AI. Jak się przygotować do rewolucji? - Madejski Mateusz - ebook + audiobook + książka

AI. Jak się przygotować do rewolucji? ebook

Madejski Mateusz

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jak przygotować się na życie w świecie, który jeszcze nie istnieje?

Czy nadejdzie czas, gdy pracować będzie tylko 20 procent ludzi? A co będzie robić pozostałe 80 procent – cieszyć się życiem czy rozpaczliwie szukać pracy?

Mateusz Madejski pyta ekspertów o naszą przyszłość w świecie sztucznej inteligencji. Jakie perspektywy mamy w nim my: pracownicy, fachowcy, ludzie? Czy AI faktycznie ukradnie nam pracę? Czy jednak pomoże rozwinąć skrzydła w nowym świecie? Bo może AI to wcale nie zagrożenie, a szansa? Co zrobić, żeby ją wykorzystać?

Aby jutro się nie martwić, dziś trzeba się przygotować. W jakie zawody warto inwestować, a które nie mają przyszłości? Czego się uczyć? I wreszcie – czego uczyć nasze dzieci? Języki, programowanie, a może sporty zespołowe – co będzie receptą na sukces? Jaki świat czeka nas wszystkich?

Przyszłość nadejdzie szybciej, niż myślimy. Czy robisz wszystko, żeby się na nią przygotować?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 198

Data ważności licencji: 6/18/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładki Michał Pawłowski

Redaktor nabywający Krzysztof Chaba

Opieka redakcyjna Magdalena Kowalewska

Opieka promocyjna Klaudia Kusy

Adiustacja Magdalena Wołoszyn-Cępa

Korekta Małgorzata Matykiewicz-Kołodziej Magdalena Wołoszyn-Cępa

Wybór ilustracji Mateusz Madejski Magdalena Kowalewska

Copyright © by Mateusz Madejski Copyright © for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8427-481-1

Znak Horyzontwww.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

Wstęp

„Zobaczy pan, jak przygotowują kotlety do McDonald’s” – usłyszałem w 2016 roku. Tak mniej więcej brzmiało zaproszenie na wizytę do głównego zakładu, w którym przerabia się w Polsce mięso dla gastronomicznego giganta. „Świetnie” – odparłem, gdy je przyjmowałem. A oczami wyobraźni widziałem dziesiątki rzeźników w zakrwawionych fartuchach, przygotowujących kotlety do kanapek słynnej sieci. Spodziewałem się mocnych wrażeń. W końcu sam Otto von Bismarck mówił, że dwóch rzeczy nie powinno się widzieć – tego, jak robi się politykę, oraz tego, jak robi się parówki. Przygotowanie kotletów powinno więc być mocnym przeżyciem – tak przynajmniej mi się wydawało. Gdy dotarłem na miejsce, okazało się, że bardzo się myliłem. Kotletowy zakład przypominał bardziej laboratorium niż rzeźnię. Kawałki mięsa podjeżdżały do kolejnych punktów obróbki w niemal sterylnie czystym, jasnym zakładzie. Nie to natomiast zaskakiwało najbardziej.

„Gdzie są ludzie?” – zadawałem pytanie. Najpierw samemu sobie, a potem głośno, menedżerowi zakładu. „Auto­matyzacja” – odparł z uśmiechem. Nie żeby była to jakaś wielka nowość. Maszyny zastępowały ludzi w fabrykach od lat. Ktoś powie, że na tym polegała rewolucja przemysłowa. Zakłady jednak nigdy dotąd nie mogły się obyć bez ludzi z krwi i kości. Czy to się właśnie zmienia? Patrzyłem tak na linie produkcyjne, z których zjeżdżały słynne kotlety, i zastanawiałem się, kiedy przyjdzie czas na masowe zwolnienia z fabryk… Niemal dekadę później, jesienią 2024 roku, roboty w fabrykach przestawały już zaskakiwać. W listopadzie tego roku firma logistyczna DHL otwierała w Gorzowie Wielkopolskim nową część magazynu, w której paczki pakują nieduże autonomiczne roboty, przypominające małe samochodziki. Szefowie firmy przyznawali, że początkowo czuli niepokój, wprowadzając na dużą skalę roboty do tej placówki. Opowiadali, że przygotowali zawczasu nawet strategię komuni­kacyjną związaną z wejściem robotów do zakładu – miała ona przekonać pracowników magazynu do maszyn i odpowiedzieć na ich wątpliwości. Zapewniali natomiast, że nie trzeba było tej strategii wprowadzać w życie. Wszystko dlatego, że jak argumentowali, pracownicy magazynu po prostu roboty polubili. Roboty są przecież przeznaczone do najcięższej pracy, a ludzie mogą się koncentrować na tym, co naprawdę tworzy wartość dodaną – przekonywali menedżerowie DHL. Wspominali również, że maszyny do tego stopnia podbiły serca pracowników, że ci aż zaczęli nadawać im ludzkie imiona. Brzmiało to wszystko zbyt marketingowo, by do końca w to uwierzyć. Zacząłem więc rozmawiać z osobami pracującymi w gorzowskim magazynie. Co ciekawe, w dużej mierze potwierdziły one słowa swoich menedżerów. „O, ten robot to dla nas Franek” – wskazała na maszynę numer 20 jedna z pracowniczek DHL.

Długo wydawało się, że robot może i zastąpi człowieka w fabryce, ale nie zastąpi go wszędzie – nie opracuje kampanii reklamowej, nie napisze artykułu, nie przeprowadzi rozmowy rekrutacyjnej, nie nakręci filmu, nie zagra w filmie… Słowem – maszyny nie zastąpią „białych kołnierzyków”. Tak się przynajmniej wówczas, w 2016 roku, wydawało. Jesienią 2022 roku przedstawiciele klasy średniej zaczęli się jednak łapać za głowy. Pojawił się wówczas ChatGPT-4, czyli rewolucyjne – jak na tamten moment – narzędzie wykorzystujące sztuczną inteligencję. Aplikacja nagle zaczęła pisać całkiem sensowne teksty – na tyle sensowne, by mogły się stawać artykułami prasowymi, wypracowaniami, czasem nawet pracami dyplomowymi. Od tamtej pory rewolucja przyspieszyła i mało kto nie zadaje sobie pytania: „Czy ona nie zmiecie mojego zawodu?”. Narzędzia AI już nie tylko piszą, ale i programują, robią filmy, przygotowują grafiki, mogą nawet zastępować aktorów w filmach. Truizmem jest więc stwierdzenie, że rewolucja przyspiesza. Fakt, że coś jeszcze człowiek wykonuje lepiej, nie daje absolutnie żadnej gwarancji, że to się nie zmieni za dwa–trzy lata.

Jako dziennikarz rzecz jasna zastanawiałem się, jak długo jeszcze będę w stanie utrzymywać się z pisania. Jako ojciec sześciolatka zastanawiałem się, czego go uczyć. Jeszcze niedawno odpowiedzi były dość oczywiste. Na przykład nauka języków obcych była uznawana zawsze za świetną inwestycję. Dzisiaj mam telefon – i to nie taki z najwyższej półki – który tłumaczy na żywo rozmowy. Za rok czy dwa, kto wie, mogę mieć w uchu czipa tłumaczącego wszystkie języki świata. Czy więc katowanie dziecka zasadami Present Perfect Continuous ma jakikolwiek sens? W ostatnich dekadach słyszeliśmy też, że kluczem do sukcesu w cyfrowym świecie jest znajomość matematyki. Tylko że każdy może już ściągnąć aplikacje, które za pomocą AI, w ułamku sekundy, rozwiązują najbardziej skomplikowane działania. Z drugiej strony – od ekspertów od pedagogiki można usłyszeć, żetwardeumiejętności nie mają już takiego znaczenia. Trzeba rozwijać kompetencje miękkie – chociażby kreatywność. Ale czy kreatywność naprawdę będzie miała znaczenie w świecie, w którym z roku na rok coraz bardziej zaawansowane algorytmy kreują teksty, filmy, obrazy… i komponują muzykę? 

Im więcej sobie tych pytań zadawałem, tym częściej rozkładałem ręce.

Nie miałem pojęcia, w jakim świecie obudzę się za kilka lat – i czy będę w stanie w nim przetrwać. Nie byłem jedyny. Szybko zdałem sobie sprawę, że ta niepewność stała się dość powszechna. Postanowiłem, że porozmawiam z osobami, które wiedzą, co w trawie piszczy – czyli prezesami, ekspertami, specami od IT, futurologami – i zapytam, co mogą poradzić mi, mojemu dziecku i, przede wszystkim, czytelnikom. Wezmę kartkę i długopis i będę spisywał ich porady oraz prognozy. Pytałem, czego się uczyć – a czego lepiej nie. W co inwestować – a w co nie. Czy podchodzić do kolejnych lat z umiarkowanym optymizmem – czy lepiej nastawiać się na trudne czasy, przypominające któryś z odcinków serialu Czarne lustro. A może nie przejmować się niczym za bardzo i przygotowywać siebie i swoich bliskich na czasy, w których roboty będą wykonywały całą nieprzyjemną robotę, a ludzie będą żyli na przykład z tak zwanego bezwarunkowego dochodu podstawowego1? No i fundamentalne pytanie – jak przetrwać i wieść dobre życie w czasach, gdy AI i algorytmy będą decydowały niemal o wszystkim?

Ta książka jest podsumowaniem dziesiątek takich rozmów, które odbyłem (i rzecz jasna dziesiątek raportów czy opracowań, które przewertowałem). Usłyszałem wypowiedzi nieraz mocno pesymistyczne, ale też nierzadko bardzo motywujące i inspirujące. Dość rzadko były to alarmistyczne przepowiednie, że grozi nam wojna ludzkości ze sztuczną inteligencją. Zresztą na taką wojnę – o ile jest ona w ogóle realna – trudno by było się przygotować. A mnie chodziło przede wszystkim o pragmatyczne rady. I przyznaję, że usłyszałem wiele zupełnie nieoczywistych zaleceń, porad i wniosków. Przyznaję, że byłem mocno zaskoczony, gdy usłyszałem, że w erze AI warto uczyć dzieci grania na harmonijce – a nauka matematyki może mieć więcej sensu niż nauka programowania. Jednak nie chodziło mi o otrzymywanie odpowiedzi, które wprawiłyby mnie w dobry nastrój. Chciałem usłyszeć chłodną ocenę, bez owijania w bawełnę. I nieraz dokładnie to otrzymywałem. „Nie ma scenariusza, w którym sztuczna inteligencja nie zmieni gospodarki” – przyznał na przykład Krzysztof Inglot, prezes firmy Personnel Service.

– Piszę książkę – zaczepiłem innego menedżera, dyrektora w jednej z firm z branży IT.

– Gratulacje – usłyszałem w odpowiedzi.

– I wie pan, to ma być poradnik na temat tego, jak przygotować się do rewolucji AI. No i przy okazji zastanawiam się, czy to nie jest moja ostatnia książka. To znaczy czy zdążę jeszcze jakąś napisać, nim algorytmy będą robić to lepiej ode mnie – zacząłem tłumaczyć. 

– Spokojnie, zdąży pan – odparł.

– To spora ulga. 

– Dobrze, że pan nie zapytał, czy zdąży pan jeszcze napisać ze dwie książki – rzucił jednak szybko w kontrze.

1 Koncepcja, według której każdy może liczyć na regularne wpływy finansowe – niezależnie od tego, czy np. wykonuje pracę, czy też nie.

Część I

Czemu nic tego nie zatrzyma?

Czy rewolucja AI w ogóle jest przesądzona? Całkiem spore grono wpływowych osób czy instytucji chciałoby ją na pewien czas zahamować. A międzynarodowe organizacje – nade wszystko Unia Europejska – chciałyby ująć sztuczną inteligencję w jakieś legislacyjne ramy i przez to ją w jakimś chociaż zakresie kontrolować. Ba, osoby należące do elity świata technologii często ostrzegały przed zbyt szybkim rozwojem AI, nieraz w bardzo alarmistycznym tonie. Nawet Elon Musk stwierdził niegdyś, że sztuczna inteligencja szybko przegoni tę „ludzką”, a w niedalekiej przyszłości „nikt nie będzie miał pracy”1. Dodawał też, że sztuczna inteligencja to poważne zagrożenie dla ludzkości. Takie wypowiedzi zresztą w latach 2022 czy 2023 nie były odosobnione. O AI wówczas niezwykle często mówiło się w kontekście zagrożenia – a odbiorcy tych złowieszczych prognoz mieli przed oczami sceny z filmów science fictionsprzed kilku dekad, które opowiadały o maszynach walczących z ludźmi o panowanie nad ziemią.

Wciąż nie brakuje alarmistycznych ekspertyz, raportów czy artykułów. Ton się jednak zmienił. O AI mówi się częściej jako o szansie, a nie zagrożeniu. Co znamienne, sam Musk krótko po swoich pesymistycznych wypowiedziach o AI sam zaczął w nią mocno inwestować. A potem jego Tesla zaczęła w większym stopniu skupiać się na rozwijaniu humanoidalnych robotów niż na tworzeniu kolejnych wersji aut elektrycznych. I nawet w Unii pojawiło się coraz więcej głosów, że regulowanie rozwoju technologii jest złym pomysłem – i trzeba raczej znosić bariery legislacyjne. Powód tej zmiany tonu odnośnie do sztucznej inteligencji był najbanalniejszy z możliwych. Pieniądze. „Chcesz podnieść sprzedaż? Powiedz, że dodajesz do produktu AI” – taki żart zaczął jakiś czas temu krążyć po działach marketingu i sprzedaży dużych koncernów. Rzecz jasna nie był to do końca żart. Nie jest natomiast tak, że AI jest uznawana przez świat biznesu – a zwłaszcza sektor IT – za funkcjonalność czy nowy gadżet. Raczej za kolejną wielką rzecz – The Next Big Thing, jak to się określa. I prawdę mówiąc, techowy świat na taką rzecz od dawna czekał. Od czasu, gdy masową popularność zdobyły smartfony i media społecznościowe, żadnej wielkiej technorewolucji w końcu nie było. A branża nie tyle jej oczekiwała, co domagała się jej ze wszystkich sił. Gdy nie nadchodziły żadne przełomowe rozwiązania, próbowano je aplikować na siłę. Przykład? Mark Zuckerberg, przygniatany kolejnymi problemami swojego Facebooka, postanowił jesienią 2021 roku postawić wszystko na jedną kartę – na meta­wersum. Koncern Zuckerberga nie chciał być już kojarzony głównie z portalami społecznościowymi. Chciał rozwijać wirtualne światy równoległe – do których mielibyśmy dostęp na przykład poprzez okulary VR. W ten sposób awatary kilku osób mogą rozmawiać ze sobą przykładowo w scenerii przypominającej wybrzeże oceanu. Nie wszyscy uwierzyli, że to będzie kolejna wielka rewolucja technologiczna – ale Zuckerberg uwierzył tak bardzo, że nawet zmienił nazwę swojej firmy z Facebook, Inc. na Meta Platforms, Inc. Nie wypaliło. „To był zresztą dziwny pomysł, żeby nakładać okulary i lecieć na Malediwy albo na wirtualne spotkanie z klientem” – mówił mi Piotr Kawecki, prezes ITBoom, jednej z większych polskich firm technologicznych.

Oczywiście nie tylko Zuckerberg stawiał na meta­wersum, lecz także znaczna część świata IT. W tym również jego część finansowa – czyli fundusze venture capital2, akcjo­nariusze, udziałowcy… Dziesiątki tysięcy graczy, którzy tak naprawdę nakręcają świat tech. Chcą, by każdy dolar zainwestowany w firmy IT przerodził się w dziesiątki – albo i setki dolarów. W ten sposób niegdyś wystrzeliły kursy akcji Google’a, Amazona czy Face­booka – i akcjonariusze z niecierpliwością wyczekiwali czegoś, co powtórzy tamte sukcesy i wykreuje kolejne fortuny. Z metawersum się nie udało, ale jesienią 2022 roku cały świat zaczął mówić o narzędziu ChatGPT – i wówczas świat technologiczny poczuł, że znalazł swojego Świętego Graala, coś na miarę iPhone’a, a może nawet coś jeszcze bardziej rewolucyjnego: AI. Rzecz jasna nie było tak, że nagle wówczas narodziła się sztuczna inteligencja. Narzędzia AI czy machine learning były rozwijane od dekad. W ostatnich miesiącach 2022 roku AI miało swoje momentum, chwilę przełomową – a cały świat nagle zaczął rozmawiać o sztucznej inteligencji. W mediach społecznościowych czy tradycyjnych zaczęły się pojawiać tezy o „rewolucji AI” – i była to trochę samospełniająca się przepowiednia. Inwestorzy bowiem uwierzyli w sztuczną inteligencję, zaczęli więc inwestować w firmy, które na nią stawiały. A firmy, chcąc się przypodobać inwestorom, pompowały pieniądze w badania i rozwój narzędzi AI. Symbolem takiego sukcesu stała się Nvidia, amerykańska firma zajmująca się produkcją procesorów graficznych. Do opracowywania programów AI niezbędne były szybkie procesory – i Nvidia w porę to dostrzegła. Sukces był spektakularny. Jeszcze na koniec 2015 roku kapitalizacja rynkowa spółki była wyceniana na prawie 18 miliardów dolarów. Dziewięć lat później było to już astronomiczne 3,6 biliona dolarów. Niesprzyjający klimat handlowy sprawił, że w 2025 roku wycena spadła, ale wiosną 2025 roku wciąż przekraczała 2,3 biliona.

Inna sprawa, że postęp w świecie AI jest tak duży, że blask pierwszych gwiazd już nieco przygasł. Chiński chatbot DeepSeek zrobił na przykład niemałą sensację na początku 2025 roku – według wielu użytkowników i ekspertów działał lepiej niż rozwiązania OpenAI, czyli organizacji stojącej za ChatemGPT.

Oczywiście AI to nie tylko duże modele językowe3, jak ChatGPT. To również mniej lub bardziej wyspecjalizowane narzędzia, często oparte na tych dużych modelach. Polska firma BUZZcenter szacuje, że takich szeroko dostępnych rozwiązań AI mamy obecnie około 24 tysięcy. Jeśli chcemy dostać szybką odpowiedź na zadane pytanie, możemy skorzystać z DeepSeeka, ChataGPT, Claude’a czy polskiego Bielika, ale już do tworzenia grafik użyjemy narzędzi takich jak Midjourney, DALL-E czy rozwiązań z przeglądarki Bing. Do edycji grafiki z użyciem „magii” AI mamy na przykład Adobe Firefly czy Canvę. Istnieją osobne narzędzia do generowania wideo (Sora, Runway), a nawet do tworzenia podcastów za pomocą sztucznej inteligencji. Do tego autorskie rozwiązania mają duże firmy, które na przykład tworzą własne nakładki na ChataGPT. Swoje modele rozwija wiele mniejszych czy większych firm – czasem opierając się na autorskich rozwiązaniach. Służą one na przykład organizowaniu pracy w fabrykach czy wyliczaniu kosztów inwestycji. Rozwiązań AI mogą więc istnieć tak naprawdę nie tyle dziesiątki, co setki tysięcy. Sztuczna inteligencja weszła w nasze życie tak, jak niegdyś internet. Trudno wskazać dziedzinę życia, która jest obecnie wolna od internetu. I podobnie dzieje się z AI. Rewolucja sztucznej inteligencji łączy się zresztą z innymi silnymi trendami – rozwojem automatyzacji oraz robotyzacją. Doktor Stephan Mayer, jeden z szefów niemieckiej firmy przemysłowej Trumpf, mówi, że rzeczywistością stały się w pełni zautomatyzowane fabryki, w których ludzie nie muszą być zaangażowani w proces produkcyjny. Jak przekonuje, takie zakłady działają już całkiem nieźle. Teraz trwają prace nad tym, by roboty były na tyle rozwinięte, by same wybierały sobie zadania i odpowiednio je wdrażały.

Każdy chce zatem popłynąć na tej fali. Kiedyś mówiło się o jednorożcach – technologicznych start-upach wycenianych na przynajmniej miliard dolarów. Ale to stara śpiewka. Teraz świat technologiczny mówi już o hectocornach4 – start-upach wycenianych na 100 miliardów dolarów i więcej. A każda tak wyceniania firma tworzy rzesze milionerów – i niejednego miliardera. O to toczy się gra, a Dolina Krzemowa nie lubi iść powoli i ostrożnie. „Move fast and break things” („Poruszaj się szybko i niszcz rzeczy”) – to jedno z dawnych tak zwanych haseł przewodnich firmy Meta, znanej kiedyś jako Facebook. Choć to tak naprawdę skrót znanego cytatu twórcy serwisu Marka Zuckerberga. Cały cytat brzmiał: „Poruszaj się szybko i niszcz rzeczy. Jeśli nie niszczysz rzeczy, to znaczy, że nie poruszasz się wystarczająco szybko”.

Nawet jeśli od ponad dekady firma tego motta nie używa, to na pewno oddaje ono ducha Doliny Krzemowej – a pewnie i większości świata IT. A zatem można – i trzeba – zakładać, że rewolucja IT będzie postępować, a politycy jej nie zatrzymają. Skąd ta pewność? Przedstawiciele kluczowych dla AI regionów – czyli przede wszystkim USA i Chin – wcale nie chcą przesadnie rozwoju sztucznej inteligencji hamować czy regulować. A dla Pekinu, jak się wydaje, AI ma wręcz znaczenie strategiczne. Chiński przywódca Xi Jinping od dłuższego czasu realizuje taktykę, która zakłada prześcignięcie USA do 2049 roku – właśnie dzięki stawianiu na nowoczesne technologie. Początkowo Chiny wyraźnie przegrywały wyścig o dominację w AI ze Stanami, choć z czasem konkurencja zaczęła się wyrównać. A Unia Europejska? Ta jest na razie z boku tego wyścigu. Nawet więc wielka determinacja brukselskich urzędników zapewne nie powstrzyma rewolucji. Osobną kwestią jest to, że trudno określić ramy prawne dla nowoczesnych technologii – bo technologie rozwijają się tak szybko, że przepisy za nimi nie nadążają. Firmom IT niekoniecznie to przeszkadza. Przykład? Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku popularność zaczęły zdobywać aplikacje do przewozu osób – jak Uber, Lyft czy Bolt. Pozwalały one przeciętnym kierowcom stawać się taksówkarzami. Kłopot w tym, że w większości miast zachodniego świata taksówkarz to był zawód koncesjonowany. A takich koncesji czy pozwoleń rzecz jasna kierowcy Ubera i spółki nie mieli. Mimo to aplikacje wchodziły do kolejnych metropolii, nieraz naginając czy wręcz łamiąc lokalne przepisy. To wszystko powodowało wściekłość wśród taksówkarzy, którzy organizowali regularnie gigantyczne protesty – czy to w Paryżu, czy w Londynie, czy w Warszawie. Nie zatrzymało to transportowej rewolucji. Dziś korzystanie z takich aplikacji jest oczywistością, a klasyczne taksówki w coraz większym stopniu znikają z miast. Wpłynęło na to wiele czynników – szefowie transportowych aplikacji bardzo skutecznie lobbowali u polityków, aby ci byli wyrozumiali wobec nowoczesnych rozwiązań. Nie da się jednak również ukryć, że klienci po prostu aplikacje w stylu Ubera polubili. Przejazdy zamawia się łatwo, płatność jest realizowana automatycznie, a ceny są wyraźnie niższe niż w przypadku przejazdów klasycznymi taksówkami. Tym samym – można powiedzieć – technologia wygrała z przepisami.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

1 S. Murphy Kelly, Elon Musk says AI will take all our jobs, CNN, 23.05.2024, https://edition.cnn.com/2024/05/23/tech/elon-musk-ai-your-job, dostęp: 15.04.2025.

2 Instytucje inwestujące w firmy będące na wczesnych etapach rozwoju po to, by osiągnąć zyski w momencie, gdy takie podmioty odpowiednio urosną.

3 Model językowy to system oparty na sztucznej inteligencji, który został przeszkolony w zakresie wielu danych tekstowych w celu zdobycia wiedzy związanej z językiem i generowania odpowiedzi podobnych do tych ludzkich.

4The age of the hectocorn, „The Economist”, 21.09.2024, s. 55.

Część II

Szansa dla „normalsa”

Dostępne w wersji pełnej

Część III

Jak stać się „władcą algorytmów”

Dostępne w wersji pełnej

Część IV

Epoka „inwestorów”

Dostępne w wersji pełnej

Część V

Co będzie ze wszystkimi innymi?

Dostępne w wersji pełnej

Część VI

O pożytkach z gry na harmonijce

Dostępne w wersji pełnej

Część VII

Czego zatem uczyć dzieci?

Dostępne w wersji pełnej

Zakończenie

Dostępne w wersji pełnej