Arabska ofiara - Tanya Valko - ebook + audiobook + książka

Arabska ofiara ebook i audiobook

Tanya Valko

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Tanya Valko

Arabska ofiara

Kolejny tom Arabskiej sagi, przygód szalonych i nieprzewidywalnych kobiet z rodu Salimich oraz Goldmanów. Większa część arabskiej familii przeprowadza się z Rijadu do Izraela. Śledząc losy Nadii i Palestyńczyka Mabruka, oraz innych mieszkańców Tel Awiwu, poznajemy, co to strach i lęk, gdy kassamy lecą nad głowami, a Żelazna Kopuła nie wszystkie wychwytuje. Daria Salimi i ambasador Hamid Binladen otwierają pierwszą saudyjską placówkę w Tel Awiwie. Czy prowadząca prywatne śledztwo Dorota dowie się czegoś konkretnego o życiu robotników i azjatyckiej służby domowej w Katarze?

Tłem powieści jest wielka światowa polityka. Jak odległa europejska batalia wpłynie na losy Saudyjczyków i powieściowych bohaterów? I czy saudyjski szpieg jest w stanie odmienić bieg okrutnej wojny Putina?

Autorka jak zwykle ubiera prawdziwe wydarzenia w literacką fikcję.

W powieści, tak jak w życiu, smutek przeplata się z radością, dramatyczne sytuacje okraszone są charakterystycznym dla autorki poczuciem humoru, a akcja ani na chwilę nie traci tempa.

Arabska ofiara to już szesnasta część orientalnej sagi i jak wszystkie pozostałe można ją czytać niezależnie, gdyż stanowi zamkniętą całość.

Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii, a następnie przez prawie 20 lat asystentką ambasadorów RP. Mieszkała w krajach arabskich, w tym w Libii i Arabii Saudyjskiej, a następnie w Indonezji. Po ponad 25 latach na obczyźnie w 2018 roku zostawiła za sobą dyplomatyczne życie i wróciła do Polski.

Tanya Valko nieraz była w Dosze i często na kontrowersyjne tematy ma swoje odrębne zdanie. Obiektywni czytelnicy zapewne z ciekawością zapoznają się z nieprzekłamanymi informacjami przedstawiającymi rzeczywistość w Katarze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 613

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 11 min

Lektor: Ewa Abart

Oceny
4,6 (46 ocen)
33
8
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Beatka196508

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Bea2121

Nie oderwiesz się od lektury

Super!!!!!!!!!!
00
NataliaAgnieszkaBlanca

Z braku laku…

„Arabska ofiara”, czternasty tom sagi arabskiej Tanyi Valko. Trwam tak w tej sadze i czasami nadziwić się sobie nie mogę dlaczego… Pomieszanie z poplątaniem całkowicie… Saudyjczycy, Izraelici, Palestyńczyk, Rosjanie i Ukraińcy - wszyscy w Izraelu, wątek wojny ukraińskiej i mundialu w Katarze. Wyjątkowo wręcz brak „nagłych zwrotów akcji” na linii Marysia-Hamid, ale jedna z „rywalek” już poległa, więc wszystko jest możliwe w kolejnych częściach… Niestabilność emocjonalna kobiet Salimi sięga już granic mojej cierpliwości… Jedynie Hamida w tym wszystkim szkoda… A wątek ukraiński już w ogóle obrzydził mi tę książkę… Zapewne jeszcze po jedną książkę sięgnę „z rozpędu”, ale w chwili pisania opinii mam szczere wątpliwości czy chcę przechodzić przez kolejną mękę, gdyż bardzo nie lubię niedokończonych książek, więc będę musiała się znowu męczyć…
00
tomekw80

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam tą sagę rodzinną
00
ElbietaN

Nie oderwiesz się od lektury

Akcja nie zwalnia, a czasami nawet bardzo przyspiesza. Nie miałam czasu na nudę. Bohaterki są szalone i nigdy nie wiadomo co im strzeli do głowy. Jestem zła na bezmyśność Darii ...szkoda Hamida...
00

Popularność




Copyright © Tanya Valko, 2023

Projekt okładki

Sylwia Turlejska

Agencja Interaktywna Studio Kreacji

www.studio-kreacji.pl

Zdjęcie na okładce

© Sofia Zhuravetc/AdobeStock

Redaktor prowadząca

Anna Derengowska

Redakcja

Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8352-511-2

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Lepiej eliminować przestępców,

niż współczuć ich ofiarom.

Tukidydes

Wszystkie postaci występujące w powieści

i przedstawione wydarzenia są fikcyjne.

Losy osób publicznych lub postaci historycznych

zostały zbeletryzowane na potrzeby fabuły.

PRZEDMOWA

Drodzy Czytelnicy,

Arabska ofiara, już szesnasta powieść Orientalnej sagi, stanowi nie lada gratkę dla miłośników Orientu. Opisuję w niej bieżące wydarzenia, ale nie tylko te, które dzieją się na Bliskim Wschodzie, lecz też takie, które poruszają cały nasz glob, a w krajach arabskich odbijają się rykoszetem. Tę, jak i pozostałe pozycje seriimożna czytać samodzielnie, bowiem każda stanowi zamkniętą całość.

Polacy całym sercem angażują się w przebieg starć na Ukrainie. Wydaje nam się, że jako najbliższego sąsiada to właśnie nas najbardziej to dotyczy i dotyka. Tymczasem wojna ta wpływa na wszystkich na całym świecie, który w naszych czasach stał się globalną wioską. Porozumienie stron i wycofanie się Rosji leży na sercu nie tylko nam. Czy ceny benzyny są zależne jedynie od dostaw z Rosji, czy czasami nie są manipulowane przez bliskowschodnie roponośne mocarstwa, chociażby Arabię Saudyjską, gdzie toczy się część akcji powieści? Jak odległa europejska batalia wpływa na losy Saudyjczyków, czy powodzenie moich arabskich bohaterów ma z nią związek? Czy naród ukraiński jest Arabom całkiem obcy? A może jakaś piękna Ukrainka podbiła kiedyś serce ważnej saudyjskiej persony, bo Słowianek w krajach arabskich jest naprawdę bez liku. Czy śmierć niewiele znaczącej kobiety w Buczy może spowodować odwrócenie losów wojny i nieoczekiwane zaangażowanie – wydawałoby się zupełnie neutralnych – stron? Jaki polityczny interes mają Arabowie i Izraelczycy, by interesować się Ukraińcami? Niewykluczone, że działania ludobójcy Władimira Władimirowicza Putina na równi w nich godzą. Czy saudyjski szpieg jest w stanie zmienić bieg okrutnej wojny? Dowiecie się o tym z powieści Arabska ofiara, którą właśnie trzymacie w ręce.

Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej FIFA 2022 zalała fala w dużej mierze niesłusznego hejtu. Nie mogę zbyć milczeniem tego tematu również dlatego, że mam informacje z pierwszej ręki od mojego przyjaciela, który uczestniczył w budowie stadionów, od kiedy tylko przyznano Dosze organizację mundialu. Twierdzi on, że oskarżenia rzucane pod adresem władz Kataru o powszechne łamanie praw człowieka są dalece niesprawiedliwe. Przypadki te dotyczą drobnego ułamka zatrudnionych tam cudzoziemców, głównie stanowiących niewykwalifikowaną siłę roboczą. Osoby te w znacznej mierze są wyzyskiwane przez firmy prywatne, pośredników czy agentów, którzy niejednokrotnie są ich rodakami i czerpią z tego procederu niebagatelne zyski. Jedyny zarzut, jaki można by postawić emirowi Kataru, jest taki, że nie ukrócił tego procederu. Wolne media nie poruszają tego tematu, gdyż nie generowałby takiego zainteresowania opinii publicznej, jak przykuwające uwagę nagłówki: „Krwawe igrzyska” czy „Mistrzostwa hańby”.

Tuż przed rozpoczęciem rozgrywek nie po raz pierwszy odwiedziłam Katar, gdyż od lat mieszka tam i pracuje spora grupa moich przyjaciół. Zatęskniłam za starymi kątami, ale chciałam się także przekonać, jak wygląda sytuacja kobiet oraz służba zdrowia im dedykowana. Zawsze w Katarze było lepiej niż w Arabii Saudyjskiej, ale dzisiaj jest znakomicie. Byłam mile zaskoczona kolejnymi zmianami, jakie tam zaszły. Według opinii polskich, jak i zagranicznych mediów to wszystko, co widziałam i czego sama doświadczyłam, o czym opowiadali moi rezydujący tam przyjaciele, jest ponoć nieprawdą. Zatem uległam fatamorganie. Na Facebooku zostałam nawet okrzyknięta arabskim szpiegiem i oskarżona o sianie katarskiej propagandy. Jeśli jesteście tak jak ja bezstronni, to zapewne z ciekawością zapoznacie się z nieprzekłamanymi informacjami, przedstawiającymi rzeczywistość w Katarze. Jak zawsze prawdziwe wydarzenia umieszczam w kokonie fikcji literackiej.

Czy mojej bohaterce, która przyjeżdża z Rijadu do Dohy na zabieg mastektomii, czegoś brakuje? Czy spotyka ją jakaś krzywda? Czy prowadząca prywatne śledztwo Dorota dowie się czegoś konkretnego o życiu i pracy niewykwalifikowanych robotników budowlanych i azjatyckiej służby domowej? Czy wszyscy oni są wyzyskiwani? Tak samo źle ich się traktuje jak w Dubaju i Rijadzie, a może ciut lepiej niż pracowników rolnych z Czarnej Afryki harujących na farmach na Wyspach Kanaryjskich?

Poważne tematy kryją się pod płaszczykiem przygód moich szalonych i nieprzewidywalnych kobiet z polsko-libijskiego rodu Salimich oraz polsko-żydowskiego rodu Goldmanów. Większa część arabskiej familii przeprowadza się z Rijadu do Izraela, gdzie wspierają ich izraelscy krewniacy. Czy życie w Izraelu jest lepsze niż w Saudii? Czy wolnością, jaką daje Tel Awiw, można się zachłysnąć? Czy mieszkańcy Jerozolimy wiodą beztroski żywot? Jak odbija się na Żydach i Arabach konflikt izraelsko-palestyński? Czy apolityczny, niezaangażowany człowiek może stać się niewinną ofiarą szerzącej się tam nienawiści? Poprzez losy Nadii i jej męża Mabruka oraz innych telawiwczyków poznacie, co to strach i lęk, gdy setki kassamów1 lecą wam na głowy, a Żelazna Kopuła nie wszystkie wychwytuje. Przez tragedię Palestynki Hudy zobaczycie, co znaczy żyć w pułapce Strefy Gazy. Zaś Daria Salimi i ambasador Hamid Binladen otworzą przed wami podwoje pierwszej saudyjskiej placówki w Tel Awiwie. Wierzę głęboko, że współpraca dyplomatyczna między Izraelem i Arabią Saudyjską niedługo zostanie nawiązana, gdyż wszystko zmierza w dobrym kierunku.

W powieści, tak jak w życiu, smutek przeplata się z radością. Dramatyczne sytuacje okraszam specyficznym poczuciem humoru, a akcja, jak zawsze, pędzi na złamanie karku.

1Kassam – nazwa pocisków rakietowych domowej produkcji, wytwarzanych przez palestyńskie ugrupowania, wykorzystywanych do ostrzeliwania izraelskich osiedli i miast. Nazwa pochodzi od nazwiska palestyńskiego bojownika Izz ad-Dina al-Kassama.

Drogi Amatorze książek,

jeśli zainteresowałeś się Orientem, sięgnij po moją pierwszą powieść, od której wszystko się zaczęło – Arabską żonę. To ona ponad dekadę temu stała się bestsellerem na polskim rynku. Oto parę słów o Orientalnej sadze:

Arabska żona to tragiczna historia miłosna Polki Doroty, która zakochuje się w Arabie i wyjeżdża z nim do kraju jego pochodzenia. Jej przygody i przejścia w Libii są wstrząsające i ukazują oprócz miłosnych perypetii obyczajowość, kulturę oraz religię muzułmanów.

Arabska córka to dalszy ciąg, ale też niezależna pozycja, gdzie głównymi bohaterkami są Marysia, córka Doroty i Ahmeda, oraz arabskie kobiety z rodziny Salimich. Pół Polka, pół Libijka przebywa długą drogę z Libii, przez Ghanę i Jemen, by osiąść w Królestwie Arabii Saudyjskiej ze swym mężem, milionerem Hamidem Binladenem. Po raz pierwszy opisuję tu terroryzm i fundamentalizm islamski, a także ich tragiczne skutki.

Arabska krew to thriller polityczny z historią miłosną w tle, opowiadający o arabskiej wiośnie, która wybuchła w krajach arabskich w 2011 roku. Rewolucja i wojna zrujnowały Libię, która pomimo upływu ponad dziesięciu lat do tej pory się nie podźwignęła. Ostrzegam: książka jest mocna i krwawa, fragmentami bardziej dla panów niż delikatnych pań.

Arabska księżniczka powstała na pożegnanie z Arabią Saudyjską, w której spędziłam długie pięć lat. Ukazuję w niej całą prawdę o tym najbardziej ortodoksyjnym na świecie kraju muzułmańskim, czasami przerysowaną, a czasem złagodzoną, na pewno nie kierując się żadnymi stereotypami. Na moich oczach dochodziło do zmian w Królestwie wahabitów, kobiety walczyły o niezależność i możliwość prowadzenia samochodu, poznałam polskie stypendystki oraz nauczycielki przyjeżdżające do pracy na saudyjskich uniwersytetach. To powieść doby przełomu, okrutna i optymistyczna zarazem.

Okruchy raju i Miłość na Bali to dwie pozycje zaliczane do azjatyckiej sagi, która na nich się zakończyła. Jest to ciąg dalszy losów rodziny Salimich, ale znów po każdą książkę można sięgnąć niezależnie. Przebywając sześć lat w Azji, poznałam ją od podszewki i chciałam ukazać polskiemu czytelnikowi jej prawdziwe oblicze. Bynajmniej nie jest ono zawsze radosne i łagodne, jak głoszą frazesy. Z książek tych dowiesz się o bestialstwie mieszkańców archipelagu indonezyjskiego, szczególnie podczas antykomunistycznego upuszczenia krwi w 1965 roku, o biedzie, nędzy czy wręcz skrajnym ubóstwie. Przeczytasz o bezwzględnych mordach i bezduszności ludzi, którym z ust nie schodzi uśmiech, ale też o filantropii i dobrych azjatyckich duszach, dlatego nie obawiaj się stronniczości. Staram się przekonać Cię, że jadąc na rajskie Bali, należy być w najwyższym stopniu ostrożnym, gdyż nie wszystko jest tam takie, jakie się wydaje.

Arabska krucjata, Arabski mąż i Arabski syn to thrillery polityczne, w których ujawnia się moje młodzieńcze marzenie, by być poważną i poważaną reporterką, najchętniej wojenną. W 2014 roku na terenie Syrii i Iraku powstał współczesny kalifat i pseudo-Państwo Islamskie. To właśnie w nich i dookoła nich toczy się akcja tych powieści. Moi bohaterowie wylądują w centrum walk, będą zamknięci w kalifackim więzieniu czy burdelu, będą świadkami okrutnych mordów czy wręcz ludobójstwa. Tutaj poznasz od podszewki życie w obozach dla uchodźców i tragiczną sytuację pokrzywdzonych przez wojnę ludzi. To wszystko ukraszą piękne córki Doroty – Daria, nieopatrznie zakochana w terroryście, oraz Marysia, która nie chce zostawić siostry na pastwę losu.

Arabski raj to reminiscencje moich pierwszych wrażeń po powrocie do Polski po dwudziestu pięciu latach spędzonych w Afryce, na Półwyspie Arabskim oraz w Azji. Nie powiem, ciężko było. Europę i Polskę ukazuję oczami prawie cudzoziemki Marysi Salimi, bo w tamtym czasie sama czułam się obco we własnym kraju. Na szczęście to już przeszłość.

Arabski książę powstawał na początku pandemii, która spadła na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba. W powieści tej powracam na Bliski Wschód, przynajmniej myślą, jeśli nie da się ciałem. Poznałam niejednego saudyjskiego księcia i księżniczkę, nieobce mi są warunki ich życia ani liczne historie krążące wokół dworu dynastii Ibn Sauda2. W powieści tej wejdziesz ze mną do książęcych pałaców, zbliżysz się do wysoko urodzonych, poznasz ich rozterki i uczucia. Tu także zgłębisz historię czterech córek króla Abdullaha, która po dziś dzień jest otoczona nimbem tajemnicy. W 2021 roku arabska prasa doniosła, że jedna z nich, Maha, zmarła, prawdopodobnie na covid, lecz losy pozostałej trójki są nadal nieznane. Ja puszczam wodze fantazji i przedstawiam swój wariant ich doli.

Arabska wendeta mówi o pragnieniu zemsty, które zżera ciało i duszę i które nieraz jest silniejsze niż instynkt samozachowawczy czy zdrowy rozsądek. Wendeta jest nadal dokonywana w krajach Orientu i nie podlega zbyt surowej karze. Większość bohaterów tej powieści ma powód i chęci, by się za coś zemścić. Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak wygląda biblijna i koraniczna sentencja „Oko za oko, ząb za ząb” w arabskim wydaniu – sięgnij po tę książkę.

Arabska Żydówka to pierwsza część w nowej szacie graficznej, równie fascynującej jak poprzednia. Historia, którą opowiadam, też jest niezwykła. Wraz ze mną przeniesiesz się z Arabii Saudyjskiej do Polski, a zaraz potem do Izraela i Autonomii Palestyńskiej. Kimże jest tytułowa arabska Żydówka? Czyżbym chciała kogoś obrazić, używając takiego zestawienia słów? Na pewno nie miałam takiego zamiaru, chciałam tylko trochę pogrzebać w genealogii polskich i żydowskich rodzin, gdzie często miłość zwyciężała uprzedzenia. Tu znów krytycznie podeszłam do terroryzmu i stosowania przemocy, do grabieży i wywłaszczania, ale też do eksterminowania jednej nacji przez drugą. W tym całym izraelsko-palestyńskim bałaganie zrodzi się miłość, która nie zna granic. Czy przetrwa próbę czasu – dowiesz się z następnej pozycji.

Arabska kochanka opowiada o miłości i tęsknocie, o ludziach dobrych i tych podłych, a wszystko dzieje się w dobie ogólnoświatowej zarazy. Tak jak podczas wojny, tak i w pandemii nie przestajemy darzyć się uczuciem, przeciwnie – rzucamy się w objęcia Amora dużo chętniej, bo być może to ostatnia godzina i ostatnia szansa, by przez chwilę być szczęśliwym. Pandemia COVID-19 w Izraelu i Arabii Saudyjskiej zdominuje tematykę powieści. Zobacz, jak można chorować w dobrobycie, ale też w upokarzającej nędzy. Czy polskie obostrzenia były surowe, czy raczej jak dziecięca igraszka w porównaniu z zakazami w Izraelu? Jak zwykle dużo się dzieje, a powieść czyta się jednym tchem.

Arabska zdrajczyniukazuje, że to, co w krajach Zachodu może nawet nie być przewinieniem, na Bliskim Wschodzie jest grzechem – przestępstwem, które można przypłacić głową. Zdradzenie kraju, rodu, religii czy tradycji bywa śmiertelnie groźne. Opisuję tu pseudohonorową zbrodnię oraz ciężki los saudyjskich kobiet, które nie tylko marzą o emancypacji, ale wręcz żądają praw dla siebie. Akcja powieści toczy się w ortodoksyjnej Arabii Saudyjskiej, ogarniętym wojną domową i klęską humanitarną Jemenie, na terenie Izraela oraz Autonomii Palestyńskiej i w nieustannie bombardowanej Strefie Gazy.

Serdecznie polecam wszystkie powyższe książki i zapraszam do relaksu, ale też do ekscytującej przygody z Orientem.

2 Król Abdulaziz ibn Abdulrahman ibn Fajsal ibn Turki ibn Abdallah ibn Muhammad Al Saud (zwany Ibn Saud) – twórca współczesnej Arabii Saudyjskiej i jej król w latach 1932–1953.

PROLOG

Zadałeś się albo nie z tą, albo z tą panną, co trzeba. – Mabruk Abulhedża rozpamiętuje słowa Szlomo, agenta Szin Bet3, i ciągle ma przed oczami jego sardoniczny uśmieszek. Nie wie, co ma o tym myśleć. Nic już nie wie.

Palestyńczyk, typowy arabski mieszkaniec Samarii i Judei, śniady, z gorejącymi, błyszczącymi oczyma, falującymi, niepokornymi przydługimi włosami spiętymi na karku w kitkę i ze sporym nosem z garbkiem, wysoki, zgrabny i wyjątkowo atrakcyjny, siedzi wbity w kąt dużego pontonu z silnikiem Suzuki, do złudzenia przypominającego łódź motorową, który zabrał go ze Strefy Gazy i pruje teraz po Morzu Śródziemnym, rozbryzgując na boki fale. Eskortowany spod oka obserwuje swoich dwóch konwojentów, Fajsala i Omara. Jakby ktoś miał wątpliwości co do ich pochodzenia, to ubrani są w długie do ziemi, białe toby4 i biało-czerwone kraciaste chusty, które łopoczą na wietrze, co chwilę się przekrzywiając. Kamizelki kuloodporne ściągają po wejściu na pokład, a karabiny maszynowe chowają do wodoszczelnego metalowego kufra. Mężczyzna za sterem to też Arab. Zaraz zatrzyma nas izraelska straż przybrzeżna, kwituje w duchu Mabruk. Z Gazy nie wolno odpływać od brzegu dalej jak na dziesięć mil. Dokąd oni zmierzają, dokąd mnie wiozą? Palestyńczyk nie ma duszy ani bojownika, ani bohatera i ze strachu aż brakuje mu tchu. Przecież Binladen powiedział: „Do zobaczenia w Rijadzie”. To jak? Tym dmuchawcem dopłyniemy do Zatoki Perskiej? Rozgląda się dookoła i nie widzi już piaszczystego nabrzeża swej ojczyzny, bo otacza ich ciemnogranatowa, wzburzona głębia morska. Po co się spotykałem z córką takiego krezusa? Po co mi to było? – przeklina swoją nieostrożność i romantyczną naturę. Kiedy tylko usłyszałem, że Nadia to żadna Polka, nie Nowicka, ale latorośl saudyjskiego milionera, Binladena, należało brać nogi za pas i zwiewać. Wiać, gdzie pieprz rośnie. Chłopak gryzie mięsiste wargi i ściska pięści, bo uświadamia sobie, że jego los nie jest w jego rękach. Nie ma żadnej możliwości ucieczki, nie ma najmniejszych szans. Do tej pory wprawdzie wegetował, lecz żył w miarę spokojnie i bezpiecznie w swym rodzimym obozie dla uchodźców Kalandia, tuż przy murze oddzielającym Autonomię Palestyńską od Izraela, zaś na studia przeniósł się do stolicy Ramalli, która coraz bardziej rozkwita. Miał marne, ale zawsze jakieś perspektywy. Kiedy w jego życiu pojawiła się pół Polka, pół Arabka i ciut Żydówka Nadia, cała jego dotychczasowa egzystencja została przewrócona do góry nogami. Dziewczyna zawróciła mu w głowie od pierwszej chwili, a jej tycjanowska czupryna i chabrowe oczy go zachwyciły. Zakochał się w niej na zabój. Nawet teraz, zirytowany zaistniałą sytuacją, tęsknie do niej wzdycha, choć według niego Nadia jest jak mityczne syreny, swym urokiem wabiące frajerów na zdradliwe skały. Czemu uwierzyłem w te brednie, które o niej rozpowiadali? – dywaguje poniewczasie. Jakże ona, taka honorowa i prawa dziewczyna, mogła być izraelskim szpiegiem i zasugerować Izraelczykom miejsce nalotu w Gazie? Jakżeby mogła skazać niewinne kobiety i dzieci na pewną śmierć? Jest oszołomiony własną łatwowiernością i tym, że tak łatwo dał się zmanipulować. Posługiwanie się przez nią dwoma paszportami, polskim i saudyjskim, i dwoma nazwiskami – Nowicka i Binladen – praca w izraelskim wywiadzie, to, że była krewną pułkownik Jente Goldman z Szin Bet, mogło mnie zaniepokoić, usprawiedliwia się przed samym sobą. Niemniej nic nie tłumaczy tego, że nie odbierałem od niej telefonów, a nawet zmieniłem numer. Zakochany w rozpaczy targa swe rozczochrane kędziory. A wystarczyło z nią porozmawiać… Wystarczyło jej wysłuchać… Wtedy by mnie tu nie było, w drodze donikąd, z jej tatusiem, wszechmocnym Binladenem na karku. On chyba jest kimś więcej niż tylko bogaczem? Milionerzy nie uczestniczą w politycznych negocjacjach w ogarniętych wojną regionach, nie wysyłają śledzących dronów nad obce kraje, tylko siedzą sobie w sześciogwiazdkowych hotelach czy na pokładach swoich luksusowych jachtów, popijając szampana i przegryzając go kawiorem lub truskawkami.

– Wysiadamy! – Mabruka wyrywają z rozmyślań nawoływania towarzyszy. – Ruchy! Jalla5!

Daleko w morzu, gdzie nie ma nic prócz czarnych, groźnych fal, ponton wyhamowuje. Powoli zbliża się do nich niedużych rozmiarów okręt z widocznym uzbrojeniem bojowym, antenami satelitarnymi i czujnikami. Młodemu serce zamiera. Jak nic w ramach zemsty przekażą mnie jako zbiega Izraelczykom, a z żydowskiego pierdla już nie wyjdę. Zatem taką wendetę wyszykował mi podły Binladen. Mabruk nie ma dokąd uciec, więc poddaje się rozkazom. Przecież nie wskoczy w morskie odmęty.

– As-salamu alejkum6 – z pogranicznikami witają się Saudyjczycy i nawet uśmiech gości na ich groźnych twarzach. – Ahlan wa sahlan7. – Poklepują się z Izraelczykami po plecach.

– Szalom alejchem8. – Żydzi wyglądają na rozradowanych. – Wskakujcie. Schowajcie się w kambuzie, bo zanosi się na sztorm.

W środku jest ciepło i bezpiecznie, choć smrodliwie. Mężczyznom nie przeszkadza brud, bałagan ani zapaszek czosnku i cebuli. Goście rozsiadają się wygodnie przy stole. Spłoszony Mabruk strzela na boki spanikowanym wzrokiem.

– Czego się napijecie? – Izraelski mundurowy staje nad nimi. – Wody, herbaty, kawy czy piwa? – Wybucha sympatycznym śmiechem. – Wam procenty raczej są zakazane…

– No chyba żartujesz! – oburza się Fajsal. – Uwielbiam piwo. Nawet bezalkoholowe piję.

– To trzymajcie, na syjońskiej ziemi Allah nie widzi. – Daje im po półlitrowej puszce heinekena, na które Saudyjczycy dosłownie się rzucają. – A ty, młody? Golniesz sobie? Palestyńczycy za kołnierz nie wylewają.

Gospodarz się zmywa, zostawiając przybyłych samych. Trójca podróżnych siedzi naprzeciwko siebie, powoli sącząc browar.

– Chcesz poznać trasę naszej podróży? – zachrypniętym głosem pyta Omar, któremu przez całą szerokość gardła biegnie obrzydliwa, bordowofioletowa blizna. – Odezwiesz się czy będziesz się boczył jak obrażona panienka?

– Jaką nowinkę mi obwieścicie? Że płyniemy do Tel Awiwu? Hajfy? – Z Mabruka wypływa cała nagromadzona złość, więc wykrzykuje, niczym się nie przejmując: – Że idę do kicia?! Czy że spławicie mnie za burtą?

– Hamid Binladen, nasz szef i przyjaciel, powiedział ci, głupku – Fajsal nie znosi kretynów, a ten chłystek najprawdopodobniej do takich się zalicza – że zobaczycie się w Rijadzie. To honorowy człowiek. Dotrzymuje słowa.

– Nie powiedział tylko kiedy. – Omar nie pała sympatią do rozpustnika, który pohańbił ich ulubienicę, panienkę Nadię, a na dokładkę zrobił jej dziecko. Agenci wszystko wiedzą, w odróżnieniu od konwojowanego, który nie wie nic. – Teraz płyniemy na Cypr.

– Z Cypru prywatnym odrzutowcem polecimy do Królestwa Arabii Saudyjskiej – kontynuuje Fajsal.

– Adil Binladen mieszka w Rijadzie. – Z Mabruka powoli uchodzi powietrze, a przede wszystkim opuszcza go paniczny strach, kiedy przypomina sobie miłego brata ukochanej. Cieszy się na spotkanie. – Znam go.

– Zanim wylądujesz w domowych pieleszach, przejdziesz pewne szkolenie – obwieszcza Fajsal. – Miesiąc lub dwa. Kurs przyspieszony. Zobaczymy.

– Kto to ustalił? – wybucha drażliwy Palestyńczyk. – Chyba powinienem na to wyrazić zgodę, no nie?

– A zapytałeś o zgodę ojca Saudyjki, kiedy się z nią kładłeś do łóżka? – charczy ten z poderżniętym gardłem.

Na tym kończą rozmowę z eskortowanym, gdyż mają rozkaz, żeby poza niezbędne minimum nie odzywać się do niego. Fajsal, opierając się mocno na lasce, wraz z czule podtrzymującym go pod ramię Omarem przechodzi do drugiego stolika.

Palestyńczyk mrocznieje i zastanawia się, co też mu szykują. Wiódł ślepy kulawego, ironicznie konkluduje, obserwując Saudyjczyków. Jeśli Królestwo ma samych takich funkcjonariuszy, to nie dziwię się, że tak dobrze miała się tam Al-Kaida9, a potem ISIS10. Pedały cholerne! Arab ma dobre oko i preferencje seksualne wyczuje na odległość. Jak większość muzułmanów jest przeciwny homoseksualistom i prymitywnie uważa ich za ludzi drugiej kategorii, których za zboczenie powinno się karać.

