Chore śfirusy - Tillie Cole - ebook + książka

Chore śfirusy ebook

Cole Tillie

4,4

Opis

W dzieciństwie Ellis Earnshaw i Heathan James byli jak niebo i ziemia. Ona głośna i energiczna, z niesfornymi blond włosami oraz uśmiechem nieschodzącym z twarzy. On – mroczny i ponury – czerpiący obsesyjną przyjemność z obserwowania śmierci różnych stworzeń. Zawiązała się między nimi niezwykła i dziwna przyjaźń. Lecz pewnego dnia rozdzieliło ich chore okrucieństwo innych ludzi. Spędzili osobno całe lata, każde zamknięte we własnym piekle, aż w końcu Heathanowi udało się uciec i ruszył na poszukiwania przyjaciółki.

Powodowany nienawiścią i żądzą krwi wrócił do miejsca, którego nie spodziewał się już nigdy więcej odwiedzić, by zemścić się na swoich oprawcach. By ukarać ludzi, przez których niegdyś wesoła Ellis zagubiła się w otchłani bólu. Gdy wreszcie udaje mu się wydostać dziewczynę z jej mentalnego więzienia, wspólnie wyruszają w drogę, żeby odszukać tych, którzy zrujnowali im życie. I zniszczyć ich jednego po drugim.

W bolesny, bardzo bolesny sposób.

Tik-tak…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 374

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (118 ocen)
75
28
9
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
izunia08111986

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam Tillie Cole I jej wszystkie ksiazki...ksiazka mocna kontrowersyjna ale cudowna w swojej innosci..polecam dla kazdego kto lubi mocna nie jednoaznaczne ksiazki
40
AgnieszkaaXC

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka! Ale bardzo mocna. Dużo scen jest brutalnych i pełnych przemocy lub bardzo smutnych, często aż serce się ściska. Pozycja warta uwagi to na pewno! Ale dla ludzi o silnych nerwach. Autorka jest mistrzynią jezeli chodzi o taką trudną tematykę i mam nadzieję że inne książki także będą dostępne.
30
Evie_K

Z braku laku…

Niestety ta książka to dla mnie trochę za dużo. Fajny pomysł na połączenie zemsty i Alicji w krainie czarów, który zostal zepsuty opisami erotycznych scen bohaterów. To było według mnie za mocne przy historii o takim ciężkim temacie. Książka z pewnością nie dla każdego.
21
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Brak skali aby ocenić tę książkę...Ta autorka rozwala system... Płakałam przez większą część ale ta historia jest prawdziwa, niesamowita i mroczna... cudo 💙💙💙
10
mientuso

Nie oderwiesz się od lektury

Książka meeega mroczna, brutalna i z pewnością nie dla każdego!!! Uwielbiam Cole Tillie i wszystkie historie, które stworzyła. Tematyka krzywdzenia dzieci jest dla mnie wyjątkowo druzgocąca, więc czytając tą pozycję, miałam zero współczucia dla zwyrodnialców. Zdecydowanie polecam, warto przeczytać.
10

Popularność




SPIS TREŚCI

Prolog

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy Pan Gąsienica

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty Kot z Cheshire

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty Dyludyludi i Dyludyludam

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty Dziaberłak

Rozdział piętnasty

Rozdział szesnasty

Rozdział siedemnasty

Epilog

Playlista

Podziękowania

O Autorce

TYTUŁ ORYGINAŁU
Sick Fux
Copyright © Tillie Cole 2017 Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2021 Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2021Redaktor prowadząca: Beata Bamber Redakcja: Patrycja Siedlecka Korekta: Anna Ćwik Fotografia na okładce: © Tinnakorn jorruang rOpracowanie graficzne okładki: © Marcin Bronicki, behance.net/mbronicki Projekt typograficzny, skład i łamanie: Beata BamberWydanie 1 Gołuski 2021ISBN 978-83-66429-89-5Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.plwww.papierowka.com.plPrzygotowanie wersji ebook: Agnieszka Makowska www.facebook.com/ADMakowska
.PRZEŁOŻYŁA Iga Wiśniewska

Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny. Emily Brontë, Wichrowe wzgórza

Prolog

Kiedy pierwszy raz spotkałam Heathana Jamesa, odrywał skrzydła motylowi. Zapytałam, dlaczego to robi. Uniósł wtedy na mnie swoje jasnoszare oczy i odparł:

– Bo chcę zobaczyć, jak umiera.

Patrzyłam, jak powraca spojrzeniem do pozbawionego skrzydeł owada wijącego się w jego dłoni, i jak usta chłopca otwierają się, gdy biedne stworzenie zamiera i zdycha. Długie westchnienie opuściło rozchylone wargi, które następnie rozciągnęły się w zwycięskim uśmiechu.

Słyszałam kiedyś o teorii, że zwykłe drgnienie skrzydeł motyla, pozornie nieistotne wydarzenie, niewielki ruch powietrza, może dać początek czemuś o wiele większemu – tornadu zdolnemu niszczyć tysiące istnień. Tsunami miażdżącemu mocarnymi falami piaszczyste brzegi, równającemu z ziemią wszystko na swojej drodze.

Gdy wspominam pierwsze spotkanie z Heathanem Jamesem, człowiekiem, który stał się całym moim światem, szpikiem moich kości, zastanawiam się, czy jego morderczy akt oderwania błękitno-czarnych skrzydeł motyla zapoczątkował wszystkie perturbacje w naszych życiach. Nie tsunami czy tornado wywołane zwykłym drgnieniem skrzydeł, lecz coś o wiele bardziej mrocznego i złowieszczego, spowodowanego pozbawieniem pięknego stworzenia możliwości latania oraz rozwoju. Ścieżka zniszczenia, której nikt się nie spodziewał. Krocząc nią, widywało się najsłodsze, a zarazem najokrutniejsze śmierci niesione z najdelikatniejszym z uśmiechów i najgorętszym piekłem w naszych sercach.

Heathan James nigdy nie stanowił światła mojego życia. To zaćmienie niosące ze sobą niekończącą się wieczną noc i morderczą, czarną jak smoła krew płynącą mi w żyłach. Zaćmienie przesłaniające słońce i wszystko, co jasne.

Heathan James dał początek ponownemu odrodzeniu się mojej duszy… której nie był pisany spokój, lecz śmierć i zniszczenie, krew i kości.

Bratnie dusze wykute w ogniu pod czujnym spojrzeniem szyderczych oczu Szatana.

Heathan.

Ellis.

Po prostu para chorych świrusów.

Rozdział pierwszy

Ellis, lat siedem

Posiadłość Earnshawa

Dallas, Texas

– Dziwny.

Ścisnęłam lalkę w dłoni, gapiąc się na Heathana Jamesa siedzącego na trawie. Ubrany był w czarną koszulę, czarne spodnie… i, co ciekawe, czarny bezrękawnik z kieszeniami. Do tej pory widziałam tę część garderoby tylko u dorosłych. Włosy miał czarne, krótsze po bokach, ale dłuższe u góry. Nieustannie przyciągało mnie jego spojrzenie. W słońcu oczy chłopca wydawały się srebrne. Tak naprawdę były jasnoszare. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś z takimi oczami. – Ellis. – Eddie pociągnął mnie za ramię, lecz zaraz je wyszarpnęłam.

– Jest nowy. Nikogo tu nie zna. – Przysunęłam się do Eddiego, mojego najlepszego przyjaciela i jednocześnie sąsiada. Jego oczy ocieniał kowbojski kapelusz z szerokim rondem. Zawsze go nosił. Mówił, że pewnego dnia chce zostać Strażnikiem Teksasu, tak jak jego wujek. Nadawał się do tego. – Słyszałam, jak tata rozmawiał wczoraj w nocy z wujkiem. Zakradłam się pod jego gabinet i podsłuchiwałam. Mówił, że mama Heathana już go nie chce. Ponoć się go boi, więc oddała go jego ojcu, panu Jamesowi, ogrodnikowi. – Potrząsnęłam głową. – Ponoć on też go nie chciał, ale nie miał wyboru. Mama Heathana zapadła się pod ziemię. Uciekła i zostawiła go samego.

Niebieskie oczy Eddiego zrobiły się okrągłe.

– Mama go oddała? Co takiego zrobił, że się go boi?

Wróciłam spojrzeniem do Heathana, który z lupą w ręce przypalał mrówki. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co zrobił.

– Według mnie nie wygląda strasznie – oceniłam, przyglądając mu się uważnie. – Chyba jest od nas starszy. Wujek mówił, że ma już dziewięć lat.

Eddie miał osiem, a ja siedem.

– Kiedy go wczoraj spotkałaś, mordował motyla. – Eddie zerknął ponad moim ramieniem na Heathana. – Teraz podpala mrówki. Jest naprawdę dziwny, Ellis. Dlaczego tak wszystko zabija…? – urwał na chwilę. – Jak dla mnie jest zbyt dziwaczny, żeby się z nim kolegować. – Odetchnął głęboko. – Mój wujek mówił, żeby trzymać się z daleka od takich dzieciaków jak on. Że przez takich ma się kłopoty. Wiesz, że nie mogę się w żadne wpakować, jeśli chcę zostać Strażnikiem Teksasu.

– Porozmawiam z nim. – Minęłam Eddiego i puściłam się biegiem po rozgrzanej trawie. Pędziłam, aż brakło mi tchu, i zatrzymałam się tuż przed Heathanem. Upewniłam się, że moja opaska nadal jest na swoim miejscu, a włosy są gładkie. Heathan nawet na mnie nie spojrzał, zerknęłam więc ponad jego ramieniem, by sprawdzić, co robił. Pod lupą, którą trzymał w dłoni, leżała kupka martwych mrówek. Z powykręcanych czarnych ciałek unosił się dym.

– Patrzysz, jak umierają? – zagaiłam, na co się zgarbił.

Gdy czekałam na odpowiedź, w koronie pobliskiego drzewa zaczął śpiewać ptak.

– Umierają wolniej niż ten motyl z wczoraj – odparł w końcu Heathan. – Próbują się ratować, jakoś uciec… ale nie mogą.

Złapałem je w pułapkę. Dzielnie walczyły… a jednak musiałem je zabić.

Chciałam się temu lepiej przyjrzeć. Kucnęłam naprzeciwko niego i uśmiechnęłam się, kiedy odsunął lupę od martwych owadów. Gapił się na mnie, czułam to, uniosłam więc wzrok i wyszczerzyłam zęby.

– Jestem Ellis Earnshaw. Wczoraj nie zdążyłam się przedstawić. Też tu mieszkam. – Wskazałam na główny budynek. Mój dom. Posiadłość taty.

Heathan nie odwzajemnił uśmiechu, nie ruszył się ani nic nie odpowiedział. Po prostu mnie obserwował. Jego spojrzenie powędrowało do czarnej opaski na moich włosach, potem przesunęło się na niebieską sukienkę, biały fartuszek, długie białe skarpetki i czarne buty, by ostatecznie spocząć na porcelanowej lalce, którą trzymałam w dłoni.

– To Alicja – wyjaśniłam i podsunęłam ją bliżej niego. Była ubrana dokładnie tak samo jak ja. Miała nawet długie blond włosy i niebieskie oczy.

– Nie. – Heathan pokręcił głową.

– Co „nie”?

– Jesteś Laleczką.

Popatrzyłam na Alicję.

– Nie rozumiem – odpowiedziałam, marszcząc nos. Zupełnie nie wiedziałam, o co mu chodziło.

Wskazał na mnie.

– Nie jesteś Ellis, tylko Laleczka. Wczoraj tak zdecydowałem. Wyglądasz identycznie jak twoja lalka. Jesteś Laleczką.

Nie podoba mi się imię Ellis. Jest głupie. Nie pasuje do ciebie.

Patrzyłam na niego zaszokowana. W końcu przeniosłam spojrzenie na swoją lalkę i znów się uśmiechnęłam.

– Podoba mi się. – Heathan szybko odwrócił wzrok. – To Alicja. Z Krainy Czarów. – Wskazałam swoją niebieską sukienkę, biały fartuszek i białe skarpetki. – To moja najulubieńsza książka. A tę lalkę dostałam od mamusi w tamtym roku. Tata dał mi ubrania, żebym wyglądała tak samo. – Przytuliłam zabawkę do piersi. – Kiedy dorosnę, chcę być jak Alicja. Zwiedzać nowe miejsca, wpadać w dziwne światy. Chcę spotkać Kota z Cheshire i Szalonego Kapelusznika. – Pokręciłam głową. – Ale nie Królową Kier. To potwór! Ona – zbliżyłam się do niego – jest przerażająca.

– Dlaczego powiedziałaś „mamusia”? – zapytał.

Opuściłam ramiona.

– Moja mamusia urodziła się w Anglii. Tak się tam mówi na mamę. – Heathan zmrużył oczy, a ja nieznacznie przechyliłam głowę. – Znasz tę książkę? Alicję w Krainie Czarów?

Chłopiec zaprzeczył, a wtedy kosmyk czarnych włosów opadł mu na lewe oko. Wyciągnęłam rękę, by go odsunąć, lecz jego dłoń momentalnie wystrzeliła do przodu i złapała mój nadgarstek. Sapnęłam i zagapiłam się na niego. Nie ściskał mnie mocno, ale… kiedy spojrzałam mu w oczy, serce zaczęło mi bić naprawdę szybko.

– Nie można mnie dotykać – wycedził przez zęby.

– Okej.

Heathan przyglądał mi się przez długą chwilę, nim uwolnił mój nadgarstek. Potarłam miejsce, które trzymał, a on podniósł swoją lupę i skierował ją z powrotem na martwe mrówki. Nie odrywałam od niego wzroku, gdy grube szkło skupiło promienie słoneczne i czarne owady znów zaczęły skwierczeć.

– Czemu nosisz bezrękawnik? – zapytałam.

Dłoń Heathana zamarła. Zerknął na mnie kątem oka.

– Bezrękawnik?

Wskazałam na jego ubranie.

– Kamizelkę?

Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

– Kamizelkę, no jasne. Czasem mi się myli.

– Dlaczego?

Nagle zrobiło mi się ciężko na sercu i spuściłam głowę. Zaczęłam się bawić włosami lalki, żeby się nie rozpłakać.

– Już mówiłam, moja mamusia pochodziła z Anglii. Z Oxfordu. Nigdy tam nie byłam. Czasem mówiła na różne rzeczy inaczej.

– Wskazałam na jego kamizelkę. – Na kamizelkę mówiła „bezrękawnik”, a na kapcie „bambosze”. Takie głupotki.

– Gdzie ona jest? – zapytał Heathan, a ja poczułam, że do oczu napływają mi łzy.

– Umarła w tamtym roku. – Mocniej przytuliłam lalkę do siebie. – Zanim to się stało, powiedziała, że pewnego dnia spotkamy się w Krainie Czarów. – Uniosłam Alicję. – Dała mi ją. Kazała się strzec.

– Przed czym?

– Przed złymi ludźmi. – Patrzyłam na Heathana, ale się nie odezwał. – Powiedziała, że na świecie są źli ludzie. Że niektórzy z nich są blisko. A Alicja mnie przed nimi ochroni.

– Spotkałaś już jakichś złych ludzi?

Pokręciłam głową. – Nie. Widuję tu tylk

o tatę i wujków. A, i jeszcze nianię, panią Jenkins. Ale teraz jesteś też ty!

Heathan spojrzał na Alicję, po czym odwrócił wzrok. Wypuścił z ręki lupę i przesunął dłonią po kieszeniach w kamizelce.

– Co tam masz?

Nachyliłam się, żeby lepiej widzieć. Heathan zacisnął dłoń na kieszeni, by upewnić się, że pozostanie zamknięta. Popatrzyłam mu w oczy. Cokolwiek chował, raczej nie miał zamiaru tego pokazać. Po chwili odetchnął głęboko i jednak sięgnął do środka. Czekałam, wstrzymując oddech, a on wyciągnął coś lśniącego i złotego. Przysunęłam się, aż moja głowa zawisła nad jego ręką. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Heathan popatrzył mi w oczy, a potem otworzył dłoń, powoli rozprostowując palce.

– Heathan. – Moje serce zaczęło coraz szybciej bić. – Czy to zegarek kieszonkowy?

– Robi się późno. – Znów popatrzył na mnie. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam, że szkiełko było pęknięte, a wskazówki się nie poruszały. Długi łańcuszek niknął w jego kieszeni.

– Heathan – sapnęłam. Musiałam się powstrzymać przed dotknięciem pękniętego szkiełka. – Jest zepsuty. Nie działa – stwierdziłam smutno.

Chłopiec wyglądał na zdziwionego. Uniósł zegarek do ucha, popukał w niego i powiedział:

– Tik-tak. – Wyciągnął go w moją stronę. – Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. – Przechylił głowę. – Działa całkiem dobrze. Nie słyszysz? Nie dostrzegasz tego?

Gapiłam się na zegarek. Przyglądałam mu się naprawdę uważnie. Nic nie widziałam ani nie słyszałam. Wtedy dotarło do mnie, że Heathan bawił się w udawanie. Tak samo jak ja, kiedy urządzałam podwieczorek. Chciał, żebym podjęła jego grę.

– Słyszę! – Uśmiechnęłam się. Heathan zamarł, gdy to powiedziałam, a potem kąciki jego ust zaczęły się unosić.

Pomyślałam, że też się uśmiechnie.

Cóż… Myliłam się, choć z drugiej strony był to jakiś uśmiech.

Nie sądzę, żeby za często to robił. Przypominał mi troszkę Eddiego. Obaj zachowywali się poważnie, ale Heathan wyglądał na smutnego. Chciałam wiedzieć czemu.

Wtedy zamarłam. Zakryłam dłonią usta, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę.

– Heathan – wyszeptałam gorączkowo, patrząc na Alicję i swoje ubrania. Potem spojrzałam na jego kamizelkę oraz zegarek kieszonkowy. – Biały Królik. – Usiadłam obok niego na trawie. Chłopiec ani drgnął. – Zegarek… Jesteś zupełnie jak Biały Królik z Alicji w Krainie Czarów.

Śmiałam się i śmiałam.

– Królik. – Wycelowałam palcem w jego pierś. – Tik-tak, tik-tak, tik-tak… Jesteś Królikiem.

– A ty Laleczką.

– Królik, Królik! – Uśmiechnęłam się na myśl o naszych imionach. – Laleczka i Królik. Alicja wpadła za królikiem do nory. Zabrał ją do Krainy Czarów. Zabrał ją z nudnego świata do kolorowej krainy pełnej magicznych stworzeń. – Ścisnęłam lalkę. – A teraz ja spotkałam ciebie. Czy przybyłeś, żeby pokazać mi nowy świat?

Podekscytowana czekałam na odpowiedź, lecz wtedy jakiś cień przesłonił słońce.

– Ellis.

Zerknęłam w górę i zobaczyłam stojącego nad nami Eddiego. Ręce miał skrzyżowane na piersi.

– Eddie! – Wskazałam na Heathana. – On jest Królikiem, a ja Laleczką. Dasz wiarę?

– Co? – rzucił Eddie, ściągając mocno brwi. – Jaki Królik? Jaka Laleczka?

– Z Krainy Czarów! – Z radości odrzuciłam głowę do tyłu. – To jest jak to, o czym zawsze mówiła mamusia… – Wytężyłam pamięć, by odnaleźć właściwe słowo. – Przeznaczenie! – wykrzyknęłam, przypomniawszy je sobie. – To przeznaczenie!

Eddie wykrzywił usta.

– Dlaczego mnie nigdy nie nazwałaś imieniem bohatera z książki?

Też się skrzywiłam.

– A kim chciałbyś być? – Nigdy nie postrzegałam Eddiego jako kogoś z Krainy Czarów.

Wzruszył ramionami, ale zaraz jego twarz się rozjaśniła i dotknął kapelusza.

– Mogę być Szalonym Kapelusznikiem! Tak samo jak on zawsze noszę kapelusz.

Przyjrzałam się jego okryciu głowy, po czym zaczęłam się śmiać, bo Eddie był taki niemądry.

– W ogóle nie przypominasz Szalonego Kapelusznika.

– Dlaczego nie? – Przyjaciel ponownie skrzyżował ramiona na piersi.

– Ponieważ Szalony Kapelusznik jest szalony, głuptasie. Ty nie. Ty jesteś „rozsądny” – wyjaśniłam, wykonując w powietrzu znak cudzysłowu. – Pani Jenkins zawsze powtarza, że jesteś „dobrym chłopcem” i „bardzo rozsądnym”. – Pokręciłam głową. – Czyli nie możesz być Szalonym Kapelusznikiem, Eddie. Nic z tego. Nie pasujesz do Krainy Czarów. – Wróciłam spojrzeniem do Heathana i odkryłam, że się na mnie patrzył. – Za to Heathan i ja…

Heathan zerknął na Eddiego, a potem przesunął się tak, że niemal znalazł się przede mną, i spojrzał na niego spod byka. Eddie przełknął ślinę. Bardzo pobladł, podczas gdy Heathan mierzył go nieprzyjaznym wzrokiem.

– Idę do domu – oznajmił mój przyjaciel, wycofując się, po czym zwrócił się do mnie: – Idziesz ze mną? Mama powiedziała, że możesz wpaść na kolację. Możemy też pojeździć na naszym najnowszym źrebaku. – Eddie mieszkał po sąsiedzku, to znaczy w domu obok. Państwo Smith mieli ranczo. Chłopak prześlizgnął się przez żywopłot oddzielający nasze posiadłości, żeby się ze mną spotkać. Ja nigdy u niego nie byłam, tata mi nie pozwalał. Nigdy w życiu nie opuściłam terenu majątku.

– Nie – odpowiedział za mnie Heathan, a Eddie zrobił kolejny krok w tył. – Ona zostaje tutaj. – Wyciągnął rękę, żebym nie zdołała go wyminąć. – Wracaj do domu.

Pacnęłam jego dłoń i oznajmiłam:

– Niemądry Królik! Zachowujesz się niegrzecznie! – Zachichotałam, spoglądając na Eddiego. – Zostanę tutaj, Eddie. Wiesz, że tata nie pozwala mi wychodzić, a jednak ciągle o to pytasz.

– Dobra. – Chłopak oddalił się pospiesznie.

– Eddie! – zawołałam, bo wyglądał na niezadowolonego, ale się nie odwrócił. Z westchnieniem siadłam na trawie. Nie chciałam, żeby Eddie się smucił ani złościł. To niczyja wina, że nie pasował do Krainy Czarów.

Heathan odwrócił się do mnie.

– Nie lubię go.

– Króliku, przestań. On jest moim przyjacielem.

– Przyjacielem? – powtórzył cicho. – Ja nie mam żadnych przyjaciół.

Zrobiło mi się smutno, gdy usłyszałam to szczere wyznanie.

– Teraz już masz. – Heathan nie odpowiedział, wskazałam więc na siebie. – Królik i Laleczka, pamiętasz? – Zaśmiałam się, gdy zdziwiony zmarszczył czoło. Chyba nie przypadły mu do gustu nasze nowe imiona. Mnie w każdym razie szalenie się podobały. A może zaskoczyło go, że nazwałam nas przyjaciółmi? – Chcesz zobaczyć moje ulubione rzeczy? – spytałam, zmieniając temat.

Heathan nadal wyglądał na zdziwionego, ale w końcu wzruszył ramionami.

– Nie ruszaj się stąd – powiedziałam, a następnie zerwałam się na równe nogi. Popędziłam do domu i złapałam worek z ulubionymi przedmiotami. Zanim wróciłam do Heathana, brakowało mi tchu. Nie ruszył się ani o milimetr.

Położyłam worek na ziemi i rozwiązałam różowy sznurek. Zaczęłam wyciągać wszystko po kolei. Ułożyłam między nami różowy piknikowy koc. Serce biło mi żywiej z ekscytacji, gdy wykładałam serwis do herbaty. Kiedy już wszystko ustawiłam na swoim miejscu, wstałam i rozłożyłam ręce.

– Gotowe. Co myślisz?

Heathan spojrzał na mnie, a potem na rozłożone przedmioty. Opadłam na kolana i postawiłam przed nim filiżankę.

– To earl grey – oznajmiłam, po czym uniosłam czajniczek i nalałam herbaty. – Ulubiona herbata mojej mamy. Ciągle ją piła, czasem nawet sześć dziennie! – Najpierw napełniłam filiżankę Królika, a potem własną i zaciągnęłam się jej zapachem. Zachichotałam, bo para załaskotała mnie w nozdrza. – Łaskocze! – Parsknęłam i poruszyłam nosem na boki. – Za każdym razem, gdy wdycham esencję bergamotki, kręci mnie w nosie, ale i tak zawsze to robię, bo cudownie pachnie. – Zabawnie mówisz – oznajmił nagle.

Przewróciłam oczami.

– To popołudniowa herbatka. W trakcie popołudniowej herbatki trzeba mówić z angielskim akcentem. Lubię go. Kiedy tak mówię, brzmię jak mamusia. Mamusia zawsze piła popołudniową herbatkę. Każdego jednego dnia o szesnastej.

Miałam zamiar upić łyk, gdy zauważyłam, że Heathan znów mi się dziwnie przygląda. Jego filiżanka nadal stała na kocu pomiędzy nami. Ciekawe, czy kiedykolwiek wcześniej pił popołudniową herbatkę. Jeśli nie, to okropne!

Pochyliłam się do przodu.

– Musisz ją szybko wypić, Króliku. Póki jest gorąca. Tylko najpierw podmuchaj. Inaczej poparzysz sobie język, a to najgorsze uczucie na świecie!

Heathan pochylił się nad filiżanką, a potem spojrzał na mnie zza włosów.

– Jest pusta.

Moja dłoń zamarła w pół drogi do ust. Trzymałam ostrożnie filiżankę za ucho, żeby nie sparzyć palców.

– O czym ty mówisz, Króliku? Przed chwilą nalałam ci herbaty. – Przechyliłam nieznacznie głowę. – Nie piłeś nigdy popołudniowej herbatki, co?

Heathan powoli zaprzeczył. Odłożyłam filiżankę na koc.

– Zwykle mam też ciastka i poczęstunek. Głuptasek ze mnie, dziś nic nie wzięłam. Nie spodziewałam się towarzystwa. Nowego znajomego, jak powiedziałaby mamusia.

Heathan zmarszczył brwi i spojrzał na swoją filiżankę. Zarówno ona, jak i koc raziły różem przy jego czarnych ciuchach. – Chcesz, żebym cię nauczyła, jak powinno się pić herbatę? – Przysunęłam się do niego i położyłam rękę na jego dłoni. Podskoczyłam, gdy Heathan zamarł, a potem gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę. Zapomniałam, że nie wolno go dotykać.

Ale to silniejsze ode mnie. Zawsze dotykałam ludzi. Taka już byłam.

Ze smutkiem cofnęłam dłoń, a wtedy powiedział:

– Nie… – Poczułam, jak serce zabiło mi mocniej w piersi. – Możesz ją tam zostawić – zgodził się. Brzmiał jednak zabawnie, bo cedził słowa przez zęby, jakby coś go bolało.

Nachyliłam się, aż nasze ramiona się zetknęły.

– Ładnie pachniesz – zauważyłam. – I masz ładne oczy. – Zacisnął szczękę, a potem przysunął się bliżej, aż jego nos znalazł się blisko mojej szyi.

Bardzo zdziwiło mnie jego zachowanie. Zastanawiałam się, co robił.

Cofnął się i oznajmił:

– Ty też ładnie pachniesz. – Na chwilę przymknął oczy. – Jak róże.

Skinęłam głową z uśmiechem.

– Zgadza się. Tak pachną perfumy mojej mamusi. – Rozejrzałam się, by zyskać pewność, że nikogo nie ma w pobliżu. – Nie powinnam ich używać, tata mi zabronił, ale codziennie podkradam odrobinę. Po kropelce za każde ucho. – Dotknęłam miejsca, w które je wcierałam. – Poza zasięgiem wzroku. – Ścisnęłam mocniej chłopięcą dłoń, po czym wróciłam spojrzeniem do filiżanek. – Żeby napić się herbaty, musisz złapać filiżankę za ucho. – Skinęłam na Heathana i poprowadziłam jego rękę. Ułożyłam palce tam, gdzie powinny być. – Teraz unosisz filiżankę do ust. – Heathan wykonał moje polecenie, nie odrywając ode mnie wzroku. Gdy naczynko niemal dotknęło jego ust, wyprostowałam się i krzyknęłam: – Czekaj!

Zamarł, a ja plasnęłam się w czoło.

– Zapomniałam o najważniejszym! – Odgięłam jego mały palec, po czym klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się. – Proszę. Żeby odpowiednio pić herbatę, należy odchylić mały palec. To konieczne. Mamusia mówiła, że w Anglii jeśli tego nie zrobisz, królowa może skrócić cię o głowę. – Powoli dotknęłam czarnych włosów Heathana. – A twoja głowa jest za ładna, żebyś miał się jej pozbywać, Króliku.

Z powrotem zajęłam swoje miejsce i czekałam, aż się napije.

– No dalej – ponagliłam. – Weź łyka.

Trzymając łokcie przy sobie, skosztował herbaty, po czym odstawił filiżankę i spodek na koc.

– No i? – Wstrzymałam oddech.

– Eee… Dobre – ocenił nieco niezręcznie, ale i tak byłam zachwycona.

– Nie za gorąca?

– W sam raz – uznał, a ja sięgnęłam po swoją filiżankę i też się napiłam. Uwielbiałam herbatę. Ale tylko earl grey. Żadna inna mieszanka mi nie smakowała. Picie darjeeling to zbrodnia.

– Co masz jeszcze w tym worku? – spytał Heathan, gdy odłożyłam filiżankę na ziemię. Odwróciłam się i wyciągnęłam swój najcenniejszy dobytek. Na kolanach przysunęłam się do chłopaka i położyłam na kocu boomboksa.

Heathan uniósł brwi. Przyciągnęłam do siebie jasnoróżowy odtwarzacz i włączyłam go.

– Należał do mamusi. W środku jest kaseta. Są na niej wszystkie jej ulubione przeboje. Z lat osiemdziesiątych. Nie wiem dokładnie, co to oznacza, ale to moje najulubieńsze piosenki. Słucham ich codziennie.

Musnęłam dłonią naklejkę z sercem, którą przykleiła mama, kiedy była młodsza, po czym zwróciłam się do Heathana:

– Chcesz posłuchać, Króliku?

Skinął głową. Przewinęłam kasetę, znalazłam swoją ulubioną piosenkę i wcisnęłam play. Popłynęła muzyka.

– Ta piosenka ma tytuł Dear Jessie. Śpiewa ją pani, która nazywa się Madonna. To była najulubieńsza piosenka mamusi – wyjaśniłam.

Zaczęłam się kołysać do rytmu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, zerwałam się więc na równe nogi, trzymając Alicję w rękach, by śpiewać i tańczyć. Zakręciłam się z odchyloną głową, głośno wyjąc słowa piosenki. Kiedy nie byłam już w stanie dłużej się kręcić, zerknęłam na Heathana. Obserwował mnie z dziwną miną.

Spojrzałam mu prosto w oczy. Tańczyłam i śpiewałam, zbliżając się do niego i robiąc show. Zawsze robiłam show dla taty i wujków. Niemal każdej nocy. I zawsze prosili, żebym tańczyła dla nich w mojej sukience Alicji z Krainy Czarów – uwielbiali ją. A ja kochałam dla nich tańczyć. Zawsze się wtedy uśmiechali i wyglądali na szczęśliwych.

Kiedy muzyka ucichła, opadłam zdyszana na koc obok Heathana.

– Podobało ci się, Króliku? – Przytuliłam Alicję do piersi.

Powiódł srebrnymi oczami po sukience, a potem wrócił spojrzeniem do mojej twarzy.

– Tak – odparł schrypniętym głosem. – Bardzo mi się podobało.

– Naprawdę?

Skinął głową.

– To cudownie! – krzyknęłam. Zadowolona z siebie opowiedziałam mu, jak praktycznie co noc tańczyłam dla taty i wujków. Potem upiłam kolejny łyk herbaty, a Heathan zrobił to samo. Nalałam nam po jeszcze jednej filiżance. Kiedy cała herbata została wypita, sięgnęłam do worka po kolejny skarb.

Położyłam na ziemi Alicję w Krainie Czarów.

Heathan wziął książkę do ręki i musnął palcami okładkę.

– Twoja ulubiona książka. – Otworzył ją i zaczął przeglądać.

Sapnęłam.

– Umiesz czytać, Króliku?

Heathan zamarł.

– Tak. A ty nie?

Pokręciłam głową.

– Uczę się w domu. Mój tata jest bardzo zajętym człowiekiem i nie ma za wiele czasu, by mnie edukować. Najczęściej całymi dniami bawię się na podwórku. – Zakręciłam na palec włosy Alicji. Gdy podniosłam wzrok na Heathana, okazało się, że mi się przyglądał. – Czy… mógłbyś mi poczytać, Króliku?

Wyglądał, jakby miał zamiar odmówić, ale zaraz ramiona mu opadły i przytaknął. Z uśmiechem ułożyłam sobie głowę na jego kolanach. Heathan zaczął dziwnie oddychać, ale nie skomentowałam tego. Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że znów na mnie patrzył.

Był takim ładnym chłopcem.

– Mamusia czytała mi ją co wieczór, kiedy jeszcze żyła. Po jej śmierci nikt mi jej nie czytał… aż do teraz.

Heathan przełknął ślinę, a następnie zaczął czytać. Słuchałam go z uśmiechem. Dobrze mu szło. „Musi być bardzo mądry”, pomyślałam. „Cichy i mądry”.

Przyglądałam mu się, gdy czytał. Wsłuchiwałam się w jego głos, w wyraźny teksański akcent. Brzmiał tak samo jak ja, kiedy nie mówiłam z brytyjskim akcentem.

– Dlaczego twoja mamusia cię nie chciała, Króliku?

Heathan przerwał czytanie i spojrzał na mnie. Jego jasnoszare oczy pociemniały.

– Nikt mnie nigdy nie chciał – odparł tylko.

– A twój tata? Pan James?

Heathan potrząsnął głową.

– On też mnie nie chce. Ale nie mam dokąd iść. Kazał mi się trzymać od siebie z daleka. Więc tak robię.

Poczułam, jak serce ciąży mi w piersi od smutku.

– W takim razie ja będę cię chciała – powiedziałam cicho, a oczy Heathana zrobiły się tak duże, że przypominały dwa księżyce świecące w pełni. Nakryłam jego dłoń swoją i uścisnęłam ją lekko. – Będę twoim przyjacielem, a ty będziesz moim. Laleczka i Królik. Przyjaciele z posiadłości Earnshawa. Twoja pierwsza przyjaciółka.

Przysunęłam sobie boomboksa i wcisnęłam play. Popłynęła muzyka z kasety mamusi, a ja wygodniej ułożyłam głowę na kolanach Heathana, posyłając mu szeroki uśmiech. Opuścił książkę, po czym bardzo powoli dotknął mojej twarzy i włosów. Poprawił opaskę. Pomyślałam, że może się uśmiechnie, jednak nie zrobił tego. Wrócił spojrzeniem do książki. Zamknęłam oczy, gdy znów zaczął czytać. Kiedy to robił, ciągle wyobrażałam sobie, że słyszę tykanie zegarka dobiegające z jego kamizelki.

Wiedziałam, że polubię ten dźwięk.

Tik-tak.

Heathan James.

Mój nowy przyjaciel.

Tik-tak.

Rozdział drugi

Heathan, lat jedenaście

Dwa lata później

Wszyscy oczekiwali, że będę coś czuł. Przyglądali mi się, gdy staliśmy nad grobem. Tatę opuszczali do ziemi, a ja niczym bezstronny widz obserwowałem, jak trumna zostaje umieszczana w dole. Pastor coś powiedział, ale nie słuchałem. Za bardzo pochłaniało mnie zastanawianie się, co się działo z ciałem rozkładającym się w drewnianym pudle. Ciekawe, jak wyglądała krew po pięciu dniach od śmierci. Była gęsta i czerwona? Skrzepnięta niczym żelki? Zmieniła kolor? Czy skóra ojca stała się sucha, popękana i szara? Czy cuchnął? Czy zaczął się już rozkładać? Czy jego usta obkurczyły się, odsłaniając pożółkłe zęby?

Czyjaś dłoń wsunęła się w moją. Od razu wiedziałem, że to Laleczka. Jako jedyna miała odwagę mnie dotykać i jedyna do mnie zagadała. Taki stan rzeczy mi odpowiadał.

Uniosłem wzrok i zobaczyłem Eddiego Smitha przyglądającego się nam wilkiem ponad grobem. Jak zwykle założył swój głupi kapelusz. Patrzył, jak głowa Laleczki opada na moje ramię i do niego przywiera. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłałem mu krzywy uśmieszek, wwiercając się w niego palącym wzrokiem. Laleczka była moja. Kiedyś się kolegowali, ale odkąd się pojawiłem, przestał ją w ogóle obchodzić. Teraz w jej życiu istniałem tylko ja. Powiedziałem jej, że jeśli chce się ze mną przyjaźnić, musi olać Eddiego. Nie lubiłem się dzielić, szczególnie z takimi prostolinijnymi głąbami jak on. Wybrała od razu, bez zastanowienia. Wybór między mną a Eddiem nigdy nie zaliczał się do specjalnie trudnych. Należała do mnie i wiedziała o tym.

Eddie był niepocieszony, to oczywiste. Widziałem to na jego twarzy za każdym razem, gdy patrzył na nią jak na ulubioną zabawkę, którą stracił. Za każdym razem, gdy widział swoją byłą przyjaciółkę wtuloną w moje ramię, emanował nienawiścią. I dobrze. Powinien mnie nienawidzić.

Nigdy mu jej nie oddam.

Zatrzymam ją… na zawsze.

W ciągu ostatnich paru lat Eddie coraz rzadziej odwiedzał posiadłość Earnshawa. Kiedyś często tam gościł, ale odkąd się pojawiłem, jego obecność była zbędna. Widziałem, jak zaglądał przez ogrodzenie, ale upewniłem się, że Laleczka da mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany.

Nie potrzebowała nikogo oprócz mnie.

Zadbałem o to.

– Króliku? – Głos Laleczki oderwał moją uwagę od Eddiego i jego obsranej miny. Gdy spojrzałem w smutne niebieskie oczy przyjaciółki, wskazała na swojego tatę. Pan Earnshaw trzymał w dłoni odrobinę ziemi.

– Weź garść ziemi, chłopcze. Rzuć ją na trumnę ojca.

Zrobiłem tak, jak kazał, ani na chwilę nie puszczając ręki Laleczki. Pociągnęła nosem. Kiedy na nią spojrzałem, okazało się, że płacze. Starłem kciukiem łzę z jej policzka, a potem uniosłem palec do ust.

Smakowała słono.

Smakowała jak ona.

Smakowała cholernie dobrze.

Pastor powiedział coś jeszcze, po czym wszyscy skierowali się do głównego budynku. Pan Earnshaw i „wujkowie”, jego biznesowi partnerzy, szli na czele niewielkiego pochodu. Składał się na niego tylko personel pracujący w posiadłości. Pan Earnshaw i jego kumple rzadko ją opuszczali. Mieszkaliśmy z dala od ludzi na zabitej dechami wsi w Dallas. Ale miałem Laleczkę, więc reszta mnie nie obchodziła.

Odkąd tu przyjechałem, przeszedłem na nauczanie domowe. Lecz podobnie jak Laleczka, właściwie się nie uczyłem. Spędzałem z nią całe dnie, pijąc herbatę i próbując nauczyć ją czytania i pisania. Starała się, ale skutek był marny. Znała podstawy, jednak większość rzeczy sprawiała jej trudności. Okropnie mnie to wkurzało.

– Chcesz iść do mojego pokoju, Króliku? – Laleczka mocniej ścisnęła mi ramię, wtulając policzek w moją marynarkę. Skinąłem bez słowa i pozwoliłem się poprowadzić do jej cichej sypialni. Słyszałem głosy dorosłych dochodzące z salonu piętro niżej. Nie chciałem jednak z nimi siedzieć. Lubiłem jedynie towarzystwo Laleczki, każda inna osoba budziła we mnie chęć wyciągnięcia pistoletu i wpakowania jej kulki w czaszkę. Nie wiedziałem dlaczego. Odkąd pamiętam, myślałem tak o innych ludziach. Zwykle zasypiałem, wyobrażając sobie, jak wyglądaliby martwi.

Laleczka usiadła na łóżku i jak zwykle przycisnęła Alicję do piersi. Dziś była ubrana na czarno. Wyglądała dziwnie bez niebieskiej sukienki, białych skarpet i białego fartuszka.

Nie podobał mi się jej nowy strój.

Poszedłem do szafy i wyciągnąłem jedną z wielu identycznych niebieskich sukienek. Duże, błyszczące niebieskie oczy skupiły się na mnie, gdy wręczyłem ciuch dziewczynce.

– Przebierz się w nią.

Laleczka spojrzała na swoją czarną sukienkę i płaszcz.

– Tata powiedział, że dziś mam być ubrana na czarno. Żeby uhonorować twojego tatę. Tak jak na pogrzebie mojej mamusi. – Kurwa, nienawidzę cię w czerni. Powinnaś nosić kolorowe ubrania.

Skrzywiła się.

– Ty zawsze jesteś ubrany na czarno – wytknęła i wydęła pełne wargi. – Dlaczego ja też nie mogę założyć czegoś czarnego? Zaczynałem się irytować.

– Ja żyję w cieniu. Ty nie. Ty żyjesz w świetle. A teraz się przebierz.

Wbijałem w nią wzrok, dopóki nie westchnęła dramatycznie i nie wzięła ode mnie sukienki. Po raz pierwszy poczułem dziś cokolwiek, gdy przemaszerowała obok, tupiąc nogami w drodze do łazienki. Kącik moich ust uniósł się ku górze. To była największa namiastka uśmiechu, na jaką mogłem się zdobyć.

Tylko dla niej.

Uwielbiała dramatyzować. Rozpierała ją energia. I zawsze mnie prowokowała.

Rzuciłem na krzesło czarną marynarkę, którą pan Earnshaw kupił mi na dzisiejszą okazję, po czym usiadłem na łóżku.

Sięgnąłem do kieszeni kamizelki po kieszonkowy zegarek. Musnąłem palcami szkiełko, obserwując poruszające się wskazówki. Tik-tak, tik-tak, tik-tak…

Drzwi łazienki się otworzyły i wyszła z nich Laleczka, ubrana na powrót w niebieską sukienkę. W ręku trzymała Alicję. Z uśmiechem rozłożyła ramiona, czekając na aprobatę. Wiedziała, że uwielbiałem ją w tych ciuchach.

Tylko w nich.

Moja żywa, oddychająca lalka.

Podeszła do toaletki i usiadła na stołku, rzucając mi spojrzenie w lustrze i posyłając kolejny fałszywie skromny uśmiech. Nuciła pod nosem którąś z piosenek z playlisty swojej mamy. Rozpoznałem ją. Zawsze do niej śpiewała i tańczyła. Każdego dnia w kółko. Nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem patrzeć, jak tańczy.

Oparłem głowę o ścianę pomalowaną jasnożółtą farbą. Laleczka sięgnęła po szminkę leżącą na toaletce – należącą do jej mamy.

Oczywiście jasnoróżowa.

Pomalowała się nią, skropiła szyję perfumami, a potem usiadła obok mnie. Przebieranki i podwieczorki. Brytyjski akcent i różowa szminka. Zawsze chciała wyglądać tak samo jak swoja mama. I z tą różową szminką oraz długimi blond włosami wyglądała. Śmiało mogłem to stwierdzić, bo nie raz widziałem zdjęcie jej mamy. Stało na szafce przy łóżku.

Laleczka położyła się przy mnie.

– Króliku?

– Tak?

– Smutno ci?

Jej oczy były takie duże. Widziałem w nich łzy.

– Nie – odparłem bezbarwnym głosem i ułożyłem się tak, że nasze twarze znajdowały się naprzeciwko siebie. Znów pachniała różami – to był mój ulubiony zapach. Te perfumy… Ona…

Nakryła moją dłoń swoją.

– Twój tata umarł. To smutny dzień. – Wyglądała na zdenerwowaną. – Możesz płakać, jeśli chcesz. Nikomu nie powiem. Zmarszczyłem brwi.

– Ja nie płaczę.

– Nigdy?

– Nigdy. – Próbowałem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek mi się zdarzyło. Ale nie płakałem ani razu.

– Nie tęsknisz za swoim tatą?

Zastanowiłem się chwilę, po czym odpowiedziałem zgodnie z prawdą:

– Nie.

Laleczka sapnęła.

– Ale za mamusią tęsknisz, prawda?

Pokręciłem głową.

– Nie.

Zmrużyłem oczy, wpatrując się w wyrażającą szok minę Laleczki. Pomyślałem o matce. O tym, jak porzuciła mnie pod bramą posiadłości Earnshawa. Przypomniałem sobie, jak przyglądała mi się w kuchni, zanim postanowiła odejść, i o tym, jak zasypiała z płaczem, szepcząc moje imię.

I w ogóle mnie to nie ruszyło.

– Ona nic nie znaczy. Ani ona, ani nikt inny.

Laleczka gwałtownie wciągnęła powietrze, a ja poczułem nagły ból w piersi.

– A co ze mną? Ja też nic nie znaczę, Króliku? Nawet ja, twoja Laleczka? – Z kącika jej oka popłynęła łza i stoczyła się po policzku. Patrzyłem, jak spada i coś szarpnęło mnie w żołądku. Dolna warga dziewczynki zaczęła drżeć.

Moja dłoń wystrzeliła do przodu. Otarłem łzę kciukiem.

– Tylko ty.

Laleczka wstrzymała oddech, przyglądając mi się. Spuściłem wzrok, nie rozumiejąc, co oznacza to uczucie w mojej piersi i żołądku.

– Co? – Pociągnęła nosem, po czym ścisnęła mi dłoń.

Spojrzałem na nasze ręce i spróbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądałoby moje życie, gdyby Laleczka mnie zostawiła. Gdybym miał jej już nigdy nie zobaczyć, tak jak mamy i taty. Tym razem było inaczej. Poczułem wszystko. W żyłach zapłonął mi ogień i szarpnął mną gniew tak gwałtowny, że do oczu napłynęły łzy.

– Ty coś dla mnie znaczysz – wycedziłem. – Nie jesteś jak inni. Innych mam głęboko w dupie. Wszystkich… oprócz ciebie. Drżące wargi Laleczki powoli rozciągnęły się w uśmiechu. Zarzuciła mi ramiona na szyję i wtuliła się w moje ciało. Tylko jej dotyk potrafiłem znieść. A ona nieustannie mnie dotykała – trzymała za rękę, przytulała.

Nikt inny nie był ze mną tak blisko. Nigdy.

– Dobrze – szepnęła. – Bo ty też jesteś moją najulubieńszą osobą. Na całym świecie.

Nieprzyjemne uczucie w żołądku zniknęło.

Laleczka położyła się na boku i oparła głowę na dłoni.

– Teraz zamieszkasz z nami, Króliku.

Skinąłem głową. Pan Earnshaw poinformował mnie o tym po śmierci taty. Powiedział, że jest moim prawnym opiekunem i że wszystko zostało ustalone, kiedy tu zamieszkałem. Jeśli cokolwiek stanie się ojcu, przejdę pod opiekę pana Earnshawa. A teraz ojciec umarł, a na mnie czekał nowy pokój.

Chciałem, żeby był obok pokoju Laleczki.

Tak naprawdę mógłbym dzielić go razem z nią. I tak prawie nie sypiałem.

Ktoś zapukał. Usiedliśmy, gdy niania Laleczki, pani Jenkins, weszła do środka. Obrzuciłam nas nieufnym spojrzeniem.

– Heathan – rzuciła. – Pan Earnshaw chce z tobą porozmawiać w swoim gabinecie. – Spojrzała na Laleczkę i skrzyżowała ramiona na piersi. – Gdzie twoje żałobne ciuchy, Ellis? To brak szacunku ubierać się kolorowo w taki smutny dzień.

– Kazałem jej się przebrać – powiedziałem, wstając. Nie przepadałem za panią Jenkins. Nie podobało mi się, jak odzywała się do Laleczki i jak krążyła wokół niej. – Nie lubię, gdy zakłada czerń. – Niania skierowała na mnie wzrok.

Odpowiedziałem nieprzyjaznym spojrzeniem. – Powinna nosić kolory.

Krew odpłynęła jej z twarzy. – Proszę za mną, panie James – zarządziła zdenerwowana, po czym odwróciła się do drzwi. Zerknąłem na Laleczkę. Zwiesiła głowę i się zgarbiła. Włożyłem jej palec pod brodę. Powoli wyprostowała się i w końcu spojrzała mi w oczy.

– Niedługo będę z powrotem – obiecałem. Wskazałem na jej ulubioną książkę leżącą na stoliku. – Poczytam ci, gdy wrócę.

Uśmiechnęła się i wszystko znów było w porządku.

– Panie James! – Odwróciłem się w kierunku pani Jenkins, która niecierpliwie stukała stopą, czekając przy drzwiach.

Włożyłem rękę do kieszeni, by musnąć palcami zegarek, a potem ruszyłem korytarzem za nianią. Szliśmy na tył domu, do gabinetu pana Earnshawa.

Pani Jenkins obejrzała się na mnie. Kiedy napotkała mój wzrok, szybko odwróciła głowę.

– Nie ma dziś żadnych dzieci – zauważyłem, gdy zatrzymaliśmy się przed prywatną windą prowadzącą na korytarz, w którym mieścił się gabinet pana Earnshawa.

Kobieta zamarła. Powoli obróciła się w moją stronę.

– Co masz na myśli? – zapytała, wchodząc do środka.

Przyjrzałem się jej. Policzki niani zarumieniły się, gdy krew napłynęła do opuchniętej twarzy. Ciekawe, jak pachniała ta krew. Ciekawe, jak szybko wypłynęłaby z jej żył, gdybym przeciągnął nożem po tym starym gardle.

– Ten korytarz… – urwałem, skupiając się na pulsującej żyje. Tik-tak, tik-tak, tik-tak, przyzywała mnie. Pulsowała coraz szybciej, jakby zaraz miała rozsadzić szyję. – Widziałem, jak przechodzą nim dzieci przyprowadzane nocą z czarnego vana. Przełknęła ślinę.

– Widziałem, jak ty i wujkowie Laleczki wprowadzacie je do domu, a potem na to piętro, do gabinetu pana Earnshawa.

Szczęka pani Jenkins opadła. Próbowała coś powiedzieć, ale wtedy winda piknęła i drzwi stanęły otworem. Wysiedliśmy, a ja dodałem:

– Zarówno chłopców, jak i dziewczynki. W moim wieku.

Niańka zgarbiła plecy i potrząsnęła głową.

– Doprawdy, Heathanie, masz dziwne fantazje. Nic takiego nie miało miejsca. – Zaśmiała się nerwowo. – Dzieci wprowadzane do tego domu w środku nocy? Niby po co?

Kłamała.

Nie wiedziałem dlaczego.

Widziałem je.

Byłem pewien.

Ona też.

Drzwi gabinetu się otworzyły i ruszyłem do środka. Przytrzymała mi je, a potem zamknęła za mną i zostałem sam.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pan Earnshaw siedział za biurkiem, a wujkowie Laleczki zajmowali miejsca przed kominkiem. Nigdy nie odstępowali go na krok. Założyłem, że niektórzy z nich mieszkali w tym domu. Rzadko widywałem, by opuszczali posiadłość. Było ich sześciu i kiedy tam stałem, wszyscy patrzyli na mnie.

– Heathan! – Pan Earnshaw podniósł się z fotela. Jak zwykle miał na sobie ciemny garnitur w prążki. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, a w dłoni trzymał cygaro.

Podszedł i położył mi rękę na ramieniu. Zamarłem. Nie był Laleczką. Nikt inny nie mógł mnie dotykać. Miałem zamiar strząsnąć jego dłoń, na szczęście odwrócił się i oparł o krawędź biurka.

– Jak się trzymasz, synu? – Pokręcił głową. – To, co spotkało twojego ojca, jest prawdziwą tragedią. Dziwny przypadek. Tak mi przykro. Życie potrafi być bardzo niesprawiedliwie.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego zerknąłem na „wujków” Laleczki. Wiedziałem, że tak naprawdę nie byli jej wujkami, tylko biznesowymi partnerami jej ojca, których znała całe życie.

– Co sądzisz o tym, by tu zamieszkać? W tym domu, z nami?

Z powrotem skupiłem uwagę na panu Earnshawie.

– Nie mam nic przeciwko.

Ojciec Laleczki uśmiechnął się, a następnie wyciągnął rękę i przesunął palcami po moim policzku. Ten dotyk sprawił, że po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Nie chciałem, żeby mnie, kurwa, dotykał. Opuścił dłoń i ruszył do niewielkiego barku znajdującego się z tyłu pomieszczenia.

– Już przygotowaliśmy dla ciebie pokój. Będzie na tym piętrze, niedaleko mojego gabinetu…

– Chcę mieszkać obok Laleczki.

Pan Earnshaw wrócił do mnie z ciemnym trunkiem. Zmarszczyłem brwi.

– Długi dzień za tobą. Zasłużyłeś sobie, synu. Dzięki whiskey świat zawsze zdaje się lepszy. – Włożył mi drinka w dłoń. – Chcę być blisko Laleczki. Chcę mieć pokój obok niej.

– A teraz, synu… – urwał. – Widuję was razem. Nie byłoby… właściwe, żebyście mieli pokoje obok siebie. – Uśmiechnął się, a ja zapragnąłem wyrwać każdy z jego białych zębów. – Ellis ma tylko dziewięć lat. Wkrótce skończy dziesięć. – Uśmiech, który mi posłał, sprawił, że włoski na moim karku stanęły dęba. – Niedługo stanie się bardziej młodą damą niż dzieckiem i będzie mogła… robić więcej ze sobą i innymi. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda? Masz już jedenaście lat, prawie dwanaście. Jesteś młodym mężczyzną, a zatem chcę cię mieć bliżej siebie. By cię chronić.

Poczułem, jak moje brwi przestają się marszczyć. Właśnie miałem zamiar zaprotestować, ale pan Earnshaw objął mnie ramieniem. – Chodź, napij się z nami.

Ruszył w kierunku krzeseł. Usiadłem na wolnym obok niego i napotkałem spojrzenia wujków. Wszyscy na mnie patrzyli.

Nienawidziłem tego, jak mi się przyglądali. Mroziło to krew w moich żyłach, aż stawała się jeszcze zimniejsza niż zwykle. – Za Dereka Jamesa. – Pan Earnshaw uniósł alkohol w toaście. Wujkowie powtórzyli jego słowa i wypili swoją whiskey.

Pan Earnshaw ujął szklaneczkę, którą trzymałem, i poprowadził ją wprost do moich ust. Pokręciłem przecząco głową, ponieważ nie chciałem pić – nigdy wcześniej nie próbowałem alkoholu – ale nie odpuścił, dopóki szkło nie znalazło się tuż przy moich wargach. Przechylił szklaneczkę i whiskey spłynęła mi do gardła. Nie puszczał, aż nie zacząłem kasłać, czując palenie w przełyku. Szkło upadło na podłogę, lecz się nie rozbiło. Otarłem usta i zaszokowany popatrzyłem na ojca Laleczki. Ujął w dłonie moją twarz.

– Dzięki temu poczujesz się lepiej, synu. Zaufaj mi. To cię… rozluźni. Wkrótce polubisz zarówno ten smak, jak i efekt, jaki wywołuje… – urwał na chwilę. – Chcemy, żebyś był w naszym towarzystwie bardziej zrelaksowany. Jesteśmy teraz rodziną.

Nagle poczułem zawroty głowy i pokój zaczął wirować. Wcale mi się to nie podobało. Nienawidziłem tego, co robił ze mną alkohol. Nie lubiłem nie mieć kontroli.

Niedługo potem musiałem zasnąć. Kiedy otworzyłem oczy, pani Jenkins niezdarnie prowadziła mnie do mojego nowego pokoju. Dzieliło go zaledwie pół korytarza od gabinetu pana Earnshawa. Otworzyła drzwi i wszedłem do środka.

Pokój kręcił się, gdy padłem na łóżko i zasnąłem.

Nie udało mi się wrócić do Laleczki i poczytać jej.

* * *

Zamrugałem, słysząc pukanie. Zaspany uniosłem głowę i potarłem twarz dłonią. Pukane się powtórzyło, po czym ktoś nacisnął klamkę i do pokoju weszła pani Jenkins.

– Chcę zobaczyć Laleczkę – warknąłem, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały.

– Pan Earnshaw wzywa cię do swojego gabinetu. Ellis jest zajęta.

Zacisnąłem szczękę i wyciągnąłem rękę w stronę stolika nocnego. Stojąca na nim szklanka z wodą spadła na podłogę i rozbiła się pod wpływem uderzenia o cienki dywan. Przez ten ruch poczułem ból w ramieniu. W tym tygodniu Pan Earnshaw zapraszał mnie do swojego gabinetu każdego wieczoru, bym siedział z nim i „wujkami”. I każdego wieczoru kazał pić whiskey, dopóki nie zaczynało mi się kręcić w głowie. Nalegał, abym się też odprężał. Z tego powodu za dnia ledwie mogłem utrzymać otwarte oczy. Czułem się słaby. Nie pamiętałem zbyt wiele z tego, co działo się w gabinecie po tym, jak się upijałem, ale następnego dnia zawsze byłem obolały. Bolały mnie części ciała, które nie powinny boleć. Nieustannie szumiało mi w głowie i nie potrafiłem się skupić.

– Heathan! – krzyknęła pani Jenkins. – No chodź, czekają na ciebie.

Pragnąłem z tym walczyć, ale nie miałem dość energii. Wstałem, by powlec się za nią. Krocząc za nianią, rozprostowałem kamizelkę i musnąłem palcami znajomą kieszeń, w której wyczuwałem zegarek. Żołądek wywinął mi koziołka, gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami pana Earnshawa.

Pani Jenkins zapukała jak zwykle. Kiedy wszedłem do środka, a ona zamknęła za mną drzwi, odniosłem wrażenie, że coś się zmieniło. Zamiast siedzieć przy kominku wujkowie zajmowali miejsca pośrodku pokoju. Pan Earnshaw siedział z nimi w kole, a nie za biurkiem.

– Heathan – odezwał się, przekręcając fotel, żeby na mnie spojrzeć. – Podejdź – rozkazał. Ruszyłem w jego stronę. – Stań w środku.

Stanąłem w środku koła i poczułem na sobie wzrok wujków. Miałem wrażenie, że zaraz ugną się pode mną kolana. Byłem taki zmęczony…

– No dobrze, Heathan – powiedział pan Earnshaw. Siedział w fotelu i palił cygaro. Zachowywał się, jakby był królem w tym domu. – Musimy porozmawiać. – Nie odezwałem się, czekałem, aż podejmie temat. – O tym, że nie masz żadnej rodziny, która mogłaby się tobą zająć po śmierci ojca. – Uśmiechnął się. – Przez co zgodziłem się zostać twoim opiekunem prawnym. Tyle już wiesz. Nie wiesz jednak, jak wiele kosztuje wychowanie dziecka. – Zdziwiony zmarszczyłem brwi. – Wikt i opierunek. Twoje nauczanie…

– Nie ma żadnego nauczania. Nikt nas nigdy nie uczył, odkąd przeprowadziłem się tu dwa lata temu i powiedziano mi, że dostanę nauczyciela. Żaden się nie pojawił.

Pan Earnshaw machnął lekceważąco dłonią.

– Widzisz, Heathan, twój tata miał trochę pieniędzy – powiedział.

Rozejrzałem się po gabinecie. Do głowy by mi nie przyszło, że pan Earnshaw potrzebował kasy. Nigdy nie widziałem równie wielkiej i ociekającej przepychem posiadłości jak ta.

– Wziąłem je w ramach rekompensaty… ale to stanowczo za mało. A teraz muszę się tobą zajmować. Muszę cię ubierać i żywić. – Wzruszył ramionami. – To wszystko kosztuje. – Odchylił się na fotelu. – Nie jesteś już dzieckiem, tylko młodym mężczyzną. Pytanie brzmi, co zrobisz, by zarobić na swoje utrzymanie? Na spłatę długu. Mężczyzna nigdy nie powinien mieć żadnych zobowiązań.

Krzesło za mną zatrzeszczało. Odwróciłem się i zobaczyłem podnoszącego się wujka Clive’a. Przyglądał mi się. Clive był największy ze wszystkich. A mówiąc największy, mam na myśli, że sporo ważył. Miał cienkie włosy i oddychał ze świstem. Obrzydzał mnie. Przypominał pieczoną świnię. Co gorsza, zawsze się uśmiechał. Szerokim, obleśnym uśmiechem. W tej chwili kierował ten uśmiech w moją stronę.

Wujek Clive kiwnął głową w stronę drzwi.

– Chodź ze mną, chłopcze. Mam pewien pomysł co do tego, jak mógłbyś zacząć spłacać swój dług – powiedział, a ja poczułem, jak drgają mi palce. – Chcę ci pomóc… skoro jesteśmy teraz rodziną. – Skóra mnie swędziała od jego spojrzenia. Przechodząc obok, otarł się o moje ramię i wyszedł.

– Idź z nim – rozkazał pan Earnshaw.

Zmusiłem się do ruchu i ruszyłem za wujkiem Clive’em. Kiedy wyszedłem na korytarz, okazało się, że czekał przy drzwiach do mojego pokoju. Wszedł do środka, a ja powoli podążyłem za nim. Na początku go nie zauważyłem, ale kiedy zatrzasnął za mną drzwi, zrozumiałem, że czekał za nimi.

Oddech odbił mi się echem w uszach, ręce zaczęły się pocić. Wtedy wujek zrobił cztery w moją stronę i się zatrzymał. Zaczął rozpinać pasek. Czoło jak zwykle miał zroszone potem, a na policzkach wykwitły mu czerwone plamy.

Moje nozdrza drgnęły, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Źrenice wujka się rozszerzyły, kiedy mi się przyglądał. Cofałem się i cofałem, aż uderzyłem w krawędź łóżka. Próbowałem utrzymać równowagę, ale nogi się pode mną ugięły i upadłem na materac. Pokój zawirował od alkoholu, który musiałem ostatnio wypić. Czułem się słaby. Nie lubiłem tracić kontroli.

Wujek Clive znalazł się przede mną, z rozpiętym paskiem i spodniami.

Dostrzegłem grubą skórę jego brzucha i spróbowałem wstać. Pchnął mnie, a potem wolną ręką przeczesał mi włosy.

– Jesteś naprawdę przystojnym chłopcem, Heathan. I takim dużym, jak na swój wiek, wysokim i barczystym. Do tego te jasnoszare oczy…

– Złaź ze mnie!

Odskoczyłem, próbując uciec, lecz Clive był silniejszy. Jego ręce zniknęły, ale tylko po to, by mógł sięgnąć do spodni. Przymknąłem powieki, nie chcąc patrzeć na to, co robi. Chwycił mnie za koszulę i wepchnął z powrotem na materac. Szarpałem się i walczyłem, aż tłusta dłoń przesunęła mi się po twarzy. Poczułem mocniejsze zawroty głowy. Ramię wujka przyciskało moje gardło, a nogi przygniatały resztę ciała. Zaczął rozpinać mi spodnie. Gdy je ściągał, próbowałem krzyczeć, powiedzieć mu, żeby się odsunął, ale ręka na gardle ucięła wszelkie słowa.

Zdjął swoje spodnie, a potem złapał mnie za kołnierz i podniósł. Zostałem przeciągnięty przez pokój, po czym rzucił mnie na biurko. Szeroko rozsunął mi nogi, wpychając między nie swoje. Docisnął mi głowę do blatu, aż poczułem zapach dębu. Próbowałem walczyć, uwolnić się, jednak nie mogłem, nie miałem tyle siły.

Zrezygnowałem z dalszych prób.

Wyciągnąłem kieszonkowy zegarek i patrzyłem na wskazówki. Zamrugałem, wpatrując się w nie, by zablokować rozdzierający ból, który szybko nadszedł. By zablokować posapywania i stęknięcia, krople potu kapiące mi na szyję. To, co czułem, gdy był za mną.

– Tik-tak – wyszeptałem, szorując policzkiem o drewniany blat. – Tik-tak, tik-tak, tik-tak…

Nie odrywałem oczu od zegarka, odsuwając na bok wszystko inne, dopóki nie usłyszałem dźwięku zamykanych drzwi. Pokój pogrążył się w ciszy, ale nie byłem w stanie się ruszyć. Pozostałem w tej samej pozycji, z policzkiem przyciśniętym do drewnianej powierzchni. Dąb. Ciągle czułem jego zapach.

W szkiełku zegarka odbiło się światło i na suficie pojawiła się złota plama. Drżała. Dotarło do mnie, że to dlatego, że trzęsły mi się ręce.

Wdech.

Wydech.

I jeszcze raz.

Przycisnąłem zegarek do piersi, a następnie powoli podniosłem się z biurka. Poczułem przyszywający ból, lecz zagryzłem zęby i podciągnąłem spodnie, po czym zapiąłem je tak ciasno, jak się dało. Ręce nadal mi drżały. Oddech się rwał.

Było tylko jedno miejsce, do którego chciałem się udać.

Z trudem przebiegłem przez pokój i cicho otworzyłem drzwi. Wyjrzałem na korytarz. Pusto. Pognałem po dywanie, zaciskając szczękę, bo każdy krok bolał bardziej niż poprzedni. Nie płakałem jednak.

Chyba nie wiedziałem jak.

Minąłem windę i ruszyłem w kierunku schodów. Wspinałem się po nich szybko, aż dotarłem na piętro Laleczki. Drzwi do jej pokoju były zamknięte, mimo to wpakowałem się do środka i zatrzasnąłem je za sobą. Pobiegłem w kąt, po czym osunąłem się po ścianie, próbując złapać oddech.

Nie dałem rady.

Wszystko wydawało się niewłaściwe.

– Króliku? – Z łóżka dobiegł mnie zaspany głos Laleczki. Nie spojrzałem w jej stronę. Zamiast tego wlepiałem wzrok w dłoń. W krew, która z niej płynęła. Powoli rozwarłem palce, ukazując wcześniej ściskany w dłoni zegarek. Szkiełko przecięło mi skórę.

– Króliku? – Głos Laleczki był coraz bliżej. Czułem, że się kołyszę. Obserwowałem poruszające się wskazówki.

– Tik-tak – wyszeptałem, kiwając się w przód i w tył. – Tik-tak, tik-tak, tik-tak… – Próbowałem odciąć się od wszystkiego.

– Króliku? Co się stało? – Laleczka opadła obok mnie. Do moich nozdrzy dotarł zapach róż. Sapnęła. – Krwawisz. – Pobiegła do łazienki. Kiedy wróciła, wyciągnęła mi z ręki zegarek i przycisnęła do niej ręcznik. – Jesteś ranny? – zapytała.

W końcu podniosłem na nią wzrok. Miała na sobie długą białą koszulę nocną, ale nie zdjęła czarnej opaski. A w wolnej dłoni trzymała lalkę.

„Powiedziała, że na świecie są źli ludzie. Że niektórzy z nich są blisko. A Alicja mnie przed nimi ochroni”, słowa Laleczki sprzed dwóch lat krążyły mi po głowie. Mama przekazała jej to przed śmiercią.

Źli ludzie.

Chciała, by Laleczka była przed nimi chroniona.

Źli ludzi byli blisko.

Jej ojciec… jej „wujkowie”…

– Gdzie się podziewałeś? – spytała. Spojrzałem w jej niebieskie oczy. Znów wyrażały smutek. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. – Bardzo za tobą tęskniłam. Pani Jenkins twierdziła, że byłeś zajęty z tatą i wujkami. – Wysunęła dolną wargę. – Zbyt zajęty, żeby się ze mną spotkać. Żeby się ze mną bawić i mi czytać. – Warga zaczęła drżeć. – Czułam się taka samotna bez ciebie. A teraz wyglądasz na smutnego – zauważyła, kuląc ramiona. – Nie chcę, żebyś się smucił – wyszeptała.

Nie doczekała się odpowiedzi, cofnęła się więc i spróbowała uśmiechnąć.

– Chyba wiem, co poprawi ci humor. – Laleczka poderwała się, by pobiec do starego różowego boomboksa matki leżącego na jej biurku. Włączyła muzykę i zaczęła tańczyć.

A ja patrzyłem. Nie odrywałem od niej wzroku, gdy kołysała się i bezgłośnie śpiewała słowa piosenki. Uśmiechała się przy tym… i wtedy nawiedziło mnie wspomnienie. Przypomniałem sobie, co mi kiedyś powiedziała, gdy siedzieliśmy na piknikowym kocu w letnie popołudnie.

„Zawsze tańczę dla taty i wujków. Uwielbiają na mnie patrzeć. Często to robię, są zachwyceni. Zawsze mnie proszą…”

– Przestań – mruknąłem, ale Laleczka tego nie usłyszała. Zamknęła oczy i wyrzuciła ręce do góry, nie przestając się kołysać. – Przestań – odezwałem się głośniej, lecz wciąż nic nie słyszała. – Kurwa, przestań! – wrzasnąłem w końcu na tyle głośno, że mój przepełniony złością głos przebił się przez muzykę.

Laleczka zamarła i spojrzała na mnie wielkimi niebieskimi oczami.

– Króliku… – wyszeptała, a jej warga znów zaczęła drżeć.

– Wyłącz to – warknąłem. Spełniła polecenie z opuszczoną głową i smutną minką. Odwróciła się, nieśmiała i zdenerwowana, a ja zmusiłem się w końcu do wyciągnięcia dłoni. Przycisnęła lalkę do piersi niczym tarczę, ale i tak ruszyła w moją stronę. Gdy znalazła się niedaleko, chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem, by usiadła obok. – Koniec z tańczeniem.

– Dlaczego? – Zamrugała, a długie rzęsy rzuciły cień na jej policzki. – Uwielbiam tańczyć.

– Koniec z tańczeniem dla twojego taty i wujków – doprecyzowałem z większym przekonaniem. – Obiecaj mi.

Przez chwilę milczała.

– A… mogę nadal tańczyć dla ciebie?

Znów poczułem ten dziwny ucisk w piersi. Ten, który pojawiał się tylko w jej towarzystwie. Ten, który sprawiał, że serce i gardło mi się zaciskały.

– Możesz tańczyć dla mnie. Ale tylko dla mnie.

– Okej. – Nerwowo bawiła się palcami.

Zerknąłem na zegarek leżący na podłodze.

– Chcę, byś była bezpieczna – oznajmiłem, na co Laleczka uniosła wzrok. Wziąłem zegarek do zakrwawionej dłoni. – Chcę cię chronić.

– Przed kim?

– Przed złymi ludźmi – odparłem. Laleczka zerknęła na Alicję, a potem pokiwała głową, jakby mnie rozumiała.

Zawsze rozumiała.

Nie miała pojęcia, jakie niebezpieczeństwo czyha na nią w jej własnym domu.

Przytuliła mocniej Alicję.

– Króliku? – wyszeptała. Była taka śliczna. – Smucisz się teraz? Serce mi podpowiada, że jesteś bardzo smutny.

Chciałem pokręcić głową, zaprzeczyć, ale kiedy otworzyłem usta, skinąłem i automatycznie odszepnąłem:

– Tak.

W oczach Laleczki zabłyszczały łzy. Bez chwili wahania przysunęła się i zarzuciła mi ręce na szyję. Nigdy się nie przytulaliśmy. W każdym razie ja nigdy nie odwzajemniałem jej uścisków, zawsze to ona tuliła mnie. Ale dziś pozwoliłem, aby robiła to dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie odepchnąłem jej jak zwykle, kiedy nie mogłem już znieść dotyku.

Chciałem zastąpić jego dotyk jej dotykiem.

– Dziwnie pachniesz – stwierdziła z nosem przy mojej szyi. – Dymem, zupełnie jak wujkowie i tata.

Zamknąłem oczy i pomyślałem o zegarku, o wskazówkach poruszających się dookoła jego tarczy, podczas gdy to wszystko się działo.

– Naprawdę chciałabym teraz uciec do Krainy Czarów. Wydaje mi się, że tego potrzebujesz – westchnęła. Czułem, że się uśmiecha. – Pomyśl, jakie moglibyśmy przeżyć przygody. Jakie zobaczylibyśmy kolory i jakich spotkalibyśmy ludzi. Gdybyśmy tylko zdołali znaleźć w tym domu króliczą norę… Musi gdzieś tu być. Nasza droga ucieczki.

Wciągnąłem głęboko powietrze i znów poczułem zapach różanych perfum. Potem pomyślałem o jej wujkach i tacie. Przypomniałem sobie o dzieciach, które wyprowadzali nocą z vanów. Teraz już rozumiałem, w jakim celu je tu przywożono. Nie wiedziałem, skąd się brały ani kim były. Ale teraz ja także wpadłem w sidła pana Earnshawa i „wujków”.

– Króliku? – Laleczka powoli odchyliła głowę. Spojrzała mi w oczy. Próbowałem czegoś się w nich dopatrzeć. Potem nagle przysunęła się i zmiażdżyła moje usta. Zamarłem, nie wiedząc, co robić. Rozum podpowiadał, żeby ją odepchnąć, by nie miała do czynienia ze skażonym ciałem. Serce kazało jednak trzymać ją przy sobie. Trzymać się różanego zapachu i słodkiego smaku, który zacierał wszelkie zło.

Laleczka odsunęła się, chwytając powietrze.

– Króliku – wyszeptała i uniosła dłonie do warg. – Musiałam to zrobić. – Przełknęła ślinę. – Nie mogłam znieść twojego smutku. Po prostu musiałam cię pocałować. Musiałam…

Zaniemówiłem. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Czułem Laleczkę na swoich ustach, na skórze. I pragnąłem znowu ją poczuć. Pragnąłem, by po raz kolejny znalazła się w moich ramionach. By wtarła we mnie swój zapach, by przeniknął do krwi i kości.

Objąłem ją za szyję i przyciągnąłem do siebie. Po chwili na moją skórę spadły jej łzy. Nachyliłem się nieco. Zawsze czuła to, co ja. A ja zawsze czułem to, co ona. Jebać wszystkich innych. Tylko Laleczka i Królik.

Ścisnęła mnie mocniej, a ja obiecałem sobie, że oni nigdy jej nie tkną. Nigdy na to nie pozwolę. Zamiast niej mogą wziąć mnie. Tyle razy, ile będą chcieli. Zniosę to, by ją chronić. By na zawsze pozostała taka czysta. Taka niewinna.

Moja mała Alicja z Krainy Czarów.

Ale jeśli spróbują ją skrzywdzić, jeśli spróbują mi ją odebrać, zabiję każdego po kolei. Nie wiedziałem jak ani kiedy, ale jeżeli kiedykolwiek przez nich zapłacze albo jeśli wykorzystają ją tak jak mnie…

…zapierdolę ich wszystkich.

I zrobię to z przyjemnością.

Rozdział trzeci

Ellis

Sześć miesięcy później

– Nie do wiary, że już jutro są moje urodziny, prawda, pani Jenkins? – zapytałam, wychodząc spod prysznica. – Dziesięć lat. – Usiadłam przed toaletką i pozwoliłam, by niania osuszyła ręcznikiem moje mokre włosy.

Posłała mi uśmiech w lustrze, po czym odłożyła ręcznik i sięgnęła po szczotkę.

– Już za godzinę będziesz mogła świętować. – Uśmiechnęłam się podekscytowana. – Tata pozwolił ci dziś siedzieć do późna.

Pani Jenkins wysuszyła mi włosy suszarką, a potem ponownie rozczesała. Następnie umieściła na swoim miejscu czarną opaskę. Końce włosów kręciły się lekko nad ramionami.

– A teraz masz pewnie ochotę założyć niebieską sukienkę? – Pokręciła głową. – Chociaż tyle, że mamy nową. Specjalnie na twoje urodziny. Taką dla starszych dziewczynek.

– Super! – zawołałam. Bardzo chciałam założyć tę sukienkę. Położyłam rękę na ramieniu niani. – A czy skoro mam już dziesięć lat, mogę nosić inne skarpetki? – Wstrzymałam oddech, krzyżując palce drugiej dłoni za plecami, i podskakiwałam w miejscu, modląc się, żeby odpowiedziała twierdząco.

Pani Jenkins nachyliła się, by pocałować mnie w czoło.

– Oczywiście, młoda damo. Jesteś już dużą dziewczynką.

Wrzasnęłam radośnie i pobiegłam do szafy. Złapałam wysokie do kolan skarpetki w czarno-białe paski, które tata kupił mi w zeszłym roku. Nadal pachniały nowością. Gdy przyszły pocztą i tatuś je zobaczył na żywo, stwierdził, że jestem za młoda, żeby je nosić. Ale powiedział, że założę je w urodziny. Kiedy skończę dziesięć lat. Bo to będzie dla mnie niezwykły dzień. Stanę się wtedy dużą dziewczynką.

– Mówiła pani, że gdzie idziemy? – zapytałam, zaczynając się ubierać. Spojrzałam na nową, niebieską sukienkę. Była bardziej dopasowana niż poprzednie. I krótsza, z rozkloszowanym dołem. Miała nawet czarny pasek w talii. Zapięłam go i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Szerzej otworzyłam oczy. Wyglądałam tak dorośle!

– To niespodzianka. – Pani Jenkins podała mi filiżankę herbaty. – Proszę, wypij.

Odebrałam od niej parujący napar i usiadłam przy toaletce. Przysunęłam filiżankę pod nos, po czym zamknęłam oczy, by odetchnąć znajomym zapachem earl grey – moim absolutnie najulubieńszym. Mogłabym nie pić niczego innego.

Wzięłam łyk, a potem kolejny i odstawiłam herbatę na stół. Pani Jenkins wyszła na chwilę i wróciła z pudełkiem w dłoni.

– Pij, pij, Ellis – ponagliła, stając przede mną. Posłusznie upiłam jeszcze trochę.

– Co jest w środku?

Położyła mi pudełko na kolanach. Na pokrywce znajdowała się niebieska kokarda.

– To prezent od twojego taty.

Zbyt podekscytowana, by się opanować, otworzyłam pudełko i odsunęłam na bok niebieski papier, żeby odsłonić czarne skórzane buty. Nie jakieś zwykłe, tylko botki za kostkę. Wyciągnęłam jeden. Miał cztery złote klamerki z boku. A co najlepsze, był na niewielkim obcasie. Tata nie pozwalał mi takich nosić, twierdził, że nie są dla małych dziewczynek.

Ale buty, które mi dał, miały obcas… bo jak sam mówił, kiedy skończę dziesięć lat, będę już duża.

– Są piękne – wyszeptałam, wyciągając drugi but, po czym zapatrzyłam się na oba.

Pani Jenkins wyjęła mi botki z dłoni i uklęknęła.

– Załóżmy je. – Uniosłam stopę, a niania wsunęła na nią but. – Herbata – przypomniała.

– Już, mamo. – Dopiłam resztę jednym haustem.

Pani Jenkins uśmiechnęła się szeroko, gdy pokazałam jej pustą filiżankę.

– Dobra dziewczynka – zagruchała, wkładając mi drugi but. Kiedy skończyła, wstała i wyciągnęła do mnie dłoń. – No, panienko, przekonajmy się, czy dasz radę w nich chodzić.

Bawiłam się w starych szpilkach mamy, więc byłam przekonana, że podołam bez problemu. Kiedy jednak wstałam z krzesła, zachwiałam się i chwyciłam kurczowo pani Jenkins. Pokój przechylił się lekko w prawo. Przyłożyłam dłoń do czoła.

– Pani… Pani Jenkins… Nie… Nie czuję się dobrze. – Potarłam oczy. Obraz mi się rozmazywał.

– Nic ci nie jest, Ellis – odparła i złapała mnie za rękę. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. – Wybiła północ, panno Earnshaw. Oficjalnie masz dziesięć lat. – Uśmiechnęła się, ale w moich oczach jej uśmiech wyglądał krzywo. – Wszystkiego najlepszego!

– Pani… – Podjęłam kolejną próbę, niania jednak pociągnęła mnie w stronę drzwi. Trzymałam się jej tak mocno, jak mogłam. Własny oddech brzmiał śmiesznie w moich uszach. Jakby wydobywał się zbyt szybko, z sykiem, a potem za wolno. W tle słyszałam też dzwonienie.

Pani Jenkins poprowadziła mnie do windy i nacisnęła guzik. Ponownie się uśmiechnęła. Chciałam jej powiedzieć, że coś mi dolega, ale gardło zabawnie mi się ścisnęło. Chwyciłam je, czując, jak do oczu napływają łzy. Zamknęłam powieki.

Chciałam do Królika. Przy nim zawsze poprawiał mi się humor. Tylko że ciągle go gdzieś zabierali. Już prawie się nie widywaliśmy. Jedynie kiedy zakradał się w nocy do mojego pokoju, bez niczyjej wiedzy. Ale gdy przychodził, dziwnie się zachowywał. Zawsze kucał pod ścianą i kołysał się w przód i w tył, zerkając na zegarek. Tik-tak, tik-tak, tik-tak…

Przytulał się jednak. Mocno się mnie trzymał. Wcześniej tego nie robił, ale teraz ściskał z taką siłą, że czasem ledwo łapałam oddech. A w tamtym tygodniu… W tamtym tygodniu nawet przycisnął usta do mojej głowy. Serce niemal mi eksplodowało przez tego buziaka. Co prawda raz pocałowałam Królika, gdy był smutny, ale nawet nie marzyłam o tym, że on pocałuje mnie. Teraz znowu chciałam się przytulić. Pragnęłam kolejnego pocałunku. Przy Heathanie zawsze czułam się bezpieczna.

Drgnęłam, gdy drzwi windy się otworzyły i jasne światło poraziło moje oczy. Potknęłam się o dywan, podążając za panią Jenkins. Udało mi się zaczerpnąć odrobinę powietrza. Spojrzałam na swoje dłonie. Nadal miałam w nich lalkę, ściskałam w garści jej długie blond włosy.

„Ona cię ochroni przed złymi ludźmi”, przypomniałam sobie słowa mamusi.

Uniosłam wzrok, gdy usłyszałam kroki. W oddali zobaczyłam Królika. Wujek Clive trzymał go za ramię i prowadził do pokoju. Próbowałam zawołać Heathana, ale nim mi się to udało, wujek wprowadził go do sypialni i zamknął drzwi. Mimo wszystko starałam się spytać panią Jenkins, co zamierzali tam robić, lecz moje usta nie chciały się poruszyć. Miałam wrażenie, że są odrętwiałe.

Czy obecność Heathana to urodzinowa niespodzianka?

Czy niespodzianką będzie to, że wreszcie go odzyskam po tym, jak zabrano go ode mnie na tak długi czas?

Pani Jenkins zatrzymała się przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu taty. Poprawiła moją opaskę i wygładziła włosy.

– Ślicznie wyglądasz, panno Earnshaw. Na pewno spodobasz się tacie. Jesteś jego idealną córeczką.

Zamrugałam ospale. Otworzyłam usta, by powiedzieć, że chcę wrócić do łóżka, ale czułam zbyt wielką suchość, by poruszyć językiem. Wargi wydawały się zbyt opuchnięte, żebym mogła je otworzyć, przez co nie byłam w stanie wymówić zdania.

Weszłam do gabinetu. Pani Jenkins ścisnęła nieco mocniej moją dłoń, a potem zamknęła za mną drzwi. Tata podniósł się z fotela z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Ellis, dziecinko! – zawołał, ruszając w moją stronę. Przytulił mnie i pocałował w policzek z głośnym cmoknięciem. – Wszystkiego najlepszego, kochanie. – Zrobił krok w tył, żeby przyjrzeć mi się od stóp do głów, trzymając dłonie na moich ramionach. – Wyglądasz pięknie.

Zakołysałam się, próbując skupić na nim wzrok.

Każdy z wujków również mocno mnie przytulił. Zanim ostatni z nich się odsunął, poczułam na policzkach łzy. „Pomocy! – chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. – Dzieje się ze mną coś złego!”

– Chodź, kochanie.

Poszłam za tatą na środek koła utworzonego przez skórzane krzesła. Usunął się na bok, a wtedy z głośników popłynęła moja ulubiona piosenka, Dear Jessie. Wujkowie zajęli miejsca na krzesłach, tata również.

– Zatańcz dla nas, kochanie – powiedział i nagle gabinet przestał się kołysać.

Próbowałam pokręcić głową. Heathan kazał mi już nigdy więcej dla nich nie tańczyć. Powtarzał mi to każdej nocy, kiedy zakradał się do mojej sypialni. I każdej nocy musiałam mu to obiecywać. Nie tańczyłam dla nich, odkąd zabronił mi tego po raz pierwszy.

Nie wiem, czy zauważyli nieporadne kręcenie głową, ale tata nie wyglądał na zadowolonego. Mocniej zacisnęłam dłoń na Alicji.

– Tańcz, dziecinko – powtórzył, a kiedy się nie poruszyłam, wstał. Musnął palcami mój policzek. – Wypiła? – spytał.

– Tak, wszystko – odpowiedziała pani Jenkins. – Przypilnowałam ją.

Usłyszałam, jak drzwi otwierają się, a potem zamykają, gdy opuściła pomieszczenie.