Wycena firmy - Aswath Damodaran - ebook + książka

Wycena firmy ebook

Aswath Damodaran

0,0
89,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Od opowieści do liczb. Od liczb do wartości

Jak to możliwe, że firmę, która nigdy nie wygenerowała zysku, wycenia się na wiele miliardów dolarów? Dlaczego niektóre start-upy przyciągają inwestorów jak magnes, podczas gdy inne mają z tym olbrzymie trudności?

Aswath Damodaran, jeden z najwybitniejszych ekspertów wyceny przedsiębiorstw, wydaje się znać odpowiedź na te pytania. Uznaje, że wartość spółki w dużej mierze zależy od narracji panującej wokół niej, ponieważ to ona stanowi kontekst dla liczb i przekonuje do inwestycji nawet najbardziej wstrzemięźliwych inwestorów. W opinii Damodarana świat biznesu dzieli się na gawędziarzy, którzy snują przekonujące opowieści, oraz wielbicieli liczb, którzy opracowują modele i kochają się w arkuszach kalkulacyjnych. Oba te podejścia są jednakowo istotne, ale, jak sugeruje autor, prawdziwy sukces rodzi się z ich umiejętnego połączenia. Dopiero wówczas firma może zrealizować swój potencjał i utrzymać wartość.

Aby to zaprezentować, Damodaran analizuje początki rozwoju Ubera. W ten sposób tłumaczy, jak treść opowieści wpływa na zrozumienie różnych wycen. W obszarze jego zainteresowań znajdują się również Twitter i Facebook – spółki, które osiągnęły wysoką wycenę już na etapie debiutu giełdowego, po czym podążyły różnymi drogami – pierwsza weszła w fazę stagnacji, podczas gdy druga kontynuowała dynamiczny rozwój. Przygląda się także firmom o bardziej ugruntowanym modelu biznesowym, jak Apple czy Amazon, i na ich przykładzie wskazuje, że opowieść może stanowić czynnik wzbogacający, ale i ograniczający. Frapującej analizie poddaje też brazylijski globalny koncern wydobywczy Vale, co pozwala mu wyjaśnić wpływ czynników zewnętrznych na firmę, takich jak miejsce prowadzenia działalności, wykorzystywane surowce czy różnice walutowe.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 427

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału:NAR­RA­TIVE AND NUM­BERS. THE VA­LUE OF STO­RIES IN BU­SI­NESS
Prze­kład: Bar­tosz Sał­but
Re­dak­cja: Ja­dwiga Wi­tecka
Skład: Ca­mélia Di­zajn
Pro­jekt okładki: Jan Pa­luch
Co­py­ri­ght © 2017 Aswath Da­mo­da­ran All ri­ghts re­se­rved.
Co­py­ri­ght © 2022 for the Po­lish edi­tion by Epi­log All ri­ghts re­se­rved. Po­znań 2022
Ni­niej­sza pu­bli­ka­cja sta­nowi prze­druk książki Wy­cena firmy (Po­ltext, 2017)
ISBN: 978-83-964665-4-9
Księ­gar­nia ma­kler­ska.pl ul. Nowe Osie­dle 22/7 62-040 Pusz­czy­kowo tel. 513 160 320 e-mail:ksie­gar­nia@ma­kler­ska.pl
Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.ma­kler­ska.pl
Fa­ce­book: Fa­ce­book.com/ma­kler­ska
In­sta­gram: In­sta­gram.com/ma­kler­ska.pl
YouTube:youtube.com/c/ma­kler­skaTV
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.
Cie­szymy się, że czy­tasz tę pu­bli­ka­cję z le­gal­nego źró­dła.Sza­nu­jąc pracę au­tora oraz na­szą wspie­rasz roz­wój i edu­ka­cję in­we­sto­rów w Pol­sce.
Każdy sprze­dany przez nas ebook jest in­dy­wi­du­al­nie zna­ko­wany za po­mocą tech­no­lo­gii Wa­ter­mark.
Mi­łej lek­tury!
.
Aby po­więk­szyć wy­kres na więk­szo­ści czyt­ni­ków Kin­dle, na­leży dwu­krot­nie ude­rzyć pal­cem w śro­dek ob­razka. Gdy w pra­wym gór­nym rogu po­jawi się znak X, ozna­cza to, że je­ste­śmy w try­bie na­wi­ga­cji po gra­fice.Ruch roz­cią­ga­jący dwoma pal­cami po­więk­szy ob­ra­zek i mo­żemy po­ru­szać się po nim prze­su­wa­jąc pal­cem. Po­więk­szony ob­ra­zek w do­wol­nym mo­men­cie można za­mknąć ude­rza­jąc pal­cem w znak X w pra­wym gór­nym rogu.

Wstęp

Już na eta­pie szkoły śred­niej świat dzieli nas na tych, któ­rzy snują opo­wie­ści (ang. sto­ry­tel­ling), oraz na tych, któ­rzy ana­li­zują dane licz­bowe. Czło­wiek raz za­szu­flad­ko­wany ra­czej poza swoją ka­te­go­rię nie wy­cho­dzi. Lu­dzie od liczb wy­bie­rają w szkole przed­mioty opie­ra­jące się na licz­bach, po­tem idą na ta­kie stu­dia (in­ży­nie­ria, na­uki przy­rod­ni­cze, ra­chun­ko­wość), dla­tego z cza­sem tracą umie­jęt­ność opo­wia­da­nia. Ucznio­wie za­kwa­li­fi­ko­wani jako opo­wia­da­jący hi­sto­rie zaj­mują się przed­mio­tami hu­ma­ni­stycz­nymi, a po­tem stu­diują hi­sto­rię, ję­zyki, fi­lo­zo­fię albo psy­cho­lo­gię. W obu gru­pach wzmaga się z cza­sem prze­ko­na­nie, że tych dru­gich na­leży się oba­wiać i trak­to­wać z dużą po­dejrz­li­wo­ścią. Pod­czas za­jęć, które pro­wa­dzę w ra­mach stu­diów MBA, na każ­dym kroku stwier­dzam, że te dwie grupy dzieli prze­paść nie do za­sy­pa­nia. Mam do czy­nie­nia z dwoma ple­mio­nami. Każde mówi wła­snym ję­zy­kiem i każde jest prze­ko­nane, że ma mo­no­pol na prawdę – i że mylą się ci dru­dzy.

Przy­znaję, że sam je­stem ra­czej licz­bow­cem niż spe­cja­li­stą od opo­wia­da­nia hi­sto­rii. Gdy za­czy­na­łem wy­kła­dać za­sady wy­ceny, zwra­ca­łem się nie­mal wy­łącz­nie do lu­dzi ta­kich jak ja. Zma­ga­jąc się z róż­nymi pro­ble­mami zwią­za­nymi z wy­ceną, prze­ko­na­łem się jed­nak, że wy­cenę na­leży po­przeć od­po­wied­nią opo­wie­ścią, w prze­ciw­nym bo­wiem ra­zie bę­dzie bez­duszna i nie­wia­ry­godna. Prze­ko­na­łem się też, że opo­wie­ści za­pa­dają w pa­mięć ła­twiej niż ar­ku­sze kal­ku­la­cyjne. Po­cząt­kowo szło mi to opor­nie, ale za­czą­łem jed­nak oży­wiać moje wy­ceny za po­mocą hi­sto­rii. Na nowo od­kry­łem w so­bie umie­jęt­ność opo­wia­da­nia hi­sto­rii, którą od cza­sów szkol­nych w so­bie stłu­mi­łem. In­stynk­tow­nie na­dal po­zo­staję le­wo­mó­zgow­cem, ale udało mi się wró­cić do ko­rzy­sta­nia rów­nież z kom­pe­ten­cji pra­wo­mó­zgo­wych. Wła­śnie to do­świad­cze­nie – próby po­wią­za­nia opo­wie­ści z licz­bami (a także liczb z opo­wie­ściami) – usi­łuję te­raz prze­lać na karty tej książki.

Te­raz kilka uwag na­tury oso­bi­stej. To moja pierw­sza książka na­pi­sana w pierw­szej oso­bie. Ktoś może się znie­chę­cić za­im­kiem „ja” od­mie­nia­nym przez wszyst­kie przy­padki. Ktoś może stwier­dzić, że świad­czy on o prze­ro­śnię­tym ego. Ja jed­nak w pew­nym mo­men­cie uświa­do­mi­łem so­bie, że pi­szę tu o mo­ich wy­ce­nach kon­kret­nych spółek – że hi­sto­rie opo­wia­dane o tych spół­kach to moje opo­wie­ści, które od­zwier­cie­dlają nie tylko moje opi­nie o tych fir­mach i ich kie­row­nic­twie, lecz także moją ocenę sy­tu­acji ogól­nej. Dla­tego też opi­szę moje próby przed­sta­wie­nia opo­wie­ści o fir­mie Ali­baba w 2013 roku, o fir­mach Ama­zon i Uber w 2014 roku oraz o Fer­rari w 2015 roku, a na­stęp­nie spró­buję prze­ło­żyć je na kon­kretne wy­ceny. Nie będę pi­sał w licz­bie mno­giej i zmu­szał cie­bie, Czy­tel­niku, do przyj­mo­wa­nia mo­ich hi­sto­rii. Naj­le­piej by­łoby, gdy­byś wziął moją opo­wieść o ja­kiejś fir­mie, np. do­ty­czącą Ubera, za­sta­no­wił się nad tym, z któ­rymi ele­men­tami się nie zga­dzasz, a na­stęp­nie na­kre­ślił wła­sną hi­sto­rią i na jej pod­sta­wie spo­rzą­dził wy­cenę spółki. Każda z tych mo­ich opo­wie­ści o praw­dzi­wych spół­kach ma ele­ment ry­zyka, po­nie­waż w praw­dzi­wym świe­cie zda­rzają się nie­spo­dzianki, za sprawą któ­rych te moje hi­sto­rie okażą się błędne, cza­sem wręcz tra­fione jak kulą w płot. Po­sta­no­wi­łem nie oba­wiać się tej wi­zji, ale przy­jąć ją z otwar­tymi rę­kami, po­nie­waż dzięki temu będę mógł mo­dy­fi­ko­wać moje opo­wie­ści i je wzbo­ga­cać.

Po­sta­ram się wy­stę­po­wać na kar­tach tej książki w wielu róż­nych ro­lach. Przez więk­szość czasu będę ana­li­zo­wał spółki z punktu wi­dze­nia ze­wnętrz­nego in­we­stora, po­nie­waż wła­śnie w tej roli wy­stę­puję naj­czę­ściej. Cza­sami będę od­gry­wał rolę przed­się­biorcy albo za­ło­ży­ciela firmy, który usi­łuje prze­ko­nać in­we­sto­rów, klien­tów i po­ten­cjal­nych pra­cow­ni­ków o sen­sow­no­ści i war­to­ści mo­jej firmy. W rze­czy­wi­sto­ści ni­gdy nie za­ło­ży­łem ani nie roz­wi­ną­łem firmy war­tej mi­liony do­la­rów, więc w tej aku­rat roli mogę nie wy­paść prze­ko­nu­jąco. Mimo wszystko chciał­bym jed­nak, abyś pró­bo­wał od­na­leźć w mo­ich roz­wa­ża­niach coś war­to­ścio­wego. W ostat­nich kilku roz­dzia­łach przyj­rzę się na­wet za­leż­no­ściom mię­dzy opo­wia­da­niem hi­sto­rii a ana­lizą da­nych z punktu wi­dze­nia ści­słego kie­row­nic­twa spółek gieł­do­wych (znów przy­znaję, że ni­gdy nie by­łem dy­rek­to­rem ge­ne­ral­nym żad­nej firmy).

Je­śli uda mi się osią­gnąć za­ło­żone cele, ana­li­tyk licz­bowy czy­ta­jący tę książkę po­wi­nien umieć wy­ko­rzy­stać przed­sta­wiony w niej sza­blon do bu­do­wa­nia opo­wie­ści uza­sad­nia­ją­cych jego wy­cenę da­nej spółki. Z ko­lei czy­tel­nik na­uczony opo­wia­da­nia po­wi­nien umieć wy­ko­rzy­stać na­wet naj­bar­dziej twór­czą opo­wieść jako punkt wyj­ścia do ana­lizy da­nych. Mam na­dzieję, że moja książka sta­nie się mo­stem łą­czą­cym oba ple­miona – umoż­liwi im bu­dowę wspól­nego ję­zyka i po­zwoli się roz­wi­nąć w swo­ich dzie­dzi­nach.

1

Opo­wieść o dwóch ple­mio­nach

Co ci przy­cho­dzi bar­dziej na­tu­ral­nie: opo­wia­da­nie hi­sto­rii czy ana­li­zo­wa­nie da­nych licz­bo­wych? Od tego wła­śnie py­ta­nia za­czy­nam moje za­ję­cia po­świę­cone wy­ce­nie. Więk­szość z nas nie ma pro­blemu z od­po­wie­dzią na to py­ta­nie, ży­jemy bo­wiem w epoce spe­cja­li­za­cji i wy­boru mię­dzy opo­wia­da­niem a ana­li­zo­wa­niem liczb mu­simy do­ko­ny­wać już na wcze­snych eta­pach ży­cia. Po­tem ca­łymi la­tami roz­wi­jamy się w jed­nym ob­sza­rze i świa­do­mie igno­ru­jemy ten drugi. Gdyby przy­jąć dość po­wszechne ostat­nio prze­ko­na­nie, że lewy mózg od­po­wiada za umie­jęt­no­ści lo­giczne i ana­li­tyczne, a prawy mózg za in­tu­icję, wy­obraź­nię i kre­atyw­ność, na­le­ża­łoby wnio­sko­wać, że na co dzień wy­ko­rzy­stu­jemy tylko po­łowę na­szego po­ten­cjału in­te­lek­tu­al­nego. Są­dzę, że mo­gli­by­śmy wy­ko­rzy­sty­wać ten po­ten­cjał le­piej – mu­simy je­dy­nie ak­tyw­nie za­jąć się tym mó­zgiem (le­wym lub pra­wym), któ­remu po­zwo­li­li­śmy ca­łymi la­tami le­żeć bez­czyn­nie.

Pro­sty test

Wiem, że jesz­cze tro­chę mało na­pi­sa­łem, że­by­śmy prze­cho­dzili już do wy­ceny, ale za­łóżmy na chwilę, że po­ka­za­łem ci wy­cenę spółki Fer­rari, le­gen­dar­nego pro­du­centa sa­mo­cho­dów luk­su­so­wych, z okresu jej pierw­szej oferty pu­blicz­nej. Przy­pu­śćmy, że wy­cena ta wy­stę­puje pod po­sta­cią ar­ku­sza kal­ku­la­cyj­nego, który za­wiera pro­gnozę przy­cho­dów, do­chód ope­ra­cyjny oraz prze­pływy środ­ków pie­nięż­nych. Wy­obraźmy so­bie też, że klu­czowe za­ło­że­nia zo­stały przed­sta­wione jako war­to­ści licz­bowe. De­kla­ruję, że moim zda­niem przy­chody Fer­rari po­winny ro­snąć w tem­pie 4% rocz­nie w okre­sie na­stęp­nych pię­ciu lat, a póź­niej wzrost zwolni i bę­dzie już równy wzro­stowi ca­łej go­spo­darki. Marża ope­ra­cyjna przed opo­dat­ko­wa­niem wy­nie­sie 18,2%, a z każ­dego 1 euro re­in­we­sto­wa­nego w dzia­łal­ność spółka bę­dzie w sta­nie wy­ge­ne­ro­wać 1,42 euro przy­chodu. Je­żeli nie prze­pa­dasz za licz­bami, to praw­do­po­dob­nie już się w tym po­gu­bi­łeś, ale na­wet je­śli znasz się na licz­bach, kon­kretne war­to­ści i tak za­pewne nie­długo ulecą ci z pa­mięci.

Te­raz wy­obraźmy so­bie roz­wią­za­nie al­ter­na­tywne. Mogę ci po­wie­dzieć, że Fer­rari to pro­du­cent luk­su­so­wych sa­mo­cho­dów, który może in­ka­so­wać za swoje auta astro­no­micz­nie wy­so­kie ceny i osią­gać ol­brzy­mie marże zy­sku. Wszystko dzięki temu, że sa­mo­chody te po­wstają w bar­dzo nie­wiel­kiej licz­bie eg­zem­pla­rzy i są ofe­ro­wane wy­łącz­nie człon­kom wą­skiego klubu naj­bo­gat­szych klien­tów. Taką hi­sto­rię zde­cy­do­wa­nie ła­twiej jest za­pa­mię­tać, ale bez kon­kre­tów nie mówi ona za dużo o tym, ile in­we­sto­rzy po­winni być go­towi za­pła­cić za ak­cje tej spółki.

Na szczę­ście ist­nieje jesz­cze trze­cia opcja, w ra­mach któ­rej po­wiem o ni­skim wzro­ście przy­cho­dów (4% rocz­nie) i uza­sad­nię go po­trzebą pod­trzy­ma­nia eks­klu­zyw­no­ści pro­duktu. Do­dam, że ta sama eks­klu­zyw­ność po­zwala osią­gać bar­dzo wy­so­kie marże zy­sku oraz ge­ne­ro­wać sta­bilne do­chody w dłu­gim okre­sie – po­nie­waż na­bywcy sa­mo­cho­dów Fer­rari są tak ma­jętni, że cy­kliczne zmiany kon­dy­cji go­spo­darki nie mają dla nich zna­cze­nia. Dzięki po­wią­za­niu da­nych licz­bo­wych z opo­wie­ścią na te­mat spółki nie tylko po­daję dane w kon­kret­nym kon­tek­ście, lecz także za­pew­niam ci moż­li­wość przed­sta­wie­nia two­jej wła­snej wer­sji hi­sto­rii spółki Fer­rari. Na pod­sta­wie two­jej opo­wie­ści liczby będą inne i inna osta­teczna wy­cena firmy. Wła­śnie taki cel przy­świe­cał mi pod­czas pi­sa­nia tej książki.

Urok opo­wie­ści

Przez całe wieki prze­ka­zy­wano wie­dzę z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie wła­śnie przez opo­wia­da­nie hi­sto­rii. Opo­wie­ści raz po raz po­wta­rzano, z cza­sem za­pewne wpro­wa­dzano do nich pewne mo­dy­fi­ka­cje. Opo­wie­ści nie bez po­wodu tak mocno za­ko­rze­niły się w na­szej kul­tu­rze. Nie tylko po­ma­gają nam na­wią­zy­wać re­la­cje z in­nymi, lecz także za­pa­dają w pa­mięć znacz­nie ła­twiej niż dane licz­bowe (co znaj­duje po­twier­dze­nie w pro­wa­dzo­nych ba­da­niach). Być może wy­nika to z faktu, że uru­cha­miają one różne re­ak­cje che­miczne i im­pulsy elek­tryczne, a liczby tej mocy nie mają.

Wszy­scy ko­chamy opo­wie­ści, choć w więk­szo­ści zda­jemy so­bie też sprawę z ich wad. Au­to­rzy opo­wie­ści czę­sto pusz­czają wo­dze fan­ta­zji i w re­zul­ta­cie prze­kra­czają gra­nicę mię­dzy praw­dziwą hi­sto­rią a bajką. W przy­padku po­wie­ścio­pi­sa­rzy nie ma to więk­szego zna­cze­nia, w przy­padku bu­do­wa­nia firmy ta­kie po­dej­ście może na­to­miast pro­wa­dzić do tra­ge­dii. Osoby słu­chu­jące opo­wie­ści po­winny li­czyć się z in­nym za­gro­że­niem. Opo­wie­ści od­wo­łują się ra­czej do emo­cji niż do lo­giki, a przez to grają na tym, co nie­ra­cjo­nalne – skła­niają nas do po­dej­mo­wa­nia dzia­łań, które nie mają sensu, za to po­zwa­lają nam się po­czuć do­brze (przy­naj­mniej w da­nej chwili). Nic nie prze­ko­nuje le­piej niż do­bra hi­sto­ria, co po­twier­dzają od­wieczne przy­padki róż­nych oszustw.

Opo­wie­ści z ca­łym swym uro­kiem, jak rów­nież przy­kłady wy­ko­rzy­sta­nia ich jako na­rzę­dzia w ce­lach szczyt­nych i nie­cnych mogą nas na­prawdę dużo na­uczyć. To za­dzi­wia­jące, że choć opo­wia­da­nie hi­sto­rii może przy­bie­rać tak zróż­ni­co­wane formy, w sa­mych opo­wie­ściach można zna­leźć wiele po­do­bieństw, po­wta­rzal­nych sche­ma­tów. Naj­wy­bit­niej­sze opo­wie­ści mają wiele cech wspól­nych i po­dobną bu­dowę. Z opo­wia­da­niem hi­sto­rii jedni ra­dzą so­bie le­piej niż inni, każdy jed­nak może się tego na­uczyć.

Sam uwa­żam się za po­cząt­ku­ją­cego adepta tej dzie­dziny. Przy­glą­dam się dłu­giej i zna­ko­mi­cie udo­ku­men­to­wa­nej hi­sto­rii ga­wę­dziar­stwa i przy­cho­dzą mi w związku z tym trzy prze­my­śle­nia. Po pierw­sze – co za­pewne naj­bar­dziej nie­sa­mo­wite – zde­cy­do­wana więk­szość po­rad do­ty­czą­cych wy­ko­rzy­sta­nia opo­wie­ści w biz­ne­sie ma wie­lo­wie­kową hi­sto­rię, nie­kiedy się­ga­jącą ko­rze­niami wręcz cza­sów pre­hi­sto­rycz­nych. Po dru­gie, do­bra opo­wieść po­trafi mieć ol­brzymi wpływ na suk­cesy firmy, zwłasz­cza na wcze­snych eta­pach jej roz­woju. Aby od­no­sić suk­cesy w biz­ne­sie, trzeba nie tylko zbu­do­wać lep­szą pu­łapkę na my­szy niż inni, ale też umieć opo­wie­dzieć prze­ko­nu­jąco o tym, dla­czego ta pu­łapka prze­bo­jem wtar­gnie do świata biz­nesu. Hi­sto­rię tę trzeba opo­wie­dzieć in­we­sto­rom (aby ze­brać ka­pi­tał), klien­tom (aby skło­nić ich do za­kupu) oraz pra­cow­ni­kom (aby za­chę­cić ich do pracy w two­jej fir­mie). Po trze­cie, opo­wia­da­nie hi­sto­rii w re­aliach biz­ne­so­wych wiąże się z więk­szymi ogra­ni­cze­niami niż opo­wia­da­nie hi­sto­rii w po­wie­ściach. Wy­nika to z faktu, że w re­aliach biz­ne­so­wych oce­nie pod­lega nie tylko twoja kre­atyw­ność, lecz także sto­pień speł­nie­nia zło­żo­nych obiet­nic. Nie­od­łącz­nym ele­men­tem two­ich hi­sto­rii jest praw­dziwy świat, któ­rego na­wet przy naj­szczer­szych chę­ciach po pro­stu nie je­steś w sta­nie kon­tro­lo­wać.

Po­tęga liczb

Przez znaczną część na­szych dzie­jów licz­bami mo­gli­śmy się po­słu­gi­wać w dość ogra­ni­czo­nym za­kre­sie, po­nie­waż gro­ma­dze­nie i za­pi­sy­wa­nia du­żych ilo­ści da­nych wy­ma­gało ogrom­nych na­kła­dów pracy, a ich ana­liza była trudna i kosz­towna. Po­ja­wie­nie się kom­pu­te­ro­wych baz da­nych oraz po­wszech­nie do­stęp­nych na­rzę­dzi ob­li­cze­nio­wych spo­wo­do­wało, że dzi­siej­szy świat pracy z da­nymi uległ spłasz­cze­niu, czyli swego ro­dzaju de­mo­kra­ty­za­cji. Dzi­siaj mo­żemy ba­wić się w ana­lizy da­nych, któ­rych kil­ka­dzie­siąt lat temu nie śmie­li­by­śmy na­wet pró­bo­wać.

Wkra­czamy wła­śnie w epokę, w któ­rej dane licz­bowe gro­ma­dzi się i prze­cho­wuje w cy­ber­prze­strzeni. Dzi­siaj wszy­scy mają do nich do­stęp i wszy­scy mogą pod­da­wać je ana­li­zie. W swej książce za­ty­tu­ło­wa­nej Mo­ney­ball. Nie­czy­sta gra Mi­chael Le­wis, mistrz opo­wie­ści zdolny oży­wić na­wet naj­bar­dziej su­che i nudne re­la­cje biz­ne­sowe, przed­sta­wia hi­sto­rię Billy’ego Be­ane’a, dy­rek­tora za­wo­do­wej dru­żyny ba­se­bal­lo­wej Oakland Ath­le­tics[1]. Be­ane zre­zy­gno­wał z po­dej­ścia tra­dy­cyj­nego, zgod­nie z któ­rym skauci wy­szu­kują i re­ko­men­dują mło­dych pał­ka­rzy i ła­pa­czy. Po­sta­no­wił za­stą­pić po­dej­ście oparte na opo­wie­ści da­nymi sta­ty­stycz­nymi za­wod­ni­ków. Od­niósł nie­mały suk­ces, który od­bił się echem rów­nież w in­nych dys­cy­pli­nach sportu. W ten oto spo­sób na­ro­dziła się sa­ber­me­tryka, licz­bowa dzie­dzina za­rzą­dza­nia spor­tem, obecna dzi­siaj nie­mal we wszyst­kich dys­cy­pli­nach.

Dla­czego liczby tak bar­dzo nas ku­szą? W świe­cie na­zna­czo­nym nie­pew­no­ścią liczby dają nam po­czu­cie pre­cy­zji i obiek­ty­wi­zmu, sta­no­wią swego ro­dzaju prze­ciw­wagę dla opo­wie­ści. Warto mieć świa­do­mość, że wspo­mniana wy­żej pre­cy­zja jest czę­sto złudna, a o obiek­ty­wizm też bar­dzo trudno, bo su­biek­tywne in­ter­pre­ta­cje po­tra­fią wkraść się do da­nych licz­bo­wych na wiele róż­nych spo­so­bów. W świe­cie fi­nan­sów i in­we­sto­wa­nia, ale też w wielu in­nych ob­sza­rach, ogra­ni­cze­nia te nie prze­szka­dzają ana­li­ty­kom da­nych w wy­ko­rzy­sty­wa­niu po­tęgi liczb do prze­ka­zy­wa­nia in­for­ma­cji oraz do onie­śmie­la­nia od­bior­ców. Kry­zys fi­nan­sowy z 2008 roku stał się jed­no­znaczną na­uczką dla każ­dego, kto był skłonny przy­pi­sy­wać skom­pli­ko­wa­nym mo­de­lom ma­te­ma­tycz­nym więk­szą rolę niż zdro­wemu roz­sąd­kowi.

