Bolesław Chrobry - Robert Barkowski - ebook

Bolesław Chrobry ebook

Robert Barkowski

0,0
47,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

BOLESŁAW I CHROBRY.

PIERWSZY KRÓL POLSKI

1000 lat temu, prawdopodobnie w Wielkanoc 18 kwietnia 1025 roku w Gnieźnie lub w Poznaniu, Bolesław Chrobry założył na skronie koronę królewską. Ten niezwykle energiczny, ambitny, srogi wobec wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, a zarazem bardzo inteligentny władca wyniósł państwo piastowskie do rangi królestwa. Wprawdzie wkrótce zmarł, ale sięgniecie po koronę miało duże znaczenie prestiżowe dla dynastii Piastów i trwale zapisało się w polskiej tradycji narodowej.

Robert F. Barkowski, pisarz tworzący powieści historyczne oraz popularyzator specjalizujący się w dziejach średniowiecza, stworzył popularną biografię pierwszego króla Polski. Dowiemy się z niej:

  • jak Bolesław sięgnął po władzę, pozbywając się konkurentów z drugiego małżeństwa ojca, Mieszka I;
  • jak sprzymierzył się z najpotężniejszym człowiekiem ówczesnej Europy, cesarzem Otonem III;
  • jak dzielnie i z powodzeniem walczył z jego następcą Henrykiem II oraz innymi sąsiadami, m.in. zdobywając w 1018 roku ruski Kijów ‒ według legendy to tam wyszczerbił swój miecz (nazwany potem Szczerbcem) o Złotą Bramę.

Poznamy go też jako polityka rządzącego państwem twardą ręką, budującego grody i kościoły, bijącego monety oraz od strony prywatnej ‒ nie wszyscy wiedzą, że miał aż cztery żony i zapewne niejedną nałożnicę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp – od autora

Wstęp – od autora

Na prze­kór wszyst­kiemu i wszyst­kim, pomimo upływu wielu wie­ków, nic Pol­ski nie znisz­czyło. Nie zgła­dziło etnicz­nie, nie wyma­zało z mapy świata, nie wyru­go­wało naro­do­wej i pań­stwo­wej świa­do­mo­ści. Skąd, pomimo wie­lo­krot­nych upad­ków, tra­ge­dii i dra­ma­tów poko­le­nia Pola­ków od ponad tysiąca lat czer­pały (i czer­pią na­dal) moc, natchnie­nie i nie­ugiętą, bez­kom­pro­mi­sową wolę do walki pol­skość, nie­za­wi­słość, suwe­ren­ność i wol­ność? Źró­dło naszej pań­stwo­wo­ści wypły­nęło z dzia­łal­no­ści pierw­szych wład­ców z rodzi­mej, pia­stow­skiej dyna­stii: Sie­mo­wita, Lestka, Sie­mo­my­sła i Mieszka I. Zaś syn Mieszka I, Bole­sław I Chro­bry, utrwa­lił dąże­nia swych poprzed­ni­ków, two­rząc kró­le­stwo Pol­ski. Poko­nał cesa­rza nie­miec­kiego Hen­ryka II i władcę Rusi Kijow­skiej Jaro­sława I Mądrego, uni­ce­stwia­jąc tym nie­miecko-ruskie klesz­cze, które w póź­niej­szych wie­kach nie­ustan­nie dążyć będą do zgnie­ce­nia Pol­ski jako narodu i pań­stwa. Swymi czy­nami, zamy­słami i doko­na­niami pozo­sta­wił poko­le­niom wieczny testa­ment: sza­nuj swoją pol­ską toż­sa­mość, mowę ojców i miłość matek, histo­rię kraju, który cię zro­dził, pie­lę­gnuj tra­dy­cję, język i pamięć, nie wyrze­kaj się ziemi, która cię stwo­rzyła i wycho­wała, bądź dumny z boha­ter­stwa swych przod­ków, ucz się na błę­dach. Testa­ment ów jest bez­cza­sową inspi­ra­cją dla wszyst­kich, dla któ­rych poję­cie „Pol­ska” nie jest tylko pustym poję­ciem.

O pierw­szym królu Pol­ski napi­sano już bar­dzo wiele, jed­nak zapewne na­dal będą powsta­wać kolejne publi­ka­cje. Niniej­szą księżkę rów­nież poświę­cono postaci Bole­sława I Chro­brego. Nie jest roz­prawą naukową, tek­stu nie opa­trzono więc przy­pi­sami (jako narzę­dzie pomoc­ni­cze, na końcu książki zamie­ści­łem „Kalen­da­rium z przy­pi­sami” – tabe­la­ryczny spis wyda­rzeń wedle dat, opa­trzo­nych przy­pi­sami). Nie jest to też typowa praca popu­lar­no­nau­kowa, przy­naj­mniej nie w kon­wen­cji, jakiej się trzy­mam przy pisa­niu księ­żek histo­rycz­nych.

Czym zatem jest ta książka? Zacznę przede wszyst­kim od tego, że prze­różne tek­sty zwią­zane bez­po­śred­nio lub pośred­nio z posta­cią Chro­brego i jego cza­sów pisa­łem na prze­strzeni wielu lat – krót­kie notatki, arty­kuły, prze­my­śle­nia, opra­co­wa­nia, książki. Zebrało się tego dużo w moich pry­wat­nych zbio­rach, wybiór­czo wyko­rzy­sty­wane przy oka­zji pisa­nia kolej­nych księ­żek jako mate­riały pomoc­ni­cze. Do tej pory oka­zały się one przy­datne przy wyda­niu dwóch księ­żek popu­lar­no­nau­ko­wych w serii „Histo­ryczne Bitwy” oraz jako dodat­kowa i cenna inspi­ra­cja do pisa­nia powie­ści histo­rycz­nych.

W końcu zde­cy­do­wa­łem się zebrać to wszystko razem w jed­nej księżce, oczy­wi­ście po prze­sia­niu cało­ści. W 2025 roku mija bowiem dokład­nie tysiąc lat od koro­na­cji pierw­szego króla Pol­ski Bole­sława I Chro­brego. Dla mnie to oka­zja do ponow­nego zagłę­bie­nia się w dzieje jed­nego z moich ulu­bio­nych wład­ców.

Moim zda­niem książka jest bio­gra­fią Chro­brego, ale nie­ty­pową, składa się bowiem z wielu ese­jów, spię­tych nawza­jem chro­no­lo­gią. Czy­tel­nicy zna­jący moje dotych­cza­sowe książki wie­dzą, czego można ocze­ki­wać. Przy­stępny język, wartka i zachę­ca­jąca do czy­ta­nia nar­ra­cja łączą dwa cele: przy­jemną lek­turę oraz treść ugrun­to­waną w źró­dłach i opra­co­wa­niach, uka­zu­jącą fascy­nu­jące czasy Pol­ski za pierw­szych Pia­stów. Bo tak naprawdę cho­dzi mi wyłącz­nie o jedno – by zacie­ka­wić Czy­tel­nika naszą histo­rią. Ta moty­wa­cja wynika zaś z mojego oso­bi­stego spoj­rze­nia na dzieje Pol­ski w śre­dnio­wie­czu. Chcę usza­no­wać i pie­lę­gno­wać histo­ryczną tra­dy­cję Pol­ski, respek­to­wać wysi­łek badaw­czy poko­leń wyśmie­ni­tych histo­ry­ków i arche­olo­gów, uwy­pu­klić wspa­niałe doko­na­nia pierw­szych wład­ców z rodzi­mej, pol­skiej dyna­stii Pia­stów oraz uka­zać burz­liwe początki pań­stwa pol­skiego: inte­gra­cję tery­to­rialną ple­mion, chry­stia­ni­za­cję i stwo­rze­nie nie­za­wi­słej od cesar­stwa nie­miec­kiego orga­ni­za­cji kościel­nej, usa­do­wie­nie Pol­ski na poli­tycz­nej are­nie państw i naro­dów śre­dnio­wiecz­nej Europy. Pisa­nie o histo­rii Pol­ski i Sło­wia­nach, tak jak ja to przed­sta­wiam, jest dla mnie jed­no­cze­śnie przy­jem­no­ścią i naka­zem.

Chro­bry był jed­nym z głów­nych boha­te­rów tych wyda­rzeń.

Gdy­bym żył w śre­dnio­wie­czu, pew­nie manierą ówcze­snych kro­ni­ka­rzy i auto­rów żywo­tów zaty­tu­ło­wał­bym tę księżkę Czyny (gesta) Bole­sława Wiel­kiego zwa­nego Chro­brym, króla Pol­ski, władcy Sło­wian.

Rok 967: historyczno-polityczne tło narodzin Bolesława

Rok 967: histo­ryczno-poli­tyczne tło naro­dzin Bole­sława

Przed wie­loma stu­le­ciami śro­dek roz­le­głej kra­iny w środku Europy (obec­nie wschod­nia część Nie­miec) zwano z pol­ska Poła­biem. Zie­mie te roz­cią­gały się mię­dzy Łabą i Soławą (Saale) na zacho­dzie, Odrą i Nysą na wscho­dzie, Bał­ty­kiem na pół­nocy i gra­nicą z Cze­chami na połu­dniu. Zamiesz­ki­wały je liczne ple­miona sło­wiań­skie, egzy­stu­jące poje­dyn­czo lub sku­pione w kil­ku­ple­mien­nych orga­ni­za­cjach poli­tycz­nych, nad któ­rymi rządy spra­wo­wały rodzime dyna­stie kró­lew­skie i księ­żęce (w rozu­mie­niu tra­dy­cji sło­wiań­skiej, bez póź­niej­szej ter­mi­no­lo­gii łaciń­sko-chrze­ści­jań­skiej), wodzow­skie lub elita kapła­nów wie­rzeń przed­chrze­ści­jań­skich. Już od naj­wcze­śniej­szych zapi­sów źró­dło­wych (VI wiek) obszar Poła­bia jawił się jako arena zacię­tych zma­gań wojen­nych – mię­dzyplemiennych, wewnątrz­ple­mien­nych, najaz­dów z zewnątrz. Te burz­liwe dzieje, roz­pa­la­jące wyobraź­nię i namięt­no­ści współ­cze­snego obser­wa­tora, stały się inspi­ra­cją nie­jed­nego dzieła lite­rac­kiego. Z kolei inspi­ra­cją nie­jed­nego współ­cze­snego gło­si­ciela ostrze­żeń i pro­roctw jest los Poła­bia, które upa­dło. Osta­tecz­nie z począt­kiem XIII wieku nabrał roz­pędu pro­ces zagłady: etnicz­nej, kul­tu­ro­wej, naro­do­wej. Poła­bie zostało zger­ma­ni­zo­wane, sło­wiań­ską lud­ność tubyl­czą zaczęto okre­ślać kul­ty­wo­wa­nym w nie­miec­kiej nomen­kla­tu­rze ter­mi­nem Ger­ma­nia Sla­vica. Był to pierw­szy, a być może jedyny przy­kład w dzie­jach Europy, kiedy cały etnos został w pełni wchło­nięty przez obcą nację. Ponie­waż Poła­bia­nie nie doro­bili się wła­snych kro­ni­ka­rzy, pozo­stały po nich czę­sto ten­den­cyjne zapisy autor­stwa pisa­rzy pocho­dzą­cych z kra­jów sąsied­nich, siłą rze­czy repre­zen­tu­ją­cych nie­przy­chylne i pro­pa­gan­dowe nasta­wie­nie ich moco­daw­ców. Mimo to, a może wła­śnie dla­tego, echa dzie­jów Poła­bia pobrzmie­wają niczym odle­głe baśnie i legendy nazna­czone tra­gi­zmem, emo­cjami i dra­ma­tur­gią. Aby roz­pa­lić wyobraź­nię, przy­wo­łajmy frag­ment lite­rac­kiej fan­ta­zji – prze­peł­nione gory­czą słowa fik­cyj­nego połab­skiego księ­cia: My, Poła­bia­nie, jeste­śmy męż­nym, walecz­nym, dum­nym i wynio­słym ludem. Jeste­śmy liczni i potężni, na lądzie i morzu. Mia­sta roz­le­głe i prze­bo­gate pobu­do­wa­li­śmy, grody warowne dla wro­gów nie­zdo­byte wznie­śli­śmy, świą­ty­nie mocą bogów naokół pro­mie­niu­jące posta­wi­li­śmy. Jeste­śmy ludem wielu ple­mion, ale tej samej tra­dy­cji, wiary, języka i korze­nia. Jeste­śmy Sło­wia­nami, róż­nie przez sąsied­nie potęgi zwa­nymi: połab­scy, nad­łab­scy, Sto­do­ra­nie, Wie­leci, Obo­dryci, Rano­wie, Lutycy, Łuży­cza­nie i inni. Jeste­śmy głu­pim i naiw­nym ludem. Łasi na sre­bro nie­przy­ja­ciół, prze­kupni i pod­stępni. Tępi i głusi na prze­strogi i prze­po­wied­nie. Mor­du­jemy się nawza­jem, zdra­dzamy obo­pól­nie, dla ucie­chy i korzy­ści innych. Ule­gamy chy­tro­ści okrut­nych sąsia­dów, dep­czemy wiarę przod­ków, ule­ga­jąc przed nowym, obcym bogiem. Wytę­piamy się na nasze wła­sne życze­nie, z wła­snej woli. Bo nie potra­fimy się zjed­no­czyć […] (frag­ment powie­ści histo­rycz­nej Roberta F. Bar­kow­skiego Włócz­nia Chro­brego).

Dokład­nie tak się stało.

Dla­czego tyle o Poła­biu, skoro książka trak­tuje o władcy Pol­ski? Prze­cież eks­pan­sja tery­to­rialna roz­po­częta w dru­giej poło­wie IX wieku przez Sie­mo­wita, pra­pra­dziada Bole­sława I Chro­brego, roz­prze­strze­niała się we wszyst­kich kie­run­kach od sie­dziby pia­stow­skiego rodu w Gie­czu niczym wzbu­rzony krąg wodny? Oczy­wi­ście w odpo­wied­nim miej­scu nar­ra­cji będą docho­dziły ele­menty zaan­ga­żo­wa­nia Mieszka I i Bole­sława Chro­brego na innych odcin­kach. A jed­nak wcze­sno­pia­stow­skie dzieje na róż­nych płasz­czy­znach naj­sil­niej były powią­zane z histo­rią Poła­bia. Pol­ska aktyw­nie uczest­ni­czyła bowiem w pro­ce­sach poli­tycz­nych, które zade­cy­do­wały o losie tej kra­iny, i na odwrót – los Poła­bia wpły­nął na dzieje Pol­ski. To z kolei odci­snęło trwałe piętno na losach naszego kraju, jak rów­nież wyzna­czyło ścieżkę, którą kro­czył tytu­łowy boha­ter książki.

