11,99 zł
Archeolożka Evie Edwards wspólnie z profesorem Marinem od lat bada historię zaginionej księżniczki Isabelli. Po śmierci profesora liczy na pomoc jego syna, Matea Marina, lecz on ma powody, żeby raczej utrudniać jej zadanie. Na pełnej emocji aukcji w Szanghaju przebija ofertę Evie i staje się właścicielem należącego niegdyś do księżniczki oktantu. Jednak widząc determinację Evie, proponuje, że pomoże jej w rozwikłaniu zagadki z przeszłości. Ma nadzieję, że podczas wspólnej pracy pozna lepiej kobietę, która tak go fascynuje…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 123
Rok wydania: 2025
Pippa Roscoe
Aukcja w Szanghaju
Tłumaczenie:
Anna Dobrzańska-Gadowska
Tytuł oryginału: His Jet-Set Nights with the Innocent
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Pippa Roscoe
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Bez ograniczania wyłącznych praw autora i wydawcy, jakiekolwiek nieautoryzowane wykorzystanie tej publikacji do szkolenia generatywnych technologii sztucznej inteligencji (AI) jest wyraźnie zabronione. HarperCollins korzysta również ze swoich praw na mocy artykułu 4(3) Dyrektywy o jednolitym rynku cyfrowym 2019/790 i jednoznacznie wyłącza tę publikację z wyjątku dotyczącego eksploracji tekstu i danych.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1295-6
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Evie Edwards wykładała na wydziale archeologii jednej z londyńskich uczelni. Miała dwadzieścia pięć lat i bardzo często brano ją albo za doktorantkę, albo za asystentkę, co Evie w pewnym sensie rozumiała.
Szkołę średnią skończyła jako szesnastolatka, licencjat zrobiła trzy lata później, pracę magisterską obroniła w wieku dwudziestu lat, a tytuł doktora nauk humanistycznych otrzymała niecałe dwa lata po magisterce. Z ilorazem inteligencji nieco ponad sto sześćdziesiąt, miała naturalną skłonność do mylenia przewidywań z oczekiwaniami, a jej ambicje sięgały gwiazd.
W tej chwili, stojąc na środku wykładowej sali, z przyjemnością chłonęła aurę ekscytacji i niepokoju, typową dla wszystkich studentów rozpoczynających naukę na pierwszym roku.
– Dzień dobry – odezwała się jasnym, pewnym siebie głosem, kiedy drzwi zamknęły się już za ostatnimi spóźnialskimi. – Witam państwa na pierwszym wykładzie licencjackiego programu wydziału archeologii.
Spokojnie omówiła swój program wykładów na właśnie rozpoczęty akademicki rok. To była jej ukochana dziedzina i tu, w sali wykładowej, zawsze czuła się najlepiej. Podsumowując, nie zwróciła uwagi na stłumione trzaśnięcie otwieranych i zamykanych drzwi, i kiedy wreszcie odwróciła się, wszystkie papiery wypadły jej z ręki.
Zamiast czerwonego jak burak, spoconego dziekana wydziału, ujrzała przed sobą piękną blondynkę.
– Wasza królewska mość… – wyjąkała.
I natychmiast przykucnęła w nieszczególnie wdzięcznym ukłonie przed królową Iondorry.
– Pani profesor Edwards – uśmiechnęła się królowa. – Bardzo się cieszę, że w końcu mogę panią poznać.
Evie skinęła głową, zupełnie jakby ich spotkanie zostało wcześniej ustalone, co oczywiście nie miało miejsca. Królowa Sofia, władczyni państwa Iondorra, wskazała pierwszy rząd krzeseł i zaczekała, aż Evie usiądzie, zanim sama zajęła miejsce obok niej.
– Więc to tutaj władze wydziału skierowały wybitną specjalistkę, której doktorat dotyczył osiemnastowiecznej historii Iondorry – powiedziała, rozglądając się dookoła z ledwo wyczuwalnym niezadowoleniem. – Z wielkim żalem dowiedziałam się o śmierci profesora Marin. Nie mogliśmy publicznie potwierdzić słuszności jego teorii, lecz spotkały się one ze sporym zainteresowaniem mojej rodziny.
Evie spuściła wzrok, jak zwykle niepewna, czy ma prawo przyjąć kondolencje, które pewnie należały się rodzinie zmarłego. Niezależnie od rodzinnych koneksji, profesor Marin był dla niej kimś szczególnie bliskim. Rozumiał ją i akceptował jej decyzje z jeszcze większą gotowością, niż robili to Carol i Alan, jej przybrani rodzice.
Tak czy inaczej, za każdym razem, kiedy składano na jej ręce wyrazy żalu, przed oczami natychmiast stawała jej postać syna profesora, który ledwo wytrwał do końca pogrzebu na cmentarzu, gdzie złożono na spoczynek jego ojca. Syna, który przez ostatnie trzy lata życia profesora nie odezwał się do niego ani słowem…
– Profesor Edwards, chciałabym poruszyć bardzo drażliwy temat, wymagający najwyższej dyskrecji – odezwała się królowa. – Proszę się więc nie dziwić, że zanim przejdę do wyjaśnień, poproszę panią o podpisanie umowy zobowiązującej do zachowania tajemnicy.
Wyciągnęła rękę i za jej plecami pojawił się mężczyzna z plikiem kartek i długopisem w ręku.
– Jeśli mam być szczera, nie znoszę tych formalności i zrozumiem, jeśli pani…
– Wasza królewska mość nie musi mi nic wyjaśniać, chętnie podpiszę umowę.
Evie nie zauważyła, że policzki asystenta monarchini zaczerwieniły się gwałtownie, gdy nieświadomie weszła jej w słowo. Pochyliła się i bez wahania złożyła podpis na dokumencie.
Nie należała do najlepiej poinformowanych osób, czuła jednak, że kobieta, którą nazywano Księżniczką Wdową, zanim odnalazła prawdziwą miłość w związku z greckim miliarderem, ma jej do przekazania coś naprawdę ważnego. Teo Tersi został księciem małżonkiem w momencie, kiedy ojciec Sofii, król Frederick, abdykował na rzecz swojej córki.
Asystent królowej wyjął umowę z rąk Evie, złożył podpis pod tekstem w miejscu przeznaczonym dla świadka i zwrócił jej gruby dokument. Młoda kobieta przesunęła dłonią po królewskich insygniach, wytłoczonych na tytułowej stronie.
– Obawiam się, że nie mamy dużo czasu – oświadczyła królowa. – Muszę więc od razu przejść do rzeczy. Za trzy dni w Szanghaju ma się odbyć aukcja, na której wystawiono na sprzedaż pewien przedmiot. Sprzedający twierdzi, że kiedyś przedmiot ten stanowił własność piratki Lorielli Desaparecer.
Evie rzuciła Sofii pełne zdumienia spojrzenie.
– Liorelli? – powtórzyła z niedowierzaniem.
Obok Grainne Mhaol, Mary Read oraz Ann Bonny, Liorella Desaparecer była jedną z najsławniejszych kobiet-piratów osiemnastego wieku.
– Tak – potwierdziła królowa. – Mój ojciec… Mój ojciec miał…
Evie cierpliwie czekała, aż Sofia zapanuje nad sobą, świadoma, że widzi pełną emocji twarz monarchini, bez wątpienia rzadko oglądaną przez kogokolwiek.
– Niewiele osób wie o tym, że mój ojciec od pewnego czasu cierpi na wczesną demencję – podjęła królowa. – Ogólnie rzecz biorąc, do tej pory radziliśmy sobie z tym całkiem nieźle. Kiedy pięć lat temu na świat przyszła nasza córka, jego stan znacznie się poprawił, jednak… Cóż, mogę tylko powiedzieć, że ojciec zaczął przejawiać coś w rodzaju obsesji na punkcie tej aukcji i uparcie twierdzi, że musimy zdobyć przedmiot, na którym tak bardzo mu zależy.
– Dlaczego jest nim aż tak zainteresowany? – zapytała Evie.
– Jest przekonany, że chodzi o oktant podarowany księżniczce Isabelli przez koronę angielską na samym początku jej podróży.
Evie drgnęła. Profesor Marin od lat utrzymywał, że żyjąca w osiemnastym wieku księżniczka państwa Iondorra wcale nie zginęła podczas morskiej podróży do swego holenderskiego narzeczonego mieszkającego w Indonezji, lecz została jedną z osławionych piratek tej burzliwej epoki, a Evie była zwolenniczką tej teorii. Obydwoje prowadzili intensywne badania i gromadzili źródła historyczne z całego świata, skrupulatnie budując opowieść o księżniczce-piratce, narażając się na kpiny ze strony innych naukowców.
Evie rozumiała podejście swoich kolegów, wierzyła jednak w profesora Marina i teorię, na której poparcie oboje zdołali zebrać sporo poszlak. Brakowało im jedynie konkretnego dowodu, lecz skoro królowa przyjechała się z nią spotkać, najwyraźniej poważnie traktując sprawę wystawienia na aukcję słynnego oktantu, to może…
– Z oczywistych względów nie możemy dokonać tego zakupu sami i właśnie dlatego zależy nam, by zgłosiła pani swój udział w aukcji w Szanghaju, oceniła, czy oktant jest autentyczny, i kupiła go. Dziekan pani wydziału został już powiadomiony, że jest mi pani potrzebna, i udzielił pani urlopu, a my, rzecz jasna, opłacimy wszelkie poniesione przez panią wydatki.
Królowa przerwała na moment i spuściła wzrok.
– Muszę też panią ostrzec, że nawet jeśli udałoby się pani znaleźć jakieś powiązania między Isabellą i Loriellą, rząd Iondorry nie będzie tego komentował. W najbliższym czasie będziemy musieli wydać oficjalny komunikat o stanie zdrowia mojego ojca i w tej sytuacji wszelkie dyskusje na temat księżniczki-piratki byłyby…
– Katastrofalne – dokończyła Evie. – Rozumiem.
Ogarnęła wzrokiem niewielką salę wykładową. Na przestrzeni dwóch lat, które upłynęły od śmierci profesora Marina, ta sala była całym jej światem. Nie prowadziła żadnych badań, nie brała udziału w pracach archeologicznych. Nikt nie chciał ryzykować, powierzając cenne fundusze „dziewczynie bez życiowego doświadczenia, z głową w chmurach”.
– Pani ojciec potrzebuje pewności, czy to ten legendarny oktant? – zapytała.
– Nigdy dotąd nie widziałam, by cała jego uwaga była skupiona na czymś w tak obsesyjny sposób. – W oczach królowej zabłysły łzy.
– Nie zawsze jest ważne, by cały świat poznał naszą historię. Czasami wystarczy jeden człowiek.
– To słowa profesora Marina, prawda? – Królowa uśmiechnęła się łagodnie.
Evie skinęła głową, zastanawiając się, dla kogo w gruncie rzeczy ważniejsze okazałoby się odkrycie prawdy.
– Chętnie polecę do Szanghaju – powiedziała.
Wyraz ulgi, który na chwilę pojawił się na twarzy królowej, utwierdził ją w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Pomyślała też, że jeśli oktant okaże się powiązany i z piratką Loriellą, i z księżniczką Isabellą, być może uda jej się dowieść, że profesor Marin jednak miał rację.
– Ale wcześniej muszę pojechać do Hiszpanii – dodała.
– Do Hiszpanii?
– Znajdują się tam informacje, które pomogą mi w stwierdzeniu, czy oktant jest autentyczny – wyjaśniła Evie, myśląc o starym notatniku profesora Marina.
A pamięć natychmiast podsunęła jej obraz barczystej, mrocznej postaci oddalającej się od niej na cmentarzu.
– Sto lat!
Mateo Marin pośpiesznie odsunął komórkę od ucha, ponieważ radosne okrzyki jego matki przemieniły się w statyczne trzaski. Włączył mikrofon i położył telefon na biurku, chwytając plik kartek z tekstem prezentacji na pierwsze spotkanie tego popołudnia. Ściągnął brwi, usiłując pozbierać myśli i jednocześnie sensownie odpowiedzieć na pytanie matki, która chciała wiedzieć, jak będzie obchodził swoje urodziny.
– Henri wpadnie na kolację i na drinki.
– I to wszystko? – oburzyła się matka Matea. – Nigdy nie uda ci się nikogo poznać, jeżeli będziesz tylko popijał whisky z tym chłopakiem!
Mateo nie zamierzał spowiadać się matce ze swoich związków z kobietami. Było ich wiele, lecz żadna z jego kochanek nie okazała się na tyle interesująca, by chciał spędzić z nią więcej niż dwa przyjemne wieczory.
– Henri nie jest już chłopcem – przypomniał swojej rodzicielce.
– Dla mnie zawsze będziecie chłopcami – odparła. – Ale to nieistotne. Ważne jest to, że czas już, żebyś się ustatkował. Kiedy zamierzasz mnie uszczęśliwić?
– Samo moje istnienie nie wystarczy? – rzucił, kpiącym tonem maskując gorycz, jaka kryła się w tym pytaniu.
– Oczywiście, że tak, mi hijo. Będziesz na kolacji w piątek?
– Naturalnie, mamo. Muszę kończyć, bo zaraz mam spotkanie.
– Jesteś w pracy? W urodziny?
– To normalny dzień tygodnia, więc niby gdzie miałbym być?
– Na randce z kobietą, która urodzi mi wnuki…
– Do widzenia, mamo.
Mateo przerwał połączenie, nie chcąc słuchać dalszych wywodów. Komórka natychmiast rozdzwoniła się znowu, nacisnął więc guzik, nie spoglądając na numer, który pojawił się na małym ekranie.
– Mamo, jeżeli aż tak ci na tym zależy, złapię pierwszą kobietę, jaką spotkam na ulicy, i zafunduję ci tyle wnucząt, ile zechcesz…
– To raczej przerażający plan – odezwał się męski głos z wyraźnym akcentem.
– Na miłość boską, Henri! Nie zauważyłem, kto dzwoni.
– To już nie moja wina, mon ami. Chciałem się tylko upewnić, czy nasze plany na wieczór są aktualne. Jak sądzisz, o której będziesz w domu?
– Czuję się tak, jakbym rozmawiał z matką – mruknął Mateo.
– A ja, jakbym rozmawiał z dzieckiem – jęknął Henri.
– Przestań narzekać, dobrze? O siódmej będę w domu. Ty, ja, butelka whisky i talia kart.
Mateo wsunął telefon do kieszeni. Zostało mu pięć minut do…
Ktoś zapukał do drzwi.
– Tak? – Mateo niechętnym wzrokiem zmierzył swojego asystenta.
– W holu czeka pewna kobieta – odparł młody człowiek, nerwowo zaciskając dłonie. – Już od pewnego czasu…
– Kto to jest? – spytał Mateo. – I jak długo czeka?
– Mówi, że nazywa się Edwards, a czeka już godzinę.
– Godzinę? Całe popołudnie mam wypełnione spotkaniami. Nie chce umówić się na inny dzień?
– Nie może, bo jutro wylatuje do Szanghaju.
Mateo popatrzył na swój popołudniowy terminarz.
– Postaram się gdzieś ją wcisnąć, ale niczego nie gwarantuję. Powiedziała, o co chodzi?
– To osobista sprawa, tylko tyle.
Mateo zmarszczył brwi. Skrupulatnie dbał o to, aby „osobiste sprawy” nie pojawiały się w jego firmie, więc nie miał pojęcia, czego akurat ta może dotyczyć.
Edwards. Nazwisko brzmiało znajomo, nie potrafił go jednak zlokalizować. Odprawił asystenta, chwycił teczkę z dokumentami związanymi z kontraktem z firmą Lexicon i wyszedł z gabinetu drzwiami po drugiej stronie, wychodzącymi na korytarz, którym szybciej mógł dotrzeć do sal konferencyjnych.
Evie założyła nogę na nogę i poprawiła dopasowaną białą bluzkę koszulową, w której czuła się wystarczająco profesjonalnie, by przystąpić do rozmowy z Mateo Marinem.
Jednak po ponad czterogodzinnym oczekiwaniu jej pewność siebie znacznie zmalała. Z miejsca, gdzie siedziała, nie widziała asystenta Matea, ale doskonale słyszała, jak stukał w klawiaturę komputera, odbierał telefony i wzdychał. Przyjechała tu prosto z lotniska i od razu zaskoczył ją ultranowoczesny wygląd smukłego wieżowca, na którym umieszczono imię i nazwisko syna profesora Marina.
To niewątpliwie wybitne osiągnięcie architektury wydawało się przerażająco dalekie od świata, który dzieliła z profesorem. Bardzo żałowała, że Mateo nie odpowiedział na żaden z jej licznych telefonów ani e-maili, poprzez które usiłowała skontaktować się z nim w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Słysząc kolejne ciężkie westchnienie, spojrzała na zegarek i ze zdumieniem odkryła, że jest już prawie osiemnasta. Podniosła się i podeszła do biurka asystenta, który spojrzał na nią z zabawnym przerażeniem.
– Nadal pani tu jest?
– Oczywiście, powiedziałam przecież, że zaczekam – odparła Evie.
– Ale pan Marin już wyszedł.
– Wyszedł? – powtórzyła, nieświadomie podnosząc głos. – Wyszedł, tak po prostu? Muszę się z nim zobaczyć, to niezwykle ważne.
Młody człowiek zająknął się z wrażenia i Evie natychmiast ogarnęła litość w stosunku do kogoś, kto tak otwarcie boi się swojego szefa. Gniew wywołany świadomością, że syn profesora tak ją zlekceważył, szybko zniknął. Musiała jak najszybciej wymyślić plan B.
Zdawała sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans, by asystent Matea podał domowy adres szefa jej, zupełnie obcej osobie. A miała przecież tylko ten jeden wieczór na zdobycie notatnika profesora…
– Czy mógłby pan… Przepraszam – odezwała się słabym głosem, bez cienia wyrzutów sumienia ocierając czoło wierzchem dłoni. – Zaraz wyjdę, nie chcę być dla nikogo ciężarem, ale czuję się trochę… Mogłabym może dostać filiżankę herbaty? Potem sobie pójdę, słowo…
– Oczywiście, bardzo mi przykro. – Mężczyzna zerwał się na równe nogi i praktycznie wybiegł zza biurka.
Evie zerknęła przez ramię w głąb korytarza i z mocno bijącym sercem szybko przejrzała leżące na biurku dokumenty. Już miała sięgnąć do szuflady, gdy kątem oka dostrzegła zieloną kartkę przylepioną do pliku kartek wyglądającego na umowę z firmą o nazwie Lexicon.
„Wysłać kurierem do M.M., Villa Rubia, Sant Vicenc de Montalt”. Bez chwili wahania oderwała kartkę od tytułowej strony umowy, chwyciła torbę leżącą na sofie, gdzie zmarnowała całe popołudnie, wybiegła do windy i wcisnęła guzik, zanosząc rozpaczliwe modły, by udało jej się zniknąć przed powrotem asystenta.
Kiedy drzwi kabiny zamknęły się za nią i winda bezszelestnie ruszyła w dół, Evie odetchnęła z ulgą. Udało się. Surowo upominając się w myśli, by nie przyzwyczajać się do związanego z ryzykiem podniecenia, uświadomiła sobie, że musi jeszcze porozmawiać z Mateo Marinem i w jakiś sposób nakłonić go do przekazania w jej ręce notatnika jego ojca.
Cóż, musiała to zrobić. Nie miała innego wyjścia.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji