura i odkryłem, że wielki ogień w kominku, który wcześniej rozpaliłem, prawie całkowicie wygasł. Gdy się odwróciłem i chciałem zasiąść przy ogniu, zstąpił na mnie potężny chrzest w Duchu Świętym. Nie spodziewałem się tego, nigdy nie pomyślałem nawet, że coś tak wielkiego mogłoby być też dla mnie, nie pamiętałem, czy ktokolwiek w ogóle wspominał przy mnie o tym przeżyciu – Duch Święty jednak zstąpił na mnie w taki sposób, że odczuły to całe moje ciało i moja dusza. Miałem poczucie, jakby fala elektryczności przepływała przeze mnie. W istocie wydawało mi się, że to doświadczenie przychodzi falami płynnej miłości, ponieważ nie potrafiłem opisać tego innymi słowami. To było jak samo Boże tchnienie. Dokładnie pamiętam, że czułem, jak mnie wachluje, niczym wielkie skrzydła.

Nie znajdę słów, by opisać tę wspaniałą miłość, jaka rozlała się w moim sercu. Łkałem głośno z radości i miłości i powinienem też powiedzieć, że z moich wnętrzności dosłownie wydobyła się niewypowiedziana fontanna tego, co było w moim sercu. Fale zalewały mnie nieustannie, jedna po drugiej, aż pamiętam, że zawołałem: „Zginę, jeśli te fale dalej będą się nade mną przewalać”. Dodałem: „Panie, nie zniosę już więcej”. W tym wszystkim jednak nie było strachu przed śmiercią.

Chrzest wmiłości Ojca, którego doświadczył Jezus, był po prostu potwierdzeniem odwiecznej prawdy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” (J 1,1). Ojciec kochał Syna, zanim powstał czas. Dla nas chrzest miłości jest darem od naszego Ojca, ponieważ nie ma w nas niczego, co by zasługiwało na taki rodzaj chrztu. Wielu z nas nie oczekuje nawet takiego rodzaju uwagi ani nie mamy świadomości tego, że możemy otrzymać tak rozrzutny dar z góry.

Zazwyczaj definiujemy miłość jako uczucie. Zakładamy, że jeśli czujemy się dobrze, to możemy kochać. Jeśli czujemy się kiepsko, nie będziemy kochać. Lecz Boża miłość nie opiera się na uczuciach – ona jest wynikiem decyzji. To dar dla tych, którzy nie są godni takiej miłości. To miłość Boaza do Rut. Boaz był wolnym człowiekiem, a także liderem w swojej społeczności. Nikt nie mógł go zmusić, aby pokochał wdowę. A jednak to uczynił. To także miłość ojca do syna marnotrawnego. Ojciec nie był prawnie zobowiązany, by udzielić schronienia i zaopatrzenia swemu złemu i zbuntowanemu synowi. A jednak to uczynił. Posunął się nawet o krok dalej, przywracając mu pozycję pełną szacunku i przywilejów.

Potrzebujemy sprawiedliwości, która pochodzi z nowego narodzenia. Chrzest w wodzie jest tego bardzo wymownym obrazem, ponieważ w chrzcie umieramy dla samych siebie iresztki naszej grzesznej przeszłości zostają pogrzebane w wodnym grobie. Potrzebujemy sprawiedliwości, by móc być solą i światłem świata. Jeśli jesteśmy tak samo zepsuci jak reszta świata, to jako chrześcijanie straciliśmy sens naszego istnienia i nie możemy być używani przez Boga. Zwietrzała sól nadaje się tylko do wyrzucenia i podeptania. Innymi słowy, straciła zdolność wywierania wpływu na świat i przemieniania go.

Potrzebujemy chrztu pokuty i tak samo potrzebujemy mocy Ducha. To moc z góry, ożywiająca nasze słowa. To moc ożywiająca duszę i rozpalająca ogień służby. Ale jeszcze bardziej potrzebujemy miłości. To miłość sprawia, że potrafimy przejść dodatkową milę, nadstawić drugi policzek, stać się pośrednikami pojednania, wprowadzającymi pokój, kochającymi Boga i ludzi. Potrzebujemy wszystkich trzech chrztów, a zwłaszcza tego trzeciego, który najbardziej ignorujemy i o którym najmniej wiemy.

Klucz do sukcesu – jak robił to Jezus?

Wskazaliśmy na trzy kluczowe aspekty chrztu Jezusa w Jordanie. Musimy teraz zadać sobie pytanie: „Dlaczego chrześcijanie wiedzą tylko o dwóch, a nie trzech rodzajach chrztu?”. Możemy udzielić częściowej odpowiedzi na to pytanie, studiując świadectwo Jana Chrzciciela, który powiedział, że został posłany, aby chrzcić wodą, ale Jezus będzie chrzcił ogniem. Chrześcijanie zwykli skupiać się na tych dwóch rodzajach chrztu, ponieważ Jan Chrzciciel dokonał takiego rozróżnienia. Możemy złatwością wyobrazić sobie tę scenę: w tle rzeka Jordan, a na pierwszym planie Jezus i Duch Święty. Takie sceny zdominowały historię chrztu i stąd łatwiej tak ją zapamiętać. Dlatego skupiamy naszą uwagę na tych dwóch chrztach (woda i Duch), azaniedbujemy trzeci.

Jezus potwierdził świadectwo Jana odnośnie do chrztu w wodziei Duchu, mówiąc: „Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym” (Dz 1,5). Wiemy zatem, że podkreślamy znaczenie tych dwóch chrztów, ponieważ zostały one w szczególny sposób wspomniane podczas tego pierwszego spotkania. Z drugiej strony, należy zaznaczyć, żeJezus spędził dużo więcej czasu i energii, nauczając o miłości niż o duchowym oczyszczeniu czy też duchowej mocy. Miłość to pierwszy warunek sukcesu w życiu i służbie (por 1 Kor13,1–3). Nawet Jezus nie byłby w stanie prowadzić życia świętościi mocy, nie będąc ochrzczonym miłością.

Jestem przekonany, że Jezus nie byłby w stanie przetrwać demonicznych i fizycznych ataków nasiebie podczas swojej trzyipółletniej służby, gdyby tego dnia nad rzeką Jordan Ojciec nie oblał Go swoją miłością. Kiedy spotkał sięz szatanem na pustyni, Jezus z pewnością potrzebował czegoś więcej niż wewnętrzna nieskazitelność i moc, aby pokonaćprzeciwnika. Potrzebował czegoś więcej niż zapewnienia, że jest sprawiedliwy. Potrzebował czegoś, co wykracza nawet ponad namaszczenie, aby przejść przez piekło ukrzyżowania. Nawet jeśli miał ponadludzką siłę, nie byłby w stanie przejść przez to wszystko, nie otrzymawszy najpierw całkowitego zapewnienia, że jest kochany wpełni i bezwarunkowo.

Prawda jest bardzo prosta – nasz Ojciec w niebie kocha nas bezwarunkową miłością, której nic nie powstrzyma. Tak wielu ludzi ciężko pracuje, zmaga się i wyczerpuje do cna, starając się zdobyć Bożą miłość. Tak często podążamy chrześcijańskimi ścieżkami w niewłaściwym kierunku. Lwią część naszego życia wisimy torturowani na „krzyżu”, pytając: „Dlaczego mnie porzuciłeś?”. Przechodzimy potem do naszego „Ogrodu Oliwnego”, gdzie czujemy się więzieni przez ludzi nam najbliższych, a po długim, ciężkim życiu, pełnym ludzi chorych, o demonicznej aktywności, dochodzimy do wniosku, że nasza sprawiedliwość to tylko „splugawiona szmata”. Nasz Ojciec w niebie pragnie uratować nas przed taką ścieżką. W Jezusie, który jest doskonałym obrazem Ojca, widzimy, że pierwszym czynem „sprawiedliwości” jest objawienie i przyjęcie miłości Taty. Bez chrztu miłości nie ma siły i mocy do biegu wiary. Sieroty żyją po to, by otrzymać miłość – synowie żyją, czerpiąc z miłości. Opis chrztu Chrystusa krzyczy do nas o tym, co naprawdę jest ważne w oczach nieba. Ojciec zaakceptował Jezusa, doskonałego Syna, na długo przedtem, zanim Jezus trafił na krzyż. Musimy sobie uświadomić, że nikt nie jest w stanie przyjąć śmierci na krzyżu, jeśli wcześniej nie otrzymał życiodajnego chrztu miłości Taty. Samochód porusza się dzięki temu, że ma paliwo w baku – naszym paliwem jest Boża miłość do nas. Jako synowie i córki Boga musimy otworzyć się na realność osoby Ojca i zrozumieć, że nasze osiągnięcia niczym się nam nie przysłużą.

Potrzebujemy tego samego przeżycia. Potrzebujemy trzech chrztów, bez wyjątku, ale przede wszystkim potrzebujemy wiedzieć z pierwszej ręki, że Ojciec kocha nas bez żadnych warunków.

Łatwiej skłaniamy się ku mocy niż ku miłości. Chcemy coś osiągnąć i czegoś dokonać – chcemy budować, siać i wpływać na bieg historii. Jesteśmy jednak zaślepieni faktem, że miłość jest kluczem! Miłość jest lokomotywą, która ciągnie za sobą wagony życia i ustawia je na swoim miejscu.

Miłość nie zawsze da się zauważyć – czasem trzeba ją poczuć. Tak wspaniała jest Boża miłość. Gdy uczucie to pojawia się nascenie, lęk natychmiast znika. Pokój to skutek uboczny Jego wiernej, niezłomnej miłości, ponieważ pokój przychodzi wraz z pewnością ochrony ibezpieczeństwa w dzień i w nocy. Radość jest wynikiem zrozumienia, że należymy do Kogoś, kto nigdy nas nie zostawi ani nie porzuci. Jezus odnosił sukcesy w służbie i życiu osobistym, ponieważ miał zapewnienie o miłości Ojca. Już czas, abyśmy stali się uczestnikami tej samej pewności, ponieważ rzeka miłości Boga jest dostępna dla każdego, kto nazywa Go swoim Ojcem.

Tożsamość ukochanego

Zanim Jezus zaczął głosić Ewangelię, uzdrawiać chorych, wskrzeszać zmarłych, zanim umarł i zmartwychwstał, był ochrzczony miłością i znał swoją tożsamość. Fakt, że Boży Syn przyszedł na świat, aby na krzyżu stać się przebłaganiem za grzechy ludzkości, zmusza do zastanowienia. Zanim jednak Jezus rozpoczął czy też wykonał swoją misję, Ojciec Go akceptował. Ojciec przyjął i zaakceptował Jezusa z Nazaretu, Baranka Bożego, na długo zanim Jego zadanie się rozpoczęło! Jezus był w całkowitej jedności ze swoim Ojcem, dzięki czemu wykonał swoje zadanie do końca. Kiedy Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa, otworzyło się niebo, zstąpiła gołębica (i nie powróciła tam) i rozbrzmiał głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Ty i ja – tak jak Jezus – zostaliśmy przyjęci przez naszego Ojca, zanim dokonaliśmy czegokolwiek w naszym życiu. Jesteś Jego ukochanym, więc bądź kochanym!

ROZDZIAŁ IIIObjawienie pragnienia

Jezus powiedział, że Ojciec tak bardzo umiłował świat, iż wydał swojego jedynego Syna na śmierć za nasze grzechy, aby każdy, ktow Niego uwierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.

To zdanie zostało wypowiedziane na długo przed ukrzyżowaniem i przywodzi namyśl pytanie, jakie Izaak zadał Abrahamowi: „Gdzie jest ofiara?”. Zapowiedź zbliżającej się ofiary za grzech całego świata w ustach tego, który miał się stać tą ofiarą, wywołuje nieprzyjemne odczucia. To właśnie wymiar miłości Ojca do nas. Czyż mógłby nie dać nam każdej dobrej rzeczy? Czy powstrzymuje przed nami to wspaniałe przeżycie chrztu Jego miłości? Słowo Boże szybko rozwiewa nasze wątpliwości: „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go zanas wszystkich wydał, jakże miałby także wraz z Nim wszystkiego nam nie darować?” (Rz 8,32). Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo Bóg pragnie być blisko ciebie, przytulić cię i być dla ciebie Ojcem. On jest gotów obdarować cię tym wszystkim, jeśli tylko postanowisz wzrosnąć w Jego miłości.

