Autobiografia traumy - Peter A. Levine - ebook

Autobiografia traumy ebook

Peter A. Levine

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Peter A. Levine, twórca metody Somatic Experiencing® (SE, Doświadczenie Somatyczne) i pionier w leczeniu traumy, dzieli się swoją osobistą historią dorastania wśród przemocy, leczenia ran i poszukiwania drogi do uzdrowienia.

Levine łączy bolesne wspomnienia z obrazami dziecięcej radości i pokazuje, jak praktyka SE pomogła mu stopniowo rozplątać emocjonalne węzły traumy i odnaleźć wewnętrzną siłę. Opisuje także sny i wizje, które prowadziły go przez lata pracy.

Zanim sam doświadczył pełni uzdrowienia, Levine pomógł tysiącom ludzi. W książce odsłania źródła swojej metody – od obserwacji dzikich zwierząt, przez odkrycia neurobiologii, po ponad pięćdziesiąt lat doświadczeń klinicznych. Jego świadectwo uczy, że każda trauma kryje w sobie historię wartą opowiedzenia, a dzielenie się nią może stać się początkiem odzyskiwania nadziei, godności i pełni życia.

PETER A. LEVINE jest amerykańskim psychologiem i psychoterapeutą. Zdobył stopień doktora z biofizyki medycznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, a także z psychologii na Uniwersytecie Międzynarodowym. Levine był konsultantem ds. stresu w NASA. Jest autorem wielu publikacji na temat leczenia traumy, a jego najpopularniejsza książka Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy została wydana w 20 językach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 194

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł ory­gi­nału: An Auto­bio­gra­phy of Trauma Copy­ri­ght © 2024 by Peter A. Levine Copy­ri­ght © 2025 for the Polish edi­tion by Wydaw­nic­two Czarna Owca Copy­ri­ght © 2025 for the Polish trans­la­tion by Tomasz Wyżyń­ski All rights rese­rved

Redak­cja: Ida Świer­kocka Korekta: Maciej Kor­ba­siń­ski, Beata Wój­cik Pro­jekt okładki: Krzysz­tof Rych­ter Zdję­cie na okładce: Lookout by Guy Cohe­le­ach Tłu­ma­cze­nie Przed­mowy dr. Petera Levine’a do wyda­nia pol­skiego: Mał­go­rzata Siecz­kow­ska Wer­sja elek­tro­niczna w sys­te­mie Zecer: Róża Rozaxa

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Niniej­szy plik jest objęty ochroną prawa autor­skiego i zabez­pie­czony zna­kiem wod­nym (water­mark). Uzy­skany dostęp upo­waż­nia wyłącz­nie do pry­wat­nego użytku. Roz­po­wszech­nia­nie cało­ści lub frag­mentu niniej­szej publi­ka­cji w jakiej­kol­wiek postaci bez zgody wła­ści­ciela praw jest zabro­nione.

Wyda­nie pierw­sze War­szawa 2025 ISBN 978-83-8382-541-0

Dedykacja

Książkę tę z miło­ścią dedy­kuję

dwóm waż­nym oso­bom, które wspie­rały moją podróż.

Po pierw­sze, Lau­rze Regal­buto, któ­rej bez­kom­pro­mi­sowe rady redak­cyjne były świa­tłem prze­wod­nim w cza­sie całego przed­się­wzię­cia.

Prze­ni­kli­wie wska­zy­wała nie­kon­se­kwen­cje

i wie­lo­znacz­no­ści w moich myślach,

oka­zu­jąc się naprawdę nie­za­stą­piona.

Po dru­gie, mojemu dro­giemu przy­ja­cie­lowi But­chowi Schu­ma­nowi,

który nie­stru­dze­nie wspie­rał insty­tu­cje

pro­mu­jące lecze­nie dzieci dotknię­tych traumą.

Świat stał się dzięki niemu lep­szy.

WSTĘP

Dlaczego napisałem tę książkę?

Cho­ciaż przez długi czas byłem osobą publiczną, moi naj­bliżsi mogą potwier­dzić, że jestem z natury nie­śmiały, a cza­sem skrę­po­wany. Cenię pry­wat­ność i czę­sto waham się, czy sta­nąć w świe­tle jupi­te­rów albo zwró­cić na sie­bie uwagę. Posta­no­wi­łem napi­sać tę książkę i ujaw­nić wiele intym­nych szcze­gó­łów swo­jego życia, więc czuję się bez­bronny, nara­żony na zra­nie­nie. Jesz­cze bar­dziej przy­kre jest to, że – jak wkrótce opo­wiem – życie mojej rodziny zna­la­zło się kie­dyś w nie­bez­pie­czeń­stwie, ponie­waż zaczęła rzu­cać się w oczy. Z tego powodu już od dzie­ciń­stwa boję się wyróż­niać.

Pier­wot­nym celem tej książki miało być ujaw­nie­nie ukry­tych albo wypar­tych czę­ści mojej prze­szło­ści, a następ­nie ich połą­cze­nie, abym był ich w pełni świa­domy. Kiedy zma­ga­łem się z pod­ję­ciem decy­zji, czy podzie­lić się z wami tą histo­rią, mia­łem sen. Sta­łem na skraju otwar­tego pola, trzy­ma­jąc w dło­niach plik stro­nic napi­sa­nych na maszy­nie. Patrzy­łem na łąkę i poczu­łem silny wiatr wie­jący od tyłu. Unio­słem ręce i roz­rzu­ci­łem kartki, by wylą­do­wały tam, dokąd zanie­sie je wiatr. Dro­dzy Czy­tel­nicy, ofia­ruję wam te oso­bi­ste, bole­sne wspo­mnie­nia jako dar serca. Zapra­szam, byście towa­rzy­szyli mi w trud­nej, ambit­nej wędrówce, która w końcu przy­nie­sie uzdro­wie­nie.

Pra­gnę, by te wspo­mnie­nia były dla was kata­li­za­to­rem: moja opo­wieść i emo­cje poka­zują, że nawet po głę­bo­kiej trau­mie można osią­gnąć spo­kój wewnętrzny i zdro­wie. Mam nadzieję, że moja histo­ria zachęci was, aby­ście opo­wie­dzieli wasze. Jestem prze­ko­nany, że wszy­scy mamy w sobie war­to­ściowe histo­rie, które pomogą zagoić rany.

W końcu zadaję sobie pyta­nie. Moja histo­ria to odbi­cie życia, więc czy jej opo­wie­dze­nie coś w nim zmieni? Publi­kuję tę książkę dla sie­bie i dla Czy­tel­ni­ków, sta­nie­cie się świad­kami moich prze­żyć. Zacznę od początku.

Niniej­sza książka opi­suje głę­boko trau­ma­tyczne prze­ży­cia, więc może wywo­łać u Czy­tel­ni­ków nie­przy­jemne reak­cje, emo­cje i obrazy. Gdyby tak się stało, mam nadzieję, że sko­rzy­sta­cie z facho­wej pomocy psy­cho­lo­gicz­nej. Spe­cja­li­ści w zakre­sie metody Soma­tic Expe­rien­cing (SE) mogą odwie­dzić stronę www.trau­ma­he­aling.org.

Przedmowa

Zawsze byłem pod wra­że­niem angiel­skiej nazwy War­szawy – War­saw to mia­sto, które widziało (saw) wojnę (war). Impo­nuje mi moty­wa­cja, z jaką Wy, Polki i Polacy, budo­wa­li­ście póź­niej swoją indy­wi­du­alną i zbio­rową rezy­lien­cję oraz nie­ustan­nie prze­kształ­ca­li­ście spo­łeczną rze­czy­wi­stość, sta­jąc się wkrótce zaląż­kiem zmian demo­kra­tycz­nych dla dużej czę­ści Europy.

Wia­domo mi, że pol­scy tera­peuci zawsze byli zain­te­re­so­wani nowymi meto­dami tera­peu­tycz­nymi i szybko wpro­wa­dzali je do prak­tyki w swoim kraju. Podob­nie było z metodą SE, Soma­tic Expe­rien­cing – naj­pierw pro­fe­sjo­nal­nie popu­la­ry­zo­waną w inter­ne­cie i wkrótce wpro­wa­dzoną do prak­tyki szko­le­nio­wej i tera­peu­tycz­nej. Wyra­żam uzna­nie dla tera­peu­tek i tera­peu­tów róż­nych modal­no­ści, któ­rzy w pro­ce­sie wie­lo­let­niego spe­cja­li­stycz­nego szko­le­nia poznają to nowo­cze­sne podej­ście w tera­pii traumy, trans­for­mują swoją traumę i stają się pro­fe­sjo­nal­nym źró­dłem lecze­nia całego kalej­do­skopu traum, nale­żą­cych do ludz­kiego doświad­cze­nia.

Dzię­kuję wszyst­kim, któ­rzy się przy­czy­nili do wyda­nia moich ksią­żek po pol­sku – tłu­ma­czom, twór­com serii wydaw­ni­czej Tera­pia Traumy, wydaw­com.

I wresz­cie moi Czy­tel­nicy! Tysiące pol­skich Czy­tel­ni­czek i Czy­tel­ni­ków, któ­rzy roz­po­znają sie­bie i histo­rie swo­ich bli­skich na kar­tach moich ksią­żek. Dzię­kuję za Waszą poznaw­czą pasję i otwar­tość na uzdra­wia­nie psy­che poprzez włą­cza­nie świa­do­mo­ści soma.

Z zaufa­niem oddaję w Wasze ręce moją auto­bio­gra­fię, książkę dla mnie szcze­gólną, w któ­rej odkry­wam przed Wami histo­rię mojej traumy, cichej inspi­ra­torki moich nauko­wych docie­kań i odkryć oraz prze­wod­niczki w trans­for­ma­cji ku pełni życia. Ja wiem i Wy wie­cie, że trauma należy do życia, ale nie musi być wyro­kiem na całe życie.

Z rado­ścią ist­nie­nia,

Peter Levine

Wio­sna, 2025

1

Urodzony w świecie przemocy

Co jest praw­dziw­sze od prawdy?

Odpo­wiedź: Opo­wieść.

Przy­sło­wie żydow­skie (z wykładu Isa­bel Allende na kon­fe­ren­cji TED)

Opowieść, która się toczy

Wszy­scy mamy coś do opo­wie­dze­nia. Oto moja histo­ria, moja prawda. Zawiera w sobie inne histo­rie, podob­nie jak matrioszka mająca we wnę­trzu inne matrioszki. Mój przy­ja­ciel Ian powie­dział kie­dyś: „Naj­krót­sza droga mię­dzy dwoma punk­tami nie zawsze jest linią pro­stą”. Te wspo­mnie­nia opi­sują moją wędrówkę duchową. Czę­sto odby­wa­łem ją samot­nie, podą­ża­łem krę­tymi ścież­kami i popeł­nia­łem błędy.

Jedna z głów­nych zasad metody tera­pii traumy, którą roz­wi­ną­łem w ciągu ostat­nich pięć­dzie­się­ciu lat, polega na tym, by nie pro­sić ludzi, żeby zma­gali się z traumą bez­po­śred­nio. Łagod­nie ich zachę­camy, by spoj­rzeli z boku na trudne dozna­nia, emo­cje i obrazy, poma­gamy sku­pić się na klu­czo­wych doświad­cze­niach zapa­mię­ta­nych przez ciało. Póź­niej nastę­puje przy­po­mnie­nie pozy­tyw­nych uczuć, co sta­nowi wstęp do pogo­dze­nia się z prze­ra­ża­ją­cym epi­zo­dem, na przy­kład napa­ścią na tle sek­su­al­nym. Dla­tego zacznijmy od opisu moich dwóch rado­snych prze­żyć z dzie­ciń­stwa, które stały się dla mnie opar­ciem. Oka­zały się nie­sły­cha­nie eks­cy­tu­jące, sta­nowiły sym­bol bez­pie­czeń­stwa, cie­pła i miło­ści.

Niespodzianka na urodziny

Moje dzie­ciń­stwo było pełne prze­mocy i śmier­tel­nych zagro­żeń, jed­nak kilka razy czu­łem się kochany i chro­niony. Pamię­tam te dwa prze­ży­cia, które wypeł­niły moje serce rado­ścią i cie­płem. Uwa­żam, że te doświad­cze­nia zmy­słowe i emo­cjo­nalne pozwo­liły mi prze­trwać to, co z pew­no­ścią mogło mnie znisz­czyć.

Ran­kiem w dniu moich czwar­tych uro­dzin obu­dzi­łem się i zoba­czy­łem coś cudow­nego. Rodzice zakra­dli się do mojej sypialni w środku nocy, gdy mocno spa­łem. Póź­niej roz­ło­żyli w pokoju i pod moim łóż­kiem tory wyma­rzo­nej kolejki elek­trycz­nej marki Lio­nel.

Czy wyobra­ża­cie sobie mój zachwyt, gdy po prze­bu­dze­niu zoba­czy­łem pociąg jadący po szy­nach? Natych­miast wysko­czy­łem z łóżka i pobie­głem do panelu pozwa­la­ją­cego regu­lo­wać szyb­kość jazdy. Z rado­ścią naci­sną­łem guzik uru­cha­mia­jący syrenę loko­mo­tywy. Moim zda­niem to doświad­cze­nie nauczyło mnie cie­ka­wo­ści i prze­ko­nało, że jestem kochany. Kiedy przy­po­mi­nam sobie ten dzień, myślę o jesz­cze wcze­śniej­szym wyda­rze­niu, gdy ogar­nęła mnie ogromna radość. Ser­deczny gest ojca spra­wił, że poczu­łem się wyjąt­kowy.

Gdy mia­łem dwa lata, ojciec był kie­row­ni­kiem obozu let­niego w Nowej Anglii. Mam jego czarno-białą foto­gra­fię z tego okresu, która wywo­łuje we mnie to wspo­mnie­nie. Stał w base­nie, a ja pobie­głem i wsko­czy­łem do wody. Zadbał, żeby nic mi się nie stało, kiedy zna­la­złem się pod powierzch­nią. Pamię­tam dotyk jego dłoni deli­kat­nie obej­mu­ją­cych moje bio­dra. Póź­niej powoli wyjął mnie z wody i posa­dził na tra­wie na skraju basenu. Wiele razy zry­wa­łem się z miej­sca, pędzi­łem po traw­niku i wska­ki­wa­łem do basenu, a ojciec znowu mnie łapał. Po serii sko­ków woda stała się moim natu­ral­nym żywio­łem. Ojciec deli­kat­nie trzy­mał moje wycią­gnięte ramiona, a ja leża­łem na brzu­chu i poru­sza­łem nogami, po raz pierw­szy pró­bu­jąc pły­wać. Póź­niej zako­cha­łem się w pły­wa­niu. Jako doro­sły zawsze poszu­kuję miejsc, gdzie mogę mieć kon­takt z wodą.

Te wspo­mnie­nia są zako­do­wane w ciele i przy­po­mi­nają, że jako dziecko byłem kochany. Wiele razy pozwa­lały mi radzić sobie z przy­kro­ściami, które dzięki nim nie zdo­łały mnie przy­tło­czyć ani znisz­czyć. W póź­niej­szym okre­sie życia pomo­gły mi prze­zwy­cię­żyć traumę, którą za chwilę opi­szę.

W chwili przerażenia

Gdy byłem dziec­kiem i nasto­lat­kiem, moja rodzina przez długi czas otrzy­my­wała śmier­telne groźby od nowo­jor­skiej mafii. Ojca wezwano do sądu na świadka, by zezna­wał prze­ciwko Johnny’emu „Dio” Dio­car­diemu, bez­względ­nemu mafio­sowi z rodziny Luc­chese1. Pró­bu­jąc chro­nić matkę, mnie i moich młod­szych braci, ojciec odmó­wił zło­że­nia zeznań, cho­ciaż zażą­dał tego młody i ambitny Robert F. Ken­nedy, w owym cza­sie główny doradca Komi­sji Docho­dze­nio­wej Senatu pro­wa­dzą­cej śledz­two w spra­wie hara­czy pra­cow­ni­czych. Zobacz ilu­stra­cję 1 z foto­gra­fią Johnny’ego Dio, która daje o nim lep­sze poję­cie niż tysiąc słów.

Aby zmu­sić ojca do mil­cze­nia, w wieku dwu­na­stu lat zosta­łem bru­tal­nie zgwał­cony przez gang nale­żący do mafii z Bronksu, praw­do­po­dob­nie tak zwa­nych For­dham Dag­gers2. Do tej bru­tal­nej napa­ści doszło w gęstych krza­kach w parku, w któ­rym wcze­śniej się bawi­łem i który sta­no­wił moje ulu­bione miej­sce spa­ce­rów; był poło­żony w pobliżu mojego domu. Ukry­wa­łem gwałt przed wszyst­kimi, zwłasz­cza przed sobą. Zagrze­ba­łem go w głę­bi­nach pod­świa­do­mo­ści, ale ciało go pamię­tało. Kiedy sze­dłem codzien­nie rano do szkoły, moje ciało się napi­nało i wstrzy­my­wa­łem oddech, jak­bym szy­ko­wał się na następny atak. Ale jesz­cze bar­dziej destruk­cyjny był cią­gły lęk: cier­pia­łem z powodu zagro­że­nia mojej rodziny i braku poczu­cia bez­pie­czeń­stwa.

Ni­gdy nie potra­fi­łem opo­wie­dzieć rodzi­com o tym ataku, bo potwier­dził­bym przed samym sobą, że padłem ofiarą prze­mocy. Jed­nak utkwił głę­boko w mojej psy­chice jako źró­dło wstydu i prze­ko­na­nia, że jestem „zły”. Aby zapo­mnieć o kosz­mar­nym zagro­że­niu, sta­ran­nie uni­ka­łem sta­wa­nia na szcze­li­nach mię­dzy pły­tami chod­ni­ko­wymi, gdy poko­ny­wa­łem pół­tora kilo­me­tra, wra­ca­jąc ze szkoły do domu. Wie­rzy­łem, że ten kla­syczny rytuał może zmniej­szyć zagro­że­nie. Na doda­tek nie­ustan­nie modli­łem się do Boga, by chro­nił mnie przed kolejną napa­ścią. Kła­dłem dłoń na czubku głowy, zakry­wa­jąc ją niczym orto­dok­syjni Żydzi. Robi­łem to, choć moi rodzice nie byli prak­ty­ku­ją­cymi wyznaw­cami juda­izmu. Kiedy ojciec to zauwa­żył, zaczął mnie prze­drzeź­niać i wyśmie­wać. Było to upo­ka­rza­jące i budziło we mnie lęk. Gdy teraz o tym myślę, uwa­żam, że na swój spo­sób pró­bo­wał mnie chro­nić: znie­chę­cał mnie do gestów mogą­cych nara­zić mnie na szy­der­stwa. Nie­stety, sku­tek był zupeł­nie odwrotny. Czu­łem, że mnie wyśmiewa i upo­ka­rza, pozo­sta­wia zupeł­nie samego z obez­wład­nia­ją­cym stra­chem.

Minęło czter­dzie­ści lat, nim zdo­ła­łem dotrzeć do zako­do­wa­nego w ciele wspo­mnie­nia bru­tal­nego gwałtu, a potem uwol­ni­łem się od traumy. Póź­niej stop­niowo odzy­ska­łem wła­sną toż­sa­mość i sza­cu­nek do samego sie­bie. Opi­szę, jak odkry­łem to wspo­mnie­nie i jak się wyle­czy­łem.

Zraniony uzdrowiciel

Przejdźmy kilka dekad do przodu. Kiedy roz­wi­ja­łem metodę lecze­nia traumy, którą nazwa­łem Soma­tic Expe­rien­cing (SE), zaczą­łem prze­ży­wać nie­po­ko­jące sen­sa­cje i wyobra­ża­łem sobie dziwne, ulotne obrazy. Czu­łem ści­ska­nie w żołądku i w gar­dle, poja­wiała się w nim biała, lepka flegma. Przy­kre objawy nie usta­wały, więc zda­łem sobie sprawę, że naj­wyż­szy czas, bym ja rów­nież pod­dał się tera­pii. Przy­sło­wie głosi, że zawsze uczymy innych tego, czego sami naj­bar­dziej chcemy się nauczyć. Wezwał mnie Chi­ron, arche­typ skrzyw­dzo­nego uzdro­wi­ciela3.

Zasta­na­wia­jąc się nad swo­imi pro­ble­mami, pokor­nie popro­si­łem jed­nego z tera­peu­tów, któ­rych prze­szko­li­łem, by pomógł mi zro­zu­mieć moż­liwe źró­dła nie­po­ko­ją­cych symp­to­mów. Kiedy roz­po­czą­łem auto­ana­lizę, poja­wiły się wspo­mnie­nia, które za chwilę opi­szę. Z początku sku­pi­łem uwagę na doświad­cze­niach fizycz­nych, a póź­niej na nie­po­ko­ją­cych obra­zach, i ukryte wspo­mnie­nia zaczęły wycho­dzić na jaw.

Podróż w mrok

Trauma nie polega na tym, co się nam przy­da­rzyło; jest raczej tym, co w nas tkwi, bo nie ma empa­tycz­nego świadka, który zda­wałby sobie z niej sprawę.

Peter A. Levine

W dal­szej czę­ści roz­działu poja­wią się wyra­zi­ste szcze­góły bru­tal­nego gwałtu, które mogą wytrą­cić Czy­tel­ni­ków z rów­no­wagi. Zamiesz­czam te szcze­góły (choć praw­do­po­dob­nie są trudną lek­turą), by zilu­stro­wać, że nawet po takim kosz­mar­nym prze­ży­ciu, przy zasto­so­wa­niu odpo­wied­nich narzę­dzi i kom­pe­tent­nego, empa­tycz­nego wspar­cia, można się wyle­czyć i ode­słać traumę w prze­szłość, gdzie jest jej miej­sce.

Kolega, a zara­zem tera­peuta sie­dzący naprze­ciwko mnie zauwa­żył, że lekko poru­szam sto­pami; zwró­cił moją uwagę na te sub­telne, pra­wie nie­zau­wa­żalne ruchy. Nagle w mojej wyobraźni poja­wił się obraz z dzie­ciń­stwa: pędzi­łem po owal­nej bieżni w pobliżu naszego miesz­ka­nia. Tera­peuta kazał mi się sku­pić na sile moich nóg. W meto­dzie Soma­tic Expe­rien­cing czę­sto przy­wo­łu­jemy wewnętrzną siłę, by wywo­łać pozy­tywne emo­cje zwią­zane z doświad­cze­niami fizycz­nymi, nim stop­niowo, łagod­nie odkry­jemy istotę traumy.

Poczu­łem, że mój oddech się pogłę­bia; przez moje ciało prze­pły­nęło przy­jemne dozna­nie. Powoli się rozej­rza­łem i zoba­czy­łem uko­chany park, gdzie czu­łem się bez­pieczny jako dziecko. Zaczą­łem przy­po­mi­nać sobie magię tego miej­sca; codzien­nie mija­łem je w dro­dze do domu ze szkoły śred­niej. Po przy­by­ciu do domu około trze­ciej po połu­dniu zwy­kle jadłem garść cia­ste­czek cze­ko­la­do­wych marki Pep­pe­ridge Farm i cho­dzi­łem na ruty­nowy spa­cer do Rese­rvoir Oval Park, poło­żo­nego naprze­ciwko naszego miesz­ka­nia w domu na pią­tym pię­trze przy Wayne Ave­nue 3400.

Zamiast iść dwie prze­cznice do bramy parku, prze­cho­dzi­łem na drugą stronę ulicy, prze­ska­ki­wa­łem przez płot z kutego żelaza, po czym rusza­łem przez gęste krzaki do bieżni leżą­cej w dole. Bie­ga­łem na niej, cie­sząc się siłą swo­ich mię­śni. To trium­falne doświad­cze­nie sta­no­wiło anti­do­tum na moje chude nogi, osła­bione przez stres wywo­łany pro­ble­mami sądo­wymi ojca i stra­chem przed zemstą mafii. Czu­łem, jak moje stopy ude­rzają w żuż­lową bież­nię; były smu­kłe, słabe, lecz nabie­rały siły. Wyko­rzy­sty­wa­łem źró­dła potęż­nej ener­gii tkwią­cej w ciele, w cza­sie biegu znaj­do­wa­łem siłę i sta­bil­ność. To wspa­niałe wspo­mnie­nie spra­wiło mi przy­jem­ność. Jed­nak w mojej wyobraźni nagle poja­wiło się coś mrocz­nego. Na początku była to trudna do okre­śle­nia nie­pew­ność, któ­rej oznaką były bla­dość i nie­równy oddech. Na szczę­ście wcze­śniej­sze dozna­nia dały mi poczu­cie siły i mogłem dalej ana­li­zo­wać przy­kre prze­ży­cia.

Przy­po­mnia­łem sobie pewien jesienny dzień. Kiedy wsze­dłem do parku, mia­łem nie­ja­sne poczu­cie, że coś jest nie tak. Pamię­tam, że zauwa­ży­łem kilku nasto­let­nich człon­ków gangu; wyglą­dali groź­nie i palili papie­rosy obok gęstych krza­ków. Szcze­gól­nie wyraź­nie zapa­mię­ta­łem ich sta­ro­świec­kie moto­cy­klowe czapki ze skó­rza­nymi dasz­kami. Kon­cen­tru­jąc się na tych obra­zach, mia­łem świa­do­mość cza­ją­cego się nie­bez­pie­czeń­stwa i poczu­łem ści­ska­nie w żołądku. „Wspo­mnie­nia ciała” zaczęły stop­niowo się poja­wiać z coraz dokład­niej­szymi deta­lami. Na początku przy­po­mnia­łem sobie, że prze­sko­czy­łem w biegu przez ogro­dze­nie i wylą­do­wa­łem po dru­giej stro­nie, po czym popę­dzi­łem stro­mym zbo­czem w stronę gęstych krze­wów.

Nagle, choć bie­głem bar­dzo szybko, ogar­nęło mnie poczu­cie bez­po­śred­niego nie­bez­pie­czeń­stwa. Działo się coś strasz­nego. Zagra­żało mi coś kosz­mar­nego. Poczu­łem napię­cie mię­śni szyi i bar­ków. A także strach i ści­ska­nie w żołądku – nie mogłem zła­pać tchu. Rzu­ci­łem się do przodu. Mia­łem jesz­cze jedno „wspo­mnie­nie ciała”: ktoś sko­czył na mnie od tyłu i prze­wró­cił. Czu­łem, jak moja twarz wbija się w zie­mię, a czoło ude­rza w duży kamień. Roz­pacz­li­wie usi­ło­wa­łem się uwol­nić, ale bez­sku­tecz­nie; chwy­cono mnie za ramiona i bole­śnie przy­ci­śnięto do ziemi. Zna­la­złem się w pułapce jak bez­bronne zwie­rzę. Ktoś zaczął zdzie­rać ze mnie spodnie. Natych­miast stra­ci­łem przy­tom­ność. Chyba zemdla­łem. Wszystko było nie­ru­chome, zapa­dła abso­lutna cisza.

Mój tera­peuta nie­zwy­kle łagod­nie poło­żył dłoń na moim ramie­niu i wyrwał mnie z głę­bo­kiego szoku. Prze­sta­łem odczu­wać bru­talny gwałt i zaczą­łem odzy­ski­wać świa­do­mość oto­cze­nia. Przed zakoń­cze­niem sesji odkry­łem, że moje ciało jest w sta­nie zro­bić coś, czego nie potra­fiło zro­bić w chwili gwałtu. Jedna z pod­sta­wo­wych zasad Soma­tic Expe­rien­cing polega na odkry­wa­niu nowych, potęż­nych doświad­czeń tkwią­cych w naszych cia­łach, negu­ją­cych poczu­cie bez­rad­no­ści, piętno traumy. Z pomocą tera­peuty, jego doświad­cze­nia i wspar­cia, poczu­łem, że odzy­skuję ener­gię życiową. Ogar­nęła mnie wście­kłość, mia­łem ochotę się bro­nić, wal­czyć, a w końcu zatrium­fo­wać nad napast­ni­kami. W moich obez­wład­nio­nych ramio­nach i nogach poja­wiła się potężna siła. W końcu zaczą­łem odczu­wać szcze­gólne unie­sie­nie, jak w chwili, gdy prze­ska­ki­wa­łem przez płot i bie­ga­łem po bieżni. Póź­niej poja­wiła się inna reak­cja obronna: odruch wymiotny wywo­łany przez odrazę. Wyrzy­ga­łem gęsty, lepki płyn o wyglą­dzie i zapa­chu spermy.

Odkry­cie i prze­pra­co­wa­nie wspo­mnień ciała usu­nęło wiele symp­to­mów, które spra­wiły, że popro­si­łem o pomoc. Współ­czu­łem samemu sobie i pła­ka­łem nad losem zgwał­co­nego, porzu­co­nego dziecka; koły­sa­łem je w ramio­nach, odda­jąc mu spra­wie­dli­wość. „Tak, Pete­rze, to się naprawdę zda­rzyło. Ale to już prze­szłość”.

W cza­sie kilku następ­nych sesji poko­na­łem demona wstydu i wszech­obecną świa­do­mość, że jestem zły. Auten­tyczne współ­czu­cie dla samego sie­bie i pogo­dze­nie się z sobą pozwo­liło mi umie­ścić wspo­mnie­nie gwałtu w odle­głej prze­szło­ści, gdzie było jego wła­ściwe miej­sce. Zły czar prysł, byłem wolny. Żyłem. Czu­łem się zdrowy.

Kolejne wspomnienia

Prawda zmie­nia barwę w zależ­no­ści od świa­tła, a dzień jutrzej­szy może być jaśniej­szy niż wczo­raj­szy. Pamięć to wybór obra­zów, nie­kiedy trudno uchwyt­nych […], a cza­sem głę­boko zako­do­wa­nych w umy­śle.

Kasi Lem­mons, Magia Bati­stów

Z pomocą braci zaczą­łem porząd­ko­wać frag­menty całej histo­rii. Dowie­dzia­łem się od nich, że mafia powie­działa ojcu: „Jeśli będziesz zezna­wać, znaj­dziesz swoją rodzinę mar­twą w East River”. Nie mogąc uzy­skać od władz ochrony rodziny, ojciec rok po roku zma­gał się z pro­ku­ra­to­rami, pró­bu­jąc unik­nąć wię­zie­nia za odmowę zło­że­nia zeznań. Sprawę roz­pa­try­wał w końcu Sąd Naj­wyż­szy i ojciec tra­fił za kratki za „obrazę sądu”. Sędzia Earl War­ren zło­żył zda­nie odrębne, w któ­rym napi­sał, że była to naj­gor­sza decy­zja pod­jęta kie­dy­kol­wiek przez Sąd Naj­wyż­szy. Ojciec musiał odsie­dzieć rok i jeden dzień. Okrutny, dodat­kowy dzień w prak­tyce unie­moż­li­wił mu powrót do naucza­nia w szkole publicz­nej – zła­mało mu to serce.

Jak może­cie sobie wyobra­zić, długi strach i nie­pew­ność oka­zały się dla nas cięż­kim prze­ży­ciem. Prze­sta­łem wie­rzyć, że świat jest bez­pieczny i prze­wi­dy­walny. Mimo to zdo­ła­łem wró­cić do zdro­wia, cho­ciaż jakaś cząstka mojej psy­chiki na zawsze pozo­stała wśród krza­ków w parku; pamię­tam rów­nież, jak nie­spra­wie­dli­wie potrak­to­wano mojego ojca. Stra­ci­łem nie­win­ność, która została zmiaż­dżona i zbru­kana, lecz w końcu ją odzy­ska­łem.

Po sesji tera­peu­tycz­nej przez jakiś czas mie­wa­łem „epi­zo­dyczne wspo­mnie­nia”. Nie były one jed­nak tak pełne emo­cji jak na początku. Oto dodat­kowe szcze­góły, które pozna­łem. Przede wszyst­kim przy­po­mnia­łem sobie, że w naszym domu pano­wała mroczna aura zagro­że­nia, gdy odwie­dzał nas adwo­kat mafii, który roz­ma­wiał z moimi rodzi­cami. Wizyty te miały rze­komo „pomóc” ojcu, by nie zło­żył zeznań przed pro­ku­ra­to­rem okrę­go­wym i wielką ławą przy­się­głych; powi­nien powo­łać się na piątą poprawkę do kon­sty­tu­cji. Jed­nak praw­dziwy motyw spro­wa­dzał się do tego, by nie obcią­żył Johnny’ego Dio.

Pamię­tam, jak wymy­ka­łem się z sypialni i cho­wa­łem pod wąskim sto­li­kiem na tele­fon, po czym usi­ło­wa­łem pod­słu­chi­wać roz­mowy w salo­nie. Rodzice ni­gdy nie roz­ma­wiali z dziećmi o tym, co się dzieje, ale ja i moi młodsi bra­cia wyczu­wa­li­śmy na pod­sta­wie ich reak­cji, że dzieje się coś bar­dzo złego.

Te ukryte czyn­niki stre­su­jące i pod­słu­chi­wane roz­mowy pod­ko­pały moją ener­gię życiową i wiarę w sie­bie. Były jesz­cze bar­dziej szko­dliwe dla mojego zdro­wia psy­chicz­nego niż głę­biej ukryte, dru­zgo­cące prze­ży­cia doświad­czone w dzie­ciń­stwie.

Po dłu­go­let­niej walce mój ojciec, który kon­se­kwent­nie odma­wiał zeznań, by chro­nić rodzinę, w końcu oddał się w ręce władz i zaczął odsia­dy­wać karę wię­zie­nia mającą trwać rok i jeden dzień. Skoń­czy­łem sie­dem­na­ście lat i stu­dio­wa­łem na pierw­szym roku Uni­wer­sy­tetu Michi­gan. Nagle otrzy­ma­łem bru­talny, ostry list od matki. Pamię­tam, że się zała­ma­łem: łka­łem spa­zma­tycz­nie na pod­ło­dze, pełen żalu i poczu­cia winy.

W cza­sie pobytu ojca w wię­zie­niu jego firma odzie­żowa zban­kru­to­wała. Wsku­tek głę­bo­kiego stresu, sto­jąc wobec per­spek­tywy nędzy, matka dostała wrzo­dów żołądka i prze­żyła zała­ma­nie ner­wowe. Cię­żar utrzy­ma­nia rodziny spo­czy­wał wyłącz­nie na jej wątłych bar­kach; w końcu wzięła się w garść i zdo­była kwa­li­fi­ka­cje nauczy­ciel­skie, by zara­biać w trak­cie nie­obec­no­ści ojca.

Odwie­dzi­łem go w wię­zie­niu po powro­cie do Nowego Jorku w cza­sie ferii wio­sen­nych. Dzie­liło nas grube szkło i żela­zne kraty; zmar­twia­łem, czu­łem się nie­zręcz­nie. Nie mogłem wykrztu­sić słowa i nie powie­dzia­łem: „Kocham cię”. Kiedy ja i matka wycho­dzi­li­śmy w ciszy z sali widzeń, poszedł za nami jeden ze straż­ni­ków i dotknął mojego ramie­nia. Odwró­ci­łem się i spoj­rza­łem mu w oczy. Ich wyraz był zaska­ku­jąco łagodny.

– Chcę, byś wie­dział, synu, że twój tata nie jest prze­stępcą – rzekł cicho. Poin­for­mo­wał mnie, że ojciec pro­wa­dzi biblio­tekę wię­zienną i że uczy więź­niów umie­jęt­no­ści, które przy­da­dzą się po zwol­nie­niu. Jest w tym coś iro­nicz­nego, lecz ojciec wró­cił do swo­jej pierw­szej miło­ści: naucza­nia. Matka poszła za jego przy­kła­dem, a póź­niej moi bra­cia i ja kon­ty­nu­owa­li­śmy tra­dy­cję pracy w sfe­rze edu­ka­cji, każdy na swój spo­sób. Uwa­żam, że odzie­dzi­czy­łem po rodzi­cach fascy­na­cję naucza­niem, które stało się moją pasją, a nawet obse­sją.

Pew­nego dnia spo­tka­łem dyrek­tora szkoły, w któ­rej pra­co­wała matka. Wziął mnie na stronę i powie­dział, że matka jest jedyną osobą potra­fiącą uczyć naj­bar­dziej zabu­rzone dzieci. Podał przy­kład: opi­sał auty­styczne dziecko, które szło do toa­lety, gdy pozo­stałe dzieci wra­cały do domów. Matka cier­pli­wie cze­kała prze­szło godzinę, aż chło­piec w końcu wyj­dzie z toa­lety, by go przy­tu­lić i koły­sać. Nie pamię­ta­łem, by matka tak mnie przy­tu­lała, ale mogę wyobra­zić sobie to, co opi­sał dyrek­tor.

Moi bra­cia, Jon i Bob, rów­nież prze­żyli w dzie­ciń­stwie trau­ma­tyczne wyda­rze­nia, czemu trudno się dzi­wić. W moim przy­padku doszło do połą­cze­nia instynktu nauczy­ciel­skiego ze skłon­no­ścią do nie­kon­wen­cjo­nal­nych metod uzdro­wi­ciel­skich. O ile wiem, nie mam wśród przod­ków leka­rzy, i domy­ślam się, że byli nimi rabini, przy­wódcy duchowi swo­ich spo­łecz­no­ści (a także uzdro­wi­ciele). To dzie­dzic­two ujaw­niło się w postaci wie­lo­let­nich badań nad stre­sem i traumą, a także we wro­dzo­nym pra­gnie­niu odzy­ska­nia zdro­wia. W grun­cie rze­czy nie powinno dzi­wić, że moja praca dok­tor­ska z zakresu bio­fi­zyki nosiła tytuł Aku­mu­la­cja stresu.

W dzie­ciń­stwie i mło­do­ści doświad­cza­łem strasz­li­wych prze­żyć, które pozo­sta­wiły głę­bo­kie ślady w mojej psy­chice, a także zwy­kłych „traum”. Omó­wię je w cza­sie tej wędrówki. Jeden z moich przy­ja­ciół zauwa­żył kie­dyś, że „praca badaw­cza to auto­ana­liza”. Przez całe życie pro­wa­dzę auto­ana­lizę, by łago­dzić nie­po­trzebne cier­pie­nia, leczyć traumę – zarówno swoją, jak i nie­zli­czo­nych ludzi na świe­cie.

Twórcza siła

Twór­czy doro­sły to dziecko, które prze­trwało.

Pro­fe­sor Julian F. Fle­ron (zda­nie czę­sto przy­pi­sy­wane Ursuli K. Le Guin)

Mimo tych trud­nych począt­ków wie­rzę, że rodzice zawsze sza­no­wali i wspie­rali moją wro­dzoną cie­ka­wość, pra­gnie­nie pozna­nia świata. Pra­co­wa­łem prze­szło czter­dzie­ści pięć lat z tysią­cami doro­słych i wie­loma dziećmi. Zro­zu­mia­łem, że wszyst­kie dzieci i więk­szość doro­słych, któ­rzy zacho­wali mło­dzień­cze cechy, są cią­gle nie­ska­żeni, mają ten sam wro­dzony pociąg do poszu­ki­wań i odkryć. Ten bar­dzo silny impuls można wyko­rzy­stać w tera­pii.

Wszy­scy potra­fimy odzy­skać zdro­wie. Wie­rzę, że ludzie mają w sobie fun­da­men­talny, pier­wotny pociąg do zdro­wia. Wiąże się on z dostę­pem do czę­ści ludz­kiej natury, które zawsze są ukryte, żyją poza traumą, są wiecz­nie zdrowe i nie­na­ru­szone. Tę część umy­słu można nazwać „Praw­dzi­wym Ja” albo „Rze­czy­wi­stym Ja”. Jun­gow­ski psy­cho­ana­li­tyk James Hol­lis zde­fi­nio­wał „Ja” (pisane dużą literą) jako „celo­wość orga­ni­zmu, dąże­nie do ist­nie­nia w naj­peł­niej­szym wymia­rze”1. Chciał­bym dodać, że ten impuls polega na tym, by stać się Praw­dzi­wym Ja, bar­dziej podob­nym do sie­bie, wła­snej roli spo­łecz­nej i oso­bo­wo­ści. Z moich doświad­czeń wynika, że dąże­nie to jest podobne do wro­dzo­nego impulsu skła­nia­ją­cego do eks­plo­ra­cji i odkryć.

Smutne, że ta pier­wotna, instynk­towna ener­gia jest zbyt czę­sto spy­chana w głąb psy­chiki przez opre­syjną, nad­mierną socja­li­za­cję albo tłu­miona przez tok­syczny stres i traumę. Tak czy ina­czej, każdy z nas ma w sobie to potężne źró­dło siły, która czeka na swój moment, gotowa się obu­dzić. Doświad­czy­łem głę­bo­kiej traumy, lecz uwa­żam, że twór­cza cie­ka­wość, wewnętrzna ener­gia i radość były zawsze obecne w moim życiu i pomo­gły mi iść naprzód.

2

Nauka i szamanizm w terapii

Tu i teraz (ukradkowy podgląd)

Moją pracę tera­peu­tyczną opi­sy­wano nie­kiedy jako pra­wie mistyczną lub sza­mań­ską. Z pew­no­ścią wpły­nęły na mnie bada­nia sza­mań­skich prak­tyk lecz­ni­czych w róż­nych kul­tu­rach, spo­ty­ka­łem rów­nież sza­ma­nów i ple­mien­nych uzdro­wi­cieli z całego świata, jed­nak przez całe życie demon­stro­wa­łem, że takie okre­śle­nia są mylące i żało­śnie nie­ade­kwatne. Innymi słowy, moim celem było dowieść, że stwo­rzona przeze mnie metoda może być nauczana i sto­so­wana w świec­kim spo­łe­czeń­stwie zachod­nim. Tra­dy­cja leżąca u pod­staw mojej pracy ma źró­dło w obiek­tyw­nych naukach bio­lo­gicz­nych. Mój kon­takt z ucie­le­śnioną ducho­wo­ścią jest oparty na twar­dych jak skała fun­da­men­tach bio­fi­zyki, neu­ro­bio­lo­gii i eto­lo­gii4 w połą­cze­niu z teo­rią sys­te­mów i teo­rią ukła­dów zło­żo­nych.

Około 1972 roku zaczą­łem uczyć swo­jej metody lecz­ni­czej kil­ku­na­stu bły­sko­tli­wych tera­peu­tów z Ber­ke­ley w trak­cie spo­tkań odby­wa­ją­cych się w mojej „chatce na drze­wie” przy McBryde Ave­nue 6182. Dzi­siaj, po pięć­dzie­się­ciu latach, w końcu udo­wod­ni­łem, że ta forma lecze­nia nie jest po pro­stu efek­tem moich indy­wi­du­al­nych talen­tów. Roz­wi­ja­jąca się metoda tera­peu­tyczna, obec­nie nazy­wana Soma­tic Expe­rien­cing (SE), czer­pie z doświad­czeń żywego, obda­rzo­nego wraż­li­wo­ścią ciała. Jest naprawdę oparta na zasa­dach nauko­wych i można jej nauczać, prze­ka­zy­wać adep­tom. Jedno z wyzwań zwią­za­nych z naucza­niem Soma­tic Expe­rien­cing, a także bada­niem jego sku­tecz­no­ści, polega na tym, że metoda ta nie jest ści­śle zde­fi­nio­waną tech­niką, lecz raczej orga­nicz­nym pro­ce­sem opar­tym na pod­sta­wo­wych zasa­dach i ele­men­tach. Jed­nak mimo tych utrud­nień kilka badań nauko­wych dowio­dło, że Soma­tic Expe­rien­cing pro­wa­dzi do sku­tecz­nych, solid­nych wyni­ków kli­nicz­nych.

Tak czy ina­czej, od chwili naro­dzin z „par­szywą dwu­nastką” w mojej skrom­nej chatce na drze­wie metoda ta opa­no­wała cały świat. W 2022 roku sto­so­wano ją w czter­dzie­stu czte­rech kra­jach dzięki pil­nej pracy ponad sie­dem­dzie­się­ciu tre­ne­rów. Łącz­nie wyszko­lili oni ponad 60 000 tera­peu­tów. Kiedy zasta­na­wiam się nad tym suk­ce­sem i tra­jek­to­rią swo­jego życia, jestem naprawdę zdu­miony. Nie zda­jąc sobie sprawy, sta­łem się kimś w rodzaju „pro­roka”, choć zupeł­nie się tego nie spo­dzie­wa­łem i wyda­wało się to mało praw­do­po­dobne.

Gdyby mnie spy­tano, czy speł­ni­łem swoją misję, odpo­wie­dział­bym łagod­nym „tak”. W tej chwili odpo­wie­dzial­ność spo­czywa na mię­dzy­na­ro­do­wej spo­łecz­no­ści prak­ty­ków Soma­tic Expe­rien­cing, któ­rych zada­nie polega na pro­pa­go­wa­niu mojej metody na całym świe­cie, by poma­gać pacjen­tom.

Jest także trud­niej­sze pyta­nie: „Czy zro­bi­łem wszystko, co mogłem?”. Nie znam na nie odpo­wie­dzi, bo moja praca cią­gle trwa. Pisa­nie tej książki było dla mnie spo­so­bem zebra­nia swo­ich myśli, wspo­mnień, marzeń i reflek­sji. Pyta­nie: „Czy zro­bi­łem wszystko, co mogłem?” ma głę­boki zwią­zek z moimi wysił­kami, by otwo­rzyć się na miłość i zaak­cep­to­wać świa­do­mość, że jestem kochany. Czę­sto poszu­ki­wa­łem ide­ału, pró­bu­jąc zna­leźć kogoś, kto uwolni mnie od moich ran. W cza­sie tej wędrówki spo­tka­łem kilka wspa­nia­łych kocha­nek i zawar­łem głę­bokie, dłu­go­let­nie przy­jaź­nie z oso­bami obu płci.

Wróćmy do 1972 roku. W naszej nie­wiel­kiej oazie brat­nich dusz w Ber­ke­ley moim zada­niem i naszym wspól­nym celem było wyja­śnić mecha­ni­zmy, zasady i przy­czyny mojego wspar­cia udzie­la­nego oso­bom pra­gną­cym wyle­czyć się z przy­tła­cza­ją­cego stresu i traumy. Sta­ra­li­śmy się rów­nież odkryć spo­soby pozwa­la­jące meto­dycz­nie i holi­stycz­nie uczyć innych. W owym cza­sie pra­co­wa­łem nad inter­dy­scy­pli­nar­nym dok­to­ra­tem na wydzia­łach medy­cyny i bio­fi­zyki na Uni­wer­sy­te­cie Kali­for­nij­skim w Ber­ke­ley. W ten spo­sób wkro­czy­łem w fascy­nu­jący świat nauk ści­słych, w tym fizyki kwan­to­wej, mate­ma­tyki i bio­lo­gii. Szcze­gól­nie inte­re­so­wa­łem się ukła­dem ner­wo­wym i funk­cjo­no­wa­niem mózgu. Te bada­nia pomo­gły mi zro­zu­mieć dzia­ła­nie auto­no­micz­nego układu ner­wo­wego, pnia mózgu, móżdżku i układu lim­bicz­nego. Są to struk­tury ana­to­miczne dzie­lone przez ludzi z innymi ssa­kami; kon­tro­lują wszyst­kie nasze dozna­nia, emo­cje i per­cep­cje. Ten pod­sta­wowy sys­tem kształ­tuje rów­nież wiele z naszych prze­ko­nań.

Najpierw fundamenty, potem budowla

Kiedy roz­wi­ja­łem swoją teo­rię rela­cji mię­dzy cia­łem a umy­słem, nie korzy­sta­łem z tra­dy­cyj­nego, aka­de­mic­kiego podej­ścia beha­wio­ralno-kogni­tyw­nego, lecz szu­ka­łem pod­staw sys­temu. Roz­po­czy­na­łem pracę tera­peu­tyczną od ana­lizy doznań zmy­sło­wych, a także wewnętrz­nych impul­sów moto­rycz­nych i popę­dów. Według Kyba­lionu, opar­tego na her­me­tycz­nej filo­zo­fii sta­ro­żyt­nego Egiptu: „Jak na dole, tak na górze”. Moja teo­ria pró­bo­wała pogo­dzić te dwie drogi, w górę i w dół, two­rząc holi­styczny pro­ces uwzględ­nia­jący wro­dzoną mądrość żywego orga­ni­zmu. Innymi słowy, stwo­rzy­łem metodę, która pozwa­lała ludziom poszu­ku­ją­cym zdro­wia nawią­zać kon­takt z doświad­cze­niami wła­snego ciała, a także emo­cjami i zna­cze­niami wią­żą­cymi się z naszymi inte­ro­cep­tyw­nymi „pej­za­żami soma­tycz­nymi”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Johnny „Dio” Dio­gu­ardi (wspo­mniany w fil­mach Chłopcy z ferajny i Irland­czyk) był bru­tal­nym Ame­ry­ka­ni­nem wło­skiego pocho­dze­nia, który zaj­mo­wał się prze­stęp­czo­ścią zor­ga­ni­zo­waną i wymu­sza­niem hara­czy. Uczest­ni­czył w gło­śnym ataku kwa­sem, który dopro­wa­dził do ośle­pie­nia i oszpe­ce­nia dzien­ni­ka­rza Vic­tora Rie­sla. Rie­sel pisał dema­ska­tor­skie arty­kuły o nowo­jor­skiej mafii i fik­cyj­nych związ­kach zawo­do­wych, które pomo­gły Jimmy’emu Hof­fie zostać prze­wod­ni­czą­cym związku zawo­do­wego Team­sters. (Wszyst­kie przy­pisy dolne pocho­dzą od Autora, z wyjąt­kiem przy­pi­sów poda­ją­cych źró­dła pol­skich cyta­tów przy­to­czo­nych w książce; są one ozna­czone jako „przyp. tłum.”). [wróć]

Czy­ta­łem w inter­ne­cie, że przed 1953 rokiem, gdy miesz­ka­łem w Bronk­sie, dzia­łał tam gang o nazwie For­dham Dag­gers. Byłem za mały, by coś o nim wie­dzieć, choć zda­wa­łem sobie sprawę, że budzi powszechny lęk. [wróć]

W mito­lo­gii grec­kiej Chi­ron był synem tytana Kro­nosa i oke­anidy Filyry, którą zgwał­cił. Chi­ron został dwu­krot­nie zra­niony: po raz pierw­szy w chwili naro­dzin, a po raz drugi pod koniec życia. Pierw­sza rana to głę­boka trauma psy­cho­lo­giczna wsku­tek gwałtu na matce i póź­niej­szego odrzu­ce­nia przez oboje rodzi­ców. Przy­bra­nym ojcem Chi­rona był Apollo. Cen­taur Chi­ron, potwór w dosłow­nym zna­cze­niu tego słowa, stał się sie­rotą, a w końcu wyrzut­kiem. Jako pół czło­wiek, pół zwie­rzę sta­nowi sym­bol kon­fliktu mię­dzy naszą zwie­rzęcą naturą a rozu­mem i dąże­niem do bosko­ści, mię­dzy dio­ni­zyj­skim sza­leń­stwem cen­tau­rów a apol­liń­skim ładem przy­bra­nego ojca. Jed­nak dąży w stronę Apolla, pod wie­loma wzglę­dami przy­ćmiewa boga świa­tła, staje się mistrzem sztuki i nauki (techne i epi­steme), pró­bu­jąc zre­kom­pen­so­wać odrzu­ce­nie w mło­do­ści i udo­wod­nić sobie i innym, że on rów­nież jest godny miło­ści i akcep­ta­cji. [wróć]

Eto­lo­gia to bada­nie dzi­kich zwie­rząt w natu­ral­nym śro­do­wi­sku. [wróć]