Tutto bene. Włoska kuchnia Flavii - Flavia Borawska, Małgosia Minta - ebook

Tutto bene. Włoska kuchnia Flavii ebook

Flavia Borawska, Małgosia Minta

3,9

Opis

Flavia gotuje, czerpiąc wzory tak z dawnej kuchni polskiej, jak i z bogatych tradycji florenckich i toskańskich. Ta książka jest szlakiem wiodącym z Warszawy do Villi Calcinaia w sercu Chianti Classico, pełnym smaków i aromatów wiernie opisanych przez Małgosię.

 

Tessa Capponi-Borawska

 

Litry oliwy, kilogramy pomidorów, masło, kluski i brzoskwinie skąpane w winie?

 

Ta książka to opowieść o autorskiej kuchni Flavii Borawskiej, o smakach i aromatach, które są jej bliskie. Flavia gotuje z szacunkiem dla wspomnień, dla tradycji i rodzinnych historii. Ale też nie ogranicza siebie i innych. Podróżuje, próbuje, kolekcjonuje nowe kulinarne wrażenia, a potem przenosi je na domowy grunt.

 

Cukinie z miętą, długo pieczone pomidory, parmigiana, risotto z Marmite ? wystarczy kilka elementów, aby stworzyć wyjątkowe danie. Nie potrzeba całego arsenału składników, ale umiejętności wyciągnięcia z produktu esencji smaku. Liczy się pomysł, dyscyplina wykonania, szacunek dla jedzenia. A przede wszystkim ? miłość dla tych, których karmimy.

 

Flavia Borawska - szefowa kuchni, absolwentka akademii kulinarnej Le Cordon Bleu, laureatka tytułu Kobieta Szef 2020 polskiej edycji przewodnika Gault et Millau. Do swojej kuchni wprowadza nie tylko włoskie smaki, ale i inspiracje z różnych stron świata.

 

Małgosia Minta - reporterka, autorka książek, specjalistka w dziedzinie trendów, autorka popularnego bloga Minta Eats. Nie może żyć bez masła, pomidorów i podróży.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 114

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (185 ocen)
72
50
42
17
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maserati

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka ! Dla osoby ,która zarówno lubi jeść i gotować -nie wiem co bardziej-książka jest inspiracja . Po przeczytaniu każdego przepisu zaraz miałam ochotę zrywać się i gotować. Bardzo proste i klarowne przepisy i przez to tak atrakcyjne i łatwe do przygotowania nawet dla kogoś,kto nie jest zbyt biegły w sztuce kulinarnej. Poza tym jako bonus- opowieści o rodzinie,jedzeniu,gotowaniu. Polecam !
10
MiriHa

Z braku laku…

W zasadzie nie wiem po co (oprócz kasy) dziewczyny napisały te książkę. Nic ciekawego tu nie znalazłam, nawet przepisy takie, że ani jednego nie zapisałam aby wypróbować.
00
Rosalie0105

Całkiem niezła

fajne przepisy
00
Hellenia4

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczne przepisy!
00
Space_Marine_950

Nie polecam

Większość przepisów jest poza zasięgiem zwykłego człowieka, który nie urodził się we Włoszech

Popularność




Au­to­rzy: Fla­via Bo­raw­ska (prze­pi­sy), Mał­go­rza­ta Min­ta (po­zo­sta­łe tek­sty)
Re­dak­cja: Agniesz­ka Ra­kow­ska-Bar­ciuk
Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak
Skład: Ja­ro­sław Hess
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki i ma­kie­ty: Stu­dio KA­RAN­DASZ
Zdję­cia: Mał­go­rza­ta Min­ta
Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz
Re­dak­tor pro­jek­tu: Agniesz­ka Fi­las
Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka
© Co­py­ri­ght by Mał­go­rza­ta Min­ta & Fla­via Bo­raw­ska © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Biel­sko-Bia­ła 2020
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8103-705-1
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Łu­ka­szo­wi Brom­skie­mu:

Za po­ka­za­nie mi, czym jest part­ner­stwo.

Za sta­nie za­wsze obok mnie, na rów­ni, wspie­ra­jąc się.

Za całą cier­pli­wość, zro­zu­mie­nie i wy­trwa­łość.

Ale przede wszyst­kim za mi­łość i opie­kę, któ­rą mnie ota­cza.

Ta książ­ka jest de­dy­ko­wa­na Jemu

Fla­via

Fla­vii, za po­wrót do Włoch

Mał­go­sia

„Zrób­my książ­kę”. No to zro­bi­ły­śmy. W sza­lo­nym tem­pie, na jed­ną kuch­nię, li­try oli­wy, ki­lo­gra­my po­mi­do­rów, na ma­sło, klu­ski i ma­ka­ron, na brzo­skwi­nie ską­pa­ne w wi­nie.

Ta książ­ka nie jest ani wło­ska, ani pol­ska. To kuch­nia Fla­vii, jej sma­ki i opo­wie­ści, któ­ry­mi tu­taj chce­my się z Wami po­dzie­lić. Nie chce­my się ogra­ni­czać i nie chce­my ogra­ni­czać Cie­bie. Mamy sza­cu­nek dla wspo­mnień, dla tra­dy­cji i ro­dzin­nych hi­sto­rii. Ale lu­bi­my po­dró­żo­wać, pró­bo­wać no­we­go i ko­lek­cjo­no­wać wra­że­nia, a po­tem prze­no­sić je na do­mo­wy grunt.

Taka wła­śnie ma być ta książ­ka. To rze­czy, ja­kie jemy i ja­kie lu­bi­my, choć na na­sze sto­ły tra­fi­ły róż­ny­mi ścież­ka­mi. Mamy na­dzie­ję, że za­gosz­czą tak­że u Cie­bie.

Mał­go­sia

Nie pa­mię­tam, jak się po­zna­ły­śmy, ale na pew­no było przy tym je­dze­nie. Z du­żym praw­do­po­do­bień­stwem były to klu­ski mar­chwio­we ską­pa­ne w szał­wio­wym ma­śle, ide­al­nie pu­szy­ste, a jed­no­cze­śnie jędr­ne, do­sma­czo­ne star­tym par­me­za­nem. Bo w koń­cu w ży­ciu musi być par­me­zan, ina­czej nie ma ono sen­su.

Na­sze ścież­ki prze­cię­ły się wie­lo­krot­nie, bo a to zna­jo­me mamy, a to ta sama dziel­ni­ca, w koń­cu – te same „za­wo­do­we” krę­gi. Ale tak na­praw­dę po­łą­czy­ło nas po­dob­ne po­dej­ście do je­dze­nia. Umi­ło­wa­nie pro­sto­ty, praw­dzi­we­go sma­ku i szcze­ro­ści w go­to­wa­niu. Brak to­le­ran­cji dla ście­my i fa­scy­na­cji pu­sty­mi fa­jer­wer­ka­mi. To, że na rów­ni może nas za­chwy­cić je­dzo­na na chod­ni­ku piz­za, co ko­la­cja w gwiazd­ko­wej re­stau­ra­cji, o ile tyl­ko po­ru­sza­ją w nas te wraż­li­we stru­ny, bu­dzą emo­cje, pod­nie­bie­nie i ser­ce.

Wy­cho­wa­ły­śmy się na róż­nych sma­kach, ale w kuch­niach, w któ­rych my­śla­no po­dob­nie. Że je­dze­nie ma nie tyl­ko za­spo­ko­ić głód, ale ma czło­wie­ka od­ży­wiać, na­sy­cać i cie­szyć. A ucie­szyć może go i po­mi­do­ro­wa z la­ny­mi klu­secz­ka­mi, ri­sot­to czy pro­sta fa­sol­ka z jaj­kiem.

Lu­bi­my ra­zem jeść, roz­ma­wiać o je­dze­niu, więc gdy po­ja­wił się po­mysł „zrób­my książ­kę”, wła­ści­wie nie było żad­nych „ale”.

We Fla­vii urze­kła mnie jej dys­cy­pli­na i po­wścią­gli­wość sma­ku, a jed­no­cze­śnie to, ile może być z nim ener­gii. I mam na­dzie­ję, że Ty tak­że to po­czu­jesz.

Fla­via

„Zrób­my książ­kę” – wspa­nia­ły po­mysł, ale dla mnie pa­ra­li­żu­ją­cy.

W grun­cie rze­czy mój kon­takt z pió­rem za­czy­na się i koń­czy na sku­ba­niu dro­biu...

No, może tro­chę prze­sa­dzam, bo nie cho­dzi tyl­ko o pi­sa­nie, ale o ję­zyk w ogó­le. Wy­cho­wa­łam się w domu pol­sko-wło­sko-an­giel­skim. Praw­dzi­wą pra­cę w re­stau­ra­cji za­czę­łam we Wło­szech, stu­dio­wa­łam i pra­co­wa­łam przez dłuż­szy czas w Wiel­kiej Bry­ta­nii, więc kie­dy no­tu­ję so­bie prze­pis, to prze­pla­ta­ją się w nim nie tyl­ko róż­ne ję­zy­ki, ale czę­sto tak­że sma­ki z róż­nych stron świa­ta. Go­to­wa­nie jest dla mnie prze­dłu­że­niem ży­cia ro­dzin­ne­go. To w domu nie tyl­ko na­uczy­łam się jeść, ale tak­że po­ko­cha­łam je­dze­nie, a ro­dzi­ce roz­bu­dzi­li we mnie cie­ka­wość i po­trze­bę do­cie­ra­nia do sa­mej esen­cji sma­ku. I wła­śnie dla­te­go go­to­wa­nie jest dla mnie czyn­no­ścią in­tym­ną, bar­dzo oso­bi­stą. I cza­sem trud­no mi o niej mó­wić sło­wa­mi. Wolę wy­ra­żać się na ta­le­rzu.

I wte­dy po­ja­wi­ła się Mał­go­sia z pro­po­zy­cją wspól­nej książ­ki, a mój „li­te­rac­ki” pa­ra­liż mi­nął. Cu­dow­nie pi­sze, a ja mam do niej ab­so­lut­ne za­ufa­nie. Mogę po­wie­rzyć jej moje „se­kre­ty” i hi­sto­rie ro­dzin­ne, któ­re ona przed­sta­wi w sub­tel­ny i lek­ki spo­sób.

Z Mał­go­sią łą­czy mnie przy­jaźń i za­mi­ło­wa­nie do pro­sto­ty w ży­ciu i w kuch­ni. Dla­te­go też ta książ­ka mia­ła sens tyl­ko z nią.

Obie wie­my, że wy­star­czy kil­ka ele­men­tów, aby stwo­rzyć in­te­re­su­ją­ce da­nie. Nie po­trze­ba ca­łe­go asor­ty­men­tu naj­lep­szych, naj­le­piej za­opa­trzo­nych de­li­ka­te­sów, ale umie­jęt­no­ści wy­cią­gnię­cia z do­bre­go pro­duk­tu ukry­te­go w nim sma­ku. Li­czy się po­mysł, dys­cy­pli­na wy­ko­na­nia, sza­cu­nek dla je­dze­nia. A przede wszyst­kim – mi­łość dla tych, któ­rych kar­mi­my.

Sma­ki

War­sza­wa to dla mnie smak ma­sła. Ta­kie­go do­bre­go ma­sła, któ­re chcesz do­dać do wszyst­kie­go.

Bo Wło­si mają ma­sło pa­skud­ne, tak praw­dzi­wie. Kiep­ska imi­ta­cja, któ­rej na pew­no byś nie chciał jeść.

War­sza­wa, czy w ogó­le Pol­ska, to dla mnie sma­ki kwa­śne. Wło­si też lu­bią kwa­śny smak, ale zna­ją go nie­co inny – zna­ją kwas cy­try­ny, ale nie kwas żur­ku. Albo ki­szo­ne­go ogór­ka.

Cza­sem oba kra­je to ten sam skład­nik, ale inne sma­ki. Pol­ska to wie­przo­wi­na, któ­rą uwiel­biam – sma­żo­na, pie­czo­na. A Wło­chy – doj­rze­wa­ją­ca pro­sciut­to, od któ­rej je­stem uza­leż­nio­na.

Wło­chy to wino. Nie tyl­ko jego smak, ale i za­pach. Je­śli po­dej­dziesz do oso­by, któ­ra pra­cu­je w win­ni­cy, bę­dzie ona pach­nieć wi­nem, ale i słoń­cem, wy­schnię­tą tra­wą ro­sną­cą mię­dzy krza­ka­mi. Wszyst­ki­mi eta­pa­mi pro­duk­cji wina. I ten za­pach jest ab­so­lut­nie prze­pięk­ny.

Da­lej: oli­wa z oli­wek. W Cal­ci­nai, gdzie znaj­du­je się sta­ra po­sia­dłość mo­jej wło­skiej ro­dzi­ny, mamy gaje oliw­ne, tło­czy­my wła­sną oli­wę, któ­ra jest nie­mal­że pi­kant­na, dra­pie w gar­dło i sma­ku­je tak do­brze, że moż­na osza­leć.

Gdy przy­jeż­dżam do Cal­ci­nai, na­tych­miast mu­szę zjeść trzy rze­czy: spa­ghet­ti al po­mo­do­ro z na­szy­mi wła­sny­mi po­mi­do­ra­mi i par­mi­gia­nę di me­lan­za­ne, czy­li ba­kła­ża­ny za­pie­ka­ne z po­mi­do­ra­mi i par­me­za­nem.

Ale gdzieś mię­dzy Wo­cha­mi i Pol­ską po­ja­wia­ją się wspo­mnie­nia z Gre­cji: scor­da­lia, ośmior­ni­ca z ziem­nia­ka­mi – ku­li­nar­ne sche­dy po mo­ich przod­kach. I za to je­stem nie­zwy­kle wdzięcz­na moim ro­dzi­com – że żad­ne z tych sma­ków w na­szej ro­dzi­nie nie zgi­nę­ły, że wciąż żyją wła­snym ży­ciem i na na­szych sto­łach. I mam na­dzie­ję, że ja też prze­ka­żę je da­lej. A moje dzie­ci czy wnu­ki, choć w ich ży­łach już pew­nie nie bę­dzie pły­nąć zbyt wie­le grec­kiej krwi, też będą ro­bić so­bie scor­da­lię.

Nie­zbęd­nik Fla­vii

Je­śli otwo­rzysz moją lo­dów­kę albo szaf­ki w kuch­ni, od­kry­jesz, że wca­le nie są peł­ne po brze­gi. Zda­rza­ły się mo­men­ty, że były w nich tyl­ko ma­sło, par­me­zan i wino.

Dużo cza­su spę­dzam w pra­cy w re­stau­ra­cji, lu­bię też jeść na mie­ście i ni­g­dy do koń­ca nie wiem, kie­dy aku­rat uda mi się coś ugo­to­wać w domu. Przez ostat­nią de­ka­dę rzad­ko zda­rza­ło mi się być w domu od śnia­da­nia do ko­la­cji. Dla­te­go moja spi­żar­ka i lo­dów­ka to głów­nie pro­duk­ty-wy­try­chy, za spra­wą któ­rych mogę pod­krę­cić da­nia z tych rze­czy, któ­re aku­rat przy­nio­sę da­ne­go dnia do domu. Do­da­ję nimi głę­bi i zło­żo­no­ści sma­ku sa­ła­tom, so­som, da­niom z wa­rzyw, a tak­że ma­ka­ro­nom, tym naj­prost­szym i tym bar­dziej skom­pli­ko­wa­nym. Za­ku­py ro­bię na bie­żą­co, za­opa­tru­jąc się w świe­że wa­rzy­wa i owo­ce, sery i owo­ce mo­rza, któ­re łą­czę z przy­pra­wa­mi cze­ka­ją­cy­mi w domu. Czę­sto uży­wam ich poza sche­ma­tem, wy­cho­dząc poza tra­dy­cyj­ne prze­zna­cze­nie. Spró­buj i Ty. Szu­kaj no­wych, pysz­nych ście­żek.

W szaf­ce

1. Oli­wa z oli­wek

Pod­sta­wa. Musi być do­brej ja­ko­ści, bo zła oli­wa to złe da­nie. Moja mama, gdy idzie­my ra­zem do re­stau­ra­cji, za­wsze naj­pierw spraw­dza oli­wę. Je­śli na sto­li­ku stoi bu­te­lecz­ka z po­dej­rza­nie żół­tą cie­czą, w któ­rej za­to­pio­no ząb­ki czosn­ku czy pa­prycz­ki, to nie wró­ży to do­brze dal­szej ko­la­cji.

Mój daw­ny men­tor Fa­bio Pic­chi, pro­wa­dzą­cy we Flo­ren­cji re­stau­ra­cji Ci­brèo, za­wsze po­wta­rzał, że naj­wię­cej w swo­jej re­stau­ra­cji wy­da­wał na dwie rze­czy: par­me­zan i oli­wę. Zu­ży­wał jej nie­wy­obra­żal­ne ilo­ści w trzech ro­dza­jach, i na­wet ta naj­zwy­klej­sza, uży­wa­na do sma­że­nia, mu­sia­ła być naj­przed­niej­szej ja­ko­ści. Po­każ mi, ja­kiej uży­wasz oli­wy, a po­wiem ci, ja­kim je­steś ku­cha­rzem.

Oli­wa za­wsze musi być naj­śwież­sza, to pod­sta­wa. Dla­te­go raz otwar­tą na­le­ży szyb­ko zu­żyć i prze­cho­wy­wać w ciem­nym miej­scu, z dala od ku­chen­ki czy sło­necz­ne­go okna.

Oli­wy bar­dzo róż­nią się sma­kiem i aro­ma­tem. Ja lu­bię oli­wy o moc­nym, pie­prz­nym sma­ku, lek­ko gorz­ka­we i dra­pią­ce w gar­dło, o ciem­no­zie­lo­nym ko­lo­rze.

We wło­skiej kuch­ni ist­nie­je po­ję­cie „olio a cru­do” – su­ro­wa oli­wa. Od­no­si się to okre­śle­nie do ostat­nie­go chlu­stu oli­wy na go­to­we da­nie, któ­re już za­raz, za mo­ment, ma wy­lą­do­wać na sto­le. Chlust na po­kro­jo­ne po­mi­do­ry, na zupę, na kre­mo­we ri­sot­to. Je­śli ro­bisz sos po­mi­do­ro­wy na oli­wie, to aby jej smak bar­dziej wy­brzmiał, war­to do­dać kil­ka jej kro­pel na ko­niec go­to­wa­nia lub po­lać nią por­cję ma­ka­ro­nu z so­sem. Na­wet je­śli smak oli­wy nie bę­dzie moc­no wy­czu­wal­ny, ta oliw­na „krop­ka nad i” uczy­ni da­nie cie­kaw­szym i bar­dziej zło­żo­nym. Oli­wy uży­wam do wszyst­kie­go, tak­że do wol­ne­go sma­że­nia (nie sma­ży­ła­bym na niej kur­cza­ka ze stro­ny 186, bo oli­wa się spa­li, ale już drob­ne pul­pe­ci­ki – jak naj­bar­dziej).

2. Sos so­jo­wy

Nie wy­obra­żam so­bie bez nie­go ży­cia. Jest dla mnie tym, czym dla wie­lu osób była kie­dyś przy­pra­wa Mag­gi. Mo­gła­bym go do­da­wać do wszyst­kie­go, bo lu­bię sło­ne, a sos so­jo­wy wno­si do dań cie­ka­wą, zło­żo­ną sło­ność. Ma też ko­lor, a lu­bię, gdy kon­kret­ne przy­pra­wy mają swo­ją cha­rak­te­ry­stycz­na bar­wę. W domu czę­sto go­tu­je­my da­nia kuch­ni azja­tyc­kiej, więc sos so­jo­wy jest nie­zbęd­ny – mamy ich całą ko­lek­cję, bo ten z Ja­po­nii bę­dzie się róż­nić w sma­ku od ko­re­ań­skie­go. Mnie sos so­jo­wy jest też nie­zbęd­ny do wszel­kich mo­ich ku­li­nar­nych za­chcia­nek, na któ­re od cza­su do cza­su, zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie przy­cho­dzi mi ocho­ta, np. ugo­to­wa­ne­go ryżu z dużą ilo­ścią ma­sła i so­sem so­jo­wym, ryżu z sa­dzo­nym jaj­kiem do­pra­wio­nym so­sem so­jo­wym czy wa­rzyw z so­sem so­jo­wym.

3. Olej se­za­mo­wy

Lu­bię smak se­za­mu, w szcze­gól­no­ści pra­żo­ne­go, któ­ry jest głę­bo­ki i roz­grze­wa­ją­cy. Za­zwy­czaj tra­fia do dań azja­tyc­kich, ale ja lu­bię go do­dać do sal­sy z po­mi­do­rów (stro­na 168). Zu­peł­nie się go tam nie spo­dzie­wasz, a gdy na­gle go po­czu­jesz, wszyst­ko do sie­bie ide­al­nie pa­su­je.

4. An­cho­is

Nie zjesz ich sa­mo­dziel­nie, ale pod­krę­cą smak wie­lu so­sów, choć­by z cy­ko­rii czy świe­żych szpa­ra­gów (stro­na 74).

5. Su­szo­ne pe­pe­ron­ci­no

Lu­bię ostrość w da­niach, a tę daje mi wła­śnie pe­pe­ron­ci­no. Je­śli za­czy­nam da­nie od bazy z oli­wy, ce­bu­li i czosn­ku, to od razu chcę do­dać do nich pe­pe­ron­ci­no. To u nas chy­ba ro­dzin­ne, bo tata do­da­wał­by pe­pe­ron­ci­no do wszyst­kie­go. Naj­czę­ściej uży­wam su­szo­nych pa­pry­czek, naj­chęt­niej w ca­ło­ści lub w płat­kach (trik: całe pa­prycz­ki za­wsze mo­żesz roz­kru­szyć), nie­chęt­nie – mie­lo­nych. Dla­cze­go su­szo­nych? Po pierw­sze: są ła­twiej­sze do prze­cho­wy­wa­nia. A po dru­gie: mają zu­peł­nie inny smak niż świe­że. Są bar­dziej ostre, zie­mi­ste i wy­traw­ne, pod­czas gdy świe­że pa­prycz­ki są bar­dziej kwia­to­wo-owo­co­we.

6. Po­mo­do­ro pe­la­ti

Tyl­ko w ca­ło­ści. Bo wte­dy wi­dzisz po­mi­do­ra, któ­ry tra­fił do pusz­ki. Zwłasz­cza w zi­mie, gdy w Pol­sce po­mi­do­ry nie mają wie­le wspól­ne­go z po­mi­do­ra­mi.

7. Ma­ka­ron

Bo za­wsze z nie­go coś ugo­tu­jesz.

W lo­dów­ce

1. Par­me­zan

Par­me­zan jest moim zda­niem naj­szla­chet­niej­szą ze wszyst­kich form mle­ka. Ow­szem, ko­cham ma­sło i nie wy­obra­żam so­bie bez nie­go ży­cia. Ale par­me­zan to par­me­zan. Par­me­zan jest moją solą. Wzbo­ga­ci każ­de da­nie. Jest dla Wło­chów tym, czym dla Azji jest sos so­jo­wy, do­da­je się go do 90 pro­cent dań. Do­brze mu z mię­sem, z owo­ca­mi mo­rza, z rybą – choć or­to­dok­si po­wie­dzą, że ryb i par­me­za­nu nie po­win­no się łą­czyć. Ale ja Ci mó­wię – po­łącz! Zo­ba­czysz, że to ma sens. Gdy w lo­dów­ce nie mamy so­lid­ne­go ka­wał­ka par­me­za­nu, od razu za­rzą­dzam wyj­ście na za­ku­py. Par­me­zan lu­bię do­da­wać do dań, ale też pod­ja­dać jego ka­wa­łecz­ki jako prze­ką­skę, na po­czą­tek lub na ko­niec po­sił­ku.

2. Ma­sło

Bez ma­sła nie ma kuch­ni. Tak jak bez oli­wy. Nie ma, że jed­no albo dru­gie – mu­szą być oba.

3. Bo­czek

Gu­an­cia­le, czy­li pod­gar­dle, pan­cet­ta, pan­cet­ta af­fu­mi­ca­ta lub pol­ski su­ro­wy bo­czek, któ­ry może się śmia­ło mie­rzyć z naj­lep­szy­mi char­cu­te­rie w kuch­ni. Gdy mogę zro­bić so­bie ja­jecz­ni­cę na tłusz­czu z bocz­ku, to jest to moje naj­lep­sze śnia­da­nie.

4. Kon­cen­trat po­mi­do­ro­wy

Po­rząd­nie wy­sma­żo­ny na pa­tel­ni, da ci nie tyl­ko smak, ale i nie­zwy­kły ko­lor. To oso­bi­sta pre­fe­ren­cja, ale naj­bar­dziej lu­bię prze­cier w tub­ce. Taka to ze mnie tub­ko­wa snob­ka.

5. Ka­pa­ry

Ko­lej­na for­ma soli. Uży­waj jak przy­pra­wy, by nadać da­niom ko­lej­ny wy­miar.

6. Ostre pa­prycz­ki

Ta­kie ze skle­pu z pro­duk­ta­mi bli­skow­schod­ni­mi. Mu­szą być ostre i chru­pią­ce, pi­klo­wa­ne w octo­wej ma­ry­na­cie.

7. Świe­że zio­ła

Część ro­śnie na pa­ra­pe­cie, a do­dat­ko­we trzy­mam w lo­dów­ce. Pęcz­ki ko­len­dry, pie­trusz­ki, ko­per­ku – je­śli aku­rat naj­dzie mnie na go­to­wa­nie w pol­skim to­nie – taj­ska ba­zy­lia, szczy­pio­rek.

O je­dze­niu

Fla­via Bo­raw­ska: Ja­dąc po raz pierw­szy do Pol­ski, przy­wio­złaś po­noć ze sobą bu­tel­kę oli­wy.

Tes­sa Cap­po­ni-Bo­raw­ska: Tak, bo ma­rzył o niej twój oj­ciec. To były wcze­sne lata 80. i jak się do­my­ślasz, w Pol­sce wie­lu rze­czy wte­dy nie było, a na pew­no nie było ła­two o do­brą oli­wę. A po­tem przy­wo­zi­łam – i do­tąd na­dal przy­wo­żę – oli­wę, wę­dli­ny, świe­że zio­ła. No i na­sze wino z Vil­la Cal­ci­na­ia.

FB: Za­nim wy­ja­dę z Cal­ci­nai, też mu­szę za­wsze ze­brać bu­kiet lau­ru i roz­ma­ry­nu... Z tych pierw­szych two­rzy się tam ży­wo­pło­ty, te dru­gie przy­po­mi­na­ją ol­brzy­mie krze­wy, a nie drob­ne ro­ślin­ki. Gdy jest cie­pło, po­wie­trze w ogro­dzie pach­nie roz­ma­ry­no­wą ży­wi­cą. A kie­dy je­dzie­my do Włoch sa­mo­cho­dem, to wia­do­mo, że wra­ca­ją z nami wino i oli­wa. Gdy­byś mia­ła wy­brać je­den pro­dukt naj­bar­dziej cha­rak­te­ry­stycz­ny dla wło­skiej kuch­ni, by­ło­by to...?

TCB: Nie ma cze­goś ta­kie­go jak „wło­ska kuch­nia”. Kuch­nia wło­ska to kuch­nia re­gio­nal­na – ty­siąc kuch­ni ty­sią­ca miast. Ale gdy­bym mia­ła wy­brać naj­bar­dziej „wło­ski” pro­dukt, funk­cjo­nu­ją­cy jako ten iko­nicz­ny w świa­do­mo­ści cu­dzo­ziem­ców, by­ła­by to wła­śnie oli­wa.

FB: A dla mnie – par­me­zan! Bo chy­ba mogę mieć wła­sne zda­nie? (śmiech).

Za­pra­sza­my do za­ku­pu peł­nej wer­sji książ­ki