Kluczem do przyjęcia tego daru jest zrozumienie, że Jezus przygotował dla nas drogę. „Albowiem tych, których przedtem poznał, tych też przeznaczył nato, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był Pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29). Jezus jest drogą, zatem powinniśmy za Nim podążyć.

Jezus jest doskonałym wzorcem, który powinniśmy powielić. Jest doskonałym odlewem naczynia, do którego mamy się upodobnić i dostosować. Jesteśmy współdziedzicami z Chrystusem, a On żyje w nas. Nie trwajmy w ignorancji odnośnie do tego, co prawnie do nas należy, ponieważ Syn utorował już drogę. Najpierw jednak musimy odkryć na nowo, co dokładnie otrzymał Jezus tego pamiętnego dnia nad rzeką Jordan. Im głębiej się wto zanurzysz, tym bardziej będziesz zadziwiony, jakie rzeczy są ci dane.

Objawienie serca Ojca

Zanim udamy się w dalszą podróż, ważnym jest, abyśmy zostali podwójnie pobłogosławieni świadomością tego, że istnieją dwie wersje opisujące chrzest Jezusa w rzece Jordan. Pierwsza wersja znajduje się w Ewangelii Mateusza, a druga w Ewangelii Jana, który opisał to zdarzenie z perspektywy naocznego świadka. Obaj uczniowie widzieli chrzest i byli świadkami połączenia między Ojcem a Synem. Opis Mateusza przekazuje, że Jan Chrzciciel (i prawdopodobnie jego uczniowie) usłyszał, jak Ojciec ogłasza swoją miłość do Jezusa: „A oto głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17).

Umiłowany uczeń, Jan, potwierdził to świadectwo. W swojej Ewangelii Jan przytacza świadectwo Jana Chrzciciela, w którym powiedział on, że Ojciec przemówił w tym momencie, kiedy Duch Święty spoczął na Jezusie (por. J 1,33). Ojciec nie potrafił powstrzymać podekscytowania i chciał, aby cały świat wiedział o chrzcie miłości.

Druga wersja wydarzeń znajduje się w Ewangeliach Marka i Łukasza. Opisują to, co miało miejsce, z perspektywy Jezusa, który nie tylko był świadomy dobrych rzeczy, jakie Ojciec wygłosił nad Nim w obecności wielu świadków, ale przeżył także osobiste objawienie miłości Ojca ku Niemu. W chwili gdy Bóg publicznie ogłosił swoją miłość iuznanie, jednocześnie wyszeptał do ucha Jezusa osobisty, intymny wręcz komunikat: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk1,11; Łk 3,22).

Wyobraź sobie, jaki wpływ miały te słowa afirmacji na życie i służbę Pana. Miał pełne wsparcie swojego Taty. Chodził po wodzie, bez szwanku przechodził przez rozwścieczony tłum, doświadczał ponadnaturalnej przychylności i prowadził życie zwycięzcy. Działo się tak nie dlatego, że był potężny i wszechmocny w sobie samym, ale ponieważ Wielki Tata działał dla Niego.

Musimy pamiętać, że Syn Boży zostawił moc i majestat nieba, kiedy zdecydował narodzić się na ziemi jako człowiek.

Dlatego wszystko, czego dokonałw czasie swej trzyipółletniej służby, wydarzyło się przez moc Ducha Świętego i moc miłości Ojca, wypływającej z samej Jego istoty.

Pragnienie naszego Ojca

Chrzest miłości Jezusa był czymś więcej niż tylko emocjonalnym przeżyciem. Był objawieniem serca Ojca względem Jego Syna. Bóg Ojciec złożył trzy krótkie, ale znaczące wyznania. Popierwsze, zakomunikował stanowczo: Ja jestem Ojcem a Ty jesteś moim Synem. Po drugie, wyjaśnił, na czym polega kontekst relacji Ojciec–Syn: Kocham Cię. A po trzecie, dał ostateczne zapewnienie obezwarunkowości Jego miłości, mówiąc: W Tobie mam upodobanie.

W kolejnym rozdziale przyjrzymy się bliżej tym trzem stwierdzeniom, które niosą wsobie objawienie płynące wprost z serca naszego Ojca. Na razie skupmy się na pierwszym wyznaniu, jakie złożył Ojciec, gdy Duch Święty spoczął na Jezusie, otoczył Go i wypełnił miłością, tak jak wody wypełniają morze. To pierwsze wyznanie było przepełnione słowami wyrażającymi czułość i pragnienie: „Ty jesteś moim Synem”. To czułe wyznanie, które Ojciec chciałby, abyś przyjął.

Ojciec pragnie być blisko ciebie

Gdy urodziło się nasze pierwsze dziecko, zalały mnie zupełnie nowe uczucia. Nie byłem przygotowany na radość płynącą z faktu bycia tatą. Trzymałem nasze dziecko w ramionach i próbowałem znaleźć słowa, którymi mógłbym wyrazić moje szczęście. Stałem w pokoju szpitalnym i nie chciałem wyjść. Gdyby nie regulamin, zostałbym całą noc, po prostu po to, by przyglądać się temu małemu cudowi. Pragnąłem być blisko mojego dziecka. Nie mogłem się doczekać, aż zabierzemy to cenne zawiniątko do domu. Moje serce było ściśle połączone z sercem mojego maleństwa.

Bóg Ojciec czuł się tak samo za każdym razem, gdy patrzył na Jezusa, ale tego dnia nad rzeką Jordan po prostu musiał dać temu ujście. Potrzebował potwierdzić tożsamość Syna Bożego, aby udowodnić światu, że Jezus z Nazaretu nie był zwyczajnym człowiekiem i że jest Panem i Zbawicielem świata.

To wyznanie Ojca będzie rozbrzmiewać na całej ziemi i przez wszystkie wieki. Nie tylko Jan Chrzciciel i jego uczniowie czekali ze wstrzymanym oddechem na to, co Bóg powie na temat Jezusa. Diabeł również tam był, chcąc usłyszeć dokładny opis prawdziwej tożsamości Syna Człowieczego.

Ojciec Jezusa mógł powiedzieć wiele rzeczy. Mógł powiedzieć: „To jest Jezus, król królów, padnijcie przed Nim i oddajcie Mu pokłon”. Mógł też powiedzieć: „To jest Jezus, wcielone Słowo Boże; bądźcie Mu posłuszni, a będziecie zbawieni”. Mógł powiedzieć również: „To jest Jezus, Namaszczony; jeśli potrzebujecie uzdrowienia, przyjdźcie do Niego”.

Ojciec mógł wybrać którekolwiek z tych sformułowań, aby przedstawić światu swojego Syna. On jednak świadomie postanowił powiedzieć: „To jest mój Syn”. Tytuły i słowa uznania nic nie znaczyły w tamtej chwili. Zachwyt ludzi stracił swój blask w zestawieniu z tym, co czuł Ojciec. On po prostu pragnął uczcić fakt, że Jezus jest Jego Synem i że jest szczęśliwy, mogąc być blisko Niego. Z punktu widzenia Ojca cały wszechświat nie miał nic, co przyciągnęłoby Jego uwagę bardziej niż najpiękniejsza i najważniejsza osoba w niebie i na ziemi – Jego Syn.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Ojciec kocha Jezusa, ponieważ był bezgrzesznym Synem Bożym. Chociaż to prawda, Ojciec kocha również ciebie i to tak bardzo, że ofiarował swojego Syna za twoje grzechy. Musisz zrozumieć, że Bóg Ojciec kocha cię tak bardzo, jak kocha Jezusa. Jeśli zaprosiłeś Jezusa do swojego życia, za każdym razem, gdy Ojciec patrzy na ciebie, nie widzi już grzesznika i buntownika. Widzi w tobie swojego Syna, Jezusa. Tak jak to miało miejsce nad rzeką Jordan, Ojciec powie do ciebie: „Ty jesteś moim dzieckiem, kocham cięi mam w tobie upodobanie”.

Ojciec pragnie objawić twoją prawdziwą tożsamość

Ojciec pragnie nie tylko być z tobą, ale również objawić ci twoją prawdziwą tożsamość i wartość. Światu udało się zaburzyć obraz nas samych. Filmy, programy telewizyjne, reklamy, magazyny, a nawet serwisy społecznościowe nasilają presję, wmawiając ci, że nie jesteś wystarczająco dobry. Uczą cię porównywania swojego bogactwa i zdolności do tego, czym dysponują inni ludzie. Chlubią się swoim sukcesem, który w rzeczywistości jest nieprawdziwy. Ojciec widzi, jak to na ciebie wpływa i nie chce zwlekać ani sekundy. Chce cię uwolnić prawdą o Jego bezwarunkowej miłości. Chce, abyś mógł doświadczać pełni życia, bez niepotrzebnych brzemion i ciężarów. Chce, abyś był wolny i świadomy tego, że zostałeś stworzony jako obiekt Jego miłości. Dlatego pragnie objawić ci to, kim naprawdę jesteś. Pierwszym krokiem jest uzyskanie właściwej karty identyfikacyjnej. Potrzebujemy dowodu tego, kim jesteśmy. Posłużę się pewnym przykładem. Bez odpowiedniej karty identyfikacyjnej nigdy nie dostaniesz się do budynków wielkich korporacji, takich jak Google, Microsoft czy General Motors. Jeśli jej nie masz, ochrona natychmiast wyprowadzi cię na zewnątrz. Nikt nie zdobędzie się jednak na taką głupotę, jak próba dostania się tam bez uprawnień, by porozmawiać z prezesem. Ale co, jeśli masz właściwą kartę identyfikacyjną, a nie wiedziałeś, że możesz wejść do sali na spotkanie z prezesem i zażądać jego uwagi?

Co, jeśli przez całe życie słyszałeś, że jesteś nędzarzem i bękartem, a w rzeczywistości jesteś zaginionym dzieckiem multimilionera? Co, jeśli twój tata jest właścicielem lukratywnego biznesu, ale kiedy byłeś niemowlęciem, zostaliście rozdzieleni i z tego powodu nie masz pojęcia o tym, co w rzeczywistości jest dla ciebie dostępne?

Jesteś prawnym dziedzicemi masz prawo przejąć zarządzanie przedsiębiorstwem. Co powstrzymuje cię przed zrobieniem tego? Tylko brak świadomości swoich praw. Twoja utracona tożsamość może odnosić się do błędnie rozumianej tożsamości, jeśli otaczający cię ludzie nie widzą twojej prawdziwej wartości i za każdym razem uznają cię za kogoś nic nieznaczącego. Uwierzyłeś w kłamstwo. Minęło wiele lat i z czasem wyryło się ono na twoim sercu i umyśle jako prawda.

Przyjąłeś nieprawdziwą tożsamość ofiary, kiedy w rzeczywistości jesteś dziedzicem wielkiego imperium biznesowego. Włóczysz się od miejsca do miejsca, bez kierunku w życiu, czekając, aż życie się skończy, podobny do meduzy, którą fale oceanu wyrzuciły na brzeg, a ona, zrezygnowana, pogodziła się ze swoim losem.

O ironio, to nie jest prawda o twojej tożsamości. Tak naprawdę jesteś dzieckiem wspaniałej Istoty i musisz po prostu wrócić do swojego Ojca i przyjąć objawienie tego, kim jesteś i zawsze byłeś.

Kiedy odkryjesz swoją prawdziwą tożsamość, wszystko się zmieni. Nagle zyskasz dostęp do imperium zbudowanego przez twojego Tatę i twoje życie nie będzie już nigdy takie samo. To niesamowita opowieść – od nędzarza do księcia w mgnieniu oka. Biblia opowiada jeszcze piękniejszą historię:

Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć

Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednanymi, dostąpimy zbawienia przez Jego życie.

(Rz 5,10)

Tak jak chłopiec, który dorastał, będąc sierotą inie wiedząc, że został oddzielony od swojego ojca, tak ity możesz być biblijnie wierzącym chrześcijaninem, nie wiedząc, że masz dobrego Ojca w niebie i że masz prawo i dostęp do wszystkiego, co On posiada. Jezus był świadomy swojej prawdziwej tożsamości, ponieważ przyjął chrzest miłości od Boga Ojca. Z tego powodu prowadził efektywne i zwycięskie życie.

Jezus uciszył burzę, nakazał drzewu figowemu, aby uschło, demonom, aby wyszły, bólowi, aby zniknął, zmarłemu, aby powrócił do życia. Demonstrował autorytet nad wymiarem naturalnym i fizycznym nie dlatego, że w samym sobie był potężny, ale po prostu dlatego, że miał właściwą kartę identyfikacyjną. W rzece Jordan otrzymał pochwałę od Ojca: „To jest mój Syn!”.

Jestem podekscytowany na samą myśl o dniu, w którym jeszcze więcej Bożych dzieci otrzyma dotknięcie Ojca, sprawiające, że zmienią swoje postrzeganie „samych siebie”. Przez setki lat zbyt wiele z nich zadowalało się rozczulaniem się nad sobą, będąc niezdolnymi do pokonania diabła i wywierania wpływu na swoje otoczenie. Jestem podekscytowany także na myśl o obietnicy Ojca, której Jezus był przykładem, doskonałym wzorem i prezentacją tego, co ma nadejść. Jezus otrzymał objawienie tego, że Ojciec pragnie być z Nim i pokazywać Mu Jego prawdziwą tożsamość. Biblia mówi, że ten przywilej należy do tych, którzy wierzą (por. J 1,12). To znaczy, że Bóg gorąco pragnie uczynić dla nas to, co zrobił dla swojego Syna, Jezusa.

Bóg pragnie być twoim Ojcem

Czasem wydaje się to szaleństwem, wierzyć, że Bóg – wszechwiedzący i wszechmocny – kocha właśnie ciebie. Taka jest prawda, więc lepiej do niej przywyknij. Gdyby Bóg miał drzewo, wyryłby twoje imię w korze pnia. Gdyby miał lodówkę, twoje zdjęcie wisiałoby na niej. Gdyby miał portfel, znalazłoby się w nim twoje zdjęcie. On robi różne rzeczy, aby okazać ci miłość, ale przez większość czasu jesteśmy tego nieświadomi. Wschód słońca powtarza się wiernie każdego dnia, podobnie jak jego zachód. Deszcz pada, aby nawodnić dla nas ziemię. Powietrze jest za darmo. Bóg stale przypomina nam o swojej miłości. Ignorujemy to, ale On nie ustaje.

Pan w niebie ma jedno pragnienie – chce być dla ciebie Ojcem. Mam czworo dzieci. Nie potrafiłbym opisać ci, jak bardzo pragnę być dla nich naprawdę ojcem. Czasem nie chcą, abym to robił, ale moje pragnienie nie odchodzi tylko dlatego, że na drodze pojawiają się jakieś przeszkody, a rzeczy nie idą po mojej myśli. Wciąż zwracam się do moich dzieci i znajduję sposoby na to, by być dla nich ojcem. Skoro będąc niedoskonałym człowiekiem, przejawiam taki rodzaj oddania względem moich dzieci, wyobraź sobie to głębokie pragnienie, jakie jest w sercu Boga, aby być Ojcem dla ciebie.

Ojciec pragnie być z tobą. Tęskni za tym, by być twoim Tatusiem, pomocną dłonią, przewodnikiem, mentorem, ochraniającym cię silnym ramieniem, a jednocześnie tak łagodnym, żebyś miał do Niego dostęp. Chce być dla ciebie w tych wszystkich aspektach, a także w wielu innych. Ci, którzy otrzymali już to objawienie, zgadzają się co do jednego: to nie jest nowa rzecz. Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się, jaki był pierwotny plan i zamysł Ojca. Jego pierwotnym pragnieniem było, by nie widzieć świata poza swoimi synami i córkami, stworzonymi na Jego obraz. Nic się nie zmieniło w kwestii Jego serca. Pokazuje to pewna historia z życia mojego duchowego syna, Paula Yadao:

W maju 2006 roku nastąpił znaczący zwrot w moim życiu. Razem z moją kochaną żoną, Ahlmirą, mieliśmy przywilej uczestniczyć wSzkole Uzdrowienia, prowadzonej przez Randy’ego Clarka w Hosanna Lutheran Church w Lakeville, w stanie Minnesota. Tam otrzymaliśmy potężne błogosławieństwo Ojca, które dramatycznie zmieniło nasze życie. Nie planowaliśmy tam być – tydzień wcześniej przyjechaliśmy na konsultację w sprawie misji. Bóg miał jednak inny pomysł. Umożliwił nam znalezienie się tam, gdzie On chciał nas mieć. Podczas jednej z sesji na konferencji Leif wygłosił mocne słowo o tym, że Bóg chce w nas coś zapalić. Mówił o miłości Ojca i uzdrowieniu ducha sierocego. Opowiedział też o świadectwie swojego spotkania z objawieniem miłości Ojcai o tym, jak radykalnie przemieniło ono jego życie. Wpewnym momencie wspomniał, że na polu misyjnym są ludzie icałe służby działające w duchu sierocym, starający się zadowolić Ojca tak, jak robił to starszy brat w przypowieści o marnotrawnym synu. Poczułem w duchu, że sam jestem takim człowiekiem. Poprosiłem Boga, aby uzdrowił moje serce i odnowił mój umysł. Wtamtej chwili poczułem miłość Ojca, spływającą na mnie w chrzcie miłości. Przyjąłem objawienie, że On naprawdę jest moim Ojcem, aja poprzez Jezusa jestem Jego umiłowanym dzieckiem – ta prawda zmieniła moje życie. Doświadczyłem tak wiele wewnętrznej wolności. Nagle uświadomiłem sobie bezcelowość moich starań i prób pracowania dla Boga w celu otrzymania od Niego dziedzictwa, które On przecież dał mi zadarmo w Jezusie.

Leif uwolnił błogosławieństwo Ojca nad nami, używając słów wyznania Ojca do Jego umiłowanego Syna, Jezusa: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Te słowa wybrzmiały aż w głębi mojego jestestwa, przestawiając i wyrywając te rzeczy we mnie, które były spowodowane mentalnością sieroty. Wejście w objawienie tego, że Bóg naprawdę jest moim Ojcem, który kocha mnie bezwarunkowo i całkowicie, było znaczącą chwilą. Poprosiliśmy też Leifa, żeby był naszym duchowym ojcem. Z Bożej łaski zgodził się i przyjął nas do swojej duchowej rodziny.

Stało się to dla nas ogromnym błogosławieństwem. Poczuliśmy, że wreszcie skończył się czas sieroctwa i mogliśmy przyjąć niezmierzone dziedzictwo od naszego duchowego ojca.

Radykalnie przemienieni wróciliśmy na Filipiny. Od tamtej pory oglądaliśmy coraz większy owoc Jego miłości – niezwykłe błogosławieństwo, namaszczenie i przychylność, przepływające przez nas i do nas – nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy czegoś takiego.

Od tego pamiętnego maja 2006 roku Bóg dosłownie zalał nas niezliczoną ilością błogosławieństw, we wszystkich aspektach naszego życia: rodzina, finanse, zdrowie, namaszczenie, służba. Mogliśmy posmakować owoców Jego przychylności. Drzwi możliwości otworzyły się szeroko i popłynęły potrzebne środki. Od kiedy przyjęliśmy chrzest miłości, rozpoczęliśmy zakładanie Kościołów w Singapurze, Wietnamie, Kambodżyi Dubaju, a wcześniej działaliśmy tylko w Malezji. Mogliśmy usługiwać pośród innych narodów, na przykład w Tanzanii, Indiach, Pakistanie – poprzez służbę Leifa i Global Mission Awareness, a także w ramach współpracy z Hossana Lutheran Church. Nasz ruch doświadczył wielkiego przełomui wzrostu, zwłaszcza w dziedzinie zakładania Kościołów lokalnych i międzynarodowych.

Widzieliśmy pośród nas potężne poruszenie Boże, któremu towarzyszyły znaki icuda oraz uzdrowienia. Poza wielkimi przełomami w naszej służbie doznaliśmy też niezwykłego błogosławieństwa finansowego. Sfera ponadnaturalna stała się dla nas naturalna.

Mogliśmy dokonać udzielenia dla naszych duchowych synów i córek, a także dla reszty naszej rodziny w Destiny. Byliśmy świadkami wzrostu przychylności i błogosławieństw w życiu tych ludzi – obfitość pomnożyła się kompleksowo we wszystkich aspektach życia. W życiu zawodowym, rodzinnym, w relacjach i służbach widzieliśmy, jak Boża dobroć przepływa między ludźmi. Wielu ludzi przyszło do Pana ze względu na dobroć, jaka stała się ich udziałem, ponieważ członkowie naszej społeczności modlili się i uwalniali błogosławieństwo nad mnóstwem osób. Błogosławieństwo objawiało się w sferze zdrowia, radykalnych uzdrowień, odbudowy relacji, ponadnaturalnego zaopatrzenia, zatrudnienia, podwyżek w pracy i w wielu innych.

Największym błogosławieństwem, jakie przyjąłem w maju 2006 roku, było objawienie i szczere spotkanie z miłością Ojca, która ogarnęła mnie całkowicie i nigdy nie przestała mi towarzyszyć. W końcu opuściłem sierociniec. Jestem terazw domu mojego Ojca. Wróciłem do Edenu, miejsca pełnego Jego rozkoszy i czułości. Bezwarunkowa i doskonała miłość Ojca do mnie była tą mocą, która wprowadzała mnie coraz głębiej w Jego obecność. Byłem tak spragniony Jego miłości, głosu i oblicza. Wiem, że On będzie ze mną zawsze, gdy zwrócę ku Niemu moje serce. Czuję wielką wolność. Coraz większa miara Jego chwały staje się moim udziałem za każdym razem, gdy z Nim przebywam.

Zanim spotkałem się z miłością Ojca, wielokrotnie starałem się czekać na Pana w ciszy przez przynajmniej godzinę. Często moją motywacją była osobista dyscyplina i własne starania. Doświadczyłem przełomówna różnych poziomach w moim życiu osobistym i w służbie, ale trudno było mi żyć w realności tych przełomów, starając się jednocześnie – w mojej mentalności sieroty – zadowolić Boga. Kiedy otrzymałem objawienie miłości Ojca i prawdy o tym, że w Chrystusie jestem kochany i akceptowany, moja motywacja się zmieniła – już nie chodziło o moje starania, by dobrze wypaść, ale o rozkoszowanie się Panem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że On ma we mnie upodobanie. Jestem uwięziony w ramionach Boga Ojca, który kocha mnie tak, jak kocha Jezusa, swego umiłowanego Syna. Bardzo mi się to podoba! Nie ma już murów, potępienia i własnych wysiłków. Jest tylko miłość, rozkosz i sama dobroć.

Mamy prawo do takiego samego chrztu miłości

Bóg zesłał Jezusa, aby Ojciec i Syn mogli pokazać, jak wygląda miłość. Dwa tysiące lat temu Bóg Ojciec spojrzał na Jezusa stojącego w rzece Jordan i cały świat stracił swoją ostrość. Było tak, jakby nikt więcej tam nie stał, bo cała uwaga Ojca skupiła się na Jezusie. Jego pierwsze słowa mówią o tym, czym było przepełnione Jego serce: „To jest mój Syn”. Aby nikt nie mógł błędnie zinterpretować głębokości relacji między Ojcem i Synem, Bóg wyjaśnił to, mówiąc: „Kocham mojego Syna”. Żeby dopełnić to wyznanie, Ojciec dodał: „Mam upodobanie w moim Synu”.

Świat nie jest w stanie pojąć miłości Ojca do Syna, ale my możemy bardziej zadziwić się Jego ofiarnością – bo Ojciec tak umiłował świat, że dał to, co było dla Niego najcenniejsze: swoje jedyne dziecko. Apostoł Paweł miał w stu procentach rację, kiedy powiedział, że to dla naszego dobra Ojciec nie oszczędził własnego Syna. Czy nasz kochający Ojciec mógłby nie dać namchrztu miłości? Wierzę, że Tata Bóg pragnie wylać swoją miłośćna nas.

ROZDZIAŁ IVObjawienie bezpieczeństwa

Istnieje wiele rzeczy, których nie wiem. Nie uważam się za ekspertaw każdej dziedzinie, ale jest coś, czego jestem pewien – każdy mężczyzna, każda kobieta, każde dziecko potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Jego brak jest destrukcyjny i destabilizujący. Bill Johnson zwykł mówić: „Niepewność to brak poczucia bezpieczeństwa”. Brak poczucia bezpieczeństwa i niepewność są przejawami działania ducha sierocego. Niektórzy odgrywają nie swoje role, inni boją się wchodzić w relacje, a wszystko to ze strachu przed wyśmianiem i zdradą. Chociaż rozumiemy fenomen braku poczucia bezpieczeństwa, musimy pamiętać, że Jezus nigdy nie potrzebował się zmagać z tym negatywnym uczuciem. Był najbardziej pewną siebie i pełną poczucia bezpieczeństwa osobą, jaka kiedykolwiek żyła na tej planecie. Wiedział, kim był i do kogo należał. Dobra wieść jest taka, że może to być prawdą także dla nas.

Jezus zawsze czuł się bezpiecznie. Wynikało to z niewzruszonej pewności Jego tożsamości jako Syna Bożego. To objawienie było niczym kokon, który okrył Go od stóp do głów, gdy Duch Jego Ojca spoczął na Nim. Na własne uszy usłyszał wyznanie Ojca, a jednocześnie Jego wewnętrzna istota otrzymała zapewnienie, że naprawdę jest jedynym Synem Bożym. Ojciec wyszeptał Mu to do ucha i zostawił ślad, którego nikt i nic nie było w stanie wymazać. Tylko to potrzebował wiedzieć, aby być silnym, stabilnym i pewnym siebie. Jezus nigdy nie borykał się z jakąkolwiek formą kryzysu tożsamości i nigdy nie musiał zgadywać, jaką ma wartość w oczach swego Ojca. Nie możemy tego niestety powiedzieć o wszystkich ludziach, a zwłaszcza o tych, którzy nie doświadczyli jeszcze spotkania z miłością Ojca.

Głód ojca

Miałem przywilej przemawiać na konferencji sponsorowanej przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów. Mój przyjaciel, Steve Mory, zaprosił mnie zwykładem. Słuchacze byli niesamowici, ponieważ będąc ludźmi bardzo wykształconymi, wierzyliw Boga. Mówiłem między innymi o czymś, co uważam zagłówną przyczynę wszelkich społecznych bolączek Ameryki – o głodzie ojca.To przykuło ich uwagę.

Zdawałem sobie sprawę z tego, żenie było to pojęcie im obce, ale prawdopodobnie inaczej je definiowali. Wszyscy rozumieliśmy, że w świecie brakuje ojcowskiej czułości oraz wychowania i prowadzenia przez ojców. Z naukowego punktu widzenia psychiatrzy dysponują rozległą i szczegółową wiedzą na temat tego problemu, ale wielu z nich nie rozumie sedna lekarstwa.

Skutki głodu ojca są dobrze znane: brak poczucia bezpieczeństwa, niskie poczucie własnej wartości, przemoc, paranoja, gniew, gorycz, nienawiść do siebie, myśli samobójcze, rozwiązłość seksualna, bunt, zamieszanie, niepokój, depresja, uzależnienia, zachowania kompulsywne, rozpacz, problemy umysłowe itd. Lekarze rzadko są świadomi istnienia skutecznego lekarstwa, które może całkowicie poradzić sobie z tym smutkiem i bólem.

Długa lista problemów bez rozwiązania nie jest najlepszą rzeczą, jaka mogła przydarzyć się ludzkości. Dzięki Bogu, nie jest to ostateczna prawda. Słowo Boże nie jest nieświadome tych problemów i oferuje pewne rozwiązanie: osobę Jezusa Chrystusa. On jest drogą, prawdą i życiem. On jest drogą do Ojca. On objawił swego Ojca zgubionemu i choremu światu. Dał nam nowe życie, abyśmy mieli prawo i przywilej uczestniczyć w miłości Taty Boga. Możemy też cieszyć się tą miłością na wieki i nie prowadzić swojego życia na ziemi w braku poczucia bezpieczeństwa.

Spory odsetek psychiatrów biorących udział w konferencji stanowili profesorowie najlepszych uniwersytetóww Ameryce. Powiedziałem im, że nie ma znaczenia, kim jesteśmy, jaki wykonujemy zawód, co osiągnęliśmy w życiu – pod wyszukaną, zewnętrzną powłoką kryje się osoba, która czuje się jak zero. Wynika to stąd, że niezależnie od naszych starań wciąż czujemy, żeponieśliśmy porażkę i że nigdy nie dosięgniemy wysoko postawionej poprzeczki.

Istnieje prawo, którego możemy nie być świadomi, ale jesteśmy osądzani zgodnie z jego zasadami i założeniami. Duchowe przepisy są ważniejsze niż konstytucja i inne ustanowione przez człowieka regulacje. Wiemy, że jeśli jesteśmy poddani prawu i zostaniemy przez nie osądzeni, z pewnością nie zdamy testu.

Wszyscy mieliśmy na naszych świadectwach ocenę niedostateczną. Jest jednak dla nas nadzieja, ponieważ Jezus dał nam swoje świadectwo z oceną celującą. On pragnie, żebyś przyjął je od Niego: Jego doskonałe i obfite życie wzamian za twoją egzystencję, skazaną na ciągłe problemy.

Kiedy powiedziałem grupie psychiatrów o tej wymianie, niektórzy z obecnych na sali zaczęli płakać. Wielu z nich wyjechało z konferencji, wiedząc, że jest lepszy sposób na radzenie sobie z ich „beznadziejnymi przypadkami” – mianowicie zdiagnozowanie głodu ojcai udzielenie miłości Boga Ojca.

Potrzebujemy nauczyć się, jak wchodzić w Obecność naszego Ojcai doświadczać Jego uczuć. Należy to do naszych praw iprzywilejów, jako dzieci Bożych. Ojciec pozwala nam nawet jej zakosztowaći zobaczyć, mówiąc: „Przystąpcie bliżej do Boga, to i On przybliży się do was” (por. Jk 4,8). Po prostu musimy zrobić pierwszy krok, powiedzieć Mu o naszych zamiarach, ponieważ nasz Ojciec w niebie nigdy nie pogwałci naszej woli. On sam dał nam wolną wolę do podejmowania decyzji, ponieważ prawdziwa miłość nie idzie w parze z przymusem (por. 1 Kor 13,5). Podróżujemy z Ojcem drogą dwukierunkową – w tej relacji bierzemyi dajemy. Wymaga to od nas całkowitego poddania się imusimy nauczyć się ściągać nasze maski, aby stanąć przed Nim tacy, jakimi naprawdę jesteśmy – z wszystkimi naszymi skazami i zranieniami. Kiedy poddamy się Bogu Ojcu, On usunie z naszego życia wszelką niepewność i lęk, zastępując je miłością prawdziwego Ojca.

Jezus odpoczywa w ramionach Ojca

Zanim Jezus „wskoczył do głębokiej wody”, zanim rozpoczął swoją służbę, Jego Ojciec wziął Go na stronę i powiedział coś w stylu: „Ty jesteś moim Synem; kocham Cię; jestem szczęśliwy, że jestem Twoim Ojcem i jestem z Ciebie dumny”. Wspaniałe słowa Taty do Syna. Jaki był według ciebie ich wpływ i wydźwięk? Wyobraź sobie, że twój ziemski ojciec poświęca swój czas dla ciebie, aby porozmawiać z tobą głęboko i osobiście, szczerze objawiając to, co skrywa w swoim sercu i swoich myślach, a na koniec zapewniając cię o swojej miłości do ciebie. Myślę, że byłbyś w siódmym niebie. Co więcej, zyskałbyś niesamowite poczucie bezpieczeństwa.

Deklaracja Ojca natemat Jego Syna stała się głębokim fundamentem twierdzy nie do zdobycia, chroniącej serce i umysł Jezusa przed atakami wroga. Ludzie są podatni na zniewolenie i potrzebują uwolnienia zarówno z tak prozaicznych rzeczy, jak złe nawyki, ale też z opresji demonicznej. Dzieje się tak dlatego, że nie mamy zdolności sprzeciwienia się diabłu i światu. Jezus nie musiał się zmagać, ponieważ Ojciec zbudował w Nim robiący wrażenie system obronny. Przytulenie przez Ojca oraz Jego wyznanie miłości zabezpieczyły Jezusa przed lawiną zła.

Chciałbym wyjaśnić to na przykładzie. Amerykański system szkolnictwa boryka sięz problemem znęcania się nad dziećmi. To interesujące, a jednocześnie przykre zjawisko, z powodu psychologicznego i emocjonalnego wpływu na małoletnich. Szczególnie intryguje mnie zdolność dziecka lub całej grupy do sterroryzowania kampusu szkolnego przy jednoczesnej nieumiejętności władz szkoły i pozostałych ucznióww poradzeniu sobie z tym problemem i pozbyciu się go raz na zawsze.

Jeszcze bardziej niespotykany jest fakt, że dręczycielem może być dosłownie każdy. Nie musi mieć imponującej budowy ciała, żeby stać się czyimś koszmarem. Musi po prostu wypowiedzieć właściwe słowa i odpowiednio wybrać sobie ofiarę. Skutek jest opłakany: dzieci moczą się w nocy, udają chorobę, żeby tylko nie iść do szkoły, obniża się w nich poczucie wartości. Nierzadko prowadzi to do poważnych psychologicznych i emocjonalnych zranień, które będą goić się latami.

Nie uważam się za eksperta w tej dziedzinie, ale chciałbym coś zasugerować. Pragnąłbym, aby ojcowie wzięli urlopw pracy i porozmawiali ze swoimi synami i córkami, szczerzei z miłością. Dzieci potrzebują usłyszeć od nich: „Jesteś moim dzieckiem, kocham cię i cieszę się, że jestem twoim tatą. Możesz przyjść do mnie, kiedy tylko potrzebujesz i porozmawiać ze mną o wszystkim, czego potrzebujesz w domu czy w szkole. Będę mieć dla ciebie czas”. Ojciec musi najpierw „edukować” swoje dzieci w domu, zanim rozpoczną naukę szkolną. Dzieci potrzebują poznać swoją prawdziwą wartość i tożsamość członka rodziny.

Jak myślisz, jaki będzie efekt takich czułych słów wypowiedzianych przez ojca? One rodzą poczucie głębokiego i trwałego bezpieczeństwa w sercu i umyśle dziecka. Tę samą zależność możemy zaobserwować w relacji Ojciec–Syn między Jezusem Chrystusem a Jego Tatą, Bogiem.

Jak już jesteśmy przy temacie znęcania się, czy wiesz, że Jezus miał swoją konfrontację z dręczycielem? Po przyjęciu chrztu miłości Jezus rozpoczął swoją służbę czterdziestodniowym postem. Po siedmiu tygodniach bez jedzenia był wygłodzony i osłabiony. Wtedy właśnie na scenę wkroczył ojciec wszystkich dręczycieli. Szatan powiedział Jezusowi coś w rodzaju: „Nie jestem przekonany o tym, że naprawdę jesteś Synem Bożym. Jeśli w rzeczywistości nim jesteś, udowodnij mi to, zamieniając kamieniew chleb”. Klasyczna zagrywka gnębiciela: zmusić kogoś do popełnienia błęduw celu upokorzenia go.

Jezus był śmiertelnie głodny, a szatan rzucił mu kuszącą ofertę. Lecz Jezus rozumiał synostwo, a Jego tożsamość nie opierała się o moc i bogactwo materialne. Jego moc stanowiła zaledwie niewielki aspekt Jego relacji z Ojcem. Dużo ważniejszym aspektem Jego synostwa było słyszenie głosu Ojca i podążanie za Jego prowadzeniem i pokarmem (por. Mt 4,4). Co Ojciec powiedział Jezusowi? Powiedział Mu: „Jesteś moim Synem”. To wystarczyło, aby przetrwać czterdzieści dni postu i znieść ataki wroga.

Dokonane dzieło Jezusa – źródłem naszego poczucia bezpieczeństwa

Jednązgłównychprzyczynproblemówspołecznychjestgłódojca. Mamynaturalnyinstynkt – pragniemybyćprzytuleniprzeztatę. Każdedzieckomaprawootrzymywaćmiłość, jednakwieleznichzostałopozbawionych tego podstawowego prawa. Z powodu grzechu większość rodzi się sierotami, żyje w odrzuceniu, zaniedbaniu, wykorzystywaniu i w zapomnieniu. Chwała jednak naszemu Bogu Ojcu, który zapewnił nas, że nie jesteśmy już niewolnikami czy buntownikami, ale synami.

Leanne Goff, członkini zarządu Global Mission Awareness i moja duchowa córka, tak opisuje swoje doświadczenie chrztu miłości:

Nawróciłam się we