Boska Komedia - Dante Alighieri - ebook

Boska Komedia ebook

Dante Alighieri

3,7

Opis

Nowe, wyjątkowe, najbliższe oryginałowi tłumaczenie Boskiej Komedii Dantego.

Relacja z najbardziej śmiałej i bogatej podróży w dziejach ludzkości – wędrówki po zaświatach.

Polscy czytelnicy mają do dyspozycji wiele tłumaczeń tego dzieła – pięknych, poetycko porywających, ale pokazujących wyłącznie w przybliżeniu to, co dla samego Dantego-poety było nie mniej ważne od poetyckości: to, co zobaczył, poznał, usłyszał, przeżył w zaświatach Dante-wędrowiec, bohater własnego poematu.

Dante – zdaniem tłumacza – nigdzie nie napisał, że świat, o którym opowiada, był snem, czy przestrzenią wyobraźni. Autor Boskiej Komedii w niemal każdym wersie zaświadcza, że nie jest fantastą, lecz świadkiem, obserwatorem, reporterem. I jeśli wierzyć tej perspektywie, w 1321, roku śmierci Dantego, w którym ukończył dzieło, ludzie żyjący na ziemi dostali od niego jedyne w historii świadectwo wędrówki przez całe zaświaty, od początku do końca.

Jedyny taki przekład Boskiej Komedii, w którym nie są ważne piękne gładkie rymy, lecz sensy i szczegóły znaczące dla „reporterskiej wędrówki Dantego”.

Wydanie wzbogacone jest fotografiami Jacka Poremby.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 548

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (10 ocen)
4
3
0
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
witoldmurawski

Z braku laku…

Piekło było znośne, a jego doświadczenie całkiem ciekawe. Jednakże tak jak myślałem, im bliżej nieba, tym gorzej. Taka pro-chrześcijańska propaganda. Jeśli ktoś jest ambitny i chce poznać klasyczną pozycje światowej literatury, to warto przeczytać choćby ze względu na liczne nawiązania do owej książki we współczesnych dziełach kultury. Jednakże ogółem pozycja jest ciężkostrawna, a jej czytanie przypomina studiowanie słownika języka polskiego. Niby każde słowo coś oznacza, lecz przy czytaniu jedno po drugim w kolejności alfabetycznej, tworzy semantyczny budyń. Więc tak - jest to semantyczny budyń.
Zosiasamosia5555

Dobrze spędzony czas

A classic that is hard to judge by a person not from it's time.
00
jasix

Nie oderwiesz się od lektury

arcydzieło literatury, polecam każdemu
00

Popularność




Opieka redakcyjna: EWELINA KOROSTYŃSKA
Konsultacja teologiczna i filozoficzna: ks. prof. ALFRED WIERZBICKI
Konsultacja filologiczna: prof. dr hab. PIOTR SALWA
Redakcja i adiustacja: MARIA ROLA, HENRYKA SALAWA
Korekta: ANNA DOBOSZ, EWA KOCHANOWICZ, ANETA TKACZYK
Projekt okładki i opracowanie graficzne: WOJTEK JANIKOWSKI
Fotografie: JACEK POREMBA
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2021 © Copyright for the Polish translation by Jarosław Mikołajewski, 2021
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07728-3
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Piekło

.

PIEŚŃ I

1

W połowie wędrówki naszego życia

2

znalazłem się w ciemnej dziczy,

3

bo prosta droga była zgubiona.

4

Ach, jak ciężką rzeczą jest mówić, jaka była

5

ta dzicz dzika i surowa, i mocna,

6

która w myśli odnawia strach!

7

Tak jest gorzka, że niewiele bardziej jest śmierć,

8

lecz żeby mówić o dobru, które ja tam znalazłem,

9

opowiem o innych rzeczach, które ja tam dostrzegłem.

10

Ja nie umiem dobrze odtworzyć, jak ja tam wszedłem:

11

tak byłem zaspany w tamtej chwili,

12

kiedy porzuciłem dobrą drogę.

13

Lecz po tym jak ja dotarłem do stóp wzgórza,

14

tam gdzie kończyła się ta dolina,

15

która przeszyła mi serce strachem,

16

spojrzałem wysoko i zobaczyłem jego barki,

17

okryte już promieniami planety,

18

która wszystkich prowadzi prosto po każdej ścieżce.

19

Wtedy uspokoił się trochę strach,

20

który trwał mi w jeziorze serca

21

przez noc, którą spędziłem na takiej udręce.

22

I jak ten, kto z ciężkim oddechem,

23

wyszedłszy z morza na brzeg,

24

odwraca się ku groźnej wodzie i patrzy,

25

tak mój duch, który jeszcze uciekał,

26

odwrócił się wstecz, by znów spojrzeć na przesmyk,

27

co dotychczas nie przepuścił żywego człowieka.

28

Kiedy dałem nieco wypocząć zmęczonemu ciału,

29

podjąłem wędrówkę po pustym wzniesieniu,

30

tak że stopa, co wspiera, była zawsze niżej.

31

I oto, prawie na początku zbocza,

32

ryś zwinny i bardzo prędki,

33

który był pokryty cętkowaną skórą,

34

i nie uciekał mi sprzed oblicza,

35

a wręcz tak mi przeszkadzał w wędrówce,

36

że byłem zwrócony nieraz do powrotu.

37

Czas był to początku poranka,

38

a słońce wspinało się z tymi gwiazdami,

39

które z nim były, kiedy miłość Boża

40

po raz pierwszy ruszyła te piękne rzeczy,

41

tak więc dobrej nadziei były mi przyczyną

42

co do tej bestii o plamistej skórze

43

godzina czasu i słodka pora,

44

ale nie tak, by mnie nie przestraszył

45

widok lwa, który się pojawił.

46

Zdawało się, że on idzie na mnie

47

ze wzniesioną głową i ze wściekłym głodem,

48

aż wydawało się, że drży od niego powietrze.

49

I wilczyca, która wszystkich pożądań

50

wydawała się pełna w swoim wychudzeniu,

51

i wielu już ludzi wpędziła w kłopoty,

52

ona tak bardzo wprawiła mnie w odrętwienie

53

grozą, która biła z jej wzroku,

54

że straciłem nadzieję na wierzchołek.

55

I jaki jest ten, który chętnie zyskuje,

56

aż czas przychodzi, co każe mu przegrać,

57

i we wszystkich swoich myślach żali się i smuci,

58

takim mnie zrobiła bestia bez wytchnienia,

59

która idąc mi naprzeciw, stopniowo

60

spychała mnie tam, gdzie milczy słońce.

61

Kiedy ja spadałem do niskiego miejsca,

62

przed oczami zjawił mi się

63

ktoś, kto przez długie milczenie wydawał się nikły.

64

Kiedy zobaczyłem go na wielkim pustkowiu,

65

„Miserere nade mną – krzyknąłem do niego. –

66

Kimkolwiek jesteś, czy cieniem, czy prawdziwym człowiekiem!”.

67

Odpowiedział mi: „Nie człowiekiem, człowiekiem już byłem,

68

a moi rodzice byli Lombardczykami,

69

mantuańczykami z pochodzenia oboje.

70

Urodziłem się sub Julio, chociaż było późno,

71

i mieszkałem w Rzymie za dobrego Augusta,

72

w czasach bogów fałszywych i kłamliwych.

73

Poetą byłem i śpiewałem o tym prawym

74

synku Anchizesa, który przybył z Troi,

75

po tym jak pyszny Ilion został spalony.

76

Lecz ty dlaczego wracasz do takiego kłopotu?

77

Dlaczego nie wchodzisz na rozkoszną górę,

78

która jest początkiem i przyczyną wszelkiej radości?”.

79

„Więc ty jesteś ten Wirgiliusz i to źródło,

80

które roztaczasz tak szeroką rzekę mowy? –

81

ja mu odparłem z zawstydzonym czołem. –

82

O innych poetów zaszczycie i blasku,

83

niech przemówi za mną długa nauka i wielka miłość,

84

które kazały mi szukać twojej księgi.

85

Ty jesteś moim mistrzem i moim autorem,

86

ty jesteś jedynym, od którego wziąłem

87

piękny styl, który przyniósł mi zaszczyt.

88

Spójrz na bestię, przez którą zawróciłem,

89

obroń mnie przed nią, sławny mędrcze,

90

bo ona sprawia, że drżą mi żyły i przeguby”.

91

„Trzeba ci podjąć inną podróż –

92

odpowiedział, widząc moje łzy –

93

jeśli chcesz uciec z tego dzikiego miejsca.

94

Bo ta bestia, przez którą krzyczysz,

95

nie pozwala innym przejść po swojej drodze,

96

lecz tak przeszkadza im, że ich zabija,

97

a ma naturę tak złośliwą i próżną,

98

że nigdy nie syci pożądliwej chuci,

99

i po posiłku jest bardziej głodna niż przedtem.

100

Wiele jest zwierząt, z którymi się parzy,

101

i jeszcze więcej ich będzie, aż chart

102

nadejdzie, który zada jej śmierć w bólu.

103

On nie będzie się żywił ziemią ani cyną,

104

lecz wiedzą, miłością i cnotą,

105

a jego ojczyzna będzie między feltro a feltro.

106

On będzie wybawieniem tej pokornej Italii,

107

za którą umarli dziewica Kamila,

108

Eurial i Turnus, i Nizos, od ran.

109

On będzie ścigał ją po każdym mieście,

110

aż znów ją zapędzi do piekła,

111

tam, skąd wypuściła ją pierwsza nienawiść.

112

Przez co dla twojego dobra ja myślę i radzę,

113

byś szedł za mną, a ja będę twoim przewodnikiem

114

i poprowadzę cię stąd przez odwieczne miejsce,

115

gdzie usłyszysz rozpaczliwe wrzaski,

116

zobaczysz cierpiące starożytne duchy,

117

z których każdy woła o drugą śmierć;

118

i zobaczysz tych, którzy zadowoleni są

119

w ogniu, bo mają nadzieję, że dołączą

120

kiedyś do zbawionych ludzi,

121

do których później jeśli ty zechcesz wstąpić,

122

przyjdzie dusza godniejsza ode mnie –

123

odchodząc, z nią ciebie zostawię,

124

ponieważ ten cesarz, który rządzi hen w górze,

125

jako że byłem w sprzeczności z jego prawem,

126

nie chce, żeby był dla mnie wstęp do jego miasta.

127

We wszystkich częściach włada, a tam rządzi,

128

tam jest jego miasto i wysoki tron.

129

Ach, szczęśliwy ten, którego tam wybierze!”

130

A ja do niego: „Poeto, ja ciebie znów proszę,

131

przez tego Boga, którego nie znałeś,

132

bym uciekł od tego zła i gorszego,

133

byś zaprowadził mnie tam, o czym teraz mówiłeś,

134

tak bym zobaczył bramę Świętego Piotra

135

i tych, o których mówisz, że tak są smutni”.

136

Wtedy ruszył, a ja poszedłem za nim.

PIEŚŃ II

1

Dzień odchodził i ciemne powietrze

2

odrywało zwierzęta, które są na ziemi,

3

od ich trudów, i tylko ja jeden

4

szykowałem się do podjęcia wojny

5

tak wędrówki, jak współczucia,

6

którą odtworzy umysł, co nie błądzi.

7

O muzy, o wzniosły umyśle, teraz mi pomóżcie;

8

rozumie, który zapisałeś to, co ja zobaczyłem,

9

tutaj objawi się twoja godność.

10

Zacząłem: „Poeto, który mnie prowadzisz,

11

wejrzyj w moją cnotę, czy jest ona silna,

12

zanim mnie wystawisz na wysoką wędrówkę.

13

Mówisz, że ojciec Sylwiusza,

14

doczesny jeszcze, do nieśmiertelnego

15

wieku poszedł, i był tam zmysłowo.

16

Jeżeli jednak nieprzyjaciel wszelkiego zła

17

był mu przychylny, myśląc o wzniosłym skutku,

18

który miał zrodzić się z niego, którym był i był jakim,

19

rozumnemu człowiekowi nie wydaje się to niesłuszne,

20

bo on był życiodajnego Rzymu i jego cesarstwa

21

ojcem wybrany w niebie empireum:

22

który i które, chcąc powiedzieć prawdę,

23

zostały ustanowione jako święte miejsce,

24

gdzie zasiada następca wielkiego Piotra.

25

W tej wędrówce, za którą ty oddajesz mu chwałę,

26

poznał rzeczy, które były przyczyną

27

jego zwycięstwa i papieskiego płaszcza.

28

Poszedł tam potem, Naczynie wybrane,

29

by przynieść stamtąd wsparcie dla tej wiary,

30

która jest początkiem drogi zbawienia.

31

Lecz czemu mnie tam iść? Lub kto to dopuszcza?

32

Ja nie Eneasz, ja nie Paweł jestem;

33

mnie godnym tego ani ja, ani nikt inny nie widzi.

34

Dlatego jeśli poddaję się tej wędrówce,

35

obawiam się, czy to wędrowanie nie jest szalone.

36

Jesteś mądry, rozumiesz więcej, niż ja wypowiadam”.

37

I jaki jest ten, co już nie chce tego, czego chciał,

38

i przez nowe myśli zmienia zamiar,

39

aż od rozpoczęcia cały się odrywa,

40

taki ja się stałem na tym ciemnym zboczu,

41

bo w myślach wypaliłem dzieło,

42

które na początku było tak ochocze.

43

„Jeżeli dobrze zrozumiałem twoje słowo –

44

odpowiedział ten cień czcigodnego –

45

twoja dusza jest rażona tchórzostwem,

46

które częstokroć przeszkadza człowiekowi,

47

tak że od zaszczytnego dzieła go odciąga,

48

jak przywidzenie zwierzynę, kiedy się ściemnia.

49

Abyś uwolnił się od tego lęku,

50

powiem ci, dlaczego ja przyszedłem i czego się dowiedziałem

51

w pierwszej chwili, kiedy się tobą przejąłem.

52

Ja byłem wśród tych, którzy są zawieszeni,

53

i wezwała mnie pani błogosławiona i piękna,

54

tak że poprosiłem ją, by rozkazywała.

55

Oczy lśniły jej bardziej niż gwiazda

56

i odezwała się do mnie delikatnie i cicho,

57

anielskim głosem, w swojej mowie:

58

«O mantuańska duszo uprzejma,

59

której sława wciąż trwa na świecie

60

i przetrwa tak długo jak świat,

61

mój przyjaciel, i to nie przygodny,

62

na pustynnym zboczu jest wstrzymywany

63

tak bardzo w wędrówce, że ze strachu zawrócił

64

i boję się, czy nie jest już tak zgubiony,

65

że ja za późno wstałam do pomocy

66

jak na to, co o nim usłyszałam w niebie.

67

Teraz ruszaj i twoim kunsztownym słowem

68

i tym, co jest konieczne dla jego ocalenia,

69

pomóż mu tak, żebym ja była tym pocieszona.

70

Ja jestem Beatrice, co ciebie posyłam;

71

przybywam z miejsca, gdzie pragnę wrócić;

72

posłała mnie miłość, która każe mi mówić.

73

Kiedy stanę przed moim panem,

74

będę mu ciebie często zachwalała».

75

Wtedy zamilkła, a potem ja zacząłem:

76

«O pani cnotliwa, jedyna, dla której

77

gatunek ludzki przekracza wszelką treść

78

tego nieba, które ma najmniejsze kręgi,

79

tak cieszy mnie twój rozkaz,

80

że gdybym już go spełnił, to i tak za późno;

81

nie trzeba ci nic więcej, niż odsłonić mi swoje pragnienie.

82

Lecz podaj mi przyczynę, że się nie wahasz

83

zstąpić tutaj w dół, do tego wnętrza,

84

z rozległego miejsca, gdzie pożądasz wrócić».

85

«Skoro chcesz to wiedzieć do głębi,

86

powiem ci krótko – odrzekła mi –

87

dlaczego nie obawiam się przyjść tutaj, do środka.

88

Bać się trzeba tylko tych rzeczy,

89

które mają moc wyrządzać zło innym,

90

innych nie, bo nie są straszne.

91

Ja jestem zrobiona przez Boga, z jego łaski, taką,

92

że wasza nędza mnie nie dotyka

93

i nie szkodzi mi płomień tego pożaru.

94

Jest w niebie pani uprzejma, która martwi się

95

tą przeszkodą, do której ciebie posyłam,

96

tak bardzo, że twarde prawo łamie tam w górze.

97

Ona wezwała do siebie Łucję

98

i powiedziała: ‘Teraz potrzebuje twój czciciel

99

ciebie, i ja go tobie powierzam’.

100

Łucja, wróg wszelkiego okrucieństwa,

101

wyruszyła i przybyła do miejsca, w którym byłam ja,

102

co siedziałam z pradawną Rachelą.

103

Powiedziała: ‘Beatrice, prawdziwa pochwało Boga,

104

dlaczego nie pomagasz temu, który kochał cię tak,

105

że wyszedł dla ciebie z pospolitej gromady?

106

Czy ty nie słyszysz skargi jego płaczu,

107

nie widzisz ty śmierci, która z nim walczy

108

na rzece, nad którą morze nie ma przewagi?’.

109

Na świecie nigdy nie było osób, które tak szybko

110

robią coś dla siebie, lub żeby uniknąć własnej szkody,

111

jak ja, po tak wyrażonych słowach,

112

zstąpiłam tu z mojej błogosławionej siedziby,

113

ufając twojej szlachetnej mowie,

114

która przynosi zaszczyt tobie i tym, którzy ją słyszeli».

115

Po tym jak mi to wyłożyła,

116

odwróciła oczy lśniące od łez,

117

czym sprawiła, że szybciej przyszedłem.

118

I przybyłem do ciebie, tak jak ona chciała:

119

zabrałem cię sprzed tej bestii,

120

która odcięła ci krótką drogę na piękną górę.

121

Więc: co jest? czemu, czemu stoisz,

122

czemu takie tchórzostwo gościsz w sercu,

123

czemu nie masz żaru i ufności,

124

choć trzy takie błogosławione kobiety

125

troszczą się o ciebie na niebiańskim dworze,

126

a moja mowa wróży ci takie dobro?”

127

Jak kwiatki przez nocny mróz

128

pochylone i zamknięte, kiedy rozjaśni je słońce,

129

prostują się całe, otwarte na swojej łodydze,

130

taki ja się stałem w mojej nadwyrężonej cnocie

131

i taki dobry żar nabiegł mi do serca,

132

że ja przemówiłem jak szczera osoba:

133

„Ach, miłosierna ta, co mi pomogła!

134

I ty uprzejmy, co posłuchałeś szybko

135

prawdziwych słów, które tobie podała!

136

Ty serce przysposobiłeś mi pragnieniem

137

wędrówki twoimi słowami tak,

138

że ja wróciłem do pierwszego zamiaru.

139

Teraz idź, bo u obu nas jest jedna wola:

140

ty przewodnikiem, ty panem i ty mistrzem”.

141

Tak mu powiedziałem, a kiedy ruszył,

142

wszedłem na drogę stromą i dziką.

PIEŚŃ III

1

„Przeze mnie się idzie do bolesnego miasta,

2

przeze mnie się idzie do wiecznego bólu,

3

przeze mnie się idzie między zgubionych ludzi.

4

Sprawiedliwość poruszyła moim wzniosłym twórcą,

5

zrobiła mnie Boża moc,

6

najwyższa mądrość i pierwsza miłość.

7

Przede mną nie było rzeczy stworzonych,

8

prócz tych, co wieczne, i ja trwam wieczna.

9

Porzućcie każdą nadzieję wy, którzy wchodzicie”.

10

Te słowa ciemnej barwy

11

ujrzałem napisane na szczycie bramy,

12

na co ja: „Mistrzu, ich sens jest dla mnie trudny”.

13

A on rzekł do mnie, jak domyślna osoba:

14

„Tutaj trzeba porzucić każde wahanie,

15

trzeba, by umarł tu każdy lęk.

16

My przyszliśmy do miejsca, gdzie ja ci mówiłem,

17

że zobaczysz obolałych ludzi,

18

którzy stracili dobro rozumu”.

19

I kiedy swoją dłoń złożył w mojej,

20

z radosną twarzą, czym się pocieszyłem,

21

wprowadził mnie w sekretne rzeczy.

22

Tutaj westchnienia, płacze i głośne wycia

23

rozbrzmiewały w powietrzu bez gwiazd,

24

przez co na początku płakałem.

25

Różne języki, potworne wymowy,

26

wyrazy bólu, akcenty gniewu,

27

głosy mocne i nikłe, a z nimi bicie dłoni,

28

tworzyły zgiełk, który wiruje

29

zawsze w tej ciemnej aurze bez czasu,

30

jak piasek, kiedy tchnie wicher.

31

A ja, który miałem głowę opasaną przerażeniem,

32

powiedziałem: „Mistrzu, czym jest to, co słyszę?

33

I co to są za ludzie, którzy jawią się tak pokonani w bólu?”.

34

A on do mnie: „Tę nędzną postać

35

przyjmują smutne dusze tych,

36

którzy żyli bez hańby i bez chwały.

37

Zmieszane są z tym złym chórem

38

aniołów, które nie były ani zbuntowane,

39

ani wierne Bogu, lecz były dla siebie.

40

Wypędzają je nieba, by nie być mniej piękne,

41

i nie przyjmuje ich głębokie piekło,

42

ponieważ żadnej z nich chwały nie mieliby potępieni”.

43

A ja: „Mistrzu, co jest na tyle ciężkie

44

dla nich, że każe im tak głośno się skarżyć?”.

45

Odrzekł: „Powiem ci bardzo krótko.

46

Oni nie mają nadziei na śmierć,

47

a ich ślepe życie jest tak niskie,

48

że są zawistni o każdy inny los.

49

Świat nie przepuszcza o nich sławy,

50

miłosierdzie i sprawiedliwość nimi gardzą,

51

nie rozmawiajmy o nich, tylko patrz i idź”.

52

A ja, co patrzyłem, ujrzałem proporzec,

53

który wkoło biegł tak prędko,

54

że wydawał mi się niechętny każdemu postojowi,

55

a za nim szła tak długa ciżba

56

ludzi, że ja bym nie uwierzył,

57

iż śmierć tak wielu zniszczyła.

58

Po tym jak tam nie rozpoznałem nikogo,

59

ujrzałem i poznałem cień tego,

60

który z tchórzostwa dokonał wielkiej odmowy.

61

Od razu zrozumiałem i nabrałem pewności,

62

że była to sekta tchórzy

63

niemiłych Bogu i jego wrogom.

64

Ci nieszczęśni, którzy nigdy nie byli żywi,

65

byli nadzy i bardzo ponaglani

66

przez muszyska i osy, które tam były.

67

One siekały im twarze krwią,

68

która, zmieszana ze łzami, u ich stóp

69

była zbierana przez dokuczliwe robaki.

70

A kiedy przypatrywałem się dalej,

71

ujrzałem ludy na brzegu wielkiej rzeki,

72

przez co powiedziałem: „Mistrzu, teraz pozwól mi,

73

bym dowiedział się, kim są i jaka reguła

74

sprawia, że wydają się tak gotowe do przeprawy,

75

jak widzę przez nikłe światło”.

76

A on do mnie: „Te rzeczy będą ci znane,

77

kiedy my wstrzymamy nasze kroki

78

na smutnym brzegu Acheronu”.

79

Wówczas, z oczami zawstydzonymi i spuszczonymi,

80

bojąc się, że moja mowa jest dla niego drażniąca,

81

aż do rzeki powstrzymałem się od mówienia.

82

I oto ku nam nadciąga łodzią

83

starzec, biały od starego zarostu,

84

krzycząc: „Biada wam, dusze nikczemne!

85

Nie miejcie nadziei ujrzeć kiedyś niebo.

86

Ja przybywam, żeby was zabrać na drugi brzeg,

87

do wiecznych ciemności, na upał i mróz.

88

A ty, który tam jesteś, żywy duchu,

89

odłącz się od tych, którzy umarli”.

90

Lecz kiedy zobaczył, że się nie odłączam,

91

powiedział: „Inną drogą, przez inne porty

92

dotrzesz do brzegu, żeby przejść, nie tędy:

93

powinna zabrać ciebie lżejsza łódka”.

94

A książę do niego: „Charonie, nie złość się:

95

tak chce się tam, gdzie się może

96

to, czego się chce, i więcej nie pytaj”.

97

Wówczas ucichły wełniste policzki

98

wioślarzowi z sinego bagna,

99

który wokół oczu miał ogniste kręgi.

100

Ale te dusze, które były zmęczone i nagie,

101

zmieniły barwę i szczęknęły zębami,

102

kiedy tylko usłyszały okrutne słowa.

103

Przeklinały Boga i własnych rodziców,

104

ludzki gatunek i miejsce, i czas, i nasienie

105

ich poczęcia i ich narodzin.

106

Potem cofnęły się wszystkie razem,

107

głośno płacząc, na przeklęty brzeg,

108

który czeka na każdego człowieka, co nie boi się Boga.

109

Charon demon, o oczach jak żagwie,

110

dając im znaki, wszystkie je gromadzi,

111

bije wiosłem każdego, kto przysiada.

112

Jak jesienią opadają liście

113

jeden obok drugiego, aż gałąź

114

widzi na ziemi całe swoje zwłoki,

115

podobnie złe nasienie Adama

116

rzuca się z tego brzegu jedno za drugim,

117

na znaki, jak ptak na wezwanie.

118

Tak odpływają przez ciemną falę,

119

a zanim po tamtej stronie wysiądą,

120

tutaj znowu zbiera się nowy zastęp.

121

„Synku mój – powiedział uprzejmie mistrz –

122

ci, którzy umierają w Bożym gniewie,

123

wszyscy przychodzą tu z każdej krainy

124

i są gotowi przeprawić się przez rzekę,

125

bo spina ich Boża sprawiedliwość,

126

tak że lęk zmienia się w pragnienie.

127

Tędy nigdy nie przechodzi dobra dusza,

128

i dlatego jeśli Charon na ciebie narzeka,

129

możesz już dobrze rozumieć, co znaczy jego mowa”.

130

Kiedy to skończył, ciemne pole

131

zadrżało tak mocno, że ze strachu

132

umysł jeszcze zalewa mnie potem.

133

Ziemia zapłakana wydała wiatr,

134

co rozbłysnął karminowym światłem,

135

które zwalczyło moje wszelkie czucie,

136

i upadłem jak człowiek, którego chwyta sen.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki