Baird - Augustyn Rafał - ebook + książka

Baird ebook

Augustyn Rafał

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Tadeusz Baird (1928-1981) – polski kompozytor działający w II połowie XX wieku. Baird był erudytą, osobą niezwykle zaangażowaną w sztukę, twórcą świadomym zagrożeń i problemów współczesnego świata, działającym w poczuciu swoistej misji. Traumatyczne przeżycia z czasów II wojny światowej oraz przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku uformowały jego osobowość – niezwykle wymagającą od siebie i innych. Nagła śmierć zamknęła jego trzydziestodwuletni okres powojennej aktywności, której efektem jest zbiór 54 kompozycji, muzyka do 63 sztuk teatralnych oraz 40 filmów, liczne wypowiedzi na łamach prasy i radia. Biografia wydane w serii Małe Monografie przybliża tego wybitnego artystę szerokiemu gronu czytelników.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 198

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Na Saskiej Kępie

Warszawska Saska Kępa jest na hałaśliwym prawym brzegu Wisły cichą enklawą o niskiej zabudowie, dzielnicą uważaną za elegancką i prestiżową. Przy ulicy Lipskiej, jednej z bocznic centralnej Francuskiej, stoi spora willa z pierwszej połowy xx wieku, sprawiająca wrażenie pałacyku, ale w istocie zawierająca w sobie kilka niezależnych mieszkań. Pierwotnie zajmowały one parter i piętro, później dobudowano jeszcze jedną kondygnację. Tadeusz Baird mieszkał tu, na pierwszym piętrze, od czwartego roku życia aż do śmierci – z krótką, wojenną przerwą. Od 1976 roku – wraz z żoną, Aliną Sawicką-Baird, która rezydowała tam do końca swych dni.

Eleganckie mieszkanie z królującym w salonie fortepianem Blüthnera i pokaźnym księgozbiorem nie przypominało muzeum – raczej był to żywy dom, pełen pamiątek o kompozytorze, ale nie mumifikujący pamięci. Alina, absolwentka dziennikarstwa, przez wiele lat kierowała biurem warszawskiej centrali Związku Kompozytorów Polskich i utrzymywała kontakty ze środowiskiem, bywała też na związkowych koncertach. Tak długo, jak tylko zdrowie jej pozwalało, spotykała się z przyjaciółmi. Do 2018 roku wspierała noszący imię Tadeusza Bairda Konkurs Młodych Kompozytorów, fundując nagrody dla zwycięzców.

Dzieje wojenne warszawiaków mają często wspólny motyw: powrót do miasta widma i próby odnalezienia własnego, często zrujnowanego domu. Baird wrócił pod jedenastkę przy ulicy Lipskiej do domu ocalałego, z niewielkim tylko uszczerbkiem – i z niespodziewanymi lokatorami.

Trwałe zakotwiczenie w przestrzeni lokuje naszego bohatera niejako poza czasem; tak jak poza czasem przebiegała od strony formalnej jego zawodowa edukacja. Uczył się najpierw prywatnie, później zmieniał pedagogów, kierunki, nawet uczelnie. Zanim zdał maturę, zdążył rozpocząć pierwsze studia. Ale już wcześniej funkcjonował jako wykładowca, wprawdzie w dość nietypowej, choć zupełnie oficjalnej instytucji, w dodatku „zagranicznej” (czemu w cudzysłowie, opowiem wkrótce). Dyplom z kompozycji w poznańskiej Akademii Muzycznej uzyskał już jako słynny twórca.

Małżeństwo z Aliną Sawicką zawarł po wieloletniej znajomości. Ojca utracił wcześnie, i to niejako potrójnie: jako męża swojej matki, jako współmieszkańca i jako inspiracji w muzykowaniu. Za to matka dożyła słusznego wieku, mieszkając niezmiennie przy Lipskiej. Dzieci nie miał, toteż nie było mu dane spoglądać na pokoleniową przemianę z najbliższej perspektywy. Także związek ze studentami trudno nazwać bliskim, trwałym i płodnym artystycznie – i dla nich, i dla niego samego. Nauczanie traktował serio, miał w klasie kilkoro znaczących kompozytorów, a uczniowie wspominają go ciepło. Żył jednak zbyt krótko, by cieszyć się z ich artystycznego dojrzewania. Nie został patriarchą.

Ale pozaczasowość Bairda nie kończy się na biografii. Bowiem spoglądając na jego muzykę, widzimy dwie prawid­łowości. Z jednej strony znajdują w niej odbicie przemiany europejskiej, a szczególnie polskiej, świadomości estetycznej. Jest tu i neoklasycyzm, z pewną – niewielką – dawką socrea­lizmu i folkloru. Jest technika dwunastotonowa i swobodna atonalność. Jest wyrazisty model archaizacji. Jest udział w najbardziej znanym składniku „szkoły polskiej”, czyli zjawiska z braku lepszego określenia nazwanego sonoryzmem. Jest nawet dyskretnie zarysowany, ale uświadomiony, powrót do pewnych cech muzyki romantycznej czy postromantycznej w ostatnich latach. Te i podobne wyznaczniki służą badaczom i krytykom do wyznaczania „okresów” w życiu artystów, naszego bohatera także. Z drugiej zaś strony Baird pozostaje sobą. Lirykiem z romantycznym zapleczem. Ekspresjonistą i sensualistą. Dramaturgiem i malarzem dźwięków. Kto obcował choć trochę z polską muzyką lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, rozpozna jego charakter pisma – rozumianego metaforycznie, jako kompleks środków technicznych i wyrazowych, ale także zupełnie dosłownie, jako muzyczna kaligrafia. Baird jest, by tak rzec, własną Saską Kępą, enklawą wplecioną w żywą tkankę współczesności, jednakże odrębną, spokojną i elegancką, kryjącą namiętności, harmonijnie skonstruowaną, ale na swój sposób meandryczną. Mam nadzieję, że uda mi się w tej książce wyjaśnić, co kryje się za takimi porównaniami.

„Szkoci” z Kujaw i Rosji

Nazwisko „Baird” jest dość popularne w Szkocji, choć według znanej mi statystyki w takiej pisowni nie mieści się w pierwszej setce (ale wariantów zapisu jest więcej). Pochodzi z kontynen­tu: jego korzenie są francuskie i łączą się ze słowem adaptowanym w polszczyźnie jako „bard”, co – przypadkowo, ale wymownie – dobrze współbrzmi nie tylko z artystyczną profesją naszego bohatera, ale także z istotnymi cechami jego twórczości. Drugi trzon znaczeniowy w szkockiej angielszczyźnie, czyli beard (‘broda’), do naszego bohatera nie pasuje – przez całe życie golił się regularnie.

Nie znamy dokumentów potwierdzających szkockie pochodzenie kompozytora. Dziadek Tadeusza imieniem Józef był niewątpliwie Polakiem, szeregowym pracownikiem kolei osiadłym w Aleksandrowie Kujawskim, wówczas granicznej stacji między Kongresówką a pruską częścią Kujaw, której rangę potwierdza okazały budynek dworca, dziś niestety zaniedbany. W tymże Aleksandrowie 23 września 1894 roku żona Józefa, Wanda z domu Zawadzka, urodziła syna Edwarda. Jego skomplikowana biografia jest znakomitym przykładem jednego z głównych traktów kształtowania się polskiej inteligencji (obok dziejów wysadzonej z siodła szlachty, emancypującego się mieszczaństwa, spolonizowanych obcokrajowców oraz asymilowanych Żydów), mianowicie stopniowego awansu z warstwy robotniczej czy chłopskiej. Tyle że w przypadku Edwarda Bairda ów awans nastąpił w ciągu jednego pokolenia. Baird senior jako pierwszy w rodzinie przebył cały dydaktyczny i akademicki cursus honorum – od szkoły podstawowej przez średnią, maturę, wyższe studia, doktorat i habilitację. Zabrakło mu tylko formalnej profesury, na emeryturę przeszedł jako docent.

Bynajmniej nie odbyło się to płynnie. Z gimnazjum (rosyjskiego oczywiście) relegowano go w rewolucyjnym roku 1905 za udział w politycznych manifestacjach. Maturę zdał ostatecznie w 1913 roku w Piotrkowie Trybunalskim. Naukę kontynuował w Warszawie na Kursach Rzemieślniczo-Przemysłowych przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa. W tej zasłużonej instytucji, jednym z zalążków dzisiejszej Szkoły Głównej Gos­podarstwa Wiejskiego, ukształtowało się jego zootechniczne pole zainteresowań, jednak i tam nie dane mu było skończyć nauki, gdyż wcielono go do armii rosyjskiej i wywieziono na zachodnią Syberię. Tam poznał swą przyszłą żonę, Marię Popową. Ślub wzięli w 1919 roku – w obrządku rzymskokatolickim, choć Maria była wyznania prawosławnego. Tam też rozpoczął pracę zawodową jako zootechnik. Tak w drugiej Rzeczpospolitej, jak i w prl-u był cenionym i wpływowym specjalistą od hodowli zwierząt, instruktorem i badaczem. Nigdy natomiast nie zajął się praktycznie gospodarowaniem na roli.

Paradoksalnie, okres okupacji hitlerowskiej był dla Edwarda stosunkowo (na miarę czasów) pozbawiony dramatycznych osobistych konsekwencji, przynajmniej z początku. Oficjalnie pracował między innymi w tolerowanej przez okupantów Warszawskiej Izbie Rolniczej, a także uczył w Szkole Rybackiej; nieoficjalnie – działał w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, nie militarnych wprawdzie, lecz administracyjnych, oraz był na różnych stanowiskach członkiem Delegatury Rządu (londyńskiego) na Kraj, odpowiedzialnym za planowaną organizację rolnictwa po wyzwoleniu. Zagrożenie zbliżającym się frontem spowodowało rozdzielenie rodziny: żonę oraz szesnastoletniego Tadeusza wywieziono (osobno) na roboty do Niemiec, zaś Edward, po wygnaniu do obozu w Pruszkowie, dostał się do Krakowa, gdzie pracował w – znów tolerowanym przez okupantów – związku hodowców.

Lata powojenne były dramatyczne, naznaczone rosnącym terrorem stalinowskim i uporczywym poszukiwaniem wrogów przez władze. Na początku nie wyglądało to źle: po wyzwoleniu Edward Baird zatrudnił się w Polskim Towarzystwie Zootechnicznym, a od kwietnia 1945 roku znowu w Warszawie, wpierw w Ministerstwie Rolnictwa, a od 1947 w sggw. Rok wcześniej wrócił na ulicę Lipską, a trzy lata później obronił doktorat.

Problemy zaczęły się w 1950 roku – Edwarda Bairda posądzono bowiem o szpiegostwo polegające na dostarczaniu zagranicznym agentom tajnych informacji. „Zagraniczni agenci” związani byli z polskim rządem emigracyjnym, ale także z… oficjalną Organizacją Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa, czyli fao, której Polska była (i jest do dzisiaj) członkiem, wprawdzie z przerwą w latach 1950–1957. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że przedmiotem zarzutów były informacje przekazywane w roku… 1947 oraz organizowanie oficjalnych kontaktów, zaś „tajne” informacje były w istocie prostymi danymi statystycznymi na temat stanu struktury agrarnej w Polsce. Aresztowany w styczniu 1950 roku, został skazany w listopadzie, wypuszczony na wolność w czerwcu 1953 na mocy aktu łaski, a w końcu oczyszczony z zarzutów w 1957 roku. Wymiar kary jest niepewny – dokumenty mówią o 15 latach więzienia, rodzinna tradycja o karze śmierci, co nie jest wykluczone, jako że wiele działań ówczesnych władz odbywało się „na telefon”. Tak czy inaczej, do uwolnienia ojca Tadeusz przyczynił się wydatnie, prowadząc przy wsparciu adwokata rozległą korespondencję z członkami władz prl-u, ale także jako muzyk, o czym przyjdzie nam jeszcze opowiedzieć.

Znamienne, że kompozytor starał się o uwolnienie ojca w sytuacji, gdy ten opuścił rodzinę. Kolejnym rysem wojennych losów był bowiem brak wiadomości o sytuacji krewnych. Edward Baird trwał w przekonaniu, że żona i syn zginęli, a w każdym razie nie mają szansy na powrót. Związał się wtedy z Józefą Ciechanowską, koleżanką po fachu, i powrót Marii i Tadeusza z niemieckiego wygnania był dla niego szokiem. Zdecydował się na trwały związek z nową partnerką, przypieczętowany – po uzyskaniu rozwodu z Marią – małżeństwem, co zresztą nie osłabiło synowskich uczuć (biografowie podkreślają, że Tadeusz był ze swego protoplasty dumny i wspominał go z czułością). Podobnie zresztą było z matką, z którą mieszkał i którą się opiekował aż do jej śmierci w 1974 roku.

Matka kompozytora, mimo polonizacji, zachowała wiarę prawosławną i w takimże obrządku została pochowana. Potomkini zamożnej rodziny, odebrała wykształcenie w instytucie dla bogatych panien i nigdy – wyjąwszy okres przymusowych robót w Niemczech – nie pracowała poza domem. Miała, podobnie jak mąż, zamiłowania i uzdolnienia muzyczne, toteż talent jedynaka został przez rodziców wcześnie rozpoznany i, szczęśliwie, zaakceptowany. Ominął Tadeusza zatem znany z dziesiątek biografii konflikt między prawniczymi, lekarskimi czy wojskowymi ambicjami rodziców a artystycznym temperamentem potomków.

Tadeusz Baird urodził się 26 lipca 1928 roku w Grodzisku Mazowieckim. W tym podwarszawskim mieście uważany jest za swojaka – ma tam ulicę, a nawet osiedle, jego imię nosi też szkoła muzyczna. Jednakże państwo Bairdowie mieszkali tam zaledwie przez cztery lata, oczekując na możliwość osiedlenia się w Warszawie, co nastąpiło 1 października 1931 roku. Od tej pory, jak już wiemy, adres Tadeusza, wyjąwszy lata wojennej tułaczki, nigdy nie uległ zmianie.

Pierwsze praktyczne kontakty chłopca z muzyką były skutkiem rodzinnej osmozy: rodzice muzykowali – jak sam kompozytor pamiętał – „na zupełnie niezłym poziomie”, toteż naturalne stało się podjęcie regularnej prywatnej nauki, którą sześciolatek rozpoczął u Marii Rzepko. Wkrótce sam zaczął próbować kompozycji: powstały „drobne utworki fortepianowe albo na skrzypce [instrument ojca – przyp. r.a.] z fortepianem, stanowiące tylko mniej lub bardziej (a raczej mniej niż bardziej) udatne naśladownictwo tego, co na co dzień słyszałem w domu” – opowiadał Januszowi Cegielle [1]. Nie było w tym jeszcze wyraźnego życiowego imperatywu – ten przyszedł po kilku latach.

Pierwszy utwór, o którym wiemy nieco więcej, powstał 3 października 1939 roku jako reakcja na wkroczenie Wehrmachtu do Warszawy po przegranej kampanii wrześniowej. Na temat muzycznego kształtu tej impresji jednakże nie da się wiele powiedzieć.

Formacyjne lata życia przypadły zatem na okres okupacji hit­lerowskiej i „życia na niby”. Utalentowany nastolatek mógł pobierać nieoficjalnie lekcje wiedzy o muzyce – bo niekoniecznie kompozycji – u Bolesława Woytowicza, kompozytora i pianisty, zarabiającego na życie jako właściciel historycznej (tu rzeczywiście pasowałoby nadużywane słowo „legendarnej”) kawiarni Dom Sztuki, później noszącej po prostu nazwę Kawiarnia prof. Woytowicza, przy Nowym Świecie pod numerem 27. Równolegle uczył się gry na fortepianie u Tadeusza Wituskiego, aktywnego pianisty i pedagoga. Woytowiczowi, jak sam zaświadcza, zawdzięczał więcej niż niektórym oficjalnym nauczycielom. W latach 1943–1944 pobierał nauki harmonii, form i kontrapunktu u Kazimierza Sikorskiego w Staatliche Musikschule in Warschau przy Okólniku pod numerem 1. Bakcyl komponowania rozwijał się systematycznie, jednakże wciąż powstawały utwory małoobsadowe i solowe, a także pieśni. Nic z tego się nie zachowało, gdyż historia przez duże, ale zdecydowanie niepiękne h, wkroczyła w przedostatnim roku ii wojny światowej.

Popularne dzieje Warszawy 1944 roku skupiają się na lewobrzeżnym centrum. W potocznej świadomości front zatrzymuje się wówczas na Wiśle – i wtedy wybucha powstanie. Tymczasem w sierpniu, gdy na lewym brzegu trwały już walki, na prawym byli jeszcze Niemcy. Wojska radzieckie się przybliżały, mieszkańców zaczęto masowo wywozić. Tym z Saskiej Kępy naznaczono zbiórkę na placu Waszyngtona. Młody Tadeusz postanowił pożegnać rodzinny dom muzyką. Mimo częściowych uszkodzeń budynku, rykoszetu nadciągającego frontu, domowy fortepian był sprawny. Młodzieniec zagrał ćwiczony właśnie utwór, elegijną Etiudę b-moll Szymanowskiego. Po czym poprzez twierdzę zakroczymską, obóz dla przymusowych robotników w Pile, a potem kilkudniową podróż bydlęcym wagonem wylądował w Westfalii, gdzie go – jak za czasów kolonialnych – sprzedano za kilkadziesiąt marek na targu niewolników.

Na wygnaniu pracował najpierw w gospodarstwie rolnym, wciąż w strachu przed… koniem. Nic tu do śmiechu – fryzyjska chabeta „u bauera” pokazała, do czego jest zdolna, zabijając umiejętnym kopnięciem w głowę jednego z towarzyszy pracy. W efekcie niechęć do koni pozostała Bairdowi na resztę życia. Później przetransportowano go na granicę holenderską do pracy przy fortyfikacjach, pod brytyjskimi bombami. Przedsięwzięta z grupą współwięźniów ucieczka skończyła się pojmaniem, osadzeniem w więzieniu Gestapo i deportacją do obozu koncentracyjnego w Soest, a potem do Gladbeck w Nadrenii, gdzie nabawił się gruźlicy kości. Po wycofaniu obozowej straży i wywiezieniu zdrowszych osadzonych został porzucony wraz z innymi chorymi, których, jak sam później opowiadał, uciekającym strażnikom nie opłacało się zastrzelić, bo byli pewni, że więźniowie i tak zaraz umrą. Po paru dniach wegetacji, częściowo podtrzymywanej przez litościwe tubylczynie przynoszące wodnistą zupę i suchary, nadeszli Amerykanie – co nie oznaczało natychmiastowej poprawy warunków bytowych. „Armia amerykańska nie miała dla nas niczego – opowiadał. – Nie byliśmy żadnym pokazowym obozem koncentracyjnym, nie byliśmy Dachau, dokąd raczył przyjechać generał Eisenhower i [gdzie] były ekipy operatorów filmowych, i telewizyjnych, i radiowych i dziennikarze” [2]. (Wyzwolenie Dachau jest najlepiej udokumentowane, jednak Eisenhower przyjechał nie tam, a do Ohrdruf).

Później – nie bez przeszkód – Baird trafił do szpitala, gdzie przeszedł serię operacji, a jeszcze później do obozu dipisów (displaced persons), urządzonego we wsi, z której przymusowo wysiedlono niemieckich mieszkańców. Cały ten okres wywołał u młodego człowieka dość wyraźną i trwałą niechęć do Amerykanów, natomiast bardzo znamienna jest późniejsza ewolucja stosunku do Niemców, wśród których znalazł licznych wiernych przyjaciół. Niemniej także w latach siedemdziesiątych, odwiedzając miejsca znane z wojennej tułaczki, ogarniały go, co zrozumiałe, bardzo mieszane uczucia, o których powściągliwie, ale z wyraźnym poruszeniem opowiadał swoim interlokutorom.

W obozie dipisów w połowie września 1945 roku odnalazł matkę. Dla nadania jakiegoś sensu oczekiwaniu na decyzje władz – na pograniczu wolności i niewoli – zajął się organizowaniem tam życia kulturalnego, co przyniosło wymierne skutki. Jak sam wspominał, w osiemnastym roku życia został kierownikiem wiejskiej świetlicy w nadreńskim polskim obo­zie (stąd ów cudzysłów przy słowie „zagraniczny”), nie ograniczając się do administrowania, ale także organizując koncerty, grając na fortepianie. Oraz komponując – na razie na fortepian lub głos z fortepianem. Wiosną 1946 roku podjął pierwszą w życiu regularną działalność dydaktyczną w zorganizowanym niedaleko Hagen konserwatorium dla cudzoziemców, gdzie uczył teorii, oraz występował jako pianista. Tamże dał swój ostatni recital fortepianowy. Będzie jeszcze sporadycznie akompaniował i wykonywał pojedyncze, własne utwory. Tam też otrzymał pierwsze w życiu płatne zamówienie kompozytorskie. Było to… tango, pod tytułem Tęsknota, które za kilka kartonów papierosów kupił od niego inny z polskich dipisów, aby zaimponować pozostawionej w kraju pięknej pani. Jak wspominał kompozytor, konkury nie zakończyły się happy endem, jednakże dzieło nie przepadło; po latach Baird usłyszał Tęsknotę graną przez restauracyjną orkiestrę we wrocławskim hotelu Monopol, wówczas (i dziś) najbardziej prestiżowym w mieście.

Po powrocie do Warszawy rozpoczął w 1947 roku studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Przyjęto go mimo braku matury, którą dla uzupełnienia wykształcenia zdał w końcu eksternistycznie na podstawie egzaminu o profilu humanistycznym w iv Liceum im. gen. Jakuba Jasińskiego w Warszawie. Świadectwo dojrzałości, prawdę mówiąc, nie zapowiadało subtelnego intelektualisty i erudyty: stopień bardzo dobry ­dostał tylko z religii, co było raczej normą. Reszta to garść ocen dobrych i sporo dostatecznych, w tym z języka polskiego. Ale trudno się dziwić: regularne wykształcenie w latach wojny było praktycznie nieosiągalne.

Dalsze etapy formalnej edukacji też obfitowały w zakręty. Z klasy Piotra Rytla przeszedł do innego Piotra, Perkowskiego. W pwsm spędził trzy lata akademickie, ale nie zrobił dyplomu. W 1948 roku rozpoczął równolegle studia muzykologiczne na Uniwersytecie Warszawskim, które porzucił dwa lata później. Do roli studenta, przynajmniej formalnie, powróci ponad… ćwierć wieku później. A było to tak: warszawska Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna (późniejsza Akademia Muzyczna, a dziś Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina) zaproponowała mu prowadzenie klasy kompozycji. Aby przyjąć etat profesorski, choćby kontraktowy, musiał wpierw zostać… magistrem. Polska to nie Ameryka, gdzie wystarczy być wybitnym artystą; tu trzeba mieć pismo z pieczątką. W owych czasach „Ruch Muzyczny” publikował spisy dyplomantów ze studiów kompozytorskich – kiedy zobaczyłem tam nazwisko Bairda, przypuszczałem początkowo, że pojawił się jakiś imiennik mistrza lub że to niewczesny żart; jednakże dyplom w klasie Floriana Dąbrowskiego dotyczył naprawdę słynnego już twórcy.

Osobnym rysem aktywności Bairda była praca organizacyjna. Nigdy nie stał na czele żadnej instytucji (z wyjątkiem Katedry Kompozycji w Akademii), ale pełnił rozmaite funkcje w zarządzie Związku Kompozytorów Polskich. Należał do inicjatorów festiwalu Warszawska Jesień. Był członkiem ciał opiniodawczych, związkowych i państwowych, a także honorowym prezesem zasłużonego poznańskiego stowarzyszenia edukacji muzycznej Pro Sinfonika, istniejącego do dzisiaj. W 1977 roku Akademia Sztuki nrd przyjęła go jako członka korespondenta. W ostatnim roku życia został też członkiem honorowym zkp.

Rozliczne funkcje i honory nie przesłaniały jednego – czuł się i był przede wszystkim kompozytorem, choć z właściwą sobie mieszaniną wnikliwości i kokieterii mówił: „może w sumie jestem za mało muzykiem…”, co stało się nawet częścią tytułu książki napisanej wspólnie z Izabellą Grzenkowicz, przynoszącej cenne informacje o jego poglądach artystycznych i ogólnoludzkich.

Śmierć przyszła dość nagle. Nie był wprawdzie stuprocen­towym okazem zdrowia, ale – mimo początków cukrzycy i sporadycznych problemów z systemem krążenia – jego ogólny stan pozostawał niezły. Jak zaświadcza żona, był na przykład sprawnym i wytrzymałym pływakiem. Państwo Bairdowie zdążyli jeszcze spędzić udane wakacje w Bułgarii, wówczas popularnej turystycznej, jak to się dzisiaj mówi, destynacji. Kompozytor miał konkretne plany i wypełniony kalendarz. Niestety, po powrocie do Warszawy niespodziewanie odkryto u niego tętniaka mózgu. 2 września 1981 roku zmarł w warszawskim szpitalu przy ulicy Banacha.

Jego ówczesny uczeń, późniejszy wieloletni prezes zkp Jerzy Kornowicz, przebywający wtedy w rodzinnym Lublinie, mówi o „gromie z jasnego nieba”. Dyrygent Jacek Kaspszyk opowiada o „liście z tamtego świata” – jadąc na próbę do Katowic usłyszał radiową wiadomość, gdy tymczasem w biurze Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia czekała na niego przesyłka od Bairda z opisem planów współpracy w najbliższych dniach.

Sam o śmierci kompozytora dowiedziałem się w… kościele, choć nie podczas nabożeństwa. Przed jednym z koncertów festiwalu Wratislavia Cantans siedziałem w katedrze św. Marii Magdaleny z kimś ważniejszym (czy był to Tadeusz Strugała? Marian Wallek-Walewski? Wojciech Dzieduszycki?) i podeszła do nas nagle Stefania Woytowicz, siostra Bolesława, dobra znajoma Bairda i wykonawczyni jego muzyki, z wiadomością otrzymaną od męża, lekarza Stanisława Rudnickiego. Wiedziała, że stan kompozytora był poważny, ale nadzieja przewa­żała. Pamiętam głównie uczucie beznadziejnej bezradności. Właściwie nikt nie wiedział, co – i w ogóle czy cokolwiek – powiedzieć. Człowiek był, bardzo intensywnie, i nagle go nie ma.

Oglądane w całości życie naszego bohatera ma dwie wyraźne fazy: meandryczną i dramatyczną młodość oraz stabilny i skoncentrowany na twórczości wiek dojrzały – choć wahałbym się nazwać go „spokojnym” z racji wysokiej temperatury emocjonalnej i silnego związku z przeszłością. Fazy te zazębiają się głęboko, zwłaszcza z uwagi na długie życie (oraz… długie umieranie) matki Tadeusza i nieusuwalny cień powikłanej młodości. Na powierzchni jednak mamy po prostu kolejne kompozycje, wykonania, nagrania, nagrody, podróże, przyjaźnie muzyczne, teatralne i literackie, później pracę pedagogiczną, a przez cały czas – z rozmaitą intensywnością – organizatorską, długą zażyłość, w 1976 roku przypieczętowaną małżeństwem, z Aliną Sawicką. No i rosnące uznanie międzynarodowe, uzupełniające wcześnie zdobytą, silną pozycję w kraju.

Źródła cytatów

[ 1 ] Janusz Cegiełła, Szkice do autoportretu polskiej muzyki współ­czes­nej, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1976.

[ 2 ] Tadeusz Baird, Joanna Zadrowska, wypowiedź dla Polskiego Radia z serii „Życie nie tylko nutami pisane”, Gawęda 4 i 7, https://www.baird.polmic.pl/index.php/pl/galeria/wypowiedzi [data dostępu: 20.05.2025].

[ 3 ] Krzysztof Baculewski, Rozmowa z Tadeuszem Bairdem, w: tegoż, Pół wieku z piórem w ręku, Chopin University Press, Warszawa 2023; pierwodruk w: biuletyn prasowy Warszawskiej Jesieni z 1973 roku, nr 2.

[ 4 ] Teczka członkowska Tadeusza Bairda w Archiwum Akt Związku Kompozytorów Polskich w Warszawie, sygn. 12/131.

[ 5 ] Krystyna Tarnawska-Kaczorowska, Tadeusz Baird. Glosy do biografii, Musica Iagellonica, Kraków 1987.

[ 6 ] Ludwik Erhardt, Grupa 49, „Przegląd Kulturalny” 1953, nr 25; cyt. za: Barbara Literska, „Grupa 49” azylem wolności twórczej (?), w: Granice muzyki – granice wolności. Wokół konferencji kompozytorów i krytyków muzycznych w Łagowie Lubuskim w 1949 r., Krzysztof Brzechczyn, Rafał Ciesielski (red.), Instytut Pamięci Narodowej, Związek Kompozytorów Polskich, Poznań–Warszawa 2021.

[ 7 ] Barbara Literska, Tadeusz Baird. Kompozytor, dzieło, recepcja, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2012.

[ 8 ] Tadeusz A. Zieliński, Tadeusz Baird, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1966.

[ 9 ] Michał Zieliński, Twórczość orkiestrowa Tadeusza Bairda w kontekście techniki instrumentacji, Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego, Bydgoszcz 2005.

[ 10 ] Tadeusz Kaczyński, Koncert monograficzny Tadeusza Bairda, „Ruch Muzyczny” 1972, nr 14; cyt. za: Barbara Literska, Tadeusz Baird. Kompozytor, dzieło, recepcja, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2012.

[ 11 ]Literatura Polska. Przewodnik encyklopedyczny, Julian Krzyżanowski, Czesław Hernas, Artur Hutnikiewicz (red.), t. 1, Polskie Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1984.

[ 12 ] Tadeusz Baird, Izabella Grzenkowicz, Może jestem za mało muzykiem. Rozmowy, szkice, refleksje, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1998.

[ 13 ] Tadeusz Baird, wypowiedź w książce programowej VII Warszawskiej Jesieni z 1963 roku; cyt. za: Michał Zieliński, Twórczość orkiestrowa Tadeusza Bairda w kontekście techniki instrumentacji, Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego, Bydgoszcz 2005.

[ 14 ] Wypowiedź Witolda Grucy z 1976 r.; cyt. za: Barbara Literska, Tadeusz Baird. Kompozytor, dzieło, recepcja, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2012.

[ 15 ] Andrzej Konkowski, Pomiędzy pięcioma liniami. Rozmowa z Tadeuszem Bairdem, „Poezja” 1973, nr 2.

[ 16 ] Krystyna Tarnawska-Kaczorowska, Świat liryki wokalno-instrumentalnej Tadeusza Bairda, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1982.

[ 17 ] Danuta Gwizdalanka, Krzysztof Meyer, Lutosławski, t. 1: Droga do dojrzałości, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 2013.

[ 18 ] Jerzy S. Sito, I wiedzą, rzekłbym, muzyczną…, w: Jutro, program spektaklu w Teatrze Wielkim, Warszawa 1966, s. 16–17, cyt. za: Eva Nehrdich, Utwory z tekstem w drugim okresie twórczości Bairda, „Muzyka” 1984, nr 1–2.

[ 19 ] Eva Nehrdich, Utwory z tekstem w drugim okresie twórczości Tadeusza Bairda, Maria Stanilewicz-Kamionka (tłum. z niem.), „Muzyka” 1984, nr 1–2 (112–113).

[ 20 ] Andrzej Chłopecki, WJ ’78. Z sal koncertowych: Japończyk, dwóch Polaków i stary Ives, „Ruch Muzyczny” 1978, nr 22.

[ 21 ] Krystyna Tarnawska-Kaczorowska, Tadeusz Baird. Glosy do biografii, Musica Iagellonica, Kraków 1987; cyt. za: Barbara Literska, Tadeusz Baird. Kompozytor, dzieło, recepcja, Oficyna Wydawnicza Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2012.

[ 22 ] Ewa Kofin, Ponad codzienność. Rozmowa z Tadeuszem Bairdem, „Odra” 1973, nr 4.

[ 23 ] Elżbieta Markowska, Jan Krenz i muzycy. Tadeusz Baird, „Ruch Muzyczny” 1995, nr 10.

[ 24 ] Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz, Socjologiczna monografia współczesnego środowiska kompozytorów, [niepublikowana praca doktorska napisana w 1978 roku w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk pod kierunkiem dr. hab. Marcina Czerwińskiego].

© Copyright by Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Poland 2025

ISBN 978-83-224-5266-0

PWM 21 010

Wydanie I. Printed in Poland 2025

malemonografie.pl

Portret kompozytora na okładce

Ewelina Gąska

Projekt graficzny serii

Marcin Hernas

Frontyspis

Tadeusz Baird, II Symfonia „Quasi una fantasia”, archiwum Polskiego Wydawnictwa Muzycznego – fragment autografu

Redakcja merytoryczna

Klaudia Podobińska-Kraszewska

Redakcja językowa

Artur Kozendra

Korekta

Nicola Chwist, Artur Kozendra

Skład i łamanie wersji papierowej

Grażyna Gajewska

Przygotowanie wersji elektronicznej

Karolina Kaiser,

Redaktor prowadzący

Artur Kozendra

Polskie Wydawnictwo Muzyczne

al. Krasińskiego 11a, 31-111 Kraków

www.pwm.com.pl