Prak­tycz­nie we wszyst­kich dzie­dzi­nach, ale zwłasz­cza na ryn­kach fi­nan­so­wych, sto­sun­kowo nie­dawno do­szło do za­bu­rze­nia rów­no­wagi i prze­su­nię­cia ak­centu w kie­runku liczb. Za­de­cy­do­wały o tym dwa czyn­niki: do­stępne nie­mal w try­bie na­tych­mia­sto­wym ol­brzy­mie bazy da­nych oraz po­tężne na­rzę­dzia ana­li­tyczne. Zmiana ta zro­dziła rów­nież okre­ślone koszty. Współ­cze­sny in­we­stor stoi nie przed pro­ble­mem nie­do­boru da­nych, ale ich nad­miaru. Co gor­sza, dane te są czę­sto ze sobą sprzeczne i su­ge­rują roz­mi­ja­jące się dzia­ła­nia. Eko­no­mi­ści be­ha­wio­ralni do­wie­dli po­nad wszelką wąt­pli­wość wy­stę­po­wa­nie pew­nego pa­ra­dok­sal­nego zja­wi­ska – do­stęp do tak du­żej ilo­ści da­nych spo­wo­do­wał, że sto­so­wany przez nas pro­ces po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji uległ jesz­cze więk­szemu uprosz­cze­niu i stał się jesz­cze bar­dziej nie­ra­cjo­nalny. Ko­lej­nym pa­ra­dok­sem jest fakt, że im czę­ściej przy­wo­łuje się liczby w roz­wa­ża­niach biz­ne­so­wych, tym mniej lu­dzie im ufają i tym czę­ściej in­stynk­tow­nie zwra­cają się ku opo­wie­ściom.

Aby sku­tecz­nie wy­ko­rzy­sty­wać dane w pro­ce­sach de­cy­zyj­nych, trzeba umieć tymi da­nymi za­rzą­dzać, a to za­gad­nie­nie trój­a­spek­towe. Pierw­szym aspek­tem za­rzą­dza­nia da­nymi jest prze­strze­ga­nie ka­ta­logu pro­stych za­sad ich gro­ma­dze­nia, w tym za­sad okre­śla­ją­cych, ile da­nych trzeba ze­brać i z ja­kiego okresu. Na­leży też uni­kać wszel­kich prze­ja­wów su­biek­ty­wi­zmu, a przy­naj­mniej je mi­ni­ma­li­zo­wać. Dru­gim aspek­tem jest po­słu­gi­wa­nie się pro­stymi me­to­dami sta­ty­stycz­nymi, które po­zwolą wy­cią­gnąć sen­sowne wnio­ski z du­żej ilo­ści czę­sto sprzecz­nych da­nych, a także wy­ko­rzy­sta­nie na­rzę­dzi sta­ty­stycz­nych, dzięki któ­rym upo­ra­nie się z za­le­wem da­nych bę­dzie w ogóle moż­liwe. Być może ty aku­rat na­le­żysz do tej grupy lu­dzi, która cie­pło wspo­mina za­ję­cia ze sta­ty­styki na stu­diach i chęt­nie sto­suje zdo­bytą wów­czas wie­dzę do za­bawy z licz­bami. Na­wet je­śli tak jest, po­wi­nie­neś mieć świa­do­mość, że sta­no­wisz zde­cy­do­waną mniej­szość. Zde­cy­do­wana więk­szość z nas za­cho­wuje się tak, jak gdyby sta­ty­styka nie ist­niała, a to czyni nas po­dat­nymi na ma­ni­pu­la­cję. Trze­cim aspek­tem jest po­szu­ki­wa­nie atrak­cyj­nych i in­no­wa­cyj­nych spo­so­bów pre­zen­to­wa­nia da­nych, aby były one zro­zu­miałe dla od­biorcy, który nie orien­tuje się w niu­an­sach sta­ty­styki. Osoby, ma­jące ra­czej pre­dys­po­zy­cje do opo­wia­da­nia hi­sto­rii, będą tu miały tro­chę pod górkę, za­pew­niam jed­nak, że warto po­świę­cić na to czas.

Ła­two zro­zu­mieć atrak­cyj­ność big data, gdy firmy ta­kie jak Ama­zon, Net­flix czy Go­ogle wy­ko­rzy­stują gro­ma­dzone przez sie­bie in­for­ma­cje nie tylko w celu opty­ma­li­za­cji mar­ke­tingu, lecz rów­nież w do­pra­co­wy­wa­niu swej oferty pro­duk­to­wej. Oczy­wi­ście trzeba też pa­mię­tać, że ana­liza da­nych wiąże się z pew­nymi ogra­ni­cze­niami i pew­nymi za­gro­że­niami. Ko­lejne war­stwy liczb kryją różne su­biek­tywne in­ter­pre­ta­cje i za­ło­że­nia, brak pre­cy­zji jest ma­sko­wany skru­pu­lat­nie wy­glą­da­ją­cymi da­nymi sza­cun­ko­wymi, a lu­dzie od­po­wie­dzialni za po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji po­zwa­lają, aby wy­rę­czały ich w tym mo­dele.

Wy­cena spółek jako most łą­czący oba ple­miona

Pod­su­mo­wu­jąc, ła­twiej za­pa­mię­tu­jemy opo­wie­ści niż liczby, tyle że opo­wieść może się w krót­kim cza­sie za­mie­nić w bajkę, co dla in­we­stora bę­dzie po­waż­nym pro­ble­mem. Liczby po­zwa­lają za­cho­wać więk­szą dys­cy­plinę for­mu­ło­wa­nych ocen, je­śli jed­nak nie to­wa­rzy­szy im opo­wieść, na­gle stają się na­rzę­dziem onie­śmie­la­nia i ma­ni­pu­la­cji. Ist­nieje pro­ste roz­wią­za­nie tego pro­blemu. W sfe­rze in­we­sty­cyj­nej i biz­ne­so­wej na­leży po­słu­gi­wać się licz­bami i opo­wie­ściami, a wów­czas wy­cena spółek sta­nie się mo­stem łą­czą­cym te dwa światy (por. ry­su­nek 1.1).

Ry­su­nek 1.1. Wy­cena jako most łą­czący liczby i opo­wie­ści

Wy­cena po­zwala wów­czas obu stro­nom ko­rzy­stać z atu­tów ofe­ro­wa­nych przez tę drugą. Au­to­rzy opo­wie­ści zo­stają zmu­szeni do wska­za­nia mało praw­do­po­dob­nych lub nie­wia­ry­god­nych ele­men­tów nar­ra­cji, a w re­zul­ta­cie także do ich mo­dy­fi­ka­cji, ana­li­tycy zaś czuję się w obo­wiązku wska­zać dane, z któ­rych wy­ła­nia się hi­sto­ria nie­wia­ry­godna albo po­zba­wiona sensu.

W jaki spo­sób można za­adap­to­wać opo­wia­da­nie hi­sto­rii do re­aliów wy­ceny spółek i do­ko­ny­wa­nia in­we­sty­cji? Trzeba za­cząć od po­zna­nia wy­ce­nia­nej spółki, za­po­zna­nia się z jej hi­sto­rią, branżą, a także jej oto­cze­niem kon­ku­ren­cyj­nym (za­równo tym fak­tycz­nym, jak i po­ten­cjal­nym). Na­stęp­nie trzeba wpro­wa­dzić do opo­wia­da­nia hi­sto­rii ele­ment dys­cy­pliny, czyli pod­dać te hi­sto­rie spe­cjal­nemu te­stowi, który na­zwa­łem te­stem 3P. Na po­czą­tek sprawdź, czy twoja opo­wieść jest re­alna (ang. po­ssi­ble) – to kry­te­rium mi­ni­mum, które po­winna speł­niać każda hi­sto­ria. Na­stęp­nie sprawdź, czy nar­ra­cja jest prze­ko­nu­jąca (ang. plau­si­ble), o co jest już trud­niej. Trze­cie, naj­bar­dziej su­rowe kry­te­rium do­ty­czy tego, czy opo­wieść jest praw­do­po­dobna (ang. pro­ba­ble). Nie wszyst­kie re­alne opo­wie­ści są prze­ko­nu­jące, a z tych prze­ko­nu­ją­cych za­le­d­wie garść bę­dzie praw­do­po­dobna. Do­tych­czas sku­pia­li­śmy się przede wszyst­kim na dzie­dzi­nie opo­wie­ści, naj­wyż­szy czas za­tem po­wią­zać na­szą nar­ra­cję z licz­bami okre­śla­ją­cymi war­tość, czyli de­ter­mi­nan­tami war­to­ści firmy. Na­wet naj­lep­sze opo­wie­ści do­ty­czące kul­tury or­ga­ni­za­cyj­nej, ja­ko­ści za­rzą­dza­nia, marki i za­sad stra­te­gicz­nych mogą i po­winny być po­wią­zane z da­nymi mó­wią­cymi o war­to­ści. To wła­śnie te dane po­winny tra­fić do mo­deli i ar­ku­szy kal­ku­la­cyj­nych, za po­mocą któ­rych zo­sta­nie osza­co­wana war­tość spółki, która prze­cież jest punk­tem wyj­ścia do po­dej­mo­wa­nia dal­szych de­cy­zji in­we­sty­cyj­nych. Pro­ces ten wy­maga prze­pro­wa­dze­nia jesz­cze jed­nego, ostat­niego kroku, który dla więk­szo­ści z nas sta­nowi naj­więk­sze wy­zwa­nie. Au­tor opo­wie­ści za­wsze przy­wią­zuje się do swo­jego dzieła, a w związku z tym wszel­kie próby pod­wa­ża­nia jego za­sad­no­ści od­biera jako afront. Ow­szem, warto umieć bro­nić wła­snej nar­ra­cji, ale też nie można za­my­kać się na in­for­ma­cje zwrotne. Warto słu­chać opi­nii in­nych, ich py­tań, a na­wet kry­tyki, bo na tej pod­sta­wie można póź­niej zmie­niać swoje hi­sto­rie. Nikt nie lubi, gdy mu się wy­tyka błędy, w ta­kiej sy­tu­acji skup się więc na tym, że dzięki kry­tyce twoja nar­ra­cja bę­dzie sil­niej­sza i lep­sza. Cały opi­sany tu pro­ces zo­stał przed­sta­wiony na ry­sunku 1.2.

Ry­su­nek 1.2. Pro­ces „od opo­wie­ści do liczb”

To pro­ces wy­soce upo­rząd­ko­wany i nie­wy­klu­czone, że sta­nowi od­zwier­cie­dle­nie mo­jego li­nio­wego spo­sobu my­śle­nia i na­tu­ral­nych in­stynk­tów ko­goś, kto le­piej czuje się w świe­cie liczb. W moim przy­padku się spraw­dza i za­mie­rzam po­słu­gi­wać się w nim, opo­wia­da­jąc o mo­ich wy­ce­nach za­równo mło­dych i szybko ro­sną­cych spółek ta­kich jak Uber, jak i firm doj­rza­łych ta­kich jak Vale. Osoby bar­dziej do­świad­czone w opo­wia­da­niu hi­sto­rii mogą uznać, że pro­ces ten jest na tyle sztywny, że istot­nie ogra­ni­cza ich kre­atyw­ność. Ta­kim oso­bom ra­dził­bym opra­co­wać wła­sny pro­ces prze­cho­dze­nia od opo­wie­ści do liczb.

Zmiana to­wa­rzy­szy nam za­wsze i wszę­dzie

Każda wy­cena za­czyna się od opo­wie­ści na te­mat firmy, a liczby wy­ni­kają z tej opo­wie­ści. Opo­wieść ta bę­dzie się z cza­sem zmie­niać. Po czę­ści bę­dzie to wy­ni­kać ze zmian ma­kro­eko­no­micz­nych, ta­kich jak stopy pro­cen­towe, in­fla­cja czy fakt, że go­spo­darka lubi po­dą­żać wła­snymi ścież­kami. Po czę­ści zmiany te będą sta­no­wić od­zwier­cie­dle­nie dy­na­micz­nego cha­rak­teru oto­cze­nia spółki, a więc ta­kich czyn­ni­ków jak wej­ście na ry­nek no­wego kon­ku­renta, zmiany stra­te­gii sto­so­wa­nych przez do­tych­cza­so­wych kon­ku­ren­tów czy wyj­ście z rynku któ­re­goś z do­tych­cza­so­wych kon­ku­ren­tów. In­nym po­ten­cjal­nym czyn­ni­kiem skut­ku­ją­cym mo­dy­fi­ko­wa­niem hi­sto­rii mogą być zmiany w za­rzą­dza­niu spółką i to za­równo zmiany ka­drowe, jak i te do­ty­czące kon­kret­nych tak­tyk. Prze­ja­wem py­chy by­łoby za­kła­dać, że opo­wia­dana hi­sto­ria (i wy­ni­ka­jące z niej liczby) po­zo­sta­nie od­porna na wy­da­rze­nia za­cho­dzące w praw­dzi­wym świe­cie.

Za­mie­rzam sto­so­wać po­dział tego ro­dzaju in­ge­ren­cji w opo­wia­da­nia na trzy ka­te­go­rie: prze­rwy w nar­ra­cji, czyli sy­tu­acje, w któ­rych wy­da­rze­nia w praw­dzi­wym świe­cie koń­czą opo­wieść lub eli­mi­nują jej istotną część; zmiany nar­ra­cji, czyli sy­tu­acje, w któ­rych wy­da­rze­nia za­cho­dzące w praw­dzi­wym świe­cie skła­niają cię do istot­nej zmiany opo­wia­da­nej hi­sto­rii; ko­rekty nar­ra­cji, czyli sy­tu­acje, w któ­rych wy­da­rze­nia z praw­dzi­wego świata nie zmie­niają pod­sta­wo­wego za­rysu opo­wie­ści, mają za to po­zy­tywny lub ne­ga­tywny wpływ na ja­kieś szcze­góły. Za­sta­nówmy się te­raz, z ja­kich po­wo­dów do­ko­nuje się tego typu in­ge­ren­cji. Pierw­szym z ta­kich po­wo­dów są naj­now­sze in­for­ma­cje po­ja­wia­jące się na te­mat da­nej spółki. Nie­które z nich po­cho­dzą bez­po­śred­nio z firmy, a inne od lu­dzi z ze­wnątrz, któ­rzy się tej fir­mie przy­glą­dają (re­gu­la­to­rów, ana­li­ty­ków, dzien­ni­ka­rzy). Każdy ra­port z wy­ni­kami spółki sta­nowi dla mnie po­wód do we­ry­fi­ka­cji hi­sto­rii, która do­ty­czy tej spółki. W za­leż­no­ści od za­war­to­ści ta­kiego ra­portu albo tę opo­wieść nie­znacz­nie ko­ry­guję, albo ją zna­cząco mo­dy­fi­kuję. Odej­ścia człon­ków kie­row­nic­twa (wy­mu­szone lub do­bro­wolne), skan­dale kor­po­ra­cyjne, za­kupy ak­cji do­ko­ny­wane przez in­we­sto­rów ak­ty­wi­stów to wszystko też może skła­niać do we­ry­fi­ka­cji hi­sto­rii. Na po­strze­ga­nie spółki może rów­nież wpły­nąć in­for­ma­cja o prze­ję­ciu in­nego pod­miotu, wy­kup ak­cji, pod­nie­sie­nie dy­wi­dendy lub za­prze­sta­nie jej wy­pła­ca­nia. Waż­nym po­wo­dem mo­dy­fi­ko­wa­nia hi­sto­rii jest sy­tu­acja ma­kro­eko­no­miczna, czyli zmiany stóp pro­cen­to­wych, in­fla­cji czy cen su­row­ców, jak rów­nież kry­zysy po­li­tyczne.

