Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
284 osoby interesują się tą książką
Chciałbyś mieć kawałek mnie?
Przetnij mnie na pół.
Moja krew będzie szkarłatna.
A dusza czarna.
To drugi tom bestsellerowej serii o braciach Hendersonach.
Austin Henderson to jeden z czterech synów gwiazdy porno, Lucky Henderson. Austin, znany jako „Mściciel”, nie ma sobie równych ani na ringu, ani w walce. Podobnie jak jego bracia – Peyton, Revers i Enzo – pomaga zarządzać klubami nocnymi i wykonuje brudną robotę, gdy pojawiają się kłopoty.
Bracia nie mogli siedzieć bezczynnie, gdy kartel zaatakował ich rodzinną farmę. Stali się lokalnym postrachem i legendami, nie wahali się przed niczym, by bronić tego, co należy do nich.
Norah Brown to dziewczyna zombie, która żyje nocą, a nie dniami. Wciąż zmaga się z koszmarami, które przypominają jej, jak wiele straciła w życiu – rodzinę i niewinne dzieciństwo. Norah jest córką Nortona Browna, byłego prezydenta Black Devils MC. Pełna blizn, które maskuje szkarłatnymi różami, ukrywa się przed wrogami i każdego dnia zbliża się do zemsty na tych, którzy zdradzili jej ojca. Jako barmanka w All Clubie, lokalu należącym do braci Hendersonów, jest bliżej sukcesu niż kiedykolwiek.
Na jej drodze stoi tylko jeden z braci, na którego punkcie ma obsesję.
I wtedy zemsta przestaje być słodka.
Słodkie zaczyna być życie u boku tego mężczyzny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 350
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKLDogs of hell
Mój do zapomnienia #1
On jest mój #2
Burza w nim #3
Wszystko oprócz niego #4
CYKLHiena z Kaprovicz
Hiena z Kaprovicz
Hiena z Kaprovicz. Nie latamy. Tom 2
CYKLBracia Henderson
Revers. Bracia Henderson #1
Austin. Bracia Henderson #2
POZOSTAŁE POZYCJE
Protegowana
Jack Bad Demons MC
W PRZYGOTOWANIU
Hiena z Kaprovicz. Jeszcze nie latamy. Tom 3
Bądź moim grzechem #5
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Ewelina Maria MantyckaCopyright © Wydawnictwo WasPos, 2026All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: © by Shutterstock AI Generator
Wektor przy nagłówkach:© by alicedaniel/Shutterstock
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
E-book zgodny z dyrektywą o dostępności cyfrowej WCAG 2.2
ISBN 978-83-8290-907-4
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
Prolog
Norah
Macie czasem koszmary?
Koszmary będące odzwierciedleniem rzeczywistości, od której nie można uciec.
Ja miałam upiorne sny. Widziałam ogień trawiący mój dom i słyszałam płacz dziecka dochodzący z jego wnętrza. Mój przeraźliwy krzyk. Patrząc codziennie w lustro, nienawidziłam osoby, która się w nim odbijała – za to, że w ogóle istnieje. Moje ciało pokrywały czerwone plamy i blizny – wiele blizn. Kolorowy tusz, który je maskował, był moją próbą ukrycia dowodów zbrodni mojego istnienia. Zła.
Czasami miałam ochotę wytatuować sobie całą twarz. Usta, policzki i oczy. Oczy mojego ojca. Ich niebieski kolor przypominał taflę jeziora Toe, a twarz o delikatnych rysach mojej matki, pełne usta i ostre kości policzkowe – moich przodków Apaczów.
Potrzebowałam wybawienia.
Potrzebowałam zemsty.
Śmierci, która wycisnęłaby życie z tych, którzy sprawili, że stałam się sierotą. Zabili moją rodzinę. Mój ojciec, matka i maleńki braciszek zginęli w pożarze samochodu, kiedy zepchnięto ich z drogi.
Znałam nazwiska tych, którzy zawinili.
Jednym z nich był Jeffrey Matros, znany jako Screw, prezydent oddziału Black Devils MC w Covington. Odwrócił się od mojego ojca i go okłamał. To kłamstwo zaważyło na naszej przyszłości.
Byłam tylko zbuntowaną czternastolatką, która kochała rodziców, ale pragnęła bawić się z przyjaciółmi. Tamtego dnia Elena Briggs, moja najlepsza przyjaciółka, organizowała piżama party, a mama nie zgodziła się, abym nocowała w domu Briggsów. Nie wiedziałam dlaczego.
Tamtej nocy wymknęłam się cicho przez okno i pobiegłam przez trawnik do garażu, gdzie schowałam swój różowy rower z kokardkami przy rączkach. Pedałowałam z całych sił, bojąc się, że mój ojciec odkryje, że nie ma mnie w pokoju. Nie lubiłam, gdy tata był zły.
Cały dzień w szkole obgadywałyśmy z Eleną nasze piżama party. Chciałam na nie pójść, bo jej przystojny brat, Roy, miał być w domu. Roy Briggs był już pełnoletni i studiował na Uniwersytecie UCLA1. Zakochałam się w nim od dnia, w którym podarował mi na Gwiazdkę szklaną kulę z saniami i mikołajem. Uwielbiałam ten prezent i uwielbiałam Roya. Brat Eleny rzadko zjeżdżał do domu z powodu dużej odległości między Kalifornią a Luizjaną.
Tego dnia spakowałam plecak i pomagając mamie w przygotowywaniu kolacji, oznajmiłam, że nocuję u Eleny, licząc na jej zgodę.
Céline Brown miała brązowe oczy, czarne jak skrzydła kurczaka włosy splecione w gruby jak pięść warkocz i rysy kobiety, która mogłaby konkurować z Demi Moore, jeśli chodzi o urodę. Mój ojciec, Norton „Black” Brown, twierdził, że w Luizjanie była tylko jedna kobieta warta nawrócenia grzesznika – moja matka. Pamiętam jej łagodność; zawsze mówiła z pewnością siebie i uważnie mnie słuchała. Nie wyśmiewała mojego zauroczenia Royem, tylko krojąc marchewkę do szklanej misy w naszej jadalni, uśmiechała się pod nosem, gdy o nim wspominałam.
Pamiętam też, jak wyglądała.
Patrzyła w stronę salonu, gdzie mój brat Ethan oglądał bajki. Byłam rozgadana, a mama zawsze słuchała tej całej dziecięcej paplaniny, potrafiąc jednocześnie mieć na uwadze Ethana, który miał dopiero sześć lat i był oczkiem w głowie rodziców.
– Norah, powiesz to tacie, gdy wróci z pracy – oznajmiła, spoglądając w okno nad zlewem.
– Ale kiedy będzie w domu?
– Za dziesięć minut – zapewniła, wrzucając warzywa do gotującego się na kuchence wywaru. – Idź popilnuj brata, a ja upiekę mięso.
– Mamo – jęknęłam. – Potrzebuję odpowiedzi.
– Norah. Porozmawiasz z tatą i zobaczymy.
– Zawsze tak mówisz – jęknęłam, wstając z krzesła i niechętnie kierując się do salonu.
Usiadłam na kanapie, obserwując, jak mój brat bawi się swoją gumową maskotką Zygzaka McQueena i wsuwa ją do ust. Oglądanie po raz setny tych samych bajek mnie nudziło. Zaczęłam pisać do Eleny wiadomość, że muszę poczekać na tatę, aby zgodził się na moje nocowanie u niej. Ethan mówił jeszcze nieskładnie i dużo się ślinił. Nie wiem, kto wygrałby w konkursie na najdłuższą ślinę roku: nasz pies, mały czarny labrador Rocky, czy Ethan.
Na szczęście brat był grzeczny. Bajki go pochłaniały, podobnie gryzienie zabawki i poklepywanie stopą grzbietu śpiącego przy kanapie Rocky’ego. Mój brat miał czarne, gęste włosy jak moje i ten sam intensywny kolor oczu. Miał problemy z mówieniem, a mama jeździła z nim do logopedy dwa razy w tygodniu. Tata twierdził, że młody z tego wyrośnie i kiedyś rozwiąże mu się język.
Rocky nagle się podniósł i nasłuchiwał uważnie. To zwróciło moją uwagę. Rozległ się dźwięk silników motocykli. Radość wypełniła moją klatkę piersiową. Ethan zerwał się pierwszy, a za nim Rocky, obaj pędzili do drzwi.
– Ethan! Nie możesz wychodzić z domu! – krzyczałam za nim. – I nie wypuszczaj psa!
To spowolniło bieg mojego brata; zatrzymał się w korytarzu i teraz nasłuchiwał z Rockym odgłosów z zewnątrz. Na jego twarzy malowały się tylko zachwyt, dziecięca radość i oczekiwanie, gdy dźwięki silników motocykli ucichły. Dudnienie kroków i męski śmiech.
Wychowałam się wśród motocyklistów, od mojego ojca po wujków. Mój dom był ich pełen.
Gdy otworzyły się drzwi, Ethan wydał radosny pisk, wołając:
– Tata!
I już był w jego ramionach.
Nigdy nie kochałam nikogo mocniej niż mojego ojca. Norton Brown był prezydentem klubu motocyklowego Black Devils, niesamowitym człowiekiem. Przez trzydzieści lat rządził klubem, a ja przyszłam na świat, gdy toczył walkę z kartelami otaczającymi Baton Rouge. Stworzył dla mnie rodzinę, której nigdy nie zapomnę.
Gdy podniósł Ethana, uśmiechnął się do mnie. Wysunęłam buntowniczo brodę i zasłoniłam oczy ręką, aby osłonić je przed słońcem, kiedy tata, przechodząc obok, potargał mi włosy.
– Witaj, piękna.
– Tato, on wypuścił Rocky’ego – naskarżyłam na Ethana.
– Wiem, wujek Orto gania go po ogródku.
Mój uśmiech się poszerzył, gdy wyobraziłam sobie wujka Orta, łysego, wielkiego motocyklistę, biegnącego za szczeniakiem po naszym ogródku.
– Gdzie mama? – zapytał tata z kuchni, zaglądając do garnka na kuchence.
Ethan odpowiedział po swojemu, przytulając się do jego szyi. Niedawno to ja znajdowałam się w ramionach ojca. Tata obejrzał się na mnie, jakby odczytując moje niezadowolenie.
– Też chcesz się przytulić, księżniczko?
– Jestem za duża na przytulanie.
– Przypomnę ci to, jak poznasz faceta.
Zarumieniłam się.
Stałam blisko niego, czując zapach wiatru, tytoniu i wszystkiego, co dzisiaj go spotkało. Pęd i ciężka praca w warsztacie samochodowym, zapach smarów i benzyny. Nigdy nie zapomnę uśmiechu taty i trzeszczenia skórzanej kurtki z logo klubu, gdy sadzał Ethana na krześle przy stole.
– Czuję steki? Mama grilluje? – dopytywał się, patrząc na tylne drzwi prowadzące na taras.
– Tak.
– Tęskniłaś za mną?
– Tato…
– Ale co?
– Mogę nocować dziś u Eleny?
Spojrzał na mnie poważnie.
– Co na to mama? – Oparł się o szafkę w kuchni i wyjął z lodówki dwie butelki piwa.
– Pozwoliła mi. Elena i ja mamy piżama party.
– Piżama party. Słyszałeś, Ethan? Dziewczyny mają babskie przyjęcie – żartował.
Zachichotałam i przytaknęłam, a potem do kuchni wszedł wujek Orto. Wielki jak niedźwiedź, wytatuowany, łysy i przeklinający Rocky’ego, nim postawił go na podłodze.
– Zabij tego psa, Black. Wiesz, ile nerwów przez niego zjadłem. Mało zawału nie dostałem – narzekał, a gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko. – Cześć, moja księżniczko! Szkrabie!
Przybił z nami piątkę. Uwielbiałam wujka Orta.
Mój tata śmiał się z niego.
– Ja cię w mordę. To wykapana Céline!
– Wszystko słyszę. – Mama wróciła do kuchni z miską mięsa, które pachniało smakowicie.
Gdy tylko zbliżyła się do stołu, mój ojciec porwał ją w ramiona i pocałował. Ethan się skrzywił, wujek Orto puścił mi oczko i sam sięgnął po piwo, które tata dla niego otworzył. Mój tata był przystojny, miał długie czarne włosy, przeplatane siwizną, ale nigdy nie stracił swojego zdumiewającego wyglądu.
Mama przy nim wyglądała jak modelka.
– Przestańcie się całować – burknęłam. – Jestem głodna.
– Ja też. – Wuj już zajął swoje krzesło. – Jemy!
– Widzę, że marudzicie. – Tata uśmiechał się do mnie, pomagając mamie wyjmować talerze z szafek. – Kochanie, Norah powiedziała mi o piżama party u Eleny.
– Piżama party? Mogę iść z tobą? – Wujek brzmiał poważnie, ale ja przewróciłam oczami.
– Wujku, to przyjęcie dla dziewczynek.
Jego oczy rozbłysły.
– Lubię dziewczynki. Zapewniam cię.
– Orto – upomniała go rozbawiona mama, a tata pogłaskał ją po plecach.
Orto przygładził swoją długą brodę.
– Niech dziewczyna wie, że chłopcy lubią dziewczynki.
– Ona wie – zapewniła mama, nakładając nam frytki na talerze, gdy ja zajmowałam swoje krzesło obok wujka. – Tym bardziej że na piżama party będzie starszy brat Eleny.
Skąd mama wiedziała?
Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na swój talerz.
– To się już zaczęło? No, współczuję ci, Black. – Wujek się śmiał. – Nim się obejrzysz, będziesz prowadził ją do ołtarza.
– Po moim trupie.
Nic nie powiedziałam, zła, że mama mnie zdradziła. Tata nie pozwolił mi pójść do Eleny, a ja zamierzałam się nie odzywać do niego przez cały posiłek.
Moi rodzice się kochali, bardzo się kochali, i często byli dla mnie jak przykładna para, która się wspierała. Miłość – to uczucie przekazywali nam, kiedy patrzyli na siebie. Szanowali się i wychowali dwójkę dzieciaków. Tata był starszy od mamy, mama zajmowała się domem, a on pracował.
Często okazywali sobie czułość. Nawet przy posiłku tata pochylał się do niej i dotykał ustami jej czoła, przy czym głaskał po głowie Ethana, a mnie tylko puszczał oczko, gdy nie mógł dosięgnąć. Gdybym nie była na niego obrażona, wepchnęłabym się między niego a Ethana, domagając się jego uwagi. Tego dnia tego nie uczyniłam.
– Norah, kochanie. Chłopcy, dopiero jak skończysz trzydzieści lat.
– Tato. To za sto lat!
Śmiali się, a wujek Orto opluł się piwem przy stole.
– Z matematyki jesteś niezła, kochanie.
– Słyszałaś, Norah, za sto lat plus te trzydzieści, pójdziesz na pierwszą randkę – dodała mama, ledwo zachowując powagę.
– Nie chcę chodzić na randki – zapewniłam.
Patrzyłam w oczy matki. Taka piękna. Zawsze piękna. Czas się jej nie imał. Była niższa od ojca, krucha i zawsze przykuwała męskie spojrzenia, ale jej wzrok nie opuszczał twarzy mojego ojca. Ta miłość płynęła w naszym domu jak melodie, które często nam podśpiewywała.
I tego dnia uciekłam z domu, aby być z Eleną i jej bratem. Wiedziałam, że tata się wkurzy, a mama będzie starała się mi wytłumaczyć, że nie mogę tak postępować. Kiedy już wsiadłam na swój rower i pędziłam do domu przyjaciółki, zostawiłam za sobą bezpieczny dom.
Zauważyłam, że na zewnątrz jest ciemniej niż zwykle. Spojrzałam w górę i dostrzegłam, że światła latarń są przyciemnione, a jedna z nich została zniszczona. Świetnie. Nie lubiłam być sama nocą, z dala od domu i ludzi. Bałam się, że tata będzie mnie szukał.
Wciąż pedałowałam, aż w końcu usłyszałam silnik samochodu, który się zbliżał. Nie chciałam się obejrzeć przez ramię, aby ujrzeć naszą czerwoną ciężarówkę. Ściskałam mocno rączki mojego roweru, nie zatrzymując się. Auto mnie minęło. To czarny sedan, który zahamował i zaczął cofać. A potem zobaczyłam, jak opuszcza się szyba i dostrzegłam paskudnego mężczyznę o czarnych oczach i niechlujnym wyglądzie.
– Zgubiłaś się, dziewczynko?
Nie odpowiedziałam, pedałując dalej. Ale nagle poczułam ostre ukłucie z boku szyi i spadłam z roweru na trawę. Pisk hamulców, odgłosy kroków i krzyki. Uniosłam rękę, sapiąc; cokolwiek mnie uderzyło, bolało i piekło. Po kilku sekundach zaczęłam kołysać się na trawie. Wszystko stawało się coraz bardziej rozmyte i mętne. Zasypiałam.
Nagle twarda dłoń przesunęła się na moje usta, a druga wokół talii i zostałam podniesiona.
Chciałam do taty. Krzyczałam.
Moje myśli stały się rozmyte, próbowałam kopać, ale szybko zrezygnowałam, gdyż mój świat zrobił się czarny.
Wtedy zaczął się mój największy koszmar.
1Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles, UCLA – publiczny amerykański uniwersytet oferujący studia licencjackie, magisterskie, doktoranckie i dalsze, ulokowany na północy dzielnicy Westwood w Los Angeles.
1
Austin
„Nie umieraj nigdy przez drugiego człowieka. Umrzyj dla siebie, bo tego chcesz i masz wykupioną dobrą polisę na życie”, mawiał mój dziadek, Jack Colton Henderson. To człowiek, bez którego nie potrafiłbym wyobrazić sobie przyszłości. Jako podrzutek, którego matka zostawiła na progu domu Hendersonów, nauczyłem się zasad, na których opierała się cała moja dotychczasowa egzystencja.
W tym tygodniu mój dziadek przestraszył mnie jak nigdy dotąd. Przestraszył wszystkich: mnie, moich braci, Lilli Jackson – dziewczynę Reversa – oraz naszego lekarza, starego Herba Podynsky’ego.
Jack stracił przytomność za kierownicą swojej zdezelowanej ciężarówki Melby. Był strasznym człowiekiem, do którego nikt z nas nie chciał się zbliżać, gdy był wściekły. Propozycja, by trafił do szpitala, zakończyła się dla nas wyrzuceniem z farmy, która należała do Jacka od lat. Staruszek zbagatelizował sprawę, gdy my się o niego martwiliśmy. Uparty drań nie dał sobie nic przetłumaczyć. Jego oczy były tak zimne, że czuło się dreszcz w kręgosłupie, a serce biło szybciej, gdy patrzył. Po prostu należało czekać i modlić się, żeby odpuścił. Nasz dziadek Jack.
Jednak to Revers był od nas sprytniejszy i nasłał na niego słodką Lilly.
Jack skapitulował, zgadzając się na dwutygodniowy pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym w Nowym Orleanie, co pozwoliło mi, Peytonowi, Reversowi, Enzowi i Zaydenowi odetchnąć z ulgą w kwestii jego serca. Oczywiście, istniało również ryzyko, że wyrzucą go z ośrodka za uprawianie nielegalnego hazardu, picie whisky i wkurzanie wszystkich.
Jack nie był łatwym człowiekiem.
Oparty o balustradę ganku otaczającego dom, patrzyłem na farmę. Mgła osiadała na łąkach, skradając się po trawie od strony rzeki. Rena i Luna, nasze dwie klacze, biegały po wybiegu. Mój najmłodszy brat, Zayden, miał przyjechać, by się nimi zająć. Rusty, szczeniak, którego nam podrzucono, mieszanka biszkoptowego labradora i cocker spaniela, spał przy moich nogach, zasłaniając czubki moich butów swoją jasną sierścią.
Wrzesień. Cholera, chyba chwilowo zapomniałem, że to wrzesień i Zayden wrócił do szkoły. Zadzwoniłem do niego, by powiedzieć o szczepieniu czterech naszych psów i dwóch kotów. Będzie musiał najpierw znaleźć te kocury, pewnie spały gdzieś w stodole.
Zostawiłem mu notatkę na lodówce, aby nakarmił kury i zebrał jajka. Oby znów nie spanikował na widok drobiu i nie uciekł gdzie pieprz rośnie. Mieszczuch z niego, a mimo to już osiemnastoletni facet.
Cóż, młody musiał przywyknąć do nas, do swojego nazwiska i życia jako podrzutek dziwki, która nas urodziła. Każdy z nas to przeszedł, będąc synem Lucky Henderson, gwiazdy porno i modelki z odważnych czasopism dla panów. Nasza matka płodziła nas i po porodzie zostawiała pod opieką swoich rodziców na farmie w Covington. Nigdy nie wyszła za mąż, nie ustatkowała się i niekoniecznie poczuwała do roli matki.
Peyton jakoś dogadywał się ze swoim starym, znanym ranczerem, Dallasem Walkerem, ale nigdy nie chciał zamieszkać z nim w Montanie.
Zresztą Peyton miał głowę do interesów, w które nas wciągał, i nie mogliśmy narzekać na brak kasy. Revers pracował w prosektorium i za barem w All Clubie, należącym do Peytona. Enzo miał warsztat samochodowy i kupił stare hale tytoniowe, w których zamierzał urządzić luksusowe apartamentowce, a przynajmniej je w końcu wyremontować. A Zayden, który zjawił się rok temu, okazał się niespełna osiemnastolatkiem szukającym kąta do spania. Tak znalazł mnie, ponieważ byłem wpisany jako ojciec w akcie urodzenia. Lilly Jackson zabrała dzieciaka do siebie.
Wyjąłem telefon komórkowy z kieszeni spodni i wybrałem numer do Reversa. Mieliśmy spędzić razem weekend nad rzeką Bogue Falaya, gdzie Peyton odkupił stary domek od Lenny’ego Palanza, aby odpocząć i połowić ryby. Jechały z nami dziewczyny i nie sądziłem, że wypad na ryby się odbędzie.
Revers odebrał po długim czasie oczekiwania.
– Hej, bracie. Cassie już po ciebie jedzie – zapewnił mnie.
Cassie McDaniels była menedżerką i najlepszą przyjaciółką Lilly.
– Dzwonię zapytać, czy Zayden już wyjechał.
Usłyszałem szum w głośniku.
– Lilly!? Zayden wyjechał? – krzyczał mój brat na całe gardło. – Austin pyta!
Nie usłyszałem jej odpowiedzi, ale Revers po chwili powiedział:
– Aha. OK. Stary, pewnie się spóźni. Nie wiem, czy wiesz, ale nasz najmłodszy braciszek ma dziewczynę. Gemmę Kim, i pewnie po nią pojechał.
– Czyli się spóźni?
– Pewnie tak – podsumował Revers. – Ale przyjedzie, bo wziął moją ciężarówkę. Zostaw mu klucze na parapecie.
– Tak zrobiłem i napisałem wiadomość.
– Odbierze, jak oderwie kutasa od Gemmy.
– Nie mów tak! – Usłyszałem wściekły głos Lilly. – Wsiadaj do ciężarówki, musimy jechać do walmartu!
– Muszę iść, moja pani mnie opieprza. Zajedziemy jeszcze po Enza i widzimy się nad rzeką. – Revers sprawiał wrażenie zadowolonego. – Bądź pewny, że Zayden będzie uprawiał seks w twoim domu.
– Nie mów tak! Nie będzie, Austin! – krzyczała Lilly.
– Będzie. Jest młody i ma kutasa – zapewnił Revers, przekomarzając się ze swoją dziewczyną.
– W porządku – powiedziałem ostrożnie. – Oby tylko potem uprał pościel.
Usłyszałem silnik samochodu, spojrzałem na drogę prowadzącą na farmę. Mała, czarna honda zbliżała się z zawrotną prędkością.
– Muszę kończyć. Cassie jedzie.
– Weź sprzęt wędkarski – przypomniał mi Revers.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni spodni. Sprzęt miałem już naszykowany, czekał na schodach ganku wraz z torbą podróżną. Rusty podniósł się, słysząc zbliżający się samochód, i zaczął merdać ogonem z zadowoleniem i wyczekiwaniem.
Po chwili biegł już w kierunku drogi.
– Stój! – rozkazałem, bojąc się, że pies rzuci się pod koła auta.
Zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę, gdy podchodziłem do niego, ale po chwili znów ruszył w stronę drogi.
– Wracaj! – ryknąłem za nim. – Rusty! Do cholery! Chodź tu!
Skończyło się na tym, że musiałem go gonić po drodze i wziąć na ręce.
Nie był już mały, a jego ciężar dawał się we znaki, gdy wierzgał wesoło, chcąc dostać się do gościa. Chyba sądził, że to Zayden. Szczeniak był młody i nie słuchał się, za to uwielbiał Zaydena i mógł się z nim wygłupiać godzinami.
Honda civic podjechała pod dom. Ujrzałem ciemnowłosą dziewczynę za kierownicą. Machnąłem jej, aby poczekała, i skierowałem się do domu, wchodząc po dwa stopnie naraz. Rusty wiercił się w moich ramionach i przypomniał sobie, że potrafi szczekać.
– Bądź cicho, kolego – zagroziłem psu, otwierając drzwi domu. Szybko popchnąłem go na korytarz i zamknąłem drzwi.
Rusty ujadał żałośnie.
Przekręciłem klucz i wrzuciłem go do donicy na parapecie okna.
Pies szczekał szaleńczo, niezadowolony, a zaraz odezwały się psy za ogrodzeniem, podnosząc wspólny bunt. Zabrałem sprzęt do wędkowania i torbę i ruszyłem w stronę hondy. Nie znosiłem małych aut. Sam byłem wysoki i ledwo się w nich mieściłem. Otworzyłem drzwi i nachyliłem się do środka.
Za kierownicą siedziała dziewczyna, jej czarne jak noc włosy okalały jej twarz. Cienka, czarna satynowa koszulka przylegała do krągłego ciała. Młoda kobieta wyglądała jak anioł śmierci wysłany, by kusić człowieka. Miała w sobie odrobinę indiańskiej krwi, co zdradzały jej ciemne oczy. Różowe usta zaś były błyszczące i rozchylone. Moje tętno przyśpieszyło na jej widok. Zaparło mi dech w piersi i poczułem, że nie mogę nic przy niej wykrztusić.
– Cześć. Wrzuć je do bagażnika – prosiła słodko. – Zmieszczą się tam wędki.
– Może na tylne siedzenie? – wychrypiałem.
– Bagażnik – zapewniła, odsuwając mi maksymalnie siedzenie pasażera. – Ruszaj się, duży człowieku.
Nie było to obraźliwe. Nie byłem mały, miałem sześć stóp i sześć cali2 wzrostu i byłem barczysty. Lata pracy na farmie i treningu zmieniły moje ciało. Mógłbym podnieś cały ten samochodzik bez problemu.
Otworzyłem bagażnik. Leżały tam torba sportowa i dwie pary damskiego obuwia sportowego. Zaskoczył mnie kij bejsbolowy. Wrzuciłem swoje graty i wcisnąłem się na przednie siedzenie. Było ciasno, cholernie ciasno.
– Wygodnie?
– Mhm – burknąłem, a ona parsknęła śmiechem, zawracając na podjeździe w cieniu topoli.
– Kłamiesz, wielkoludzie.
– Mogliśmy wziąć moją ciężarówkę.
– Mogliśmy – odparła, manewrując kierownicą.
Wtedy ujrzałem kolorowe tatuaże na jej dłoniach.
Skupiłem się na oddychaniu. Auto było przesiąknięte słodkim zapachem odświeżacza powietrza, czegoś lepkiego jak cukierki. Przy lusterku wisiały mała laleczka voodoo i kości obwiązane piórami. Dziwaczne, ale nie skomentowałem.
– Lubisz country? – zapytała nagle, włączając radio.
Usłyszałem Teddy’ego Swimsa Lose Control.
Dziewczyna zaczęła śpiewać cicho, miała dobry głos.
– Niezła nuta – wymruczała, odwracając się do mnie. – Lubisz Tedego Swimsa?
Nie odpowiedziałem.
Chyba nie sądziła, że odpowiem. Wolałem słuchać, gdy śpiewała głośno. Casside MacDaniels miała dobre płuca.
Samochód podskakiwał na wybojach na drodze.
– Nie mam napędu na cztery koła, ale moje cudo daje radę. – Poklepała z czułością deskę rozdzielczą. – Tak w ogóle wiesz, kim jestem?
Zerknąłem na nią, gdy się zawahała.
– Cassie MacDaniels. Wiem.
– A tak – bąknęła, wracając wzrokiem na drogę. – Cassie. Tak, miło cię poznać, Austin.
Byłem ciekaw, co Revers jej o mnie powiedział. I Lilly. Chyba dziewczynie mojego brata zależało, aby zeswatać mnie z Cassie. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Możliwe, że byłem zbyt gburowaty, aby to docenić. Obiecałem Lilly, która zaplanowała cały ten wypad nad rzekę, że będę miły. Zwłaszcza dla jej przyjaciółki Cassie, która była po trudnym rozstaniu z facetem.
Wyjeżdżając z Boomoka Road, w sznurze samochodów na drodze numer dwadzieścia pięć dostrzegłem ciężarówkę Reversa. W szoferce siedziały dwie osoby. Minęliśmy je, gdy honda przyśpieszyła na głównej drodze. Widok Zaydena mnie uspokoił.
– To chyba twój młodszy brat – odezwała się Cassie, zerkając w lusterko wsteczne. – Jedzie na farmę?
– Tak, żeby opiekować się zwierzętami.
– Aa. OK. Macie tam zwierzęta?
– Tak.
Cassie wypuściła ciche westchnienie, a jej pełne wargi rozchyliły się na ułamek sekundy, zanim wysunęła język, by je zwilżyć.
– Nie jesteś zbyt rozmowny – wymamrotała. – Masz szczęście, że jesteś przystojny.
Zarumieniłem się, czując, jak robi mi się duszno. Zimny powiew zmroził mi twarz, ale ochłodził kark. Cassie nie przejmowała się milczeniem między nami i zaczęła śpiewać razem z Calumem Scottem Dancing on My Own. Widocznie lubiła muzykę.
Mógłbym jej opowiedzieć, że nie jestem jak reszta moich braci, którzy są bezpośredni w kontaktach z kobietami. Peyton lubił pieniądze, władzę i drogie ubrania. Revers najbardziej się wkurzał, gdy Zayden do nas dołączył, a teraz siedział cicho, odkąd Lilly go przygarnęła. Enzo dużo gadał, ale był leniwy, pyskaty i lubił siać zamęt, gdy pojawiał się na farmie. Wychowaliśmy się razem, by się bronić. Nie chodziło o to, że nie kocham moich braci, ale lubiłem samotność i świeże powietrze.
To mi odpowiadało. Nie byłem człowiekiem wielu słów. Mówiłem to, co trzeba powiedzieć, i tyle. Jeśli chciałem odpowiedzieć, to odpowiadałem.
Ale odkąd Revers zamieszkał z Lilly i zaczął być szczęśliwy, dziadek naciskał, żeby reszta z nas też spróbowała. Małżeństwo nigdy nie było czymś, o czym poważnie myślałem. Nie byłem pewien, czy nadaję się na męża, więc nawet nie próbowałem umawiać się na serio. Nigdy nie miałem na to ochoty.
– Jak się ma twój dziadek?
– Dobrze – odparłem, nie patrząc na nią.
– Revers mówił, że zgodził się na leczenie tylko dlatego, że z Nowego Orleanu ma stąd pół godziny drogi.
– Tak.
– Mhm… – przytknęła. – Musi mu być trudno wyjeżdżać z farmy i zostawiać was.
– Jest uparty – odpowiedziałem cicho.
– Rozumiem. Martwicie się. Revers wspominał, że nie zgadza się na zatrudnienie pomocy na farmie i teraz wszystko spadło na ciebie.
Revers nie powinien o tym plotkować. Nie powiedziałem tego głośno. Zerknąłem tylko w kierunku dziewczyny. Jej twarz była zrelaksowana, gdy skupiała się na drodze.
– Nie jedziemy w dobrym kierunku – powiedziałem, gdy na światłach włączyła kierunkowskaz.
Zamierzała jechać przez Branch Crossing Road? Uważałem, że trzymanie się drogi stanowej będzie lepszym rozwiązaniem, przynajmniej jeśli chodzi o oszczędność czasu, żeby dotrzeć nad rzekę.
– Lilly powiedziała ci, gdzie jedziemy? – zapytałem w końcu.
– Nad rzekę. Macie tam dom? Peyton ma.
– Najlepiej trzymać się drogi stanowej. Jest krócej.
– Muszę jeszcze coś załatwić.
Dlaczego czułem, że coś jest z nią nie tak? Czy Lilly nie mówiła, że jej przyjaciółka jest elegancka i wesoła? Dlaczego również Enzo, który się w niej podkochiwał, mówił, że Cassie to szalona blondynka. Dziewczyna obok mnie nie była elegancka ani wesoła, a tym bardziej nie była blondynką. No cóż, może po prostu miała gorszy dzień i przefarbowała włosy.
Postanowiłem poczekać i zobaczyć, co się stanie.
Gdy zaparkowała przed małym domkiem na Summer Road, spojrzałem na nią uważnie.
– Powinieneś zapytać, co tu robimy – powiedziała, gasząc silnik i odpinając pas bezpieczeństwa. – Muszę odzyskać coś, co należy do mojej przyjaciółki.
– Co?
Zamrugałem.
Cassie wysiadła z auta, sięgnęła na tylne siedzenie po czarną kurtkę z kożuchem i podeszła do bagażnika. Zobaczyłem, jak wyciąga z niego czarny kij bejsbolowy. Obeszła samochód i otworzyła drzwi od mojej strony.
– Będę cię potrzebować jako skrzydłowego.
– Jako kogo?
– Wiesz… obrońcę, jakby temu padalcowi odbiło.
Zmarszczyłem brwi, patrząc na małą posesję i zieloną ciężarówkę zaparkowaną przy bramie.
– Kto to jest? – zapytałem w końcu. – Twój były?
– Powiedzmy… były mojej przyjaciółki. Ma coś, co należy do jej syna, a ja obiecałam to odzyskać.
Spojrzałem na kij bejsbolowy, który oparła o ziemię.
– Zamierzasz to odzyskać tym?
– Co z tym jest nie tak? – Mrugnęła do mnie.
Westchnąłem.
– Amatorska Liga Oregonu? – odczytałem napis na kiju.
– Co? – warknęła. – Grałam w amatorskiej lidze młodzików.
– W Oregonie? – Wysiadłem z auta, wiedząc, że nie odpuści.
Przytłoczyłem ją swoją posturą, gdy cofnęła się, patrząc w górę – była dobre dziewięć cali3 niższa ode mnie. Z tego powodu zrobiła się nerwowa, patrząc na mnie z obawą, gdy wyprostowałem się i położyłem dłoń na dachu jej małego auta.
– Kto jest w domu?
– Co? – Obejrzała się na budynek.
Westchnąłem. Kurczę, ładnie pachniała, naprawdę cholernie dobrze.
– Masz zamiar tam wejść, nawet jeśli są tam dzieci? Z kijem bejsbolowym?
– Posłuchaj. Nie ma tam dzieci. – Z rozmachem wskazała kijem na dom. – Ten drań zdradził moją przyjaciółkę z hostessą z klubu nocnego. I wystawił walizki Tashy za drzwi, zostawiając ją bez niczego z pięcioletnim synem.
Nie czekała na mnie i ruszyła do drzwi frontowych.
– I zabrał Bucka. A tego się nie wybacza.
– Zaraz… syna?
Nie dosłyszałem, bo już waliła pięścią w drzwi. Kurwa. Była ładna. Krągły tyłek, wąska talia, nieziemsko długie nogi.
– Jesteś Austin Henderson, wredny sukinsyn, którego nazywają Mścicielem na ringu.
Spuściłem wzrok, widząc, jak się nakręca. Była wściekła, bo waliła coraz mocniej w drzwi.
– Otwieraj, Darryl! Wiem, że tam jesteś!
Kolejna posesja była blisko, obawiałem się, że sąsiedzi wezwą policję.
– Powiedz mi, że nie zabrałaś mnie tu tylko po to – warknąłem.
Mogłem to powiedzieć trochę łagodniej, spróbować udawać kogoś innego, ale do diabła z tym; nie byłem słodki i nie zamierzałem udawać. Ona mnie wykorzystała.
– Oczywiście, że tak. Jesteś twardzielem. – Jej głos był miękki i cholernie seksowny. Złapała za klamkę i nacisnęła. – Zamknięte, ale jego auto tu jest. Co o tym myślisz?
– Lilly wie, co robisz?
– Dlaczego miałaby wiedzieć? – Zeszła po schodach ganku i zajrzała do okna, zaczynając w nie pukać.
– Otwieraj, Darryl!
Usłyszałem ujadanie psa. No, świetnie.
– Bucky! Już do ciebie idę, piesku.
Odwróciła się do mnie, gdy stałem za nią na trawniku. Spojrzała na kij w swojej dłoni i na okno.
– Nie radzę – powiedziałem cicho.
– Cholera. Dobrze, musi być tylne wejście.
Poszła za dom, a ja jak debil ruszyłem za nią. Otworzyła furtkę na podwórze, a z wnętrza coraz głośniej wydobywało się ujadanie psa. Boże, jak ja się w to wmanewrowałem. Podeszła do przeszklonych drzwi. Ujrzałem małego czarnego kundla, który na widok Cassie zaczął szczęśliwie ujadać.
– Już, kolego – powiedziała cicho do psa. – Zaraz cię stąd zabiorę. Obiecuję.
Zamachnęła się kijem bejsbolowym, mając zamiar rozwalić drzwi. Na szczęście zdążyłem go złapać, zanim uderzyła, i zatrzymałem go nad jej głową. Cholera, uderzyła we mnie i była teraz przyciśnięta do mnie; jej drobne ciało było tak miękkie, podczas gdy moje było twarde.
Wdychałem jej słodki zapach, gdy opuściła kij i się dosunęła, poprawiając skołtunione włosy.
Chciałem ją, kurwa, mieć. Przycisnąć i całować.
– Co, do cholery? – warknęła. – Muszę go wydostać.
Znowu przełknęła ślinę, oddychając ciężko i szybko. Była zdenerwowana. Opuściłem wzrok na jej klatkę piersiową, widząc, jak jej piersi napierają na elastyczny materiał koszuli.
– Okno jest uchylone – powiedziałem, wskazując w prawo. – Możesz się przez nie dostać do domu.
Zerknęła tam, po czym podeszła i zaczęła je otwierać. Pomogłem jej.
– Słyszałam, że lepiej cię nie drażnić. Jesteś mądrym facetem, Austin. – Jej głos był niski, naprawdę cholernie niski. – Słyszałam też, że trzymasz się zasad, nie lubisz kłamstwa i…
Urwała, a ja uniosłem brwi, chcąc usłyszeć więcej.
Oddała mi kij.
– Musisz mnie podsadzić. Nie wejdę tam bez pomocy.
– A jak Darryl jest w środku?
– To go skopię – podsumowała, stanęła na palcach, aby dostać się do okna. – Nie. Musisz mnie podsadzić. To jedyny sposób.
Westchnąłem i oparłem kij o ścianę domu.
Pies, najwyraźniej czekający na Cassie, ujadał coraz głośniej. Mój telefon w kieszeni dzwonił i wibrował, ale nie mogłem go odebrać. Cassie wyprostowała się, poprawiając włosy.
– Nachyl się, wielkoludzie, i zrób mi szalupę – poprosiła.
– Co mam zrobić?
– No, wiesz… – Pokazała złączone dłonie. – Stanę na nich, a ty mnie podsadzisz.
Cassie postawiła na moich rękach wojskowy but zawiązany do kostek. Podsadziłem ją, a ona wdrapała się na okno.
– Pomóż mi – jęknęła zasapana, wierzgając.
Jedyne, co mogłem zrobić, to powoli podnieść jej nogi. Jej krągły tyłek kręcił się tuż przed moją twarzą.
– Jezu, jak tu cuchnie. Ooo. I widzę Darryla.
Zamarłem.
– Jest totalnie naćpany.
Jej ciało zniknęło w środku domu. Bez problemu zajrzałem do środka, chwytając za firankę. Cassie stała nad kanapą, na której leżał wytatuowany mężczyzna przykryty do połowy kocem. Naprawdę tam cuchnęło.
– Mam nadzieję, że zdechł – powiedziała cicho, chichocząc.
– Bierz, co masz brać, i znikamy.
– Tak. Już. Bucky! Chodź, Bucky… piesku.
Szczeniak wpadł w jej ramiona, liżąc jej twarz z entuzjazmem. Wyglądało na to, że się znają. Była urocza, przyciskając pieska do siebie. Podeszła do okna.
– Trzymaj go. – Podała mi wierzgającego szczeniaka. – Tylko nie puszczaj.
– A jak wyjdziesz?
– Mhm… – Rozejrzała się. – Drzwiami.
I zniknęła we wnętrzu domu.
Wariatka. Spojrzałem na szczeniaka z wielkimi oczami; chyba to był shih tzu. Akurat się uspokoił. Drzwi otworzyły się i wyszła zadowolona z siebie Cassie.
– Zostawimy je otwarte, niech sukinsyna okradną. Idziemy.
– Nie boisz się, że wezwie policję?
– I co powie? Ej, nie zapomnij mojego kija. – Wskazała na kij, który zostawiłem oparty o dom. – Powie, że ukradliśmy psa, który należy do jego dzieciaka? Nie.
Wzruszyła ramionami, a ja zauważyłem, jak zmienia się wyraz jej twarzy. Starała się być silna. Przy samochodzie wzięła ode mnie szczeniaka.
– Bucky, słodziaku. Tęskniłam za tobą – szczebiotała uroczo. – Musisz prowadzić, jestem zbyt roztrzęsiona, aby teraz skupić się na drodze.
Obszedłem samochód i otworzywszy drzwi od strony kierowcy, wrzuciłem kij na tylne siedzenie. Odsunąłem fotel maksymalnie, gdy ona już zapakowała się na miejsce pasażera i właśnie zapinała pasy, głaszcząc psa, który ulokował się na jej kolanach.
– Wiem, że się bałeś, a ten sukinsyn nie był dla ciebie dobry, ale Toby za tobą tęskni. I będzie ci miło i cieplutko.
Znowu się uśmiechała.
Tak, teraz było za późno. Było w niej coś, co chwytało mnie i nie puszczało. Nie chciałem tego ciepła.
Odpaliłem silnik i wyjechałem z posesji, mecząc się w za małym dla mnie wnętrzu.
– Teraz na Tree Rivers Road. Wprowadzę adres do GPS. – Patrzyłem, jak to robi.
– Przepraszam, że nasza wycieczka się przedłuża. Ale musiałam uratować mojego przystojniaka. Obiecałam to.
– I zabrałaś mnie dla ochrony?
– Powiedzmy.
– Mogłaś poprosić Reversa. Lubi noże.
– Nie musiałam tego wiedzieć – wyszeptała. – Obeszło się bez rozlewu krwi.
Nie, nie sądziłem, żeby naprawdę rozumiała, co sugerowałem. Gdyby facet się obudził, nie byłoby rozlewu krwi ani jego ciała. Ona byłaby tylko świadkiem zbrodni. Nie byłem dobrym człowiekiem.
Zacisnąłem palce na kierownicy.
– Opowiesz mi coś o sobie, Austin?
– Lilli ci nie opowiadała?
Spojrzałem w jej brązowe oczy. Były wyraziste, ale też ostrożne. Czekałem chwilę na jej odpowiedź, już wiedząc, co powie.
– Nie pytałam.
– Ale znasz Reversa i jego reputację?
– Znam reputację każdego z was – potwierdziła. – I dlatego wybrałam ciebie.
Boże, naprawdę cholernie dobrze było to słyszeć.
– Wkrótce dowiesz się o mnie więcej. – Uśmiechnęła się i pochyliła, aby pocałować psa, który wtulał już łeb w jej ramię, jakby bał się, że ona go zostawi. – Widzisz, ja również lubię zwierzęta. Chociaż nie mam żadnego.
Nie wiedziałem, dlaczego to powiedziała. Kierowałem się GPS, przypomniałem sobie o telefonie i wyciągnąłem go z kieszeni spodni. Dzwonił Zayden. Otrzymałem również od niego wiadomość.
Zayden: Gdzie jesteś? Cassie po ciebie przyjechała, a ciebie nie ma. Samochód został? Pojechałeś bez niej?
Kurwa!
Tak podejrzewałem. Kobieta obok mnie wcale nie była Cassie, tylko jakąś wariatką, która mnie porwała. Potrzebowałem cholernie dużo samokontroli, żeby czegoś nie powiedzieć i nie zrobić, ale ona zaczęła słodko głaskać psa po grzbiecie.
– Śpij, skarbie, śpij. Zaraz będziesz bezpieczny.
Zerknąłem na nią i dostrzegłem, że uśmiecha się, wpatrując w drogę przed nami. Nie wydawała się wariatką, ale teraz byłem ciekawy, kim tak naprawdę jest i czego ode mnie chce.
Robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby zachować spokój, nie poddać się wściekłości, która doprowadzi mnie do całkowitego mroku i pochłonie. Opanowanie. Nie wydawała się zdolna do zbrodni, ale mogłem też dać się zwieść.
Krzywdzenie sukinsynów, którzy krzywdzili innych, było moim zajęciem i ona o tym wiedziała. Będę cierpliwy i poczekam, kiedy zakończy tę farsę.
2Około stu dziewięćdziesięciu ośmiu centymetrów.
3Około dwudziestu centymetrów.
2
Norah
Wspomnienie bólu, który przeżyłam, oraz okrucieństwa, które mnie dotknęło, na zawsze pozostało w mojej duszy. Odkrycie mojej rodziny zamordowanej w samochodzie po tym, jak zepchnięto ją z drogi, było dla mnie niewyobrażalnym cierpieniem, które nieustannie mnie prześladowało. Piekielna scena odgrywała się pod moimi powiekami każdej nocy. Z biegiem czasu sny stawały się coraz rzadsze, aż w końcu pojawiały się jedynie w szczególnych momentach, takich jak urodziny czy rocznice. W rocznicę śmierci mojej rodziny pragnęłam być sama. Musiałam po prostu uciec od wszystkiego.
Zwykle spędzałam ten dzień z moją przyjaciółką, Joy Hope Less, współlokatorką i siostrą Tashy, jednej z striptizerek z All Clubu. Pracowałam tam jako barmanka i właśnie zaczynałam drugi miesiąc pracy dla Hendersonów.
Niedawno w klubie zaczęli się kręcić ludzie z klubu motocyklowego Black Devils. Obawiałam się, że mnie pamiętają, ale to był młody oddział – za młody, by mnie rozpoznać. Unikałam ich. Widziałam Screw dwukrotnie i byłam bliska zemsty, ale postanowiłam poczekać.
Dwa dni temu Tasha uciekła od swojego chłopaka z małym Tobym i szukała u nas pomocy. Joy udało się załatwić jej mieszkanie w przyzwoitej dzielnicy. Toby płakał za swoim psem, więc musiałyśmy go odzyskać. Podsłuchałam rozmowę Reversa i Lilly w klubie o wypadzie na ryby i postanowiłam to wykorzystać. Byłam pewna, że Austin mnie rozpozna, ale nie wydawał się świadomy, kim jestem. Wahałam się, czy mu powiedzieć, że nie jestem Casside MacDaniels, ale postanowiłam to odłożyć na później.
Oddałam psa Toby’emu, a Tasha rozpłakała się na jego widok. Obiecałam napisać Joy, że wszystko załatwiłam i pies wrócił do właściciela. Wyszedłszy od Tashy, wsiadłam do auta, pisząc SMS, gdy Austin odpalił silnik. Wyglądał jak niedźwiedź w klatce.
– Mogę cię zmienić za kierownicą – powiedziałam.
– Nie trzeba – warknął. – Jedziemy?
Skinęłam głową.
Był wkurzony. Czyżby już wiedział, że go okłamałam?
Ta myśl była miażdżąca. Wstydziłam się przyznać, że prawie cały czas o nim myślałam. I nie chodziło tylko o jego wygląd, chociaż był gwiazdą w Crush, klubie należącym do Rena Lunessa, gdzie pracowałam z Joy. Austin był bohaterem każdej mojej nocnej fantazji, odkąd po raz pierwszy na niego spojrzałam.
Coś mnie w nim pociągało. Sposób, w jaki jego piwne oczy śledziły każdy mój ruch, sposób, w jaki jego palce zaciskały się na kierownicy. Był tak cholernie atrakcyjny we flanelowej koszuli i zwykłych dżinsach, które opinały jego umięśnione uda. Odpowiadał z rozwagą, powoli, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. To mnie podniecało, a dawno nie czułam czegoś takiego przy mężczyźnie.
Zaczęłam nawet nazywać go wielkoludem, bo nim był. Obserwowałam go codziennie, gdy pracowałam w Crush. Widziałam, jak radzi sobie z facetami, którzy go denerwowali. Był potężny i przysadzisty, ale czułam, że nie tylko dlatego mógłby każdemu zrobić krzywdę. W jego oczach malowało się skupienie za każdym razem, gdy walczył. Nigdy nie tracił opanowania, bił się jak zawodowiec. Posyłał przeciwnika na deski i wykańczał. Ciosy przyjmował spokojnie i oddawał. Nie krzyczał, nie wyzywał – był milczącym wojownikiem.
Uwielbiałam obserwować jego walki z ukrycia. Nigdy nie wchodziłam mu w drogę, nikomu nie przeszkadzałam. Bycie niewidzialną stawało się prostsze, gdy trenowałam to przez lata.
Patrzyłam, jak jego przeciwnik nakręca się walką, rozrywa koszulę i zaczyna walić pięściami w klatę, wrzeszcząc na wszystkich wokół, żeby na niego stawiali. Działo się to po tym, jak Austin Henderson wygrał dwie wcześniejsze walki, a to jedno zwycięstwo miało zagwarantować mu pierwsze miejsce na liście klubu.
Obserwowałam, jak bez wysiłku podnosi największego gościa i rzuca go na matę – ten już nie był tak odważny. Bracia Austina zawsze go wspierali, wiwatując i gwiżdżąc. Revers uśmiechał się, unosząc kciuk, oparty o ring. Enzo wrzeszczał zadowolony, przyjmując nowe zakłady. Peyton stał na uboczu, obserwując walkę z uśmiechem. Tam poznałam braci i ich reputację. Ludzie się ich bali.
Kolejny przeciwnik Austina był ogromny, łysy i wyglądał jak fan wrestlingu z wytatuowaną swastyką na plecach.
– Chodź walczyć, sukinsynie! – krzyczał głębokim, potężnym głosem. – Stawiajcie na mnie.
Tłum kibicował z boku, śmiał się, a ja cieszyłam się tym widowiskiem, najpewniej dlatego, że Austin nie odpowiadał na wulgaryzmy – on walczył bez tej pieprzonej otoczki. Gdy nazista rzucił się na Austina i rozerwał mu koszulkę, wszystkie gęby się zamknęły. Cisza. Po raz pierwszy, odkąd tam trafiłam, zapanowała grobowa cisza. Wiedziałam, na co wszyscy patrzą. Na to samo, co ja. Doskonałe mięśnie, skora naznaczona szeregiem blizn, wspaniały sześciopak i żadnego tatuażu.
Może dlatego się w nim podkochiwałam. Coś nas łączyło.
– Austin! – krzyczał tłum. – Austin!
Tak poznałam jego imię. Od wielu lat zajmował pierwsze miejsce na liście zawodników Crush i Buffet. Po pierwszym gongu u jego stóp leżał zakrwawiony facet.
Kiedy nikt inny nie wyszedł, by się z nim zmierzyć, Austin westchnął i zszedł z ringu, otrzymując oklaski tłumu. Peyton poklepał go po ramieniu, szepcząc mu coś do ucha, i podał bluzę.
Kręcili się jeszcze godzinę po klubie, a on w rozpiętej bluzie wyglądał naprawdę gorąco. Twardy i sławny w tym miejscu. Wszyscy znali Hendersonów – jeśli ktoś zaczepił jednego, mógł być pewny, że stał się wrogiem całej czwórki. Może rządzili tu inni, jak Lunesso czy Thomas Hong, ale to Hendersonowie czyścili to miasto z brudów. Słyszałam, że kartel zainteresował się drogą przerzutu przez Covington do Nowego Orleanu, ale miejscowi na to nie pozwolą. Ta ziemia była cenna dla wielu baronów narkotykowych.
Jak Baton Rouge, które już dawno zostało opanowane przez mafię.
Dlatego klub motocyklowy mojego ojca stamtąd uciekł.
Obserwowanie Austina stało się obsesją. Wiedziałam, co muszę zrobić, gdy nadarzyła się okazja i usłyszałam od Tashy, że All Club na Jenson, należący do Peytona Hendersona, szuka pomocy przy barze. Zatrudniłam się, aby być blisko niego. Tylko że Austin był szefem ochrony w drugim klubie Peytona, Stiff.
Crush było pełne podejrzanych i napalonych typów, którzy coraz częściej przyglądali mi się z aroganckimi minami, jakby to była tylko kwestia czasu, aż zaczną się kłopoty. Byli zbyt pewni siebie. Joy odeszła ze mną, znalazłszy pracę jako tatuażystka, aby tylko nie wrócić do striptizu, ale jak twierdziła, zajęcie było opłacalne. Tak często byłam na celowniku, że wiedziałam, iż niedługo zostanę czyjąś dziwką, jeśli zostanę w Crush. All Club był inny. To Hendersonowie mnie chronili.
Ale Austina jeszcze nie widziałam w All Clubie i może dlatego mnie nie poznał.
Jego ruchy były nerwowe. Mój samochód był dla niego za mały. Ledwo się mieścił i musiał czuć dyskomfort. Skupił się na drodze, dopiero na światłach odwrócił głowę w moim kierunku. Próbowałam zachować spokój, patrzeć mu prosto w oczy i zdziwiłam się, że tak długo wytrzymałam.
– Odzyskałaś psa dla tego dzieciaka? – zapytał po dłuższej chwili.
– Tak.
– Często to robisz?
– Co? Włamuję się do domów? Nie.
Uniósł ciemne brwi.
– Chcesz ze mną zadrzeć?
Serce mi kołatało.
– Nie! Dlaczego? Przecież ci powiedziałam, że sama bym walczyła z Darrylem. Ty byłeś tylko…
– Zapewnieniem, że facet wie, kim jestem?
Cholera, był równie domyślnym skurwielem.
Przełknęłam ślinę i przytaknęłam.
– Tak, przepraszam.
– I co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał.
Chyba ta rozmowa zaczynała go wkurzać.
– Z czym? – odpowiedziałam zdenerwowana.
Wydawał się zaintrygowany, ale wciąż miał w sobie odrobinę humoru.
– Nie jesteśmy tani, jeśli chodzi o ochronę – powiedział powoli, tłumiąc śmiech.
– Naprawdę? – odparłam. – Ile?
– Trzy kawałki?
– Za to, że stałeś i potrzymałeś mi kij? Zapomnij, stary, nic z tego.
Rozpromienił się i parsknął głośnym śmiechem.
– Cassie, przecież jesteś przyjaciółką rodziny.
– Ach tak. Będzie rabat. Super.
Cholera, zapomniałam. Nie mogłam wyjść z roli i musiałam się pilnować.
Kolejna chwila ciszy.
Tym razem Austin znów skupił się na drodze. Coś w jego oczach się zmieniło. Pojawiło się w nich zrozumienie, a ja ucieszyłam się, że poprawił mu się humor.
Gdy zmieniał bieg, moja skrzynia wydała zgrzyt niezadowolenia.
– Piłujesz moją skrzynię biegów – bąknęłam.
– To auto nie rozpędza się prawidłowo.
Skrzywiłam się.
– To nie jest samochód na górskie przygody.
Zacisnęłam zęby i skupiłam się na drodze, gdy wjeżdżaliśmy w las otaczający rzekę. Cień drzew był przyjemny. W głębi serca czułam strach, że Austin szybko mnie zdemaskuje. Nie mogłam się poddać; miałam swoją zemstę, która napędzała mnie do życia, a ja byłam zbyt nakręcona, żeby myśleć racjonalnie.
Resztę drogi Austin milczał. Próbowałam wyglądać na spokojną, ale moje serce było całkowicie niespokojne. Austin był przerażającym facetem i bratem mojego szefa. Kłamstwo oznaczało duże kłopoty.
I dlaczego milczał? Czy on mnie nie poznał?
Wyglądałam jak gówno. Moje włosy były potargane, a nie mogłam znaleźć gumki, żeby je związać. Starałam się ubrać ładnie, dlatego włożyłam moją ulubioną czarną koszulę, rurki i buty wojskowe, które kupiłam na wyprzedaży. Nie przywykłam do zmiennego klimatu w Luizjanie. Lubiłam ciepło. Wychowałam się w Oregonie, gdzie wuj Orto i ciocia Kelly mnie ukryli.
Ofiara.
Nienawidziłam tego słowa. Zawsze czułam, że ma mnie określać na resztę życia. Jakbym była porażką. Nie zostałam pokonana. Nigdy nie zostałam pokonana. Córka Blacka nie była porażką. Walczyłam jak diabli i w większości wygrałam. Nie, nie byłam ofiarą. Byłam ocalałą.
Walczyłam, by pokonać demony z przeszłości. Miałam szczęście, że wuj mnie ukrył i nigdy nie wydał. Byłam mu wdzięczna, ale w jego oczach widziałam żal. Żal z powodu tego, co stracił.
