Anatomia nieobecności. Konflikt izraelsko-palestyński w mediach i w polityce - Wielewska-Baka Martyna - ebook

Anatomia nieobecności. Konflikt izraelsko-palestyński w mediach i w polityce ebook

Wielewska-Baka Martyna

3,0

Opis

O konflikcie izraelsko-palestyńskim słyszymy nieustannie. To temat nośny – obecny w światowych mediach, w izraelskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej. Tymczasem wybory parlamentarne w 2022 roku pokazały, że nie stanowi priorytetu ani dla polityków, ani dla izraelskiego społeczeństwa. Tak zwane rozwiązanie dwupaństwowe dla jednych jest hasłem wyborczym, pustym frazesem, dla innych stało się nieaktualne. Liberalni i lewicowi dziennikarze krytykują je, licząc na powstanie niezależnej Palestyny. Zwycięstwo prawicowej koalicji, konserwatywnych i ultraortodoksyjnych ugrupowań pod przewodnictwem Benjamina Netanjahu, nie daje nadziei na dialog. Umacniający się sojusz bliskowschodni zajmuje się większym zagrożeniem, które stanowi Iran ze swoimi ambicjami nuklearnymi.

Czy w obecnym układzie geopolitycznym jest jeszcze miejsce na pytanie o wartość ludzkiego życia? Czy Izrael, stosujący taktyki prewencyjne chroniące ludność cywilną, jest dzisiaj wrażliwszy na cierpienie mieszkańców Strefy Gazy? Dlaczego prezydent USA Joe Biden podczas wizyty na Bliskim Wschodzie nie odwiedził rodziny Shireen Abu Akleh, dziennikarki prawdopodobnie postrzelonej przez izraelskich żołnierzy? Do jakiego stopnia współczesny Izrael jest demokracją?

Autorka Anatomii nieobecności usiłuje odpowiedzieć na te i inne pytania, przypatrując się narracjom medialnym i politycznym, izraelskim, palestyńskim i zachodnim, lewicowym i prawicowym. Ale konfliktu izraelsko-palestyńskiego nie da się zawrzeć w jednej spójnej opowieści. Dlatego otrzymujemy obraz złożony i rozedrgany, coraz wyraźniej naznaczony zanikaniem: pozorną obecnością lub nieobecnością.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 209

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (5 ocen)
1
1
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
asiasl

Nie polecam

Histeryczna, jednostronna proba przeforsowania wizji jednej ze stron. Co nie byloby tak negatywne, gdyby nie budowanie klamliwej narracji pod przykrywka solidnej pracy uwzgledniajacej „koncepcje…politologii, filozofii, polityki, etyki wojny” etc. Jedyny aspekt na plus: od wstepu autorka nie ukrywa zaangazowania osobistego, w zaskakujaco pretensjonalny dla gatunku„ non fiction” dla doroslych, pensjonarskiego przekonania o swoim wyjatkowym „niemal literackim” (cytat z autorki) a jednoczesnie walorze swojego tekstu.
50
Voncohn

Dobrze spędzony czas

Lekko stronnicze ale autorka pisze po której stronie się opowiada. Zatem po wzięciu poprawki - obiektywne.
11

Popularność




Jonatanowi

Wstęp

W mediach anglojęzycznych – czy to izraelskich i arabskich, polskich, amerykańskich, czy zachodnich – nieustannie czytamy o trwającym konflikcie izraelsko-palestyńskim, izraelskim apartheidzie, kwestii palestyńskiej, atakach terrorystycznych, kryzysie w Strefie Gazy bądź na Zachodnim Brzegu, ekspansji żydowskich osiedli czy kontrowersyjnych taktykach militarnych stosowanych przez wojsko izraelskie. O zaostrzeniu sytuacji między Izraelem a Hamasem czy Dżihadem1 internetowe media rozpisywały się zarówno w roku 2021, jak i w 2022. W amerykańsko-izraelskich relacjach ciągle jeszcze pobrzmiewa rzewność i nostalgia za Donaldem Trumpem, przez izraelską prawicę uważanym za jedynego prawdziwego przyjaciela państwa żydowskiego. W chwili obecnej – na początku roku 2023 – w izraelskim parlamencie na dobre zaczyna się już rozgaszczać prawica, z niezniszczalnym Benjaminem Netanjahu na czele. Nic nie wskazuje na to, by teraz – w postpandemicznej rzeczywistości ogarniętej zastraszającą realnością rosyjskiej inwazji w Ukrainie i w obliczu prawicowych rządów w Izraelu – istniała jakakolwiek szansa na zmianę w relacjach izraelsko-palestyńskich. Tym bardziej mówienie o konflikcie i jego rozwiązaniu dopomina się komentarza, który wyjaśniałby, na czym ten konflikt polega i jakie snuje się o nim medialne, polityczne, geopolityczne czy militarne narracje na początku lat dwudziestych XXI wieku.

Kwestia palestyńska to temat nośny, stale obecny w izraelskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej, w relacjach izraelsko-amerykańskich, w budowaniu sojuszu na Bliskim Wschodzie. Ale – paradoksalnie – to temat pusty. Albo drugorzędny. Gdybym chciała postawić jedną wyrazistą tezę tej niewielkiej książki, brzmiałaby ona mniej więcej tak: rozwiązanie kwestii palestyńskiej nie jest najistotniejszym wątkiem w izraelskiej polityce. Jest wątkiem marginesowym. I wyraża się to na wiele sposobów. Jednym z nich jest odwoływanie się do przestarzałych konceptów, w tym nieaktualnych koncepcji rozwiązania konfliktu. Takim konceptem – pustym frazesem, pojęciem wydmuszką, politycznym sloganem – jest dzisiaj idea dwupaństwowa, czasem jeszcze z zadziwiającym entuzjazmem wyciągana w ferworze politycznej walki o wyborców lub o publiczną uwagę. Innym sposobem marginalizacji staje się tabuizacja, jak w wypadku politycznej zmowy milczenia wokół jednego z najbardziej drażliwych tematów, jakim jest ekspansja osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu. Za kolejną strategię unieważniania można uznać symboliczny gest odmowy uczestnictwa w żałobie i narracji o palestyńskim cierpieniu – postawa wobec śmierci palestyńskiej najwięcej mówi o tym, że palestyńskie życie nie jest – jak świetnie to ujęła Judith Butler – godne opłakiwania. Za modelowe przykłady strategii unieważniania uchodzić może deprecjacja partnera politycznego (palestyńskiego przywódcy Mahmuda Abbasa) czy formułowanie argumentów w ramach tak zwanej lawfare,polegającej na próbie wykazania (zazwyczaj przez proizraelsko i nacjonalistycznie zorientowane ośrodki czy osoby) nadużyć w sposobach działania prawa międzynarodowego. Wreszcie – marginalizacją okazuje się również opowieść geopolityczna, w której rozpoznaje się prawdziwe zagrożenie (Iran) kosztem zagrożenia mniejszego czy mało istotnego (Palestyna i Hamas). W tej książce usiłuję pokrótce zrekonstruować te najróżniejsze strategie unieważniania: narrację opartą na idei dwupaństwowej i tabuizację kwestii osiedli żydowskich (rozdział pierwszy); opowieść o nieprzeżytej, niemożliwej żałobie po żywych i umarłych Palestyńczykach, a także historię prowadzącą do deprecjacji partnera politycznego (rozdział drugi); argumentację w ramach lawfare ihistorię nieważności Palestyny na geopolitycznej mapie Bliskiego Wschodu (rozdział trzeci). Wszystkie te narracje składają się na obraz przedziwnego organizmu, niby istniejącego, niby obecnego, niby nakreślonego. Posłużę się tu pojęciem z najnowszego słownika filozoficznego: ontologia słaba, ledwie widoczna, zanikająca. Mając świadomość, że rekonstruuję budowę organizmu tak właśnie pojętego, piszę o anatomii nieobecności. Jest w tym również ukryta – choć mniej lub bardziej czytelna – hipoteza o końcu tego, co znamy obecnie pod nazwą Autonomii Palestyńskiej czy Zachodniego Brzegu. Nie mogąc uczynić z niej tezy naukowej, pozostawiam ją w sferze języka poetyckiego,  a n a t o m i i   n i e o b e c n o ś c i  właśnie, by w ten sposób dołożyć swoją małą cegiełkę do pytania, które, być może, będzie nas nurtować w przyszłości: dlaczego Palestyna (choćby w takiej postaci, jaką zapowiadały lata dziewięćdziesiąte) zniknęła z mapy Bliskiego Wschodu?

Niewykluczone, że dla niektórych czytelników umieszczenie tej książki poza horyzontem światopoglądowym – proizraelskim czy propalestyńskim – okaże się niemożliwe. To prawda, że opisywane strategie unieobecniania to w przeważającej mierze izraelskie narracje medialne i praktyki polityczne. Równocześnie często podkreślam, jak wielki wkład w destabilizację tak słabego organizmu, jakim jest Autonomia Palestyńska, mają kwestie dobrze znane: nieustający konflikt między Hamasem i Fatahem, brak charyzmatycznych przywódców, korupcja władz, sposoby walki uznawane za terrorystyczne. I dalej: to prawda, że najbogatsze źródło stanowiły dla mnie artykuły pisane przez dziennikarzy o profilu liberalnym i lewicowym (choć wypada tutaj zauważyć, że profil dziennika „Haarec” pozwala snuć opowieści o charakterze analitycznym czy opiniotwórczym, niezwykle interesujące badacza dyskursów). Ponadto zazwyczaj odwołuję się do badaczy o profilu mocno krytycznym, z antykolonialnym zacięciem, z przyświecającą im ideą obnażenia hegemonicznego charakteru państwa izraelskiego. Społeczno-polityczne zaangażowanie takich myślicieli, jak Judith Butler czy Achille Mbembe, empatia przejawiająca się w nasyconym metaforami języku, naglący charakter i aktualność stawianych pytań – to dla mnie naturalne środowisko, swoista mapa filozoficzna, polityczno-społeczna i etyczna. Korzystam więc z analiz i pojęć teoretyków o krytycznym profilu, ale zarazem – co widać szczególnie w rozdziale trzecim – zatrzymuję się niekiedy w punkcie nierozstrzygalnym: zgodnie z kontestującym trybem myślenia możemy uznać, że militarne taktyki prewencyjne (usiłujące zapobiec śmierci ludności cywilnej) czy wykorzystywanie coraz bardziej zaawansowanej technologii wojskowej (na przykład dronów bojowych) ułatwiają prowadzenie i rozpoczęcie wojny, a w rezultacie przedłużają ultramilitarny porządek naszego świata, legitymizując tak zwaną wojnę z terroryzmem i pogłębiając złudzenie, że wojna kontrolowana to wojna moralna. Nie możemy cofnąć się jednak do epoki wojen konwencjonalnych ani też pominąć faktu, że zaawansowana technologia jednym przynosi śmierć, a innym ratuje życie. Nie mam wątpliwości, że stosowana przez Izrael taktyka roof knocking jest lepsza niż żadna, i trudno mi się zgodzić z zachodnią krytyką niektórych militarnych decyzji Izraela. Dlatego cenię badaczy, których określam tu jako krytycznych, za demaskowanie mechanizmów rządzących naszym skomplikowanym światem (przykładem może być tutaj fenomenalny opis nierozerwalnych związków demokracji i przemocy autorstwa Mbembego). Owe mechanizmy jednak, na poziomie bardziej szczegółowym i pragmatycznym, nie zdołają wyjaśnić wszystkiego. Taki nieoczywisty przykład przywołuję w drugim rozdziale: z pomocą Idith Zertal i jej tezy o instrumentalizacji Zagłady staram się ujawnić izraelską strategię deprecjacji partnera politycznego (tu: przywódcy Autonomii Palestyńskiej, Mahmuda Abbasa), pokazując jednocześnie, jak ogromny wkład w powodzenie tej strategii ma sam Abbas – polityk, który przez dziesięciolecia kształtował swój wątpliwy, mętny, mocno niejednoznaczny wizerunek w oczach opinii publicznej.

W Anatomii nieobecności nie szukam zatem winnego. Opisuję mechanizmy rządzące dyskursem medialnym i politycznym. Sądzę, że konfliktu izraelsko-palestyńskiego nie da się uprościć do tego stopnia, by móc jednoznacznie opowiedzieć się za Autonomią Palestyńską czy za Izraelem. Można jedynie opowiedzieć się za rzeczywistością, w której minimalizuje się cierpienie.

W kręgu moich zainteresowań znalazły się przede wszystkim różne narracje medialne i polityczne, które usiłowałam odtworzyć i sproblematyzować w niniejszym eseju, czerpiąc ze źródeł internetowych – z anglojęzycznych, zarówno izraelskich, jak i zachodnich, mediów informacyjnych. Bardziej jednak niż na ukazaniu bogactwa i różnorodności tych źródeł (z nielicznymi wyjątkami nie sięgam przecież do materiałów w języku hebrajskim czy arabskim) zależało mi na wydobyciu sposobów interpretacji wydarzeń i wypowiedzi, a następnie wykazaniu, jakie tendencje przeważają we współczesnym myśleniu o konflikcie izraelsko-palestyńskim. Oczywiście w budowaniu tych narracji kluczowa jest linia światopoglądowa i polityczne preferencje danego czasopisma czy gazety. „Haarec” to liberalne, lewicowe pismo, powszechnie znane ze swej radykalnej krytyki izraelskiej okupacji i wszelkich przejawów myśli nacjonalistycznej; „The Times of Israel” to o wiele łagodniejsza wersja „Haarec”, o profilu bardziej centrolewicowym; „Jisrael Hajom” to dziennik konserwatywny i prawicowy, faworyzujący partie rządzące i dlatego często uchodzący za propagandowy w swoim przekazie; „The Jerusalem Post” jest umiarkowanie konserwatywny i raczej centroprawicowy. By zrekonstruować zachodnią perspektywę, sięgam między innymi do brytyjskiego „The Guardian”, amerykańskiego „The Washington Post” i „The New York Times”, niemieckiego „The Berlin Spectator”, a także stacji BBC i CNN. Czasem pojawi się katarska stacja „Al-Dżazira”, amerykańskie serwisy relacjonujące wydarzenia ze świata żydowskiego i izraelskiego, „The Jewish Sindicate” i „Jewish Telegraphic Agency”, izraelski Kanał Siódmy, „Arutz Sheva”, a także kilka innych2. Różnice w opowiadaniu historii o konflikcie są ogromne: często opowiada się o nim z punktu widzenia obrony jakiejś wartości (wolność albo naród; wszyscy obywatele albo Żydzi), narracje mają różne zabarwienie emocjonalne, w mniejszym lub większym stopniu bazują na stereotypach, mniej lub bardziej ujawniają agresywne, kontrolne bądź propagandowe nastawienie. Jak zauważa Dan Caspi, relację między mediami i polityką w Izraelu można postrzegać jako nieustanne spięcie, walkę o dystrybucję władzy i o uwagę publiczności, a dokładnie – walkę między pierwiastkiem autorytarnym a nastawieniem charakterystycznym dla zachodnich demokracji, gdzie mimo wszystko ważniejsza jest wolność i kwestia społecznej odpowiedzialności3. Jakkolwiek współczesne możliwości technologiczne utrudniają uprawianie niezróżnicowanej propagandy, politycy nauczyli się korzystać z mediów, social mediów i różnych sposobów manipulowania informacją4. Ważną publikacją w historii izraelskiej komunikacji jest z pewnością książka pod tytułem Muting Israeli Democracy. How Media and Cultural Policy Undermine Free Expression? Amit M. Schejter. Znajdujemy tu przekonanie o hegemoniczności mediów, zwłaszcza elektronicznych, prezentujących informacje z dominującej perspektywy – żydowskiej demokracji5. Mimo że media same w sobie nie są przedmiotem moich badań w tej książce, związek pomiędzy mediami, polityką (w tym koncepcją demokracji) i reprezentacją konfliktu izraelsko-palestyńskiego bez wątpienia tworzy nierozerwalny splot.

W Anatomii nieobecności nie ograniczam się do metodologii przynależnej do jednej dyscypliny. Często przywołuję rozpoznania i koncepcje formułowane w ramach stosunków międzynarodowych, politologii, filozofii, polityki, etyki wojny, czy nawet historii militarnej, choć zazwyczaj jest to wiedza pozwalająca mi po prostu zadać pytanie o różnicę: między tym, co prezentują politycy i dziennikarze, a tym, co faktyczne, ukryte, nierealne. Innymi słowy, teksty dziennikarskie oraz wydarzenia i wypowiedzi polityczne traktuję jako elementy większej całości, a narrację, do której należą, próbuję tu zrekonstruować. Dlatego na przykład opowiadam o koncepcjach uznawanych za mało realne w niektórych środowiskach (takich jak rozwiązanie dwupaństwowe), o tematach nieustannie spychanych (żydowskie osadnictwo), marginalizowanych w świetle opowieści o większym potencjale (zagrożenie irańskie). Ważną perspektywę badawczą stanowi dla mnie również antropologia polityczna, która – zwłaszcza w drugim rozdziale, opartym na własnym minireportażu – rzuca światło na pewne zagadnienia i wydarzenia polityczne. Symboliczny, fundamentalny sens tych wydarzeń – jak śmierć dziennikarki Szirin Abu Akleh i niefortunna wypowiedź Mahmuda Abbasa – staje się widoczny dopiero wtedy, gdy do interpretacji włączymy takie kategorie, jak śmierć i życie, żałoba i wstyd – w ich wymiarze społecznym i kulturowym. Staram się przy tym ukazać, w jakim stopniu wydarzenia te stanowią sygnały – objawy albo zapowiedzi tego, jak bardzo w różnych strategiach, planach i decyzjach politycznych Palestyna się nie liczy.

W drugim rozdziale zaskakujące może się wydawać przejście z tonu analitycznego na bardziej osobisty i emocjonalny (dotyczy to zwłaszcza kilku fragmentów o charakterze podróżnym, reporterskim i niemal literackim). Jak słusznie zauważyła w recenzji Monika Bobako, takie „osobiste świadectwo”, jeśli bywa nadużywane w obszarach kontrowersyjnych, może przynosić skutek odwrotny w stosunku do zamierzonego. Równie dobrze – przekonywała – można by tu przytoczyć dramatyczne historie żydowskie, opowieści „z drugiej strony barykady”, doprowadzając w ten sposób do poznawczego impasu, „osłabienia argumentacji”, a nawet jej unieważnienia. Ta wnikliwa uwaga, zagłębiająca się w strukturę tekstu i zapytująca pośrednio o metodologię badań, otworzyła mi oczy na kilka kwestii ściśle ze sobą powiązanych. W eseju naukowym przeżyte nakłada się na przeczytane; doświadczenia oparte na wrażeniach wzrokowych, słuchowych i dotykowych ujawniają się tak samo jak te płynące z lektury. Istotna staje się nie tylko konkluzja, lecz także droga, jaką się do niej dochodzi. Odsłania się proces rozumienia.

Rozdział drugi uwydatnia ten proces: nie rozumiałam w pełni koncepcji Judith Butler, dopóki nie zmierzyłam się osobiście z życiem „niegodnym opłakiwania”, z organizacją systemu, który takie życie wytwarza. Trudno spierać się o to, kto cierpi bardziej po utracie najbliższej osoby, która strona jest bardziej zraniona. Można jednak dyskutować o tym, jakie warunki stwarza się dla czyjejś żałoby, jakie praktyki społeczne czy polityczne uruchamia się bądź nie, by tę żałobę i cierpienie przeżyć we wspólnocie. Dzieje się tak dlatego, iż silniejszy (Izrael) organizuje i panuje nad warunkami życia (palestyńskiego) do tego stopnia, że odbiera temu życiu „potencjał żałoby”. Decydując się na „osobiste świadectwo” w rozdziale drugim, odsłoniłam szkielet tego rozumowania, zbudowany z emocji i myśli, relacji z podróży, z czytanych wówczas lektur, przeprowadzonych rozmów. Jak wierzę, to tutaj, w rozdziale drugim, jesteśmy w samym centrum  a n a t o m i i   n i e o b e c n o ś c i:  widzimy dokładnie to, co nieobecne. Chwytamy życie, które nigdy życiem się nie stało.

Podstawowymi narzędziami pozostają dla mnie jednak znane mi najlepiej metody filologiczne: wychodzę od tekstów pisanych albo mówionych, rekonstruuję sposoby myślenia i rodzaje argumentacji, by koniec końców zapytać o różne strategie „unieobecniania” – zawsze związane z narracją, z opowieścią legitymizującą. Nie próbuję rozdzielać tych wielu różnych narracji i dyscyplin – wszystkie razem wytwarzają wiedzę, konstruują rzeczywistość już zinterpretowaną, tworzą dyskurs, dla którego najważniejsze jest nie tyle to, co się mówi, ale kto i jak mówi, kto słucha i kto zostanie przekonany.

Dla niektórych czytelników pierwszy rozdział może się okazać nużący ze względu na skrupulatną próbę rekonstrukcji izraelskiej sceny politycznej (przede wszystkim w latach 2021–2022). Aby ułatwić lekturę, proponuję w trakcie czytania zaglądać do umieszczonego na końcu książki krótkiego przewodnika po izraelskich partiach politycznych. Ażeby oddać towarzyszące wydarzeniom przedwyborczym napięcie, a także ich znaczenie i charakter, postanowiłam w pierwszym i drugim rozdziale pozostać przy perspektywie relacjonującej i nie wybiegać w przyszłość, w okres powyborczy. Dzięki temu – pomimo miłej konieczności realizowania wymogów naukowości – moja realna, intelektualna i pisarska podróż przeistoczyła się w podróż frapującą i nieoczywistą: znalazłam się w samym centrum problemów izraelskiej polityki i amerykańskich interesów na Bliskim Wschodzie, w samym środku palestyńsko-izraelskiego węzła.

Rozdział 1. Dwa państwa. Narracje fantastyczne

W przestrzeni medialnej i politycznej o konflikcie izraelsko-palestyńskim (czy o kwestii palestyńskiej) słyszymy nieustannie – tak jakby była to sprawa pierwszorzędna dla Izraela czy Stanów Zjednoczonych, dla polityki wewnętrznej lub zagranicznej, dla społeczności żydowskiej w Izraelu i w USA, dla społeczności międzynarodowej, dla praktyk politycznych kształtujących geopolitykę Bliskiego Wschodu. Można by wręcz pomyśleć, że te nieustanne napięcia, niekończące się eskalacje, zaognianie ran to także obietnica realnego rozwiązania, antidotum-już-prawie-wynalezionego, scenariusza, według którego sprawa palestyńska zajęłaby należne jej miejsce w życiu publicznym, stałaby się sprawą traktowaną serio. Tymczasem medialno-polityczne nieumiarkowanie, nadmiar informacyjny, obfitość skrajnych poglądów i emocji obnażają tylko swoją niepowagę, jałowość planów, demaskują skansen konceptów z minionej epoki, łudzą, że to, co powinno być ważne, rzeczywiście jest ważne. Rozwiązanie dwupaństwowe, transfer żydowskich osiedli z Zachodniego Brzegu, prawo powrotu. Mówimy ciągle tymi samymi słowami, choć utraciły one swoje znaczenie. W tym rozdziale przyjrzę się owym słowom (narracjom, obietnicom, konceptom), które desygnują jedynie bezużyteczność czy marginalność, niemożliwość albo próżnię.

Aby zobrazować status kwestii palestyńskiej, musimy dotrzeć do samego centrum i przyjrzeć się narracjom politycznym i medialnym, pojawiającym się na kilka miesięcy przed wyborami do Knesetu, zapowiedzianymi na 1 listopada 2022 roku. Zdaję więc tu relację z sytuacji dramatycznej, w której nieustannym zmianom w polityce towarzyszy lęk przed nadciągającą prawicą, zrzeszoną z partiami skrajnie religijnymi; próbuję definiować coraz bardziej autorytarny i populistyczny charakter izraelskiej demokracji; ukazuję linię sporu ugrupowań ultraortodoksyjnych z centrolewicowym rządem. A wszystko po to, by przedstawić znacznie obszerniejszy aspekt polityczności: schyłek demokracji, którą Izrael być nie może, skoro nie zapewnia równych praw wszystkim swoim obywatelom i nie wyznacza klarownych granic; po to, by wytłumaczyć, jakie znaczenie w tej antyprawicowej narracji ma samokrytyka (krytyka lewicy); i wreszcie po to, by jak najwyraźniej unaocznić, że konflikt izraelsko-palestyński bynajmniej nie jest wątkiem kluczowym.

Żeby się nie pogubić w gąszczu nazwisk i nazw partii, warto skorzystać z zamieszczonego na końcu książki przewodnika po izraelskich ugrupowaniach politycznych, które w listopadowych wyborach przekroczyły próg wyborczy.

DRAMATYCZNE WYBORY. IZRAELSKA SCENA POLITYCZNA W OSTATNICH LATACH

Jedyną stałą rzeczą w izraelskiej polityce ostatnich lat jest zmiana, która paradoksalnie nie przynosi niczego nowego. Herb Keinon, dziennikarz piszący dla „The Jerusalem Post”, nazwał tę sytuację „koszeniem ciągle na nowo tego samego trawnika”1. Zbliżające się wybory do 25. Knesetu, zaplanowane na 1 listopada 2022 roku, będą piątymi w ciągu ostatnich trzech i pół roku (2019–2022), co stało się już niemal znakiem rozpoznawczym izraelskiego parlamentu, jego wysokiej dysfunkcyjności i niestabilności. Przypomnijmy w wielkim skrócie ostatnie niewiarygodnie chaotyczne lata. Po kwietniowych wyborach w 2019 roku czołowej partii, konserwatywnemu i nacjonalistycznemu Likudowi, nie udało się sformować rządu. Po ogłoszeniu samorozwiązania i nowych wyborach we wrześniu 2019 sytuacja się powtórzyła. Dopiero po kolejnym głosowaniu, w marcu 2020, i po trudnych negocjacjach powstał rząd Benjamina Netanjahu i Beniego Ganca. Liderom nie udało się jednak uzyskać poparcia dla ustawy budżetowej, co było równoznaczne z koniecznością rozwiązania rządu. W wyniku przyśpieszonych wyborów do 24. Knesetu powstała koalicja rządowa Naftaliego Bennetta i Jaira Lapida, która zyskała minimalną większość i odsunęła od władzy „ikonę Izraela początku XXI wieku”2, lidera Likudu Benjamina Netanjahu.

Jak możemy przeczytać na stronie Izraelskiego Instytutu Demokracji, rząd Bennetta–Lapida był wyjątkowy pod trzema względami. Po pierwsze, do koalicji rządowej po raz pierwszy w historii weszła partia arabska Ra’am; po drugie, tworzyło ją aż osiem partii reprezentujących profile ideologiczne; po trzecie, premierem został lider pochodzący z małej partii3. Pomimo tej, zdawałoby się, przełomowej zmiany wiosną 2022 roku, w wyniku wewnętrznych podziałów kilkoro posłów wycofało swoje poparcie dla koalicji rządzącej, a w rezultacie rząd utracił większość parlamentarną. Wówczas Bennett zdecydował o rozwiązaniu Knesetu, zapowiedział kolejne wybory 1 listopada 2022 roku i przekazał urząd premiera Jairowi Lapidowi4.

Michał Wojnarowicz, analityk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i ekspert do spraw Izraela, wymienia trzy główne cechy charakteryzujące współczesną politykę izraelską. Po pierwsze, to bardzo rozdrobniona scena, składająca się z wielu małych, szybko powstających i równie szybko znikających partii, tak zwanych partii balonowych, które mimo efektu błyskawicznego nadmuchania nie mają szans na „utrwalenie swojej pozycji w systemie politycznym”. Na poziom rozdrobnienia ma wpływ bardzo niski próg wyborczy (kiedyś 1 procent, teraz 3,25 procent – w porównaniu do polskiego pięcioprocentowego progu)5. Kolejną cechą jest wyrazista dwublokowość: oś podziału to gruba kreska między postawami wyborczymi, na przykład personalną (Netanjahu i anty-Netanjahu), światopoglądową (światopogląd religijny i laicki) czy polityczną (propalestyńską lub antyarabską). Trzecim aspektem izraelskiej polityki jest główna rola liderów. Splot dwóch ostatnich cech – wyrazistości światopoglądowej i personalnego charakteru polityki – celnie i dosadnie podsumował wspomniany Keinon, zwracając uwagę na niezbywalny relatywizm: „premier Jair Lapid sprzeda kraj zwolennikom terroryzmu; były premier Benjamin Netanjahu przekaże go faszystom. Charedim6 zmienią Izrael w teokratyczny Iran; Merec i Partia Pracy oczyszczą kraj ze wszystkiego, co czyni go żydowskim”7. Z kolei Noa Landau postawiła pytanie o sposób definiowania ekstremizmu, którego konceptualizacja zależy od perspektywy ideologicznej danego ugrupowania. Według Landau centrowa partia Lapida usiłuje budować umiarkowany, „szeroki i stabilny” rząd „zjednoczonej społeczności”8. Niektórzy powiadają, że premier na swoim biurku ma zdjęcia dwóch założycieli Izraela, Dawida Ben Guriona i ekstremistycznego Menachema Begina, co symbolizuje próbę stworzenia państwa „społecznie liberalnego, świeckiego, ale nie antyreligijnego”9. „Lapidyzm” – jak Landau nazywa tę postawę polityczną, promowaną przez partię – nie niweluje skrajności, wręcz przeciwnie – sam może być postrzegany jako skrajność: dla centrolewicy ekstremum stanowią partie ultraprawicowe, ale dla prawicowej części obozu ekstremalnym (i ekstremistycznym) zagrożeniem są Arabowie, lewica, a nawet centrowy Lapid.

Te polityczne ekstrema – czy „wyrazista dwublokowość”, jak eufemistycznie wyraża się Wojnarowicz – mają swoje odzwierciedlenie w nastrojach społecznych w okresie przedwyborczym. Wydaje się, że rozłam światopoglądowy w izraelskim społeczeństwie tylko się umacnia: te same grupy, które przed niespełna rokiem zrzeszały się w wielotysięcznym tłumie, by domagać się odejścia pogrążonego przez afery korupcyjne Netanjahu, pod koniec września 2022 roku zmuszone były powtórzyć protesty w obawie przed wzbierającą na sile, coraz bardziej realną perspektywą powrotu prawicowej koalicji do władzy10. Wyniki sondaży nieustannie zaogniają atmosferę11. Ten przeprowadzony pod koniec września przez izraelski kanał telewizyjny Channel 12 wykazał, że partie wspierające byłego premiera zyskają 59 miejsc w Knesecie, a obecny blok rządzący – 57. Wobec 120 miejsc w Knesecie Benjaminowi Netanjahu brakuje zaledwie dwóch głosów do przewagi zapewniającej wygraną12.

Dramatyczne protesty i równie dramatyczne wyniki sondaży, choć dobrze odzwierciedlające kasandryczny charakter nadchodzących wyborów, zdają się jednocześnie czymś zwyczajnym – spodziewanym performansem społecznym, zagraniem wpisanym w naturę demokratycznego spektaklu. Przytoczę tutaj dłuższy cytat z błyskotliwej książki Iwana Krastewa: „Alexis de Tocqueville jako jeden z pierwszych wskazywał, że dyskurs kryzysu to język ojczysty każdej prawdziwej demokracji. Zauważył, że demokratyczna polityka potrzebuje dramatu: «Gdy zbliżają się wybory – pisał – intrygi są coraz częstsze, a agitacja żywsza i powszechniejsza. Cały kraj wpada w stan gorączkowy»”. I dalej: „Demokracja funkcjonuje w ten sposób, że to, co normalne, ukazuje jako potencjalnie katastrofalne, obiecując zarazem, że każdy kryzys da się przezwyciężyć. Demokratyczna polityka działa więc jak ogólnonarodowa sesja terapeutyczna, na której wyborcy skonfrontowani zostają ze swymi najgorszymi koszmarami – nową wojną, załamaniem demograficznym, kryzysem gospodarczym, katastrofą ekologiczną – ale są zarazem przekonani, że mają wystarczającą władzę, by uniknąć tragedii. Politycy i media ukazują niemalże każde wybory jako punkt zwrotny – wybór, który zdefiniuje los kraju dla kolejnego pokolenia. Kiedy jednak wybory się kończą, świat magicznie wraca do normy”. Stąd wniosek Krastewa: „Demokratyczna polityka nie jest możliwa bez ciągłej oscylacji między nadmiernym udramatyzowaniem i trywializacją problemów, z którymi się mierzymy. Wybory przestają być wiarygodne, kiedy nie mogą nas przekonać, że – jednocześnie – stoimy w obliczu bezprecedensowego kryzysu i że jesteśmy w stanie go zatrzymać”13.

Zgodnie z tym opisem izraelskie społeczeństwo doświadcza obecnie polityki w jej wydaniu ostatecznym, radykalnym, tak jakby udział w wyborach – samo pójście do urn i oddanie głosu – miał zdecydować o wszystkich sprawach: o kryzysie gospodarczym i inflacji, o cenach mieszkań i żywności, o potencjalnej wojnie z Iranem, o wojnie w Ukrainie, o konflikcie z Hamasem, o edukacji grup ultraortodoksyjnych.

W tym dramatycznym spięciu przedwyborczym zaczyna się moja opowieść: na kilka miesięcy przed głosowaniem do 25. Knesetu, w przedziwnym splocie politycznego niepowodzenia i postpandemicznej rzeczywistości, w okresie wojny w Ukrainie, pogłębiającej się inflacji i stale rosnącego zagrożenia ze strony Iranu, w obliczu zmian w Stanach Zjednoczonych – u największego izraelskiego sojusznika, ciągle jeszcze straumatyzowanego po latach szokującego stylu polityki, jaki obowiązywał w czasach prezydentury Donalda Trumpa. W tej pełnej lamentu opowieści spróbuję dostrzec i zanalizować jej paradoks: dlaczego nie zawiera ona najbardziej dramatycznego wątku, jakim jest konflikt izraelsko-palestyński? W jaki sposób temat ten został wyrugowany z kampanii politycznych? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania proponuję wejść w polityczny świat Izraela ostatnich miesięcy: oddać głos ekstremalnej prawicy, następnie przyjrzeć się kryzysowi izraelskiej demokracji poprzez „winę centrolewicy”, by na koniec wprost postawić pytanie o to nieobecne widmo polityczne – zapomnianą Palestynę.

NAJCZARNIEJSZY SCENARIUSZ: POWRÓT PRAWICY I KU KLUX KLAN W IZRAELSKIM PARLAMENCIE

Na kilka miesięcy przed listopadowymi wyborami w 2022 roku izraelskie i światowe media – lewicowe, centrolewicowe, liberalne czy po prostu krytykujące żydowski nacjonalizm – ogarnął niewyobrażalny lęk przed powrotem prawicy do władzy. Ten lęk nie wziął się znikąd: choć partia Likud Benjamina Netanjahu, trzon izraelskiej prawicy, rządziła krajem przez wiele lat, ostatni rok politycznego wypoczynku, odejścia Likudu do opozycji, dał nadzieję na inną rzeczywistość – bardzo niestabilną, ale przynajmniej świeżą, usuwającą w cień afery korupcyjne i liczne kontrowersje związane z osobą byłego premiera. Mimo że w izraelskim społeczeństwie panuje jasny i wyraźny podział na zwolenników i przeciwników Netanjahu, tych głosujących na partie pro-Bibi czyanyone-but-Bibi, głównym źródłem lęku społecznego wcale nie jest on sam – „król Bibi”, jak bywa nazywany – ale raczej wizja rządu, który były premier chce stworzyć wraz z najbardziej skrajnymi ideologicznie partiami. Przyjrzyjmy się budowanemu przez media, mniej lub bardziej analitycznemu i krytycznemu wizerunkowi Netanjahu, a następnie odtwórzmy złowrogi obraz jego potencjalnych koalicjantów.

W rankingu najbardziej wpływowych postaci świata żydowskiego, sporządzonym we wrześniu 2022 roku przez umiarkowanie konserwatywny „The Jerusalem Post”, Netanjahu zajął wysokie, bo aż piąte miejsce. Wynik zaskoczył nie tylko dlatego, że w ostatnich miesiącach lidera Likudu otaczała zła sława ze względu na sprawy sądowe związane z korupcją, lecz przede wszystkim dlatego, że były premier pozostawał w opozycji, poza koalicją rządzącą Bennetta–Lapida14. Historycy chętnie przywołują afirmatywne określenia, które przylgnęły do lidera – to „geniusz” albo „magik”, jak przypomina (niebezkrytycznie) Colin Shindler, analizujący moment dojścia do władzy Likudu w wyborach w 1996 roku15. Według liberalnego „The Times of Israel” byłego szefa rządu cechuje niezwykła „polityczna przenikliwość”, która kilkakrotnie zapewniła mu bezkonkurencyjną wygraną. To, że w czterech ostatnich wyborach – do 2019 roku – nie wygrywał, a teraz znowu się wznosi, wskazuje na przemyślaną strategię polityczną, opartą na „instynkcie przetrwania i czystej, politycznej wytrwałości”16. Jak piszą autorzy tekstu For Netanjahu, the path to victory is more about mobilization than persuasion, w przeciwieństwie do innych polityków, którzy zastosowali szeroko zakrojoną perswazję, kampania Netanjahu to zorganizowana mobilizacja, oparty na czterech solidnych filarach plan dojścia do władzy. Pierwszym filarem jest konsolidacja bloku, to znaczy dążenie do zawarcia sojuszu z innymi partiami, Religijnym Syjonizmem i Siłą Żydowską, w celu zminimalizowania przyszłych „utraconych” głosów (oddanych na rzecz ugrupowań, które bez sojuszu znalazłyby się poniżej progu wyborczego). Drugą cechą strategii Netanjahu jest tonowanie kontrowersyjnych wypowiedzi i wyciszanie tych głosów z jego ugrupowania, które są zbyt skrajne i emocjonalne. Autorzy nazwali ten krok dążeniem lidera do bycia mamlachti,mężem stanu. Pojednawczy, stonowany styl działania i wypowiedzi miałby pośrednio wpływać na trzeci filar: próbę „niewybudzania” arabskiej społeczności z politycznej apatii. Im niższa frekwencja pośród wyborców pochodzenia arabskiego, tym większa szansa na wygraną Likudu i jego sojuszników. Czwartym filarem jest budowanie przekonania – zarówno pośród wyborców, jak i pośród innych partii – że 61 miejsc w Knesecie – liczba, którą ma szansę uzyskać blok prawicowy – wystarczy do utworzenia silnego i stabilnego rządu.

Liberalny, lewicowy