Je­żeli jako in­we­stor wo­lisz opo­wie­ści (i war­to­ści) sta­bilne, to zmiany wpro­wa­dzane w związku ze zmia­nami w dy­na­micz­nym świe­cie będą sta­no­wić dla cie­bie źró­dło dys­kom­fortu. W ta­kiej sy­tu­acji na­leży się spo­dzie­wać jed­nej z dwóch moż­li­wych re­ak­cji: albo ogra­ni­czysz swą ak­tyw­ność in­we­sty­cyjną do doj­rza­łych mo­deli biz­ne­so­wych i sta­bil­nych ryn­ków, bo tam twoja hi­sto­ria nie bę­dzie się zmie­niać wraz z upły­wem czasu (tą ścieżką po­dąża wielu in­we­sto­rów, któ­rzy usi­łują ko­pio­wać suk­cesy swych zna­mie­ni­tych po­przed­ni­ków), albo na­uczysz się żyć z tym dys­kom­for­tem i po­go­dzisz się my­ślą, że zmian nie tylko nie da się unik­nąć, ale także naj­więk­sze oka­zje biz­ne­sowe kryją się tam, gdzie zmian jest naj­wię­cej. Nar­ra­cyjny aspekt wy­ceny tak bar­dzo mnie kusi wła­śnie dla­tego, że sam ob­ra­łem tę drugą drogę. Na­uczy­łem się, że spółek pod­le­ga­ją­cych zmia­nom nie można wy­ce­niać, sto­su­jąc wy­łącz­nie wzory i mo­dele – po­trzebna jest rów­nież opo­wieść, po którą można się­gnąć, gdy liczby za­czy­nają się roz­my­wać.

Cykl ży­cia przed­się­bior­stwa

Na eta­pie po­zna­wa­nia kon­kret­nych spółek przy­daje się kon­cep­cja cy­klu ży­cia przed­się­bior­stwa. Firmy sta­rzeją się do­kład­nie tak samo jak lu­dzie, a pro­ces ten wiąże się z istot­nymi zmia­nami w ich funk­cjo­no­wa­niu. Na ry­sunku 1.3 przed­sta­wiam moje wła­sne uję­cie cy­klu ży­cia przed­się­bior­stwa.

Ry­su­nek 1.3. Cykl ży­cia przed­się­bior­stwa

Co to ma wspól­nego z opo­wie­ściami i licz­bami? Na wcze­snych eta­pach cy­klu ży­cia, gdy firma jest jesz­cze młoda i nie­u­kształ­to­wana, a hi­sto­rię ma ra­czej krótką jej war­tość tkwi przede wszyst­kim w nar­ra­cji, co ozna­cza, że sza­cunki po­szcze­gól­nych in­we­sto­rów mogą się istot­nie róż­nić. Im firma star­sza, tym więk­szą rolę w jej wy­ce­nie od­gry­wają liczby, a róż­nice mię­dzy wy­ce­nia­ją­cymi in­we­sto­rami za­czy­nają się za­cie­rać. Mo­del nar­ra­cyjno-licz­bowy po­zwala mi ob­ser­wo­wać zmiany tego pro­cesu w ca­łym cy­klu ży­cia przed­się­bior­stwa, od start-upu aż po jego li­kwi­da­cję.

W tej książce bę­dziemy sku­piać się na in­we­sto­wa­niu i wy­ce­nie spółek, ale opo­wie­ści i liczby mają rów­nie duże, je­śli nie więk­sze zna­cze­nie dla osób znaj­du­ją­cych się po dru­giej stro­nie tego pro­cesu, tzn. dla za­ło­ży­cieli firm oraz człon­ków ich kie­row­nic­twa. Trzeba wie­dzieć, dla­czego na nie­któ­rych eta­pach roz­woju firm więk­sze zna­cze­nie ma nar­ra­cja, a na in­nych eta­pach do głosu do­cho­dzą liczby, po­nie­waż wie­dza ta jest nie­zbędna nie tylko przy po­zy­ski­wa­niu in­we­sto­rów, lecz także w póź­niej­szym za­rzą­dza­niu ta­kim przed­się­bior­stwem. Chciał­bym ją za­tem wy­ko­rzy­stać do wska­za­nia po­żą­da­nych cech ści­słej ka­dry kie­row­ni­czej spółek na po­szcze­gól­nych eta­pach cy­klu ży­cia przed­się­bior­stwa. Wy­ja­śnię, jak to moż­liwe, że me­ne­dżer, który do­sko­nale spraw­dza się na jed­nym eta­pie cy­klu ży­cia firmy, na na­stęp­nym może so­bie zu­peł­nie nie po­ra­dzić.

Wnio­ski

Bar­dzo chciał­bym w tym miej­scu na­pi­sać, że po­zo­stała część tej książki to już ła­twa lek­tura, z uwagi jed­nak na cha­rak­ter oma­wia­nych za­gad­nień nie mogę so­bie po­zwo­lić na ta­kie de­kla­ra­cje. Za­leży mi na tym, aby książkę prze­czy­tali za­równo po­eci, jak i mi­ło­śnicy liczb. Mam na­dzieję, że dzięki mnie po­eci znajdą spo­sób na wzbo­ga­ce­nie swo­ich wier­szy o war­to­ści licz­bowe, a mi­ło­śnicy liczb na­uczą się po­pie­rać swoje wy­ceny od­po­wied­nią nar­ra­cją. Dla obu tych grup po­łowa tej książki bę­dzie ła­twa (po­nie­waż bę­dzie trak­to­wać o tym, w czym są mocni), druga zaś bę­dzie sta­no­wić bar­dziej mo­zolną lek­turę (po­nie­waż bę­dzie od­wo­ły­wać się do ich sła­biej roz­wi­nię­tych kom­pe­ten­cji). Mam na­dzieję, że wy­trwasz w tej żmud­nej pracy. Będę się sta­rał ci w tym po­móc, choć przy­znaję, że nie mogę za­ofe­ro­wać nic po­nad moje wła­sne do­świad­cze­nia.

Je­stem uro­dzo­nym ana­li­ty­kiem i opo­wia­da­nie hi­sto­rii za­wsze przy­cho­dziło mi z tru­dem. W pierw­szych la­tach wy­kła­da­nia wy­ceny spółek i spo­rzą­dza­nia fak­tycz­nych wy­cen tak na­prawdę igno­ro­wa­łem ele­ment nar­ra­cyjny i prze­cho­dzi­łem od razu do mo­deli ma­te­ma­tycz­nych. Gdy po raz pierw­szy spró­bo­wa­łem wy­ko­rzy­stać opo­wia­da­nie hi­sto­rii w wy­ce­nie spółki, wy­szło mi to sztucz­nie i nie­prze­ko­nu­jąco (na­wet dla mnie). Po­sta­no­wi­łem się jed­nak nie pod­da­wać i na­dal nad tym pra­co­wać. Ni­gdy nie zo­staną dru­gim Ga­brie­lem Gar­cíą Márqu­ezem ani Char­le­sem Dic­ken­sem, dzi­siaj jed­nak znacz­nie pew­niej czuję się, opo­wia­da­jąc hi­sto­rie o fir­mach i łą­cząc je z ich wy­ce­nami. Kilka ta­kich opo­wie­ści znaj­dziesz w tej książce, więc sam bę­dziesz miał oka­zję je oce­nić!

2

Opo­wiedz mi hi­sto­rię

Wszy­scy uwiel­biamy hi­sto­rie. W hi­sto­riach po­tra­fimy do­strzec sie­bie, hi­sto­rie za­pa­dają nam w pa­mięć. Od za­ra­nia dzie­jów, po któ­rych po­zo­stał nam spi­sany ślad, tego typu nar­ra­cja słu­żyła lu­dziom do in­for­mo­wa­nia, prze­ko­ny­wa­nia i sprze­da­wa­nia, nic dziw­nego za­tem, że opo­wia­da­nie hi­sto­rii za­do­mo­wiło się rów­nież w prak­tyce biz­ne­so­wej. W tym roz­dziale przyj­rzę się roli opo­wie­ści w pro­ce­sie ucze­nia się, wy­ja­śnię, dla­czego mają one nad nami tak dużą wła­dzę, na­pi­szę także, jak to się stało, że w epoce in­for­ma­cji jesz­cze bar­dziej zy­skały na po­pu­lar­no­ści. Pierw­sza część roz­działu zo­sta­nie po­świę­cona za­le­tom po­słu­gi­wa­nia się opo­wie­ścią, w dru­giej opo­wiem zaś o zwią­za­nych z nią za­gro­że­niach oraz o tym, że emo­cjo­nalny cha­rak­ter nar­ra­cji może skut­ko­wać po­dej­mo­wa­niem złych de­cy­zji.

Uję­cie hi­sto­ryczne

Hi­sto­rie to­wa­rzy­szą nam od cza­sów przed­hi­sto­rycz­nych. W 1940 roku grupka dzieci we Fran­cji tra­fiła na na­skalne ry­sunki przed­sta­wia­jące zwie­rzęta oraz istotę ludzką. Ry­sunki te są da­to­wane na okres od 15 000 do 13 000 lat przed na­szą erą. Pierw­sza spi­sana hi­sto­ria, opo­wia­da­jąca losy su­me­ryj­skiego króla Gil­ga­me­sza, jest da­to­wana na 700 rok przed Chry­stu­sem. Zo­stała ona wy­kuta w ka­mie­niu. Ist­nieją rów­nież prze­słanki, że sta­ro­żytni Egip­cja­nie spi­sy­wali hi­sto­rie na pa­pi­ru­sie już 3500 lat temu. W każ­dej sta­ro­żyt­nej cy­wi­li­za­cji po­słu­gi­wano się opo­wie­ściami.

Naj­lep­szym do­wo­dem na trwa­łość sta­ro­żyt­nych hi­sto­rii są dwa kla­syczne dzieła, Ody­seja Ho­mera i Bajki Ezopa. Ho­mer miał rze­komo snuć swą opo­wieść mniej wię­cej w 1200 roku p.n.e., co ozna­cza­łoby, że po­wstała ona na 500 lat przed stwo­rze­niem pi­sa­nego ję­zyka joń­skiego, jed­nego z głów­nych dia­lek­tów kla­sycz­nej greki. Ezop żył około 550 roku p.n.e., a jego hi­sto­rie zo­stały po raz pierw­szy spi­sane do­piero 200 lat po jego śmierci. Sta­ro­żytne re­li­gie roz­siane po nie­mal ca­łym świe­cie nio­sły swe prze­sła­nie wła­śnie za po­mocą hi­sto­rii, o czym naj­le­piej świad­czą Bi­blia, Ko­ran i Bha­ga­wad­gita. Przez więk­szą część hi­sto­rii opo­wie­ści te były prze­ka­zy­wane z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie w for­mie ust­nej, a mimo to ich rdzeń po­zo­stał nie­na­ru­szony – co sta­nowi naj­lep­szy do­wód siły ich od­dzia­ły­wa­nia.

Wy­na­le­zie­nie druku spo­wo­do­wało, że hi­sto­rie tra­fiły do szer­szego grona od­bior­ców i zo­stały utrwa­lone. Po­ja­wiły się książki, które za­częły prze­mie­rzać ko­lejne kraje. Uła­twiło to roz­wój szkol­nic­twa wyż­szego oraz for­mal­nych sys­te­mów edu­ka­cji, na­wet je­śli po­cząt­kowo czy­tać i pi­sać po­tra­fił tylko nie­wielki od­se­tek spo­łe­czeń­stwa. Ci „świa­tli” lu­dzie na­dal po­słu­gi­wali się sło­wem mó­wio­nym, aby prze­ka­zy­wać hi­sto­rie oso­bom nie­pi­śmien­nym. Na ca­łym świe­cie stu­denci li­te­ra­tury czy­tają Sha­ke­spe­are’a, warto jed­nak pa­mię­tać, że jego sztuki po­wstały z my­ślą o sce­nie Globe The­atre. Wnio­sek z tego taki, że hi­sto­ria ludz­ko­ści i hi­sto­ria opo­wie­ści są ze sobą nie­ro­ze­rwal­nie sple­cione. Co wię­cej, gdyby nie opo­wie­ści, mo­gli­by­śmy nie znać na­szej hi­sto­rii.

Po­tęga opo­wie­ści

Cóż za­tem spra­wia, że hi­sto­rie po­zo­stają z nami na długo? Na­ukowcy od dawna szu­kają od­po­wie­dzi na to py­ta­nie, sta­ra­jąc się zro­zu­mieć, na czym do­kład­nie po­lega urok opo­wie­ści, ale też po­móc lu­dziom two­rzyć lep­sze i moc­niej za­pa­da­jące w pa­mięć hi­sto­rie.

Opo­wie­ści łą­czą

Do­brze opo­wie­dziana hi­sto­ria po­zwala na­wią­zać z od­biorcą więź, któ­rej ni­gdy nie uda­łoby się zbu­do­wać za po­mocą liczb. W przy­padku róż­nych hi­sto­rii i róż­nych od­bior­ców więź ta po­wstaje na sku­tek od­dzia­ły­wa­nia bar­dzo róż­no­rod­nych czyn­ni­ków i może mieć słab­szy lub moc­niej­szy cha­rak­ter. Na­ukowcy in­ten­syw­nie się tym zaj­mują i do­cho­dzą do wnio­sku, że te więzi utrwa­lają się w na­szym mó­zgu w po­staci im­pul­sów che­micz­nych i elek­trycz­nych.

Za­cznijmy za­tem od wy­ja­śnie­nia che­micz­nego. Paul Zak, neu­ro­eko­no­mi­sta z Cla­re­mont Gra­du­ate Uni­ver­sity, zwró­cił uwagę na od­dzia­ły­wa­nie neu­ro­prze­kaź­nika zna­nego jako oksy­to­cyna, wy­twa­rza­nego w pod­wzgó­rzu[2]. Wy­dzie­la­nie i uwal­nia­nie tej sub­stan­cji wy­ka­zuje zwią­zek z po­czu­ciem za­ufa­nia i tro­ski. Zda­niem Zaka ilość oksy­to­cyny wzra­sta w mo­men­cie, gdy czło­wiek słu­cha wcią­ga­ją­cej opo­wie­ści (lub hi­sto­rii) oraz ten wzrost może mieć wpływ na póź­niej­sze jego za­cho­wa­nia. Poza tym w mo­men­tach zwięk­szo­nego na­pię­cia, które to­wa­rzy­szy pew­nym punk­tom hi­sto­rii, nasz mózg wy­dziela rów­nież kor­ty­zol, co po­zwala nam się bar­dziej sku­pić. Z in­nych ba­dań wy­nika, że szczę­śliwe za­koń­cze­nie ak­ty­wuje układ lim­biczny, czyli cen­trum na­grody na­szego mó­zgu, po­wo­du­jąc wy­dzie­la­nie do­pa­miny, która wzmaga w nas po­czu­cie opty­mi­zmu i na­dziei.

Greg Ste­phens, Lau­ren Sil­bert oraz Uri Has­son pro­wa­dzą fa­scy­nu­jące ba­da­nia nad od­dzia­ły­wa­niem opo­wie­ści na elek­tryczną ak­tyw­ność mó­zgu. Sku­piają się przy tym na zja­wi­sku, które na­zy­wają „syn­chro­ni­za­cją neu­ro­lo­giczną”[3]. Szcze­gól­nie in­te­re­su­jący wy­daje się ich eks­pe­ry­ment, w któ­rym młoda ko­bieta opo­wiada hi­sto­rię dwu­na­stu słu­cha­czom. Ba­da­cze ob­ser­wują w tym cza­sie ak­tyw­ność opo­wia­da­ją­cej oraz jej słu­cha­czy. W ten spo­sób udało się za­ob­ser­wo­wać dwa zja­wi­ska. Po pierw­sze do­cho­dzi do syn­chro­ni­za­cji fal mó­zgo­wych mó­wią­cego i słu­cha­ją­cych. U wszyst­kich ob­ser­wuje się ak­tyw­ność tych sa­mych ośrod­ków mó­zgu, cho­ciaż u słu­cha­ją­cych na­stę­puje ona z pew­nym opóź­nie­niem cza­so­wym (w miarę roz­woju opo­wie­ści). Aby spraw­dzić, czy ma to fak­tycz­nie zwią­zek z tre­ścią opo­wie­ści, hi­sto­ria zo­stała przed­sta­wiona słu­cha­czom po ro­syj­sku (czyli w ję­zyku, któ­rego ża­den z nich nie ro­zu­miał). W tym przy­padku ak­tyw­no­ści mó­zgu nie za­re­je­stro­wano, co do­wo­dzi, że to wła­śnie opo­wieść (zro­zu­miała dla od­biorcy) sta­nowi bo­dziec wy­wo­łu­jący to zja­wi­sko. Drugi, na­wet bar­dziej in­try­gu­jący wnio­sek jest taki, że w nie­któ­rych mo­men­tach re­je­stro­wano ak­tyw­ność w mó­zgach od­bior­ców, jesz­cze za­nim po­ja­wiła się ona u opo­wia­da­ją­cego, co by su­ge­ro­wało, że słu­cha­cze za­czy­nali snuć pewne przy­pusz­cze­nia co do dal­szego biegu hi­sto­rii. Ogól­nie jed­nak syn­chro­ni­za­cja fal mó­zgo­wych mię­dzy opo­wia­da­ją­cym a jego słu­cha­czami po­wo­duje, że ko­mu­ni­ka­cja staje się bar­dziej efek­tywna.

Warto wresz­cie zwró­cić uwagę na jesz­cze jedną kwe­stię zwią­zaną z opo­wia­da­niem hi­sto­rii. Otóż w swo­jej książce za­ty­tu­ło­wa­nej Tell to Win Pe­ter Gru­ber zwraca uwagę, że je­śli opo­wieść zdoła słu­cha­cza wcią­gnąć, to bę­dzie się on wy­ka­zy­wać mniej­szym kry­ty­cy­zmem wo­bec ar­gu­men­ta­cji, po­nie­waż nie­jako „wy­stawi się na cios”[4]. Psy­cho­lo­go­wie Me­la­nie Green i Tim Brock twier­dzą, że z chwilą za­nu­rze­nia się w świe­cie fik­cji od­biorca za­czyna ina­czej prze­twa­rzać in­for­ma­cje. Słu­chacz za­fa­scy­no­wany hi­sto­rią wy­chwy­tuje wszel­kie nie­spój­no­ści czy nie­zgod­no­ści z więk­szym tru­dem niż taki, który nie po­dąża za bie­giem wątku[5]. Au­tor opo­wie­ści zy­skuje więc swo­bodę prze­ka­zy­wa­nia tre­ści, które w in­nych oko­licz­no­ściach mo­głyby wy­wo­łać opór od­biorcy. Jak jed­nak bę­dziemy zwra­cać uwagę nieco da­lej w tym roz­dziale, ten kij ma w wa­run­kach biz­ne­so­wych dwa końce, po­nie­waż stwa­rza róż­nego ro­dzaju oszu­stom i prze­stęp­com więk­sze pole do nad­użyć.

Wnio­sek z tego jed­nak taki, że za po­mocą opo­wie­ści można zwró­cić uwagę słu­cha­cza i skło­nić go do dzia­ła­nia, któ­rego by nie pod­jął, gdyby przed­sta­wiono mu wy­łą­cze­nie fakty. Do­dat­kową ko­rzy­ścią jest to, że je­śli opo­wieść na­prawdę po­rwie od­biorcę, bę­dzie on skłonny wy­słu­chać rów­nież na­szych przy­pusz­czeń i opi­nii, a tym sa­mym rów­nież na­szych wnio­sków.

Opo­wie­ści za­pa­dają w pa­mięć

Wy­kła­dam od po­nad trzy­dzie­stu lat i mam to szczę­ście, że na każ­dym kroku spo­ty­kam by­łych stu­den­tów, któ­rzy (przy­naj­mniej w roz­mo­wie ze mną) mile wspo­mi­nają moje za­ję­cia. Za­wsze mnie za­ska­kuje, że różne szcze­góły tech­niczne czy dane licz­bowe już dawno zdą­żyli po­za­po­mi­nać, za to czę­sto wspo­mi­nają i do­kład­nie pa­mię­tają różne drobne aneg­dotki i hi­sto­ryjki, któ­rymi od czasu do czasu prze­pla­tam moje wy­kłady.

Po­dobne spo­strze­że­nie for­mu­łują rów­nież na­ukowcy, któ­rych ba­da­nia wska­zują na trwałe za­pa­mię­ty­wa­nie tre­ści opo­wie­ści. Za­pa­dają nam one w pa­mięć zde­cy­do­wa­nie moc­niej i na dłu­żej niż liczby. W jed­nym z ba­dań uczest­ni­kom czy­tano hi­sto­rie z wąt­kiem oraz tek­sty o cha­rak­te­rze me­ry­to­rycz­nym, a po­tem spraw­dzano, ile z nich za­pa­mię­tali[6]. Oba ko­mu­ni­katy za­wie­rały taką samą treść, a mimo to ba­dani za­pa­mię­ty­wali frag­menty nar­ra­cyjne o 50% sku­tecz­niej niż su­che in­for­ma­cje. Za­sta­na­wia­jąc się nad przy­czy­nami ta­kiego stanu rze­czy, na­ukowcy sfor­mu­ło­wali hi­po­tezę o roli związ­ków przy­czy­nowo-skut­ko­wych, za sprawą któ­rych opo­wieść moc­niej za­pada od­biorcy w pa­mięć, zwłasz­cza je­śli zmu­sza go do for­mu­ło­wa­nia wnio­sków i do­strze­ga­nia za­leż­no­ści. Je­śli więc uczest­nik eks­pe­ry­mentu otrzyma do prze­czy­ta­nia różne wer­sje tego sa­mego aka­pitu, to naj­praw­do­po­dob­niej go­rzej za­pa­mięta tekst cha­rak­te­ry­zu­jący się zu­peł­nie oczy­wi­stymi lub mało istot­nymi związ­kami przy­czy­nowo-skut­ko­wymi, moc­niej zaś za­pad­nie mu w pa­mięć frag­ment, w któ­rym za­leż­no­ści nie zo­stały ja­sno przed­sta­wione, w związku z czym ich do­strze­że­nie wy­ma­gało pew­nego wy­siłku umy­sło­wego.

Gdyby za­tem pró­bo­wać co­kol­wiek wnio­sko­wać na pod­sta­wie tych ba­dań, na­le­ża­łoby stwier­dzić, że opo­wie­ści naj­le­piej spraw­dzają się wtedy, gdy nie tylko an­ga­żują słu­cha­cza, lecz rów­nież zmu­szają go do sa­mo­dziel­nego my­śle­nia i for­mu­ło­wa­nia wła­snych spo­strze­żeń. W wielu przy­pad­kach będą to do­kład­nie te same spo­strze­że­nia, które pra­gnąłby pod­su­nąć od­biorcy au­tor prze­kazu, je­śli jed­nak słu­chacz po­czyni je sam, będą one dla niego zde­cy­do­wa­nie istot­niej­sze i moc­niej za­padną mu w pa­mięć, niż gdyby ktoś po­dał mu je go­towe. Z opo­wia­da­niem hi­sto­rii jest jak z wie­loma in­nymi rze­czami w ży­ciu – cza­sami mniej ozna­cza wię­cej.

Opo­wie­ści in­spi­rują do dzia­ła­nia

Opo­wie­ści przy­czy­niają się do bu­do­wa­nia więzi emo­cjo­nal­nej mię­dzy opo­wia­da­ją­cym a słu­cha­czem, za­pa­dają też w pa­mięć moc­niej i na dłuż­szy czas. Poza tym sku­tecz­niej po­tra­fią też skło­nić od­biorcę do dzia­ła­nia. W ra­mach swo­ich ba­dań nad opo­wie­ściami Paul Zak za­sta­na­wiał się rów­nież nad tym, czy wzrost po­ziomu oksy­to­cyny – neu­ro­prze­kaź­nika, któ­rego wy­dzie­la­nie wzra­sta za sprawą opo­wie­ści – znaj­duje prze­ło­że­nie na kon­kretne dzia­ła­nie już po za­koń­cze­niu opo­wia­da­nia. W jed­nym z eks­pe­ry­men­tów uczest­ni­ków po­pro­szono o obej­rze­nie ma­te­riału wi­deo przy­go­to­wa­nego przez bry­tyj­ski rząd. W ba­da­niu stwier­dzono wzrost po­ziomu oksy­to­cyny nie tylko pod­czas oglą­da­nia ogło­sze­nia, lecz rów­nież pod­czas prze­ka­zy­wa­nia więk­szych dat­ków na rzecz or­ga­ni­za­cji pro­mo­wa­nych w ko­mu­ni­ka­cie.

Ba­da­nia po­twier­dzają rów­nież, że nie­które opo­wie­ści mogą skut­ko­wać wzmo­żo­nym wy­dzie­la­niem in­nych neu­ro­prze­kaź­ni­ków, a tym sa­mym sku­tecz­niej in­spi­ro­wać do dzia­ła­nia. Na przy­kład hi­sto­rie bar­dziej dra­ma­tyczne sil­niej od­dzia­łują na od­biorcę niż te o mało dy­na­micz­nej fa­bule. Sku­tecz­niej dzia­łają rów­nież te opo­wie­ści, któ­rych od­biorca moc­niej utoż­sa­mia się z jed­nym z bo­ha­te­rów.

Wy­jąt­kowy przy­pa­dek opo­wie­ści biz­ne­so­wych

Skoro opo­wie­ści po­ma­gają w bu­do­wa­niu więzi, wzmac­niają trwa­łość prze­kazu i in­spi­rują do dzia­ła­nia, ni­kogo chyba nie zdziwi, że firmy od dawna po­słu­gują się nimi, aby pro­mo­wać swoje in­te­resy wśród róż­nych grup in­te­re­sa­riu­szy. Po­ten­cjal­nych in­we­sto­rów opo­wie­ści mają skło­nić do wyż­szej oceny war­to­ści or­ga­ni­za­cji i pod­ję­cia ko­rzyst­nej dla firmy de­cy­zji in­we­sty­cyj­nej. Pra­cow­ni­kom opo­wiada się je po to, aby ich zmo­ty­wo­wać do pracy. Klien­tów za­chęca się do słu­cha­nia opo­wie­ści, które mają na celu pro­mo­wa­nie za­ku­pów pro­duk­tów czy usług nie­kiedy za po­nad­prze­cięt­nie wy­soką cenę. Cza­sami każ­dej z tych grup firma opo­wiada nieco inną lub na­wet zu­peł­nie inną opo­wieść. Do tego nie­po­ko­ją­cego zja­wi­ska wró­cimy w dal­szej czę­ści książki.

Naj­bar­dziej oczy­wi­ste za­sto­so­wa­nie opo­wie­ści znaj­dują w dzie­dzi­nie sprze­daży i re­klamy. Naj­sku­tecz­niej­szy sprze­dawcy są wręcz mi­strzami opo­wie­ści, a re­klamy opie­rają się na nar­ra­cji, która ma skło­nić klien­tów do za­kupu pro­duk­tów i usług, ale rów­nież utrwa­lić markę (oraz jej war­tość) w świa­do­mo­ści po­ten­cjal­nego na­bywcy.

Opo­wia­da­nie hi­sto­rii sta­nowi in­te­gralny ele­ment pro­cesu edu­ka­cji biz­ne­so­wej i od­bywa się obec­nie w ra­mach tzw. ana­liz przy­pad­ków. Fun­da­ment do­brej ana­lizy przy­padku sta­nowi opo­wieść lub przy­naj­mniej tekst o cha­rak­te­rze fa­bu­lar­nym, który ma nie tylko zi­lu­stro­wać istotę sprawy, lecz także spra­wić, że stu­denci za­pa­mię­tają pewne rze­czy na dłu­żej. Jak każda do­bra opo­wieść, rów­nież tekst ana­li­zo­wa­nego przy­padku ma w za­ło­że­niu na­kie­ro­wać stu­den­tów na od­po­wiedź, którą pro­wa­dzący uważa za słuszną – i po­dob­nie jak w przy­padku każ­dej do­brej hi­sto­rii, to na­kie­ro­wa­nie może przy­brać formę ma­ni­pu­la­cji, je­śli zo­sta­nie za­sto­so­wane w prze­sad­nym stop­niu.

Je­śli cho­dzi o dzia­łal­ność in­we­sty­cyjną, trudno so­bie wy­obra­zić fi­lo­zo­fię in­we­sty­cyjną czy re­ko­men­da­cje in­we­sty­cyjne bez opo­wie­ści. Wielu in­we­sto­rów wręcz nie­chęt­nie od­nosi się do liczb i da­nych sta­ty­stycz­nych, a swoje środki lo­kuje w ak­cjach, które mają do opo­wie­dze­nia pewną hi­sto­rię – czyli w pa­pie­rach spółek, które zdo­łały go prze­ko­nać za po­mocą pew­nej okre­ślo­nej nar­ra­cji. Na­wet je­śli ana­li­tyk czy in­we­stor chęt­nie za­gląda do liczb, to i tak stara się osa­dzić je w kon­tek­ście pew­nej hi­sto­rii. Na przy­kład w ra­mach ana­lizy pro­wa­dzo­nej po stro­nie sprze­daży to ana­li­tyk snuje różne wcią­ga­jące hi­sto­rie o ob­ser­wo­wa­nych sek­to­rach oraz o naj­bar­dziej war­to­ścio­wych fir­mach, które pro­wa­dzą tam dzia­łal­ność. Warto zwró­cić uwagę rów­nież na praw­dziwą treść róż­nych in­we­sty­cyj­nych le­gend. Prze­cież naj­wy­bit­niej­sze do­ko­na­nia na­tury in­we­sty­cyj­nej za­pi­sują się w na­szej pa­mięci jako opo­wieść, nie zaś jako zbiór liczb. Weźmy choćby jakże czę­sto przy­ta­czaną hi­sto­rię o tym, jak to War­ren Buf­fett za­in­we­sto­wał w 1964 roku w Ame­ri­can Express. Firma zma­gała się wów­czas z po­waż­nym kry­zy­sem wi­ze­run­ko­wym w związku z po­życzką, któ­rej udzie­liła tra­de­rowi su­row­co­wemu Tino De­An­ge­li­sowi, który w cha­rak­te­rze za­bez­pie­cze­nia za­pro­po­no­wał nie­ist­nie­jący olej sa­łat­kowy. Gdy oszu­stwo wy­szło na jaw, ak­cje Ame­ri­can Express mocno stra­ciły na war­to­ści. W swo­jej oce­nie war­to­ści firmy Buf­fett zi­gno­ro­wał skutki tego skan­dalu i do­szedł do wnio­sku, że ak­cje firmy są warte zde­cy­do­wa­nie wię­cej, niż ak­tu­al­nie wy­nosi ich cena. Za­in­we­sto­wał w nie 40% środ­ków swo­jego fun­du­szu, co z cza­sem przy­nio­sło mu ogromny zysk. Buf­fett za­ro­bił na tym w su­mie za­le­d­wie 33 mi­liony do­la­rów, co w po­rów­na­niu z jego in­nymi suk­ce­sami nie robi wiel­kiego wra­że­nia, a mimo to ta kon­kretna hi­sto­ria krąży w krę­gach in­we­sty­cyj­nych jako do­wód na to, że opłaca się uważ­nie ana­li­zo­wać sy­tu­ację spółek.

ANA­LIZA PRZY­PADKU 2.1. STEVE JOBS – MISTRZ OPO­WIE­ŚCI

Ko­rzy­stam z pro­duk­tów Ap­ple od wielu lat i mia­łem oka­zję bacz­nie ob­ser­wo­wać, jak Steve Jobs osią­gał swój mi­tyczny sta­tus. Stało się to głów­nie za sprawą suk­cesu trans­for­ma­cyj­nego, któ­rego udało mu się do­ko­nać. W wy­niku jego dzia­łań zmie­niła się nie tylko sama firma Ap­ple, lecz rów­nież cała branża mu­zyczna i roz­ryw­kowa. Na le­gendę Jobsa składa się wiele mniej i bar­dziej chlub­nych wąt­ków, z całą pew­no­ścią trzeba mu jed­nak przy­znać, że wy­róż­niał się jako ga­wę­dziarz. Jego ta­lent uwi­dacz­niał się m.in. pod­czas słyn­nych do­rocz­nych pre­zen­ta­cji, gdy ubrany tra­dy­cyj­nie w czarny golf snuł fir­mową opo­wieść z jej naj­now­szym pro­duk­tem w roli głów­nej. W po­wszech­nej pa­mięci za­pi­sały się w szcze­gól­no­ści wy­stą­pie­nia z 1984 roku (gdy przed­sta­wił kom­pu­ter Ma­cin­tosh) oraz z 1997 roku (gdy po­ka­zał światu iMaca). Te pre­zen­ta­cje sta­no­wiły zwień­cze­nie pew­nego dłu­giego pro­cesu, a jed­no­cze­śnie do­wód wy­bit­nych zdol­no­ści ora­tor­skich szefa firmy.

W 1984 roku kom­pu­te­rami zaj­mo­wała się garstka ma­nia­ków tech­no­lo­gicz­nych, a po­słu­gi­wa­nie się pa­miętną li­nią ko­mend Mi­cro­so­ftu sta­no­wiło umie­jęt­ność, która wy­róż­niała lu­dzi zo­rien­to­wa­nych tech­no­lo­gicz­nie od ca­łej reszty świata. Steve Jobs na­kre­ślił wi­zję przy­szło­ści, w któ­rej ta reszta świata po­słu­guje się kom­pu­te­rem bez ko­niecz­no­ści po­słu­gi­wa­nia się li­nią ko­mend. W tej swo­jej wi­zji od­wo­łał się do tra­dy­cyj­nego biura oraz szu­flad z ka­ta­lo­gami. Na tej po­sta­wie stwo­rzył opo­wieść o kom­pu­te­rze, któ­rym lu­dzie po­słu­gują się z taką samą ła­two­ścią, z jaką prze­kła­dają do­ku­menty na swoim biurku. W 1997 roku kom­pu­ter sta­no­wił już pod­sta­wowe na­rzę­dzie biz­ne­sowe, po­zwa­la­jące prze­twa­rzać do­ku­menty tek­stowe czy ar­ku­sze kal­ku­la­cyjne znacz­nie spraw­niej niż ma­szyna do pi­sa­nia. Tym ra­zem Steve Jobs przed­sta­wił iMaca – urzą­dze­nie o dość nie­ty­po­wym kształ­cie i ko­lo­ry­styce – jako bo­ha­tera hi­sto­rii o kom­pu­te­rze, który spro­wa­dza mu­zykę i roz­rywkę pod strze­chy. W ten spo­sób Jobs po­ło­żył pod­wa­liny pod ko­lejną de­kadę roz­woju swo­jej firmy.

Te dwa wy­stą­pie­nia sta­no­wią jed­no­cze­śnie ilu­stra­cję in­nej waż­nej kwe­stii do­ty­czą­cej po­słu­gi­wa­nia się opo­wie­ścią w biz­ne­sie. Rzecz w tym, że cho­ciaż obie opo­wie­ści Steve’a Jobsa po­ry­wały słu­cha­czy i na­ka­zy­wały im wy­bie­gać my­ślami w przy­szłość, to nie on i nie Ap­ple sko­rzy­stali na zmia­nie spo­sobu my­śle­nia, która do­ko­nała się w 1984 roku. Ma­cin­tosh po­legł pod cię­ża­rem licz­nych wy­bo­rów sty­li­stycz­nych oraz ogra­ni­czeń pro­gra­mi­stycz­nych, za co czę­ściowo można wi­nić sa­mego Jobsa. Lek­cję od­ro­bił za to Mi­cro­soft, który przed­sta­wił światu no­wego Win­dowsa i tym sa­mym nie­mal ode­brał fir­mie Ap­ple ra­cję bytu. Ini­cja­tywa iMac z 1997 roku też nie od razu przy­nio­sła ocze­ki­wane ko­rzy­ści – firma mu­siała na to po­cze­kać pięć czy sześć lat. Wnio­sek z tego taki, że nie można bu­do­wać firmy bez do­brej opo­wie­ści, ale na­wet naj­lep­sza hi­sto­ria nie gwa­ran­tuje suk­cesu i bo­gac­twa.

Opo­wie­ści w epoce da­nych i tech­no­lo­gii

Wy­da­wa­łoby się, że po­win­ni­śmy żyć w zło­tej erze liczb – prze­cież mamy dziś co­raz więk­szy do­stęp do ogrom­nych ilo­ści da­nych (w tym rów­nież do big data), jak rów­nież do co­raz lep­szych na­rzę­dzi ana­li­tycz­nych i co­raz więk­szej mocy ob­li­cze­nio­wej. Jak się prze­ko­namy w na­stęp­nym roz­dziale, nie­wy­klu­czone, że na­sze czasy fak­tycz­nie za­słu­gują na ta­kie okre­śle­nie. Pa­ra­dok­sal­nie jed­nak po­sze­rza­ją­cym się moż­li­wo­ściom w za­kre­sie prze­twa­rza­nia da­nych i do­ko­ny­wa­nia ob­li­czeń to­wa­rzy­szy ro­snące za­po­trze­bo­wa­nie na do­bre opo­wie­ści, które mają sta­no­wić jakby prze­ciw­wagę dla po­tęgi liczb. Choć mamy dziś do­stęp do więk­szej liczby in­for­ma­cji, można od­nieść wra­że­nie, że przez to trud­niej nam je za­pa­mię­ty­wać. Umysł prze­cią­żony da­nymi od­ma­wia współ­pracy. Jak za­uwa­żyli au­to­rzy ar­ty­kułu, który uka­zał się w „Scien­ti­fic Ame­ri­can”, lu­dzie co­raz czę­ściej wy­ko­rzy­stują in­ter­net w cha­rak­te­rze dysku twar­dego za­stę­pu­ją­cego pa­mięć[7]. W swoim ar­ty­kule opu­bli­ko­wa­nym na ła­mach „New York Ti­mesa” John Huth twier­dzi, że w związku z roz­wo­jem tech­no­lo­gii za­czę­li­śmy dzie­lić wie­dzę na małe ka­wa­łeczki i tra­cimy z oczu ogólny ob­raz sy­tu­acji, a być może w związku z tym po­wstaje prze­strzeń, którą mogą nam wy­peł­niać opo­wie­ści[8]. Trudno oce­niać traf­ność tego typu wy­ja­śnień, je­śli jed­nak cho­dzi o rynki fi­nan­sowe, to po­sze­rza­jący się do­stęp do in­for­ma­cji na­sila – za­miast ła­go­dzić – po­czu­cie dys­kom­fortu wśród in­we­sto­rów, zwłasz­cza gdy stają oni w ob­li­czu ko­niecz­no­ści for­mu­ło­wa­nia ocen. Można przy­to­czyć do­wody na to, że zja­wi­sko to po­wo­duje uwy­pu­kle­nie pew­nych czyn­ni­ków be­ha­wio­ral­nych, które za­wsze rzu­to­wały na po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji in­we­sty­cyj­nych. W re­zul­ta­cie in­we­sto­rzy słu­chają dziś do­brych opo­wie­ści znacz­nie chęt­niej niż to czy­nili w po­przed­nich po­ko­le­niach.

Warto też mieć świa­do­mość, że dziś o na­szą uwagę za­biega znacz­nie wię­cej bodź­ców, co bez wąt­pie­nia wpływa na od­biór wy­da­rzeń roz­gry­wa­ją­cych się wo­kół nas. Na­ukowcy zdo­łali po­twier­dzić, że wraz z na­ra­sta­niem skłon­no­ści do wy­ko­ny­wa­nia w ciągu dnia wielu za­dań jed­no­cze­śnie lu­dzie prze­stają zwra­cać uwagę na wiele rze­czy, które się wo­kół nich dzieją, a wspo­mnie­nia za­pi­su­jące się w ich pa­mięci mają mniej kon­kretny cha­rak­ter i oka­zują się trud­niej­sze do przy­wo­ła­nia. Nie­wy­klu­czone więc, że opo­wie­ści an­ga­żują na­szą uwagę, a przez to uła­twiają nam za­pa­mię­ty­wa­nie pew­nych rze­czy.

Na ko­niec warto zwró­cić uwagę na roz­wój me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, któ­remu to­wa­rzy­szą nowe moż­li­wo­ści opo­wia­da­nia hi­sto­rii. Dzi­siaj mo­żemy do­trzeć do znacz­nie szer­szego kręgu od­bior­ców (choćby do wszyst­kich na­szych zna­jo­mych na Fa­ce­bo­oku), za­wsze też ist­nieje praw­do­po­do­bień­stwo, że taka opo­wieść zy­ska wi­ru­sową po­pu­lar­ność i w astro­no­micz­nym tem­pie upo­wszechni się na cały świat. Firmy do­strze­gły do zja­wi­sko i szybko uczą się z niego ko­rzy­stać, sta­ra­jąc się pro­mo­wać swoje hi­sto­rie za po­śred­nic­twem me­diów spo­łecz­no­ścio­wych i li­cząc na wi­ru­sowy wzrost po­pu­lar­no­ści. Mój ko­lega Scott Gal­lo­way opra­co­wał Di­gi­tal IQ In­dex, który służy do po­miaru spraw­no­ści firmy w za­kre­sie ak­tyw­no­ści w sfe­rze cy­fro­wej. Ob­ser­wa­cje wska­zują jed­no­znacz­nie, że firmy po­zo­sta­jące z tyłu po­dej­mują wzmo­żone wy­siłki (i wy­dają co­raz więk­sze kwoty), aby te za­le­gło­ści nad­ro­bić.

Za­gro­że­nia zwią­zane z opo­wia­da­niem hi­sto­rii

Jak już wspo­mi­na­li­śmy, opo­wie­ści mają wielką moc, po­nie­waż od­wo­łują się do ludz­kich emo­cji, mocno za­pa­dają w pa­mięć i skła­niają lu­dzi do dzia­ła­nia. Z tych sa­mych jed­nak po­wo­dów opo­wie­ści mogą też być skraj­nie nie­bez­pieczne, i to nie tylko dla słu­cha­czy, lecz także dla ich au­to­rów. Do­tych­cza­sowe roz­wa­ża­nia można trak­to­wać jako ar­gu­menty prze­ma­wia­jące za opo­wia­da­niem i słu­cha­niem hi­sto­rii, ta część zaś zna­la­zła się tu ku prze­stro­dze i mówi o po­ten­cjal­nych za­gro­że­niach zwią­za­nych z po­dej­mo­wa­niem de­cy­zji wy­łącz­nie na pod­sta­wie tre­ści wy­słu­cha­nej opo­wie­ści.

Kac emo­cjo­nalny

Gdy mi­strzo­wie opo­wie­ści za­pra­szają nas do wy­my­ślo­nej przez sie­bie fik­cyj­nej kra­iny, ra­czej nie na­leży się oba­wiać, że spo­tka nas coś złego tylko dla­tego, że na chwilę wy­rzek­niemy się scep­ty­cy­zmu i pój­dziemy za nimi. Dla­tego bez obaw spę­dzam week­end w Tol­kie­now­skim Śród­zie­miu czy w Ho­gwar­cie J.K. Row­ling, a po­tem wra­cam stam­tąd bez szwanku, a nie­kiedy wręcz na skrzy­dłach in­spi­ra­cji. W biz­ne­sie jed­nak hi­sto­rie trzeba pod­da­wać in­nym te­stom, po­nie­waż tu cho­dzi o in­we­sto­wane pie­nią­dze, wy­ko­ny­waną pracę czy do­ko­ny­wane za­kupy. W tym przy­padku znacz­nie wię­cej ry­zy­ku­jemy, po­dej­mu­jąc de­cy­zje wy­łącz­nie na pod­sta­wie opo­wie­ści.

Eko­no­mia be­ha­wio­ralna to sto­sun­kowo młoda dzie­dzina, która funk­cjo­nuje na po­gra­ni­czu psy­cho­lo­gii i eko­no­mii. Naj­kró­cej rzecz uj­mu­jąc, zaj­muje się wszel­kimi oso­bli­wo­ściami ludz­kiej na­tury, które skła­niają lu­dzi do po­dej­mo­wa­nia złych de­cy­zji – zwłasz­cza w sy­tu­acji, gdy głów­nym czyn­ni­kiem de­cy­zyj­nym są emo­cje, in­stynkt czy in­tu­icja. Da­niel Kah­ne­man, pio­nier tej dzie­dziny, na­pi­sał książkę za­ty­tu­ło­waną Pu­łapki my­śle­nia. O my­śle­niu szyb­kim i wol­nym. W tej książce za­biera nas w po­dróż po kra­inie błę­dów po­znaw­czych, które au­to­rzy opo­wie­ści mogą ła­two wy­ko­rzy­stać, aby wpły­nąć na prze­bieg na­szego pro­cesu de­cy­zyj­nego[9].

Warto jed­nak pod­kre­ślić, że nie tylko słu­chacz może nad­mier­nie ulec emo­cjom i za­po­mnieć o fak­tach. Ofiarą tego zja­wi­ska może paść rów­nież au­tor opo­wie­ści, je­śli za­cznie wie­rzyć w swoją hi­sto­rię i po­stę­po­wać zgod­nie z pły­ną­cymi z niej wnio­skami. Warto pa­mię­tać, że hi­sto­rie od­wo­łują się do pew­nych okre­ślo­nych błę­dów po­znaw­czych, które je­ste­śmy skłonni po­peł­niać – wzmac­nia­jąc tę na­szą skłon­ność, a tym sa­mym po­tę­gu­jąc pro­blem. Zwró­cił na to uwagę Ty­ler Co­wen w swoim wy­stą­pie­niu TED Talk, w któ­rym kry­tycz­nie wy­po­wie­dział się na te­mat ogrom­nej liczby ksią­żek psy­cho­lo­gicz­nych, któ­rych au­to­rzy na­ma­wiają lu­dzi do kie­ro­wa­nia się gło­sem in­tu­icji.

Tą jedną za­sad­ni­czą i naj­waż­niej­szą przy­czyną na­szych po­ra­żek jest to, że opo­wia­damy so­bie za dużo róż­nych hi­sto­rii albo zbyt ła­two da­jemy się zwieść opo­wie­ściom. Dla­czego te książki nie zwra­cają na to uwagi? Po­nie­waż one same trak­tują o hi­sto­riach. Wraz z każdą ko­lejną prze­czy­taną książką do­wia­du­jemy się cze­goś na te­mat na­szych sła­bo­ści, jed­no­cze­śnie istot­nie wzmac­nia­jąc inne na­sze sła­bo­ści. Tym sa­mym czy­ta­nie tych ksią­żek samo w so­bie sta­nowi je­den z na­szych błę­dów po­znaw­czych[10].

Wcze­śniej zwra­ca­łem już uwagę na po­zy­tywny aspekt opo­wie­ści zwią­zany z fak­tem, że słu­chacz mocno się an­ga­żuje, a w związku z tym jest skłonny wy­rzec się scep­ty­cy­zmu i nie kwe­stio­no­wać wąt­pli­wych tez czy za­ło­żeń. Jest to oczy­wi­ście ko­rzystne dla au­tora opo­wie­ści, ale rów­no­cze­śnie stwa­rza pole do po­pisu róż­nego ro­dzaju oszu­stom i hochsz­ta­ple­rom, któ­rzy za­zwy­czaj po­sia­dają wielki dar opo­wia­da­nia i po­tra­fią mocą opo­wie­ści o bo­gac­twie skło­nić słu­cha­czy do roz­sta­nia się ze swo­imi pie­niędzmi. Warto w tym miej­scu za­cy­to­wać Jo­na­thana Got­schalla: „Mistrz opo­wie­ści chce upoić nas emo­cjami, aby­śmy prze­stali brać pod uwagę ar­gu­menty ra­cjo­nalne i przy­stali na jego pro­po­zy­cje”. W przy­padku fil­mow­ców do­kład­nie o to cho­dzi, w prak­tyce biz­ne­so­wej taki opis może jed­nak nie­po­koić[11].

Ka­prysy pa­mięci

Au­to­rzy opo­wie­ści czę­sto czer­pią z wła­snego do­świad­cze­nia i je­śli na tej pod­sta­wie uda im się stwo­rzyć prze­ko­nu­jącą hi­sto­rię, to taka opo­wieść z pew­no­ścią sku­tecz­niej za­pi­sze się w pa­mięci od­bior­ców. Na­ukowcy od­naj­dują ko­lejne do­wody na to, że ludzka pa­mięć to de­li­katna ma­te­ria, którą można ła­two ma­ni­pu­lo­wać. W jed­nym z ba­dań zdo­łali prze­ko­nać 70% uczest­ni­ków, że w mło­do­ści po­peł­nili oni prze­stęp­stwo, które wy­wo­łało re­ak­cję ze strony or­ga­nów ści­ga­nia – choć w rze­czy­wi­sto­ści nic ta­kiego nie na­stą­piło[12]. W in­nym ba­da­niu udało im się utrwa­lić w pa­mięci uczest­ni­ków (fał­szywe) wspo­mnie­nie z dzie­ciń­stwa, prze­ko­nu­jąc ich, że kie­dyś zgu­bili się w cen­trum han­dlo­wym[13].

Zwłasz­cza w przy­padku opo­wie­ści opie­ra­ją­cych się na oso­bi­stych do­świad­cze­niach mó­wią­cego gra­nica mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią a wy­obraź­nią oka­zuje się ła­twa do prze­kro­cze­nia. Za­ło­ży­ciele firm, któ­rzy przed­sta­wiają światu nie­praw­do­po­dobne hi­sto­rie z cy­klu „od pu­cy­buta do mi­lio­nera”, za­rzą­dza­jący port­fe­lami, któ­rzy twier­dzą, że do­znali olśnie­nia tuż przed za­ła­ma­niem rynku, dy­rek­to­rzy ge­ne­ralni, któ­rzy opo­wia­dają zmy­ślone hi­sto­rie o wy­zwa­niach biz­ne­so­wych – po­wta­rzają te swoje hi­sto­rie z taką in­ten­syw­no­ścią, że w końcu sami za­czy­nają w nie wie­rzyć. By­naj­mniej nie twier­dzę, że wszyst­kie tego typu hi­sto­rie są zmy­ślone albo pełne kłamstw. Chcę je­dy­nie po­ka­zać, że na­wet hi­sto­ria opo­wia­dana w naj­lep­szej wie­rze ma moc kre­owa­nia wspo­mnień, a słu­cha­cze nie za­wsze za­pa­mię­tują tre­ści do­kład­nie tak, jak zo­stały im one przed­sta­wione.

Liczby jako an­ti­do­tum

Za­sad­ni­cza róż­nica mię­dzy opo­wie­ścią czy­sto roz­ryw­kową a opo­wie­ścią biz­ne­sową po­lega na tym, że ta druga jest – i być po­winna – osa­dzona w rze­czy­wi­sto­ści, a praw­dziwy świat nie na­gra­dza au­to­rów opo­wie­ści wy­łącz­nie na pod­sta­wie ich kre­atyw­no­ści. Jed­nym z za­gro­żeń zwią­za­nych z po­dej­mo­wa­niem de­cy­zji na pod­sta­wie tre­ści opo­wie­ści jest ła­twość prze­kra­cza­nia gra­nicy, która od­dziela rze­czy­wi­sty świat od świata fan­ta­zji. Opo­wieść biz­ne­sowa może więc przy­brać jedną z po­niż­szych form dys­funk­cyj­nych:

• Bajka. Taka hi­sto­ria w więk­szo­ści prze­biega we­dług stan­dar­do­wego sce­na­riu­sza, ale w pew­nych mo­men­tach nar­ra­tor po­rzuca ocze­ki­wa­nia na rzecz swo­ich na­dziei i pusz­cza wo­dze fan­ta­zji. Jak nie­trudno się do­my­ślić, ta­kie hi­sto­rie do­brze się koń­czą, a nar­ra­tor wy­stę­puje w nich jako zwy­cięzca i zdo­bywca wspa­nia­łego biz­ne­so­wego łupu.

• Ucieczka przed rze­czy­wi­sto­ścią. Ta wer­sja opo­wie­ści ma wiele wspól­nego z bajką, choćby to, że bar­dzo przy­jem­nie się jej słu­cha. Główny bo­ha­ter tak bar­dzo urzeka słu­cha­cza, że ten prze­staje zwra­cać uwagę na nie­spój­no­ści fa­buły czy jej za­sad­ni­cze błędy lo­giczne, po­nie­waż bar­dzo chce, żeby to wszystko była prawda.

Ogólny wnio­sek jest taki, że je­śli opo­wie­ści nie to­wa­rzy­szy ra­cjo­nalna re­flek­sja, może się ona ła­two wy­mknąć spod kon­troli, co w przy­padku hi­sto­rii biz­ne­so­wej ro­dzi istotne ry­zyko dla wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych.

Rola liczb wy­daje się dość oczy­wi­sta, je­śli się za­łoży, że opo­wieść ma wzbu­dzać emo­cje, a do­świad­cze­nia z prze­szło­ści mogą ule­gać znie­kształ­ce­niu pod wpły­wem fał­szy­wych wspo­mnień. Je­śli opo­wia­da­jący od­pły­nął do kra­iny fan­ta­zji, naj­ła­twiej spro­wa­dzić go z po­wro­tem na zie­mię przez przy­wo­ła­nie kon­kret­nych da­nych, z któ­rych bę­dzie wy­ni­kać, że od­by­cie pla­no­wa­nej przez niego po­dróży jest mało praw­do­po­dobne albo wręcz nie­moż­liwe. Je­śli zaś opo­wieść wyda się słu­cha­czowi ab­so­lut­nie urze­ka­jąca, otrzeź­wie­nie może przy­nieść kilka prag­ma­tycz­nych py­tań o to, w jaki kon­kret­nie spo­sób opo­wia­da­jący ma na­dzieję uzy­skać obie­cy­wane re­zul­taty.

ANA­LIZA PRZY­PADKU 2.2. OSZU­STWO – OPO­WIEŚĆ WY­KO­RZY­STANA W NIE­CNYM CELU

Oszu­stwo to sztuka stara jak świat. Dla­czego cią­gle da­jemy się oszu­ki­wać? Co spra­wia, że na nie­które oszu­stwa na­bie­ramy się ła­twiej niż na inne? Od­po­wie­dzi na te py­ta­nia z pew­no­ścią można przy­to­czyć bez liku, ale ce­chą wspólną wszyst­kich sku­tecz­nych oszu­stów wy­daje się umie­jęt­ność snu­cia opo­wie­ści. Oszust po­trafi do­strzec naj­słab­szy punkt emo­cjo­nal­nej zbroi swo­jego słu­cha­cza i tak po­kie­ro­wać bie­giem opo­wie­ści, aby ta po­rwała go swoim nur­tem.

W kla­sycz­nej już po­zy­cji po­świę­co­nej bań­kom na rynku Char­les Mac­kay opi­suje różne przy­padki w hi­sto­rii, w któ­rych sprze­dawcy za po­mocą umie­jęt­nie snu­tej opo­wie­ści win­do­wali ceny prze­róż­nych to­wa­rów, od ce­bu­lek tu­li­pa­nów po­cząw­szy, a na szem­ra­nych ak­cjach skoń­czyw­szy. Wy­ja­śnia rów­nież, dla­czego lu­dzie da­wali się na to na­brać[14]. W związku z roz­wo­jem ryn­ków fi­nan­so­wych oraz me­diów au­to­rzy ta­kich opo­wie­ści mogą dziś do­trzeć do zde­cy­do­wa­nie szer­szego grona od­bior­ców, a tym sa­mym wy­rzą­dzić znacz­nie więk­sze szkody.

Weźmy choćby nie­dawną hi­sto­rię Ber­nie’ego Ma­doffa, który twier­dził, że pla­nuje za­kup około pięć­dzie­się­ciu spo­śród stu naj­lep­szych spółek gieł­do­wych, przy czym za­ku­pów za­mie­rza do­ko­ny­wać w „ko­rzyst­nym” mo­men­cie (su­ge­ru­jąc tym sa­mym in­we­sto­rom, że zna­lazł spo­sób na wy­bór ta­kiego od­po­wied­niego mo­mentu), a na­stęp­nie wy­ko­rzy­sta opcje sprze­daży, aby ogra­ni­czyć po­ten­cjalne straty. W swo­jej ofer­cie sku­piał się na trzech ele­men­tach. Po pierw­sze twier­dził, że stra­te­gia jest „zbyt skom­pli­ko­wana, aby kto­kol­wiek nie­wta­jem­ni­czony mógł ją zro­zu­mieć”, a przy tym sta­nowi jego „ta­jem­nicę han­dlową”, którą nie za­mie­rza się dzie­lić. Po dru­gie miała być ona tak do­sko­nale opra­co­wana, że sku­tecz­nie chro­niła przed stra­tami na­wet w gor­szych mie­sią­cach. Po trze­cie zaś – co wy­daje się być prze­ja­wem szcze­gól­nej bły­sko­tli­wo­ści ze strony au­tora – miała za­pew­niać ra­czej umiar­ko­wane niż nad­zwy­czaj­nie wy­so­kie zy­ski. Ma­doff kie­ro­wał swoją ofertę do lu­dzi i fun­da­cji stro­nią­cych od ry­zyka (w tym do licz­nych or­ga­ni­za­cji ży­dow­skich), które tak jak on uni­kały ry­zyka. Do­bie­rał so­bie „eks­klu­zywną” klien­telę, któ­rej za­pew­niał zwroty na tyle ni­skie, żeby pro­po­zy­cja brzmiała „roz­sąd­nie” – i dzięki temu przez bli­sko dwa­dzie­ścia lat nie wzbu­dził żad­nych po­dej­rzeń.

ANA­LIZA PRZY­PADKU 2.3. THE­RA­NOS – OPO­WIEŚĆ TAK PIĘKNA, ŻE AŻ SIĘ CHCE, ŻEBY BYŁA PRAW­DZIWA

Hi­sto­ria The­ra­nos roz­po­czyna się w marcu 2004 roku, kiedy to dzie­więt­na­sto­let­nia stu­dentka dru­giego roku na Stan­for­dzie, Eli­za­beth Hol­mes, zre­zy­gno­wała ze stu­diów i za­ło­żyła wła­sną firmę. Był to je­den z wielu start-upów, które po­wstały w Do­li­nie Krze­mo­wej, w prze­ci­wień­stwie jed­nak do więk­szo­ści tego typu przed­się­wzięć sku­piony na nie­zwy­kle waż­nej, ale jed­nak dość kon­ser­wa­tyw­nej dzie­dzi­nie ba­dań krwi pro­wa­dzo­nych do ce­lów me­dycz­nych. Od­wo­łu­jąc się do wie­dzy zdo­by­tej w la­bo­ra­to­riach Stan­forda przy ba­da­niach krwi pod ką­tem obec­no­ści wi­rusa SARS, Hol­mes po­sta­no­wiła opra­co­wać tech­no­lo­gię umoż­li­wia­jącą wy­ko­ny­wa­nie wielu te­stów na znacz­nie mniej­szej próbce krwi. Pla­no­wała też szyb­ciej i spraw­niej do­star­czać wy­niki – za­równo pa­cjen­tom, jak i le­ka­rzom. Po­nadto twier­dziła, że nie cierpi igieł sto­so­wa­nych przy kon­wen­cjo­nal­nym po­bie­ra­niu krwi. W ten spo­sób na­ro­dziła się kon­cep­cja The­ra­nos Na­no­ta­iner, czyli mniej wię­cej cen­ty­me­tro­wej fiolki miesz­czą­cej kilka kro­pli krwi, która miała za­stą­pić liczne pro­bówki sto­so­wane w kon­wen­cjo­nal­nych la­bo­ra­to­riach.

Opo­wieść urze­kała każ­dego, kto jej wy­słu­chał. Pro­fe­so­ro­wie ze Stan­forda za­chę­cali ją do za­ło­że­nia firmy, in­we­sto­rzy usta­wiali się w ko­lejce, aby prze­ka­zać je setki mi­lio­nów do­la­rów, a do­stawcy usług me­dycz­nych cie­szyli się na myśl o prze­ło­mie w kon­tak­tach ze służbą zdro­wia, które od­tąd miały się stać mniej do­le­gliwe i tań­sze. Cle­ve­land Cli­nic oraz Wal­gre­ens, dwie or­ga­ni­za­cje z dwóch prze­ciw­le­głych krań­ców me­dycz­nej osi, wy­ka­zały żywe za­in­te­re­so­wa­nie nową tech­no­lo­gią. Hi­sto­rii z za­par­tym tchem słu­chali też dzien­ni­ka­rze, więc Hol­mes szybko zy­skała wielką sławę. „For­bes” ogło­sił ją „naj­młod­szą ko­bietą na świe­cie, która wła­sną pracą osią­gnęła sta­tus mi­liar­derki”, w 2015 roku Hol­mes zo­stała też naj­młod­szą lau­re­atką Ho­ra­tio Al­ger Award.

Gdy się na to pa­trzyło z ze­wnątrz, można było od­nieść wra­że­nie, że The­ra­nos dziar­sko zmie­rza do prze­łomu w dzie­dzi­nie ba­dań krwi. Firma cały czas pod­kre­ślała, że na kro­pli krwi za­war­tej w po­jem­niku Na­no­ta­iner można wy­ko­nać trzy­dzie­ści te­stów, któ­rych wy­niki spraw­nie tra­fią do le­ka­rzy. Za­mie­ściła na­wet na swo­jej stro­nie cen­nik ba­dań, bi­jąc na głowę tra­dy­cyjne la­bo­ra­to­ria (ofe­ru­jąc nie­kiedy cenę na­wet 90% niż­szą). W ran­kin­gach in­we­sty­cji VC firma The­ra­nos trzy­mała się na szczy­cie naj­wy­żej wy­ce­nia­nych przed­się­wzięć nie­no­to­wa­nych na gieł­dzie. Jej war­tość sza­co­wano na po­nad 9 mi­liar­dów do­la­rów, co za­li­czało Hol­mes do grona naj­bo­gat­szych ko­biet na świe­cie. Wy­da­wało się, że młoda ko­bieta ma cały świat u swych stóp. Z ar­ty­ku­łów pra­so­wych wy­ni­kało, że prze­łom może do­ko­nać się w każ­dej chwili.

Mit The­ra­nos za­czął pry­skać 16 paź­dzier­nika 2015 roku, kiedy „Wall Street Jo­ur­nal” na­pi­sał, że firma prze­sa­dza w opi­sach przy­dat­no­ści swo­jego po­jem­nika oraz w przy­padku więk­szo­ści ba­dań pro­wa­dzo­nych w jej sie­dzi­bie wcale się go nie używa[15]. Jesz­cze więk­szy nie­po­kój wzbu­dziło stwier­dze­nie, że w oce­nie wyż­szych rangą pra­cow­ni­ków fir­mo­wego la­bo­ra­to­rium ba­da­nia pro­wa­dzone na krwi z Na­no­ta­inera nie są wia­ry­godne. Na­ukowe pod­stawy pro­duktu zo­stały po­dane w wąt­pli­wość. W ko­lej­nych dniach sprawy przy­bie­rały ob­rót co­raz gor­szy dla The­ra­nos. Po­ja­wiły się do­nie­sie­nia, że agen­cja FDA prze­pro­wa­dziła kon­trolę i na­ka­zała fir­mie za­prze­stać sto­so­wa­nia po­jem­nika Na­no­ta­iner do wy­ko­ny­wa­nia ja­kich­kol­wiek ba­dań poza jed­nym (te­stem na opryszczkę). Urzęd­nicy mieli wąt­pli­wo­ści co do da­nych do­star­cza­nych przez firmę oraz wia­ry­god­no­ści sa­mego pro­duktu. Wbrew de­kla­ra­cjom Hol­mes, która twier­dziła, że Gla­xo­Smi­th­Kline ko­rzy­sta z jej pro­duktu, kon­cern wy­dał oświad­cze­nie, że w ciągu ubie­głych dwóch lat nie ro­bił żad­nych in­te­re­sów z tym start-upem. Rów­nież Cle­ve­land Cli­nic wy­co­fała się z de­cy­zji o ko­rzy­sta­niu z usług The­ra­nos. Firma naj­pierw po­sta­no­wiła się oko­pać i sta­rała się od­pie­rać ataki ko­lej­nych dzien­ni­ka­rzy, za­miast sku­pić się na za­sad­ni­czych wąt­pli­wo­ściach. Do­piero 27 paź­dzier­nika 2015 roku Hol­mes w końcu przy­znała, że „naj­sku­tecz­niej­szym” dzia­ła­niem ze strony firmy by­łoby przed­sta­wie­nie da­nych po­twier­dza­ją­cych wia­ry­god­ność Na­no­ta­inera jako na­rzę­dzia dia­gno­stycz­nego. W ko­lej­nych mie­sią­cach sy­tu­acja da­lej się po­gar­szała, po­nie­waż z fir­mo­wego la­bo­ra­to­rium na­pły­wały ko­lejne in­for­ma­cje o trud­no­ściach i kło­po­tach z tech­no­lo­gią ba­da­nia krwi. W lipcu 2016 roku przy­szłość The­ra­nos ma­lo­wała się w ciem­nych bar­wach, po­nie­waż FDA za­ka­zała pani Hol­mes pro­wa­dze­nia la­bo­ra­to­rium, a part­ne­rzy biz­ne­sowi (w tym Wal­gre­ens) wy­co­fali swoje wspar­cie dla firmy.

Na­wet sce­na­rzy­ści Hol­ly­wood pra­cu­jący nad fil­mem o po­cząt­kach start-upu mie­liby pro­blem, aby wy­my­ślić coś rów­nie wcią­ga­ją­cego jak hi­sto­ria The­ra­nos – dzie­więt­na­sto­let­nia ko­bieta (czyli bo­ha­ter dość nie­ty­powy jak na za­ło­ży­ciela start-upu), która prze­rywa stu­dia na Stan­for­dzie (bę­dą­cym no­wym Ha­rvar­dem) i do­ko­nuje biz­ne­so­wego prze­łomu w dzie­dzi­nie, który uwal­nia nas od me­dycz­nego ry­tu­ału po­wszech­nie uzna­wa­nego za nie­przy­jemny. Któż z nas bo­wiem nie prze­sia­dy­wał go­dzi­nami w la­bo­ra­to­rium, aby pod­dać się ba­da­niu krwi? Kto nie da­wał się kłuć po kilka razy, żeby pie­lę­gniarka mo­gła ze­brać krew do ko­lej­nych du­żych pro­bó­wek? Kto nie wie, jak to jest cze­kać ca­łymi dniami na wy­niki ba­dań i krzy­wić się na wi­dok ra­chunku za ich wy­ko­na­nie? Uroku ca­łej hi­sto­rii do­daje nie­wąt­pli­wie ele­ment mi­sji, po­nie­waż pro­dukt two­rzony przez firmę miał od­mie­nić ob­li­cze opieki me­dycz­nej na ca­łym świe­cie – a to za sprawą ta­nich i szyb­kich ba­dań krwi, które na­gle sta­łyby się do­stępne dla lu­dzi zbyt bied­nych, aby wy­ko­ny­wać je me­todą kon­wen­cjo­nalną. Wszyst­kie wy­stą­pie­nia i wy­wiady, które udzie­liła Hol­mes, były mie­sza­niną ży­wio­ło­wo­ści, pa­sji i po­czu­cia mi­sji sta­no­wiącą siłę na­pę­dową firmy[16]. Gdy opo­wieść jest tak do­bra, a główna bo­ha­terka tak sym­pa­tyczna, nikt nie chce się wcie­lać w rolę czar­nego cha­rak­teru i za­da­wać jakże ba­nal­nego py­ta­nia o to, czy ten pro­dukt na pewno działa?

Wnio­ski

Opo­wie­ści od­gry­wają w biz­ne­sie za­sad­ni­czą rolę. Dzięki nim