Recenzja „O zmierzchu” Theresy Bohman

Mateusz Woliński 20.12.2019

Książki o miłości zazwyczaj są ckliwe i sentymentalne. Dodajmy do tego 40-letnią kobietę po rozwodzie zajmującą się historią sztuki, a już możemy dostać scenariusz niezbyt zajmującej powieści.

I tu pojawia się Therese Bohman. W ramach lekkiej powieści obyczajowej zbudowała złożony i naturalny portret kobiety, która zaczyna zdawać sobie sprawę z przemijania. Nie sposób odnieść wrażenie, że Bohman lubi swoją bohaterkę i traktuję ją z czułością. Na swój sposób może nawet jej imponuje. Osiągnęła sukces, podejmowała i podejmuje niezależne decyzje.

Ale przychodzi moment, w którym zaczyna kwestionować swoją pozycję. Zarówno co do małżeństwa, które zakończyła. Czy nie powinna zrobić tego wcześniej? Dlaczego w ogóle się na nie zdecydowała? Czy to było tylko poczucie bezpieczeństwa? Dosadny fragment o muzyce słuchanej przez byłego męża w samochodzie. Bohman wydobywa te fragmenty życia, które w wielu powieściach kończą się po „żyli długo i niekoniecznie szczęśliwe”.

Ważnym punktem odniesienia jest nieprzeżyte macierzyństwo. Co stawia powieść Bohman w centrum ciekawej dyskusji. Karolina zastanawia się czy decyzja o karierze akademickiej, w której czuje się spełniona, była tą właściwą. Stawia to ją w punkcie wiecznego niespełnienia – w jednej bądź drugiej roli.

Smutek i samotność wyzierają z każdej strony tej powieści. Mimo to Bohman robi wszystko, aby wyłamać bohaterkę ze stereotypów. Portret Karoliny jest wiarygodny, wierzymy jej, jej opowieści, jej doświadczeniom.

 

Therese Bohman 
"O zmierzchu" 
tłum. Justyna Czechowska 
Wydawnictwo Pauza

 

Książkę można przeczytać w ramach abonamentu Legimi. 

Kategorie: