ARETÉ. Odwaga bycia sobą. Aktywuj swój heroiczny potencjał - Brian Johnson - ebook

ARETÉ. Odwaga bycia sobą. Aktywuj swój heroiczny potencjał ebook

Johnson Brian

0,0
99,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Gdybyś zapytał starożytnych filozofów stoickich, jak wieść dobre życie, odpowiedzieliby ci jednym słowem: areté. Tłumaczymy je jako „cnota” lub „doskonałość”, ale słowo to ma głębsze znaczenie – coś bliższego byciu najlepszym sobą z chwili na chwilę.

W Areté Brian Johnson integruje dla ciebie starożytną mądrość, współczesną naukę i praktyczne narzędzia, abyś mógł aktywować swój potencjał i wypełnić własne przeznaczenie. Nie ma drugiej takiej książki, która odwoływałaby się do tak wielu najważniejszych pozycji z dziedziny samodoskonalenia i wydobywała z nich to, co najlepsze. Co więcej, Johnson ma niezwykły dar syntetyzowania tych idei w elegancki i przystępny dla czytelnika sposób. Ma też poczucie misji; jako filozof/nauczyciel pomógł milionom ludzi z całego świata – przeszkolił ponad 10 000 trenerów z ponad 100 krajów i opracował sprawdzoną naukowo procedurę, która zmienia życie. Areté to 451 inspirujących lekcji mających formę krótkich rozdziałów. Niezależnie od tego, czy chcesz poprawić swój sposób myślenia, wykształcić lepsze nawyki, czy po prostu znaleźć więcej sensu w swoim codziennym życiu, Areté oferuje cenne narzędzia, które pomogą ci:

  • zdobyć wiedzę – dzięki niej będziesz w stanie opracować strategię i osiągać cele, zarówno biznesowe, jak i rodzinne, zdrowotne czy rozwojowe;
  • nabrać pewności siebie w każdym działaniu, jakie podejmujesz;
  • przyswoić sobie najlepsze praktyki, dzięki którym staniesz się psychicznie odporny, aby bez lęku i stresu pokonać wszelkie przeszkody na swojej drodze;
  • uwierzyć w swoją sprawczość i zdolność do osiągania celów;
  • rozwinąć wdzięczność, ciekawość i zapał.

Książki nie zmieniają życia, ale inspirują do zmian. Areté może być twoim kompasem na drodze do spełnienia. Na ponad 600 stronach znajdziesz mnóstwo drogowskazów, które cię tam poprowadzą. To lektura obowiązkowa!

Jacek Walkiewicz, psycholog

W ostatnich 10 latach pół miliona ludzi przyjechało na Runmageddon, żeby zmierzyć się z przeszkodami. Dlaczego? Bo wiedzą, że wyzwania wzmacniają i dają satysfakcję, której nie da się doznać inaczej. W Areté Brian Johnson przedstawia setki (!) żywych przykładów, które nie tylko inspirują do takiego podejścia na co dzień, ale dają też konkretne narzędzia, by je wdrożyć. Nie bój się rozmiaru książki – to przegląd bogatej biblioteki rozwoju osobistego w jednej pozycji. Johnson wydestylował esencję i podał ją w przystępnej formie. Gwarantuję ci jedno: jeśli wdrożysz choć 10% tych zasad, jakość twojego życia wyrwie cię z butów. A wtedy spotkamy się – na trasie albo w życiu – z szerokim uśmiechem pokonując kolejne przeszkody.

Jarek Bieniecki, założyciel Runmageddonu, współtwórca Biegu Rzeźnika

Jakie jest twoje największe marzenie? Jak w pełni zrealizować swój potencjał? Brian Johnson nie daje jednej prostej recepty. Jego Areté to prawdziwa perełka zawierająca mnóstwo praktycznych wskazówek, które łatwo można wprowadzić w życie. Jest niczym osobisty mentor – zawsze u twojego boku. Posłuchaj tego głosu i obserwuj, jak stajesz się najlepszą wersją siebie!

Fryderyk Karzełek, twórca Klubu 555, autor książki Zapomniana kompetencja

Ta książka zmieni twoje życie. A jeśli dostatecznie wielu z nas się zaangażuje, zmieni świat.

Phil Stutz, MD, autor bestsellerowej książki Metoda, oraz bohater filmu dokumentalnego Stutz wyprodukowanego przez Netflix

Prawdopodobnie nie ma takiej książki, która bardziej przyspieszyłaby proces osiągania pełni potencjału niż Areté, tak samo jak nie ma lepszej niż Brian Johnson osoby, która by ją napisała. To prawdziwy współczesny filozof, który wydobył i scalił wiedzę największych umysłów w historii, abyś mógł ją wykorzystać do wykreowania takiego życia, jakiego pragniesz i na jakie zasługujesz.

Hal Elrod, autor światowego bestsellera Fenomen poranka

Brian to najbardziej opanowany gość, jakiego znam. Gdy pakuję się w jakieś bagno, gdy wszechświat wywraca moje życie do góry nogami, to właśnie do niego dzwonię. Areté powinien przeczytać każdy spartanin tego świata. Joe de Sena, twórca marki Spartan Areté to jedno z ponadczasowych arcydzieł na temat produktywności i samorozwoju. Jest to dogłębny traktat o wszystkim, czego potrzebujesz, aby żyć jako pełny i kompletny człowiek.

Ben Greenfield, założyciel Kion i autor bestsellera Wydolność 2.0

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 897

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ARETÉTŁUMACZENIE DZIESIĘCIOLATKOWI

Jestem dość zdyscyplinowanym gościem, a moje podejście do każdego dnia w roku można określić jako całkiem nieźle uporządkowane. Mimo to, dziś rano skróciłem swój normalny poranny harmonogram zajęć, aby skupić się na moim protokole miłości.

Z jakiejż to specjalnej okazji?

Z powodu turnieju szachowego Grandmaster Chess Academy w Austin, w którym miał wziąć udział Emerson.

Tak więc… opuściłi… em wcześniej swój gabinet i wszedłem do kuchni, podjarany nadchodzącym dniem. I wtedy… Emerson oznajmia, że nie chce jechać.

– Serio? – zapytałem. – Dlaczego, mistrzu?!

– Nie wiem – padła markotna odpowiedź. – Po prostu nie chcę tam jechać.

– Hmm, ciekawe… Może wybierzemy się na krótki spacer i przegadamy sprawę?

– Okej.

Wychodzimy z domu i ruszamy na obchód naszych włości.

Eleanor i Mama podążają za nami. Tuż przed miejscem, w którym nasz prywatny szlak zakręca z powrotem w stronę domu, słyszymy głos Mamy:

– Mówi, że nie chce jechać, bo myśli, że nie wygra! Sądzę, że powinieneś poruszyć ten temat.

Fascynujące, myślę. Zdecydowanie powinniśmy o tym porozmawiać.

Ruszamy w drogę powrotną, a ja wyciągam rękę i łapię dłoń Emersona. Ściskam ją mocno i mówię mu „kocham cię” w naszym wymyślonym języku, który nazywamy ścisku-ścisku. Emerson odpowiada mi w ten sam sposób.

– No dobrze… Mama twierdzi, że nie chcesz jechać, bo nie wygrasz turnieju, to prawda?!

– Tak – odpowiada krótko Emerson.

– Chłopie – rzucam z uśmiechem. – To przecież oczywiste, że nie wygrasz tego turnieju. Masz grać z przeciwnikami, którzy są obłędnie dobrzy. Pamiętasz, co powiedział wczoraj Nick [jego trener] o tym, jak zareagował, kiedy został zaproszony do wzięcia udziału w elitarnym turnieju, o którym wiedział, że nie da rady go wygrać?

– Hm. Powiedział, że był megapodekscytowany, bo wiedział, że będzie grał z naprawdę dobrymi szachistami, co już samo w sobie będzie megawyzwaniem i pomoże mu stać się lepszym graczem.

– Właśnie. Zwycięstwo albo nauka. A nauka to wygrywanie, więc jedziemy, co nie?!

– Dobra – mówi Emerson, a mnie wydaje się, że słyszę nutkę entuzjazmu.

A zatem…

Ta część naszej pogawędki odbywała się podczas pierwszej połowy pętli. Niemal natychmiast po tym, jak udało nam się zgodnie ustalić, że udział w turnieju to szansa albo na wygraną, albo na naukę, wpadamy na Mamę i Eleanor, które szły w przeciwnym kierunku. Zbijamy piątki, po czym kontynuujemy nasze ojcowsko-synowskie rozważania.

– Hej mistrzu – rzucam. – A kojarzysz może ten głos w swojej głowie, który ględził o wszystkich tych powodach, przez które nie chciałeś jechać na turniej szachowy?

– Tak – odpowiada Emerson.

– Cóż… – zaczynam, ale wtedy zatrzymuję się, przyklękam na jedno kolano, patrzę mu prosto w oczy i oznajmiam: – Wszyscy słyszymy ten głos i… chciałbym, abyś posłuchał mnie teraz bardzo uważnie. Jeśli żyjesz, podejmując decyzje na podstawie tego, co ględzi ten głos w twojej głowie, to…

Zawieszam na chwilę głos.

– Twoje życie nie będzie wyglądać tak, jakbyś tego chciał. Kropka. Twój dziadek Phil nazywa ten głos Wrednym Typem. Wszyscy go słyszymy. To coś, co nigdy (!!!) nie zniknie. Poza tym… jedną z najważniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobisz, jest to, że nauczysz się, jak sobie z tym radzić.

Emerson stoi, z oczami jak pięć złotych, skoncentrowany, uważny, prawie widzę te trybiki obracające się w jego głowie.

Wstaję. Idziemy dalej. Ponownie łapię jego dłoń. Kocham cię, przekazuję naszym ścisku-ściskowym kodem. Ja też cię kocham, odpowiada w ten sam sposób.

– No dobrze… – mówię już na głos. – A teraz powiem ci, jak sobie z tym głosem radzić. Po pierwsze, musisz umieć rozpoznać, kiedy przemawia przez ciebie Wredny Typ. Zazwyczaj jest to proste, bo zaczynasz wtedy biadolić, narzekać lub wymyślać niestworzone historie o tym, dlaczego to nie chcesz czegoś zrobić, choć tak naprawdę czujesz podskórnie, że o niczym innym nie marzysz. Po prostu zwróć uwagę na to, że ten głos znów się pojawił. Wtedy zastosuj myślenie ukierunkowane, zadając sobie pytanie „czego chcę?!”.

Patrzymy sobie w oczy. Młody wciąż jest w pełni uważny i chłonie każde moje słowo.

– A zatem… – zawieszam na chwilę głos, po czym pytam: – Czego chcesz od swojego życia?

– No… – Emerson zbiera myśli. – Chcę być szczęśliwy i…

– Właśnie.

Podciągam lewy rękaw bluzy i pokazuję mu okazały (prawie trzy centymetry wysokości i ponad dwanaście centymetrów szerokości!) tatuaż na przedramieniu.

– Chcesz być herosem, zaprezentować się jako najlepsza wersja siebie i prowadzić wspaniałe, radosne życie, oferując światu swoje dary.

Kiwa głową i mówi:

– Tak!

– Ale… czy wiesz, jak to osiągniesz?

– Pomagając ludziom? – pyta.

– Świetna odpowiedź. Tak. Właśnie tak. I… w takim razie musisz…

Wtedy podciągam drugi rękaw mojej bluzy i pokazuję mu tatuaż (dwa i pół na dziesięć centymetrów!) na prawym przedramieniu.

– Musisz żyć zgodnie z areté. Pamiętasz, co oznacza ten termin?

– Mniej więcej – odpowiada.

– Pochodzi ze starożytnej greki. Tłumaczymy go jako „cnota” albo „doskonałość”, ale ma o wiele głębsze znaczenie. Coś jak „nieustanne ukazywanie światu najlepszej wersji samego siebie”.

Po tych słowach znowu się zatrzymuję i unoszę wyprostowaną prawą rękę na wysokość oczu, prostopadle do ziemi.

– Widzisz tę linię? – pytam. – To ty w chwili, kiedy jesteś swoją najlepszą wersją.

Unoszę lewą ręką, również wyprostowaną, ale zatrzymuję ją jakieś trzydzieści centymetrów poniżej prawej.

– A widzisz tę linię? To ty w chwili, gdy nie jesteś swoją najlepszą wersją. Dobra, a widzisz tę lukę pomiędzy liniami?

Emerson kiwa głową.

– A wiesz, jak się czujesz, kiedy pojawia się ta wielka luka?

– Niezbyt dobrze?

– Otóż to.

– Lećmy dalej. A gdyby tak zamknąć tę lukę pomiędzy tym, jakim człowiekiem możemy być, a tym, jakim człowiekiem naprawdę jesteśmy, gdy nie ukazujemy się światu w swojej najlepszej postaci?! Jak myślisz, jakie to uczucie?!

– Dobre! – niemal krzyczy Emerson.

