Arabska klątwa - Tanya Valko - ebook + audiobook + książka

Arabska klątwa ebook

Tanya Valko

0,0
44,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Ostatnia część „Orientalnej sagi” o rodzinie Salimich oraz Goldmanów i innych odważnych kobietach w odległych kulturowo krajach Orientu.

Dorota, główna bohaterka, starsza już, choć nadal bezkompromisowa, wraca ze swoją arcyciekawą historią. Czy spotka ją szczęście, czy wielka tragedia? Czy u jej boku nadal trwać będzie cudowny mąż, Saudyjczyk, doktor Aszraf al-Rida? Jak potoczą się losy Marysi, która po raz kolejny wraca do miłości swojego życia, Hamida Binladena? Czy będzie się nim dzielić ze swoją pozostającą w niepełnej świadomości siostrą Darią, której z całą bezwzględnością odebrała męża? A może Daria odzyska siły i zawalczy o swoje? Nadia Binladenówna, wyzwolona i niepokorna, to też niezłe ziółko. Czy obrończyni praw człowieka przestanie skupiać się wyłącznie na ratowaniu innych i pomyśli także o własnym szczęściu? W jakie kłopoty wplącze się tym razem i czy wyjdzie z nich suchą stopą? Dzięki Mabrukowi, byłemu mężowi Nadii, oraz jej bratu Adilowi Binladenowi dowiecie się, jak żyją geje w krajach Orientu.

Sytuacja na Bliskim Wschodzie się nie uspokaja, a wręcz zaognia – dzięki „Orientalnej sadze” możecie poznać tamtejszą codzienność i wyrobić sobie własną opinię na jej temat.

Tę, jak i pozostałe pozycje serii można czytać samodzielnie, każda bowiem stanowi zamkniętą całość.

Tanya Valko to pseudonim absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była nauczycielką w Szkole Polskiej w Libii, a następnie przez prawie dwadzieścia lat asystentką ambasadorów RP. Mieszkała w Libii i Arabii Saudyjskiej oraz w Indonezji. Po ponad 25 latach na obczyźnie w 2018 roku zostawiła za sobą dyplomatyczne życie i wróciła do Polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 492

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Tanya Valko, 2025

Projekt okładki

Sylwia Turlejska

Agencja Interaktywna Studio Kreacji

www.studio-kreacji.pl

Zdjęcie na okładce

© Sofia Zhuravetc/Stock.Adobe.com

Redaktor prowadząca

Anna Derengowska

Redakcja

Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8391-746-7

Warszawa 2025

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

[email protected]

Człowiek musi przejść przez różne etapy,

zanim wypełni swe przeznaczenie

Paulo Coelho, Piąta góra

Wszystkie postaci występujące w powieści i przedstawione wydarzenia są fikcyjne. Losy osób publicznych lub postaci historycznych zostały zbeletryzowane na potrzeby fabuły.

PRZEDMOWA

Drodzy Czytelnicy,

Arabska klątwa to już ostatnia część Orientalnej sagi, co zapewne zasmuci tych, którzy zżyli się z rodziną Salimich oraz Goldmanów, jak i miłośników przygód odważnych kobiet w odległych kulturowo krajach Orientu – zarówno Bliskiego i Dalekiego Wschodu, jak i Afryki. Dla mnie decyzja o porzuceniu bohaterów serii jest bardzo bolesna, bowiem przez długich piętnaście lat byli częścią mnie i jakby weszli do mojej familii – wielokrotnie pierwowzorami postaci byli nie tylko przelotni znajomi, ale głównie moi przyjaciele. Często bohaterowie noszą cechy moich najbliższych, męża, córki, syna, a także wnuczki. Wraz z upływem czasu dorastali i dojrzewali razem z nimi. Mąż długie lata nie sięgał po Arabską sagę, twierdząc, że nie będzie czytał mojego pamiętnika, bo przecież moje losy i uczucia zna jak nikt inny.

W Arabskiej klątwie oczywiście pojawi się Dorota, która aktualnie najbardziej przypomina mnie – podstarzała i trochę apodyktyczna, bezkompromisowa kobieta z galopującą menopauzą. Kiedy przechodziła przez terapię raka piersi, dzięki niej ujawniłam cierpienia i myśli mojej kochanej teściówki Larisy, która w trakcie pisania przeze mnie tej ostatniej książki rozpoczęła kolejną batalię z poważną chorobą. Jaką teraz historię poniesie Dorota na swoich barkach? Czy jej losy w sadze zakończą się optymistycznie? Czy do końca będzie jej towarzyszył cudowny mąż Saudyjczyk, doktor Aszraf al-Rida, także wzorowany na znanej mi osobie? Jak potoczą się losy Marysi, która po raz kolejny powróciła do miłości swojego życia, Hamida Binladena? Czy będzie się nim dzielić ze swoją żyjącą w niepełnej świadomości siostrą Darią, której z całą bezwzględnością zabrała męża? A może Daria odzyska siły i zawalczy o swoje? Nadia Binladenówna to niezłe ziółko, ale też wyzwolona i niepokorna dziewczyna. Czy obrończyni praw człowieka, szczególnie kobiet i dzieci, w końcu przestanie skupiać się wyłącznie na ratowaniu innych i pomyśli o swoim szczęściu? W co tym razem się wplącze i czy uda jej się wyjść z tego suchą stopą? Przybliżę wam również dolę muzułmańskich homoseksualistów. Dzięki Mabrukowi, byłemu mężowi Nadii, oraz jej bratu Adilowi Binladenowi dowiecie się, jak żyją geje w krajach Orientu i czy jest to prosta i bezpieczna egzystencja.

Sytuacja na Bliskim Wschodzie nie poprawia się, a wręcz zaognia, niektórzy uważają, że to właśnie tam zacznie się trzecia wojna światowa. Nie chcę być złym prorokiem, więc jedynie ukazuję codzienność w Izraelu i Palestynie, pozostawiając czytelnikowi ocenę, czy spełni się czarny scenariusz.

Mam nadzieję, że powieść zainteresuje osoby ciekawe odległych krajów i odmiennych kultur.

Tę, jak i pozostałe pozycje serii, można czytać samodzielnie, bowiem każda stanowi zamkniętą całość.

Drogi Czytelniku,

jeśli jesteś zainteresowany kulturą Orientu lub zwyczajnie ciekawy świata, sięgnij po moją pierwszą powieść, od której wszystko się zaczęło – Arabską żonę. To ona ponad dekadę temu stała się bestsellerem na polskim rynku. Oto parę słów o Orientalnej sadze:

Arabska żona to tragiczna historia miłosna Polki Doroty, która zakochuje się w Arabie, Ahmedzie Salimim, i wyjeżdża z nim do kraju jego pochodzenia. Jej przygody i przejścia w Libii są wstrząsające i oprócz miłosnych perypetii ukazują obyczajowość, kulturę oraz religię muzułmanów.

Arabska córka to dalszy ciąg, ale też niezależna pozycja, gdzie głównymi bohaterkami są Marysia, córka Doroty i Ahmeda, oraz libijskie kobiety z familii Salimich. Marysia, pół Polka, pół Libijka, przebywa długą drogę z Libii, przez Ghanę i Jemen, by osiąść w Królestwie Arabii Saudyjskiej ze swym mężem, milionerem Hamidem Binladenem. Po raz pierwszy opisuję tu terroryzm i fundamentalizm islamski, a także ich tragiczne skutki.

Arabska krew to thriller polityczny z historią miłosną w tle, opowiadający o arabskiej wiośnie, która wybuchła w krajach arabskich w 2011 roku. Rewolucja i wojna zrujnowały Libię, która pomimo upływu ponad dziesięciu lat do tej pory się nie podźwignęła. Ostrzegam: książka jest mocna i krwawa, fragmentami bardziej dla panów niż delikatnych pań.

Arabska księżniczka powstała na moje pożegnanie z Arabią Saudyjską, w której spędziłam długie pięć lat. Nie kierując się żadnymi stereotypami, ukazuję w niej całą prawdę o tym jednym z najbardziej ortodoksyjnych krajów muzułmańskich na świecie. Na moich oczach doszło do pierwszych zmian w Królestwie wahabitów1, Saudyjki walczyły o niezależność i możliwość prowadzenia samochodu, poznałam polskie stypendystki oraz nauczycielki przyjeżdżające do pracy na lokalnych uniwersytetach. To powieść doby przełomu, okrutna i optymistyczna zarazem.

Okruchy raju i Miłość na Bali to dwie pozycje zaliczane do Azjatyckiej sagi, która na nich się zakończyła. Jest to ciąg dalszy losów rodziny Salimich, ale znów po każdą książkę można sięgnąć niezależnie. Przebywając sześć lat w Azji, poznałam ją od podszewki i postanowiłam ukazać polskiemu czytelnikowi jej prawdziwe oblicze. Bynajmniej nie jest ono zawsze radosne i życzliwe, jak głoszą frazesy. Z książek tych dowiesz się o bestialstwie mieszkańców archipelagu indonezyjskiego, szczególnie podczas antykomunistycznego upuszczenia krwi w 1965 roku, o biedzie, nędzy czy wręcz skrajnym ubóstwie. Przeczytasz o bezwzględnych mordach i bezduszności ludzi, którym z ust nie schodzi uśmiech, ale też o filantropii i dobrych azjatyckich duszyczkach, dlatego nie spodziewaj się stronniczości. Staram się przekonać czytelnika, że jadąc do Tajlandii czy na rajskie Bali, należy być w najwyższym stopniu ostrożnym, gdyż nic nie jest tam takie, jak się wydaje.

Arabska krucjata, Arabski mąż i Arabski syn to thrillery polityczne, w których ujawnia się moje młodzieńcze marzenie, by być poważną i poważaną reporterką, najchętniej wojenną. W 2014 roku na terenie Syrii i Iraku powstał współczesny kalifat i pseudo-Państwo Islamskie. To właśnie w nich i dookoła nich toczy się akcja tych powieści. Moi bohaterowie wylądują w centrum walk, będą zamknięci w kalifackim więzieniu czy domu publicznym, będą świadkami okrutnych mordów, a wręcz ludobójstwa. Biorę tu pod lupę życie w obozach dla uchodźców i tragiczną sytuację pokrzywdzonych przez wojnę ludzi. Wszystko to ukraszą piękne córki Doroty – Daria, nieopatrznie zakochana w terroryście, oraz Marysia, która nie chce zostawić siostry na pastwę losu.

Arabski raj to reminiscencje moich pierwszych wrażeń po powrocie do Polski po dwudziestu pięciu latach spędzonych w Afryce, na Półwyspie Arabskim oraz w Azji. Nie powiem, ciężko było. Europę i Polskę ukazuję oczami prawie cudzoziemki Marysi Salimi, bo w tamtym czasie sama czułam się obco we własnym kraju. Na szczęście to już przeszłość.

Arabski książę powstał na początku pandemii koronawirusa, który spadł na nas jak grom z jasnego nieba. W powieści tej powracam na Bliski Wschód, przynajmniej myślą, jeśli nie da się ciałem. Poznałam niejednego saudyjskiego księcia i księżniczkę, nieobce są mi warunki ich życia ani liczne historie krążące wokół dworu dynastii Ibn Sauda2. W powieści tej wejdziesz ze mną do książęcych pałaców, zbliżysz się do wysoko urodzonych, poznasz ich rozterki i uczucia. Zgłębisz także historię czterech córek króla Abdullaha, która po dziś dzień jest otoczona nimbem tajemnicy. W 2021 roku arabska prasa doniosła, że jedna z nich, Maha, zmarła na covid, lecz losy pozostałej trójki są nieznane. Ja puszczam wodze fantazji i przedstawiam swój wariant ich doli.

Arabska wendeta mówi o pragnieniu zemsty, które zżera ciało i duszę i nieraz jest silniejsze niż instynkt samozachowawczy czy zdrowy rozsądek. Wendety do dziś dokonuje się w krajach Orientu i nie podlega ona zbyt surowej karze. Większość bohaterów tej powieści ma powód i chęci, by za coś się zemścić. Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak wygląda biblijna i koraniczna sentencja „Oko za oko, ząb za ząb” w arabskim wydaniu – sięgnij po tę książkę.

Arabska Żydówka to pierwsza część sagi w nowej szacie graficznej, niemniej równie efektownej jak poprzednia. Historia, którą opowiadam, też jest niezwykła. Wraz ze mną, drogi Czytelniku, przeniesiesz się do Izraela i Autonomii Palestyńskiej. Kimże jest tytułowa arabska Żydówka? Czyżbym miała zamiar kogoś obrazić, używając takiego zestawienia słów? Na pewno nie to było moim celem, chciałam tylko trochę pogrzebać w genealogii polskich i żydowskich rodzin, gdzie często miłość zwycięża uprzedzenia. Znów krytycznie podeszłam do terroryzmu i stosowania przemocy, do grabieży i wywłaszczania, ale też do eksterminowania jednej nacji przez drugą. W izraelsko-palestyńskim chaosie zrodzi się miłość, która nie zna granic. Czy przetrwa próbę czasu – dowiesz się z następnej pozycji.

Arabska kochanka opowiada o miłości i tęsknocie, o ludziach dobrych i złych, a akcja toczy się w dobie ogólno­światowej zarazy. Podobnie jak w trakcie wojny, również podczas pandemii nie przestajemy darzyć się uczuciem, przeciwnie – rzucamy się w objęcia Amora dużo chętniej, bo być może to ostatnia godzina i ostatnia szansa, by przez chwilę być szczęśliwym. COVID-19 w Izraelu i Arabii Saudyjskiej zdominuje tematykę powieści. Zobacz, jak się choruje w dobrobycie, ale też w upokarzającej nędzy. Czy polskie obostrzenia były surowe, czy raczej niczym dziecięca igraszka w porównaniu z zakazami w Izraelu? Jak zwykle dużo się dzieje, a powieść czyta się jednym tchem.

Arabska zdrajczyniujawnia kuriozalną sytuację: to, co w krajach Zachodu nie jest choćby przewinieniem, na Bliskim Wschodzie uznaje się za grzech czy wręcz przestępstwo, za które można zapłacić głową. Zdradzenie kraju, rodu, religii czy tradycji bywa śmiertelnie groźne. Opisuję tu pseudohonorową zbrodnię oraz ciężki los Saudyjek, które nie tylko marzą o emancypacji, ale wręcz żądają praw dla siebie. Akcja powieści toczy się w ortodoksyjnej Arabii Saudyjskiej, ogarniętym wojną domową i klęską humanitarną Jemenie, na terenie Izraela oraz Autonomii Palestyńskiej i w nieustannie bombardowanej Strefie Gazy.

Arabska ofiarato dalszy ciąg przygód szalonych i nieprzewidywalnych kobiet z rodu Salimich oraz Goldmanów. Większa część arabskiej familii przeprowadza się z Rijadu do Izraela. Śledząc losy Nadii i jej męża Palestyńczyka Mabruka oraz innych mieszkańców Tel Awiwu, poznajemy, co to strach i lęk, gdy domowej produkcji palestyńskie rakiety latają nad głowami, a Żelazna Kopuła nie wszystkie wychwytuje. Daria Salimi i ambasador Hamid Binladen otwierają pierwszą saudyjską placówkę w Tel Awiwie. Zaś seniorka rodu, Dorota, po pomyślnej terapii raka piersi, prowadzi prywatne śledztwo i próbuje dowiedzieć się prawdy o życiu robotników oraz azjatyckiej służby domowej w Katarze. Natomiast saudyjski szpieg Hamid Binladen i rosyjski oligarcha Michaił Aronowicz spróbują powstrzymać mocarstwowe zapędy Putina. Tłem powieści jest wielka światowa polityka, wpływająca na losy ludzi na całym świecie, w tym powieściowych bohaterów, którzy pomimo licznych zawirowań próbują odnaleźć swoje szczęście i cieszyć się życiem.

Arabskie łzyto powieść o wciąż zażywnej i coraz bardziej despotycznej protoplastce rodu Dorocie oraz kobietach z klanu Salimich i Goldmanów, ich dzieciach i partnerach, a także innych przedstawicielach bliskowschodnich nacji. Akcja toczy się w Arabii Saudyjskiej, Izraelu i w Strefie Gazy, a epizodycznie nawet w Japonii. Pozostającej w komie ambasadorowej Darii Binladen lekarze nie dają zbyt dużych szans na wybudzenie, ale kochającej rodzinie przez myśl nawet nie przejdzie, by odłączyć ją od aparatury podtrzymującej życie, dlatego decydują się na eksperymentalną terapię. Sprawy się komplikują, bo jej siostra, Marysia, po zakończeniu toksycznego związku z Izraelczykiem pragnie powrócić do miłości swojego życia, Hamida, aktualnego męża pogrążonej w śpiączce. W kulturowym izraelskim tyglu lawiruje Nadia Binladenówna, córka Marysi i Hamida, która uczestniczy w niezwykłych, ale też ekstremalnie niebezpiecznych wypadkach. Moi bohaterowie zostają uwikłani w wojnę Izraela z Hamasem3, począwszy od seniorki Doroty, a skończywszy na dwudziestolatce Nadii i jej półtorarocznym synku Tariku.

W powieściach zaliczających się do Orientalnej sagi rozpacz przeplatam z radością, zaś dramatyczne sytuacje rozładowuję moim specyficznym poczuciem humoru. ­Akcja ani na chwilę nie zwalnia, wręcz przeciwnie – pędzi na złamanie karku. Wykreowane postaci są pełnokrwiste i przeważnie mają dość skomplikowane charaktery, a ich postępowanie nie zawsze jest dorzeczne i konsekwentne, tak jak zapewne u każdego z nas. Nikt nie jest całkiem dobry ani do końca zły, dzięki czemu nawet najpodlejszego bohatera można polubić.

Serdecznie polecam powyższe pozycje, bo dzięki nim poznasz prawdziwy orientalny świat, nie ten czarno-biały, lecz pełen feerii barw – choć nie brak w nim cieni. Warto poznać to, czego nie znamy i czego się boimy, bo czasami nasze obawy są bezzasadne. Mam nadzieję, że w ostatecznym rozrachunku Orient Cię zaciekawi, zauroczy i poddasz się jego magii.

1 Wahabita (arab.) – wyznawca wahabizmu, ultrakonserwatywnego islamu.

2 Król Abdulaziz ibn Abdulrahman ibn Fajsal ibn Turki ibn Abdallah ibn Muhammad Al Saud (zwany Ibn Saud) – twórca współczesnej Arabii Saudyjskiej i jej król w latach 1932–1953.

3 Hamas (arab.) – polityczno-militarna fundamentalistyczna palestyńska organizacja, uważana za terrorystyczną. Opanował Strefę Gazy (więcej informacji: Arabskie organizacje terrorystyczne).

PROLOG

Jest piękny słoneczny dzień, a nad izraelską ziemią rozpościera się błękitne, bezchmurne niebo. Powietrze stoi w miejscu, ale nie jest wcale gorąco, tylko przyjemnie i ożywczo. Tak pozytywna aura w tej części świata zdarza się rzadko, bo przeważnie temperatury są tu upiornie wysokie, a od Morza Śródziemnego często wieje silny wiatr.

Sprzed rezydencji Hamida Binladena, ambasadora Arabii Saudyjskiej w Tel Awiwie, wyruszają dwie limuzyny i dwa SUV-y. Michaił Aronowicz, rosyjski oligarcha żydowskiego pochodzenia, wraz z wnukiem, sierotą Dawidkiem, jedzie swoim lincolnem. Obok nich siedzi Dorota, polska babka malca, która postanawia przejąć nad nim pieczę, a także jej saudyjski mąż Aszraf al-Rida. Maybachem ambasadora podróżuje on sam z małżonką Marysią Salimi, zaś w jednym czterokołowcu jedzie ochrona i bagaże, a w drugim Nadia Binladenówna z byłym mężem Palestyńczykiem Mabrukiem Abulhedżą i ich synkiem Tarikiem. Młoda pół-Arabka jest ubrana na saudyjską modłę – w pełni zakwefiona, nawet na nikab4 założyła siateczkę, żeby nie było widać jej chabrowych oczu, z których wylewa strumienie łez.

Lincoln zatrzymuje się w części lotniska Ben Guriona przeznaczonej dla prywatnych odrzutowców. Aronowicz czekał do ostatniej chwili, by poinformować Dorotę o podjętych krokach.

– Te oto pieniądze należą do Dawida. – Kładzie na kolanach zszokowanej czarny skórzany neseser, po czym go otwiera. – Nie obawiaj się, są czyste. Pochodzą z funduszu powierniczego, który utworzyłem dla niego w szwajcarskim banku.

Dorota wlepia wzrok w równo poukładane pliki dolarów spięte firmową banderolą.

– Pan chyba oszalał! – oburza się. – Czy ja jestem jakąś dziadówką i biorę pod skrzydła mojego nieszczęsnego wnuka, którego ojciec, a mój syn Adam, został haniebnie zamordowany, i równie bestialsko pozbawiono życia jego mamę, a pana córkę Sonię? Robię to dla kasy?! – udziera się łamiącym głosem.

– Wiadomo, że nie, ale co ja mam z tym całym szmalem zrobić? – Mężczyzna ma łzy w oczach, z których bije szczerość i ogromny żal. – Zeżrę je? Miały być dla Sonieczki, ale te psy z Hamasu ją załatwiły… Zgwałciły… Nie darowały jej życia… – szlocha. – Na dokonanie zemsty mam dość mamony.

– Planuje pan wendetę? W pana stanie? – Doktor Aszraf uważnie przypatruje się Żydowi, który wygląda, jakby go zdjęli z katafalku.

– Nie własnoręcznie, mój drogi – wyznaje i milknie jak nożem uciął.

Dorota dłużej się nie spiera i przekazuje walizkę saudyjskiemu agentowi Omarowi, szepcząc mu dwa słowa na ucho. Ten niemo potakuje, po czym kieruje się do samolotu. Gdy Dorota z Aszrafem i Dawidem nikną na pokładzie, z SUV-a wyłania się Nadia Binladenówna. Marysia krytycznie przygląda się córce, ale sznuruje usta i nie komentuje.

Zakwefiona młódka z synem na ręku powoli wchodzi po schodkach do prywatnego odrzutowca. Staje na ostatnim stopniu i tęsknie spogląda w dół. Rodzice i Mabruk machają jej na pożegnanie. Matka śle całusa.

Lśniąca w promieniach słońca maszyna z godłem Królestwa Arabii Saudyjskiej na kadłubie powoli kołuje na pas, ale nieoczekiwanie się zatrzymuje. Drzwi się otwierają, a schody ponownie wysuwają. Zbiega po nich – w rozchełstanym czarnym płaszczu i już bez zasłony na twarzy – piękna, długonoga kobieta o tycjanowskich rozwianych włosach. Jej synek, kiedy tylko matka stawia go na ziemi, pędzi co sił w nogach w kierunku ojca.

Nadia maszeruje, dzierżąc neseser z milionem dolarów przekazanych jej babce przez oligarchę Michaiła Aronowicza. Rosjanin uśmiecha się z aprobatą, gdyż jest pewien, że ta młoda obrończyni praw człowieka uczciwie spożytkuje tę kwotę.

***

– W sumie dobrze, że Nadia zostaje w tym dzikim kraju – podsumowuje Dorota, sadowiąc się wygodnie w skórzanym fotelu na pokładzie prywatnego komfortowego odrzutowca i zakładając nogę na nogę. – Ona nie nadaje się do spokojnego życia. Tak jak jej mamusia, a moja córuś Marysia. By lśnić i być szczęśliwą, potrzebuje ekstremalnych warunków. A tu, na tej niby-świętej ziemi, ma to zagwarantowane. Co za przeklęty zakątek świata! – wykrzykuje impulsywnie.

– Mam rozumieć, że lepiej ci w ortodoksyjnej, wahabic­kiej5 Arabii Saudyjskiej? – pokpiwa zadowolony Saudyjczyk, popijając ich ulubionego szampana Veuve Clicquot.

– Głupie pytanie – poważnie odpowiada Dorota. – Od dawna Saudia jest moją drugą ojczyzną, choć niełatwą i czasami przerażającą, ale dla mnie bardziej przyjazną człowiekowi od tego żydowskiego wądołka.

– Nawet dla kobiet? Krążą inne opinie.

– To z zazdrości, że ludziom na Półwyspie Arabskim tak dobrze się powodzi. A biedne baby są ciemiężone i uciskane nie tylko u nas. Popatrz na taki Izrael! – ekscytuje się i podnosi głos. – Jaki tragiczny los czeka niewiasty w chasydzkich rodzinach. Nie dość, że są zmuszane do aranżowanego zamążpójścia, to jeszcze do rozmnażania jak króliki. Żyją w skrajnej biedzie i nędzy, bo mężowie nic innego nie robią, jak się modlą, a na swoje połowice zrzucają nie tylko obowiązki domowe, ale także utrzymanie rodziny.

– Czyżbyś nie cieszyła się z odnalezienia izraelskiej familii? – dziwi się Aszraf.

– Po co nam to było?! – Dorota aż łapie się za głowę, chlapiąc dookoła wyśmienitym trunkiem. – Moja matka Halina zawsze miała kretyńskie pomysły. Żyłam sobie spokojnie bez tych wszystkich żydowskich oszołomów…

– Nie mów tak – strofuje konformista.

– No dobrze, może nie wszyscy są szurnięci, ale moja przyrodnia siostra Jente, pułkownik Szin Bet6, na pewno nie jest normalna.

– Cóż… zawód: szpieg – żartuje dziadunio.

– Zaś Rebeka w wariatkowie jest już totalnie porąbana. Zabiła człowieka!

– Hmm… Niestety…

– Cudowna była Abigail, ale zginęła w zamachu terrorystycznym. – Dorocie łzy błyszczą w oczach, bo egzaltowana, ale też czuła z niej białogłowa. – Ciotka Klarcia również tragicznie dokonała żywota… Żeby w ramach zemsty na Izraelczykach zamordować schorowaną staruszeczkę z parkinsonem?

– Dość tego rozpamiętywania – Aszraf przerywa wspominki żony, bo wyliczanie tragicznych wydarzeń nikomu nie wyjdzie na dobre. – Ostatecznie wracamy do siebie na piaski pustyni Rub al-Chali, gdzie będziemy żyli spokojnie i po bożemu.

– Ty na emeryturze…

– A ty jako pani domu i troskliwa babcia. – Oboje rzucają zakochanym wzrokiem na aniołeczka Dawidka, który jest łudząco podobny zarówno do zmarłego syna Doroty, Adasia, jak i do niej samej. – Dostaliśmy na starość premię od losu.

Aszraf nie może się pohamować i pomimo że samolot nie osiągnął jeszcze docelowego pułapu, wstaje, podchodzi do fotela malucha, mierzwi jego kręcone blond włoski i czule całuje go w czoło.

Chłopiec, który potrzebuje ogromu czułości, wyciąga ramionka do Polki, która – choć poznał ją niedawno – od samego początku stała mu się bliska.

– Babciu! Buzi! – Układa karminowe usteczka w zabawny dzióbek.

Kiedy lekkomyślni dziadkowie kręcą się po kabinie, małym odrzutowcem niespodziewanie zaczyna huśtać. W okamgnieniu tracą równowagę. Dorota ląduje na miękkiej wykładzinie, usiłując czegoś się chwycić, Aszraf zaś zawisa nad siedzeniem przybranego wnuka.

– Wallahi7! – krzyczy muzułmanin.

– Jezus Maria! – drze się chrześcijanka.

Dawid i jego indonezyjska niania tylko szeroko otwierają buzie i nie wydają z siebie żadnego dźwięku.

Wtem do kabiny wpada saudyjski agent Omar, żeby skontrolować sytuację.

– Kassamy8 – sucho informuje. – Jesteśmy na linii ognia.

– To znaczy? – niezbyt mądrze pyta Polka.

– Zestrzelą nas?! – wykrzykuje przerażony Aszraf. – Żelazna Kopuła ich nie wychwytuje?

– Co za niesprawiedliwość! – lamentuje Dorota. – Udało mi się uciec przed terrorystami z Hamasu, by zginąć w przestworzach, i to w prywatnym odrzutowcu?! Takie przeznaczenie… – Załamuje ręce. – Klątwa rodu Salimich…

Nie kończy zdania, bo samolotem rzuca jak blaszaną zabawką. Rozlega się huk, a błyski rakietowych eksplozji oślepiają bardziej niż promienie słońca wpadające przez iluminatory. Z panelu nad głowami pasażerów wylatują maski tlenowe. Silniki wyją, aż się dławią, po czym maszyna ostro pikuje nosem w dół. Pasażerowie oczekują na swój rychły koniec. Ich los nie leży już w ich rękach.

4Nikab (arab.) – muzułmańska zasłona twarzy kobiety, odsłaniająca jedynie oczy, czasami kawałek czoła.

5 Wahabizm (arab.) – ultrakonserwatywny islamski ruch religijno-polityczny w Arabii Saudyjskiej.

6 Szin Bet (hebr.) – Służba Bezpieczeństwa Ogólnego odpowiedzialna za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne. Do jej zadań należy m.in. walka z terroryzmem (głównie arabskim).

7Wallahi (arab.) − Na Boga! Na Allaha!

8 Kassam – nazwa palestyńskich pocisków rakietowych domowej produkcji, wykorzystywanych do ostrzału Izraela. Nazwa pochodzi od bojownika Izz ad-Dina al-Kassama.

ACH, TE BABY

MATKOWANIE BABKI

Myślisz, że to dobry pomysł? – pyta nieśmiało doktor Samira Salimi. – Dora jeszcze nie doszła do siebie po waszym traumatycznym locie z Tel Awiwu do Rijadu i awaryjnym lądowaniu w Hajfie.

– Skąd o tym wiesz? – sonduje Aszraf, zaniepokojony perspektywą, że media rozpisują się o prywatnym odrzutowcu i jego pasażerach, wyjątkowych krezusach. – Przeczytałaś na Facebooku? Jest coś na Instagramie? Zapewne hejtują nas i życzą śmierci.

– Skądże. – Samira zatrzymuje się, usiłując złapać oddech, i przy okazji pulchną dłonią pokrzepiająco klepie mężczyznę po ramieniu. – Uspokój się.

– Nie sądziłem, że nawet trasy prywatnych odrzutowców są ogólnodostępne. Do diaska, w dzisiejszych czasach nie można nawet pierdnąć, żeby pół świata o tym nie wiedziało – wścieka się zazwyczaj spolegliwy gość.

– To nie kwestia mediów społecznościowych. W Szpitalu Gwardii Narodowej, gdzie przecież długie lata byłeś ordynatorem i pracujesz od pół wieku, ściany mają uszy – bez ogródek wyznaje Libijka. – Wystarczy, że powiesz komuś jedno słowo, a dorobią do tego całą historię.

– Zazdroszczą mi? Czego?

– Niektórzy krytykują, że twój zięć jest ambasadorem w Izraelu, zaś inni pragnęliby wskoczyć w jego buty. Młodzi lekarze o niczym innym nie marzą, jak o praktykach czy stażu u Żydów, bo medycyna w tym kraju jest na najwyższym poziomie. Doszły mnie słuchy, że póki co kierownictwo naszej kliniki zamierza ściągnąć stamtąd parę lekarek na oddział in vitro.

– Ale żeby od razu gadać o kaskaderskim przelocie wśród rakiet? – Aszraf na chwilę się zamyśla i coś sobie przypomina. – Powiedziałem o tym Muhammadowi i Salemowi, moim najbliższym współpracownikom, bo chciałem podzielić się wrażeniami. Zapomniałem jednak, że oni są gorszymi plotkarzami od bab!

– Arabskie niewiasty to najbardziej skryte i tajemnicze istoty na ziemi, natomiast faceci zaliczają się do największych papli. – Śmieje się pogodna Samira. W jej okrągłych policzkach pojawiają się urocze dołeczki, zaś kurze łapki pod oczami dodają jej jeszcze większego uroku.

– Masz rację, habibti9. – Kiedyś Aszrafa omalże nie zgubiła jego familiarność i serdeczność wobec pań, ale na starość się nie zmienił, więc teraz chwyta nadal atrakcyjną Samirę pod ramię i zgodnie maszerują do jego domu. – Co jeszcze mówili? – Ciekawią go pogłoski, które krążą wokół jego rodziny.

– Dziwili się, że taki stary zgred jak ty, mający forsy jak lodu, tak ciężko pracował, wręcz się zarzynał. – Kobieta figlarnie daje mu kuksańca w bok, a Saudyjczyk stwierdza, że zachowanie tej muzułmanki całkiem odbiega od przyjętych norm. Przesiąknęła kulturą Zachodu, mieszkając ponad dekadę w Anglii, podsumowuje i bardzo mu się to podoba, bo przecież kobiety z linii Salimich są otwarte i nietypowe, zarówno jego Dorota, jak i jej córki Marysia i Daria, nie wspominając o nowoczesnej, przebojowej wnuczce Nadii Binladenównie. – Jeden typek w kantynie szczególnie nieładnie gadał – kontynuuje nagle markotna Samira. – Twierdził, że tłuste kaczki, jak wy, powinno się odstrzelić. Na koniec spuentował, że Hamas wie, co robi.

Przyjaciele milkną, bo przeraża ich takie podejście do drugiego człowieka, a tym bardziej popieranie terroryzmu. Co by nie mówić, członkowie i poplecznicy Hamasu uchodzą za największych zbrodniarzy naszych czasów.

– Kto to był? – cicho pyta Aszraf, bo zna prawie wszystkich medyków i paramedyków w szpitalu.

– Jusuf Hamri, ponoć świetny chirurg ogólny z Libanu. Zapewne zwolennik Hezbollahu10. – Porywcza Samira z pogardą pluje przez ramię.

– Dziękuję, że mi to powiedziałaś. – Twarz Saudyjczyka robi się jak maska i Libijka dochodzi do wniosku, że to wcale nie taki łagodny baranek, na jakiego wygląda. – Takich osób w Saudii nie potrzebujemy.

– Nikt ich nie pogłaszcze po główce.

– W moim kraju tego typu spiskowcom i zwyrodnialcom te główki się obcina – zimno konkluduje. – Oj, wybiorę mu jaja, bo najgorsi są kryptoterroryści z wyższych inteligenc­kich sfer.

Samira się nie orientuje, jakie koneksje ma Aszraf ani że jego ojciec był długoletnim szefem saudyjskich służb bezpieczeństwa, zaś zięć, Hamid Binladen, jest zagorzałym bojownikiem występującym przeciwko międzynarodowemu terroryzmowi i wciąż aktywnym szpiegiem. Tych wiadomości nie zdobędzie nie tylko libijska krewna, ale również żadni plotkarze.