Choć prywatny samolot odrzutowy jest obłędnie luksusowy, zmęczenie daje się im we znaki. Przez całą długą trasę nie zamieniają ze sobą ani jednego słowa. Każdy z nich ma swoje zmartwienia i umysł zaprzątnięty własnymi myślami. Kiedy maszyna schodzi do lądowania, Palestyńczyk przez iluminator bacznie obserwuje kraj wahabitów11. Coś mu nie gra. Coś go niepokoi.

– Gdzie jest wieża Mamlaka? – indaguje mrukowatych towarzyszy. – Wysadzili ją wam w powietrze? Nie słyszałem o takim zamachu, a byłby spektakularny. – Kiedy nie doczekuje się odpowiedzi, wrzeszczy: – Gdzie dziewięćdziesięciodziewięciokondygnacyjny budynek przypominający otwieracz do butelek?! Wizytówka Rijadu?! No gdzie, do diaska?!

– A kto ci powiedział, że wylądujemy w stolicy? – Fajsal postanawia go uspokoić, żeby młokos nie rzucał się i nie histeryzował, choć samochody agencji wywiadowczej czekają na nich na płycie lotniska przy samym trapie, zatem przyjezdni w terminalu nawet się nie pokażą. – Witaj w Dammam w Prowincji Wschodniej.

– Co my tu robimy?! – Mabruk zapiera się w fotelu i nie zamierza wysiąść. – Macie mi natychmiast powiedzieć!

– Nie rozkazuj nam, szczylu! – Pluje jadem kuternoga, taksując chłopaka stalowym wzrokiem. – Nie igraj z ogniem.

– Bo co? Dasz mi przez plecy swoją laseczką? – Nie wiedząc, co czyni, szydzi z kalectwa agenta, które jest jego piętą achillesową.

Do odrzutowca wchodzą wojskowym krokiem funkcjonariusze w sile wieku, krzepcy i sprawni. Abulhedża zauważa ich kątem oka. Po tym, jak igła strzykawki ze środkiem uspokajającym ląduje w jego ramieniu, wszystko do­okoła się rozmywa. To pierwsza lekcja pokory, którą odbiera Palestyńczyk.

Dobrze, że Mabruk nie obserwuje trasy przejazdu, że nie wie, dokąd zmierzają. Na odludziu, które mijają, nic nie ma, a jedynie piasek przesypuje się z wydmy na wydmę. Na horyzoncie, ze względu na zapylenie, ledwie widać szyby naftowe i rafinerię. Krajobraz jest iście księżycowy. Po dwóch godzinach w tumanie otaczającego ich kurzu wyraźnie zarysowuje się kontur muru, który zlewa się z otaczającą go pustynią. Wielkie terenowe samochody z napędem na cztery koła zatrzymują się przed metalową bramą. Wszystko tu jest w sepii, płowe, spowite dymem, pyłem i szarzyzną. Palestyńczyk z trudem podnosi powieki i nieprzytomnie rozgląda się dookoła.

– Gdzie ja jestem? – bełkocze przerażony. – Gdzie mnie przywieźliście?! – Szamocząc się, błyskawicznie odzyskuje rezon.

– Witaj w tajnym obozie szkoleniowym utworzonym na wzór marines – naigrawa się Fajsal. – Amerykański dryl zrobi z ciebie mężczyznę.

– Jeśli nie jankesi, to już nikt ci nie pomoże – dorzuca Omar, wykrzywiając pogardliwie wargi.

– Marines to piechota morska, a my jesteśmy na pustyni. Co wy gadacie?!

– Morze jest tam. – Pokazują w prawo na zamgloną okolicę. – Zatoka Perska wystarczy?

3 Szin Bet (hebr.) – Służba Bezpieczeństwa Ogólnego odpowiedzialna za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne. Do jej zadań należy m.in. walka z terroryzmem (głównie arabskim).

4Toba (thoba) (arab.) – rodzaj długiej do ziemi męskiej koszuli, z tradycyjnym kołnierzykiem lub stójką i manszetami, do pasa zapinanej na guziki.

5Jalla (arab.) – pierwotnie: zawołanie na wielbłądy; kolokwialnie: ruchy, chodź, wychodź, w drogę.

6As-salamu alejkum (arab.) – Pokój z tobą, dzień dobry, witaj. Odpowiedź: Wa alejkum as-salam – Z tobą także (pokój).

7Ahlan wa sahlan (arab.) – Witam, cześć.

8Szalom alejchem (hebr.) – Pokój wam, słowa powitania. Odpowiada się: alejchem szalom – I wam pokój.

9 Al-Kaida (arab.) – organizacja terrorystyczna zwalczająca wpływy Izraela, USA i Zachodu w krajach muzułmańskich (więcej informacji: Arabskie organizacje terrorystyczne).

10 ISIS – skrót od nazwy Islamic State of Iraq and Syria (Państwo Islamskie w Iraku i Syrii), organizacja terrorystyczna (więcej informacji: Arabskie organizacje terrorystyczne).

11Wahabita (arab.) – wyznawca wahabizmu, ultrakonserwatywnego islamskiego ruchu religijnego i politycznego. Nazwa pochodzi od twórcy Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba. Obowiązuje w Arabii Saudyjskiej.

DRASTYCZNE ZMIANY

SZLIFY DOROSŁOŚCI

Zmierzch zapada na Półwyspie Arabskim bardzo wcześnie, a czarna noc otula upalną krainę jak gorący koc. Stolicę Królestwa Arabii Saudyjskiej, Rijad, wybudowano na środku pustyni i dlatego o każdej porze roku unosi się nad miastem pył i piach. Burzom piaskowym towarzyszą burze magnetyczne, które fatalnie wpływają nie tylko na zdrowie fizyczne mieszkańców tej demonicznej krainy, ale także, a nawet szczególnie, na ich nastrój. Albo popadają w melancholię, albo ogarnia ich nieokiełznane wzburzenie.

Adil Binladen, syn milionera Hamida Binladena i Miriam z domu Salimi, jest nad wiek dojrzałym nastolatkiem. Jako jedyny aktywnie angażuje się w opiekę i daje duchowe wsparcie chorej na zapalnego raka sutka babci Dorocie. W tym celu zamieszkuje z nią w willi na obrzeżach Rijadu na medycznym kampusie przy Szpitalu Gwardii Narodowej, gdzie pracuje jej mąż, doktor i minister zdrowia, Aszraf al-Rida.

Dorota narozrabiała w swoim życiu niemało. W wieku dziewiętnastu lat zakochała się w Libijczyku Ahmedzie Salimim i tak zaczęła się jej czasami tragiczna, a innym razem szczęśliwa przygoda z Orientem. Z tego związku ma dwie córki, Miriam, zwaną Marysią, mamę Adila i Nadii, oraz Darin, inaczej Darię, która popełniła jeszcze więcej błędów niż jej rodzicielka. Dorota po wyrwaniu się z łapsk Libijczyka wyszła za swego rodaka, Łukasza Nowickiego, z którym szczęśliwie doczekała się syna Adasia. Chłopak zmarnował sobie życie i nie wiadomo nawet, gdzie przebywa ani czy w ogóle żyje. Na koniec piękna blondwłosa i błękitnooka Słowianka spotkała na swej drodze Saudyjczyka, doktora Aszrafa, chłopinę porządnego i uroczego, które to cechy bynajmniej nie wpłynęły na jego wierność przysiędze małżeńskiej. Żona, złagodniała i podstarzała babcia, przebaczyła mężowi zdradę i są ze sobą nadal, udając, że nic nie stało. W krytycznym momencie nie doczekuje się wystarczającego pokrzepienia ze strony dorosłych i dojrzałych członków rodziny, a otrzymuje je jedynie od siedemnastoletniego wnuka. Saudyjczycy, mąż i zięć, sypią petrodolarami jak z rękawa i nie żałują pieniędzy na prekursorskie, najdroższe terapie, lecz psychiczne wsparcie, potrzymanie za rękę i wysłuchanie żalów, które ogarniają chorą od rana do nocy, zapewnia jej niedorostek.

Marysia siedzi w Izraelu, gdzie zadręcza się swoimi problemami z nowym mężem i nieoczekiwaną ciążą. Daria zaś jest młodą żoną w niespodziewanym związku, gdyż wskoczyła do łóżka byłego męża swojej siostry, Hamida Binladena. Na dokładkę ona też jest brzemienna. Nadia Binladen, córka Marysi i siostra rozważnego Adila, rzuciła się na szerokie wody i nie wykazała się rozwagą podczas zdobywania pierwszych szlifów. Gorący romans z Palestyńczykiem Mabrukiem Abulhedżą, który raptownie ją porzucił, to nie wszystko, co przyprawia dziewczynę o ból głowy. To kolejna spódniczka w familii, dla której jej obecny stan błogosławiony bynajmniej nie jest upragniony.

Zatem młodziak Adil, pomimo że jest skrytym, niezbyt wylewnym chłopakiem, okazuje najwięcej serca chorej Dorocie. Ma analityczny, ścisły umysł, więc usiłuje wykoncypować najlepszą metodę na pokonanie śmiertelnej choroby babci. Po nagłym zniknięciu lekarki prowadzącej, Wardy Albasri, której Dorota w pełni ufała i przy której miała nadzieję, że wykpi się śmierci, uparta chora nie akceptuje żadnego lekarza. Nie myśli poddać się amputacji piersi i późniejszej chemioterapii, a naświetlania rentgenowskie są według niej gorsze od śmierci. Nie ma zamiaru przechodzić drogi przez mękę, która często i tak kończy się zgonem. Zwłaszcza gdy rokowania są złe, jak u niej, a raka przypisuje się do najwyższej i najgorszej grupy zjadliwości.

Jako że doktorowa Al-Rida nie aprobuje ani jednego pracującego w Saudii kontraktowego zagranicznego medyka, Adil postanawia wziąć sprawy we własne ręce i zorganizować to na swój sposób. Jako genialny haker nie sprawdza opinii o lekarzu w ogólnodostępnym internecie, gdzie każdy może publikować, co chce, i niekoniecznie jest to wiarygodne, lecz wchodzi na korespondencję szpitali, sięga do wewnętrznych ocen pracowników, nagród, kar i pouczeń, do statystyk śmiertelności, by wybrać jak najlepszego eskulapa. Sądzi, że babci będzie przyjemnie, kiedy zaopiekuje się nią rodaczka lub rodak, więc włamuje się do baz danych polskich klinik.