Tu zaczyna się moja opo­wieść.

Wprzód nakre­ślę tło histo­ryczne, kła­dąc nacisk na sytu­ację wewnętrzną Poła­bia oraz sąsied­nie kraje uwi­kłane w opa­no­wa­nie tej kra­iny lub jej czę­ści.

Zamiesz­kane przez ple­miona Sło­wian zachod­nich Poła­bie było podzie­lone tery­to­rial­nie na orga­ni­za­cje poli­tyczne. W pół­nocno-zachod­niej czę­ści domi­no­wało księ­stwo Obo­dry­tów. Środ­kową, pół­nocno-wschod­nią i wschod­nią część tych ziem zasie­dlały ple­miona Wie­le­tów ze sto­licą w Bren­nie – to tam zasia­dali przed­sta­wi­ciele dyna­stii kró­lew­skiej, pod któ­rej były zjed­no­czone pier­wot­nie ple­miona wie­lec­kie. W któ­rymś momen­cie histo­rii (około 880 roku) nastą­pił podział na dwa odłamy. Nie znamy przy­czyny i prze­biegu wypad­ków, w sfe­rze real­nych domy­słów leży przy­pusz­cze­nie, że do roz­łamu mogło dojść na tle reli­gij­nym. Człon­ko­wie dyna­stii panu­ją­cej wraz z moż­nymi wsku­tek kon­tak­tów z przed­sta­wi­cie­lami kró­le­stwa Fran­ków Wschod­nich zza Łaby z róż­nych powo­dów ule­gali wpły­wowi reli­gii chrze­ści­jań­skiej. Póź­niej, pod wpły­wem najazdu Niem­ców od 929 roku, władcy Brenny wraz z grupą sto­do­rań­skiej elity przy­jęli chrze­ści­jań­stwo, zaś ich pod­dani pozo­stali w wie­rze przod­ków. Nastą­pił roz­łam na dwa wie­lec­kie odłamy.

Pierw­szym było księ­stwo Sto­do­ra­nii z naj­więk­szymi gro­dami w sto­łecz­nej Bren­nie (nie­miec­kie Bran­den­burg an der Havel, w star­szej lite­ra­tu­rze pol­skiej rów­nież Bra­ni­bór), Spę­do­wie (nie­miec­kie Span­dau, obec­nie jedna z zachod­nich czę­ści Ber­lina), Pod­stu­pi­nie (nie­miec­kie Pots­dam), Hobo­li­nie (nie­miec­kie Havel­berg). Sto­do­ra­nom pod­le­gały poli­tycz­nie rów­nież dwa duże ple­miona (mniej­sze pomi­niemy) osia­dłe kolejno na wschód od księ­stwa: Szpre­wa­nie z głów­nym gro­dem w Kopa­niku (nie­miec­kie Köpenick, obec­nie jedna ze wschod­nich czę­ści Ber­lina) oraz osie­dli po obu stro­nach Odry Lubu­sza­nie z głów­nym gro­dem w Lubu­szu (nie­miec­kie Lebus). Etnicz­nie i języ­kowo Lubu­sza­nom było bli­żej do ple­mion wiel­ko­pol­skich, takich jak Pola­nie (nie­gdyś Odra nie dzie­liła ple­mion, lecz na wielu odcin­kach łączyła).

Dru­gim wie­lec­kim orga­ni­zmem był zwią­zek ple­mion osia­dłych na pół­nocno-wschod­nim obsza­rze Poła­bia. Wio­dące pozo­sta­wały cztery z nich: Reda­ro­wie (sto­lica w Rado­gosz­czy ze świą­ty­nią naczel­nego bóstwa Swa­ro­życa), Tolę­ża­nie, Czrez­pie­nia­nie i Chy­ża­nie (dwa ostat­nie z por­tami nad Bał­ty­kiem).

Aby uwzględ­nić zarówno wie­lecką pier­wotną jed­ność etniczną obu odła­mów, jak i odróż­nić wyni­kłą z odręb­no­ści poli­tycz­nej, w dal­szej czę­ści publi­ka­cji będę uży­wał nazw: dla jed­nych księ­stwo Sto­do­ra­nii, wie­lecka Sto­do­ra­nia lub Sto­do­ra­nia, dla dru­gich fede­ra­cja Wie­le­tów, fede­ra­cja wie­lec­kich Luty­ków, fede­ra­cja Reda­rów, fede­ra­cja Luty­ków.

Poza księ­stwami Obo­dry­tów i Sto­do­ran oraz fede­ra­cją Luty­ków Poła­bie zamiesz­ki­wały rów­nież ple­miona na tyle duże i silne, że wystę­po­wały jako poje­dyn­cze jed­nostki: Wkrza­no­wie ze sto­licą w Przę­cła­wie nad Wkrą (nie­miec­kie Pren­zlau, wedle wszel­kich wska­zań arche­olo­gicz­nych nale­żał do nich rów­nież pier­wot­nie Szcze­cin), Łuży­cza­nie z gro­dami w Cho­cie­bużu (nie­miec­kie Cot­t­bus), Gubi­nie (nie­miec­kie Guben), Dobrym Ługu i Lubu­szy (nie mylić z Lubu­szem), Mil­cza­nie z sto­łecz­nym gro­dem w Budzi­szy­nie (nie­miec­kie Baut­zen), Gło­ma­cze ze sto­licz­nym gro­dem w Ganie (w pobliżu dzi­siaj nie­miec­kiego Stau­chitz), Rano­wie na Rugii oraz ple­miona serb­skich Poła­bian (np. Chu­dzicy) osia­dłe w dorze­czach Muldy i Soławy (nie­miec­kie Saale) na wschód od Gło­ma­czy i połu­dnie Sto­do­ranii.

Od połu­dnia Poła­bie gra­ni­czyło z Cze­chami, od zachodu z Niem­cami, od pół­nocy przez Bał­tyk z Danią, od wschodu z Pol­ską. Wszy­scy sąsie­dzi tej kra­iny dążyli do zapa­no­wa­nia nad jej czę­ścią lub cało­ścią. Na tym tle starły się inte­resy Niem­ców i Pia­stów.

Hen­ryk I Ptasz­nik, pierw­szy saski król Fran­ków Wschod­nich, ini­cju­jący w 919 roku rządy nowej dyna­stii, w 929 roku roz­po­czął zakro­jony na sze­roką skalę najazd na całe Poła­bie, dając począ­tek nie­miec­kiej eks­pan­sji. Wskażę na ważny aspekt zwią­zany z nie­miecką poli­tyką, zarówno zewnętrzną, jak i wewnętrzną, istotny ele­ment nie tylko wyja­śnia­jący pod­łoża i przy­czyny wyda­rzeń, lecz także pozwa­la­jący lepiej zro­zu­mieć zawi­ło­ści poli­tyki, dyplo­ma­cji, zależ­no­ści reli­gij­nych i wojen na Poła­biu z udzia­łem samych Poła­bian, Pol­ski, Niem­ców i Cze­chów. Zacznę od wska­za­nia zmiany w nasta­wie­niu do Sło­wian połab­skich.

Od cza­sów Karola Wiel­kiego władcy karo­liń­scy usi­ło­wali narzu­cić orga­ni­za­cjom sło­wiań­skim roz­cią­ga­jące się na wschód od pań­stwa Fran­ków Wschod­nich (czyli za Łabą i Soławą) tzw. luźną zależ­ność – cho­dziło naj­wy­żej o skła­da­nie nomi­nal­nych try­bu­tów i obo­wią­zek mili­tar­nego wspar­cia. Z nie­któ­rymi zawie­rano nawet cza­sowe soju­sze (przy­kła­dem pakt Karola Wiel­kiego z Obo­dry­tami prze­ciwko Sasom). Sło­wia­nom pozo­sta­wiono auto­no­mię – na ich zie­miach pano­wali rodzimi ksią­żęta pro­wa­dzący wła­sną poli­tykę, pozwo­lono na roz­wój orga­ni­za­cji, zacho­wa­nie kul­tury i tra­dy­cji oraz utrzy­ma­nie nie­za­leż­no­ści reli­gij­nej. Nie­jed­no­krot­nie docho­dziło wpraw­dzie do zgrzy­tów koń­czą­cych się jed­no­ra­zo­wymi inter­wen­cjami karo­liń­skich wład­ców lub ich inge­ren­cją w wewnętrzne spory mię­dzy Sło­wia­nami, ale nie naru­szano ich dotych­cza­so­wych swo­bód.

Taki stan rze­czy zmie­nił się dia­me­tral­nie z chwilą doj­ścia do wła­dzy dyna­stii saskiej w 919 roku. Nale­żący do niej monar­cho­wie, poczy­na­jąc od Hen­ryka I Ptasz­nika, objęli wpraw­dzie wła­da­nie nad kró­le­stwem Fran­ków Wschod­nich (Fran­cia orien­ta­lis), czyli czę­ści wiel­kiego impe­rium Karo­lin­gów ufor­mo­wa­nego tery­to­rial­nie na mocy trak­tatu z Ver­dun (843), ale wraz z nimi nastą­piło usa­mo­dziel­nie­nie się kró­le­stwa Fran­ków Wschod­nich i trans­for­ma­cja w kró­le­stwo nie­miec­kie (regnum Teu­to­ni­cum), któ­rego rdzeń two­rzyły tereny naj­waż­niej­szych ple­mion ger­mań­skich (Sak­so­nia, Bawa­ria, Fran­ko­nia, Turyn­gia, Szwa­bia). Jed­no­cze­śnie kró­lo­wie sascy wyzna­czyli sobie inne cele i zada­nia, groźne dla Poła­bian. W 929 roku Hen­ryk I Ptasz­nik roz­po­czął nie tylko zakro­jony na sze­roką skalę pod­bój Sło­wian, lecz także narzu­cał im o wiele cięż­sze try­buty niż dotych­czas Karo­lin­go­wie. Ponadto, co bar­dzo ważne, roz­po­czął budowę nowej struk­tury admi­ni­stra­cyjno-mili­tar­nej na pod­bi­tych tere­nach – na nie­miec­kiej gra­nicy wschod­niej (wtedy Łaba i Soława) stwo­rzono obszary zwane lega­cjami. Z kró­lew­skiego nada­nia zarzą­dzali nimi legaci mający pre­ro­ga­tywy mili­tarne prze­wyż­sza­jące moż­li­wo­ści gra­fów. Były to zarodki powsta­łych póź­niej na tere­nie Poła­bia nie­miec­kich mar­chii. Cho­ciaż w cza­sach pod­bo­jów Hen­ryka I zary­so­wały się już nowe formy orga­ni­za­cji pod­po­rząd­ko­wa­nych tere­nów sło­wiań­skich, to pozo­sta­wiono Sło­wianom wewnętrzną auto­no­mię wraz z lokal­nymi struk­tu­rami wła­dzy (ksią­żęta, wodzo­wie, rady star­szych). Nie pod­jęto wtedy jesz­cze pro­gramu chry­stia­ni­za­cji Poła­bia, Hen­ryka I inte­re­so­wały przede wszyst­kim korzy­ści mate­rialne (try­but). Mimo to Sło­wianie połab­scy natych­miast przy­stą­pili do obrony zagro­żo­nej wol­no­ści.

W 936 roku następcą Hen­ryka został jego syn Otton I, który ener­gicz­nie przy­stą­pił do reali­za­cji dwóch pod­sta­wo­wych zamie­rzeń na Poła­biu w nastę­pu­ją­cej kolej­no­ści: cał­ko­wi­tego ujarz­mie­nia ple­mion sło­wiań­skich oraz pozba­wie­nia ich dotych­cza­so­wej auto­no­mii, tzn. likwi­da­cji sło­wiań­skich orga­ni­zmów poli­tycz­nych łącz­nie z prze­wod­nią rolą rodów ksią­żę­cych i wodzow­skich, oraz bez­względ­nej chry­stia­ni­za­cji. Dla­czego naj­pierw pod­bój, a dopiero po tym chry­stia­ni­za­cja? Z wypo­wie­dzi ówcze­snych kro­ni­ka­rzy obszaru nie­miec­kiego, wyłącz­nie duchow­nych, wyła­nia się pro­gram ide­owy – by wpro­wa­dzić chrze­ści­jań­stwo, nie­zbędne jest uprzed­nie cał­ko­wite poli­tyczne pod­po­rząd­ko­wa­nie Sło­wian.

Reali­zu­jąc te zało­że­nia, Otton I wyko­rzy­stał stwo­rzone przez ojca lega­cje, stop­niowo zamie­nia­jąc je w mar­chie. Na ich czele posta­wił dwóch saskich moż­no­wład­ców. Her­man Bil­lung otrzy­mał nad­zór nad pół­noc­nym Poła­biem – prak­tycz­nie nad całym księ­stwem Obo­dry­tów, leżącą na wschód od nich zie­mią wie­lec­kich Chy­żan oraz kil­koma pomniej­szymi ple­mio­nami osia­dłymi na połu­dnio­wym pogra­ni­czu Obo­dry­tów z Sto­do­ra­nią. Przy­dzie­la­jąc god­no­ści, Otton I nie­jed­no­krot­nie fawo­ry­zo­wał Bil­lunga. W źró­dłach wystę­puje on – w zależ­no­ści od czasu i oko­licz­no­ści – jako prin­ceps mili­tiae (dowódca woj­skowy na Sak­so­nię), pro­cu­ra­tor regis (zastępca króla na Sak­so­nię, trzy­krot­nie w róż­nych latach), dux (księżę) oraz mar­chio (mar­gra­bia). Współ­cze­sna nauka nadała jego mar­chii umowną nazwę Mar­chia Bil­lun­gów, ponie­waż w źró­dłach nie zacho­wało się żadne ade­kwatne okre­śle­nie. Drugi z saskich moż­nych o imie­niu Gero otrzy­mał jako mar­gra­bia w zarząd resztę Poła­bia – śro­dek, pół­nocny wschód i połu­dnie.

Pod feu­dal­nym zwierzch­nic­twem obu mar­gra­biów zna­la­zły się rze­sze saskich moż­nych, gra­fów, ryce­rzy i zwy­kłych wojow­ni­ków uczest­ni­czą­cych w pod­boju Poła­bia. Wyda­wa­łoby się, że Otton I prze­myśl­nie wszystko zor­ga­ni­zo­wał. A jed­nak nie. Rządy króla, póź­niej już cesa­rza, od początku były nazna­czone wal­kami z opo­nen­tami wewnątrz pań­stwa. W róż­nych regio­nach roz­le­głego kró­le­stwa co rusz wybu­chały rebe­lie i powsta­nia. Pominę obszerne opisy walk, takoż ich przy­czyny, prze­bieg i uczest­ni­ków, kon­cen­tru­jąc się na saskiej opo­zy­cji w waż­nym dla roz­wa­żań kon­tek­ście – dla­czego tak duże grono saskich feu­da­łów jaw­nie lub w skry­to­ści sprze­ci­wiało się połab­skiej poli­tyce cesa­rza? A nale­żeli do nich rów­nież wymie­nieni Her­man Bil­lung i Gero, z racji nada­nych im sta­no­wisk oraz god­no­ści winni Otto­nowi I raczej lojal­ność i popar­cie.

Zacznę od wska­za­nia ele­mentu natury prawno-fiskal­nej. Kró­lo­wie nie­mieccy od początku bory­kali się z pozy­ska­niem środ­ków pie­nięż­nych nie­zbęd­nych do pomyśl­nego pro­wa­dze­nia ich poli­tyki, co wyni­kało z obo­wią­zu­ją­cego prawa. Władca nie mógł pobie­rać podat­ków wewnątrz kró­le­stwa, był zdany jedy­nie na zysk z wła­snych dóbr kró­lew­skich (alo­dium), dóbr kościel­nych oraz cła. Zupeł­nie ina­czej przed­sta­wiała się sytu­acja na pod­bi­tych tere­nach Poła­bia, w mar­chiach – cała tam­tej­sza zie­mia i lud znaj­do­wały się pod bez­po­śred­nią wła­dzą monar­chy. Tak inter­pre­to­wał to Otton I. Innymi słowy, uwa­żał on Poła­bie za kró­lew­ską wła­sność. Stam­tąd czer­pał środki potrzebne mu do reali­za­cji pla­nów i utrzy­ma­nia pozy­cji suwe­rena nad innymi. Na try­buty z mar­chii skła­dały się m.in.: pie­nią­dze, sre­bro, zboże, miód, futra, zwie­rzyna hodow­lana, wyroby rze­mieśl­ni­cze i tkac­kie oraz zyski z han­dlu nie­wol­ni­kami. Wyzna­czeni przez króla mar­gra­bio­wie, gra­fo­wie oraz dowódcy poszcze­gól­nych nie­miec­kich gro­dów na Poła­biu (bur­gra­bio­wie, zwani daw­niej mur­gra­biami) czu­wali nad stałą dostawą tych dóbr do kró­lew­skiej kasy. To rodziło sprze­ciw, ponie­waż sami chcieli mieć więk­szy udział w zyskach, szcze­gól­nie z han­dlu nie­wol­ni­kami. Nie akcep­to­wali pomy­słu, że Poła­bie jest wła­sno­ścią kró­lew­ską.

Nie­chęć i opór do króla rosły, gdy władca zaczął osa­dzać na Poła­biu wier­nych i lojal­nych mu moż­nych z innych czę­ści kró­le­stwa, obcych tra­dy­cyj­nym rodom saskim. Sytu­acja zaczęła się jesz­cze bar­dziej kom­pli­ko­wać wraz z nara­sta­jącą bez­względ­no­ścią Ottona I wobec auto­no­mii Poła­bian. W grun­cie rze­czy król chciał wyple­nić wszyst­kie lokalne struk­tury wła­dzy. Przy­kła­dem posel­stwo Obo­dry­tów i Wie­le­tów do masze­ru­ją­cego prze­ciwko nim na czele wiel­kiej armii Ottona I pod­czas powsta­nia Sło­wian połab­skich w 955 roku. Wysłan­nicy wyło­żyli kró­lowi ich punkt widze­nia: są gotowi skła­dać mu narzu­cone try­buty, jeżeli pozo­stawi im wol­ność poli­tyczną (liber­tas) i zachowa rodzime struk­tury wła­dzy (domi­na­tio regio­nis). W prze­ciw­nym razie będą wal­czyć zbroj­nie o zacho­wa­nie nie­za­wi­sło­ści. Sak­soń­scy mar­gra­bio­wie, bur­gra­bio­wie i gra­fo­wie dzia­ła­jący w nie­miec­kich mar­chiach Poła­bia widzieli w tym kolejny ele­ment inspi­ru­jący ich do oporu prze­ciw kró­lowi.

Efek­tem nie­ugię­to­ści Ottona I i woli Poła­bian do zacho­wa­nia nie­za­wi­sło­ści (przy­naj­mniej w ogra­ni­czo­nym try­bu­tami zakre­sie) były nie­ustanne zma­ga­nia zbrojne. Wojny były krwawe, bru­talne i wynisz­cza­jące dla obu stron. Poszcze­gólne bata­lie wygry­wała raz jedna, raz druga strona, jed­nak w sumie Niemcy odno­sili coraz trwal­sze suk­cesy (aż do powsta­nia Sło­wian połab­skich w 983 roku). Jed­nak cię­żar tych kon­flik­tów – cho­dzi zarówno o koszty finan­sowe, jak i ofiary – po stro­nie nie­miec­kiej pono­sili sascy feu­da­ło­wie. Z postę­po­wań Her­mana Bil­lunga, mar­gra­biego Dytryka Hal­den­sle­bena (Die­trich von Hal­den­sle­ben) i innych wyni­kało, że woleli się ukła­dać z miej­sco­wymi sło­wiań­skimi ośrod­kami wła­dzy, by jed­no­cze­śnie czer­pać zyski z uci­ska­nia lud­no­ści.

Tym spo­so­bem za pano­wa­nia Ottona I powstała silna opo­zy­cja saskich feu­da­łów. Istot­nym źró­dło­wym potwier­dze­niem na jej ist­nie­nie są nekro­logi w księ­dze zmar­łych Bil­lun­gów spi­sy­wa­nej przy klasz­to­rze św. Michała w Lüneburgu, fun­da­cji rodu. Są w niej zapi­sane nie tylko imiona człon­ków rodu, lecz także saskich feu­da­łów zwią­za­nych z Bil­lun­gami i sprzy­ja­ją­cych im poli­tycz­nie, pomięto zara­zem ich prze­ciw­ni­ków, czyli ludzi lojal­nych wobec Ottona I i jego następ­ców. Z lek­tury tych doku­men­tów możemy się dowie­dzieć, jak roz­le­gła i róż­no­rodna była ta opo­zy­cja, zarówno ilo­ściowo, jak i jako­ściowo. Two­rzyli ją feu­da­ło­wie powią­zani z Bil­lun­gami wię­zami rodzin­nymi lub wyni­ka­ją­cymi z powi­no­wac­twa, do tego docho­dziły inne możne rody Sak­so­nii, które w nie­da­le­kiej przy­szło­ści na różne spo­soby zwią­zali się z Pia­stami. Na liście zna­leźli się rów­nież zagra­niczni władcy, w tym Bole­sław I Chro­bry, zabra­kło nato­miast króla i cesa­rza Hen­ryka II.

Czas przejść do poczy­nań Pol­ski.

Sie­mo­wit, Lestek, Sie­mo­mysł – trzej kolejni władcy z rodzi­mej, sło­wiań­skiej dyna­stii Pia­stów two­rzyli Pol­skę. Roz­po­czy­na­jąc eks­pan­sję tery­to­rialną z rodo­wego Gie­cza na Wyży­nie Gnieź­nień­skiej, przy­łą­czali do swo­jego władz­twa kolejne tery­to­ria: sku­pi­sko gro­dów mię­dzy Wartą a Wełną, Kujawy, zachod­nią Wiel­ko­pol­skę, grody gra­niczne z Pomo­rzem na linii Noteci, Pomo­rze środ­kowe z Koło­brze­giem i Bia­ło­gar­dem, roz­ło­żoną po obu stro­nach Odry zie­mię lubu­ską z naczel­nym gro­dem Lubu­szem, Mazow­sze, zie­mię kali­ską, zie­mię san­do­mier­ską uszczk­niętą z obszaru byłego pań­stwa Wiślan, sze­roko rozu­miane tereny Lędzian, pół­nocne obrzeża ple­mion ślą­skich, wschod­nie czę­ści ple­mion Wkrza­nów i Łuży­czan na Poła­biu oraz na koniec Pomo­rze wschod­nie (nad­wi­ślań­skie). W zdo­by­ciu tej ostat­niej kra­iny i zało­że­niu grodu Gdańsk uczest­ni­czył już syn i następca Sie­mo­mysła Mieszko I. Zasiadł­szy po śmierci ojca samo­dziel­nie na pia­stow­skim tro­nie w dru­giej poło­wie lat pięć­dzie­się­tych X wieku, kon­ty­nu­ował pod­boje. Kie­ro­wał się wyzna­czo­nymi i utar­tymi przez przod­ków para­dyg­ma­tami poli­tyki pia­stow­skiej, sto­su­jąc te same metody i dzia­ła­nia. Przy­świe­cały mu dwa pod­sta­wowe cele.

Pierw­szym było ujarz­mie­nie ple­mion wywo­dzą­cych się ze wspól­nego korze­nia etnicz­nego i języ­ko­wego, powią­za­nych tą samą tra­dy­cją, oby­cza­jami i wie­rze­niami. Po wyeli­mi­no­wa­niu lokal­nych struk­tur wła­dzy gwa­ran­to­wało to trwa­łość pod­boju i szyb­kie roz­cią­gnię­cie zwierzch­nic­twa nad zaję­tymi tere­nami. Nauka ugrun­to­wała dla tych ple­mion nazwę Sło­wia­nie zachodni, zaś dla języka zbior­cze poję­cie dwóch grup, lechic­kiej i cze­sko-sło­wac­kiej. Według lin­gwi­stów do grupy lechic­kiej zali­cza się pod­grupy (w nawia­sach dia­lekty i gwary): pol­ski (wielkopol­ski, małopol­ski, mazo­wiecki, lędziań­ski, ślą­ski), pomor­ski (kaszub­ski, sło­wiń­ski, zachodniopomor­ski), dzi­siaj uwa­żany za wymarły połab­ski (wie­lecki, sto­do­rań­ski, obo­drzycki, rugij­ski, drze­wiań­ski, łużycki). Zali­czany do pod­grupy połab­skiej język łużycki czę­ściowo na­dal jest kul­ty­wo­wany na szcząt­ko­wym obsza­rze daw­niej­szych Łużyc, czyli dzi­siej­szych tere­nach zwane Lau­sitz, któ­rych miesz­kańcy są uwa­żani za mniej­szość naro­dową.

Drugą przy­czyną eks­pan­sji Pia­stów były względy eko­no­miczne. Roz­ra­sta­jąca się tery­to­rial­nie monar­chia wyma­gała ogrom­nych środ­ków – do opła­ce­nia zastę­pów dru­żyn wojow­ni­ków, rodzi­mych i najem­nych, poboru i szko­le­nia roz­ra­sta­ją­cych się sił zbroj­nych nie­zbęd­nych dla pro­wa­dze­nia eks­pan­syj­nej poli­tyki, ich uzbro­je­nia i upo­sa­że­nia tychże wojow­ni­ków, zapew­nia­nia utrzy­ma­nia ich rodzi­nom. Ponadto władca musiał zgro­ma­dzić wokół sie­bie i zapew­nić lojal­ność roz­ma­itych krę­gów ówcze­snej elity spo­łe­czeń­stwa: wodzów, kapła­nów, wpły­wo­wych moż­nych. Wresz­cie – nale­żało utrzy­my­wać dwór panu­ją­cego na wybi­ja­ją­cym się ponad ogół pozio­mie. To wszystko wyma­gało nie­ustan­nego napływu dóbr mate­rial­nych. Czer­pano je z danin i try­bu­tów, napa­dów i gra­bieży, wyzy­sku pracy nie­wol­ni­ków, posług narzu­co­nych niż­szym war­stwom pod­da­nych, sprze­daży jeń­ców, han­dlu towa­rami i wyro­bami rodzi­mej pro­duk­cji. Ale to było o wiele za mało, aby zapew­nić trwałą sta­bil­ność. W tam­tych cza­sach zyski pomna­żał ten, kto kon­tro­lo­wał ważne szlaki han­dlowe, czyli pano­wał nad leżą­cymi na nich węzło­wymi ośrod­kami. W zasięgu kie­run­ków eks­pan­sji Mieszka I, oczy­wi­ście na okre­ślo­nych odcin­kach uwa­run­ko­wa­nych geo­gra­ficzną bli­sko­ścią, zna­la­zły się trzy takie szlaki:

Via Regia

, pro­wa­dząca z Hisz­pa­nii przez Fran­cję, środ­kowe Niemcy,

połu­dniowe Poła­bie (Miśnia, Budzi­szyn), połu­dniowy Śląsk (Wro­cław), połu­dniową zie­mię kra­kow­ską (Kra­ków)

i lędziań­ską (Prze­myśl, Czer­wień, tzw. Grody Czer­wieńskie) do Kijowa. Dalej nici połą­czeń han­dlo­wych wio­dły do Nowo­grodu, Azji, Kon­stan­ty­no­pola i kali­fatu w Damaszku;

Via Impe­rii

, pro­wa­dząca z Włoch przez Alpy, połu­dniowe Niemcy, Cze­chy,

połab­skie zie­mie Mil­czan (Budzi­szyn, Zgo­rze­lec) i Łuży­czan (Cho­cie­buż) do Szcze­cina i Wolina na Pomo­rzu nad­odrzań­skim

;

Szlak pro­wa­dzący z Nie­miec przez Mag­de­burg,

Sto­do­ra­nię na środ­ko­wym Poła­biu (Brenna, Spę­dowo, Kopa­nik)

i Lubusz do gro­dów Wiel­ko­pol­ski.

Mieszko I trzy­mał pie­czę jedy­nie nad dwoma gra­nicz­nymi węzłami: Lubu­szem na zacho­dzie i Gro­dami Czer­wień­skimi na połu­dnio­wym wscho­dzie. Prio­ry­te­tem było zdo­by­cie pano­wa­nia nad zie­mią ślą­ską i kra­kow­ską (Wro­cław i Kra­ków na Via Regia), Łuży­cami, Miśnią i Mil­skiem na Poła­biu (Cho­cie­buż, Budzi­szyn i Zgo­rze­lec na Via Impe­rii, a także Budzi­szyn i Miśnia na Via Regia), Sto­do­ra­nią na Poła­biu (Kopa­nik, Spę­dowo i Brenna na szlaku Mag­de­burg–Wiel­ko­pol­ska) oraz zie­mią Wkrza­nów i Pomo­rzem nad­odrzań­skim (Szcze­cin i Wolin na Via Impe­rii). Nie­które z gro­dów miały szcze­gólne zna­cze­nie, ponie­waż leżały na prze­cię­ciu dwóch lub wię­cej szla­ków. Kra­ków umoż­li­wiał han­del z Pragą i cen­trum gro­dów pia­stow­skich na Wyży­nie Gnieź­nień­skiej (Gnie­zno, Giecz, Poznań i stam­tąd do Gdań­ska). Budzi­szyn znaj­do­wał się na prze­cię­ciu Via Regia i Via Impe­rii. Wolin był naj­więk­szym mia­stem por­to­wym Bał­tyku, prze­wyż­sza­ją­cym zna­cze­niem, wiel­ko­ścią i obro­tem han­dlo­wym nawet duń­skie Haithabu (Hedeby). Stam­tąd wio­dły mor­skie drogi han­dlowe do: Nowo­grodu, Szwe­cji, wysp duń­skich, rań­skiej Rugii i por­tów obo­dryc­kich. Z Brenny oprócz bli­skiego połą­cze­nia z Mag­de­bur­giem pro­wa­dziły szlaki do Sak­so­nii i księ­stwa Obo­dry­tów.

Chcąc kon­ty­nu­ować poli­tykę przod­ków, Mieszko I pod­jął się ambit­nego zada­nia. Stąd pierw­sze zapisy źró­dłowe: walki na Poła­biu z Wie­le­tami, Niem­cami na Łuży­cach i ziemi Wkrza­nów, Pomo­rza­nami w ujściu Odry, Rusami na ziemi Lędzian, wojna z Cze­chami o Śląsk i Kra­ków. Z cza­sem do ojca dołą­czył jego syn, waleczny Bole­sław Chro­bry.

Obfi­tu­jące w wyda­rze­nia lata 963–967 (poprze­dza­jące naro­dziny tytu­ło­wego Bole­sława) oka­zały się brze­mienne w skutki dla dzie­jów Pol­ski. Roz­po­częta jesz­cze przez przod­ków Mieszka I eks­pan­sja na zachód od Odry i do jej ujścia eks­plo­do­wała w tym cza­sie wie­loma krwa­wymi bitwami z udzia­łem wojsk pia­stow­skich. Nie­które ple­miona połab­skie sta­wiły zde­cy­do­wany opór polań­skim wojom (podob­nie Pomo­rza­nie nad­odrzań­scy), inne z kolei zawie­rały z nimi soju­sze. W ten kon­tekst wpi­sują się wojny Mieszka I z Wie­le­tami i prze­by­wa­ją­cym u nich saskim rebe­lian­tem Wich­ma­nem, Woli­nia­nami oraz kon­takty z mar­gra­bią saskim Gero­nem. Na tle tych wyda­rzeń Pol­ska po raz pierw­szy zaist­niała na stro­ni­cach kro­nik i rocz­ni­ków (łaciń­skich oraz jed­no­ra­zowo arab­skiej): kil­ka­krotna mili­tarna pomoc połab­skim Wkrza­nom prze­ciwko najaz­dom Niem­ców (przed 963 rokiem, jesz­cze za pano­wa­nia Sie­mo­my­sła, ojca Mieszka I), walki z połab­skimi Wie­le­tami (prze­grana bitwa przed 963 rokiem, prze­grana bitwa w 963 roku), porażka w zma­ga­niach o część Łużyc prze­ciwko mar­gra­biemu Gero­nowi w 963 roku, począ­tek pol­sko-cze­skiego soju­szu w 964 roku (lub być może kon­ty­nu­acja daw­niej­szych poro­zu­mień), ślub Mieszka I z cze­ską Dobrawą w 965 roku i chrzest Pol­ski rok póź­niej, zwy­cię­ska bitwa Mieszka I z Wie­le­tami, Wich­ma­nem i Woli­nia­nami w 967 roku oraz, w tym samym roku, zaję­cie Wolina i Pomo­rza nad­odrzań­skiego i wresz­cie naro­dziny Bole­sława I Chro­brego, syna Mieszka I i Dobrawy.

Mał­żeń­stwo Mieszka I z cze­ską księż­niczką Dobrawą w 965 roku sta­nowi ważny zwrot w dzie­jach Pol­ski. Można go roz­pa­try­wać z róż­nych punk­tów widze­nia, zajmę się jed­nak naj­istot­niej­szymi dla dal­szych roz­wa­żań.

Mieszko, w poję­ciu ówcze­snego świata chrze­ści­jań­skiego poga­nin, w rozu­mie­niu swych pod­da­nych nie­po­dzielny władca tery­to­rium zamiesz­ka­nego przez ple­miona pol­skie lub posłu­gu­jące się języ­kiem lechic­kim, trwa­jące w odwiecz­nej wie­rze przod­ków. Dla­tego nie­chęt­nie uży­wam ter­minu „poga­nin”, ponie­waż zostało ukute przez samych chrze­ści­jan i nace­cho­wane wtedy pejo­ra­tyw­nie, dekla­su­jące ludzi obra­ca­ją­cych się w odmien­nych krę­gach wyzna­niowo-reli­gij­nych. Pró­bu­jąc spoj­rzeć nie­za­leż­nym okiem, wyznawcy wie­rzeń sło­wiań­skich – przed­chrze­ści­jań­skich – rów­nie dobrze mogliby nie­chęt­nie mówić tak o chrze­ści­janach. I pew­nie tak czy­nili miesz­kańcy przed­chrze­ści­jań­skiej Pol­ski – wpraw­dzie nie mamy na to dowo­dów źró­dło­wych, ale nie­zmien­ność ludz­kiej natury tego nie wyklu­cza. Dla nich to krze­wi­ciele wiary w Chry­stusa byli „poga­nami” – burzy­cie­lami usta­lo­nego porządku, oby­cza­jów i wie­rzeń.

Dobrawa, córka księ­cia cze­skiego Bole­sława I Sro­giego, któ­rego dzia­dek Borzy­woj I przy­jął reli­gię chrze­ści­jań­ską w 884 roku (data nie­pewna, ale uznana przez histo­ry­ków za naj­bar­dziej praw­do­po­dobną).

Mamy zatem począ­tek wszyst­kiego: ślub Mieszka I z Dobrawą w 965 roku, przy­ję­cie przez niego chrze­ści­jań­stwa w 966 roku i naro­dziny ich syna Bole­sława w 967 roku. Począ­tek będący jed­no­cze­śnie zaląż­kiem dal­szych histo­rycz­nych wyda­rzeń, nie­jako ich punk­tem wyj­ścio­wym. Tyle że nie doszło do tego nagle, spon­ta­nicz­nie; nastą­pił splot wielu wyda­rzeń i oko­licz­no­ści. Przyj­rzyjmy się im.

Mieszko I wła­dał już wtedy dużym pań­stwem odzie­dzi­czo­nym po ojcu Sie­mo­my­śle, lud­nym, obfi­tu­ją­cym w dary natury, zdol­nym wysta­wić do boju budzące sza­cu­nek i postrach zastępy wojow­ni­ków. Pano­wał apo­dyk­tycz­nie, co zresztą nie było jego pomy­słem, lecz sys­te­mem prze­ję­tym po poprzed­ni­kach. Nie­któ­rzy histo­rycy nazwali to „monar­chią mili­tarną” – ter­min nieco zamy­dla­jący praw­dziwy stan rze­czy. Bar­dziej ade­kwatne jest okre­śle­nie „dyk­ta­tura mili­tarna”. Pia­sto­wie wła­da­jący Pol­ską przed Miesz­kiem I, a było ich trzech, zapro­wa­dzili po pro­stu bez­względną hege­mo­nię dyna­styczną. Zie­mia i lud były ich wła­sno­ścią, a ich woli nie poda­wano w wąt­pli­wość. Ujarz­mione zawczasu war­stwy zaj­mu­jące się wiarą, kon­tak­tem z siłami nad­przy­ro­dzo­nymi i cele­bro­wa­niem boskich wyro­ków – kapłani, żercy, guśla­rze i im podobni – zostali wprzę­gnięci w ten sys­tem jako ele­ment współ­pra­cu­jący z dyna­stią i posłuszny jej. Kręgi uprzy­wi­le­jo­wane – wodzo­wie, doradcy, człon­ko­wie rodu, naczel­nicy poszcze­gól­nych gro­dów i okrę­gów gro­do­wych, kasta kapłań­ska, wojow­nicy z przy­bocz­nej dru­żyny, jed­nym sło­wem, elity ówcze­snego pań­stwa pia­stow­skiego – były lojalne wobec władcy, cho­ciażby z powodu róż­nych korzy­ści pły­ną­cych z takiej postawy. Nawia­sem mówiąc, ówcze­sna men­tal­ność i mecha­ni­zmy dzia­ła­nia współ­za­leż­no­ści skła­da­ją­cych się na dąże­nia jed­nostki nie zmie­niły się do cza­sów współ­cze­snych i będą wykład­ni­kiem cywi­li­za­cji, dopóki ona ist­nieje. Mieć wię­cej niż inni, żyć lepiej niż sąsie­dzi, czer­pać z przy­jem­no­ści i przy­wi­le­jów – uogól­nia­jąc, jak dotąd się to nie zmie­niło.

Koniecz­nie należy wymie­nić lud pozo­sta­jący w prze­wa­ża­ją­cej liczeb­nie więk­szo­ści do zni­ko­mych grup eli­tar­nych, czyli „nie­uprzy­wi­le­jo­wany” – zwy­kłych kmieci, pro­stych wojow­ni­ków, chło­pów, bart­ni­ków, ryba­ków, rze­sze kobiet wal­czą­cych z nie­mi­ło­sierną udręką codzien­no­ści itp., czyli główny zasób pod­da­nych. Trzy­mano ich w twar­dych i cięż­kich ryzach posłu­szeń­stwa, acz­kol­wiek nie byli nie­wol­ni­kami w dosłow­nym zna­cze­niu tego słowa. Tak stwo­rzony i usta­bi­li­zo­wany apa­rat wła­dzy dawał Miesz­kowi I nie tylko nie­po­dzielną wła­dzę nad wszyst­kim i wszyst­kimi (w obrę­bie gra­nic two­rzo­nej Pol­ski), lecz także jed­no­cze­śnie pozwa­lał mu na reali­za­cję dal­szych zamie­rzeń i pla­nów.

Tereny najeż­dżane przez Pia­stów były zamiesz­kane przez ludy sło­wiań­skie posłu­gu­jące się języ­kami grupy lechic­kiej, mające wspólne tra­dy­cję, zwy­czaje, obrzędy, pie­lę­gno­waną w pamięci prze­szłość – co nie ozna­czało auto­ma­tycz­nie bra­ter­stwa, przy­ja­znych sto­sun­ków, nie mówiąc już o wza­jem­nej (wręcz ilu­zo­rycz­nej) apro­ba­cie złą­cze­nia się pod ber­łem jed­nej dyna­stii. Wręcz prze­ciw­nie. Na każ­dym z wymie­nio­nych tery­to­riów egzy­sto­wały silne ośrodki rodzi­mej wła­dzy ple­mien­nej, wodzow­skiej lub księ­żę­cej (np. fede­ra­cja Wie­le­tów pod egidą Reda­rów, Woli­nia­nie, Szcze­ci­nia­nie, ośro­dek księ­żęcy w Kamie­niu, Sto­do­ra­nia ze sto­licą w Bren­nie, Łużyce, na któ­rych jed­no­cze­śnie usi­ło­wali się usa­do­wić Czesi), wro­gie, nie­przy­chylne lub nie­ufne wobec dra­pież­nego Pia­sta. Pasuje tutaj opi­nia żydow­skiego podróż­nika, kupca i dyplo­maty Ibra­hima ibn Jakuba, który uwa­żał, że nikt nie podo­łałby sile Sło­wian, sko­rych do zaczepki i gwał­tow­no­ści, gdyby nie panu­jąca mię­dzy nimi nie­zgoda wywo­łana podzia­łami.

Śląsk i Kra­ków Mieszko I pozo­sta­wił sobie nie­jako na koniec, kon­cen­tru­jąc się na: Łuży­cach, Mil­sku, Sto­do­ra­nii, Wkrza­nach, Luty­kach i dol­nej Odrze. Można zapy­tać, dla­czego. Jakąś rolę odgry­wał zapewne ele­ment wspól­noty etnicz­nej, ale nie mógł być roz­strzy­ga­jący, bio­rąc pod uwagę wcze­śniej­sze spo­strze­że­nia. Koniecz­ność opa­no­wa­nia ośrod­ków han­dlu i szla­ków komu­ni­ka­cyj­nych była bez wąt­pie­nia istotna – Cho­cie­buż, Budzi­szyn, Wolin, Kopa­nik i Brenna umoż­li­wiały kon­trolę, a tym samym zyski z han­dlu. Podob­nie pomor­ski Wolin. Ale rów­nie dobrze z tych samych powo­dów Mieszko I mógł naj­pierw zaata­ko­wać Kra­ków i Śląsk. Dla­czego wyru­szył naj­pierw na zachód, pół­nocny i połu­dniowy zachód?

Pozwolę sobie na wyra­że­nie wła­snego domy­słu, który wie­lo­krot­nie już przed­sta­wia­łem w szer­szej lub skrom­niej­szej for­mie w moich poprzed­nich publi­ka­cjach. Otóż moim zda­niem ist­niało silne powią­za­nie mię­dzy dyna­stią Pia­stów, tutaj poprzed­ni­ków Mieszka I, a zie­miami nad dolną Odrą, połab­ską Sto­do­ra­nią, tere­nami Wkrza­nów i Łuży­czan. Jakaś osnuta tajem­nicą, bo nie­udo­ku­men­to­wana pisem­nie (oprócz wymie­nio­nych ele­men­tów etnicz­nych i gospo­dar­czych) moty­wa­cja pierw­szych Pia­stów. Zakła­dam związki dyna­styczne wyni­ka­jące z powią­zań mał­żeń­skich i/lub powi­no­wac­twa – szcze­gól­nie na Łuży­cach, ziemi Wkrza­nów, w Sto­do­ra­nii i na Pomo­rzu nad­odrzań­skim.

Mieszko I parł wszel­kimi środ­kami mili­tar­nymi i dyplo­ma­tycz­nymi na wymie­nione zie­mie, upar­cie i nie­ustę­pli­wie. Warto zazna­czyć, że podobną poli­tykę będą kon­ty­nu­ować tytu­łowy boha­ter niniej­szej publi­ka­cji oraz jego następcy. Przy­po­mnę Bole­sława III Krzy­wo­ustego, który zawo­jo­wał Poła­bie po Jezioro Morzyc­kie, zajął zie­mię Chy­żan i Czrez­pie­nian oraz na krótko Rugię, zało­żył w Lubu­szu pol­skie biskup­stwo pod­le­głe metro­po­lii w Gnieź­nie. Nawet pod­czas roz­bi­cia dziel­ni­co­wego, kiedy już po prze­nie­sie­niu sto­licy do Kra­kowa Pol­ska skon­cen­tro­wała się na w eks­pan­sji na wscho­dzie (nie­stety z histo­rycz­nej per­spek­tywy plany oka­zały się ilu­zo­ryczne), zna­leźli się jesz­cze Pia­sto­wie usi­łu­jący powró­cić do poli­tyki ich przod­ków zwią­za­nej z Poła­biem i Pomo­rzem, m.in. Mieszko III Stary (upar­cie bro­niący Kopa­nika), Wła­dy­sław III Lasko­nogi czy Hen­ryk II Pobożny (obaj wal­czący o utrzy­ma­nie Lubu­sza przed agre­sją Niem­ców czy odzy­ska­nie wpły­wów na Łuży­cach).