Kiedy stają przed willą doktora, mają skwaszone miny, bo każde z nich zetknęło się z islamskim fundamentalizmem i ucierpiało od zbrodniczych czynów rzezimieszków, którzy mu przyklaskują. Na progu wita ich Dorota, która jak zawsze prezentuje się atrakcyjnie, bo pomimo sześćdziesiątki na karku jest szczupła, zadbana i bardzo elegancka.

– Samirko! Słyszałam, że podpisałaś kontrakt z Kliniką Gwardii Narodowej. Co za zbieg okoliczności!

Rzucają się sobie w objęcia i pogodna Libijka od razu zapomina o poważnej rozmowie, którą przed chwilą odbyła. Jest to czuła, empatyczna i wesoła babeczka, która do nikogo długo nie chowa urazy, więc zarówno groźna wypowiedź kolegi z pracy, jak i reakcja Al-Ridy ulatują jej z głowy.

– Nie zdałam się na przypadek, bo przecież pamiętałam, gdzie twój mąż jest medyczną sławą i gdzie ty mieszkasz. Zatem będziemy sąsiadkami.

– Tylko proszę cię, nie wspominajmy libijskich czasów – uprzedza Dorota, prowadząc gościa do salonu. – Ani twojego brata, a mojego pierwszego męża Ahmeda. Latami usiłowałam o nim zapomnieć i wyleczyć się ze stresu pourazowego. Zafundował mi aż nadto traumy.

– Daj ty spokój! Nienawidzę go tak samo, jak ty! Oby łajdak aż do sądu ostatecznego smażył się w piekle! – wykrzykuje Samira, machając rękami. – Nie wymawiaj przy mnie jego imienia!

– Mój wnuk, syn Darusi, też tak się nazywa, a na dokładkę zwyciężyły u niego geny recesywne i wygląda jak skóra zdarta z biologicznego dziadka. Bogu dzięki przypomina go tylko z wyglądu. To mały artysta o wrażliwej duszy.

– Nie tylko w jego wypadku twoje wnuki odziedziczyły cechy po drugim pokoleniu. – Samira zagapia się na dwuletniego Dawidka, nie mogąc oderwać od niego wzroku. – Co za śliczny cherubinek! Cała babcia!

– Raczej cały tata, bo to syn mojego Adasia. Ani on, ani jego żona Sonia nie żyją, więc stara babka wzięła na wychowanie sierotę.

Urodziwy smyk zupełnie nie boi się obcych, więc zaraz wyciąga rączkę, by się przywitać.

– Ahlan wa sahlan11 – zagaja do niego cioteczna babka. – Jak się masz? – dodaje po angielsku, widząc brak zrozumienia w oczach malucha.

– Niestety, mówi tylko po rosyjsku i hebrajsku, trochę po polsku i ciut po angielsku, więc czeka mnie dużo pracy – skarży się trochę zagubiona Dorota.

– Dasz radę – pokrzepia ją krewniaczka. – Z chęcią ci pomogę, bo moje pociechy dawno opuściły rodzinne gniazdo, a z wnukami nie mam kontaktu. Bardzo za nimi tęsknię, ale jest już za późno, by naprawić nasze relacje.

– Jak to? Nie pozwalają ci spotykać się z wnukami?! – oburza się Polka.

– Tak się składa. Jeszcze mieszkając w ogarniętej konfliktem zbrojnym Syrii, razem z Mustafą podjęliśmy słuszną decyzję, by odesłać nasze dzieci do rodziny w Anglii. Długie lata byliśmy daleko, bo notorycznie wraz z organizacją Lekarze bez Granic angażowaliśmy się w pomoc ofiarom wojny. Działaliśmy także w obozach dla uchodźców na Bliskim Wschodzie, a potem zajęła nas batalia izraelsko-palestyńska. Poza tym na pierwszym miejscu zawsze była praca, praca i jeszcze raz praca.

– A tak w ogóle co z twoim mężem?

– Zawał. Tuż przed sześćdziesiątką. – Powabną twarz pięćdziesięcioparolatki zalewa smutek. – Na ulicy w Londynie jakaś banda młodych nacjonalistów obrzuciła go kamieniami, drąc się, żeby wypierdalał do Arabów, a nie zatruwał powietrza w ich wolnym, demokratycznym kraju. Zwyzywali go od terrorystów.

– Jego?! O ile mnie pamięć nie myli, to właśnie islamscy fundamentaliści zabili jego pierwszą żonę i dzieci w Syrii. Wymordowali mu całą rodzinę!

– No właśnie. Tak go to zabolało, że serce mu pękło.

– Co się dzieje z tym naszym światem? – zastanawia się zrozpaczona Dorota. – Dawniej cierpiały jednostki, przeważnie ród niewieści, zdominowany i maltretowany przez mężczyzn, a teraz całe nacje. Mowa nienawiści staje się powszechna.

– Dlatego też nasze dzieciaki odcięły się od Arabów, islamu i wszystkiego, co jest z tym związane. Syn zrobił sobie jasne pasemka i wytatuował, jak moderny Europejczyk. Klnie, pije alkohol i żre wieprzowinę, aż furczy. Zaś córka to farbowana ruda cizia w kusych kieckach, która na wyścigi puszczała się z byle kim, aby tylko z ryżym i piegowatym. Zmienili imiona i nazwiska, a kiedy dostali azyl w Wielkiej Brytanii, zrzekli się syryjskiego obywatelstwa. Ostatecznie związali się z białymi jak mleko ateistami i na meczet nawet nie spojrzą. Po arabsku już nawet nie powiedzą salam alejkum12, a uliczne budki z kebabem omijają szerokim łukiem. Wnuki nie mają pojęcia, że płynie w nich choćby kropelka arabskiej krwi, więc skąd niby miałaby im się uląc taka śniada babka?

– Tymczasem Samira Salimi, Libijka, w ortodoksyjnej Arabii Saudyjskiej będzie przeprowadzać zapłodnienia in vitro, z czego zapewne tysiące młodych par się ucieszy – podbudowuje ją Dorota. – Myślmy pozytywnie. Trzeba przeć naprzód, a całą resztę mieć głęboko w dupie.

– Wszystko może się zmienić, ale ty klniesz jak furman po staremu! – Śmieje się rozpromieniona żartownisia.

***

Doktor Aszraf al-Rida zaraz po rozmowie z Samirą i wyciągnięciu od niej imienia i nazwiska lekarza popierającego Hamas dzwoni do agenta saudyjskiego wywiadu Omara, prawej ręki Hamida Binladena i przyjaciela rodziny.

– Jusuf Hamri, Libańczyk – informuje i oddycha z ulgą, bo spodziewa się, że tego człowieka już na oczy nie zobaczy.

***

Dorota od dłuższego czasu wiedzie beztroskie życie. Skupia się tylko na przyjemnościach i nie przemęcza, bo dba wyłącznie o siebie, a jej jedyny problem sprowadza się do tego, co na siebie włożyć i gdzie zjeść lunch z koleżankami. Teraz ustaloną rutynę trzeba będzie diametralnie zmienić. Nie przyjdzie to łatwo, bo przecież Polka ma już swoje lata, a opieka nad dwulatkiem wymaga nie lada poświęceń i wysiłku. Choć do wnuka od razu zatrudniają indonezyjską nianię, to przecież dzieciak nie może przebywać tylko w jej towarzystwie, bo nie wiadomo, czy opiekunka ma choćby skończoną podstawówkę. Co prawda w formularzu rekrutacyjnym opisano ją, jakby była profesorem wszech nauk, ale dane te są mało wiarygodne, a bazowego angielskiego mogła się przecież nauczyć na ulicy czy w domu uciech. Szczególnie deprymujące jest jej infantylne zachowanie. Kiedy babka podgląda zabawy Dawidka z Dewi, zastanawia się, kto z nich jest starszy, bo że rozumu więcej ma blondasek, da się zauważyć gołym okiem.

– Ta dziewczynka ma dziesięć czy dwanaście lat? – Dorota kąśliwie podpytuje męża przy kolacji, którą jak zawsze we dwoje spożywają w jadalni, gdzie usługuje im służba. – Skądżeś ty ją wytrzasnął?!

– Z najlepszej agencji pośrednictwa, kochanie. – Aszraf jest już uodporniony na dąsy swej połowicy. – Są rzetelni i ponoć nie skubią biednych Azjatów, każąc sobie płacić haracz od pensji. Dewi zaciągnęła niewielki dług i ma im oddać tylko tyle, ile autentycznie wydali na wyrobienie jej paszportu i bilet tanimi liniami lotniczymi przez Singapur. Żadnych dodatkowych kosztów z księżyca nie dołożyli, bo na takie przewałki my, Saudyjczycy, już nie pozwolimy. Azjatyccy agenci okradali swoich rodaków, a całą winę zrzucali na nas, złych Arabusów z Półwyspu. Nie dopuścimy do podobnej afery, jaka kiedyś wydarzyła się w związku z pracownikami budowlanymi zatrudnianymi u nas, w Katarze, Emiratach lub Kuwejcie. Nie ma mowy o żadnym handlu narządami, nikomu nie wytną wątroby czy nerki w zamian za możliwość wyjazdu zarobkowego, bo teraz badania ogólne przeprowadzamy u siebie. Ktoś chory lub ze świeżą raną pooperacyjną, analfabeta czy upośledzony nie dostanie roboty.

– Czemu zatem jej paszport po staremu trzymasz u siebie w sejfie, choć dziewczyna powinna mieć go w garści?

– Żeby zgubiła? Sama mówisz, że jest całkiem nieobyta i infantylna.

– Mimo wszystko…

– Kiedy jedziesz na zagraniczną wycieczkę, to szwendasz się po mieście czy zabytkach z najważniejszym dokumentem w torebce, którą mogą ci ukraść, czy zamykasz go w hotelowym sejfie? Poza tym przy sobie ma bitakę13, więc już nie daj się zwariować.

– Jesteśmy na cenzurowanym i aktualnie mieszkańcom Półwyspu Arabskiego przez lupę patrzy się na ręce. Bardzo bym nie chciała, byś został okrzyknięty sponsorem ciemiężcą, który traktuje nieletnią guwernantkę jak niewolnicę.

Lekarz spoziera na żonę z przyganą, ale też z politowaniem. Dorota przesadza, czasem bez umiaru. Coraz częściej mężczyznę to denerwuje, wszak na tyle ją kocha, że postanawia nie krytykować ani nie wdawać się w utarczki słowne. Przy trawiącej ją menopauzie Polka bywa nie do zniesienia, a rozjuszona potrafi wpaść w histerię. I na co to komu?

***

W Arabii Saudyjskiej zaczyna się krótka wiosna, a wraz z nią nastają korzystne warunki atmosferyczne. Natura budzi się do życia – zieleń staje się soczysta, kwiaty pachną, w koronach seledynowych drzew buszuje ptactwo, zdzierając gardła w trelach, a muchy i pszczoły bzyczą radośnie. Temperatura nie przekracza trzydziestu stopni Celsjusza. Okres ten przypomina lato w Europie, przynajmniej zanim nie nastąpiły gwałtowne zmiany klimatyczne, które przyniosły afrykańskie upały.

Dorota jest przeszczęśliwa, że ma bratnią duszę na osiedlu mieszkaniowym przy Szpitalu Gwardii Narodowej, bo dotąd była sama jak palec. Rezydują tu wprawdzie lekarki z Zachodu, lecz te od zawsze traktują ją jak wywłokę, która zadała się z Arabem. Żony ekspatów14, które tak samo jak ona siedzą na zmysłach, również unikają jej towarzystwa, bo ich mężowie są jedynie kontraktowymi doktorami, a ona zarówno połowicą lekarza, byłego ordynatora, jak i przez jakiś czas ministra. Jako że Arabowie to nacja plotkarska, zapewne wszyscy wiedzą o jej zięciu milionerze Binladenie i to chyba najbardziej stoi im kością w gardle. Zatem do tej pory Dorota miała parę kumpelek spoza kampusu, które znalazła w grupie Polonii, i ich grono od lat jest niezmienne, zwłaszcza że mężowie tych pań przedłużają kontrakty z roku na rok i mieszkają w Saudii od ponad dekady. Kraj ten, wbrew powszechnej opinii, podoba się im, bo praca jest satysfakcjonująca, a zarobki horrendalne. Jednak przed żadną z koleżanek Dorota nie może się otworzyć, tajemnice i ekstremalne przejścia zachowując dla siebie, więc nie łączy ich przyjaźń, raczej spotykają się dla zabicia czasu, którego w Arabii niepracujące panie mają zdecydowanie za dużo.

Gdy tylko Samira nie ma dyżuru, już o dziesiątej rano staje na progu willi doktorostwa Al-Rida. Na terenie kampusu czy w pracy Libijka nie nosi abai15, tym bardziej nikabu, a włosy luźno zasłania kolorowym hidżabem16, spod którego wystaje grzywka i kokieteryjnie puszczony kosmyk kędziorów. Tunikę w kwiatowe wzory ma rozpiętą, ukazując tym samym okrąglutki brzuszek i pokaźny biust opięty podkoszulkiem z dużym dekoltem. Wydatną pupę i długie, acz masywne nogi ściskają czarne legginsy. Jeszcze mieszkając w Libii, była wyzwoloną dziewczyną, bo pochodziła z nowoczesnej, nieszczególnie praktykującej muzułmańskiej rodziny, co za rządów Muammara Kaddafiego liczyło się na plus, bo do religijnych oszołomów przywódca miał wrodzoną awersję.

– Zabieram cię dzisiaj do szpitala – ogłasza uśmiechnięta od ucha do ucha kuma.

– Po co? Nikt z nas nie jest chory – obrusza się szwagierka, dźwigając pod pachą mały dwukołowy rowerek i ciągnąc za rączkę stawiającego opór Dawidka.

– Bez obaw, przecież widzę, że kwitniecie. – Samira skacze z pomocą, rozglądając się za zatrudnioną nianią. – A gdzie ta wasza dziewuszka? – sonduje.

– Zbiera się, ale wszystko robi jak na zwolnionych obrotach – narzeka Polka. – To niewyobrażalne, że można się tak ślamazarnie poruszać.

– Niezbyt trafiony wybór. Powinniście ją odesłać, nawet dać odprawę, i na miejscu poszukać kogoś innego.

– Chyba żartujesz! W samym Rijadzie ekspatów jest więcej niż Saudyjczyków, ale każdy pracownik jest przypisany do swojego sponsora i nie ma ani jednego wolnego strzelca na naszym rynku pracy. – Obywatelka Królestwa wprowadza w kuluary nieobytą rozmówczynię.

– Jak to? Dlaczego?

– Jeśli ktoś kończy kontrakt, ciupasem wraca do siebie, bo po wygaśnięciu lub rozwiązaniu umowy do obowiązków zatrudniającego należy wyekspediowanie pracownika do jego ojczyzny. Wizę pobytową ma tylko na okres angażu.

– Kurczę, przy takich surowych regułach u nas, w Libii, nie mielibyśmy rąk do pracy, bo większość emigrantów przebywała tam na czarno. Że też u was wszystko jest tak akuratne – dziwi się trochę podenerwowana Libijka. – Hej, ty! Dewi! – wydziera się w głąb mieszkania. – Jalla17! Ruchy!

Kiedy nie słychać żadnego odzewu, kobiety obracają się na pięcie i wychodzą bez niani, zwłaszcza że Dawidek dostaje już fioła i miota się przy babci, coraz głośniej zawodząc. Na podjeździe chłopiec błyskawicznie dosiada dwukołowego rowerku i pędzi przed siebie jak strzała, energicznie odpychając się od chodnikowych płyt krótkimi nóżkami. Jest tak szybki i ma tyle energii, że leciwe panie nie są w stanie za nim nadążyć.

– Absolutnie zmień niańkę… – charczy Samira, z wysiłkiem sadząc kroki. – To dziecko albo ciebie wykończy, albo sobie zrobi krzywdę.

– Przestań! – Dorota nie ma zamiaru słuchać ponurych przepowiedni. Nie oglądając się za siebie, przyspiesza w momencie, kiedy wnuk na złamanie karku zjeżdża ze ścieżki wprost pod koła wolno sunącego auta. – Stój!

Dawid oczywiście nie słucha, ale ostrożny kierowca naciska hamulec i dwulatek ląduje tuż przed maską samochodu, który zatrzymuje się z piskiem kół. Chłopczyk wpada w histerię i ryczy na pełne gardło.

– Paniusiu! – Azjatycki szofer wyskakuje z kabiny, zamierzając zrugać opiekunkę gagatka, ale kiedy widzi, że to nie służka, tylko elegancka blondyna, przestępuje z nogi na nogę i wbija wzrok w swoje wydeptane plastikowe klapki. – Przepraszam – na wszelki wypadek rzuca na odchodnym.

– Ty gnojku parszywy! – Samira reaguje tak, jak przystało w krajach arabskich. Chciałaby jeszcze nieposłusznemu bąkowi przyłożyć, ale szybko się opamiętuje, bo aktualnie takie metody wychowawcze są surowo zakazane, co gorsza, Dorocie mogliby odebrać prawo do opieki nad wnukiem. – Takiego łapserdaka należałoby przerzucić przez kolano i porządnie wlać mu w pupę. Tak, żeby zapamiętał!

– Nie wolno, Samirko. – Po wyczynowym biegu Dorota ledwo trzyma się na nogach, a mały, acz silny chłopczyk leży na trotuarze i urządza koncert, jednocześnie zaciekle wierzgając nogami na boki.

– Kiedy gówniarze nie są odpowiednio karani, nie wiedzą, co jest dobre, a co złe. Przecież takiemu rozwrzeszczanemu bachorowi logicznie niczego nie wytłumaczysz.

– Świata nie zmienisz, idzie w swoją stronę. Może to naturalna selekcja.

Gdy kobiety dyskutują, posuwistym krokiem podchodzi do nich indonezyjska niania i ze zdziwieniem przygląda się towarzystwu, wcale nie mając zamiaru zająć się swoim podopiecznym. Jest wystrojona jak spod igły – w błękitną suknię do ziemi o rozkloszowanych rękawach obszytych falbanką, zaś jej głowę, ramiona i plecy przykrywa zapinany pod brodą kapturek. Tak w Indonezji noszą się konserwatywne muzułmanki. Strój ten wśród miastowych jest rzadkością, a na ortodoksyjnej prowincji wkładają go przeważnie na wyjścia, spotkania z familią lub do meczetu. Dorota już wie, skąd pochodzi służka. I ma tego dość.

– Ruszże się i zajmij dzieckiem! – rozkazuje, wykończona.

Reakcja pracownicy jest opieszała, jakby nie miała zamiaru spełnić żądania. Leniwie zmierza w stronę chłopca, łapie go za wszarz i ciągnie na krótko przystrzyżony, zadbany trawnik. Potem siada przy nim i zagapia się przed siebie, bynajmniej nie obejmując wzrokiem miejsca, gdzie w ataku furii wije się jej wychowanek. Urwis z zapłakaną i zasmarkaną buzią ma złe błyski w oku i patrzy spode łba na swoją opiekunkę.

– W czym mogę pomóc? – Azjatycki ogrodnik wyrasta przy nich jak spod ziemi. – Zaraz włączą się zraszacze i przemokniecie – tłumaczy zmieszany, składając ręce jak do modlitwy i usłużnie kłaniając się w pas. – Czy źle się pani czuje? Wezwać lekarza? – autentycznie się niepokoi, widząc bordowe wypieki na policzkach starszawej blondyny i pot zalewający jej czoło.

– Dziękuję, dobry człowieku. – Dorota wyciąga do niego rękę, a gdy ten boi się ją ująć, zachęca: – No, dawaj łapę!

Ogrodnik i Samira doprowadzają Polkę do najbliższej ławki. Babka jest mokra, jakby wyszła spod prysznica. Nerwy i bieg zrobiły swoje, bo przecież nie jest już tak silna i w stu procentach zdrowa, pomimo że udało jej się pokonać zapalnego raka sutka. Chemioterapia i naświetlania promieniami Roentgena pozostawiły w jej organizmie trwałe ślady.

– Dewi, zabierz Dawida na ścieżkę! – Samira wydaje polecenie najpierw po arabsku, a zaraz potem po angielsku, lecz nie doczekuje się reakcji. – Dziewczyno! Słuchaj no!

– Mnie się wydaje, że ona zna tylko swój lokalny dialekt – podsumowuje Dorota.

Szybko orientując się w sytuacji, usłużny ogrodnik pytluje coś do Indonezyjki, na co niania z obrażoną miną niespiesznie wstaje. Nie zdąża jednak na czas, by ustrzec się przed strumieniami wody, które strzelają w powietrze z licznych kranów i zalewają ją od stóp do głów. Wzbudza to w niej nieoczekiwaną dziecięcą wesołość i razem z dwulatkiem podskakują beztrosko, depcząc z takim trudem wypielęgnowaną trawę.

– Jak ja dopadnę tego mojego głupiego, naiwnego męża, to mu nogi z dupy powyrywam! – odgraża się Dorota.

– Przecież to nie jego wina – tłumaczy poczciwinę Samira. – Wcisnęli wam zgniłe jajo.

– Kolejna wpadka. Na co mi to było?

W głównej mierze Polka ma na myśli nieprzemyślaną, wręcz spontaniczną decyzję, by wziąć na wychowanie Dawida, co było przyczyną zatrudnienia niewykwalifikowanej niańki. Jest to tylko efekt domina. Feralna babka zalewa się łzami, a tusz i podkład spływają jej po policzkach. Cały szyk i uroda z niej wyparowują i wygląda jak siedem nieszczęść.

***

Kiedy po dwóch godzinach kobiety doprowadzają się do porządku, ostatecznie zmierzają do kafeterii w szpitalu, dokąd od samego rana Samira zamierzała zabrać swoją byłą szwagierkę. Są zmęczone i ledwo powłóczą nogami. Dewi ma jeszcze bardziej niż zazwyczaj odpychającą minę, zaś Dawidek po przypięciu szelkami w wózku spacerowym i piętnastominutowych spazmach w końcu ciężko zasypia.

Szpital Gwardii Narodowej to potężny, świeżo odrestaurowany kompleks, w skład którego wchodzi nie tylko kampus medyczny, ale też hotel dla krewnych pacjentów, parę sklepów oraz liczne specjalistyczne oddziały w wielopiętrowych, rozległych skrzydłach. Polecana przez Libijkę knajpka z domowym jedzeniem znajduje się w głównym holu, by chorzy i ich rodziny mogli sobie umilić czas. W ladzie chłodniczej oprócz słodkości wystawione są zdrowe przekąski odpowiednie na lunch czy lekką kolację, wrapy, kisze i naleśniki, a także owocowe oraz warzywne sałatki. Nie brakuje nawet sushi.

– Nie dziwię się, że Aszraf miga się od obiadu w domu – podrwiwa Dorota. – Ceny jednak są odpowiednio wysokie.

– Medycy mają darmowe jedzenie na oddziałach, ale oczywiście nie takie jak w tym lokalu. Niedawno klinika zatrudniła znakomitą dietetyczkę i od tego czasu nawet ciężko chorzy są w stanie coś przełknąć – opowiada ze swadą Samira, która na widok ciastek odzyskuje energię i aż się oblizuje.

– Specjalistka od żywienia pochodzi z Europy czy Ameryki? – interesuje się Dorota. – Ciekawe, ile jej płacą?

– Ogólnie wynagrodzenia w Saudii są nieliche, więc zapewne i ona ma z czego odłożyć.

– Eve! – wykrzykuje Polka, zauważając za kontuarem smukłą jak łania Czadyjkę, swoją przyjaciółkę i zarazem byłą majordomus. – Co ty tu robisz? Szwendasz się po szpitalu, zamiast wrócić do mnie? – pyta rozżalona.

Przepychają się przez tłum stojących w kolejce i wpadają sobie w objęcia, jedna czarna jak heban, druga biała jak mleko, ale najlepsze koleżanki.

– Madame18! Myślałam, że na stałe zostaniesz w Izraelu.

– Daj ty mi spokój! – z niechęcią wymalowaną na twarzy zaprzecza blondyna. – Tyle co byłam, wystarczy, by poznać ten nieszczęsny kraj, w którym gotuje się jak w tyglu.

– Martwiłam się po ataku Hamasu – szepcze Eve. – Cały czas z Julką śledzimy wiadomości na BBC, bo te na Al-Dżazirze19 są niesamowicie stronnicze.

– Jedni prożydowscy, a drudzy proarabscy. Ten sam fałsz i zakłamanie. Co by nie powiedzieć, Hamas postąpił okrutnie, za to Izrael przegina z kretesem. Dopuszcza się ludobójstwa i to nie jest jakiś propagandowy wymysł – relacjonuje swoje spostrzeżenia Polka. – Nadię porwali do Strefy Gazy, więc mam wiadomości z pierwszej ręki.

– Będziemy tu stać z pustymi rękami i gadać o polityce? – denerwuje się Samira, której burczy w brzuchu. – Cieszę się, że się znacie, ale jeśli tak, to załatw nam stolik!

– Czego się drze?! – Eve nie jest już zastrachaną Murzynką i nie pozwoli sobie wchodzić na głowę. – Trochę uprzejmiej, proszę!

– Samirko, Eve to moja dobra przyjaciółka – wyjaśnia Dorota, speszona impertynenckim zachowaniem Libijki. – Przyjaciółka całej naszej rodziny, więc musi też stać się twoją.

– Przynajmniej daj mi eklerkę, bo padnę z głodu. – Łasuszka trochę spuszcza z tonu.

– Chodźcie na zaplecze, do części dla rodzin, która się tu ostała – zaprasza nadąsana Eve. – Tam po szkole Julka odrabia lekcje, bo przeważnie miejsce to świeci pustkami. Nikt już nie odgradza się od innych i panie z panami wspólnie się zajadają, siedząc na widoku publicznym.

– Zmiany dosłownie galopują w tej naszej Saudii! – cieszy się Dorota, choć jej takie wydzielone pomieszczenia jakoś nigdy nie przeszkadzały. Mogła siedzieć rozebrana jak do rosołu, wydzierać się i wygłupiać, podczas gdy w ogólno­dostępnej przestrzeni w dalszym ciągu należy zachowywać się nobliwie.

Wchodzą do przestronnej ponaddwudziestometrowej sali z zamalowanymi czarną farbą szybami w oknach, które zasłaniają haftowane firany richelieu, a po bokach zdobią grube zasłony. Większość stolików jest zestawiona, bo czasami odbywają się tu zebrania czy minikonferencje.

– Ciociu! – Zgrabna jak sarenka, długonoga Mulatka podbiega do Doroty i mocno obejmuje ją w pasie. – Wróciłaś! Jak dobrze! Tęskniłam za tobą! – Jej niezwykłe ni to popielate, ni niebieskie, fosforyzujące oczy okolone firaną długich rzęs aż promienieją szczęściem.

– Rośniesz jak na drożdżach! – Śmieje się przyszywana krewniaczka, zauroczona takim żywiołowym okazaniem uczuć. – Chyba przerosłaś już starszego od ciebie Ahmeda.

– Miała po kim odziedziczyć wzrost – chwali się dumna gidia Eve.

– Będzie z niej top modelka albo aktorka. – Samira z zachwytem wbija wzrok w niezwykłą lolitkę. – Ileż nacji się w tobie wymieszało? – zagaduje niewinnie, na co matkę dziewczynki niespodzianie jakby piorun trafia.

– A ciebie co to obchodzi?! Czy ja pytam o twoje pochodzenie?

– Moje drogie! – Patrząc na nie błagalnie, Dorota bierze jedną i drugą za rękę. – Przestańcie na siebie naskakiwać.

– Jestem czystej krwi Libijką, bo nawet jeśli moja mama się z kimś puściła, to nie miała wielkiego wyboru i na pewno był to jej rodak – usiłuje żartować Samira, choć ze złości pąsowieje na twarzy.

– Ja zaś Czadyjką i na tym zakończmy wyliczanki – kwituje Eve, bo o swoim związku z syryjsko-brytyjskim terrorystą nie ma ochoty nikomu opowiadać.

– Mój tata, Jasem, był biały jak ciocia Dora – wypala prawdomówna Julka. – Pamiętam go doskonale, choć miałam wtedy dwa, może trzy latka.

Kobiety ściskają usta i kiwają głowami, zdziwione, jakie też odległe wspomnienia może pomieścić ludzka pamięć.

– Na początku straszliwie mnie kochał, ale potem stał się zły. Ostrzył sobie pazury, by zabić mamę i mnie, więc rzeczywiście nie warto o nim gadać.

Po tym zaskakującym wyznaniu zapada krępująca cisza.

– Izwinitie20. – Za plecami zapalczywie dyskutujących rozlega się śpiewny głos rudowłosej i zielonookiej dwudziestoparolatki, która zmierza do stołu z tacą wypełnioną po brzegi ciastkami i kawą. – Nie będziecie siedzieć o suchym pysku, nieprawdaż, szefowo?

– To moja pomocnica, prawa ręka i dobra kumpelka, Galina – Czadyjka przedstawia Słowiankę.

– Kakoj to czudiesnyj malczik21! – Ukrainka pochyla się nad wózkiem z budzącym się Dawidkiem, a ten dosłownie chce ją pożreć wzrokiem. – Dasz mi buziaka? – Odpina go i bierze na ręce, na co malec się nie wzbrania, wręcz przeciwnie: wtula i delikatnie dotyka jej włosów, a na koniec z rozmarzeniem mówi:

– Mama? Mamoczka22!

***

– Tobie się wydawało, Dora, że zaadoptujesz biedną sierotę, jakbyś przygarnęła bezdomnego kotka czy modnego minipieska, którym wystarczy pełna miska i ciepły kąt – ostro peroruje podenerwowany Aszraf, na co zebrane na domowej naradzie panie wbijają wzrok w blat stołu. – Dziecko to istota myśląca, posiadająca duszę i umysł. Co dzieje się w jego głowie, jeden Bóg raczy wiedzieć.

– Popatrz na Julkę – cedzi słowa smutna Eve. – Nigdy nie zapomni swojego ojca, nie przestanie go kochać i za nim tęsknić.

– Ja, stara baba, nadal pamiętam wszystkich i wszystko, co przydarzyło mi się w Libii, choć uciekłam stamtąd parę dekad temu – wyznaje Samira. – Dorosły człowiek niby powinien umieć poradzić sobie z traumą, ale ona wraca jak bumerang. Niezależnie od naszej woli czy prochów, którymi doktorzy nas faszerują.

– Czy ta Galina nie zechciałaby u nas pracować? – podrzuca myśl Dorota.

– Z nią to dziwna sprawa. Zatrudniona jest na jednym stanowisku, a pracuje na innym – dywaguje na głos skrupulatny Aszraf. – Może ty, Eve, nam naświetlisz, co w trawie piszczy, bo to w końcu twoja koleżanka?

– Niczego się o niej nie dowiedziałeś?! – atakuje Dorota. – Pełniłeś tak ważną funkcję w szpitalu i rządzie, a głupich akt osobowych nie chcą ci pokazać?

– Właśnie ze względu na swoje wysokie stanowisko nie powinien grzebać w brudach kucharki – broni go Samira, bo jej szwagierka przegina, mając do męża ciągłe pretensje. – Zresztą w oficjalnych dokumentach zapewne żadnej lewizny nie znajdziesz.

– Przyznam, że położenie Galiny jest niecodzienne – przytłumionym głosem o afrykańskim chropawym brzmieniu zaczyna Czadyjka. – Kiedy tylko rozpoczęła się wojna w Ukrainie, przyjechała tu na kontrakt pielęgniarski…

– Ładna mi patriotka! – znów czepia się blondyna, a gdy towarzystwo usadza ją karcącym wzrokiem, w końcu milk­nie jak niepyszna.

– Niestety, jest zbyt atrakcyjna i zaczęły się kłopoty.

– Damsko-męskie? – docieka Libijka.

– A jakie? – Czadyjka robi kwaśną minę. – Dziewczyna jest licencjonowaną pielęgniarką i świetnie zna się na swoim fachu, lecz jego wykonywanie stało się wręcz niemożliwe.

– Co takiego się stało? – niepokoi się lekarz.

– Nie miała zamiaru zadawać się z pewnym doktorem, Saudyjczykiem, więc ten postanowił uprzykrzyć jej życie. Na koniec straszył ją deportacją – klaruje Eve.

– Który to? – złości się Aszraf. – Podaj nazwisko!

– Lepiej nie – ostrzega Samira, gdyż odkąd poinformowała go o głupim gadaniu Libańczyka Jusufa, ten zapadł się pod ziemię, więc wniosek nasuwa się sam: Al-Rida maczał w tym palce. – Problem chyba zniknął, bo Gala wygląda na zadowoloną.

Murzynka doskonale wie, co to za wszechmocna i wpływowa rodzina, dlatego kontrowersyjne sprawy trzyma przed nimi w tajemnicy. Choć jest im dozgonnie wdzięczna, że wyciągnęli ją z łapsk terrorysty i dali drugą szansę, woli na nich uważać. Bądź co bądź kontynuuje ocenzurowaną opowieść:

– Kiedy po ukończeniu kursu zatrudniłam się w klinice jako dietetyczka i świetnie się w tej roli sprawdziłam, potrzebowałam kogoś do pomocy. Wtedy polecono mi właśnie tę Ukrainkę. W kuchni nikomu nie rzucała się w oczy, a kiedy niespełniony kochaś ją odnalazł, miała już liczących się popleczników.

– Ciebie? – z powątpiewaniem pyta Dorota, gdyż dla niej Eve jest dobrą gosposią i tyle. Nie docenia nie tylko Murzynki, ale także innych ludzi ze swojego otoczenia, bo nieoczekiwanie nad jej wrodzoną serdecznością wzięło górę zarozumialstwo. – Obroniłaś ją własną piersią? – Nieprzyjemnie rechocze.

– W naszej klinice pracują również porządni Arabowie i wpływowi zachodni lekarze, którzy stanęli w jej obronie – nie zważając na docinki, odpowiada czarnulka.

– Dora! Opanujże się! Ja też cierpię katusze okresu przekwitania, ale to nie usprawiedliwia bycia wredną. Czemu inni mieliby to tolerować? – Libijka, choć przy pierwszym spotkaniu ścięła się z Eve, teraz słusznie ją wspiera, bo ceni niezależnych ludzi, a zwłaszcza wyemancypowane kobiety. – Panuj nad sobą, szwagierko!

– Phi! – Zbita z pantałyku Polka najchętniej opuściłaby zebranie, lecz ciekawość zwycięża, więc zostaje.

– Pomimo że ten saudyjski adorator siedzi mocno w siodle, udało się go ujarzmić – kontynuuje Afrykanka. – W tym celu wykorzystano autorytet jego rodziny, która uzmysłowiła mu, że najwyższy czas się ustatkować. Ostatecznie ożenił się z kuzynką, która była mu przyrzeczona, i już wieki czekała, aż ten drań się wyszumi.

– Araba przymusiliście do małżeństwa? – kpinkuje rozbawiona Dorota, którą targają zmienne nastroje. – Ładny numer!

– Na dobre mu to wyszło, bo z półrocznej podróży poślubnej wrócił jak nowy, a do tego po uszy zakochany w żonie. Niedawno urodził im się syn, więc facet nie posiada się z radości i jest życzliwy dla każdego. Dlatego też zostawił Gali profity związane z kontraktem pielęgniarskim, wysoką pensję, płatny urlop co pół roku i niewielki domek na osiedlu, oraz pozwolił pracować na wybranym przez nią stanowisku. Wolała zostać ze mną, bo pichcenie to bezstresowe zajęcie.

– Chyba tylko u was jest coś takiego możliwe – nie dowierza Libijka. – Ale happy end23 zawsze napawa optymizmem.

– Zatem moja pomocnica zarabia więcej ode mnie – śmieje się Eve. – Oprócz tego razem prowadzimy prywatny biznes, naszą kafeterię, i z tego też mamy niezłe profity.

– Zapłacę jej pensję pielęgniarską, tylko niech zajmie się Dawidem – podejmuje decyzję szczodry Aszraf. – Ile by to było?

– Tysiąc czterysta dolarów. – Czadyjka jest zaskoczona. – Pamiętaj, że ma do dyspozycji służbowe lokum i raczej nie będzie chciała z wami zamieszkać i być na służbie dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu.

– Z tym nie ma problemu, bo mamy do dyspozycji małą willę, którą Hamid odkupił od szpitala – dorzuca coraz bardziej rozluźniona Dorota, spodziewając się, że na taką propozycję Gala powinna przystać z pocałowaniem ręki.

– Ukrainkę będziemy traktować uczciwie, jak pełnoprawnego pracownika, a grafik godzin ustalimy zaraz na samym początku – broni się przed podejrzeniem o wyzysk Al-Rida. – Przecież sama byłaś zadowolona z pracy u nas? – szuka potwierdzenia u byłej gosposi.

– Tak… Oczywiście… – Afrykanka nie może narzekać, choć humory Polki świętego wyprowadziłyby z równowagi. – Dobrze, pogadam z nią.

– Jednak jeśli twój wnuk pokocha ją jak matkę, a ona odwzajemni jego uczucie, to będziecie mieć nie lada zagwozdkę – podsumowuje roztropna Samira.

– Tym będziemy się martwić później – postanawia doktor Aszraf.

Liczy w duchu, że w ten sposób rozwiąże się ich węzeł gordyjski. Po wstępnej euforii okazuje się bowiem, że do roli pełnoetatowych dziadków się nie nadają, a Dorota podjęła złą decyzję, która rujnuje ich uregulowane, spokojne i wygodne życie.

***

Galina nie ma zamiaru tanio sprzedać skóry i kiedy wyczuwa, że starsi ludzie są zdesperowani, postanawia to wykorzystać. Po pierwsze zamierza ustalić zakres swoich obowiązków, gdyż nie będzie przebywać z rozpuszczonym bąkiem dłużej jak osiem godzin dziennie. Na warunki saudyjskie jest to ewenement, bo azjatycka służba przeważnie mieszka w domu pracodawcy i jest na każde jego skinienie, a wolne godziny – bo nie dni – dostaje raz w tygodniu, a nawet raz w miesiącu. Owszem, kontrakt gwarantuje wikt i opierunek, lepsze lub gorsze lokum i inne profity, pracownika o nic głowa nie boli, zaś całą pensję albo odkłada do skarpety, albo wysyła rodzinie, jednak jest to niewolnictwo współczesnych czasów, które na szeroką skalę występuje nie tylko na Półwyspie Arabskim, ale także w Europie czy Ameryce, nawet w Polsce. Biedni emigranci harują za psi grosz u bogaczy, którzy wykorzystują ich do granic możliwości, a pomimo to praca z zakwaterowaniem cieszy się wśród zarobkowych tułaczy ogromnym zainteresowaniem.

Gala jest w komfortowym położeniu, gdyż jako pielęgniarka, czyli wykwalifikowana opiekunka, a szczególnie jako kobieta, cieszy się dobrą reputacją. Poza tym jest niezależna i samodzielna, bo przecież ma już zatrudnienie, zatem nie chodzi z ręką po prośbie, a wybiera lepszą ofertę.

Kiedy pojawia się u doktorostwa, Dawidek, słysząc jej głos zza ściany, biegnie co sił w nóżkach i sadowi się jej na kolanach, wtulając w nią jak kociak. To się nie może dobrze skończyć, stwierdza Dorota, ale czuje, że nie ma innego wyjścia. Co ja najlepszego zrobiłam?

– Ordynatorze… Hmm… Ministrze – zaczyna Ukrainka, nazywając Aszrafa dawnym zaszczytnym tytułem. – Zna pan wysokość moich dochodów i bonusowych profitów?

– Naturalnie. – Al-Rida przybiera oficjalny ton. – Proszę podać swoje wymagania, Galino.

– Pensja powinna być wyższa, bo w szpitalu mam wszystko, czego mi trzeba, a gdybym przeszła na służbę do państwa, musiałabym się sama utrzymać. W Saudii, wiadomo, życie nie jest tanie.

– Możemy dostarczać zaopatrzenie trzy razy w tygodniu. Dasz listę zakupów kierowcy i po kłopocie.

Niecodzienna oferta wybija Gali argumenty z ręki, ale po chwili kobieta kontynuuje, pewna swego:

– Mam dom, całkiem przyjemny, z którego, jeśli zmienię pracę, będę zmuszona się wyprowadzić.

– Dostaniesz lepszy, dwa kroki od nas, w dystrykcie z ekskluzywnymi kwaterami. Mieszkają tu sami lekarze.

Tym razem Dorota postanawia się nie odzywać, bo Aszraf ma zdecydowanie więcej wprawy w negocjacjach i zatrudnianiu pracowników. Na pewno nie da się ponieść emocjom i nie wyrzuci bezczelnej, roszczeniowej baby, bo bardzo jej potrzebują, z czego perfidna Gala doskonale zdaje sobie sprawę.

– Jestem zatrudniona przez szpital. Teraz pan objąłby mnie sponsoringiem? Jak mam to zrobić, żeby od razu po zerwaniu umowy z kliniką, a przed podpisaniem z panem, nie deportowano mnie do Ukrainy?

– Zajmę się tym. Pani tylko złoży podpis. – Saudyjczyk pozbawia ją kolejnego pretekstu, na którym zapewne zamierzała coś jeszcze ugrać.

– Jeśli jest pan taki wszechwładny, to proszę – po raz pierwszy Słowianka używa magicznego słowa – załatwić kontrakt dla mojego narzeczonego.

Doktor milknie, bo zapewne chłopak młódki jest w jej wieku i zwiewa przed poborem do ukraińskiej armii. Przypuszczalnie musiałby uciec ze swojego kraju, tym samym stając się dezerterem, a to już grubsza afera. W milczeniu przeżuwa ultimatum.

– Był ciężko ranny na froncie, jednak wylizał się i już całkiem sprawnie funkcjonuje. – Gala spuszcza z tonu i tuli się do Dawidka jak zbity pies, wyjaśniając: – Jest kierowcą furgonu, ale wojsko albo wcale mu nie płaci, albo z paro­miesięcznym opóźnieniem. Korupcja od lat zżera moją ojczyznę, a podczas wojny dosłownie kwitnie. Miliardy dolarów i euro, które Zachód śle na pomoc Ukrainie, nie zawsze są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. Lwia część tych funduszy trafia do szyszek w rządzie lub kieszeni oligarchów.

– Oficjalne ściągnięcie twojego chłopaka trochę potrwa. – Aszrafowi szkoda ofiar wojennych i młodych ludzi, którym marnuje się życie. – My potrzebujemy ciebie natychmiast, a na niego będziesz zmuszona poczekać. Nikt inny nie pomoże ci załatwić tej sprawy, więc w zasadzie jedyną szansą na wasze szczęście jestem ja.

– Potrzebuję miesiąca na wypowiedzenie, nieprawdaż?

– Zgadza się.

– Do tego czasu zwolnijcie tę durną Indonezyjkę, bo nie będę odpowiadała za jej błędy, a ona, przez swoją głupotę, niechęć i nieudolność, może doprowadzić do katastrofy. Kiedy coś się chłopcu stanie, nie mam zamiaru za to beknąć. – Kobieta czule gładzi blondaska po główce, dopiero teraz okazując, jak wielką darzy go sympatią.

– Zatem dogadaliśmy się, saida24 Galina. – Na potwierdzenie ustnej umowy Aszraf wyciąga do niej dłoń, co stanowi nietypowy dla arabskiej nacji gest w stosunku do kobiety.

Ukrainka aż drży z podekscytowania, że w tunelu, przez który od lat samotnie się przedziera, w końcu pojawia się światełko.

***

Doktor Al-Rida doskonale zna procedury panujące w jego kraju, dlatego nie ma zamiaru sam boksować się z marną nianią, lecz planuje załatwić sprawę w agencji pracy, która mu ją poleciła. Orientuje się, że zwolnienie dziewczyny po dwóch miesiącach, kiedy jeszcze nie spłaciła długu swoim rodakom, i przy kontrakcie opiewającym na dwa lata nie będzie łatwe. Na pewno zedrą z niego skórę, ale jest na to przygotowany. Najważniejsze, żeby jak najszybciej pozbyć się nieudolnej i wyjątkowo wrednej dziewczyny. Nasłuchał się mrożących krew w żyłach opowieści, o których ocenzurowana w Królestwie prasa milczała, zaś niby wolne światowe media nawet nie wspomniały o powodzie surowego wyroku saudyjskiego sądu. Jedynie grzmiały o niewolniczej pracy Azjatów w krajach Półwyspu Arabskiego. Głośna była sprawa niani z Dżakarty, która dostała w Arabii Saudyjskiej najwyższy wymiar kary i pomimo międzynarodowej interwencji została stracona. Wszyscy wieszali psy na niesprawiedliwej i niedemokratycznej Saudii, ale nikt nawet jednym słowem nie nadmienił, że dziewczyna, nie mogąc wytrzymać płaczu niemowlęcia, którym miała się opiekować, własnoręcznie udusiła je poduszką. Drugi głośny kazus to kolejna kara śmierci dla biednej Indonezyjki, będącej służącą w bardzo bogatym domu. Ta z kolei okradła swoją pracodawczynię z kosztowności, wzięła też, bagatelka, dziesięć tysięcy dolarów, a na pożegnanie trzydzieści siedem razy dźgnęła Saudyjkę nożem. Na swoją obronę podała, że chlebodawczyni się nad nią znęcała, wymagała niestworzonych rzeczy, uderzyła ją w twarz, więc w obronie własnej aż tyle razy musiała pchnąć ją kozikiem. Głównie te dwa incydenty spędzają sen z oczu Aszrafa, bo zastanawia się, czy ich służka Dewi byłaby do czegoś takiego zdolna. Dorota potrafi być dokuczliwa i nieprzyjemna, w domu jest mnóstwo wartościowych bibelotów zalegających półki, a Polka ma od groma drogocennej biżuterii, której oczywiście nie chowa do sejfu, tylko trzyma w sypialni na toaletce. Zaś Dawidek spokojny i uroczy jest tylko przy Ukraince Galinie, a poza tym wrzeszczy, krzyczy i szaleje. Zatem pan domu natychmiast przechodzi do działania, bo kto wie, jakie skłonności ma zatrudniona Indonezyjka?

Starszy mężczyzna jedzie do agencji z kierowcą, bo nie tylko kobietom jest wygodniej, kiedy ktoś je wiezie, zwłaszcza że biuro pośrednictwa mieści się w centrum Rijadu na ruchliwej ulicy Olaja. Teraz już dokładniej przygląda się skromnej witrynie, która nie rzuca się w oczy. Wejście do środka prowadzi przez zamykaną na zatrzask bramę, chroniącą przed wizytą niepożądanych osób. Każdy gość powinien się umówić, gdyż oko wiszącej nad futryną kamery od razu wyłapie intruza. Niemniej przed panem doktorem drzwi błyskawicznie się otwierają i wita go menedżer – oczywiście nie Saudyjczyk, lecz typowy drobniutki i malutki Indonezyjczyk.

– As-salamu alejkum25 – mówi z uszanowaniem, ściskając dwiema dłońmi rękę gościa.

– Wa alejkum as-salam – odpowiada Aszraf, wchodząc do środka, gdzie od razu owiewa go zapach kadzidełek, a jego uszy atakuje muzyka gamelanów.

– Zapraszam do biura. Czyżby reflektował pan na następną służącą? – Al-Rida sprytnie nie podał celu swojej wizyty, bo możliwe, że agent odwlekałby ją na święty nigdy. – Kawy, herbaty?

– Wodę poproszę.

– Jakże to tak? Nasz czcigodny gość nawet herbaty się ze mną nie napije?

– W porządku. – Do Araba dociera, że z jego strony byłoby to wielkim nietaktem, a nie ma zamiaru już na wstępie obrażać zadufanego faceta.

– Jak zdrowie? Jak ma się rodzina? – Azjata zna zasady prowadzenia rozmów w tym rejonie świata i nie pozwoli sobie od razu przejść do rzeczy, choć obcującego od dekad z zachodnią kulturą Aszrafa takie wodolejstwo niesamowicie wyprowadza z równowagi.

– Wszystko w porządku, dziękuję. – Ogranicza do minimum wymianę grzeczności. – Przychodzę z niezbyt miłą sprawą.

– Och, czy coś się stało?! Ktoś się rozchorował?! – Menedżer udaje zaniepokojenie, choć czuje pismo nosem, bo twarz mu tężeje i ściska szczęki.

– Niania, którą pan mi polecił, nie spełnia naszych oczekiwań – od razu wykłada kawę na ławę doktor. – Rezygnuję z jej usług.

– Ależ to niemożliwe! – udziera się rozmówca, robiąc teatralne miny i przewracając oczami. – Dziewczyna ma dług! Z czego go spłaci? Trzeba będzie zarekwirować dobra jej rodziny. Wyrzucić na bruk! Chce pan doprowadzić do nieszczęścia?

– Przestań ze mną pogrywać, człowieku, i powiedz, ile mnie to będzie kosztowało. Jesteś biznesmenem, a nie aktorem, panie Hari.

– Musiałbym dokładnie policzyć… – Znów udaje, masując brodę.

– Oto podpisana przez nas umowa, której treść zapewne bardzo dobrze pan zna. O ile umiem czytać, dług wynosi tysiąc pięćset dolarów.

– No tak… Ale poniosłem też inne koszty. Trzeba ją będzie odesłać, to kolejne…

– Kupiłem jej bilet. Do pana będzie należało przyjechać po nią i dowieźć ją na lotnisko.

– Ależ jest pan skrupulatny. – Z niedowierzaniem kręci głową Indonezyjczyk. – Gdybym wiedział, zaproponowałbym panu inną służkę.

– Dziękuję, ale sam już rozwiązałem problem opieki nad wnukiem.

– Szkoda. Jednak dziewczyna może zażądać rekompensaty za utracone dochody.

– Trzymiesięczne wypowiedzenie wręczę jej przed wyjazdem.

– Oj… Oj… Jak pan to wszystko przemyślał.

– Zgadza się.

– Nie wziął pan wszak pod uwagę, że jeśli ona – podkreśla te słowa podniesionym głosem – nie dostanie tyle, ile sobie zażyczy, czyli zapewne równowartość rocznej pensji, to może pana czy pana żonę oskarżyć o nagabywanie, molestowanie, bicie i inne świństwa.

– Mam płacić, żeby nie rozpowiadała o mnie kłamstw?! – Aszraf jest oburzony. – Agencja nie powinna do czegoś takiego dopuścić!

– W dzisiejszych czasach działają media społecznościowe, i to praktycznie bez żadnej kontroli. Znajdą się dziennikarze, którzy uważają się za śledczych, wyciągną na światło dzienne bulwersującą intrygę i bezlitośnie obsmarują pana i Arabię Saudyjską.

– Tak bez weryfikacji? Bez niezbitych dowodów? Ludzie im uwierzą?

– To chwytliwa tematyka. – Uśmiecha się kąśliwie Indonezyjczyk. – Was, Arabów, uwielbiają szkalować. Może ktoś nawet książkę o tym napisze? – rechocze, widząc przerażoną minę rozmówcy. – Wszyscy będą się ekscytować, że na faktach, choć tych faktów nikt nie sprawdzi.

– Stawia mnie pan pod ścianą – stwierdza zdruzgotany niesprawiedliwością uczciwy człowiek.

– Takie okoliczności, doktorze Al-Rida. Bardzo mi przykro.

– A jakbym podał pana do sądu o wyłudzenie? – Saudyjczyk bez walki nie odpuści, bo nie da się tak łatwo nabić w butelkę.

– Zniknę jak kamfora, a pan za zatrudnianie nieletniej od razu beknie i jeszcze wyższą rekompensatę zapłaci. – Oszust składa usta w ciup. – To poważne przestępstwo. – Bierze głębszy wdech przed ogłoszeniem najważniejszego: – Wykorzystanie seksualne czy gwałt na trzynastolatce, może nie tu, ale wszędzie indziej grozi kryminałem. Przez samo posądzenie dobre imię miałby pan już na zawsze zszargane.

– Data urodzenia w paszporcie świadczy, że dziewczyna ma dwadzieścia lat.

– Wierzy pan w to, co napisane? – Wybucha gromkim śmiechem cwaniak, otwierając szufladę biurka. – Proszę, ten jest prawdziwy. – Rzuca na stół autentyczny dokument podróży nastolatki.

Przez całą drogę powrotną zbulwersowany Aszraf wyrzuca sobie, że skorzystał ze złodziejskiej i nieuczciwej agencji pośrednictwa pracy, ale po czym rozpoznać tę wiarygodną? Kiedy przekracza próg domu, do jego uszu dochodzi niebywały harmider, krzyki i piski. Stonowany i niski należy do Doroty, a drugi, skrzekliwy sopranik – najprawdopodobniej do Dewi. W zasadzie niania tak rzadko się odzywała, że pracodawca nie zna tembru jej głosu. Biegnie na złamanie karku do sypialni na piętrze, skąd dobiega tumult. Czyżby ktoś zadzwonił do Indonezyjki, żeby ją ostrzec? – przebiega mu przez myśl. Żeby nakradła, ile się da, zanim straci intratne źródełko?

– Złapałam ją na gorącym uczynku! – wykrzykuje Dorota ze zmierzwionym włosem, potarganą bluzką i rozmazaną szminką na ustach. – Tak jak ostrzegałeś, grzebała w szufladach, a szkatułki i kosmetyczki były wywrócone do góry dnem. – Pokazuje na niesamowity kipisz na toaletce.

– Nieprawda! – drze się siedząca w kucki na podłodze azjatycka dziewczynina, obejmując chudymi ramionkami kolana. – Ta stara wydra się na mnie rzuciła. Obmacywała mnie!

W korytarzu i holu gromadzi się służba, pracująca w domu doktorostwa od lat, a w kącie pokoju stoi Eve, która akurat przyszła z wizytą.

– Pakuj się, Dewi – stanowczo nakazuje ugodzony do żywego Saudyjczyk. – Już dziś masz opuścić mój dom.

– Nigdzie nie pójdę! Zostanę tu aż do wyjazdu, zaś wy wypłacicie mi dużo większe odszkodowanie. – Rozpacz na twarzy kombinatorki niknie, zamieniając się w butę i wrogość. – Albo oskarżę was o znęcanie i molestowanie seksualne. – Nieoczekiwanie jej angielszczyzna okazuje się całkiem niezła, nawet da się pojąć sens słów, które z siebie wyrzuca.

Nastolatka chwyta szkatułkę z wielbłądziej kości, ozdobioną masą perłową, i z całej siły okłada się nią po twarzy, dekolcie i ramionach. Kiedy na potwierdzenie swych kłamstw jest już wystarczająco poobijana, targa pełnymi garściami liche włosy i rwie je z głowy, z bólu aż zaciskając zęby.

– Mam dość świadków, by wsadzić cię do aresztu, a potem deportować – zupełnie spokojnie informuje Aszraf, sięgając po komórkę. – Swoim haniebnym zachowaniem zaprzepaściłaś ogromne pieniądze, które wydębił ode mnie twój agent. Starczyłyby na budowę lepianki w twoich rodzimych slumsach czy nawet na posag. Wrócisz do domciu goła i wesoła, bo po takim występie ode mnie na pewno nic a nic nie dostaniesz.

– Zabiję się – dalej grozi gówniara, miotając na boki szalonym wzrokiem.

– Wstawaj i idź do siebie. To twoja ostatnia szansa. Inaczej wzywam policję.

Siedząca na łóżku zdruzgotana Dorota podziwia męża za opanowanie i dobroduszność, bo ona tej małej złodziejce tak łatwo by nie odpuściła.

Dewi zrywa twardą i ostrą jak brzytwa masę perłową ze zniszczonego puzderka i chwyta ją w chude, acz silne palce. Najpierw przykłada szpikulec do swej szyi, lecz nie jest na tyle zdesperowana czy odważna, by ostatecznie ze sobą skończyć, dlatego zaraz kieruje go w stronę nadgarstka. Po chwili jednak się rozmyśla, skacze na równe nogi i rzuca się w stronę Doroty. Bierze zamach z ostrzem podniesionym nad głowę. Wszyscy zamierają w bezruchu, a Polka tylko bezgłośnie otwiera usta. Jedynie zaprawiona w boju i doświadczona w niebezpiecznych sytuacjach Czadyjka czyni krok w stronę agresorki i odruchowo paca ją w łeb. Krucha, mała dziewuszka leci jak szmaciana lalka, odbija się od szklanych drzwi garderoby i – nadal zaciskając pięści – pada na ziemię. Traf chce, że długie ostrze z masy perłowej wbija się jej w gardło, w samą tętnicę szyjną. Jasnoczerwona krew wypływa z niej w rytm bijącego jeszcze serca. Służba znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie wydając z siebie nawet cichego westchnienia. Po raz pierwszy w swojej ponadpółwiecznej karierze medycznej Aszraf nie podejmuje akcji ratowania życia. Dorota i Eve siadają obok siebie i mocno się obejmują. Murzynka usiłuje coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie przechodzi jej przez usta. Czuje, że jest zgubiona. Całe jej cudowne, ustabilizowane i zamożne życie właśnie legło w gruzach. Spoziera tylko na swą rękę, która okazała się zabójczą bronią; to rozczapierza, to zaciska palce.

– Ogarnijcie się trochę i idźcie do salonu – prosi martwym głosem Aszraf. – Dzwonię do Omara. Mam nadzieję, że jeszcze nie wrócił do Izraela.