Chłopak świetnie posługuje się polszczyzną, gdyż Dorota do córek zawsze mówiła w swym rodzimym języku, a wnuka i wnuczkę Nadię dręczyła całe dzieciństwo, uważając, że nie mogą stracić kontaktu z drugą ojczyzną. Czytała im rymowanki typu „Proszę państwa, oto miś” i uczyła na pamięć wierszyków, później nawet zmuszała do studiowania takich wymagających lektur jak Pan Tadeusz. Teraz to owocuje, bo Adil i Nadia bezproblemowo przechodzą z arabskiego na polski, a także na angielski, w którym przebiega ich cała edukacja, gdyż pomimo tego, że całe życie spędzają na Bliskim Wschodzie, uczęszczają tylko do międzynarodowych, a nie arabskich szkół. Ich wielokulturowy dom to istna wieża Babel. Nawet Saudyjczycy, mąż Doroty, Aszraf, czy Marysi, a obecnie Darii, Hamid, musieli się podszkolić z niezwykle trudnego słowiańskiego języka, chcąc cokolwiek zrozumieć z konwersacji pań i dzieciaków, którzy burzliwe dyskusje i kłótnie toczą tylko po polsku. W życiu kobiet z rodu Salimich zawsze panował istny kogel-mogel, który Dorota często kolokwialnie nazywa bajzlem. Po ślubie jej młodszej córki Darii z Hamidem Binladenem, byłym mężem starszej Marysi, określenie jest jak najbardziej adekwatne. Pomimo to w głębi serca Dorota się cieszy, że ten nad wyraz dobry człowiek został w ich familii, gdyż matkowała mu prawie dwie dekady. Kocha go jak syna całym swoim sercem.

Adil, jako typowy informatyk, jest klasycznym typem sowy i od lat nie przesypia nocy, co nie przeszkadza mu w edukacji, gdyż ma indywidualny tok nauczania. Pomimo tego, że czasy zdalnej nauki się skończyły, rzadko pojawia się w szkole. Nieraz przychodzi tylko na egzamin, choć sporo przedmiotów zalicza z domu. Komputerowiec żyje w całkiem innym świecie, bardziej wirtualnym niż rzeczywistym. Zarabia na grach komputerowych, pojedynkując się w sieci z innymi za pieniądze lub testując nowe programy przed ich oficjalną premierą. Obraca także kryptowalutą, co przynosi mu ogromne zyski w postaci bitcoinów. Ma chłopak rękę do mamony oraz odpowiednie zdolności, by przewidzieć profity i straty.

Dzisiaj po uporczywych całonocnych poszukiwaniach, ledwo w Polsce wybija ósma i przeważnie zaczyna się pracę, dzwoni do Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku, gdzie znalazł najlepszą onkolożkę, jeśli idzie o skuteczność terapii. I choć parę mankamentów w jej życiorysie odkrył, dla matematyka najważniejsze są wyniki, a ona może się nimi pochwalić.

– Czy pani Joanna Boczyk? – modulując głos, by brzmiał doroślej, zwraca się do Polki, która słynie z leczenia najgorszych przypadków nowotworów piersi, a specjalizuje się właśnie w raku zapalnym sutka, tym, który zdiagnozowano u Doroty. – Dzwonię z Arabii Saudyjskiej.

– Tak? – odpowiada niepewnie doktorka. – Czym mogę służyć?

– Parę lat temu aplikowała pani o pracę w Szpitalu Gwardii Narodowej w Rijadzie – zagaja. – Wysłaliśmy do pani kontrakt, lecz nie podpisała go pani.

– Zgadza się.

– Czy mogę wiedzieć dlaczego?

– Poczytałam trochę o warunkach życia w państwa cudownym Królestwie – burczy nieprzyjemnie – i odechciało mi się tam przyjeżdżać. Za żadne pieniądze nie dam się uwięzić, a to właśnie robicie z kobietami na swoim terenie.

– Może proponowane wynagrodzenie było za niskie? – Adil uderza w inną strunę, bo pomimo młodego wieku wie, że pieniądze czynią cuda. Jest ugrzeczniony, zdając sobie sprawę, że jak zdenerwuje medyczkę, ta może się rozłączyć, zablokować jego numer, przez co nijak do niej nie dotrze. – Sześć i pół tysiąca dolarów miesięcznie to była kwota bazowa, droga pani. – Jest szarmancki, lecz odpychająca postawa Polki trochę go mrozi.

– Nie o to chodzi, młodzieńcze! – Lekarka ani chybi orientuje się, że jej rozmówca jest młody, choć na pewno nie spodziewa się nastolatka. – W waszym kraju kobiety są postponowane, ubezwłasnowolnione, więzione w domach przez mężczyzn, a w miejscach publicznych traktowane jak powietrze. Występuje u was powszechna segregacja płci!

Adil ciężko wzdycha, bo oburza go stereotypowe, przeważnie krzywdzące postrzeganie jego rodaków. Taka opinia, owszem, byłaby w stu procentach prawdziwa, ale w zeszłym stuleciu. W obecnej dobie wszystko się zmienia, ale nie będzie robił medyczce wykładu, choć jakiś argument należałoby przedstawić.

– Doktor Boczyk, Saudyjczycy bardzo cenią sobie lekarzy, a tym bardziej lekarki, które są u nas na wagę złota. Ściągamy je z całego świata, by pomagały chorym saudyjskim kobietom. Czy takie działania nie świadczą o tym, że dbamy o naszą słabą płeć?

– Co mi pan będzie opowiadał! – wybucha niegrzecznie rozmówczyni. – Utrzymujecie swoje baby w zdrowiu, by rodziły tabuny bachorów i służyły wam aż po grobową deskę!

– Proponujemy pani dziesięć tysięcy dolarów miesięcznie – nie wdając się w kłótnię, szybko ripostuje i na rybkę rzuca ostateczny argument, który niechybnie nakłoni niemiłą specjalistkę do przyjazdu do Królestwa. – Tyleż samo dostanie pani rocznie na podróże. Do tego willa ze służbą, samochód z kierowcą, szkoła dla dzieci, że nie wspomnę o takich szczególikach, jak laptop i telefon komórkowy.

– Dlaczego akurat o mnie tak zabiegacie? – spuszcza z tonu ważniaczka. – Żona króla ma raka piersi?

– Nie, żona ministra zdrowia.

Na łączach zapada cisza, bo lekarka przeżuwa ofertę życia. W Polsce, pracując w dwóch klinikach i trzech prywatnych przychodniach, goniąc w piętkę całymi dniami i w weekendy, nie ma co marzyć, żeby zarobić choć połowę zaproponowanego uposażenia.

– Proszę przysłać mi kontrakt. Pomyślę nad tym.

– Cieszę się.

– Kiedy miałabym podjąć pracę?

– Za tydzień? No, maksymalnie dwa.

– A wiza, zgody, przygotowania…

– Wszystko załatwimy.

– Zaraz, zaraz! – Nagle coś ją niepokoi w tej całej konwersacji. – Pan dzwoni z Arabii Saudyjskiej?

– No tak – potakuje beztrosko zadowolony ze swych poczynań chłopak.

– Pan tam mieszka?

– Owszem. Przy Szpitalu Gwardii Narodowej, który proponuje pani zatrudnienie.

– Rozmawia pan ze mną po polsku. Wprawdzie z dziwnym akcentem, jakimś takim wiejskim, ale nie cudzoziemskim. – Opanowuje ją gniew, bo spodziewa się, że ktoś nabija ją w butelkę czy wkręca w programie radiowym, gdzie naśmiewają się z frajerów. – Nie jest pan Saudyjczykiem?! – wrzeszczy jak przekupa na targu.

– Jestem, proszę pani.

– Kłamie pan, młody człowieku! Mam nadzieję, że dobrze się pan bawił! Żeg…

– Jestem wnukiem ministra zdrowia! – w ostatniej chwili wykrzykuje Adil. – A jego chora na raka żona, moja babcia Dorota, jest Polką. To ona będzie pani priorytetową pacjentką.

Natychmiast po rozmowie z lekarką, która nie urzekła Adila swym urokiem czy uprzejmością, nastolatek zamiast do szkoły idzie do dziadka do szpitala. Jako że jest skórą zdartą ze swojego taty, Hamida Binladena, i wygląda na stuprocentowego Saudyjczyka, chcąc być akceptowanym w przestrzeni publicznej, ubiera się, jak na wahabitę przystało: w długą do ziemi białą tobę, pod spodem białe jajcugi i również jasny, gładki podkoszulek. Na stopy wzuwa skórzane klapki, zaś głowę zakrywa chustą. Nienawidzi tego przyodziewku, ale nie ma wyjścia. Bunt nic nie pomoże, bo ten tradycyjny strój nosi się tu od stuleci i nieprędko coś się w tej kwestii zmieni. Jeśli przyszedłby do kliniki w swych domowych ciuchach, kolorowym podkoszulku z amerykańskim nadrukiem, spodniach dresowych i adidasach, nie wiadomo, czy w ogóle wpuszczono by go do środka. A tak wszyscy mu czapkują.

– As-salamu alejkum – wita się uprzejmie z recepcjonistkami na parterze.

– Alejkum as-salam – odpowiadają filipińskie pracownice, słodko się do niego uśmiechając, bo rośnie z niego niezły casanova.

Nikogo nie pyta o pozwolenie i zmierza prosto do gabinetu doktora Al-Ridy, tutejszego ordynatora, a zarazem ministra zdrowia, który w pandemii nieźle dostał w kość, ale i w pełni sprawdził się na tym stanowisku.

– Ahlan wa sahlan. – Przyszywany dziadek cieszy się na widok wnuka i zwyczajowo całuje go trzykrotnie w policzki. – Ty tak wcześnie na nogach? – dziwi się, ale zlustrowawszy bladego chudzielca, konkluduje: – Raczej jeszcze na nogach. Przespałbyś się kiedyś, wariacie!

– Marhaban12! – Chłopak bez zaproszenia rozwala się w skórzanym fotelu, bo nagle wychodzi z niego całe zmęczenie. – Mam lekarkę dla babci – od razu ogłasza. – Tej nie odrzuci.

– Kogoż to? – Ciekawi się zatroskany o żonę mąż. – Skąd ją wziąłeś?

– Z Polski. Rodaczkę na pewno zaakceptuje. – Jest o tym święcie przekonany, tak jakby zapomniał o trudnym, przekornym charakterze seniorki. – Poza tym ta onkolożka ma rewelacyjne osiągnięcia. Kobiety wychodzą z najpaskudniejszego rakulca pod jej opieką.

– U twojej babci najważniejsza jest kwestia psychiczna – tłumaczy mężczyzna, który zna żonę najlepiej. – Jej lekarka prowadząca nie tylko ma być najwyższej rangi specjalistką, ale też mieć przyjemną aparycję, być wręcz ładna, w miarę młoda, na pewno silna, by przekazywała swoją energię chorej, a na dokładkę pełna empatii. Nie należy tego mylić ze współczuciem, które Dorotę doprowadza do szewskiej pasji. Ma rozumieć pacjenta, pokrzepiać go, czasami być także figlarną i dowcipną. Sporo warunków.

– Nie wiem, czy ktokolwiek na całym świecie mieści w sobie wszystkie te cechy. Jeden jedyny Mietek, kolega mamy ze szpitala i późniejszy kochanek doktor Wardy, może by się kwalifikował, choć jeśli idzie o wygląd, dla mnie był obrzydliwy – wspomina zabitego ratownika medycznego Adil, mając przed oczyma jego łysą glacę i białą jak mleko karnację.

– Zatem kim jest ta genialna doktorka? – Medyk nie ma za dużo czasu na pogaduszki. – Skąd ją wziąłeś?

– Znalazłem numer telefonu i zadzwoniłem. Odkryłem też, że kiedyś aplikowała do pracy w Królestwie, i to nawet do tej kliniki.

– Znalazłeś numer? I jej podanie? Profesor Google ci je podsunął? – ironizuje dziadek, bo wszyscy w rodzinie wiedzą o hakerskich zdolnościach nastolatka, choć większość nie zdaje sobie sprawy, co tak naprawdę ten wyrostek potrafi.

Adil podaje dane onkolożki, a Aszraf szuka o niej informacji w szpitalnym intranecie. Po chwili skinieniem dłoni zaprasza wnuka przed ekran komputera.

– Ha, ha, ha! – Zaśmiewają się zgodnie, wykrzywiając twarze. – Prezencja zero.

– Mniej niż zero! – rży małolat, spozierając na zdjęcie aplikantki, ukazujące kobietę w zaawansowanym wieku, na pewno po pięćdziesiątce, otyłą, zaniedbaną, z nalaną twarzą bez makijażu i deka farby na lichych, rozczochranych włosach, które nożyczek fryzjerskich dawno nie widziały. – Nie najlepiej jej z oczu patrzy.

– Ma ślepia jak weszka – potwierdza Aszraf, który potrafi dostrzec kobiece piękno czy przynajmniej babski urok. – Do tego zimne jak lód.

– Cóż, wygląd to nie wszystko. – Adila wiele nieprzespanych nocy kosztowało znalezienie i wytypowanie jednej spośród tysięcy lekarek ze specjalizacją onkologiczną. – Macie o niej jakieś opinie?

– Nie podpisała kontraktu.

– To wiem. Uważała, że Saudia to więzienie dla kobiet, i bała się tego.

– Kto chciałby taką uwięzić? – konkluduje dowcipny staruszek i znów obaj pękają ze śmiechu. – Chyba jakiś sadomaso.

– Nie wygłupiaj się, dziadku. Zaoferowałem jej pensję w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów miesięcznie i liczne dodatki, więc to nie przelewki.

– Masz do tego jakieś pełnomocnictwa, synku? – Na taką samowolkę minister sztywnieje. – Nie wiesz, że decyzję podejmuje komisja? Że są organizowane konkursy na każde stanowisko?

– Tę durną biurokrację tym razem trzeba ominąć. Niech zoperuje babcię, bo ma dobrą rękę do odcinania cycków, a w razie jakichkolwiek problemów dalszą terapię poprowadzi ktoś inny. Kontrakt u Arabów to nie dożywotnia umowa. Zawsze coś się znajdzie, żeby ją wyrzucić.

Bezwzględność młodego człowieka wstrząsa Saudyjczykiem. Ale czemu się dziwić, genów się nie wybiera. Ojciec Adila, Hamid, przebiegły szpieg, który kłamie bez drgnienia powieki i niejednego życia pozbawił, zapewne ma serce z kamienia. Inaczej dawno gryzłby piach. Nie wspominając o matce, Marysi, nadpobudliwej furiatce, która zdanie zmienia jak rękawiczki, a decyzje podejmuje od ręki, nie przejmując się, że może kogoś skrzywdzić.

– Ściągnijmy ją jak najszybciej. – Aszraf dla swej ukochanej żony decyduje się złamać zasady. – Dorota powinna się była poddać mastektomii parę miesięcy temu. Dłuższe zwlekanie niesie ze sobą zabójcze konsekwencje.

***

Rodzeństwo Adil i Nadia nie kontaktują się ze sobą za często, bo są typami osób nienarzucających się innym, ale bardzo się kochają i świetnie rozumieją – rozłąka nie jest w stanie tego zmienić. On siedzi w Rijadzie, ona długie trzy miesiące spędziła w Strefie Gazy, a potem wylądowała w Jerozolimie, gdzie mieszka razem z samotną Marysią, którą kolejny mąż porzucił, z łaski zostawiając jej do użytku swój dom. Tyle dobrze, że nie wylądowała na ulicy.

Nadia podejmuje pracę w przedstawicielstwie ONZ w Jerozolimie, rzut beretem od ich lokum na arabskim osiedlu Dahiet al-Barid. Siedzi w biurze, zagrzebana w papierach, bo całkiem odpuściła pracę w terenie. Teraz ma inne priorytety: zapewnić bezpieczeństwo nie tylko sobie, ale rosnącej pod jej sercem istotce, swojemu dziecku. O mającym przyjść na świat bękarcie, hańbie pół-Arabki, wie tylko jej mama, która też jest brzemienna, tata, któremu młoda wyznała wszystko jak na spowiedzi, oraz żydowska rodzina w Izraelu. Zbiera się na odwagę, by powiedzieć o tym babci, ale bratu nie zdradzi się chyba nigdy. Przynajmniej dopóki ten sam się nie zorientuje. Posądza go o zaściankowość i reakcję typową dla arabskiego samca. O jego ograniczoności świadczy brak akceptacji tego, że ukochana przez niego Dorota jest polską Żydówką, bo jak każdy Arab nie znosi Jehudi13. Chłopak potępia stosunki przedmałżeńskie, kiedyś nawet, niby żartem, groził Mabrukowi, że jeśliby zszargał honor jego siostry, to srogo go ukarze. Według prawa szariatu14 odpowiednim zadośćuczynieniem za taki czyn jest odebranie życia. Zatem Nadia izoluje się od rodziny w Rijadzie i czeka na jakiś cud, a przynajmniej krok z ich strony.

Zdruzgotana swoją sytuacją i wyizolowana w Izraelu, Marysia nie wytrzymuje i łączy się na Skypie z Dorotą. Jest ciekawa, czy mama potraktuje ją tak podle, jak zazdrosna siostra Daria, czy jak zawsze stanie po jej stronie i będzie ją wspierać. Matka i córka diametralnie różnią się wyglądem, lecz mają pokrewne dusze. Aktualnie obie wyglądają dość marnie i mają niewyraźne miny. Schorowana Dorota wychudła pomimo stosowania nie tak inwazyjnej doustnej chemioterapii. W szczególności gryzą ją wyrzuty sumienia i niepewność jutra. Włosy ma zaniedbane, bez połysku i bez farby, bo odechciało jej się dbać o siebie, zatem siwizna dominuje nad naturalnym blond kolorem. Nawet jej błękitne jak bławatki oczy, które zawsze lśniły, magnetyzując otoczenie, a przede wszystkim orientalnych mężczyzn, są wyblaknięte i jakby mniejsze. Karnację zawsze miała jasną, ale różową, a teraz jej cera jest ziemista, niezdrowa. Prawie sześćdziesięciolatka siedzi zgarbiona i pokurczona przed ekranem tabletu, tak jakby mięśnie nie trzymały kręgosłupa, a zwiotczałe ciało ciągnęło ją ku ziemi. Marysia od dziecka była wulkanem energii, zadziorną i zawadiacką bardziej Arabką niż Polką. Dzisiaj ta piękność o bujnych, falujących włosach koloru oberżyny, hipnotyzujących oczach w kształcie migdała, jest zadziwiająco cicha. Matka i córka nieśmiało się uśmiechają, nie wiedząc, jak rozpocząć rozmowę. W ich wzajemnych, przeważnie żywiołowych stosunkach jest to bardzo nietypowe. Zawsze gadały jak najęte, wręcz się przekrzykiwały, i często kłóciły aż do utraty tchu i potoku łez. Do łez też się zaśmiewały. Ich stosunki były burzliwe i drażliwe, bo obie były pełnymi emocji kobietami. Dziś są cieniami dawnych siebie.

– Witaj, mamuś – zaczyna Marysia, a broda jej się trzęsie, jakby od razu chciała uderzyć w płacz. – Co u ciebie?

– A cóż może być? – denerwuje się Dorota. – Jestem śmiertelnie chora i chyba tym razem nie wywinę się mrocznemu żniwiarzowi. Parokrotnie mi się udawało, ale wyczerpałam swój limit.

– Co ty gadasz? Mówiłaś, że doktor Warda, ta zażywna była kochanica twojego męża, jest dobrą lekarką.

– Och, Marysiu…

– Co znowu?! Co się dzieje? Dawno powinnaś być po operacji! Na co ty czekasz?!

Wygląda na to, że pomimo podłamania i depresji, jak zawsze się posprzeczają.

– Warda zniknęła – cicho informuje chora. – Nie ma jej, a tak mnie mobilizowała. Nikt nie jest w stanie jej zastąpić.

– Czyś ty oszalała?! – drze się pierworodna. – Zakochałaś się w niej czy co? Dla niej chciałaś żyć, nie dla nas, swojej rodziny?

– Ale bzdurzysz! – Dorota trochę się otrząsa, bo rzeczywiście tak to wygląda, a Marysia kontynuuje wyliczankę podniesionym głosem:

– Nie chodzi już o mnie i Darię, twoje kłopotliwe córki, ale masz także wnuki. Adil i Nadia straszliwie cię kochają, nie wspomnę o brygadzie chłopaków u Darii. Ahmed, artysta nadwrażliwiec, wyglądający całkiem jak twój pierwszy mąż i mój ojciec, Jusuf, syn Hamida, twojego ulubionego zięcia, a na koniec książę Sulejman, gigant chłopczyk, pogrobowiec saudyjskiego księcia Anwara al-Sauda, z którym krótko, acz treściwie była Daria. Niedługo dojdzie jeszcze jeden do tej drużyny.

– Skończyłaś? – Matka uśmiecha się pierwszy raz od niepamiętnych czasów.

– Aaa, byłabym zapomniała o najbardziej zakochanej w tobie istocie. – Marysia ironicznie moduluje głos. – Twój wiarołomny, głupkowaty, ale w sumie nie najgorszy mężuś Aszraf nie przeżyje bez ciebie ani minuty. Ani sekundy!

Kobiety poważnieją i patrzą sobie głęboko w oczy.

– Ale ja chcę Wardę – skamle rozżalona Dorota.

– Całkiem zdziecinniałaś! – Postanawia nie zostawić na matce suchej nitki, bo takie opierniczanie zawsze jedną i drugą mobilizowało. – Masz przeżyć, a potem tej Wardy poszukasz. A co się w ogóle stało? Takimi byłyście psia­psiółkami.

– Ej tam. – Dorota nie dojrzała do tego, by powiedzieć córce o swojej zbrodni i jej konsekwencjach. – Poddam się temu cholernemu oderżnięciu cycka. Zadowolona?

– Tak, trochę uspokojona. W Saudii, a szczególnie w Szpitalu Gwardii Narodowej, jest całe mnóstwo najlepszych na świecie specjalistów. Aszraf na pewno na głowie staje, by takiego ci załatwić.

– Wiem, wiem…

Pogrążają się w zadumie, ale rozmowa je podbudowuje, bo po chwili na twarzy jednej i drugiej wykwitają słabe rumieńce.

– A co u ciebie? Wyglądasz jak sto nieszczęść. – Matka bierze córkę w obroty. – Znowu coś zbabrałaś w swoim życiu? – Jej szczerość i prostolinijność są nieznośne.

– Ja raczej nie, ale… Po raz kolejny wszystko się wywróciło. Nie rozumiem dlaczego?

– Przestań mi tu dukać i gadaj szczerze! Mam trochę do powiedzenia w rodzinie Goldmanów, jestem było nie było przyrodnią siostrą tych frechownych15 bab, więc z miejsca zrobię tam porządek. Czyżby Jakubowi się odwidziało? Niemożliwe! Był w tobie szaleńczo zakochany.

– Dobrze, że użyłaś czasu przeszłego.

– Cóżeś ty zbroiła, kobieto?! Twoja niewinność zapewne złamanego grosza nie jest warta! Całe życie zachowujesz się jak szczylówa, a masz już czterdziestkę na karku. Dorośnij wreszcie! – matka bezdusznie ruga córkę, sprawiając jej tym ogromną przykrość.

Nikt za mną nie stoi. Nikt nie trzyma mojej strony. Co ja takiego komu zrobiłam, że dosłownie wszyscy mi nie dowierzają. Zawsze to ja jestem winna… Rozczula się nad sobą, a łzy cicho spływają z jej wielkich, pięknych, tragicznie smutnych oczu.

– Nic to, mamo. – Marysia przybliża palec do klawiatury laptopa, by się rozłączyć. – Poddaj się leczeniu i bądź zdrowa. Dla tych, których kochasz, mnie w to pewnie nie wliczając.

Kiedy Nadia wraca z pracy do domu, zapada już zmrok. Wchodzi do środka i poszukuje mamy, chcąc jej powiedzieć o niesamowitych kazusach, które dzisiaj odkryła. Praca ją pasjonuje, studia na wydziale prawa międzynarodowego satysfakcjonują, więc można powiedzieć, że odnajduje swoją drogę w życiu. Gdyby nie rozstanie z Mabrukiem i mające się narodzić nieślubne dziecko, byłaby szczęśliwa.

– Mamuś! Mamuś, gdzieś ty? – Dom, choć jedno­poziomowy, jest niemały, bo ma prawie dwieście metrów kwadratowych, tak że można się w nim zgubić, ale też i ukryć. – Hello! Jest tam kto?

Dziewczyna, po której w ogóle jeszcze nie znać ciąży, zmierza na duży taras, gdzie zastaje matkę pogrążoną w rozpaczy.

– Co się stało? – Przyklęka przy niej i chwyta ją za ręce. – Źle się czujesz? Coś z dzieckiem?! Trzeba jechać do szpitala? Mamuś, no powiedzże!

– Rozmawiałam z babcią – szepcze urywanym głosem Marysia.

– No i wszystko jasne. – Uspokaja się córka. – Nawrzucała ci, a ty się tym przejmujesz? Mamo! Przecież to nie pierwszy raz.

– Ale tym razem potrzebowałam jej wsparcia. – Pochlipuje załamana brzemienna. – Bardzo potrzebowałam.

– Masz mnie, a całą resztę olej. Zrozumiano? – Uśmiecha się czule, bierze matkę w ramiona i mocno ściska. – Robimy kolację. No, rusz się! Może nawet napijemy się po dwie kropelki koszernego winka, żeby czerwone krwinki nam się podniosły. Co ty na to? – proponuje, bo wie, że zarówno babcia, jak i mama często w trudnych momentach pokrzepiały się rubinowym trunkiem.

Ledwie matka z córką się rozstają i idą każda do swojego pokoju, Nadia, nie zwlekając, dzwoni do babci z aplikacji WhatsApp. Tym razem ona ma zamiar ją zrugać.

– Babciu! – wykrzykuje bez powitania. – Coś ty nagadała mamie?!

– Co znowu? Powiedziałam jej prawdę. Że jest nieodpowiedzialna i niedojrzała, pomimo że stara dupa z niej.

– Miałabyś trochę litości!

– A niby dlaczego? Co z nią? Też ma raka? – kpinkuje, przekonana, że to ona jest w najgorszej sytuacji i dlatego może sobie na wszystko pozwolić.

– Nie mówiła ci, że jest w ciąży?

– Hmm, no nie. – Spuszcza z tonu. – Ale z tego to chyba powinna się cieszyć.

– Cieszyłaby się zapewne, gdyby nie to, że Kuba ją zostawił.

– Jak to zostawił? Ciężarną żonę?! – wybucha, bo nikt nie potrafi tak wzburzyć krwi w jej starych żyłach jak własna rodzina. – Zdradziła go?!

– Nie, ale on tak uważa.

– Na jakiej podstawie? Musi mieć jakieś podejrzenia. – Logicznie rozumuje babka.

– Kiedy byłam na stażu w agencji Szin Bet w Autonomii Palestyńskiej, umówiłam się z mamą w restauracji w Ramalli – opowiada młoda. – Tata wtedy przyjechał tam na jakieś biznesowe czy polityczne rozmowy. No i wpadłam na pomysł, że zjemy tę nieszczęsną kolację we trójkę.

– Chciałaś ich ponownie spiknąć?! – oburza się seniorka. – Pan Bóg cię opuścił?!

Dorota mówi tak głośno, że niepokoi tym Adila, który zajmuje sąsiednią sypialnię. Troskliwy chłopak wychodzi ze swojego pokoju i staje pod przymkniętymi drzwiami, próbując się zorientować, o co chodzi. Na razie tylko nadstawia uszu.

– To był kretyński pomysł – przyznaje Nadia. – Ale chyba każde dziecko pragnie, by rozwiedzeni rodzice się zeszli. – Adil uśmiecha się krzywo, bo on też o niczym innym nie marzy.

– Twój ojciec, Hamid Binladen, jest aktualnie mężem twojej ciotki, Darii – babka cedzi słowa przez zęby. Obawia się, że zanosi się na kolejny kataklizm. – Chciałabyś, by porzucił żonę, która spodziewa się jego dziecka, i znów obskakiwał twoją durną, lekkomyślną matkę? Ona sobie i tak poradzi, a Daria niekoniecznie. Ma małych synów, dla których twój tata jest idealnym ojcem.

– Czemu ma się opiekować obcymi gówniarzami, kiedy ma własne dzieci? Czy ja i Adil się nie liczymy? Jesteśmy gorsi?

– Czyż nie tak dawno temu nie uważałaś się za bardzo dorosłą, panienko? Czy nie pragnęłaś wypierniczyć z domu i nie wyjechałaś na drugi koniec świata?

– Jaki drugi koniec świata? Co ty gadasz? Tata lata do Izraela i Palestyny jak po zboże.

– W każdym razie tobie ciepełko rodzinne dłużej nie było potrzebne.

– Chciałam się usamodzielnić.

– Okej, wszystko gra. Ale po co intrygujesz i doprowadzasz do katastrofalnych w skutkach posunięć?

– No nie wiem… Sorki…

– Twoja matka rozwiodła się z Hamidem i uważam, że słusznie postąpiła, bo paskudnie ją potraktował. Przespać się z przyjaciółką żony to świństwo, które jakoś można przełknąć, ale ożenić się z nią i zmajstrować jej bachora to już jest niewybaczalne.

– Owszem…

– Zapomniałaś o tym, co? Doprowadziłaś do tego, że twoi starzy się przenocowali i teraz matka jest z brzuchem! Dałaś w cipę!

– Ależ ty używasz slangu, babciu. Nauczyłabyś się wreszcie ładnie i poprawnie wysławiać. Nas zadręczałaś Sonetami krymskimi, a sama gadasz jak furman.

– Więc jak to było, ty moja cnotliwa belferko? – indaguje starszawa pani, której serce z niepokoju omalże nie wyskoczy z piersi i dlatego całkiem traci kontrolę nad językiem. – Poszli do łóżka?

– Właśnie że nie! – żywo zaprzecza. – Noc po spotkaniu z ojcem mama spędziła z Kubą, który nie wiadomo jakim cudem pojawił się w Ramalli koło restauracji, gdzie spędzaliśmy wieczór. Podejrzał moich staruszków samych przy stoliku, jak trzymali się za ręce i lampili na siebie.

– Jak się zachował?

– Nie podszedł, nie przywitał się. Zwyczajnie zwiał.

– A potem w domu posiadł twą mamę, by zaznaczyć teren? – Dorota jest oburzona.

– W sumie można to tak określić. Całkiem niewinna scenka mu wystarczyła, by nabrać podejrzeń. Nikt i nic go nie przekona, że jest w błędzie.

– Zazdrosny facet to skaranie boskie – reasumuje starsza.

– Ja również zmarnowałam sobie życie. Tentegowałam się z Mabrukiem. I tym sposobem też wpadłam. – Nadia wyrzuca z siebie jednym tchem.

Stojącemu w korytarzu Adilowi na takie wieści włos się jeży. Otumaniony siada na podłodze i bierze głowę w dłonie. Ma zupełnie inne odczucia, niż spodziewała się po nim siostra. Biedna mama, aż oddech mu się rwie. A ta moja siora, durna koza… Jak ona mogła tak się zapomnieć? I co teraz?! Co teraz z nią będzie?! Ten Mabruk musi się z nią natychmiast ożenić! Byleby tata się nie dowiedział. Nie wiem, jak by zareagował. Chyba nie okaże się pieprzonym wahabitą, ortodoksem, który karę za grzech córce sam wymierza? Nastolatek cały się trzęsie. Nie pozwolę na to! Tłumiony szloch wyrywa się z jego młodzieńczej piersi.

– Ty też jesteś w ciąży? – upewnia się Dorota.

– Tak jakby.

– Bardzo dorosłe i rozważne postępowanie.

– Niezbyt.

– A ten przystojniak z kitką, ten twój Mabruk, jak zareagował na radosną nowinę? Także się na ciebie wysrał? – bluzga, bo w ten sposób wysławia się od młodości, więc na starość trudno jej wyplenić przekleństwa ze swojego słownika.

– Ładnie to określiłaś. O dziecku nic nie wie, bo nie zdążyłam mu powiedzieć. Wcześniej mnie olał.

Cisza zapada na łączach, a w korytarzu słychać tylko brzęczenie przepalającej się żarówki. Adil czuje pulsowanie w skroniach. Przechlapane. Na całej linii.

– Czy twój ojciec ma o tym choć blade pojęcie? – Dorocie drży głos, bo nie tak dawno była przypadkowym świadkiem zbrodni pseudohonorowej. Ocaliła Wardzie życie, ale czy da się uratować Nadię przed człowiekiem, który zabijał nie raz i nie dwa. Okej, jako agent wywiadu, szpieg, uśmiercał samych złych i podłych ludzi, ale…

– Tata mi pogratulował. – Córka uwielbia swego ojca, a za jego tolerancję darzy go jeszcze głębszym uczuciem.

– Bogu niech będą dzięki. – Babcia oddycha z ulgą, tak jak podsłuchujący pod drzwiami Adil. Kamień spada im z serca. – Ale żeby pogratulował? – Trochę jednak nie może w to uwierzyć.

– Powiedział, żebym się nie przejmowała, bo zdrowie moje i dziecka jest najważniejsze. I żebym tak całkiem nie przekreślała Mabruka. Uważa, że to porządny, choć trochę niedojrzały facio. – Panienka uśmiecha się przez łzy.

– Zatem wszystko na pewno dobrze się skończy. – Seniorka obserwuje swoją ukochaną wnuczkę z rozrzewnieniem, a na koniec stwierdza: – Ciąża ci służy. Pięknie wyglądasz. Kwitniesz.

– Dziękuję, babuniu. Mnie się może jakoś ułoży, ale mamie? – martwi się. – Binladen pewnie przywlecze Abulhedżę, by się ze mną ożenił, ale nie zmusi Goldmana, by wrócił do żony. Zwłaszcza że ten obłędnie zazdrosny Żyd jego podejrzewa o przyprawienie mu rogów.

– A żołnierka Jente, siostra Kubusia, nic nie zdziała? To twarda baba.

– Nawet Szin Bet tu nie pomoże. Ani ciocia Klara, staruszeczka nad grobową deską, nie przemówiła mu do rozumu.

– Poszedł w zaparte. – Dorota zna męski upór jak zły szeląg. – Głupio mu się wycofać i przyznać, że szkaluje i krzywdzi niewinną kobietę. Swoją brzemienną żonę, do kurwy nędzy! – znów rzuca mięsem. – Ja sobie z nim porozmawiam!

– Absolutnie nie! Proszę! Przyniesiesz tylko mamie wstyd. Tacie też nie mów, sama mu powie albo oświeci go ciotka Daria, która okazała się zawistną zdzirą.

– Wszystkie dziewuchy Salimi, z przeklętego rodu zamordowanego przeze mnie męża Ahmeda – wypala babka, a Nadia robi wielkie oczy, bo pierwsze o tym słyszy – są postrzelone i nieodpowiedzialne. Wisi nad nimi klątwa libijskiej rodziny. Lecz póki człek żyw, to wszystko może naprostować i zmienić.

– Dlatego też, babciu, marsz na stół operacyjny! – Młoda w żartobliwy sposób zagrzewa upartą chorą. – Masz wyzdrowieć, żebyś mogła hulać na moim weselu i bawić się na chrzcinach kolejnych potomków naszego niezniszczalnego klanu.

Dorota, jak zawsze mało przejmując się sobą, postanawia najpierw zadbać o najbliższe swemu sercu krewniaczki. Dzwoni więc do Hamida i zaprasza go na swój sztandarowy sernik, który od jakiegoś czasu piecze Adil, wszechstronnie uzdolniony chłopak.

– Co z Mabrukiem? Gdzie on jest?! – bez ogródek przechodzi do konkretów, a wnuk przysłuchuje się rozmowie z kuchni, gdzie szykuje poczęstunek.

– Skąd to pytanie? – Saudyjczyk udaje Greka, ale przed przyszywaną matką nie najlepiej mu to wychodzi. – Zostawił Nadię. Co ja mogę na to poradzić?

– Nie wiesz, gdzie jest?! – Polka twardo lustruje zięcia. Widzi, że ten kłamie, bo zna go tak dobrze, że jest lepsza od wariografu. – Naprawdę?! A mnie się wydaje, że dawno masz go w swoich łapskach.

– No, nie do końca… – Waha się, czy wyznać jej prawdę.

– Co to za wyjątkowa podłość, żeby rozpaczającej dziewczynie nie powiedzieć, gdzie znajduje się jej ukochany! – wrzeszczy zadziorna babka. – A chłopaka oświeciłeś, że jego bogdanka jest w ciąży? – Pali go pełnym wyrzutów wzrokiem. – To jakiś nonsens! Przecież oni się kochają!

– Doroto! – Hamid ma stal w spojrzeniu; takim teściowa go dotąd nie widziała. – Żyli bez ślubu…

– No i co z tego?

– Na dokładkę zrobił jej dziecko…

– No i co z tego?

– To z tego, że rozprawiczył mi córkę, za co powinienem go zabić – groźnie charczy. – Na dokładkę zmajstrował jej bąka. Pohańbił ją!

Adilowi, który znowu podsłuchuje, brakuje tchu.

– Hamidzie, nie sądziłam, że jesteś takim prymitywnym Arabem! Miałbyś chętkę dopuścić się zbrodni?! – piskliwie wykrzykuje rozczarowana tym człowiekiem. – Zabiłbyś swoją pierworodną?!

– Nie, nigdy w życiu! – żywo zaprzecza ojciec. – Ale jakąś karę muszą ponieść.

– Co zamyślasz? Mów mi tu natychmiast!

– Niech się trochę pomęczą w niepewności – wyjawia swój wychowawczy cel. – Niech pocierpią.

– Nadia oczy wypłakuje, ty draniu! – Dorota wpada w szloch. – Jak możesz! Jak śmiesz tak dręczyć swą córkę? Ponoć najukochańszą… – Wyje jak bóbr i nie jest w stanie nad sobą zapanować. – A Mabruk? Usycha zapewne z tęsknoty…

– Daj spokój, Dora – łagodnie prosi Hamid, kiedy dociera do niego jego wyrafinowanie. – Coś z tym zrobimy. Wyrównamy.

– No ja myślę. I to jak najszybciej.

– Jednak bezapelacyjnie chłopak przejdzie pewne przeszkolenie. – Kolejny uparty samiec jest nieugięty. – Żeby stać się mężczyzną.

W końcu Adil dosiada się do ojca i babki w salonie, a Hamid oględnie naświetla im swój plan. Chcąc nie chcąc, akceptują go i przyrzekają nikomu nie powiedzieć ani słowa. Udaje im się jedynie wymusić na nim skrócenie do minimum katuszy młodej pary.

– Kiedy otrzymam nominację na ambasadora Arabii Saudyjskiej w Tel Awiwie16, planuję zabrać Mabruka ze sobą jako swojego asystenta. Najpierw zahartujemy jego charakter, a potem wyrobimy mu dobre papiery.

– A już myślałam, Hamidku, żeś dokumentnie postradał zmysły. – Dorota całkiem się uspokaja.

12Marhaban (arab.) – Cześć, witaj.

13Jehudi (arab.) – Żyd/Żydówka.

14Szariat (arab.) – tradycyjne prawo religijne kierujące życiem wyznawców islamu (więcej informacji: Słownik).

15 Frechowny (jid.) – zarozumiały, arogancki, bezczelny.

16 Królestwo Arabii Saudyjskiej nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Izraelem, lecz jest bardzo prawdopodobne, że sytuacja niedługo się zmieni (przypis autorki).