Oto jak wyglą­dała sytu­acja na tym kie­runku do pierw­szej histo­rycz­nej zapi­ski o Mieszku I w 963 roku:

Poprzed­nik Mieszka I na pia­stow­skim tro­nie, według mnie już jego pra­dzia­dek Sie­mo­wit, zajął Lubusz, gród po zachod­niej stro­nie Odry, wraz z przy­le­głą doń zie­mią ple­mie­nia Lubu­szan roz­cią­ga­jącą się po obu stro­nach rzeki. Lubusz został wyrwany spod pano­wa­nia kró­le­stwa Wie­le­tów, któ­rzy około 880 roku podzie­lili się na księ­stwo Sto­do­ra­nii i fede­ra­cję Luty­ków. Świa­dec­twem wcze­snej przy­na­leż­no­ści tego ośrodka do Pol­ski są cho­ciażby dwa doku­menty fun­da­cyjne biskupstw nie­miec­kich na Poła­biu (z sie­dzi­bami w Hobo­li­nie i Bren­nie) wydane przez Ottona I w 948 roku. Zostały w nich pre­cy­zyj­nie okre­ślone gra­nice obu die­ce­zji, szcze­gó­łowo podano pro­win­cje bisku­pie, z któ­rych zamie­rzano pobie­rać daniny kościelne. Z kolei każda z owych pro­win­cji została utwo­rzona na obsza­rze zaj­mo­wa­nego przez pod­bite ple­mię sło­wiań­skie. Stąd wiemy dokład­nie, że zie­mia ple­mie­nia Lubu­szan nie została ujęta w doku­men­tach erek­cyj­nych biskupstw. Dla­czego? Ponie­waż poli­tycz­nie nale­żała już do Pol­ski. Nie dziwi zatem prze­bieg pierw­szej kam­pa­nii króla Hen­ryka I Ptasz­nika w 929 roku na zie­mie Poła­bian. Niemcy prze­kro­czyli wtedy Łabę, prąc w kie­runku Odry. Omi­nęli jed­nak zie­mię ple­mie­nia Lubu­szan, nie ważąc się go ata­ko­wać. Dla­czego? Ponie­waż Lubusz był już wtedy inte­gralną czę­ścią Pol­ski. Rów­nież póź­niej­sze wyprawy wojenne Hen­ryka I Ptasz­nika oraz jego syna i następcy Ottona I na Poła­bie omi­jały Lubu­szan. Należy zazna­czyć, że rów­nież tereny ple­mion Reda­rów, Tolę­żan i Wkrza­nów nie zostały ujęte w doku­men­tach zało­ży­ciel­skich wymie­nio­nych biskupstw, co zna­czy, że nie uisz­czały daniny kościel­nej. Ale ponie­waż wcze­śniej stały się celami nie­miec­kiej eks­pan­sji mili­tar­nej, zostały przy­mu­szone, przy­naj­mniej cza­sowo Reda­ro­wie i Tolę­żanie, do skła­da­nia rocz­nej daniny kró­lowi nie­miec­kiemu. Ina­czej z Wkrza­nami, któ­rzy długo opie­rali się zaku­som zarówno Hen­ryka I Ptasz­nika, jak i Ottona I. Dla­czego, wyja­śnię niżej.

W orbi­cie wpły­wów, choć nie­spre­cy­zo­wa­nych, Pia­stów pozo­sta­wała zie­mia ple­mie­nia Wkrza­nów (teren na zachód od Szcze­cina, pół­noc od Lubu­sza i wschód od Rado­gosz­czy) z głów­nym gro­dem Przę­cław nad Wkrą. Ist­nieje co naj­mniej kilka poszlak. Niemcy bez­sku­tecz­nie usi­ło­wali zająć zie­mię Wkrza­nów, wsku­tek tych nie­po­wo­dzeń nie otrzy­my­wali stam­tąd ani daniny kró­lew­skiej, ani nie mogli narzu­cić dzie­się­ciny na rzecz świeżo zało­żo­nych biskupstw. Dla­czego? Skąd rap­tem nie­wiel­kie liczeb­nie ple­mię, na doda­tek nie­ustan­nie zma­ga­jące się z pró­bu­ją­cymi im narzu­cić domi­na­cję Reda­rami i Pomo­rza­nami, czer­pało środki, by sku­tecz­nie odpie­rać nie­miec­kie najazdy? I pyta­nie dru­gie: dla­czego Niemcy z takim upo­rem, wie­lo­krot­nie i nakła­dem wszyst­kich sił zbroj­nych, wypra­wiali się na zie­mie tego nie­wiel­kiego i nie­ma­jęt­nego ludu osia­dłego pośród dzie­wi­czej pusz­czy na obrze­żach sfery nie­miec­kich zain­te­re­so­wań? Wytłu­ma­cze­niem mogłoby być realne wspar­cie Wkrza­nów przez sil­nego sojusz­nika, który poli­tycz­nie i mili­tar­nie zagra­żał nie­miec­kiemu pro­gra­mowi pod­boju Poła­bia. Jedy­nym takim sprzy­mie­rzeń­cem w tym regio­nie byli Pia­sto­wie gra­ni­czący z Wkrza­nami od połu­dnia przez Lubusz i od wschodu przez grody w oko­licy ujścia Warty do Odry. Kon­trola ich ziem dawała Pia­stom stra­te­giczną prze­wagę w tym regio­nie, stąd pro­wa­dzili najazdy zarówno na Reda­rów, jak i Pomo­rzan nad­odrzań­skich (Wolin, Szcze­cin). Ich obec­ność nie­wąt­pli­wie mani­fe­sto­wała się pokaź­nymi siłami zbroj­nymi, a co za tym idzie, roz­wi­nię­tym zaple­czem logi­styczno-mate­rial­nym (sta­no­wią­cym dla poten­cjal­nego zdo­bywcy pożą­dany łup wojenny). Fak­tycz­nie, Niemcy wypra­wiali się zbroj­nie na Wkrza­nów – według źró­deł co naj­mniej trzy­krot­nie – począt­kowo nie odno­sząc suk­cesu. Pierw­szą wyprawę pod­jął jesz­cze ojciec Ottona I Hen­ryk I Ptasz­nik latem 934 roku. Jej pre­lu­dium sta­no­wiła nie­udana misja Thank­mara do Wkrza­nów. Thank­mar, pier­wo­rodny syn Hen­ryka I z mał­żeń­stwa z porzu­coną przez króla Hathe­burgą, mimo że pozba­wiony praw dzie­dzicz­nych do tronu, miał w tym cza­sie wysoką funk­cję na kró­lew­skim dwo­rze i zaj­mo­wał nie­spre­cy­zo­wane (nie­okre­ślone dokład­nie w źró­dłach) sta­no­wi­sko pośród nie­miec­kich feu­da­łów wal­czą­cych na Poła­biu. Histo­rycy spe­ku­lują, że po wygra­nej przez Hen­ryka I bitwie z Reda­rami pod Łączy­nem w 929 roku Thank­mar otrzy­mał sta­no­wi­sko zastępcy legata na zie­miach wie­lec­kich. Lega­tem był wów­czas jego wuj o imie­niu Zyg­fryd (namiest­nik Hen­ryka I w Sak­so­nii), odpo­wie­dzialny za kon­ty­nu­owa­nie pod­bo­jów oraz zbie­ra­nie try­bu­tów; pod­le­gali mu gra­fo­wie. Mocą swo­jego urzędu Thank­mar wysłał (praw­do­po­dob­nie w 933 lub 934 roku) posłów do Wkrzan. Można się jedy­nie domy­ślać celu misji: zmu­sze­nie do zerwa­nia układu z Pia­stami i pod­da­nia się nie­miec­kiej zwierzch­no­ści. Wysłan­nicy zostali jed­nak potur­bo­wani i wypę­dzeni. Tu ponowna dygre­sja – nie­zbyt liczne i skromne mili­tar­nie ple­mię nie pozwo­li­łoby sobie na taką śmia­łość. Wytłu­ma­cze­niem jest jedy­nie pro­tek­cja sil­nych Pia­stów. W odpo­wie­dzi Niemcy ruszyli zbroj­nie na Wkrza­nów. O wypra­wie pisało wiele źró­deł, więc jej zna­cze­nie dla nie­miec­kiej poli­tyki połab­skiej było ogromne. Król Hen­ryk I oso­bi­ście sta­nął na czele potęż­nej armii. Rezul­tat? O nim źró­dła już nie mówią. Wia­domo, gdyby Niemcy zwy­cię­żyli, kro­ni­ka­rze roz­pi­sy­wa­liby się o tym (tak jak w przy­padku innych, zwy­cię­skich wypraw króla). A skoro sprawę prze­mil­czał nawet Widu­kind, piewca chwały i sławy Niem­ców oraz ger­mań­skiej wyż­szo­ści nad innymi, wnio­sek jest tylko jeden – Niemcy ponie­śli klę­skę, i to dotkliwą. Kto ich poko­nał? Z pew­no­ścią nie Wkrza­nie wła­snymi siłami. Doko­nały tego woj­ska pia­stow­skie (wtedy księ­ciem Pol­ski był Sie­mo­mysł, ojciec Mieszka I). Dwa lata póź­niej, w 936 roku, na tro­nie nie­miec­kim zasia­dał już Otton I. Nowy władca jesz­cze w roku koro­na­cji wypra­wił się na Wkrza­nów na czele całej potęgi nie­miec­kiego woj­ska (

cum omni exer­citu

). Tym razem Niem­com powio­dło się lepiej, zdo­byli może kilka gro­dów. Mimo że nie ujarz­mili Wkrza­nów w pełni, zdo­łali pobrać jed­no­ra­zowe daniny od nie­któ­rych gro­dów. Całego ple­mie­nia nie zdo­łali jed­nak zhoł­do­wać. W trak­cie wyprawy oddział nie­miecki dowo­dzony przez grafa Her­manna po prze­kro­cze­niu jakichś bagien sto­czył bitwę nie­opo­dal sło­wiań­skiego grodu i doznał sro­mot­nej klę­ski. Oprócz grafa zgi­nęło co naj­mniej 18 ryce­rzy uwa­ża­nych za naj­lep­szych w całej armii. Olbrzymi nakład mili­tarny, inten­syw­ność toczo­nych walk oraz sze­ro­kie zain­te­re­so­wa­nie ówcze­snych kro­ni­ka­rzy wska­zują, że Niemcy, najeż­dża­jąc zie­mię Wkrza­nów, starli się z sil­nym prze­ciw­ni­kiem. Sojusz­ni­kiem Wkrza­nów było woj­sko pia­stow­skie. Dopiero kolejna wyprawa w 954 roku zakoń­czyła się suk­ce­sem. Ruszyła ona pod dowódz­twem mar­gra­biego Mar­chii Wschod­niej Gerona i księ­cia Lota­ryn­gii Kon­rada Czer­wo­nego (zię­cia Ottona I), przy czym na prośbę Gerona Otton I (wtedy jesz­cze tylko król) wysłał mu pokaźne posiłki zło­żone z kró­lew­skich oddzia­łów. Wyprawa zakoń­czyła się zwy­cię­stwem Niem­ców, któ­rzy po cięż­kich bojach poko­nali Wkrza­nów i przy­mu­sili ich do pła­ce­nia try­butu. Ale nie tylko. Wedle źró­deł Niemcy zdo­byli na tej wypra­wie nie­bo­tyczne zdo­by­cze. Nasuwa się pyta­nie: jakież to godne uwagi w źró­dłach duże łupy wojenne mogli zdo­być na cał­kiem prze­cięt­nym ple­mie­niu? Ponow­nie wra­cam do udzie­lo­nego wcze­śniej wytłu­ma­cze­nia. Jeżeli Pia­sto­wie aktyw­nie wspo­ma­gali Wkrza­nów, udzie­lili im wspar­cia w postaci kon­tyn­gen­tów woj­skowych. Nie­wy­klu­czone, że w nie­któ­rych wkrzań­skich gro­dach sie­dzieli pia­stow­scy namiest­nicy. Zastępy pia­stow­skich wojsk nie­wąt­pli­wie były świet­nie uzbro­jone i liczne, dys­po­no­wały zna­ko­mi­tym orę­żem i sprzę­tem bojo­wym oraz sre­brem lub innymi cen­nymi rze­czami. Obec­ność Pia­stów na ziemi Wkrza­nów – w tym przy­padku jedy­nie mili­tarna w ramach soju­szu – pasuje do zało­żeń ich poli­tyki zewnętrz­nej. Przy­le­ga­jąca od pół­nocy do Lubu­sza zie­mia Wkrza­nów otwie­rała drogę do dal­szych pod­bo­jów, zarówno na zachód i pół­noc (Poła­bie i Pomo­rze nad­odrzań­skie), jak i wschód (Szcze­cin). Z ziemi Wkrza­nów woj­sko pia­stow­skie mogło ope­ro­wać w kie­runku Rado­gosz­czy, Szcze­cina i Wolina, a rów­no­le­gle podej­mo­wać dzia­ła­nia w kie­runku Pomo­rza nad­odrzań­skiego z pia­stow­skich twierdz nad dol­nym bie­giem Warty (San­tok i Kostrzyn).

Jesz­cze przed 963 rokiem, kiedy Mieszko I poja­wił się w źró­dłach pisa­nych (walki pia­stow­skiego księ­cia z Wie­le­tami, o czym sze­rzej w dal­szej czę­ści), do Pol­ski nale­żał już gród Cedy­nia, któ­rym zarzą­dzał brat Mieszka I o imie­niu Czci­bor. To wyraźna wska­zówka, w którą stronę kie­ro­wała się pia­stow­ska eks­pan­sja – Cedy­nia leży nad Odrą, około 55 km na pół­noc od Kostrzyna (ujście Warty do Odry). Można więc zało­żyć, że człon­ko­wie pia­stow­skiego rodu spra­wo­wali namiest­nic­two rów­nież w co naj­mniej kilku innych gro­dach na rze­czo­nym obsza­rze pia­stow­skiej eks­pan­sji – jego pogra­ni­czu i świeżo zdo­by­tych tere­nach Poła­bia oraz dol­nej Odry. Jeden z nich, brat Mieszka, acz­kol­wiek bez­i­mienny, jest nawet poświad­czony źró­dłowo; zgi­nął w bitwie z Wie­le­tami. Dodajmy rów­nież nie­zna­nych z imie­nia synów pia­stow­skiego władcy spło­dzo­nych przez niego przed mał­żeń­stwem z Dobrawą – jak prze­ka­zuje źró­dło pisane (Gall Ano­nim), miał wcze­śniej sie­dem żon (czy nałoż­nic). Może ten bez­i­mienny brat Mieszka I wła­dał jakimś gro­dem na pogra­ni­czu Poła­bia z Odrą, na ziemi Wkrza­nów lub Rze­czan?

Podob­nie jak u Wkrza­nów, widać wzmo­żoną obec­ność i aktyw­ność Pia­stów na Łuży­cach, leżą­cych na połu­dnie od Lubu­sza. Hen­ryk I wypra­wił się zbroj­nie na te zie­mie w 932 roku, jed­nak nie osią­gnął ocze­ki­wa­nych rezul­ta­tów – nie poko­nał obec­nego tam ple­mie­nia i nie narzu­cił mu zwierzch­no­ści. Zdo­łał jedy­nie zdo­być i znisz­czyć gród Lubu­sza poło­żony na zachod­nim skrawku ziemi łużyc­kiej, na ich pogra­ni­czu z Mil­cza­nami. Poszlaki i wnio­ski wska­zują na obec­ność Pia­stów na Łuży­cach. Aż do 963 roku nie ma dowodu na obec­ność Niem­ców na tych tere­nach, przy­po­mnę, że ich Łuży­czan nie było w spi­sie ple­mion pod­po­rząd­ko­wa­nych biskup­stwu w Bren­nie. Pamię­tajmy przy tym, że Łużyce zasie­dlali nie tylko Łuży­czanie, lecz także Słu­pia­nie.

Reasu­mu­jąc – nasuwa się wnio­sek, że Pol­ska pod pano­wa­niem pierw­szych Pia­stów do Mieszka I łącz­nie anga­żo­wała wszyst­kie siły poli­tyczne, mili­tarne i dyplo­ma­tyczne na zie­miach Poła­bia (tereny Wkrza­nów, Sto­do­ra­nia, Łużyce, pół­nocne Mil­sko) oraz dol­nej Odry (Szcze­cin, Wolin). Lubusz już do nich nale­żał jako zna­ko­mita stra­te­gicz­nie baza wypa­dowa. Agre­sywna eks­pan­sja Pia­stów napo­tkała zde­cy­do­wany opór nie­któ­rych ple­mion. Naj­więk­szymi i naj­groź­niej­szymi z nich byli Reda­ro­wie, ple­mię silne, liczne i bitne. Zdo­łali zdo­mi­no­wać kilka innych ple­mion połab­skich (naj­więk­szymi byli: Chy­ża­nie, Tolę­ża­nie, Czrez­pie­nia­nie, Rze­cza­nie), by pod reli­gij­nym zwierzch­nic­twem bóstwa Swa­ro­życa w Rado­gosz­czy stwo­rzyć silny zwią­zek ple­mienny (fede­ra­cja Wie­le­tów, od 983 roku Luty­ków). Boje z Pia­stami musiały być okrutne i dłu­go­trwałe, ich echa prze­trwały w póź­niej­szych opo­wie­ściach, histo­rycy mogą zaś snuć przy­pusz­cze­nia na pod­sta­wie kon­se­kwen­cji tych walk lub powią­za­nych z nimi wyda­rzeń. W 929 roku w ten rój wal­czą­cych ze sobą Sło­wian wkro­czył zbroj­nie na Poła­bie Hen­ryk I. Król nie­miecki dosłow­nie prze­orał te zie­mie wszerz i wzdłuż, poko­nu­jąc więk­szość ple­mion, narzu­ca­jąc im więk­sze lub mniej­sze, trwal­sze lub jed­no­ra­zowe powin­no­ści. Dzieło ojca kon­ty­nu­ował Otton I, doda­jąc do agre­sji mili­tarnej ele­ment chry­stia­ni­za­cji. Wywo­łało to zacięty opór Poła­bian. Walki toczyły się latami i ze zmien­nym szczę­ściem, ale ważne tutaj jest uwy­pu­kle­nie istot­nego szcze­gółu. Wyobraźmy sobie reak­cję dwóch zacie­kle zwal­cza­ją­cych się stron (Poła­bianie i Pia­sto­wie), gdy na teren dzia­łań wojen­nych wkra­cza trze­cia siła (Niemcy). Prze­ciwko komu Poła­bianie powinni skie­ro­wać oręż, Niem­com czy Pola­kom? Z kim się sprzy­mie­rzyć i za jaką cenę? Łuży­cza­nie i Wkrza­nie posta­wili na Pia­stów, Sto­do­ra­nie przy­jęli tak­tykę lawi­ro­wa­nia pomię­dzy dwoma agre­so­rami. Fede­ra­cja Wie­le­tów pod egidą Reda­rów, pole­ga­jąc na sile wła­snej i pod­le­głych im innych ple­mion, pod­jęła walkę na dwa fronty.

Pia­sto­wie sta­nęli przed nie­ma­łym dyle­ma­tem. Do tej pory wykrwa­wiali się na Poła­biu, kon­ku­ru­jąc jedy­nie z Cze­chami. Władcy z dyna­stii Prze­my­śli­dów już od dru­giej połowy IX wieku nie kryli ape­ty­tów na roz­cią­gnię­cie swych wpły­wów na kraje Mil­czan, Łuży­czan, pośred­nio Sto­do­ra­nii czy serb­skich ple­mion Poła­bia osia­dłych mię­dzy Soławą na zacho­dzie a Czarną Elsterą na wscho­dzie. W dru­giej poło­wie IX wieku wpływy na wymie­nione kraje roz­to­czył Świę­to­pełk I Wielki, król tzw. Wiel­kich Moraw. Uza­leż­nieni od Mora­wian Czesi nie­jako auto­ma­tycz­nie byli zain­te­re­so­wani obsza­rami Poła­bia roz­cią­ga­ją­cymi się na pół­nocny zachód od ich gra­nic i prze­jęli poli­tykę Wiel­kich Moraw po ich upadku w 906 roku.

Pia­stow­ska eks­pan­sja na zie­mie Wkrza­nów, Łuży­czan i w kie­runku sto­do­rań­skiego Kopa­nika (na zachód od Lubu­sza) wzmo­gła się z chwilą zbroj­nego wkro­cze­nia Niem­ców na Poła­bie. Pia­sto­wie sta­nęli wobec nowej, mocar­nej kon­ku­ren­cji. Jak temu zara­dzić? Jak pokaże póź­niej­szy roz­wój wypad­ków, pró­bo­wali pogo­dzić wła­sne inte­resy z aspi­ra­cjami potęż­nego kon­ku­renta zza Łaby.

Zagad­nie­nie aktyw­nej poli­tyki pierw­szych Pia­stów na Poła­biu i w dol­nym biegu Odry i efekty ich kon­fron­ta­cji z Niem­cami na tym tle znaj­dują odzwier­cie­dle­nie w wielu źró­dłach pisa­nych i zostało pod­dane dogłęb­nym ana­li­zom przez wielu wybit­nych histo­ry­ków, zarówno pol­skich, jak i nie­miec­kich. Przy­to­czę nie­które opi­nie:

„W tym miej­scu nasuwa się wnio­sek, że jeżeli naj­pierw Hen­ryk I, a po nim Otton I z całym swym woj­skiem wypra­wiali się na dale­kich i jak wszystko na to wska­zuje nie­wiel­kich Wkrzan, gdy o poro­zu­mie­nie z nimi darem­nie zabie­gał Thank­mar i gdy ich zabiegi śle­dzone były w Niem­czech z dużą uwagą, to naj­wi­docz­niej nie cho­dziło o nich samych, lecz zapewne i o inne siły, które dzia­łały w ręka w rękę z nimi”; „Być może nawet doszło do bez­po­śred­niego star­cia z woj­skiem księ­cia pol­skiego” – Kazi­mierz Myśliń­ski, Pol­ska wobec Sło­wian połab­skich do końca wieku XII, s. 13, 20.

„Wkrótce po zakro­jo­nym na wielką skalę najeź­dzie Hen­ryka I na Poła­bie w 929 roku ple­miona Poła­bia po począt­ko­wych poraż­kach zerwały się do walki prze­ciwko agre­so­rowi, przy czym ich opór wła­śnie wtedy otrzy­mał wpar­cie od wład­ców Gnie­zna [czyli Pia­stów – przyp. aut.]”; „Hen­ryk I zaata­ko­wał w 932 roku Łużyce, ponie­waż usi­ło­wał zapo­biec roz­prze­strze­nia­niu się władz­twa Pia­stów na obszary poło­żone na zachód od Odry” – Lothar Dralle, Sla­ven an Havel und Spree. Stu­dien zur Geschichte des hevel­lisch-wil­zi­schen Fürstentums (6. bis 10. Jahr­hun­dert), s. 137, 193.

„Król Hen­ryk I, ata­ku­jąc Wkrza­nów i Łuży­czan, usi­ło­wał się prze­ciw­sta­wić poli­tycz­nej i mili­tar­nej eks­pan­sji wład­ców Gnie­zna na te tereny […] ponie­waż już wów­czas ple­miona te przy­jęły współ­pracę z Pol­ską, roz­cią­ga­jącą wpływy na zachod­nie obszary Odry” – Bern­hard Fried­mann, Unter­su­chun­gen zur Geschichte des abo­dri­ti­schen Fürstentums bis zum Ende des 10. Jahr­hun­derts, s. 183, 210.

„Rzecz widoczna, Wkrza­nie nie byli sami, lecz otrzy­mali znaczną pomoc z zewnątrz, jed­nak z pew­no­ścią nie z Poła­bia, jesz­cze spo­koj­nego [autor ma na myśli powsta­nie Obo­dry­tów i Wie­le­tów prze­ciwko Niem­com w 955 roku, czyli rok póź­niej – przyp. aut.], a w takim razie mamy prawo przy­pu­ścić, że mieli popar­cie zza Odry, od Sie­mo­my­sła. […] przy­mie­rze [mię­dzy Pol­ską a Wkrza­nami – przyp. aut.] mogło pro­wa­dzić do bar­dziej trwa­łej formy związku” – Hen­ryk Łow­miań­ski, Początki Pol­ski, t. V, s. 513.

„Dąże­nia Pol­ski do roz­sze­rze­nia i umoc­nie­nia wpły­wów na oma­wia­nych odcin­kach Poła­bia (Wkrza­nie, Łużyce) zin­ten­sy­fi­ko­wały się bez­sprzecz­nie w odpo­wie­dzi na zbrojne wkro­cze­nie Niem­ców na Poła­bie, gdy jed­no­cze­śnie wsku­tek tego osła­bły moż­li­wo­ści bojowe połab­skich ple­mion zaś nie­które struk­tury wła­dzy (jak w Sto­do­ra­nii) utra­ciły na zna­cze­niu” – Her­bert Ludat, An Elbe und Oder um das Jahr 1000, s. 99.

„Zrywy bojowe Wkrzan prze­ciwko Niem­com i opór innych ple­mion połab­skich, zarówno w 955 roku, jak i póź­niej­sze są ele­men­tami ini­cja­tywy ze strony pol­skiej na Poła­biu, która nie­uchron­nie musiała dopro­wa­dzić do kon­fron­ta­cji z Niem­cami – i to Mieszko roz­po­czął na Poła­biu akcje zaczepne prze­ciwko Niem­com” – Hen­ryk Łow­miań­ski, Stu­dia nad dzie­jami Sło­wiańsz­czy­zny, Pol­ski i Rusi w wie­kach śred­nich, s. 226 n.

„Jesz­cze przed 963 rokiem Mieszko I wzma­gał dąże­nia eks­pan­syjne na obszary na zachód od Odry” – Chri­stian Lübke, Rege­sten zur Geschichte der Sla­ven an Elbe und Oder (vom Jahr 900 an). Teil II: Rege­sten 900–983, nr 125, s. 74.

Nad­szedł rok 963, zna­mienny dla histo­rii sto­sun­ków pol­sko-nie­miec­kich, pol­sko-cze­skich, dzie­jów Pol­ski, Niem­ców, Cze­chów, Poła­bia, Pomo­rza nad­odrzań­skiego oraz klu­czo­wego dla zagad­nień oma­wia­nych w tym roz­dziale. Mieszko ponow­nie sto­czył prze­graną bitwę z Wie­le­tami, jed­no­cze­śnie mar­gra­bia Mar­chii Wschod­niej Gero zaata­ko­wał Łużyce. W ten kon­tekst wpi­suje się pierw­sze histo­rycz­nie udo­ku­men­to­wane star­cie pomię­dzy Pol­ską a Niem­cami na Poła­biu w 963 roku, co ozna­cza, że woj­ska pia­stow­skie w tym samym cza­sie toczyły boje na dwóch fron­tach: prze­ciwko Wie­le­tom (tym lutyc­kim, nie sto­do­rań­skim) i Niem­com. Należy dokład­niej przyj­rzeć się wyda­rze­niom, roz­wi­ja­jąc wątki poboczne. Przede wszyst­kim inte­re­su­jące są kulisy jed­no­cze­snej zbroj­nej kon­fron­ta­cji Pol­ski z Wie­le­tami i Niem­cami.

Reda­ro­wie, naj­bit­niej­sze ple­mię wie­lec­kiego Poła­bia (pamię­tajmy o Obo­dry­tach, naj­po­tęż­niej­szej sile poli­tycz­nej i mili­tar­nej Poła­bia, sku­pia­ją­cej kilka ple­mion pół­nocno-zachod­niej czę­ści tej kra­iny), ani myśleli o pod­da­niu się jakiej­kol­wiek obcej zwierzch­no­ści, czy to pol­skiej, czy nie­miec­kiej. Z tą samą deter­mi­na­cją prze­ciw­sta­wiali się zaku­som Obo­dry­tów. Jak wspo­mniano, było to ple­mię dumne, bitne i waleczne, aspi­ru­jące do roli zwierzch­nika poli­tycz­nego i reli­gij­nego Wie­le­tów (domi­nu­jąca rola Rado­gosz­czy jako sie­dziby bóstwa Swa­ro­życa), mogące wysta­wić do boju tysiące bit­nej pie­choty (zwięk­szone siłami ple­mion im pod­le­głym), nie­jed­no­krot­nie z powo­dze­niem sta­wia­ją­cej czoło nie­miec­kim woj­skom. W prze­ka­zach źró­dło­wych walecz­ność Reda­rów uro­sła nie­mal do legen­dar­nej. W 955 roku nastą­piła rzecz nie­sły­chana. Wie­leci pod wodzą Reda­rów i Obo­dryci pod wodzą księ­cia Stoj­gniewa, dotąd śmier­tel­nie skłó­ceni (wedle źró­deł od nie­pa­mięt­nych cza­sów), sprzy­mie­rzyli się prze­ciwko Niem­com. Po raz pierw­szy w histo­rii oba te połab­skie ple­miona zjed­no­czyły się w walce. Przy­czyn tej nie­spo­dzie­wa­nej współ­pracy oraz czasu jej zawar­cia możemy się jedy­nie domy­ślać, ale bio­rąc pod uwagę nakre­ślony uprzed­nio zarys sytu­acji na Poła­biu, nie można wyklu­czyć, że Obo­dryci i Wie­leci zde­cy­do­wali się na walkę, chcąc wyko­rzy­stać osła­bie­nie mar­gra­biego Gerona spo­wo­do­wane jego walką z Pola­kami.

Na pomoc mar­gra­biemu nad­szedł Otton I na czele kró­lew­skiej armii oraz oddzia­łów cze­skich dowo­dzo­nych przez cze­skiego księ­cia Bole­sława I Sro­giego. 16 paź­dzier­nika 955 roku w bitwie nad Rek­nicą (w dzi­siej­szej pół­nocno-wschod­niej Meklem­bur­gii) koali­cja Sło­wian połab­skich ponio­sła okrutną klę­skę. Stoj­gniew został stra­cony na polu bitwy, a wraz z nim 700 obo­dryc­kich wojow­ni­ków. Straty Wie­le­tów są nie­znane, choć można je zapewne przy­rów­nać do strat obo­dryc­kich. Mimo to od klę­ski pod Rek­nicą w 955 roku do źró­dłowo udo­ku­men­to­wa­nej bitwy Wie­le­tów z Miesz­kiem I w 963 roku fede­ra­cja Wie­le­tów w ciągu ośmiu lat zdo­łała z powo­dze­niem wal­czyć jed­no­cze­śnie z Niem­cami (bitwy w latach 957, 958, 960) i Pol­ską (na pewno co naj­mniej jedna wspo­mniana kro­ni­kar­sko bitwa przed 963 rokiem).

Jeżeli doło­żymy do tego zma­ga­nia wojsk Mieszka I z Gero­nem na odcinku łużyc­kim, sytu­acja z punktu widze­nia strony pol­skiej była bar­dziej niż nie­ko­rzystna. Wspo­mnijmy też, że po stro­nie Wie­le­tów wal­czyła grupka saskich rebe­lian­tów dowo­dzona przez wysoko uro­dzo­nego saskiego wiel­możę Wich­mana II (zwa­nego rów­nież Młod­szym). Tenże, spo­krew­niony z kró­lem Otto­nem I, od lat razem z bra­tem Ekber­tem Jed­no­okim wie­dli żywot rebe­lian­tów, szu­ka­jąc – jak dotąd bez­sku­tecz­nie – pomocy u Duń­czy­ków i Obo­dry­tów w walce prze­ciwko swemu wujowi, księ­ciu Sak­so­nii Her­ma­nowi Bil­lun­gowi oraz kró­lowi Otto­nowi I. Warto pokrótce nakre­ślić powód tej zwady – po pierw­sze, by poznać atmos­ferę ówcze­snych wyda­rzeń, po dru­gie, by lepiej zro­zu­mieć jej impli­ka­cje (szcze­gól­nie te koń­co­wych, zwią­za­nych już z Miesz­kiem I).

Gdy w 944 roku zmarł ojciec Wich­mana i Ekberta, wów­czas dzier­żący god­ność księ­cia Sak­so­nii, obaj bra­cia byli jesz­cze nie­peł­no­letni. Opie­ku­jący się nimi wuj Her­man wyko­rzy­stał sytu­ację – za pozwo­le­niem Ottona I prze­jął księ­stwo Sak­so­nii i przy oka­zji pozba­wił swych bra­tan­ków praw dzie­dzicz­nych oraz majątku. Krewcy bra­cia, zale­d­wie osię­gnęli odpo­wiedni wiek, prze­szli do ofen­sywy prze­ciwko Her­manowi i kró­lowi, zapi­su­jąc się w histo­rii śre­dnio­wiecz­nych Nie­miec jako naj­słyn­niejsi (przede wszyst­kim Wich­man) rebe­lianci. Pak­to­wali, z kim się tylko dało. Brali udział w bun­tach moż­nych i kró­lew­skiego syna Liu­dolfa prze­ciwko Otto­nowi I. Nie­ustan­nie ata­ko­wali posia­dło­ści Her­mana w Sak­so­nii. Nie­jako natu­ralną koleją rze­czy brali udział we wspo­mnia­nej bitwie nad Rek­nicą po stro­nie sło­wiań­skiej. Po klę­sce zdo­łali zbiec do Fran­cji pod opie­kuń­cze skrzy­dła króla Hugona Wiel­kiego (poprzez mał­żonkę Hugona o imie­niu Hadwiga, sio­strę Ottona I, obaj bra­cia byli kuzy­nami fran­cu­skiego króla).

Rok póź­niej, po śmierci Hugona, zostali zmu­szeni do powrotu do Nie­miec. Za wsta­wien­nic­twem mar­gra­biego Gerona Otton I uła­ska­wił Wich­mana, który osiadł w dobrach swo­jej mał­żonki. W pozor­nej ule­gło­ści wytrzy­mał jedy­nie kilka lat. Zale­d­wie Otton I wyru­szył w 962 roku do Rzymu po koronę cesar­ską, Wich­man i Ekbert ponow­nie otwar­cie wystą­pili prze­ciwko wujowi Her­ma­nowi. Na czele wojow­ni­ków saskich i sło­wiań­skich poczęli najeż­dżać jego posia­dło­ści w Sak­so­nii. Nie udało im się namó­wić do współ­dzia­ła­nia ani duń­skiego króla Haralda Sino­zę­bego, ani księ­cia Obo­dry­tów Mści­woja, wsku­tek czego pod­czas kolej­nych wypraw na Sak­so­nię utra­cili więk­szość zbroj­nych. Osta­tecz­nie Wich­man musiał ucie­kać przed roz­ją­trzo­nym wujem. W ostat­nich mie­sią­ca­chach 962 roku udał się do Reda­rów (nie wia­domo, czy z kon­kret­nym zamia­rem, czy po pro­stu prze­mie­rzył ich zie­mie) i podą­żył do Gerona, licząc ponow­nie z uwagi na rodzinne powią­za­nie na wsta­wien­nic­two wpły­wo­wego mar­gra­biego.

Tutaj zaczyna się naj­istot­niej­sza część opo­wie­ści: splot wyda­rzeń z udzia­łem Pol­ski (Mieszko I i jego bra­cia), Niem­ców (mar­gra­bia Gero), Wie­le­tów, pro­mi­nent­nego saskiego rebe­lianta Wich­mana i Woli­nian – kon­flikt Mieszka I z Gero­nem o Łużyce oraz z fede­ra­cją Wie­le­tów i Woli­nianami, a także kon­flikt Wich­mana z wujem Her­ma­nem (księżę Sak­so­nii) i Otto­nem I.

Otóż Gero nie uży­czył Wich­ma­nowi schro­nie­nia, odsy­ła­jąc go z powro­tem do Reda­rów. Histo­rycy wyja­śniają to na naj­czę­ściej tak: z powodu zarzu­tów sta­wia­nych Wich­ma­nowi przez Ottona I mar­gra­bia nie zamie­rzał jesz­cze bar­dziej nara­żać się cesa­rzowi, przyj­mu­jąc wyzu­tego z praw banitę. Jego lęk przed gnie­wem Ottona I nie był bez­pod­stawny. Od 951 roku Gero stop­niowo tra­cił kró­lew­skie popar­cie i łaskę, a to z powodu zarówno jego przy­na­leż­no­ści do saskiej opo­zy­cji, jak i z nie­for­tun­nych powią­zań rodzin­nych mar­gra­biego raz powi­no­wac­twa z wie­loma moż­nymi nie­chęt­nymi Otto­nowi I i dyna­stii saskiej. Gero pozo­sta­wał np. zwią­zany przy­sięgą wier­no­ści zło­żo­nej dru­giemu pod wzglę­dem star­szeń­stwa synowi Ottona I Liu­dol­fowi, a tym samym był zobo­wią­zany wspie­rać go zbroj­nie. (Naj­star­szym synem Ottona I był Wil­helm, uro­dził się w 929 roku z jed­no­rocz­nego mał­żeń­stwa przy­szłego króla i cesa­rza z nie­znaną z imie­nia księż­niczką sto­do­rań­ską. Póź­niej został on arcy­bi­sku­pem Mogun­cji). Tym­cza­sem Liu­dolf, wów­czas księżę Szwa­bii, wznie­cił krwawe powsta­nie prze­ciwko ojcu (953–954). Co prawda Gero sta­nął po stro­nie króla, ale jego powią­za­nia z Liu­dolfem wzbu­dzały nie­uf­ność króla. Otton I oka­zy­wał Gero­nowi nie­przy­chyl­ność (wyni­ka­jącą z nie­uf­no­ści czy może pod­szep­tów moż­nych nie­przy­chyl­nych mar­gra­biemu?), np. poprzez nie­umiesz­cza­nie jego imie­nia na doku­men­tach (poza jed­nym razem) czy odsu­wa­nie jego krew­nych od funk­cji i god­no­ści. Jed­no­cze­śnie władca miał nim cen­nego wyko­nawcę poli­tyki wobec Poła­bian czy wspar­cie w trud­nych dla chwi­lach – wspo­mnijmy tylko wyróż­nia­jący (po czę­ści nawet decy­du­jący o suk­ce­sie Ottona I) się udział Gerona w bitwach pod Augs­bur­giem prze­ciwko zbun­to­wa­nej armii Liu­dolfa (sier­pień 954 roku), w 955 roku nad rze­kami Lech (prze­ciwko Węgrom) i Rek­nicą (prze­ciwko Obo­dry­tom i Wie­le­tom) czy wspo­mniane wcze­śniej bitwy na Poła­biu. Dla­tego Otton I odsu­wał Gerona od przy­wi­le­jów i dwor­skich zaszczy­tów, ale jed­no­cze­śnie pozo­sta­wił go na urzę­dzie, zda­jąc sobie sprawę z walo­rów i zasług Gerona w wal­kach prze­ciwko Poła­bianom albo oba­wia­jąc się jego wpły­wów. Mar­gra­bia wie­dział, że stąpa po kru­chym lodzie i nie zamie­rzał się pogrą­żyć, udzie­la­jąc schro­nie­nia Wich­ma­nowi.

Pod­stawą innej cie­ka­wej teo­rii jest fakt, że syn Gerona o imie­niu Zyg­fryd (nie mylić z jego bra­tan­kiem o tym samym imie­niu) był oże­niony z sio­strą Wich­mana. Mar­gra­bia miał więc ode­słać banitę do Reda­rów, by uchro­nić go przed nie­chyb­nym sądem Ottona I. Ale są też głosy uwy­pu­kla­jące inny istotny ele­ment (przy­chy­lam się do jego zna­cze­nia): Gero dosko­nale wie­dział o cięż­kich wal­kach Mieszka I z fede­ra­cją Wie­le­tów i upa­trzył w tym szansę na osła­bie­nie pia­stow­skiego księ­cia. Wysłał Wich­mana do Reda­rów, licząc na to, że sławny rebe­liant wraz z towa­rzy­szącą mu grupką saskich wojow­ni­ków wzmocni Wie­le­tów w ich bojach z Miesz­kiem I. Sło­wem, Gero upiekł dwie pie­cze­nie na jed­nym ogniu: nie nara­ził się Otto­nowi I (odma­wia­jąc schro­nie­nia Wich­ma­nowi) i jed­no­cze­śnie wzmoc­nił siły Wie­le­tów w woj­nach z Pol­ską, osię­ga­jąc stra­te­giczną prze­wagę pozwa­la­jącą mu na tak­tyczną aktyw­ność. Zaprząt­nięty okrut­nymi wal­kami z Wie­le­tami i Wich­ma­nem Mieszko I siłą rze­czy osła­biał drugi pia­stow­ski odci­nek eks­pan­sji na Poła­biu – Łużyce.

Stało się tak, jak zapla­no­wał prze­bie­gły Gero.

Wra­ca­jąc do wspo­mnia­nych już walk Mieszka I z Wie­le­tami: przed 963 rokiem poniósł n klę­skę w star­ciu z Wie­le­tami, w tym roku zgi­nął też jego brat. W 963 roku Mieszko ponow­nie prze­grywa bitwę prze­ciwko Wie­le­tom i Wich­ma­nowi, i to sro­mot­nie, tra­cąc oprócz wojow­ni­ków rów­nież bogate łupy.

W tym samym cza­sie Gero zaata­ko­wał Łużyce, poko­nu­jąc woj­ska łużyc­kie i wspo­ma­ga­jące je oddziały pia­stow­skie (być może rów­nież cze­skie). Cena triumfu była jed­nak wysoka. W krwa­wych bitwach Sasi ponie­śli ogromne straty, zgi­nął bra­ta­nek Gerona Zyg­fryd (wyzna­czony na następcę mar­gra­biego; jego ojcem chrzest­nym był sam Otton I), on sam odniósł na tyle cięż­kie rany, że wyco­fał się z aktyw­nego życia poli­tycz­nego i udał się z piel­grzymką do Rzymu. Zmarł w 965 roku. Z punktu widze­nia Niem­ców odniósł wielki suk­ces – przy­mu­sił część Łuży­czan i Słu­pian do uzna­nia nie­miec­kiej zwierzch­no­ści i osła­bił mili­tar­nie Mieszka I. Należy zazna­czyć, że Gero nie narzu­cił wtedy pia­stow­skiemu władcy żad­nego try­butu na rzecz cesar­stwa, co nie­stety na­dal poku­tuje w lite­ra­tu­rze. Nie­po­ro­zu­mie­nie wynika z dosłow­nej inter­pre­ta­cji zapisu w kro­nice Thiet­mara, nie­zgod­nego i błęd­nego w kon­fron­ta­cji z prze­ka­zem Widu­kinda. Nie­wy­klu­czone nato­miast, że już wtedy doszło do oso­bi­stego spo­tka­nia Mieszka I z Gero­nem. Kon­se­kwen­cją ich roz­mów mogły być póź­niej­sze dzia­ła­nia pol­skiego księ­cia.

Dla Pol­ski i Mieszka rok 963 był wielce nie­ko­rzystny. Pia­sto­wie prze­grali bitwy na dwóch połab­skich odcin­kach, stra­cili wpływy na obsza­rze co naj­mniej połowy Łużyc (Cho­cie­buż pozo­sta­wał pod pol­skim pano­wa­niem). Dodat­kowo Woli­nia­nie, któ­rzy słusz­nie uwa­żali, że eks­pan­sja Mieszka I będzie skie­ro­wana także na ich zie­mie, zawarli prze­ciw niemu sojusz woj­skowy z Wie­le­tami. Pia­stow­ski księżę miał jesz­cze jed­nego groź­nego prze­ciwnika.

Mieszko I sta­nął w obli­czu poważ­nych pro­ble­mów, niwe­lu­ją­cych nie tylko plany eks­pan­syjne, lecz także zagra­ża­ją­cych egzy­sten­cji Pol­ski. Co jeśli Wie­leci, Woli­nia­nie i Wich­man, uskrzy­dleni zwy­cię­stwami, najadą zbroj­nie pań­stwo? Co jeśli Niemcy, tutaj głów­nie sascy feu­da­ło­wie, zachę­ceni trium­fami Gerona nabiorą ape­tytu na prze­kro­cze­nie Odry? Pol­ski władca musiał pod­jąć natych­mia­stowe i sku­teczne kroki. Tak też zro­bił. Patrząc z per­spek­tywy czasu, teo­re­tycz­nie Mieszko I miał dwie moż­li­wo­ści. Cofa­nie się w głąb Pol­ski, co ozna­cza­łoby nie tylko kres pro­cesu two­rze­nia pań­stwa i upa­dek wszel­kich aspi­ra­cji dyna­stycz­nych, lecz także upa­dek kraju, lub zawar­cie ugody z jed­nym z prze­ciw­ni­ków – Wie­le­tami, Woli­nia­nami i na­dal aktyw­nym pośród nich Wich­manem (czyli Poła­bia­nami i Pomo­rza­nami z ujścia Odry) lub Niem­cami. Należy jesz­cze wspo­mnieć o Cze­chach, połu­dniowo-zachod­nim sąsie­dzie Pol­ski. Był to kraj już chrze­ści­jań­ski, pod­le­gły cesar­stwu (tzn. m.in. mogący liczyć na zbrojne wspar­cie Niem­ców), posia­da­jący znaczny poten­cjał mili­tarny pod wzglę­dem liczby wojow­ni­ków i jako­ści uzbro­je­nia (cięż­ko­zbrojna jazda), panu­jący nad zie­mią kra­kow­ską i Ślą­skiem oraz nie­skry­wa­jący ambi­cji eks­pan­syj­nych w kie­runku Poła­bia (zie­mia Mil­czan z Budzi­szy­nem, zie­mia Gło­ma­czy z Miśnią, nie­spre­cy­zo­wane plany wobec Łużyc), utrzy­mu­jący sto­sunki z Sto­do­ra­nią i nie­dawny (naj­póź­niej do 954 roku) sojusz­nik Wie­le­tów (Reda­rów). Sło­wem, sąsiad silny i wpły­wowy, który mógł sta­no­wić dla Pol­ski wiel­kie zagro­że­nie.

Mieszko I zde­cy­do­wał się na współ­pracę z cesar­stwem (Otto­nem I), jed­no­cze­sne tajne roz­mowy z feu­da­łami z saskiej opo­zy­cji oraz na sojusz z Cze­chami. Jed­nak do reali­za­cji tego zamiaru droga była daleka. Pod­stawą dzia­łań pol­skiego księ­cia były wspo­mniane wypadki zwią­zane z wal­kami o Łużyce prze­ciwko Gero­nowi. Nie­wy­klu­czone, że doszło mię­dzy nimi do dal­szych usta­leń. W ich wyniku być może mar­gra­bia pod­jął się pośred­ni­cze­nia w roz­mo­wach mię­dzy Otto­nem I a Miesz­kiem I w spra­wie zawar­cia pol­sko-nie­miec­kiego poro­zu­mie­nia, a co naj­mniej je zaini­cjo­wał. Mogło się to stać naj­póź­niej przed koń­cem 963 roku lub na początku roku następ­nego, Gero mógł się roz­mó­wić z Otto­nem I w Rzy­mie. W dal­szym roz­woju sytu­acji Gero nie ode­grał już żad­nej roli – zmarł 20 maja 965 roku po powro­cie z Rzymu. W tym cza­sie trwały już inten­sywne per­trak­ta­cje pol­sko-nie­miec­kie, zmie­rza­jące do sfi­na­li­zo­wa­nia, pro­wa­dzone za pośred­nic­twem cze­skiego księ­cia Bole­sława I Sro­giego.

Układ z Miesz­kiem I dawał Otto­nowi I stra­te­giczną prze­wagę w walce z Wie­le­tami, czy­nił z pia­stow­skiego księ­cia poten­cjal­nego sojusz­nika i otwie­rał moż­li­wość uzy­ska­nia try­butu z ziem połab­skich zaję­tych przez Pol­skę. Dodat­kowo Otton I widział w Mieszku I ide­al­nego sprzy­mie­rzeńca prze­ciw pozo­sta­ją­cym w opo­zy­cji feu­da­łom saskim. Był jed­nak pewien istotny szko­puł. Otton I jako cesarz zobo­wią­zany do obrony chrze­ści­jań­stwa, a i sam kreu­jący się na krze­wi­ciela chrze­ści­jań­stwa na zdo­by­tych zie­miach Poła­bia, nie mógłby sobie pozwo­lić na przy­mie­rze z pogań­skim jesz­cze wów­czas władcą. Nie udo­wod­nimy tego na pod­sta­wie zapi­sów źró­dło­wych, lecz wni­kliwa ana­liza sytu­acji i póź­niej­szego roz­woju wypad­ków nie pozo­sta­wia wąt­pli­wo­ści: siłą rze­czy Otton I nie dał pol­skiemu księ­ciu wyboru, sta­wia­jąc mu twardy i nie­pod­le­ga­jący dys­ku­sji waru­nek wstępny wszel­kich dal­szych ukła­dów – przy­ję­cie chrztu.

Pol­ski księżę zde­cy­do­wał się wtedy na połą­cze­nie koniecz­nego z poży­tecz­nym. Skut­kiem tego było zawar­cie w 964, naj­póź­niej na początku 965 roku soju­szu z chrze­ści­jań­skimi wów­czas Cze­chami. Z cze­skiej per­spek­tywy poro­zu­mie­nie z Pol­ską było korzystne. Czesi zda­wali sobie sprawę tego, że utrzy­ma­nie trwa­łej zwierzch­no­ści nad Kra­ko­wem i Ślą­skiem, ziem etnicz­nie i geo­po­li­tycz­nie przy­na­leż­nych Pol­sce, będzie trudne. W tej sytu­acji odpo­wia­dało im zaan­ga­żo­wa­nie Mieszka I nad dolną Odrą i środ­ko­wym Poła­biem kosz­tem zanie­cha­nia wysił­ków na połu­dnio­wej gra­nicy. Należy wymie­nić następne aspekty sprzy­ja­jąc pol­sko-cze­skiej współ­pracy. W obli­czu nie­miec­kiej eks­pan­sji Poła­bia­nie, szu­ka­jąc pomocy z zewnątrz, natu­ral­nie mogli szu­kać wspar­cia u sło­wiań­skich sąsia­dów, Cze­chów, i w Pol­sce. Ponadto praw­do­po­dob­nie już wtedy zawią­zała się wspól­nota pol­sko-cze­skich inte­re­sów w obli­czu dru­zgo­czą­cej prze­wagi Niem­ców. Pol­ska wcho­dziła na drogę uza­leż­nie­nia try­bu­tar­nego od Nie­miec (z ziem Poła­bia po Wartę) i akcep­to­wa­nia nad­rzęd­nej roli sil­niej­szego part­nera w poczy­na­niach na Poła­biu. Czesi, try­bu­tar­nie pod­le­gli zwierzch­nic­twu nie­miec­kich wład­ców, mieli ogra­ni­czone moż­li­wo­ści pro­wa­dze­nia wła­snej poli­tyki zagra­nicz­nej (dopóty ich postę­po­wa­nie nie koli­do­wało z inte­re­sami ich suwe­rena, pań­stwa nie­miec­kiego). Dotych­czas ich dotych­cza­sowe zaan­ga­żo­wa­nie na obsza­rach połu­dniowo-wschod­niego Poła­bia, tere­nach Mil­czan (Budzi­szyn) i Łuży­czan nie draż­niły zbyt­nio Ottona I, zaję­tego głów­nie tłu­mie­niem oporu Reda­rów. Dopiero czę­ściowy pod­bój Łużyc w 963 roku przez mar­gra­biego Gerona zaalar­mo­wał Cze­chów.

Aby osła­bić cesar­stwo repre­zen­to­wane przez dyna­stię Otto­nów, zarówno Pol­ska, jak i Cze­chy szu­kały poro­zu­mie­nia z przed­sta­wi­cie­lami nie­miec­kiej opo­zy­cji. Jak wynika z roz­woju póź­niej­szych wypad­ków, Pia­sto­wie i Prze­my­śli­dzi nie­jed­no­krot­nie wią­zali się z moż­nymi feu­da­łami Rze­szy oraz człon­kami rodu Liu­dol­fin­gów (cho­ciażby Hen­ryk II Kłót­nik, w zmien­nych okre­sach księżę Bawa­rii) pozo­sta­ją­cymi z róż­nych powo­dów w opo­zy­cji do panu­ją­cego cesa­rza Ottona I i jesz­cze jaskra­wiej – Ottona II i Ottona III. Było zatem wiele wspól­nych mia­now­ni­ków, przy­naj­mniej w oma­wia­nych tutaj latach, sprzy­ja­ją­cych pol­sko-cze­skiej współ­pracy. Nato­miast zupeł­nie błędne jest zało­że­nie, jakoby Mieszko I, zawią­zu­jąc sojusz z Cze­chami, chciał roz­bić ich przy­mie­rze z Wie­le­tami. Pisa­łem o tym kil­ka­krot­nie w innych publi­ka­cjach, jed­nak to fał­szywe mnie­ma­nie na­dal poku­tuje w lite­ra­tu­rze. Powtó­rzę więc zarys zagad­nie­nia.

Po obję­ciu pano­wa­nia w Cze­chach w 935 roku Bole­sław I Srogi usi­ło­wał zrzu­cić nie­miec­kie zwierzch­nic­two, odma­wia­jąc m.in. uisz­cza­nia try­butu. Po trwa­ją­cych latami i ze zmien­nym szczę­ściem wal­kach księżę Czech został osta­tecz­nie poko­nany przez Ottona I w 954 roku i przy­mu­szony do zaak­cep­to­wa­nia (ponow­nej) nie­miec­kiej zwierzch­no­ści try­bu­tar­nej w jej peł­nym wymia­rze: coroczny try­but i 120 wołów. Od tej pory stał wier­nym wasa­lem Ottona I, odda­jąc mu nie­małe (jak na moż­li­wo­ści Czech) posługi mili­tarne – czy to w bitwie na Lecho­wym Polu w 955 roku prze­ciwko Węgrom (trzy hufce cze­skiej jazdy sta­cjo­nu­jące w Raty­zbo­nie doko­nały masa­kry ucie­ka­ją­cych z pola bitwy oddzia­łów węgier­skich), czy w bitwie nad Rek­nicą w 955 roku prze­ciwko Obo­dry­tom i Wie­le­tom. Cze­ski udział w tej bata­lii wyklu­cza moż­li­wo­ści zawar­cia w tym cza­sie cze­sko-wie­lec­kiego przy­mie­rza. Bole­sław I Srogi jako wasal Ottona I był mu winny cał­ko­wite posłu­szeń­stwo (cesarz był znany z nie­zwy­kle apo­dyk­tycz­nej natury, przy­kła­dem jego sto­su­nek do syna Ottona II). Bio­rąc pod uwagę to oraz nie­jed­no­krot­nie pod­kre­ślany przez kro­ni­ka­rzy wrogi sto­su­nek cesa­rza do Wie­le­tów (szcze­gól­nie Reda­rów), jasno wynika, że jakie­kol­wiek przy­ja­zne kon­takty z nimi cze­skiego księ­cia, nie mówiąc już o ści­ślej­szych powią­za­niach sojusz­ni­czych, nie byłyby tole­ro­wane przez Ottona I. Pod­su­mo­wu­jąc: w momen­cie nawią­za­nia sto­sun­ków pol­sko-cze­skich nie ist­niało żadne poro­zu­mie­nie cze­sko-wie­lec­kie. Udział cze­skich wojow­ni­ków po stro­nie nie­miec­kiej w roz­gro­mie­niu bro­nią­cych swej wol­no­ści Obo­dry­tów i Wie­le­tów w bitwie nad Rek­nicą nie tylko wyklu­czał taką moż­li­wość, lecz także spra­wił , że Wie­leci zapa­łali nie­na­wi­ścią do Cze­chów. Dla Mieszka I była to dodat­kowa moty­wa­cja sprzy­mie­rze­nia się z Cze­chami – nie ich rze­komy, błęd­nie powta­rzany w lite­ra­tu­rze rze­komy sojusz z Wie­le­tami, lecz wza­jemna nie­na­wiść mię­dzy nimi.

Ta wie­lo­wąt­kowa zbież­ność pol­skich i cze­skich inte­re­sów zaowo­co­wała zawar­ciem przy­mie­rza mię­dzy Miesz­kiem I a Bole­sła­wem I Sro­gim. Cze­ski księżę, pośred­ni­cząc w roz­mo­wach mię­dzy Otto­nem I a Miesz­kiem I, pomógł w skon­kre­ty­zo­wa­niu zało­żeń pol­sko-nie­miec­kiego poro­zu­mie­nia zaini­cjo­wa­nego praw­do­po­dob­nie przez Gerona. A ponie­waż pod­stawą pod­ję­cia przez cesa­rza ofi­cjal­nych sto­sun­ków z pia­stow­skim księ­ciem była chry­stia­ni­za­cja, roz­po­częły się gorącz­kowe zabiegi w tej spra­wie.

W kwe­stii przy­ję­cia chrze­ści­jań­stwa Mieszko I był zdany na porady i doświad­cze­nia dorad­ców oraz przy­ja­ciół z wła­snego oto­cze­nia, a także ludzi z oto­cze­nia cze­skiego księ­cia. Dyle­ma­tem naj­więk­szej wagi było roz­strzy­gnię­cie, skąd spro­wa­dzić misjo­na­rzy i biskupa. Cze­chy w tym cza­sie nie posia­dały wła­snego nie­za­leż­nego biskup­stwa. Praga pod­le­gała kościel­nie biskup­stwu w Raty­zbo­nie, nale­żą­cemu do arcybiskup­stwa w Sal­zburgu. Dzięki cze­skim kon­tak­tom można było zwró­cić się do ośrod­ków misyj­nych w Bawa­rii. Drugą moż­li­wo­ścią byłoby spro­wa­dze­nie do Pol­ski misjo­na­rzy z Sak­so­nii (biskup­stwa zało­żone przez nich u Poła­bian w Bren­nie i Hobo­li­nie). Mieszko I zde­cy­do­wał się na współ­pracę z ośrod­kami misyj­nymi z połu­dnio­wych Nie­miec, pomi­ja­jąc kler z Sak­so­nii.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki