Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka - Eliane Retz, Christiane Stella Bongertz - ebook

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka ebook

Eliane Retz, Christiane Stella Bongertz

4,7

41 osób interesuje się tą książką

Opis

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Dlaczego relacje i więzi, które współtworzymy z dziećmi, to tak ważny element wychowawczej układanki? 

Ta książka nie tylko przynosi odpowiedzi na powyższe pytanie, ale tworzy podwaliny dla rewolucji w innych obszarach naszego życia społecznego. Sprawia, iż przypominamy sobie o tym co w życiu najważniejsze – o więziach, miłości i bliskości z innymi. 

Czego potrzebuje małe dziecko do dobrego, pełnego i naturalnego rozwoju?

Jak zmieniają się potrzeby rozwojowe dziecka od narodzin do piątego roku życia?

Jak zbudować z dzieckiem bezpieczną więź, która jest fundamentem jego rozwoju i życia w ogóle?

Jak wspierać dziecko w dążeniu do autonomii?

Jak dbać o potrzeby wszystkich członków rodziny, także swoje?

Wychowanie zorientowane na więzi i potrzeby to drogowskaz dla tych rodziców, którzy chcą wyposażyć swoje dzieci w poczucie własnej wartości oraz rezyliencję, czyli odporność psychiczną. Stabilna więź z rodzicem jest bowiem inwestycją nie tylko w szczęśliwe dzieciństwo, ale i w dojrzałe życie naszych dzieci. A także – wybiegając w przyszłość – następnych pokoleń w rodzinie.

"Dziecko będzie bowiem podążało przede wszystkim za przykładem człowieka, któremu ufa i z którym czuje się związane. Więź ta powstaje z rodzicielskiej miłości, której dziecko może doświadczać. Dzieje się to od narodzin, od zaspokajania jego wrodzonych potrzeb: jedzenia, bezpieczeństwa, ochrony i bliskości. Z biegiem czasu dziecko uczy się również na przykładzie, jak funkcjonują dobre, pełne miłości relacje: kiedy znaczenie mają nie tylko jego własne potrzeby, ale też potrzeby innych. Aby ochoczo wzięło ono udział w tym procesie uczenia się, podstawą i bezpieczną bazą jest dobra więź."

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (65 ocen)
50
11
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
frankowp

Nie oderwiesz się od lektury

książka tendencyjna
00
Dziubdziubecze87

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna pozycja, powinien ją przeczytać każdy, kto nie chce wyrządzić krzywdy własnemu dziecku, czy podopiecznemu.
00
daruman_n

Całkiem niezła

przykłady fajne, książka bardziej dla maluchów do 3 roku życia
00
KiraneG

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna pozycja, niezły punkt wyjścia do rozważań o tym, jak chcę, by wyglądało moje rodzicielstwo. Dodatkowo wytłumaczone zrozumiale i opisane elementy psychologii rozwojowej, które mogą stanowić wyzwanie dla tej wizji. To na pewno nie jest lektura na jeden raz, zapewne wielokrotnie będę wracać do tej książki, mnóstwo wzbudzających refleksje fragmentów sobie zapisałam i zamierzam twórczo wykorzystać oraz się nad nimi pochylić. Polecam!
00
patrycjasmaza

Nie oderwiesz się od lektury

Moja pozycja dla rodziców, w szczególnie tych zorientowanych na budowaniu bliskiej więzi z dzieckiem.
00

Popularność




Tytuł oryginału niemieckiego Wild Child. Entwicklung verstehen, Kleinkinder gelassen erziehen, Konflikte liebevoll lösen

Wydawnictwo Natuli / natuli.pl

Wydawca Michał Dyrda

Tłumaczenie Magdalena Kaczmarek

Prowadzenie publikacji Aleksandra Brambor-Rutkowska

Redakcja merytoryczna Alicja Szwinta-Dyrda

Konsultacje Aga Nuckowski

Redakcja językowa Adrian Kyć

Korekta Ewa Ostafin, Aleksandra Brambor-Rutkowska

Projektokładki, projekt typograficzny i skład Łukasz Zbieranowski / fajnechlopaki.com

Ilustracja w nocie wydawcy Aleksandra Szwajda

e-book: Kagira

Copyright © 2021 Piper Verlag GmbH, München

Copyright © for the Polish edition by Natuli, 2022

Copyright © for the Polish translation by Magdalena Kaczmarek, 2022

Wydanie pierwsze

Szczecin 2022

ISBN 978-83-67288-19-4

Treści stron internetowych, do których linki znalazły się w niniejszej książce, nie należą do autorek ani do wydawnictwa. Ani autorki, ani wydawnictwo nie przejmują za nie odpowiedzialności.

Zapraszamy księgarnie, instytucje, biblioteki oraz inne organizacje do składania zamówień hurtowych z atrakcyjnymi rabatami: [email protected].

Słowem wstępu, czyli czym jest wild child ?
Orientacja na więzi i potrzeby – co to właściwie jest i dlaczego to dobry pomysł?
Część pierwsza
Zrozumieć więź, czyli czego dzieci potrzebują do dobrego rozwojU
1 Skąd się bierze potrzeba więzi?
2 Jak powstaje więź?
3 Kto zostaje główną figurą przywiązania?
4 Co więź ma wspólnego z autonomią?
5 Czym są style przywiązania i co oznaczają dla rozwoju dziecka?
6 Czy dzieci nie zapominają wszystkiego, co robimy dla nich w pierwszych latach – a wraz z tym również więzi?
7 Tajemnica wewnętrznego dojrzewania, czyli dlaczego każde małe dziecko to wild child
Część druga
Od teorii do praktyki, czyli mała skrzynka z narzędziami dla rodziców
8 Uczymy się chodzić jako rodzice – czyli dlaczego „wystarczająco dobrze” wystarczy i czemu warto pozbyć się perfekcjonizmu
9 Twoja własna historia więzi – bogata we wnioski podróż w przeszłość
10 Dobrze wiedzieć! Czyli 12 podstaw na co dzień, dzięki którym nie trzeba się zbyt wiele zastanawiać
11 Co jeszcze wzmacnia relację rodzic–dziecko
Część trzecia
Jak korzystnie dla więzi kształtować konkretne sytuacje dnia codziennego i tak też rozwiązywać konflikty
Co w domu, to w domu – tutaj wild child może być naprawdę wild
12 „Ale ja chcę! Ja sam! Zostaw!” Czyli o konfliktach przy ubieraniu
13 Mycie zębów i rąk, czyli o higienie ciała
14 Moja pielucha, moja kupa, moja pupa, czyli czemu przewijanie stało się nagle tak trudne
15 Moje dziecko nie chce na nocnik – czyli kilka słów o kupie i siku
16 Codzienny chaos, czyli niekończący się kłopot ze sprzątaniem
17 Przestań! O nie, tylko nie to! Czyli kiedy dziecięca ciekawość wpędza rodziców w czarną rozpacz
18 Wspólne posiłki to wzloty i upadki! Czy istnieje na to rada?
19 A-a-a, kotki dwa, czyli co warto wiedzieć, jeżeli dziecko nie chce spać lub śpi źle
20 Powrót z krainy snów, czyli o trudnych pobudkach
Pierwszy raz bez mamy i taty, czyli dzikie dziecko idzie w świat
21 Moje dziecko idzie do placówki, czyli jak przebiega adaptacja zorientowana na więzi
22 Drzemka w żłobku lub przedszkolu
23 „Mamo, zostań! Tato, zostań!” Po wakacjach czy chorobie dziecko nie chce, bym odchodziła/odchodził
24 Niania boogie-woogie czy niania blues? Czyli jak przyzwyczajać dziecko do nowego opiekuna
25 Jak wychodzić z domu, czyli o codziennych dramatach poranków
26 Zły humor, wielka radość – czyli jak uniknąć trudności przy odbiorze dziecka z placówki
27 „No, jak tam dzisiaj było?” „Nie wiem”. Czyli moje dziecko nie opowiada o przedszkolu
Codzienne ekspedycje, czyli z dzikim dzieckiem w drodze
28 Stop in the name of love – czyli jak zadbać o bezpieczeństwo w ruchu drogowym w sposób zorientowany na więzi
29 Moje dziecko (nie) boi się obcych – to dobrze czy źle
30 Moje dziecko nie chce się bawić z innymi – ale przecież potrzebuje kolegów, prawda?
31 Pa, pa? Akurat! Moje dziecko nie chce wracać do domu
32 Dalej nie pójdę! Czyli kiedy wild child chce na ręce
Dzikie, dziksze, wild child – czyli ciągle coś!
33 Nastrój alarmowy i tzw. wybuch złości – kiedy dochodzi do burzy uczuć
34 Kiedy dzieci „przesadzają”, są „zbyt strachliwe” lub „płaczliwe”
35 Pomóż mi! Czyli kiedy dzieci proszą o pomoc w sprawach, które już opanowały
36 „Mamaaa! Tataaaa! Popatrz!” Czyli kiedy dzieci chcą uwagi przy codziennych sprawach
37 Kiedy dzieci nie chcą pożyczać, czyli o trudnościach z dzieleniem się
38 „No dobrze, w drodze wyjątku” – czyli kilka słów o braku konsekwencji
Rodzinna banda wild child
39 Babcia, dziadek i ich wielki strach przed „wejściem na głowę”
40 „On mówi / ona mówi”, czyli kiedy rodzice mają różne zdanie
Nad wyraz trudne, Czyli kiedy dzikie dziecko mówi dzikie rzeczy
41 Stary, wielki kupiszon, czyli o dziecięcych eksperymentach z językiem
42 „Proszę, proszę, powiedz «dziękuję»”. Czyli jak stworzyć podwaliny dla dobrych manier
43 „Głupia mama!” „Tato, już cię nie lubię!”, czyli kiedy słowa ranią
44 Moje dziecko mija się z prawdą – co robić?
Kilka słów na pożegnanie
Nota od polskiego wydawcy
Dziękujemy!
Bibliografia

Im bardziej godna zaufania jest figura przywiązania jako bezpieczna przystań, za tym bardziej oczywistą się ją uważa, lecz – niestety – im bardziej jest ona oczywista, tym bardziej pomija się jej istotne znaczenie i o nim zapomina.

John Bowlby, 19731

1 Cyt. za: K. Grossmann, K. Grossmann, Bindungen. Das Gefüge psychischer Sicherheit, Stuttgart 2012. Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty zostały przełożone przez tłumaczkę.

Słowem wstępu, czyli czym jest wild child ?

Po wpisaniu do Wikipedii frazy „wild child” odnajdujemy m.in. komedię młodzieżową, zespoły muzyczne, ogiera rozpłodowego o takim imieniu… a także film znanego francuskiego reżysera François Truffauta. Opowiada on historię dziecka, które pierwsze lata życia przetrwało bez jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi, w związku z czym nigdy nie miało do czynienia z tym, co rozumiemy – w taki czy inny sposób – pod pojęciem wychowania. #wildchild to poza tym hashtag stosowany w internecie przez fotografów i rodziców pod zdjęciami przedstawiającymi dzikie, „nieposłuszne”, ale i pełne radości życia dzieci i młodzież.

My natomiast uważamy, że wild child to cudowne określenie, idealnie pasujące do małych dzieci. Bo są dzikie i nie dbają o konwenanse ani o to, jak „trzeba” coś robić. Bo potrafią zamienić mieszkanie w fantastyczny plac zabaw, na którym można przeżyć wiele przygód. Bo raz po raz z fascynacją testują działanie włącznika światła. Sprawdzają, jak smakują stokrotki. A na koniec – to również jeden z elementów bycia wild child – rzucają się rozemocjonowane na podłogę w sklepie.

Ponieważ już małe dzieci dążą do autonomii – możliwości samodzielnego decydowania o sobie – podczas gdy wciąż tak wiele się uczą, często dochodzi do konfliktów: dzieci chcą czegoś, lecz nie potrafią lub nie mogą urzeczywistnić tego impulsu zgodnie ze swoim wyobrażeniem, w wyniku czego reagują bardzo gwałtownie – zresztą nie tylko one, bywa, że ich rodzice również. Zazwyczaj mówi się wówczas, że dziecko jest w okresie czy też fazie buntu.

Może się wydawać, że dziecko po prostu cały czas chce być na „nie”. Nie zgadza się na zapięcie suwaka przez tatę, choć samo nie daje sobie zbyt dobrze z tym rady. Nie zgadza się na jazdę w foteliku samochodowym, choć to przecież kwestia bezpieczeństwa. Nie zgadza się na zjedzenie kiwi, choć to porcja zdrowia. Nie zgadza się na włożenie śniegowców, choć za drzwiami leży pół metra śniegu. Pojęcie buntu przypisuje jednak dziecku intencję, którą ono się nie kieruje. Małe dzieci działają spontanicznie i bez kalkulacji, zgodnie z programem, w który od milionów lat wyposaża je natura – dzięki niemu mogą wyrosnąć na silnych i zdolnych do przeżycia dorosłych. Dlatego też określenie „wild child” tak bardzo nam się podoba – bo nie ocenia.

Jednak żadne „dzikie dziecko” nie powinno być pozostawione samo sobie jak wspomniany chłopiec z filmu Truffauta. Przyczynienie się do tego, aby każdemu dzikiemu dziecku udało się zrealizować swój plan stania się silnym i samodzielnym, to przede wszystkim zadanie rodziców. Podobnie jak wspomaganie go w tym, by nie tylko dorosło w zdrowiu i dało sobie radę w życiu, ale również traktowało innych z empatią i potrafiło wchodzić w relacje pełne miłości i szacunku. Aby się nauczyło, jak długofalowo dbać o zdrowie fizyczne i psychiczne. Oto właśnie wychowanie w pozytywnym znaczeniu, takie, jak je rozumiemy.

Naszym zdaniem najlepszą podstawę tego stanowi wychowanie ukierunkowane na więzi – ponieważ dzięki więziom z różnymi ludźmi dziecko uczy się i rośnie. Początkowo są to więzi z rodzicami i rodzeństwem, potem także z dziadkami, nianią, pedagogami i opiekunkami w przedszkolu oraz szkole, bliskimi przyjaciółmi, a wiele lat później – z partnerem lub partnerką. Życie składa się z więzi, gdyż jesteśmy istotami społecznymi.

Wychowanie zorientowane na więzi często rozumie się jako zorientowane na potrzeby. W relacjach zawsze chodzi o potrzeby - te dzieci, ale również rodziców i innych ludzi w otoczeniu wild child. O potrzebach tych warto dyskutować i brać je wzajemnie pod uwagę, tak aby każdy otrzymał niezbędną mu przestrzeń: do tego, by dorastać, rozwijać się czy też zregenerować po wielu trudach, jakie codzienność przynosi zarówno dzieciom, jak i dorosłym.

Oddając w wasze ręce niniejszą książkę, chcemy wam pomóc w osiągnięciu tego celu.

Jak korzystać z niniejszej książki

Rodzice mają niewiele czasu. Również na czytanie. I często są zmęczeni – zbyt zmęczeni, by zagłębiać się w literaturę naukową na temat więzi i rozwoju dzieci. Gdy akumulatory są puste, nie ma siły, która zmusiłaby do zainteresowania się tą tematyką i rozeznania w niej. Naukowe książki o więzi są niejednokrotnie grubymi tomiskami. Co więcej, bywa, że informacje na temat czynników pozwalających więzi stać się bezpieczną, sformułowane są bardzo abstrakcyjnie. Czytamy na przykład, że warto, by rodzice niezwłocznie i adekwatnie reagowali na sygnały wysyłane przez niemowlę. Ale co właściwie oznacza „niezwłocznie” i „adekwatnie”? Później dowiadujemy się, że wskazane jest zapewnienie małemu dziecku wystarczająco dużo autonomii. Ile to jednak konkretnie jest „wystarczająco dużo”? Dzieci warto wychowywać ciepło, z uwagą i miłością, ale też formułować klarowne komunikaty odnośnie do swoich granic osobistych. Ale jak się do tego zabrać? I co to wszystko miałoby w ogóle oznaczać w codziennym życiu? Jak się zachować, kiedy przykładowo dziecko się wścieka i nie pozwala sobie umyć włosów? Albo kiedy jest tak zajęte rozwijaniem autonomii, że rodzicielska potrzeba zadbania o higienę, spokój i porządek wydaje się dla niego całkowicie bez znaczenia?

Tutaj właśnie pomoże wam nasza książka. Posłuży ona jako źródło informacji i kompendium wiedzy, ale również konkretna pomoc w potrzebie, kiedy znowu wszystko będzie szło zupełnie odwrotnie, niż to sobie wyobrażaliście, gdy pierwsze dziecko dopiero rosło w maminym brzuchu.

Dlatego też wprowadziłyśmy przejrzysty podział:

We wprowadzeniu (Orientacja na więzi i potrzeby – co to właściwie jest i dlaczego to dobry pomysł) uzyskacie wstępne informacje na temat tego, o co chodzi w wychowaniu zorientowanym na więzi i potrzeby i dlaczego na dłuższą metę jest ono dobrym pomysłem.W części pierwszej w przystępny sposób, na podstawie badań naukowych wyjaśnimy założenia teorii przywiązania, na której opiera się wychowanie zorientowane na więzi. Nawet jeśli niniejsza książka zajmuje się głównie aspektami życia z dziećmi powyżej okresu niemowlęcego, nie pomijamy pierwszego roku, bo przecież wszyscy rodzice towarzyszyli swojemu dziecku w tym czasie – i z tego miejsca przychodzą. Wiele pytań zaczyna zresztą kiełkować jeszcze przed pierwszymi urodzinami. Zazwyczaj brzmią one: „Kiedy musi… / kiedy mu wolno… / kiedy należy zacząć wychowywać dziecko i stawiać granice, tak aby nikogo nie przytłoczyć lub by czegoś w tym zakresie nie zabrakło – ani dziecku, ani mnie?”.W części drugiej przekażemy praktyczną wiedzę i narzędzia, które zabierzecie ze sobą w drogę – takie jak tzw. 12 podstaw na co dzień, dzięki którym nawigacja przez życie będzie łatwiejsza i nie stracicie z oczu waszego celu, jakim jest dobre wychowanie waszych dzieci.Część trzecia poświęcona będzie natomiast konkretnym sytuacjom, w których często się znajdujemy w naszej pełnej wyzwań codzienności z dziećmi w wieku od roku do pięciu lat (mając dzieci młodsze lub starsze, również wyciągniecie z niej korzyści) – zdobyta wiedza ułatwi wam też komunikację z innymi dorosłymi, bo stojąca za nimi psychologia bywa podobna. Otrzymacie skuteczne porady, dzięki którym życie z najmłodszymi stanie się prostsze. Pomożemy wam się rozeznać w możliwościach rozwojowych i poznawczych waszych dzieci.

Przytoczona przez nas literatura oczywiście została zawarta w bibliografii.

Dlaczego powinniście posłuchać właśnie tego, co mamy do powiedzenia?

Zacznijmy od tego, że niczego nie powinniście. Nie chcemy was pouczać. Chcemy oddać wam do dyspozycji naszą wiedzę i nasz punkt widzenia. Dzieci są bowiem naszą przyszłością, są nieskończenie ważne i cenne. Dogłębnie zajęłyśmy się tematyką więzi i orientacji na potrzeby – zarówno naukowo, jak i praktycznie. My, czyli:

Doktor Eliane Retz. Jestem pedagożką, terapeutką rodzinną oraz matką dwojga dzieci. Ukończyłam studia i zrobiłam doktorat na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium. W pracy naukowej szczególnie zainteresowało mnie to, jaki wpływ mają na nas wczesne doświadczenia więzi i co wspiera rodziców w odnalezieniu swojej drogi jako rodziny. Praktyka, a więc codzienność z małym dzieckiem, stała się jednak dla mnie źródłem wielu pytań, ponieważ zostanie matką czy ojcem to ogromna zmiana w życiu człowieka. Z biegiem czasu odpowiedziałam sobie i innym na te postawione przed laty pytania i rozwiązałam wiele konfliktów.

Na co dzień doświadczałam przy tym tego, co poznałam już wcześniej w teorii: dziecięcej potrzeby bliskości i bezpieczeństwa – w pierwszych latach życia tak ogromnej, by mogła powstać bezpieczna więź. Dla zdrowego rozwoju autonomii dziecka równie ważna jest też umiejętność uszanowania oraz wspierania jego chęci samodzielnego działania oraz pragnienia niezależności.

Główny punkt w moim doradztwie to kwestia, dlaczego dzieci są takie, jakie są. Już od wielu lat wspieram rodziców niemowląt i małych dzieci zgodnie z założeniami terapii systemowej. Opieram się przy tym na aktualnym stanie wiedzy na temat więzi i rozwoju. Na te tematy piszę również na Instagramie (@Dr.Retzel).

Christiane Stella Bongertz. Jako naukowczyni zajmuję się komunikacją, jestem także dziennikarką i od wielu lat autorką artykułów w magazynach dla rodzin „Eltern” i „Eltern Family”. W pracy przyzwyczaiłam się do przedstawiania złożonych treści naukowych w zrozumiały i przyjazny czytelnikowi sposób. Opiekuję się m.in. rubryką ekspercką, gdzie do ścisłej współpracy zapraszam naukowców i innych specjalistów. Dzięki temu mam poparty naukowo i nierzadko wczesny wgląd w aktualne tematy i stan badań naukowych – również dotyczących wychowania i więzi.

Moje zainteresowania naukowe dotyczą konstrukcji rzeczywistości. Chodzi tutaj o to, w jaki sposób na podstawie naszych często nieświadomych założeń we wzajemnych interakcjach tworzymy wspólną codzienną rzeczywistość. W kontekście codziennej rzeczywistości rodziny interesuje mnie natomiast to, jak możemy wykorzystać wiedzę na temat tych procesów, by świadomie i długofalowo stworzyć dla naszych dzieci oraz dla nas samych jako rodziców spokojną, pełną miłości i wspierającą przestrzeń.

Nie mogę nie dodać, że jestem matką, a ponadto „bonusmamą” – to eleganckie określenie noszą macochy w mojej ojczyźnie z wyboru, Szwecji. Moja wiedza w tym temacie nie jest więc czysto teoretyczna.

Orientacja na więzi i potrzeby – co to właściwie jest i dlaczego to dobry pomysł?

„Wychowanie zorientowane na więzi? Tak, już kiedyś o tym słyszałam. Chodzi o to, żeby karmić piersią tak długo, aż dziecko pójdzie do przedszkola!”

Albo:

„Oczywiście, że wiem, co oznacza «zorientowany na potrzeby»! To wtedy, kiedy dzieciom nie stawia się żadnych granic i wszystko im wolno. Prosta droga do wychowania małego tyrana!”.

W kontekście wychowania ukierunkowanego na więzi i potrzeby można usłyszeć właśnie takie lub podobne stereotypy. Bo nawet jeśli karmienie piersią bez wątpienia daje matce wspaniałą możliwość zbudowania silnej więzi z dzieckiem, to nie stanowi w żadnym wypadku jej warunku. Istnieje bowiem nieskończenie wiele szans, które matki i ojcowie mogą wykorzystać do zbudowania i wieloletniego utrwalenia bezpiecznej więzi.

Styl wychowania zorientowany na więzi i potrzeby nie jest jednak tym samym co ruch antyautorytarny, u którego podstaw leżą nie tyle naukowe teorie na temat wychowania, ile raczej teorie motywowane politycznie. Nie jest również tym samym co wychowanie permisywne, w wyniku którego dziecku prawie na wszystko się pozwala. Nie ma to też nic wspólnego z dość młodym ruchem bez wychowania. Kto wychowuje w sposób ukierunkowany na więzi i potrzeby, siłą rzeczy nie odrzuca pojęcia „wychowania” – co właśnie czynią zwolennicy niewychowywania. I nie, orientacja na potrzeby nijak nie wiąże się ze sposobem odżywiania, z przyjmowaniem jakichkolwiek punktów widzenia w kwestiach zdrowotnych ani tym bardziej z tym, na jaką partię głosujemy.

Wszystko zatem wskazuje na to, że mamy do czynienia z kontrowersyjnym tematem. Jedni mówią: „Robicie za mało! Tylko wgapiacie się w te swoje smartfony, zamiast porządnie zająć się własnymi dziećmi!”. Z drugiej strony słyszy się: „Robicie za dużo! Tylko rozpieszczacie dzieci taką bezwarunkową miłością. To pokolenie nigdy się nie usamodzielni!”. Po czym następuje konfrontacja „wyrodnych matek” z „matkami kwokami” – albo też obrzucanie się nowoczesnymi inwektywami: (rzekomo) nadopiekuńczy rodzice „helikoptery” i rodzice „kosiarki” kontra (rzekomo) wiecznie niewidoczni rodzice „łodzie podwodne”.

Jakoś tak to już jest, że cokolwiek by rodzice zrobili, to i tak wszystko będzie źle.

Gdy spojrzymy wstecz na pedagogikę historyczną, zauważymy, że rodzice od stuleci podlegali surowej krytyce innych. Od zawsze istnieją dwa bieguny: skupieni na jednym z nich wierzą, że dzieci są we wszystko wyposażone, a rolą dorosłego jest towarzyszenie procesowi ich wzrastania z miłością, pielęgnując małą roślinkę i dbając o nią. Stojący na drugim biegunie to zwolennicy pedagogiki kary: mała roślinka musi podlegać surowemu nadzorowi, który zapobiegnie jej niekontrolowanemu rozrostowi. Długo dozwolona była również przemoc, roślinkę wolno było „pociągnąć we właściwym kierunku”.

Dlatego do dziś szuka się nowych definicji pojęć, bo kto raz spróbował zdefiniować wychowanie, ten szybko zauważył, że to naprawdę trudne. Implikuje ono właśnie to „ciągnięcie”, tę korektę. Wielu rodziców woli mówić o „towarzyszeniu”, o „relacji zamiast wychowania”. Wtedy jednak w jakimś sensie zatraca się fakt, że rodzice – posłużmy się korpomową – mają w tym układzie „funkcję przywódczą”. Że ich zadaniem jest pokazanie dziecku, jak biegnie droga do samodzielnej przyszłości i jak warto nią podążać.

Dzieci potrzebują wychowania, jesteśmy co do tego przekonane. Ale nie w sposób polegający na korygowaniu lub przycinaniu ich niczym dekoracyjnej rośliny w barokowym ogrodzie, którą chciałoby się wcisnąć w określoną formę. Dobre, wspierające wychowanie działa raczej jak dająca ochronę pergola, na której młoda roślina może się podeprzeć, dopóki jest jeszcze mała i delikatna – aby bez zakłóceń wyrosnąć na silne drzewo, mogące sprostać wymaganiom stawianym przez życie.

„Wychowanie to przykład i miłość – nic więcej”

To słowa pedagoga Friedricha Fröbla, wizjonerskiego wynalazcy przedszkola oraz ucznia szwajcarskiego pedagoga Johanna Hein­richa Pestalozziego.

I my chcemy się przyłączyć do tej „wersji wychowania”.

Podstawą nauki na przykładzie jest pełna zaufania, stabilna więź. Dziecko będzie bowiem podążało przede wszystkim za przykładem tego człowieka, któremu ufa i z którym czuje się związane. Więź ta powstaje z rodzicielskiej miłości, której dziecko może doświadczać. Dzieje się to od narodzin, od zaspokajania jego wrodzonych potrzeb: jedzenia, bezpieczeństwa, ochrony i bliskości. Z biegiem czasu dziecko uczy się również na przykładzie, jak funkcjonują dobre, pełne miłości relacje: kiedy znaczenie mają nie tylko jego własne potrzeby, ale też potrzeby innych. Aby ochoczo wzięło ono udział w tym procesie uczenia się, podstawą i bezpieczną bazą jest dobra więź.

Dlatego też orientacja na więzi i orientacja na potrzeby to dwie strony tego samego medalu. W zależności od tego, którego słowa użyjemy, patrzymy nieco inaczej na tę samą sprawę.

WAŻNE: W niniejszej książce będziemy się posługiwać naprzemiennie oboma pojęciami, w zależności od tego, na którym aspekcie aktualnie będziemy się skupiać. W dużej mierze jednak uważamy „orientację na więzi” i „orientację na potrzeby” za synonimy.

Rodzicielstwo zorientowane na więzi i potrzeby oznacza dawanie dziecku do zrozumienia swoim zachowaniem: „Niezależnie od tego, co się dzieje, jakie uczucia tobą rządzą, czy jesteś wściekła, smutna, zdenerwowana czy zrozpaczona, nawet jeśli właśnie wylałaś mi na klawiaturę swoją herbatkę na ból brzucha, podołamy temu. Razem. Nie jesteś sama. Kocham cię dokładnie taką, jaka jesteś. W moich oczach zawsze jesteś i będziesz warta miłości, również wtedy, kiedy będziesz się zachowywać w trudny sposób. Również wtedy, kiedy jesteś wściekła, smutna czy zrozpaczona. Również wtedy, kiedy twoje zachowanie mnie rani i kiedy mówisz: «Jesteś głupią mamą». Nawet jeśli nie zawsze podzielam twoje zdanie, możesz na mnie liczyć. Jednocześnie ja także mam emocje i potrzeby, które się liczą i o które wolno mi zadbać”2.

Dzięki takiej pełnej miłości postawie dziecko nie tylko czuje się przywiązane i bezpieczne. Uczy się również na przykładzie, jak kochać i traktować poważnie siebie samego i innych, a także ze spokojem radzić sobie z wyzwaniami stawianymi mu przez życie. Jak rozmawiać o konfliktach i w nich nawigować. Bo wszystko to przeżywa na co dzień. W ten sposób kształtuje się jego rezyliencja, czyli odporność psychiczna, umiejętność podnoszenia się po upadkach niezależnie od tego, co się dzieje. Na takiej bazie rośnie siła i wiara w siebie. Powstaje odporność na stres3. Ma to również wpływ na ciało. Jak dzisiaj wiemy, nadmiar negatywnego stresu i w związku z tym wytrącony z równowagi układ hormonalny wpływają na powstawanie wielu chorób4.

Rodzicielstwo zorientowane na potrzeby oznacza też cieszenie się z dzieckiem, radość z bycia razem. Jest po prostu dzieleniem życia we wszystkich jego aspektach i tworzeniem przy tym trwałego związku, który nie pęknie nawet wtedy, gdy pojawią się na nim rysy.

Krótka historia rodzicielstwa zorientowanego na potrzeby

Rodzicielstwo zorientowane na potrzeby istnieje już od dawna. Być może to nawet najstarsza strategia rodzicielska na świecie. Tak przynajmniej wynika z obserwacji antropologicznych poczynionych wśród żyjących w oddaleniu od cywilizacji plemion, które prowadzą taki tryb życia jak nasi przodkowie – np. rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, plemienia Ye’kuana. W kulturach pierwotnych jak ta normalną sprawą jest noszenie dzieci od urodzenia, umożliwienie im spania tuż przy matce, zabieranie ich wszędzie ze sobą, karmienie piersią na żądanie, a potem także włączanie do codziennego życia, dzięki czemu mogą się uczyć na przykładzie dorosłych5.

W naszej zachodniej kulturze to amerykański lekarz pediatra i psychiatra dziecięcy Benjamin Spock był jednym z pierwszych, którzy w latach 40. ubiegłego wieku zalecali wychowywanie niemowląt w sposób intuicyjny, z dużą dozą kontaktu fizycznego. Stało to w sprzeczności z szeroko rozpowszechnionym wówczas założeniem, że rodzice nie powinni się z dziećmi zanadto cackać ani ich rozpieszczać, bo później nie dadzą sobie z nimi rady. Mimo to – a może właśnie dlatego – jego książka The Common Sense Book of Baby and Child Care, czyli „Zdrowy rozsądek w opiece nad niemowlętami i dziećmi”6, stała się bestsellerem.

Pojęcie rodzicielstwa zorientowanego na więzi, czyli rodzicielstwa bliskości – albo z angielska: attachment parenting – zostało ostatecznie rozpowszechnione przez amerykańskiego pediatrę Williama Searsa w połowie lat 80. ubiegłego wieku. Przeczytał on m.in. książkę autorstwa Jean Liedloff, która badała w Ameryce Południowej sposób życia wspomnianego powyżej plemienia Ye’kuana i zalecała zachodnim matkom wzorowanie się na nim w opiece nad niemowlętami. Na podstawie jej wskazań Sears usystematyzował założenie orientacji na więzi i opatrzył je jasnymi wskazówkami.

Opracował on siedem tzw. filarów rodzicielstwa bliskości:

Bonding – tworzenie więzi tuż po porodzie dzięki kontaktowi fizycznemu.Breastfeeding – karmienie piersią na żądanie.Babywearing – częste noszenie dziecka blisko ciała.Bedding close to baby – spanie blisko dziecka.Belief in the language value of your baby’s cry – wiara w to, że dziecko komunikuje się poprzez płacz.Beware of baby trainers – wystrzeganie się trenerów dzieci (np. trening snu).Balance – szukanie równowagi pomiędzy potrzebami dziecka a potrzebami innych członków rodziny.

Nawet jeśli praca Searsa wskazała drogę, to definicja rodzicielstwa zorientowanego na więzi i potrzeby wciąż nie jest zamknięta – nadal się zmienia. W niniejszej książce my również przyczyniamy się do tych zmian.

Styl wychowania nie jest metodą, lecz zasadniczą postawą rodziców odzwierciedlającą się w ich działaniach wobec dziecka. Postawa ta jest naznaczona wartościami i wyobrażeniami o normach. Prezentując ją, każda rodzina może jednak żyć po swojemu: jeśli więc rodzina Kowalskich generalnie podziela podejście rodziny Nowaków, to jednak Kowalscy mogą uważać za bardzo istotne, aby ich dziecko pozostało przy stole do końca posiłku, podczas gdy dzieci Nowaków po zjedzeniu obiadu po prostu wstają i idą się bawić.

Nie chcemy długo zatrzymywać was nad teorią, dlatego ograniczymy się do punktów, które uważamy za szczególnie ważne i pomocne dla rodziców w jak najlepszym zrozumieniu orientacji na więzi. A będą to:

Krótka historia badań nad stylami wychowania

Pionierem w badaniach nad stylami wychowania był psycho­log społeczny Kurt Lewin. Pod koniec lat 30. ubiegłego stulecia po raz pierwszy wyróżnił style przywództwa u przewodniczących grup młodzieżowych i obserwował wpływ na osiągnięcia ich członków. Lewin był również tym, który utrwalił znane pojęcie leseferyzmu (fr. laissez faire) – czyli „pozwólcie czynić”, które być może już obiło się wam o uszy. Lewin opisał leseferyzm jako jeden z trzech podstawowych modeli przywództwa. Dwa pozostałe to styl demokratyczny, w którym grupa podejmuje decyzje wspólnie, oraz styl autokratyczny, w którym decyzje są podejmowane wyłącznie przez przywódcę.

Lewin obserwował zachowanie prawie już dorosłych młodych ludzi i ich przywódców, natomiast psycholog rozwojowy Alfred L. Baldwin badał jakiś czas później interakcje pomiędzy rodzicami a dziećmi. W tym celu opracował on ankiety, Fels-Behaviour-Scales, które stosowane są do dziś. Na jego obserwacjach opiera się praca psycholożki rozwojowej Diany Baumrind. Na początku lat 70. XX wieku wyodrębniła ona cztery nadrzędne i bardzo pomocne kategorie, którym z grubsza można przyporządkować style wychowania.

Style wychowania według Diany Baumrind

Style wychowania określa się w odniesieniu do dwóch osi: ze względu na ich stopień uwagi/ciepła (oś Y) oraz stopień prowadzenia/kontroli (oś X):

Style wychowania

Przy stylu niedbałym, zlokalizowanym w lewym dolnym rogu diagramu, chodzi w zasadzie nie tyle o wychowanie, ile o jego brak: zaniedbywane dzieci są w dużej mierze pozostawione same sobie i po prostu nie są wychowywane. Uciekając się jeszcze raz do Fröbla: przy zaniedbaniu rodzicielski przykład i miłość to towary deficytowe.

Pozostają trzy główne kierunki, które chcemy pokrótce przedstawić. Od czasów Diany Baumrind inni badacze wyróżnili jeszcze kilka podform, ale nie wchodźmy w szczegóły, by nie naszpikować książki nadmiarem pojęć. Z racji klarowności i przejrzystości praca Baumrind bardzo pomaga rozeznać się w temacie.

Warto na początku wspomnieć, że style wychowania w czystej postaci, w opisywanym ekstremalnym kształcie, praktycznie nie występują – na co dzień spotykamy postacie pośrednie, o płynnych granicach. Definicje pomagają jednak w spojrzeniu na swoją własną postawę rodzicielską, a także w zrozumieniu, dlaczego wychowanie oparte na więzi ma sens.

Autorytarny styl wychowania

W postaci ekstremalnej autorytarny styl wychowania hołduje modelowi „chowu i porządku”, w którym obowiązkiem dziecka jest posłuszeństwo, a sposobem na niepożądane zachowania – kary, mające odpowiednio kształtować dziecko.

W rodzinie przeważa zimny, nacechowany odrzuceniem nastrój. Dziecko ma niewiele (lub nie ma nic) do powiedzenia. Nie sprzyja się jego autonomii lub toleruje ją tylko tam, gdzie nie wchodzi ona w konflikt z wyobrażeniami opiekunów. Dziecko daje więc jej upust potajemnie, bo potrzeba, jak również konieczność dążenia do niej nie znikają.

Permisywny styl wychowania

„Permisywny” oznacza „przyzwalający”. Dziecko będące w takiej relacji nie ma nakreślonych granic swojej autonomii. Jego zachowanie jest zawsze akceptowane. Rodzice są pobłażliwi i nie dają mu informacji zwrotnej na temat tego, jak jego działania odbierane są przez nich samych i przez innych. Brakuje więc ogólnej orientacji i figury przywiązania, która zaznajomiłaby dziecko z wyzwaniami stawianymi przez życie i wiążącymi się z tym frustracjami. Permisywny styl wychowania opóźnia wykształcenie zdolności do samoregulacji i wyraźnie jej nie sprzyja. Tymczasem zdolność ta jest niezwykle istotna, ponieważ umożliwia samodzielne kierowanie uwagą, impulsami, uczuciami, myślami i działaniami.

Autorytatywny styl wychowania

Dziecięce potrzeby są bardzo ważne i jednocześnie rodzice jasno określają swoje własne – oto najbardziej charakterystyczne znaki rozpoznawcze stylu autorytatywnego. W wyniku tego na co dzień dochodzi oczywiście do konfliktów, gdyż efektem takiej relacji jest pewne siebie, gotowe do dyskusji dziecko. Rodzice wychowujący autorytatywnie potrafią konstruktywnie nawigować tymi konflikatmi, rozumiejąc ich wagę. Zamiast dawać zakazy, grozić karami czy dochodzić swoich oczekiwań siłą, nie tracą łączności z dzieckiem. Ważna myśl przewodnia w tym kontekście pochodzi od Jespera Juula, który podkreślał, że o jakości rodzicielstwa nie świadczą zasady, lecz reakcja rodziców na ich złamanie.

Wychowanie spełniające przesłanki do nazwania go autorytatywnym – jak ma to miejsce w przypadku wychowania zorientowanego na więzi i potrzeby – wypadło w badaniach jako najkorzystniejsze dla rozwoju dziecka. Pozwala ono na odnoszenie się do niego z szacunkiem i daje mu przestrzeń do rozwoju, jednak niczym ochronna rama zapewnia jednocześnie oparcie i orientację.

Zazwyczaj wychowywane w ten sposób dziecko będzie miało w przyszłości wyższe poczucie własnej wartości i większą wiarę w siebie, będzie bardziej samodzielne, lepiej poradzi sobie w relacjach międzyludzkich, a także rzadziej padnie ofiarą uzależnień od narkotyków i zmniejszy się prawdopodobieństwo, że zapadnie na depresję czy wykaże zaburzenia zachowania niż dziecko wychowywane w inny sposób7.

Rodzicielstwo bliskości postrzegamy jako przynależne do autorytatywnego stylu wychowania – ale tylko wtedy, gdy udaje się złapać równowagę między potrzebami poszczególnych członków rodziny. Oznacza to, że dziecko nie ma mniej praw niż jego rodzice, przysługuje mu adekwatna do wieku i rozwoju możliwość współdecydowania. Małe dziecko nie decyduje więc, dokąd rodzina uda się na urlop, ale jest poważnie traktowane w swojej podstawowej potrzebie udziału i podejmuje decyzje w wielu obszarach codzienności. Oznacza to jednak również, że rolą rodziców nie jest spełnianie każdej zachcianki dziecka. Więź z dzieckiem jest istotnym celem i nie oznacza dla rodziców rezygnacji z siebie.

Ale jak to ogarnąć na co dzień? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w niniejszej książce.

Pomimo tego, że wychowanie ukierunkowane na więzi jest popularne dopiero od jakiegoś czasu i generalnie stanowi dość młody trend w rodzinach, to leżące u jego podstaw badania nad przywiązaniem nie są niczym nowym. W ten sposób przechodzimy do trzeciej – i ostatniej – części naszej trylogii „krótkich historii”, którą zakończy błyskawiczny kurs podstaw orientacji na więzi i potrzeby.

Krótka historia badań nad przywiązaniem

Więź była badana długo i szczegółowo – a dążenie do bezpiecznej więzi to żadna moda! Nie chodzi tutaj o nic więcej jak o egzystencjalnie ważne znaczenie doświadczeń w budowaniu więzi we wczesnym dzieciństwie.

Urodzony w 1907 roku John Bowlby uchodzi za twórcę teorii przywiązania. W latach 50. ubiegłego wieku dokonał cennej, pionierskiej pracy na tym obszarze i wykazał – m.in. na zlecenie Światowej Organizacji Zdrowia – związek pomiędzy matczyną troską a zdrowiem psychicznym dziecka. Jego książka Attachment and Loss (w polskiej wersji językowej: Przywiązanie) z 1969 roku uważana jest za kamień węgielny teorii przywiązania. Jego jeszcze wcześniejsza analiza Child Care and the Growth of Love [Troska o dziecko a rozwój miłości] (która ukazała się w 1953 roku) została w 2007 roku umieszczona na liście „Stu arcydzieł literatury psychoterapeutycznej”.

Z badań nad więzią wiemy, że towarzyszenie dziecięcemu rozwojowi aż do dorosłości staje się dla wszystkich biorących w nim udział o wiele łatwiejsze, jeśli więź między dzieckiem a rodzicami jest bezpieczna. Dorastające w bezpiecznej więzi małe dziecko wprawdzie również ma napady szału i demonstruje silne uczucia – co zresztą jest ważne – ale także dysponuje podstawowym zaufaniem do rodziców i wciąż odczuwa potrzebę współpracy z nimi.

Wiedząc to i chcąc wychowywać dziecko w sposób zorientowany na więzi i potrzeby, można zacząć od rozeznania się w temacie dzięki podstawowym zasadom rodzicielstwa bliskości opisanym przez Searsa. Być może jednak gdzieś obiło się wam o uszy czy też przeczytaliście, że Sears to postać kontrowersyjna. To prawda, lecz ma to związek nie tyle z opracowanymi przez niego podstawami rodzicielstwa bliskości, ile z jego własnym stanowiskiem. Sears, urodzony w 1939 roku konserwatywny chrześcijanin, miał przykładowo nieprzychylny stosunek do pracy zawodowej matek. Ta wciąż dość powszechna w Stanach Zjednoczonych postawa wywołała falę krytyki i przyniosła mu opinię wroga kobiet, nawet jeśli upodobanie do tradycyjnego podziału ról było raczej jego osobistą opinią, która nie znalazła miejsca w większości jego prac.

Orientacja na więzi nie tylko dla kobiet

W tym miejscu chcemy podkreślić, że zorientowane na więzi rodzicielstwo i wychowanie w żadnym wypadku nie są zarezerwowane wyłącznie dla nieaktywnych zawodowo kobiet! Co więcej – nie wyłącznie dla samych kobiet, nawet jeśli dotychczasowe badania nad przywiązaniem skupiały się głównie na relacji matka–dziecko. To ostatnie wynika z faktu, że troszczący się o dzieci ojcowie długo stanowili rzadkość. Dopiero w ciągu ostatnich 20–30 lat bardziej wyzwolili się z roli zazwyczaj nieobecnego żywiciela rodziny i odważyli wraz ze swoimi najbliższymi wdrażać nowe modele życiowe. Wszyscy rodzice mogą w ramach dostępnych im możliwości obrać kierunek na cel, jakim jest stworzenie i pielęgnowanie stabilnej więzi z dzieckiem za pomocą czułości i bliskości.

Może się jednak przy tym pojawić problem: wielu rodziców chciałoby żyć i wychowywać dzieci w sposób zorientowany na więzi, ale są oni przytłoczeni wymaganiami, jakie sobie w związku z tym stawiają. Matki, gdy nie mogą karmić piersią, czują się niewystarczające. Towarzyszy im poczucie winy, kiedy pchają dziecko w wózku i nie biorą go natychmiast na ręce, gdy zapłacze – bo akurat mają jeszcze coś do zrobienia. Kiedy malec rośnie, robią sobie gorzkie wyrzuty, jeśli nie uda im się za każdym razem lekką ręką nawigować konfliktem z dzieckiem. A gdy ogarnia je wściekłość lub wypowiadają zdania, które same słyszały od swoich rodziców, zdarza im się myśleć, że wyrządzają synowi lub córce nieodwracalną krzywdę.

Jak na ironię w takich momentach samokrytyki rodzic oddala się od dziecka. Kierowane pod swoim adresem oskarżenia są jak fale o częstotliwościach zakłócających więź. Taki rodzic nie jest dostępny, bo krąży wokół samego siebie. Jest nawet dalej niż wtedy, gdy traci cierpliwość i zaczyna krzyczeć.

Nasz apel – mniej perfekcjonizmu, więcej luzu

Jako zwolenniczki rodzicielstwa zorientowanego na więzi i potrzeby postulujemy luz u rodziców – nie tylko wobec dziecka, ale także wobec siebie samych. Zarówno wtedy, gdy dziecko jest w wieku niemowlęcym, jak i znacznie później. Orientacja na więzi nie jest surowym dogmatem ani metodą ze stuprocentowo działającymi rozwiązaniami, lecz ogólną postawą. Dopóki nie stracimy z oczu celu, wyjątki potwierdzają regułę. Są dozwolone i ludzkie.

Przy orientacji na więzi potrzeby rodziców – warto o tym pamiętać i będziemy do tego raz po raz wracać – również odgrywają istotną rolę. Początkowo, gdy niemowlę jest jeszcze małe i całkowicie zależne od rodziców, rola ta jest jeszcze relatywnie nieduża. Płaczący za mamą niemowlak w łóżeczku nie rozumie, że chciałaby ona w spokoju dokończyć rozmowę telefoniczną. Wraz z upływem czasu i postępującym rozwojem to się zmieni. Potrzeby rodziców będą mogły być coraz sprawniej godzone z potrzebami dziecka.

To jednak staje się dla rodziców bardziej skomplikowane. Bo o ile „zasady” zorientowanego na więzi rodzicielstwa dotyczące natychmiastowego spełniania dziecięcych potrzeb – karmienia, przewijania, przytulania, ubierania, rozbierania itp. – są początkowo jeszcze dość proste, o tyle najpóźniej w okolicach pierwszych urodzin dziecka matki i ojcowie zadają pytania: „Kiedy wreszcie będziemy mogli je zacząć naprawdę wychowywać? Kiedy nasze dziecko zacznie cokolwiek rozumieć? Co oznacza orientacja na potrzeby w codziennym życiu z małym dzieckiem? Czy dziecko staje się wild child, gdy dostaje napadu szału i z wrzaskiem rzuca się na podłogę?”.

Chcemy wam pomóc w zbudowaniu rodzicielstwa zorientowanego na więzi – na luzie i razem z dzieckiem, w perspektywie dalszej niż tylko okres niemowlęcy; pomóc w nawigowaniu konfliktami i po prostu w pozostaniu z dzieckiem w relacji pełnej zaufania i miłości. To niekiedy bardzo trudne, ale wszystko wskazuje na to, że na dłuższą metę jednak popłaca. Jako doświadczone specjalistki chcemy sięgnąć do badań nad przywiązaniem i rozwojem, tchnąć w nie życie i przekazać rodzicom pod postacią możliwych do zastosowania w praktyce i realistycznych porad – w ciągłym odniesieniu do aktualnego stanu wiedzy, ale i blisko życia, gdyż wierzymy, że celem każdej dobrej nauki jest opuszczenie wieży z kości słoniowej i służenie dobru ogółu. Dlatego właśnie powstała ta książka. Opiera się ona na badaniach naukowych, ale po brzegi wypełniają ją informacje, wskazówki i pomysły, jak z powodzeniem wieść zorientowane na więzi życie rodzinne.

2 W licznych przykładach, scenkach, proponowanych zdaniach i bezpośrednich zwrotach do czytelników postanowiliśmy wymieszać formy gramatyczne i stosować je zamiennie, aby nie utrudniać lektury wariantami zapisywanymi po ukośnikach (zastosowaliśmy je w nielicznych miejscach, aby ułatwić wykonanie ćwiczeń czy rozjaśnić daną myśl). Mamy nadzieję, że z łatwością dopasujecie przekaz do formy, której będziecie na co dzień używać (przyp. red.).

3 K.H. Brisch, Bindungsstörungen. Von der Bindungstheorie zur Therapie, Stuttgart 2010; N. Strüber, Die erste Bindung. Wie Eltern die Entwicklung des kindlichen Gehirns prägen, Stuttgart 2016.

4 Zob. np. Y. Chida i in., Do stress-related psychosocial factors contribute to cancer incidence and survival?, „Natural Clinical Practice Oncology” 2008, 5(8), s. 466–475; J. Marniemi i in., Visceral fat and psychosocial stress in identical twins discordant for obesity, „Journal of Internal Medicine” 2002, 251(1), s. 35–43; D.G. Batty i in., Psychological distress in relation to site specific cancer mortality. Pooling of unpublished data from 16 prospective cohort studies, „BMJ” 2017, 356(108).

5 Zob. np. L. Ahnert, Wieviel Mutter braucht ein Kind? Bindung – Bildung – Betreuung: öffentlich und privat, Heidelberg 2010.

6 Została ona wydana jako Dziecko, pielęgnacja i wychowanie. Poradnik dla nowoczesnych rodziców. Tak bardzo istotny zdrowy rozsądek niestety nie znalazł miejsca w tytule [uwaga autorek odnosi się także do polskiego wydania, które ma podobny tytuł jak niemieckie (przyp. red.)].

7 Zob. R. Siegler i in., Entwicklungspsychologie im Kindes- und Jugendalter, Heidelberg 2016.

Część pierwsza

Zrozumieć więź, czyli czego dzieci potrzebują do dobrego rozwojU

Postanowiliście zatem wychowywać swoje ukochane dziecko w sposób ukierunkowany na więzi i potrzeby.

Przekonały w as do tego zalety takiego rozwiązania: chcecie, żeby wasze dziecko wyrastało na człowieka rezylientnego, wierzącego w siebie. Człowieka, który z otwartością wchodzi w pełne ufności relacje z innymi ludźmi, nie tracąc z oczu własnych potrzeb. Chcecie tak wyposażyć swoje dziecko na przyszłość, aby nie zaszkodził mu destrukcyjny stres, by było jak najmniej podatne na depresję i nie padało ofiarą mobbingu czy manipulacji.

Ta decyzja będzie więc miała ogromny wpływ na całe jego życie.

Będzie też rodzić pytania – takie, na które często można szybko odpowiedzieć, jeśli się wie, dlaczego więź jest tak ważną podstawową potrzebą człowieka i jak powstaje.

O tym będzie mowa w kolejnych rozdziałach.

Ponadto w rozdziale 7 przedstawimy w skrócie istotne podstawy rozwoju dziecka od pierwszych dni życia do okresu późnoprzedszkolnego. Dzięki temu będziecie wiedzieć, czego można się spodziewać w danym okresie rozwojowym dziecka, co już rozumie, a czego jeszcze nie. Proponując w części praktycznej rozwiązania konkretnych sytuacji konfliktowych, wciąż będziemy odsyłać do tych informacji. W ten sposób zrozumiecie, na czym opierają się nasze propozycje, i wypracujecie kompetencje przydatne w codziennym życiu ze swoim dzieckiem.

1Skąd się bierze potrzeba więzi?

Dzieci przychodzą na świat z niezawodnym instynktem, dzięki któremu wiedzą, co ma na nie korzystny wpływ i czego potrzebują do rozwoju. Potrzeba więzi jest nam wrodzona. Niemowlak zapewnia sobie przeżycie dzięki chroniącej bliskości matki i protestuje przeciwko jakiejkolwiek rozłące z nią. Rozbawione małpiątko skonfrontowane ze wzbudzającym strach bodźcem – przykładowo z nieznaną dorosłą małpą – stara się pokonać przeszkody, byleby tylko wrócić do mamy. Chce zostać przez nią wzięte w ramiona i noszone. Gdy małpiemu dziecku ktoś zagraża, matka je broni – nazywamy to protective threat, czyli obroną przed zagrożeniem. Matka nosi przy tym malca blisko swojego ciała. W tej pozycji od narodzin obserwuje on mamę i uczy się od niej, jak bezpiecznie poruszać się po otoczeniu8.

Z biologicznego punktu widzenia ojcowie również są przewidziani jako figury przywiązania

U niektórych gatunków małp zachowania opiekuńcze przejmują także ojcowie. Należą do nich np. żyjące w Ameryce Południowej tamaryny i marmozety9. Co ciekawe, gdy samce tych gatunków małp zostają ojcami, obserwuje się u nich wzrost poziomu prolaktyny – mlekotwórczego hormonu odpowiedzialnego za karmienie. Jednocześnie poziom testosteronu we krwi spada. Wydaje się, że te okoliczności przyczyniają się do nasilonych zachowań opiekuńczych.

Zgadnijcie: u jakich jeszcze „małp” dokonano takich obserwacji? U ludzi. Już w ciąży hormony przygotowują na opiekuńcze zadania po porodzie nie tylko matkę – podobne zmiany zachodzą także w gospodarce hormonalnej jej partnera. Gdy dziecko pojawia się na świecie, są one jeszcze wyraźniejsze. U ojców testosteron może spaść nawet o 30%, a poziom prolaktyny jest tym wyższy, im intensywniej ojciec zajmuje się noworodkiem. Można z tego wywnioskować, że biologicznie nie tylko matka jest przewidziana jako bliska figura przywiązania10. Warto przy tym jednak pamiętać, że nawet jeśli hormony ułatwiają powstanie więzi, to nie stanowią jej warunku. Bliska relacja może rozwinąć się także z rodzeństwem, dziadkami czy osobami niespokrewnionymi – takimi jak rodzice adopcyjni. Więź nie powstaje automatycznie z racji pokrewieństwa, lecz rodzi się na bazie intensywnych kontaktów, które umożliwiają powstanie tego jedynego w swoim rodzaju związku. Może to dziwić, jednak z ewolucyjnego punktu widzenia jest jak najbardziej zrozumiałe. Gdy matka po porodzie była zbyt słaba, zachorowała lub nawet zmarła, do dyspozycji noworodka jako figura przywiązania pojawiał się ktoś inny.

Dzieci poszukują więzi, bo to ich polisa na życie

Jeszcze raz wróćmy do rodziców. Teoria przywiązania, bazująca na badaniu biologicznych mechanizmów zachowań, pokazuje, że ludzkie niemowlęta – podobnie jak niemowlęta innych ssaków – przejawiają zachowania ukierunkowane na pozostanie w nieustannej więzi z rodzicami: wołają, płaczą, krzyczą, przytulają się, pełzają za nimi, wieszają się na nich i mocno trzymają – to wszystko stanowi skuteczne metody protestu przed rozłąką.

Dzieci noszą w sobie podstawową fizjologiczną potrzebę bliskości i bezpieczeństwa. Są istotami potrzebującymi więzi do przetrwania, zdanymi na gotowość troskliwych rodziców do dawania im całej miłości i dostępności koniecznej do rozwoju. Bez troski rodziców – lub innych osób – niemowlę by umarło. Do części naszego społeczeństwa dotarło już, że dzieci noszą w sobie to prastare ewolucyjne dziedzictwo. Mimo to dziecięca potrzeba więzi wciąż spotyka się z niezrozumieniem. Jest postrzegana jako ciężar lub coś zbędnego.

A tymczasem wystarczy jedno spojrzenie w historyczne badania nad przywiązaniem, by zrozumieć, co się działo z dziećmi zaniedbanymi, dorastającymi bez więzi w sierocińcach. Skutki tych wczesnodziecięcych zaburzeń przywiązania często nie dają się naprawić i pozostawiają ogrom cierpienia w życiu człowieka, który przeżył dzieciństwo w tak zubożałych warunkach11.

Zachowanie dziecka zawsze ma sens – i oscyluje pomiędzy dwoma biegunami: więzią i samostanowieniem

Zasługą badań nad przywiązaniem jest kształtowanie języka opisującego to, czego potrzebują dzieci, by prawidłowo się rozwijać. I nawet jeśli w naukach o wychowaniu wciąż pojawiają się nowe wątki, to podstawowa fizjologiczna potrzeba bliskości i bezpieczeństwa pozostaje pewną stałą – a przy tym najważniejszym elementem, fundamentem wszystkiego innego. Gdy to wiemy, zachowanie dzieci nabiera dla nas sensu i przestaje wydawać się tylko kaprysem natury. Staje się zrozumiałe, a zmartwienie, że za pomocą swoich nastrojów i życzeń dziecko próbuje terroryzować rodziców, może się ulotnić i stworzyć miejsce dla nastawionego na rozwiązania i rozwój podejścia do wyzwań codzienności.

Jak to się zwykło mówić, małe dzieci „są absorbujące”. Z perspektywy dziecka natomiast jego zachowanie zawsze ma sens. Jest ono bowiem ukierunkowane na budowanie dobrej więzi z najbliższymi opiekunami i jednoczesne osiągnięcie – wraz z owym silnym przywiązaniem – autonomii. Z założenia może to rodzić konflikty, nie da się tego jednak uniknąć: dziecko poznaje świat, by móc się w nim odnaleźć. Bezpieczna więź jest w czasie tego poznawania – fachowo zwanego eksploracją – siatką zabezpieczającą. Daje odczuwalną ochronę i to z niej wyrasta dziecięca wiara we własne możliwości. Dziecko wie bowiem, że jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli będzie potrzebowało miłości, pocieszenia czy pomocy, nigdy nie będzie samo.

Stabilna więź może się utrzymać przez całe życie

Jedno jest pewne: nawet gdy dobrze sprawdziliśmy się jako rodzice – albo zwłaszcza wtedy – dziecko kiedyś nas opuści, by wieść własne życie. Krok ten nie musi być bolesnym zerwaniem kontaktów, bo w idealnym przypadku głęboka więź pomiędzy rodzicami a dzieckiem się utrzyma. Spokojna wyprowadzka dziecka z rodzicielskiego gniazda jest raczej dowodem na to, że udało nam się umożliwić samodzielne i dobre życie temu małemu człowiekowi, który został nam wiele lat temu powierzony. Dlatego warto, by rodzice zapoznali się z kluczowymi odkryciami dotyczącymi przywiązania, które omówimy dalej.

8 K. Grossmann, K. Grossmann, Bindungen. Das Gefüge psychischer Sicherheit, Stuttgart 2012.

9 H. Renz-Polster, Zrozumieć dzieci. Jak kształtuje nasze dzieci ewolucja, tłum. J. Kurkiewicz-Laskowska, Poznań 2012.

10 Zob. L. Ahnert, Wieviel Mutter braucht ein Kind?, dz. cyt.

11 R.A. Spitz, Vom Säugling zum Kleinkind. Naturgeschichte der Mutter-Kind-Beziehungen im ersten Lebensjahr, Stuttgart 2004.

2Jak powstaje więź?

Więź to niewidoczna emocjonalna nić, w specyficzny sposób łącząca dwoje ludzi ponad czasem i przestrzenią12.

Cytat ten pochodzi od Johna Bowlby’ego, twórcy teorii przywiązania, którego już poznaliśmy. Aby te szczególne emocjonalne więzy mogły się rozwinąć, potrzebne są niezliczone codzienne interakcje – od pierwszego dnia. Jeżeli rodzice reagują na sygnały swojego dziecka wrażliwie, natychmiast i w adekwatny sposób, może powstać bezpieczna więź. Niemowlę intuicyjnie rozumie, że może się zdać na wsparcie rodziców.

Szczególnie ważne jest reagowanie, kiedy niemowlę – a później małe dziecko – płacze i potrzebuje pocieszenia. Dzieci, które mogą w ten sposób emocjonalnie tankować od swoich rodziców, będą następnie z zaciekawieniem poświęcać się eksploracji otoczenia. Dlatego takie sytuacje mają istotne znaczenie w pierwszych latach życia.

Jest pewne doświadczenie typowe dla rodziców w początkach życia niemowlęcia: dziecko płacze. Rodzice są bezradni. Niemowlę znowu otrzymuje pierś lub butelkę, zostaje przewinięte, rodzice się z nim bawią, śpiewają mu. Mimo to płacze przy każdej próbie odłożenia. Oto zachowanie przywiązaniowe w najpierwotniejszej postaci. Mały człowiek chce być jak najbliżej rodziców i protestuje przeciwko jakiejkolwiek formie rozłąki. Więź powstaje dokładnie w tym momencie, w którym rodzice podążają za potrzebą dziecka, dalej trzymając je w ramionach, i w duchu stwierdzają: „Dobrze, po prostu zostaniemy razem”.

Więź powstaje, kiedy są spełniane potrzeby

Małe dziecko, wyrażając swoją biologicznie uwarunkowaną potrzebę więzi, może czasami nadwerężać rodziców. Jest to normalne i adekwatne do wczesnej fazy życia – i ma również sens: ponieważ dzieci tak często potrzebują rodziców, mama i tata mają rozliczne możliwości wzmacniania emocjonalnych więzów. Ta myśl może pomóc zmęczonym rodzicom, kiedy kolejny raz wstają w nocy, żeby zająć się malcem. Więź powstaje w istotnych dla niej sytuacjach. Dziecko doświadcza wówczas, że otrzymuje pocieszenie i wsparcie – a więź zacieśnia się i stabilizuje. Małe dziecko czuje: „Moi rodzice są dostępni i przyjmują mnie wraz z moimi potrzebami. Nie muszę się wycofywać”.

Jeśli jednak niemowlę, a później małe dziecko nie jest dostrzegane, nawet gdy używa swojego najskuteczniejszego instrumentu – krzyku – lub jest świadomie ignorowane ze strachu przed rozpieszczeniem lub w celu wypracowania określonych zachowań (np. spokojnego i „grzecznego” samodzielnego spania w nocy), coś się z nim dzieje. W którymś momencie odpuszcza sobie dążenie do więzi. Przestaje płakać. Jest „grzeczne” – ale nie dlatego, że jego potrzeba więzi zniknęła, lecz po to, by chronić się przed kolejnymi odrzuceniami po otrzymaniu gorzkiej lekcji: „Nie słuchają mnie”. Albo jeszcze gorzej: „Złoszczą się, kiedy jestem głośny, wściekają się, kiedy płaczę”.

Więź wspiera uczenie się przez przykład

Jeśli natomiast dziecko rośnie w wystarczającym bezpieczeństwie więzi, staje się to również widoczne w jego działaniu. Rozszerza ono swój repertuar zachowań przywiązaniowych – wyciąga rączki, dając do zrozumienia: „Weź mnie, potrzebuję twojej bliskości”. Pełznie i podąża za ukochaną figurą przywiązania. Wtedy próba zamknięcia drzwi do łazienki może wywołać gwałtowny protest przed rozłąką. Małe dziecko sięga wówczas po wyraźną komunikację: przylgnięcie do opiekuna i płacz. Niemowlę czy małe dziecko nie wykazują jeszcze zrozumienia dla faktu, że istnieje intymny czas, który rodzice woleliby spędzić w samotności. Dlatego w kontekście wyjść do toalety dobrze jest stosować początkowo politykę otwartych drzwi. Ma to więcej zalet niż tylko niepozostawianie protestującego na całe gardło malca przed drzwiami łazienki. W ten sposób dziecko obserwuje, że mocz i kał niekoniecznie muszą wylądować w pieluszce, ale że trafiają również do muszli – i że to całkowicie naturalny proces, który ono pewnego dnia zapragnie naśladować. Wracamy tutaj do Fröblowskich „przykładu i miłości”: nauka na przykładzie, poprzez miłość, czyli zrozumienie pragnienia dziecka, by nie przerywać kontaktu.

Zachowania przywiązaniowe zmieniają się wraz z upływem lat dzieciństwa. Większe dziecko już nie raczkuje za rodzicami ani nie uczepia się ich nóg. Potrafi chodzić i mówić. Potrafi oddalać się od rodziców i do nich wracać. Potrzeba więzi wciąż jednak w nim jest, a malec często wyraża ją za pomocą mowy. Ulubionym zachowaniem przywiązaniowym może być zawołanie: „Mamaaa! Tataaa!”. Przykładowo kiedy dziecko bawi się w innym pokoju i nagle woła mamę. Tym samym sprawdza, gdzie ona się znajduje, bo istotna jest dla niego wiedza o położeniu bezpiecznej przystani, a wraz z tym o drodze ucieczki: „Ja jestem tutaj, a gdzie jesteś ty?”.

Wiele rzeczy, które robią dzieci, z ewolucyjnego punktu widzenia ma ogromny sens: pozostanie w ciągłym kontakcie z chroniącą matką było dla dziecka epoki kamienia kwestią przeżycia. Nie miało ono bowiem zabezpieczonego na wszelkie sposoby pokoiku, w którym w zasadzie nic nie mogło mu się stać. Gdy nawet na krótką chwilę traciło z oczu swoją figurę przywiązania, szybko mogło to zagrozić jego życiu. Dzisiejsze wołania mamy i taty po sto razy dziennie są zapewne pozostałością tamtych czasów13.

12 Cyt. za: John Bowlby, Mary Ainsworth (tłum. M. Kaczmarek).

13 K. Grossmann, K. Grossmann, Bindungen, dz. cyt.