– Nie! To wspaniałe uczucie! I to jest ta najważniejsza, ostateczna gra, w którą wszyscy gramy każdego dnia. Kiedy sprawiamy, że ta luka przestaje istnieć. Kiedy postanawiamy robić rzeczy, które pomagają nam zaprezentować się w swojej najlepszej postaci, doświadczamy dogłębnej radości i satysfakcji. Filozofowie w starożytnej Grecji – stoicy – również mieli na to określanie. Nazywali ten stan: eudajmonia.

Emerson kiwa głową, dając mi tym samym do zrozumienia, że wie, o czym mówię. Ruszamy w dalszą drogę.

– I wiesz co?! – podejmuję temat. – Pamiętasz ten głos, który mówił ci o tych wszystkich powodach (z których każdy wydawał ci się lepszy), żeby nie jechać dzisiaj na turniej?

– Tak!

– Wcale nie pomagał ci podjąć najlepszej możliwej decyzji, co nie?

– Nie!

– I właśnie dlatego mam te dwa tatuaże.

Kocham cię, oznajmiam w tym momencie w naszym tajnym języku.

Ja ciebie też, odpowiada tak samo moje dziecko.

I to właśnie, mój ty rozpoczynający trening przyszły herosie, jest jeden ze sposobów uczenia dzieciaków o potędze areté.

Ta książka ma ci pomóc we wdrażaniu tej wiedzy w codzienne życie – dzięki niej uwolnisz swój heroiczny potencjał.

JAK ZAMKNĄĆ LUKĘWSTĘP DO MYŚLENIA UKIERUNKOWANEGO

Teraz, gdy poznałeś już moją rodzinę i wiesz, na czym według mnie polega najważniejsza gra życia, chciałbym zaprezentować ci najskuteczniejszą metodę, dzięki której możliwe jest zamknięcie luki i życie z areté – co staje się możliwe wraz z uwolnieniem tkwiącego w nas potencjału herosa.

Metoda ta nazywana jest myśleniem ukierunkowanym.

Wróćmy teraz na ścieżkę i kontynuujmy pogawędkę z Emersonem…

Przytoczona przeze mnie w poprzednim podrozdziale część rozmowy zajęła nam około dziesięciu minut, tyle czasu potrzebowaliśmy na przejście całej, ośmiusetmetrowej pętli po naszej działce.

Oto jak zaczęliśmy drugą pętlę.

– Dobra – powiedziałem. – Wiesz już, że życie z filozofią areté, dzięki czemu możemy być herosami, to najważniejsza gra życia. Teraz pora, żebyśmy porozmawiali o szachach.

Uśmiecham się i patrzę na niego. Odwzajemnia uśmiech.

– Powiedz mi, jakie są twoje oczekiwania, jeśli chodzi o szachy?

– Chcę zostać arcymistrzem – odpowiada Emerson.

– Wiem. To świetny cel. I myślę, że jesteś w stanie go osiągnąć.

Ponownie ściskam jego dłoń, a on odwzajemnia mój gest.

– Ale… skoro chcesz zostać arcymistrzem szachowym, to czy wiesz, co musisz robić?

– Długo i ciężko trenować!

– Zdecydowanie! I… co jeszcze musisz robić?

Emerson myśli przez dłuższą chwilę, po czym (gdy żarówka rozbłyska jaskrawym światłem) mówi:

– Brać udział w wielu turniejach!

– Bingo!

Oczko i uścisk ode mnie. Uśmiech i uścisk od E.

– No dobrze… – odzywam się po przejściu kilku kroków. – Kiedy ten głos w twojej głowie wymieniał te wszystkie powody, by nie jechać dziś na turniej, to jak myślisz, pomagał ci w zrobieniu tego, co musisz zrobić, żeby osiągnąć to, na czym ci tak zależy?

– Nie!

– Otóż to!

Oczko i uścisk ode mnie. Uśmiech i uścisk od E.

– Właśnie to nazywamy myśleniem ukierunkowanym. Musisz wiedzieć, czego chcesz i co musisz zrobić, żeby to osiągnąć, a oprócz tego musisz być uważny i umieć wyłapać moment, w którym Wredny Typ przejmuje kontrolę nad twoim umysłem i próbuje skierować cię w złą stronę. – Przerywam na chwilę swój wywód, by spojrzeć na Emersona. – Zgadza się?

Podnosi wzrok i mówi:

– Tak!

– Więc… gotowy, by zabłysnąć podczas turnieju i zwyciężyć albo nauczyć się czegoś pożytecznego?

– Tak!

– W takim razie: do dzieła, bohaterze!

Oczywiście nic z tego nie dotyczy mojego syna, tylko ciebie.

Czego ty chcesz od swojego życia?

Przypomnij sobie, co napisałem o najważniejszej grze życia.

I… Przypomnij sobie, na czym polega myślenie ukierunkowane. Wystarczy wiedzieć, czego chcesz. Wiedzieć, co musisz zrobić, żeby to osiągnąć.

Zmuś Wrednego Typa, by się uspokoił. I zrób to, co masz zrobić.

Zamknij lukę. Pokaż nam, na co cię stać.

Dzisiaj.

STRACH I LENISTWOMĄDROŚCI DZIADKA PHILLA

Muszę przyznać, że ta nasza wspólna przechadzka sprawia mi sporo przyjemności, przejdźmy więc jeszcze jedną pętlę.

Jak dotąd wykorzystywałem opór Emersona wobec wzięcia udziału w turnieju szachowym jako pretekst do rozmowy na temat areté, zamykania luk, myślenia ukierunkowanego i tego, jak być bohaterem. Pominąłem jednak ważną początkową część naszej pogawędki. Zanim bowiem dotarliśmy do korzyści płynących z praktykowania filozofii areté, tego, że oznacza ona bycie herosem i likwidowanie luki, rozmawiałem z Emersonem o dwóch rzeczach, które według Phila Stutza (mojego duchowego ojca chrzestnego i zarazem prawdziwego ojca chrzestnego Emersona!) nie pozwalają nam tak intensywnie doświadczać radości w naszym cennym życiu, jak byśmy chcieli.

Sięgam po kopertę z pytaniem…

Jak myślisz, czym są te dwie rzeczy?

(W tym miejscu wstaw melodię ze swojego ulubionego teleturnieju…)

Odpowiedź:

Phil Stutz, powołując się na swojego ulubionego nauczyciela, Rudolfa Steinera, mówi, że dwie największe przeszkody na ścieżce prowadzącej do aktywowania naszego heroicznego (!) potencjału to lęk i lenistwo.

Powtarzam: Dwie główne przeszkody, które pojawiają się na twojej drodze ku osiągnięciu pełni potencjału herosa (!), są bardzo, bardzo prozaiczne.

To lęk i lenistwo.

Jeśli poczułeś właśnie przypływ inspiracji, by dokonać zmian w swoim życiu, daj sobie chwilę, by się nad tym głębiej zastanowić. Pomyśl o wszystkim, co chcesz osiągnąć w życiu. Kim jesteś w swojej najlepszej postaci? Zobacz to. Poczuj.

A teraz… Pomyśl o tym, co stoi na przeszkodzie, abyś zamknął tę lukę i stał się tą najlepszą wersją siebie.

Jeżeli będziesz ze sobą szczery, zrozumiesz, że tym, co cię ogranicza, wcale nie są rzeczy pochodzące z zewnątrz. To twój lęk i twoje lenistwo. Jesteś w stanie to dostrzec?

Zapamiętaj: Herosi troszczą się nie tylko o siebie, ale również – a może wręcz przede wszystkim – o to, by inni wspięli się na wyżyny swoich możliwości. Naszą sekretną bronią jest miłość.

Więc… dla kogo ty wykonasz tę żmudną pracę, bez której nie dasz rady pokonać własnego lęku i lenistwa, by móc bez reszty poświęcać się byciu najlepszą wersją samego siebie?

Serio. Kim jest człowiek, dla którego podejmiesz ten wysiłek i pokonasz swój lęk i lenistwo, dzięki czemu będziesz mógł dokonywać wielkich rzeczy i w pełni wykorzystać swój potencjał? Bo ja na przykład haruję każdego dnia nad pokonywaniem swojego lęku i lenistwa dla mojej żony, moich dzieci, moich przyjaciół, mojego zespołu, naszej społeczności i… Ciebie.

Dzień 1. Sto procent zaangażowania.

Jedziemy z tym koksem, bohaterze.

CHARAKTER KONTRA BŁĘDY W PROJEKTOWANIUJAK GRAĆ W GRĘ ŻYCIA

Skoro wyłowiliśmy już kilka klejnotów mądrości z mojego poranka z Emersonem, co powiesz na jeszcze jeden taki skarb z wieczoru? A potem ruszymy dalej.

Dla dociekliwych: koniec końców Emerson spędził wspaniały dzień przy szachownicy. Wygrał dwie partie, a w dwóch innych jego „zwycięstwo” było efektem lekcji, które wyniósł z kilku porażek poniesionych w pojedynkach z graczami, którzy byli od niego o wiele lepsi.

W drodze powrotnej do domu postanowiliśmy postrzelać do siebie z laserowych pistoletów – wydawało się to świetnym sposobem na uczczenie nie tylko tego dnia, ale i osiągnięcie przez Emersona kolejnego poziomu na hess.com.

Tak więc… pojawiamy się w Blazer Tag w Austin, prawdziwym centrum laserowego paintballa, podekscytowani czekającą nas zabawą. I… dosłownie o włos spóźniamy się na rozpoczęcie rozgrywki. Ech…

Po czym okazuje się, że wejście następnej grupy jest o wiele za późno. Gość zarządzający lokalem mówi, że nas wpuści, ale przegapimy część odprawy, podczas której omawiane są zasady gry i tym podobne rzeczy.

Emerson był z tym wszystkim na świeżo, odwiedził to miejsce kilka dni wcześniej, ale ja nie grałem w laserowego paintballa od jakichś czterdziestu lat. „To przecież tylko laserowy paintball – myślę sobie – na pewno nie jest taki trudny”.

– Idealnie – mówię. – Dziękujemy!

Wchodzimy akurat na ostatnią część odprawy. Potem zakładamy sprzęt i wkraczamy na arenę. I… Jestem zupełnie do niczego.

(Śmiech).

Serio, powiedzieć o mnie, że jestem beznadziejny, to jak nic nie powiedzieć.

Aby dać ci lepszy obraz mojej sytuacji, wspomnę tylko, że tych kilka dni wcześniej razem z Emersonem była tam Alexandra i poszło jej tak kiepsko, że jej wynik wynosił 99. Właściciel lokalu powiedział, że nigdy nie widział, by ktokolwiek wypadł aż tak źle. Tamtego wieczoru całej naszej rodzinie wydawało się to wyjątkowo śmieszne.

Po czym… Okazuje się, że w połowie dwudziestominutowej gry mój wynik wynosi okrągłe 100. O matko… Moja psychiczna odporność ulega gwałtownemu rozpadowi.

(Śmiech).

Myślę sobie: „Rany, strasznie kiepsko mi idzie. Chyba powinienem przestać grać i znaleźć wyjście z tej żenującej sytuacji”.

Wtedy uważniej przyglądam się małemu ekranikowi na mojej broni. Tuż nad moim godnym umieszczenia w Galerii Wstydu wynikiem „100” widzę informację o niewykorzystanej amunicji. Mam tysiąc strzałów.

To trochę dziwne, bo jestem prawie pewien, że właśnie tyle miałem na początku i, uwierz mi, starałem się zrobić z tych laserowych pocisków jak najlepszy użytek. Mój palec wskazujący jest obolały od ciągłego naciskania spustu.

Wtedy… Jakimś cudem, moje majstrowanie przy tym ustrojstwie sprawia, że natrafiam palcem na mały przycisk umieszczony na końcu urządzenia. Naciskam go, jednocześnie pociągając za spust i… ziuuu, posyłam gdzieś wiązkę lasera.

Słyszę to! Żaden dźwięk nigdy nie był tak piękny.

Skracając nieco moją opowieść: to przełomowe odkrycie wybudza uśpionego we mnie SEALsa i zaczynam się świetnie bawić. Kończę rozgrywkę z wynikiem nieco ponad czterystu punktów, tuż za Emersonem. I… Wiesz, o czym, a właściwie o kim, wtedy pomyślałem?

O BJ Foggu.

Jak być może wiesz, BJ kieruje Behavior Design Lab na Uniwersytecie Stanforda.

To on przeprowadził część z badań, które stały się inspiracją dla Atomowych nawyków Jamesa Cleara i Siły nawyku Charlesa Duhigga. Napisał też własną książkę zatytułowaną Mikronawyki. Niewielkie zmiany, które wiele zmieniają.

Podczas twojej nadchodzącej przemiany w przyswajającego (i usuwającego!) nawyki ninję przedstawię ci niektóre z najlepszych, najbardziej zmieniających życie koncepcji, które znalazły się w tych książkach, teraz jednak chciałbym zwrócić twoją uwagę na jedną istotną kwestię z książki BJ-a, o której myślałem, zdejmując z siebie sprzęt do laserowego paintballa.

W skrócie, BJ twierdzi, że jeśli w przeszłości musiałeś zmagać się ze skutkami zmian własnych zachowań, powinieneś rozważyć możliwość, że nie było to spowodowane wadą twojego charakteru, ale błędem powstałym na skutek złego projektowania swojego podejścia do życia i sposobu, w jaki odbierasz otaczającą cię rzeczywistość. Innymi słowy, to nie z tobą było coś nie tak, tylko nie wiedziałeś, jak efektywnie zmienić swoje zachowanie.

Laserowy paintball jest dużo łatwiejszy i o wiele przyjemniejszy, gdy wiesz, jak w niego grać. To samo odnosi się do życia.

Najwyższy czas na instruktaż przed „Grą w życie”, którego nigdy nie dostaliśmy.

PS Alexandra powiedziała mi, że muszę cię poinformować o następującym fakcie: tych kilka dni wcześniej ona również przegapiła część odprawy, podczas której uczestnicy poznają tajniki obsługi laserowych karabinków, ponieważ w tym czasie goniła Eleanor. Co oznacza, że miała dokładnie takie samo (nie)doświadczenie w tym temacie jak ja. Haha. #bratniedusze

TAK W KRAINIE NIECHCESZ OD ŻYCIA SAMYCH „TAK”?! ZAAKCEPTUJ „NIE”

Ostatni +1° poświęcony był konieczności opanowania języka zawłaszczańskiego i umiejętności dostrzegania sytuacji, w których zaczynamy używać ofiarskiego. Przerobiliśmy też maksymalne zaangażowanie i opanowanie dialektu ekstremalnego zawłaszczańskiego, który – jak mi powiedziano – jest tam, gdzie naprawdę jest.

Nadszedł czas, aby wskazać jedną z rzeczy, której ofiary boją się najbardziej. Opisuje ją bardzo krótkie słowo. Ma tylko trzy litery.

N + I + E.

Zupełnie jak w „nie”.

Doskonale pamiętam, jak Steve Chandler udzielił mi tej lekcji, którą tak doskonale ujął w Reinventing Yourself. Oto krótka historia.

Ofiary boją się słowa „nie” i zrobią wszystko, by go nie usłyszeć. Według Steve’a, w przypadku ofiar słowo „nie” oznacza odrzucenie. Całkowite, druzgocące odrzucenie. Dla ofiary „nie” nie brzmi jak zwykłe „nie”, ale raczej jak: „Nie, nie, nie, jesteś beznadziejny!”. Dodaje również, że ofiary – które spędzają większą część swojego życia, robiąc wszystko, byle nie usłyszeć tego słowa – są niejako same sobie winne, ponieważ to one nadały mu owo znaczenie. Nic dziwnego, że za wszelką cenę chcą unikać czegoś, co w ich słowniku oznacza całkowite, druzgocące odrzucenie. Problem jednak w tym, że unikając „nie”, unikają również „tak”, podczas gdy Steve jest przekonany, że te dwie rzeczy stanowią swoistą całość.

Głównym powodem, dla którego ludzie nie dostają w życiu tego, czego chcą, twierdzi Steve, jest strach przed poproszeniem o to. Boją się odrzucenia, które sami wybrali jako desygnat „nie”. A więc… „tak” i „nie” stanowią całość.

A raczej, jak to ujął Steve, gdy mówił mi o tym po raz pierwszy: „Tak żyje w krainie Nie”.

Spróbujmy to teraz zwizualizować. Narysuj na kartce duży okrąg. Następnie narysuj drugi, mniejszy, wewnątrz tego dużego.

Duży okrąg? To kraina Nie. Mały? Kraina Tak. Ważna rzecz, na którą musisz zwrócić uwagę: Tak żyje w krainie Nie. Co oznacza (uwaga, znowu zamieniam się w Pana Oczywistego): jeśli chcemy dotrzeć do Tak, musimy być gotowi przejść przez krainę Nie.

Chcesz osiągnąć sukces? Musisz być gotowy na porażkę.

Właściwie rzecz biorąc, jakie wielkie „tak!” masz nadzieję otrzymać od życia?

Wiesz już? Fantastycznie. To teraz zasznuruj buciory i rozpocznij wędrówkę przez krainę Nie.

Do zobaczenia na szczycie Góry Tak, bohaterze.

WSPÓŁBYTNASZ NOWY ZŁOTY TERMIN

Tematem ostatniego +1° był fakt, że Tak mieszka w krainie Nie. Poprosiłem cię o narysowanie dwóch okręgów. Dużego (symbolizującego krainę Nie) i mniejszego, wewnątrz tego dużego (który symbolizował krainę Tak).

Morał tej historii: Tak żyje wkrainie Nie.

Chcesz otrzymać od życia „tak”? Przygotuj się na wiele „nie”. Bądź gotów na bycie odrzuconym. Bądź gotów na to, że doświadczysz wielu porażek. Bądź gotów na popełnienie wielu błędów. Powtarzam: Tak żyje wkrainie Nie.

Podobno Alan Watts mawiał często, że niektóre rzeczy są ze sobą tak bardzo powiązane, że powinniśmy mieć na to oddzielne słowo: „współbyt”.

Na przykład noc współbytuje z dniem. Światło współbytuje z ciemnością. Sukces współbytuje z porażką. I… tak współbytuje z nie. Tak po prostu jest.

Za akceptowanie rzeczywistości i pamiętanie, że wszystko z czymś współbytuje.

I nie zapomnij, aby powiedzieć temu wszystkiemu „tak!”.

Dzisiaj.

CIASTECZKA ŚMIERCIPALIWO PODCZAS PODRÓŻY KU SWOJEMU NIESKOŃCZONEMU POTENCJAŁOWI

Kontynuując rozważania na temat budowania antykruchej ufności, przedstawię ci teraz inny sposób na to, jak można ją osiągnąć.

Jak już wiesz, badania potwierdzają, że najzdrowsi i najbardziej heroiczni z nas (i my wszyscy w naszych najzdrowszych i najbardziej heroicznych chwilach) podejmują wyzwania, a nie starają się ich unikać. Oto inny sposób spojrzenia na tę koncepcję.

Podczas mojej pierwszej sesji z Philem Stutzem nauczył mnie on, że „prędkość to siła”. Powiedział, że nasza ufność we własne możliwości maleje stopniowo wraz z wydłużającym się czasem reakcji (podjęcia działania), choć wiemy już, co w danej sytuacji musimy zrobić. Rozwiązanie? Zamknij lukę pomiędzy koncepcją a działaniem. Teraz!

Phil powiedział, że jednym z najlepszych sposobów na wywołanie tej prędkości jest „zjedzenie ciasteczek śmierci”.

„Ciasteczka śmierci”?

Tak. Ciasteczka śmierci.

Szybki kontekst: Phil wyjaśnia, że wszyscy boimy się śmierci. Ale poza samą śmiercią oznaczającą koniec wszystkiego boimy się również tych mikrochwil, w których obawiamy się uśmiercenia naszego cennego, małego ego. Rzecz jednak w tym, że… te chwile strachu, te pozornie niewielkie wyzwania, są prawdziwym źródłem naszej potencjalnej siły. Jeśli będziemy ich konsekwentnie unikać, przestaniemy się rozwijać. Ale jeśli równie konsekwentnie będziemy je podejmować, przyspieszymy swój rozwój.

Te mikrochwile strachu? To właśnie są ciasteczka śmierci. A każde małe ciasteczko śmierci, które zjadasz, czyni cię silniejszym. Co więcej, Phil jest przekonany, że ciasteczko o największej zawartości lęku jest najbardziej wartościowe. Musimy tylko być na tyle zdyscyplinowani, aby je zjeść.

Twój +1°… co ostatnio sprawia, że czujesz na karku smyranie strachu? A dokładniej, czym jest ta jedna rzecz, o której wiesz, że powinieneś ją zrobić, ale trudno ci się do tego zmusić?

Pamiętaj, że twój nieskończony potencjał znajduje się po drugiej stronie tego dyskomfortu.

Zjedz ciasteczko śmierci. Teraz.

KAC WRAŻLIWOŚCIOWYMIAŁEŚ KIEDYŚ COŚ TAKIEGO?

Zdaniem Brené Brown wszyscy tak naprawdę pragniemy, aby inni ludzie byli autentyczni. A to oznacza, że muszą być wrażliwi. I… zgadnij, co jest ostatnią cechą, jaką ktokolwiek z nas chce posiadać? Brawo. Zgadłeś. Wrażliwość. Co (śmiech) stanowi małą przeszkodę w naszym dążeniu do budowania autentycznych relacji. To, czego chcemy (i potrzebujemy!) od siebie nawzajem, jest rzeczą, którą najtrudniej nam dać innym.

To prowadzi do kolejnego +1°.

Czy zdarzyło ci się kiedyś naprawdę odsłonić swoje prawdziwe oblicze i z odwagą zaprezentować najlepszą wersję siebie, a potem obudzić się następnego dnia, łamiąc sobie głowę nad tym, co skłoniło cię do czegoś takiego? (Kolejny wybuch śmiechu. Mnie również. Zbyt wiele razy, bym był w stanie zliczyć).

Brené nazywa ten stan „kacem wrażliwościowym” i opowiada nam o jednym ze swoich najsilniejszych tego typu doświadczeń. Z przepiękną ironią opisuje dzień, w którym wygłosiła wykład TEDx na temat swoich badań nad wstydem i wrażliwością. Naprawdę otworzyła się wtedy, opowiadając o swoich wyzwaniach i problemach. W czasie tej krótkiej prezentacji czuła się całkiem dobrze, ale następnego dnia obudziła się przerażona tym, że opowiedziała publiczności o swoim załamaniu nerwowym i zdradziła inne osobiste szczegóły ze swojego życia.

Oczywiście jej przemówienie było nagrywane. Natychmiast zaczęła się zastanawiać, czy nie zadzwonić do organizatorów i nie zmusić ich do skasowania tego materiału. „A jeśli w ten sposób nie uda się tego zrobić – pomyślała – to może zdołam jakoś usunąć go z ich serwerów. Nie mogę dopuścić do tego, by jeszcze kilkaset osób więcej zobaczyło moje prawdziwe, całkowicie odsłonięte i bezbronne oblicze”.

Od tamtego dnia minęła dekada: już prawie sto milionów ludzi odniosło korzyści z tego, że Brené zdobyła się na odwagę i ukazała swoje prawdziwe, wrażliwe „ja”.

To prowadzi nas z powrotem do ciebie i +1° tego podrozdziału.

Co ty możesz zrobić, aby jeszcze dziś stać się bardziej prawdziwą wersją siebie? Bądź realistą (to chyba jasne, co?) i sprawdź, czy możesz (mądrze) wykazać się dziś nieco większą wrażliwością. A jeśli jutro obudzisz się z lekkim kacem wrażliwościowym, przypomnij sobie, że uczucie to jest odwróconym wskaźnikiem. Znakiem oznaczającym, że coś jest prawidłowe, a nie złe.

Za twoje bycie sobą. Całym sobą. Dzisiaj.

NIGDY NIE MARNUJ BŁĘDUKAŻDY Z NICH TO WSPANIAŁE DANE

Czy zdarzyło ci się kiedyś popełnić błąd? Właśnie roześmiałem się głośno, gdy to napisałem. Ja również popełniłem błąd lub dwa miliony błędów.

Już wyjaśniam: gdy podchodzisz do błędu z odpowiednim nastawieniem (czyli z gotowością na eksperyment i przekonaniem, że pomoże ci to w rozwoju), rozumiesz również, że jest on bezcenny.

Dane, które pozwalają nam odkryć, co nie działa, są bezcenne.

Dlatego nigdy nie wolno ci się obwiniać z powodu błędu. Po prostu przypomnij sobie wtedy, że albo wygrywamy, albo się uczymy, a nauka to wygrywanie. Przypomnij sobie, że żaden film nie został nakręcony bez całej masy powtórzonych ujęć. Przypomnij sobie korzyści, jakie osiągnął Emerson dzięki swoim porażkom. A potem, gdy będziesz przewijał do tyłu nagranie swojej życiowej gry, powiedz do siebie: „To wymaga dalszej pracy!”, wyobraź sobie, jak doskonale wykonujesz brakującą scenę, a następnie wróć do działania.

Powtarzaj. Zawsze. Szczególnie… dzisiaj.

RÓB TO, CO DEKLARUJESZPRAWA PRZYWÓDZTWA

James Kouzes i Barry Posner to dwaj wiodący badacze zajmujący się tematyką przywództwa. Proponują nam kilka praw przywództwa. Oto pierwsze z nich: „Jeśli nie wierzysz posłańcowi, nie uwierzysz też wiadomości”.

Krótko mówiąc, ludzie podążają za tymi, którym ufają. Zdobycie zaufania i lojalności tych, którym chcesz przewodzić, to pierwszy krok do bycia prawdziwym przywódcą. Można to osiągnąć, tworząc wiarygodne fundamenty.

To prowadzi nas do drugiego prawa przywództwa – sposobu, w jaki faktycznie zdobywamy to zaufanie. Jest on bardzo prosty. W zasadzie nawet szokująco prosty. Oto on: „Rób to, co deklarujesz”.

+1° zawarty w tym podrozdziale również jest prosty: Czy sam robisz to, co deklarujesz?

Zwróć uwagę na to, jak często mówisz, że zrobisz coś, czego w rzeczywistości nie robisz (i być może nigdy nie zamierzałeś). Pomyśl zarówno o dużych, jak i małych rzeczach. Kiedy zapewniasz kogoś, że jutro się odezwiesz, odezwij się jutro. Kiedy obiecasz swoim dzieciom, że zagrasz z nimi w szachy, zagraj z nimi w szachy. Kiedy informujesz kogoś, że jutro rano będziesz medytować/ćwiczyć/pracować, jutro rano to zrób.

Rób to, co deklarujesz. Dzisiaj.

PODEJMOWANIE NOWYCH ZOBOWIĄZAŃCO ZROBIĆ, GDY MUSISZ ZMIENIĆ KURS

Robienie tego, co deklarujesz – jak brzmi drugie prawo przywództwa według Kouzesa i Posnera – to podstawa wiarygodności i zaufania.

Powtarzam: rób to, co deklarujesz. Kropka. Ale…

Niekiedy życie ma własne plany, a dane pojawiają się pomiędzy czasem, kiedy podjąłeś zobowiązanie, a czasem, w którym zamierzałeś je zrealizować. Co zatem mamy zrobić w takich sytuacjach, gdy wypełnienie podjętych zobowiązań nie ma już sensu?

Po pierwsze, staramy się upewnić, że kiedy coś deklarujemy, naprawdę chcemy tego dotrzymać. Nie możemy dopuścić, by naszą domyślną reakcją było ciągłe niedotrzymywanie zobowiązań. Musimy osiągnąć taki poziom samodyscypliny, by tylko wtedy podejmować zobowiązania, gdy naprawdę chcemy coś zrobić.

Naturalnie musimy też zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby szanować te zobowiązania i być wobec siebie odpowiednio (zarówno współczująco, jak i bezlitośnie) uczciwi, gdy nie dajemy z siebie wszystkiego.

Dzięki tej praktyce – konsekwentnym robieniu tego, co zadeklarowaliśmy, i maksymalnym zaangażowaniu w to, co robimy, jesteśmy w lepszej pozycji, by coś zmienić, gdy sytuacja tego wymaga. Co powinniśmy wtedy zrobić?

Ustalić jak najdokładniej, na czym ma polegać nowe zobowiązanie, i poinformować o tej zmianie każdego, kogo ona dotyczy – renegocjując wszystko, co wymaga renegocjacji, z jak największym szacunkiem i wyczuciem. Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić. Dlatego na razie…

Zastanów się, czy masz jakieś zobowiązania, których musisz dotrzymać? Takie, które wymagają renegocjacji z uwzględnieniem nowego zestawu zobowiązań? Jaka jest jedna mała (lub duża!) rzecz, którą możesz zrobić dzisiaj, aby osiągnąć wyższy poziom rzetelności?

Zajmij się tym. Zamknij lukę. Żyj z areté.

Dzisiaj.

ŚWIĘTOWANIE DEZORIENTACJITWOJA BRAMA DO JASNOŚCI

Pewnego razu byłem na prelekcji Tony’ego Robbinsa. Wraz z tysiącami innych ludzi. Podekscytowanych. Wręcz chodzących po rozżarzonych węglach. Zapełniłem praktycznie cały notes, dowiadując się coraz to nowych rzeczy na temat tego, jak uwolnić wewnętrzną moc. Oto jeden ze sposobów, który utkwił mi w pamięci i powraca regularnie od dwudziestu lat.

Wyobraź sobie audytorium liczące tysiące ludzi. Ktoś wstaje, by zadać pytanie.

Zaczyna je od słów:

– Jestem zdezorientowany…

W tej chwili Tony przerywa temu człowiekowi i każe pozostałym obecnym wstać i zgotować mu ogromną, długą, owację.

I za każdym razem, gdy ktoś zaczyna jedno ze swoich pytań od „Jestem zdezorientowany…”, wszyscy podskakują z miejsc, by wiwatować.

Przesłanie: „Jesteś zdezorientowany? To fantastycznie!!!”.

Dlaczego?

Ponieważ ta dezorientacja to brama do jasności. Dezorientacja oznacza gotowość do porzucenia starego sposobu myślenia i przyjęcia nowego.

Jak to się często zdarza, przejście z jednego sposobu myślenia na nowy rzadko kiedy bywa eleganckim procesem. Lubimy myśleć, że powinno to być niczym pstryknięcie palcami, po którym od razu mamy wszystko rozpracowane w najdrobniejszych detalach, ale niestety, nie tak to działa. Nawet po części.

Rozwój to chaos. Oswajanie naszych umysłów i zachowań z nowymi sposobami postrzegania świata to chaos.

I to jest ten moment, w którym należy podać hasło: dezorientacja. Oraz podhasło: owacja na stojąco!

Musimy nauczyć się łączyć dezorientację z czymś fantastycznym, a nie przerażającym. Jasne, łatwiej powiedzieć niż zrobić, dlatego musimy to wyćwiczyć. A zatem… jak to wygląda u ciebie? Czujesz się ostatnio zdezorientowany?

Zatrzymaj się. I zgotuj sobie owację na stojąco.

Pamiętaj, że dobre życie to jedna podróż bohatera następująca po drugiej. A zgodnie z definicją podaną przez Josepha Campbella, życie heroiczne oznacza gotowość do opuszczenia znanego świata i zapuszczenia się w ostępy nieznanego. Znowu. I znowu. I znowu. A to, z definicji, może być odrobinę przerażające. Powinno być.

Powtarzam: poczuj się komfortowo w niekomfortowej sytuacji.

Podobno to najszybszy sposób na aktywowanie heroicznego potencjału.

„Dawaj!” „Jestem podekscytowany!” „Owacja na stojąco!”

HEROICZNE PRZEFORMATOWANIEJAK ZBUDOWAĆ ANTYKRUCHĄ, HEROICZNĄ UFNOŚĆ

Oto pytanie, które chcemy mieć w pogotowiu, gdy dopadną nas nieuniknione wyzwania/problemy/pojedynki ze smokami/itp.: „Jak mogę to wykorzystać, by stać się jeszcze silniejszy?”.

Twój +1°…

Pomyśl teraz o czymś, co może być obecnie źródłem stresu. Może to coś w rodzaju dużego kreatywnego projektu, nad którym właśnie pracujesz, lub niedawne niepowodzenie, po którym wciąż jeszcze się nie otrząsnąłeś. Cokolwiek to jest, spróbuj rozwiązać ten problem przy użyciu heroicznego przeformatowania, co oznacza znalezienie odpowiedzi na wspomniane już pytanie: „Jak mogę to wykorzystać, by stać się jeszcze silniejszym?”.

I? Wiesz już, jak? Zatrzymaj się na chwilę. Zastanów się. Działaj. A potem zrób to jeszcze raz, gdy znowu poczujesz narastający stres. I przy następnym razie. Powtarzaj. Bez końca.

Wykuwaj swoją heroiczną, antykruchą ufność po jednym (stanowiącym mikrowyzwanie) powtórzeniu na raz. Zamknij lukę. Żyj z areté.

Dzisiaj.

DRUGA STRZAŁAPRZESTAŃ NIĄ DO SIEBIE STRZELAĆ

W swojej książce No Mud, No Lotus Thích Nhất Hạnh przekonuje nas, że cierpienie to element życia. Nie da się wyhodować pięknego kwiatu lotosu bez odrobiny błota, ponieważ lotosy nie rosną w marmurze. Tym samym nie da się wieść szczęśliwego, pełnego rozwoju życia bez odrobiny cierpienia. Tak po prostu jest. To rzeczywistość, którą musimy zaakceptować.

Właściwie to Thầy (jak nazywają go jego uczniowie) twierdzi, że dużą część szczęścia stanowi uczenie się, jak „dobrze cierpieć”. Musimy przestać pogłębiać ponad miarę swoje cierpienie.

Aby lepiej zobrazować tę kwestię: Budda opowiadał historię o dwóch strzałach. Trafienie pierwszą sprawia ból. Ale jeśli druga strzała trafi cię dokładnie w to samo miejsce, ból nie stanie się dwukrotnie silniejszy – zwiększy się dziesięciokrotnie. (Auć!)

Ale sprawa wygląda następująco: To my sami jesteśmy odpowiedzialni za to drugie trafienie. W jaki sposób? Narzekając z powodu pierwszej rany, pragnąc, by nigdy do niej nie doszło, użalając się nad sobą itp., itd.

Dokładnie o tym samym wspomina Kristin Neff w książce Samowspółczucie – ból jest nieuchronny, ale to cierpienie stanowi wypadkową tego, jak bardzo mu się przeciwstawiamy.

Ból się zdarza. Cierpienie to wypadkowa tego, jak bardzo mu się przeciwstawiamy. Strzel w siebie tą drugą strzałą, a cierpienie gwałtownie wzrośnie. A zatem, lepiej tego nie robić.

Czy obecnie masz w życiu jakieś wyzwania? Czy strzelasz w siebie drugą strzałą? Jeśli tak, przestań. Pogódź się z tym, że cierpienie stanowi element życia i zapamiętaj: nie ma błota, nie ma lotosu.

TOLLE O ZATRUCIU POKARMOWYMTE SAME ZASADY DOTYCZĄ MYŚLI

Czy kiedykolwiek dopadło cię zatrucie pokarmowe? Mnie również. Nic przyjemnego, co? Jak albo raczej czym się zatrułeś? Właściwie… to było kiepskie pytanie. Dopadły mnie właśnie wspomnienia z Bali, kiedy tak się rozchorowałem, że przez kilka dni nie mogłem wstać z łóżka. Rany.

Ale tak na poważnie.

Coś mi mówi, że cokolwiek spowodowało zatrucie, nie jest czymś, co często pojawia się w twoim życiu. I wiesz co… Eckhart Tolle twierdzi, że to samo dotyczy naszych myśli.

W książce zatytułowanej Potęga teraźniejszości pyta nas, czy gdy uświadomimy sobie, że jakiś określony rodzaj jedzenia wywołuje u nas chorobę, to będziemy je nadal spożywać i przekonywać sami siebie, że choroba nie jest niczym szkodliwym.

Kontekstem dla tego pytania są ludzie, którzy najpierw „akceptują” w swoim życiu różne rzeczy, po czym w nich grzęzną zamiast przejść przez tę fazę i lepiej je zrozumieć.

Tolle jest przekonany, że gdy zaakceptujemy swoją frustrację, zły nastrój, gniew i tym podobne uczucia, znika również siła, która zmuszała nas do ślepego podążania wytyczoną przez nie ścieżką. Oznacza to również, że nie będziemy ich przenosić na innych. Jednocześnie zastanawia się, czy nie próbujemy sami siebie oszukać, bo kiedy człowiek przez dłuższy czas uczy się akceptować rzeczywistość, prędzej czy później musi osiągnąć kolejny poziom, na którym negatywne emocje już nie powstają. Natomiast w przypadku ludzi, którzy nie osiągają tego poziomu, owa akceptacja pozostanie jedynie umysłową etykietką, dzięki której ich ego może nadal rozkoszować się własnym nieszczęściem i utwierdzać w poczuciu odrębności od innych, od całego otoczenia, tego, co dzieje się tu i teraz.

Twój +1° składa się z trzech części.

Po pierwsze, czy spożywasz jakiekolwiek pokarmy, o których wiesz, że nie są dla ciebie dobre? Wybierz jeden z nich. Czy teraz jest dobry czas, aby z niego zrezygnować?

Po drugie, czy miewasz jakiekolwiek myśli, od których czujesz się chory? Czy teraz jest dobry czas, aby przestać im pozwalać, by zakłócały twoje życie?

Po trzecie, czy dopuszczasz się jakichkolwiek zachowań, które sprawiają, że chorujesz? Tak? Które z nich jesteś w stanie porzucić?

Za pożegnanie rzeczy, które sprawiają, że chorujesz, i delektowanie się tymi, dzięki którym czujesz się świetnie.

Nie zapomnij też o tej mądrości Seneki: prawdziwą grą życia jest dotarcie do miejsca, gdzie robienie/jedzenie rzeczy, które są dla nas najlepsze, jest również tym, co sprawia nam największą przyjemność.

Zamknij lukę. Żyj z areté. Aktywuj swój heroiczny potencjał.

Dzisiaj.