47,90 zł
BOLESŁAW I CHROBRY.
PIERWSZY KRÓL POLSKI
1000 lat temu, prawdopodobnie w Wielkanoc 18 kwietnia 1025 roku w Gnieźnie lub w Poznaniu, Bolesław Chrobry założył na skronie koronę królewską. Ten niezwykle energiczny, ambitny, srogi wobec wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, a zarazem bardzo inteligentny władca wyniósł państwo piastowskie do rangi królestwa. Wprawdzie wkrótce zmarł, ale sięgniecie po koronę miało duże znaczenie prestiżowe dla dynastii Piastów i trwale zapisało się w polskiej tradycji narodowej.
Robert F. Barkowski, pisarz tworzący powieści historyczne oraz popularyzator specjalizujący się w dziejach średniowiecza, stworzył popularną biografię pierwszego króla Polski. Dowiemy się z niej:
Poznamy go też jako polityka rządzącego państwem twardą ręką, budującego grody i kościoły, bijącego monety oraz od strony prywatnej ‒ nie wszyscy wiedzą, że miał aż cztery żony i zapewne niejedną nałożnicę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Wstęp – od autora
Na przekór wszystkiemu i wszystkim, pomimo upływu wielu wieków, nic Polski nie zniszczyło. Nie zgładziło etnicznie, nie wymazało z mapy świata, nie wyrugowało narodowej i państwowej świadomości. Skąd, pomimo wielokrotnych upadków, tragedii i dramatów pokolenia Polaków od ponad tysiąca lat czerpały (i czerpią nadal) moc, natchnienie i nieugiętą, bezkompromisową wolę do walki polskość, niezawisłość, suwerenność i wolność? Źródło naszej państwowości wypłynęło z działalności pierwszych władców z rodzimej, piastowskiej dynastii: Siemowita, Lestka, Siemomysła i Mieszka I. Zaś syn Mieszka I, Bolesław I Chrobry, utrwalił dążenia swych poprzedników, tworząc królestwo Polski. Pokonał cesarza niemieckiego Henryka II i władcę Rusi Kijowskiej Jarosława I Mądrego, unicestwiając tym niemiecko-ruskie kleszcze, które w późniejszych wiekach nieustannie dążyć będą do zgniecenia Polski jako narodu i państwa. Swymi czynami, zamysłami i dokonaniami pozostawił pokoleniom wieczny testament: szanuj swoją polską tożsamość, mowę ojców i miłość matek, historię kraju, który cię zrodził, pielęgnuj tradycję, język i pamięć, nie wyrzekaj się ziemi, która cię stworzyła i wychowała, bądź dumny z bohaterstwa swych przodków, ucz się na błędach. Testament ów jest bezczasową inspiracją dla wszystkich, dla których pojęcie „Polska” nie jest tylko pustym pojęciem.
O pierwszym królu Polski napisano już bardzo wiele, jednak zapewne nadal będą powstawać kolejne publikacje. Niniejszą księżkę również poświęcono postaci Bolesława I Chrobrego. Nie jest rozprawą naukową, tekstu nie opatrzono więc przypisami (jako narzędzie pomocnicze, na końcu książki zamieściłem „Kalendarium z przypisami” – tabelaryczny spis wydarzeń wedle dat, opatrzonych przypisami). Nie jest to też typowa praca popularnonaukowa, przynajmniej nie w konwencji, jakiej się trzymam przy pisaniu księżek historycznych.
Czym zatem jest ta książka? Zacznę przede wszystkim od tego, że przeróżne teksty związane bezpośrednio lub pośrednio z postacią Chrobrego i jego czasów pisałem na przestrzeni wielu lat – krótkie notatki, artykuły, przemyślenia, opracowania, książki. Zebrało się tego dużo w moich prywatnych zbiorach, wybiórczo wykorzystywane przy okazji pisania kolejnych księżek jako materiały pomocnicze. Do tej pory okazały się one przydatne przy wydaniu dwóch księżek popularnonaukowych w serii „Historyczne Bitwy” oraz jako dodatkowa i cenna inspiracja do pisania powieści historycznych.
W końcu zdecydowałem się zebrać to wszystko razem w jednej księżce, oczywiście po przesianiu całości. W 2025 roku mija bowiem dokładnie tysiąc lat od koronacji pierwszego króla Polski Bolesława I Chrobrego. Dla mnie to okazja do ponownego zagłębienia się w dzieje jednego z moich ulubionych władców.
Moim zdaniem książka jest biografią Chrobrego, ale nietypową, składa się bowiem z wielu esejów, spiętych nawzajem chronologią. Czytelnicy znający moje dotychczasowe książki wiedzą, czego można oczekiwać. Przystępny język, wartka i zachęcająca do czytania narracja łączą dwa cele: przyjemną lekturę oraz treść ugruntowaną w źródłach i opracowaniach, ukazującą fascynujące czasy Polski za pierwszych Piastów. Bo tak naprawdę chodzi mi wyłącznie o jedno – by zaciekawić Czytelnika naszą historią. Ta motywacja wynika zaś z mojego osobistego spojrzenia na dzieje Polski w średniowieczu. Chcę uszanować i pielęgnować historyczną tradycję Polski, respektować wysiłek badawczy pokoleń wyśmienitych historyków i archeologów, uwypuklić wspaniałe dokonania pierwszych władców z rodzimej, polskiej dynastii Piastów oraz ukazać burzliwe początki państwa polskiego: integrację terytorialną plemion, chrystianizację i stworzenie niezawisłej od cesarstwa niemieckiego organizacji kościelnej, usadowienie Polski na politycznej arenie państw i narodów średniowiecznej Europy. Pisanie o historii Polski i Słowianach, tak jak ja to przedstawiam, jest dla mnie jednocześnie przyjemnością i nakazem.
Chrobry był jednym z głównych bohaterów tych wydarzeń.
Gdybym żył w średniowieczu, pewnie manierą ówczesnych kronikarzy i autorów żywotów zatytułowałbym tę księżkę Czyny (gesta) Bolesława Wielkiego zwanego Chrobrym, króla Polski, władcy Słowian.
Rok 967: historyczno-polityczne tło narodzin Bolesława
Przed wieloma stuleciami środek rozległej krainy w środku Europy (obecnie wschodnia część Niemiec) zwano z polska Połabiem. Ziemie te rozciągały się między Łabą i Soławą (Saale) na zachodzie, Odrą i Nysą na wschodzie, Bałtykiem na północy i granicą z Czechami na południu. Zamieszkiwały je liczne plemiona słowiańskie, egzystujące pojedynczo lub skupione w kilkuplemiennych organizacjach politycznych, nad którymi rządy sprawowały rodzime dynastie królewskie i księżęce (w rozumieniu tradycji słowiańskiej, bez późniejszej terminologii łacińsko-chrześcijańskiej), wodzowskie lub elita kapłanów wierzeń przedchrześcijańskich. Już od najwcześniejszych zapisów źródłowych (VI wiek) obszar Połabia jawił się jako arena zaciętych zmagań wojennych – międzyplemiennych, wewnątrzplemiennych, najazdów z zewnątrz. Te burzliwe dzieje, rozpalające wyobraźnię i namiętności współczesnego obserwatora, stały się inspiracją niejednego dzieła literackiego. Z kolei inspiracją niejednego współczesnego głosiciela ostrzeżeń i proroctw jest los Połabia, które upadło. Ostatecznie z początkiem XIII wieku nabrał rozpędu proces zagłady: etnicznej, kulturowej, narodowej. Połabie zostało zgermanizowane, słowiańską ludność tubylczą zaczęto określać kultywowanym w niemieckiej nomenklaturze terminem Germania Slavica. Był to pierwszy, a być może jedyny przykład w dziejach Europy, kiedy cały etnos został w pełni wchłonięty przez obcą nację. Ponieważ Połabianie nie dorobili się własnych kronikarzy, pozostały po nich często tendencyjne zapisy autorstwa pisarzy pochodzących z krajów sąsiednich, siłą rzeczy reprezentujących nieprzychylne i propagandowe nastawienie ich mocodawców. Mimo to, a może właśnie dlatego, echa dziejów Połabia pobrzmiewają niczym odległe baśnie i legendy naznaczone tragizmem, emocjami i dramaturgią. Aby rozpalić wyobraźnię, przywołajmy fragment literackiej fantazji – przepełnione goryczą słowa fikcyjnego połabskiego księcia: My, Połabianie, jesteśmy mężnym, walecznym, dumnym i wyniosłym ludem. Jesteśmy liczni i potężni, na lądzie i morzu. Miasta rozległe i przebogate pobudowaliśmy, grody warowne dla wrogów niezdobyte wznieśliśmy, świątynie mocą bogów naokół promieniujące postawiliśmy. Jesteśmy ludem wielu plemion, ale tej samej tradycji, wiary, języka i korzenia. Jesteśmy Słowianami, różnie przez sąsiednie potęgi zwanymi: połabscy, nadłabscy, Stodoranie, Wieleci, Obodryci, Ranowie, Lutycy, Łużyczanie i inni. Jesteśmy głupim i naiwnym ludem. Łasi na srebro nieprzyjaciół, przekupni i podstępni. Tępi i głusi na przestrogi i przepowiednie. Mordujemy się nawzajem, zdradzamy obopólnie, dla uciechy i korzyści innych. Ulegamy chytrości okrutnych sąsiadów, depczemy wiarę przodków, ulegając przed nowym, obcym bogiem. Wytępiamy się na nasze własne życzenie, z własnej woli. Bo nie potrafimy się zjednoczyć […] (fragment powieści historycznej Roberta F. Barkowskiego Włócznia Chrobrego).
Dokładnie tak się stało.
Dlaczego tyle o Połabiu, skoro książka traktuje o władcy Polski? Przecież ekspansja terytorialna rozpoczęta w drugiej połowie IX wieku przez Siemowita, prapradziada Bolesława I Chrobrego, rozprzestrzeniała się we wszystkich kierunkach od siedziby piastowskiego rodu w Gieczu niczym wzburzony krąg wodny? Oczywiście w odpowiednim miejscu narracji będą dochodziły elementy zaangażowania Mieszka I i Bolesława Chrobrego na innych odcinkach. A jednak wczesnopiastowskie dzieje na różnych płaszczyznach najsilniej były powiązane z historią Połabia. Polska aktywnie uczestniczyła bowiem w procesach politycznych, które zadecydowały o losie tej krainy, i na odwrót – los Połabia wpłynął na dzieje Polski. To z kolei odcisnęło trwałe piętno na losach naszego kraju, jak również wyznaczyło ścieżkę, którą kroczył tytułowy bohater książki.
Tu zaczyna się moja opowieść.
Wprzód nakreślę tło historyczne, kładąc nacisk na sytuację wewnętrzną Połabia oraz sąsiednie kraje uwikłane w opanowanie tej krainy lub jej części.
Zamieszkane przez plemiona Słowian zachodnich Połabie było podzielone terytorialnie na organizacje polityczne. W północno-zachodniej części dominowało księstwo Obodrytów. Środkową, północno-wschodnią i wschodnią część tych ziem zasiedlały plemiona Wieletów ze stolicą w Brennie – to tam zasiadali przedstawiciele dynastii królewskiej, pod której były zjednoczone pierwotnie plemiona wieleckie. W którymś momencie historii (około 880 roku) nastąpił podział na dwa odłamy. Nie znamy przyczyny i przebiegu wypadków, w sferze realnych domysłów leży przypuszczenie, że do rozłamu mogło dojść na tle religijnym. Członkowie dynastii panującej wraz z możnymi wskutek kontaktów z przedstawicielami królestwa Franków Wschodnich zza Łaby z różnych powodów ulegali wpływowi religii chrześcijańskiej. Później, pod wpływem najazdu Niemców od 929 roku, władcy Brenny wraz z grupą stodorańskiej elity przyjęli chrześcijaństwo, zaś ich poddani pozostali w wierze przodków. Nastąpił rozłam na dwa wieleckie odłamy.
Pierwszym było księstwo Stodoranii z największymi grodami w stołecznej Brennie (niemieckie Brandenburg an der Havel, w starszej literaturze polskiej również Branibór), Spędowie (niemieckie Spandau, obecnie jedna z zachodnich części Berlina), Podstupinie (niemieckie Potsdam), Hobolinie (niemieckie Havelberg). Stodoranom podlegały politycznie również dwa duże plemiona (mniejsze pominiemy) osiadłe kolejno na wschód od księstwa: Szprewanie z głównym grodem w Kopaniku (niemieckie Köpenick, obecnie jedna ze wschodnich części Berlina) oraz osiedli po obu stronach Odry Lubuszanie z głównym grodem w Lubuszu (niemieckie Lebus). Etnicznie i językowo Lubuszanom było bliżej do plemion wielkopolskich, takich jak Polanie (niegdyś Odra nie dzieliła plemion, lecz na wielu odcinkach łączyła).
Drugim wieleckim organizmem był związek plemion osiadłych na północno-wschodnim obszarze Połabia. Wiodące pozostawały cztery z nich: Redarowie (stolica w Radogoszczy ze świątynią naczelnego bóstwa Swarożyca), Tolężanie, Czrezpienianie i Chyżanie (dwa ostatnie z portami nad Bałtykiem).
Aby uwzględnić zarówno wielecką pierwotną jedność etniczną obu odłamów, jak i odróżnić wynikłą z odrębności politycznej, w dalszej części publikacji będę używał nazw: dla jednych księstwo Stodoranii, wielecka Stodorania lub Stodorania, dla drugich federacja Wieletów, federacja wieleckich Lutyków, federacja Redarów, federacja Lutyków.
Poza księstwami Obodrytów i Stodoran oraz federacją Lutyków Połabie zamieszkiwały również plemiona na tyle duże i silne, że występowały jako pojedyncze jednostki: Wkrzanowie ze stolicą w Przęcławie nad Wkrą (niemieckie Prenzlau, wedle wszelkich wskazań archeologicznych należał do nich również pierwotnie Szczecin), Łużyczanie z grodami w Chociebużu (niemieckie Cottbus), Gubinie (niemieckie Guben), Dobrym Ługu i Lubuszy (nie mylić z Lubuszem), Milczanie z stołecznym grodem w Budziszynie (niemieckie Bautzen), Głomacze ze stolicznym grodem w Ganie (w pobliżu dzisiaj niemieckiego Stauchitz), Ranowie na Rugii oraz plemiona serbskich Połabian (np. Chudzicy) osiadłe w dorzeczach Muldy i Soławy (niemieckie Saale) na wschód od Głomaczy i południe Stodoranii.
Od południa Połabie graniczyło z Czechami, od zachodu z Niemcami, od północy przez Bałtyk z Danią, od wschodu z Polską. Wszyscy sąsiedzi tej krainy dążyli do zapanowania nad jej częścią lub całością. Na tym tle starły się interesy Niemców i Piastów.
Henryk I Ptasznik, pierwszy saski król Franków Wschodnich, inicjujący w 919 roku rządy nowej dynastii, w 929 roku rozpoczął zakrojony na szeroką skalę najazd na całe Połabie, dając początek niemieckiej ekspansji. Wskażę na ważny aspekt związany z niemiecką polityką, zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną, istotny element nie tylko wyjaśniający podłoża i przyczyny wydarzeń, lecz także pozwalający lepiej zrozumieć zawiłości polityki, dyplomacji, zależności religijnych i wojen na Połabiu z udziałem samych Połabian, Polski, Niemców i Czechów. Zacznę od wskazania zmiany w nastawieniu do Słowian połabskich.
Od czasów Karola Wielkiego władcy karolińscy usiłowali narzucić organizacjom słowiańskim rozciągające się na wschód od państwa Franków Wschodnich (czyli za Łabą i Soławą) tzw. luźną zależność – chodziło najwyżej o składanie nominalnych trybutów i obowiązek militarnego wsparcia. Z niektórymi zawierano nawet czasowe sojusze (przykładem pakt Karola Wielkiego z Obodrytami przeciwko Sasom). Słowianom pozostawiono autonomię – na ich ziemiach panowali rodzimi książęta prowadzący własną politykę, pozwolono na rozwój organizacji, zachowanie kultury i tradycji oraz utrzymanie niezależności religijnej. Niejednokrotnie dochodziło wprawdzie do zgrzytów kończących się jednorazowymi interwencjami karolińskich władców lub ich ingerencją w wewnętrzne spory między Słowianami, ale nie naruszano ich dotychczasowych swobód.
Taki stan rzeczy zmienił się diametralnie z chwilą dojścia do władzy dynastii saskiej w 919 roku. Należący do niej monarchowie, poczynając od Henryka I Ptasznika, objęli wprawdzie władanie nad królestwem Franków Wschodnich (Francia orientalis), czyli części wielkiego imperium Karolingów uformowanego terytorialnie na mocy traktatu z Verdun (843), ale wraz z nimi nastąpiło usamodzielnienie się królestwa Franków Wschodnich i transformacja w królestwo niemieckie (regnum Teutonicum), którego rdzeń tworzyły tereny najważniejszych plemion germańskich (Saksonia, Bawaria, Frankonia, Turyngia, Szwabia). Jednocześnie królowie sascy wyznaczyli sobie inne cele i zadania, groźne dla Połabian. W 929 roku Henryk I Ptasznik rozpoczął nie tylko zakrojony na szeroką skalę podbój Słowian, lecz także narzucał im o wiele cięższe trybuty niż dotychczas Karolingowie. Ponadto, co bardzo ważne, rozpoczął budowę nowej struktury administracyjno-militarnej na podbitych terenach – na niemieckiej granicy wschodniej (wtedy Łaba i Soława) stworzono obszary zwane legacjami. Z królewskiego nadania zarządzali nimi legaci mający prerogatywy militarne przewyższające możliwości grafów. Były to zarodki powstałych później na terenie Połabia niemieckich marchii. Chociaż w czasach podbojów Henryka I zarysowały się już nowe formy organizacji podporządkowanych terenów słowiańskich, to pozostawiono Słowianom wewnętrzną autonomię wraz z lokalnymi strukturami władzy (książęta, wodzowie, rady starszych). Nie podjęto wtedy jeszcze programu chrystianizacji Połabia, Henryka I interesowały przede wszystkim korzyści materialne (trybut). Mimo to Słowianie połabscy natychmiast przystąpili do obrony zagrożonej wolności.
W 936 roku następcą Henryka został jego syn Otton I, który energicznie przystąpił do realizacji dwóch podstawowych zamierzeń na Połabiu w następującej kolejności: całkowitego ujarzmienia plemion słowiańskich oraz pozbawienia ich dotychczasowej autonomii, tzn. likwidacji słowiańskich organizmów politycznych łącznie z przewodnią rolą rodów książęcych i wodzowskich, oraz bezwzględnej chrystianizacji. Dlaczego najpierw podbój, a dopiero po tym chrystianizacja? Z wypowiedzi ówczesnych kronikarzy obszaru niemieckiego, wyłącznie duchownych, wyłania się program ideowy – by wprowadzić chrześcijaństwo, niezbędne jest uprzednie całkowite polityczne podporządkowanie Słowian.
Realizując te założenia, Otton I wykorzystał stworzone przez ojca legacje, stopniowo zamieniając je w marchie. Na ich czele postawił dwóch saskich możnowładców. Herman Billung otrzymał nadzór nad północnym Połabiem – praktycznie nad całym księstwem Obodrytów, leżącą na wschód od nich ziemią wieleckich Chyżan oraz kilkoma pomniejszymi plemionami osiadłymi na południowym pograniczu Obodrytów z Stodoranią. Przydzielając godności, Otton I niejednokrotnie faworyzował Billunga. W źródłach występuje on – w zależności od czasu i okoliczności – jako princeps militiae (dowódca wojskowy na Saksonię), procurator regis (zastępca króla na Saksonię, trzykrotnie w różnych latach), dux (księżę) oraz marchio (margrabia). Współczesna nauka nadała jego marchii umowną nazwę Marchia Billungów, ponieważ w źródłach nie zachowało się żadne adekwatne określenie. Drugi z saskich możnych o imieniu Gero otrzymał jako margrabia w zarząd resztę Połabia – środek, północny wschód i południe.
Pod feudalnym zwierzchnictwem obu margrabiów znalazły się rzesze saskich możnych, grafów, rycerzy i zwykłych wojowników uczestniczących w podboju Połabia. Wydawałoby się, że Otton I przemyślnie wszystko zorganizował. A jednak nie. Rządy króla, później już cesarza, od początku były naznaczone walkami z oponentami wewnątrz państwa. W różnych regionach rozległego królestwa co rusz wybuchały rebelie i powstania. Pominę obszerne opisy walk, takoż ich przyczyny, przebieg i uczestników, koncentrując się na saskiej opozycji w ważnym dla rozważań kontekście – dlaczego tak duże grono saskich feudałów jawnie lub w skrytości sprzeciwiało się połabskiej polityce cesarza? A należeli do nich również wymienieni Herman Billung i Gero, z racji nadanych im stanowisk oraz godności winni Ottonowi I raczej lojalność i poparcie.
Zacznę od wskazania elementu natury prawno-fiskalnej. Królowie niemieccy od początku borykali się z pozyskaniem środków pieniężnych niezbędnych do pomyślnego prowadzenia ich polityki, co wynikało z obowiązującego prawa. Władca nie mógł pobierać podatków wewnątrz królestwa, był zdany jedynie na zysk z własnych dóbr królewskich (alodium), dóbr kościelnych oraz cła. Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja na podbitych terenach Połabia, w marchiach – cała tamtejsza ziemia i lud znajdowały się pod bezpośrednią władzą monarchy. Tak interpretował to Otton I. Innymi słowy, uważał on Połabie za królewską własność. Stamtąd czerpał środki potrzebne mu do realizacji planów i utrzymania pozycji suwerena nad innymi. Na trybuty z marchii składały się m.in.: pieniądze, srebro, zboże, miód, futra, zwierzyna hodowlana, wyroby rzemieślnicze i tkackie oraz zyski z handlu niewolnikami. Wyznaczeni przez króla margrabiowie, grafowie oraz dowódcy poszczególnych niemieckich grodów na Połabiu (burgrabiowie, zwani dawniej murgrabiami) czuwali nad stałą dostawą tych dóbr do królewskiej kasy. To rodziło sprzeciw, ponieważ sami chcieli mieć większy udział w zyskach, szczególnie z handlu niewolnikami. Nie akceptowali pomysłu, że Połabie jest własnością królewską.
Niechęć i opór do króla rosły, gdy władca zaczął osadzać na Połabiu wiernych i lojalnych mu możnych z innych części królestwa, obcych tradycyjnym rodom saskim. Sytuacja zaczęła się jeszcze bardziej komplikować wraz z narastającą bezwzględnością Ottona I wobec autonomii Połabian. W gruncie rzeczy król chciał wyplenić wszystkie lokalne struktury władzy. Przykładem poselstwo Obodrytów i Wieletów do maszerującego przeciwko nim na czele wielkiej armii Ottona I podczas powstania Słowian połabskich w 955 roku. Wysłannicy wyłożyli królowi ich punkt widzenia: są gotowi składać mu narzucone trybuty, jeżeli pozostawi im wolność polityczną (libertas) i zachowa rodzime struktury władzy (dominatio regionis). W przeciwnym razie będą walczyć zbrojnie o zachowanie niezawisłości. Saksońscy margrabiowie, burgrabiowie i grafowie działający w niemieckich marchiach Połabia widzieli w tym kolejny element inspirujący ich do oporu przeciw królowi.
Efektem nieugiętości Ottona I i woli Połabian do zachowania niezawisłości (przynajmniej w ograniczonym trybutami zakresie) były nieustanne zmagania zbrojne. Wojny były krwawe, brutalne i wyniszczające dla obu stron. Poszczególne batalie wygrywała raz jedna, raz druga strona, jednak w sumie Niemcy odnosili coraz trwalsze sukcesy (aż do powstania Słowian połabskich w 983 roku). Jednak ciężar tych konfliktów – chodzi zarówno o koszty finansowe, jak i ofiary – po stronie niemieckiej ponosili sascy feudałowie. Z postępowań Hermana Billunga, margrabiego Dytryka Haldenslebena (Dietrich von Haldensleben) i innych wynikało, że woleli się układać z miejscowymi słowiańskimi ośrodkami władzy, by jednocześnie czerpać zyski z uciskania ludności.
Tym sposobem za panowania Ottona I powstała silna opozycja saskich feudałów. Istotnym źródłowym potwierdzeniem na jej istnienie są nekrologi w księdze zmarłych Billungów spisywanej przy klasztorze św. Michała w Lüneburgu, fundacji rodu. Są w niej zapisane nie tylko imiona członków rodu, lecz także saskich feudałów związanych z Billungami i sprzyjających im politycznie, pomięto zarazem ich przeciwników, czyli ludzi lojalnych wobec Ottona I i jego następców. Z lektury tych dokumentów możemy się dowiedzieć, jak rozległa i różnorodna była ta opozycja, zarówno ilościowo, jak i jakościowo. Tworzyli ją feudałowie powiązani z Billungami więzami rodzinnymi lub wynikającymi z powinowactwa, do tego dochodziły inne możne rody Saksonii, które w niedalekiej przyszłości na różne sposoby związali się z Piastami. Na liście znaleźli się również zagraniczni władcy, w tym Bolesław I Chrobry, zabrakło natomiast króla i cesarza Henryka II.
Czas przejść do poczynań Polski.
Siemowit, Lestek, Siemomysł – trzej kolejni władcy z rodzimej, słowiańskiej dynastii Piastów tworzyli Polskę. Rozpoczynając ekspansję terytorialną z rodowego Giecza na Wyżynie Gnieźnieńskiej, przyłączali do swojego władztwa kolejne terytoria: skupisko grodów między Wartą a Wełną, Kujawy, zachodnią Wielkopolskę, grody graniczne z Pomorzem na linii Noteci, Pomorze środkowe z Kołobrzegiem i Białogardem, rozłożoną po obu stronach Odry ziemię lubuską z naczelnym grodem Lubuszem, Mazowsze, ziemię kaliską, ziemię sandomierską uszczkniętą z obszaru byłego państwa Wiślan, szeroko rozumiane tereny Lędzian, północne obrzeża plemion śląskich, wschodnie części plemion Wkrzanów i Łużyczan na Połabiu oraz na koniec Pomorze wschodnie (nadwiślańskie). W zdobyciu tej ostatniej krainy i założeniu grodu Gdańsk uczestniczył już syn i następca Siemomysła Mieszko I. Zasiadłszy po śmierci ojca samodzielnie na piastowskim tronie w drugiej połowie lat pięćdziesiętych X wieku, kontynuował podboje. Kierował się wyznaczonymi i utartymi przez przodków paradygmatami polityki piastowskiej, stosując te same metody i działania. Przyświecały mu dwa podstawowe cele.
Pierwszym było ujarzmienie plemion wywodzących się ze wspólnego korzenia etnicznego i językowego, powiązanych tą samą tradycją, obyczajami i wierzeniami. Po wyeliminowaniu lokalnych struktur władzy gwarantowało to trwałość podboju i szybkie rozciągnięcie zwierzchnictwa nad zajętymi terenami. Nauka ugruntowała dla tych plemion nazwę Słowianie zachodni, zaś dla języka zbiorcze pojęcie dwóch grup, lechickiej i czesko-słowackiej. Według lingwistów do grupy lechickiej zalicza się podgrupy (w nawiasach dialekty i gwary): polski (wielkopolski, małopolski, mazowiecki, lędziański, śląski), pomorski (kaszubski, słowiński, zachodniopomorski), dzisiaj uważany za wymarły połabski (wielecki, stodorański, obodrzycki, rugijski, drzewiański, łużycki). Zaliczany do podgrupy połabskiej język łużycki częściowo nadal jest kultywowany na szczątkowym obszarze dawniejszych Łużyc, czyli dzisiejszych terenach zwane Lausitz, których mieszkańcy są uważani za mniejszość narodową.
Drugą przyczyną ekspansji Piastów były względy ekonomiczne. Rozrastająca się terytorialnie monarchia wymagała ogromnych środków – do opłacenia zastępów drużyn wojowników, rodzimych i najemnych, poboru i szkolenia rozrastających się sił zbrojnych niezbędnych dla prowadzenia ekspansyjnej polityki, ich uzbrojenia i uposażenia tychże wojowników, zapewniania utrzymania ich rodzinom. Ponadto władca musiał zgromadzić wokół siebie i zapewnić lojalność rozmaitych kręgów ówczesnej elity społeczeństwa: wodzów, kapłanów, wpływowych możnych. Wreszcie – należało utrzymywać dwór panującego na wybijającym się ponad ogół poziomie. To wszystko wymagało nieustannego napływu dóbr materialnych. Czerpano je z danin i trybutów, napadów i grabieży, wyzysku pracy niewolników, posług narzuconych niższym warstwom poddanych, sprzedaży jeńców, handlu towarami i wyrobami rodzimej produkcji. Ale to było o wiele za mało, aby zapewnić trwałą stabilność. W tamtych czasach zyski pomnażał ten, kto kontrolował ważne szlaki handlowe, czyli panował nad leżącymi na nich węzłowymi ośrodkami. W zasięgu kierunków ekspansji Mieszka I, oczywiście na określonych odcinkach uwarunkowanych geograficzną bliskością, znalazły się trzy takie szlaki:
Via Regia
, prowadząca z Hiszpanii przez Francję, środkowe Niemcy,
południowe Połabie (Miśnia, Budziszyn), południowy Śląsk (Wrocław), południową ziemię krakowską (Kraków)
i lędziańską (Przemyśl, Czerwień, tzw. Grody Czerwieńskie) do Kijowa. Dalej nici połączeń handlowych wiodły do Nowogrodu, Azji, Konstantynopola i kalifatu w Damaszku;
Via Imperii
, prowadząca z Włoch przez Alpy, południowe Niemcy, Czechy,
połabskie ziemie Milczan (Budziszyn, Zgorzelec) i Łużyczan (Chociebuż) do Szczecina i Wolina na Pomorzu nadodrzańskim
;
Szlak prowadzący z Niemiec przez Magdeburg,
Stodoranię na środkowym Połabiu (Brenna, Spędowo, Kopanik)
i Lubusz do grodów Wielkopolski.
Mieszko I trzymał pieczę jedynie nad dwoma granicznymi węzłami: Lubuszem na zachodzie i Grodami Czerwieńskimi na południowym wschodzie. Priorytetem było zdobycie panowania nad ziemią śląską i krakowską (Wrocław i Kraków na Via Regia), Łużycami, Miśnią i Milskiem na Połabiu (Chociebuż, Budziszyn i Zgorzelec na Via Imperii, a także Budziszyn i Miśnia na Via Regia), Stodoranią na Połabiu (Kopanik, Spędowo i Brenna na szlaku Magdeburg–Wielkopolska) oraz ziemią Wkrzanów i Pomorzem nadodrzańskim (Szczecin i Wolin na Via Imperii). Niektóre z grodów miały szczególne znaczenie, ponieważ leżały na przecięciu dwóch lub więcej szlaków. Kraków umożliwiał handel z Pragą i centrum grodów piastowskich na Wyżynie Gnieźnieńskiej (Gniezno, Giecz, Poznań i stamtąd do Gdańska). Budziszyn znajdował się na przecięciu Via Regia i Via Imperii. Wolin był największym miastem portowym Bałtyku, przewyższającym znaczeniem, wielkością i obrotem handlowym nawet duńskie Haithabu (Hedeby). Stamtąd wiodły morskie drogi handlowe do: Nowogrodu, Szwecji, wysp duńskich, rańskiej Rugii i portów obodryckich. Z Brenny oprócz bliskiego połączenia z Magdeburgiem prowadziły szlaki do Saksonii i księstwa Obodrytów.
Chcąc kontynuować politykę przodków, Mieszko I podjął się ambitnego zadania. Stąd pierwsze zapisy źródłowe: walki na Połabiu z Wieletami, Niemcami na Łużycach i ziemi Wkrzanów, Pomorzanami w ujściu Odry, Rusami na ziemi Lędzian, wojna z Czechami o Śląsk i Kraków. Z czasem do ojca dołączył jego syn, waleczny Bolesław Chrobry.
Obfitujące w wydarzenia lata 963–967 (poprzedzające narodziny tytułowego Bolesława) okazały się brzemienne w skutki dla dziejów Polski. Rozpoczęta jeszcze przez przodków Mieszka I ekspansja na zachód od Odry i do jej ujścia eksplodowała w tym czasie wieloma krwawymi bitwami z udziałem wojsk piastowskich. Niektóre plemiona połabskie stawiły zdecydowany opór polańskim wojom (podobnie Pomorzanie nadodrzańscy), inne z kolei zawierały z nimi sojusze. W ten kontekst wpisują się wojny Mieszka I z Wieletami i przebywającym u nich saskim rebeliantem Wichmanem, Wolinianami oraz kontakty z margrabią saskim Geronem. Na tle tych wydarzeń Polska po raz pierwszy zaistniała na stronicach kronik i roczników (łacińskich oraz jednorazowo arabskiej): kilkakrotna militarna pomoc połabskim Wkrzanom przeciwko najazdom Niemców (przed 963 rokiem, jeszcze za panowania Siemomysła, ojca Mieszka I), walki z połabskimi Wieletami (przegrana bitwa przed 963 rokiem, przegrana bitwa w 963 roku), porażka w zmaganiach o część Łużyc przeciwko margrabiemu Geronowi w 963 roku, początek polsko-czeskiego sojuszu w 964 roku (lub być może kontynuacja dawniejszych porozumień), ślub Mieszka I z czeską Dobrawą w 965 roku i chrzest Polski rok później, zwycięska bitwa Mieszka I z Wieletami, Wichmanem i Wolinianami w 967 roku oraz, w tym samym roku, zajęcie Wolina i Pomorza nadodrzańskiego i wreszcie narodziny Bolesława I Chrobrego, syna Mieszka I i Dobrawy.
Małżeństwo Mieszka I z czeską księżniczką Dobrawą w 965 roku stanowi ważny zwrot w dziejach Polski. Można go rozpatrywać z różnych punktów widzenia, zajmę się jednak najistotniejszymi dla dalszych rozważań.
Mieszko, w pojęciu ówczesnego świata chrześcijańskiego poganin, w rozumieniu swych poddanych niepodzielny władca terytorium zamieszkanego przez plemiona polskie lub posługujące się językiem lechickim, trwające w odwiecznej wierze przodków. Dlatego niechętnie używam terminu „poganin”, ponieważ zostało ukute przez samych chrześcijan i nacechowane wtedy pejoratywnie, deklasujące ludzi obracających się w odmiennych kręgach wyznaniowo-religijnych. Próbując spojrzeć niezależnym okiem, wyznawcy wierzeń słowiańskich – przedchrześcijańskich – równie dobrze mogliby niechętnie mówić tak o chrześcijanach. I pewnie tak czynili mieszkańcy przedchrześcijańskiej Polski – wprawdzie nie mamy na to dowodów źródłowych, ale niezmienność ludzkiej natury tego nie wyklucza. Dla nich to krzewiciele wiary w Chrystusa byli „poganami” – burzycielami ustalonego porządku, obyczajów i wierzeń.
Dobrawa, córka księcia czeskiego Bolesława I Srogiego, którego dziadek Borzywoj I przyjął religię chrześcijańską w 884 roku (data niepewna, ale uznana przez historyków za najbardziej prawdopodobną).
Mamy zatem początek wszystkiego: ślub Mieszka I z Dobrawą w 965 roku, przyjęcie przez niego chrześcijaństwa w 966 roku i narodziny ich syna Bolesława w 967 roku. Początek będący jednocześnie zalążkiem dalszych historycznych wydarzeń, niejako ich punktem wyjściowym. Tyle że nie doszło do tego nagle, spontanicznie; nastąpił splot wielu wydarzeń i okoliczności. Przyjrzyjmy się im.
Mieszko I władał już wtedy dużym państwem odziedziczonym po ojcu Siemomyśle, ludnym, obfitującym w dary natury, zdolnym wystawić do boju budzące szacunek i postrach zastępy wojowników. Panował apodyktycznie, co zresztą nie było jego pomysłem, lecz systemem przejętym po poprzednikach. Niektórzy historycy nazwali to „monarchią militarną” – termin nieco zamydlający prawdziwy stan rzeczy. Bardziej adekwatne jest określenie „dyktatura militarna”. Piastowie władający Polską przed Mieszkiem I, a było ich trzech, zaprowadzili po prostu bezwzględną hegemonię dynastyczną. Ziemia i lud były ich własnością, a ich woli nie podawano w wątpliwość. Ujarzmione zawczasu warstwy zajmujące się wiarą, kontaktem z siłami nadprzyrodzonymi i celebrowaniem boskich wyroków – kapłani, żercy, guślarze i im podobni – zostali wprzęgnięci w ten system jako element współpracujący z dynastią i posłuszny jej. Kręgi uprzywilejowane – wodzowie, doradcy, członkowie rodu, naczelnicy poszczególnych grodów i okręgów grodowych, kasta kapłańska, wojownicy z przybocznej drużyny, jednym słowem, elity ówczesnego państwa piastowskiego – były lojalne wobec władcy, chociażby z powodu różnych korzyści płynących z takiej postawy. Nawiasem mówiąc, ówczesna mentalność i mechanizmy działania współzależności składających się na dążenia jednostki nie zmieniły się do czasów współczesnych i będą wykładnikiem cywilizacji, dopóki ona istnieje. Mieć więcej niż inni, żyć lepiej niż sąsiedzi, czerpać z przyjemności i przywilejów – uogólniając, jak dotąd się to nie zmieniło.
Koniecznie należy wymienić lud pozostający w przeważającej liczebnie większości do znikomych grup elitarnych, czyli „nieuprzywilejowany” – zwykłych kmieci, prostych wojowników, chłopów, bartników, rybaków, rzesze kobiet walczących z niemiłosierną udręką codzienności itp., czyli główny zasób poddanych. Trzymano ich w twardych i ciężkich ryzach posłuszeństwa, aczkolwiek nie byli niewolnikami w dosłownym znaczeniu tego słowa. Tak stworzony i ustabilizowany aparat władzy dawał Mieszkowi I nie tylko niepodzielną władzę nad wszystkim i wszystkimi (w obrębie granic tworzonej Polski), lecz także jednocześnie pozwalał mu na realizację dalszych zamierzeń i planów.
Tereny najeżdżane przez Piastów były zamieszkane przez ludy słowiańskie posługujące się językami grupy lechickiej, mające wspólne tradycję, zwyczaje, obrzędy, pielęgnowaną w pamięci przeszłość – co nie oznaczało automatycznie braterstwa, przyjaznych stosunków, nie mówiąc już o wzajemnej (wręcz iluzorycznej) aprobacie złączenia się pod berłem jednej dynastii. Wręcz przeciwnie. Na każdym z wymienionych terytoriów egzystowały silne ośrodki rodzimej władzy plemiennej, wodzowskiej lub księżęcej (np. federacja Wieletów pod egidą Redarów, Wolinianie, Szczecinianie, ośrodek księżęcy w Kamieniu, Stodorania ze stolicą w Brennie, Łużyce, na których jednocześnie usiłowali się usadowić Czesi), wrogie, nieprzychylne lub nieufne wobec drapieżnego Piasta. Pasuje tutaj opinia żydowskiego podróżnika, kupca i dyplomaty Ibrahima ibn Jakuba, który uważał, że nikt nie podołałby sile Słowian, skorych do zaczepki i gwałtowności, gdyby nie panująca między nimi niezgoda wywołana podziałami.
Śląsk i Kraków Mieszko I pozostawił sobie niejako na koniec, koncentrując się na: Łużycach, Milsku, Stodoranii, Wkrzanach, Lutykach i dolnej Odrze. Można zapytać, dlaczego. Jakąś rolę odgrywał zapewne element wspólnoty etnicznej, ale nie mógł być rozstrzygający, biorąc pod uwagę wcześniejsze spostrzeżenia. Konieczność opanowania ośrodków handlu i szlaków komunikacyjnych była bez wątpienia istotna – Chociebuż, Budziszyn, Wolin, Kopanik i Brenna umożliwiały kontrolę, a tym samym zyski z handlu. Podobnie pomorski Wolin. Ale równie dobrze z tych samych powodów Mieszko I mógł najpierw zaatakować Kraków i Śląsk. Dlaczego wyruszył najpierw na zachód, północny i południowy zachód?
Pozwolę sobie na wyrażenie własnego domysłu, który wielokrotnie już przedstawiałem w szerszej lub skromniejszej formie w moich poprzednich publikacjach. Otóż moim zdaniem istniało silne powiązanie między dynastią Piastów, tutaj poprzedników Mieszka I, a ziemiami nad dolną Odrą, połabską Stodoranią, terenami Wkrzanów i Łużyczan. Jakaś osnuta tajemnicą, bo nieudokumentowana pisemnie (oprócz wymienionych elementów etnicznych i gospodarczych) motywacja pierwszych Piastów. Zakładam związki dynastyczne wynikające z powiązań małżeńskich i/lub powinowactwa – szczególnie na Łużycach, ziemi Wkrzanów, w Stodoranii i na Pomorzu nadodrzańskim.
Mieszko I parł wszelkimi środkami militarnymi i dyplomatycznymi na wymienione ziemie, uparcie i nieustępliwie. Warto zaznaczyć, że podobną politykę będą kontynuować tytułowy bohater niniejszej publikacji oraz jego następcy. Przypomnę Bolesława III Krzywoustego, który zawojował Połabie po Jezioro Morzyckie, zajął ziemię Chyżan i Czrezpienian oraz na krótko Rugię, założył w Lubuszu polskie biskupstwo podległe metropolii w Gnieźnie. Nawet podczas rozbicia dzielnicowego, kiedy już po przeniesieniu stolicy do Krakowa Polska skoncentrowała się na w ekspansji na wschodzie (niestety z historycznej perspektywy plany okazały się iluzoryczne), znaleźli się jeszcze Piastowie usiłujący powrócić do polityki ich przodków związanej z Połabiem i Pomorzem, m.in. Mieszko III Stary (uparcie broniący Kopanika), Władysław III Laskonogi czy Henryk II Pobożny (obaj walczący o utrzymanie Lubusza przed agresją Niemców czy odzyskanie wpływów na Łużycach).
Oto jak wyglądała sytuacja na tym kierunku do pierwszej historycznej zapiski o Mieszku I w 963 roku:
Poprzednik Mieszka I na piastowskim tronie, według mnie już jego pradziadek Siemowit, zajął Lubusz, gród po zachodniej stronie Odry, wraz z przyległą doń ziemią plemienia Lubuszan rozciągającą się po obu stronach rzeki. Lubusz został wyrwany spod panowania królestwa Wieletów, którzy około 880 roku podzielili się na księstwo Stodoranii i federację Lutyków. Świadectwem wczesnej przynależności tego ośrodka do Polski są chociażby dwa dokumenty fundacyjne biskupstw niemieckich na Połabiu (z siedzibami w Hobolinie i Brennie) wydane przez Ottona I w 948 roku. Zostały w nich precyzyjnie określone granice obu diecezji, szczegółowo podano prowincje biskupie, z których zamierzano pobierać daniny kościelne. Z kolei każda z owych prowincji została utworzona na obszarze zajmowanego przez podbite plemię słowiańskie. Stąd wiemy dokładnie, że ziemia plemienia Lubuszan nie została ujęta w dokumentach erekcyjnych biskupstw. Dlaczego? Ponieważ politycznie należała już do Polski. Nie dziwi zatem przebieg pierwszej kampanii króla Henryka I Ptasznika w 929 roku na ziemie Połabian. Niemcy przekroczyli wtedy Łabę, prąc w kierunku Odry. Ominęli jednak ziemię plemienia Lubuszan, nie ważąc się go atakować. Dlaczego? Ponieważ Lubusz był już wtedy integralną częścią Polski. Również późniejsze wyprawy wojenne Henryka I Ptasznika oraz jego syna i następcy Ottona I na Połabie omijały Lubuszan. Należy zaznaczyć, że również tereny plemion Redarów, Tolężan i Wkrzanów nie zostały ujęte w dokumentach założycielskich wymienionych biskupstw, co znaczy, że nie uiszczały daniny kościelnej. Ale ponieważ wcześniej stały się celami niemieckiej ekspansji militarnej, zostały przymuszone, przynajmniej czasowo Redarowie i Tolężanie, do składania rocznej daniny królowi niemieckiemu. Inaczej z Wkrzanami, którzy długo opierali się zakusom zarówno Henryka I Ptasznika, jak i Ottona I. Dlaczego, wyjaśnię niżej.
W orbicie wpływów, choć niesprecyzowanych, Piastów pozostawała ziemia plemienia Wkrzanów (teren na zachód od Szczecina, północ od Lubusza i wschód od Radogoszczy) z głównym grodem Przęcław nad Wkrą. Istnieje co najmniej kilka poszlak. Niemcy bezskutecznie usiłowali zająć ziemię Wkrzanów, wskutek tych niepowodzeń nie otrzymywali stamtąd ani daniny królewskiej, ani nie mogli narzucić dziesięciny na rzecz świeżo założonych biskupstw. Dlaczego? Skąd raptem niewielkie liczebnie plemię, na dodatek nieustannie zmagające się z próbującymi im narzucić dominację Redarami i Pomorzanami, czerpało środki, by skutecznie odpierać niemieckie najazdy? I pytanie drugie: dlaczego Niemcy z takim uporem, wielokrotnie i nakładem wszystkich sił zbrojnych, wyprawiali się na ziemie tego niewielkiego i niemajętnego ludu osiadłego pośród dziewiczej puszczy na obrzeżach sfery niemieckich zainteresowań? Wytłumaczeniem mogłoby być realne wsparcie Wkrzanów przez silnego sojusznika, który politycznie i militarnie zagrażał niemieckiemu programowi podboju Połabia. Jedynym takim sprzymierzeńcem w tym regionie byli Piastowie graniczący z Wkrzanami od południa przez Lubusz i od wschodu przez grody w okolicy ujścia Warty do Odry. Kontrola ich ziem dawała Piastom strategiczną przewagę w tym regionie, stąd prowadzili najazdy zarówno na Redarów, jak i Pomorzan nadodrzańskich (Wolin, Szczecin). Ich obecność niewątpliwie manifestowała się pokaźnymi siłami zbrojnymi, a co za tym idzie, rozwiniętym zapleczem logistyczno-materialnym (stanowiącym dla potencjalnego zdobywcy pożądany łup wojenny). Faktycznie, Niemcy wyprawiali się zbrojnie na Wkrzanów – według źródeł co najmniej trzykrotnie – początkowo nie odnosząc sukcesu. Pierwszą wyprawę podjął jeszcze ojciec Ottona I Henryk I Ptasznik latem 934 roku. Jej preludium stanowiła nieudana misja Thankmara do Wkrzanów. Thankmar, pierworodny syn Henryka I z małżeństwa z porzuconą przez króla Hatheburgą, mimo że pozbawiony praw dziedzicznych do tronu, miał w tym czasie wysoką funkcję na królewskim dworze i zajmował niesprecyzowane (nieokreślone dokładnie w źródłach) stanowisko pośród niemieckich feudałów walczących na Połabiu. Historycy spekulują, że po wygranej przez Henryka I bitwie z Redarami pod Łączynem w 929 roku Thankmar otrzymał stanowisko zastępcy legata na ziemiach wieleckich. Legatem był wówczas jego wuj o imieniu Zygfryd (namiestnik Henryka I w Saksonii), odpowiedzialny za kontynuowanie podbojów oraz zbieranie trybutów; podlegali mu grafowie. Mocą swojego urzędu Thankmar wysłał (prawdopodobnie w 933 lub 934 roku) posłów do Wkrzan. Można się jedynie domyślać celu misji: zmuszenie do zerwania układu z Piastami i poddania się niemieckiej zwierzchności. Wysłannicy zostali jednak poturbowani i wypędzeni. Tu ponowna dygresja – niezbyt liczne i skromne militarnie plemię nie pozwoliłoby sobie na taką śmiałość. Wytłumaczeniem jest jedynie protekcja silnych Piastów. W odpowiedzi Niemcy ruszyli zbrojnie na Wkrzanów. O wyprawie pisało wiele źródeł, więc jej znaczenie dla niemieckiej polityki połabskiej było ogromne. Król Henryk I osobiście stanął na czele potężnej armii. Rezultat? O nim źródła już nie mówią. Wiadomo, gdyby Niemcy zwyciężyli, kronikarze rozpisywaliby się o tym (tak jak w przypadku innych, zwycięskich wypraw króla). A skoro sprawę przemilczał nawet Widukind, piewca chwały i sławy Niemców oraz germańskiej wyższości nad innymi, wniosek jest tylko jeden – Niemcy ponieśli klęskę, i to dotkliwą. Kto ich pokonał? Z pewnością nie Wkrzanie własnymi siłami. Dokonały tego wojska piastowskie (wtedy księciem Polski był Siemomysł, ojciec Mieszka I). Dwa lata później, w 936 roku, na tronie niemieckim zasiadał już Otton I. Nowy władca jeszcze w roku koronacji wyprawił się na Wkrzanów na czele całej potęgi niemieckiego wojska (
cum omni exercitu
). Tym razem Niemcom powiodło się lepiej, zdobyli może kilka grodów. Mimo że nie ujarzmili Wkrzanów w pełni, zdołali pobrać jednorazowe daniny od niektórych grodów. Całego plemienia nie zdołali jednak zhołdować. W trakcie wyprawy oddział niemiecki dowodzony przez grafa Hermanna po przekroczeniu jakichś bagien stoczył bitwę nieopodal słowiańskiego grodu i doznał sromotnej klęski. Oprócz grafa zginęło co najmniej 18 rycerzy uważanych za najlepszych w całej armii. Olbrzymi nakład militarny, intensywność toczonych walk oraz szerokie zainteresowanie ówczesnych kronikarzy wskazują, że Niemcy, najeżdżając ziemię Wkrzanów, starli się z silnym przeciwnikiem. Sojusznikiem Wkrzanów było wojsko piastowskie. Dopiero kolejna wyprawa w 954 roku zakończyła się sukcesem. Ruszyła ona pod dowództwem margrabiego Marchii Wschodniej Gerona i księcia Lotaryngii Konrada Czerwonego (zięcia Ottona I), przy czym na prośbę Gerona Otton I (wtedy jeszcze tylko król) wysłał mu pokaźne posiłki złożone z królewskich oddziałów. Wyprawa zakończyła się zwycięstwem Niemców, którzy po ciężkich bojach pokonali Wkrzanów i przymusili ich do płacenia trybutu. Ale nie tylko. Wedle źródeł Niemcy zdobyli na tej wyprawie niebotyczne zdobycze. Nasuwa się pytanie: jakież to godne uwagi w źródłach duże łupy wojenne mogli zdobyć na całkiem przeciętnym plemieniu? Ponownie wracam do udzielonego wcześniej wytłumaczenia. Jeżeli Piastowie aktywnie wspomagali Wkrzanów, udzielili im wsparcia w postaci kontyngentów wojskowych. Niewykluczone, że w niektórych wkrzańskich grodach siedzieli piastowscy namiestnicy. Zastępy piastowskich wojsk niewątpliwie były świetnie uzbrojone i liczne, dysponowały znakomitym orężem i sprzętem bojowym oraz srebrem lub innymi cennymi rzeczami. Obecność Piastów na ziemi Wkrzanów – w tym przypadku jedynie militarna w ramach sojuszu – pasuje do założeń ich polityki zewnętrznej. Przylegająca od północy do Lubusza ziemia Wkrzanów otwierała drogę do dalszych podbojów, zarówno na zachód i północ (Połabie i Pomorze nadodrzańskie), jak i wschód (Szczecin). Z ziemi Wkrzanów wojsko piastowskie mogło operować w kierunku Radogoszczy, Szczecina i Wolina, a równolegle podejmować działania w kierunku Pomorza nadodrzańskiego z piastowskich twierdz nad dolnym biegiem Warty (Santok i Kostrzyn).
Jeszcze przed 963 rokiem, kiedy Mieszko I pojawił się w źródłach pisanych (walki piastowskiego księcia z Wieletami, o czym szerzej w dalszej części), do Polski należał już gród Cedynia, którym zarządzał brat Mieszka I o imieniu Czcibor. To wyraźna wskazówka, w którą stronę kierowała się piastowska ekspansja – Cedynia leży nad Odrą, około 55 km na północ od Kostrzyna (ujście Warty do Odry). Można więc założyć, że członkowie piastowskiego rodu sprawowali namiestnictwo również w co najmniej kilku innych grodach na rzeczonym obszarze piastowskiej ekspansji – jego pograniczu i świeżo zdobytych terenach Połabia oraz dolnej Odry. Jeden z nich, brat Mieszka, aczkolwiek bezimienny, jest nawet poświadczony źródłowo; zginął w bitwie z Wieletami. Dodajmy również nieznanych z imienia synów piastowskiego władcy spłodzonych przez niego przed małżeństwem z Dobrawą – jak przekazuje źródło pisane (Gall Anonim), miał wcześniej siedem żon (czy nałożnic). Może ten bezimienny brat Mieszka I władał jakimś grodem na pograniczu Połabia z Odrą, na ziemi Wkrzanów lub Rzeczan?
Podobnie jak u Wkrzanów, widać wzmożoną obecność i aktywność Piastów na Łużycach, leżących na południe od Lubusza. Henryk I wyprawił się zbrojnie na te ziemie w 932 roku, jednak nie osiągnął oczekiwanych rezultatów – nie pokonał obecnego tam plemienia i nie narzucił mu zwierzchności. Zdołał jedynie zdobyć i zniszczyć gród Lubusza położony na zachodnim skrawku ziemi łużyckiej, na ich pograniczu z Milczanami. Poszlaki i wnioski wskazują na obecność Piastów na Łużycach. Aż do 963 roku nie ma dowodu na obecność Niemców na tych terenach, przypomnę, że ich Łużyczan nie było w spisie plemion podporządkowanych biskupstwu w Brennie. Pamiętajmy przy tym, że Łużyce zasiedlali nie tylko Łużyczanie, lecz także Słupianie.
Reasumując – nasuwa się wniosek, że Polska pod panowaniem pierwszych Piastów do Mieszka I łącznie angażowała wszystkie siły polityczne, militarne i dyplomatyczne na ziemiach Połabia (tereny Wkrzanów, Stodorania, Łużyce, północne Milsko) oraz dolnej Odry (Szczecin, Wolin). Lubusz już do nich należał jako znakomita strategicznie baza wypadowa. Agresywna ekspansja Piastów napotkała zdecydowany opór niektórych plemion. Największymi i najgroźniejszymi z nich byli Redarowie, plemię silne, liczne i bitne. Zdołali zdominować kilka innych plemion połabskich (największymi byli: Chyżanie, Tolężanie, Czrezpienianie, Rzeczanie), by pod religijnym zwierzchnictwem bóstwa Swarożyca w Radogoszczy stworzyć silny związek plemienny (federacja Wieletów, od 983 roku Lutyków). Boje z Piastami musiały być okrutne i długotrwałe, ich echa przetrwały w późniejszych opowieściach, historycy mogą zaś snuć przypuszczenia na podstawie konsekwencji tych walk lub powiązanych z nimi wydarzeń. W 929 roku w ten rój walczących ze sobą Słowian wkroczył zbrojnie na Połabie Henryk I. Król niemiecki dosłownie przeorał te ziemie wszerz i wzdłuż, pokonując większość plemion, narzucając im większe lub mniejsze, trwalsze lub jednorazowe powinności. Dzieło ojca kontynuował Otton I, dodając do agresji militarnej element chrystianizacji. Wywołało to zacięty opór Połabian. Walki toczyły się latami i ze zmiennym szczęściem, ale ważne tutaj jest uwypuklenie istotnego szczegółu. Wyobraźmy sobie reakcję dwóch zaciekle zwalczających się stron (Połabianie i Piastowie), gdy na teren działań wojennych wkracza trzecia siła (Niemcy). Przeciwko komu Połabianie powinni skierować oręż, Niemcom czy Polakom? Z kim się sprzymierzyć i za jaką cenę? Łużyczanie i Wkrzanie postawili na Piastów, Stodoranie przyjęli taktykę lawirowania pomiędzy dwoma agresorami. Federacja Wieletów pod egidą Redarów, polegając na sile własnej i podległych im innych plemion, podjęła walkę na dwa fronty.
Piastowie stanęli przed niemałym dylematem. Do tej pory wykrwawiali się na Połabiu, konkurując jedynie z Czechami. Władcy z dynastii Przemyślidów już od drugiej połowy IX wieku nie kryli apetytów na rozciągnięcie swych wpływów na kraje Milczan, Łużyczan, pośrednio Stodoranii czy serbskich plemion Połabia osiadłych między Soławą na zachodzie a Czarną Elsterą na wschodzie. W drugiej połowie IX wieku wpływy na wymienione kraje roztoczył Świętopełk I Wielki, król tzw. Wielkich Moraw. Uzależnieni od Morawian Czesi niejako automatycznie byli zainteresowani obszarami Połabia rozciągającymi się na północny zachód od ich granic i przejęli politykę Wielkich Moraw po ich upadku w 906 roku.
Piastowska ekspansja na ziemie Wkrzanów, Łużyczan i w kierunku stodorańskiego Kopanika (na zachód od Lubusza) wzmogła się z chwilą zbrojnego wkroczenia Niemców na Połabie. Piastowie stanęli wobec nowej, mocarnej konkurencji. Jak temu zaradzić? Jak pokaże późniejszy rozwój wypadków, próbowali pogodzić własne interesy z aspiracjami potężnego konkurenta zza Łaby.
Zagadnienie aktywnej polityki pierwszych Piastów na Połabiu i w dolnym biegu Odry i efekty ich konfrontacji z Niemcami na tym tle znajdują odzwierciedlenie w wielu źródłach pisanych i zostało poddane dogłębnym analizom przez wielu wybitnych historyków, zarówno polskich, jak i niemieckich. Przytoczę niektóre opinie:
„W tym miejscu nasuwa się wniosek, że jeżeli najpierw Henryk I, a po nim Otton I z całym swym wojskiem wyprawiali się na dalekich i jak wszystko na to wskazuje niewielkich Wkrzan, gdy o porozumienie z nimi daremnie zabiegał Thankmar i gdy ich zabiegi śledzone były w Niemczech z dużą uwagą, to najwidoczniej nie chodziło o nich samych, lecz zapewne i o inne siły, które działały w ręka w rękę z nimi”; „Być może nawet doszło do bezpośredniego starcia z wojskiem księcia polskiego” – Kazimierz Myśliński, Polska wobec Słowian połabskich do końca wieku XII, s. 13, 20.
„Wkrótce po zakrojonym na wielką skalę najeździe Henryka I na Połabie w 929 roku plemiona Połabia po początkowych porażkach zerwały się do walki przeciwko agresorowi, przy czym ich opór właśnie wtedy otrzymał wparcie od władców Gniezna [czyli Piastów – przyp. aut.]”; „Henryk I zaatakował w 932 roku Łużyce, ponieważ usiłował zapobiec rozprzestrzenianiu się władztwa Piastów na obszary położone na zachód od Odry” – Lothar Dralle, Slaven an Havel und Spree. Studien zur Geschichte des hevellisch-wilzischen Fürstentums (6. bis 10. Jahrhundert), s. 137, 193.
„Król Henryk I, atakując Wkrzanów i Łużyczan, usiłował się przeciwstawić politycznej i militarnej ekspansji władców Gniezna na te tereny […] ponieważ już wówczas plemiona te przyjęły współpracę z Polską, rozciągającą wpływy na zachodnie obszary Odry” – Bernhard Friedmann, Untersuchungen zur Geschichte des abodritischen Fürstentums bis zum Ende des 10. Jahrhunderts, s. 183, 210.
„Rzecz widoczna, Wkrzanie nie byli sami, lecz otrzymali znaczną pomoc z zewnątrz, jednak z pewnością nie z Połabia, jeszcze spokojnego [autor ma na myśli powstanie Obodrytów i Wieletów przeciwko Niemcom w 955 roku, czyli rok później – przyp. aut.], a w takim razie mamy prawo przypuścić, że mieli poparcie zza Odry, od Siemomysła. […] przymierze [między Polską a Wkrzanami – przyp. aut.] mogło prowadzić do bardziej trwałej formy związku” – Henryk Łowmiański, Początki Polski, t. V, s. 513.
„Dążenia Polski do rozszerzenia i umocnienia wpływów na omawianych odcinkach Połabia (Wkrzanie, Łużyce) zintensyfikowały się bezsprzecznie w odpowiedzi na zbrojne wkroczenie Niemców na Połabie, gdy jednocześnie wskutek tego osłabły możliwości bojowe połabskich plemion zaś niektóre struktury władzy (jak w Stodoranii) utraciły na znaczeniu” – Herbert Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, s. 99.
„Zrywy bojowe Wkrzan przeciwko Niemcom i opór innych plemion połabskich, zarówno w 955 roku, jak i późniejsze są elementami inicjatywy ze strony polskiej na Połabiu, która nieuchronnie musiała doprowadzić do konfrontacji z Niemcami – i to Mieszko rozpoczął na Połabiu akcje zaczepne przeciwko Niemcom” – Henryk Łowmiański, Studia nad dziejami Słowiańszczyzny, Polski i Rusi w wiekach średnich, s. 226 n.
„Jeszcze przed 963 rokiem Mieszko I wzmagał dążenia ekspansyjne na obszary na zachód od Odry” – Christian Lübke, Regesten zur Geschichte der Slaven an Elbe und Oder (vom Jahr 900 an). Teil II: Regesten 900–983, nr 125, s. 74.
Nadszedł rok 963, znamienny dla historii stosunków polsko-niemieckich, polsko-czeskich, dziejów Polski, Niemców, Czechów, Połabia, Pomorza nadodrzańskiego oraz kluczowego dla zagadnień omawianych w tym rozdziale. Mieszko ponownie stoczył przegraną bitwę z Wieletami, jednocześnie margrabia Marchii Wschodniej Gero zaatakował Łużyce. W ten kontekst wpisuje się pierwsze historycznie udokumentowane starcie pomiędzy Polską a Niemcami na Połabiu w 963 roku, co oznacza, że wojska piastowskie w tym samym czasie toczyły boje na dwóch frontach: przeciwko Wieletom (tym lutyckim, nie stodorańskim) i Niemcom. Należy dokładniej przyjrzeć się wydarzeniom, rozwijając wątki poboczne. Przede wszystkim interesujące są kulisy jednoczesnej zbrojnej konfrontacji Polski z Wieletami i Niemcami.
Redarowie, najbitniejsze plemię wieleckiego Połabia (pamiętajmy o Obodrytach, najpotężniejszej sile politycznej i militarnej Połabia, skupiającej kilka plemion północno-zachodniej części tej krainy), ani myśleli o poddaniu się jakiejkolwiek obcej zwierzchności, czy to polskiej, czy niemieckiej. Z tą samą determinacją przeciwstawiali się zakusom Obodrytów. Jak wspomniano, było to plemię dumne, bitne i waleczne, aspirujące do roli zwierzchnika politycznego i religijnego Wieletów (dominująca rola Radogoszczy jako siedziby bóstwa Swarożyca), mogące wystawić do boju tysiące bitnej piechoty (zwiększone siłami plemion im podległym), niejednokrotnie z powodzeniem stawiającej czoło niemieckim wojskom. W przekazach źródłowych waleczność Redarów urosła niemal do legendarnej. W 955 roku nastąpiła rzecz niesłychana. Wieleci pod wodzą Redarów i Obodryci pod wodzą księcia Stojgniewa, dotąd śmiertelnie skłóceni (wedle źródeł od niepamiętnych czasów), sprzymierzyli się przeciwko Niemcom. Po raz pierwszy w historii oba te połabskie plemiona zjednoczyły się w walce. Przyczyn tej niespodziewanej współpracy oraz czasu jej zawarcia możemy się jedynie domyślać, ale biorąc pod uwagę nakreślony uprzednio zarys sytuacji na Połabiu, nie można wykluczyć, że Obodryci i Wieleci zdecydowali się na walkę, chcąc wykorzystać osłabienie margrabiego Gerona spowodowane jego walką z Polakami.
Na pomoc margrabiemu nadszedł Otton I na czele królewskiej armii oraz oddziałów czeskich dowodzonych przez czeskiego księcia Bolesława I Srogiego. 16 października 955 roku w bitwie nad Reknicą (w dzisiejszej północno-wschodniej Meklemburgii) koalicja Słowian połabskich poniosła okrutną klęskę. Stojgniew został stracony na polu bitwy, a wraz z nim 700 obodryckich wojowników. Straty Wieletów są nieznane, choć można je zapewne przyrównać do strat obodryckich. Mimo to od klęski pod Reknicą w 955 roku do źródłowo udokumentowanej bitwy Wieletów z Mieszkiem I w 963 roku federacja Wieletów w ciągu ośmiu lat zdołała z powodzeniem walczyć jednocześnie z Niemcami (bitwy w latach 957, 958, 960) i Polską (na pewno co najmniej jedna wspomniana kronikarsko bitwa przed 963 rokiem).
Jeżeli dołożymy do tego zmagania wojsk Mieszka I z Geronem na odcinku łużyckim, sytuacja z punktu widzenia strony polskiej była bardziej niż niekorzystna. Wspomnijmy też, że po stronie Wieletów walczyła grupka saskich rebeliantów dowodzona przez wysoko urodzonego saskiego wielmożę Wichmana II (zwanego również Młodszym). Tenże, spokrewniony z królem Ottonem I, od lat razem z bratem Ekbertem Jednookim wiedli żywot rebeliantów, szukając – jak dotąd bezskutecznie – pomocy u Duńczyków i Obodrytów w walce przeciwko swemu wujowi, księciu Saksonii Hermanowi Billungowi oraz królowi Ottonowi I. Warto pokrótce nakreślić powód tej zwady – po pierwsze, by poznać atmosferę ówczesnych wydarzeń, po drugie, by lepiej zrozumieć jej implikacje (szczególnie te końcowych, związanych już z Mieszkiem I).
Gdy w 944 roku zmarł ojciec Wichmana i Ekberta, wówczas dzierżący godność księcia Saksonii, obaj bracia byli jeszcze niepełnoletni. Opiekujący się nimi wuj Herman wykorzystał sytuację – za pozwoleniem Ottona I przejął księstwo Saksonii i przy okazji pozbawił swych bratanków praw dziedzicznych oraz majątku. Krewcy bracia, zaledwie osięgnęli odpowiedni wiek, przeszli do ofensywy przeciwko Hermanowi i królowi, zapisując się w historii średniowiecznych Niemiec jako najsłynniejsi (przede wszystkim Wichman) rebelianci. Paktowali, z kim się tylko dało. Brali udział w buntach możnych i królewskiego syna Liudolfa przeciwko Ottonowi I. Nieustannie atakowali posiadłości Hermana w Saksonii. Niejako naturalną koleją rzeczy brali udział we wspomnianej bitwie nad Reknicą po stronie słowiańskiej. Po klęsce zdołali zbiec do Francji pod opiekuńcze skrzydła króla Hugona Wielkiego (poprzez małżonkę Hugona o imieniu Hadwiga, siostrę Ottona I, obaj bracia byli kuzynami francuskiego króla).
Rok później, po śmierci Hugona, zostali zmuszeni do powrotu do Niemiec. Za wstawiennictwem margrabiego Gerona Otton I ułaskawił Wichmana, który osiadł w dobrach swojej małżonki. W pozornej uległości wytrzymał jedynie kilka lat. Zaledwie Otton I wyruszył w 962 roku do Rzymu po koronę cesarską, Wichman i Ekbert ponownie otwarcie wystąpili przeciwko wujowi Hermanowi. Na czele wojowników saskich i słowiańskich poczęli najeżdżać jego posiadłości w Saksonii. Nie udało im się namówić do współdziałania ani duńskiego króla Haralda Sinozębego, ani księcia Obodrytów Mściwoja, wskutek czego podczas kolejnych wypraw na Saksonię utracili większość zbrojnych. Ostatecznie Wichman musiał uciekać przed rozjątrzonym wujem. W ostatnich miesiącachach 962 roku udał się do Redarów (nie wiadomo, czy z konkretnym zamiarem, czy po prostu przemierzył ich ziemie) i podążył do Gerona, licząc ponownie z uwagi na rodzinne powiązanie na wstawiennictwo wpływowego margrabiego.
Tutaj zaczyna się najistotniejsza część opowieści: splot wydarzeń z udziałem Polski (Mieszko I i jego bracia), Niemców (margrabia Gero), Wieletów, prominentnego saskiego rebelianta Wichmana i Wolinian – konflikt Mieszka I z Geronem o Łużyce oraz z federacją Wieletów i Wolinianami, a także konflikt Wichmana z wujem Hermanem (księżę Saksonii) i Ottonem I.
Otóż Gero nie użyczył Wichmanowi schronienia, odsyłając go z powrotem do Redarów. Historycy wyjaśniają to na najczęściej tak: z powodu zarzutów stawianych Wichmanowi przez Ottona I margrabia nie zamierzał jeszcze bardziej narażać się cesarzowi, przyjmując wyzutego z praw banitę. Jego lęk przed gniewem Ottona I nie był bezpodstawny. Od 951 roku Gero stopniowo tracił królewskie poparcie i łaskę, a to z powodu zarówno jego przynależności do saskiej opozycji, jak i z niefortunnych powiązań rodzinnych margrabiego raz powinowactwa z wieloma możnymi niechętnymi Ottonowi I i dynastii saskiej. Gero pozostawał np. związany przysięgą wierności złożonej drugiemu pod względem starszeństwa synowi Ottona I Liudolfowi, a tym samym był zobowiązany wspierać go zbrojnie. (Najstarszym synem Ottona I był Wilhelm, urodził się w 929 roku z jednorocznego małżeństwa przyszłego króla i cesarza z nieznaną z imienia księżniczką stodorańską. Później został on arcybiskupem Moguncji). Tymczasem Liudolf, wówczas księżę Szwabii, wzniecił krwawe powstanie przeciwko ojcu (953–954). Co prawda Gero stanął po stronie króla, ale jego powiązania z Liudolfem wzbudzały nieufność króla. Otton I okazywał Geronowi nieprzychylność (wynikającą z nieufności czy może podszeptów możnych nieprzychylnych margrabiemu?), np. poprzez nieumieszczanie jego imienia na dokumentach (poza jednym razem) czy odsuwanie jego krewnych od funkcji i godności. Jednocześnie władca miał nim cennego wykonawcę polityki wobec Połabian czy wsparcie w trudnych dla chwilach – wspomnijmy tylko wyróżniający (po części nawet decydujący o sukcesie Ottona I) się udział Gerona w bitwach pod Augsburgiem przeciwko zbuntowanej armii Liudolfa (sierpień 954 roku), w 955 roku nad rzekami Lech (przeciwko Węgrom) i Reknicą (przeciwko Obodrytom i Wieletom) czy wspomniane wcześniej bitwy na Połabiu. Dlatego Otton I odsuwał Gerona od przywilejów i dworskich zaszczytów, ale jednocześnie pozostawił go na urzędzie, zdając sobie sprawę z walorów i zasług Gerona w walkach przeciwko Połabianom albo obawiając się jego wpływów. Margrabia wiedział, że stąpa po kruchym lodzie i nie zamierzał się pogrążyć, udzielając schronienia Wichmanowi.
Podstawą innej ciekawej teorii jest fakt, że syn Gerona o imieniu Zygfryd (nie mylić z jego bratankiem o tym samym imieniu) był ożeniony z siostrą Wichmana. Margrabia miał więc odesłać banitę do Redarów, by uchronić go przed niechybnym sądem Ottona I. Ale są też głosy uwypuklające inny istotny element (przychylam się do jego znaczenia): Gero doskonale wiedział o ciężkich walkach Mieszka I z federacją Wieletów i upatrzył w tym szansę na osłabienie piastowskiego księcia. Wysłał Wichmana do Redarów, licząc na to, że sławny rebeliant wraz z towarzyszącą mu grupką saskich wojowników wzmocni Wieletów w ich bojach z Mieszkiem I. Słowem, Gero upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: nie naraził się Ottonowi I (odmawiając schronienia Wichmanowi) i jednocześnie wzmocnił siły Wieletów w wojnach z Polską, osięgając strategiczną przewagę pozwalającą mu na taktyczną aktywność. Zaprzątnięty okrutnymi walkami z Wieletami i Wichmanem Mieszko I siłą rzeczy osłabiał drugi piastowski odcinek ekspansji na Połabiu – Łużyce.
Stało się tak, jak zaplanował przebiegły Gero.
Wracając do wspomnianych już walk Mieszka I z Wieletami: przed 963 rokiem poniósł n klęskę w starciu z Wieletami, w tym roku zginął też jego brat. W 963 roku Mieszko ponownie przegrywa bitwę przeciwko Wieletom i Wichmanowi, i to sromotnie, tracąc oprócz wojowników również bogate łupy.
W tym samym czasie Gero zaatakował Łużyce, pokonując wojska łużyckie i wspomagające je oddziały piastowskie (być może również czeskie). Cena triumfu była jednak wysoka. W krwawych bitwach Sasi ponieśli ogromne straty, zginął bratanek Gerona Zygfryd (wyznaczony na następcę margrabiego; jego ojcem chrzestnym był sam Otton I), on sam odniósł na tyle ciężkie rany, że wycofał się z aktywnego życia politycznego i udał się z pielgrzymką do Rzymu. Zmarł w 965 roku. Z punktu widzenia Niemców odniósł wielki sukces – przymusił część Łużyczan i Słupian do uznania niemieckiej zwierzchności i osłabił militarnie Mieszka I. Należy zaznaczyć, że Gero nie narzucił wtedy piastowskiemu władcy żadnego trybutu na rzecz cesarstwa, co niestety nadal pokutuje w literaturze. Nieporozumienie wynika z dosłownej interpretacji zapisu w kronice Thietmara, niezgodnego i błędnego w konfrontacji z przekazem Widukinda. Niewykluczone natomiast, że już wtedy doszło do osobistego spotkania Mieszka I z Geronem. Konsekwencją ich rozmów mogły być późniejsze działania polskiego księcia.
Dla Polski i Mieszka rok 963 był wielce niekorzystny. Piastowie przegrali bitwy na dwóch połabskich odcinkach, stracili wpływy na obszarze co najmniej połowy Łużyc (Chociebuż pozostawał pod polskim panowaniem). Dodatkowo Wolinianie, którzy słusznie uważali, że ekspansja Mieszka I będzie skierowana także na ich ziemie, zawarli przeciw niemu sojusz wojskowy z Wieletami. Piastowski księżę miał jeszcze jednego groźnego przeciwnika.
Mieszko I stanął w obliczu poważnych problemów, niwelujących nie tylko plany ekspansyjne, lecz także zagrażających egzystencji Polski. Co jeśli Wieleci, Wolinianie i Wichman, uskrzydleni zwycięstwami, najadą zbrojnie państwo? Co jeśli Niemcy, tutaj głównie sascy feudałowie, zachęceni triumfami Gerona nabiorą apetytu na przekroczenie Odry? Polski władca musiał podjąć natychmiastowe i skuteczne kroki. Tak też zrobił. Patrząc z perspektywy czasu, teoretycznie Mieszko I miał dwie możliwości. Cofanie się w głąb Polski, co oznaczałoby nie tylko kres procesu tworzenia państwa i upadek wszelkich aspiracji dynastycznych, lecz także upadek kraju, lub zawarcie ugody z jednym z przeciwników – Wieletami, Wolinianami i nadal aktywnym pośród nich Wichmanem (czyli Połabianami i Pomorzanami z ujścia Odry) lub Niemcami. Należy jeszcze wspomnieć o Czechach, południowo-zachodnim sąsiedzie Polski. Był to kraj już chrześcijański, podległy cesarstwu (tzn. m.in. mogący liczyć na zbrojne wsparcie Niemców), posiadający znaczny potencjał militarny pod względem liczby wojowników i jakości uzbrojenia (ciężkozbrojna jazda), panujący nad ziemią krakowską i Śląskiem oraz nieskrywający ambicji ekspansyjnych w kierunku Połabia (ziemia Milczan z Budziszynem, ziemia Głomaczy z Miśnią, niesprecyzowane plany wobec Łużyc), utrzymujący stosunki z Stodoranią i niedawny (najpóźniej do 954 roku) sojusznik Wieletów (Redarów). Słowem, sąsiad silny i wpływowy, który mógł stanowić dla Polski wielkie zagrożenie.
Mieszko I zdecydował się na współpracę z cesarstwem (Ottonem I), jednoczesne tajne rozmowy z feudałami z saskiej opozycji oraz na sojusz z Czechami. Jednak do realizacji tego zamiaru droga była daleka. Podstawą działań polskiego księcia były wspomniane wypadki związane z walkami o Łużyce przeciwko Geronowi. Niewykluczone, że doszło między nimi do dalszych ustaleń. W ich wyniku być może margrabia podjął się pośredniczenia w rozmowach między Ottonem I a Mieszkiem I w sprawie zawarcia polsko-niemieckiego porozumienia, a co najmniej je zainicjował. Mogło się to stać najpóźniej przed końcem 963 roku lub na początku roku następnego, Gero mógł się rozmówić z Ottonem I w Rzymie. W dalszym rozwoju sytuacji Gero nie odegrał już żadnej roli – zmarł 20 maja 965 roku po powrocie z Rzymu. W tym czasie trwały już intensywne pertraktacje polsko-niemieckie, zmierzające do sfinalizowania, prowadzone za pośrednictwem czeskiego księcia Bolesława I Srogiego.
Układ z Mieszkiem I dawał Ottonowi I strategiczną przewagę w walce z Wieletami, czynił z piastowskiego księcia potencjalnego sojusznika i otwierał możliwość uzyskania trybutu z ziem połabskich zajętych przez Polskę. Dodatkowo Otton I widział w Mieszku I idealnego sprzymierzeńca przeciw pozostającym w opozycji feudałom saskim. Był jednak pewien istotny szkopuł. Otton I jako cesarz zobowiązany do obrony chrześcijaństwa, a i sam kreujący się na krzewiciela chrześcijaństwa na zdobytych ziemiach Połabia, nie mógłby sobie pozwolić na przymierze z pogańskim jeszcze wówczas władcą. Nie udowodnimy tego na podstawie zapisów źródłowych, lecz wnikliwa analiza sytuacji i późniejszego rozwoju wypadków nie pozostawia wątpliwości: siłą rzeczy Otton I nie dał polskiemu księciu wyboru, stawiając mu twardy i niepodlegający dyskusji warunek wstępny wszelkich dalszych układów – przyjęcie chrztu.
Polski księżę zdecydował się wtedy na połączenie koniecznego z pożytecznym. Skutkiem tego było zawarcie w 964, najpóźniej na początku 965 roku sojuszu z chrześcijańskimi wówczas Czechami. Z czeskiej perspektywy porozumienie z Polską było korzystne. Czesi zdawali sobie sprawę tego, że utrzymanie trwałej zwierzchności nad Krakowem i Śląskiem, ziem etnicznie i geopolitycznie przynależnych Polsce, będzie trudne. W tej sytuacji odpowiadało im zaangażowanie Mieszka I nad dolną Odrą i środkowym Połabiem kosztem zaniechania wysiłków na południowej granicy. Należy wymienić następne aspekty sprzyjając polsko-czeskiej współpracy. W obliczu niemieckiej ekspansji Połabianie, szukając pomocy z zewnątrz, naturalnie mogli szukać wsparcia u słowiańskich sąsiadów, Czechów, i w Polsce. Ponadto prawdopodobnie już wtedy zawiązała się wspólnota polsko-czeskich interesów w obliczu druzgoczącej przewagi Niemców. Polska wchodziła na drogę uzależnienia trybutarnego od Niemiec (z ziem Połabia po Wartę) i akceptowania nadrzędnej roli silniejszego partnera w poczynaniach na Połabiu. Czesi, trybutarnie podlegli zwierzchnictwu niemieckich władców, mieli ograniczone możliwości prowadzenia własnej polityki zagranicznej (dopóty ich postępowanie nie kolidowało z interesami ich suwerena, państwa niemieckiego). Dotychczas ich dotychczasowe zaangażowanie na obszarach południowo-wschodniego Połabia, terenach Milczan (Budziszyn) i Łużyczan nie drażniły zbytnio Ottona I, zajętego głównie tłumieniem oporu Redarów. Dopiero częściowy podbój Łużyc w 963 roku przez margrabiego Gerona zaalarmował Czechów.
Aby osłabić cesarstwo reprezentowane przez dynastię Ottonów, zarówno Polska, jak i Czechy szukały porozumienia z przedstawicielami niemieckiej opozycji. Jak wynika z rozwoju późniejszych wypadków, Piastowie i Przemyślidzi niejednokrotnie wiązali się z możnymi feudałami Rzeszy oraz członkami rodu Liudolfingów (chociażby Henryk II Kłótnik, w zmiennych okresach księżę Bawarii) pozostającymi z różnych powodów w opozycji do panującego cesarza Ottona I i jeszcze jaskrawiej – Ottona II i Ottona III. Było zatem wiele wspólnych mianowników, przynajmniej w omawianych tutaj latach, sprzyjających polsko-czeskiej współpracy. Natomiast zupełnie błędne jest założenie, jakoby Mieszko I, zawiązując sojusz z Czechami, chciał rozbić ich przymierze z Wieletami. Pisałem o tym kilkakrotnie w innych publikacjach, jednak to fałszywe mniemanie nadal pokutuje w literaturze. Powtórzę więc zarys zagadnienia.
Po objęciu panowania w Czechach w 935 roku Bolesław I Srogi usiłował zrzucić niemieckie zwierzchnictwo, odmawiając m.in. uiszczania trybutu. Po trwających latami i ze zmiennym szczęściem walkach księżę Czech został ostatecznie pokonany przez Ottona I w 954 roku i przymuszony do zaakceptowania (ponownej) niemieckiej zwierzchności trybutarnej w jej pełnym wymiarze: coroczny trybut i 120 wołów. Od tej pory stał wiernym wasalem Ottona I, oddając mu niemałe (jak na możliwości Czech) posługi militarne – czy to w bitwie na Lechowym Polu w 955 roku przeciwko Węgrom (trzy hufce czeskiej jazdy stacjonujące w Ratyzbonie dokonały masakry uciekających z pola bitwy oddziałów węgierskich), czy w bitwie nad Reknicą w 955 roku przeciwko Obodrytom i Wieletom. Czeski udział w tej batalii wyklucza możliwości zawarcia w tym czasie czesko-wieleckiego przymierza. Bolesław I Srogi jako wasal Ottona I był mu winny całkowite posłuszeństwo (cesarz był znany z niezwykle apodyktycznej natury, przykładem jego stosunek do syna Ottona II). Biorąc pod uwagę to oraz niejednokrotnie podkreślany przez kronikarzy wrogi stosunek cesarza do Wieletów (szczególnie Redarów), jasno wynika, że jakiekolwiek przyjazne kontakty z nimi czeskiego księcia, nie mówiąc już o ściślejszych powiązaniach sojuszniczych, nie byłyby tolerowane przez Ottona I. Podsumowując: w momencie nawiązania stosunków polsko-czeskich nie istniało żadne porozumienie czesko-wieleckie. Udział czeskich wojowników po stronie niemieckiej w rozgromieniu broniących swej wolności Obodrytów i Wieletów w bitwie nad Reknicą nie tylko wykluczał taką możliwość, lecz także sprawił , że Wieleci zapałali nienawiścią do Czechów. Dla Mieszka I była to dodatkowa motywacja sprzymierzenia się z Czechami – nie ich rzekomy, błędnie powtarzany w literaturze rzekomy sojusz z Wieletami, lecz wzajemna nienawiść między nimi.
Ta wielowątkowa zbieżność polskich i czeskich interesów zaowocowała zawarciem przymierza między Mieszkiem I a Bolesławem I Srogim. Czeski księżę, pośrednicząc w rozmowach między Ottonem I a Mieszkiem I, pomógł w skonkretyzowaniu założeń polsko-niemieckiego porozumienia zainicjowanego prawdopodobnie przez Gerona. A ponieważ podstawą podjęcia przez cesarza oficjalnych stosunków z piastowskim księciem była chrystianizacja, rozpoczęły się gorączkowe zabiegi w tej sprawie.
W kwestii przyjęcia chrześcijaństwa Mieszko I był zdany na porady i doświadczenia doradców oraz przyjaciół z własnego otoczenia, a także ludzi z otoczenia czeskiego księcia. Dylematem największej wagi było rozstrzygnięcie, skąd sprowadzić misjonarzy i biskupa. Czechy w tym czasie nie posiadały własnego niezależnego biskupstwa. Praga podlegała kościelnie biskupstwu w Ratyzbonie, należącemu do arcybiskupstwa w Salzburgu. Dzięki czeskim kontaktom można było zwrócić się do ośrodków misyjnych w Bawarii. Drugą możliwością byłoby sprowadzenie do Polski misjonarzy z Saksonii (biskupstwa założone przez nich u Połabian w Brennie i Hobolinie). Mieszko I zdecydował się na współpracę z ośrodkami misyjnymi z południowych Niemiec, pomijając kler z Saksonii.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki