Zawsze cię pragnąłem (Gorący Romans) - Charlene Sands - ebook

Zawsze cię pragnąłem (Gorący Romans) ebook

Charlene Sands

3,8

Opis

Robią nam zdjęcia, powiedział Risk. W porządku, mruknęła, zarzucając mu ręce na szyję. Musi wszak być przekonująca w roli narzeczonej. Niech sobie robią te swoje zdjęcia. Za parę dni ta cała maskarada się zakończy, a ona znów będzie mogła zacząć żyć własnym życiem. Risk też zadbał o wiarygodność odgrywanego spektaklu. Całował ją dłużej, niż to było potrzebne. A gdy skończył, obojgu w równym stopniu brakowało tchu...

c

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (45 ocen)
15
12
12
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Charlene Sands

Zawsze cię pragnąłem

Tłumaczenie: Anna Sawisz

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020

Tytuł oryginału: Stranded and Seduced

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2019

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2019 by Charlene Swink

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-6422-8

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

April wiedziała, że jej dobra passa kiedyś się skończy. W dziurze, jaką jest miasteczko Boone Springs, na pewno nie uda się jej bez końca unikać Rivera „Riska” Boone’a.

Nie spodziewała się tylko, że to właśnie dzisiejszego ranka do biura jej agencji nieruchomości wkroczy ten wysoki przystojny Teksańczyk.

Poczuła ucisk w żołądku. On zaś ciągle miał to magnetyczne spojrzenie ciemnobrązowych oczu. Kapelusz zsunął na tył głowy, był opalony, jakby dopiero co wrócił z rodeo. Dżinsy jak spod igły, tradycyjna jasnobrązowa koszula – szykowny na wpół swobodny, na wpół biznesowy wygląd sprawiał, że na ulicach założonych przez jego przodków teksańskich miasteczek często oglądano się za nim na ulicy.

Ona też się kiedyś obejrzała. I to był jej wielki błąd.

– Cześć, April – powiedział głębokim głosem.

A pod nią, gdy wstawała zza biurka, ugięły się nogi.

– Risk, c-co ty tu robisz? – wyjąkała.

Uniósł brwi, omiótł ją wzrokiem od stóp do głów, a błysk w jego oczach świadczył, że nie zapomniał o wspólnie spędzonej nocy. Jej zrobiło się gorąco.

Nie mogła się nadziwić, że obecność Riska nie przestaje wprawiać ją w zakłopotanie.

Jej asystentka i przyjaciółka Clovie posłała jej zza biurka figlarne spojrzenie. April nie ukrywała przed nią, że coś kiedyś łączyło ją z nowo przybyłym.

– Przyjechałem w interesach. Rozumiem, że rozmawiałaś z sekretarką mojego brata Masona o posiadłości Canyon Lake?

– Tak. Odpowiedziałam jej na kilka pytań, ale nic więcej. A my, hm, przepraszam, czy byliśmy umówieni?

Dobrze wiedziała, że nie byli. I wiedziała też, że nie odprawi go teraz z tego powodu z kwitkiem.

Tu nikt nie może sobie pozwolić na zlekceważenie kogokolwiek noszącego nazwisko Boone. Trzej bracia Boone to zamożni hodowcy, ranczerzy i przedsiębiorcy. Należy do nich duża część miasta.

– Zresztą nieważne – zreflektowała się. – Chętnie odpowiem ci na wszelkie pytania dotyczące Canyon Lake Lodge.

Gość skinął głową.

– Dobrze zrobiłaś, dając to ogłoszenie, chętnie byśmy dowiedzieli się czegoś więcej… – zaczął i nagle urwał.

Boże, czyżby dostrzegł w jej oczach ból? Czyżby bezwiednie zmarszczyła brwi?

Dwa lata temu spędzili razem noc. Ona po czymś takim nie oczekiwała od niego biżuterii ani kwiatów, ale miała nadzieję przynajmniej obudzić się rano u jego boku.

– Posłuchaj, czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – spytał po chwili milczenia.

– April, ja muszę iść do banku. – Clovie podniosła się zza biurka. – Przy okazji zjem lunch, czyli wrócę za jakąś godzinę.

– Okej.

Oboje patrzyli, jak asystentka zatrzaskuje drzwi.

– Pytaj, o co chcesz, a otrzymasz odpowiedź – odezwała się April cierpkim tonem.

Była w rozsypce. Jego widok na nowo wzbudził w niej żal. Nie mogła zapomnieć, że Risk Boone, mistrz rodeo, potraktował ją jak jeszcze jedną cizię spośród wielu, które się wokół niego kręciły. A jej wydawało się, że ta noc naprawdę coś znaczyła dla nich obojga. Podkochiwała się w nim już w liceum.

– April, posłuchaj, jestem tu, bo na liście ofert twojego biura znalazłem Canyon Lake Lodge. A w firmie Boone Inc. to ja jestem odpowiedzialny za pozyskiwanie nowych nieruchomości. Moi bracia chcą rozwijać biznes i pomysł utworzenia tam letniska na wynajem bardzo im się spodobał. A nie umawiałem spotkania, bo bałem się, że nie zechcesz mnie przyjąć. Bardzo cię przepraszam.

– Bałeś się?

– Sądząc z twojego tonu, chyba się nie myliłem.

– Twoje przeprosiny są nieco spóźnione, nie wydaje ci się? Upłynęło już sporo czasu.

– Przez ostatnie lata pracowałem głównie poza miastem. To nie wymówka, taka jest prawda – powiedział, przeczesując włosy palcami. – Słuchaj, ja wtedy nie mogłem zostać. Shannon nieźle namieszała mi w głowie i… no cóż, nie byłem jeszcze gotowy na… ciebie. Nie miałem ci nic do zaoferowania. Wiem, uciekłem, przestraszyłem się. Bardzo mi przykro.

„Nie byłem gotowy na… ciebie”.

Boże, jaka była głupia! Naprawdę myślała, że szczera rozmowa, rodzące się zaufanie i pójście w jego następstwie do łóżka mogą coś znaczyć?

Była dla niego tylko przygodą na jedną noc.

Wiedziała o jego dwuletnim związku z gwiazdą filmową Shannon Wilkes. Tabloidy zadbały, by cały kraj był świetnie poinformowany o każdym szczególe ich pożycia i o zerwaniu, któremu towarzyszyła aura skandalu.

Risk był celebrytą, u szczytu kariery w świecie rodeo, a Shannon właśnie zgarnęła nagrodę Złoty Glob. Pewnie jeszcze długo uchodziliby za superparę, gdyby Risk niespodziewanie nie zaliczył bolesnego upadku z dzikiego konia. Skomplikowane złamanie kości ramieniowej zakończyło jego karierę, Shannon natychmiast z nim zerwała, wiążąc się z obiecującym zawodnikiem Ligi Futbolu Amerykańskiego.

„Podwójnie wzgardzony!” – krzyczały nagłówki kolorowych gazet, publikując fotografię Riska zrzucanego na ziemię przez rozwścieczonego ogiera obok jego wyjątkowo niefortunnej pozy w towarzystwie Shannon.

Dlaczego April podeszła do niego w hotelowym barze tamtego wieczoru w Houston? Wyglądał na przygnębionego, bezbronnego, otworzył się przed nią, był dla niej taki miły. Gdyby nie to, może nie utraciłaby resztek zdrowego rozsądku i do niczego by nie doszło. A ich seks był tak… gwałtowny i autentyczny, że mogła sobie pomyśleć Bóg wie co.

A jednak nie pomyślała, że on rankiem wymknie się bez wyjaśnienia. Bez pozostawienia choćby kilku słów na kartce. Sprowadził do zera coś, co dla niej mogło być najcenniejsze w życiu.

– Okej, rozumiem.

– Przyjmujesz przeprosiny? – zapytał.

– Risk, nie wracajmy do tego, co było. Usiądź i zajmiemy się prawdziwym powodem twojej wizyty w moim biurze – odparła nieco kąśliwie.

– W porządku.

Wyjęła dokumenty dotyczące oferty. Gdyby udało się sprzedać tę posiadłość w ciągu najbliższego miesiąca za ponad pięć milionów dolarów – takiej ceny zażyczył sobie właściciel, pan Hall – jej agencja byłaby ustawiona na co najmniej rok.

– Skupmy się na potencjale tej nieruchomości – powiedziała.

Risk przytaknął rozkojarzony, omiatając wzrokiem pomieszczenie.

– Ale najpierw powiedz mi, co tutaj robisz – odezwał się. – Tu kiedyś był sklep Perry’ego Buellera. Teraz to miejsce prezentuje się o wiele lepiej.

– Pan Bueller miał tu antykwariat. Odnowiłam wnętrze, ale starałam się zachować jego staroświecki urok.

April założyła swoje biuro pośrednictwa obrotem nieruchomościami w Boone Springs rok temu. Miała ambicję, aby jej firma stała się numerem jeden na lokalnym rynku. Przedtem przez trzy lata uczyła się fachu w sąsiednim Willow County. A gdy Perry Bueller zdecydował się przejść na emeryturę, poczuła, że to jest to. Zawsze marzyła, by pracować na swoim i żyć na własny rachunek. Uzbierała trochę pieniędzy i przekształciła nieco prowincjonalny antykwariat w nowoczesne biuro.

Pan Bueller był dawnym przyjacielem jej nieżyjącej już babci Beth, z radością przekazał więc wyposażenie swojego sklepu nowej właścicielce. Kryształowy żyrandol, solidne mahoniowe półki i biurko z wiśniowego drewna – to wszystko świetnie wpisało się w nową rzeczywistość.

– Świetnie sobie poradziłaś, April.

Miło jest usłyszeć komplement, ale trzeba mieć się na baczności, pomyślała. Nie wolno jej znów ulec urokowi tego Teksańczyka. Ostatni kontrakt, nad którym pracowała, w ostatniej chwili nie wypalił. Cała praca na marne. Mała agencja nie może pozwolić sobie na kolejne takie niepowodzenie, dlatego należy zrobić wszystko, by sprzedać niezamieszkałą chatę braciom Boone.

Trzeba budować reputację firmy.

– Dz-dzięki – wyjąkała, podając mu segregator ze zdjęciami Canyon Lake Lodge. – Jak widzisz, to niezły kawałek posiadłości.

– Bardzo daleko położonej.

– Powiedziałabym raczej „zacisznej”. Z dala od zgiełku. Można tam odnaleźć spokój, wyluzować się, ale też aktywnie wypoczywać. Miejsce wśród wzgórz, nad wspaniałym jeziorem. Jazda konna, pływanie łódką, wędkarstwo, poznawanie przyrody. Można tam spędzić naprawdę cudowne wakacje.

– No tak, rustykalne klimaty – wycedził Risk, przeglądając zdjęcia. – Ale też dom jest bardzo zarośnięty, wygląda, jakby zaraz miał się rozpaść.

– To mogą być pozory. – April wstrzymała oddech.

– Albo po prostu rzeczywistość.

– Właściciel dopuszcza negocjacje. A to domostwo ma też ciekawą historię. O, tu mam wycinki prasowe. – Wyciągnęła z szuflady teczkę. – Niektóre artykuły pochodzą sprzed sześćdziesięciu lat i są fascynujące. Jestem przekonana, że tę posiadłość można fantastycznie zaprezentować ewentualnym przyszłym najemcom.

– O, widzę, że nienagannie odrobiłaś pracę domową – mruknął Risk, przeglądając wycinki.

– Jak zwykle.

Spojrzał na nią i ich oczy się spotkały. April pomyślała, jak bajeczna była tamta noc…

– Mógłbym się dokładniej zapoznać z tymi artykułami? – zapytał.

– Jasne, weź je do domu. – Odprowadziła go do drzwi. – Jeśli będziesz miał dodatkowe pytania, dzwoń. Numer jest wydrukowany na teczce.

– Daj mi dzień lub dwa. Na pewno się odezwę. Aha, April, i jeszcze… – Wyglądało na to, że chce coś powiedzieć, ale w końcu pokręcił głową. – Nieważne.

Zamknęła za nim drzwi. A więc po dwóch latach nareszcie udało jej się ponownie porozmawiać z Riskiem Boonem. Prowadząc negocjacje z Boone Inc. będzie musiała bardzo starannie dobierać słowa.

Normalnie w dni powszednie April już po pracy nie wychodziła do miasta. Ale to był wyjątkowy dzień – urodziny jej najlepszej przyjaciółki. Jenna Mae kończyła dziś trzydziestkę. To wielkie święto, więc April włożyła swoją wieczorową czarną sukienkę ozdobioną kryształami górskimi i udała się na drinka w gronie koleżanek do Farmhouse Bar and Grill, taniej, wiecznie zatłoczonej knajpki z muzyką.

W czwartki grał tam na żywo zespół jazzowy. Jenna Mae nie spuszczała oczu z gitarzysty. Właśnie niedawno zerwała z pewnym dupkiem i April wraz z Clovie nie omieszkały jej powiedzieć, że dobrze zrobiła. W końcu od czego ma się przyjaciółki.

April właśnie skończyła pić swoją pierwszą margaritę z dodatkiem mango. Przy długim stole prezenty były już rozpakowane, karty urodzinowe przeczytane.

– Mniam, ale pycha! – zawołała Jenna, próbując przyniesioną przez April babeczkę. – Cieszę się, że przyszłaś. Bez ciebie nie ma imprezy.

– Wiesz, że nie mogłabym przepuścić takiej okazji.

– Fajnie, że się do nas przeprowadziłaś. Dobrze ci idzie w biznesie? Sprzedałaś już jakiś pałac?

– Pomarzyć można, czemu nie. Chociaż akurat teraz jestem w trakcie negocjowania poważnej transakcji. Jeśli się uda, będę miała przynajmniej na rok zapewnione bezpieczeństwo finansowe.

– Życzę ci, żeby się udało – powiedziała Jenna, biorąc z tacy przyniesionej przez kelnerkę następną szklankę.

– Nie jestem taka pewna – mruknęła April. – Nabywca miał się odezwać w zeszłym tygodniu i… nic.

– To ty zadzwoń do niego!

– Nie masz pojęcia, kto to taki. To Risk Boone – wyszeptała April przyjaciółce do ucha. – Uwierzyłabyś?

– Nie. – Jennie niemal otworzyła usta.

Wstała, położyła rękę na ramieniu przyjaciółki i poprowadziła ją przez tłum w kierunku baru.

– No właśnie, był u mnie w biurze. Niezręczna sytuacja…

– Wyobrażam sobie. – Jenna wiedziała o szkolnym zauroczeniu April. – Zawsze miałaś do niego słabość.

– Teraz już nie mam. Po tym, co się wydarzyło w Houston…

– Poważnie? Nie chcę nic mówić, ale on właśnie siedzi tu przy barze.

Teraz z kolei April otworzyła usta. I puls jej przyśpieszył. Była odwrócona plecami, więc dyskretnie obejrzała się przez ramię. Tak, to Risk.

Po obu bokach miał jakieś kobiety. Typowe. Baby ciągną do niego jak ćmy do płomienia. Kiedyś był wielkim celebrytą. Trudno uwierzyć, ale ona też się wtedy wokół niego kręciła. Przynajmniej raz…

– Nigdy go tu nie widziałam – zauważyła Jenna.

– Ani ja. Z tego, co mówił u mnie w biurze, rzadko teraz bywa w Boone Springs.

A April rzadko bywała w tym barze, nie miała na to czasu. Zazwyczaj zamawiała coś na wynos z jadłodajni obok siedziby swojej agencji.

Zauważyła teraz, że Risk niezbyt uważnie słucha, co szepcze mu do ucha jedna z towarzyszek. Bo wpatrzony jest w nią, a ściślej w jej odbicie w jednym z wielkich luster za barem. Pochwyciła jego spojrzenie i serce jej przyśpieszyło. Uniósł kąciki ust. Czyżby się uśmiechał?

Boże. Popatrzyła na niego przez pół sekundy, po czym powiedziała do Jenny:

– Wracajmy do naszego stołu.

Dziewczyny jeszcze nie zdecydowały się przenieść na parkiet. April dopiła drinka. Zaczęło kręcić jej się w głowie. Dlaczego Risk nie był łaskaw oddzwonić?

– Zostawiłam mu na poczcie głosowej dwie wiadomości w sprawie tego siedliska – skarżyła się Jennie i Clovie – ale nie dał znaku życia.

A teraz siedzi sobie w barze jakby nigdy nic i z widocznym zadowoleniem ją obserwuje.

Co ona ma o tym myśleć?

– Zaraz sobie z nim porozmawiam, czy on tego chce, czy nie – powiedziała April buńczucznym tonem.

Wstała.

– Poczekaj, uspokój się – odezwała się Clovie. – Nie spal tej transakcji. Możesz co najwyżej taktownie zapytać, skąd takie opóźnienie.

– Clovie ma rację, musisz się zachować profesjonalnie – poparła ją Jenna.

April westchnęła i pokiwała głową.

– Okej, macie rację – powiedziała.

Przecież jej osobiste uprzedzenia do Riska nie mogą rzutować na sposób prowadzenie biznesu.

– I zrób coś jeszcze. – Jenna zsunęła z palca prawej dłoni pierścionek z brylantami. – Włóż to. Od dziś jesteś zaręczona.

– Jestem… co?

– Posłuchaj mnie. Udawaj, że masz wyjść za mąż. To cię zabezpieczy przed jego ewentualnymi zalotami.

– Nie mogę. To pierścionek twojej babci.

– W słusznym celu można zrobić wszystko. Ufam, że o niego zadbasz.

– Na litość boską, Jenna! Mogę przecież rozmawiać z tym facetem bez….

– Uwaga, on się tu zbliża – ostrzegła Jenna, wsuwając przyjaciółce pierścionek na palec. – Pamiętaj: jesteś profesjonalistką. I jesteś zaręczona.

Po sekundzie April zorientowała się, że stoi twarzą w twarz z Riskiem, ma na palcu pierścionek, a jej koleżanki poszły tańczyć.

– Dobry wieczór – usłyszała. – Masz chwilę?

– Eeee… hmm… jasne. Tu chcesz rozmawiać?

– Jest trochę za głośno – odparł, kręcąc głową. – Chcesz się przejść?

– Ja… hmm… oczywiście.

Przeciskali się przez zbity tłum, Risk torował drogę. Gdy minęli próg, April zadrżała.

– Cholera, zimno tu – zauważył. – Chodź, usiądziemy w moim samochodzie. Tam na pewno nie zmarzniesz.

Nie była przekonana, czy powinna się zgodzić, ale zimny powiew wiatru sprawił, że zdążyła zmarznąć.

Zresztą byłaby głupia, gdyby odmówiła. Zależy jej na tej transakcji. Dość nietypowe miejsce rozmów, jakim jest auto klienta, nie powinno jej odstraszyć.

Risk przyciągnął ją do siebie i od razu zrobiło jej się cieplej. Gdy w SUV-ie wśliznęła się na miejsce obok kierowcy, podał jej leżący na siedzeniu kożuszek.

– Dzięki – odpowiedziała z wdzięcznością, bo choć była to kurtka, z łatwością okryła nie tylko jej ramiona, ale też dużą część nóg. April stwierdziła, że w pakiecie z ciepłym okryciem otrzymała także bliską obecność Riska i wypełniający wnętrze auta zapach jego wody po goleniu.

– Pięknie wyglądasz, April – mruknął Risk. To było jego pierwsze wrażenie, gdy ją dziś ujrzał.

– Dziękuję. – Dumnie uniosła głowę.

– Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam.

– Mnie też zaskoczył twój widok. Ale spodziewałam się twojego telefonu i się go nie doczekałam. Co się stało? Nie miałeś mnie w planach?

– Zawsze mam cię w swoich planach, uwierz mi.

Rzeczywiście, od spotkania w ubiegłym tygodniu dużo o niej myślał. W szkole nie zwracał na nią specjalnie uwagi. Ale dwa lata temu, gdy ujrzał ją na trybunach w Houston, była jedyną znajomą i życzliwą osobą spośród całego tłumu. Wieczorem odnalazł ją w hotelowym barze. Długo rozmawiali, w końcu wylądowali w jego pokoju.

– Przepraszam, że nie odpowiadałem na twoje wiadomości głosowe – ciągnął – ale nie miałem jeszcze czasu przejrzeć artykułów, które mi dałaś. Matka przyjaciółki ciężko zachorowała, chciała, żebym ją odwiedził, musiałem więc wyjechać. To była wspaniała kobieta.

– Była? Nie żyje?

– Niestety. Zostałem w Atlancie, żeby wziąć udział w pogrzebie.

– Wyrazy współczucia… – mruknęła April.

Risk zachował dla siebie informację, że zmarła była matką Shannon Wilkes.

Shannon od miesięcy bombardowała go esemesami o swoim nieudanym życiu osobistym, niepowodzeniach zawodowych, w końcu o chorobie matki. Risk wiedział już, że to nie jest kobieta dla niego, ale współczuł jej. W ciągu jego dwuletniego związku z Shannon, Mary i dla niego była jak matka. Świetnie się dogadywali.

– Tak, to było dla mnie trudne – odparł.

Czuł, że po tym, jak się zachował w Houston, jest winien April więcej niż przeprosiny. Sprzedaż posiadłości nad jeziorem jest dla niej z pewnością czymś bardzo ważnym, bo jej agencja dopiero co weszła na rynek. Musi więc przynajmniej uczciwie potraktować tę ofertę.

– Masz jakieś plany na pojutrze? – zapytał.

– Dlaczego pytasz?

– Moglibyśmy się razem wybrać obejrzeć to siedlisko. Jutro przestudiuję materiały prasowe, a potem ocenię jego atrakcyjność na miejscu.

– Świetnie! – Oczy April rozbłysły. – Bardzo bym chciała, żebyś zobaczył tę chatę.

– Okej, to jesteśmy umówieni. A teraz odprowadzę cię do koleżanek. Trochę je zaniedbujesz.

– Nie trzeba, sama trafię. Dzięki za kożuszek. Widzimy się w sobotę!

Instynkt podpowiadał Riskowi, że April nie powinna iść sama przez ciemny parking. I rzeczywiście po chwili jakiś pijany kowboj zastąpił jej drogę i zaczął czynić nieprzyzwoite propozycje. Gdy głośno kazała mu się odwalić, złapał ją za rękę.

– Ty, koleś, zmiataj stąd, ale już, bo pożałujesz! – zawołał Risk, podbiegając do intruza. – Idź trzeźwieć gdzie indziej!

Mężczyźni patrzyli na siebie niczym koguty przed walką, ale pijak ustąpił pierwszy.

Risk zauważył, że April drży, tym razem ze strachu.

– W porządku? – zapytał.

– T-tak – wyjąkała.

Objął ją i przyciągnął do siebie.

– Chodź tu na chwilę. Uspokój się, już dobrze – szepnął.

– Dzięki, trochę mnie nastraszył – powiedziała, opierając głowę na jego piersi.

– Dałaś sobie radę – pochwalił ją. – Moja dusza południowca buntuje się, kiedy dama nie pozwala mi się odprowadzić. Ale cóż, kobiety są teraz takie wyzwolone, że często już sam nie wiem, co mam robić.

– Tym razem postąpiłeś prawidłowo – zapewniła go, obdarzając hipnotyzującym spojrzeniem pięknych niebieskich oczu.

Uśmiechnęli się obydwoje.

– Doprawdy? – droczył się Risk.

Spojrzała mu na usta i przytaknęła ruchem głowy, a on objął ją jeszcze mocniej.

– April – szepnął, kładąc dłoń na jej policzku.

Po czym nachylił się i złożył na jej wargach delikatny pocałunek. Jęknęła cicho i oddała się przyjemności. Zaczął przypominać sobie o niej różne rzeczy, od których serce mocniej biło w piersi. Ale ona nagle go odepchnęła.

– Nie rób tego – powiedziała.

– Widocznie coś źle zrozumiałem.

– Owszem. Za dużo dziś wypiłam, a potem ty obroniłeś mnie przed pijakiem, ale tego nie chciałam.

Pomachała mu przed nosem upierścienioną dłonią.

– Jestem zaręczona. Wychodzę za mąż, Risk.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY